SerenaaBlaski i cienie.

Miasto kupców, szlachty i handlu. Położone w słonecznej części wybrzeża, stąd jego status Miasta Królewskiego. Znajduje się tu wiele dworów szlacheckich i oczywiście pałac króla.
Zablokowany
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Blaski i cienie.

Post autor: Escrim »

        Na chwilę przerwała swoją pracę przyglądając się pokojowi jaki oddano jej do dyspozycji. Niewielkie pomieszczenie swoim wyglądem definiowało nowe pojęcie skromności. Brakowało tylko okien w kratach, by Escrim mogła uznać iż znajduje się w celi. W środku znajdowało się jedno krzesło i stół, który lata swojej świetności miał już dawno za sobą. Towarzyszący jej Peu jako siedzenie wykorzystywał przeglądane dokumenty. Serenaa słynęła z bogatych rodów szlacheckich i umiejętności handlowania tym co oferowało morze, choć póki co la Trachnte uważała że miejscowym towarem eksportowym powinno być skąpstwo.
        Kapitan z przekąsem pomyślała iż w mieście są tylko dwie rzeczy które wyglądały nędzniej niż jej kwatera. Pierwszą z nich były akta sprawy dotyczące złodzieja zwanego Salazarem, a drugim postępy w prowadzonym przez nią śledztwie. Na swoje usprawiedliwienie Escrim mogła powiedzieć tylko tyle, iż wcale nie chciała być delegatem którego Arturon przysłał by pomóc rozwikłać zagadkę tajemniczych przestępstw. Poniekąd nie miała wyjścia. Podpadła Komandorowi, a teraz zbierała tego owoce.
        - To bez sensu Peu. W tych zapiskach nie znajdziemy nic co chociaż odrobinę mogłoby przybliżyć nas do rozwiązania sprawy. – Westchnęła kapitan. – W ogóle jak to możliwe. Znamy jego tożsamość, wiemy jak wygląda, jakie ma metody działania, jakie kontakty i jakie zwykle obiera sobie cele, a mimo to nie możemy go złapać?
        - Może właśnie dlatego nazywają go Mistrzem w swoim fachu. – Zasugerował Peu.
        - Do sztycha. Mam nadzieje że chociaż Gavin poradzi sobie lepiej i na coś trafi. Chociaż wciąż mam obiekcję że puściliśmy go samego do miasta.
        - Ja coś znalazłem. – Niespodziewanie oświadczył młody adiutant.
        - I teraz dopiero mówisz? Dawaj!
        - Znalazłem informację o poprzednim śledczym. Tu jest napisane, że zwolniono go z pracy ponieważ nie osiągał zadowalających efektów – zaczął czytać Peu, a widząc jak jego kapitan wzrusza ramionami, chłopak szybko dodał – a mówiąc zwolniono mam na myśli że zrzucono go z zamkowych murów.
        - Nie przejmuj się tym. Ten nieszczęśnik nie był dyplomatą z obcego królestwa.
        - Zanim go zepchnięto, krzyczał że jest dalszym krewnym rodziny królewskiej, ale jakoś nie pomogło mu to pokonać siły grawitacji. – Powątpiewał adiutant.
        - Świetnie. Dla odmiany powiedz że masz jakieś pozytywne wieści.
        - Przyszło dwóch kolejnych świadków. Twierdzą że mają istotne informację, którymi chcieliby się wymienić.
        Płacenie każdemu kto posiadł wiedzę mogącą przybliżyć Escrim do ujęcia Salazara okazało się być chybionym pomysłem. Miejscowi mieli znacznie lepsza żyłkę do handlu niż kapitan z Arturonu. Bez skrępowania wciskano jej najbardziej liche kłamstwa, byle tylko wyciągnąć od gwardzistki trochę monet. Mimo tego kapitan nie zamierzała rezygnować z objętej strategii, po to by nie zniechęcać tych, którzy mogli naprawdę cos wiedzieć. La Tranchte łudziła się myślą, że ludzie jej nie ufają, ponieważ jest w mieście obca. Ale z czasem miało się to zmienić.
Oby tylko Gavinowi poszczęściło się bardziej.
        - Dobra dawaj ich tu. Pojedynczo. Nie traćmy czasu. A potem spróbujemy podejść do sprawy inaczej.
        - To znaczy?
        - Skoro nie znajdziemy tutaj nic o złodzieju, to spróbujemy trafić na ślad tego który go wynajął. Wiem, że brzmi to nieco absurdalnie, ale zwykle takie łajdaki popełniają zbrodnię, po czym biorą nogi za pas i uciekają setki staj w głąb kontynentu. Natomiast czwarte, piąte, szóste przestępstwo, w tym samym mieście, brzmi trochę jak spisek. Też nie jestem o tym przekonana, ale dotychczasowa nieudolność w prowadzeniu śledztwa sugeruje że komuś zależy aby nie zamknąć sprawy szybko. – Escrim podzieliła się z Peu swoimi wątpliwościami.
        - Sugerujesz, że ten który nie chce by sprawa wyszła na jaw, poprosił o pomoc akurat ciebie. – Ironicznie zaśmiał się chłopak.
        - Zapamiętam sobie, że ty to powiedziałeś.
Ostatnio edytowane przez Escrim 6 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Stąd przybywa Złodziej

Cóż… można mieć pewne problemy z określeniem funkcji osoby, którą Salazar spotkał gdzieś na szlaku między Szczytami Fellarionu a Wybrzeżem Cienia. Osobnik ten przyniósł mrocznemu pewne informacje, za które wiedział, że zostanie wynagrodzony. Niby można by było nazwać go posłańcem, jednak wcześniej, gdy jeszcze siedział w mieście, wyszukiwał tam tego, co wcześniej zlecił mu złodziej. To bardziej pasowałoby do szpiega lub swego rodzaju zwiadowcy. Z drugiej strony, zawsze można nazwać go informatorem i możliwe, że właśnie to pasuje tu najbardziej.
         – Panie Lashai, znalazłem to, czego miałem szukać w Serenai – powiedział do niego młody mroczny elf. Był niższy od Salazara, jednak jego włosy i oczy miałby zbliżony kolor do tych, które posiada Mistrz Złodziei. Ubrany był w rzeczy o kolorach stali i czerni, a budowa jego ciała była zbliżona do atletycznej. Był informatorem mrocznego już jakiś czas i był on wystarczający na to, żeby elf mógł stwierdzić, że ufa mu pod względem przekazywanych informacji. Wiedział, że Sai nie okłamuje go, bo nie ma w tym żadnej korzyści… jedynie przysporzyłby sobie kłopotów, a także stracił reputację i wiarygodność.
         – Właściwie, można powiedzieć, że zmierzałem właśnie do tego miasta. Mówi, o co chodzi – odparł mroczny, ponaglając lekko informatora. Zaczął też kontynuować wędrówkę w stronę Serenai, a Sai szybko dogonił go i zrównał z nim kroki.
         – Jakiś czas temu pojawił się osobnik, który podszywa się pod Pana. Widziałem go raz czy dwa i, naprawdę wygląda tak, jak Pan. Gdyby nie to, że jego metody są inne, mógłbym mu nawet uwierzyć, że Mistrz Złodziei rzeczywiście zmienił metody postępowania – Sai zawahał się przez chwilę, jakby próbował przypomnieć sobie dalszą część wypowiedzi. Salazar patrzył na niego pytającym wzrokiem, oczekując na to, aż dowie się, jak postępuje ten naśladowca i, co zrobił.
         – Okradł posiadłość jednego z ważniejszych bogaczy w mieście i pozabijał każdą osobę, która znajdowała się wtedy w domu. Zrobił to w środku nocy, jednak jedyną nieobecną osobą w domu była córka właściciela budynku, która spędzała czas w mniejszej posiadłości, które znajdowała się poza murami miasta. Z tego, co wiem, odbywała tam jakieś nauki. Teraz cały majątek zgromadzony w bankach przeszedł na nią, bo stała się jedyną żywą osobą ze swojego rodu, która jest też bezpośrednio spokrewniona z tym bogaczem – opowiadał informator, w miarę, jak powoli zbliżali się do murów miejskich. Wyglądał też na osobę, która jeszcze nie powiedziała wszystkiego na temat tego, o czym mówiła.
         – Skorzystamy z nieoficjalnego przejścia, skoro sytuacja przedstawia się w taki sposób. Kontynuuj – powiedział do niego Salazar i obaj nagle zeszli ze szlaku, na tyle daleko, że strażnicy przy bramie nie powinni tego zauważyć. Szli teraz leśną ścieżką, jednak najpierw i tak musieli przedzierać się przez zarośla. Ta dróżka musiała być ukryta i było to zrobione na tyle dobrze, że wiedziały o niej wyłącznie odpowiednie osoby. Młody mroczny dobrze zrobił, że poczekał z dalszym przekazywaniem informacji do momentu, w którym stanęli już na ścieżce.
         – Jego córka, gdy tylko się o tym dowiedziała, od razu poprosiła o rozpoczęcie śledztwa i wzięcie do tego najlepszych ludzi. Sowicie zapłaciła za to wszystko, jednak nie wychyla się z posiadłości poza murami, a wszystko załatwia zaufanymi posłańcami. Ma przy sobie sporo prywatnej straży, jednak, patrząc na sytuację, nie jest to niczym dziwnym… Śledztwo już pewnie się rozpoczęło, więc radzę zachować szczególną ostrożność, bo wiem, że będzie Pan chciał złapać swego sobowtóra osobiście – informator Mistrza Złodziei skończył mówić, a on sam, przez chwilę, spoglądał na niego, jakby był jakiś niedoinformowany.
         – Przecież wiesz, że ja zawsze jestem ostrożny. Mam też jedno pytanie: Dlaczego, na łuski Prasmoka, ta informacja nie dotarła do mnie wcześniej!? - pierwsze zdanie wypowiedział z lekkim wyrzutem, jednak do pytania dorzucił też podniesiony głos. Dopiero po chwili przypomniał sobie możliwy powód, dla którego stało się właśnie tak i westchnął krótko.
         – Tak, wiem, byłem… trudny do zlokalizowania. Powiem tylko tyle, że działo się tak wbrew mojej woli – powiedział szybko, zanim Sai zdążył odpowiedzieć na jego pytanie.
         – Dzięki za te informacje. Spisałeś się, jak zawsze zresztą – odparł w końcu, a młody elf uśmiechnął się zadowolony z siebie i przyjął zapłatę w postaci złotego gryfa i kilku srebrnych orłów, które Salazar wyciągnął z sakiewki zabranej z twierdzy maga. Będzie musiał także zatroszczyć się o sprzedanie biżuterii, a później, gdy już cała sprawa zostanie wyjaśniona, także kamieni szlachetnych. Gdyby sprzedał to wszystko za jednym razem, miałby przy sobie za dużo gotówki. Naszyjniki i pierścienie sprzeda u jednego z kupców pomagającym złodziejom. Klejnoty mógł spieniężyć nawet w innym mieście, bo jedynym wymogiem było to, żeby mógł od razu udać się do banku i zabezpieczyć tam rueny, które dostałby za te wszystkie rubiny, szafiry, szmaragdy i diamenty.

