Rubidia[Statek] Taki miałam Kaprys

Miasto słynące głównie z ogromnego portu handlu dalekomorskieg. To tutejsze stocznie bujdą statki handlowe dla całego wybrzeża. Miasto rybaków i hodowli wszelkiego rodzaju stworzeń morskich.
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        - Czekaj, przytrzymaj mu drzwi - Ijumara upomniała swojego załoganta, by ten przypadkiem nie przytrzasnął Thora albo nie zamknął mu drzwi przed nosem, gdyż pani kapitan była skłonna przypuszczać, że potężny wilkor byłby w stanie wyjść razem z nimi i nawet się tym zbytnio nie przejąć. A ona niespecjalnie lubiła, gdy wiatr hulał jej po kajucie i rozwiewał wszystkie papiery - w takich warunkach naprawdę nie dało się pracować!
        Gdy już załogant i zwierzęcy towarzysz Callisto wyszli na pokład, Iju mogła ponownie skupić się na dociekaniu czym też jest tajemnicza wyspa na mapie od rudowłosej pasażerki. Cały czas nie mogła pozbyć się myśli, która czaiła się gdzieś z tyłu głowy i podpowiadała jej, że coś na temat tego miejsca wie… Tylko teraz nie umie wyciągnąć tej informacji spod sterty innych zapamiętanych głupot. A na dodatek Kelsier nie ułatwiał jej skupienia się. Białowłosy pasażer wystawiał nerwy Ijumary na naprawdę poważną próbę i pani kapitan zaczynała się zastanawiać, czy on to robi specjalnie czy też przychodzi mu to równie naturalnie co oddychanie. Był miły, nawet bardzo miły, a przy tym jego gesty raz na jakiś czas sugerował jej, że ma u niego jakąś szansę. To znaczy: nie, żeby wątpiła w to, że jest świetną partią, ale wiadomo jak to jest z facetami, każdy lubi co innego i w sumie Kelsier był tak subtelny, że Iju już powoli traciła rozeznanie czy mu się podoba, czy też tylko tak sobie roi. Tak jak dokładnie w momencie, gdy podawała mu książki: musnął palcami wierzch jej dłoni w sposób, który według niej tylko z pozoru był przypadkowy. No ale właśnie, mogła sobie to tylko tak interpretować, bo gdy podniosła na niego wzrok, on już był całkowicie zainteresowany otrzymanymi tomami legend i siadał sobie z nimi wygodnie przy stole. Pani kapitan nie powstrzymała lekkiego skrzywienia ust, które można było interpretować zarówno jako irytację, jak i konsternację. Gdy jednak mężczyzna się do niej zwrócił, ona miała już normalny wyraz twarzy i nawet się do niego uśmiechnęła.
        - W istocie, niewiele wiadomo - przyznała, kręcąc na palcu luźny kosmyk włosów. - Dwa dni rejsu na południe, południowy-zachód od Turmalii, w pobliżu przebiega praktycznie tylko jeden szlak handlowy prowadzący na Wyspę Syren. Ale legend czy plotek o tego typu wyspach nie ma wiele. Są o pojedynczych osobach, przedmiotach, ale o wyspach nie. Wiadomo, historię o wyspie dużo łatwiej jest zweryfikować - zauważyła z zadowoleniem. - Może po prostu jak coś wpadnie ci w oko, to możesz mi pokazać ten tekst? Jak zobaczę pierwsze słowa to na pewno będę wiedziała czy to jest to, bo naprawdę, coś mi świta, coś mi dzwoni, tylko jeszcze nie wiem w której kantynie - zapewniła, wręczając część zbiorów Callisto.
        - Słucham - zachęciła ją, gdy kobieta nerwowo próbowała coś powiedzieć, nawet się do niej uśmiechnęła. Dostrzegła, że ruda jest zdenerwowana i nie chciała jej dodatkowo stresować, gdy jednak usłyszała jej wyznanie, musiała przyznać, że była nieco zaskoczona. Ją ojciec nauczył czytać i pisać gdy była jeszcze tak mała, że wchodziła na baczność pod stół. Z drugiej jednak strony wielu jej marynarzy potrafiło jedynie podpisać się wyuczonym gryzmołem, który często nawet nie był ich imieniem: wszelkie umowy podpisywali po ich głośnym odczytaniu przez członka kompanii, często właśnie przez panią kapitan. W sumie, gdy teraz Nigorie się nad tym chwilę zastanowiła, doszła do wniosku, że analfabetyzm nie jest wcale tak częstym zjawiskiem i tylko ją poniósł optymizm wynikający z tego, że sama umiała i uwielbiała czytać. Zaraz zrobiło jej się głupio.
        - Jejku, przepraszam… - zaczęła natychmiast, lecz w tym samym momencie Callisto zaczęła mówić, a słowa wypluwała z siebie tak pośpiesznie, że pani kapitan nie śmiała jej przerywać. A gdy już elfka skończyła, na twarzy Ijumary pojawił się szeroki, promienny uśmiech.
        - Oczywiście! - zapewniła bez chwili zastanowienia. - Z przyjemnością! Z chęcią cię tego nauczę: i pisania, i czytania, później nawet mogę pożyczyć ci kilka prostszych książek, byś mogła sobie ćwiczyć sama! Założę się, że jeśli dzisiaj przysiądziemy, to do Turmalii już będziesz umiała podstawy! Wieczorem się tym zajmiemy, teraz, póki mam chwilę, poszukałabym tej wyspy...
        Iju obróciła się ponownie w stronę regału z książkami i zaczęła pośpiesznie przebiegać wytłoczone na grzbietach tytuły. Przeniosła ciężar ciała na lewą nogę, uwydatniając w ten sposób jedno biodro i wsparła na nim dodatkowo dłoń. Nagle jakby ją olśniło.
        - Wiecie... - zaczęła powoli, dalej patrząc na książki przed sobą. - Przypomniało mi się, z czym kojarzyła mi się ta mapa, ta wyspa, do której jeszcze nikt nie dotarł. Jest taka legenda o dwóch pirackich kapitanach, którzy przybyli pewnego dnia jakby znikąd. Ich statki miały żagle poznaczone błękitem, jakby zamarzła na nich mgła, a oni sami wyglądali jak lodowi giganci, byli potężnej budowy i mieli długie białe włosy i brody. Nosili imiona Sjorgi i Ordon, wszystko wskazywało na to, że pochodzili z Północy, choć przecież wiadomo, że nie istnieje morskie przejście między południem a północą, a w każdym razie nie na tyle blisko, by taka podróż była realna… Ich statki miały swoje imiona, każdy osobne, nadano im jednak jedno wspólne miano: Paszcza Zimy. Bo napotkane statki nigdy nie zdołał im umknąć, były połykane przez piratów. Sjorgi i Ordon szybko się obłowili, a za swą bazę obrali wyspę z ogromnych drzewem rosnącym w samym jej centrum, do której tylko oni znali drogę wśród mgieł i ostrych jak brzytwa skał: ktokolwiek ich ścigał, polegał, pożarty przez morze. Zgromadzone przez nich bogactwa szybko stały się legendarne, lecz oni chcieli więcej i więcej, jakby złoto pomieszało im w głowach. Kto wie, może wśród skarbów był jakiś przeklęty artefakt, o którego istnieniu nie zdawali sobie sprawy? Lecz tak jak na początku łupili i mordowali razem, tak z czasem zaczęli patrzeć na siebie wilkiem, przekonani, że ten drugi chce zagarnąć wszystko dla siebie. W końcu doszło do walki między nimi, swe ostrza skrzyżowali na wyspie, stojąc na stosach swoich skarbów. Irracjonalna nienawiść i wrodzona waleczność sprawiły, że żaden nie chciał ustąpić, żaden nie chciał się poddać. Polegli od odniesionych ran, a ich nienawiść była tak silna, że ich dusze do tej pory pozostają na wyspie, strzegąc skarbca-grobu w samym jej centrum, który zwieńczony jest zaczarowanym drzewem z lodu tak twardego, że przypomina kryształ… Jakoś tak szła ta legenda - zakończyła Iju, rezygnując z tonu typowego dla snucia opowieści przy ognisku. Obróciła się do swoich gości, by sprawdzić, jak zareagowali na przytoczoną przez nią opowieść. Jej samej oczy wręcz błyszczały na samą myśl, że jej przypuszczenia mogłyby okazać się prawdziwe.
        - Jak sądzicie, to może być to, prawda? - upewniła się jeszcze, choć sama była przekonana, że na pewno ma rację.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią Ijumary. Kelsier był, no cóż, osobą, która o wiele częściej podróżowała lądem niż morzem. Właściwie, zawsze podróżował szlakami na stałej powierzchni, często takimi wijącymi się między lasami niczym wąż-dusiciel wokół swojej ofiary. Kotołak jakoś instynktownie wolał przebywać w otoczeniu natury, zamiast w miastach, dlatego też przeważnie za mury zaglądał wtedy, gdy był do tego zmuszony przez coś lub kogoś.
         – Dobrze, będę pamiętał, żeby tak zrobić – powiedział do niej i usiadł obok miejsca, w którym położył książki. Zmiennokształtny chciał wykorzystać taką okazję także do tego, żeby przeczytać kilka mitów i legend niekoniecznie związanych z tym, czego szukali. Jako że miał mało do czynienia z tego typu rzeczami, postanowił zrobić właśnie coś takiego. Oczywiście, miejskie biblioteki na pewno zawierały podobne książki, co kajuta Ijumary, jednak zawsze zapomniał, żeby poświęcić trochę czasu na zajrzenie do takich budynków i odszukanie ksiąg, który by go interesowały. Teraz miał okazję nadrobić te zaległości i chciał ją wykorzystać, bo sobie o tym przypomniał.

Jednak, zanim zaczął czytać i zagłębił się w treści i świat mitów, legend i opowieści, przysłuchał się rozmowie między dziewczynami. Miał ponadprzeciętny słuch, więc nie miał problemu z usłyszeniem tego, co mówi każda z nich. Najpewniej usłyszałby to nawet, gdyby mówiły szeptem. Okazało się, że rudowłosa nie umie czytać i pisać, co w sumie nie było niczym dziwnym, w końcu wiele osób nie miało tych umiejętności. On nauczył się tego dzięki siostrze, bo starsza kotołaczka sądziła, że powinien to umieć. Na początku się opierał, jednak w końcu pozwolił jej na naukę, a w miarę dorastania i stawania się starszym tylko dziękował w myślach jej za to, że zmusiła go do uczenia się czytać i pisać i sobie za to, że w końcu przestał stawiać opór.
Zanim otworzył pierwszą książkę, ponownie spojrzał na Panią Kapitan, a jego wzrok przesunął się po jej lewej nodze i biodrze, które uwydatniła. Podświadomie nie wrócił do poprzedniej czynności, której nawet nie zdążył zacząć. Chyba spodziewał się, że dziewczyna za chwilę podzieli się z nimi jakąś informacją. W istocie, zrobiła to, a Kelsier słuchał jej z widocznym zainteresowaniem, poświęcając Ijumarze całą swoją uwagę.
         – Myślę, że jest to dość prawdopodobne – powiedział po chwili. Kotołak należał do osób, które musiałyby zobaczyć coś na własne oczy, żeby mieć pewność, że to „coś” istnieje. Pierwszy raz usłyszał o wyspie z kryształowym drzewem. Nie wiedział, czy jest to opowieść mało znana, czy może wręcz przeciwnie.
         – Ale wiecie, co możemy zrobić, żeby to sprawdzić? - zapytał. Nawet się uśmiechnął, a w jego kocich oczach dało się zobaczyć błysk tak bardzo charakterystyczna dla zapalonych poszukiwaczy przygód, którzy trafią na coś nowego i naprawdę ciekawego. Mrugnął, a jego oczy znowu stały się normalnie.
         – Musimy tam popłynąć – dodał, chociaż wiedział, że Ijumara i Callisto pomyślały o tym samym.

Przeniósł wzrok na kilka książek, które wcześniej przekazała mu Kapitan. Z jednej strony wydawało mu się, że nadal powinni je przejrzeć, może akurat w jednej z nich znajdą jakieś nowe informacje na temat tajemniczej wyspy wspomnianej wcześniej. Z drugiej strony, zagadka, prawdopodobnie, została rozwiązana i może nie być sensu w przeszukiwaniu tekstów.
         – Hmm… Myślicie, że nadal warto poszukać informacji w księgach czy może być to strata czasu z racji tego, że wiemy już, dokąd zaprowadzi nas mapa? - zapytał, jak najbardziej poważnie. Kelsier i tak miał zamiar pożyczyć sobie te książki, oczywiście, jeżeli teraz nie będzie miał możliwości przeczytania ich.
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Callisto uśmiechnęła się delikatnie, zadowolona z rozwoju wydarzeń. Podświadomie liczyła na to, że młoda dziewczyna będzie chętna do jej nauki, ale nie spodziewała się aż takiego entuzjazmu. Zwłaszcza, że Nigorie miała prawdopodobnie bardzo dużo obowiązków na głowie i niekoniecznie mogła mieć czas na takie nauki, nawet jeśli znalazłaby do nich chęci. Elfka miała jednak szczęście, bo nie tylko prawdopodobnie rozwiąże swój problem i zyska nową umiejętność, ale również nie narzuca się pani kapitan, która najwyraźniej potraktowała to, jako ciekawe doświadczenie. Chyba, że była aż tak uprzejma. Tak czy siak, jak to mówią, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
        Podczas gdy Nigorie nadal szukała czegoś na półce, Calli wzięła kilka książek i usiadła z nimi na podłodze. Nie zwracała uwagi na to, jak zostanie to odebrane, tak było jej o wiele wygodniej, a alternatywą było jedynie siedzenie na stole, a to (nawet ona potrafiła to dostrzec) byłoby już niegrzeczne. Ułożyła stosik książek obok siebie, po czym wzięła pierwszą z góry i rozłożyła ją na swoich skrzyżowanych nogach. Z oczywistych względów nieczęsto miała jakąś lekturę w dłoni, więc teraz chętnie skorzystała z okazji i z zaciekawieniem obserwowała twarde okładki z grawerowanymi symbolami z przodu, szyte, pachnące strony, drobny maczek, jeszcze większej ilości tajemniczych symboli (liter zapewne) oraz... obrazki. Elfka przechyliła lekko głowę i zaczęła wnikliwie badać malunek, podziwiając intensywne kolory i precyzję detali. Początkowo nie podnosiła wzroku na panią kapitan, co jakiś czas przewracając kolejną stronę książki, by odnaleźć kolejny wielobarwny obrazek, jednak dokładnie słuchała każdego jej słowa i już po chwili wciągnęła się w opowieść na tyle, żeby zawiesić spojrzenie błyszczących oczu na dziewczynie, zapominając nawet o książce na swoich kolanach.
        Opowiadanie Callisto o tajemniczych miejscach, nieodkrytych, niezmierzonych skarbach, było jak nęcenie kota świeżą rybką. Do magii co prawda podchodziła sceptycznie, lecz nigdy nie była nią na tyle zniechęcona, by odpuścić sobie ciekawą przygodę. A na taką zapowiadała się wspólna podróż z tą nietypową, młodą panią kapitan i tajemniczym kotołakiem. Nawet Thor, chociaż się do tego nigdy nie przyznawał, lubił odkrywać z nią nowe miejsca, znaleźć coś ciekawego, odbiegającego od normy, innego. Poza tym on sam nie miał takich oporów przed magią jak Rashess. W sumie szkoda, że poszedł, chętnie posłuchałby o przeklętych artefaktach i przepełnionych nienawiścią duchach. Będzie musiała powtórzyć mu to wszystko później.
        Gdy Ijumara skończyła swoją opowieść, Callisto opuściła znów wzrok, w zamyśleniu przewracając strony kolejnej książki. Słysząc słowa Kelsiera uśmiechnęła się mimowolnie, odsłaniając ząbki i zerknęła na niego.
        - Ja jestem za – powiedziała wesoło, ale nie naciskała na nic więcej. W końcu i tak była jedynie gościem na tym statku i to dość nieproszonym. Wróciła do książki, ale jej dłoń zamarła nagle przy przewracaniu kolejnej strony.
        ”Ich nienawiść była tak silna, że ich dusze do tej pory pozostają na wyspie, strzegąc skarbca-grobu w samym jej centrum, który zwieńczony jest zaczarowanym drzewem z lodu tak twardego, że przypomina kryształ…” – przypomniała sobie słowa Nigorie i przygryzła dolną wargę, wpatrując się w kolejny malunek, przedstawiający lodowe drzewo właśnie. Przejechała dłonią wzdłuż jego niemal przezroczystego pnia i dalej po gałęziach, z których zwisały kryształowe listki tak drobne, że przypominały zamarznięte krople wody. Wokół nie było widać nic więcej, jedynie białe tło, niemal zlewające się z wizerunkiem drzewa. Nieco skonsternowana elfka przewróciła kolejną stronę, szukając innych rysunków, lecz w okolicy zamalowanej stronnicy było tylko mnóstwo czarnych szlaczków, prawdopodobnie wyjaśniających o wiele więcej, niż ten skromny rysunek. Pukała opuszkami palców w obrazek drzewa, niepewna czy dzielić się z towarzystwem swoim znaleziskiem. W końcu to może wcale nie to? Bo jakie są szanse, że akurat, gdy Ijumara opowiadała znaną jej legendę, zawierającą w sobie tajemnicze lodowe drzewo, ona akurat natrafia na ilustrację przedstawiającą coś podobnego? Ach tam, jeden czort, najwyżej się okaże, że to nie to. Oni umieją czytać to będą wiedzieć.
        - Hej! – Calli jak zwykle kulturalnie zwróciła na siebie uwagę, odwracając jednocześnie księgę tak, by stała oparta na jej nogach, otwartymi stronicami w stronę Ijumary, która mogła dostrzec obrazek na jednej z nich. Elfka dla pewności popukała w niego palcem, opierając brodę na górnej krawędzi książki.
        - Przypomina to drzewo z twojego opisu. Mało prawdopodobne by to było to, ale wiesz, nie potrafię stwierdzić, bo te szlaczki to dla mnie niewiadoma. – Wzruszyła ramionami, nie zmieniając jednak pozycji, by Nigorie mogła przyjrzeć się ilustracji i czekając na werdykt.
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        Ijumara uchwyciła skupione na sobie spojrzenie Kelsiera i bardzo jej ono pochlebiło, chociaż może niekoniecznie taki był zamysł jej pasażera. Ale przecież zdawało jej się, że jego wzrok był utkwiony dość nisko, jakby podziwiał jej biodra albo nogi… ”Nie, panno Nigorie, za dużo sobie wyobrażasz!”, skarciła się w duchu, a jej myśli przemawiały w tym momencie głosem jej świętej pamięci ojca. ”Ale może jednak warto przez jakiś czas nosić letnie sukienki?”, przekonywał ją jej własny wewnętrzny głos. Po jej twarzy nie było jednak widać jaki dialog wewnętrzny prowadzi - cały czas niewzruszenie opowiadała historię dwóch nieustraszonych pirackich kapitanów, nie zapominając oczywiście o klimatycznej intonacji. By jednak nie dać się rozproszyć kolejnymi spojrzeniami Kelsiera, w których pokładała stanowczo za dużo nadziei, zdecydowała się mówić raczej do Callisto, chociaż i to nie było tak do końca wygodne, bo musiała spoglądać w dół. Tyle dobrego, że nawet powieka jej nie drgnęła przez to, że jej pasażerka pokładała się po ziemi - skoro jej było tak wygodnie, to niech tak siedzi. Deski były wymyte i wypastowane, dywany wyprane - w końcu to było reprezentacyjne pomieszczenie na statku handlowym, którym dowodziła kobieta, należało więc zachować wysoki poziom.
        Pytanie zadane przez Kelsiera było retoryczne, więc pani kapitan nie wyrywała się do odpowiedzi, ale za to bardzo intensywnie na niego patrzyła, jakby mówiła “Tak? Tak? Co należy zrobić?”. Bardzo cieszyło ją jego podejście, bo co jak co, ale chciała zatrzymać go na pokładzie trochę dłużej niż na ten moment nim dotrą do Turmalii. Na dodatek tak ładnie się uśmiechał…
        - Och… Poszukać można, ale wydaje mi się, że trafiła z tą legendą. Nieskromnie mówiąc… - dodała w ramach usprawiedliwienia, poprawiając przy tym odruchowo włosy. - Po prostu znam ich sporo, wychowałam się na nich… Ale jak macie ochotę jeszcze poprzeglądać te książki, to oczywiście, nie krępujcie się! - zapewniła natychmiast. - Moja biblioteczka jest dla was dostępna przez cały czas trwania rejsu, mam tu i powieści i tomiki wierszy i dzienniki podróżnicze… Tylko później odłóżcie wszystko na miejsce - dodała, gdyż biblioteczka i stojąca na niej kolekcja książek były jej oczkiem w głowie i pamiętała dokładnie co gdzie powinno się znajdować. I na dodatek strasznie ją irytowało, gdy ktoś robił jej tam bałagan i coś przestawiał, bo przecież wszystko stało według ściśle określonej kolejności! Książki tego samego autora stały razem, w kolejności od tej, którą lubiła najbardziej do tej, którą lubiła najmniej, na wysokości oczu było to, do czego często wracała, powyżej to, co dostała od ojca…
        - Albo możecie zostawiać je na biurku, to sobie odłożę - zaproponowała jeszcze uznając, że to bardzo dobre rozwiązanie, bo przecież dzięki temu oni nie będą się stresować, a ona irytować.
        Ijumara drgnęła i natychmiast zwróciła wzrok na zaprezentowaną przez Callisto książkę oraz zawartą w niej ilustrację. Zakładając niesforne kosmyki za ucho podeszła kawałeczek i pochyliła się, by lepiej widzieć. Oczywiście pani kapitan zwróciła uwagę na ilustrację i musiała przyznać, że całkiem by pasowała, ale dla pewności musiała przyjrzeć się tekstowi… Przykucnęła więc naprzeciwko Callisto, w niepojęty dla zwykłego śmiertelnika sposób panując nad tym, by jej spódniczka nadal zasłaniała wszystko co powinna, a na dodatek nad tym, by się nie wywrócić, chociaż przecież nie była to specjalnie stabilna pozycja.
        - Och! - wyrwał jej się okrzyk, gdy przebiegła wzrokiem linijki tekstu. - To jest to, to jest dokładnie to! Posłuchajcie: “Oczy zasnuła mu czerwona mgła bitewnego szału i w ten oto sposób to Sjorgi jako pierwszy wzniósł miecz do ciosu. Ostrze jego nie sięgnęło jednak celu, jakim był zgięty nad skrzynią kark Ordona, gdyż ten przeczuwając, iż ma już do czynienia nie z przyjacielem a wrogiem, pozostał czujny. Zdołał umknąć spod tnącego powietrze z wizgiem miecza, a ten nie napotkawszy swego celu wpadł między złociste monety zebrane w kufrze, które olbrzymia siła uderzenia rozrzuciła po okolicy jak krople złocistego deszczu…”
        - Kapitan Nigorie! - zawołanie rozległo się w tym samym momencie, co pukanie do drzwi kajuty, a już chwilę później klamka odskoczyła i w progu stanął jeden z marynarzy. Jego spojrzenie szybko omiotło wnętrze kajuty, widać było w nim lekkie zaskoczenie gdy dostrzegł Ijumarę i jej pasażerkę na podłodze, a pasażera siedzącego spokojnie kawałek dalej, ale nie skomentował tego słowem. Skłonił się lekko, nadal stojąc w progu.
        - Przepraszam najmocniej za najście, pani kapitan - zreflektował się. - Ale z południa zerwał się wiatr, a na horyzoncie już widać burzowe chmury.
        - Rozumiem - zgodziła się Ijumara, natychmiast wstając i przygładzając spódniczkę. - Już idę na rufę. Callisto, Kelsier, poczekajcie proszę momencik - zwróciła się do swoich gości porywając jednocześnie płaszcz i wychodząc na zewnątrz razem ze swoim marynarzem.

        Na pokładzie faktycznie dało się odczuć trochę mocniejszy wiatr niż zwykle, Nigorie aż odruchowo przytrzymała brzeg swojej spódniczki by go nie podwiało. Nie wyszła jednak daleko od wejścia do kajuty, gdy ktoś wręczył jej lunetę i wskazał odpowiedni kierunek. Iju nim użyła przyrządu spojrzała gołym okiem na kłębiące się na horyzoncie stalowe chmury.
        - Jak wiatr? Fale? - dopytywała marynarzy, którzy rzucali odpowiednimi liczbami na zawołanie. Iju kiwała machinalnie głową, po czym natychmiast udała się w kierunku steru.
        - Tarill! - zawołała do sternika, który odpowiedział tylko głośnym “aye!”. - Trzymamy stary kurs! Nie ma co korygować, bo te chmury wyglądają jakby miały iść bokiem!
        Po kolejnym "aye!" Nigorie została jeszcze chwilę na pokładzie rozdając dyspozycje swoim podwładnym, które można było streścić do obserwowania pogody, pilnowania żagli i informowania jej o niepokojących zmianach. Gdy to zostało już ustalone, pani kapitan wróciła do kajuty.

        - Och... - westchnęła, gdy znalazła się w spokojnym pomieszczeniu. Zaraz zaczęła zdejmować z siebie płaszcz, ale nadal mówiła do pasażerów. - Idzie burza, ale może nas nie trafi. Będzie jednak mocniej bujać. Gdybyście cierpieli na chorobę morską, to zwróćcie się do mnie albo do kogokolwiek z załogi, damy wam jakiś środek by złagodzić objawy. Na czym to skończyliśmy? - upewniła się na koniec, znowu interesując się potencjalnym celem podróży rodem z legend.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Naprawdę chciał poznać więcej legend i opowieści morskich. Dlatego też chętnie zabierze się za lekturę książek, które wcześniej przekazała mu Ijumara. Chociaż aktualnie i tak nie mógł tego zrobić, bo wolał skupić się na tym, o czym opowiada dziewczyna. W końcu to także była jedna z takich opowieści. Wysłuchał jej uważnie, chociaż przyłapał się na tym, że jego wzrok podąża niżej i wędruje po nogach Ijumary.
Wszyscy zgodnie stwierdziliby, że po tym, co powiedziała Pani Kapitan, wiedzą już, gdzie może zaprowadzić ich mapa Callisto. Kotołak nie miał najmniejszego zamiaru wysiadać w porcie, w którym zatrzymają się przed dłuższą podróżą. Za bardzo ciekawiło go to, co mogą znaleźć w miejscu wskazywanym przez mapę. Poza tym… był też ciekaw, jak rozwinie się jego znajomość z osóbką, do której należy ten statek.

Lekko wzruszył ramionami. Mimo wcześniejszych chęci szukania większej ilości informacji na temat wyspy, dziwnego drzewa i tak dalej, teraz uznał, że to trafienie z legendą jest na tyle pewne, iż może zająć się czymś innym. Na przykład, przeczytaniem innych tekstów zgromadzonych w, trzymanej przez niego, książce.
         – Myślę, że ten pomysł jest lepszy – stwierdził, gdy Ijumara zaproponowała, żeby pożyczone od niej książki kładli na biurku. Tak będzie lepiej, bo oni nie będą musieli pilnować, aby odłożyć wszystko na swoje miejsce, a ona nie będzie denerwować się tym, że lektury nie są poukładane tak, jak ułożyła je wcześniej.
Kotołak wychylił się w krześle w stronę Callisto, żeby także móc przyjrzeć się ilustracji. Dzięki wrodzonemu wyczuciu równowagi zrobił to w taki sposób, w który przeciętna osoba nie mogłaby. Aktualnie, jego krzesło dotykało podłoża wyłącznie jedną nogą, a twór, który tworzyło razem z siedzącym na nim zmiennokształtnym, był aż za bardzo wychylony do przodu. Kelsier nie postrzegał tego jako coś niebezpiecznego, nawet nie przejmował się tym, że Ijumara mogłaby to zobaczyć. Wystarczyłoby, żeby spojrzała w jego stronę. Cóż… białowłosy osiągnął swój cel i teraz przyglądał się rysunkowi znalezionemu przez rudowłosą elfkę.
Przeniósł wzrok na kapitan, gdy ta zaczęła czytać tekst znajdujący się na kolejnej stronie. Sam mógłby go przeczytać, jednak widział go odwrotnie, więc było to trudniejsze, nawet jeśli czytało się go w myślach. Oczywiście, mógłby wstać, podejść bliżej i usiąść obok dziewczyn, ale po co ułatwiać sobie życie. Nie zmienił pozycji nawet, gdy do kajuty weszła kolejna osoba, która stała się przyczyną opuszczenia tego pomieszczenia przez Ijumarę.
Odepchnął się w tył i wrócił do poprzedniej pozycji, z krzesłem stojącym na podłodze na wszystkich nogach. Chwilę później w kajucie został tylko on i Callisto.

