Strona 1 z 2

Sklep zielarski Iaskela

: Śro Lis 07, 2018 7:19 pm
autor: Iaskel
Jasno. Tak było we wnętrzu niewielkiego, białego budynku, stojącego w jednym z licznych osiedli Kryształowego Królestwa. Kiedy ktoś wchodzący przekonywał się już, że trafił do zielarza (jeśli nie wiedziałby tego zawczasu), mógł się zdziwić, wiedząc, że wiele roślin, suszonych czy świeżych, potrzebuje cienia i chłodu. Takie jednak miały swoje miejsce w kącie (odpowiednio przysłonięte) lub w drugiej izbie. W tej natomiast, oświetlonej światłem wpadającym przez duże okna, na półkach stały rzędami buteleczki najróżniejszej wielkości i kształtów, wypełnione rozmaitymi miksturami, o właściwościach znanych osobom bardziej wtajemniczonym. Na środku pomieszczenia znajdował się szeroki, prosty stół, oraz niska ława, mogąca służyć potencjalnemu pacjentowi.

Gospodarz tego miejsca, Iaskel, siedział przy stole, nad rejestrem wszystkich swoich mikstur, porównując go ze swym obecnym stanem posiadania, co jakiś czas dopisując coś lub wykreślając. Była to żmudna, monotonna praca, ale musiała być wykonana. Dzisiaj akurat nie miał zbyt wielu klientów, więc okazja była znakomita. Iaskel myślał właśnie, że ostatnio dużo czasu spędzał w swoim sklepie. Wiele tygodni minęło od jego ostatniej wyprawy po zioła, a długie miesiące od czasu, kiedy zapuszczał się gdzieś dalej. Zastanawiał się, czy to rzeczywiście dlatego, że nie było takiej potrzeby, czy też zbytnio przyzwyczaił się do wygody i bezpieczeństwa, jakie zapewniał jego sklepik. Pytał sam siebie, czy już zapomniał, po co opuścił dom i spędził długie lata wędrując po lesie. Aby uczyć się o leczeniu – to wiadomo – ale również po to, by stawić czoła wszystkiemu, czego się lękał, a było tego wiele. Jeśli teraz będzie ukrywał się przed niebezpieczeństwami, wszystko, co do tej pory osiągnął, mogło pójść na marne.
Szybko wracam do samoużalania, pomyślał, kręcąc głową. Nic nie pójdzie na marne, wyruszę gdzieś niedługo, ale raz zaczęty rejestr trzeba przecież skończyć. Wrócił do przerwanej pracy, nie pozwalając już więcej swoim myślom rozproszyć się podobnymi rozważaniami.

: Czw Lis 08, 2018 12:26 pm
autor: Hessan
Popołudniową porą elfia postać kroczyła uliczkami Kryształowego Królestwa, które powoli zostawało otulane przez objęcia wieczornego nieboskłonu. Miasto było piękne jesienną porą, delikatne światła latarni nadawały przemierzanej dzielnicy wyjątkowego klimatu. Rasa wspomnianej istoty z pewnością mogła być rozpoznana już po uzbrojeniu, ładna, zadbana, choć z pewnością już wiekowa elfia zbroja, a na dodatek charakterystyczne uszy i średniej długości blond włosy. Twarz i szyję miał zakrytą, co ciekawe peleryną, która powinna powiewać za plecami. Osobnik natomiast owinął ją sobie wokół szyi i twarzy dwukrotnie, jak czerwoną chustę. Szedł pokasłując i podpierając się jakąś grubszą gałęzią, prawdopodobnie znalezioną podczas leśnej przechadzki. Nie sprawiał wrażenia żebraka, ni włóczęgi, ale też nie wydawał się być w kwiecie wieku, czy pełni swojej formy. Ewidentnie coś mu dolegało. U jego boku kroczyła drobna smokopodobna istota, która również zdawała się zmęczona. Może byli wycieńczeni po dłuższej podróży?
Kompani zdawali się wiedzieć, w którym kierunku podążają, jakby mieli jasno obrany cel. Hessan zerkał tylko od czasu do czasu na oznaczenia, drogowskazy między poszczególnymi uliczkami. To było na prawdę duże miasto. W końcu dotarli do swoistej dzielnicy wszelakich dóbr magicznych, mijali sklepiki z mieniącymi się fantami. Stragany przy ulicy były już raczej pozawijane, ale za szklanymi witrynami sklepów dalej można było podziwiać wiele towarów.
- Jeszcze kawałek Ranvil, jeszcze chwila. - rzekł do zwierzaka. W jego głosie można było dosłyszeć doświadczenie, spokój i swego rodzaju ciepło, dobre intencje. Płomyki, które powinny tlić się na plecach Ranvila były obecnie lichsze od drobnych świeczek. To też mogło skutkować prawdopodobnie zmęczeniem niedużej gadzinki.
W jednym ze sklepów podświetlona była nie tylko witryna, czyli ktoś jeszcze znajdował się w środku, choć powoli zbliżała się wieczorowa pora.
Podeszli bliżej i po chwili Hessan zapukał do środka i uchylił lekko drzwi.
- Dobry wieczór, czy można? - zapytał wciąż zza chusty obwiązującej jego twarz. Głos miał nieco zachrypnięty, mógł nawet przez to brzmieć na starszego, niż był w rzeczywistości.
Raczej nie zamierzał w żaden sposób zakłócać niczyjej prywatności, ani wtargnąć bez pozwolenia. Zatrzymał się w drzwiach i dostrzegł wtedy postać pochylającą się nad jakąś księgą, prawdopodobnie zajętą pracą. Trochę mu się głupio zrobiło, że ją przerwał, ale jakby nie było już jak się wycofać, więc poczekał na odpowiedź, a później, jeśli otrzymał pozwolenie wszedł do środka ze swoim towarzyszem, wtedy również zsunął pelerynę ze swojej twarzy, tak by oplatała jedynie jego szyję i rozejrzał się po wnętrzu sklepiku.
- Niesamowite, bardzo tu macie przytulnie, naturalnie. - skomentował, bardzo wolnym tempem stawiając kilka kroków, których odległość dzieliła drzwi wejściowe od lady, czy też miejsca, w którym znajdował się Iaskel.

Re: Sklep zielarski Iaskela

: Pią Lis 09, 2018 10:38 am
autor: Iaskel
Ręka z piórem, zapisująca właśnie jakieś uwagi zatrzymała się w pół zdania. Zapomniał o tym natychmiast, gdy tylko zdał sobie sprawę, że do jego sklepu ktoś się zbliża. Iaskel zamarł, nie podnosząc wzroku znad rejestru. W wieczornej ciszy czułe uszy elfa wychwytywały ciężkie kroki istoty dwunożnej, oraz, słabsze, czworonożnej. Iaskel odetchnął głęboko i zamknął oczy. Zaraz objawiła się mu aura nadchodzących. Większy z nich emitował kojącą ametystową poświatę, jednak uwagę Iaskela zwrócił raczej przytłaczający odgłos trzaskających płomieni. Elf rozpoznawał u nieznajomego dużą moc władania magią ognia, jak również, nieco mniejszą, kilkoma innymi jej rodzajami. Aura drugiego stworzenia była... niecodzienna, ale też emitowała wrażenia związane z ogniem. Pierwsza aura uderzyła Iaskela swoją siłą – miał niewątpliwie do czynienia z potężnym magiem, może również niebezpiecznym. Serce zabiło mu mocniej. Wprawdzie czytając aurę odniósł wrażenie, że jest to istota przyjazna, ale... cóż on mógł wiedzieć – może się mylił, albo tamten dobrze się maskował. Czego równie potężny mag mógł szukać w jego sklepie? Iaskel miał właśnie sięgnąć po amulet, który pomagał mu wyciszyć i uspokoić myśli, ale przypomniał sobie, że Ennis zwykle brał go ze sobą, kiedy ucinał sobie drzemkę, więc prawdopodobnie teraz miał go właśnie kirpi. Trudno.
Rozległo się pukanie, a po chwili odezwał się przybysz.
-Dobry wieczór. Proszę wejść – odpowiedział Iaskel, dopiero teraz podnosząc głowę znad swoich notatek. Starał się, by jego głos miał spokojne brzmienie, ale nie był pewien, czy mu się to udało.
Przybysz, niewątpliwie elf, nosił bardzo porządną zbroję, ukrywał twarz pod płaszczem i z trudem trzymał się na nogach. Obok niego zaś był... Iaskel nie do końca wiedział co to za stworzenie. Najbardziej przypominało małego smoka, jednak elfa zaciekawiły płomienie na jego grzbiecie, choć teraz ledwie się tliły. Iaskelowi przyszło na myśl, że jego sklepik nigdy jeszcze nie gościł podobnej pary.
Gospodarz wstał z miejsca, a mężczyzna odsłonił swoją twarz. To uspokoiło nieco zielarza, jednak wciąż nie dawało mu spokoju pytanie o cel wizyty nieznajomego w jego warsztacie.
-To prawda, okolica jest malownicza, a to wnętrze naprawdę przyjemne. Jasne, przestronne, dobre do pracy. Podziwiam mistrzów, którzy budowali tutejsze domy – mówił, bacznie przyglądając się swojemu rozmówcy. Dlaczego przedłużał rozmowę, jeśli wymagał szybkiego leczenia?
-Iaskel, zielarz i medyk – elf skłonił głowę. -Czego życzycie sobie, panie? Szukacie jakiegoś eliksiru, czy potrzebujecie skorzystać... - zerknął przelotnie na gałąź, na której tamten się podpierał – z usług medyka? A może pański towarzysz? - Jeśli Iaskel miałby zgadywać, to jeden i drugi.
Czuł, że trochę się pospieszył z pytaniem, nie dając gościowi samemu wyjawić swoich intencji. Trochę spanikował, ale obecność równie potężnego maga napawała go pewną obawą. Zaraz jednak przypomniał sobie, że ma przed sobą przede wszystkim istoty niewątpliwie zmęczone podróżą i niedomagające.
-Chyba macie za sobą długą drogę. Może usiądziecie? - Iaskel wskazał elfowi stojącą pod ścianą ławę.

: Sob Lis 10, 2018 11:31 am
autor: Hessan
Zbroja Hessana faktycznie mogła robić wrażenie, chociaż też ciężko było ukryć, że i sprzęt był nieco zmęczony trudami podróży. To jest głównie nieco przykurzona, nie zadbana tak, jakby była na wystawie - wiadomo. Okazało się, że wewnątrz sklepiku był, a jakże - również elf. Można było poznać, że młodszy, lub mniej doświadczony od gościa. Chociaż elfy nie starzały się fizycznie zbyt widocznie, ale mimo to nawet sposób wypowiedzi mógł bardzo drobnymi szczegółami zdradzić pewne informacje. Rzecz jasna blondasek nie miał pojęcia o umiejętnościach gospodarza w zakresie czytania aur, stąd w ogóle nie wpadło mu do głowy, jak dużo może już o nim wiedzieć. Drobne smoczątko, jakby odruchowo skierowało się pod ścianę, na której wisiało źródło światła. Tam dość potulnie się skuliło i grzecznie położyło. Można było odnieść wrażenie, że po prostu potrzebowało drzemki. Zupełnie, jak ludzkie istoty padające na swoje łoża, gdy powracają po bardzo męczących dniach w pracy. Elf natomiast podrapał się po potylicy przeczesując przy okazji dłonią swoje również nieco zaniedbane włosy.
- Czyli trafiliśmy w punkt, dobrze. - odpowiedział z wyczuwalną w głosie ulgą na profesję Iaskela. Odchrząknął cicho.
- Jestem Hessan, a to mój towarzysz, Ranvil. - ten drugi tylko drgnął smoczymi uszkami na dźwięk swojego imienia. Drzemał, ale i czuwał.
- Swego rodzaju włóczędzy, lub bardziej modnie - podróżnicy obecnie. - zaśmiał się cicho.
Ława zdecydowanie wydawała się zapraszać elfa na siebie. Długo się nie zastanawiał, parę kroków i już mógł sobie przysiąść.
- Tak, tak. Będziemy potrzebowali trochę kwiatków, korzonków i innych. Na pewno nie przeszkadzamy w niczym istotnym? Wszak wszystkie inne sklepiki są zamknięte, a nie chciałbym się Panu narzucać. - stwierdził uprzejmie przyglądając się z uwagą reakcji Iaskela. Hessan zdawał sobie sprawę, z tego, że ten drugi wydaje się być nieco zaniepokojony, ale jeszcze nie wiedział dlaczego. Może to ze względu na stres z pracy w dodatkowych godzinach, nawet nie wiedział, czy ten, który go przyjmuje jest właścicielem tego lokalu, chociaż z czasem powoli utwierdzał się w przekonaniu, że chyba jest.
- A tak, kawałek drogi. Po prostu założyłem, że już dziś dotrzemy do stolicy, stąd może narzuciliśmy sobie nieco za mocne tempo. Jeśli to nie problem, chciałbym uprzejmie poprosić o kubek gorącej, ziołowej herbaty. - westchnął krótko. W podróży nie było takich luksusów, a przydrożne karczmy również mało kiedy oferowały odpowiedni zakres ziółek, czy nawet umiejętności ich parzenia, by zadowolić elfie wymagania. W międzyczasie przybysz, po tym, jak zasiadł na ławie zaczął grzebać w swoim niewielkim tobołku podróżniczym, jakby czegoś szukał...

Re: Sklep zielarski Iaskela

: Pon Lis 12, 2018 1:21 pm
autor: Iaskel
Iaskel, chociaż nie tracił czujności, trochę się uspokoił. Najwyraźniej naprawdę miał przed sobą jedynie strudzonych wędrowców, choć bez wątpienia ze swoimi tajemnicami. Było tak, jak mówił Hessan – jego sklep był otwarty dłużej, niż innych, więc nic dziwnego, że wybrali właśnie ten. Iaskel popatrzył krótko na małego smoka – Ranvil, tak go nazwał tamten elf – który zwinął się w kącie izby i zasnął. Zielarzowi przemknęło przez myśl, że pewnie trudno jest oswoić podobne stworzenie. Cóż, na pewno trudniej, niż pewnego niezwykle towarzyskiego kirpi.
Właśnie, kiedy o tym myślał, Ennis, widocznie zbudzony odgłosami rozmowy, pojawił się w drzwiach do drugiej izby. Stworzenie rozmiarów kota, o jasnożółtym futerku i niebieskich, czujnych oczach wpatrywało się teraz w nowo przybyłych. Widocznie doszło do jakiegoś wniosku, bo podeszło bliżej, najpierw obchodząc wokół Hessana, potem zaś wskakując na ławę i bez jednego mrugnięcia patrząc na Ranvila.
-To jest Ennis – powiedział krótko Iaskel.
Elf tylko krótko pokiwał głową na wiadomość, że przybysze są wędrowcami. To było życie, które sam wiódłby, gdyby... miał trochę więcej odwagi.
-Oczywiście, powiedzcie tylko, jakich dokładnie potrzebujecie, zaraz będę je dla pana miał.
Niech to, czyżby czymś w swoim zachowaniu dał przybyszowi do zrozumienia, że mu przeszkodził? Przez całe życie próbował czegoś takiego unikać. Iaskel szybko powtórzył sobie w pamięci ich całą rozmowę. Chyba nic podobnego nie było...
-Nie, nie przeszkodził pan – powiedział szybko. -Mój sklep jest otwarty o tej porze, a zatem spodziewałem się klientów. Nie robiłem nic, czego nie mógłbym dokończyć innym razem.
-Rozumiem. Odpoczywajcie zatem, ile tylko będziecie potrzebować. Czego pan się napije? Mam herbatę z jaśminem, z jagodami, porzeczkami i jeżynami, z lawendą i nagietkiem i z pokrzywą i aloesem -wymieniał Iaskel, za każdym razem demonstrując Hessanowi słoik z odpowiednią mieszanką. Jeśli tamten nie mógł się zdecydować, elf wybrał herbatę z jaśminem. Iaskel wziął małą miarkę i wsypał do kubka. Następnie zapalił ogień nad paleniskiem i postawił nań garnek z wodą.
-Skąd... przybywacie? Długo jesteście w drodze? - zapytał podczas oczekiwania, aż woda się zagotuje. Nie wiedział, czy powinien pytać, skoro sam nie zamierzał opowiadać o sobie. Kiedy woda zagotowała się, Iaskel odczekał chwilę, po czym zalał herbatę dla gościa i podał mu.
-A pański towarzysz? - zerknął na śpiącego Ranvila. -Będzie coś jadł lub pił, kiedy się obudzi? - spytał. Nie miał pojęcia, co małe smoki jedzą lub piją, nigdy podobnego nie spotkał.

: Śro Lis 14, 2018 7:10 pm
autor: Hessan
Zastany w sklepiku elf był można powiedzieć wyjątkowo gościnny, nawet jak na tę rasę, a zwłaszcza, jak na osobę, która prowadziła swój jakiś tam interes. Hessan nie miał z takimi typowymi przedsiębiorcami wiele do czynienia, ale miał naszkicowany stereotypami dość niepochlebny wzór kupca, akurat nieelfickiego, ale takiego przeciętnego, ganiającego jedynie za monetą ludzika. Na szczęście tutaj trafił wręcz przeciwnie. Zdecydowanie nie wybrzydzał i z uśmiechem, oraz miłym podziękowaniem przyjął herbatę, którą wybrał Iaskel. Właściwie każdą z wymienionych wybrałby równie chętnie!
- Właśnie w tej tułaczce zwanej podróżą chodzi o to, że po pewnym czasie już nawet nie wiadomo skąd przychodzimy! - zaśmiał się cicho rzucając takim zdaniem, brzmiało trochę jak żart.
- Ogólnie pochodzę z Szepczącego Lasu. Nie wiem, czy orientuje się Pan gdzie to jest? - zapytał, chcąc wskazać miejsce, bądź bliżej nakreślić jego lokalizację w wypadku, gdy okaże się ona interesująca dla rozmówcy.
- Ranvil? Nie... Chwilę poleży, może jeśli zostanie wrzątku w naczyniu to skropimy mu łuski i będzie w porządku, nakarmię go już później. -
Cały czas wypowiadanym słowom elfa towarzyszyło to niegroźne chrząkanie, a miejscami pokasływanie, czasem brzmiące nawet nieco poważniej.
- A w drodze jesteśmy od małego! W sumie od wtedy też we dwójkę. Po zdaniu takiego testu "na dorosłego elfa" ruszyłem w świat. Tak brzmiało moje przeznaczenie. - dodał po krótkiej spacji z poważniejszym wydźwiękiem, niż miała sama pierwsza część wypowiedzi.
Hessan raczej nie planował zabierać bardzo dużo czasu sklepikarzowi, potrzebował tylko uzupełnić zielnik, napić się czegoś gorącego i odsapnąć. Właściwie powinien szukać również noclegu, właściwie nie wiedział, jak się sprawa ma z tutejszymi zajazdami, czy karczmami. Podziękował oczywiście za otrzymany napar, na początku zaciągnął się jego przepysznym zapachem, po czym ujmując naczynie obiema dłońmi uśmiechnął się i raz jeszcze podziękował.
- Dziękuję, to bardzo przyjemne z Pana strony. Powie Pan może, czy znajdziemy gdzieś w okolicy gościnność, jakiś nocleg to znaczy?
Można było nawet poznać, że przybysz dawno nie rozmawiał z drugim elfem, albo w ogóle nie był w mieście, trochę się zawieszał miejscami, ale sprawiał przez to wrażenie chyba jeszcze bardziej pociesznego staruszka. Bardzo uprzejmego z pewnością. Jego smokopodobny towarzysz natomiast jak się walnął, tak drzemał niewzruszony pojawieniem się drobnej istotki na ławie ani na moment.

Re: Sklep zielarski Iaskela

: Czw Lis 15, 2018 7:37 pm
autor: Iaskel
Iaskel coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to najbardziej niezwykli goście, jakich miał w swoim sklepie. Smoczek, który tak przyciągnął uwagę Ennisa był wystarczającą zagadką, jednak zielarza dużo bardziej ciekawił Hessan. Coś było w jego sposobie mówienia, w zachowaniu... Po namyśle Iaskel doszedł do wniosku, że miał do czynienia z dosyć wiekowym elfem, co by zgadzało się z jego wcześniejszymi wrażeniami.
-Hm, rozumiem, co pan ma na myśli – powiedział poważnie na jego uwagę, że w pewnym momencie nie wie się już, skąd się przychodzi. U niego akurat było nieco inaczej, ale nie czuł potrzeby o tym wspominać.
-Szepczący Las? A... tak, znam go dobrze – odparł Iaskel. Cóż, dobrze to mało powiedziane, skoro wiele lat spędził na wędrówkach po nim i pobieraniu nauk od jego mieszkańców, ale tym też nie zamierzał się dzielić. -Wybieram się tam często po zioła – dodał, choć w sumie samo chodzenie po zioła nie usprawiedliwiało stwierdzenia, że „zna go dobrze”. -Z której części tego lasu dokładnie? Jeśli... można zapytać – zastrzegł.
Wyglądało jednak na to, że jego goście wędrowali dużo dłużej, niż on. Tak... kilka stuleci dłużej, jak podejrzewał. Aż dziw, iż nie spotkali się wcześniej.
-Przeznaczenie? - zapytał Iaskel spokojnie, jednak spojrzał na przybysza z ciekawością. Wiekowy, potężny mag w zbroi i ze smokiem mówiący o swoim przeznaczeniu! Zapowiadało się, jak początek jakiejś fascynującej historii. Zielarz bał się tylko, że przybyszowi może niedługo skończyć się cierpliwość, bowiem jak na razie to tylko Iaskel zadawał pytania.
-Nocleg... - zastanowił się elf, rad, że w końcu i on może udzielić jakichś odpowiedzi. -Najbliższa gospoda pani Darlae znajduje się przy tej samej uliczce – trzeba pójść w przeciwną stronę, niż ta, z której przyszliście i szukać szyldu z namalowanym dębem. Jeśli szukacie większych wygód, wszyscy podróżni chwalą sobie „Pod Złotym Kopytem”, która znajduje się nieco dalej, ale da się chyba dojść przed zmrokiem. Wtedy musicie wyjść z tego osiedla i udać się w prawo, w gościniec, a potem już was tam dalej pokierują. Jeśli nie jesteście zbyt zmęczeni – dodał. Uważnie obserwował starszego elfa od kiedy tylko ten wszedł i jasne było, że coś mu dolega. Nie rozumiał jednak, dlaczego, będąc u medyka, nie poprosił o leczenie, nawet, gdy Iaskel zapytał o to wprost. Czyżby zaplanował sobie przyjść do jego sklepiku, napić się herbaty, a następnie paść bez życia? Przez chwilę naprawdę przestraszył się podobnej możliwości. Potem pomyślał, że, niezależnie od przyczyny takiego zachowania (może była nią chęć nienarzucania się, brak zaufania do zdolności Iaskela czy też swoisty upór, każący twierdzić, że „to nic poważnego”), obowiązkiem jego samego było zaoferować leczenie i uczynić to nieco bardziej stanowczo.
Elfowi nie zdarzyło się do tej pory, by ktoś wymagający pomocy medyka wszedł do jego sklepu i zaczynał od wypicia herbaty, zamiast zwrócić od razu uwagę gospodarza na swój problem. Dlatego też Iaskel nigdy dotąd nie musiał pytać, czy ktoś pozwoli mu się wyleczyć. Teraz więc wahał się przez chwilę, zanim nie dotarło do niego, że jego skrupuły są w tym momencie jednak nie na miejscu.
-Pan wybaczy – odezwał się Iaskel, kiedy Hessan wypił już swój napój. Jak zawsze, kiedy odważył się mówić z podobną stanowczością poczuł, że zaschło mu nieco w gardle. -Nie mogłem nie zauważyć, że nie czuje się pan najlepiej. Można to pewnie po części złożyć na karb zmęczenia podróżą, ale mam wrażenie, że coś panu poza tym dolega. Uważam, że nie powinno się pozostawiać tego, jak jest. Jak mówiłem, jestem medykiem, dlatego, za pana pozwoleniem, chciałbym pana zbadać i zastosować albo zaproponować leczenie. No, chyba, że nie życzy sobie pan – w takim wypadku obiecuję się już nie narzucać – powiedział elf i czekał na jego reakcję. Teraz tylko brakowało, żeby rozgniewany jego śmiałością Hessan cisnął w niego kulą ognia. Gdzie był ten przeklęty talizman? Iaskel poczuł, że serce znów bije mu szybciej, a mięśnie napinają się. W milczeniu czekał na odpowiedź gościa.

: Pią Lis 16, 2018 9:12 pm
autor: Hessan
Gorący napój był jak najbardziej pomocny na stan, w jakim znalazł się przybyły do stolicy elf. W dodatku smakował przepysznie i przywodził na myśl miłe wspomnienia z odwiedzin w różnych bardziej cywilizowanych, niż rozbijane podczas tułaczki po łusce prasmoka obozy. Swój kubek Hessan opróżnił szybko, pomimo wysokiej temperatury, zupełnie jakby wrzątek go nie parzył... i właściwie po części trochę tak było, ale pewnie sprawił jedynie wrażenie spragnionego i pragnącego się rozgrzać - które też nie było ani trochę złudne.
- Tak, tak. Rodzinny lasek, teraz się tam pewnie pozmieniało. Musiałbym mieć mapę, by Ci pokazać. Właściwie, to całkiem niedaleko stąd? Może się tam z Ranvilem wkrótce wybierzemy, kto to wie, gdzie nas znów poniesie za dzień, lub dwa. - zakasłał. Odnośnie miejsca, z którego pochodził wypowiedział się w taki sposób nie dlatego, by się wykręcać. Po prostu jakby to ująć, większość "okolicy", o ile można tak nazwać wielkie obszary Szepczącego Lasu od Gór Dasso, po położone na południu jeziora kolejno, Błyszczące, Czarodziejek, Kryształowe, oraz Wodospad Snów kojarzył z pamięci. Cały ten las to był jego mały dom. Stąd ciężko mu było wytłumaczyć słowami, czy też mapowymi określeniami, gdzie dokładnie leżała osada, w której się wychował. Nie chciał też wspominać o rytuałach przejścia i szkole czarodziejów. - nie ukrywał tego, ale po prostu uznał, że to za długa historia, a jego głos nie da się ukryć nieco niedomagał w tym momencie.

Kiedy tak rozmawiali, elf mimo utrzymywanego kontaktu wzrokowego z rozmówcą w sposób dość pewny mógł sprawiać wrażenie rozkojarzonego. Przy okazji zaczął grzebać przy kawałku swojej zbroi, a właściwie poniżej, sprawdzając zawartość swoich wszystkich zasobników. Po paru chwilach po prostu odpiął dwa skórzane pasy i przyglądał się co jest, a czego mu brakuje. Naturalnie słuchając, gdy Iaskel tłumaczył mu możliwości noclegowe w najbliższej okolicy. Jego spiczaste uszy zdawały się poruszać na niektóre mniej oczekiwane dźwięki. Raz nawet odwrócił się, by zerknąć przez ramię na okiennice. Wtedy po izbie przemknęły dwa smukłe cienie, drugi kilka chwil po pierwszym. Odgłosy kroków zamilkły bardzo szybko. Być może zagłuszył je nieco hulający między wąskimi ulicami wiatr. Sarx zostawił pootwierane zasobniki na ławie, obok towarzysza gospodarza, wstał i ot tak podszedł do naczynia z wrzątkiem. Zapomniało mu się zapytać ponownie, albo uznał po prostu, że skoro o tym wspomniał i nie usłyszał sprzeciwu, to sklepikarz wyraził zgodę. Za moment wrócił na ławę, i maczając palce swoich dłoni w wodzie, która jeszcze parę chwil temu wrzała nabierał jej i lekko skraplał swojego smokowatego towarzysza. Ten rozbudził się nieco i skierował łeb w stronę elfa. Zdawał się być ucieszony z ciepłego deszczu. Płomienie na jego grzbiecie zniknęły, a Hessan coraz śmielej polewał zwierzaka wodą.
- Zaraz mu będzie lepiej. A i posadzkę od razu wytrę, podałby Pan tylko jaką ścierkę i już się tym zajmę. - dodał po chwili, żeby tylko nie wyszło, że robi coś wbrew właścicielowi posiadłości, jakby nie patrzeć nie każdemu musiałoby się podobać rozlewanie wrzątku bo podłodze.
- A nocleg chyba wybierzemy ten bliżej, my w luksusach to się nie wysypiamy zazwyczaj, bo tam za ścianami głośno bywa, bale, hulanki i inne takie przyjemności! - zaśmiał się cicho. W rzeczywistości nigdzie nie zaznał w swoim elfim żywocie lepszego snu, niż na hamaku między drzewami, pod gołym niebem i nieopodal jeziora, w którego tafli odbijał się blady księżyc i nieboskłon usłany gwiazdami, a gdy zamykał oczy do snu przygrywał mu niemal cały las, swoją wieczorową orkiestrą. Na myśl o tamtym wieczorze uśmiechnął się sam do siebie. Znów przeczesał dłonią włosy.
Zaczął wymieniać pod nosem rzeczy, których mu brakuje w zasobnikach, toteż nie zauważył, gdy młodszy elf zbierał się na uwagę. Normalnie pewnie mógłby wyczytać to z jego mimiki, czy nawet głosu, ale zwyczajnie nie zwrócił uwagi, odchrząknął, jakby wyrwany z czegoś, co nieco go pochłonęło.
- Ah, tak, tak. Już mówię przyjacielu, już już. - zakasłał i odchrząknął ponownie. -
- Tam leczenia, tylko trochę ziół. - wymienił długą listę jednym tchem, mieszając przy tym parę nazw, bądź przeinaczając.
- Może lepiej wezmę jakiś kawałek papieru i zapiszę, bo dużo tego, dużo. Przygotuję sobie jakiś naparek w karczmie. Myślę, że damy radę, nie chciałbym długo tu Panu też czasu zabierać. Już, już piszemy. - zaczął notować, gdy tylko otrzymał skrawek kartki i pióro. Pismo, w przeciwieństwie do obecnego głosu miał bardzo ładne, staranne i od razu można było poznać, że elfickie, ładnie przyozdabiał nawet niektóre litery alfabetu. Wymienił na karteczce kilka bardziej pospolitych ziół i roślin, głównie posiadających właściwości regeneracyjne, rozgrzewające, bądź pobudzające umysł. Podejrzewał, że nie będzie problemów z ich uzyskaniem. Natomiast na samym dole listy zapisał.
* Suszone korzenie mglistego krzewu.
* Kwiaty smoczych języków.
Te pierwsze można było zdobyć na mglistych bagnach, na południe od doliny nieumarłych. To dość niebezpieczna okolica, a i ich wykorzystanie było znacznie bardziej tajemnicze i rytualne, niż wszystkich innych wymienionych składników. Mówi się, że są one często stosowane przy różnych wywarach przez magów śmierci, wiedźmy, czy inne tego typu bardziej szemrane-alchemiczne zawody.
Smocze języki natomiast można było zdobyć wchodząc na Szczyty Fellarionu, nieopodal Łez Rapsodii. Te z kolei miały oczyszczać ciało i umysł, oraz tworzyć w połączeniu z innymi składnikami mikstury, czy toniki znacznie przyśpieszające regenerację. Mówiło się też o predyspozycjach tych kwiatów, do wspomagania talentów, które pozwalały przewidzieć przyszłość, czy też przeznaczenie danych jednostek.
Hessan podejrzewał, że ktoś zajmujący się takim sklepem będzie wiedział, co to są za rzeczy i jakie mają właściwości, ale pewny nie był. Tym bardziej nie był w stanie stwierdzić, czy importowano tutaj takie, oraz czy były aktualnie na stanie.
Pisząc i rozmyślając zawieszał się od czasu do czasu, podrapywał po potylicy, jakby spamiętanie wszystkiego mimo sporej wiedzy sprawiało mu trudność.
- Zbadać można, ale i po co. Tylko się wygrzeje i będzie lepiej. Jeśli mógłbyś przyjacielu sprawdzić tę listę, a ja wrócę jutro, obiecuję! -
wstał i pstryknął palcami. Ranvil, który po skropleniu wrzątkiem niemal wrócił do żywych podniósł się i zakręcił wesoło. Płomyki znów tliły się nieco mocniej, zdawało się, że już poprawnie. Zwierzak wyglądał, jakby chciał wskoczyć na ramię elfa.
- Nie teraz zuchu, nie teraz, chodź. - powiedział do niego spokojnie, skinął do elfa zostawiając zapisaną składnikami kartkę i pióro na ladzie, oraz swoje zasobniki na ławie. Jeszcze raz skłonił się lekko, żegnając.
- Bywaj zdrów. - cały proces wychodzenia był dość dynamiczny, a przez zwierzaka i to, że Hessan szybko przemieścił się spod lady, w okolice ławy, a później do drzwi Iaskel mógł nie zwrócić od razu uwagi na pozostawione przez Sarxa rzeczy. Jeśli spróbowałby wybiec za nimi, wędrowcy zniknęli już w mroku następnej uliczki, za zakrętem. A chmury zbierały się na deszcz, więc pogoń za nimi nie zdawała się być optymalna. Poza tym oznajmił, że wróci rano, prawda?

Re: Sklep zielarski Iaskela

: Nie Lis 18, 2018 5:11 pm
autor: Iaskel
Iaskel słuchał zwięzłych wypowiedzi Hessana o jego podróżach, o jego domu. Nie umknęło jego uwadze, że gość całkiem ominął jego pytanie o tajemnicze „przeznaczenie”, o którym tamten wspomniał. Nie zdziwiło go to ani nie uraziło – doskonale rozumiał, że każdy ma swoje sekrety. Sam na jego miejscu również nic by nie powiedział ciekawskiemu natrętowi.
Przez chwilę zdało mu się, że coś zwróciło uwagę drugiego elfa, a jego uszy również zaczęły nasłuchiwać. Za swoim gościem obwrócił głowę i aż wzdrygnął się, kiedy dwa cienie przemknęły przez pomieszczenie. To chyba tylko dwoje przechodniów, na których tak padło zachodzące słońce? Prawda? Cienie zaraz zniknęły, a Iaskel nie wiedział już co myśleć.
Hessan następnie zajął się swoim towarzyszem. Iaskel bez słowa przyglądał się działaniom starszego elfa, a na jego prośbę przyniósł mu z drugiej izby czystą szmatkę. Może i tamten powinien był zawczasu zapytać go o pozwolenie, zanim rozgościł się w jego domu, ale z drugiej strony było to na tyle mało ważne, że zielarz nie protestował. No, i pozostawała – przynajmniej w umyśle Iaskela – groźba bycia potraktowanym kulą ognia.
Zielarz spojrzał na listę, którą podał mu gość. Od razu widać było, że pisał ją ktoś, kto dobrze wie, co chce z tymi ziołami zrobić, kto zna się na przyrządzaniu mikstur. Po przebiegnięciu jej wzrokiem, można było zauważyć pewne prawidłowości: szałwia, imbir, lestren zielony, miodziec, rumianek i tak dalej... - wszystkie te rośliny w ten lub inny sposób wpływały korzystnie na osłabiony organizm.
Na samym końcu listy, jakby celowo, zostały umieszczone dwa najtrudniejsze do zdobycia składniki. Cóż to za eliksir planował jego gość, że potrzebne mu są korzenie mglistego krzewu i kwiaty smoczych języków? Iaskel pamiętał, że jeden raz odwiedził mgliste bagna i nabrał wtedy korzeni, żeby nie musieć tam wracać przez długi czas. A najlepiej nigdy. Powinien mieć je jeszcze na składzie, za to nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek był na Szczytach Fellarionu, a nigdzie indziej nie spotkał smoczych języków. Oczywiście, możliwe, że je sprowadzał, ale musiałby to sprawdzić po wyjściu gościa.
A zatem młodszy elf otrzymał swoją odpowiedź – Hessan nie potrzebował od niego leczenia. Cóż, starość bywa uparta. Dobrze więc. Teraz, zgodnie z obietnicą, udzieli mu pomocy dopiero, gdy tamten poprosi. Iaskel nie chciał się sam przed sobą przyznać, że czuł się nieco urażony odrzuceniem tej propozycji.
Ani się obejrzał, a goście sobie poszli. Iaskel zdążył jedynie odpowiedzieć pośpiesznie na pożegnanie i potwierdzić, że będzie czekał nazajutrz ze składnikami. Po ich wyjściu przysiadł na ławie.
-I co ty na to wszystko, Ennis?
Zwierzątko, które teraz siedziało na miejscu, na którym wcześniej spał smok obróciło się, słysząc swoje imię.
Gorące. Smok. Małe. Niegroźne. Nie smok. Smok? Nie smok?
Wydawane przez kirpi odgłosy w głowie Iaskela stawały się słowami. Wzruszył ramionami.
-A skąd ja mogę wiedzieć? Dziwni byli, obaj. Dobrze, trzeba sprawdzić, co z tych ziół mamy na składzie.
Dopiero chwilę po wyjściu gości Iaskel zorientował się, że Hessan zostawił u niego swoje zasobniki. Uznał, że dobrze się składa, bo będzie mógł od razu je uzupełnić. Wziął więc listę i, składnik po składniku, wyszukiwał odpowiednie zioła na swoich półkach i umieszczał w zasobnikach. Zanim przeszedł do dwóch ostatnich, znalazł dla Hessana wszystkie inne rośliny na liście.
Aby znaleźć korzeń mglistego krzewu musiał wspiąć się na jedną z wyższych półek. Kiedy zdjął wreszcie wielki słój aż skrzywił się z niezadowoleniem. Poza odrobiną resztek na dnie korzeni tam nie było. Pośpiesznie sprawdził zapasy smoczych języków. Ku swemu zdziwieniu miał ich trochę – nie za dużo, ale tyle powinno wystarczyć Hessanowi. Chyba.
Pokręcił głową z niezadowoloną miną. Drażniło go, iż brakuje jednego z potrzebnych składników. Chociaż prawdą było, że było to rzadko używana roślina, Iaskel za punkt honoru stawiał sobie dostarczanie swoim klientom tego, czego potrzebowali. W dodatku, jeśli Hessan zamierzał się leczyć tym, co sobie przyrządzi, to mógł dotkliwie odczuć brak jednego ze składników.
-No, i mam, czego chciałem – powiedział bardziej do siebie, niż do Ennisa. -Wyprawę na mgliste bagna i tyle niebezpieczeństw, że odechce mi się takich przygód na kilka lat.
Słysząc to, kirpi poderwał się z miejsca.
Spacer? Daleko? Bieganie? Do lasu? Chcę!
-No, nie wiem, czy chcesz – odparł poważnie Iaskel. -Nie do lasu, tylko na bagna, w dodatku takie, gdzie dużo różnych rzeczy czyha na równie małe i bezbronne stworzenia.
Entuzjazm kirpi bynajmniej nie zmalał.
Ty duży. Masz czary. Duży kamień na kogoś. Do ziemi kogoś. Światło z góry na kogoś. Bezpieczni. Chcę!
Iaskel pokręcił głową. Ennis stanowczo przeceniał jego talenty w dziedzinie zaklęć ofensywnych – dawno już porzucił studia z tej dziedziny, skupiając się na leczeniu – jednak coś tam jeszcze potrafił. Trudno. Nigdy nie był zbyt dobry w przekonywaniu Ennisa, by nie szedł gdzieś, gdzie tamten akurat sobie umyślił.
-Dobrze, dobrze – powiedział tylko. Niebawem położył się spać, starając się nie myśleć o tym, co czeka go jutro. Na szczęście znalazł już swój kojący talizman.

: Wto Lis 20, 2018 3:28 pm
autor: Hessan
Hessan opuścił sklepik dość pośpiesznie dlatego, że czuł zbliżający się deszcz. W kościach, można powiedzieć. Zapomniał chyba wspomnieć o tym i parę kroków po zamknięciu za sobą drzwi zorientował się, iż ten sposób zakończenia wizyty mógł zostać odebrany nieco inaczej, niż by tego chciał. Było jednak już za późno, żeby zawrócić. Poza tym chmury faktycznie zbierały się już na ciemnym niebie. Całe szczęście dość wąsko zabudowane, ciasne uliczki chroniły przed wiatrem. Gorzej z opadami, ale elf miał nadzieję na dotarcie do jakiejś noclegowni na czas.
Światła latarni wystarczająco oświetlały drogę, brukowe ulice elfiego miasta były czyste, czego nie można było powiedzieć o wielu miejscowościach, zazwyczaj nie-elfickich, w których bywali. Również poza ścisłym centrum między tymi uliczkami nie było praktycznie ruchu. Stąd Hessan choćby z przezorności unikał tych skąpanych w cieniu i pozbawionych latarni przecznic. Droga do przybytku zajęła mu dosłownie kilka dłuższych chwil. Ranvil oczywiście był zaraz za nim. Po drodze Sarx chciał poszukać jakichś drobnych, które uzyskał ze sprzedaży leśnych dóbr w trakcie podróży, by opłacić jakiś przytulny, mały pokoi. Sięgnął dłonią do paska, przy którym przewieszony miał mieszek, a nad nim...
Nie było zasobników.
Zdał sobie sprawę dopiero teraz, gdy był już względnie daleko. Gdyby był tuż pod drzwiami z pewnością zawróciłby po niego! Zasobnik alchemiczny Hessan cenił sobie, jak mało co ze swojego skromnego dobytku. Westchnął nieco zmartwiony.
Nawet przed wejściem do zajazdu słychać było, że jest to jeden z budynków, który "żyje" po zmroku. Blondyn miał tylko nadzieję, że nie zastanie tam zbyt chaotycznej hulanki. Potrzebował nieco dobrego snu, zdecydowanie.
Ponownie zdjął z siebie chustę, którą uprzednio nałożył, gdy pośpiesznie opuszczał sklep Iaskela. Nieco otuchy dodawała mu myśl, że jego zasobnikowi nie powinno nic grozić, skoro znajduje się pod opieką innego alchemika, lekarza, kogoś kto niesie pomoc z powołania.
Delikatnie otworzył drzwi karczmy, wtedy uderzyła go delikatna, acz przyjemna fala ciepła wynikająca z różnicy temperatur. Zaraz za nim do karczmy weszło dwóch jegomości. Elf wydał się nieco zaskoczony, jego wzrok nie uchwycił, że ktoś za nim idzie, a słuch... przecież miał dobry. Uznał, że to prawdopodobnie ze zmęczenia i natłoku myśli nie zwrócił uwagi. Za to przytrzymując drzwi nieznajomym przyjrzał się im nieco. Nie elfy, prawdopodobnie ludzie. Jeden brunet, a drugi czarnowłosy, ostrzyżeni dość krótko i twardych rysach twarzy. Mieli na sobie dość podobne ubrania, nawet na tyle, że mogli przynależeć do tej samej grupy... Tylko jakiej?

Nie chciał patrzeć się zbyt natrętnie, w końcu miał na tę czynność dosłownie kilka sekund. Po wejściu do środka skierował się do lady, a oni w głąb karczmy, nie widział, gdzie zasiedli. Hessan natomiast podszedł do gospodarza, również elfa, lecz o nietypowej, jak na tę rasę, bardzo muskularnej budowie ciała. Zdecydowanie nie wyglądał na panią Darlae. Bardziej, jak ten dąb z szyldu.
- Witaj, u Darlae podróżniku! Strawy, trunków, a może łoża Ci trzeba?
Więc trafił dobrze, a właścicielka lokalu po prostu nie obsługiwała gości przy ladzie tego wieczoru. Może robiła coś innego na sali, lub w okolicy. W sumie nie było to dla Hessana istotne. Skinął w geście powitania i wyciągnął mieszek na stół.
- Powiedz mi Panie za ile monet zdołam tu przenocować? - jego uprzejmy głos był wyraźnie i nieprzyjemnie zachrypnięty. Spojrzenie natomiast było skierowane bezpośrednio na rozmówcę. Brązowooki karczmarz wskazał na drewniany szyld nad nimi.
- Te najtańsze, po siedem ruenów mamy już wszystkie zajęte. Są jeszcze wolne te po jedenaście, za samą noc, rzecz jasna.-
Sarx ponownie pokiwał głową, chwilę się pozastanawiał. W tym czasie do lady podszedł któryś z gości i krzyknął o dodatkowe piwo, więc witający go uprzednio zajął się preparowaniem trunków. Ranvil w zabawny sposób owinął się wokół wysokiego stolika, na którym usiadł Hessan, trącał łbem dłoń elfa, jak zniecierpliwione dziecko.
- No już, już. Spokojnie. - chciał nieco go uspokoić, jednak jego głos zwrócił też uwagę pracownika karczmy.
- Wezmę ten pokój, razem z ciepłym posiłkiem i gorącą herbatą. - odliczył siedemnaście monet ze swojego mieszka, po czym przypiął go z powrotem do pasa. Ich ilość była zgodna z wywieszonym cennikiem, z którym zapoznał się w wolnej chwili, gdy obsługiwani byli goście obok.
- Będzie kurczak z ziemniakami, sos z leśnych owoców. - Oznajmił gospodarz.
- Dobrze, do tego poproszę wrzątku i napar, tylko osobno. - Dodał Hessan równie oznajmiająco, po czym otrzymał kluczyk i skinięcie, sygnalizujące przyjęcie zamówienia.
- Pokój 117. Tamtędy na górę i w prawo. - wskazał karczmarz. Hessan wziął przedmiot z lady i skierował się we wskazane miejsce. Wewnątrz nie było tłumów, ale cicho również nie. Elf pilnował, by jego towarzysz trzymał się bardzo blisko, co by nikomu nie wadził, a i nie został przypadkiem przydepnięty, bądź cokolwiek innego. - wiadomo, jak to w takich miejscach. Drzwi były drewniane, nieco stare. Luksusów wiadomo, że nie było co się spodziewać. Zmartwiło go natomiast to, że jest tak blisko schodów. To jest odgłosy z dołu pewnie będą słyszalne, ale no nic. Uczciwa usługa, za uczciwą cenę. Jakoś nie wyobrażał sobie reklamować czegoś, na co się zdecydował samodzielnie, bez niczyjego namawiania, a co nie odbiegało w sposób bardzo krytyczny od standardów. Zatem wszedł do wewnątrz, drzwi pozostawił otwarte dla kelnerki. Na oścież, co ciekawe. Po prostu uznał, że osobie z tacką mogłoby sprawić kłopot skorzystanie z klamki, co często było prawdą. Wiedział z autopsji. Na niewielkim stoliku przy łóżku zostawił trzy monety.
Usiadł na łóżku i zaczął powoli zdejmować z siebie zbroję, a następnie skórzany strój, który znajdował się pod nią. Ranvil klapnął sobie obok niego, wpatrując się w uchylone drzwi. Posiłek nie przychodził dość długo. Za zasłoną w kącie pokoju znajdowała się niewielka balia z czystą wodą, niestety już chłodną. Mimo wszystko elf postanowił wziąć kąpiel. Wszedł do środka i dopiero wtedy, po paru chwilach dosłyszeli wraz z Ranvilem kroki. Całe szczęście nie był to nikt inny, jak młoda dziewczyna niosąca posiłek do jego pokoju. Była zdecydowanie zaskoczona otwartymi drzwiami, a widząc istotę na łóżku niemal podskoczyła. Pisnęła bardzo cicho.
- Proszę się nie bać, Ranvil jest niegroźny. - istotka bardzo rozumnie pokiwała głową, jakby chcąc potwierdzić wypowiedziane przez elfa zdanie.
- Postawi Panienka na stoliku, kruki proszę zabrać i zamknąć dobrze drzwi. - dodał szybko, jakby nie chcąc by kelnerka stresowała się niepotrzebnie. Po króciutkiej chwili impasu wstąpiła delikatnym krokiem do wewnątrz i ustawiła naczynia na stoliku, zebrała zapłatę.
Ranvil jedynie przypatrywał się jej ruchom, a ona po chwili nieco śmielej przyjrzała się i jemu. Buchnął delikatnie parą ze swoich nozdrzy i zaturlał się po pościeli. Wyglądał nader pociesznie, a z pewnością nie groźnie. Dziewczynka zachichotała.
- Ranvil, nie wygłupiaj się. Pani musi niestety wracać do pracy. - stwierdził nieco smutno elf.
- Dziękuję proszę Pana, spokojnej nocy. - odrzekła delikatnym głosem drobna kelnerka, po czym opuściła pokój zamykając za sobą drzwi.
Hessan bardzo dawno nie zaznał "cywilizowanej" kąpieli i noclegu. Chociaż prawdę mówiąc wody i miejsca, w których mył się i spał wcale nie odbiegały jakością od tutejszych. Czasem nawet wydawało mu się, że nie ma lepszego miejsca do życia, niż najczystsze, nie spaczone przez humanoidalne istoty łono natury. W każdym bądź razie po zaznaniu kąpieli spożył posiłek, zostawiając przy tym dwie nieduże kostki dla swojego towarzysza. Oczywiście nie na łóżku, tylko na podłodze obok niego. Do naparu bardzo chętnie dodałby trochę swoich ziółek, ale większość została poza jego obecnym zasięgiem. Wypił więc jedynie wrzątek, do którego wlał przygotowany przez karczmę napar. Dodał jedynie rumianku i bzu dla smaku. Akurat miał to w drugim mieszku przy pasie. Zostawiwszy brudne naczynia na stoliku położył się. Bardzo dokładnie owinął się grubą kołdrą, a smoczek natomiast uznał, że walnie się tuż pod drzwiami. Bo kto jak nie on przypilnuje, by nikt im przypadkiem nie zakłócił snu. A w karczmach tego typu zdarzało się, że wracający z hulanki mylili drzwi. Tu by się zdziwili. Hessan zasnął bardzo szybko, być może wynikało to ze zmęczenia i ogólnego osłabienia. Trochę też chciał jak najszybciej uciec w objęcia morfeusza, nim bawiący się na dole zaczęliby być uciążliwi dla jego wyczulonego słuchu. Tak oto dwójka podróżnych oddała się w jedną z wielu nietypowych przygód - tym razem po krainie snów. Oby tylko spokojnych i niezmąconych zewnętrznymi bodźcami.

Re: Sklep zielarski Iaskela

: Czw Lis 22, 2018 6:03 pm
autor: Iaskel
Po wczorajszym deszczu ranek wstał szary i chłodny. Pomimo tego Iaskel obudził się w dosyć dobrym nastroju. Wyspał się, nie miał żadnych snów, w tym żadnych o nieumarłych na bagnach. Przeciwnie, czuł nawet ochotę na wędrówkę i ciekawość, co się może wydarzyć. Ostatecznie, Ennis miał rację: znał kilka przydatnych zaklęć, którymi mógł się obronić i całkiem dużo takich, którymi mógł się w razie czego przywrócić do zdrowia. No, i talizman też bywał pomocny.
Z drewnianej, zamykanej na kluczyk skrzyneczki wyjął niewielki przedmiot, wyrzeźbiony na kształt połączonych ze sobą kół i pomalowany na fioletowo, z przytwierdzonym do niego skórzanym rzemykiem. Przedmiot miał wyjątkową właściwość – zaczynał wibrować, kiedy w pobliżu osoby noszącej go pojawiało się coś lub ktoś mogący stanowić zagrożenie. Talizman należał kiedyś do ojca Iaskela, a ten zabrał go, kiedy bez słowa opuścił dom rodzinny. Czasem zastanawiał się, jak przeżyłby te pierwsze tygodnie, czy nawet miesiące w Szepczącym Lesie, gdyby nie był zawczasu ostrzeżonym, kiedy należy uciekać lub się chować.
Założył talizman na szyję i szybko schował pod ubraniem. Widok przedmiotu od razu przywołał mu na myśl nieprzyjemne okoliczności, w jakich go zdobył, a podobnie ponure myśli były ostatnim, czego dzisiaj potrzebował.
Po śniadaniu poczynił jeszcze pewne przygotowania przed drogą: zapakował ciepłe ubrania i suchy prowiant. Ze sklepu zabrał słoik na zioła, kilka najbardziej przydatnych eliksirów i maści: na gorączkę, oparzenia, oczyszczanie ran, antidotum na najpowszechniejsze trucizny, a także materiał na opatrunek. Rozważał także wzięcie łuku, ale doszedł do wniosku, że nie było sensu nosić go tylko po to, by móc rzucić nim w przeciwnika. Iaskel przejrzał też kupioną w mieście mapę Szepczącego Lasu wraz ze znajdującymi się weń królestwami. Oryginalnie nie było na niej mglistych bagien, ale elf sam je tam naniósł, żeby wiedzieć, gdzie już nie wracać... to znaczy, gdzie ma wrócić po korzeń mglistego krzewu. Było to parę dni drogi, ale, jeśli będzie miał szczęście, nie więcej niż parę.
Upewniwszy się, że wszystko przygotował, zaparzył sobie herbaty z pokrzywą i aloesem, i usiadł przy biurku, oczekując przybycia Hessana. Wcześniej, od razu po wstaniu, zastanawiał się, gdzie zniknął Ennis, ale zaraz doszedł do wniosku, że pobiegł upolować sobie coś do zjedzenia. Teraz to się potwierdziło, gdyż zdyszany kirpi wpadł właśnie do środka, na pyszczku mając ten szczególny wyraz zadowolenia wynikającego z najedzenia.
Ślimaki dobre! Jaja dobre! Dużo jedzenia! Ty po spaniu? Dobrze! Spacer? Już?
-Nie, jeszcze nie. Czekamy na tego elfa, co był tu wczoraj. Ennis, będziemy iść naprawdę daleko. Chyba nie biegałeś za dużo? Potem będziesz zmęczony, a ja cię nie będę nosił.
Dużo biegania! Dużo teraz! Dużo potem! Daleko, daleko!
Iaskel nic już nie odpowiedział. Upił kolejny łyk herbaty, wpatrując się w drzwi wejściowe.

: Nie Lis 25, 2018 8:18 pm
autor: Hessan
Poranek Hessana był względnie w porządku. Wstał oczywiście zdecydowanie za wcześnie, jeszcze przed świtem. Miał w sumie dzięki temu wystarczającą ilość czasu by zająć się przywracaniem swojej elfiej zbroi do poprawnego stanu. Odrobinka mokrej szmaty tu, nieco chuchnięć i przypolerowanie tam i wyglądała od razu znacznie lepiej, niż zaraz po drodze. Ranvil tymczasem wyszedł... Oknem. Ot tak, z pierwszego piętra. Ciężko stwierdzić, gdzie się wybrał, ale elf wiedział, że z pewnością wróci. Może był głodny, albo potrzebował na stronę. Kto tam wie te smokopodobne drobne istoty. Po przygotowaniu zbroi i ubraniu się bardzo starannie Sarx odświeżył jeszcze swoje włosy, podpinał wszelkie pasy, a w międzyczasie nawet zdążył zaparzyć napar z resztek ziółek, które mu zostały. Oczywiście wodę zagotował za pomocą magii, bo było szybciej i wygodniej.To był chyba jeden z częściej użytkowanych przez niego sposobów wykorzystania jego mocy. Cóż, nieco marnotrawnie, ale może to i lepiej, że nie musiał dużo z niej korzystać w sposób bojowy.

Wyszedł z przybytku zostawiając karczmarzowi na ladzie kluczyk. W pokoju zostawił nawet porządek. Zaraz po ruszeniu uliczkami elf zdał sobie sprawę, że o poranku ruch jest znacznie większy, niż po zmroku, nawet jeśli było jeszcze przed świtem. Wszystek istot szedł do pracy, do lasu, na spacer, bądź w jakimkolwiek innym celu. Smoczek odnalazł się dopiero po przejściu paruset kroków. Wyskoczył z pomniejszej uliczki i... miał w pysku kiść winogron. Skąd? Jeden prasmok wie. W każdym razie Hessan wziął od niego owoce i wspólnie zjedli skubiąc kolejne kawałki. Smok przy tym plaskał przepociesznie.

Kwadrans później byli już przed sklepem Iaskela. Równo ze świtem. Zapukał delikatnie w drzwi zaglądając przez okienko. Ranvil stał tuż przy jego nodze. Pociągnął nozdrzami parę razy, prawdopodobnie znów wyczuł Ennisa. Buchnęło zeń ciepłą parą. Oboje podróżnicy byli w widocznie lepszym stanie, niż wczoraj prosto z traktu. Elf przywitał się naturalnie uprzejmym skinieniem i miłym, spokojnym, oraz mniej zachrypniętym, niż ostatnim razem:
- Dzień dobry, jestem, jak obiecałem. - w elfickim naturalnie języku. Chociaż jak na przedstawiciela tej rasy miał nietypowy akcent, który wyraźnie wybrzmiewał wieloma różnymi zakątkami świata. Uśmiechnął się lekko widząc medyka.

Re: Sklep zielarski Iaskela

: Śro Lis 28, 2018 11:35 am
autor: Iaskel
Iaskel podniósł się, kiedy starszy elf wraz ze smokiem weszli do środka.
-Dzień dobry. Znalazł pan gospodę? Udało się panu odpocząć?
Po tym krótkim zagadnięciu przeszedł od razu do sedna.
-Wychodząc zostawił pan swoje zasobniki. Pozwoliłem sobie je uzupełnić ziołami z pańskiej listy. Jeśli chodzi o dwa ostatnie, tu mam kwiaty smoczych języków – pokazał mu słój. -Mam nadzieję, że nie będzie ich za mało. -Co do korzeni mglistego krzewu, niestety, skończyły mi się, za co przepraszam. Jeśli byłby pan skłonny poczekać, udałbym się na mgliste bagna i wrócił z zapasem przed upływem tygodnia. Zresztą, udaję się tam, tak, czy inaczej. Może po drodze uda mi się zebrać jeszcze inne rośliny – mówiąc to, wskazał wspomniane miejsce na mapie. Parę dni drogi niemal w linii prostej na wschód znajdowały się mgliste bagna – teren niebezpieczny, mało uczęszczany, za to bogaty w rzadkie rośliny, spośród których korzenie mglistego krzewu były tą, której nie można było znaleźć nigdzie indziej – w każdym razie według wiedzy Iaskela, co wyjaśnił swojemu rozmówcy.
Ennis znowu zainteresował się małym smokiem. Bez ceregieli podszedł i go obwąchał.
Smok oznajmił Iaskelowi, niezwykle dumny ze swojej obserwacji. Elf pozazdrościł kirpi takiej swobody w obcowaniu z przybyszami. On sam dałby za nią wiele, tymczasem znowu stał w obliczu Hessana nieco onieśmielony, w dodatku zawstydzony brakami w swoich zapasach.
-Zrozumiem, jeśli nie będzie pan chciał czekać. Mógłby pan zapytać u innych zielarzy, jednak jest to na tyle rzadki składnik, że nie liczyłbym na sukces.

: Nie Gru 02, 2018 1:07 pm
autor: Hessan
Jakoś jakby odruchowo Hessan wydał się być zaskoczony. Chociaż wyglądało to w jego wykonaniu bardzo, ale to bardzo naturalnie.
- Ah tak, zasobnik! Ciężko było, ciężko bez niego przygotować dobry napar, ale sobie poradziliśmy. - dodał nieco zakłopotany, od razu podszedł do swoich rzeczy, które leżały tam, gdzie je zostawił. Z tą jednak różnicą, że pasy i torebeczki do nich przymocowane były już uzupełnione o wszystkie najpotrzebniejsze dobra natury. Elf był ucieszony, ale i nieco zakłopotany dobrodusznością medyka.
- Ojej, jestem Panu niezmiernie wdzięczny... - zaczął dość chaotycznie obszukiwać samego siebie, prawdopodobnie szukał mieszka z monetami.
- To ile, ile ja jestem Panu winien? - zapytał, gdy doszedł już do pełnego ładu z własnym oporządzeniem.
Ranvil natomiast dziś miał znacznie więcej sił na... zabawy. Mimo, że elf nie przepadał za tą dziecinną stroną swojego smoka nie miał teraz czasu go uspokajać, ani opanowywać. Skrzydlata istotka broniła się przed przegroźnym obwąchiwaniem kirpi, cały czas obracając się tak, by mierzyć gospodarza wzrokiem. Spojrzeniem niegroźnym, ale pewnym to trzeba przyznać. Takim zadziornym. Buchnął ciepłą parą w ciekawskie zwierzątko ze swoich nozdrzy. Tak jakby chciał to po prostu... pokazać, nie miał wyczuwalnie złych zamiarów. Z pewnością poznawanie się tych dwóch jegomości na dłuższą metę byłoby bardzo ciekawym przedstawieniem do pooglądania, ale elfy chyba miały nieco inne, niestety poważniejsze zajęcie.

Ruch na ulicach elfiej stolicy był o tej porze znacznie większy, niż wtedy, gdy spotkali się tu po raz pierwszy. Raz po raz przechodzące za oknami postaci to w tę, to w tamtą stronę. Większość z nich nie wzbudzała żadnych podejrzeń, nawet emocji. Przynajmniej u Hessana. Ten był w zdecydowanie lepszej formie, niż wczoraj, co było wyraźnie zauważalne. Zdawał się być mimo wszystko dość zamyślony. Nadawało to jego twarzy nieco poważną, analityczną mimikę. Mógł to dostrzec jedynie ktoś, kto bardzo by znał się na mimice twarzy, bo z wierzchu wszystko przykryte było kulturą i uprzejmością, naturalną dla jasnowłosego elfa. Sarx skupiał się bardziej na rozmowie, jakby chcąc jeszcze mocniej poznać tutejszego zielarza. Nie tylko z zewnątrz, ale też ze zrozumieniem, poszczególnych zachowań, niepewnych odpowiedzi... Szukał przyczyn, próbował określić konkretne cechy charakteru. Taka już przypadłość podróżnika, namiętne poznawanie. Rzeczy, miejsc, ludzi, bardzo dogłębnie.
Hessan w bardziej zadbanej zbroi, trzeba przyznać wyglądał dość reprezentacyjnie. Gdyby nie stan, w jakim pokazał się wczoraj, dziś Iaskel mógłby uznać go za kogoś z jakiegoś oddziału elfickiej armii, miał też w tej poważnej uprzejmości coś z wiekowego weterana. Tylko, że wojskowym nie był, a zwykłym tułaczem. Ciężko zaprzeczyć, Ci drudzy często mieli równo, jeśli nie więcej życiowego doświadczenia od emerytowanych dowódców.

Na wieść o wyprawie na bagna elf uśmiechnął się. Ciężko stwierdzić, czy uprzejmie, czy już nieco pobłażliwie. Granica była dość cienka.
- Mglistokrzewy, hm... - zastanowił się i wyciągnął mapę, którą rozłożył na ladę.
- No, no... Czyli, że szykuje nam się porządna wycieczka. Masz rację, te bagna to skarbnica wyjątkowych dóbr natury... ale też wielu, wielu niebezpieczeństw. Trakt tam prowadzący, jak i sama okolica bagien niemal roi się od złych sił. - W całej tej wypowiedzi jej ton bardzo szybko ewaluował z żartobliwego, do niemal śmiertelnie poważnego. Koniec końców tamta okolica na prawdę zagrażała życiu, lub zdrowiu nieprzygotowanych podróżnych. Ciekawe, czy dwójka zielarzy powinna konsultować się jeszcze z kolejnym lekarzem w sprawie tej wycieczki.
- My, z Ranvilem właściwie jesteśmy gotowi wyruszyć już teraz, jeśli chcecie, ruszycie z nami. - oznajmił znów pełnym spokoju i grzecznym głosem. Również nieco ochrypłym, ale zdecydowanie mniej chorym, zestaw podstawowych ziółek z wczorajszego wieczoru wystarczył. Pytanie tylko na jak długo. Po wypowiedzeniu propozycji elf zamyślił się wyraźnie. Być może zaczął już planować przygotowanie do drogi, trasę, czy cokolwiek innego. Tego typu pauzy w dialogu zdarzały mu się od czasu do czasu. Stał tak pochylony nad mapą, która rozłożona była na ladzie i od czasu do czasu zerkał na Iaskela. Zwierzaczki bawiły się w rogu, przy ławie. W tym momencie drzwi przybytku otworzyły się z cichym skrzypnięciem, do wewnątrz weszły dwie istoty, właściwie ludzie. Dwóch mężczyzn w średnim wieku. Wyglądali na skromnych podróżnych. Za witryną od strony ulicy stała postać szczupłej, czarnowłosej elfki. Zdawała się obserwować wystawę, lub wnętrze sklepu...

Re: Sklep zielarski Iaskela

: Pon Gru 03, 2018 6:04 pm
autor: Iaskel
-To nic takiego – odparł Iaskel. -Szkoda było tracić czas, skoro zasobniki tu były, a i tak miałem panu dać te zioła.
Na pytanie o koszt, elf sięgnął po kartkę, na której uprzednio spisał drobiazgowo wszystkie składniki, ich ilość oraz cenę za każdy.
-Siedemdziesiąt ruenów – mówiąc to, podał wyliczenia Hessanowi, aby ten mógł upewnić się, że wszystko się zgadza. -Oczywiście nie liczyłem mglistokrzewu – nie wiadomo, ile uda się go zebrać, no i nie wiedziałem, czy będzie pan chciał czekać.
Nie tylko nie wiadomo, ile, ale czy w ogóle coś zbiorę, pomyślał, ale tym już się nie dzielił z gościem. Poinformowanie klienta, że być może wcale nie dostanie swojego towaru zdawało się decyzją... co najmniej mało korzystną dla interesu.
Ennis tymczasem usiłował zawrzeć bliższą znajomość z Ranvilem. Cierpliwie krążył wokół niego, gdy ten się odwracał. Kiedy mały smok dmuchnął ciepłym powietrzem ze swoich nozdrzy, kirpi zamarł na chwilę, z szeroko otwartymi oczami, nie mrugając ani razu. Potem, najwidoczniej chcąc wziąć udział w zabawie, nabrał powietrza i ze swadą wypuścił je nosem, co przy jego drobnej posturze przypominało raczej kichnięcie kota. Spojrzenie Iaskela na krótko powędrowało w stronę Ennisa i jego ekscesów, jednak zaraz jego uwaga wróciła do starszego elfa.
Zielarz zauważył, że Hessan mu się przygląda. Mógł to poznać, bo sam zawsze bardzo uważnie obserwował innych z (prawdopodobnie przesadnej) ostrożności. Czyżby znowu pomylił się co do dobrych intencji gościa i ten szukał jakichś słabości, które mógłby przeciwko niemu wykorzystać? Byłoby to nieco dziwne, gdyż Hessan potrzebował teraz od niego pomocy, więc Iaskel sam nie wiedział, co ma myśleć. Na wszelki wypadek spróbował przybrać chłodny, obojętny wyraz twarzy i popatrzył śmiało w oczy przybyszowi. Nie był pewien, czy to go zwiedzie – zwykle był dość przekonujący, ale w obecności istoty równie wiekowej i potężnej czuł się na tyle nieswojo, że bał się, iż to widać.
-Niebezpieczna, zaiste – odparł na uwagę Hessana. -Znam jednak kilka zaklęć, którymi będę mógł się obronić. Umiem też leczyć – dodał. W co ty najwyraźniej powątpiewasz, pomyślał.
Zdziwił się, że nie pomyślał wcześniej, iż starszy elf mógłby wybrać się razem z nim. Być może zmyliło go to, że wczoraj jego gość nie wydawał się być w stanie podjąć równie daleką i niebezpieczną podróż. Wciąż trochę słychać było w jego głosie, że był osłabiony. Jednak zdawał się czuć lepiej, nie uskarżał się na nic i sam wyrażał ochotę pójścia. Iaskel nie miał powodu się nie zgadzać; przeciwnie, obecność kogoś takiego mogła być niezwykle pożyteczna w walce (zresztą, smoka również). Rozejrzał się po wszystkich swoich pakunkach, podczas gdy jego gość umilkł zamyślony. Iaskel zastanawiał się, jak często mu się to zdarza, i czy to przychodzi z wiekiem, czy ten osobnik po prostu tak miał.
-Jesteśmy gotowi – powiedział, czym chciał zaznaczyć, że Ennis również się wybiera. -Zamknę tylko sklep i możemy... - urwał i zamarł, kiedy w jego sklepie pojawili się nowi goście. Zwykle na klientów nie reagował w ten sposób, ale przez wizytę Hessana stał się trochę bardziej nerwowy. Iaskel nie mógł wyrzucić z głowy myśli, że wczoraj jego gość zwrócił uwagę na dwie osoby przechodzące obok sklepu. Skoro nawet tamten wykazywał wzmożoną czujność, to możliwe...
Dosyć, skarcił się w duchu i to dosyć stanowczo. Jak chcesz prowadzić sklep, jak zaczniesz bać się wszystkich klientów? Dotknął jedynie przez ubranie swojego talizmanu, chcąc sprawdzić, czy ma się spodziewać zagrożenia z ich strony, oraz spróbował odczytać aury dwóch mężczyzn i kobiety stojącej na zewnątrz. Przez ten pośpiech i fakt, iż były to trzy osoby, nie był jednak pewien, jak wiele uda mu się odczytać.
-Dzień dobry – powiedział najspokojniej jak potrafił. -Jak mogę państwu pomóc?

: Pią Gru 07, 2018 1:01 pm
autor: Hessan
Hessan z lekka opóźniony w reakcji skierował wzrok na przybyłych. Na jego twarzy mignął krótki odruchowy uśmiech, gdy witał skinięciem głowy mężczyzn. Wnętrze sklepiku nie było zbyt obszerne, ale gdy postawili kilka kroków w kierunku lady potwierdził tylko swoje podejrzenia, że są to powiedzmy zwykli podróżni. Przez chwilę nawet zastanowił się, czy nie minęli się już kiedyś na trakcie. Wtedy właśnie krótki uśmiech opuścił jego obliczę, a rysy twarzy pozostały naturalne, typowo elfie. Wiadomo, staruszek pamięć miał dobrą, nawet bardzo. Tylko krótką i dość chaotycznie poukładaną. Nieistotne, przynajmniej na teraz. Ustąpił Panom drogi do gospodarza, wcześniej zawinąłwszy mapę schował ją w odpowiednie miejsce. Przystanął z boku sklepu, nieopodal zwierzaków i dokańczał powoli przygotowanie samego siebie do drogi. Przyglądał się oczywiście wciąż z wrodzoną w rasę naturalną czujnością, może mniej wywoływaną przez lęki, a bardziej stonowaną i opanowaną, jeśli można by było tak porównać oba obecne w budynku elfy.
Jego podstawowa analiza aur mężczyzn nie wykryła niemal nic odbiegającego bardzo mocno od normy, co uspokoiło wędrowca. Natomiast dopiero z tej pozycji Sarx zauważył czarnowłosą elfkę przed witryną sklepową. Może to drobny i mało istotny szczegół, ale w niektórych elfich miasteczkach ten kolor włosów był bardzo... wyjątkowy. Wiadomo, że w stolicy to może mieć się trochę inaczej, ale prawdę mówiąc starsze elfie plemiona bardzo rzadko widywały takie okazy. Tam, skąd pochodził Hessan czarnowłose kobiety były na tyle wyjątkowe, że niemal z pewnością przybierały jakieś mistyczne rangi, były wyroczniami, bądź magicznymi opiekunkami całych ludów. Zaintrygowała go ta postać z pewnością... Może przyglądał się jej odrobinkę za bardzo.

- Hej, zielarzu, witajcie. - wyrzekł jeden z przybyłych, właściwie nieco zakrzyknął, ale niezbyt głośno. Wyraźnie zdawał sobie sprawę, że lecznica to nie gospoda, a to dobrze. Drugi był nieco mniej energiczny, właściwie ledwo utrzymywał równowagę. Ten pierwszy objął go ramieniem i pomagał mu doczłapać się do lady. Gdy zbliżyli się do Iaskela ten nie mógł mieć wątpliwości. Towarzysz był zdecydowanie wczorajszy. A i jego khm, opiekun również nie należał do idealnie trzeźwych.
- Heńka wczoraj tak porobiło, że żyć się z nim nie da teraz. Pomożecie? - zapytał, połowicznie żartobliwie, a z drugiej strony bardzo błagalnie.
- Khrmm.. - dodał jego prawie martwy towarzysz.
Nie trzeba dodawać, że po paru chwilach w sklepie nie pachniało najprzyjemniej. Czułe na tego typu ekscesy elfie noski z pewnością mogły być niezadowolone.
Hessan drobnym gestem uciszył swojego zwierzaka i nakazał mu zaczekać, a chwilę wcześniej dotknął prawą dłonią swojej skroni i lekko przymknął oczy. Zielarz zajęty rozmową prawdopodobnie nawet nie widział tego gestu. Elf odezwał się do niego, cicho i krótko:
- Za moment wrócę, Zielarzu. - skinął mu i wyszedł na zewnątrz. Spokojnym, ale nieco pośpiesznym krokiem. Może wadził mu zapach, albo zapomniał czegoś z karczmy... Prasmok wie tego starca.

Tymczasem kompan Heńka, któremu widocznie zależało na pomocy dla jego towarzysza położył na ladę mieszek. Lichy, bo lichy, ale brzdąknęło w nim kilka, może kilkanaście monet.
- Zielarr, zielasz.. Zielarzuu. Coś na oczyszczhenie, na rozbudzhenie. Na kaca coś, dla Heńka, prosimy! Choćby buteleczke, fioleleczke.
- Z kielicha też! - rozbudził się ten drugi słysząc o czymkolwiek do picia.
Poza swoim wyjątkowym stanem dnia wczorajszego panowie byli wyraźnie niegroźni. Pytanie tylko, jak czarnowłosy elf zapatrywał się na tego typu klientów. Być może miał już z takimi styczność, skoro w okolicy jest parę gospod.
Hessan natomiast, gdy wyszedł na zewnątrz rozejrzał się, podrapał po potylicy i chciał ruszyć w prawą stronę. Wtedy, gdy postawił ze dwa kroki zatrzymał się i obrócił. Elfka, która stała po drugiej stronie sklepu podeszła do niego. Prawdopodobnie zaczęli rozmawiać, ale z daleka nic nie można było z tego wyczytać. Jedynie bezdźwięczna mimika twarzy i spokojna gestykulacja starszego elfa i bardziej impulsywne ruchy młodej elfki. Ona zdawała się przewodzić rozmowie, jakby coś wyjaśniając, nakłaniając, tak przynajmniej mogło to wyglądać dla osób w tej rozmowie nieuczestniczących. Zresztą za chwilę, przez wiatr długie czarne włosy, targane jego siłami na Hessana zasłoniły nawet mimikę i gesty...
Pomijając fakt, że właściciel sklepu miał przed sobą dwójkę równie interesujących istot, jak elfy na zewnątrz, którą musiał się zająć, więc pewnie nie miał zbyt dużo czasu na analizowanie tego, co działo się poza wnętrzem lecznicy.