Strona 4 z 7

Re: Blaski i cienie.

: Pon Maj 28, 2018 4:23 pm
autor: Salazar
Przez oblicze mrocznego elfa przebiegł uśmieszek, który mógłby wskazywać na to, że już za chwilę odpowie czymś konstruktywnym, co jednocześnie może też zakpić z tego, co zaproponowała Escrim.
         – Nie – odpowiedział krótko, zamiast tego, co mogło zapowiadać jego wcześniejszy wyraz twarzy.
         – Żyję już tyle, że nie będzie to pierwszy raz, gdy jestem poszukiwany w mieście, w którym mam coś jeszcze do zrobienia… Po prostu wiem, jak się zachować, poruszać i na co zwracać uwagę, gdy muszę dostać się z jednego miejsca w drugie, a strażnicy mnie poszukują – dopowiedział. Przez krótką chwilę sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, jednak tego nie zrobił. Cóż… właściwie tak było, ale Salazar nie miał zamiaru wspominać gwardzistce o tym, że ma coś, co można też nazwać zmysłem wczesnego ostrzegania i ponadprzeciętną ostrożnością – zdawał sobie sprawę, że są ludzie, którzy po prostu nazwaliby to paranoją i właśnie dlatego nie wspomniał o tym Escrim. Obawiał się, że uzna go za osobę chorą psychicznie i nie będzie chciała z nim współpracować. Owszem, wcześniej myślał nawet o tym, żeby znów działać w pojedynkę, ale… dzięki współpracy z tą dziewczyną, tak jakby, miał po swojej stronie przedstawiciela prawa i osobę, która może łatwiej dostać coś, co on musiałby ukraść lub iść po to okrężną i dłuższą drogą.
         – Ciebie nie szukają, więc możesz iść po prostu do budynku archiwum i wejść tam drzwiami albo iść ze mną i robić to w ciszy, a później wkraść się tam oknem… Rób, co chcesz. Jeśli się rozdzielimy, to spotkamy się już w środku – odparł i spojrzał na gwardzistkę, czekając na jej odpowiedź. Od niej zależało to, jak będzie się poruszał i na co będzie zwracał uwagę… chociaż miał nadzieję, że dziewczyna zdecyduje się na rozdzielenie i spotkanie w budynku, wtedy poruszałby się szybciej albo nawet mógłby użyć magii, żeby przenieść się od razu do archiwum i zaczekać tam na Escrim, przy okazji szukając też tego aktu własności czy innych informacji na temat budynku, do którego niedługo się wybiorą.

Tak, jak przypuszczał – gwardzistka wybrała samotną drogę i taką, którą nie zaryzykuje tego, że ktoś zobaczy ją współpracującą ze zbiegłym złodziejem. Był pewien, że właśnie tak będzie, jednak i tak wolał zapytać… tak dla pewności. Właściwie, to ułatwiało też podróż jemu samemu, bo wystarczy, że poszuka sobie odpowiedniego miejsca, gdzie nikt nie będzie go widział, i właśnie tam użyje magii, która przeniesie go prosto do budynku archiwum. Może nawet dotrze w ten sposób prosto do pomieszczenia, w którym bezpośrednio znajdują się dokumenty, w których powinni szukać aktu własności tajemniczego budynku.
Gdy wyszedł z karczmy, od razu skierował się w małą i ciemną uliczkę – nie była ona ślepa i łączyła się z większą ulicą, jednak Salazar poszedł tam wyłącznie po to, żeby mieć pewność, że nie zobaczy go ktoś, kto nie powinien. Wcześniej i tak powiedział, że będzie poruszał się tak, żeby było jak najmniejsze prawdopodobieństwo na to, że dostrzeże go jakiś strażnik, więc gwardziści nie powinni niczego podejrzewać. Gdy już tam był, rozejrzał się, czy aby na pewno jest tu tylko on i… zniknął.

Pojawił się już w środku budynku, który był miejskim archiwum. Na pewno był tu wcześniej niż Escrim, jednak wiedział, że ona w końcu i tak znajdzie się w tym samym pomieszczeniu, więc wystarczyło, że poczeka na dźwięk otwieranych drzwi. Oczywiście, nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie, bo przecież mógł wykorzystać ten czas, żeby najpierw poszukać tu miejsca, w którym mogą znajdować się akty własności budynków w mieście, a później spróbować odnaleźć tam ten konkretny, który ich interesuje.
Salazar wiedział o tym budynku, to prawda, jednak właściwie to nigdy nie był w środku, bo niczego tu nie szukał. Dlatego też nie znał rozmieszczenia dokumentów – tyle dobrze, że regały i półki były podpisane. Wszystko to, włącznie z przemieszczaniem się, robił ostrożnie, skradając się i nasłuchując. Wiedział, że gdy usłyszy odgłos otwieranych drzwi, najpierw będzie musiał ukryć się tak, żeby móc sprawdzić, kto wchodzi do środka i dopiero później podjąć kolejne działania – bezpieczniej będzie, jeśli już za pierwszym razem osobą tą okaże się Escrim, bo nie będzie musiał tracić czasu na ukrywanie się i jednoczesne pilnowanie, aby osoba ta go nie zauważyła.

Re: Blaski i cienie.

: Pią Cze 01, 2018 1:14 pm
autor: Escrim
        Escrim bez chwili zawahania odmówiła propozycji Salazara. Fakt iż zdecydowała się współpracować z złodziejem nie oznaczał od razu stosowania przez nią złodziejskich metod. Poza tym kapitan nie widziała żadnych korzyści z takich działań. Funkcjonowanie w ukryciu nie stanowiło recepty na rozwiązywanie wszelkich problemów. Przecież nie zakradną się do biblioteki i nie będą wraz z elfem przeszukiwać tysięcy regałów zawalonych dokumentacją, skoro mogą poprosić urzędującego skrybę o przekazanie im potrzebnych informacji. Fakt że ludzie Carso znów mogli podążać jej tropem, nie robił na gwardzistce wielkiego wrażenia. A nich łajdak ma powody do niepokoju. Chociaż z drugiej strony wizytę la Tranchte w miejskim archiwum ciężko nazwać czymś co mogłoby spędzić Carso sen z powiek. Nawet jeśli ten bez problemu będzie mógł się dowiedzieć czego szukała.
        Kapitan często bywała w podobnych miejscach, choć z racji wstrętu do papierkowej roboty jeszcze częściej posyłała w takie Peu. W każdym razie z grubsza wiedziała jak poruszać się po ogromnym gmachu biblioteki. W odróżnieniu od Arturonu gdzie tworzono z rozmachem, starając się pokazać kunszt architekta i siłę państwa poprzez wznoszone przez nie budynki, tutaj wszystko musiało być praktyczne. Gdyby jako główne kryterium przyjąć ilość księgozbiorów ściśniętych na jednostce powierzchni, Serenaa zostałaby bezapelacyjnym zwycięzcą takiej konkurencji. Półki stawiano tu gęsto, a przejście pomiędzy nimi były na tyle wąskie iż dwie osoby z trudem mogły się minąć. Do tego skomplikowane systemu przesuwnych drabin, umożliwiały piętrzenie książek bardzo wysoko. Jednocześnie aby wyeliminować panujący wewnątrz półmrok, sam gmach biblioteki posiadał wiele równie wysokich okien, tak aby zmaksymalizować wykorzystanie promieni słonecznych. La Trachte doszła do wniosku, że chociaż sama sala była olbrzymia, zagracono ją tak iż człowiek cierpiący na klaustrofobię szybko zacząłby tu wrzeszczeć. Poza tym w labiryncie wąskich korytarzy łatwo było się pogubić. A co tu dopiero mówić o próbie odnalezienia właściwej księgi czy zwoju.
        Na szczęście mundur gwardzisty otwierał tu większość drzwi.
        - Dzień dobry. Szukam aktu własności dla jednego z budynków. Północna cześć miasta. Dzielnica magazynowa. Naprzeciwko alchemika. – Powiedziała kapitan starając się przy tym uśmiechać przyjaźnie. – Potrzebne mi to dla prowadzonego śledztwa.
        Mężczyzna z którym przyszło jej rozmawiać poruszał się powolnie, tak jakby spał z otwartymi oczyma. Escrim, stukając palcami po dębowym blacie, zdążyła wygrać przynajmniej cztery melodie, zanim krzesło skryby raczyło zaskrzypieć, a siedzący na nim osobnik spojrzał na interesantkę.
        - Nie wydajemy takich dokumentów. Jedynie odpisy. – Suchym głosem wyjaśnił mężczyzna.
        - Może być. – Zdecydowała gwardzistka, jednocześnie zastanawiając się czy powinna pospieszyć bibliotekarza, sugestią iż w tym tempie papier ulegnie rozkładowi zanim skryba do niego dotrze.
        - Proszę zaczekać. – Wyjaśnił ospały urzędnik, widząc że Escrim zamierza mu towarzyszyć w drodze po dokumenty.
        - Zawsze macie tu taki ruch? – Ironicznie stwierdziła dziewczyna, orientując się że poza nią i mężczyzną, w wielkim gmachu nie było widać żywej duszy.
        Wyczekiwanie okazało się prawdziwą katorgą. Gwardzistka szybko doszła do wniosku że jednak Salazar miał rację. Powinni byli się włamać i sami szukać dokumentów na własną rękę. Trwałoby to pewnie kilka dni, ale i tak uporali by się tydzień szybciej niż ten żółw dotrze na miejsce, wykona stosowną kopię i wróci do niej. Najwyraźniej ludzie dużo czasu przebywający w samotności, poświęcali go planowaniu złośliwości jakie mogą uczynić względem pierwszego gościa.
Powyższe rozważania przerwał krzyk przerażenia i odgłos przewróconej półki. La Tranchte natychmiast dobyła szpadę, rzucając się na pomoc. I niemal równie szybko się zgubiła.
        - Złodziej! – Krzyknął bibliotekarz, dzięki czemu kapitan mogła przynajmniej orientacyjnie określić miejsce do którego usiłowała się dostać. Nie miła pojęcia co też strzeliło Salazarowi do głowy aby napadać tu kogokolwiek. Lepiej aby miał na to dobre wytłumaczenie, bo jak nic nakopie elfowi w jego chudy tyłek. Po chwili do uszu dziewczyny doszedł dźwięk tłuczonego szkła.

Re: Blaski i cienie.

: Wto Cze 05, 2018 4:21 pm
autor: Salazar
Schował się gdzieś pomiędzy regałami, gdy usłyszał otwierające się drzwi. Na początku wydawało mu się, że mogłaby to być Escrim, jednak szybko dostrzegł, że tak nie jest – dlatego też pozostał w ukryciu. Powinno to zapewnić mu brak dostrzeżenia przez osobę, która weszła do pomieszczenia, przecież nie było tak, że pierwszy raz ukrywał się przed kimś, kogo wzrok nie mógł na niego paść. Wiedział, co musiał zrobić… dlatego też zdziwił się, gdy usłyszał „Złodziej!” wykrzyczane prawdopodobnie przez kobietę, w tym pomieszczeniu. Rozejrzał się jeszcze, jakby chciał upewnić się, że na pewno nie chodzi o niego – w pobliżu nigdzie nie widział osoby, przed którą się ukrywał, więc wyglądało na to, że nie został dostrzeżony.
Ruszył w tamtą stronę, jednak szybko skręcił w prawo, gdy zobaczył tam przebiegający kształt. Domyślił się, że jest to ten rzeczony złodziej, a przeczucie podpowiadało mu, że bardzo dobrze wiedział, co też mógł on ukraść. Jeśli rzeczywiście zabrał on dokumenty, których szukali Salazar i Escrim… cóż, dzięki temu można było domyślić się, dla kogo on pracuje. Dźwięk tłuczonego szkła zapowiadał to, że nieznajomy uciekł właśnie przez okno i nawet nie przejmował się otwieraniem go – najwidoczniej chciał uciec jak najszybciej i nie ryzykować tego, że ktoś może go złapać. Salazar pobiegł za nim i, nawet nie zatrzymując się, wyskoczył przez okno. Miękko wylądował na ziemi i od razu rozejrzał się wokół – siedział złodziejowi na ogonie i zauważyłby, w którą stronę ten uciekł… jednak ten zniknął. Możliwe, że użył magii, a może czekał tu na niego ktoś, kto mógł używać magii do przenoszenia się, w każdym razie, złodziej rozpłynął się w powietrzu i, prawdopodobnie, zabrał ze sobą akt własności tajemniczego budynku.

Szybko przeniósł się z powrotem do budynku i zaczaił niedaleko zniszczonego okna. Był niemalże pewien, że Escrim przyjdzie tu, zwabiona właśnie tym dźwiękiem… jednak zawsze mógł się mylić i okaże się, że będzie musiał przemykać między regałami i odszukać ją, jeśli w ogóle weszła do tego pomieszczenia. Jego przypuszczenia okazały się prawdziwe, bo niedługo po tym, jak wybrał sobie dogodne miejsce do obserwacji i jednocześnie ukrycia się, zauważył gwardzistkę, która szła w stronę zniszczonego okna. Widział też broń w jej dłoni, więc od razu odrzucił „głupi” pomysł podkradnięcia się do niej i odezwania się, co mogłoby ją przestraszyć… a on sam mógłby narazić swe ciało na niepotrzebne rany kłute. Siedział chwilę w bezruchu, chcąc upewnić się, że nikt nie poszedł za Escrim i są tu sami. Dopiero później postanowił wyjść z ukrycia.
         – To nie byłem ja – powiedział cicho, stając po lewej stronie dziewczyny.
         – Próbowałem złapać złodzieja, bo dam sobie rękę uciąć, że ukradł on akt własności, którego szukaliśmy, ale nie udało mi się to… Cóż, pod oknem musiał na niego czekać ktoś, kto mógł używać magii do przenoszenia się w inne miejsca. Gdyby sam złodziej miał takie umiejętności, nie uciekałby przez okno, a od razu użyłby magii – dopowiedział, wyjaśniając całą sytuację. Właściwie, nawet nie wiedział, czy Escrim mu uwierzy, jednak on doskonale wiedział, jak było i wiedział też, że mówi jej prawdę. Zresztą… jakie miałby korzyści z ukrywania przed nią dokumentu, który może pomóc im w rozwiązaniu sprawy? Jeszcze gdyby ze sobą nie współpracowali czy coś, to może mógłby to zrobić – tylko, że on zgodził się na taką tymczasową współpracę, więc kradzież aktu własności i późniejsze mówienie, że tego nie zrobił… to było dla niego zwyczajnie nieopłacalne.
         – Ktokolwiek chce nam utrudnić zakończenie sprawy, przewiduje nasze ruchy lub obserwuje nas tak, że nawet ja nie jestem w stanie tego dostrzec – odparł, przedtem chwilowo zamyślając się nad czymś. Trochę ciężko było mu to stwierdzić, zwłaszcza jeśli chodzi o drugą część, jednak to także musieli brać pod uwagę.
         – Wygląda na to, że będziemy musieli sprawdzić ten budynek osobiście i bez informacji na jego temat… Pewnie niedługo nie będziesz tu jedyną osobą stojącą po stronie prawa, dlatego lepiej będzie, jeśli się ulotnie i spotkamy się już w pobliżu tego budynku – wypowiedział ostatnie słowa, a później wyskoczył przez okno, które wcześniej wybił inny złodziej. Teraz tylko musiał dostać się w pobliże tajemniczego domu, wykorzystując do tego ciemne uliczki i swoją magię, o której wie naprawdę niewiele osób.

Akurat teraz było trochę trudniej, bo znajdowali się bliżej centrum samego miasta, a to oznaczało, że ciemne uliczki były zajmowane przez bezdomnych lub pomniejszych złodziejaszków, którzy tylko czyhali na kogoś, kto przypadkowo zapuści się właśnie w to miejsce. Salazar spotkał dwie takie grupy, zanim udało mu się dotrzeć w miejsce, w którym nikt nie zobaczy tego, że używa magii. Jedna grupka nawet chciała go obrabować, jednak powstrzymali się i wrócili na swoje miejsca, gdy zobaczyli jego noże… A może zdali sobie sprawę, z kim mają do czynienia? Mniejsza z tym, teraz ważne było to, żeby wykorzystać chwilę samotności i zwyczajnie przenieść się w pobliże budynku, który musiał sprawdzić razem z Escrim.
Od razu zauważył podejrzanych ludzi, którzy kręcili się w pobliżu owego budynku. Gdyby nie jego lata doświadczeń, mógłby nie domyślić się, że są to wynajęci strażnicy albo nawet tacy, którzy mają jakiś związek z osobą lub osobami, które mogą znajdować się w środku. Dwóch z nich siedziało na ławce w pobliżu głównego wejścia i zajęci byli rozmową, chociaż raz na jakiś czas i tak rozglądali się uważnie - sprawdzając w ten sposób, czy nie zbliża się nikt, kto mógłby spróbować wejść do środka lub po prostu obserwować ten budynek. Salazar zauważył też innych mężczyzn - ich również było dwóch, jednak siedzieli oni na tyłach budynku i normalnie można by było wziąć ich za bezdomnego, jednak elf widział, że osobnicy ci są trochę zbyt zadbany jak na żebraków, a pod koncami na pewno ukrywali jakąś broń. Budynek był pilnowany na zewnątrz... Ciekawe, czy w środku także kręcą się jacyś strażnicy, którzy ukradkiem obserwują otoczenie zza zasłoniętych okien.

Re: Blaski i cienie.

: Pon Cze 11, 2018 1:56 pm
autor: Escrim
        Rozłoszczona Escrim miała ochotę wrócić do biblioteki i poprzewracać tam wszystkie przeklęte półki przez które nie była w stanie poprowadzić skutecznego pościgu. Irytację kapitan potęgowała świadomość, że ludzie Carso bez przerwy wyprzedzają ją o krok, przewidując każdy jej ruch. Co więcej nic nie wskazywało na odwrócenie tej tendencji. Najprawdopodobniej zuchwała kradzież pozwoli przeciwnikom la Tranchte domyśleć się tego, iż gwardzistka wie o miejscu ich tajemnych spotkań, a co za tym idzie odpowiednio przygotować się na jej przybycie. W tej sytuacji niewielkim pocieszeniem była dla dziewczyny mina Mistrza Złodziei, który również nie zdołał zareagować o czasie. Przynajmniej nie okazała się od niego gorsza. Wprawdzie dotarła do rozbitego okna znacznie później niż elf, ale umiejętnie obarczyła winą za ten fakt to iż miała do przebycia znacznie dłuższą drogę. Niestety wspomnianą wyżej iskierkę optymizmu szybko zgasiło wspomnienie Salazara o możliwym wykorzystaniu magii. Kapitan zdecydowanie nie spodobała się taka perspektywa. Wolała prostsze rozwiązania, takie w których może spojrzeć przeciwnikowi w twarz i skrzyżować z nim stal. Z każdą chwila czuła że coraz bardziej brakuje jej obecności Gavina.
        - Widziałeś chociaż jak wyglądał? – Spytała Escrim, rozglądając się po opuszczonej uliczce. Po chwil zastanowienia podzieliła się z elfem swoimi przypuszczeniami. – Jeśli będziemy mieli szczęście wciąż możemy go złapać. Znaczy się ty możesz, ponieważ ja jestem zmuszona przeprowadzić tu chociaż podstawowe śledztwo. Jako gwardzistce nie wypada mi tak po prostu oddalić się z miejsca zbrodni. W każdym razie podejrzewam, że nasz łotrzyk słyszał moją rozmowę z skrybą, w związku z czym od razu udał się ostrzec swoich kamratów o tym iż mogą spodziewać się towarzystwa. Przynajmniej wiemy dokąd zmierza. Spróbuj go przechwycić, a ja tymczasem dowiem się co ukradł. Może mają tu jakieś kopie.
        La Tranchte przede wszystkim usiłowała wyjaśnić dlaczego złodziej zdecydował się wybić szybę zamiast zwyczajnie otworzyć okno. Miał przecież wystarczającą przewagę aby poświecić te kilka dodatkowych sekund. Tym bardziej, że gdyby nie wywołany przez niego hałas, gwardzistka w ogóle nie zorientowała się o kierunku jaki podjął uciekinier. Analiza tego miejsca pozwoliła kapitan zorientować się iż swój śmiały wyczyn ścigany przez nią osobnik przypłacił poważną raną. Wokół porozbijanych kawałków szkła widać było krew. Wszystko to działało na korzyść Salazara.
        - Jest ranny. – Oznajmiła kapitan, zanim elf zniknął w bocznym zaułku.
        Sprawy wewnątrz biblioteki prezentowały się jeszcze lepiej. Stary skryba, nie licząc szeregu siniaków, w skutek napaści nie odniósł większych ran, a co równie ważne gdy został uderzony przez złodzieja, upadł na pobliski regał z książkami, przewracając na siebie zawartość kilku półek. Zrządzeniem losu, ofiara została przysypana dziesiątkami dokumentów, a napastnik nie był w stanie zidentyfikować tego na którym naprawdę mu zależało. Sądząc po porozrzucanych pergaminach, złodziej przez jakiś czas próbował odnaleźć ten najważniejszy, jednak przerażony ewentualnym pościgiem, zaczął panikować.
        Konkluzja z tego była taka iż wszystkie dokumenty zostały bezpieczne w bibliotece, Escrim mogła przechwycić poszukiwane przez siebie materiały, a to z kolei oznaczało, że jeśli tylko „jej złodziej” dopadnie tego który szwendał się po archiwum, znów zyskają przewagę nad Carso. Zadowolona z takiego obrotu sprawy, gwardzistka wyruszyła w kierunku podejrzanego budynku. Wiedziała że musi zachowywać ostrożność, ponieważ nie mogła wykluczyć iż spiskowcy zostali ostrzeżeni. Gdyby był z nią teraz Peu, na pewno po raz kolejny przekonywałby do swojego pomysłu odnośnie odpowiedniego przebrania, jednak kapitan nie zawracała sobie tym głowy. Zamiast tego z zainteresowaniem przeglądała informacje odnośnie lokalizacji na jaką naprowadził ich Sai.
        Z oficjalnych danych wynikało iż była ona przeznaczona na tak zwaną „działalność artystyczną”. Owo rzemiosło najwyraźniej miało dość szerokie pojęcie, ponieważ twórca, podpisany tu jako Zach Rewling, zajmował się praktycznie wszystkim co w jakikolwiek sposób wiązało się z sztuką. Począwszy od tatuaży, po wyrób pieczątek, insygniów rodowych, a nawet szyciu bander na statki. Mimo niewątpliwie bogatej oferty miejscowego twórcy, Escrim nie przychodził do głowy żaden pomysł dla którego Carso miałby prowadzić tu interesy. Podobnie zresztą nie widziała żadnego uzasadnienia tego, dlaczego ktokolwiek miałby przepędzać stamtąd Salazarowego ucznia. Sai co prawda wspominał coś o strażnikach, jednak ciężko było uwierzyć by jakiś artysta ustawiał przed drzwiami własnych ochroniarzy.
        La Tranchte uznała że zanim zdecyduje się aby wraz z Salazarem dokonać spektakularnego włamania, warto by chociaż przez chwilę poobserwować jak funkcjonuje to miejsce. Ale przede wszystkim powinna wykombinować jak odnaleźć własnego wspólnika.
        - To miło że uzgadniasz ze mną takie rzeczy. - Z ironią podsumowała Escrim.

Re: Blaski i cienie.

: Sob Cze 16, 2018 12:39 am
autor: Salazar
Salazar miał już plan i, raczej, powinno mu się udać wykonać go przed przybyciem Escrim. Cóż, ona nie miała tych wygód związanych z wykorzystywaniem magii do przenoszenia się z jednego miejsca w drugie. On, co prawda, miał taką możliwość, jednak musiał uważać na to, kiedy używa magii. Naprawdę niewielka liczba osób wiedziała o jego zdolnościach magicznych, a on chciał, żeby właśnie tak pozostało.
Wracając do tego planu, który wymyślił… Był on dość prosty, przynajmniej dla niego, dlatego też wszystko powinno pójść po jego myśli, jeżeli uda mu się zachowywać wystarczająco cicho (co nie będzie problemem) i wyostrzy swoje zmysły, a także dopuści do gry wrodzoną ostrożność. Najpierw musiał zająć się strażnikami udającymi żebraków, jednak musiał to zrobić tak, żeby zginęli w jak najmniejszym odstępie czasu. Dlaczego chciał ich zabić? Cóż, był niemalże pewien, że pilnują oni tylnego wejścia do budynku. Właśnie tamtędy dostanie się do środka, przedtem otwierając drzwi przy pomocy wytrychu. Później sprawdzi pomieszczenia i, ewentualnie, pozbędzie się najemników, którzy mogliby tam przesiadywać i pilnować wejścia. Dopiero po tym wszystkim skieruje się z powrotem na zewnątrz i poszuka Escrim – dziewczyna do tego czasu już powinna pojawić się w pobliżu.

Mroczny elf ruszył. Przekradł się wśród cieni do uliczki, w której siedzieli strażnicy. Nagle z jednego z cieni wyleciały dwa noże, które wbiły się w klatki piersiowe najemników. Złodziej wyszedł z cienia i podszedł do ciał, odzyskując swoje Rzutki. Upewnił się jeszcze, że ci wyglądają tak, jakby zwyczajnie wczuwali się w swoje role. Sprawdził jeszcze, czy koce ułożone są tak, że na pewno nie będzie na nich widać krwawych śladów. Dopiero teraz podszedł do drzwi, przy których kucnął i otworzył je ostrożnie, gdy już wytrychy spełniły swe zadanie.
Skradając się, wszedł do środka. Nie czekało na niego powitanie w wykonaniu kolejnych najemników, którzy mogliby pilnować tego wejścia… To oczywiście nie oznaczało, że wewnątrz nie znajdzie nikogo takiego. Po prostu… nie pilnowali oni wejścia bezpośrednio. Możliwe też, że jacyś znajdują się także za drzwiami, o których wcześniej wspomniał im Sai. Elf miał zamiar sprawdzić każde pomieszczenie, żeby upewnić się, że będą mogli spokojnie przejść do tamtych drzwi i sprawdzić, co też znajduje się za nimi. Nagle usłyszał kroki, więc schował się za rogiem i poczekał, aż strażnik nadejdzie. Salazar znalazł się za jego plecami i po chwili skręcił mu kark – ciało schował w pomieszczeniu obok. Teraz musiał znaleźć pomieszczenie, z którego ten wyszedł, bo najpewniej znajdują się tam także inny. Złodziej wolał znaleźć ich pierwszy. Nie chciał, żeby najemnicy zorientowali się, że ich kompan spędza na patrolu więcej czasu niż normalnie, bo zaczną coś podejrzewać i, w końcu, będą go szukać. Przez to podnieśliby alarm, a to naprawdę byłoby niekorzystne. Dlatego też elf poszedł korytarzem, z którego przyszedł tamten mężczyzna, aż w końcu trafił do pomieszczenia, które wyglądało na kuchnię – przy stole siedziało dwóch mężczyzn, a na nim leżały rueny, w których odbijało się źródło światła. Rozmawiali ze sobą, aż jeden w końcu zaczął się śmiać. Salazar uznał to za dobry moment do zaatakowania ich… i właśnie to zrobił. Rzucił nożem i doskoczył do tego, który siedział bliżej, skręcając mu kark. Broń złodzieja wbiła się w klatkę piersiową drugiego najemnika, zabijając go. Salazar sprawdził resztę pomieszczeń, znajdując jeszcze jednego strażnika, którego także się pozbył – dopiero po tym był już pewien, że nikt nie zaskoczy go, gdy wróci tu z Escrim i będą mogli od razu udać się tam, gdzie powinni.

Wyszedł tymi samymi drzwiami, którymi tam wszedł. Nadal był ostrożny, w końcu strażnicy z przodu nadal żyli i mogli go zauważyć. Zatrzymał się w cieniu, gdzie wzrokiem mógł odszukać Escrim, będąc też pewnym, że nikt go nie zauważy. W końcu, nadal poruszając się wśród cieni, podszedł do gwardzistki.
         – Pozbyłem się strażników tylnego wejścia i tych wewnątrz… Możemy od razu udać się do drzwi, o których wspomniał Sai – powiedział do niej cicho. W końcu nie chcieli, żeby usłyszeli ich najemnicy.
         – Chodź za mną i staraj się skradać – dopowiedział tak samo cicho, a później ruszył na tyły budynku, prosto do wejścia, które było tam zlokalizowane.
W środku było… zwyczajnie. Na niektórych ścianach wisiały obrazu, w innym pomieszczeniu stało też kilka rzeźb, a jeszcze inne przypomniało warsztat… Tylko, że oni nie przyszli tu zwiedzać, dlatego też Salazar od razu skierował się w stronę drzwi, które blokowały schody prowadzące na dół. Tym razem żadne światło nie wydobywało się spod szczeliny między nimi a podłogą.

Re: Blaski i cienie.

: Pią Cze 22, 2018 12:14 pm
autor: Escrim
        Zmierzając na spotkanie z Salazarem, kapitan nie mogła wyrzucić z głowy ironicznej myśli, że prawo, przestrzegania którego deklarowała się strzec, działa przeciwko niej. Zamiast włamywać się do cudzej posiadłości, Escrim formalnie powinna wystąpić o nakaz przeszukania warsztatu Rewlinga, co po pierwsze samo w sobie trwała bardzo długo, na tyle że potencjalny zainteresowany miał wystarczająco czasu aby przygotować się na inspekcję, a po drugie, w swoim wniosku gwardzistka mogłaby jedynie wpisać własne podejrzenia dotyczące niecnych interesów jakie prowadził tam Carso, z zaznaczeniem że jej zdaniem sam Carso to szuja. Taka argumentacja niewielu byłaby w stanie przekonać. Pozostawało więc działanie poza protokołem, co z kolei powodowało problem, iż tak zdobyte dowody łatwo jest kwestionować. La Tranchte mogła jedynie mieć nadzieje ze wewnątrz podejrzanego domostwa znajdą coś naprawdę dużego. Wciąż liczyła na to, iż złodziej z archiwum pojawi się w okolicy, a elfowi uda się go schwytać, jednak jak się okazało Salazar skupiony był zupełnie na czymś innym.
        - Pozbyłeś się strażników? – Niedowierzała gwardzistka, wymachując przed nosem Mistrza Złodziei zdobytymi dokumentami. – Niby jakich? To dom artysty, warsztat i sklep w jednym. Pokaż mi jaki handlarz maiłaby się grodzić od potencjalnych nabywców murem ochroniarzy?
        Escrim uważnie rozejrzała się po okolicy. Była zdania, że jeśli Zach dorobił się na swojej działalności pokaźnej fortuny, to powinien czym będzie przenieść się w bezpieczniejszą okolicę. A przy okazji jakaś gęściej zaludnioną, co pozwoliłoby mu rozwinąć sieć odbiorców. Póki co gwardzistka zauważyła śpiącego żebraka, któremu było wszystko jedno co dzieje się z leżącym przed nim obskurnym pojemnikiem, trójkę pijaków siedzącą przy stole w towarzystwie brudnej butelki i jakiegoś ponurego grajka, pochylającego się nad swoim instrumentem. Ten ostatni wyglądał szczególnie desperacko. Czyżby chciał zarobić muzykując w takim towarzystwie? A może jego talent był tak słaby, iż wolał ćwiczyć tam gdzie niewielu go usłyszy.
        - Czekaj! Co ty wyprawiasz!? - Protestowała la Tranchte, widząc jak elf bez zastanowienia wchodzi do budynku. I to miał być mistrz w swoim fachu? Dziewczyna była przekonana że gospodarz podniesie alarm, natychmiast jak spostrzeże obcych nachodzących jego posiadłość. Drzwi okazały się być otwarte więc oczywistym był też fakt, że dom nie jest opuszczony.
        O dziwo w środku nie było nikogo, a niewiele pomyliłby się ten, kto stwierdziłby że nie ma tam niczego. Wnętrze było surowe i ponure. Wyglądało tak jakby mieszkańcy dawno się już wyprowadzili, zabierając z sobą wszystko co nadawało się do jakiegoś użytku lub prezentowało jakąkolwiek wartość. Co prawda tu i ówdzie pozostawiono jakieś dzieło rąk ludzkich, jednak trudno było nie oprzeć się wrażeniu, iż taka dekoracja miała jedynie pozorować twórczy umysł gospodarza. Obrazy o przypadkowej tematyce, czy szpetne rzeźby trudno było, nazwać sztuką. Z drugiej strony dla zapatrzonych w swój geniusz artystów, wybitnym dziełem mogły być pomyje wylane na płótno czy dziura w bucie.
        - A może to jest to nad czym on właśnie pracuje? Próba uchwycenia i pokazania pustki? – Zażartowała Escrim. – W takim razie obawiam się że nie będzie pierwszym chcącym osiągnąć taki cel. W moim gabinecie znajdują się dziesiątki podobnych „prac”. Nie mam pojęcia ile Koronę kosztował zakup tychże dzieł, ale przynajmniej nie mieli problemów z transportem.
        La Tranchte miała świadomość, że dane jakie zdobyła z bibliotecznych archiwach mogły dawno być nieaktualne. Prawo zobowiązywało mieszkańców do zameldowania się i zgłaszania prowadzonej działalności, jednak w przypadku gdy ktoś opuszczał miasto lub schodził z tego świata, informacji o zakończonych interesach nie dało się uzyskać.
        - Może powinniśmy zapytać któregoś z tych miłych panów na zewnątrz czy gospodarz jest u siebie? Albo jeszcze lepiej, wykażmy trochę kultury i zróbmy tak… – Wypowiadając te słowa gwardzistka energicznie zapukała w drzwi pod które zaprowadził ją Salazar. Zastanawiała się czy przypadkiem artysta nie przeniósł się z swoją pracownią do piwnicy, nie zważając na baraszkujących na górze złodziejaszków.
        - Panie Rewling! Jest pan tam? – Wykrzyczała kapitan, jednocześnie układając sobie w głowie listę pytań które mogłaby zadać gospodarzowi, nie wzbudzając przy tym podejrzeń. Kto wie, może jeśli poda się za współpracownika Carso, ten tu okaże się nad wyraz wylewny. Niestety odpowiedziała jej cisza. Dziewczyna nacisnęła na klamkę i naparła na drzwi. Te pozostały zamknięte. Czyżby dom był jednak opuszczony?
        - Twoja kolej. – Powiedziała Escrim pokazując złodziejowi zamek blokujący dostęp do pomieszczenia za drzwiami.

Re: Blaski i cienie.

: Wto Cze 26, 2018 12:13 am
autor: Salazar
Co prawda, ci ludzie mogli być o krok przed nimi i, może, śledzić ich, aby obserwować ich ruchy, jednak na pewno nie mieli dobrych złodziei na swych usługach. Salazar stwierdził to, gdy Escrim pokazała mu akt własności domu, do którego wcześniej włamał się i w środku dokonał szybkiego zwiadu, pozbywając się przy okazji strażników.
         – Tak, dom artysty… Chyba tylko na tym papierku – odparł po chwili.
         – Gdyby rzeczywiście mieszkał tu artysta, raczej nie miałby strażników, którzy ukrywają się jako bezdomni lub zwykli ludzie w trakcie rozmowy – dopowiedział po chwili. Czas, w którym musiał czekać na to, aż dziewczyna dotrze w to miejsce, wykorzystał dość dobrze, a przynajmniej on sam tak uważał. Teraz przynajmniej będą mogli przeczesać dom w spokoju i nawet nie będzie potrzebne skradanie się po jego pomieszczeniach.
         – Wiem, co robię – odpowiedział jej tylko, gdy usłyszał jej reakcję na zwyczajne wejście do środka. Przecież wcześniej wspomniał jej, że pozbył się strażników… Ona chyba nie myślała, że dotyczy do wyłącznie tych dwóch, którzy siedzieli na zewnątrz i starali się wyglądać jak żebracy? A może tak myślała… tak, to wyjaśniałoby jej reakcję.
Salazar już nie rozglądał się po pomieszczeniach, bo zrobił to wcześniej… przy okazji zabijając tych kilku najemników pilnujących wnętrza budynku.
         – Może… A może te rzeźby i obrazy są tu tylko dla zachowania pozorów, i nic więcej – odpowiedział ciszej. Właściwie, nie wiedzieli przecież, ilu ludzi mogą spotkać za drzwiami do podziemia, dlatego też wolał poruszać się ciszej i tak też mówić. Chciał, żeby zaskoczenie było po ich stronie, jednak wydawało mu się, że jest to mało możliwe – tamci przecież usłyszą otwierane drzwi, a jeśli nie, to możliwe, że schodzenie po schodach. Nawet, jeśli uznają, że może być to ktoś znajomy, to i tak odwrócą się w ich stronę i zobaczę, że to osoby, których nie powinno tam być.
W milczeniu przyglądał się, jak Escrim puka w drzwi i liczyła na to, że może ktoś jej otworzy. Salazar wiedział, że nic takiego się nie stanie… co najwyżej właśnie w ten sposób odkryli przed nimi swoją obecność.
         – Jeśli tam na dole ktoś znajduje się na tyle blisko drzwi, że mógł to usłyszeć, to właśnie straciliśmy efekt zaskoczenia – powiedział do gwardzistki z lekkim wyrzutem, a później wyciągnął wytrychy z torby podróżnej. Złodziej kucnął przy drzwiach i zaczął je otwierać, wykorzystując przy tym swoje narzędzia. Starał się zrobić to w miarę cicho, jednak nie był pewien, czy ma to sens – w końcu wcześniej Escrim zdecydowała się zapukać w drzwi i teraz oboje wiedzieli, co mogłoby to oznaczać.
Uporanie się z zamkiem nie zajęło złodziejowi wiele czasu, gdyż był to zwyczajny otwór na klucz – z rodzaju tych, które otwierał wiele razy. Dlatego też mogli pójść dalej, jednak najpierw Salazar wstał i schował wytrychy.

Mroczny elf ostrożnie otworzył drzwi i zajrzał do środka. Widział w ciemności, więc brak źródła światła w ogóle mu nie przeszkadzał. Pamiętał, że Sai wspomniał o świetle spod tych drzwi, jednak oni nie widzieli czegoś takiego. Poza tym, za drzwiami od razu znajdowały się schody, które prowadziły w dół. Ciągnęły się tak daleko, że Salazar nie mógł dostrzec tego, gdzie się kończą.
         – Dobra, wchodzimy… Nie ma tam żadnego światła, ale od razu są schody w dół. Sam korytarz jest dość wąski, więc będziesz mogła opierać się dłonią o ścianę do momentu, w którym twoje oczy nie przyzwyczają się do ciemności – powiedział do gwardzistki i otworzył drzwi. Oczywiście, on szedł jako pierwszy – wydawało się, że poruszał się zwyczajnie, jednak jego kroków nie było słychać i nie roznosiły się po wąskim korytarzu. Nie był pewien, czy Escrim wiedziała o specjalnej zdolności mrocznych elfów, która związana była z widzeniem w ciemności. Nawet, jeśli, to teraz już raczej powinna to wiedzieć. Niby nie powiedział o tym dosłownie, jednak nie wspomniał nic o tym, że ciemność będzie mu przeszkadzać.
W dół szli… jakiś czas, mogłoby nawet wydawać się, że te schody mogą się nigdy nie skończyć, jednak w końcu udało mu się dostrzec kamienne podłoże, a także pochodnię, której słabe światło padało na ostatnie stopnie i początek korytarza.
         – Jak myślisz? Co znajdziemy na dole? - zapytał naprawdę cicho. Płonąca pochodnia była dość dobrym dowodem na to, że idąc dalej mogą natknąć się na kogoś, kogo będą musieli zlikwidować i to tak, żeby przeciwnik ich nie dostrzegł.
         – W razie czego, ja zajmę się cichą eliminacją strażników albo kogoś innego, kto będzie wyglądał na osobę, która walczyłaby z nami lub wszczęła alarm, gdyby nas zobaczyła – dodał, nadal odzywając się do niej cicho. Nie była to prośba czy coś, po prostu informował ją, że to zrobi i, może, lekko sugerował, że akurat w tym jest od niej o wiele lepszy.
Gdy byli już dość blisko pochodni, Salazar nagle trochę przyspieszył, chociaż jego kroki nadal były praktycznie niesłyszalne. Zatrzymał się nieopodal źródła światła i sprawdził teren, przy okazji wypatrując też zagrożenia. Na szczęście, nikogo tu nie widział… ale to przecież nie oznaczało, że cała lokacja jest pusta. Przecież nikt nie przyszedł tu tylko po to, żeby zapalić pochodnie.

Nagle mroczny elf zatrzymał się i zaczął rozglądać, jakby był lekko zdezorientowany. Zaczął czegoś nasłuchiwać, czekając też na to, aż Escrim do niego dołączy.
         – Nie wiem, jak jest z twoim słuchem, ale… Słyszysz to, co ja? - zapytał ją i przez chwilę zachował ciszę, aby gwardzistka mogła wytężyć słuch.
         – Coś, jakby… ktoś śpiewał ledwo słyszalnym szeptem? Jesteśmy za daleko od źródła tego dźwięku, żeby ustalić, skąd dochodzi… To nie zmienia faktu, że i tak musimy wybrać drogę – dopowiedział. Dopiero teraz przesunął się na bok i odsłonił dziewczynie widok na cały tunel. Okazało się, że tak naprawdę są trzy tunele – jeden prowadzący w lewo, drugi w prawo, a trzecim szliby prosto przed siebie.
         – Zdajmy się na twoją kobiecą intuicję? - zapytał, równocześnie rzucając propozycję rozwiązania ich problemu.

Re: Blaski i cienie.

: Czw Cze 28, 2018 1:34 pm
autor: Escrim
        Zdaniem Escrim zachowanie Salazara coraz bardziej podchodziło pod delikatną paranoję. Elf wszędzie widział niebezpieczeństwo. Każdego oskarżał o niecne zamiary. Wietrzył spisek, wszystkich wciągając na swoją listę podejrzanych. Nawet z żebraków zrobił zakamuflowanych strażników. Prawdopodobnie złodziejskie przyzwyczajenia kazały jej towarzyszowi brać pod uwagę wiele możliwych negatywnych scenariuszy, w skutek czego zagrożeniem wydawał mu się zwykły przechodzień, który zbyt długo zatrzymał swój wzrok na sylwetce włamywacza. Bo przecież nie można było wykluczyć tego, że akurat opasły grubas spacerujący z małżonką po dziedzińcu, jest zakamuflowanym informatorem. Paradoksalnie to właśnie przesadna ostrożność mogła Salazara zgubić. Z taką podejrzliwością złodziej samemu rzucał się w oczy.
        Idąc za pytaniem elfa, la Tranchte zaczęła zastanawiać się co takiego Mistrz Złodziei spodziewał się tu zastać. Zbrojownię? Plany zniszczenia miasta? A może wrogą armię gotową do ataku? Zdaniem kapitan sytuacja nie mogła wyglądać aż tak dramatycznie. Oczywiście oboje zgadzali się że interesy jakie prowadził tu Carso mogą być nielegalne i raczej nie przysłużą się miejscowej społeczności, jednak dziewczyna była przekonana, że nawet najgroźniejsi spiskowcy przede wszystkim będą starali się zachować pozory normalności. Uważała, że skoro według dokumentów był to dom artysty, to na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka, tym właśnie powinien być. Z kolei ich zadanie miało polegać na tym, aby wśród tych wszystkich pozorów dostrzec subtelne wskazówki czegoś co wybiega poza ogólne przyjęte kryteria zwyczajności.
        Niestety póki co wiele wskazywało na fakt, iż to elf miał rację. Za sprawą długich, niekończących się korytarzy, niewielkie mieszkanie nagle znacznie urosło, prezentując się jako tajemnicze i złowrogie. Gwardzistka nie słyszała wcześniej by pod miastem znajdowała się jakaś tajna sieć tuneli umożliwiająca, przedostawanie się miedzy budynkami, dlatego tym bardziej niedowierzała w rzeczy które pokazywał jej Salazar. W jej głowie cały czas rozbrzmiewało pytanie „co to ma być?”. Jednocześnie doskonale zdawała sobie sprawę, że samo istnienie dziwnej konstrukcji nie stanowiło żadnego dowodu. Co najwyżej na fakt złamania przepisów budowlanych.
        - Staruszka siedzącego w ukrytej pracowni, rzeźbiącego w tajemnicy posąg na imieniny królowej. – Odpowiedziała Escrim. – I będziemy się z tego gęsto tłumaczyć. Chociaż przyznaję że środki ostrożności mają tu ponad miarę. Powinnam była lepiej przestudiować plany.
        Decyzja Salazara o tym że Escrim na zdecydować o kierunku dalszych poszukiwań, była równie zaskakująca co samo wnętrze. Do tej pory elf parł naprzód, niewiele robiąc sobie z opinii gwardzistki. Czyżby nagle zdał sobie sprawę że się zgubił, a odpowiedzialność za ten fakt chciał zepchnąć na dziewczynę?
        - Niczego nie słyszę. – Przyznała się la Tranchte słuch której był znacznie mniej wyczulony od elfickiego. – A kobieca intuicja podpowiadam i jedynie to, że są tu szczury wielkości ręki. Tędy.
        Nie chcąc zaginąć w labiryncie korytarzy Escrim przyjęła zasadę skręcania zawsze w lewo. Podążając w ten sposób oboje dotarli wreszcie do końcowego pomieszczenia oświetlonego słabym blaskiem świec. W środku stał wielki okrągły stół, wykonany z marmuru, blat którego przysypano ziemią o dziwnej brunatnej barwie. Wyglądało na to jakby ktoś celowo skropił piasek jakąś substancją. Może winem? A maże krwią? Poza stołem i czterema pochodniami na ścianach w pomieszczeniu nie było żadnych innych rekwizytów. Za to rozgarniając ziemię na jego powierzchni Escrim natrafiła na ślady łańcuchów.
        - Myślisz że to jakiś ołtarz? – Spytała złodzieja. – Pieprzony Carso. Co on tu wyrabia?
        Nie znajdując w środku niczego więcej, gwardzistka cofnęła się o jeden pokój bliżej wejścia. Tam z kolei znajdował się niewielki magazyn, z dwiema ławami i szafą w której zawieszono siedem czerwonych płaszczy z kapturem. Na każdym widniał symbol olbrzymiej czarnej ośmiornicy, trzymającej w swoich uniesionych ku górze mackach coś, co przypominało miejskie zabudowania.
        - Wreszcie jakiś dowód. Choć ni w ząb nie wiem na co. – Podsumowała kapitan.
        Nagle drzwi do pomieszczenia zamknęły się z zgrzytem, a chwilę później dał się słyszeć trzask zamykanej zasuwy. Escrim niemal natychmiast dobyła szpady, rzucając się w stronę wyjścia, jednak było już za późno. Ona i Salazar zostali tu uwięzieni, najwyraźniej ku sporej satysfakcji tego który ich zamknął.
        - Zgnijecie tu wścibskie szczury. – Dał się słyszeć głos na zewnątrz.
        - Do sztycha! Otwieraj łajdaku! – Pomstowała la Tarnchte.

Re: Blaski i cienie.

: Nie Lip 01, 2018 6:15 pm
autor: Salazar
Mroczny elf wsłuchał się ponownie w dźwięki tunelów. Na początku jego uszy rejestrowały wyłącznie ciszę, dlatego też zaczął myśleć, że tylko mu się wydawało, że coś słyszy. Po chwili do jego uszu dotarł dziwny dźwięk – usłyszał kobiecy głos, który zawołał go po imieniu. Głos ten wydawał mu się dziwnie znajomy, jednak nie udało mu się przypomnieć, do kogo mógłby należeć – tym razem był pewien, że tylko on to usłyszał, po prostu przeczucie podpowiadało mu, że właśnie tak było, więc nawet nie pytał Escrim o to, czy coś słyszała. Potrząsnął głową i przymknął oczy na krótką chwilę, a kobiecy głos zniknął i znów zastąpiła go cisza, a krótko po tym ponownie usłyszał naprawdę cichy, męski śpiew.
         – Drugi raz usłyszałem to samo, jestem pewien, że w tych tunelach znajduje się źródło tego głosu – odezwał się, chociaż kolejny raz brzmiało to tak, jakby myślał na głos, a nie odzywał się do towarzyszącej mu gwardzistki. Później ruszył za nią, gdy już zdecydowała, gdzie powinni się udać. Wyostrzył też nieco zmysły, aby móc wcześniej dostrzec lub usłyszeć zagrożenie i podjąć odpowiednie kroki, aby je unieszkodliwić.

W końcu dotarli do „ciekawego” pomieszczenia – wyglądało ono jak sala należąca do jakiejś sekty, w której jej członkowie składali ofiary dla swojego bóstwa czy innego stworzenia, w które wierzyli. Szybkie przeszukanie pomieszczenia spowodowało, że znaleźli mniejsze, które musiało służyć kultystom za magazyn – na to wskazywała szafa, w której znaleźli płaszcze z symbolem czarnej ośmiornicy. Salazar nie miał pojęcia, kim mogą być ci ludzie, jednak najpewniej oddawali cześć stworzeniu, które mieli na swoich przebraniach.
Jednak nie zdążyli wyjść z magazynu, gdyż ktoś nagle zamknął ich w środku. Dźwięk zamykanej zasuwy jasno dał złodziejowi do zrozumienia, że tych drzwi nie uda mu się otworzyć wytrychem… Jednak przypomniał sobie o eliksirze koloru piasku, który teraz może okazać się naprawdę pomocny.
         – Mam coś, dzięki czemu wydostaniemy się stąd z łatwością – powiedział cicho do Escrim. Na początku chciał użyć magii, aby przenieść się na zewnątrz i, przy okazji, zabić też kultystę, który ich uwięził, aby później odsunąć zasuwę i uwolnić gwardzistkę. Później przypomniał sobie, że przecież nie chciał ujawniać przed nią, iż ma jakieś zdolności magiczne i wtedy też odezwał się głos, który wspomniał mu o piaskowym eliksirze i jego właściwościach.
Salazar włożył rękę do torby i wyciągnął z niej niedużą buteleczkę. Później podszedł do drzwi, odkorkował ją i lekko przechylił w stronę drzwi – wystarczyła jedna kropla, aby eliksir zadziałał na drzwi. Na początku nie działo się nic, jednak po chwili drzwi zwyczajnie zaczęły zamieniać się w piasek – zaczęło się od miejsca, w którym spadła kropla mikstury, a później efekt ten objął całe drzwi. Mogłoby wydawać się, że metalowa zasuwa nie zostanie tym objęta i, że z brzękiem upadnie na podłogę, jednak ta również stała się drobinami piasku.
         – Droga wolna, jednak nie chowaj szabli… Oni już wiedzą, że tu jesteśmy i możliwe, że nie obejdzie się bez walki – odezwał się cicho mroczny elf i wyskoczył z pomieszczenia, od razu rozglądając się wokół. Spodziewał się, że natknie się przynajmniej na jednego strażnika, jednak najwidoczniej kultysta był pewien tego, że się nie wydostaną i poszedł poinformować pozostałych o tym, iż mają tu intruzów, których trzeba się pozbyć.
         – Może weź jeden z płaszczy jako dowód… albo nawet wytnij z jednego sam symbol – zaproponował. On miał zamiar stać na straży i pilnować, czy nie zbliżają się żadni wrogowie. Spodziewał się ich, bo możliwe, że albo będą chcieli ich zabić i zadbać o to, żeby nikt nie dowiedział się o tej sekcie, albo będą chcieli złożyć ich w ofierze… co też będzie wiązało się z zabiciem ich, jednak pewnie w całkowicie inny sposób niż zwyczajne pozbycie się kogoś, kto może im zagrozić.

Cóż… złodziej nie mylił się, bo już po kilku chwilach zauważył dwie postaci w czerwonych płaszczach – szli w jego stronę i mieli w dłoniach duże i ząbkowane noże ofiarne. Elf od razu dobył dwóch noży do rzucania. Nie miał zamiaru zbliżać się do przeciwników. Wątpił w to, żeby byli oni dobrymi wojownikami i dlatego uważał, że nie uda im się uniknąć jego Rzutek. Poza tym, mógłby wykorzystać magię, aby „popchnąć” lecące noże i przez to nadać im jeszcze większą prędkość.
Dwa, nieduże ostrza przecięły powietrze, wcześniej wylatując z dłoni Salazara – dotarły do celów i bez problemu wbiły się w ciała chronione jedyne przez płaszcze i zwyczajne ubrania. Kultyści padli na ziemię, a noże wyleciały z ich dłoni. Nie próbowali się podnieść, co jasno oznaczało, że już nie żyją.
         – Ciekawe, jaką rolę pełni tu Carso? Wyłącznie współpracuje z kultem czy może także jest jego członkiem…? Jeśli tak, to jest zwykłym członkiem czy może kimś ważniejszym? - odparł i były to… dość dobre pytania, na które aktualnie nie mieli odpowiedzi. Musieli poszukać tu jakiegoś pomieszczenia, w którym może uda im się znaleźć jakieś dokumenty na temat kultu i jego członków, a także ich zamiarów.
         – Myślisz, że oni także odpowiadają za to, jak cała ta sprawa się zaczęła? - zapytał gwardzistkę. Wydawało mu się, że coś takiego mogło być prawdziwe, jednak aktualnie nie miał na to żadnych dowodów… Może uda im się znaleźć dziennik jednego z kultystów, najlepiej kogoś ważniejszego w ich hierarchii (jeśli jakąś mają) i właśnie w nim opisane byłyby wydarzenia, na które wpłynęli kultyści.
         – Idziemy dalej, musimy przeszukać te tunele i pomieszczenia, które tu znajdziemy. Musimy się też pilnować, nie wiadomo skąd może zaatakować wróg, a jestem pewien, że kultyści będą próbowali nam przeszkodzić – powiedział do gwardzistki i ruszył w stronę, z której wcześniej nadeszła dwójka przeciwników. Przy okazji zatrzymał się też na krótką chwilę przy ich ciałach, przeszukał ich szybko i zabrał swoje noże. Niestety, nie znalazł przy nich niczego, co mogłoby im się przydać albo odpowiedzieć na pytania, które pojawiły się w ich głowach.

Re: Blaski i cienie.

: Śro Lip 04, 2018 1:28 pm
autor: Escrim
        Początkowo Escrim sama spróbowała znaleźć wyjście z pułapki, odwołując się do najprostszych i najszybszych metod, na czele z próbą wyważenia drzwi solidnym kopniakiem. Jej działania nie przyniosły jednak żadnych rezultatów, poza bólem w kostce, rosnącą frustracją i udowodnieniem powszechnego faktu, iż szpada nie nadaje się do zastosowania jako wytrych. Na szczęście Mistrz Złodziei miał w zanadrzu znacznie więcej sztuczek. Obserwując jak solidne okucia zmieniają się w drobinę pyłu, gwardzistka od razu pomyślała o alchemii. W odróżnieniu od magii, przynajmniej ta nauka była przez nią akceptowana, choć niekoniecznie pasowała jej do wizerunku prostego włamywacza.
        - Nie podejrzewałam cię o tak liczne talenty. – Krótko stwierdziła La Tranchte, po czym natychmiast dodała coś jeszcze, tak aby przypadkiem elf nie pomyślał że ona go chwali – Następnym razem gdy na miejscu zbrodni zobaczę takie trociny, będę pamiętała czyj to modus operandi. A teraz chodźmy. Musimy się stąd wynosić zanim łajza który nas zamknął, sprowadzi tu wszystkich sowich kamratów.
        W odróżnieniu od złodzieja, kapitan była przekonana że nie mają już czasu na dalsze poszukiwania. Zostali zdemaskowani, przez co lada chwila mogli mieć na karku tuziny zbirów, którym ostatecznie nie dadzą im rady bez względu na to ilu takich położą trupem. Chwilowo musiał im wystarczyć dowód w postaci pojedynczego płaszcza. Escrim nie miała pojęcia czym jest symbol ośmiornicy, za to była przekonana iż Peu będzie wiedział. A nawet jeśli nie, to nie odpuści dopóki nie rozwiąże tej zagadki. Gwardzistce zdecydowanie nie podobał się wizja konfrontacji iż wyznawcami jakiegoś chorego kultu. To miasto miało już dosyć obłąkanych popaprańców, nie uznających żadnych zasad moralnych poza wiarą w swój obłęd. Zorganizowani szaleńcy to ostatnie z wyzwań jakie było im teraz potrzebne.
        - Gdybym miała zgadywać, ośmiornica jest tu jedynie symbolem. Jej macki obejmują całe miasto, więc pewnie te świry chcę rozszerzyć swoje wpływy, a nie tylko siedzieć w podziemiach. Chyba większość organizacji przestępczych tak robi. Nie pojmuję jedynie po co im ten stół ofiarny? – Na głos rozważała gwardzistka. – Chyba, że to nie jest to zwierzę, a kształt tych podziemi. Sala z ołtarzem to głowa, a ramiona są korytarzami którymi można się do niej dostać? Być może warsztat artysty nie jest tu jedynym wejściem. Na to liczę, bo jeśli spróbujemy wrócić tą samą drogą którą weszliśmy, na górze czeka nas pewnie z pół garnizonu.
        La Tranchte zorientowała się że Salazar musiał doskonale widzieć w ciemności, dlatego też pozostawiła elfowi dalszy wybór drogi, samej koncentrując się na tym by nie zgubić towarzysza. Jeśli jej teoria miała sens, każda z odnóg prowadziła do jakiegoś wyjścia, wiec na ta chwilę nie istniała lepsza czy gorsza decyzja. Przynajmniej tak zdawało się na początku, ponieważ wkrótce przekonała się że złodziej musiał wybrać fatalnie. Dwójka szpiegów uszła ledwie kilkanaście kroków gdy kapitan poczuła straszliwy fetor, który dla kogoś kto raz staną oko w oko z śmiercią, nie mógł kojarzyć się z niczym innym. Do głowy Escrim natychmiast przyszła myśl, że skoro dokonywano tu rytualnych krwawych obrzędów, to konsekwencją tego musiała być konieczność pozbywania się ciał ofiar. Tak aby nikt nigdy ich nie odnalazł. Na przykład poprzez ćwiartowanie i karmienie nimi ryb.
        - Ohydne. Wygląda na to panie Carso, że siedzi pan po uszy w gównie. – Stwierdziła kapitan. Chwile później ona i Salazar minęli kolejne zamknięte drzwi za których dało się słyszeć odgłos drapania w drewnie. Kapitan natychmiast skierowała swoją broń w tamtym kierunku. – Mają tu prywatne lochy albo szczury wielkości psów. – Stwierdziła Escrim, skinieniem głowy sugerując elfowi iż w tym przypadku obowiązuje zasada „panowie przodem”.

Re: Blaski i cienie.

: Nie Lip 08, 2018 6:07 pm
autor: Salazar
Przez oblicze mrocznego elfa przebiegł uśmieszek, którego gwardzistka nie mogła widzieć, gdyż złodziej stał do niej plecami.
         – Nie znam się na alchemii. Ten eliksir był… nagrodą za jedno zadanie, które niedawno wykonałem – odpowiedział jej. Chciał też ją poprawić i powiedzieć, że są to drobiny piasku, a nie „trociny”, jednak tego nie zrobił. Zamiast tego postanowił dodać coś innego.
         – Mam tylko jedną fiolkę i prawdopodobnie nigdzie nie dostanę kolejnej, więc używam tej substancji w naprawdę wyjątkowych sytuacjach. Takich, w których inne sposoby ucieczki nie są możliwe – odezwał się znów. Taka substancja była naprawdę cenna i – gdyby rozeszła się wieść o tym, że Salazar posiada coś takiego – różni ludzie chcieliby mu to odebrać, aby wykorzystać miksturę do własnych celów, w tym także sprzedać ją za naprawdę duże pieniądze. Tak, mroczny elf zdecydowanie wolał zachować w tajemnicy to, że posiada w ekwipunku coś takiego.

Wysłuchał tego, co ma do powiedzenia Escrim, gdy poruszali się podziemnym tunelem. Miała dwie teorie i obie były ciekawe, chociaż… ta druga wydawała mu się ciekawsza i coś podpowiadało mu, że to właśnie ona może być prawdziwa.
         – Może próbują tu też ściągać ludzi – mieszając w ich życiu tak, żeby w końcu dotarli tutaj – i dopiero wtedy składają ich w ofierze? Bo wątpię, żeby tamtego stołu używali do czegoś innego… Mogą też mieć jakiś „system oceniania” odnośnie do osób, które składają w ofierze. Może uważają, że jedne ofiary bardziej niż inne zadowolą istotę, którą czczą? Naprawdę musimy tu znaleźć coś, co odpowie na przynajmniej jakąś część naszych pytań – powiedział do niej. Płaszcz kultystów był wystarczającym dowodem na to, że taka grupa działa w mieście, jednak dobrze by było też wiedzieć, kto do niego należy, a także mieć dowód na to, że morderstwa w rezydencji są ich dziełem. Możliwe, że Carso także jest członkiem sekty, jednak na to też muszą mieć jakiś dowód.
Później minęli miejsce, w którym członkowie sekty musieli składać resztki swoich ofiar i jakoś się ich pozbywać. Salazar już nie jeden raz miał do czynienia z takim zapachem, więc można powiedzieć, że nie robiło to na nim dużego wrażenia. Może byłoby tak, gdyby jego węch był ponadprzeciętny, jednak właściwość ta dotyczyła tylko jego słuchu i wzroku.
Niedługo po tym dotarli do zamkniętych, drewnianych drzwi, zza których mogli usłyszeć drapanie. Elf sprawdził, czy na pewno są one zamknięte na klucz i dopiero po tym wyciągnął wytrychy, aby je otworzyć. Gdy tylko to zrobił i popchnął je, aby sprawdzić pomieszczenie… przez otwór ten wybiegł spory szczur, który przemknął między nogami Salazara i uciekł w stronę, z której przyszedł on i gwardzistka. Złodziej wszedł do środka – najpierw zauważył dziurę w rogu, którą najpewniej dostał się tu szczur, a później… trupa leżącego pod ścianą.
         – Mają tu i szczury, i lochy… Jeśli jest tu jedno takie pomieszczenie wyglądające jak cela, to na pewno jest ich tu więcej – odparł, gdy lepiej rozejrzał się po pomieszczeniu. Przy jeden ze ścian stała prowizoryczna prycza, a naprzeciw niej stały dwa wiadra – jedno puste, a drugie z wodą. Poza tym, nie było tu niczego więcej. Mroczny elf nawet nie podszedł do ciała i nie miał zamiaru go przeszukiwać, bo wiedział, że niczego tu nie znajdzie. Swoją drogą, na ciele było widać ślady szczurzych pazurów, a jego brzuchu można było dostrzec dziurę, którą także musiało zrobić zwierzę, które stąd wypuścili. Mimo to, nie śmierdziało to zgnilizną, więc więzień musiał zginąć niedawno.
         – Chodźmy dalej – powiedział cicho i wrócił na korytarz.

Szedł przodem, co nie było niczym dziwnym patrząc na to, że widział w ciemności i dzięki temu mógł ich stąd wydostać, a także wcześniej dostrzec zagrożenie i odpowiednio zareagować. Przed sobą widział skrzyżowanie tuneli, z którego mogli dalej iść prosto albo skręcić w lewo lub w prawo.
         – Idziemy prosto – szybko zdecydował, gdy już dotarli do skrzyżowania. Przez krótką chwilę wydawało mu się, że słyszy podeszwy uderzające o kamienne podłoże, jednak nikt nie przybiegł i ich nie dostrzegł. Nawet, jeśli się nie przesłyszał, to kultyści musieli pobiec w drugą stronę. Cóż, przynajmniej teraz mógł podejrzewać, że rzeczywiście ich szukają, a to oznaczało, że znaleźli ciała swoich kompanów i wiedzą, że Salazar i Escrim wydostali się z magazynu.
Niedługo po tym trafili na kolejne drzwi, które – tym razem – nie były zamknięte. Złodziej ostrożnie wszedł do środka, wcześniej jedną dłoń kładąc na jednym z noży, aby szybko go dobyć i rzucić, jeśli będzie taka potrzeba.
Co prawda, w środku nie było nikogo, a pomieszczenie było nieduże… jednak po pięciu, jednoosobowych łóżkach i niedużych kufrach stojących przy nich, można było wywnioskować, że część kultystów mieszka w tych tunelach, a oni właśnie trafili do pomieszczenia, w którym śpią.
         – Powinniśmy przeszukać te kufry i sprawdzić, czy znajdziemy tam coś przydatnego – zaproponował. Drzwi były zamykane na klucz i mało prawdopodobne było to, że znajdą go gdzieś w tym pokoju. Po prostu będą musieli sprawdzać wejście i uważać na to, czy ktoś nim nie przechodzi.

Re: Blaski i cienie.

: Czw Lip 12, 2018 9:01 am
autor: Escrim
        La Tranchte nie miała pojęcia dlaczego Salazar upiera się przy kontunuowaniu poszukiwań. Nie czuła się pewnie gdy nie mogła panować nad sytuacją, stając się zależną od kogoś innego. Niestety przemierzając tajemnicze lochy była skazana na elfa, jego doskonały słuch, umiejętność widzenia w ciemności i zdolność orientacji w podziemnych korytarzach. Dlatego też w milczeniu zagryzała zęby, podążając krok w krok za swoim przewodnikiem, nawet jeśli nie zgadzała się z jego decyzjami. Zdaniem kapitan, pogrążone w mroku, ponure, wilgotne i śmierdzące tunele, nie rokowały nadziei na znalezienie czegoś więcej niż sterty pleśni, szczurów, gnijących ciał i wszechobecnych wymiocin, do których lada moment ona również miała się dołożyć. Jeśli będą mieli szczęście, to znajdą tu jakąś trzymającą się przy życiu niedoszłą ofiarę, która będzie mogła zeznawać. Escrim nie miała pojęcia jak działają sekty. Być może Carso i jego kompani uprowadzali ludzi bezpośrednio przed planowanymi rytuałami, ale równie dobrze mogliby przetrzymywać ich tu znacznie dłużej. Natomiast z całą pewnością nikt tu nie postawił eleganckiej gablotki z dokumentacją swojej działalności, czego najwyraźniej spodziewał się Mistrz Złodziei.
        Escrim nie była szczególnie wyedukowana. Chociaż jako arystokratka w młodości mogła liczyć na luksus w postaci osobistego nauczyciela, zdecydowanie wolała zabawy na świeżym powietrzu niż siedzenie nad księgami. Przeciskając się przez obrzydliwe lochy, gwardzistka przypomniała sobie że poniekąd są to naturalne warunki występowania mrocznych elfów, a zatem nie mogła wykluczyć, że Salazar czuje się tu świetniej ci dlatego celowo przedłuża pobyt w podziemiu. Zwykła złośliwość też była przez nią brana pod uwagę. Nic dziwnego że elf nie obawiał się więzienia skoro warunki w nich mogły wydawać mu się komfortowe.
        - Mam nadzieję że liczysz się z faktem iż nie wszyscy tu uwielbiają ciasnotę, zgniliznę i dyskusję z pająkami? – Zasugerowała kapitan chcąc ponaglić złodzieja do znalezienia drogi powrotnej. Chcąc zyskać na czasie, Escrim sama zabrała się za przeszukiwanie skrzyń. W środku było wszystko co dało się zabrać więźniom, a co mogło stanowić jakąś wartość. Głównie ubrania i ekwipunek. Gwardzistka odruchowo odrzucała te pospolite, których nie dało się zidentyfikować. Zwykła lniana koszula mogła należeć do każdego, natomiast taka sama, ozdobiona ręcznym haftem, dawała nadzieję że przy odrobinie trudu da się ustalić do kogo należała. Podobnie było z wszelkiej maści wyrobami z skóry. Torby, sakwy, kaletki czy buty. Szermierz brała tylko te na których wyryto jakieś inicjały, herby czy szczególne znaki. W skrzyni znajdowało się tez kilka noży i innej białej broni, którą dziewczyna posegregowała według identycznych kryteriów. Sztylety były unikatowe, więc Peu bez trudu powinien stwierdzić do kogo należały. Wszystko co stanowiło jakiś trop, kapitan zapakowała do jednego z kufrów, jasno dając elfowi do zrozumienia, że skoro to jego pomysł, to i on powinien teraz dźwigać zdobycz. Póki co mieli jedynie dowody prawdopodobnego przestępstwa, natomiast nie posiadali niczego co wskazywałoby konkretnego sprawcę. Ale tym Escrim zamierzała się martwić jak już ujrzy słońce i odetchnie świeżym powietrzem.
        - Mamy wystarczająco dowodów by powiązać je z listą zaginionych w ostatnich miesiącach. Zobaczymy co to da. Niektóre z tych rzeczy są jedyne w swoim rodzaju, co dodatkowo działa na naszą korzyść. Możemy wracać? – Ponaglała gwardzistka. –Myślę że tutaj nie znajdziemy już nic ciekawego. Za to interesujące mogą okazać się wejścia do tych korytarzy, ponieważ właściciele budynków takich jak ten należący do naszego artysty, od razu mogą trafić na szczyt listy podejrzanych. Niestety możemy sprawdzić tylko jedną odnogę. I wcale nie zdziwiłabym się gdyby ta konkretna prowadziła akurat do szafy w sypialni Carso. Z drugiej strony on już pewnie wie że może spodziewać się niezapowiedzianej wizyty.

Re: Blaski i cienie.

: Pon Lip 16, 2018 1:12 am
autor: Salazar
Mroczny szybko zaczął przeszukiwać kufry przy łóżkach. Ułatwieniem było to, że te przynajmniej nie były zamknięte na klucze i nie musiał otwierać zamka każdego z nich – można to uznać za małą rekompensatę tego, że w każdej chwili ktoś może zajść ich przez te drzwi, których nie mogli zamknąć bez klucza. Wtedy taki kultysta albo zaalarmowałby pozostałych, albo zaatakowałby ich.
         – Też nie przepadam za zgnilizną – odparł, a przez jego oblicze przebiegł uśmiech. Chciał jeszcze wspomnieć coś o tym, że z pająkami można czasem odbyć naprawdę interesujące rozmowy, jednak powstrzymał się, bo w kufrze znalazł coś, co wyglądało jak notatnik… jednak po bliższym przyjrzeniu się przedmiotowi i przeczytaniu losowej strony w nim, okazało się, że jest to zwykła książka, w dodatku na temat anatomii.
Oczywiście, zrozumiał, co chciała mu przekazać gwardzistka i nie zignorował tego, że ona wolałaby szukać wyjścia niż buszować w rzeczach kultystów i liczyć na to, że może uda im się znaleźć coś ciekawego. Właściwie… nie było tak, że nie znaleźli niczego – znaleźli kilka rzeczy z wyszytymi, wygrawerowanymi lub pozostawionymi na powierzchni przedmiotu w inny sposób znaczkami, które można by było zidentyfikować z konkretną osobą albo rodziną. Salazar miał już nawet pomysł, jak mogą to wykorzystać… a właściwie, jak Escrim może to zrobić, bo on wątpił w to, żeby ot tak wpuścili go do budynku straży miejskiej i pozwolili rozmawiać z kimś, komu dziewczyna ufa.
         – Co…? Bez przesady. Nie będę dźwigał kufra pełnego tych rzeczy… Weźmiemy tylko część z nich i będziemy musieli je zidentyfikować i połączyć z konkretnymi osobami lub rodzinami. Jeśli osoba, do której należy ta rzecz, żyje, to oznaczałoby, że prawdopodobnie jest członkiem kulty, a jeśli jest martwa… to członkowie tej sekty najpewniej złożyli ją w ofierze – powiedział do Escrim, przeglądając zawartość kufra, który zasugerowała mu, że powinien nieść. Gdyby miał to zrobić… musiałby zaufać, że Escrim obroni zarówno siebie, jak i jego, gdyby doszło do walki z kultystami – owszem, tymczasowo współpracowali ze sobą, jednak nie ufał jej na tyle, żeby praktycznie powierzyć jej swoje życie. Tak, wolał obronić się sam, a kufer wypełniony różnymi rzeczami tylko by to utrudniał. Dlatego też Salazar schował do torby cztery sztylety, które miały różne znaki na pochwach, a także dwie sakwy, które także miały na sobie znaki. Znaki te prawdopodobnie były jakimiś herbami lub czymś innym, co może pozwolić na połączenie broni z konkretną osobą.
         – Możemy wracać – zgodził się z nią, gdy już oboje wzięli dowody z kufra. Gwardzistka może być na niego zła za to, że nie zgodził się na niesienie całości, jednak powinna zrozumieć, że w ten sposób mógłby stracić na szybkości i zwinności. Owszem, mógłby w takiej sytuacji po prostu odstawić kufer, jednak wtedy straciłby cenny czas – akurat w walce liczyła się każda sekunda, która może dać ci przewagę nad przeciwnikiem.
         – Myślę, że, jeśli z tych tuneli naprawdę jest kilka wyjść, to właściciele budynków, w których się one znajdują… cóż, jeśli sami nie należą do tej sekty, to na pewno są przez nią opłacani i współpracują z nią, pozwalając im na korzystanie z przejść i także utrzymując je w tajemnicy – odparł, wychodząc z pomieszczenia. Pierwszym, co zrobił było rozejrzenie się po korytarzu i sprawdzenie, czy w pobliżu nie czają się kultyści. Nikogo nie widział, więc wyszedł na korytarz.

         – I tak musimy wrócić się przynajmniej do skrzyżowania, z którego tu przyszliśmy i wybrać inną odnogę – odezwał się, tym razem ciszej niż wcześniej. Nie mogli ryzykować, że usłyszą ich kultyści patrolujący tunele. Salazar poprowadził dziewczynę w miejsce, o którym wspomniał i zatrzymał się na krótką chwilę, aby później skręcił w prawo.
         – Masz wśród strażników jakąś zaufaną osobę? Kogoś, kogo zainteresowałoby rzeczywiste rozwiązanie tej sprawy, a nie tylko to, żeby zamknąć ją jak najszybciej? - zapytał cicho. Oczywiście, nie wspomniał nic o Peu, bo domyślał się, że Escrim mu ufa, ale oni potrzebowali też kogoś jeszcze. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Po dość długiej chwili, która mogłaby wydawać się trwać dłużej niż w rzeczywistości, w końcu dotarli do korytarza oświetlonego słabym światłem pochodni, na którego końcu oświetlały one kamienne schody. Wyglądał on podobnie do tunelu, którym tu weszli, jednak na pewno nie był to ten sam.
         – Chyba znaleźliśmy jakieś wyjście… - odparł cicho, chociaż tym razem powiedział to tak, jakby mówił wyłącznie do siebie. Teraz byli trochę bardziej widoczni i, jeśli nadejdą jacyś nieprzyjaciele, będą mogli ich zauważyć. Dlatego też złodziej zaczął poruszać się nieco szybciej, jednak w żaden sposób nie wpłynęło to na odgłos jego kroków, który był niemalże niesłyszalny. Od razu wszedł na schody, gdy do nich dotarli i zaczął po nich iść. Cóż, nie usłyszeli za sobą żadnego krzyku lub czegoś, co oznaczałoby, że zostali dostrzeżeni, więc powinni to wykorzystać i wydostać się stąd jak najszybciej.
Na końcu schodów trafili na drzwi podobne do tych, które znaleźli w budynku, przez który zeszli do korytarzy kultystów. Salazar powoli za nie pociągnął, ale te okazały się zamknięte.
         – Daj mi chwilę… Teraz i tak nas nie zauważą, chyba że zaczną podążać w stronę tego konkretnego wyjścia – odparł i kucnął przy drzwiach, przy okazji wyciągając wytrychy. Przez krótką chwilę grzebał narzędziami w zamku, aż w końcu udało mu się go otworzyć.
         – Teraz ostrożnie… Nie wiemy, czy w domu aktualnie ktoś się znajduje – powiedział naprawdę cicho i ostrożnie otworzył drzwi.

Pomieszczenie, w którym wyszli… wyglądało jak niewielki magazyn znajdujący się w środku czyjegoś domu, a dokładnie to tuż obok kuchni. Po obu stronach znajdowały się półki z zapasami żywności. Oprócz drzwi, jedynym co było tu nie na miejscu to kolor ścian, które były pomalowane odcieniem czerwieni podobnym do tego, który znajdował się na szatach kultystów, a także… ich niewielki symbol, który znajdował się nad drzwiami wejściowymi do magazynu – każdy, kto tędy wychodził musiał go widzieć, nie było innej możliwości. Właściwie, nawet drzwi były pomalowane tą samą farbą co ściany i nie miały też żadnych zdobień czy innych rzeczy, a przez to łatwiej ukrywały się w ścianie.
         – Najlepiej będzie, jeśli założymy, że w domu jednak ktoś jest i prawdopodobnie śpi – zaproponował cicho. Takie rozwiązanie wydawało mu się najlepsze, bo dzięki temu oboje będą się skradać, starając się przy tym nie rozmawiać i nie wydawać niepotrzebnych dźwięków, które mogłyby zbudzić domowników.
         – Chodźmy – powiedział jeszcze i otworzył drzwi do magazynu. Te akurat nie były zamknięte, więc mogli od razu wejść do kolejnego pomieszczenia, którym okazała się kuchnia. Zwyczajna kuchnia, której można spodziewać się w każdym domu. Znaczy się, była ona osobnym pomieszczeniem, a po naczyniach i meblach można było stwierdzić, że znajduje się ona w domu rodziny, która nie ma problemu z pieniędzmi i możliwe, że ma ich niemało. W kuchni często znajdują się tylne wyjścia z budynku, dlatego też Salazar od razu rozejrzał się za takim i dostrzegł je na prawo od miejsca, w którym stali.
         – Wyjście. Na prawo od nas – wyszeptał do Escrim i skierował się właśnie w tamtą stronę. Akurat tutaj spodziewał się, że może być ono zamknięte, dlatego też już w międzyczasie wyciągnął wytrychy i od razu włożył je w zamek. Znów musiał poświęcić chwilę, aby otworzyć drzwi, ale w końcu mu się to udało i oboje mogli opuścić budynek.
Gdy wyszli już na zewnątrz, okazało się, że nastała noc, a oni znajdują się przed niedużym ogrodem – rosło tu kilka drzew, pod którymi stała ławka, a także pusty stolik i cztery krzesła, do nich prowadziła też ścieżka, a po obu jej stronach rosły różnokolorowe kwiaty. Prawdopodobnie o ogród ten dbała żona mężczyzny zamieszkującego budynek albo po prostu kobieta, która w nim mieszka… Salazar nie miał zamiaru wracać się do środka i poszukać sypialni, aby sprawdzić, kto jest właścicielem i kto mieszka tu oprócz niego.
Na lewo od nich znajdował się niewielki trawnik, a za nim ogrodzenie, przez które mogli przejść – po drugiej stronie dostaliby się na uliczkę, którą już poszliby dalej. Złodziej pomyślał, że jest to dość dobry plan i dzięki temu uda im się szybko opuścić ten teren. Dlatego też ruszył w stronę ogrodzenia i przeskoczył przez nie, lądując po drugiej stronie. Poczekał, aż Escrim zrobi to samo i dopiero wtedy się odezwał.
         – To gdzie teraz? - zapytał w końcu. Właściwie, chciał też zaproponować mały odpoczynek, skoro i tak jest już noc, jednak najpierw chciał usłyszeć, co zaproponuje gwardzistka.

Re: Blaski i cienie.

: Pią Lip 20, 2018 2:33 pm
autor: Escrim
        La Tranchte wzięła głęboki wdech, delektując się miejskim powietrzem. Krótki pobyt w podziemiach zmienił jej postrzeganie rzeczywistości. Co prawda tu na zewnątrz wciąż dominował zapach ryb, zużytego oleju i ludzkiego potu, jednak obecnie gwardzistka skłonna była określić ową woń jako „świeża”. Chwilowo było jej obojętne co wdycha. Obawiała się, że po tak ekstremalnym doświadczeniu w ogóle straci zmysł węchu. W porównaniu do warunków jakie dla swoich jeńców przygotowali członkowie sekty, miejskie lochy przypominały apartamenty. Escrim z zaskoczeniem stwierdziła, że nawet mimo planujących wokół mroków nocy, widzi nad wyraz dobrze. Najprawdopodobniej to również był uboczny efekt przebywania w absolutnej ciemności. W zasadzie mogła być wdzięczna iż oboje z Salazarem nie wyszli na zewnątrz w ciągu dnia, bo wówczas prawdopodobnie uszkodziliby sobie wzrok. A przynajmniej ona. Niestety na tym kończyły się dla nich dobre wiadomości.
        Co prawda zdobyli kilka kluczowych dowodów, których identyfikacja nie powinna być trudna, zważywszy na fakt iż w sprawach osób zaginionych jedno z podstawowych pytań dotyczyło tego, co ofiara miała przy sobie, ale przeprowadzenie takiego śledztwa wymagało dostępu do archiwum Straży. Dostępu którego kapitan w danej chwili nie posiadała, a którego zważywszy na późną porę raczej nie uzyska. Kolejne włamanie zdecydowanie nie wchodziło w grę. La Tranchte była zdeterminowana by tym razem działać oficjalnie i zgodnie z protokołem. A przynajmniej strać się trzymać tej ścieżki. Rozsądek podpowiadał by teraz odpocząć i wznowić poszukiwania o świcie, jednak ci których ścigali z całą pewnością nie pozwalali sobie na podobne chwile wytchnienia.
        - Pozostaje nam mieć nadzieje że nie zostawiliśmy tam nic naprawdę cennego. – Z odrobiną wyrzutu w głosie podsumowała gwardzistka. Idąc za przykładem elfa, Escrim również ograniczyła swoją zdobycz do minimum, pozostając przy jednym sztylecie, biżuterii, spinkach na których wygrawerowano jakieś inicjały, kaletce, pasku i oczywiście płaszczu z symbolem ośmiornicy. Miała nadzieję że gdy już zdobędzie informację o zaginionych, sprawdzenie tych rzeczy pójdzie szybko. W końcu ile osób mogło przepaść bez wieści w ciągu kilku miesięcy? Doświadczenie podpowiadało jej, że w większości takich spraw, zaginiona osoba sama wraca do domu. Rzadziej odnajduje się jej ciało. Natomiast dochodzeń nierozwiązanych nie powinno być więcej niż kilka. Z drugiej strony kapitan była w mieście nowa. Nie znała jego specyfiki, podobnie jak nie miała tu zbyt wielu kontaktów, z pomocy których mogłaby skorzystać.
        Z jednym wyjątkiem. O ile znajomością można było nazwać fakt iż przypadkiem wtargnęła do pokoju sędziny Mirul, w czasie gdy kobieta przesłuchiwała świadka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt iż ów świadek stał tam nagi, co według przedstawicielki prawa również mieściło się w ramach zwyczajowych procedur, a i sama przesłuchująca pozostawała jedynie w butach na obcasach. Jak to później ujęła panna Mirul, nie chciała aby zeznający czuł się skrępowany, tym bardziej że po bliższym zapoznaniu się z sprawą, nie mogła mu nic zarzucić. Kobieta zdawała się mieć słabość do mundurów, bez względu na to kto je nosił. Jednocześnie owe uwielbienie do straży sprawiało iż stawała się bezwzględna dla tych którzy stali po drugiej stronie. Do tej pory kapitan i Peu stawali na głowie by zręcznie wymigiwać się od zaproszeń na prywatną audiencję, jednak jeśli gwardzistka chciała działać szybko, to sędzina była dla niej najkrótszą drogą. Ostatecznie mogła przecież rzucić jej Salazara na pożarcie.
        - W porządku, powiedzmy że znam kogoś takiego. Właściwie jest to ostatnia osoba z pomocy której chciałabym korzystać, ale pomijając jej liczne wady, przynajmniej będziemy mieli pewność co surowości jak chodzi o przestrzeganie litery prawa. – Po namyśle zdecydowała Escrim. – Poza tym z dużym prawdopodobieństwem możemy założyć iż nasza sędzia jeszcze nie śpi. Znaczy się o ile masz jeszcze siły? Bo wyglądasz jakbyś ledwo trzymał się na nogach? Może wolisz gdzieś się zaszyć i odpocząć? Bo wiesz, z świeżą głową podchodzi się do spraw zupełnie inaczej.
        Kapitan sama nie miała by nic przeciwko długiej drzemce, jednak wolałaby aby była to decyzja Mistrza Złodziei. Wówczas w razie niepowodzenia będzie go można oskarżyć o zmarnowany czas. Ostatecznie dla niej jedna zarwana noc nie była niczym szczególnym, więc na pewno nie będzie w drużynie słabym ogniwem, które pęknie jako pierwsze.

Re: Blaski i cienie.

: Śro Lip 25, 2018 12:07 am
autor: Salazar
Może na zewnątrz jego ciało wyglądało na bardziej zmęczone, niż mu się wydawało? W każdym razie, nie przypuszczał, że czuje takie zmęczenie, że wolałby zaszyć się w pokoju w karczmie i przespać przynajmniej te kilka godzin. Znaczy… mógłby to zrobić, jednak teraz Escrim zaproponowała coś innego i może lepiej będzie, jeżeli najpierw zajmą się właśnie tym.
         – Możemy ją odwiedzić, chociaż wydaje mi się, że moja rola skończy się tam na ukrywaniu się, podsłuchiwaniu i, może, oglądaniu, jeśli znajdę jakieś dobre miejsce przy oknie – odparł po chwili. Wątpił, żeby mógł zwyczajnie wejść razem z gwardzistką do budynku, w którym chce się ona spotkać z sędzią. Wydawało mu się, że na pewno ma ona jakichś strażników i, jeśli oni by go nie rozpoznali, to ona już raczej tak, co pewnie od razu zgłosiłaby strażnikom. Nie to, żeby nie wierzył w swoje umiejętności, ale po co robić sobie dodatkowe kłopoty i ponosić konsekwencje czegoś takiego, skoro można obejść się bez zdradzania obecności, uniknięcie złapania i ucieczki. Poza tym, możliwe byłoby też, że sytuacja taka spowodowałaby powiększenie ilości strażników, którzy mieliby go szukać… albo oddelegowanie ich właśnie do tego, jeśli ci jednak tego nie robią.
         – Ewentualnie poczekam na ciebie gdzieś przed budynkiem, a ty później powiesz mi, o czym rozmawiałyście – dopowiedział. Ten pomysł chyba wydawał się nawet lepszy, bo wystarczy, że poczeka na nią w jakiejś ciemnej uliczce w pobliżu budynku lub w innej, w której będzie mógł się ukryć przed niepotrzebnymi spojrzeniami. Z drugiej strony, Salazar nadal nie do końca ufał Escrim i miał obawy, że dziewczyna zatai przed nim część jej rozmowy z sędzią… ale ta druga możliwość była bezpieczniejsza, więc najpewniej i tak właśnie ją wykorzysta.
         – Prowadź – powiedział na koniec.

Właściwie, wydawało mu się, że nie będzie mógł pozwolić sobie na spokojny sen, gdy ta sprawa jest nierozwiązana. Nie dość, że uciekł z więzienia i najpewniej jest też poszukiwany przez straż, to jeszcze ci kultyści prawdopodobnie będą chcieli zabić zarówno jego, jak i Escrim. W końcu teraz oboje wiedzieli o ich obecności w mieście, a to może być niewygodne dla członków sekty. Dlatego też na pewno będą chcieli się ich pozbyć… Tylko, że sposobów na to było naprawdę sporo i Salazarowi ciężko było wybrać ten, który miałby największe prawdopodobieństwo na zdarzenie się – dlatego też postanowił, że będzie pamiętał o wszystkich możliwościach. To z kolei oznaczało, że będzie musiał cały czas być ostrożny, rozglądać się i ogólnie zwracać większą uwagę na otoczenie. Kultyści będą mogli upozorować wypadek, w którym zginęliby, mogliby wykorzystać jakichś rzezimieszków, żeby ich zaatakowali i przy okazji obrabowali, mogli także jakoś zatruć ich posiłki albo po prostu wysłać za nimi skrytobójcę, który czekałby, aż pójdą spać i właśnie wtedy on zająłby się nimi. Właśnie dlatego też mroczny elf – gdy już będzie miał zamiar pójść spać – na pewno będzie miał noże do rzucania gdzieś pod ręką. Ale… tak naprawdę pod ręką, tuż przy łóżku, aby móc użyć ich od razu po tym, jak zbudzi go jakiś podejrzany dźwięk. Zresztą, przeważnie i tak ma je gdzieś blisko, gdy już śpi, jednak teraz będzie musiał podjąć dodatkowe środki bezpieczeństwa.
Myślenie nad tymi i innymi sprawami zajęło mu praktycznie całą drogę. Owszem, widział Escrim i podążał za nią, aby jej nie zgubić, jednak nie odezwał się przy tym ani jednym słowem. Myślał też o tym, co zrobi po zamknięciu tej sprawy i doszedł do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie zwyczajne opuszczenie miasta i niepokazywanie się w nim przez… jakiś czas.
         – Jesteśmy na miejscu? - zapytał, gdy nagle się zatrzymali.

Re: Blaski i cienie.

: Nie Lip 29, 2018 9:53 pm
autor: Escrim
        Escrim nie mogła pozbyć się nękających ją wątpliwości. Istniało duże prawdopodobieństwo iż oboje z Salazarem brnęli w ślepy zaułek. Wszystko zależało od wartości zdobytych przez nich przedmiotów. Na zdrowy rozsądek, jeżeli rytuały ośmiorniczej sekty wymagały krwi jako takiej, jej członkowie powinni ograniczyć się do uprowadzania i mordowania ludzi z marginesu społecznego. Żebraków, przybłędów, skazańców i tym podobnych. Osób których zniknięciem nikt się nie zmartwi, a popełniona na nich zbrodnia nawet nie będzie zgłoszona. La Tranchte nie przychodził do głowy żaden pomysł dla którego Carso i jego wspólnicy mieliby ryzykować porywanie kogoś znaczącego. Nie chciała ośmieszyć się przed sędziną, prezentując jej marne dowody, a jednocześnie zdawała sobie sprawę, że w ogóle nie ma pojęcia czy wyniesione przez nią rzeczy są cokolwiek warte. Gwardzistka znała się na broni, dzięki czemu przynajmniej o sztylecie mogła powiedzieć iż jest zrobiony z porządnej stali, jednak taki przedmiot mógł posiadać każdy. Sprawa z biżuterią prezentowała się jeszcze gorzej. Ponieważ sama nigdy nie nosiła zbędnych ozdób, kapitan w ogóle nie znała prawideł rynku dotyczących handlem świecidełek. Podobnie zresztą rzecz się miała z eleganckimi haftami, które mogły być zarówno herbem rodowym, jak również zwykłą ozdobą.
        Pozostawało jej zdać się na instynkt złodzieja. Elf powinien intuicyjnie wyczuć co jest warte kradzieży, a co w skrzyni stanowiło zbędny balast. Poza tym musiała tez liczyć na to że skoro akurat te przedmioty przedstawiciele sekty zdecydowali się zachować, to uczynili to nie bez powodu.
        - Nie, to nie jest to miejsce. – Odpowiedziała Escrim. – To akurat moje mieszkanie. Posiadłość panny Mirul znajduje się znacznie bliżej zamku, a przy tym wystarczająco daleko go garnizonu byś dotarł tam bezpiecznie. Ponieważ tym razem będę potrzebowała ciebie nie za oknem, ale bezpośrednio przy moim ramieniu. Nie wdając się szczegóły, myślę, że lepiej pójdzie mi z tą wizytą, gdy pojawię się tam z mężczyzną. A ponieważ Peu jeszcze nie wrócił, nie widzę tu innej opcji. I tak, zdaję sobie sprawę że pomysł ten brzmi nico szalenie, ale z drugiej strony najciemniej pod latarnią. Kto by się tam spodziewał złodzieja z wizytą u sędziego? W dodatku w towarzystwie gwardzistki?
        Kapitan nie zamierzała wspominać iż potrzebuje elfa w roli przyzwoitki, a dokładniej rzecz mówiąc to ona będzie jego przyzwoitką. Póki co przyprowadziła go do siebie aby dopasować mu jakiś bardziej oficjalny strój. Chciała też mieć czas aby na spokojnie przyjrzeć się zdobytym łupom. Bez ciśnienia związanego z ściągającymi ich kultystami oraz przy w miarę normalnym świetle.
        - Jednak przede wszystkim zależałoby mi abyś rzucił okiem na nasze dowody. Wybierzmy tylko to które są cenne i mogły należeć do jakiegoś arystokraty. Tak aby nie przedłużać czekającej nas wizyty. – Zaproponowała La Tranchte. – No i jeszcze jedno. Cuchniesz jakby przed chwilą wyciągnięto cię z trzewi rekina. A biorąc pod uwagę, że przebywaliśmy w tym samym miejscu, ja pewnie również. Chyba nie muszę dodawać, że to nie przysporzy nam punktów w czasie oficjalnej audiencji?
        Gwardzistka sięgnęła po klucz i wpuściła elfa do środka. Serenaa była dla niej miejscem chwilowego pobytu. La Tranchte jedynie wynajmowała tu mieszkanie, a ponieważ nie planowała zostać w mieście na dłużej, nie przykładała wagi do jego urządzenia. Z tego też powodu nawet uważnie obserwując wnętrze, Mistrz Złodziei nie mógł wiele wywnioskować na temat charakteru obecnej gospodyni. Prawdopodobnie większość tak zwanych „pokoi z przydziału” wyglądała podobnie. Wszystko charakteryzowało się skromnością. Drewniane meble były proste. Jedno łóżka, stół, szafa i dwa krzesła oraz wieszak na ubrania. Escrim poprzestawiała wszystko w jeden kąt, tak aby utworzyć sobie w pokoju miejsce do ćwiczeń. Wypożyczony manekin na którym szermierz mogła doskonalić pchnięcia był tu jedyną osobliwością.
        Na stole leżały dziennik, pióro i atrament. Kapitan była zobowiązana spisywać w nim informacje ważne dla władz Arturonu, takie o których niekoniecznie musiał wiedzieć jego sojusznik. W przypadku Escrim papier wciąż pozostawał pusty, oczekując na natchnienie autorki. Peu miał u siebie podobny notatnik, jednak w odróżnieniu od swojej zwierzchniczki, u chłopaka wszystkie strony były już zapełnione adnotacjami. Gavina również zobowiązano by spisywać kluczowe informacje, jednak Escrim nie miała pojęcia jak jej ukochany podchodzi do czegoś, co ewidentnie kojarzyło się z szpiegostwem.
        - Łazienka jest tam. – Gwardzistka wskazała gościowi właściwy kierunek.