         – Nie chcę się wtrącać czy coś, ale czy nie będzie lepiej, jeżeli twój towarzysz wróci pod pokład na czas burzy? - zapytał rudowłosej. Oczywiście, chodziło mu o Thora. Kelsier miał dziwne przeczucie, że między przerośniętym wilkiem i dziewczyną istnieje mocniejsza więź niż ta, którą przeważnie można zobaczyć między osobą a zwierzęciem. Dlatego też zdecydował się, że będzie określał go jako jej towarzysza, a nie zwierzę. Poza tym, wydawało mu się też, że w ten sposób pokazuje, iż darzy go jakąś dozą szacunku. Spojrzał na Callisto, w oczekiwaniu na jej odpowiedź, a później ponownie otworzył książkę i zaczął czytać.

”Otoczyła nas mgła” – zaczął czytać zmiennokształtny.
”Nigdy nie wiedziałem tak gęstej mgły. Mimo, że ograniczała ona pole widzenia moje i reszty załogi do niepełnej długości naszego statku, mógłbym przysiąc na swoją duszę, że w oddali widzę zarys innego okrętu. Było to dziwne i wcale nie pocieszało mnie to, że statek płynął w naszym kierunku. Wskazałem kierunek marynarzom, którzy stali obok mnie i zapytałem, czy też widzą tam to, co ja. Potwierdzili. Teraz przynajmniej mogłem być pewien, że mój umysł nie płata mi figli i nie widzę we mgle czegoś, czego tak naprawdę tam nie ma. Statek był coraz bliżej, przez co można było go dostrzec coraz lepiej. Im bliżej był, tym więcej załogantów go zauważało. Był większy niż nasza łajba. Na początku myśleliśmy, że to piraci, jednak nie mieliśmy pewności, bo nikt nie był w stanie zauważyć ich flagi. Część z nas zaczęła odczuwać strach, jednak większości udało się nad nim zapanować. Pływaliśmy ze sobą długo, nie byłaby to pierwsza potyczka stoczona przez nas na morzu” – dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że na stronie obok znajduje się ilustracja, jednak nie miał zamiaru na nią spoglądać. Domyślał się, co może tam zobaczyć, ale nie miał zamiaru przenosić tam wzroku, dopóki nie skończy czytać tej opowieści.
”Zacząłem zauważać szczegóły. Musiałem mrugnąć kilka razy z niedowierzaniem, żeby przyswoić, że kadłub statku był półprzeźroczysty. Zresztą… cały taki był. Widziałem ludzkie sylwetki poruszające się po nim, jednak one też były takie, jak statek. Teraz wiedziałem, z czym mam do czynienia. Z czymś gorszym niż piraci. Statek widmo z załogą, która umarła, jednak nie udała się w zaświaty. Powoli cała załoga zaczęła widzieć to, co ja. Cisza, wywołana przez zaskoczenie i inne emocje związane z tym, co zobaczyliśmy, opadła na nas niczym kurtyna na scenę po zakończeniu przedstawienia. Ograniczyłem się tylko do tego, żeby śledzić widmowy statek wzrokiem, co także zrobiło kilku odważniejszych marynarzy. Zjawy wydawały się nie zwracać na nas uwagi, a ja miałem dziwne przeczucie, że gdyby jeden z nas odezwał się w momencie, w którym obok naszego statku przepływał widmowy, zostalibyśmy zauważeni, a ja nie spisałbym tego. Wszystko skończyło się dobrze, a mgła zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Prawdę mówiąc, kiedyś słyszałem, jak stary marynarz opowiadał o spotkaniu z czymś takim, jednak doświadczenie tego osobiście… Zupełnie coś innego. Udało nam się dopłynąć do portu w Rubidii, a ja spisałem tę relację, jak najszybciej mogłem. Nie chciałem, żeby coś mi umknęło” – Kelsier skończył czytać, na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech. Spojrzał na ilustrację związaną z opowieścią, dopiero teraz w jego oczach można by było dostrzec zaskoczenie, chociaż spodziewał się, że zobaczy tam obrazek przedstawiający widmową łajbę.

Kotołak podniósł wzrok ku górze i rozejrzał się po kajucie. Zauważył, że Ijumara już wróciła, chociaż nie przypomniał sobie, żeby słyszał dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Dlatego nie wiedział też, ile czasu minęło od jej powrotu.
         – Wydaje mi się, że na rysunku, który znalazła Callisto i na tym, co było napisane obok niego – powiedział niepewny. Dobrze, że skończył czytać krótką chwilę przed tym, jak kapitan Nigorie zadała swoje pytanie. Gdyby było inaczej, patrzyłby się na nią i nawet nie odezwałby się słowem.
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Callisto odsunęła się lekko, by nie peszyć Ijumary, gdy ta przykucnęła przy księdze. Przyglądała się jedynie z zainteresowaniem, jak jej oczy sunęły od lewej do prawej, a usta poruszały się szybko, gdy podekscytowana pani kapitan odczytywała fragment legendy. Półelfka ucieszyła się, że mimo iż nie umiała czytać, udało jej się znaleźć coś przydatnego.
        W słowo wszedł Nigorie przybyły nagle marynarz, który spojrzał na nie z zaskoczeniem sugerującym, że nieczęsto widywał swoją panią kapitan siedzącą na podłodze. No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz.
        Skinęła głową w milczeniu, nie przejmując się specjalnie tym, że Ijumara opuści ich na chwilę. Bardziej interesowała ją owa burza, zbliżająca się do statku. Stukot krzesła opadającego z powrotem na cztery nogi zwrócił jej uwagę na Kelsiera, którego słowa wywołały na ustach Callisto lekki uśmiech.
        - My lubimy burze, są piękne – odparła jedynie, nie komentując troski, jaką kotołak wykazał, jeśli chodzi o dobre samopoczucie Thora.
        Sam basior pewnie zawarczałby na mężczyznę za samą insynuację, że cokolwiek może mu przeszkadzać, a broń Losie, by ktoś zasugerował, że czegoś mógłby się obawiać. Pod tym względem wilk nie różnił się od żadnego mężczyzny jakiego znała, gdyż niezależnie od rasy wszyscy mieli przerośnięte ego, o które wyjątkowo dbali. Co było zazwyczaj bardziej zabawne niż irytujące i zdążyła się już do tego przyzwyczaić.
        Kelsier szybko powrócił do lektury, więc dziewczyna nie chcąc przeszkadzać mu w czytaniu, nie odezwała się więcej. Prawdę mówiąc, jedynie z grzeczności czekała teraz na Ijumarę, gdyż zaduch pomieszczenia powoli zaczynał jej ciążyć, a nadchodząca burza zwiastowała przyjemne powietrze na zewnątrz. Wstała, zbierając leżące wokół niej księgi z ziemi, i zgodnie z poleceniem ich właścicielki, złożyła je na stole, nie chcąc zaburzać porządku jej biblioteczki. Z kolei tom, w którym odnalazła obrazek przedstawiający owo kryształowe drzewo, które pojawiło się w legendzie, odczytywanej później przez Ijumarę wprost z księgi, odłożyła otwarty na stole, przytrzymując go innym dziełem, by się nie zamknął. Kapitan może chcieć ponownie przejrzeć tę historię, gdy wróci.
        Jak na zawołanie dziewczyna pojawiła się w drzwiach, z widoczną ulgą powracając do pomieszczenia i odwieszając swój płaszcz. Oczy Callisto aż błysnęły na myśl o tym, o ile bardziej odczuwalna będzie zmiana pogody na otwartym morzu i skierowała się w stronę wyjścia, mijając się z Ijumarą po drugiej stronie stołu.
        - Jeśli pozwolisz, kapitan Nigorie, przejdę się na pokład, świeże powietrze dobrze mi zrobi – powiedziała możliwie uprzejmie, jednocześnie nie chcąc trąbić, że idzie specjalnie na burzę, bo pomyślą, że jest nienormalna. Wychodząc, zatrzymała się na moment za Kelsierem, tak by jej nie zobaczył, zerknęła znacząco na Ijumarę, później na plecy mężczyzny, by ostatecznie bezczelnie puścić oczko do pani kapitan.
        - Do zobaczenia później – wyszczerzyła się w nieco zadziornym uśmiechu i czmychnęła za drzwi, nim dziewczyna zdąży zareagować. Wciąż podśmiewając się pod nosem wbiegała po schodach, by wyjść na pokład, zastanawiając się jednocześnie jak długo powinno jej nie być.

        Wychodząc na dek od razu zobaczyła Thora, siedzącego na jakichś skrzynkach i nadstawiającego pysk w kierunku, z którego wiał wiatr. Skierowała się w jego stronę, a gdy tylko wyszła zza winkla, również w nią uderzył silny powiew, przerzucając jej czerwone włosy na drugą stronę głowy.
         - Whoa! Ale wieje!
        Słysząc ją basior odwrócił łeb w jej stronę. Z rozczuleniem spojrzała na jego wywalony jęzor i błyszczące ślepia. Wyglądał teraz dokładnie jak wtedy, gdy był szczeniakiem, a ona dopiero co uwolniła go z rybackiej sieci. Wówczas również był taki beztrosko radosny, a Los jej świadkiem, że taki humor nie trafia mu się często.
        - Świetnie, prawda? Kto by pomyślał, że tak będzie wiało!
        - Ijumara powiedziała, że burza powinna nas ominąć, więc pewnie będziemy mogli bezpiecznie ją stąd podziwiać
– powiedziała, siadając obok wilka i zerkając na niego ukradkiem. Jakby wyczuwając jej spojrzenie Thor ponowie przeniósł na nią żółte ślepia.
        - I tak jestem zły, że mnie zaciągnęłaś na tę łódkę – mruknął gburowato, lecz dziewczyna jedynie pokiwała głową z pobłażliwym uśmiechem, po czym rozejrzała się po pokładzie.
        Zrobiło się już ciemno i mrok rozświetlały jedynie latarnie na statku, księżyc i gwiazdy oraz okazjonalne błyskawice przecinające niebo w oddali. Liczba marynarzy zmalała znacznie od popołudnia, a ci którzy pozostali, spoglądali na kłębiące się burzowe chmury z zupełnie innymi minami niż ona i Thor. Calli zwróciła uwagę na szczupłą, chudą właściwie, starszą kobietę, która prowadziła w stronę kajut rudowłosego chłopaka, którego widzieli wcześniej. Biedak był trupio blady, chociaż jego twarz okazjonalnie przebarwiała się na zielono, a on wówczas zakrywał w panice dłońmi usta i oboje z kobietą przyspieszyli w stronę schronienia. Może to jest ta choroba morska, o której mówiła Ijumara?

        Calli zadarła głowę w górę, zerkając na beczkę u szczytu masztu, gdzie wcześniej przebywał wartownik. Aż pisnęła, gdy zobaczyła, że teraz nie ma tam nikogo. Basiorowi ten odgłos był już znajomy, dlatego w głowie dziewczyny momentalnie rozległo się zrezygnowane jęknięcie.
        - Jest sens w powstrzymywaniu cię przed tym, Kelpie?
        - Nie ma.
        - Tak myślałem.

        Dziewczyna wstała i oceniła spojrzeniem maszt, do którego nie przylegała żadna drabinka. Jak oni na to wchodzą? A pal to licho, poradzi sobie, nie na takie rzeczy się wspinała. Machnięciem ręki zbyła kolejne sugestywne westchnienie wilka i złapała jedną z lin wiszących obok, długiej na tyle, że jej koniec zawijał się na deskach pokładu. Lewą dłonią zapała sznur na wysokości twarzy, prawą – jego dalszą część, łapiąc ją w dwóch miejscach i tworząc w ten sposób pętlę. Podciągnęła się na jednej ręce i złapała linę drugą, a w uniesioną w ten sposób pętlę wsunęła stopę, na której podciągnęła się i chwyciła sznur wyżej, powtarzając manewr. Początkowo wypite wino szumiało jej w głowie, jednak wysiłek fizyczny szybko sobie z tym wrażeniem poradził i gdy dziewczyna była w połowie drogi czuła się już jak nowo narodzona.
        - Hej!
        - Ups... – Calli zerknęła w dół, na stojącego pod nią marynarza.
        - Jeśli chcesz, mogę go…
        - Nikogo nie wolno tutaj zjadać! To są ludzie Nigorie, a ona jest dla nas miła.
        - No dobra, tylko proponowałem...

        - Nie możesz tam wchodzić! – mężczyzna znów zwrócił na siebie jej uwagę, a ona okręciła się na linie, spoglądając na niego.
        - Dlaczego nie?
        - Bo to niebezpieczne!
        Dziewczyna zaśmiała się pod nosem i wznowiła wspinaczkę, ignorując mężczyznę, ale śledziła go spojrzeniem, gdy podbiegł do burty i wskoczył na nią. Zatrzymała się zaintrygowana, obserwując jak wspina się na jakąś siatkę i zaczyna wchodzić po niej do góry. Calli podążyła wzrokiem za biegiem lin, które prowadziły po skosie od burty do masztu i prosto nad beczkę na nim. Przewróciła oczami poirytowana, gdy dotarło do niej, że to właśnie było wejście.
        - No nic, kto pierwszy ten lepszy – zaśmiała się pod nosem i puściła pętlę ze sznura, pozwalając mu się rozwinąć. Nie było czasu na wygody, zaczęła się wspinać szybciej na zmianę podciągając się na rękach i odpychając nogami skrzyżowanymi wokół wijącej się w dół liny.
        Dotarła do celu na kilka chwil przed marynarzem, co pozwoliło jej uspokoić oddech i rozejrzeć się z góry, nim ktoś ją stąd ściągnie. Co za widok!
        - Nie może pani tu być – usłyszała męski głos za sobą i odwróciła się z uśmiechem.
        - Mam na imię Callisto – rzuciła beztrosko, a marynarz opuścił ramiona zrezygnowany.
        - Witaj Callisto, miło mi cię poznać, nazywam się Lucan – odparł, a dziewczyna aż uniosła brwi zaskoczona jego manierami. – Ale naprawdę nie możesz tutaj być – dodał, a ona mruknęła coś z niezadowoleniem i splotła ręce na piersi.
        - Chciałam zobaczyć jaki jest stąd widok!
        - Kapitan mnie zabije, jeśli jej gościowi spadnie chociaż włos z głowy.
        Dziewczyna już otwierała usta, żeby zaprotestować i powiedzieć jak urocza jest jego pani kapitan, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Dobrze, że bali się swojej przełożonej, ona nie miała zamiaru odbierać jej tego szacunku i sugerować, że wcale nie jest taka groźna, za jaką mają ją jej marynarze.
        - Obiecuję, że nawet jeden włos nie spadnie mi z głowy – powiedziała zamiast tego, lecz marynarz nadal nie wydawał się przekonany. Wówczas przechyliła lekko głowę i uśmiechnęła się niewinnie.
        - Jeśli mnie tu nie chcesz, będziesz musiał próbować wyrzucić mnie siłą, bo ja się nigdzie nie wybieram. A wówczas skopię ci tyłek i jakiś włos na pewno spadnie mi wtedy z głowy – powiedziała i odwróciła się ponownie w stronę morza. Jeden kącik jej ust uniósł się lekko, gdy usłyszała za plecami westchnienie rezygnacji, okraszone śmiechem niedowierzania, a po chwili Lucan stanął obok podając jej coś w ręce.
        - To może chcesz popatrzeć przez lunetę?
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        - Oczywiście, proszę - zgodziła się natychmiast Ijumara, schodząc Callisto z drogi prowadzącej do wyjścia. - Ale buja mocniej niż w porcie i będzie bujać jeszcze mocniej, więc proszę, uważaj na siebie i najlepiej nie podchodź za blisko burty. A jak Thor radzi sobie z takimi warunkami? Jak tak będzie mu lepiej, mogę go wpuścić do ładowni, tam jest trochę więcej miejsca niż w kajucie, tylko żeby mi towaru nie uszkodził.
        Pani kapitan troszczyła się o czworonożnego towarzysza swej pasażerki tak bardzo, jakby było to jej prywatne zwierzę. Wyglądało na to, że odezwała się w niej typowa dla nastoletnich dziewczyn miłość do wszystkiego, co ma futerko i ogon, a ona z powodu ojca sztywniaka i tradycjonalisty (chociaż czy to nie są synonimy?) nie mogła nigdy dać tej miłości upustu. Gdyby się tak nad tym jeszcze głębiej zastanowić, może był to dodatkowy argument, dla którego tak podświadomie ciągnęło ją do Kelsiera... Chociaż przynależność rasowa przystojnego pasażera dalej była dla niej tajemnicą. Ale to już niedługo.
        "Co? Ja???", pytało spojrzenie pani kapitan, gdy Callisto za plecami kotołaka pokazywała jej bardzo sugestywną pantomimę. Nawet wskazała na siebie ręką, by mieć pewność, że rudowłosa dziewczyna właśnie zasugerowała jej, by odpowiednio zajęła się Kelsierem, który był chyba błogo nieświadomy zawiązującego się na niego spisku. Ijumara jednak zaraz odzyskała rezon - no tak, przecież kobieta zrozumie drugą kobietę szybciej niż nawet najbystrzejszy mężczyzna. Callisto miała rację, okazja nadarzała się wręcz idealna i żal byłoby nie spróbować. Wszak kto nie ryzykuje, nie wznosi też toastów.
        Ijumara pewnym, ale nie zamaszystym i nadal kobiecym krokiem obeszła stół przy którym nadal siedział Kelsier. Odsunęła sobie krzesło tuż obok niego i usiadła, zakładając nogę na nogę i odwodząc lekko stopy w bok - w tej pozycji łydki prezentowały się najkorzystniej. Ale co z tego, skoro miała na sobie kozaki aż powyżej kolan? Niech to! Mogła o tym wcześniej pomyśleć i zmienić je na coś o niższej cholewce. A najlepiej w ogóle bez cholewki, jakieś szpilki może… Miała taką jedną piękną parę, w której obcasy przypominały pozłacane galiony w kształcie kobiet ze skrzydłami. Nie, dość o butach - teraz musiała zająć się Kelsierem.
        - Och, Callisto zostawiła tą stronę założoną… - zauważyła nagle, sięgając po przyciśniętą innym tomem książkę z historią Paszczy Zimy. Tak, spanikowała. Nie wiedziała jak zagaić rozmowę by zrobić dobre wrażenie na białowłosym mężczyźnie, więc na szybko pozostało jej jedynie drążenie tematu książek i morskich legend. Nie była z siebie dumna, ale przekonywała samą siebie, że nie zrobiła największej głupoty z możliwych. Książka leżała wszak blisko Kelsiera i by po nią sięgnąć, musiała się jeszcze odrobinę do niego przysunąć. Ich kolana pod stołem się zetknęły, a pani kapitan za nic w świecie nie zamierzała się cofnąć. Przyciągnęła do siebie ilustrowany tom i odgarniajac grzywkę na bok uśmiechnęła się do swego pasażera. Przyszło jej do głowy, że gdyby Callisto uprzedziła ją o swoim planie, to wróciłabym do kajuty przez swoją kabinę i poprawiła makijaż, bo pewnie szminka zdążyła już stracić swój blask i górna warga nie wyglądała za bardzo ponętnie. Ale może akurat Kelsier to jeden z tych, którzy lubią naturalne dziewczyny? Oby! W tej sytuacji bardzo by jej się to przydało.
        - Ta historia jest dość długa - drążyła temat, przewracając kolejne kartki książki cofając się do początku legendy. Na kolejnych stronach było widać ilustracje odpowiadające temu, co w wielkim skrócie zdołała opowiedzieć wcześniej. Ktokolwiek malował kolejne sceny, był z pewnością bardzo uzdolnionym artystą o marynistycznym zacięciu - jego bitwa morska z udziałem pirackich statków wyglądała niezwykle sugestywnie i aż roiła się od detali. A otwierający legendę obraz z dwoma statkami idealnie odpowiadał temu, co powiedziała Ijumara: “statki o żaglach poznaczonych błękitem, jakby zamarzła na nich mgła”. Książka - ze względu na swą grubość, wielką liczbę ilustracji i kunsztowne wykonanie - musiała kosztować majątek, kto wie, czy nie była warta więcej niż cała biżuteria, którą pani kapitan miała w tym momencie na sobie.
        - Ale to na pewno to. Gdybyś miał…
        Ijumara podniosła wzrok na Kelsiera i zaniemówiła. Wargi miała kusząco rozchylone, bo chciała coś jeszcze powiedzieć, a jej oczy były szeroko otwarte, wyglądały więc na jeszcze większe niż zazwyczaj. Jej rozbiegane źrenice nie potrafił skupić się na żadnym fragmencie twarzy białowłosego mężczyzny, chociaż oczywiste było, że i tak co miała zobaczyć, już zobaczyła. Zasłoniła usta dłońmi, by nie piszczeć, chociaż bardzo ją korciło.
        - O niech zawieje wiatr z północy, czy ty masz kocie uszy? - zapytała drżącym z podekscytowania głosem. Nie czekała zresztą na odpowiedź: przecież wiedziała co widzi. Że też wcześniej tego nie zauważyła… Ale z drugiej strony miała tyle na głowie, a na dodatek nigdy wcześniej nie była tak blisko niego. Teraz tego żałowała.
        - Jesteś kotołakiem? - zapytała z euforią nie wiedząc wręcz gdzie podziać ręce. - Ale to jest… Niesamowite! Jakie one są piękne! Ojej, jak one do ciebie pasują, te oczy, te uszy! Mogę dotknąć? - upewniła się, odrobinę przesuwając rękę w stronę jego twarzy. Źrenice błyszczały jej z fascynacji jak dwa oszlifowane diamenty: Kelsier właśnie awansował w jej myślach z przystojniaka na bożyszcze.

        Tina po odprowadzeniu swego pechowego medyka pod pokład wyszła na zewnątrz, by pooddychać świeżym powietrzem - jakoś cały czas miała w nozdrzach kwaśną i bardzo specyficzną woń wymiocin. Nie musiała wcale tu być, gdyż tego wieczoru to Ross odpowiadał za utrzymanie porządku na pokładzie, dlatego nawet nie odchodziła za daleko od zejście pod pokład. Jej wzrok momentalnie przykuł jednak wilczy towarzysz jednej z pasażerek Ijumary. Zwierzę stało pod masztem i patrzyło w górę. Tatiana momentalnie uniosła wzrok w tamtym kierunku i aż zaklęła sobie cicho w myślach - ”Kto pozwolił tej rudej wleźć na gniazdo? Życie im wszystkim niemiłe? Który to z nią… Lucan. No to sobie z nim porozmawia później. Nie, nie teraz: jeszcze złażąc w pośpiechu by spadli i poukręcali sobie łby. Ech, ta młodzież…”. Tina nie była wbrew pozorom zła - z dwójki zastępców to ona była tą bardziej wyrozumiałą stroną. Dotarło do niej zresztą, że ma teraz o wiele poważniejsze zmartwienie: skoro ta dziewczyna była na pokładzie, to znaczyło, że Iju jest pewnie ze swoim obiektem westchnień sam na sam… A o tym pod żadnym pozorem nie mógł dowiedzieć się Ross, o ile nie zależało im na morderstwie w afekcie. Tatiana wybrała się więc, chcąc nie chcą, na obchód po pokładzie, by zlokalizować mamusiowatego bosmana i trzymać go z daleka od kajut reprezentacyjnych.

        Lucan dość szybko przełknął gorzki smak porażki i chyba obrał strategię, by po prostu nie myśleć o ewentualnych konsekwencjach swoich zaniedbań. W trakcie rejsów często przesiadywał na bocianim gnieździe, bo miał odpowiednie ku temu predyspozycje z niezwykle bystrym wzrokiem i stalowym żołądkiem na czele (wiadomo wszak, że tu najmocniej czuć bujanie statkiem), więc teraz mógł zabawiać pasażerkę, pokazując jej kilka ciekawych rzeczy. Na przykład nakierowując lunetę na konkretne obiekty - mimo nocy i nadciągającej z północy burzy nadal dało się dojrzeć stąd linię brzegową, a chmury i pioruny po drugiej stronie również były warte bliższego przyjrzenia się, o ile ktoś nie był z nimi już tak opatrzony jak załoga Kaprysu.
        - Na długi rejs się z nami wybierasz? - zagaił w pewnym momencie Lucan, by nie gadać wiecznie o krajobrazie. - Słyszałem, że to z Milanem się zabrałaś, ale, hm... śmiem wątpić w tę wersję?
        Marynarz od niechcenia lekko przesunął trzymaną przez Callisto lunetę, by wskazać jej centrum zbliżającej się burzy, w którym przy rozbłyskach piorunów widać było gęste pasma deszczu - widok był przerażający, gdy do świadomości docierała myśl, że można się dostać w samo serce tego szalejącego żywiołu.
        - Szkoda, że jest tyle chmur, przy pogodnym niebie doskonale obserwuje się stąd gwiazdy - zauważył Lucan, zerkając mimo wszystko z nadzieją w górę.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Spojrzał na Callisto, gdy się do niego odezwała.
         – Też je lubię, ale na morzu wydają się jakieś inne… Bardziej narwane i chaotyczne – odpowiedział jej. Może to przez to, że znajdował się na statku, który z kolei nie poruszał się po stałej powierzchni, co działo się w przypadku wozu i traktu. Kelsier czuł, jak statkiem zaczyna bujać coraz mocniej. Zupełnie podświadomie wyczuwał, że im mocniej woda porusza statkiem, tym bliżej znajduje się morska burza. Dlatego też wolał przeczekać ją w jakimś pomieszczeniu, nawet jeżeli miałaby to być kajuta Ijumary. Chociaż tutaj było wiele książek i sama pani kapitan, więc w ogóle nie powinien mieć powodów do narzekań na swoją sytuację, i nie miał ich.
Postanowił wrócić do przerwanej lektury, gdyż nie miał nic ciekawszego do roboty. Niby mógłby porozmawiać z rudowłosą, jednak ona wyszła z pomieszczenia od razu po tym, jak wróciła Ijumara. Szybko został sam na sam z ciemnowłosą dziewczyną, a także z dziwnym wrażeniem, że Callisto może zabawić jakiś czas na górnym pokładzie. Na pewno nie wróci do nich przed zakończeniem burzy.

Podniósł wzrok sponad książki, gdy usłyszał dźwięk odsuwanego krzesła znajdującego się obok niego. Zauważył, że kapitan Nigorie przymierza się do zajęcia go, co równało się z tym, że siądzie tuż obok niego. Kotołak widział w tym logiczne pobudki, w tym także to, że nie lepiej będzie siedzieć obok siebie, w razie, gdyby jedno chciało pokazać drugiemu coś, co znalazło w księdze.
         – Może znalazła tam coś ciekawego – odparł po chwili, spoglądając na książkę, o której wspomniała Ijumara. Dziewczyna sięgnęła po nią, a on poczuł, jak, przypadkowo lub specjalnie, dotyka jego kolana swoim. W pierwszym odruchu chciał od razu zabrać nogę, jednak szybko odkrył, iż w zupełności mu to nie przeszkadzało.
Spojrzał na nią, gdy odezwała się ponownie i dzięki temu mógł też lepiej przyjrzeć się twarzy rozmówczyni. Kocie oko, co prawda, rejestrowało też obrazki znajdujące się na kartkach książki, ale nie spoglądał niżej, aby móc im się lepiej przyjrzeć. W końcu uznał, że takie wpatrywanie się w nią bez słowa może zostać źle odebrane i spojrzał w dół, czyli prosto na jedną z ilustracji, o których wcześniej wspomniała.
Zmiennokształtny ściągnął brwi w dół w wyrazie zdziwienia, gdy spojrzał na Ijumarę po tym, jak przestała mówić, a pewien był, że chciała powiedzieć coś jeszcze. Coś jej przerwało. Coś, co musiała zobaczyć naprzeciw siebie. Na początku myślał, że za jego plecami dzieją się dziwne rzeczy, jednak szybko zorientował się, że dziewczyna patrzy prosto na niego. Chyba wiedział, co mogła zauważyć.

Zdziwienie i zaskoczenie mieszały się ze sobą na jego twarzy, jakby kotołak nie mógł zdecydować się na to, która z tych emocji ma być bardziej widoczna dla innych. Czasem można było też dostrzec coś podobnego do przerażenia, jakiejś dziwnej jego odmiany, a nawet nieme pytanie, jednak te dwie rzeczy pojawiały się rzadziej. Odruchowo chciał sięgnąć do włosów, żeby je przeczesać i ponownie ukryć w nich uszy, a Ijumarze wmówić, że to tylko jego włosy tak się ułożyły. Nie zrobił tego, bo wiedział, że na takie zagrania jest już za późno. Ręka Kelsiera zatrzymała się w połowie ruchu, mniej więcej, na wysokości jego szyi. Kotołak westchnął i opuścił ją do poprzedniej pozycji.
         – Tak… - odpowiedział trochę niepewnie zarówno na pierwsze, jak i na drugie pytanie kapitan Nigorie.
Teraz na jego twarzy zdecydowanie było widać zaskoczenie. Pojawiło się ono po tym, jak ciemnowłosa zareagowała na to, iż dostrzegła u niego kocie uszy i uświadomiła sobie, że siedzi przed nią przedstawiciel kotołaków. Prawdę mówiąc, nie wiedział, co powiedzieć. Naprawdę. Zupełnie zaskoczyło go zachowanie dziewczyny. Był świadom, że zadała mu pytanie, ale celowo zwlekał z odpowiedzią. Nie dość, że nie wiedział, co ma powiedzieć, to nie był pewien, czy chce pozwolić jej na to, żeby dotykała jego uszu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś robił coś takiego.
Zauważył jej dłoń, znajdującą się niebezpiecznie blisko jego twarzy. Mimo naturalnych odruchów, które wręcz alarmowały go, żeby się odsunął, udało mu się to wszystko opanować i pozostać na miejscu.
         – Niech ci będzie – powiedział w końcu, a na jego twarzy pojawił się cień niepewnego uśmieszku. Po chwili pochylił lekko głowę, aby Ijumara miała lepszy widok na jego uszy.
         – Mają identyczną barwę, co moje włosy, dlatego często ukrywam je między nimi, gdy już muszę zdjąć kaptur – odparł, przerywając ciszę.
         – Utrzymuję je w odpowiedniej długości do zakrywania kocich uszu i przy okazji miejsc, w którym powinny znajdować się ludzkie uszy… - dodał, cały czas nie był pewien, czy chce, żeby go dotykała, mimo że już na to pozwolił.
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Minęło chyba kilka minut zanim Calli zaprzyjaźniła się z lunetą. Najpierw zapiszczała z podekscytowania, oglądając nową rzecz z każdej strony, by po chwili przyłożyć oko do tego końca, który pokazywał rozbawiony jej reakcją Lucan. Wówczas, gdy jej oczom, a raczej oku ukazywały się coraz to nowe elementy krajobrazu w wyjątkowym powiększeniu, zaczynała znów radośnie podrygiwać, rozpoczynając cały proces od nowa. Doprowadziła marynarza niemal do łez, gdy kręciła się po bocianim gnieździe z lunetą przytkniętą do oka, chcąc zobaczyć wszystko na raz i raz na jakiś czas zanosiła się śmiechem, gdy trafiła powiększeniem np. na twarz Lucana albo pysk Thora w dole.
        - Widzę cię!
        - Ja ciebie też, Kelpie...
        - Ale ja cię widzę z bliska, ha!
        - Błagam cię, nie przyglądaj mi się tak.
        - Widzę dziurki w twoim nosie!
        - Zostanie ci tak, zobaczysz. Już nigdy nie odczepisz tego diabelstwa od twarzy.

        Dziewczyna fuknęła pod nosem i przesunęła się tak, by znów podziwiać krajobraz w oddali.
        - Ale to jest ciekawe urządzenie! – mruknęła powoli się obracając i śledząc spojrzeniem linię brzegową. Na chwilę odjęła lunetę od twarzy, by spojrzeć na marynarza.
        - Ty stąd wszystko widzisz! Nie dosyć, że jesteś tak wysoko, to jeszcze masz to! Wspaniale! – Uniosła lekko instrument.
        Lucan wzruszył lekko ramionami, lecz wyglądał na mile połechtanego. Jego robota potrafiła być nudna jak flaki z olejem, zwłaszcza gdy morze było płaskie jak stół, a widoczność pozwalała dostrzec horyzont z każdej strony. Zawsze było jednak miło, gdy ktoś tak ekscytował się czyimś zadaniem. Wówczas i ta osoba otrzymywała nowy zastrzyk motywacji do tego, co robiła, nawet jeśli wcześniej nie dostrzegało się tych plusów. Półelfka uśmiechnęła się znów wesoło i odwróciła w stronę morza, całkiem sprawnie już operując lunetą i posuwając się nawet do samodzielnego regulowania odległości.

        Callisto uśmiechnęła się pod nosem, słysząc pytanie Lucana, nie odejmowała jednak lunety od oka, pozwalając mu delikatnie zmienić swój kierunek. Westchnęła z wrażenia, podziwiając w zbliżeniu huczącą w oddali burzę. Ściana deszczu waliła w morską wodę, ginąc pomiędzy wysokimi falami, a niebo co jakiś czas rozświetlały jasne błyskawice, sprawiając, że oglądająca je w przybliżeniu dziewczyna drgała odruchowo, dając się zaskoczyć błyskom. Po chwili odjęła lunetę od oka i oparła się tyłem o bandę, spoglądając na marynarza i zastanawiając się chwilę na odpowiedzią.
        - Nie wiem w sumie, jak długo z wami zostanę. Szczerze mówiąc w ogóle nie planowałam tej podróży, ale podoba mi się tu, zobaczymy gdzie mnie wyrzuci. Dlaczego?
        - Mówią, że kobiety na pokładzie przynoszą pecha – stwierdził z pełną powagą i tylko błysk w oku zdradzał, że się z nią drażni. Mimo to Calli prychnęła ostentacyjnie, wywołując jego śmiech.
        - Co do Milana – zaczęła, za spojrzeniem Lucana zerkając w górę i szukając gwiazd. – Potrzebowałam kogoś, kto pozna mnie z kapitanem tego statku, nie spodziewałam się, że dostanie się tutaj będzie łatwe. Poznałam go kilka minut przed wypłynięciem, a jego imię poznałam dopiero na statku, od Nigorie – dodała z uśmiechem, opuszczając z powrotem głowę, na co marynarz skinął lekko, gdy potwierdziła jego przypuszczenia.
        Już chciała się odwrócić z powrotem w stronę morza, kiedy nagle jej ręka nie sięgnęła bandy, a ona sama odchyliła się w tył, tracąc zupełnie równowagę, gdy statek przechylił się mocno na jedną stronę. Marynarz złapał ją za ramię i przyciągnął do masztu w centrum gniazda, a ona momentalnie objęła słup ramionami.
        - Ale buja! – powiedziała zaskoczona, na co Lucan wyszczerzył się, a ona zauważyła, że mężczyzna nawet się nie zachwiał, trzymając mocno masztu. Dopiero teraz po raz pierwszy zrozumiała, że naprawdę jest na statku, na otwartym morzu, a na dodatek tak wysoko! Oczy zabłyszczały jej radośnie, gdy wciąż tuląc maszt, czuła jak statek wybija się w drugą stronę.
        - Co to było?!
        - Przepłynęliśmy nad większą falą. Jesteśmy coraz bliżej burzy, ale będziemy mijać ją bokiem.

        Calli rozejrzała się po statku, zaczynając dostrzegać, że wszystko na dole jest przymocowane linami do pokładu lub burt. To dlatego wcześniej marynarze tak się uwijali, szykując wszystko, by nie latało po deskach podczas sztormu. Ciekawe, jak tam Ijumara i Kelsier. Czy pod podkładem też było tak czuć tą falę? Dziewczyna wyciągnęła szyję za bandę, szukając wzrokiem wilka. Dostrzegła go pomiędzy skrzyniami, przyklejonego do pokładu i wyraźnie niezadowolonego. Przełknęła ślinę.
        - Ekhm... Thor, żyjesz?
        - Nie odzywaj się do mnie.
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        Musieli razem zabawnie wyglądać z boku - oboje patrzyli na siebie nawzajem robiąc dziwne miny i machając rękami w powietrzu, nie mówiąc przy tym ani słowa. Jak dwie istoty z zupełnie różnych światów… Co po głębszym przemyśleniu nie było takim do końca błędnym wnioskiem, bo różniło ich praktycznie wszystko.
        Entuzjazm w oczach kapitan Nigorie przygasł lekko i naznaczył go cień zwątpienia, gdy dostrzegła reakcję Kelsiera. Był jakby zupełnie zdezorientowany, może wręcz spanikowany. Jednak chyba niemożliwe było, by się jej bał - nie miał najmniejszego powodu. Sama w sobie nie stanowiła żadnego zagrożenia, bo zaatakowana w takich okolicznościach pewnie nie zdołałaby się obronić. Co innego załoga. Gdyby tylko zorientowali się, że ich pani kapitan grozi niebezpieczeństwo… Straszny los czekałby napastnika. I natychmiastowe wyrzucenie za burtę byłoby chyba w tym momencie najlżejszą z możliwych kar. ”A może chodzi o tych strażników w porcie? Myśli, że go rozpoznałam skądś i wydam go w najbliższym porcie? Oj, widać Kompania nie uprzedziła go jacy jesteśmy my - Nigorie…”, pomyślała Ijumara i to momentalnie poprawiło jej humor. Nie tworzyła już w głowie nowych scenariuszy tego, dlaczego jej pasażer może być taki spięty, bo nic logicznego nie mogło jej przyjść do głowy.
        - Och, przepraszam - zreflektowała się Nigorie, gdy dostrzegła utkwione w swojej dłoni spojrzenie przystojnego pasażera. Faktycznie, mogła wcześniej zabrać rękę, pewnie wyszła w tym momencie na nachalną. W duchu modliła się do wszystkich morskich bożków, by tym pochopnym gestem nie zrazić do siebie Kelsiera - długo wyrzucałaby sobie, że zaprzepaściła szansę na tak obiecującą znajomość. Może powinna go teraz przeprosić…?
        I nagle kotołak się zgodził. Ijumarze zaraz zaświeciły się oczy, a na jej ustach zagościł uśmiech. Mimo ekscytacji nie rzuciła się na niego jak sadystyczna ośmiolatka, a wręcz w pierwszej chwili cofnęła rękę.
        - W razie gdyby coś było nie tak to powiedz - zaproponowała cicho. Przysunęła się jeszcze odrobinę do Kelsiera i ostrożnie, z wielkim pietyzmem, wyciągnęła do niego rękę. Najpierw jedną, lecz ledwo poczuła pod palcami włosy mężczyzny, zaraz dołożyła drugą dłoń. Bardzo delikatnie, jakby miała do czynienia z figurką z cukru, dotknęła jego uszu. Kotołak zupełnie nieświadomie poruszył nimi - pewnie dotyk go połaskotał. Iju wyglądała w tym momencie na wniebowziętą. Nie zakrzyknęła jednak “one są prawdziwe!”, bo taka infantylna nie była. Już pewniej dotknęła uszu kotołaka, palcami obwodząc ich krawędzie i delikatnie gładząc opuszkami zewnętrzną stronę, pokrytą aksamitnym futerkiem. Nawet nie zarejestrowała momentu, w którym podniosła się ze swojego krzesła i teraz stała pochylona w stronę Kelsiera, nadal skupiona przede wszystkim na jego uszach.
        - Dlaczego je ukrywasz? - zapytała jakby lekko zaskoczona tą informacją. - Przecież to uszy, nic czego powinieneś się wstydzić, prawda? Są ładne.
        Miziała go jakby był bardzo dużym kotem domowym - głaskała go po włosach, drapała delikatnie za uszami. Dłonie przesunęła też trochę niżej, na boki jego głowy, by przekonać się, że nie ma on typowych ludzkich uszu. Wtedy też spuściła wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Iju gwałtownie zdała sobie sprawę ze swojego położenia i aż serce zaczęło bić jej w piersi jak szalone - mogła się założyć, że Kelsier je słyszy mimo szumu morza i pojękiwania przeciwstawiającego się falą kadłuba. To była idealna okazja, by go pocałować, ale czy powinna ryzykować? Jeszcze pomyśli, że jest nachalna i łatwa i przez to się zrazi. Ale przecież ona chyba jemu też się podobała? Niech to, jakim cudem inne kobiety tak łatwo odczytywały nastroje swoich mężczyzn i umiały nimi manipulować?
        Nagle statek zakołysał się na wyjątkowo wysokiej fali. Dla kapitan Nigorie była to tylko chwilowa, ledwo zauważalna niedogodność - wszak całe życie wychowywała się na statku i była przyzwyczajona do bujania. Ba, było dla niej wręcz bardziej naturalne niż bezruch na suchym lądzie. Jak zawsze więc skompensowała nagły ruch w górę, lekko uginając kolana… ”Chwila!”, przemknęło jej nagle przez myśl, ”Ale przecież Kelsier o tym nie wie… Czyli w razie czego miałabym bardzo dobrą wymówkę i mogłabym wszystko zwalić na szalejącą na zewnątrz burzę, gdyby wściekł się na mnie za zbytnie spoufalanie się…”, doszła do wniosku. Zajęło jej to ledwie ułamek sekundy i decyzję podjęła dokładnie w momencie, gdy Kaprys przechylił się po pokonaniu grzbietu fali. Ijumara momentalnie skupiła się na tym, by nie kontrować ruchu statku tylko dać się mu ponieść.
        - Oj! - wyrwało jej się całkiem naturalnie, gdy nagle jej środek ciężkości za bardzo przesunął się względem pionu i przewróciłą się do przodu. Prosto na Kelsiera. Instynkty były jednak silniejsze od niej, więc pani kapitan zaraz oparła się kolanem o brzeg krzesła i dłońmi o oparcie nad ramionami kotołaka… Lecz i tak wyszło nieźle. Jej pokryte rumieńcem oblicze znalazło się tuż przed twarzą kotołaka. Byli tak blisko, że poczuła jego oddech na swoich wargach.

        Lucan był szczerze rozbawiony wyznaniem Callisto na temat celu jej podróży i znajomości z marynarzem, który wprowadził ją na pokład Kaprysu. Nie pierwszy raz okazało się, że Milan zbyt szybko nazywał kobietę “swoją”, czego główna zainteresowana pozostawała błogo nieświadoma. Niestety, tej plotce łeb zostanie ukręcony już rano, gdy Lucan zacznie opowiadać czego się dowiedział o rudej półelfki, z którą miał okazję spotkać się w bocianim gnieździe… Chociaż nie, może lepiej pominąć okoliczności tego spotkania, by nie dowiedzieli się o tym Ross, Tatiana albo Nigorie - jeszcze miałby z tego powodu kłopoty.
        - Weźmy może lunetę i zejdźmy na dół - zaproponował. - W taką pogodę nie ma co ryzykować siedzenia na gnieździe. Z rufy też będzie doskonały widok - dodał na zachętę. Łypnął przy tym na pokład by upewnić się czy na dole nie krąży Tatiana ani Ross. Akurat dostrzegł tego drugiego, gdy kierował się do kajuty kapitańskiej. To była naprawdę idealna pora by zejść z bocianiego gniazda nie ryzykując tego, że ktoś komuś urwie łeb.

        Iju jednak stchórzyła. Zamiast pocałować Kelsiera odsunęła się od niego, pośpiesznie mamrocząc przeprosiny i poprawiając ubranie. Rumieńce na jej policzkach zrobiły się wręcz karminowe, a pani kapitan czuła jak ją palą, więc co chwilę zasłaniała twarz dłońmi.
        - To przypadkiem… - usprawiedliwiła się. Nim zdążyła się jednak zupełnie pogrążyć tłumaczeniami, do drzwi kajuty ktoś zapukał i zaraz wszedł, nie czekając na specjalnie zaproszenie. Była to jej niańka w postaci rosłego, ciemnoskórego bosmana Rossa. Nigorie aż odetchnęła gdy dotarło do niej w jakiej pozycji ich zastał (niewinnej, daleko od siebie), a w jakiej mógł ich zastać. I tak zostali obdarzeni pełnym podejrzeń spojrzeniem za sam fakt przebywania razem bez przyzwoitki.
        - Kapitanie. - Ross zwrócił się do Ijumary skrajnie profesjonalnym tonem. - Lew chce zejść wcześniej pod pokład, kto ma za niego przejąć stery?
        - A czemu chce zejść? - zapytała zaskoczona Nigorie.
        - Źle się czuje. - Ross wzruszył ramionami, a sama pani kapitan również jakoś się tym w gruncie rzeczy nie przejęła. Sternik był zaufanym członkiem załogi i raczej nie było możliwe, by wymigiwał się od swoich obowiązków. Skoro mówił, że coś mu doskwierało, to faktycznie tak było. Szkoda, że ich świeżo zatrudniony medyk był tak bardzo niedysponowany, bo mógł się akurat okazać przydatny.
        - To może ty go zastąp - zaproponowała w końcu Ijumara. Nie by chciała się go w ten sposób pozbyć i powstrzymać od takiego wchodzenia bez ostrzeżenia do jej kajut.
        - Tak jest, pani kapitan.
        Ross posłał Kelsierowi ostatnie nieprzychylne spojrzenie, po czym wycofał się i zamknął za sobą drzwi, chociaż pewnie wolałby pozostawić je otwarte. Tak na wszelki wypadek.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

W pamięci przywołał moment, w którym ostatnio znalazł się w takim położeniu. W sensie, gdy ktoś, konkretniej jakaś kobieta, już za chwilę miała dotknąć jego uszu. Przez to, że na chwilę zajął się tym wspomnieniem, nie zamrugał, aby pozbyć się dezorientacji, którą było widać w jego kocich oczach. Na chwilę nawet wyłączył się, chociaż nadal przytomnie spoglądał na Ijumarę i na jej dłoń, która znajdowała się bardzo blisko jego twarzy.
To było… dobre kilka lat temu. Przelotna znajomość, nic poważnego. Byli w podobnym wieku, chociaż nie mógł przypomnieć sobie jej rasy. Elfka albo zmiennokształtna, nie był pewien. W każdym razie, w końcu zauważyła ona, iż Kelsier ma kocie uszy i jest kotołakiem, wtedy też chciała ich dotknąć, a on pozwolił jej.
Wspomnienie rozmyło się, a Kelsier powrócił do tego, co działo się teraz. Jego spojrzenie utkwiło na chwilę w dłoni Iju, nie trwało to długo, jednak to wystarczyło, aby dziewczyna zauważyła, gdzie patrzy zmiennokształtny i zareagowała na to.
         – Nic się nie stało. Po prostu… przez ostatnie kilka lat na uszach czułem jedynie dotyk swoich dłoni, włosów albo materiału kaptura – powiedział do niej. Postanowił być szczery, nie było to coś, o czym nie powinien mówić w ogóle albo mówić dopiero wtedy, gdy będzie wiedział, że ufa danej osobie. Zwykła, mało istotna informacja na temat jednego zdarzenia z jego życia.

Wyostrzony wzrok kotołaka bez problemu zarejestrował zmianę w oczach Ijumary. Wiedział, że dziewczyna pozytywnie przyjmie jego zgodę.
         – Mhm – odparł krótko na propozycję pani kapitan. Jeszcze raz pochylił głowę, aby mogła zobaczyć jego uszy i dotknąć ich, w końcu właśnie na to się zgodził. Prawą rękę zgiął i podparł nią podbródek tak, że jej łokieć spoczywał teraz na kolanie. Nie zwrócił uwagi na to, mięśnie tej ręki były teraz lepiej zarysowane pod skórą, co oznaczało, iż są też lepiej widoczne.
Poczuł jej dotyk na swoich uszach. Spodziewał się, że wzdrygnie się albo cofnie głowę, jednak nie zrobił tego. Co więcej, nawet nie musiał powstrzymywać tych odruchów, gdyż one się nie pojawiły. To był dobry znak. Jego wzrok skierowany był w dół, a Ijumara siedziała na tyle blisko, że spoglądał dokładnie na jej nogi. Bez problemu spostrzegł moment, w którym wstała.
         – Z przyzwyczajenia. Ludzie dość często posyłają dziwne spojrzenia komuś, kto wygląda jak on, ale ma uszy nie tam, gdzie powinien mieć je człowiek… - odpowiedział niepewnie. Niepewność ta nie wynikała z tego, że czuje ją względem argumentów, których użył. Bardziej wynikała ona z tego, iż nie wiedział, czy na pewno chce jej o tym powiedzieć.
         – Z ogonem jest podobnie – wypalił, aby po krótkiej chwili zorientować się, iż nie wiedział, dlaczego to zrobił. Kapitan Nigorie pewnie domyśliła się, że ma on także ogon, ale on i tak czuł się dość dziwnie, gdy powiedział to tak nagle.

Usłyszał, jak jej serce zaczyna bić szybciej i podniósł wzrok w górę. Ich spojrzenia spotkały się i zaczęli patrzeć sobie w oczy. Nagle coś, najpewniej fala, uderzyło w statek i zatrzęsło nim mocno. Ijumara poleciała prosto na niego, a on, nie chcąc, żeby wylądowali na podłodze, od razu lewą ręką złapał się stołu. Prawą, nie wiedzieć dlaczego, przeniósł na plecy pani kapitan, i wykorzystał swój zmysł równowagi, żeby krzesło ustało na podłodze.
Oboje znaleźli się w dość dziwnej pozycji i naprawdę blisko siebie. Nawet zaczął odnosić dziwne wrażenie, że dziewczyna chce go pocałować. Ostatecznie, tak się nie stało, a ona wycofała się i przeprosiła go za całe zdarzenie.
         – Nic się nie stało. Naprawdę – powiedział do niej, chwilę przed tym, jak usłyszeli pukanie. Tymi słowami chciał zatrzymać ją przed tłumaczeniem się, jednak osoba stojąca za drzwiami zrobiła to równie skutecznie.
Właściwie… może to i dobrze, że Ijumara nie zdecydowała się na to, co, może, chciała zrobić. Zwłaszcza, że do kajuty wszedł Ross, a Kelsier nie chciałby, aby ten mężczyzna znalazł ich znajdujących się naprawdę blisko siebie. Na czas rozmowy między tamtą dwójką, kotołak rozsiadł się w krześle nieco wygodniej i, odruchowo, zaczesał włosy tak, że ponownie zakryły one jego uszy. Następnie sięgnął po książkę, której czytanie wcześniej przerwał i zaczął przeglądać obrazki. Po prostu chciał się czymś zająć na czas tego, gdy w kajucie przebywał ktoś jeszcze, oprócz niego i pani kapitan. Udawał, że nie jest zainteresowany ich rozmowę, jednak i tak jej posłuchał.
         – Takie… poruszanie statkiem przez fale, jest częste w pobliżu sztormu? Wcześniej mówiłaś, że przypłyniemy obok burzy. Myślałem, że odczujemy jej wpływ na wodę słabiej, a nie… aż tak – odezwał się, podnosząc wzrok znad księgi. Ilustracja, którą oglądał, przedstawiała potwora morskiego o wyglądzie ośmiornicy z tym, że miała ona dwanaście długich macek zakończonych czymś, co wyglądało jak groty włóczni. Rysunek podpisany był „Dwunastomackownica”.
         – I, wcześniej mówiłem szczerze, że nic się nie stało. Nie mam nic przeciwko takiemu… wpadaniu na mnie, tym bardziej, że razem utrzymamy równowagę takiego układu ciał – powiedział i uśmiechnął się, w nieco żartobliwy sposób. Po chwili dłonią wykonał zapraszający gest skierowany w jej stronę. Chciał jej coś pokazać.
         – Widziałaś kiedyś coś takiego albo słyszałaś od kogoś wiarygodnego relację ze spotkania z tym… czymś? - zapytał, wskazując obrazek ośmiornicy nienormalnych rozmiarów.
         – Autor zarzeka się, że ten stwór naprawdę istnieje i zamieszkuje głębiny Oceanu Jadeitów – dopowiedział. Najpewniej znalazłby więcej informacji w opisie na stronie znajdującej się obok tej z rysunkiem, jednak przejrzał go tylko pobieżnie.
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        - Na dół?
        Callisto zacisnęła dłonie na lunecie, wyginając umyślnie usta w podkówkę, niczym małe dziecko, które wysyła się do łóżka mimo wczesnej pory. Lubiła wysokości. Odkąd tylko nauczyła się chodzić, wspinała się na wszystko, co tylko było w jej zasięgu, czy były to drzewa, góry, budynki, czy nie przymierzając - maszt na statku. Wówczas zmieniała się cała jej perspektywa spoglądania na świat i dziewczyna czuła się w takich miejscach po prostu bezpieczniej, ukryta przed niepożądanymi spojrzeniami innych.
        Marynarz jednak twardo skinął głową w stronę siatki, na co półelfka przewróciła oczami, ale później uśmiechnęła się lekko, rzucając spojrzeniem w przeciwną stronę. Spoglądającemu na nią podejrzliwym wzrokiem Lucanowi podała lunetę, a sama podeszła do liny, po której się tu wspięła i, zanim mężczyzna zdążył ją powstrzymać, złapała się jej rękami obleczonymi w skórzane rękawiczki i wybiła się z bocianiego gniazda, oplatając szybko sznur z nogami i zjeżdżając w dół.
        Zaśmiała się wesoło, gdy szalejący wiatr wystrzelił jej włosy w powietrze, jednocześnie okręcając ją na linie. Zacisnęła na niej mocniej ręce, zwalniając znacząco, po czym opadła miękko na deski pokładu, uginając nogi w kolanach. Thor podniósł łeb i parsknął wyraźnie rozdrażniony jej dobrym humorem, a dziewczyna zadarła głowę akurat by zobaczyć, że Lucan wybrał tę samą drogę w dół, więc odsunęła się o krok, gdy wylądował na pokładzie.
        - Ty jesteś szalona! - stwierdził od razu, spoglądając na nią wielkimi oczami. Dziewczyna odpowiedziała jedynie jeszcze szerszym uśmiechem, jakby usłyszała właśnie komplement, na co pokręcił jedynie głową rozbawiony. Strzepnął chustę, którą obwiązał wcześniej linę, by nie zetrzeć sobie dłoni do krwi, i zatknął ją za pasek od spodni. Jego wzrok uciekł momentalnie do skórzanych rękawiczek bez palców na jej dłoniach, wyraźnie już wytartych, wyglądających na co najmniej kilkuletnie, ale ewidentnie bardzo wytrzymałych. Później już nie powstrzymał się od przepłynięcia wzrokiem po jej sylwetce, rejestrując zarówno zgrabne kształty dziewczyny, jak również jej wyraźnie podróżny strój i pochwy z nożami przy pasie. Wrócił wzrokiem do jej twarzy, napotykając pytające spojrzenie Callisto, więc dla odwrócenia jej uwagi wskazał głową na leżącego obok Thora, który podniósł się zaraz na łapy, czujny jak zawsze.
        - Gryzie? - Lucan stanął przy niej, wyciągając otwartą dłoń w stronę basiora, który łypnął na niego żółtymi ślepiami. Calli uniosła brwi, zaskoczona odwagą marynarza, gdyż większość jego kompanów omijała wilka szerokim łukiem.
        - Nie - odparła, błyskając po chwili ząbkami w uśmiechu - Połyka w całości - dodała złowieszczym szeptem, na co mężczyzna podniósł na nią lekko urażone spojrzenie.
        - Bardzo zabawne - mruknął, ale zaraz skupił wzrok na Thorze, który zbliżył się do niego zaciekawiony i obwąchał jego dłoń, chuchając na nią mimowolnie, po czym zerknął na Callisto.

        - Chyba nie liczy na to, że go poliżę po ręce, jak te małe wilki, które hodują ludzie?
        - To są psy. I nie bądź złośliwy. Zobacz, nawet mu ręka nie drży.
        - Jak chcesz, to mogę sprawić, że się zesra ze strachu.
        - Thor!
- uśmiechnęła się mimowolnie, słysząc niski śmiech basiora. Niełatwo było go rozbawić, więc zawsze to doceniała.

        - Możesz go pogłaskać, jak chcesz - powiedziała już na głos, zerkając na Lucana.
        - Może?
        - Mogę?
        Zarówno marynarz, jak i basior wyglądali na zaskoczonych jej słowami.
        - Tak i tak - powiedziała rozbawiona na głos, najpierw spoglądając na mężczyznę, a później na wilka. I chociaż ten pierwszy wydawał się nieco zdziwiony dwoma odpowiedziami na jedno pytanie, nie powiedział nic na ten temat. Zamiast tego podniósł się i podszedł do wilka. Thor dla zasady chyba jeszcze obnażył zęby, ale na syknięcie Kelpie w swojej głowie, ukrył kły i pochylił łeb pod ręką marynarza, który ostrożnie zanurzył dłoń w czarnym futrze. Nie no, chłopaki mu nie uwierzą! Ta bestia była ogromna! Jej łeb sięgał mu do piersi, łapy miały średnicę pnia młodych drzewek, a cielsko wielkie jak skrzynia z ich ładowni. No krótko mówiąc wilk był niemalże rozmiarów niedźwiedzia. Lucan dałby sobie prawą rękę uciąć, że płomiennowłosa elfka mogłaby spokojnie jeździć na zwierzęciu na oklep, a lewą – że na pewno próbowała. Musiała być między nimi wyjątkowa więź, że takie dzikie zwierzę poszło za nią bez szemrania na statek i wypłynęło na otwarte wody.
        - To jak, idziemy na rufę? – zapytał, zabierając przezornie już rękę z zasięgu kłów wilka i zwracając się do Callisto. Ta jednak uśmiechnęła się przepraszająco.
        - Może jutro, powinnam już wracać do pani kapitan. Ale dziękuję za zaproszenie, będę pamiętać.
        Lucan skinął głową, po czym wskazał nią kajuty, dając do zrozumienia, że ją odprowadzi. Thor ruszył zaraz za nimi, najwyraźniej mając już aż nadto świeżego powietrza, a Calli zastanawiała się, czy zachowanie marynarza wynika z uprzejmości, czy chce on po prostu upewnić się, że nie wróci na bocianie gniazdo. W sumie sympatyczny facet, ma już przynajmniej do kogo odezwać się podczas rejsu.
        Pod samymi drzwiami natknęli się na wysokiego czarnoskórego mężczyznę, którego Callisto kojarzyła, gdyż otaksował ją wcześniej tego dnia spojrzeniem tak samo podejrzliwym, jakim obrzucał ją również teraz. Może i była nieco podejrzliwa, ale miała wrażenie, że przejrzał ją o tyle, by wiedzieć, że nie jest uczciwą obywatelką. Ale co tam, niech sobie myśli co chce, i tak Nigorie tu rządzi.
        - Dziękuję za oprowadzenie – powiedziała do marynarza gdy zatrzymali się pod drzwiami kajuty Ijumary.
        - Do usług – skłonił się żartobliwie, ale zaraz spoważniał na moment, przy czym wyglądał, jakby zastanawiał się, czy coś powiedzieć czy lepiej milczeć. Ostatecznie zniżył lekko głos – ale.. jeśli mogę cię prosić, nie mów o tym nikomu, cywilom nie wolno wchodzić na bocianie gniazdo. Zrobiłem dla ciebie wyjątek – powiedział z lekkim uśmiechem, a ona skinęła grzecznie głową i zasalutowała, unosząc lekko jeden kącik ust.

        - Jestem! – obwieściła w tym samym momencie, w którym otwierała drzwi od kajuty. Po chwili wychynęła zza nich ruda czupryna i Calli odnalazła swoich towarzyszy wzrokiem. Kelsier siedział przy stole tak, jak go zostawiła, a Ijumara stała obok, jednak nie wyglądała na zachwyconą. Coś poszło nie tak? Czarny łeb popchnął ją bezceremonialnie do środka i zaraz za elfką wgramolił się Thor, który usiadł gdzieś koło stołu.
        - Coś mnie ominęło? – zapytała Calli niewinnym głosikiem i podeszła do stołu po drugiej stronie kapitan Nigorie, wskakując na blat i siadając na nim ze zwieszonymi nogami, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.
        - Czuliście jak bujnęło w pewnym momencie?
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        Na twarzy Ijumary pojawiło się zrozumienie, które jednak nie sprawiło, że zapytała, czy Kelsier na pewno nie chce się wycofać. W końcu dotykanie uszu nie powinno mu przeszkadzać. Gdyby ktoś poprosił o coś podobnego panią kapitan, ta pewnie by się zgodziła, choć byłaby zaskoczona. To nie było wszak nic zdrożnego, nic zobowiązującego, o ile samemu w głowie nie dopowiedziało się sobie takich zamiarów. A Iju, na własne nieszczęście, właśnie to cały czas robiła, każde zachowanie Kelsiera interpretując na swoją korzyść i wiążąc z nim coraz większe nadzieje.
        - Och? - Panna Nigorie wyglądała na poruszoną kolejnym wyznaniem kotołaka. - Masz w tej formie ogon? To... ach.
        Iju zrezygnowała z mówienia czegokolwiek, zdając sobie sprawę, że żaden komentarz na temat czegoś, co znajduje się tak blisko końca pleców, nie przystoi młodej dziewczynie. Nie, by nie ogarnęła jej nagła chęć zobaczenia tego ogona – był gładki jak u dachowca czy puchaty jak u tych luksusowych ras, które uwielbiały arystokratki? Czy Kelsier miał z posiadania go jakieś korzyści? Na przykład lepiej się wspinał? Ponoć koty były tak doskonałymi wspinaczami między innymi dzięki swoim ogonom. No i... niech to, ależ to musiało cudnie wyglądać, taki mężczyzna z kocimi uszami i ogonem... Iju właśnie odkryła w sobie fetysz, z którego wcześniej nie zdawała sobie sprawy.
        A później całą intymną atmosferę i entuzjazm Nigorie – delikatnie rzecz ujmując – trafił szlag. Najpierw stchórzyła, a potem Ross dokończył dzieła zniszczenia. Bosman chyba wykształcił w sobie jakiś szósty zmysł, gdy Gennaro powierzył mu pod opiekę swoją jedyną córkę i zawsze bezbłędnie wiedział, kiedy musi wkroczyć, by uniemożliwić jej zrobienie „głupoty”. Pilnował jej cnoty jakby była elfią królewną, a nie kapitanem statku. Chociaż może czasami – tak jak teraz – uczynił to nieświadomie. Zwęszył jednak pismo nosem i można było mieć pewność, że od tej pory będzie jeszcze skrupulatniej pilnował tego, czy Kelsier i Ijumara nie są aby zbyt blisko siebie.
        Gdy ponownie zostali sami nadarzyła się okazja, by może zatrzeć nieco złe wrażenie i zacząć od nowa, tym razem porządnie, lecz nim Nigorie zebrała w sobie na to odwagę, odezwał się kotołak. Poruszył bardzo niezobowiązujący temat sztormu i fal, a Ijumara miała problem rozpracować to, co tak naprawdę chodzi mu po głowie i jakie wrażenie wywarł na nim ten incydent. Był tak bardzo uprzejmy i neutralny – czyżby próbował przejść nad tym i udawać, że nic się nie stało? Wszystko na to wskazywało. Uśmiechał się też tak jakoś jakby to był żart, a to już zepsuło pani kapitan humor, bo ona bardzo się starała, by go zachęcić do bliższej znajomości, ale najwyraźniej poniosła klęskę. I jeszcze to pytanie... zabolało wręcz fizycznie. Przegrała walkę o jego uwagę z jakąś przerośniętą ośmiornicą. Porażka przybrała w tym momencie smak potrawki z surowej ryby i ryży, którą serwowano na Wyspie Syren.
        Co by nie gadać, Ijumara była prawdziwą skarbnicą morskich opowieści i chętnie się nimi dzieliła, nawet gdy była nie w humorze – tak jak teraz – pytanie jej więc o morskie potwory było jak najbardziej na miejscu. Nie zamierzała jednak zabawiać Kelsiera rozmową i tylko odpowiadała na jego pytania. Przed przyszłym nastaniem krępującej ciszy uchroniło ich ponowne pojawienie się Callisto.
        - Nic się nie stało, oglądaliśmy książki – odpowiedziała jej pani kapitan. Zdawało się, czy była w troszkę bojowym nastroju?
        - Bujanie jak bujanie – stwierdziła, wzruszając lekko ramionami. - To była mała falka w porównaniu z tym, co mogłoby nas trafić, gdybyśmy wpłynęli w samo serce tej burzy. Prawdziwy marynarz nawet by jej nie poczuł – dodała, nie zważając na to, czy Kelsier złapie aluzję, że ona przewróciła się na niego specjalnie, czy też uzna ją za kiepskiego marynarza.
        - Hm? - Ijumara mimo wszystko zamierzała udawać, że wszystko jest w porządku. Nie usiadła na wskazanym przez kotołaka krześle, ale przynajmniej nachyliła się nad wskazaną ilustracją.
        - To dwunastomackownica. Daleko na południu, jeszcze za Wyspą Syren, istnieją społeczności, które czczą ją jako morską boginię. Jednak zdania co do tego czy natknięcie się na nią jest zwiastunem szczęścia czy pecha, są podzielone. Zapewne ze względu na to czy kogoś zaatakowała czy nie, bo ponoć czasami widać ją tylko jak przepływa tuż pod powierzchnią wody – zauważyła pani kapitan. - Mój ojciec widział ją gdy był niewiele starszy ode mnie. Pływał jeszcze wtedy pod cudzą banderą. Tamten statek został zatopiony, załogę jednak cudem udało się uratować, nikt nie ucierpiał. Z wyjątkiem kupców, którzy stracili przewożony towar. Ponoć była większa niż mój Kaprys, jedno jej oko miało średnicę większą niż wzrost dorosłego mężczyzny, a cios jej macką rozorał kadłub tamtej bandery prawie na pół, jakby to była kartka papieru. Gdy wrak był już pusty i nie było na nim żywego ducha, ta bestia wyciągnęła z wody wszystkie swoje dwanaście macek, objęła go i wciągnęła w głębinę. Mój ojciec utrzymywał, że to przez to, że zasmakowały jej migdały, które akurat przewozili.
        Ijumara wyprostowała się, dając tym samym do zrozumienia, że zakończyła swoją historię. Mówiła bardzo pewnie i trudno było orzec, czy jej ojciec faktycznie miał taką przygodę za młodu czy też była to zwykła bujda opowiedziana ku uciesze szczurów lądowych i dla podbudowania ego wilków morskich, które lubiły rozpowiadać, jak niesamowity i pełen przygód żywot pędzą.
        - Teraz wybaczcie, ale muszę udać się do załogi – mój sternik źle się czuje i muszę sprawdzić czy to coś poważnego.
        Wymówka była wiarygodna, ale i tak była tylko wymówką – Iju po prostu chciała na moment zostać sama, bo przebywając jeszcze chociaż chwilę dłużej w towarzystwie Kelsiera chyba spaliłaby się ze wstydu. Przepraszając więc po raz kolejny swoich pasażerów, ubrała płaszcz i wyszła na pokład, by dotrzeć do części statku, gdzie spali jej załoganci. Ledwo wyszła na zewnątrz, dopadła ją Tatiana.
        - Ross nie narobił ci wstydu? - upewniła się.
        - Nie, sama zrobiłam to najlepiej – burknęła niezadowolona pani kapitan. Jej zastępczyni spojrzała na nią z pewną siostrzaną czułością. Biedna dziewczyna, musiała się jeszcze wiele nauczyć o mężczyznach.
Awatar użytkownika
Kelsier
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Skrytobójca , Szpieg , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Kelsier »

Powstrzymał zdziwione spojrzenie, którym spojrzałby na Ijumarę, gdy zobaczył i usłyszał, jak przyjęła do wiadomości to, że oprócz uszu ma także ogon. Dziewczyna zgadła, iż jest on kotołakiem, więc wydawało mu się, że powinna wiedzieć o posiadaniu przez niego ogona, który był dużą wersją tego posiadanego przez zwykłe koty. Tym bardziej, że wcześniej, czyli zanim powiedział jej o ogonie, widziała jego uszy, które także wyglądały jak kocie, i nawet dotykała ich.
         – W tej formie? - zapytał, tym razem pozwalając zdziwieniu wpełznąć na jego twarz. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że kotołaki mają więcej niż jedną formę i, że zdecydowana większość zdolna jest do przemiany w normalnego kota. Cóż… on należał do tej mniejszości, która nie mogła albo nie umiała tego zrobić, przez to posiadając wyłącznie jedną formę. Zorientował się, że jego pytanie może stworzyć pewne podejrzenia i zapytania, a te pojawią się w głowie Ijumary, w końcu tylko ona jest obecna w kajucie.
         – Znaczy… Tak. Mam tak od urodzenia i wydaje mi się to normalne, a z tego, co mi wiadomo, wiele kotołaków, o ile nie wszystkie, ma w „ludzkiej” formie ma uszy i ogon – powiedział, poprawiając swoją sytuację. Przynajmniej tak mu się wydawało, że właśnie to robi. Może zdążył powiedzieć to w czas i w głowie kapitan Nigorie nie pojawią się pytania, które byłyby dla niego dość niewygodne.

Później nadeszła fala i zderzyła się ze statkiem. Właśnie od tego momentu Kelsier czuł się nieco zdezorientowany, głównie przez to, co zrobiła Ijumara. Wpadła na niego, to prawda, on odruchowo złapał za brzeg stołu i utrzymał równowagę, aby oboje nie upadli na drewnianą podłogę. Odniósł też dziwne wrażenie, że dziewczyna chce go pocałować, zwłaszcza, gdy je twarz była naprawdę blisko jego. Może źle zinterpretował jej zamiary, za dużo sobie wyobraził czy coś innego, bo nie doszło do tego, o czym myślał, że się stanie. Znaczy, naprawdę nie miałby nic przeciwko temu, żeby tak się to potoczyło, jednak wtedy zaryzykowaliby to, że Ross przyłapałby ich po tym, jak wszedł do kajuty. Zrobił to chwilę po tym, jak oboje znowu znajdowali się w „bezpiecznej” odległości od siebie.
Krótki dialog nawiązał się między tamtą dwójką, a kotołak zaczął zastanawiać się nad tym, co stało się przed chwilą. Sięgnął po książkę, żeby zająć czymś ręce. Wyglądało to, jakby przerzucał strony i oglądał rysunki, jednak robił tylko to pierwsze, bo myśli miał zajęte zupełnie czymś innym. W końcu ponownie zostali sami, a on, nie wiedząc, czy dobrze byłoby, gdyby poruszył temat wcześniejszego zdarzenia, po prostu zapytał o coś zwykłego. Później do kajuty wpadła Callisto.
         – Nie tylko książki – rzucił zmiennokształtny, nie podnosząc wzroku znad lektury, której i tak nie czytał.
         – Ja poczułem je bardziej niż pani kapitan, prawie spadłem z krzesła – odpowiedział na pytanie rudowłosej i dopiero teraz podniósł na nią wzrok. To, co powiedziała Ijumara nasunęło mu na myśl pewne przypuszczenia i sprawiło, że zaczął poważnie zastanawiać się nad tym, czy ona naprawdę chciała go pocałować i przewróciła się na niego specjalnie po to, żeby mieć taką możliwość. Szybko doszedł do wniosku, iż jest to dość prawdopodobne. Później skupił się na głosie dziewczyny i na informacjach, które mu przekazuje. Chciał je zapamiętać, zawsze to jakaś ciekawa wiedza na temat świata, a konkretniej tej jego mokrej części.

To wszystko było naprawdę ciekawe, może Kelsier miałby nawet jakieś pytania związane z opowieścią Ijumary, jednak ona oświadczyła, że musi ich opuścić, więc kotołak bez słowa kiwnął głową. Gdy już wychodziła, śledził ją wzrokiem przez chwilę.
         – A jak burza na górnym pokładzie? - zapytał Callisto. Wcześniej nie powiedziała im nic na ten temat, więc zawsze mogłaby zrobić to teraz. Bez różnicy, że w kajucie aktualnie znajduje się tylko on.
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Callisto »

        Calli uniosła lekko brwi, wyczuwając bojowy humor pani kapitan i spojrzała pytająco na Kelsiera, jakby była to co najmniej jego wina, lub miałby chociaż znać powód takiego, a nie innego nastroju dziewczyny. Atmosfera w kajucie była gęsta, jak po niezłej kłótni, a Rashess jakoś nie mogła znaleźć powodu, który mógłby wywołać konflikt między tą dwójką. Jej mina wyrażała jeszcze większą konsternację, gdy Ijumara zaczęła opowiadać o morskim potworze. Jakkolwiek interesująca była ta historia, elfka i tak poświęciła chwilę na zastanowienie się, czy podczas jej nieobecności oni naprawdę siedzieli tu i czytali książki. To znaczy.. nic w tym złego, ale widziała po prostu, że pani Kapitan kiepsko ukrywa swój apetyt na Kota i spodziewała się, że może jednak chociaż odrobinę bliżej się poznają, nikt im przecież nie kazał się zaraz gibać na stole. Spodziewała się, że zastanie ich po prostu w nieco bardziej zażyłej relacji, rozbawionych i w ogóle… A gdy weszła, Kelsier siedział z nosem w książce, a pani kapitan wyglądała na co najmniej lekko zirytowaną. Przez chwilę zastanawiała się, co też mogło się tu wydarzyć, jednak w miarę jak Ijumara wciągała się w swoją historię, elfka porzuciła domysły i skupiła się na jej słowach. W końcu nie była wścibska, a to nie była jej sprawa. Dała im chwilę sam na sam by mogli sobie spokojnie porozmawiać, ale to nie znaczyło od razu, że będzie robić za swatkę. Może zresztą to wszystko źle odebrała?
        - Bleh, macki – skomentowała jedynie opowieść, która powinna chyba mrozić krew w żyłach, jednak Calli wyglądała po prostu jakby zjadła cytrynę. Nie wiedziała wiele o morskim życiu, jednak już podczas obiadu przekonała się, że nie przyzwyczai się ani nie zaakceptuje żadnego stworzenia, którego kończyny są tak obślizgłe i najwyraźniej dodatkowo chwytliwe. Nie ważne, czy ów potwór mieścił się na talerzu, czy zatapiał statki. Dziewczyna odkryła, że nie lubi macek. No bo cholera jasna, matka natura chyba coś piła, gdy tworzyła te dziwadełka.
        Podwinęła nogi pod siebie, siadając na brzegu stołu po turecku i zaczepiając dłonie o krawędź blatu. Oparła łokcie o kolana i już otwierała buzię, by zagadać do swojej nowej koleżanki, jednak ta grzecznie ich przeprosiła i wyszła. Callisto zamknęła usta i zamyśliła się. Chyba rzeczywiście za wiele sobie dopowiadała. To pewnie po to był tu ten czarnoskóry bosman, by poinformować panią kapitan o złym samopoczuciu jednego z jej załogantów, czym oczywiście Ijumara się zmartwiła. Nie było co zaraz zrzucać winy na Kelsiera. Hm.. możliwe, ale.. ah nieważne, nie jej sprawa!
        Rudowłosa rozejrzała się po kajucie, szukając czegoś interesującego, na czym mogłaby zawiesić oko i w końcu jej wzrok go napotkał. Idealny, dojrzały, niezawodny kompan, potrafił rozbawić i nawet sylwetkę miał taką zgrabną, a jego wnętrze..
        - Miałem wrażenie, że myślisz o mnie, ale…
        - Rum! – zawołała radośnie, dostrzegając znajomą butelkę na barku pani kapitan.
        - …no jasne.
        - Mogę też ci nalać.
        - Dziękuję, ale nie dziękuję.
        - Jak tam chcesz.

        Wcześniej powiedziano im, że mają się śmiało częstować zawartością barku. To była ta wysoka kobieta.. jak ona się nazywała, Tatiana chyba, takie nietypowe imię. W każdym razie Rashess wówczas z zaproszenia nie skorzystała, jednak teraz było ono jak znalazł. Nucąc pod nosem zsunęła się ze stołu i podeszła do barku, łapiąc jedną dłonią zaczętą już butelkę, a drugą wygrzebując trzy pojemne szklanki. Normalnie pewnie waliłaby z gwinta, ale przy swoich nowych towarzyszach trudno jej było ignorować obowiązujące powszechnie zasady zachowania, więc dziewczyna automatycznie przejmowała nieco ich kultury. Nieco. Tanecznym krokiem wróciła do stołu i postawiła na nim z umyślnym stuknięciem butelkę i szkło, po czym wróciła na swoje miejsce na blacie, siadając ze skrzyżowanymi nogami. Korek jednak już wyciągnęła zębami, po czym nalała złocistego płynu dla siebie i Kelsiera. Dla Ijumary naleje, gdy ta do nich wróci, teraz nie ma sensu ryzykować, że kolejna fala zmarnuje trunek. Zatkała ponownie butelkę korkiem i odstawiła ją na stół, z zadziornym uśmiechem przesuwając po blacie do połowy pełną szklankę w stronę kotołaka.
        - Fajnie było! – zawołała z uśmiechem i uniosła lekko swoje naczynie na znak toastu, po czym napiła się, nim kontynuowała. Pamiętała też wciąż, żeby nie zdradzać wszystkiego, w końcu zobowiązała się do zachowania tajemnicy.
        - O wiele bardziej wieje i zaczęło trochę padać, więc już nie jest tak przyjemnie. Myśleliśmy z Thorem, czy nie spać na pokładzie właśnie, ale w takich warunkach to raczej odpada. Poza tym, nic ciekawego – uśmiechnęła się tajemniczo i obejmując dłońmi swoją szklankę, znów oparła łokcie na kolanach, tym razem jednak pochylając się w stronę siedzącego przed nią mężczyzny.
        - No to powiedz mi Kocie, co przeskrobałeś – powiedziała, szczerząc w uśmiechu białe ząbki i dając chwilę Kelsierowi, by zastanawiał się nad tym czego może dotyczyć jej pytanie. Przez ten moment zawsze może się z czymś sypnąć, a Calli chętnie przygarniała wszelkie informacje. Po krótkiej pauzie jednak kontynuowała.
        - Złodziejstwo czy zabójstwo? – zapytała, przechylając głowę na jedną stronę.
        – Tylko te dwie opcje biorę pod uwagę, gdyż tylko po nich straż miejska będzie ścigać delikwenta aż na statek. Gdybyś wisiał komuś pieniądze, goniłaby cię banda oprychów, nie strażnicy. Gdybyś skradł wianek nieodpowiedniej dziewczynie, uciekałbyś przed prywatną strażą jej ojca. Co tam jeszcze mogłeś przeskrobać… hm.. ewentualnie jakieś grubsze oszustwo, ale powiedzmy, że podłączam to pod złodziejstwo – uśmiechnęła się i czekając na odpowiedź znów napiła się rumu.
        - Mała, czemu ty się zawsze prosisz o kłopoty?
        - Bo się nudzę!
Awatar użytkownika
Ijumara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Ijumara »

        Tatiana zdecydowała się nie drążyć tematu niezadowolenia Ijumary i to nie przez to, że mogłaby ją tym zdenerwować - nie chciała jej po prostu zachęcać, niczego jej nie sugerować. Młoda pani kapitan zbyt łatwo dawała się ponieść podszeptom serca i wtedy robiła się głucha nawet na najgłośniejsze wołanie głosu rozsądku. Jedyną linią oporu przeciwko tym namiętnościom było po prostu ich nie karmić - nie poruszać tematu, by sam umarł. Każda inna opcja była zła. Upominanie panny Nigorie albo twarde zakazy przynosiły zgoła odmienny skutek - wystarczyło spojrzeć na to, jaki efekt przynosiły starania Rossa. W ten sposób z Ijumarą mógł rozmawiać jedynie jej świętej pamięci ojciec, którego ona się całkiem dobrze słuchała jak na tak młodą i energiczną dziewczynę. No a uprzejme zainteresowanie było dla pani kapitan niczym zachęta, bo interpretowała je jako aprobatę i przejaw kibicowania jej zalotom.
        Iju szła więc przez pokład nabuzowana gorzej niż szalejąca nieopodal burza, stawiając długie i szybkie kroki, za którymi Tatianie trudno było nadążyć. ”Chwila… Czy w ogóle warto?”, pomyślała sobie zastępczyni zwalniając kroku.
        - Pani kapitan - zwróciła się do panny Nigorie, ale w jej głosie nie było oficjalnego tonu tylko ta sama siostrzana czułość co wcześniej. - Można wiedzieć, gdzie zmierzasz?
        - Idę zobaczyć co z Lwem, ponoć coś go zmogło - wyjaśniła. - Wiem od Rossa, bo przyszedł zapytać kto ma go zmienić za sterem…
        - Lew zjadł w porcie coś, co mu zaszkodziło, sam doskonale wie co, nie trzeba go pilnować - oświadczyła Tatiana, po czasie orientując się, że wcale nie miała tego mówić. Wystarczyło jedno niezadowolone spojrzenie Mary, by doszła do takich wniosków.
        - I tak wolę to sama sprawdzić - burknęła, dokładniej otulając się płaszczem. - Jeszcze mi czymś pozaraża resztę i sama będę rozładowywać ten przeklęty towar po przypłynięciu do Turmalii.
        - Rozumiem - skapitulowała Tatiana. - Ja w takim razie odmeldowuję się do swoich obowiązków.
        - Yhm - mruknęła w odpowiedzi pani kapitan. Obie kobiety rozstały się na pokładzie, jedna z nich udała się na dziób, by sprawdzić czy wszystko tam gra, a druga zrobiła jeszcze kilka kroków do zejścia pod pokład, po czym z impetem szarpnęła drzwi.

        Zgromadzona w kubryku załoga podzieliła się wyraźnie na dwa obozy - jedni siedzieli dalej od drzwi i przyjemnie marnotrawili swój wolny czas na grę karty i ożywione rozmowy, drudzy zaś, w znacznie mniejszej liczbie, zajmowali kąt tuż przy drzwiach, dopingując sternika, który walczył o życie z zatruciem pokarmowym. Trudno było orzec, czy koledzy zagrzewają Lwa do walki czy też do tego, by przestał się męczyć i w końcu zdechł - jak wiadomo wśród mężczyzn czułość i przywiązanie bywa czasami wyrażana w bardzo specyficzny sposób.
        - Kapitan! - zawołał nagle ktoś z dalszej części kubryku. Wszyscy momentalnie zerwali się ze swoich miejsc, by przywitać swoją szefową, czemu towarzyszył gwar, zamieszanie i potrącanie się. Powtórka nastąpiła chwilę później, gdy wszyscy zebrani zachęceni przez Ijumarę zdawkowym gestem ponownie zajmowali swoje miejsca. Panna Nigorie odczekała chwilę nim weszła głębiej i w końcu była w stanie spojrzeć na swego sternika.
        Terill wyglądał jak siedem nieszczęść, które wpełzły pod stertę szmat by tam dokonać żywota. Był blady jak ściana i spocony, z jego imponującej fryzury zostały jakieś smętne strzępki, a nad koją unosił się charakterystyczny, kwaśny swąd. To tłumaczyło, dlaczego część iluminatorów była otwarta mimo dość wysokiej fali.
        - Co się z tobą porobiło, co? - zapytała Ijumara, podchodząc i lekko pochylając się nad zbolałym sternikiem.
        - W Rubidii poszliśmy na guri - wyjaśnił jeden z marynarzy. - Widać Lew nie miał tym razem szczęścia.
        Sternik słysząc nazwę potrawy gwałtownie zbladł, a następnie pozieleniał na twarzy i widać było, jak targają nim torsje. Ijumara odsunęła się na bezpieczną odległość od niego, kiwając przy tym głową ze zrozumieniem, chociaż w jej oczach można było dostrzec też oskarżenie, że sam sobie na taki los zapracował i nie ma co go współczuć. Guri stanowiło swego rodzaju kulinarny hazard dla marynarzy - była to potrawa, która powstała prawdopodobnie na Wyspie Syren, lecz bardzo szybko przyjęła się we wszystkich portach w basenie oceanu Jadeitów. Robiło się ją z bardzo konkretnego rodzaju małych rybek, które pływały w ogromnych ławicach w płytkich, ciepłych wodach przybrzeżnych - zaraz po połowie, bez patroszenia ani skrobania, wrzucało się je do dużych kadzi, gdzie podlegały fermentacji, co z reguły trwało trzy, cztery miesiące. Po tym czasie rybki można było podawać, po uprzednim skropieniu ich dużą ilością octu i zmieszaniu z posiekaną ostrą papryczką. Zamawiano je jako całkiem treściwą zagryzkę do wódki, lecz z niewyjaśnionych przyczyn czasami wywoływały one bardzo silne zatrucie pokarmowe, które trwało jakieś dwa dni. Nie istniał żaden czynnik, który zwiększałby ryzyko zachorowania po guri - można było być delikatną dziewoją i nigdy nie mieć nieprzyjemności, rosłym mężczyzną i nie móc na nie nawet patrzeć albo zjeść sto porcji i zatruć się dopiero sto pierwszą. Na to nie było reguły.
        - No dobrze - uznała z westchnieniem Ijumara. - Do Turmalii masz czas się wykurować, ale na dalszy rejs chcę cię widzieć zdrowego, więc patrz co do gęby bierzesz.
        Gdzieś z tyłu podniosły się rechoty i wypowiadane konspiracyjnym szeptem niewybredne komentarze, które nie dotarły jednak do uszu Nigorie. Tarill również ich nie usłyszał, tak był skupiony na własnych boleściach i słowach pani kapitan. Gdy już dotarł do niego sens instrukcji Mary, skinął niemrawo głową i mruknął “aye”. Tak naprawdę nie trzeba było mu mówić, że ma na następny raz uważać - jemu wystarczyło samo wspomnienie tego, jak teraz walczył o to by nie zwymiotować żołądka by wybierać knajpy i jedzenie dużo rozważniej. Człowiek najlepiej uczy się na własnych błędach.
        - Sprzątajcie po nim porządnie, bo śmierdzi tu gorzej niż zwykle. I pozamykajcie iluminatory - zarządziła na koniec Ijumara, po czym wyszła z kubryku, bo nie zwykła przebywać tam dłużej niż było to naprawdę konieczne. Była to kolejna z nauk Gennaro - załoga potrzebowała miejsca, gdzie mogli trochę odetchnąć od nieustannego towarzystwa oficerów i kapitana, dlatego sypialna część statku stanowiła dla nich swego rodzaju azyl. Jeśli miało się ochotę na wspólne spędzanie czasu, to do tego służył pokład, mesa, a najlepiej stały ląd.
        Po powrocie na pokład Ijumara rozejrzała się wokół, mocniej opatulając się płaszczem i jednocześnie przytrzymując spódniczkę, by jej nie podwiewało. Do kajuty kapitańskiej nie miała jeszcze odwagi wracać, rozważywszy więc wszystkie opcje zdecydowała się na obchód wokół statku, by czymś zabić czas i przy okazji sprawdzić olinowanie - niech załoga wie, że kapitan czuwa.
Zablokowany

Wróć do „Rubidia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości