Kryształowe Królestwo[Okolice Miasta] Poszukiwania Kryształów Pierwotnych II.

Elfie pałace zbudowane głęboko w ukrytych leśnych polanach. Wieże strażnicze wznoszące się ponad chmurami, gdzieś wśród ostrych skał - to wszystko możesz spotkać tutaj w Kryształowym Królestwie, gdzie zbiegają się szlaki elfich książąt, magów i smoków.
Awatar użytkownika
Andarys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Andarys »

- I mam zamiar z tego rozsądku teraz skorzystać - mruknął elf w odpowiedzi. Duża przestrzeń, jedzenie, picie, może jeszcze pościel i wino? Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że chyba lepiej byłoby, gdyby pozwolił im wdać się w otwarty konflikt ze strażnikami. Wtedy mógłby zająć się wszystkim na własną rękę; z pewnością sam już dawno nie stałby w tym miejscu bez sensu. Andarys zdążył już dawno przyswoić sobie, że towarzystwo stwarza tylko niepotrzebne problemy. Teraz musiał jakoś pogodzić argumenty obu jegomościów oraz znaleźć odpowiednie lokum mimo, że sam najbardziej pragnął poszukać nowej broni.
Złamany półtoraręczny miecz od dłuższego czasu spoczywał na swoim miejscu przy pasie. Oczywiście w tej chwili nie był zbyt przydatny, jednak ciężar broni stwarzał poczucie względnego bezpieczeństwa. A wprawny wojownik nawet z rękojeści i kilku centymetrów ostrza może zrobić użytek. Elf postanowił nie pozbywać się resztki niedawnego "przyjaciela" do czasu zakupu nowej broni. Tym razem nie będzie szczędził grosza i poszuka czegoś, co nie pęknie w starciu z magiczną osłoną napuszonego czarodzieja.
- Zgadzam się, że konia trzeba gdzieś ukryć - podjął po tej krótkiej chwili namysłu. - Jedzenia też można poszukać, chociaż sam nie mam na nic większej ochoty. Ale któż przejmie się moimi potrzebami - dorzucił z przekąsem, znacznie ciszej. - Godząc to wszystko, należy znaleźć zarówno pustą ruderę, jak i karczmę gdzieś w pobliżu. Te są najczęściej odwiedzane przez strażników właśnie wieczorami, więc - zerknął na czarodzieja kątem oka - kupujecie co trzeba i się ulatniacie. Oczywiście byłoby wyśmienicie, gdyby któryś z was potrafił zmieniać wygląd. Ułatwiłoby też to wyciąganie pewnego więźnia. Ale władający magią zazwyczaj wolą ciskać piorunami na wszystkie strony, niż uczyć się czegoś takiego. O ile takie transformacje są w ogóle możliwe.
Zakończył wywód. Mówił więcej niż zwykle, a na dodatek ktoś go słuchał - dziwy nad dziwami. Mimo wszystko Andarysowi humor nie dopisywał. Cóż, szczerze powiedziawszy prawie nigdy mu nie dopisywał, ale teraz elf najchętniej by kogoś zamordował. Na szczęście dla otoczenia nie poddawał się bezsensownym emocjom, tylko wciąż utrzymywał beznamiętny wyraz twarzy, wciąż myśląc o tym samym. O tej porze większość sklepów zamykano, toteż nie miał szans na realizację swojego planu, jednak obiecał sobie, że nazajutrz zakupi sobie nową zabawkę do zabijania. Elf żywił również nadzieję na dostanie okazji pokazania, iż potrafi więcej niż obijać się o ściany czy tłuc sobą szklanki. Znacznie więcej.
Awatar użytkownika
Rennkar
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rennkar »

Wyrwany z umysłu swojego nosiciela pędził przez przestrzeń przyzywany przez potężny zew któremu nie mógł się oprzeć. Nie teraz. Nie w tej formie. Był martwy, wiedział o tym. Powinien nie żyć, lecz do niedawna trwał w umyśle Nehlona który przyjął go wraz z wszystkimi innymi których doświadczenia zgromadził. Teraz jako marna namiastka samego siebie, przenośna biblioteczka wiedzy którą w tak szczytnym celu zgromadził odczuwał zatrważającą niemoc. Był absolutnie zdany na kaprys niewidzialnej siły która niczym po sznurku prowadziła go ku sobie.
Odczucie owo wraz z zbliżaniem się ku celowi podróży zaczęło delikatnie się przemieniać, niemal niezauważalnie wkradły się weń nutki wściekłości powoli rozsupłujące krępujące sploty bezradności.

Fizyczny świat zamarł gwałtownie przemieniając się ze skotłowanej masy przelewających w zawrotnym tempie zlepków obrazów w komnatę. A właściwie salę lochu. Chaotycznie poruszające się w lekkim przeciągu drobinki kurzu były teraz dla jego jedynego zmysłu dostępne, zunifikowane w jednym opisującym je równaniu. Całość sprowadzała się do prostych zależności, umysł ogarniał stopniowo całość fizycznych aspektów istnienia sprawiających iż świat wokół wyglądał tak jak wyglądał. Wszystko z wyjątkiem dwóch elementów było klarowne, instynktownie dostępne jego pojmowaniu.
Owymi chaotycznymi czynnikami była istota i glif zdobiący ścianę przed nią, najwyraźniej jej dzieło. Pulsująca moc wabiła Rennkar'a swym syrenim śpiewem. Lecz zarazem jej bliskość paradoksalnie pozwalała mu się opierać, dawała mu coraz szerszy dostęp do istoty tego kim był niegdyś. Do owych rezerw woli, tej świadomości celu dającej siłę i stanowiącą podporę.
Nie była to jednak jedyna płaszczyzna na której dopuszczała się ona manipulacji na istocie przyzwanego Nemorianina. W sposób tak finezyjny, że umykający rejestracji na zasadzie minimalnej niezauważalnej różnicy zmieniała ona strukturę jego psyche. Z każdą chwilą stawał się on bardziej pewny siebie, niemal pyszny. Demoniczna esencja której się wyparł nieproszona podstępnie wdzierała się na swoje dawne miejsce.

Cząstki pyłu i kurzu gwałtownie zmieniły wektory swoich pędów koncentrując się w powietrzu w z grubsza humanoidalny kształt i tak zamarły w bezruchu. Owa sylwetka skonsolidowała się tuż za plecami twórcy glifu w miejscu gdzie Rennkar odczuwał największe skoncentrowanie swojej bezcielesnej istoty.
Po czym w powietrzu zaczęły rozchodzić się tworzone przez niego fale. Na początku było to cichy szmer, po czym wygenerowany został strasznie zniekształcony głos.
-Przyzwałeś... Czemu... Mnie?
Sylwetka zawirowała w mocniejszym podmuchu przeciągu po czym powoli znów wróciła do właściwej postaci.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

- Ja nie potrzebuję jedzenia, ani wody, możemy wiec poszukać jakieś kryjówki. - Kolejne słowa skierował do Hergana - Jeśli potrzebujesz idź kupić co potrzebujesz. W tym czasie my znajdziemy schronienie, a ciebie poinformuję mentalnie gdzie jesteśmy. Resztę proponuję ustalić gdy już będziemy bezpieczni, gdyż stanie na środku ulicy, obok spalonej karczmy i dyskutowanie raczej nie wróży nam nic dobrego. - Utkwił wzrok najpierw w pradawnym magu, potem w mrocznym elfie. Podrzędne istoty, potrzebujące pożywienia. Tak... Oni nigdy nie dorównają w tej kwestii jego rasie...
- Prowadź elfie, znasz to miasto zapewne lepiej niż ja.
Awatar użytkownika
Hergan
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta - Pradawny Czarodziej
Profesje:

Post autor: Hergan »

- Zmiana wyglądu nie leży w mojej mocy. Nie jestem pewien skąd u was ten niezdrowy pośpiech. Strażnicy już tu byli, czyż nie? Nie mam zamiaru was opóźniać, a co dopiero poszukiwać. - Wtem w jego głowie rozległ się głos. Z pozoru tak dobrze mu znany.
- Kpią z ciebie. Nie widzisz? Ich wyższość... to zabawne. Posłuchaj dziecko. Udasz się teraz za nimi. Jeżeli postanowisz zająć się magiem sam stracisz mnóstwo cennego czasu. - Udam się z wami już teraz. Może nie rzucam się zbytnio w oczy lecz im więcej niepożądliwych spojrzeń tym gorzej dla nas. - Dobrze. - Hergana nudziła powoli ta dwójka. Mnóstwo bezsensownego gadania. Potem pouczenia? Czas wreszcie udać się do kryjówki i przestać mówić na próżno. Zdziwił się sam sobie. Jakiż to jest ostatnio zmienny.
Wtem usłyszał gwizd. Przeciągły i głośny. Podniósł lekko prawą brew. Rozejrzał się i znalazł tą która gwizdała. Była to elfka o długich, falujących włosach swobodnie spadających na plecy. Posiadała jasną cerę i niebieskie oczy. - Zostawię was jednak. Oczekuję wiadomości. - Odszedł i zanurzył w ciemne odmęty uliczki. - Co tu robisz?
- Tylko tyle? Nie uważasz, że po tak długim rozstaniu należy mi się coś więcej od "co tu robisz?" - Mówiła z widocznie udawanym oburzeniem. Jak to ona. Zawsze świetnie udawała. Pewnie dlatego wciąż żyje. - Tęskniłem siostro.
- Tak. Tak każe się nam nazywać. Nam wszystkim.
- Słyszy nas.
- Jak zawsze. Nie uwolnimy się.
- Nie droga Gaivel. Nie przybyłaś tu bezcelowo. Zechcesz poinformować mnie o celu twojego przybycia tutaj?
- Jestem swego rodzaju szpiegiem. To już wiesz. Zdobyłam pewne informacje które mogą cię zainteresować.
- Przynosisz więc wieść o tym kogo tak gorliwie poszukuję?
- Owszem. Mam o nim wiadomość. Widzę jednak, iż uwikłałeś się w zupełnie nowe zdarzenia. Zdobyłeś nowych pachołków. Powiedz. Ten spalony budynek to twoje dzieło?
- Ha! Nie. Kiedyś odpowiadałbym za spalenie połowy miasta. Zwłaszcza gdybyś była ze mną. Wyobraź sobie, iż spotkałem niezwykle ciekawego osobnika. Nazywa się Szayel Pelagius. - Spostrzegł zdziwienie na twarzy elfki. - Tak Gaivel. Ten sam Pelagius pomógł kiedyś twojej matce. Teraz nie żyje. Zabity przez własnego syna. Co do informacji...
- Jest kilka dni drogi stąd. Wyczujesz go.
- Zapewne. Zatrzymamy się gdzieś moja droga?
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Szayel przerwał malowanie krwawego glifu, gdy ten niespodziewanie zalśnił szkarłatną poświata, wydając z siebie mistyczne brzmienie. Wyczuł, jak zawarta w nim moc uwalania się, wyciągając swoje niewidzialne macki w stronę jakieś świadomości, która dosłownie znikąd pojawiła się w okolicy. Wabi ją, spętuje zaklęciem i ściąga brutalnie do rzeczywistego świata. Słowa w trzech językach wypisanych na ścianie zaczęły się poruszać i niczym żywe istoty przemieszczać w obrębie symbolu, wijąc w magicznych sekwencjach.
Wtem za jego plecami rozbrzmiały słowa, zdające się dobiegać z bardzo odległego miejsca, zniekształcone i ledwo słyszalne.
- Przyzwałeś... Czemu... Mnie?
Zdziwił się, odwracając i dostrzegając eteryczną sylwetkę humanoidalnej istoty. Falowała w powietrzu, tracąc co chwila swoje kontury niczym we mgle, by chwilę później na nowo ukazać się w całej okazałości. Szayel nie pierwszy raz miał okazję obcować z duchami, zjawami i różnego innego typu bytami eterycznymi pozbawionymi fizycznej powłoki, toteż nie spanikował, jak zapewne uczyniłaby większość. Zamiast tego poczuł…
Zainteresowanie. Nie miał przecież zamiaru przywoływać żadnej umarłej duszy. A tutaj proszę. Pojawiła się, i to nie byle jaka. Wyczuwając jej aurę z łatwością dopasował ją do Nemorianina. Co ją tu przywołało?
Zerknął kątem oka na glif, który powoli tracił swój szkarłatny blask, powracając do swojej poprzedniej formy. Czyżby ten glif miał moc przywoływania zmarłych? Nie wiedział, bowiem malował je podświadomie. Mógł zarówno przywołać zmarłych jak i demony lub wybuchnąć mu prosto w twarz. Ale skoro moc symboli wezwała tę duszę, to zapewne zaszło potężne wiązanie splotów magicznych. Swoistego rodzaju anomalia wynikająca ze skrzyżowania zbyt wielu linii mocy. W końcu znajdował się w Kryształowym Królestwie. Magia wypełniała tutaj powietrze. Nie mając kontroli nad swoim tworem magie mieszały się, tworząc własne, nieprzewidywalne efekty. Fascynujące. Świat magii nawet teraz potrafił go zaskoczyć pomimo spędzenia długich wieków na kontemplowaniu strumieni splotów magicznych.
Spojrzał na eteryczną sylwetkę. Wyglądało na to, że zostawała z nim związana magicznymi więzami. W przeciwnym wypadku zapewne już by odeszła.
- Nie, nie przyzwałem cię – odpowiedział zgodnie z prawdą, podchodząc bliżej istoty – Zapewne kondensacja magicznych splotów glifu wezwała się tutaj. Czemu? Nie wiem, być może tak pragnie przeznaczenie – uśmiechnął się drapieżnie – Czego więc pragniesz, istoto? Ponownego życia? Zemsty? Wypowiedz swoje życzenie, a ja je spełnię.
Wyczuwał w tej postaci moc. Nie była ona wielka, to prawda, lecz i tak godna uwagi. Posiadała w sobie demoniczny pierwiastek podobny do tego u Akkarina. Ożywienie tej istoty nie byłoby trudne, ale potrzebowałby silnego medium. Osoby lub przedmiotu mającego wystarczająco dużo energii życia, jak i magii. Istniał taki przedmiot, ale czemu miałby rezygnować z jego mocy dla jakieś zjawy? A może…
Zamyślił się. Miał już Hergana oraz Akkarina. Dwójkę potężnych magów. Gdyby ożywił tego Nemorianina miałby już trojkę. Z nim to cztery. Czwórka potężnych magów. Utworzenie bractwa byłoby na wyciągnięcie ręki. Głos byłby zadowolony. Powolutku. Klocek po klocku budowaliby organizację, która w dalekiej przyszłości zawładnęłaby światem magii. Nie to co głupia Rada skostniałych Pradawnych, którzy gromadzili wiedzę tylko dla siebie i trwonili w archiwach. Organizacja dla wszystkich uzdolnionych, żądnych wiedzy i mocy. Istnieją setki, o ile nie tysiące istnień, które mają potencjał magiczny, lecz nie mają możliwości, by go zrealizować. Wyciągając do nich dłoń w nie tak dalekiej przyszłości osiągnąłby wymierne profity. Gildia dla magów. Nazwa nie ma znaczenia. Mając za sobą tyle istot wyszkolonych w magii zrealizowanie jego prawdziwego celu okazałoby się tylko kwestią czasu.
- Mogę cię ożywić, duchu – rzekł dumnie – lecz w zamian będziesz musiał wnieść swoją cegiełkę pod wielką budowlę. Świątynię wiedzy i magii.
Awatar użytkownika
Rennkar
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rennkar »

Nemorianin chłonął słowa twórcy glifu całą swoja istotą odczytując ich brzmienie bezpośrednio z medium drgań powietrza. Ten sposób percepcji świata był mu już znany, potrafił za życia widzieć stany układów lecz wówczas ograniczały go czynniki biologiczne. Przepustowość zmysłów, mózg muszący zakodować i zrozumieć informacje aby następnie ją przetworzyć.
Teraz w formie niemal transcendentalnej obejmując swoim jestestwem znaczny fragment komnaty czuł się wolny i coraz silniejszy. Glif za plecami Szayela rozbłysł karmazynem i w akompaniamencie powodzi jaskrawego światła oderwał od ściany jako swoje dwuwymiarowe odbicie zawisł kilka centymetrów od niej. Wibrując, brzmiał niczym trącana raz za razem struna doskonale nastrojonej lutni.

- Rozumiem - Głos był już bardziej naturalny, choć nadal pozbawiony charakterystycznej barwy czy intonacji. Istota uczyła się zastępować naturalne funkcje ciała za pomocą magii którą władała dość szybko, ale nie był to jeszcze substytut doskonały.

- Więc niczym legendarny dżin, chcesz spełnić moje życzenie? - Zapytał a postać stała się wyraźniejsza, nabierając głębi. Wyodrębniły się czerwone szaty zabarwione na tą barwę przez odpowiednie załamanie światła. Kaptur skrywał twarz lepiej niż dawniej, być może dlatego, że ona właśnie była najgorzej odtworzona. Niewyraźne, zamazane dłonie ściskały rękojeść martwego kostura który był tylko mdłym widmem swego rzeczywistego pierwowzoru - za skromną ma się rozumieć opłatą?

Rennkar obserwował przez wir chaotycznych splotów mocy na aurę rozmówcy. Starał się zrozumieć z kim ma do czynienia. Jednakże wpływ glifu na jego umysł postępował powoli skrywając jego prawdziwą istotę w tle. Zaciemniając obraz i sprawiając, że całość zdawała się trudno do zrozumienia. Nemorianin został pchnięty ku następnemu krokowi, jego sylwetka zaczęła się rozpraszać a głos znikąd powiedział cicho.

- Władasz straszliwą mocą, przez wielu nazwaną przeklętą. Jednakże, moc jest tym do czego zostaje użyta. Pokaż mi, ty który nieświadomie mnie tu sprowadziłem do czego miałbym się przyczynić. Ujawnij swe plany, porzuć dumę i spójrz na nie z boku. Tak abym był w stanie pojąć i pomóc, jeśli będą one dla mnie odpowiednie.

Postać Rennkar'a rozpadła się w wirującą chmurę pyłu i kurzu która powoli zbliżyła się do Szayela i zaczęła dookoła niego wirować.
Umysł Nemorianina sięgnął ku jaźni rozmówcy, moc pradawnego języka umysłów zaczęła tworzyć przestrzeń. Płaszczyznę na styku ich umysłów na razie niepewną i chwiejną. Gdy i jeśli twórca glifu zgodził się na kontakt całość wypełniła sceneria otchłani. Jej spokojnego kawałka znajdującego się tuż przy barierze. Na klifie oddalony od połyskującej magicznej powierzchni ledwie o kilkanaście metrów, ze spuszczonymi w duł nogami w czerwonej szacie i całkowicie materialnej formie siedział Rennkar.

-Tak wygodniej, utrzymanie formy tam jest... Męczące - Powiedział odwracając głowę i spoglądając w stronę Szayela. Podmuch wiatru zrzucił kaptur z jego głowy ukazując pokryte bruzdami i zmarszczkami wiekowe oblicze tak różne od wypielęgnowanych zazwyczaj przyjmowanych za normę wśród Nemorian.

-To miejsce zrodzone na krawędzi naszych umysłów, najlepszy kompromis przy wymianie treści między nimi. Neutralny grunt. Nikt nikogo nie musi wpuszczać do "środka" a bez problemu można podzielić się wszelaką wiedzą.
Jakby na potwierdzenie tych słów w powietrzu rozbłysły setki linii wzorów ilustrowanych rzeczywistymi zjawiskami fizycznymi, w tle zatańczyły schematy narządów otoczone drobnymi linijkami tekstu które jednak zanikły gdy tylko zostały zauważone.
-Rozsiądź się - powiedział wskazując szerokim gestem przestrzeń naokoło siebie - Tą scenerie wybrałem, bo wydaje się, że w jakiś sposób my obaj jesteśmy z nią związani. Z otchłanią. Miejscem będącym żywym przykładem ceny głupoty i arogancji. Istoty mające dostęp do straszliwych mocy nie rozumiejące jednak tego, że z każdą akcją wiążę się przeciwna reakcja. Nie pojmujące konsekwencji. Niczym dzieci bawiące się ogniem, który spalił je i wszystko to co znali...

Dla podkreślenia znaczenia owych słów w tym momencie szczególnie silne wyładowanie magicznej burzy z furią zaatakowało osłonę rozświetlając całość istną kaskadą niesamowicie jasnych barw które to jeszcze bardziej, groteskowo wyolbrzymiły pozostałości po szponach entropii zdobiące twarz Rennkara.

-Niemalże zbytnio się rozgadałem... Ale to nic... W każdym razie teraz twoja kolej. Opowiadaj, pokazuj, wyjaśniaj. - Nakazał pewnym tonem zaczynając jeszcze uważniej lustrować twarz Szayela.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Szayel ze spokojem obserwował istną gamę barw, która rozbłyskała wokół niewyraźnej, ciągle ulegającej zmianie sylwetki Nemorianina. W pewnym momencie nawet poczuł coś na wzór podziwu, co rzadko mu się zdarzało wobec obcych mu osób. Widział, jak istota stara się przybrać swoją postać na przekór sidłom śmierci, które wciąż wyciągały ku niej swoje lodowate szpony. Właśnie do takiej formy powinien dążyć prawdziwy Czarodziej, kontemplator istnienia i magii. Postaci czystej, wyzwolonej, pozbawionej śmiertelnego pierwiastka słabego, ograniczonego ciała. Ciało wiązało duszę z niższym poziomem egzystencji. Tylko je porzucając i wyzwalając swoje jestwa można było zespolić się z prawdziwa, najwyższą, doskonałą magią. Tak jak on to robił. Jego dusza była wolna, wyzwolona. To ciało było jedynie projekcją cudzej duszy, na której żerował. Gdyby chciał mógłby opuścić ciało, lecz nie był na to gotów, nie, nie teraz…
Jednak najwyraźniej Nemorianina nie opanował tego w odpowiednim stopniu. Jego sylwetka cały czas ulegała zniekształceniu. Tracił siły wciąż osłabiony przyzwaniem, wyrwaniem ze swego martwego więzienia.
Wtem Nemorianina przemówił słabym, cichnącym głosem.
- Władasz straszliwą mocą, przez wielu nazwaną przeklętą. Jednakże, moc jest tym, do czego zostaje użyta. Pokaż mi, ty, który nieświadomie mnie tu sprowadziłem, do czego miałbym się przyczynić. Ujawnij swe plany, porzuć dumę i spójrz na nie z boku. Tak abym był w stanie pojąć i pomóc, jeśli będą one dla mnie odpowiednie.
Szayel poczuł, jak świadomość istoty napiera delikatnie na jego własną. Nie potrzeba było słów. Wiedział, o co chodzi. Zgodził się, wnikając w stworzoną przez ich umysły neutralną przestrzeń.
Przywitał go widok otchłani. Unosił się nad pogrążoną w ciemności doliną, mając przed sobą sylwetkę Nemorianina, który siedział na klifie ze spuszczonymi nogami. Podmuch wiatru zrzucił kaptur z jego głowy, ukazując pokryte bruzdami i zmarszczkami wiekowe oblicze, tak różne od wypielęgnowanych zazwyczaj przyjmowanych za normę wśród Nemorian.
Szayel skrzywił się nieco. Chociaż ciało było oznaką śmiertelności, to brzydkie ciało było jeszcze większym przyznaniem się do swojej ułomności.
-To miejsce zrodzone na krawędzi naszych umysłów, najlepszy kompromis przy wymianie treści między nimi – wyjaśnił Nemorianin ze spokojem, z dozą melancholii w głosie- Neutralny grunt. Nikt nikogo nie musi wpuszczać do "środka" a bez problemu można podzielić się wszelaką wiedzą.
Jakby na potwierdzenie tych słów w powietrzu rozbłysły setki linii wzorów ilustrowanych rzeczywistymi zjawiskami fizycznymi, w tle zatańczyły schematy narządów otoczone drobnymi linijkami tekstu, które jednak zanikły, gdy tylko zostały zauważone.
-Rozsiądź się - powiedział demon, wskazując szerokim gestem przestrzeń naokoło siebie - Tą scenerie wybrałem, bo wydaje się, że w jakiś sposób my obaj jesteśmy z nią związani. Z otchłanią. Miejscem będącym żywym przykładem ceny głupoty i arogancji. Istoty mające dostęp do straszliwych mocy nie rozumiejące jednak tego, że z każdą akcją wiążę się przeciwna reakcja. Nie pojmujące konsekwencji. Niczym dzieci bawiące się ogniem, który spalił je i wszystko to, co znali...
Wraz z tymi słowami okolicę zalała kaskada oślepiającego blasku i towarzyszący jej huk. Burza podobna do tych szalejących w Otchłani rozbiła się niczym fala o klif, zalewając wszystko wokół szkarłatno-srebrnym blaskiem i błyskawicami. W tym magicznym świetle blizny na twarzy Nemorianina stały się jeszcze wyraźniejsze.
- Niemalże zbytnio się rozgadałem – mruknął mężczyzna pod nosem, obserwując bolesnym wzrokiem mroczną dolinę pod swymi stopami - .. Ale to nic... W każdym razie teraz twoja kolej. Opowiadaj, pokazuj, wyjaśniaj. - Nakazał pewnym tonem, zaczynając jeszcze uważniej lustrować twarz Szayela.
Pradawny uśmiechnął się, wykonując dłonią teatralny gest i siadając władczo. Wydawałoby się, że upadnie, lecz nim to nastąpiło z mroku wyłonił się złocisty tron, na którym spoczął, zarzucając nogę na nogę. Siedząc tak oparł dłonie na rzeźbionych podłokietnikach w kształcie lwich grzyw, a szerokie rękawy jego szaty opadły bezwładnie. Sceneria za jego plecami przeistoczyła się w niebiański obraz śnieżnych chmur, błękitu nieba i marmurowych schodów prowadzących wysoko ku złotym bramom w niebiosach.
- Moim planem jest dążenie do perfekcji – oznajmił doniośle – Zamierzam odnaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. Stać się absolutem. Posiąść wszelką wiedzę dla samej wiedzy i samodoskonalenia się. Wynieść ponad stan śmiertelnika – uśmiechnął się, opierając głowę na zaciśniętej pięści i zerkając oczami w bok – Przeznaczenie błogosławi wybrańców losu darem magii, rozumu i zrozumienia. Mam dług przeznaczenia. Muszę go spłacić, ale tylko poprzez samodoskonalenie się. Zamierzam posiąść wszelką potęgę i wiedzę, aby zmienić świat na lepsze – ponownie spojrzał na Nemorianina.
- Sam powiedziałeś. Głupcy nie potrafią robić użytku ze swojej mocy. Trwonią ją na podboje, niszczą wszystko wokół, choć sama destrukcja nie jest niczym złym. Ci głupcy nie pojmują, że władza nad czymś ulotnym, śmiertelnym nie ma sensu. Samodoskonalenie się w celu odnalezienia perfekcji jest najpiękniejszym celem samym w sobie. Wyzwala dusze i umysł. Przynosi oświecenie. Zmienia istotę bytu.
Wstał gwałtownie, a złoty tron rozwiał się niczym dym.
- Stworzyć coś perfekcyjnego, czyż to nie piękny cel? – powiedział, ale bardziej do siebie niż Nemorianina, wpatrując się w odległy punkt na czarnym niebie – Odbudować cały świat na nowo.
Zamyślił się. Oczami wyobraźni widział Alaranię jako krainę pokrytą pięknymi rajskimi ogrodami, przez które płynęły krystaliczne strumienie. Wszystkie istoty władały magią i nie kryły się z tym. Magią czystą i doskonałą. A pośród tego wszystkie, w samym centrum świata, gdzie bije serce Prasmoka wyrasta diamentowa wieża, lśniąca niczym drugie słońce. Bogowie spadają z niebios niczym ognisty deszcz.
- Śmiertelnicy, którzy przewyższyli bogów – szepnął, odwracając się do Nemorianina, aż załopotała jego szata – Kraina, w której rządzi magia, a umysły jej mieszkańców są otwarte i nie boją się żadnych arkan dawnych czasów. Żadnej Rady Czarodziei z ich głupimi zasadami. Żadnej kontroli. Całkowite wyzwolenie świadomości jednostek.
Przerwał, biorąc głęboki wdech i uśmiechając się szeroko.
- To mój prawdziwy cel, jednak jego zrealizowanie nie jest łatwe, o ile w ogóle możliwe… – przerwał na moment, wpatrując się w swoje smukłe palce – Zamierzam jednak go zrealizować – rzekł z mocą – Krok po kroku. Wiek po wieku, eon po eonie będę budować nowy świat magii, by w przeszłości odkryć wszelką wiedzę i zabrać ze sobą cały świat w Niebiosa. Śmiertelnicy będą rządzić swoim przeznaczeniem, a nie gwiazdy i bogowie…
Z powrotem usiadł na tronie, który wyrósł z mroku.
- Na początek zamierzam utworzyć magiczną organizację zrzeszającą wszystkich użytkowników magii. Miejsce, gdzie każdy będzie mógł pogłębiać swą wiedzę bez ograniczeń w każdej dziedzinie. Organizację z hierarchią, zasadami. Dosyć samowoli głupich magików i samozwańczych władców. Istnieją setki tysięcy istnień, które są pobłogosławione darem magii, lecz nie mają możliwości jej rozwinąć i tym samym wzbogacić świadomość całego świata. Taki jest mój pierwszy krok ku perfekcji – spojrzał na Nemorianina wyczekująco, z błyskiem w oczach – Dołączysz do mnie?
Awatar użytkownika
Andarys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Andarys »

Cóż za nagła zmiana zdania. Przynajmniej kilka wymaganych czynników odnośnie kryjówki zniknęło, więc Andarys musiał tylko przypomnieć sobie położenie domu, o którym myślał na początku. Nie przejmując się magiem, spojrzał znacząco na Nemorianina, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie. Nawet nie upewnił się, czy właściciel czarnego wierzchowca idzie za nim, po prostu parł do przodu. Zazwyczaj to elf za kimś podążał, zamiast prowadzić, toteż teraz nadszedł czas na miłą odmianę.
Zapadał zmierzch. Po tłumie, który przywitał Andarysa i Szayela zanim jeszcze złożyli wizytę twórcy artefaktów (obecnie krwawej papce), nie było śladu. Oczywiście ulice nie zdążyły całkowicie się wyludnić. Nawet w biedniejszej dzielnicy kilka osób poruszało się jeszcze ciemnymi uliczkami. Elf przyspieszył kroku, bo kątem oka wyłowił spojrzenia nielicznych ciekawskich, których wyraźnie zainteresował koń w środku miasta. Andarys nagle skręcił w lewo. Korzystał z wiedzy z czasów, kiedy był bez grosza przy duszy i musiał nocować w opuszczonych ruderach z oczywistych powodów. Aż dziwne, że czciciele kwiatów nie oczyszczali swojego przecudownego miasta z takich ruin. A nawet jeśli to robili, to niezbyt skutecznie, jak widać.
Elf krótkim spojrzeniem ocenił stan budynku, do którego miał zamiar wejść, po czym bez przeszkód przekroczył próg. A właściwie przeszedł przez dziurę w ścianie.
Awatar użytkownika
Rennkar
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rennkar »

Pradawny uśmiechnął się, wykonując dłonią teatralny gest i siadając władczo. Wydawałoby się, że upadnie, lecz nim to nastąpiło z mroku wyłonił się złocisty tron, na którym spoczął, zarzucając nogę na nogę. Siedząc tak oparł dłonie na rzeźbionych podłokietnikach w kształcie lwich grzyw, a szerokie rękawy jego szaty opadły bezwładnie. Sceneria za jego plecami przeistoczyła się w niebiański obraz śnieżnych chmur, błękitu nieba i marmurowych schodów prowadzących wysoko ku złotym bramom w niebiosach.
- Moim planem jest dążenie do perfekcji – oznajmił doniośle – Zamierzam odnaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. Stać się absolutem. Posiąść wszelką wiedzę dla samej wiedzy i samodoskonalenia się. Wynieść ponad stan śmiertelnika – uśmiechnął się, opierając głowę na zaciśniętej pięści i zerkając oczami w bok – Przeznaczenie błogosławi wybrańców losu darem magii, rozumu i zrozumienia. Mam dług przeznaczenia. Muszę go spłacić, ale tylko poprzez samodoskonalenie się. Zamierzam posiąść wszelką potęgę i wiedzę, aby zmienić świat na lepsze – ponownie spojrzał na Nemorianina.
Ten zaś gdy tylko rozmówca rozpoczął swoją przemowę stanął w powietrzu ponad przepaścią wiodącą ku niższym poziomom Otchłani która to wizja rozwiała się niczym nocna mara wpuszczając na swe miejsce realia kreowane wolą i słowami Szayela, na razie jednak tylko dopełniając scenerii drogi do niebios. W momencie gdy ponownie padło na niego spojrzenie twórcy glifu stał on na jeden z chmur przyglądając się ulotnej wizji zdobiącej powietrze, rozproszył ją prostym gestem po czym skinął głową rozmówcy aby ten kontynuował.
- Sam powiedziałeś. Głupcy nie potrafią robić użytku ze swojej mocy. Trwonią ją na podboje, niszczą wszystko wokół, choć sama destrukcja nie jest niczym złym. Ci głupcy nie pojmują, że władza nad czymś ulotnym, śmiertelnym nie ma sensu. Samodoskonalenie się w celu odnalezienia perfekcji jest najpiękniejszym celem samym w sobie. Wyzwala dusze i umysł. Przynosi oświecenie. Zmienia istotę bytu.
Nemorian w czasie gdy jego rozmówca wypowiadał te słowa ruszył wzdłuż kolejne chmury przyglądając się emocjonalnym przeciekom powstałym gdy umysł Sayela ograniczał strumień przepływu informacji do czegoś tak prymitywnego jak słowa. W tym miejscu wydawały się one bowiem niemal śmieszne. Aczkolwiek były najbezpieczniejszym medium. Znów, wszystko sprowadzało się do zaufania. Jakikolwiek bardziej swobodny i pełniejszy przekaz byłby już podatny na próby manipulacji, a i otwierał drogę do własnego umysłu drugiej istocie. Której absolutnie nie ufał i najprawdopodobniej nie zaufa. To musi być coś związanego z aurą pomyślał Rennkar obracając się w stronę istoty która właśnie zrywając się gwałtownie z tronu rozproszyła go w dym. Zdecydowanie coś z aurą. Przymknął oczy wyczuwając ją tutaj nawet dokładniej niż w świecie realnym. Jakiś konkretny jej element umykający się pewnemu nazwaniu i wskazaniu sprawiał, że każdy kto znalazł się w jego pobliżu odczuwał zaniepokojenie. Stałe uczucie zagrożenia w pewnym sensie sprzężone z siłą aury, jej bogactwem i przesłaniem. Choć zdecydowanie było w tym coś więcej.
- Stworzyć coś perfekcyjnego, czyż to nie piękny cel? – powiedział Sayel, ale bardziej do siebie niż Nemorianina, wpatrując się w odległy punkt na czarnym niebie – Odbudować cały świat na nowo.
Odbudować... Czy on najpierw planuje go zniszczyć? Przemknęło przez myśli Nemorianina. Słowo to właśnie taką implikacje w sobie zawierało. Jeden z wirów niedopowiedzeń wyostrzył się przed wzrokiem Rennkara stając się na chwile oknem do duszy rozmówcy. Piękny świat, odbudowany. Zaraz później potężna ognista burza spadająca na inny najwyraźniej stary. A więc jednak. On faktycznie byłby do tego zdolny uświadomił sobie z czymś na bazie zaskoczenia i strachu Nemorianin odwracając wzrok od odbicia i ruszając w kierunku Sayela.
- Śmiertelnicy, którzy przewyższyli bogów – szepnął, odwracając się do Nemorianina, aż załopotała jego szata – Kraina, w której rządzi magia, a umysły jej mieszkańców są otwarte i nie boją się żadnych arkan dawnych czasów. Żadnej Rady Czarodziei z ich głupimi zasadami. Żadnej kontroli. Całkowite wyzwolenie świadomości jednostek.
Przerwał, biorąc głęboki wdech i uśmiechając się szeroko.
- To mój prawdziwy cel, jednak jego zrealizowanie nie jest łatwe, o ile w ogóle możliwe… – przerwał na moment, wpatrując się w swoje smukłe palce – Zamierzam jednak go zrealizować – rzekł z mocą – Krok po kroku. Wiek po wieku, eon po eonie będę budować nowy świat magii, by w przeszłości odkryć wszelką wiedzę i zabrać ze sobą cały świat w Niebiosa. Śmiertelnicy będą rządzić swoim przeznaczeniem, a nie gwiazdy i bogowie…
Z powrotem usiadł na tronie, który wyrósł z mroku. Na tej samej wysokości, w odległości zaledwie kilku metrów stał zakapturzony Rennkar. Obsydianowo czarne krążki błyszczały odbitym światłem odległych wizji spoglądając uważnie, w skupieniu na oblicze Sayela.
- Na początek zamierzam utworzyć magiczną organizację zrzeszającą wszystkich użytkowników magii. Miejsce, gdzie każdy będzie mógł pogłębiać swą wiedzę bez ograniczeń w każdej dziedzinie. Organizację z hierarchią, zasadami. Dosyć samowoli głupich magików i samozwańczych władców. Istnieją setki tysięcy istnień, które są pobłogosławione darem magii, lecz nie mają możliwości jej rozwinąć i tym samym wzbogacić świadomość całego świata. Taki jest mój pierwszy krok ku perfekcji – spojrzał na Nemorianina wyczekująco, z błyskiem w oczach – Dołączysz do mnie?

- Przemawiają przez Ciebie wieki rozgoryczenia i złości, lecz nie mi oceniać twoje motywy - Zaczął cicho, głęboko zamyślony Rennkar - Twój zamiar nie jest ani szlachetny ani nikczemny. Wyraźnie jesteś już ponad to. Moce wskazują na straszliwe metody. Jesteś panem rozkładu, śmierci władającym siłami piekielnymi. Istotą której moce sięgają ku najmroczniejszym odmętom a umysł spogląda w górę, w światło i splendor chwały i mocy wiedzy. Chodzącą sprzecznością w której wszystko się splata i znajduje swoje miejsce.
Gdy tylko to powiedział zamilkł na dłuższą chwilę. Ton jego przemowy nie była ani łagodny ani też surowy. W żadnym stopniu nie wartościujący odbiorce. Nemorianin wypowiedział te słowa raczej dla siebie, porządkując sobie wszystko.
- Nie będę stawiał śmiesznych warunków. Pomogę tobie, choćbym miał przyłożyć rękę do zniszczenia świata abyś mógł stworzyć go na swój obraz i podobieństwo, na nowo. Jednakże to nie ty staniesz na czele owej organizacji zrzeszającej wszystkich Władających, sięgającej przez plany do każdej istoty obdarzonej darem. Pomogę Ci ją wybudować, ukształtuje przy użyciu całej swojej wiedzy. Jednakże, nie pozwolę Ci później przejąć władzy nad nią. Czy wobec tego nadal chcesz aby się do Ciebie przyłączył, Twórco Glifu?
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Demon ruszył za elfem, również nie oglądając się na maga. Kluczyli zdecydowanie za długo jak dla nemorianina, ale co on tam wiedział? Tyle dobrego, że nie stracił orientacji między tymi uliczkami. W końcu dotarli do jakiejś rudery, zadziwiające, że elfy pozwalają na obecność czegoś takiego w ich pięknym mieście... Cóż, widać nawet one są zbyt leniwe by posprzątać takie gruzowisko.
Wnętrze budowli było puste, z wyjątkiem kurzu i kamienia leżącego wszędzie na ziemi. Akkarin widział już gorsze miejsca, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Usiadł na najbliższym zwalisku. Arkad stanął pod ścianą, w cieniu. Demon spojrzał na elfa.
- Po pierwsze. Jak mam cię tytułować? Dwa... Jak mamy wyciągnąć Szayela z więzienia nie wdając się w walkę z całym Kryształowym Królestwem. Wiesz na ile można posługiwać się magią w zamku? Mam na myśli ewentualne ograniczenia co do wychodzenia jej poza jego obręb.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Szayel wysłuchał słów Nemorianina ze spokojem, siadając z powrotem na tronie, który wyrósł z mroku, rozpraszając swym złotym blaskiem obłoki cieni.
Więc taką jesteś osobą, istoto – pomyślał z uśmiechem, gładząc teatralnymi ruchami smukłych palców podłokietnik w kształcie lwiej grzywy. Nemorianin zachowywał się niczym świadek straszliwych wydarzeń, a ich echa wciąż najwyraźniej rozbrzmiewały mu w głowie. Chociaż emanował aurą osoby szukającej spokoju, wyższego zrozumienia i kontemplacji magii, wciąż miał w sobie lęk. Lęk przed popełnieniem dawnych błędów? Być może.
Westchnął cicho.
- Nie ma złych ani dobrych mocy. Magia jest ponad kryteria tego świata. Nie obwiniaj mnie za bycie egoistą, obwiń za to świat, w którym tylko taka istota osiąga więcej – przyjrzał się usianej bruzdami i bliznami twarzy mężczyzny – Sam przecież wiesz. Kto zyska więcej w ostatecznym rozrachunku? Bohater, który ocali życie setek, lecz samemu zginie, czy też ten podstępny drań, co ucieknie, skazując resztę na śmierć, jednak ratując własne życie?
Pokiwał głową, widząc zamyślony wyraz na twarzy Nemorianina.
- Nie wiń mnie, wiń świat. To z jego natury cierpimy. Gdybyśmy go zmielili…wszyscy żyliby szczęśliwie, Utopia. Raj. Jak to nazwiesz nie ma znaczenia – przyłożył dłoń do piersi, gdzie biło jego serce, przymykając oczy – Nasze umysły, nasze emocje, nasze istnienia. Wszystko to jest krępowane przez naturę tego świata. Jednak… - zrobił pauzę - Jaka ona jest?
Uniósł wzrok z powrotem, odkładając delikatnie dłoń na podłokietnik.
- Tego nikt nie wie. Ja pragnę to właśnie zmienić. Odkryć absolut, zmienić go, a być może i stać się nim, jeśli tego będzie wymagać ode mnie przeznaczenie.
Wykonał dłonią kółko, tworząc z otaczających go cieni krystaliczny kielich, który zapełnił się czerwoną substancją. Uniósł go na wysokość swych oczu, patrząc szkarłatną ciecz na zamyślony wyraz Nemorianina.
Uśmiechnął się.
- Nie pragnę władzy, toteż i Ty możesz władać organizacją. Władza nad czymś ulotnym jest marnym dopełnieniem egoizmu najniższych instynktów. Twoja natura bardziej pasuje do tego zepsutego świata. Moja może być zbyt…egoistyczna, jednak pamiętaj – Skosztował łyk napoju, smakując go w ustach – Natura tego świata jest niedoskonała. Stara się spętać tobie i mnie podobne istoty, bardziej mnie. Bogowie boją się nas, śmiertelników wyznaczonych przez przeznaczenie, którego nawet Oni, nieśmiertelni, się obawiają.
Upuścił kielich, który nim pogrążył się w ciemnościach rozwiał się na pojedyncze smugi dymu, rozpływając w nicości. Wstał z tronu gwałtownych ruchem, aż załopotała jego szata.
- Nazywam się Szayel. Szayel Pelagius, przyjacielu Nemorianinie. Twórz, nadawaj naszej organizacji struktury. Możesz być jej mistrzem, lecz pamiętaj – uśmiechnął się drapieżnie – Kto zwrócił ci dar życia. Kto nadał twej martwej duszy sens do dalszego istnienia, samodoskonalenia się. Bądź mi przyjacielem, a ja tobie, a razem staniemy w Niebiosach.
Awatar użytkownika
Rennkar
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rennkar »

Nemorianin przez całą rozmowę ani drgnął, nie widać po nim było jednak aby był spięty w jakikolwiek sposób. Po prostu nie odczuwał potrzeby zmiany swojej pozycji. Cały czas spokojnie słuchał tego co mówił do niego Szayel spoglądając onyksowymi oczyma na twarz rozmówcy.
Gdy ów tylko zakończył Rennkar ukłonił się lekko spoczywającemu na tronie mężczyźnie i głębokim, pełnym mocy głosem odpowiedział.
- Byłem Rennkarem Anamori Nereferezi, z rodu strażników granicy. Porzuciłem mój lud jego kłamstwa i zadufanie w sobie. Jego pychę i dumę, opuściłem tych którzy żyjąc w cieniu straszliwego błędu przodków powielali go na mniejszą skalę i niezdolni byli pojąć dawnych-nowych konsekwencji oraz ich wzajemnych splotów. Przez dziesiątki żywotów które przeżyłem od dnia inicjacji zgłębiałem wiedzę w jednym tylko celu. Zrozumienia konsekwencji każdego działania aby kiedyś, w abstrakcyjnym nawet teraz momencie przyszłości móc działać świadom konsekwencji. Lecz teraz Ty stajesz przede mną pełen mocy, dążący ku celowi po trupach. Chciałbym móc pogardzić tobą z swoich wyżyn doskonałych dążeń i wspaniałych ideałów lecz czuję tylko ich śmieszność. Absolutna wiedza może przyjść tylko z absolutną mocą, absoluty nie znają granicy więc nie sposób z punktu słabości zrozumieć ich całości.
Przymknął oczy, za nim znikąd pojawiła się wizja. Tysiące istot setek ras krążące w przestrzennym labiryncie oświetlanym delikatnym światłem. W geometrycznie prawidłowym porządku o niemal fraktalnym stopniu komplikacji unosiły się tam wiry energii wyrzucające z siebie lub pochłaniające wkraczające w nie istoty noszące naręcza ksiąg, tajemne przedmioty pulsujące magią i inne paczuszki. Obok pojawił się inny symultanicznie prezentowany obraz. Sala. W niej setki ław. Za nimi uczniowie, śmiejący się i przekomarzający młodzieńcy. Elfy, Nemorianini, Ludzie, Naturianie. Gwałtownie milkną gdy na sale wchodzi wykładowca. Tablica z jego plecami wypełnia się wzorami, a uczniowie z zapałem biorą się do pracy. Dalej, kolejna seria obrazów. Miasto otoczone połyskującą sferą pełne zadowolonych ludzi, magia przenika ich wszystkich. Leczy, przedłuża życie, karmi. Każdy z nich ma swoją rolę, każdy ma możliwości aby robić to co lubi. Dalej, dalej... Kalejdoskop wizji. Setki, tysiące. Permutacje poprzednich z jednym wątkiem przewodnim. Gildii magii, magii rozpowszechnionej. Magii wszechobecnej, magii rozsądnie zagospodarowanej. Delikatnie czerpanej i właściwie używanej. Taki świat jest możliwy. Musi być.
- Nie potrzebuje władzy, jeśli nie będę musiał nawet jej nie przyjmę. Lecz zrobię wszystko, aby świat zdobył dostęp do wiedzy jaką powinien posiąść. Ty, Ty który w swoim szaleństwie stanowisz zagrożenie dla wszystkiego co żyje. Właśnie Ty, właśnie teraz mamisz mnie odległym obrazem który sam sobie dopowiadam. I masz mnie, złapałeś w swoje szpony. Zrobię co chcesz, bo pochłonęła mnie ta wizja jakby nie wystarczyło to, że jestem od Ciebie zależny, bez Ciebie rozproszę się w niebyt a wraz ze mną cała wiedza. Wiedza... - prychnął cicho na chwile odwracając wzrok - Wymówki... Najwyraźniej boję się owej nicości. Tak, strach... Po tylu setkach lat. Może to właśnie przez to? Mimo, że już umierałem. Pamiętam dziesiątki własnych zgonów. Boję się Szayelu a ty stoisz jej na drodze. Więc jak już mówiłem masz mnie. Pomogę ci. W twoim dziele, jako kolejne Twoje narzędzie. Czy jesteś z tego zadowolony?
Awatar użytkownika
Hergan
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta - Pradawny Czarodziej
Profesje:

Post autor: Hergan »

Hergan zaplótł nogi w odpowiedni dla niego sposób. Rozglądał się nerwowo, starał zrozumieć sens swych poczynań. Dlaczego ruszył za magiem. Dlaczego zbratał się z demonem, mrocznym elfem i tym magiem podczas walki z członkiem rady zamiast odejść. Mrużył oczy wysuszone przez dym. Lekko załzawiły i zaczerwieniły się. Elfka otworzyła usta i chciała przemówić, ale Hergan wyprostował dłoń w geście nakazującym milczenie. -Czujesz? - Coś pulsowało w powietrzu. Coś czego nikt nie chce, a czego większość nie potrafi zrozumieć. Kwintesencja mroku i nienawiści. Łamigłówka życia i śmierci. Coś zbliżało się z nieprawdopodobną prędkością. Rozdzierało schematy materialne. Pojawi się za chwilę. Wstał, a raczej podskoczył wywalając krzesło które głucho uderzyło w podłogę. W jego dłoni pojawiła się kula czarnego, pulsującego ognia gotowa do polecenia w stronę tego "czegoś". Długie włosy falowały poddane pulsacji w miejscu rozrywanym przez magię. Tuż przed jego nosem. I stało się. Naruszając strukturę tej krainy z portalu ognia mieszającego się z połyskującymi, małymi falami srebrzystej subsancji wyszedł on. - Mrok... - Hergan osłupiał. Przed jego oczyma stała trzymetrowa postać w płomiennej szacie, spowita cieniem. Oczy miał jak dwie czarne dziury. Bezkresne, martwe. Cerę miał białą, włosy srebrzyste. Jego potęga wgniatała podłoże. Nie widział go nigdy, choć zawsze był z nim. Obecni w karczmie zaryczeli zgodnym churem pieśń strachu. Kilku mężczyzny było na tyle sprytnych by uciec już teraz kiedy nie jest za późno. Zarówno on jak i jego towarzyszka nie potrafili wydobyć choćby słowa z ust. Mrok wysysał energię magiczną z całego otoczenia. zarówno z niego jak i z pozostałych. - Jestem. - Jedno słowo. Tylko jedno słowo, a sprawiło, że Hergana ciarki przebiegły po plecach. Jego kula ognia wydawała się tutaj taka żałosna. Taka nikła. Jak gasnąca już świeca. Portal za nim wsysał kielichy i talerze. Ludzi i stoły. Tylko ta trójka stała bez ruchu. Zapewne trzymana za pomocą czegoś co ich łączyło. - Panie - Powiedział czarodziej po czym klękną na jednym kolanie i spóścił głowę. Elfka twardo stała na nogach wpatrując się wściekle w dwie czarne dziury.
- Ty! To twoja wina! To przez ciebie zginęli, ty ich zgładziłeś! - Ja? - Smok wyglądał na zdziwionego. Po chwili milczenia zaśmiał się przeciągle. Jego śmiech rozniósł się na całe miasto. Wzburzył magią każy zakątek. Każdy zakamarek. - Zdajesz sobie sprawę, że każda istota oposiadająca choć ksztynę magii wyczuwa cię teraz? - Hergan wiedział, że Mrok nie dba o to w najmniejszym stopniu. Dwie czarne dziury zastępujące mu oczy zwężyły się tworząc elipsy. - Wiem. Wiem też, że zapoznałeś się z kimś kogo warto mieć za sojusznika. Kogoś dzięki komu me zamiary w przyszłości osiągną cel o wiele większy niż sobie wyobrażałem. A to wszystko dzięki tobie. Moje dziecko, mam zamiar zrobić z ciebie coś co zdolne będzie do rzeczy tak wielkich, iż nawet ja ci się ugnę. Staniesz się czymś tak potężnym, że cały ten świat padnie ci do stóp. Ale jeszcze nie teraz. Być może miną eony. Być może przeminie wszystko, a kiedy świat stanie na krawędzi pustki i nieistnienia, wtedy pojawisz się ty. I zegniesz świat ku własnym wyobrażeniom. Zastąpisz Prasmoka, rozumiesz? Staniesz się samodzielną łuską. Będziesz nadawał kształty. Rodził i niszczył. A gdy sam Prasmok przeminie staniesz się tym czym stać się miałeś. Taka była moja wizja gdy zawierałem pakt z twym ojcem. - Mój ojciec nie żyje. - Smok zaśmiał się raz jeszcze. - Wszak sam go zabiłeś. Mój drogi...jesteśmy jednością. Śledzę każdy twój ruch. Każdą myśl. Pamiętaj o tym. Nie możesz dać swym myślą tak pierwotnego zbocza z drogi ku doskonałości jak miłość. Pozbądź się jej. - Spojrzał na elfkę. Ta otworzyła usta. Hergan wykonał ten sam gest. W głębi jego oczu otworzyły się małe czarne elipsy.Wiedziony pragnieniem Mroku nie potrafił się oprzeć. Jego twarz bez wyrazu był martwa. Czarne ścieżki fioletowego ognia wystrzeliły ku elfce. Przeszyły ją, złamały, spaliły. Hergan powrócił swe płomienie, a te rozeszły się po jego ciele rozświetlając go pod skórą. Obcy pierwiastek zagościł w jego duszy. Złączył się z wewnętrznym mrokiem. Hergan krzyknął. Jego ręce zamieniły się w cieniste skrzydła. Moc zebrała się w całym jego ciele. Nagle podleciał. Wbił się w obcą rzeczywistość. Dookoła niego kolory ścigały się w niekończącym się wyścigu, a światło płynące z każdej barwy parzyło i paliło oczy. Nagle wybiło go z potężną mocą w odległe miejsce. Pod sobą widział krajobraz Otchłani. Zniszczone i pulsujące magią miejsce zapraszało go do siebie. - Nie! - Zebrał w sobie całą siłę, całą moc. Otworzył
kolejną dziurę w struktuże. Gdy znalazł się w poprzedniej krainie padł bezwładnie na ziemię. Bez słowa, bez emocji. Leżał sam w karczmie spowitej nieprzebitym mrokiem. Nie było nikogo kto przeżył to zdarzenie. Mrok odszedł. Długo tak leżał. Nie potrzebował oddechu więc nie oddychał. Nie chciał snu więc nie spał. Leżał tak bez myśli, bez życia. Lecz żył. Nigdy wcześniej i później nie odpoczął tak dobrze. Po wielu godzinach wstał i otrzepał się. - Czas nadchodzi.
Ostatnio edytowane przez Hergan 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Czy był z tego zadowolony? Naturalnie, że był. Był, choć jeszcze lepiej byłoby, gdyby Nemorianin podzielał jego pogląd na pewne sprawy, ale cóż. Przed nimi lata, dziesiątki, setki, a być może i tysiące. Dusza Rennkara jest z nim związana, a on dostanie to, czego chce. Choćby miał czekać i milion lat. Jest cierpliwy. Potrafi być cierpliwy…cierpliwy.
- Nie jestem większym zagrożeniem aniżeli sami ludzie, którzy w swym krótkim życiu są skazani na popełnianie tych samych błędów – odrzekł ze spokojem - Skoro sami Pierwotni doprowadzili niemalże do zagłady, to kim jestem ja w porównaniu do nich? Pyłem? Ledwo kurzem – zaśmiał się cicho pod nosem, kręcąc głową.
Rennkar bał się. Szayel czuł to w Nemorianinie. Obawiał się popełnienia błędów swych przodków, co jest zupełnie zrozumiałe, jednak ten strach blokował go przed wyzwoleniem swej świadomości na wyższe wyżyny. On, jako Pradawny, dążący do idealności, stąpał w Niebiosach i miał możliwość dostrzeżenia tego, co Nemorianin, wciąż wahający się pomiędzy dobrem śmiertelników, a oświeceniem, mógł widzieć tylko ułamek prawdy.
Westchnął cicho, uśmiechając się lekko. Cóż za smutek. Miotać się pomiędzy swą niedoskonałością, a wieczną nieskończonością. Czemu Nemorianin nie mógł odrzucić tych słabości i poddać się jego woli? Nie pojmował tego. Przecież On dążył ku oświeceniu. Mieli te same poglądy z tą różnicą, że Rennkar zbytnio przywiązał się do tej materialnej, słabszej istoty. Dbał o nią. Dbał o ten świat. O istoty go zamieszkujące, a to nie tak. Najpierw przychodzi zniszczenie, by w popiele narodziło się nowe. Niczym feniksów zmartwychwstały z płomieni.
- Drogi przyjacielu – rzekł, podchodząc do Nemorianina, lecz on ani drgnął. Krążył wokół niego, zachowują się niczym na scenie w teatrze. Każdy ruch, każdy gest miał nad wyraz dostojny, ekspresywny, a zarazem dziki i intymny – Uwierz we mnie. Uwierz w mój cel, który mamy ten sam. Mo…nasza organizacja będzie szkolić świadomych adeptów magii.
Minął Nemorianina, stając nad przepaścią i wykonując kolejny krok. Jednak zamiast spaść szedł spokojnie w gęstej ciemności spowijającej mroczną dolinę. Kroczył, a z każdym jego krokiem ciemność ustępowała oślepiającemu blasku. Zaczął iść w górę, a pod stopami wyrastały mu marmurowe, rzeźbione mistycznymi wzorami stopnie.
- Odkąd powstała rozumna istota zawsze pragnęła ona móc latać w przestworzach – powiedział głębokim tonem, opierając dłoń na barierce, która powstała ze śnieżnego obłoku dopełniającego Niebiański krajobraz niczym siedziba Pana – Ja idę o krok dalej. Pragnę zasiąść w Niebiosach, lecz nie w tych należących do Pana. Pragnę, by cała ludzkość, nie… cała zbiorowość świadomości tej planety wstąpiła na wyższy plan egzystencji!
Nad jego głową otworzyła się złocista brama, która wypełniła okolicę złotym blaskiem, a cały mrok w jednej chwili przemienił się w rajską krainę, która niegdyś była Otchłań. Szayel dostrzegł zachwyt, a nawet i wzruszenie w oczach Nemorianina. Rennkar przypomniał sobie bowiem o starych czasach, bardzo odległych, gdy jego rasa…żyła inaczej, tak, jak on tego pragnął.
- Tak wyglądała niegdyś Otchłań. Rajska kraina – rzekł głosem pełnym empatii, starając się nadać mu współczujące brzmienie, a swej twarzy wyraz bólu i smutku - Lecz głupota zniszczyła ją. Właśnie po to zamierzam stworzyć tę magiczną organizację. By głupota nigdy więcej nie doprowadziła do takich zniszczeń. Jednak powiedz mi… - przerwał na moment, uśmiechając się skrycie – Jak powstrzymać tę głupotę? Niosąc wiedzę? A co jeśli jakiś osobnik ją odrzuci? Będzie zbyt pyszny i zniszczy wszystko, nad czym tak długo pracowaliśmy?
Wyciągnął dłoń, zaciskając palce w pięść.
- Kontrola, przyjacielu. Tylko kontrolując słabych nie w celu władzy, a w celu oświecenia można ocalić świat. Słabych i głupich należy siłą przekuć w istoty oświecone, a jeśli będą oporne na wiedzę… - spiął brwi – Zniszczyć. Usunąć. Wyplenić. Wiem, że moje słowa są ciężkie do zaakceptowania, lecz taki jest ten świat…
Odwrócił twarz, szepcząc.
- Okrutny.
Przez moment pomyślał o ojcu, którego przecież nie tak dawno, może jakieś cztery godziny temu zabił. Stracił koncentrację, nieświadomie pozwalając Nemorianinowi poznać ten sekret. Czy zrobił źle? Ojciec chciał go zabić, czemu? Ponieważ był ograniczony i nie dostrzegał wielkości jego działań. Jednak gdzieś w głębi…czuł ból i zawód. Nie chciał tego robić. Brakowało mu go…go i tego, co tak trudno było osiągnąć…miłości?
Awatar użytkownika
Andarys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Andarys »

- Najemniku. Elfie. Tak wystarczy - odparł Andarys. - Moje imię tak właściwie nikomu nie jest potrzebne. A ciebie jak ja mam tytułować? Akkarinie? Demonie? - Pamiętał nawet jego nazwisko. Plusy milczenia i uważnego słuchania, a nie mielenia ozorem bez sensu. Nie czekając na odpowiedź, podjął - znalazłeś złą osobę do zadawania pytań o magię. Wiem tylko tyle, że czciciele kwiatów są bardzo wyczuleni na jakieś podejrzane wybuchy. I raczej nie dadzą spokojnie odstawiać magicznej szopki.
Usiadł pod ścianą, która wyglądała na w miarę stabilną. Wyciągnął z niedużej torby przy pasie czystą tkaninę oraz fiolkę z przezroczystym specyfikiem. Nasączył nim tkaninę, po czym zaczął przecierać sobie przybrudzoną ranę na policzku. Mimo pieczenia, nawet nie syknął. Właściwie powinien zrobić to wcześniej, żeby nie wdało się zakażenie, ale cóż...
- Przez myśl przeszło mi, żeby jeden z nas założył zbroję strażnika miejskiego i wprowadził drugiego do lochu, niby więźnia. Problem jest taki, że mroczne elfy raczej nie pilnują tutaj porządku, a jako więzień na pewno nie trafiłbym do zamku.
Awatar użytkownika
Rennkar
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rennkar »

Nemorianin doskonale zdawał sobie sprawę z manipulacji której jest poddawany. Ten świat pozwalał na rozmowę na tak wielu poziomach iż owe ulotne odczucie nadmiernej słodyczy wręcz promieniało na wszystkich poziomach z jego sposobu prowadzenia rozmowy. Z tego narzuconego, drapieżnego pełnego dominacji stylu który przybrał Szayel.
Tak jak jego ciało było nieruchome, jakby ignorowało całą scenerie i pozwalało jej przepływać obok tak umysł włączył się w grę Prastarego wędrując meandrami wabiących wizji kreowanych specjalnie dla niego. Doceniał sztukę swojego towarzysza i to, że w najmniejszym stopniu nie miał zamiaru dać się przekonać nie miało prawa na ten fakt w jakikolwiek sposób wpłynąć. Strona wizualna gdy projekcja ciała podążyła prymowanym torem była tylko dodatkiem. Jednakże na tyle znaczącym, że i w nim objawiał się mistrzowski kunszt wykonania. Ciało w rytmie kolejnego kroku mentalnego tańca zareagowało w końcu gdy zaprezentowano obraz kwitnącej otchłani, twarz i oczy przybrało stosowny wyraz. Ów skomplikowany taniec wiódł ich coraz wyżej, milczenie Rennkara było tym z rodzai towarzyszących głębokiemu zasłuchania jak było w istocie. Pełen pasji monolog zakończył się nagle godnym całości podsumowaniem z którym Nemorianin oczywiście się nie zgodził. Co obaj rozumieli i co nikomu z nich nie przeszkodziło.
Szayel nieświadomie kontynuując ów skomplikowany w sposób niepojęty nawet dla nich taniec popadł w wspomnienia niedawnych wydarzeń. Umysł Rennkara zawirował wokół udostępnionych wizji w statecznym rytmie wchłaniając emocjonalnie nacechowaną treść. Obrazy, dźwięki i wonie wszystko to zlewało się z sprzecznymi emocjami targającymi Pradawnego teraz i wówczas. Zabójstwo własnego ojca dla Nemorianina stanowiło niezbyt zaskakujący dodatek do całokształtu stojącej obok istoty. Jednakże rozumiał jej ból, dylemat i ten straszliwy konflikt emocjonalny. Był on bowiem w końcu częścią tańca, tego niemal intymnego quasiempatycznego wzajemnego zrozumienia i częściowej akceptacji która obecnie między nimi zachodziła.
Demon wyciągnął z wizji znacznie więcej niż sam ów fakt, poznał miejsce i czas. Reszty historii domyślił się również, w końcu wezwano go do lochu.
- Zbyt bardzo się nie zgadzaliście, zbyt bardzo się wzajemnie oddaliliście. To się musiało stać, to była jedyna możliwa kontynuacja, jedyny finał - Powiedział cichym głosem Nemorianin spoglądając w odległy blask bez zmrużenia oczu - A teraz powiedz mi Szayelu, czy te uczucia które Ciebie rozdzierają są czymś co w twoim mniemaniu ściąga Ciebie w dół? Czy ideały twojego ojca były aż ta złe, niewłaściwe? Gotów jesteś podążać tą ścieżką, tą którą sobie obrałeś z ciężarem tych wspomnień? Czy będziesz mógł to uczynić dopiero gdy je wypalisz, lub umysł w geście samoobrony je wypaczy? Powiedz mi, czy jesteś godny ferować wyroki kto wystarczająco oddalił się od wad świata doczesnego? Czy naprawdę uważasz, że zniszczenie jest jedyną drogą?
Rennkar przywołał przed sobą wizję wizji którą zademonstrował wcześniej, w skrócie odwołując się do tego co pozostało w ich umysłach.
- A teraz odnieś to do mojego świata, tego który dzięki tobie powstał w mojej głowie. Tak coś takiego nie miało by miejsca. Tam zrozumielibyście się. Czy dasz innym taką szansę? Czy raczej wypalisz ją. Wypalisz ją z tymi, którzy nie będę mieli możliwości podjęcia decyzji?
Głos demona był spokojny, tonacja neutralna lecz nie mdła. Przedstawiał i referował a nie przekonywał. To była tylko garść jego przemyśleń podana tak aby nie narzucała jego woli a pozwalała odbiorcy na własnej podstawie dojść do właściwych dla niego wniosków.
- Odrzucając śmiertelne aspekty odrzucasz element prawdy. Czy bez owego skrawka dojdziesz do absolutu? Czy możesz sobie pozwolić na zaniedbanie go. Proste odrzucenie? Odpowiedz mi Szayelu.
Głos Nemorianina jeszcze chwile rozbrzmiewał, po czym zapadła niczym nie zmącona cisza. Rennkar gestem wzmocnił wizje wizji podsyłając ją w kierunku rozmówcy.
Zablokowany

Wróć do „Kryształowe Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość