Escrim nie mogła pozbyć się nękających ją wątpliwości. Istniało duże prawdopodobieństwo iż oboje z Salazarem brnęli w ślepy zaułek. Wszystko zależało od wartości zdobytych przez nich przedmiotów. Na zdrowy rozsądek, jeżeli rytuały ośmiorniczej sekty wymagały krwi jako takiej, jej członkowie powinni ograniczyć się do uprowadzania i mordowania ludzi z marginesu społecznego. Żebraków, przybłędów, skazańców i tym podobnych. Osób których zniknięciem nikt się nie zmartwi, a popełniona na nich zbrodnia nawet nie będzie zgłoszona. La Tranchte nie przychodził do głowy żaden pomysł dla którego Carso i jego wspólnicy mieliby ryzykować porywanie kogoś znaczącego. Nie chciała ośmieszyć się przed sędziną, prezentując jej marne dowody, a jednocześnie zdawała sobie sprawę, że w ogóle nie ma pojęcia czy wyniesione przez nią rzeczy są cokolwiek warte. Gwardzistka znała się na broni, dzięki czemu przynajmniej o sztylecie mogła powiedzieć iż jest zrobiony z porządnej stali, jednak taki przedmiot mógł posiadać każdy. Sprawa z biżuterią prezentowała się jeszcze gorzej. Ponieważ sama nigdy nie nosiła zbędnych ozdób, kapitan w ogóle nie znała prawideł rynku dotyczących handlem świecidełek. Podobnie zresztą rzecz się miała z eleganckimi haftami, które mogły być zarówno herbem rodowym, jak również zwykłą ozdobą.
Pozostawało jej zdać się na instynkt złodzieja. Elf powinien intuicyjnie wyczuć co jest warte kradzieży, a co w skrzyni stanowiło zbędny balast. Poza tym musiała tez liczyć na to że skoro akurat te przedmioty przedstawiciele sekty zdecydowali się zachować, to uczynili to nie bez powodu.
- Nie, to nie jest to miejsce. – Odpowiedziała Escrim. – To akurat moje mieszkanie. Posiadłość panny Mirul znajduje się znacznie bliżej zamku, a przy tym wystarczająco daleko go garnizonu byś dotarł tam bezpiecznie. Ponieważ tym razem będę potrzebowała ciebie nie za oknem, ale bezpośrednio przy moim ramieniu. Nie wdając się szczegóły, myślę, że lepiej pójdzie mi z tą wizytą, gdy pojawię się tam z mężczyzną. A ponieważ Peu jeszcze nie wrócił, nie widzę tu innej opcji. I tak, zdaję sobie sprawę że pomysł ten brzmi nico szalenie, ale z drugiej strony najciemniej pod latarnią. Kto by się tam spodziewał złodzieja z wizytą u sędziego? W dodatku w towarzystwie gwardzistki?
Kapitan nie zamierzała wspominać iż potrzebuje elfa w roli przyzwoitki, a dokładniej rzecz mówiąc to ona będzie jego przyzwoitką. Póki co przyprowadziła go do siebie aby dopasować mu jakiś bardziej oficjalny strój. Chciała też mieć czas aby na spokojnie przyjrzeć się zdobytym łupom. Bez ciśnienia związanego z ściągającymi ich kultystami oraz przy w miarę normalnym świetle.
- Jednak przede wszystkim zależałoby mi abyś rzucił okiem na nasze dowody. Wybierzmy tylko to które są cenne i mogły należeć do jakiegoś arystokraty. Tak aby nie przedłużać czekającej nas wizyty. – Zaproponowała La Tranchte. – No i jeszcze jedno. Cuchniesz jakby przed chwilą wyciągnięto cię z trzewi rekina. A biorąc pod uwagę, że przebywaliśmy w tym samym miejscu, ja pewnie również. Chyba nie muszę dodawać, że to nie przysporzy nam punktów w czasie oficjalnej audiencji?
Gwardzistka sięgnęła po klucz i wpuściła elfa do środka. Serenaa była dla niej miejscem chwilowego pobytu. La Tranchte jedynie wynajmowała tu mieszkanie, a ponieważ nie planowała zostać w mieście na dłużej, nie przykładała wagi do jego urządzenia. Z tego też powodu nawet uważnie obserwując wnętrze, Mistrz Złodziei nie mógł wiele wywnioskować na temat charakteru obecnej gospodyni. Prawdopodobnie większość tak zwanych „pokoi z przydziału” wyglądała podobnie. Wszystko charakteryzowało się skromnością. Drewniane meble były proste. Jedno łóżka, stół, szafa i dwa krzesła oraz wieszak na ubrania. Escrim poprzestawiała wszystko w jeden kąt, tak aby utworzyć sobie w pokoju miejsce do ćwiczeń. Wypożyczony manekin na którym szermierz mogła doskonalić pchnięcia był tu jedyną osobliwością.
Na stole leżały dziennik, pióro i atrament. Kapitan była zobowiązana spisywać w nim informacje ważne dla władz Arturonu, takie o których niekoniecznie musiał wiedzieć jego sojusznik. W przypadku Escrim papier wciąż pozostawał pusty, oczekując na natchnienie autorki. Peu miał u siebie podobny notatnik, jednak w odróżnieniu od swojej zwierzchniczki, u chłopaka wszystkie strony były już zapełnione adnotacjami. Gavina również zobowiązano by spisywać kluczowe informacje, jednak Escrim nie miała pojęcia jak jej ukochany podchodzi do czegoś, co ewidentnie kojarzyło się z szpiegostwem.
- Łazienka jest tam. – Gwardzistka wskazała gościowi właściwy kierunek.