********************

Gdy znaleźli się w mieście, Salazar od razu udał się do zaufanego kupca w celu sprzedania u niego biżuterii, którą miał ze sobą. Wcześniej pożegnał się z Saiem i poradził mu, żeby elf zaczaił się w jakimś bezpiecznym miejscu i spróbował nie wychylać się do momentu, w którym sprawa sobowtóra zostanie rozwiązana.
Bez problemu trafił do kupca i sprzedał u niego całą biżuterię. Okazała się ona być warta więcej, niż przypuszczał na początku. Sprzedawca patrzył na niego w trochę dziwny sposób, jednak Salazar szybko zapewnił go, że to on jest tym prawdziwym Mistrzem Złodziei i nawet udowodnił mu to w odpowiedni sposób. Kupiec wyraźnie rozluźnił się, a transakcja dobiegła końca.
         – Chcesz go znaleźć i się nim zająć, prawda? - zapytał nagle mężczyzna, już po tym, gdy mroczny podziękował mu za pieniądze i pożegnał się z nim.
         – Tak… Nie lubię, gdy ktoś wykorzystuje moją imię w sposób, który narusza moje zasady – odpowiedział mu całkiem szczerze, odwracając głowę, żeby móc jeszcze raz spojrzeć na kupca.
         – Cóż… W takim razie życzę powodzenia z tym wszystkim – te słowa także zabrzmiały szczerze i całkiem możliwe, iż nie było w tym nic wymuszonego. Złodziej odpowiedział mu kiwnięciem głowy, co było podziękowaniem i wyszedł z budynku. Naprawdę musiał znaleźć sobowtóra i to w miarę szybko. Ruszył przed siebie, poruszając się ciemnymi i mało uczęszczanymi uliczkami. Chyba najlepiej byłoby zacząć od posiadłości, w której ten osobnik dokonał kradzieży i zabił wszystkich, którzy w tym czasie znajdowali się w środku. Właśnie tam postanowił się udać.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Escrim miała dość. Czuła że jedyny efekt z dalszego siedzenia nad raportami i żmudnego analizowania umieszczonych w nich tekstów, będzie taki iż sama zwariuje, a Serenaa będzie musiała poszukać sobie nowego śledczego. Na przykład Peu. Chłopak był kiepskim gwardzistą, za to przejawiał w sobie wiele talentów dobrego skryby. Każde zdanie brał pod lupę, doszukując się w nim ukrytych znaczeń, natomiast w szermierce słownej mógł łamać wytrawnych bywalców najznamienitszych bibliotek. Za to la Tranchte nie przywykła do tego rodzaju pracy, a bezczynność, monotonia, brak ruchu i równie wyraźny brak postępów, stawiały iż kapitan stawała się drażliwa i irytująca. Ponieważ nie chciała być posądzona o brak opanowania, zarządziła iż najwyższy czas rozejrzeć się za poszukiwaniem bardziej namacalnych dowodów w śledztwie. Na przykład składając wizytę w ostatnim z miejsc w jakim widziano Salazara.
        Samo słowo „widziano” było słabym określeniem. Kimkolwiek był poszukiwany przez Escrim złoczyńca, jego działanie przypominało zarazę. Z jednej strony rzekomego Mistrza Złodziei nie dało się zobaczyć, a z drugiej, trasa jego przemarszu była aż nadto widoczna, w skutek tego iż gęsto słały się na niej ciała tych którzy mieli z nim styczność.
        Rezydencje miejscowych arystokratów znacznie różniły się od tych które kapitan znała z Arturonu. Nie znajdywała tutaj pięknych dworów otoczonych hektarami ziemi należących do głowy rodu. Serena była miastem w którym większość zysków czerpano z morza, a niemal wszystkie dochodowe interesy zlokalizowano w pobliżu portu. Z tego też powodu większość znaczących rezydencji ulokowano w jednej części miasta. Znamienite budowle stały jedna przy drugiej, a że możliwości rozbudowy w szerz, były dość ograniczone, arystokratyczne wille dumnie pięły się ku chmurom. Dzięki takiemu rozwiązaniu, każdy liczący się handlarz nie tylko mógł doglądać swojego biznesu, ale również czujnym okiem spoglądał na to co robi konkurencja.
        Idąc ulicami miasta, Peu zasypywał Escrim swoimi teoriami.
        - Za dużo jest tu sprzeczności i to one moim zdaniem są kluczem. Jaki złodziej po dokonaniu włamania i opróżnieniu sejfu urządza sobie rajd po posiadłości i podcina gardło wszystkim śpiącym mieszkańcom? I jaki cel miało złoto rozsypane po całej posiadłości? Jeśli nie mógł więcej zabrać, to po prostu należało to zostawić. A na koniec ten cały list z wiadomością kim się jest. Zupełnie bez sensu. Nie przychodzi mi do głowy żadne określenie którym dałoby się opisać takie metody działania.
        - Stuknięty psychol. – Krótko ucięła na miejscu.
        Jak się okazało sam widok zamożnej dzielnicy nie był jedynym zaskoczeniem które spotkało gwardzistkę. Na miejscu ostentacyjnie odmówiono jej wejścia.
        - Panienka Deflin nie płaci wam za to abyście co chwila nachodzili ją w komnatach i rozdrapywali świeże rany, tylko znaleźli morderców jej rodziców. Wynocha stąd! Brać się do roboty! – Twardo przedstawił sprawę odźwierny.
        - Nie jesteśmy najemnikami. Działamy w imienia królestwa. - Wyjaśniła Escrim.
        - A wiec jesteście tymi niedorajdami, przed niekompetencje których panienka zdecydowała się ponieść dodatkowe koszty. Tym bardziej was nie wpuszczę.
        - Prowadzę tą sprawę od wczoraj.
        - Nic mnie to nie obchodzi. Zajdź mi z oczu albo spuszczę psy! – Barczysty mężczyzna spróbował zatrzasnąć drzwi, jednak kapitan w porę zdołała postawić stopę w progu i chwycić dłonią za zdobione okucia.
        - Posłuchaj tępy łysolu, - nie wytrzymała la Tranchte - ściągnięto mnie tu aż z Arturonu tylko dlatego abym wydała mało popularny wyrok. Nikt mnie tu nie lubi, ale to nieważne, liczy się tylko to iż mój głos będzie uważany za neutralny i nie podyktowany niczyimi interesami. A teraz najważniejsze. Pólki co w tej całej zbrodni jest tylko jedna osoba która mogła mieć właściwy motyw. Ta, która dzięki śmierci swoich rodziców, nagle wybiła się na szczyt i przejęła rodzinny interes. Przynajmniej na chwile bo jeśli w skutek prowadzonego śledztwa zostanie aresztowana i ścięta, jej udziały w miejscowym handlu przypadną innym.
        - Jak śmiesz rzucać takimi oskarżeniami.
        - To nie oskarżenia tylko informacje na jakim etapie jest obecne dochodzenie. Myślę że twoja Deflin mogłaby być tym zainteresowana. Osobiście w to nie wierzyłam, ale fakt w jaki sposób starasz się utrudnić śledztwo, rzuca na sprawę nowe światło.
        - Niczego nie utrudniam. Możecie wejść. – odźwierny w końcu ustąpił.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Mury nie były przeszkodą dla kogoś, kto może przenosić się w różne miejsca, wykorzystując do tego magię. Salazar akurat zaliczał się do takich osób, chociaż, gdy już dotarł pod mur oddzielający go od terenu posiadłości, w której ostatnio był jego sobowtór, uznał, że i tak nie miałby problemu ze wspięciem się tam. Najpierw, oczywiście, musiał zlokalizować ten konkretny budynek. Poruszał się ciemnymi i mało uczęszczanymi uliczkami, aż w końcu dotarł w pobliże miejsca, o które mu chodziło. Dopiero teraz zaczął szukać jakieś drogi okrężnej i takiej, dzięki której dotrze gdzieś na tyły posiadłości. Co prawda, musiał przekraść się przez fragment ogrodu na terenie sąsiadującym z tym, na który zmierzał, jednak dla niego nie było to żadne wyzwanie. W końcu dotarł na tyły i trafił na mur. Przekroczył go w mgnieniu oka, bo użył do tego magii pustki i przeniósł się na drugą stronę. Ot tak, najzwyczajniej w świecie. Przeważnie nie zdradzał się z tym, że nie jest ograniczony wyłącznie do umiejętności fizycznych, bo im mniej osób o tym wiedziało, tym lepiej dla niego. Ne mógł dopuścić do tego, żeby informacja o jego magii stała się powszechnie znana. Było to jeden z powodów, dla którego nie używał jej często.

Na szczęście, nie widział tu żadnego strażnika. Wątpił w to, żeby ktoś strzegł tyłów posiadłości z powodu tego, że ktoś mógłby się tamtędy wkraść. Budynek został ograbiony i, w dodatku, był miejscem zbrodni, w której zginęło wielu ludzi. To nie oznaczało, że Salazar straci czujność. On nigdy tego nie robił, a to, co robił aktualnie traktował, jak kolejne zlecenie, chociaż tym razem sam był sobie zleceniodawcą. Dlatego też jego zmysły cały czas były wyostrzone, a wrodzona ostrożność alarmowała go, jeśli coś było nie tak. Poza tym, starał się poruszać w cieniach, bo dzięki temu trudniej było go zauważyć. Niby mógłby teleportować się po obszarze posiadłości, jednak wolał tego nie robić. Po pierwsze, nie widział, gdzie szukać jakichkolwiek wskazówek, które mogłyby mu pomóc, a po drugie… takim postępowaniem mógłby właśnie przeoczyć coś, co mogłyby okazać się ważne i pomocne.
Pora dnia, czyli wieczór, była dla niego jak najbardziej pomocna, bo mniej światła oznaczało więcej różnorakiej ciemności. Całkiem możliwe też było, że w środku także nikt się nie kręci, w końcu mogliby zniszczyć jakieś dowody. Mroczny dotarł w pobliże tylnego wejścia do budynku. W jego pobliżu stało dwóch strażników. Elf rozejrzał się, stojąc w bezruchu w cieniu, i zobaczył wybite okno na lewo od wejścia. Była to jego droga wejścia do środka i całkiem możliwe, że właśnie tędy uciekł sobowtór. Było to trochę dziwne, bo przecież mógł wyjść drzwiami, nawet jeśli chciał uciekać tyłem. W końcu, zabił wszystkich, którzy wtedy znajdowali się w budynku. Podkradł się do okna i wszedł przez nie do środka.
Cała ta sprawa robiła się dziwna, dlatego też Salazar musiał jak najszybciej odnaleźć swojego sobowtóra i upewnić się, że ten już nigdy się pod niego nie podszyje. Najpewniej będzie musiał go zabić, bo był to najlepszy sposób na to, żeby zapobiec powtórzeniu się czegoś podobnego w przyszłości. Poza tym, to wskazałoby też, że Mistrz Złodziei bierze na poważnie to, że ktoś się pod niego podszywa i łamie jego zasady, przez to okrywając jego imię złą sławą nawet wśród innych złodziei. Elf znajdował się teraz w jakimś pokoju, najpewniej mieszkała tu część służby, patrząc na to, że stało w nim kilka łóżek. Pewnie naprzeciwko znajdowało się podobne pomieszczenie. Ciała zostały już sprzątnięte, jednak zaschnięta krew nadal była widoczna na pościeli, a także na podłodze. Wyglądało na to, że jedna lub dwie osoby próbowały uciec, jednak zabójca był szybszy i dopadł je, zanim zdążyły opuścić pokój. Mroczny nie potrzebował pochodni, w końcu jego oczy pozwalały mu na bardzo dobre widzenie w ciemności. W tym pokoju nie znajdzie już niczego więcej, więc ostrożnie wyszedł na korytarz. Budynek był piętrowy, to prawda, jednak sufit i tak podtrzymywany był przez belki, które łączyły się z kolumnami. Pewnie w głównym pomieszczeniu znajdowały się także schody. W razie czego, Salazar mógłby wspiąć się pod sufit i poruszać się po belkach, przeskakując między nimi.

Na razie, nie wyczuwał żadnego zagrożenia, więc poruszał się dołem, jednak cały czas się skradał i uważnie przyglądał wszystkiego, co widział. Zdawał sobie sprawę z tego, że ciągłe trzymanie zmysłów na wyższym poziomie może wyczerpać jego organizm szybciej niż normalnie funkcjonowanie, jednak teraz nie mógł działać inaczej. Dobrze, że znał miejsce, w którym będzie mógł zapłacić za pokój i odpocząć, a nikt nie będzie zadawał zbędnych pytań. Roger, jego żona i córka, prowadzili karczmę na przedmieściach. Można powiedzieć, że byli to znajomi Salazara, więc na pewno już domyślili się, iż ta sytuacja nie jest jego sprawką. Poza tym… ich córka, chyba, się w nim podkochiwała, więc ona najpewniej będzie wiedziała, że on jest tym prawdziwym Mistrzem Złodziei. To później, najpierw musiał rozejrzeć się po posiadłości.
Nagle usłyszał kroki, a później dźwięki podobne do rozmowy. Zareagował błyskawicznie i wspiął się po kolumnie prosto na belkę, na której się przyczaił. Pod miejscem, w którym siedział, przeszli kobieta i mężczyzna. Nie wyglądali na strażników, jednak niewątpliwie byli po stronie prawa i pewnie mieli też coś wspólnego ze śledztwem, o którym wcześniej wspomniał mu Sai.
         – Ten, którego szukacie, nie jest prawdziwym Salazarem. To sobowtór – powiedział, specjalnie modulując głos tak, żeby ciężko było zlokalizować stronę, z której pada. Zadbał też o to, żeby strażnicy na zewnątrz go nie usłyszeli. Przeskoczył na najbliższą belkę, aby tym razem jego głos padł z innej strony.
         – Podszywa się pode mnie i łamie moje zasady… Skutki tego widzieliście na własne oczy, gdy mnie nawet nie było w mieście – mówił dalej, w ogóle nie zmieniając głosu, a także nie wkładając w niego żadnych emocji. Przeskoczył na kolejną belkę.
         – Wydaje mi się, że mamy inne zdanie na temat tego, jak doprowadzić tę sprawę do końca i, jak upewnić się, że sobowtór już nigdy więcej nie narobi takiego zamieszania… Jednak, mógłbym zaoferować coś na wzór współpracy – odparł, w międzyczasie ponownie zmieniając miejsce, w którym siedział. Całkiem możliwe, że przez wcześniejszą współpracę z Sherani, teraz było mu trochę łatwiej złożyć propozycję komuś, kto normalnie próbowałby go złapać i wsadzić za kratki. Wydawało mu się też, że, chyba, nie musi dodawać, iż dla obu stron korzystniejsze byłoby, gdyby zapewnili go, że gdy tylko zejdzie na dół, oni od razu nie spróbują go obezwładnić i ogłuszyć, aby później wyprowadzić go z budynku i udać się gdzieś, gdzie mogliby go uwięzić. Nie miał zamiaru mówić im o tym, że i tak wydostałby się stamtąd bez większego problemu. Zresztą... można było powiedzieć, iż wszyscy mieli tu wspólny cel, którym było odnalezienie złodzieja i mordercy, a także zapewnienie, że spotka go zasłużona kara.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Wizyta w posiadłości Deflin w żaden sposób nie pchała śledztwa do przodu. Escrim i Peu przydzielono służącego, który miał ich oprowadzić po włościach nowej królowej handlu, jednak ów człowiek, na wszystkie zadawane mu pytania, odpowiadał zbywająco, twierdząc iż jest tu nowy i niewiele wie. Okazało się że z starej służby nie zastaną nikogo. Znaczna jej cześć została zamordowana w czasie włamania, a ci którzy akurat mieli wolne, odmówili kontynuowania pracy pod rządami nowej właścicielki, powołując się przy tym na traumę związaną z ostatnimi wydarzeniami. Rozmowa z samą Deflin również okazała się nieprzydatna, jako iż arystokratka mówiła tylko o tym jak bardzo przeżyła ową tragedią, podkreślając niemal nieustannie iż tej feralnej nocy była poza posiadłością.
Wczuwając się w rolę, Peu poprosił o wgląd w księgi handlowe rodziny. Chciał zobaczyć jakimi interesami zajmował się zmarły, z kim handlował i jakie ostatnimi czasy osiągał wyniki. Młody adiutant liczył na to iż trafi na trop kogoś kto mógł żywic urazę do Deflin i jej rodziców.
        - Wszyscy tutaj z sobą konkurujemy. To mały rynek. Handlujemy tym samym. Twój kontrakt oznacza straty dla pozostałych. – Oświadczyła właścicielka. – W ten sposób moglibyście oskarżyć całe miasto.
        - Mimo wszystko spróbujemy. – Naściskała kapitan.
        - Bardzo proszę. Nie mam nic do ukrycia. Zależy mi na odnalezieniu sprawcy równie mocno co wam.
        Podążając za służącym, Escrim podzieliła się z Peu swoimi wątpliwościami. W odróżnieniu od swojego adiutanta, la Tranchte cechował słomiany zapał. Gdy coś szło nie po jej myśli, gwardzistka, szybko porzucała aktualne koncepcje, jednocześnie z energią poszukując nowej drogi na rozwiązanie problemów.
        - To głupota. Tracimy tu czas. Może zamiast tego powinnyśmy pokręcić się trochę w półświatku, próbując dowiedzieć się wszystkiego o tym Salazarze. – Zaproponowała. Szermierz doskonale zdawała sobie sprawę, iż tą część zadania miał wykonać Gavin i że najlepiej zrobiłaby gdyby mu w tych czynnościach nie przeszkadzała, jednak obawa o ukochanego i tęsknota za jego spojrzeniem, sprawiały iż wszelkie logiczne argumenty spychane były do kąta.
        - Jasne. A niby który z złodziei chciałby z nami rozmawiać? – Powątpiewał Peu. – Jedynych jakich znamy to ci którym pomogłaś trafić do aresztu. Zapewne aż palą się aby okazać się pomocnym.
        Chłopak miał właśnie zamiar zaśmiać się głośno z swojego ironicznego żartu, gdy niespodziewania sam stał się jego ofiarą. Głos niewidzialnego mężczyzny postawił obu gwardzistów na nogi. Początkowo Escrim nie miała pojęcia o co chodzi i czemu ma służyć ta dziwna maskarada, gdy nagle nieznajomy odkrył wszystkie karty. Na dźwięk słów „podszywa się pode mnie” w głowie kapitan zapaliły się wszystkie sygnały alarmowe. La Tranchte dobyła szpady, nerwowo rozglądając się po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu mówcy. Na próżno. Gdy tylko spojrzała w kierunku z którego dobiegał tajemniczy głos, ten ostatni nagle się przemieszczał. Echo zamkniętego pomieszczenia i wysokich ścian, dodatkowo utrudniało gwardzistce zadanie.
        - Kim jesteś? I czemu chowasz się w cieniu? – Krzyknęła, jednocześnie dając Peu znak by ten przestał wymachiwać bronią zanim kogoś skaleczy. – Potrafisz rozpoznać tego Salazara? – Wyszeptała do chłopaka.
        - Pewnie. – Podła odpowiedź. - Wprawdzie niektóre raporty są mało precyzyjne, jednak najczęściej opisują one potężnego elfa, wysokości siedmiu stóp, o krzywym nosie, czerwonych ślepiach, sześciu palcach u dłoni i pelerynie która pozwala mu być niewidzialnym. A i jeszcze ma olbrzymi sygnet co to pozwala przenikać przez …
        - Na litość! Pytałam czy potrafisz rozpoznać aby potwierdzić jego tożsamość. Nie potrzebny mi raport! – Wściekła się kapitan, wymierzając adiutantowi solidnego kuksańca w ramię, a następnie zwracając się do nieznajomego. – Zejdź do nas! Pogadamy o tym jaką współpracę masz na myśli.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Gdyby był niższy o jakąś stopę, mógłby stanąć na belce i oprzeć się o filar tak, że jego głowę dzieliłoby bardzo mało od tego, żeby jej czubek dotykał sufitu tego piętra. Tymczasem, on był dość wysoki, więc, gdy już przemawiał z ciemności do osób, które znajdowały się na dole, siadał na belce i cały czas się w nich wpatrywał, przy okazji modulując głos tak, żeby mieli trudność ze wskazaniem miejsca, w którym się aktualnie znajduje. Później odbijał się od belki i skakał na kolejną, gdzie powtarzał procedurę. Pozostał w miejscu dopiero wtedy, gdy wypowiedział ostatnie zdanie i czekał na odpowiedź ludzi z dołu. Wcześniej udało mu się wywołać odpowiednią reakcję, bo ci na dole od razu dobyli broni i zaczęli uważnie rozglądać się wokół siebie, a także próbowali dojrzeć coś pod sufitem. Gdyby widzieli w ciemności, na pewno udałoby im się dojrzeć prawdziwego Mistrza Złodziei, który wypowiada jedną kwestią, a później przeskakuje na najbliższą belkę, znowu coś mówi i znowu skacze.

         – Przecież powiedziałem, że jestem tym prawdziwym Salazarem – odpowiedział, jednak tym razem nie przeskoczył. Po prostu rozsiadł się wygodnie, nadal starając się modulować głos tak, żeby ciężko było ustalić kierunek, z którego jest on słyszalny. Delikatne echo tworzące przez pomieszczenie także mu w tym pomagało.
         – Nie mam siedmiu stóp wzrostu, krzywego nosa, sześciu palców. Moja peleryna nie sprawia, że staję się niewidzialny i nie widzę na swoim palcu wielkiego sygnetu… - zaczął wyliczać, uśmiechając się przy tym na swój sposób. Oni nie mogli tego widzieć, bo nadal czaił się w cieniu.
         – Chyba macie złych informatorów, jeśli te informacje naprawdę od kogoś uzyskaliście, a nie wymyśliliście je właśnie teraz – dopowiedział, nadal się uśmiechając. Już od samego początku wiedział, że będą chcieli, aby zszedł na dół, dlatego też od momentu, w którym odezwał się po raz pierwszy, rozmyślał nad tym, czy przystanie na „propozycję”, czy może jednak odmówi i nadal będzie chował się w cieniu. Właściwie, nawet gdyby spróbowali go złapać i udałoby im się to, zawsze mógł uciec dzięki magii, którą nauczył się w jakimś stopniu władać. Najpierw, oczywiście, musiałby poszukać swojego ekwipunku, jednak później nic nie powstrzymywałoby go przed tym, żeby przenieść się w inne miejsce.
         – Mogę zejść, ale… ostrzegam was, że nie złapiecie mnie, jeśli sam nie będę tego chciał. Aktualnie tego nie chcę, bo mam ważniejsze sprawy na głowie niż uciekanie z więzienia – odparł, a ton jego głosu świadczył, że mówi prawdę. Łatwo było domyślić się, iż powodem tym jest cała sprawa z jego sobowtórem.

W końcu podjął decyzję i zeskoczył na dół, dłonią cały czas przesuwając po filarze. Gdy był już na podłodze, oparł się plecami o drewnianą kolumnę tak, aby mógł bezpiecznie unikać ataków i ratować się ucieczką, nawet gdyby musiał ponownie wbiegać na górę i skakać po deskach, żeby ostatecznie znaleźć się w innej części pomieszczenia i móc bezpiecznie opuścić budynek.
         – Po prostu połączymy siły i razem poszukamy tego, kto się pode mnie podszywa – odparł, od razu przechodząc do wspomnianej wcześniej współpracy. Wyglądał, jakby miał ręce skrzyżowane na wysokości klatki piersiowej, jednak on dyskretnie trzymał dłonie w pobliżu dwóch Rzutek. Mógłby je wyciągnąć błyskawicznie i od razu nimi rzucić. Większa szansa była na to, że noże trafią dokładnie tam, gdzie celował elf, niż na to, że uda się ich uniknąć.
         – Wymienimy się informacjami i je zweryfikujemy, obmyślimy plan działania i spróbujemy współpracować – zaproponował. Cały czas uważnie przyglądał się osobom, z którymi rozmawia. Przy okazji mógł także zanotować sobie cechy ich wyglądu. Nie było to gapienie się, a analizowanie i zbieranie informacji.
         – Co o tym sądzicie? Jeśli się zgadzacie, nie mam nic przeciwko temu, żebyście zaczęli pierwsi – odezwał się po chwili. Owszem, mogliby zapytać go, dlaczego on nie zacznie mówić pierwszy, jednak musieli też brać pod uwagę to, iż może mieć więcej informacji na temat sobowtóra niż oni. Jeśli chcieli zdobyć chociaż odrobinkę jego zaufania, powinni zgodzić się na to, żeby podać swoje informacje w pierwszej kolejności.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Escrim odnosiła się do złodziei z pogardą i brakiem szacunku. Uważała ich za prostaków, łotrów i tchórzy, podle wykorzystujących ciężką pracę innych, a przy tym nie mających odwagi by stanąć z przeciwnikiem twarzą w twarz. Niestety w każdym społeczeństwie znajdowały się tego typu jednostki, które zdaniem kapitan należało tępić niczym szczury. La Tranchte zacisnęła zęby aby nie prychnąć głośno, słysząc jak nieznajomy wspomniał o konieczności obrony własnych zasad? Niby jakie zasady mógł mieć oszust i kryminalista? Nie kradnie więcej niż jest w stanie unieść?
        Niestety typ którego ona i Peu mieli przed sobą, mógł być ich jedyną nadzieją na rozwiązanie sprawy. Dotychczasowe śledztwo prowadziło ich na manowce, a zdesperowana kapitan była gotowa by chwytać się każdego z możliwych sposobów dających nadzieję na sukces i powstrzymanie zabójcy. Tym bardziej iż morderców Escrim nie znosiła znacznie bardziej niż wszystkich plugawych kieszonkowców razem wziętych. Oczywiście Salazar wcale jej tego nie ułatwiał. W postawie Mistrza Złodziei najbardziej irytująca była jego pewność siebie. Nawet stojąc naprzeciwko dwóch przedstawicieli prawa, elf zachowywał się tak jakby doskonale panował nad sytuacją, z lekceważącym uśmiechem ignorując zagrożenie.
        W kontaktach z osławionym zbirem, poza jego profesja i arogancją, dla gwardzistki równie jątrzącą kwestią był fakt iż nie przychodziła jej do głowy żadna myśl, dlaczego oni mogliby być dla Salazara cennymi sojusznikami, co w praktyce oznaczało że w ewentualnych negocjacjach Peu i Escrim nie będą mieli żadnych argumentów. Być może elf nie zdawał sobie sprawy, iż stojąca przed nim para nawet nie zna miasta, a sama sprawą zajmuje się raptem od kilku godzin. Na szczęście oboje szybko się uczyli, a pierwszą rzeczą jaką zrozumieli po objęciu śledztwa, to świadomość iż Serenaa jest miastem, w którym nie należy ufać nikomu.
        Na przykład wizyta w domu panienki Deflin. Teoretycznie kapitan pozwolono swobodnie poruszać się po całej posiadłości, jednak Escrim nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż cały czas ktoś ją obserwuje, a właścicielka lokalu pozostaje doskonale poinformowana o każdym jej kroku. W tych okolicznościach aż dziw że Salazarowi udało się znaleźć moment, w którym w pobliżu nie było nikogo z służby. Przynajmniej nikogo kto rzucał by się w oczy.
        Poza możliwościami podsłuchu, la Tanchte nie wykluczała też podejrzenia, iż sam rzekomy Salazar gra tu rolę „podstawionej figury”. Zwłaszcza w chwil iw której rozmowa zeszła na wzajemną wymianę informacji.
        - A wiec zaczniemy. Po pierwsze to ci nie ufam, a po drugie, od rana jesteśmy karmieni wszelkiego rodzajami plotkami od najrozmaitszych naciągaczy, gotowych sprzedać mam swoją historię, byle tylko otrzymać dolę przeznaczoną dla informatora. Nie potrzebujemy kolejnych oszustów, bez względu na to jak bardzo starają się być oryginalni. – Kapitan wyraźnie dała do zrozumienia co myśli o takiej współpracy. Celowo nie wspominała nic o ścianach mających uszy. Zamiast tego wyrwała z rąk Peu jeden z dokumentów, szybko skreśliła na nim dwa zdania, zgniotła, po czym z odrazą rzuciła w stronę elfa. – Masz, to twoja zapłata. Nic więcej nie dostaniesz.
        Informacja na papierze była niezwykle krótka i prosta. „Latarnia morska. Za godzinę”. Gwardzistka nie miała innego pomysłu na miejsce w którym mogliby wymienić się informacjami. Gospody zwykle są tłoczne, Strażnica z wiadomych względów odpadała, a pójścia za nieznajomym w jakąś ciemna uliczkę, mogło się dla nich okazać drogą w jedną stronę. La Tranchte miała nadzieję że ten czas pozwoli im przygotować się na rozmowę, zweryfikować tożsamość Salazara, pozbyć się niechcianych świadków, a być może również zastawić na złodzieja pułapkę. Wprawdzie chwilowy rozejm dla większego celu był dal Escrim do zaakceptowania, jednak złodziej to złodziej i po wszystkim powinien trafić tam gdzie jest miejsce dla jemu podobnych.
        Jednocześnie kapitan starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów w wyglądzie Mistrza Złodziei. Świadomość że nikt w Królestwie nie wiedział jak naprawdę wygląda jeden z najbardziej poszukiwanych przestępców, stawiała aparat państwowy w bardzo słabym świetle. Jeśli była w stanie, Escrim starała się jakoś temu zaradzić. Niestety kaptur zasłaniający twarz mężczyzny w żaden sposób nie ułatwiał jej zadania, a skórzany kostium, wysportowane, gibkie ciało i kilka podręcznych sztyletów, nie stanowiło konkretnego opisu. W ten sposób mógł wyglądać co drugi złodziej. Gwardzistka spodziewała się raczej kogoś doskonale wtapiającego się w miejski tłum.
        - To strój do pracy? – Nazbyt głośno wyraziła swoje myśli.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Już kilkukrotnie widywał ten wyraz twarzy u przedstawicieli prawa. Znaczy… teraz zdarzało się to o wiele rzadziej, bo im większe były jego umiejętności, tym trudniej było go złapać i wsadzić za kratki, jednak i tak w jego pamięci utkwiła już ta pogarda i nienawiść w oczach strażników i łowców nagród. Co prawda, już dawno skończył się tym przejmować i ich spojrzenia w ogóle na niego nie wpływały, jednak z łatwością potrafił je dostrzegać. Jedynie gorsze uczucia można było odczytać w oczach kogoś, kto zauważy go w trakcie ucieczki i nawet wtedy będzie wiedział, iż nic nie może z tym zrobić. Salazar mógłby nawet zginąć, gdyby spojrzenie tych osób mogło zabijać. Cóż… już taka dola osoby, która jest przeciwieństwem stróżów i, w dodatku, ucieka im, gdy oni z jakimś nieprawdopodobnym szczęściem go złapią.
Dobrą wiadomością, głównie dla nich, było to, że postanowili go nie atakować. Mroczny nadal uważnie obserwował dwójkę stojącą przed nim, jednak tym razem naprawdę skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i nie próbował w ten sposób ukradkiem sięgnąć do rękojeści noży. W razie czego, i tak może wspiąć się z powrotem na górę, a stamtąd wyrzucić dwie Rzutki, które trafiłyby strażników. Z drugiej strony, mógłby też walczyć otwarcie, a gdyby go zaatakowali, uniknąłby i odpowiedział na atak. W jego głowie od razu pojawiło się kilka scenariuszy, w których czynnikiem decydującym było to, czy w ogóle zostanie zaatakowany i, jeśli tak, to, jak to będzie wyglądać.
         – Też wam nie ufam, dlatego, jeśli okaże się, że nie wiecie niczego, co mogłoby mi się przydać, zacznę działać na własną rękę – odpowiedział. Ton głosu elfa sugerował, że decyzja ta została już przez niego przemyślana, a on zrobi to, jeśli jego możliwi współpracownicy naprawdę nie będą mieli dla niego żadnych informacji.
         – Możecie nie wierzyć w to, że jestem prawdziwym Mistrzem Złodziei – odparł i wzruszył ramionami, jakby rzeczywiście nie obchodziło go to, jaką opinię o tym mają osoby stojące przed nim. Gest ten, był już dla niego tak naturalny, że nawet nie zwracał uwagi na to, kiedy to robi.
         – Poza tym, nie potrzebuję tych marnych ruenów, które wypłacacie swoim informatorom – dopowiedział na sam koniec, a przez jego usta przebiegł cień uśmieszku. Salazar nie kłamał, przynajmniej w przypadku tej kwestii, bo nosił przy sobie niemałą sumkę. Poza tym, miał też zaufany bank, w którym przetrzymywał swoje oszczędności. Wcześniej sam sprawdził jego zabezpieczenia.

Bez problemu złapał papierową kulkę i otworzył ją. Szybko przeczytał to, co było na niej napisane. Poświęcił krótką chwilę, żeby przypomnieć sobie najszybszą drogę do latarni morskiej.
         – Dobrze. Powiedzmy, że złapanie sobowtóra także wliczone jest w zapłatę – odpowiedział w końcu. Postanowił nie wspominać o tym, że złapanie fałszywego Mistrza Złodziei dla niego, tak naprawdę, jest wyśledzeniem go i zabiciem. Inaczej tamta dwójka mogłaby się nie zgodzić na współpracę, bo oni najpewniej chcieli wsadzić sobowtóra do więzienia i poddać odpowiedniej karze. Mógłby to być niewielki konflikt interesów, jednak zawsze można rozegrać to tak, aby podejrzany osobnik zginął w trakcie pościgu. Jakiś „wypadek” lub coś innego, co mogłoby ukryć dostatecznie dobrze, że to Salazar stał za jego śmiercią. Będzie musiał o tym pomyśleć, co mógłby zrobić już w latarni morskiej, gdyby specjalnie znalazł się tam przed wyznaczonym czasem.

Poczuł na sobie spojrzenie dziewczyny, próbujące wyłapać szczegóły w jego ubiorze, a nawet dojrzeć twarz, która teraz była ukryta przez cień kaptura. Odwdzięczył się jej tym samym, bo on także zaczął się jej przyglądać. Pierwszym, czego szukał, było uzbrojenie, później przyjrzał się jej odzieży, oceniając przy okazji, jak dobrą ochronę stanowiłaby ona w starciu. Na koniec został sobie twarz gwardzistki, a także jej sylwetkę.
         – Tak – odpowiedział krótko, przenosząc wzrok na osobę, która towarzyszyła jasnowłosej. Chłopak wyglądał na jej pomocnika i mało się odzywał, więc Salazar poświęcił mu zdecydowanie mniej uwagi. Jego spojrzenie znowu skierowane było na strażniczkę.
         – Jest wygodny, mam w nim pełną swobodę ruchów, daje też pewną ochronę w walce i tak dalej – odparł, rozwijając nieco swoją wcześniejszą odpowiedź. Znowu mówił prawdę, chociaż nie wymienił wszystkich korzyści, jakie niesie ze sobą ubiór, z którego korzystał Salazar.
         – Za to twój strój wygląda tak, jakby zapewnił jeszcze mniejszą ochronę niż mój – podzielił się swoimi przemyśleniami. W końcu wcześniej się jej przyglądał i musiał dojść do jakichś wniosków. Zauważył też szpadę i krótki sztylet, jednak nie miał zamiaru wspominać o broni, skoro nie widział, jak dziewczyna nimi walczy.
         – Jeszcze coś? Bo jak nie, to znikam i będziemy w kontakcie – odezwał się znów. Był już gotów do opuszczenia budynku. Może najpierw porozmawia z kilkoma ludźmi i uzyska trochę więcej informacji na temat sobowtóra. Dopiero później udałby się na miejsce spotkania.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

Serenaa to miasto dokładnie takie, jakie widział w wyobraźni Gavin. Jego klimat uderzył go od razu po przekroczeniu bram miasta. Pachniało morską, słoną bryzą, a szarość kamienic nijak się miała do zamożności i handlu, jaki kwitnął w jego centrum. Niskie, kamienne, kryte strzechą budynki i szerokie ulice wysypane piaskiem. Zapach ryb. Ten zapach przypominał Gavinowi o kimś, co wywoływało nieprzyjemności, ale przyzwyczai się do tego zapachu za niedługo i nawet nie będzie czuł mdłości. Póki co jego wyraz twarzy zasępił się, zmarszczył brwi i mimo iż siedział w zasięgu wzroku kapitan, z którą łapał kontakt wzrokowy co jakiś czas, nie uśmiechał się do niej. Zanurzył się w myślach na tyle głęboko, żeby nawet nie czuć turkotania powozu.
Spróbował oderwać swoje myśli w chwili wjechania do miasta, skupiając się na uliczkach i zakamarkach. Im więcej zapamięta, tym łatwiej będzie mu jak najszybciej rozeznać się w mieście. Z reguły wcześniej pojawiał się tam, gdzie już miał obstawione "plecy". Nie obce mu było poczucie samotności, wkręcał się już nie znając ani jednego imienia, raczej obce było stanie po drugiej stronie barykady. Stróżów prawa. Patrząc na podejrzanych ludzi i miejscowych nędzarzy i przypominając sobie swoje życie, poczuł przypływ wdzięczności losu. Wtedy odwrócił się do Escrim i wreszcie z uśmiechem, dziarsko spytał:
- Urokliwe miejsce, prawda?

Musiała przyzwyczaić się już do jego osobliwego charakteru, w którym po prostu miewał dni przemyśleń. Albo momenty w ciągu dnia, albo chwile przed śniadaniem.

Z chwilą, w której otrzymali nowe zadanie i można było zaangażować się w coś na dłużej, humor Gavina znacznie się poprawił. Będąc skoncentrowanym na jednym zadaniu, nie miał czasu na głupie przemyślenia dotyczące przeszłości. Zresztą, rozwiązywanie zagadek pochłaniało go w całości. Ta jednak zaczynała się naprawdę dziwnie. "Król Złodziei", którego nikt nie zna, sprzeczne informacje bądź całkowity ich brak...
Próbował powiedzieć kapitan, że szukanie informacji płatnych w taki sposób nie ma sensu, bo ludzie, którzy naprawdę wiedzą coś na temat Króla, nie przyjdą do niej po prostu opowiedzieć o tym, gdzie się znajduje i jak można go pojmać. Chyba nie zrozumiała sugestii, a jak poddany mógł się sprzeczać z kapitan... Dlatego poprosił o to, by mógł szukać informacji na mieście, wśród ludzi.

Było to jednak jeszcze trudniejsze niż zwykle. Nawet, kiedy nikt nie znał jego imienia otrzymywał większy kredyt zaufania niż teraz, kiedy rozeszła się już plotka o nowych członkach gwardii w Serenie. zasięganie języka trochę trwało i też prowadziło donikąd. Wszyscy, z którymi udawało mu się porozmawiać, mówili, że to, co się zdarzyło, w ogóle nie przypomina działań Króla. Albo oszalał, albo jest bardziej zdesperowany niż zwykle. Co więcej, chyba bardziej prawdopodobna jest ta pierwsza kwestia, ponieważ wypiera się tego, co zaszło.

Gavin stwierdził, że szaleństwo Złodzieja jest prawdopodobne. Postanowił powiedzieć o swoich podejrzeniach Escrim, ale w tym momencie w Kwaterze jej nie było. Postanowił zaczekać.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Escrim nie miała pojęcia czy ma przed sobą prawdziwego Mistrza Złodziei, za to osobnik mieniący się Salazarem, spokojnie mógł uchodzić za mistrza wyprowadzania rozmówcę z równowagi. Niektóre pytania nadają się do tego by je przemilczeć, tymczasem elf na poważnie wciągnął się w dyskusję o modzie, kompletnie wybijając kapitan argumenty do bardziej rzeczowej dyskusji. La Tranchte niezmiernie rzadko znajdowała się w sytuacjach, w których słowa stawały jej w gardle, jednak w tym przypadku czuła się sparaliżowana, jakby właśnie pokąsała ją ławica meduz. Tradycyjnie, Peu zamiast przyjść jej z pomocą, robił coś zupełnie przeciwnego.
        - Skoro już o tym rozmawiamy, naprawdę skoczyłeś z tej wieży, prosto do fosy? Podobno strasznie płytkiej? – Zapytał gwardzista, zapewne nawiązując do jednego z przeczytanych raportów.
        - Yyy… będziemy już znikać. – Wtrąciła Escrim, żegnając elfa nieznacznym skinięciem głowy, po czym energicznie pociągła chłopaka za sobą. Musiała przerwać tą gadkę, zanim jej adiutant otwarcie przyzna się do tego, iż podziwia dokonania złodzieja.
        W drodze powrotnej do Strażnicy, gwardzistka była tak zaabsorbowana własnymi myślami, że gdyby nie Peu, dwukrotnie zderzyłaby się z ścianą pobliskich budynków.
        - Wierzysz w tą historię o sobowtórze? – Spytał chłopak?
        - Nie. Ani trochę. Nikt mi nie wmówi że złodziej może mieć jakiś honor, albo powód by obawiać się o swoją reputację. – Krótko odpowiedziała kapitan. Escrim miała swoje uprzedzenia dotyczące złodziei, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że ktoś okryty sławą, może żądać za swoje usługi znacznie większego wynagrodzenia niż amator stawiający w zawodzie pierwsze kroki, co samo w sobie stanowiło dobry argument by ktoś starał się naśladować Salazara.
        - Ale spotkamy się z nim w latarni?
        - Ja się spotkam. Dla ciebie mam inne zadanie. Po pierwsze wymyślisz coś żeby zweryfikować tożsamość tego osobnika. Znajdź jakiś fakt o którym może wiedzieć tylko prawdziwy Salazar …
        - A więc jednak.
        - Cicho! Tym razem ma to być coś konkretnego, a nie krzywe palce, czy desperacki skok z jakieś baszty. Po drugie zorganizujesz zasadzkę…
        Stojąca na uboczu morska latarnia idealnie nadawała się do tego oby schwytać Salazara w pułapkę. Kamienna budowla usytułowana była na klifie, do którego prowadziła tylko jedna, wąska droga, niezwykle łatwa do obstawienia nawet przez niewielki oddział żołnierzy. Godząc się na spotkanie w takim miejscu, elf dobrowolnie dawał się osaczyć, za jedyną drogę ucieczki mając urwisko i wody oceanu rozbijające się o skały. La Tranchte wychodziła z założenia, że jeśli mają współpracować, to powinni to zrobić na jej warunkach, a gdyby mistrz złodziei nie chciał na nie przystać, resztę dnia miał spędzić w areszcie.
        Kapitan usiłowała zrozumieć do czego rzekomemu Salazarwi była potrzebna pomoc przedstawicieli prawa. Z całą pewnością nie było to jego rutynowe działanie, co z kolei oznaczało iż poznanie motywacji elfa mogło być kluczem w zbilżających się negocjacjach. Gwardzistka rozważała dwie możliwości. Pierwszą z nich była taka że elf faktycznie niewiele wiedział, a Serenaa była miastem w którym nie dysponował żadnymi kontaktami. Natomiast w drugim przypadku podejrzewała iż złodziej potrzebował kogoś kto ujawni tożsamość jego naśladowcy. Niespodziewany sojusznik Escrim, rzeczywiście mógł posiadać cenne informację, jednak załatwienie sprawy po cichu nie rozwiązywało by problemu obrony jego imienia, czyli czegoś w co tak bardzo wątpiła szermierz.
        Słysząc ów plan, Peu niemal natychmiast zaczął protestować, a potok jego wątpliwości przerwał dopiero widok Gavina stojącego w gabinecie kapitan.
        - Poza tym nie pójdę tam sama. – Escrim uśmiechnęła się na widok ukochanego, odruchowo przyspieszając kroku, tak aby następnie zatrzymać się znacznie bliżej medyka, niż wymagałyby tego zasady składania raportu. Świadomość bycia na obcej ziemi i nieustannej obserwacji z strony miejscowych, nie była wstanie powstrzymać gwardzistkę od korzystania z każdej możliwej okazji by spojrzeć głęboko w oczy czarodzieja. – Jak sprawy w mieście sierżancie?
        Do tego tytułu jakoś nie mogła się przyzwyczaić. Podobnie zresztą jak do widoku Gavina w mundurze. Na szczęście wykonując zadanie inwigilacji półświatka, medyk mógł sobie pozwolić na bardziej tradycyjny strój. Zresztą zdaniem dziewczyny wyglądał świetnie bez względu na to co miał na sobie.
        - Chodź ze mną. Mamy pilne spotkanie w morskiej latarni. Po drodze wyjaśnię ci wszystko.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Uśmiechnął się lekko, nawet zrobił krok do przodu, żeby dwójka gwardzistów mogła zauważyć ten grymas.
         – Pewnie, tylko że nigdy nie wylądowałem w tej fosie – odparł, a jego uśmiech zmienił się na tajemniczy, taki, który zwiastuje jakiś sekret za opisanym wydarzeniem. Sekret, którym Salazar na pewno nie podzieli się z przedstawicielami prawa. Ta rozmowa zakończyła się naprawdę szybko, bo dziewczyna zdecydowała, że się rozejdą i spotkają dopiero w miejscu, którego nazwę napisała mu na kawałku pergaminu. Elf także pożegnał się z nimi oszczędnym skinieniem głowy i ruszył w przeciwną stronę. W miejsce, z którego przyszedł. Przekradł się do okna, którym wskoczył do środka budynku, a później do konkretnego miejsca, w którym wcześniej przedostał się na teren posesji.

Co prawda, nie miał za wiele czasu do spotkania w latarni, jednak zdąży spotkać się z, przynajmniej, jedną lub dwoma osobami i być w umówionym miejscu przed czasem. W tym wypadku naprawdę wolał być osobą, która będzie czekała na spotkanie niż tą, która zjawi się o czasie lub nawet się spóźni.
Postanowił, że jednym z lepszych rozwiązań będzie udanie się do karczmy, o której wcześniej wspomniał swojemu młodemu informatorowi. Tam będzie mógł odszukać jego samego, o ile chłopak już się tam udał, a także porozmawiać z karczmarzem i resztą jego rodziny. Podejrzewał, że nie będzie miał problemów ze zdobyciem informacji od Rogera, a jego córka będzie naprawdę chętna do pomocy, w końcu czuła coś do złodzieja. Mimo, że dziewczyna nic o tym nie wspominała, może bała się o tym mówić lub obawiała się jego reakcji, jednak on dostrzegł to i wiedział o tym. Mroczny elf także nie miał zamiaru z nią o tym rozmawiać. Chociaż Alison była ładną i czarnowłosą dziewczyną, z odpowiednio wyważonymi kształtami, Salazar po prostu nie był osobą odpowiednią do długich związków, a wydawało mu się, że ona liczyłaby właśnie na taki. Ruszył w drogę, idąc tempem szybkiego marszu. Zawsze tak chodził, gdy podróżował w pojedynkę. Starał się szybko dotrzeć do celu, jednak nie chciał biec, bo byłoby to podejrzane i przyciągało spojrzenia. Szybki marsz ma to do siebie, że, przeważnie, osoby, które widzą idącą tak osobę, po prostu myślą sobie, iż spieszy się w jakieś miejsce.
Czas ten poświęcił na przemyślenia, co robił dość często. Wrodzona ostrożność podpowiadała mu, że poszło za łatwo albo, że gwardziści mogą zastawić na niego pułapkę czy coś takiego. Elf natomiast przypomniał sobie, że przecież ma więcej czasu niż początkowo przypuszczał, bo może wykorzystać magię do przeniesienia się od razu do latarni morskiej. To nie zmieniało faktu, że i tak wolałby być tam wcześniej i czekać na dziewczynę i jej pomocnika.

Drzwi karczmy otworzyły się, a wejściu mrocznego elfa do środka towarzyszyły naprawdę różne reakcje. Karczmarz uśmiechnął się lekko, widząc Salazara i już po jego zachowaniu i postawie był w stanie dostrzec, że złodziej był w trakcie rozwiązywania sprawy z sobowtórem. Jego córka uśmiechnęła się szeroko, gdy zobaczyła osobę, w której się podkochuje, a później, gdy dostrzegła, że Salazar na nią patrzy – zarumieniła się i od razu udała na zaplecze. Mistrz Złodziei dostrzegł swojego informatora przy jednym ze stolików i ruszył w jego stronę. W budynku część stołów była pozajmowana przez osoby różnej profesji i tak samo różne były ich reakcje – jedni, ci wiedzący, że za morderstwem stoi ktoś, kto podszywa się pod mrocznego, tylko spojrzeli na niego i kiwali mu głowami w geście przywitania. Ci niedoinformowani pomrukiwali do siebie, ewidentnie szepcząc coś w swoim gronie, a także patrzyli na elfa mniej przychylnymi spojrzeniami.
         – Na pewno powiedziałeś mi o wszystkim, co wiesz na temat całej sytuacji z moim sobowtórem? - zapytał, od razu przechodząc do konkretów. Nie było sensu w krążeniu przy temacie, zwłaszcza gdy miał ograniczony czas, żeby wypytać o to, o co chciał. Napotkał przestraszone spojrzenie Saia, który przypomniał sobie ich wcześniejszą rozmowę. Później w jego spojrzeniu pojawiła się ulga.
         – Tak. Jestem pewien, że tak – odpowiedział chłopak, starając się zapanować nad wzrastającym zdenerwowaniem.
         – I nic nie wiesz na temat gwardzistów, którzy się tym zajmują? - zadał kolejne pytanie, nadal drążąc temat. Wiedział, że Sai go nie okłamie, jednak młody mroczny elf na pewno nie miał perfekcyjnej pamięci, więc może o czymś zapomniał. Na twarzy informatora znowu pojawił się strach, a on sam zaczął się denerwować.
         – Na łuski Prasmoka… Przepraszam najmocniej, ale… wyleciało mi to z głowy, tak bardzo ucieszył mnie fakt, że udało mi się, w końcu, Pana znaleźć – odpowiedział w końcu. Salazar nadal miał wyraz twarzy taki, który głównie tam gościł i nie zdradzał praktycznie żadnych emocji. Maska, którą ten nosił na co dzień.
         – W takim razie, popraw się i powiedz to teraz – ponaglił go Mistrz Złodziei.
         – Tak, tak. Już mówię… Escrim La Tranchte to królewska gwardzistka z Arturonu. Musi być naprawdę dobra, skoro ściągnęli ją do miasta specjalnie po to, żeby rozwiązała tę sprawę. Podejrzewam, że już ją spotkałeś, więc nie muszę opisywać jej wyglądu. Jest bardzo dobrym szermierzem i jest oddana sprawie. Razem z nią do miasta przybył czarnowłosy mężczyzna – Gavin Saber Grimshaw. On posługuje się magią – odpowiedział Sai, spoglądając na rozmówcę.
         – Hmm… Gdy ją spotkałem, na pewno nie towarzyszył jej ten Gavin – odparł elf, przywołując w pamięci cechy fizyczne mężczyzny, którego widział w posiadłości razem z Escrim.
         – O wiadomo bardzo mało. Aktualnie wiem tylko tyle, że mówią na niego Peu – odpowiedział Sai, z poczuciem niespełnienia obowiązku w głosie.
         – W takim razie, spróbuj dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat. Możliwe, że nie spotkałem go pierwszy i ostatni raz – powiedział mroczny, przedtem zastanawiając się chwilę. Informator kiwnął tylko głową, a Salazar wstał i skierował się w stronę lady i karczmarza.
         – Cześć Roger. Poproś żonę, żeby przygotowała jakiś ziołowy napar na uspokojenie dla Saia – mówiąc to, na drewnianej ladzie położył dwie srebrne monety.
         – A co mu się stało? - zapytał mężczyzna stojący po drugiej stronie. Elf uśmiechnął się lekko, a później odpowiedział:
         – Za bardzo przejął się tym, że wcześniej nie przekazał mi wszystkich informacji – na te słowa Roger zaśmiał się krótko, a później zapewnił, że przekaże wszystko żonie. Następnie obaj pożegnali się, a mroczny opuścił karczmę.

Minęła chwila, zanim znalazł się w miejscu, które spełniało dwa warunki: była tam widoczna latarnia morska i nikogo nie było w pobliżu. Co do tego drugiego, mroczny nawet dwa razy upewnił się, że w pobliskich zakamarkach nikt się nie czai. Chciał wykorzystać magię i przenieść się od razu do latarni, jednak byłoby mu naprawdę nie na rękę, gdyby ktoś to zobaczył. Salazar ukrywał swoje magiczne moce, nawet jeśli nie były one szczególnie rozwinięte, bo był to jeden z jego asów rękawie.
         – Czas znikać – powiedział do siebie mroczny, a jego słowa stały się czynami, gdy po chwili naprawdę rozpłynął się w powietrzu.
Jeśli ktoś naprawdę zastawił na niego zasadzkę na drodze do latarni, mroczny elf nie mógł w nią wpaść, w końcu pojawił się już w środku. Natomiast, jeśli pułapka zastawiona została wewnątrz… Cóż, mroczny pojawił się w ciemności, więc komuś mogłoby być ciężko go dojrzeć, chyba że wzrok pozwala takiej osobie na widzenie w ciemności. Salazar mógł robić takie rzeczy, więc, stojąc w bezruchu, rozejrzał się wokół siebie. Szukał czegoś, co podpowiedziałoby mu, że w środku znajduje się ktoś jeszcze, a nie tylko on. Aktualnie pozostało mu czekać na Escrim i jej pomocnika, poza tym musiał upewnić się, iż tylko on tu jest. Nie miał w planach wpaść w zasadzkę, więc wodził oczami po pomieszczeniu, a reszta jego ciała zastygła, nie ruszając się, jak posąg wojownika, który ukazał go w jednej, konkretnej pozycji.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

Gavinowi nazywanie go "sierżantem", "podwładnym" Escrim poprawiało humor. Wiedział, jak zwraca się do niego w sytuacjach, kiedy są sami. Mogąc "grać dwie role", być na raz jej oddanym żołnierzem i mężczyzną, czarodziej czuł się naraz potrzebny i wiedział, że dobrze zajmuje się ukochaną. Kiedy do niego szła, sam wyszedł jej naprzeciw. Spostrzegł, jak jej krok przyspiesza kiedy go zobaczyła. Patrzył, jak niemalże uśmiecha się patrząc mu głęboko w oczy.
- Dokonałem kilku odkryć, kapitan - Gavin nie był jeszcze zbytnio obeznany w tym, w jaki sposób zwracać się do poszczególnych osób w Gwardii. Dlatego zwykle nie mówił wiele. Kiedy zdawał sprawozdanie, robił to na osobności lub w węższym towarzystwie, żeby nie zdziwić postronnych swoim brakiem profesjonalności. Właśnie miał prosić wszystkich na prywatne słówko, żeby powiedzieć, co udało mu się ustalić, ale kapitan zaskoczyła go informacją o spotkaniu.
- Tak jest, moja pani kapitan - powiedział, skłaniając się lekko i pospiesznie pakując do swojej torby szklane buteleczki z miksturami. Nie czekał na wyjaśnienia, ale wolał być przygotowany.

Idąc w stronę latarni usłyszał wiele ciekawych kwestii.
- Nie zaaresztowałaś Króla Złodziei, a zamierzasz pomóc mu i nam złapać kogoś, kto podszywa się pod niego. Współpracując z przestępcą. - Skwitował Gavin.
- Wiem, że ludzie dziwią się tym, co ten czarny elf mówi. Zwalając na kogoś swoją winę. Nie sądzisz, że po prostu on wymyślił tę historię, bo coś poszło nie tak i wstydzi się, że oczerni to jego imię jako Króla Złodziei?
Czarodziej nie mówił podejrzliwie, jakby nie wierzył w tę wersję wydarzeń. Po prostu chciał rozpatrzeć inne możliwości i wysłuchać, czy Escrim wierzy Salazarowi.
- Szczerze, podczas mojego śledztwa zacząłem podejrzewać, czy to czasami nie jest osoba niespełna rozumu. Ale teraz widzę, że to się układa w jakąś całość.
Alchemik podrapał się po brodzie. Kilkudniowy zarost lekko zaskrzypiał pod palcami.
- Nie bierz wszystkiego, co powie, za pewnik. Zresztą, nie powinienem cię pouczać. Przecież doskonale sobie poradzisz - powiedział ciepłym głosem, którego często używał wobec niej. Miał ochotę pocałować ją w czubek główki. Zapamiętał, żeby zrobić to później, kiedy już będzie sobie mógł na to pozwolić.

- To tamta latarnia - powiedział, kiedy spod wieczornej mgły zobaczył jej światło. W miarę jak szedł bliżej w jej kierunku, próbował wyczuć czyjąś aurę w pobliżu. Wyczytanie jej da mu dużą przewagę nad tą tajemniczą osobą, jaką był mroczny elf.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Obecność Gavina dodawała Escrim spokoju i pewności siebie. Wiedziała, że gdy są razem mogą stawić czoła każdej przeciwności losu. Nie było takiej siły która mogła ich zatrzymać. Medyk był dla kapitan niczym okręt, na pokładzie którego rozbijała otaczające ją morze problemów. Co z tego że póki co śledztwo w ogóle nie szło do przodu. Gwardzistka była przekonana, że teraz wszystko się odmieni.
        - Nie ufam mu. Jak w ogóle możesz podejrzewać mnie o chęć współpracy z kimś z półświatka. Poprzednim razem, gdy tego próbowałam, niemal dałam się zbałamucić. – La Tranchte roześmiała się przy ostatnim zdaniu, jasno sugerując czarodziejowi, kogo ma na myśli. Wprawdzie Gavin bez trudu okręcił ją wokół siebie, ale ostatecznie to jej udało się wbić medyka w mundur gwardzisty, wiec mogła czuć się zwycięska. Będzie tylko musiała popracować nad „moją panią kapitan”, które brzmiało równie miło, co niestosownie. A przynajmniej w publicznych miejscach nadto zwracało uwagę.
        - Po pierwsze nawet nie mam pojęcia czy to faktycznie Salazar. Peu próbuje to ustalić, ale myślę że pójdzie łatwiej jeśli spotkam się z nim w towarzystwie kogoś, kto potrafi rozpoznać kłamstwo. – Escrim nie miała pojęcia czy czarodziej faktycznie dysponuje taką mocą. W przypadku jej samej, podobna sztuczna na pewno działała. Kapitan ledwo zdążyła zastanawiać się, czy warto spróbować wyprowadzić ukochanego w błąd, a mina Gavina od razu sugerowała iż ten wszystkiego się domyśla.
        - Znaczy się zakładam, że to nie Mistrz Złodziei stoi za tymi przestępstwami. Trudno mi wyobrazić sobie pyszczatego szabrownika, który po dokonaniu spektakularnego włamania, od razu rozgłasza światu że to on jest jego autorem. Ale jeszcze ciężej jest mi uwierzyć w to, że w obronie swojej reputacji, prawdziwy Salazar ściąga tu do miasta. Złodzieje naprawdę maja jakieś zasady moralne?
        La Tranchte przyjrzała się stojącej w oddali morskiej latarni. Na górze paliła się światło, co mogło oznaczać iż ich wątpliwy wspólnik jest już na miejscu. Być może elf chciał w ten sposób zyskać jakąś przewagę. Była to pierwsza okazja do tego by przetestować wzajemne zaufanie. Oboje nie ustalili innych warunków spotkania jak czas i miejsce. Ona mogła zjawić się tu z całym garnizonem, podobnie zresztą jak Salazar mógł otoczyć się bandą swoich kamratów. Zawczasu solidnie przykazała Peu, by ten ściągnął w pobliże tylko zaufanych ludzi, a poza tym nie pokazywał się i nie podejmował żadnych szaleńczych kroków. Jeśli ona i Gavin opuszczą latarnię jako pierwsi, cała straż miała wycofać się niepostrzeżenie. W przeciwnym wypadku oznaczałoby to iż coś poszło nie tak, a rolą Peu było zjawienie się z odsieczą. Escrim miała tylko nadzieję, że młody wytrzyma presję i nie zrobi nic głupiego.
        - Skoro wszystko układa ci się w logiczną całość, to może podzielisz się ze mną domysłami czego Mistrz Złodziejaszków może od nas chcieć. – Spytała Gavina. Nie miała pojęcia w co pogrywał elf, natomiast ona zjawiła się tu z bardzo konkretną prośbą. Cieszyła się na myśl, iż ma obok siebie Gavina, ponieważ obawiała się że jej samej może ona nie przejść przez gardło.
La Tranchte bez pukania weszła do środka, od razu zmierzając po schodach na najwyższą kondygnację.
        - Mam nadzieję, że tym razem podarujemy sobie te wszystkie sztuczki związane z chowaniem się po dachach. Przecież nie będę podskakiwać aby uścisnąć twoja dłoń. – Powiedziała na głos, nie mogąc nigdzie dostrzec sylwetki elfa.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Co prawda, zapalił światła w latarni, gdy wcześniej upewnił się, że w pomieszczeniu znajduje się wyłącznie on. Tak było, więc komnata została oświetlona, a przez niewielkie okna zaczęło wydostawać się światło wytworzone przez ogień. Salazar i tak postanowił pozostać w cieniu, w razie, gdyby ktoś złożył tu niezapowiedzianą wizytę, albo ktoś ze straży zdecydował się zjawić tu wcześniej i jednak zastawić na niego pułapkę. Nic takiego się nie stało, ale mroczny elf i tak cały czas uważnie przyglądał się wszystkiego i błyskawicznie odwracał wzrok, gdy usłyszał coś podejrzanego. W końcu coś takiego usłyszał – był to głos otwieranych drzwi.

Salazar nadal stał w miejscu, w którym zasłaniała go ciemność, więc mógł zobaczyć osobę lub osoby, które tu przyjdą, a one nie zobaczą go, jeśli sam nie postanowi się ujawnić. Ujrzał gwardzistkę, z którą rozmawiał wcześniej i, z którą miał się spotkać właśnie tutaj, jednak osoba towarzysząca jej na pewno nie była tym samym mężczyzną, z którym widział ją wcześniej.
         – Tutaj nie ma gdzie usiąść – odpowiedział, wychodząc z cienia znajdującego się dokładnie naprzeciw dwójki, do której się odezwał. Na chwilę spojrzał też w górę, dając im do zrozumienia, że chodzi mu belki przy suficie, które znajdowały się tak blisko niego, że naprawdę nie dałoby się tam usiąść. Przy okazji, zdjął także kaptur, który wcześniej ukrywał jego oblicze. Teraz jego przyszli rozmówcy mogli przyjrzeć się jego twarzy.
         – Nie chcę być niemiły, ale wolę nie ryzykować potencjalnych zagrożeń, które płynęłyby z uściśnięcia ci ręki. Wiesz, Escrim, możesz spróbować mnie zaskoczyć i obezwładnić albo coś takiego – odpowiedział, specjalnie używając jej imienia. Tym razem przygotował się i miał pewne informacje na temat gwardzistki i osób, którymi się otacza.
         – Ten chłopak to pewnie Gavin? Gavin Saber Grimshaw, tak? - odparł, kierując bladą czerwień oczu na osobę, do której się zwracał. Uśmiechnął się lekko i kiwnięciem głowy przywitał się z nim. Nie chciał mówić, że miło mu go poznać, bo to się jeszcze okaże.
         – Ciekawi mnie, dlaczego wybrałaś to miejsce spotkania potajemnie. Powiedziałaś, że to moja zapłata, tymczasem na kawałku pergaminu było napisane całkowicie coś innego… Ktoś cię śledzi? - zapytał, błyskawicznie zmieniając ton na bardziej poważny. Uważnie przyglądał się gwardzistce, przez to mógł wyłapać nawet te emocje, które na jej twarzy pojawią się tylko na krótką chwilę.
         – Mam też nadzieję, że przyszliście tu tylko we dwójkę… Inaczej mogę nie być taki skory do współpracy – uprzedził, zanim przeszli do tematu tego spotkania. Salazar najpewniej wykorzystałby magię, żeby uciec z tego miejsca, a później mógłby też pozbijać strażników, którzy zostali sprowadzeni w pobliże i mieli tylko czekać na jakiś znak od Escrim, który oznaczałby, że mogą wkraczać i przystąpić do pojmania Mistrza Złodziei. Wtedy też zacząłby działać w pojedynkę, co pewnie poskutkowałoby kilkoma tajemniczymi śmierciami, z czego ta ostatnia na pewno dotyczyłaby sobowtóra Salazara.
         – W takim razie… Przejdźmy do tego, po co się tu zebraliśmy – powiedział, nadal zachowując względnie bezpieczną odległość, która dzieliła go od tamtej dwójki. Taki dystans, choć niewielki, mógł mieć dość ważne znaczenie, gdyby sprawy potoczyły się tak, że musiałby z nimi walczyć.
         – Możecie zacząć. Zobaczymy, czy dowiem się od was czegoś ciekawego na temat całej tej sprawy – zachęcił ich, chociaż jego głos przestał już okazywać jakiekolwiek emocje. Właściwie, nawet się nie uśmiechnął.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

- Nie mam pojęcia, czego może od nas chcieć. Być może to faktycznie szaleniec, który chce naprawić swoją reputację złoczyńcy czymś, co zaskoczy i wzbudzi podziw wśród największych drani jego pokroju - powiedział bez cienia pogardy. Gavin mógł domyślać się takich rzeczy jedynie dlatego, że sam był związany z takim środowiskiem. Jego ton głosu wyrażał tylko zamyślenie, analizę faktów. - Mimo wszystko, schwytanie samej kapitan Gwardii nie jest czymś, na co odważyłby się byle kto. I nie bez powodu - dodał, obdarzając ją łagodnym uśmiechem i spojrzeniem. - Dlatego sądzę, że może być psychopatą. A uwierz mi, tacy są najgorsi. Nigdy nie wiadomo, czego można się po takim kimś spodziewać.
Podrapał się po zaroście na brodzie. Przez zamyślenie stracił trochę czujność. Odzyskał skupienie, kiedy wchodzili już na schody. Czarodziej, idąc posłusznie za Escrim, starał się wyczuć w pobliżu aurę jakiejś żywej istoty. Oczuł jej ślady już w połowie schodów do latarni.
Jest dość silna... złoto, trochę cyny... coś na kształt niebieskości... No, to nieźle. Złodziej, podróżnik. Czarodziej zdziwił się jednak, że poświata aury nie sugerowała skłonności go chaosu. Nie chciał jednak wykluczać swoich podejrzeń co do jego zdrowia umysłowego. Może to jest coś, co się nabywa? Jakieś wstrząśnienie, reakcja na urazy psychiczne? Kto wie...
Później, jeszcze zanim weszli, poczuł zapachy. Las. Czyli elf, ale o tym już wiedzieli.
- Miej się na baczności, kapitan - powiedział półgłosem, nachylając się nad jej uchem.
Dźwięk. Echo słów, spadanie. Magia przestrzeni.
Escrim otworzyła drzwi, zanim Gavin zdążył powiedzieć jej o tym, co przeczytał w aurze złodzieja. Jeszcze w czasie, w którym kapitan Gwardii rozmawiała z elfem, czarodziej próbował dojrzeć fakturę i smak przybysza.
Giętkość, gładkość, twardość...
Zawsze problem miał z wyczytaniem smaków. Jednak nie mógł silniej skupić się na tym, by je poczuć, ponieważ Salazar już wyszedł z cienia, odsuwając swój kaptur. Gavin ponownie skoncentrował się na tym, co dzieje się wokół.
W przeciwieństwie do elfa, nie zdjął kaptura, co jednak nic nie dało. Złodziej znał już jego tożsamość. Nie spodobało mu się to, że nazwał kapitan po imieniu. Chce zacząć dyktować nam warunki, pomyślał.
Odpowiedział na skinienie głowy równie krótkim gestem.
Obserwował go. Przypatrywał się Escrim długo, nie mrugając często. Pochłaniał ją wzrokiem tak, że gdyby nie było to zagrożeniem powodzenia ich misji, połamałby mu nos w przynajmniej czterech miejscach. Mówił w dziwny sposób, śmiało pytając się o wszystko i mówiąc bardzo otwarcie. Jest bardzo pewny siebie. Jak szaleńcy... dopowiedział sobie czarodziej.
Co do zaczynania, mówienia tego, co mamy Salazarowi do powiedzenia, nie było misją Gavina. Nie miał pojęcia, co dokładnie chce zrobić Escrim i co takiego chce mu przekazać. Na jakie warunki pójść. Chyba po prostu zaczniemy zadawać pytania... pomyślał Gavin. Odwrócił wzrok na kapitan, czekając na to, co ona powie.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Escrim starała się ukryć swoje podenerwowanie. Instynktownie wyczuwała że Gavin również jest zaniepokojony, chociaż w odróżnieniu od czarodzieja, gwardzistka nawet nie miała świadomości o istnieniu czegoś takiego jak aura, a tym bardziej daleka była od uwierzenia, iż jakakolwiek informacja o barwie, kształcie, smaku czy zapachu, może jej w czymś pomóc. To nietypowość sytuacji była czynnikiem który sprawiał iż nerwy ściskały jej żołądek. La Tranchte zdecydowanie wolałaby aby spotkanie w morskiej latarni zamieniło się w zwykłą obławę, pościg i aresztowanie podejrzanego. Miała nadzieję ze Salazar, rzekomy czy prawdziwy, da się sprowokować, przyzna się, ujawni lub zrobi inną głupią rzecz, na przykład pierwszemu sięgają po broń, a wówczas sprawy mogłyby się potoczyć bardziej rutynowo.
        Oczywiście nie lekceważyła swojego przeciwnika. Nigdy nie należało ignorować osaczonego osobnika, któremu odbiera się kolejne możliwości działania. Zdesperowany uciekinier gotów jest do najbardziej nieprzewidywalnych zachowań, a Escrim uważała iż pojmanie przestępcy kosztem zdrowia własnych ludzi, nie jest żadnym sukcesem. Poza tym to całe mówienie os sobie per „mistrz”, mogło być czymś więcej niż tylko nadętym ego.
        Póki co, kapitan dręczyło przekonanie iż ona sama nie jest dobrym mówcą, a układanie się z złodziejami oznaczało złamanie pewnych zasad, co dodatkowo komplikowało czekające ją negocjację. Na szczęście zdążyła zauważyć, że elfowi jakby zaczęło się spieszyć. Już w rezydencji naciskał by przejść do konkretów, a teraz również robił wszystko by pociągnąć ich za języki. Z nauki szermierki, kapitan wiedziała ze gdy przeciwnik zdradza oznaki zniecierpliwienia, to tym bardziej warto trochę poczekać.
        - Myślałam że najpierw spróbujesz przekonać nas że faktycznie nie jesteś tym którego dotyczy śledztwo. – Zaproponowała gwardzistka. – A potem jakoś przypieczętujemy naszą współpracę. Niestety nie wiem jak to się załatwia w waszych kręgach? Naplujemy na dłonie i uściśniemy sobie ręce? Wymiana fantami? A może jakaś przysięga? Albo wspólne zjedzenie paskudnej surowej ryby? Bylebyśmy tylko nie podcinali sobie żył brudnym ostrzem. Na białej koszuli wyglądałoby to dość niezręcznie.
        La Tranchte uśmiechnęła się chytrze, czkając czy jej strategia przyniesie jakieś efekty.
        - Oczywiście jeśli nie chcesz, to przyniosłam z sobą coś co może pomóc nam przełamać lody. Chciałabym wiedzieć czy potrafisz to otworzyć. – Kontynuowała kapitan, kładąc na stole niewielka szkatułkę.
        Zawartość skrzynki nie była szczególnie cenna. Escrim włożyła tam gęsie pióro, jedno z takich jakie zwykła nosić przy kapeluszu. Istotą zaproponowanej przez nią próby był sam zamek. Konstrukcja zabezpieczenia zaliczała się do najnowszych osiągnieć techniki, opatentowana przez miejscowego mistrza. Sama gwardzistka potrzebowała wcześniej kilku prób i dokładnych wytycznych, co tego jak poradzić sobie z zamkiem, pomimo iż dysponowała kluczami do niego. Sekret polegał na tym iż należało użyć dwóch wytrychów, przy czym ten drugi włożyć dopiero po ustawieniu pierwszego na właściwej pozycji. Co do tego jak otworzyć szkatułę bez odpowiednich zestawów narzędzi, Escrim nie miała pojęcia. Mogła natomiast liczyć iż prawdziwy mistrz złodziei do sobie radę.
        W odróżnieniu od swojego sobowtóra. Tego który skapitulował przy podobnym mechanizmie strzegącym dostępu do sejfu. Nie będąc w stanie dostać się do zawartości skrytki, rzekomy Salazar, najprawdopodobniej próbował wyciągnąć te informacje od mieszkańców posiadłości, a gdy i to nie przyniosło rezultatów, posunął się do rzezi.
        Escrim przeklęła w myślach wszystkie sztormy, szkwały, flauty i inne znane sobie nieprzyjazne zjawiska pogodowe. Ostatnią rzeczą o jaką zdolna byłaby się podejrzewać, to fakt iż kiedykolwiek zacznie działać według teorii wymyślonych przez Peu. Niestety w danej chwili nie miała nic więcej niż niedorzeczne domysły chłopaka, namiętnie zaczytanego w akta śledztwa. Ostatecznie spróbowała przekonać się, że skoro zamierza zaufać złodziejowi, to tym bardziej powinna dać wiarę słowom własnego adiutanta.
Zablokowany

Wróć do „Serenaa”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości