RubidiaW ramionach oceanu

Miasto słynące głównie z ogromnego portu handlu dalekomorskieg. To tutejsze stocznie bujdą statki handlowe dla całego wybrzeża. Miasto rybaków i hodowli wszelkiego rodzaju stworzeń morskich.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

W ramionach oceanu

Post autor: Yva »

Tego dnia Rubidia była wyjątkowo piękna. Złote słońce świeciło przez korony drzew a delikatny wiatr przemykał między przechodniami. Pędził prosto z małej wioski położonej na wzgórzu za miastem, a teraz wcisnął się w panujący na targowisku zgiełk. Zaciekawiony zastukał w gliniane garnki, musnął chustę wróżbitki, która uśmiechnęła się wdzięcznie i zakręcił młynek nad głową ponurego dostojnika, burząc jego fryzurę. Strażnicy obejrzeli się niespokojnie, kiedy zabębnił na ich zbrojach i chichocąc zniknął za rogiem. Rozszalałym pędem pomknął między budynkami i z ciasnej uliczki wypadł na portowy plac. Ujrzał młodą dziewczynę wspinającą się na trap statku. Od razu spodobały mu się jej błyszczące koraliki, w których mógł zobaczyć odbicie Słońca i pobrzękujące cicho paski. Zmierzwił jej włosy, brzęcząc ozdobami. Czując niewyjaśnioną obecność Morza w tej dziwnej ziemiance, wzbił się w górę i zanurkował prosto w morskie fale.
Yva z zadowoleniem wciągnęła w płuca zapach jodu zmieszany z delikatną wonią kwiatów. Ten wietrzyk przyleciał z jej wioski! Tylko tam pachniało tak pięknie. Pewnie przynosił pozdrowienia! Uśmiechnęła się szeroko i pewnym krokiem ruszyła w górę. W dzień taki jak ten nic nie może pójść źle!
Podskakując lekko wbiegła na pokład, a jej buty wybijały radosny rytm na trzeszczących deskach. Sam kapitan nazywał Wesołego Elliota "Tą przeklętą, trzeszczącą jędzą" i tak właśnie Trzeszcząca Jędza wyruszała dzisiaj w morze.
Dziewczyna pozdrowiła kilku marynarzy i pobiegła szukać kapitana, któremu miała się odmeldować przed wypłynięciem. Jej praca była prosta - miała asekurować cenny ładunek demarskich szkieł i w razie niepogody otoczyć je wodną pierzynką. Rejs był krótki - miał trwać tylko kilka dni, a płaca była bardzo uczciwa.

Nucąc pod nosem dziewczyna oparła się o burtę i zaczęła podziwiać oddalające się wybrzeże Rubidii. Dziesiątki ludzi poruszało się w porcie jak mrówki, a miasto razem z na wpół zniszczoną wieżą i zamkiem górowało nad nimi niczym krab. Kolorowe żagle statków wyglądały jak plamy farby na wodzie, a białe mewy przecinały pogodne niebo. Ich krzyk - z początku niezauważalny w zgiełku codzienności, przybrał na sile i stał się nieco złowrogi. Wypłynęli już dosyć daleko w morze, a miasto stało się jedynie niewyraźną plamą wśród zieleni.
Coś nieokreślonego ścisnęło żołądek dziewczyny. W powietrzu wisiało coś złego. Rozejrzała się niespokojnie, ale wszyscy marynarze zachowywali się normalnie. Żadnych powodów do obaw. Omiotła spojrzeniem beczki i skrzynie, które stały rzędem na pokładzie. Pokrywa jednej z nich poruszyła się...W szparze błysnęły oczy i zaostrzone zęby! Yva dostrzegła też kolczyk dyndający się pod płatkiem ucha i błysk światła na ostrzu noża.
- Piraci! - wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła. Kilkanaście postaci wyskoczyło na pokład, rozrywając drewno jakby to był papier. Miała wrażenie, że jeden czy dwóch pojawiło się nawet z powietrza. Czy byli niewidzialni?
Nie byli to swojscy piraci. Znała większość tych, którzy zawijali do portu. Owszem,łupili statki i owszem, czasem chyba zabijali, ale w gruncie rzeczy nie byli źli. Ci wyglądali dziko i bezwzględnie. Nie zdziwiłaby się gdyby siedzieli w kufrach już na długi czas przed załadunkiem. Takie twarze na pewno by zapamiętała! Nie, oni wyglądali jak banda skrytobójców, wynajęta by zdobyć bezcenny skarb. Gotowa na wszystko.
Marynarze odważnie chwycili za szpady. Yva machnęła ręką, koncentrując całą swoją moc i trafiła jednego z napastników strumieniem wody. Uderzył o burtę i zamroczony chwycił się za głowę. Zamachnęła się na kolejnego, ratując jednego z mężczyzn przed dekapitacją. Poczuła, że jest w stanie ich obronić! Niestety, piraci szybko się zorientowali, że dziewczyna jest magiem i zacieśnili wokół niej krąg. Groźno wyglądające twarze i zakrzywione noże zawirowały przed jej oczami, ze strachu zabrakło jej tchu. Cofnęła się w popłochu. Bała się użyć magii, pewna, że jeśli to zrobi, rzucą się na nią i ją zatłuką. Spojrzała rozpaczliwie do tyłu, widząc za plecami morze. Ostoję. Ratunek! Nie będzie udawała bohatera! Nawet najlepsza płaca nie jest warta tego by zginąć, a dając się pociąć nikomu już nie pomoże.
Zacisnęła powieki i z łomoczącym ze strachu sercem podjęła decyzję. Odepchnęła się mocno nogami, wzięła głęboki wdech i niewiele myśląc, wpadła w morską toń. Poczuła jak miękkie, płynne ramiona otaczają ją ze wszystkich stron. Ocean cieszył się z jej powrotu. Zakręciła się wokół, podziwiając przez chwilę światło przeświecające przez taflę wody i pozwalając sercu nieco się uspokoić. Szybko odpłynęła od statku. Niebezpiecznie byłoby teraz się wychylać. Wokół panowała cudowna cisza. Machnęła mocniej nogami, a magicznie wywołany prąd popchnął ją przed siebie. Pływanie było niesamowite, za każdym razem odkrywała je od nowa. Zastanawiała się nad tym, że magowie, którzy z powagą traktowali naukę władania nad wodą, nie lubili pływać. A może nawet nie potrafili? Co za bezsens! Tylko tak można było w pełni poczuć siłę tego żywiołu - będąc w samym jego centrum. Yva machnęła dłonią, a bąbel powietrza w kształcie ośmiornicy poszybował w górę. Powoli dochodziła do siebie po ataku piratów. Nie mogła pomóc marynarzom nie narażając siebie. Postanowiła jednak, że w porcie dowie się o kapitana i jego ludzi. Miała nadzieję, że będzie o kogo się dowiadywać.

Parę tygodni temu dziewczyna odkupiła od Demira niewielki tomik o magii wody. Demir był starym, cwanym piratem i nigdy by go jej nie sprzedał, jednak jego problemy z plecami odzywały się coraz częściej, a Yva znała okolicznego kręgarza. W ten sposób mężczyzna mógł wrócić do swoich podróży a ona dostała upragnioną księgę. Jednym z pierwszych zaklęć jakie w niej znalazła było oddychanie pod wodą. Wymagało wykonania inkantacji wraz z odpowiednimi gestami i oczywiście całym mnóstwem płonących świec. Tuż przed wejściem do wody! Bardzo w stylu magów - długie i na pokaz. Yva skróciła je tylko do niezbędnego ruchu dłońmi. W ten sposób mogła na długo zniknąć pod wodą w niebezpiecznych sytuacjach takich jak ta. Niektórzy, najbardziej przesądni marynarze mówili, że potrafi zamieniać się w pianę, jednak nikt kto ją poznał by w to nie uwierzył. Była człowiekiem z krwi i kości.
Zaklęcie bardzo przypadło jej do gustu, tak samo jak aura tajemniczości, więc ćwiczyła je z entuzjazmem, gdy tylko miała ku temu okazję.

Minęła Petro, poławiacza pereł. Był jedną z niewielu osób, które widywały ją pod wodą. Młodziutki chłopak nurkował w poszukiwaniu małż, które kryły w swoich wnętrzach białe świecidełka. Pomachała mu dłonią, posyłając w jego stronę kolejną bąbelkową ośmiornicę. Uśmiechnął się, a jego włosy zafalowały ładnie. Kiedyś będzie z niego przystojny mężczyzna.
Dziewczyna płynęła dalej, aż dotarła na głębsze wody. Nigdy nie wypuszczała się sama zbyt daleko - nie była pewna jakie stwory czają się w głębinach. Chociaż podejrzewała, że woda ochroniłaby ją, nie chciała sprawdzać tego na sobie ani żadnej żyjącej istocie.
Woda miała niesamowite odcienie. Łagodnie przechodziła z błękitu w zieleń, a później szarość i granat. Nie było widać wyraźnych granic, ale nawet czerń miała w sobie najróżniejsze tony. Piękna, nieskończona gama, zależna od tak wielu zmiennych. Czasami Yva malowała podwodne krajobrazy, przesycając płótna tymi kolorami, jednak dużo lepiej sprzedawały się widoki z powierzchni. Na te pierwsze ludzie mówili "abstrakcje" i nie byli nimi zainteresowani. Malarka była jednak pewna, że i na abstrakcje przyjdzie kiedyś czas.
Nagle w ciemności coś się poruszyło. Serce dziewczyny zamarło. Czy to tylko gra świateł? Ostrożnie podpłynęła w górę, by w razie czego szybko znaleźć się na powierzchni. Ruch, który powtórzył się nieco bliżej, niezmiernie ją jednak fascynował i nie była w stanie oderwać od niego oczu. Powoli, używając magii, przysunęła się bliżej, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
To, co wynurzyło się z mroku początkowo ją przeraziło. W pierwszej chwili wzięła istotę za ogromną rybę. Po chwili jednak dotarło do niej, że widzi syrenę! Chyba, bo zdecydowanie nie pasowała do opisów, jakie snuli marynarze. Nie była piękna - właściwie to nawet nie była za bardzo ludzka. Jej twarz była dzika a czerwone oczy błyszczały w ciemnościach. Jednak to od jej ogona Yva nie potrafiła oderwać wzroku. Był piękny! Ogromny i zielony, poruszał się lekko na boki, połyskując złotem i srebrem. Jak ogon zdenerwowanego kota, pomyślała. Z jednej strony był nadszarpnięty, jak po poważnej walce, co dodawało mu tylko charakteru. Płetwy poruszały się wdzięcznie, wyłapując morskie prądy.
Dziewczyna przesunęła wzrok na skrzela, obserwując z fascynacją ich ruchy. W opowieściach marynarzy nigdy nie było skrzeli! A jednak miało to idealny sens. Jak inaczej miałaby oddychać pod wodą? Yva przypomniała sobie obrazy syren, które malowała przez jakiś czas pod wpływem natchnienia. Zarumieniła się, czując jakie wymalowywała głupoty.
Nagle zdała sobie sprawę, że jej gapienie się mogło zostać źle odebrane. Co prawda nieznajoma też się jej na razie przyglądała, ale nie wiadomo na jak długo starczyłoby jej cierpliwości. Fakt faktem, była trochę dzika. Syrena poruszyła się lekko, a jej bure włosy, które w fascynujący sposób przypominały wodorosty, utworzyły chmurę wokół jej twarzy.
Jak w ogóle skomunikować się z tak dziwną istotą? Czy potrafi mówić? Czy wypływa na powierzchnię? Yva uśmiechnęła się nieśmiało i pomachała lekko. Wyciągnęła przed siebie zamkniętą dłoń, a kiedy ją otworzyła, mała rybka uformowana z powietrznej bańki pomknęła do nieznajomej. Chciała ją zaciekawić i nawiązać kontakt. Syrena! O tak wiele chciałaby ją zapytać! Marzyła o takim spotkaniu od dziecka! Obserwowała istotę uważnie, ciekawa jak zareaguje.
Awatar użytkownika
Gongpao
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Gongpao »

- Jesteśmy na miejscu! - rozległ się donośny głos tuż nad uchem Gongpao. - Zbieraj się młoda, postój trwa tylko dwie minuty!
Gongpao, wciąż zaspana, przeciągnęła się na wozie pocztowym, który okupowała przez ostatnie parę dni wraz z właścicielem donośnego głosu. Nie było tam dużo miejsca, ale też elfka, wychowana w prymitywnej, górskiej wiosce, wiele nie potrzebowała do szczęścia.
- Dziękuję za podrzucenie - uśmiechnęła się, schodząc z wozu. - I mam nadzieję znów spotkać się na szlaku w przyszłości.
- To ja dziękuję za towarzystwo - odpowiedział listonosz, po czym, cmokając na konia, krzyknął: - Jazda!
Wóz potoczył się w dalszą drogę po brukowanych ulicach. A Gongpao, jak wiele już razy w swojej podróży, została sama jak palec w nowym miejscu.
A jakie było to miejsce! Elfka nie dowierzała własnym zmysłom. Głęboki oddech - nowe powietrze, ostre, pełne nieznanego zapachu. Niby rześkie, a jednak tak odmienne od rześkości gór! Czy tak właśnie pachnie morze?
Ludzie! Wszędzie ludzie! Krzyczący, śpieszący się wszędzie we własnych sprawach, niekiedy wypielęgnowani, innym razem wyglądający zgoła gorzej niż jej górski wychodek, pełni życia i chwilą żyjący. Kochała tę rasę za ten pośpiech i, gdyby nie miała ważnych rzeczy do zobaczenia, z pewnością spędziłaby na obrzeżach miasta kolejne godziny, studiując tych paru nieszczęśników, których jedynym przewinieniem było kupowanie ryb na targu.
- Przepraszam pana, gdzie jest morze? - zapytała pierwszego napotkanego przechodnia.
Przechodzień burknął tylko słowa, których nie wypada cytować i wyminął ją szerokim łukiem.
- Proszę pani, czy mogłaby pani... - kolejna próba nawiązania kontaktu zakończyła się równie dobrze co poprzednia.
- No cóż, Borys - westchnęła elfka, zwracając się tym razem do swojego szczura. - Wygląda na to, że sami będziemy musieli znaleźć morze.
Jej zwierzę, znacznie bardziej obeznane z zawieraniem nowych znajomości, wyruszyło już jednak we własną podróż. W społeczności gryzoni znalezienie kuzyna drugiego stopnia w linii bocznej w mieście położonym na drugim końcu świata stanowi w zasadzie pewność, toteż Borys nie chciał tracić ani chwili. Od ciotki Honoraty w Valladonie słyszał, że jego klan od szczurzych pokoleń* toczy wojnę z klanem Dawidów. Borys nie byłby Borysem, gdyby nie postanowił wspomóc swój lud w walce.
Gongpao westchnęła ponownie, tym razem donośniej. Borys tylko pomachał jej swoim długim ogonem na pożegnanie.

Po paru godzinach elfka wreszcie znalazła swoje morze. Znalazła też poławiacza pereł, który za nic nie chciał jej teraz dać spokoju.
- Tylko dwie złote monety, tracisz okazję życia! - próbował namówić ją do zakupu. - Za taką ofertę powinni mnie już wsadzać do więzienia, toż to rozbój w biały dzień!
Gongpao rozumiała, co to ludzkie żarty. Czytała o nich w książce "Obyczaje dzywnyje ludzkiego rodzaiu tom IV".
- Bardzo zabawne - powiedziała z uznaniem. Jej książka nie opisywała niestety właściwych reakcji na "obyczaje dzywnyje"**, a w ciągu tygodnia poza domem elfka nie nauczyła się jeszcze, że śmiech stanowi często lepszą opcję niż słowa.
- Sama jesteś bardzo zabawna - naburmuszył się poławiacz pereł, myśląc, iż elfka z niego drwi. - Sprzedam ci te perły, albo moje imię nie brzmi Petro!
- Nie mam pieniędzy - wzruszyła ramionami elfka. - Ale mogę pomóc sprzedawać ci perły, jeśli chcesz. Mam oczywiście ku temu oficjalne kwalifikacje, w mojej wiosce pobierałam kurs przyśpieszonego biznesu od mędrca handlu.
Petro widocznie się rozchmurzył i pokazał jej swój mały kramik, ulokowany tuż przy pomoście.
- Możesz stać tam i zachęcać ludzi do kupna. Inne rasy też oczywiście - poprawił się szybko chłopak, a gdy Gongpao ochoczo skoczyła na nogi, dodał szybko: - A gdybyś zobaczyła czasem czarnowłosą, lekko opaloną dziewczynę, o takiego wzrostu, ubraną w błękitny strój, to - Petro przełknął nerwowo ślinę, widać było, że szykuje się by powiedzieć coś bardzo osobistego. Elfka czytała o tym zachowaniu w "Skomplikowanye emocye rodzayu ludzkiego".
- To...?
- To możesz jej powiedzieć, żeby spotkała mnie w karczmie "Pod Pstrągiem". Dzisiaj. Po zachodzie słońca. Podobno mają dobre zniżki dla par, to jest dwóch ludzi, rozumiesz, nie że par romantycznych tylko dwóch ludzi przy jednym stoliku naraz - wyrzucił z siebie ciurkiem Petro.
Elfka pokiwała głową.
- Nie ma sprawy! - powiedziała, odchodząc do stoiska.

*jakieś 3 lata
**to nie tak, że w jej wiosce faktycznie mówiło się z tymi wszystkimi niepotrzebnymi "y", to tylko mistrz literatury od pięciu pokoleń wmawiał wszystkim, że zdanie pisane normalnym szykiem, w którym nie zawiera się co najmniej jedna litera "y" na wyraz, równie dobrze mogłoby nie istnieć. Takie oszczerstwa nie mają prawa bycia w sztuce pięknej - jeszcze ktoś by pomyślał, że pisać każdy może.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

Istota wyszczerzyła zęby, co wyglądało naprawdę przerażająco w połączeniu z czerwonymi oczami i zmarszczkami pokrywającymi jej twarz. Yva cofnęła się lekko, niepewna, co syrena chce zrobić. W każdej chwili była gotowa do ucieczki.
Stworzenie jednak zignorowało bańkę powietrza, odwróciło się i kilkoma szybkimi machnięciami ogona zniknęło w głębinach. Dziewczyna odetchnęła głęboko, czując jak pulsowanie w uszach pomału się uspokaja. Serce waliło jej w piersi jeszcze przez dłuższą chwilę. To było niebezpieczne! Ale za to jakie niesamowite! Ale jednak niebezpieczne...
Zamierzała wypłynąć na powierzchnię, kiedy nagle coś zabłyszczało w piasku na dole, przykuwając jej uwagę. Jako urodzona sroka, Yva nie mogła przepuścić takiej okazji. Zanurkowała, machając energicznie nogami i chwyciła znaleziątko w garść razem z kilkoma muszelkami i całym mnóstwem mułu.

Dopiero kiedy znalazła się bezpiecznie na brzegu, parskając i otrzepując się jak mokry psiak, pozwoliła sobie obejrzeć znalezisko. Strzepnęła dłonie, a woda, którą nasiąknęło jej ubranie, opadła w dół, tworząc słoną kałużę. Sucha usiadła na nagrzanym słońcem kamieniu i wyciskając włosy, przyjrzała się przedmiotowi, który teraz spoczywał spokojnie na jej kolanach.
Był to duży, mosiężny klucz o niesamowitych zdobieniach. Na górze miał wybitą czaszkę, otoczoną kolczastym pnączem. Za nią widać było zarysowane dwa piszczele, wyrzeźbione z taką precyzją, że można było dojrzeć nawet chropowatą powierzchnię na ich główkach.
Wyobraźnia Yvy eksplodowała. Skarb starożytnych piratów! Znalazła klucz do dawno ukrytej skrzyni! Być może takiej, która znajduje się całkiem niedaleko? Może za bogactwa, które by w niej znalazła, mogłaby zapewnić spokojne życie swojej rodzinie?
Podekscytowana zaczepiła przedmiot o rzemyk, który dyndał się na jej szyi i schowała go pod bluzkę. Lepiej, żeby nikt w mieście tego nie widział. Jest całe mnóstwo osób, które darzą ją dużą sympatią, ale wcale nie powstrzymałoby ich to przed obrobieniem jej dla takiego znaleziska.
Raźnym krokiem ruszyła w stronę portu, zapominając o grozie sprzed kilku chwil. Dopiero samotna mycka, dryfująca na falach przypomniała jej o losie załogi Trzeszczącej Jędzy. Przyspieszyła, licząc, że uda jej się czegoś dowiedzieć na temat ocalałych. Odetchnęła z ulgą widząc kapitana siedzącego ze spuszczoną głową na jednej ze skrzyń. Podbiegła do niego z mocno bijącym sercem.
- Kapitanie! Wszystko w porządku? Co z resztą załogi?
- Yva! - oczy mężczyzny rozszerzyły się w zdziwieniu. Poderwał się w górę, wpatrując się w nią jak w ducha - Myślałem, że nie żyjesz! W jednej chwili uratowałaś Johna a w drugiej...już cię nie było. Myśleliśmy, że cię zatłukli! Chodź no tu, mała diablico!
Jego barczyste ramiona zamknęły ją w uścisku tak mocnym, że aż zatrzeszczały jej żebra. Zdziwiona dziewczyna odczekała spokojnie ten przypływ czułości i z niepewnym uśmiechem wyswobodziła się z niedźwiedziego chwytu. Niespodziewanie kapitan chwycił ją za ucho i szarpnął nim mocno do dołu
- A to za uciekanie z mojego statku kiedy pojawiają się kłopoty, szczurze lądowy! - warknął, ale w jego oczach migotały wesołe iskierki. Przejechał dłonią po czarnej brodzie i puścił dziewczynę, która z obrażoną miną rozmasowywała czerwony jak mak płatek ucha.
- A co z resztą załogi kapitanie? - zapytała cicho. Jędza kołysała się spokojnie na falach, ale na jej pokładzie widać było ślady walki.
- Przeżyją. Rozpruli Robina i nieźle poharatali Eve, ale chyba się z tego wyliże. Udało im się zniszczyć część szkieł, kiedy zorientowali się, że nie są w stanie położyć na nich łapy, więc na pewno nie dostaniemy za nie zapłaty. Ale to nasze najmniejsze zmartwienie. Uszkodzili Jędzę. Naprawa jej trochę potrwa…
Yva odetchnęła z ulgą, słysząc, że to, co z jej perspektywy wyglądało na masakrę, tak naprawdę obyło się bez większych strat w ludziach. Szkoda tylko Robina...będzie musiała odwiedzić jego starą matkę i przekazać jej słowa współczucia. A w wolnej chwili zajrzy do Eve, zobaczyć jak się czuje. Teraz, podniesiona na duchu, mogła ruszyć dalej.
Minęła grupkę mężczyzn pijących z małych, glinianych czarek i kilka przekupek kłócących się zajadle. W oddali ujrzała wyprostowanego sztywno maga, który rozglądał się ze znudzeniem i zapobiegawczo dała nura w tłum.
Kątem oka dostrzegła wysoką, białowłosą elfkę sprzedającą perły. Jej nietypowe ubranie i bardzo długie uszy zwróciły uwagę dziewczyny. Nieznajoma rozglądała się nieco niepewnie, jakby nigdy wcześniej tego nie robiła. Bezczelny Petro! Znowu namówił jakiegoś obcokrajowca do pracy! Yva już chciała ruszyć jej na ratunek (i porządnie wytargać chłopaka za uszy kiedy go znajdzie), jednak jej uwagę przykuły wypowiedziane półgłosem słowa.
- ...z jego zimnych szponów wyrwałem tę mapę, która na pewno…..skarbu piratów….
Zaintrygowana odszukała wzrokiem rozmówcę. Był to Mały Szu, szczurkowato wyglądający jegomość o skośnych oczkach i rzadkiej, koziej bródce. Otaczała go grupa równie podejrzanych typów, które łapczywie wpatrywały się w trzymany przez niego zwój. Mężczyzna chytrze rozejrzał się dookoła, nim rozwinął pergamin na beczce. Dziewczyna wspięła się na jeden z czekających na załadunek pakunków. Obraz przesłonił jej barczysty troll, który porykując groźnie przepychał się między przechodniami. Zanim straciła widoczność, dostrzegła jednak symbol wymalowany na mapie - była to czarna czaszka otoczona kolczastym pnączem, z dwoma skrzyżowanymi piszczelami. Czy mogło istnieć tak duże szczęście?
Awatar użytkownika
Gongpao
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Gongpao »

Handel ludzki znacząco jednak odbiegał od nauk przekazanych jej przez mędrca. Nikt nie stawał na jej wołanie, a gdy już stawał, nigdy nie wytrwał do końca długiej listy zalet noszenia pereł ochoczo recytowanej przez Gongpao. Najgorsza jednak była jawna bezczelność innych sprzedawców i okropne nieposzanowanie zasad zdrowej konkurencji.
- Przepraszam, co pani tu porabia? - zamachała rękami elfka, gdy starsza kobiecina zaczęła rozkładać się z małżami tuż obok niej.
- Na życie zbieram, a co?
- Droga pani, otrzymałam to miejsce przed panią od znajomego. Nie wypada odstraszać tak klientów koleżance po fachu śmierdzącymi muszlami!
Kobieta spojrzała na Gongpao bardzo wymownie. Gdyby wzrok mógł zabijać, elfka byłaby już zapewne w połowie drogi do Valinoru.
- Kochaniutka, nie wyglądasz mi na miejscową, więc słuchaj lepiej uważnie. U nas się wierzy w niewidzialną rękę rynku, żadnego tam znajomego, a jak kto ma z tym jaki problem, to ląduje tam - kobieta wskazała na port, do którego wpływał właśnie podniszczony statek.
- Na łajbie? - zapytała w pełni naiwna Gongpao.
- Nie głupia, w morzu - przewróciła oczami kobieta. - Wrzucamy pyskatych obcych do morza. Niepyskatych też, jeśli niszczą nam interesy - dodała po chwili zastanowienia.
Elfka zaczynała poważnie zastanawiać się, czy "Skomplikowanye emocye rodzaju ludzkiego" nie potrzebuję czasem nowego rozdziału. Takiego na przykład o wrednych przekupkach, które zdecydowanie niszczą radość z poznawania nowych profesji.
Gdy jednak już, już miała odpowiadać, ujrzała kątem oka dziewczynę, która niepokojąco pasowała do opisu podanego przez Petro.
- Ma pani rację - powiedziała szybko by zakończyć spór. - Jam tylko przyjezdna, niczego o lokalnych zwyczajach nie wiem. Będę się już zbierać.
Kobieta także dostrzegła obiekt jej zainteresowań i z przekąsem wymruczała na odchodne:
- To tak w dzisiejszych czasach się u obcych odbywa? Już nie za chłopem tylko za kobitą? Ha, mój stary mi w życiu nie uwierzy, jak mu powiem!

W czasie całego powyższego zajścia, Borys obniuchiwał szczury. Poznał już swojego kuzyna Romana, równie szarego co inni członkowie klanu Borysów i właśnie zaznajamiał się z żoną swojego brata, Kunegundą.
Ogony całej trójki latałyby ze szczęścia jak szalone, gdyby gryzonie były psami. Na całe szczęście jednak nie były. Jak wszyscy pewnie wiedzą, psy w konkursie inteligencji plasują się bowiem gdzieś pomiędzy paprotką a kapciem.
Szczury mają do siebie szacunek. Nie biorą udziału w konkursach inteligencji. I bez tego wiedzą, że plasują się w górnych procentach królestwa zwierzęcego, daleko przed wszelkimi humanoidami, a już na pewno daleko dalej przed Gongpao.
Bracie z klanu Borysa, pomyślał* Roman. Ciężkie czasy nastały. Klan Dawidów zdaje się znać każdy nasz krok, niweczyć wszystkie plany. Potrzebujemy każdej pomocy, jaka będzie nam dana. Czy zgadzasz się poświęcić własne życie ku chwale klanu i wspaniałej przyszłości?
Borys zamknął czarne oczy ze wzruszenia. Na to tylko czekał, o tym zawsze** marzył. A jednak jego nos zmarszczył się w niedowierzaniu.
Życie? Za ideał?, przekierował swoje myśli do umysłu Romana.
Cała trójka wybuchnęła śmiechem.
Masz rację, to by było głupie. Nie zachowujmy się jak ludzie!, uśmiechnął się Roman.
Otóż to, kuzynie. Nawiasem mówiąc, gdzie tu można znaleźć najbliższą karczmę?

Gongpao przepychała się w stronę zbiegowiska, które niby cholesterol w krwi zaczęło blokować naturalny przepływ ludzi na targu. Dziewczyna w błękitnym ubraniu wydawała się jednak nic nie robić z tego faktu, zmierzając w samo centrum wydarzeń.
- Kogo ty sobie wypatrzyłeś, jak-ci-tam sprzedawco pereł? - pomyślała na głos elfka.
Ktoś z tłumu wspomniał coś o piratach, ktoś inny o niepoważnych opryszkach. Jeszcze ktoś wskazał palcem na trolla, który przepychał się przez tłum zdecydowanie zbyt swobodnie. Przechodnie padali pod jego wielkimi stopami, a ci co bardziej nieszczęśliwi, odtrącani na bok przez jego barczyste ramiona - pod stopy tłumu.
- Proszę pana, panie trollu! - krzyknęła Gongpao. - Proszę uważać na swoje zachowanie, stwarza pan zagrożenie na drodze!
Poczuła mocne szarpnięcie za rękaw. Poirytowana spojrzała w kierunku jego źródła, z zaskoczeniem dostrzegając Petro. Chłopak zmaterializował się u jej boku, jakby był mędrcem magii powietrza.
- Chodź stąd lepiej - powiedział nerwowo. - To nie miejsce dla ciebie czy dla mnie.
- Gdy właśnie znalazłam twoją dziewczynę!
Petro zaczerwienił się od stóp do głów.
- To nie moja dziewczyna, widzisz, my jesteśmy tylko przyjaciółmi, nic więcej, znamy się, lubimy oboje nurkować, wiemy o naszych sekretach - chłopak ugryzł się w język. - To jest, chciałem powiedzieć, chodźmy do karczmy. Postawię ci piwo za pomoc w biznesie. Moja koleżanka - na pewno nie dziewczyna - na pewno do nas niedługo dołączy.

*Klan Borysa już dawno okiełznał magię telepatii w mistrzowskim stopniu. Po prostu nikomu o tym jeszcze nie powiedział, bo nigdy nie uważał tego za jakąś specjalnie ważną informację.
**A przynajmniej od chwili, od której usłyszał o problemie od ciotki Honoraty dwa tygodnie temu.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

Przez głowę Yvy przeleciało tysiąc myśli na raz.
“Podejść do niego? Nie, to głupie, nigdy nie odda mi tej mapy. Ani nie sprzeda. A gdyby dowiedział się, że mam pasujący do niej klucz?...To dopiero głupi pomysł! Zaproponować mu wymianę? Układ? Ale jak?”
Rozważania przerwał troll, który jako istota nie przyzwyczajona do przebywania w środku miasta, szybko stracił cierpliwość do tłoczących się zewsząd przechodniów. Ryknął groźnie i machnął olbrzymią łapą, przewracając kilka osób. Handlarze natychmiast podnieśli krzyk, żądając rekompensaty za uszkodzone towary. Więcej przedmiotów posypało się na ziemię. Ktoś zwyzywał trolla od durni (wrzeszczeć na trolla? Ci ludzie naprawdę nie mają instynktu samozachowawczego!), ktoś inny nie dosłyszał i wziął to do siebie. W porcie nie trudno było o bójkę - tyle wypuszczonego na ląd testosteronu musiało gdzieś znaleźć ujście. Jeden z marynarzy zamachnął się na drugiego, trafiając go w ucho. Yva znała tych mężczyzn. Tak naprawdę powodem bójki była wspólna kochanka, ale żaden z nich by się do tego nie przyznał.
Tymczasem coraz bardziej rozwścieczony troll z premedytacją próbował trafić kolejnych przechodniów. Ryczał przy tym wniebogłosy, zwracając uwagę wszystkich dookoła. To przyciągnęło również spojrzenia Małego Szu i jego kompanów. W głowie Yvy natychmiast zapaliła się lampka. Ostrożnie podkradła się do ich stanowiska i wysuwając rękę z tłumu, pochwyciła mapę. Natychmiast wepchnęła ją do kieszeni spodni i zniknęła między ludźmi, starając się być jak najbardziej niewidoczną. Serce waliło jej jak młot. Nigdy wcześniej nie ukradła niczego w tak bezczelny sposób! Owszem, zdarzyło jej się raz czy dwa, ale nigdy od kogoś takiego jak Mały Szu.
Oddaliła się zaledwie na kilka kroków, kiedy za plecami usłyszała krzyki mężczyzn. No tak, musieli się zorientować. Obserwowała ich kątem oka. Byli wściekli! Wzięła głęboki wdech i pozwoliła się porwać prądowi przechodniów, hamując potrzebę ucieczki, jaka wypełniła jej nogi.
Tymczasem ludzie napierali coraz mocniej - a teraz już wiedziała dlaczego. Troll zdążył wpaść w istny szał i zaczął demolować kolejne stoiska. W tłumie zobaczyła Petro rozmawiającego z białowłosą elfką. Zaczynało się robić niebezpiecznie. Podbiegła do nich i chwyciła oboje za ramiona, stanowczym ruchem popychając ich w stronę jednej z bocznych uliczek
- Cześć towarzystwo! To nie najlepszy czas na pogaduchy! Zmywajmy się stąd!
Dobiegający zza jej pleców ryk zabrzmiał jak złowrogie potwierdzenie tych słów. Petro w pośpiechu zbierał perły, które wysypały się na ziemię
- Rusz się chłopie, zaraz rozpęta się tu małe piekło! - zawołała dziewczyna, szarpiąc go za rękaw. Chłopak posłał jej wilcze spojrzenie i zawiązał woreczek, w którym nadal brakowało kilku pereł.
Yva przyspieszyła kroku, nie oglądając się za siebie, nie tylko ze względu na trolla. Czuła jak włoski na karku stają jej dęba, zupełnie jakby ktoś ją obserwował. “Nonsens. To tylko wrażenie!” pomyślała. A przynajmniej taką miała nadzieję.

W grupie ludzi, którzy tak jak oni zdecydowali się opuścić zbiegowisko, dotarli niemal pod drzwi Oceanicznego kumkwatu. Yva odetchnęła głęboko i z ulgą oparła się o ścianę. Udało im się wydostać cało i zdrowo. A co ważniejsze, w uliczce nie było ani śladu ludzi Małego Szu.
- Uff, mało brakowało. Widziałeś kiedyś, żeby do miasta wpuścili trolla? Jak on się tu dostał? - zastanawiała się Yva głośno. Petro zaczerwienił się, co ostatnio stało się jego nowym nawykiem. Dziewczynę nieco to irytowało - domyślała się powodu jego ciągłego roztargnienia, ale zdecydowanie wolała to ignorować. W okresie dojrzewania każdy osobnik płci przeciwnej jest interesujący. Odwróciła się na pięcie i wyciągnęła rękę do nieznajomej
- Cześć. Jestem Yva. Widzę, że Petro zdążył już namówić cię do sprzedawania pereł. To jego niechlubny zwyczaj ostatnio - posłała chłopakowi karcące spojrzenie. Ten uniósł ramiona i zrobił najbardziej niewinną minę na jaką go było stać.
- Jesteś tu nowa? Mam nadzieję, że akcja z trollem nie przestraszyła cię za bardzo. Dużo dzieje się w porcie, chociaż taką rozrubę widziałam pierwszy raz.
Petro uchylił drzwi gospody, a Yva zadowolona wskazała towarzyszce drogę do środka
- Choć, napijemy się czegoś na wzmocnienie. To moja gospoda, tutaj nic nam nie zagraża.
- Przez “moja” Yva ma na myśli, że tu mieszka - wtrącił Petro, najwyraźniej odnalazłszy język - Ale właściciel jest bardzo w porządku.
Dziewczyna kiwnęła głową, potwierdzając jego słowa.
- A potem, na górze, mam wam coś do pokazania.
Z jakiegoś powodu czuła, że może zaufać nieznajomej. Może dlatego, że była elfem, a te cały czas urzekały Yvę. Rzadko kiedy udawało jej się z którymś porozmawiać - zazwyczaj były zbyt zajęte swoimi wzniosłymi, magiczno-przyrodniczymi sprawami albo zwyczajnie nie chciały zniżać się do jej poziomu. A może wcale nie dlatego? Nowa wyglądała na nieco zagubioną, ale bardzo uczciwą duszę. Czego nie można było w tej chwili powiedzieć o Yvie. Dziewczyna ze strapieniem uświadomiła sobie, że właśnie rąbnęła mapę jednemu z paskudniejszych przestępców Rubidii. Ale cóż! Nie mogła się tym ciągle zamartwiać...
- Czego się napijesz? - zapytała białowłosą, szukając sakiewki z pieniędzmi. Uchylone drzwi powitały ich przytłumionym szumem rozmów, odległą muzyką i zapachem grzanego wina z Meot.
Awatar użytkownika
Gongpao
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Gongpao »

Gongpao pogubiła się w biegu wydarzeń. Mogłaby przysiąc, że w jednej minucie Petro klepał ją po ramieniu, tylko po tylko by w następnej siedzieć naprzeciw dziewczyny w błękicie w karczmie. Jedynym co dotarło do elfki, był tłum - pierwsze zbiegowisko w jej życiu, tyle ludzi w jednym miejscu! Jej krewni mieli rację, gdy mówili, że jeśli jeden człowiek to kłopot, pięćdziesięciu oznaczało wulkan czyhający tylko na wybuch.
Gdy tylko o tym pomyślała, naszła ją ciekawość, skąd w wiosce ukrytej głęboko w górach wzięło się powodzenie oparte o wulkan czy ludzi. Nie mieli przecież ani jednego, ani drugiego.
- Cześć. Jestem Yva - wyrwała ją z rozmyślań znajoma Petro.
- Ładne imię - uśmiechnęła się elfka, a, wskazując na siebie, powiedziała: - Gongpao. Czemu mieszkasz u kogoś w domu? Czy to jakiś ludzki zwyczaj? Żadna z moich książek o nim nie wspomina! Swoją drogą, Petro, musisz być zadowolony. Wreszcie znalazłeś swoją dziewczynę!
Chłopak wydał z siebie niekontrolowany dźwięk, jakby zdusił w sobie czkawkę w połowie jej wędrówki do przełyku, przybierając barwę podobną do ojca Gongpao, gdy ta powiedziała mu o swoich planach studiowania ludzkości. Mistrz literatury opisałby pewnie ten odcień w całym paragrafie - my
- Chyba Petro będzie potrzebne coś do picia bardziej niż mnie - powiedziała zmartwiona elfka. - Musiał naprawdę ciężko przeżyć chaos na targu. Niesłychane wydarzenie swoją drogą, taki chaos. U nas nie uświadczy się niestety takich rzeczy, wszyscy są zazwyczaj zbyt zajęci nauką w bibliotece i filozoficznymi dyskusjami na temat pochodzenia kwantów. Może poza momentami, gdy ktoś odważa się podważać autorytet mistrza literatury do tworzenia barwnych opisów, wtedy zaczyna się piekło. Ten elf zupełnie nie umie się opanować, na domiar złego... - dalszy potok słów przerwało trzaśnięcie drzwi.
Do pomieszczenia wtoczył się szczurkowaty jegomość z trollem u boku. A raczej: troll z obowiązkowym rykiem wpadł do karczmy, a jegomość niemrawo dreptał w jego cieniu. Gongpao zadrżała, podobnie zresztą Petro. Istnieje fenomen zwany instynktem samozachowawczym, który ujawnia się w każdej istocie na widok ryczącego trolla w karczmie. A przynajmniej prawie w każdej.
- Drzwi! - krzyknął karczmarz, zupełnie nieprzejęty całą sytuacją. Gdyby miał reagować na każdego jegomościa z trollem, który wtacza się do jego przytułku, już dawno zmieniłby branżę.
Szczurzy jegomość nie wypełnił polecenia. Więcej: zrzucił z najbliższego stołka pijaka, sam na niego wchodząc. Gdyby ktoś w budynku miał jeszcze wątpliwości co do niecności jegomościa, teraz musiał się ich już wyzbyć. Są pewne prawa cywilizacji, których nikt prócz najgorszych zbrodniarzy nie waży się łamać - niezrzucanie pijanych ludzi ze stołków znajduje się na samej górze tej listy.
- Drodzy obywatele, jak podobało się wam dzisiejsze zamieszanie na targu? - powiedział donośnym głosem. - Widzicie, mojemu drogiemu klientowi - to mówiąc wskazał na trolla. - podobało się niezmiernie i poważnie rozważa jego powtórzenie tu i teraz. Musicie bowiem wiedzieć, że ten oto absolutnie cnotliwy i spokojny podróżnik, przybył z bardzo daleka w poszukiwaniu pewnego przedmiotu, który jeszcze do niedawna znajdował się w moim posiadaniu. Mówię: do niedawna, albowiem w całym dzisiejszym zamieszaniu gdzieś się zapodział. Wierzę, że choć jeden wie, o jakim przedmiocie myślę i już śpieszy się go zwrócić. W innym wypadku mój nowy kolega będzie zmuszony sam odnaleźć wśród was winnego.
- Nie chciałabym być osobą, o której mówi ten człowiek - powiedziała Gongpao, nie próbując nawet ukrywać podekscytowania. - Szykuje się niezłe widowisko, nie sądzicie? Petro, Yva, wy to umiecie wybrać lokal!
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

Yva roześmiała się na słowa Gongpao
- Nie, to nie żadna tradycja. Pochodzę z małej wsi, która leży na wzgórzach za Rubidią. Tutaj wynajmuję pokój, bo nie posiadam własnego domu. Trafiłam tu...eee, to długa historia. W każdym razie ten zbitek desek jest teraz moim własnym miejscem. Może pokój na poddaszu to niewiele, ale w czasie ulewy słychać w nim miły stukot deszczu, a z okna rozciąga się piękny widok.
Reakcja Petro jeszcze bardziej rozśmieszyła dziewczynę. W dobrym humorze słuchała paplaniny rozentuzjazmowanej elfki.
Mistrz literatury brzmiał jak bardzo barwna postać - ostatecznie chyba rzadko trafia się na elfa choleryka. Już chciała poprosić, by Gongpao opowiedziała o nim coś więcej, kiedy drzwi karczmy otworzyły się gwałtownie. Uśmiech zamarł jej na ustach.
Do środka - o zgrozo! - wtoczył swoje wielkie, szare cielsko troll. Yva podejrzewała, że wszystkie trolle są takie same, ale tych kaprawych ślepi nie dało się z niczym pomylić. Ten egzemplarz dał już wcześniej popis na targowisku.
Jakby tego było mało, tuż za nim wsunął się do środka Mały Szu, obrzucając wszystkich złowrogim spojrzeniem. Grymas złości spowodował, że jego brzydka twarz stała się jeszcze bardziej paskudna.
To, co powiedział, zelektryzowało Yvę. Co też jej przyszło do głowy, że rąbnęła tę mapę?! Czy naprawdę sądziła, że nie będą jej szukać?
-- Nie chciałabym być osobą, o której mówi ten człowiek. Szykuje się niezłe widowisko, nie sądzicie? Petro, Yva, wy to umiecie wybrać lokal! - beztroskie słowa Gongpao zadudniły głucho w ciszy. Wszystkie głowy zwróciły się w ich stronę. Yva dałaby dużo, by zamienić swoją magię wody na magię powietrza. Jedynym czego teraz chciała, to stać się niewidzialną.
Niestety, wodne czary do niczego by się jej nie przydały. Jeśli postanowią przeszukać każdego w Kumkwacie, nie będzie miała jak ukryć mapy. Co gorsza, znajdą też klucz. Przez chwilę rozważała swoje szanse w starciu z trollem. Może i dałaby radę uciec, ale naraziłaby na niebezpieczeństwo nie tylko Petro i Gongpao, ale także najprawdopodobniej innych ludzi w karczmie. No i byłaby skreślona w Rubidii. Musi coś wymyślić i to szybko!
Tymczasem szczurkowary zbir wbił swoje małe ślepia w białowłosą
- To może zaczniemy od ciebie, pyskaty elfie? Pamiętam cię z targowiska. Co tam robiłaś?
Kilkoma susami znalazł się koło dziewczyny. Za nim, zrzucając naczynia i potrącając ludzi, podążył powoli troll.
- Może to ty ukradłaś moją mapę?
Na znak przestępcy stwór wyciągnął swoje wielkie łapy w stronę dziewczyny.
Yva rozpaczliwie rozejrzała się dookoła. Ludzie trzymali w rękach kufle piwa, a niektórzy kielichy z winem. Zacisnęła powieki i próbowała sobie przypomnieć wszystko co wie o trollach. Owszem, były wykłady w Wieży Magów. Wiele nudnych wykładów...Gdyby tylko uważniej ich słuchała! Ale magowie potrafili sprawić, że wszystko wydawało się takie bez sensu. Czego boją się trolle? Pustka w głowie. Jakie mają słabe punkty? Są wielkie, głupie, niezdarne...to na nic! Co je drażni?
W tym momencie - po raz drugi tego dnia - w głowie dziewczyny zapaliło się światełko. Węch! Te wielkie, tępe, krótkowzroczne stwory mają bardzo dobry węch. Zamknęła oczy, koncentrując się na otaczającym ją pomieszczeniu. Wyczuwała trunki, chlupoczące cicho w naczyniach i wielki gar grzanego wina, bulgoczący na ogniu. A gdyby to wszystko jeszcze trochę podgrzać?
Wykonała łagodny obrót dłońmi, a płyny jak na komendę zgodnie zaczęły parować. Jednostajny szum wypełnił izbę, a kilka zaskoczonych osób upuściło gwałtownie rozgrzane kubki. Aromatyczny dym szybko zaczął gryźć w oczy. W wilgotnym powietrzu ciężko było nawet oddychać. Małe ślepka trolla naturalną koleją rzeczy zaczęły łzawić, a jego ryk zabrzmiał jak grzmot pośród chmur. Stwór warknął głośno, kichnął i trąc łapami po pysku, pobiegł w stronę wyjścia. Nie ważne co mówił pan Szu - zdecydowanie mu się tu nie podobało!
W wilgotnym powietrzu odezwały się głosy pojedynczych klientów, kilka osób podniosło się z miejsc. Bez wielkiego ochroniarza Mały Szu nagle stracił swój animusz.
- Chodźcie na górę - szepnęła Yva, wstając po cichu i kierując się w stronę schodów.
Awatar użytkownika
Gongpao
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Gongpao »

Gongpao nie miała pojęcia, jakim cudem szczurowaty jegomość mógł ją usłyszeć, a tym bardziej uznać jej słowa za pyskate. Mistrz literatury uczył ją wszak nie raz, że słowo to oznacza "odpowiadać komuś zuchwale i arogancko". O ile jeszcze tę zuchwałość mogła w jakiś sposób uzasadnić - zdarzają się ludzie, którzy nie rozumieją zwykłej, elfiogórskiej ciekawości, czytała o tym w "Yake człowieczą bestię poyąć umysłem" - o tyle zupełnie nie pojmowała faktu, jak osobnik mógł uznać jej słowa za odpowiedź na jego przemowę. Nie nawiązali przecież żadnego dialogu.
Elfka już, już miała wyłożyć jegomościowi i jego kompanowi podstawy retoryki, gdy troll, do tej pory zbliżający się powoli w jej stronę, obrócił się na pięcie i uciekł przez drzwi.
- Chodźcie na górę - szepnęła dziewczyna w błękicie.
Gongpao jakby niedosłyszała wypowiedzianych słów. Zgarbiła ramiona, spuściła głowę, jej dopiero co rozpromieniona twarz zamieniła się w pochmurny grymas. Nawet zazwyczaj radośnie sterczące uszy oklapły odrobinę.
- Czemu on uciekł? Zawsze chciałam wziąć udział w karczmarskiej bójce - westchnęła.
- Z Yvą pewnie będziesz miała jeszcze ku temu okazję - pocieszył elfkę Petro, ciągnąc ją usilnie za rękę.
- Mój ojciec zawsze mawiał, że nie ma sensu czekać na okazję, lepiej je tworzyć! - uśmiech wrócił na twarz Gongpao. - Petro, uderz tego mięśniaka, który podnosi się z podłogi, a ja do ciebie dołączę.
Chłopak widocznie nie podzielał optymizmu elfki. Wręcz przeciwnie, gdyby jego dziewczyna - to jest, znajoma, jak najbardziej tylko znajoma, bardzo dobra przyjaciółka, tak, tak - Yva nie użyła w swojej wypowiedz liczby mnogiej, kto wie, czy Gongpao nie zostałaby ze swoim pomysłem sama.
Zamiast tego Petro tylko odchrząknął, starając się ukryć zirytowanie pod płaszczem naprawdę miernie skrywanego poddenerwowania:
- Teraz mam ochotę co najwyżej uderzyć ciebie. Chodź już na górę!
Gongpao widocznie niepocieszona powlekła się z resztą grupy na górę.
- Ojciec miał rację co do ludzkich mężczyzn: nie macie za grosz taktu - burknęła tylko, opuszczając parter, gdzie szczurowaty jegomość od paru minut usilnie praktykował sztukę zapadania się pod ziemię. Jak na razie osiągnął jedynie poziom podłogi, a i to z pomocą trzech osiłków na jego plecach.

W całym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na grupkę szczurów, która bezczelnie żłopała piwo na samym środku lady.
Kuzynie, Borys skinął łebkiem z uznaniem. Muszę przyznać, że ty to jednak umiesz wybrać lokal!
Roman skłonił się w stylu, który przez lata rozwoju szczurzej kultury ewoluował w serię figur godnych mistrzów świata w kankanie. Jedyną różnicą było to, że gryzonie wysokiego rzędu* wykonywały wszystkie figury za obu partnerów jednocześnie.
Za to ty, drogi Borysie, doprawdy nie umiesz dobierać właścicielki!, zadrwił.
Gdybym sprzymierzył się z innym elfem, nigdy nie opuściłbym tej zawszonej dziury w górach, skrzywił się Borys. Czy wiesz, jak trudno jest znaleźć nieludzia na tyle głupiego, by dobrowolnie przemierzał świat?
Kunegunda machnęła ogonem. Przez czas rozmowy Borysa i Romana w karczmie zapadła zupełna cisza i tylko pojedynczy krzyk podstarzałej dziewicy odbijał się echem od zbutwiałych desek sufitu.
- Szczury! Szczury w karczmie!
Roman, Borys i Kunegunda pokręcili owłosionymi łebkami. Rasizm nigdy nie przestawał ich zaskakiwać. Czy kto widział kiedykolwiek szczura, który na widok człowieka bezczelnie przerywa mu pogawędkę przy piwie, piszcząc wniebogłosy nazwę jego gatunku?
Zapewne nie. Trudno piszczeć wniebogłosy, gdy główną metodę komunikacji ze światem stanowi telepatia.

Gongpao, Petro i Yva siedzieli na podłodze skromnej izby. Elfka, wciąż niepocieszona, skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła bykiem na chłopaka.
- Pomagałam ci przez cały dzień sprzedawać perły na targu - wypomniała mu naburmuszonym tonem.
- I nie sprzedałaś ani jednej! - zauważył, poniekąd słusznie, Petro.
- Ponieważ w waszej niecywilizowanej mieścinie nie uznajecie Zasad Sprawiedliwego Handlu! Wiesz, że jedna podstarzała kobieta ośmieliła się wtargnąć na moje dziesięć stóp kwadratowych wolnej od konkurencji przestrzeni? Przecie to stoi w sprzeczności z paragrafem szóstym, ustępem czwartym Kodeksu Wymiany Dóbr i Usług!
- My nie mamy Zasad Sprawiedliwego Handlu! Nigdy nawet o nich nie słyszeliśmy!
- Upadek obyczajów!
- My to wolimy nazywać laissez faire - odparł Petro, mocno akcentując ostatnie dwa słowa. Widać było, że jest nadzwyczaj dumny z faktu, iż nie tylko zapamiętał, ale też wypowiedział to obcobrzmiące pojęcie. - Prawdziwą niewidzialną ręką rynku, niezwiązaną żadnymi ograniczeniami.
Gongpao jakby mowę odebrało i po raz pierwszy tego wieczoru naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć. Za używanie pradawnej mowy neoklasycystów w jej wiosce szło się na lincz albo gorzej - na monolog mistrza literatury.
- Odchodząc od tematu handlu - zmienił temat Petro. - Yva, wydawałaś się mocno poddenerwowana sytuacją na dole. Znaczy się - dodał zaraz, natychmiast się rumieniąc. - Nie żebym cię nadmiernie obserwował, nie, ja tylko widziałem, wiesz - wykonał wymowny ruch ręką - że używasz swojego daru, a to nigdy nie zdarza się bez przyczyny. O co więc chodzi?

*Zgodnie z klasyfikacją opracowaną przez szczury. Ktoś mógłby stwierdzić, że niesprawiedliwym i aroganckim jest określanie swojego gatunku mianem "wysokiego rzędu". Warto jednak zauważyć, że ten ktoś zapewne sam należy do rasy, która postawiła się na szczycie łańcuchu pokarmowego.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

Dopiero za zamkniętymi drzwiami pokoju Yva poczuła się bezpiecznie. Zdjęła z łóżka kolorowy pled i rozścieliła go na podłodze. Poczekała aż goście usadzą się wygodnie. Słuchając jak Petro i Gongpao sprzeczają się między sobą, oparła rozognione czoło o szybę. Mało brakowało tam na dole.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że przyjaciel wymówił jej imię. Plątał się w słowach, pytając o powód jej zdenerwowania. Konspiracyjnym szeptem dodał, że użyła swojego “daru”, a to nie zdarza się bez przyczyny. W tym momencie Yva poczuła się zbyt zmęczona całą sytuacją, by pozwolić sobie na dalsze udawanie
- Daruj sobie tę całą tajemniczość Petro. Nie ma sensu ukrywać tego przed Gongpao, przecież już pewnie zauważyła. A jeśli nie to sama jej powiem. Jestem magiem wody - dodała szybko, widząc, że chłopak już nabiera powietrza, żeby jej to wyperswadować - To dlatego troll uciekł z karczmy. To ja spowodowałam, że wszystko zaczęło parować. I nie daj się zwieść słowom Petro. Wcale nie używam magii tylko w wyjątkowych okolicznościach. Po prostu w mieście jestem bardziej ostrożna, bo… mam pewne zatargi z magami. W ich obecności staram się nie rzucać w oczy.
Oparła rękę o wisiorek z dłonią, a pod nim wyczuła kształt zdobionego klucza. Zdjęła go z szyi i położyła na pledzie między nimi. Obok rozłożyła mapę, przyczynę całego zamieszania.
- Widzicie… Tego właśnie szukał Mały Szu. Zabrałam mu tę mapę na targowisku, kiedy zaczęła się ta cała rozróba z trollem. Teraz rozumiecie czemu nie mogłam mu pozwolić żeby nas przeszukał?
Petro wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi ustami
- Zwariowałaś?! Ukradłaś mapę Małemu Szu?! Yva! On mógł cię za to zabić! Po kiego grzyba to zrobiłaś?
Oczy dziewczyny zabłysły jasno
- Dzisiaj rano, kiedy nurkowałam, znalazłam pod wodą ten klucz. A teraz spójrzcie tutaj! Symbol jest identyczny! Jestem przekonana, że to mapa do skarbu! To symbol pradawnych piratów!
Chłopak ujął w rękę metalowy przedmiot i przyjrzał mu się sceptycznie.
- Gongpao, ty czytałaś całe mnóstwo ksiąg. Widziałaś gdzieś już takie coś? - spytał, podnosząc znalezisko na wysokość oczu elfki. W tym czasie Yva zaczęła studiować mapę, której wcześniej nie zdążyła się przyjrzeć. Mocno pożółkła, pokryta była kilkoma podejrzanymi plamami. Krwi? Wypełniały ją wzory naniesione czarnym atramentem, teraz już mocno wyblakłe. Ładnie narysowana linia brzegowa wyglądała dosyć enigmatycznie, zwłaszcza, że nie było na niej widać żadnych miast. Trzy rzeki wpadały do oceanu w pewnej odległości od siebie. Na lewo od tej ostatniej zaznaczony był las. Jeden punkt na jego brzegu zakreślono kołem, od którego poprowadzono trzy linie. Wszystkie sięgały prawej strony mapy, gdzie każda z nich zakończona była rysunkiem. Na pierwszym widniało rozłożyste drzewo, pokryte zwisającymi lianami, na drugim posąg olbrzymiej głowy, która leżała samotnie w trawie. Trzeci przedstawiał wejście do jaskini ze skałami przypominającymi cztery kły. Prawy róg pergaminu wypełniał również ciąg symboli niezrozumiałych dla dziewczyny.
Spojrzała na Petro i Gongpao z nadzieją, licząc, że być może oni coś z tego zrozumieją. Głównie na Gongpao. Tylko na Gongpao. Petro marszczył brwi i obracał głowę, próbując dopasować nieznany obraz do swojej marnej wiedzy na temat wybrzeża.
- Może to gdzieś pod Turmalią? - zapytał z nadzieją. Yva zaprzeczyła ruchem głowy
- Nie, to bez sensu. Tam nie ma żadnych lasów. Myślicie, że może chodzić o Las Driad? No chyba że to któryś z zagajników w pobliżu Leonii...Nigdy nie byłam tak daleko, ale nie wydaje mi się, żeby o to chodziło. Ktoś wyraźnie zaznaczył wielkie drzewo, a takich nie ma na wschodnim wybrzeżu. A ty co o tym myślisz Gongpao?
Awatar użytkownika
Gongpao
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Gongpao »

Gongpao zmarszczyła brwi, wpatrując się w mapę. Gdzieś w tyle jej umysłu zawsze tkwiła świadomość, że istnieje taki przedmiot, ba, słyszała o nim nawet legendy od ludzi spotkanych po drodze - zazwyczaj pomiędzy zaskoczeniem z faktu jego nieposiadania, a ofertą lokalnego alkoholu i ogórków kiszonych - jednak nigdy nie zajęła się tym zagadnieniem na tyle, by wejść w jego posiadanie. Jej technika podróży nie wymagała przecież mapy. Wystarczyło jej tylko pamiętać, skąd przyszła, żeby wiedzieć w którą stronę nie szukać transportu. Reszta zawsze jakoś układała się w drodze*.
- Może być i Las Driad - stwierdziła po chwili zastanowienia. - A co, masz zamiar tam jechać? Jeśli tak, muszę się dołączyć! Nie żebym wiedziała cokolwiek o lasach, ale driady i elfy to prawie że ten sam gatunek, więc na pewno przydam się w nawiązywaniu nici porozumienia międzygatunkowego!
Wiedza anatomiczna Gongpao ukryła się z zażenowania w ciemnych zakamarkach jej umysłu. Lata nauki, miliony przeczytanych książek i tysiące gąsienic straciło swoje życie, żeby elfka produkowała z siebie tak bezsensowne stwierdzenia jak to powyższe. Nawet Petro, który o anatomii wiedział zapewne tyle co o zwyczajach godowych tysiącletnich smoków, przyjął słowa Gongpao ze sporą krztyną powątpiewania.
Nagle twarz elfki przybrała wyraz czystego przerażenia.
- Borys! Nie mogę opuścić miasta bez mojego szczura! Poczekajcie tu chwilę, muszę go znaleźć - to mówiąc, wystrzeliła z pokoju jak z procy, zostawiając dwójkę nowych znajomych bez choćby słowa wyjaśnienia.

Borys rozciągnął się, patrząc z dumą na pobojowisko, które kiedyś zwało się parterem karczmy. Ludzie leżeli jeden na drugim, żaden ze stołów nie posiadał tej samej liczby nóg, rozwalone beczki z piwem walały się po całym klepisku, samo zaś piwo znajdowało się wszędzie prócz miejsca, gdzie znajdować się powinno. Na samym środku tej sceny siedziały zaś z dumą trzy szczury, w całkowitym spokoju racząc się salcesonem.
Lokalni nigdy nie wyjaśnią, co dokładnie wydarzyło się tego wieczoru w karczmie, a wszyscy świadkowie na pytanie o to, co zaszło, będą tylko odchrząkiwać niepewnie, spoglądać w dal i szybko zmieniać temat.
"O pewnych zdarzeniach lepiej nie wspominać", odpowiedzą co bardziej rozmowni.
Na razie jednak trzy szczury świętowały wygraną w spokoju.
Do czasu.
- Borys! - rozległ się krzyk ze schodów, a po chwili wielkie ręce wyciągały się już po szczura.
Szare stworzenie popatrzyło tylko z paniką w oczach na szybko oddalającą się rodzinę. Nie było czasu uciekać, wielki triumfiator z sekundy na sekundę zmalał do zwierzaka domowego, gdy elfka przytuliła go do piersi.
- Tu jesteś! Nie odchodź ode mnie tak więcej, widzisz przecież, jak niebezpiecznie w ludzkich miastach - Gongpao zatoczyła ruch ręką wokół pokoju. - A nuż się obejrzysz, gdy wokół ciebie rozegra się istny Ragnarok! I nie wyrywaj się tak, muszę cię stąd zabrać, jedziemy z moimi nowymi znajomymi do Lasu Driad.
Borys tylko mocniej zaczął się szamotać w stalowym uścisku elfki.
Kuzynie, ratuj, ona chce mnie zabrać! Co będzie z naszą wojną?
Oczy Romana zaświeciły się na wieść o celu podróży Gongpao.
Jesteś wspaniałym wojownikiem, przyznał. Jednak jesteś tylko jeden. Jedź z nią do Lasu Driad, znajdź legendarny trzeci pułk bojowy naszego klanu. Zwerbuj ich dla naszej sprawy, a przysłużysz się w bitwie bardziej niż swoją obecnością!
Borys wyprężył swoją małą, szczurzą pierś i skinął głową. Był gotów na nową przygodę.
- Spójrz tylko, jakie mamy szczęście. Nasz listonosz z rana leży pod ścianą! Sądzisz, że zgodzi się nas znowu podwieźć?
Listonosz, o którym mowa, właśnie odzyskał świadomość po wcześniejszej bójce. Słysząc jednak słowa elfki, modlił się jednak, by na nowo ją stracić. Przyszedł do karczmy tylko po to by napoić konie przed podróżą w dokładnie przeciwnym kierunku od Lasu Driad i bynajmniej nie paliło mu się nadkładać dwóch dni w podróży by podrzucić jedną przybłędę.
Jeden rzut okiem na Borysa na ramieniu Gongpao zerwał go na równe nogi.
- Las Driad, pani elfko? Jak najbardziej proszę pani, właśnie tam zmierzałem, cóż za szczęśliwy, hehe, zbieg okoliczności, naprawdę szczęśliwy.
Borys skinął łebkiem z aprobatą, a listonosz odetchnął z ulgą. Krople potu, które pojawiły się na jego skroniach, spłynęły powoli po jego twarzy. Z dwojga złego wolał już powolne tortury swojego pracodawcy niż ponowną bójkę ze szczurem. Tortury w najgorszym wypadku zostawiały człowieka z mniejszą liczbą palców. Po wydarzeniach dzisiejszego wieczora mógł się założyć, że przybyły mu co najmniej dwa i to bynajmniej nie w miejscach, w których chciałby je mieć.
- Świetnie! - zaklaskała w ręce Gongpao. - Yva, Petro, chodźcie, znalazłam nam transport!

*Nie bez małej ingerencji Borysa, który w przeciwieństwie do właścicielki, już w pierwszy dzień nabył od ciotki Honoraty komplet przewodników "Samotny Kontynent" Antoniego i Maureen z klanu Wheelerów, dzięki czemu doskonale wiedział gdzie znaleźć najtańszą karczmę w okolicy.

Dalsza podróż Gongpao i Yvy
Zablokowany

Wróć do „Rubidia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość