Kryształowe Królestwo[Okolice Miasta] Poszukiwania Kryształów Pierwotnych II.

Elfie pałace zbudowane głęboko w ukrytych leśnych polanach. Wieże strażnicze wznoszące się ponad chmurami, gdzieś wśród ostrych skał - to wszystko możesz spotkać tutaj w Kryształowym Królestwie, gdzie zbiegają się szlaki elfich książąt, magów i smoków.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Kącik ust Akkarina uniósł się do góry. Elf nie dość, że nie zechciał podać swego miana, które uznawał za nieważne. Teraz jednak pytał jak ma tytułować Nemorianina...
- Nie lubię określać istot mianem ich profesji, czy ras. Zdaje się jakoby było to... Pogardliwe. Aczkolwiek jest to tylko i wyłącznie moje zdanie. Moje miano znasz, jak słyszę. Zwracaj się więc tak jak ci wygodnie, ja oponować nie będę. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku, panie. - podkreślił nieznacznie ostatnie słowo. - Co do dostania się do zamku... - Zamilkł na dłuższa chwilę, zastanawiając się jak przeprowadzić ten wypad. - Myślę, że byłbym w stanie dostać się tam mniej więcej niezauważony, aczkolwiek potrzebowałbym odpocząć choć trochę. Zregenerować moc. Pytanie ile czasu możemy sobie dać na wypoczynek?
Przyjrzał się krytycznie ułamanej broni najemnika.
- A tobie z tego co widzę przyda się nowa klinga, gdyż to zda ci się na niewiele w czasie walki. Masz dość ruenów na zakup czegoś przed naszym... Wypadem. Czy też musimy szukać pół-środków? - Spróbował oprzeć się wygodniej o kamienie, co niestety nie bardzo mu wyszło.
Awatar użytkownika
Andarys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Andarys »

Kiedy elf usłyszał słowo "panie", spojrzał na demona co najmniej dziwnie. Mruknął coś pod nosem sam do siebie, ściągając brwi.
- Profesja czy rasa są częścią danej osoby tak samo, jak imię. Ale skoro uprzejmości ci nie brakuje... - powiedział z lekką ironią. - Andarys - burknął po chwili zastanowienia.
Tak, ten, który zna magię, poradzi sobie sam. Wejdzie niezauważony do zamku, wszystkich uratuje i zostanie wielkim bohaterem. Mroczny zaczynał mieć coraz większe wątpliwości dotyczące tej całej sytuacji. Jak dotąd ani razu nie zajmował się tym, do czego naprawdę był stworzony i za co w jego mniemaniu mu zapłacono. Teraz tylko siedział teraz w jakiejś ruderze z demonem i jego koniem.
- Stać mnie na nową broń, nawet znacznie lepszą niż ten bezużyteczny kawałek metalu. - Mimo własnych słów czuł do owej bezużytecznej broni pewien sentyment. Wiele przeszła. - Skoro uda ci się tam wniknąć niezauważonym, to jedna sprawa załatwiona. Tylko z wyprowadzeniem czarodzieja już chyba nie będzie tak cudownie łatwo.
Usiadł w takiej pozie, że wyglądał, jakby medytował. Schował przybrudzoną brunatnoczerwoną cieczą tkaninę, z zamiarem wykorzystania jej w najbliższym czasie do czegoś innego.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Na wspominkę o swoim ojcu Szayel spojrzał na Nemorianina z gniewem. Odsłonił się. Dał się ponieść emocją, a tym samym pozwalając mężczyźnie odczytać jego chwilowe myśli.
Opadł w mrok, a cała sceneria rozmyła się. Otoczył swoją świadomość żelaznym murem pozbawionym najmniejszej szczeliny. Nawet najpotężniejszy mag umysłu nie dałby rady sforsować tych barier.
- To nie jest twój interes – wysyczał przez zęby, a jego szata załopotała gniewnie, rozwiewając się i unosząc niczym bestia – Mój ojciec był głupcem, który nie rozumiał na czym polega potęga. Służył ludziom i Radzie Czarodziei! – prychnął, wyrzucając dłonie do góry, a czarne chmury błysnęły piorunami w przypływie jego gwałtownych emocji. Zatrzymał się, uspakajając oddech. Nie mógł się unosić.
Odwrócił się do Nemorianina z uśmiechem.
- Moje wspomnienia to jedynie przebłyski dawnego Ja. Mojej dawnej, słabej istoty, którą pokonałem czterysta lat temu podczas przeżycia swej śmierci. Widziałem wówczas nieskończoność i miałem możliwość skosztowania jej drobinki. Od tamtej pory mój umysł widzi więcej i czuje więcej…stał się doskonalszy. Tylko poprzez odrzucenie śmiertelności można dążyć do ascendencji.
Zamknął oczy, unosząc głowę do góry.
- Nadchodzi ktoś. Pora kończyć naszą rozmowę.
Zniknął. Najpierw on, później świadomość Nemorianina, a wraz z nimi ich wytworzony świat, znajdujący się na krawędziach obydwu świadomości. Rozpadł się jak domek z kart. Szayel odchodząc widział ten fenomen. Cały wymiar kruszył się jak pęknięta szybka, pochłaniania przez wszechogarniającą pustkę.
Po chwili ponownie znajdowali się w ciemnej, zimnej celi lochu.
- Umiesz przybierać niewidzialną postać, prawda? – spytał pośpiesznie, słysząc zbliżające się kroki.
Mężczyzna kiwnął tylko głową.
- To dobrze. Zniknij i idź za mną. Ani słowa. Nic. Udawaj, że cię nie ma. Wycisz swoją aurę, bo jeszcze cię wykryją.
Nemorianin bez słowa rozpłynął się posłusznie, a jego echo mocy dosłownie zginęło. W tym samym momencie do krat podszedł nadworny mag. Twarz elfa przypominała kamienną maskę bez wyrazu. Jedynie jego mocno zaciśnięte palce na kosturze zdradzały, że jest nieco poirytowany i zagniewany.
- Jego Wysokość Król Denaweth prosi – zakomunikował nieco ostrzejszym głosem niż zamierzał. Chrząknął, mówiąc delikatnie jedwabistym tonem – Zamierza z tobą Czarodzieju pomówić.
Szayel zerknął, gdzie powinna widnieć sylwetka Nemorianina.
- Z wielką chęcią – odparł, patrząc cały czas w to samo miejsce i przeniósł wzrok na elfa – Wierzę, że będą to owocne rozmowy dla nas obydwu.
Elf spiął tylko brwi, uderzając kosturem o kraty, które zamigotały błękitnym światłem, rozpływając się.
- Żadnych sztuczek, Czarodzieju.
Szayel wyszedł pewnym krokiem.
- Ależ oczywiście. Nie jestem głupcem, by atakować władcę w jego własnym zamku. Tak w ogóle, to przemocą się brzydzę.
Mag chciał już coś odpowiedzieć, lecz postanowił, że lepiej będzie milczeć. Zacisnął więc usta, dając dłonią znak, by iść za nim. Szayel ruszył za nim nie oglądając się za siebie. Pył pewien, że Nemorianin za nimi podążał.
Przeszli kręconymi schodami ku górze, wychodząc z budynku więziennego, skąd długim, kryształowym mostem dotarli do właściwej budowli zamku suwerena Kryształowego Królestwa. Gigantyczna posiadłość z błękitnego, gładkiego kryształu mieniła się wspaniały blaskiem w srebrnych promieniach księżyca, nadając całości mistycznego wyglądu. Zamek wznosił się na wzgórzu otoczony labiryntem murów, a między nimi wyrastały strzeliste wieże o bulwiastych zakończeniach oraz masywne kopuły przybudowy zamkowej. Całość wzniesiona była na bazie prostokąta. W centrum wszystkiego górowała gigantyczna wieża, nad którą lewitowały potężne odłamki magicznych kryształów, krążąc miarowo i bujając się w powietrzu niby boje na wodzie. Emanowały wspaniałą, czystą energią magiczną, a ich powierzchnię pokrywały czarne, samoistnie przemieszczające się runy mocy. Odłamków było dokładnie cztery, a każdy z nich mienił się innym światłem: krwistą czerwienią, szlachetnym złotem, ponurą czernią oraz czystą bielą.
- Interesująca budowla – mruknął Szayel niby od niechcenia – To nie jest zwykła wieża, czyż nie?
Elf zerknął na niego i tylko prychnął.
- Naturalnie, że nie. Została wzniesiona na żyle magii przez naszych przodków. Nosi miano Ivendal, co w starożytnym języku oznacza…
- Filar Mocy – dokończył Szayel – Ive oznacza filar, zaś dal to moc.
Nadworny mag pokiwał głową z uznaniem.
- Rzeczywiście jesteś Pradawnym. Nawet wśród naszej rasy wiedza o starożytnym języku przodków zanika, a u was…ma się dobrze.
Szayel zmarszczył brwi, skupiając wzrok na kryształach.
- Nie u wszystkich.
Minęli wspaniałą bramę strzeżoną przez dwa posągi kryształowych elfich wojowników o anielskich skrzydłach, wchodząc na otwartą przestrzeń rozpościerają się przed wejściem do zamku. Podłoże wyłożone było kryształowymi płytkami, pod którymi krążyły żyły magii, a dookoła niczym żywe rosły krystaliczne drzewa oraz kwiaty. Różane pnącza kryształów owinęły się wokół altanki położonej tuż obok błękitnego stawu o nienaturalnie spokojnej tafli. Wszystko tutaj było przepełnione magią, jednak w istocie takie…sztuczne, puste, wręcz martwe.
Pałacowi strażnicy w kryształowych zbrojach zasalutowali.
- Czy wszystko tutaj jest z kryształu? – zapytał elfa, kiedy minęli olbrzymią fontannę pośrodku ścieżki, z której wyrastał posąg władcy miasta.
- W końcu to Kryształowe Królestwo, czyż nie? – odrzekł mag z lekkim uśmiechem – Te kryształy nie są byle jakimi. Posiadają możliwość gromadzenia energii magicznej i jej powielania. Pobierają moc z żyły magii, na której znajduje się zamek, przez co można powiedzieć, iż wszystko, co nas otacza to magia. Gdyby znalazła się istota zdolna uwolnić nagromadzoną tu moc, pół kontynentu zamieniłoby się w krater.
Szayel spojrzał na kryształ, po którym stąpał. Czuł moc położoną głęboko po nim. Biła niczym serce. Wołała. Czysta, olbrzymia potęga. Gdyby tylko mógł się znaleźć na samym dnie i zanurzyć swą świadomość w tym nośniku potęgi…tak moc nie mogła się marnować. Kiedyś będzie trzeba zrobić z niej użytek.
Wejście do zamku otworzyło się przed nimi. Zanurzyli się w korytarzu skapanym w niebieskim blasku. Szerokie przejście ciągnące się niemalże w nieskończoność z mnóstwem drzwi, zakrętów i sal. Wszystko z kryształu. Gładkie ściany zdobione obrazami, posągami i innymi dziełami sztuki. Krzyżowe sklepienie wspierane przez arkady kolumn porośniętych kryształowymi różami. Wszędzie stali strażnicy, pędzili gdzieś dworzanie lub szli pewnym krokiem szlachcice. Zamiast iść do wielkich wrót na końcu sami skręcili w prawo, a następnie pokonali schody ku górze, docierając do ślepego korytarza zakończonego drzwiami.
- To komnata Króla Denawetha – oświadczył elf podniośle, dotykając drzwi kosturem, a one uchyliły się leciutko bez najmniejszego dźwięku – Król czeka.
Szayel wszedł do środka. Pomieszczenie miało kształt koła i było doprawdy olbrzymie. Nie był pewien, czy nie zostało zaklęte magią przestrzeni, aby zakrzywiać pojęcie przestrzeni i tworzyć je większym niż w rzeczywistości. Kryształowe ściany zbiegające się ku olbrzymiej kopule zdobione były w całości płaskorzeźbami. Stanowiły dzieła sztuki same w sobie. Posadzka ukazywała skomplikowane malowidło, a w kącie pomieszczenia siedziała na fotelu przed kominkiem jakaś postać.
- Król Denaweth, jak mniemam – odezwał się, kłaniając, choć dziwnie się czuł robiąc to do kogoś, kto siedział do niego plecami – To dla mnie wielki zaszczyt.
Sylwetka podniosła się z fotela, odkładając na stoliczek ciężką księgę. Mężczyzna odwrócił się ku niemu. Oblicze króla było nieskalane i piękne. Pociągła, smukła, o szlachetnych rysach twarz i długie, złociste włosy podobne do Szayela. Władca Kryształowego Królestwa miał na sobie kunsztowną szatę zdobioną haftami i wytykaną drogimi klejnotami, a na głowie diadem z trzema magicznymi klejnotami.
- I mnie jest miło z tobą móc rozmawiać, Szayelu Pelagiusie – rzekł król, wykonując zapraszający gest – proszę, usiądź ze mną i porozmawiajmy o pewnych sprawach.
Szayel zrobił jak mu polecono i usiadł naprzeciwko króla w wygodnym fotelu obok kominka, z którego buchał zimny, niebieski ogień.
- Rozumiesz, że mieliśmy wyboru – zaczął król, patrząc w ogień swoimi błękitnymi oczami – Zniszczenie gospody, śmierć naszych obywateli no i huk, od którego padły szyby w pobliskich kamienicach. Musieli zareagować, aby opinia publiczna nie zarzuciła nam bierności.
Uśmiechnął się, machnąwszy dłonią.
- Naturalnie, Wasza Wysokość. Miałem okazję za to zwiedzić jakże wspaniałe lochy Waszej Miłości.
Król uśmiechnął się, ukazując śnieżnobiałe, proste zęby. Był naprawdę pięknym mężczyzną, tak, pięknym, nie przystojnym, choć i tak można było go określić. Otaczała go potężna aura magii, jednak Pradawny czuł, że nie pochodzi od niego…nie w całości. Był chroniony mocą wielu magów, wielu zaklęć i rytuałów. Z pewnością mógł czerpać moc prosto z żył magii, na których wznosił się zamek.
- Słyszałem, że pragniesz tytuły szlacheckiego w zamian za nawiązanie z naszym państwem porozumienia – powiedział władca, biorąc do dłoni filiżankę z niebieskim płynem o zapachu róż - Mogę zapytać, czemu?
Spuścił uniżenie głowę, przymykając oczy.
- Chciałbym coś zmienić…mieć możliwości zmian i nie uchodzić za… - przerwał, szukając odpowiedniego słowa – Tyrana. Osobę samowolną. Nie pragnę władzy, w rzeczywistości pragnę, by mną władano.
Oczy króla zalśniły.
- Władano? – powtórzył z zainteresowaniem zza filiżanki – Tobą? Pradawnym? Szayelm Pelagiusem z rodu Czarodziei o najczystszej krwi, będących bohaterami ludzkości?
Na wspomnienie o zasługach rodu Pelagiusów Szayel uniósł wymuszenie kąciki ust do góry.
- W pewnym momencie życia należy poddać się nurtowi wydarzeń i wraz z nim zmieniać świat na lepsze. Sprzeciw jest głupotą młodych. Bunt domeną głupców.
Władca umilkł, stukając palcami miarowo o pobliski stoliczek z kryształowym dzbankiem.
- Unikasz odpowiedzi. Powiedz wprost. Czemu pragniesz dołączyć do elfiej szlachty, a nie dla przykładu szlachty ludzi? Tam przyjęliby cię z otwartymi ramionami. Potomek Pelagiusów, obrońców ludzkości…
- Ludzie nie spełniają moich…wymogów i oczekiwań – odparł z uśmiechem – Twoja rasa zaś władco. Magicznie uzdolniona o umysłach zdolnych do szerokiego spojrzenia na przyszłość świata. To zupełnie co innego. To wyższa ewolucja. Lepsza doskonałość.
Denaweth wbił w niego uważne spojrzenie swych oczu, w których tliła się czysta magia.
- Podoba mi się twój pogląd na pewne sprawy – stwierdził pokrótce – A więc, co chcesz stworzyć? Co chcesz zmienić?
- Mam zamiar utworzyć organizację dla wszystkich istot magicznych – wyjawił , unosząc wzrok, a w jego głos zabrzmiała niebywała pasja - Organizację wyzwoloną. Bez ograniczeń w badaniu arkan mocy. Organizację, która pomagałaby światu zmieniać go na lepsze. I zamierzam na początku wspomóc ciebie, Wasza Wysokość.
Elf wstał, wyciągając ku niemu dłoń.
- Podoba mi się twoja myśl, Szayelu. Twoja organizacja mogłaby pomóc naszemu królestwu w wielu sprawach…odzyskać dawno utraconą wiedzę, wesprzeć nas w chwilach trudu – Umilkł na moment, ponawiając doniośle – Hrabio Szayelu. Kryształowe Królestwo liczy na ciebie i twą organizację.
Szayel wstał, kłaniając się z pokorą i całkując dłoń władcy.
- To zaszczyt móc ci służyć, Panie.
Król nachylił się nad nim, szepcząc mu do ucha swoim ciepłym, mającym woń kwiatów głosem.
- Za służbę czeka nagroda, za brak pokory… – oczy elfa skierowały się na niego, mając w sobie demoniczne ogniki – Kara.
Szayel odwzajemnił ukryte spojrzenie, uśmiechając się.
- Twoja wola jest dla mnie rozkazem…Panie.
Awatar użytkownika
Rennkar
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rennkar »

Owo ulotne i złudne wrażenie empatycznego tańca jak się okazało było jedynie jednostronne. Szayel pogrążony w swoich dążeniach i drążony odrzuconymi z dawna uczuciami okazał się gorszym partnerem do konwersacji niż można było jeszcze przed chwilą sądzić. W każdym jednak razie Nemorianin związał się z owym Pradawnym na dobre i na złe, co prawda nie mając zbyt wielkiego wyboru w tej kwestii jednak koniec końców nie było to w żadnym stopniu znaczące. Musiał za nim podążać, dlatego w milczeniu poddał się woli towarzysza. Wracając do świata fizycznego i na życzenie rozwiewając pył wcześniej ukazujący zarys jego dawnej postaci.
Już chciał ruszyć za Szayelem który opuścił wraz z elfem komnatę lochu gdy jego zmysły zarejestrowały nagły wzrost czynnika chaosu w otaczających go schematach. Runy rozwiały się w karmazynowy pył wirujący w pewnym określonym rytmie i wzorze bazującym na ich pierwotnych liniach. Niesamowicie skomplikowane trójwymiarowe fraktale otoczyły go w absolutnej ciszy hipnotyzując głęboko ukrytą prawidłowością skrywaną pod pozornym chaosem. Drobinki run dotarły do rdzenia istoty którą się stał rozlewając po nim całym wrażenie ciepła i odczucie mocy.
Po chwili było już po wszystkim, runy na ścianach zatraciły moc która cała przelała się w obecną niematerialną formę Rennkara. Już nie tak do końca niematerialną, albowiem w miejscu w którym Nemorianin odczuwał największą koncentrację własnej istoty migotały karmazynowe rozbłyski. Co prawda bardzo delikatne i zdawało by się odległe, ale dla uważnego obserwatora niewątpliwie zauważalne.
Teraz jednak posilony niezwykłą porcją mocy i czegoś jeszcze, jakiegoś wzoru którego nie pojmował w całości a który stał się integralną częścią jego struktury Demon nie miał najmniejszych problemów z manipulacją otaczającej go przestrzeni. Którą to przecięły niematerialne filtry ukrywające owe ogniki przez blokowanie widma światła jakie emitowały. Było to stosunkowo proste rozwiązanie, możliwe do zastosowania dzięki ich niezwykłej barwie.
Wchłonięta moc glifu wiązała go z Szayelem w jakiś niepojęty sposób pozwalając Nemorianinowi wyczuć którędy ów Pradawny szedł i gdzie mniej więcej się znajdował.
Dogonił dwójkę magów tuż przed wejściem do pałacu przemykając wraz z nimi poprzez potężna magiczne osłony punktowo rozpraszane specjalnie dla nich i zatrzaskujące się zaraz po przejściu. Powietrze dosłownie wibrowało od mocy w niektórych miejscach burząc się gdy natrafiało i przepływało poprzez potężne tarcze w innych zaś zwyczajnie nasiąkając niesamowitą aurą tego miejsca i niezwykle bogatych magicznych żył przecinających te tereny.
Same kryształy były niesamowicie skomplikowanymi tworami których większe fragmenty przypominały mniejsze per infinitum, a przynajmniej tak daleko jak był to w stanie śledzić zajęty pozostawaniem tak blisko aby nie zostać wykrytym zarazem łapiąc się w sferze otwieranych przesłon Demon.
Rozpoznawał i analizował dokładnie fale rozchodzące się w powietrzu, te towarzyszące rozmowie owej dwójki jak i inne świadczące o dalszym życiu pałacu i miasta.
Przemykając przez sam pałac podziwiał głównie sam kryształ będący arcydziełem nad arcydziełami, jego piękne formacje stanowiące ściany i sklepienia siedziby władcy Kryształowego Królestwa były tylko nędznym odbiciem owej nieskończonej wewnętrznej organizacji.

Sala tronowa w jego oczach rozbłysła tysiącami zmiennych i fluktuacji. Zagięcia przestrzeni niczym mistrzowskie pociągnięcia pędzlem lekko szalonego artysty zdobiły ją, w jego oczach dopełniając harmonii całości. Dwanaście z nich zapętlając się spiralnie otaczało podium i tron władcy. Zaciekawiony Nemorianin zaczął od sondowania owych tworów wpuszczając do środka, delikatnie z chirurgiczną wręcz precyzją własne mini-dystorsje których emanencje pozwalały mu rozpoznać dalsze struktury - odsyłając zwrotnie różne ledwie rejestrowane sygnały zależnie od tego co je otaczało. W każdym z zagięć niewidocznym z przeszło 359 stopni znajdował się skupiony mag mogący samemu bez przeszkód obserwować całą komnatę. Wraz z podejściem Szayela w pobliże króla powierzchnie zakrzywień przecięły mniejsze zaburzenia które w opinii Nemorianina służyły do powiększenia interesującego strażników fragmentu obrazu.
Najbardziej fascynującym elementem owych tworów był niemal absolutny brak magii który je charakteryzował. Niewątpliwie do ich utworzenia potrzeba było jej potężnych dawek, jednak niesamowity kunszt twórców pozwolił na zakotwiczenie owych straszliwych zakrzywień przestrzeni w ledwie ułamkach, okruszkach mocy które wydawały by się na zdrowy rozum do tego niezbędne.
Dodatkowo faktycznie, tak jak podejrzewał Pradawny przestrzeń dookoła w prosty i rzucający się w oczy dla osób znających się na tym sposób została znacząco powiększona niemal przytłaczając obecnych samą swoją nienaturalną rozdętością.
Rennkar chwilę swobodnie wędrował po komnacie unikając ruchomych pływów zakrzywień przestrzeni dzielących ją na sekcje i osłaniających tron ze wszystkich stron. Mimo, że niewidzialne gotowe były odgiąć niemal każdy magiczny czy też konwencjonalny atak wymierzony w króla. Ogrom zabezpieczeń zrobił na demonie całkiem spore wrażenie, szczególnie gdy doda się do tego wcześniejsze środki obronne otaczające cały zamek. Aby się przedrzeć przez ich sumę potrzeba by całego oddziału magów, mistrzów z niemal wszystkich dziedzin.
Gdy jego towarzysz zakończył skończył swoje kwestie w tej sztuce którą sam reżyserował Nemorianin postanowił rozegrać kilka własnych kart, odrobinkę niezgodnie z zasadami co prawda. Ale im dłużej przebywał z tym pradawnym tym bardziej lekceważącego nabierał do nich stosunku.

Na prawo od Szayela znikąd zmaterializowała się dawna postać Rennkara. Teraz jednak złudzenie było idealne w każdym aspekcie. Laska z cichym stukiem opadła na kryształ posadzki a sam Nemorianin ukłonił zaskoczonemu elfiemu królowi.
- Wasza wysokość - Zaczął głębokim pełnym szacunku głosem - Niech owa dwunastka się wstrzyma, gdyż nie mam wrogich zamiarów. Przybyłem tutaj jako... Premia, dodatek. Przez pewien dziwny zbieg okoliczności związany z twoim głównym gościem.
Król uniósł dłoń wstrzymując gotowych do interwencji, nadal ukrytych strażników i z ukosa zerkając na Szayela skupił wzrok na nowo przybyłym.
- Wasze zabezpieczenia są doprawdy imponujące, a owe nisze zakrzywionej przestrzeni... Nigdy nie spotkałem się z tak mistrzowską obróbką przestrzeni zakotwiczoną w tak skromnym źródle. Niesamowite, zaiste niesamowite. Wasz ród, jak to pochlebnie ujął mój... Towarzysz? Szayel, ma zaiste znaczną przewagę nad innymi. W tej kwestii niewątpliwą. Nie pojawiłem się tutaj jednak wychwalać was, ani składać Ci hołd Wasza Wysokość, jeśli naturalnie wybaczysz mi ta zuchwałość. Chciałem raczej wskazać na pewien element waszej umowy które mnie samego, osobiście interesuje. Otóż Gildia, Gildia Magii... Twór ten aby dobrze funkcjonował musi być całkowicie niezależny od jakiegokolwiek władcy. Absolutnie eksterytorialny nie kojarzony z nikim oprócz samej siebie. Musi stać się symbolem samym w sobie, wówczas będzie mogła zarówno samemu odpowiednio funkcjonować jak i właściwie wspomagać swoich protektorów i sponsorów. Rozumiesz Wasza Wysokość jak mniemam o co mi chodzi? Neutralność jest przyjemną, zwiewna ochroną, przykrywką pod którą każdy z zainteresowanych może osiągnąć dokładnie to co będzie chciał. - Nemorianin zamilkł z szacunkiem schylając głowę i czekając na reakcję króla.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Szayel z trudem powstrzymał gniew, który w nim wezbrał niczym sztorm, gdy Nemorianin ukazał się oczom króla. Przecież wydał mu wyraźne polecenie! Miał się nie pokazywać. Nie reagować. Nic! A tymczasem on jakby nigdy nic pojawiał się i zaczynał swój wywód!
Mimo to nie pozwolił poznać po sobie wzburzenia. Jego twarz zachowała swój naturalny wyraz, a gdy król spojrzał na niego z zapytaniem, uśmiechnął się.
- To mój przyjaciel, Wasza Wysokość – powiedział i wskazał Nemorianina, wyczuwając w nim zmianę.
Struktura energetyczna demona zmieniła się…ustabilizowała, wzmocniła, lecz jednocześnie…związała z nim? Tak, Szayel czuł dziwne fluktuacje, które rozbrzmiewały w jego podświadomości, jednak nie pochodziły od niego, a od Nemorianina. On…miał w sobie jego moc! Tak, Nemorianin związał się z jego magią, ha! Nie miał pojęcia, jak do tego doszło. Być może była to zasługa glifu, a może tylko zbieg okoliczności. W każdym razie, nie mogło stać się lepiej. Teraz Nemorianin był od niego uzależniony, nie zniewolony, nie, wciąż mógł mu się przeciwstawić, co zresztą robił, lecz uzależniony. Stali się związani ze sobą z tą różnicą, że mógł istnieć bez Nemorianina. Ten bez niego, nie.
- Proszę mu wybaczyć te mocne słowa i sprzeciw.
Elf uniósł dłoń, nakazując milczenie. Usłuchał się króla, przełykając gorzką pigułkę ze sztucznie spokojnym grymasem na twarzy. W tej sytuacji nie miał innego wyboru. Mądry rezygnuje ze swej dumny. Tylko głupieć o nią walczy nawet wtedy, gdy ma na szyi ostrze miecza.
- Jesteś Nemorianinem, prawda? – zagadnął władca, zbliżając się do Rennkara, którego sylwetka przypominało prawdziwą, fizyczną powłokę – Jednak nie jesteś żywy, czyż nie? Wiąże cię potężna magia z… - elf spojrzał na Szayela stojącego z boku – Z hrabią Szayelm.
Pradawny skinął głową.
- Tak, Wasza Wysokość. Wyrwałem jego ducha z krainy śmierci i nadałem kształt.
- Skoro wykrył nasze zabezpieczenia musi być bardzo wyczulony na magię – elf przymknął oczy, jakby badając coś swym umysłem – Nemorianin ma niezwykle rozwinięte zmysły magiczne, jednak sama jego moc nie jest już tak imponująca. Ciekawe…podróżnik astralny?
Otworzył oczy, machnąwszy dłonią.
- To bez znaczenia – mruknął, wbijając uważne spojrzenie w Rennkara – Masz poniekąd rację, demonie. Ta organizacja…ta gildia magii, jak ją nazwałeś, powinna stać się symbolem. Symbolem w samym sobie, by zwabiać młodych, utalentowanych użytkowników magii. Gdyby jawnie kojarzyła się z moim królestwem…mogłaby stracić.
Król wrócił na swoje miejsce w fotelu, nakazując dwójce usiąść obok niego. Gdy tak się stało, przeniósł wzrok na Szayela.
- Twój przyjaciel ma chyba bardziej przebiegły umysł niż ja i ty, hrabio.
Pradawny burzył się wewnątrz, jednak nie drgnęła mu nawet brew. Skinął głową uniżenie, przykładając dłoń do piersi.
- Jak najbardziej, Wasza Wysokość. Ma niezwykle bystry umysł.
Władca pokiwał głową z zadowoleniem słysząc słowa Pelagiusa.
- Dobrze, im więcej takich umysłów, tym lepiej dla waszej organizacji – Zerknął na niebieskie płomienie strzelające w kryształowym kominku – A to dobrze, gdyż wiążę z nią wielkie nadzieje. Jak samemu powiedziałeś, Nemorianin. Neutralność zapewnia przyjemną ochronę. Nikt nigdy nie wie, kto i jak – Pochylił się w fotelu, wskazując mężczyznę – Jednak nie bądź takim idealista, demonie. Powinieneś wiedzieć, jak to działa. Nie pragnę władzy nad waszą organizacją. Chcę tylko, byście mieli mnie na uwadze przy zawieraniu różnych kontraktów z władcami innych państw.
Nim Nemorianin zdążył się odezwać, Szayel uśmiechnął się, mówiąc przemiłym głosem.
- To oczywiste, Wasza Miłość. Zły to pies, co karmiącą go rękę gryzie.
Król zaśmiał się głośno.
- Mądre słowa, hrabio Szayelu, bardzo mądre słowa.
Szayel kątem oka widział spojrzenie, którym obdarzył go Nemorianin. Zlekceważył je jednak. Dumna to głupota. Wszyscy śmiertelnicy byli tacy sami – zależało im na władzy. Niech król uwierzy, że ją nad nimi ma. Niech straci czujność, niech sądzi, że nimi kontroluje niczym własnymi marionetkami. A gdy opuści gardę…pożałuje tego. On, Szayel, dążył do perfekcji. Nic dla niego nie znaczyły wartości panujące wśród śmiertelników. Naginał je do własnych potrzeb. Sypał nimi w oczy niczym piachem. Pozwalał swym przeciwnikom triumfować i wyzywać go od najgorszych…w rozrachunku to jednak on wychodził zwycięski.
Takim sposobem przeżył tysiąc lat. Żyjąc niczym wyrzutek. Przeskakując z wartości do wartości. Składając przysięgi i łamiąc je bez chwili zastanowienia. Ten świat był zepsuty, a więc nie było w tym niczego dziwnego, że i on poddał się temu zepsuciu. Skoro same dzieci Prasmoka poddały się tym prymitywnym instynktom, to czemu i on nie miał? W ten sposób wyzwalał swego ducha. Niszczył go zepsuciem drążącym wszechświat jak robak zgniłe jabłko, aby w przyszłości narodzić się na nowo. Doskonałość można osiągnąć, bowiem tylko kosztując mroku jak i światła.
Czy jego winą jest, że mroku było więcej? Że tylko w nim się kryjąc można przetrwać? Bohater co sam ginie ratując innych jest głupcem. Lepiej przetrwać jako złoczyńca i skazać świat na zagładę, niż samemu poddać się śmierci. Tak, śmierć jest testem. Ci, co jej umkną okazują się godni. Godni perfekcji.
- Organizacja potrzebuje zaplecza finansowego – powiedział po chwili ciszy – Samemu mógłbym wykorzystać swoje fundusze, lecz…
- To żaden problem – Król pstryknął palcami i w jego dłoni pojawiło się magiczne pióro oraz papirus – Niniejszym wypisuję ci Szayelu oficjalne przyznanie tytułu hrabiego. Stajesz się tym samym członkiem wyższej szlachty Kryształowego Królestwa. Otrzymujesz posiadłość oraz wynagrodzenie. Masz prawo przymusem wcielać do swej służby mieszkańców nieposiadających tytułu.
Władca machnął jeszcze raz piórem robiąc wiążący podpis, podając papirus Szayelowi, który przyjął go z wdzięcznością.
- Obiecuję wiernie służyć tobie i twemu państwu, Wasza Wysokość – rzekł z pokorą.
Król spojrzał na Nemorianina pogrążonego w zadumie.
- A ty, magu? Czego pragniesz?
Awatar użytkownika
Rennkar
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rennkar »

Posmak gniewu Szayela który to nie mógł zostać okazany w obecności władcy był... Intrygujący. Nemorianinowi bardzo podobała się obecna sytuacja, choć na zadowolenie niczym odległa chmura gradowa cień rzucała świadomość, iż z istotą którą właśnie zirytował może być związany głębiej niż podejrzewał. W końcu glif był jego autorstwa, umiejętność wyczuwania obecności prastarego musiała mieć jakieś dalsze implikacje. W każdym razie uważnie wysłuchał słów króla milcząc aż do momentu w którym ów zwrócił się bezpośrednio do niego.
- Wasza Wysokość, jesteś dziś drugą osobą zadającą mi to pytanie. Wychodzi na to, że koniec końców wszystko rozbije się właśnie o Gildię. Jedyne o co śmiałbym prosić Wasz Majestat to staranne przemyślenie uwag które na wstępie podałem, co zresztą uczyniłeś Królu. Oraz przyzwolenie na ich wprowadzenie w życie gdy organizacja zacznie się tworzyć. Wydaje mi się również, że żadna charytatywna pomoc ze strony Kryształowego Królestwa nie została by odrzucona a wszelkie rady które moglibyśmy otrzymać od waszych magów Waszej Wysokości były by dla nas wprost bezcenne. Tak jak dostęp do księgozbiorów aby mądrość twojej, królu, rasy mogła oświetlić drogę u temu celowi który wspomoże nas wszystkich - Nemorianin mówił cicho i spokojnie, z wyraźnym szacunkiem spoglądając jednak w oczy króla i nie okazując przesadnej służalczości. Balansował niemalże na samej granicy konwenansów zarazem nie naruszając żadnego w zbyt znaczącym stopniu.
- Było by dla mnie wielkim zaszczytem móc spotkać się z osobą której kunszt może być obserwowany w tej sali. Ten poziom manipulacji przestrzenią, nigdy nie sądziłem, że jest możliwy na stałe! - Powiedział już bardziej swobodnym tonem, ożywiony gdy przerzucił się na bliższy swojemu sercu temat i wskazując szerokim gestem na jedną z dystorsji ukrywającej maga-strażnika - Tego typu misterne arcydzieło było by bez wątpienie zaiste godnym ukoronowaniem przyszłej siedziby głównej gildii. A sama ta metoda kotwiczenia... Gdy pomyśleć jakie efekty magiczne za jej pomocą włączyć w strukturę gmachu gildii gdy ta powstanie... W końcu będzie musiała mieć siedzibę która podbuduje jej status. Obawiam się, że przynajmniej w początkowej fazie na tym właśnie będzie trzeba Wasza Wysokość polegać. Na iluzji siły i potęgi którą później zastąpi jej prawdziwy odpowiednik. Nie tylko ze względu na to, że ludzie uwierzą... - Rennkar zdecydowanie był bardzo ożywiony, referował swoją wizję z pasją. Niemalże się przy tym zapominając.
- Ale to na razie pieśń przyszłości. Jako nieproszony gość i tak za wiele czasu tego spotkania zająłem. Więc, jeśli nie miałbyś Wasza Wysokość nic przeciwko temu pozostawię prowadzenie rozmowy Szayelowi - Tutaj skinął głową swojemu towarzyszowi samemu sprawiając, że projekcja jego istoty wygodniej rozsiadła się na fotelu.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Szayel milczał wsłuchując się w słowa Nemorianina. Cały czas obserwował twarz króla, która tylko parę razy zmieniła swój wyraz. Elf wpatrywał się w Rennkara z uwagą, gładząc długimi palcami w zamyśleniu brodę.
- Naturalnie, pomogę wam w budowaniu waszej gildii, lecz nie ma niczego za darmo – odpowiedział z uśmiechem, biorąc w dłoń filiżankę z napojem – Udostępnię wam nasze księgozbiory, ale tylko wtedy, gdy odzyskacie dla mnie Księgę Zapomnianej Elfiej Magii. To bardzo cenny wolumin, który niestety zaginał wiele lat temu – Król przerwał, kosztując niebieskiej cieczy – Należał do jednej z najcenniejszych ksiąg. Opisywał ułamek wiedzy Starożytnej Magii Elfów;
Król odłożył naczynie, marszcząc nieznacznie brwi.
- Straciliśmy księgę podczas buntu naszego poprzedniego nadwornego maga. Okazało się, że współpracował z nieumarłymi – prychnął, wykonując dłonią gest pełen odrazy – Anum, bo tak się zwał, uciekł do Świata Ducha. Było to pięćdziesiąt lat temu.
- Kraina Ducha – powtórzył Szayel, wspominając swoje podróżne po eterycznych planach pełnych dusz. Wędrował w poszukiwaniu boskich wymiarów, jednak gdy już wyczuwał pierwiastek boskości, gubił się i zaczynał od nowa. Teraz miał większe doświadczenie, mogłoby się udać. Nawet jeżeli ten Anum uciekłby do najodleglejszych sfer, to i tak by go dopadł.
- Pomożemy, Wasza Wysokość – odparł pokornie – Anum nie umknie przed karą.
- Bardziej niż ona interesuje mnie księga – syknął władca – Liczy się tylko księga. Tylko ona. Bez niej nasza rasa nie odtworzy zapomnianej wiedzy – przerwał na moment – Co do magii przestrzennej i projektowania pomieszczeń…sądzę, że hrabia Szayel zna się na tym wystarczająco, czyż nie?
Szayel przyłożył dłoń do piersi.
- Pochlebia mi Wasza Wysokość, jednak i ja będę potrzebować ksiąg opisujących najwyższe arkana tej dziedziny, by móc zaprojektować podobne pomieszczenia.
- Dobrze, dostaniesz je, a teraż jeśli to wszystko… – Król wstał, a za jego przykładem poszedł Szayel wraz z Nemorianinem – Opuszczę was Panowie. Hrabio, magu.
Mówiąc to skinął głową ku każdemu z nich i wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając dwójkę sam na sam.
Gdy Pradawny był pewien, że nikogo nie ma w pobliżu, mocą umysłu zamknął drzwi i spojrzał na Nemorianina.
- Miałeś się nie wychylać, oh, na bogów! – warknął pod nosem, tupiąc noga o posadzkę niczym dziecko, co nie dostało lizaka - Owinąłbym go sobie wokół palca, gdyby nie twoje idealistyczne gadki.
Zaczął chodzić w kółko, zatrzymując się gwałtownie pośrodku komnaty i przykładając teatralnie palce do czoła.
- Przynajmniej to, co najważniejsze już jest załatwione – szepnął do siebie, zupełnie ignorując obecność Rennkara – Mam tytuł. Teraz powinno być z górki. Założenie gildii to jedynie kwestia czasu i wypełnienia odpowiednich dokumentów. Nim to jednak nastąpi…
Ruszył przed siebie, rzucając do Nemorianina.
- Za mną.
Wykonał krok i właśnie unosił nogę, by zrobić kolejny, lecz to nie nastąpiło. Rozpłynął się w wessany przez niewielką czarną wyrwę w powietrzu, która zakrzywiła dookoła siebie przestrzeń, porywając go i Rennkara w chaotyczny wir portalu. Następnie szczelina jak szybko się pojawiła, tak samo zniknęła, wydając z siebie jedynie mistyczny dźwięk.
- Należy odszukać Akkarina, Hergana oraz Andarysa – mówił do Nemorianina. Znajdowali się w wąskim przejściu portalu przypominającego tunel, zakończony jasnym punktem światła. Wszystko wokół spowijał mrok przecinany pasmami srebra, poruszającym się naprzeciw ich kierunkowi ruchu w oszałamiającym tempie. W efekcie czego pasma te zamieniały się w słabe punkciki srebrzystego blasku.
Przeczesywał umysłem całe Kryształowe Miasto w poszukiwaniu aury pasującej do tej u Akkarina lub Hergana. Bardzo szybko odkrył miejsce, w którym znajdował się Nemorianin oraz Mroczny Elf. Była to jakaś ponura rudera. Idealne miejsce na kryjówkę, choć zbyt oczywiste.
- Zaraz spotkasz jednego ze swych pobratymców – rzekł do Rennkara, siłą woli otwierając portal wyjściowy – Jesteśmy…
Akkarin oraz Andarys poderwali się gwałtownie w momencie, kiedy tuż przed nimi pojawiła się czarna szczelina. Zawisła na moment w powietrzu niby coś sondujący, by po sekundzie rozerwać się na dwie połówki z przerażającym piskiem. Ich oczom ukazało się mroczne przejście, z którego buchały fale negatywnej energii, wypływając z wnętrza niczym podmuchy wiatru. Akkarin jako pierwszy wyczuł aurę Szayela i nakazał dłonią mrocznemu odłożyć broń..hmm, a przynajmniej to, co z niej zostało.
Pierwszy wyszedł Szayel, uśmiechając się w swój charakterystyczny sposób pełen wyższości, tajemniczości i intymności. Jego szata załopotała niczym jakieś zwierze, a samemu wykonał ekspresywny, sztuczny ruch dłonią, odgarniając długie włosy.
- Wróciłem z nowym towarzyszem.
Z przejścia wyłonił się Rennkar i obdarzył dwójkę badawczym spojrzeniem, zawieszając wzrok na Akkarinie, na co on zareagował lekkim zdziwieniem. Natychmiast rozpoznał w nim swojego pobratymca.
Awatar użytkownika
Rennkar
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rennkar »

Jakże jednak dziwnego pobratymca. Na kosturze emitującym dookoła świetlne ogniki zaciskała się sękata, starcza niemal ale wciąż potężna dłoń. W cieniu kaptura zaś ukrywała twarz, której jedyny, lekko widoczny element - podbródek sugerował iż w swoim całokształcie się nie wyróżnia - również pokryta jest śladami znaczącymi upływ czas, wpływ entropii.
Awatar Rennkara skinął głową dwójce obecnych.
- Rennkar Anamori Nereferezi - przedstawił się krótko po czym zamarł w bezruchy wskazującym na zbędność jakiegokolwiek działania na tej płaszczyźnie.
Istota Demona zatańczyła dookoła budynku konstruując kilka zmyślnych zapór wchłaniających wypowiedziane słowa i błyski światła dochodzące z niego dochodzące. Jak też zabezpieczające go przed jakimikolwiek intruzami a w każdym razie stworzyła środki alarmujące o ich obecności.
- Otoczyłem budynek szeregiem barier, możemy rozmawiać swobodnie - Powiedział po chwili po czym spojrzał w oczy drugiego Nemorianina i w sposób niezauważalny dla kogokolwiek poza czasem i przestrzenią przeniósł część ich umysłów do właśnie powstającej płaszczyzny. Oni sami nadal znajdowali się w budynku mogąc podjąć interakcje z innymi lecz teraz zyskali dodatkową oś porozumienia.
Takie wykorzystanie języka umysłów pomiędzy dwoma posiadaczami tej umiejętności przypominało wcześniejszą rozmowę z Szayelem jak karabin przypomina kamienny topór - funkcją i niczym innym.

Rennkar przywołał wizję zrujnowanej i pustoszonej wiecznym magicznym kataklizmem otchłani. Po czym postawił jedno proste pytanie od którego w jego relacji z tym Nemorianem zależało wszystko.
- Co widzisz? - Obaj widzieli, że nie chodzi mu o prostą odpowiedź.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Pojawienie się Szayela zdziwiło Akkarina, aczkolwiek nie imało się to do obecności jego rodaka. Nemorianin. Nawet znał jego ród, choć w zasadzie rozpoznawał większość rodów Nemoriańskich. Obserwował jego poczynania podczas budowy barier, wsłuchiwał się w jego aurę. Rennkar był zupełnie inny niż większość ich rasy. Wydawał się... Stary... Połączenie mentalne lekko zdziwiło demona, widać nie wszystko co miało zostać powiedziane, powinno dotrzeć do uszu elfa i pradawnego.
Wizja Otchłani, zniszczonej zasmuciła Akkarina. Spojrzał na mentalną wizję drugiego nemorianina, gdy ten zadał pytanie.
- Co widzę, pytasz? Krainę zniszczoną przez głupotę dawnych nemorian. Przez ich beztroskę. Widzę krainę, którą należy odbudować... Czy widzisz to samo, Rennkarze?

Poza ich mentalnym połączeniem również nie zamierzał milczeć.
- Widzę, że ciebie Szayelu nie trzeba ratować. To dobrze, gdyż mogę zachować moc na kolejne starcie z wysłanymi by cię zabić magami...
Awatar użytkownika
Andarys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Andarys »

Elf zamrugał. Właściwie to podejrzewał, że mag sam się wyciągnie, ale i tak poszło mu szybciej niż Andarys mógł przypuszczać. Jedynym minusem tego wszystkiego był fakt, że Szayel znalazł sobie nowego znajomego, zapewne również parającego się magią. Ba, to bardziej niż pewne. Mroczny usiadł znów, krzyżując nogi. Wyprostował się, po czym spod przymrużonych powiek spojrzał na gościa, który obecnie skupił swoją uwagę na Akkarinie. Podczas obserwacji siedział nieruchomo, zastygłszy w miejscu przypominał posąg z ciemnoszarego kamienia. Nie odzywał się, sprawiał nawet wrażenie, jakby nie oddychał. W ten dosyć cudaczny sposób odpoczywał, jeżeli aktualnie nie mógł spokojnie zasnąć. Andarysa satysfakcjonował fakt, że nikt z obecnych nie zwraca na niego większej uwagi, zupełnie jak na konia stojącego pod ścianą.
Z tym towarzystwem elfa trzymały tylko pieniądze. Nie znosił magii przez to, co zrobiła z jego życiem, więc samych magów nie znosił tym bardziej. Swego czasu nawet chciał stać się takim, jak oni. Niestety nieważne, jak by się starał, wszystkie wysiłki i tak szłyby na nic z pewnego zasadniczego powodu.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Westchnął, odrzucając włosy teatralnym gestem. Gdy usłyszał Akkarina, zaśmiał się tylko dźwięcznie pod nosem.
- Sądzę, że sobie poradzę, Akkarinie.
Spojrzał na mrocznego elfa, który siedział pod ścianą ze skrzyżowanymi nogami. Przypominał posąg. Nawet jego nozdrza się nie rozszerzały podczas brania wdechu. Podszedł do niego powolnym krokiem, zatrzymując przed elfem. Całkowicie go zasłaniał. Chociaż mężczyzna był od niego masywniejszy i silniejszy, siedząc w takiej pozie, wydawał się mniejszy. Kucnął przed nim.
- Jesteś słaby, elfie – powiedział do niego półszeptem, przejeżdżając palcem wskazującym po szarym policzku mężczyzny – Twój umysł jednak taki nie jest. Masz pewien potencjał, nie licz na wielką moc, ale zawsze… Zawsze możesz się czegoś nauczyć. – Złapał kosmyk jego włosów, pocierając delikatnie palcami. - Twoja rasa jest magicznie uzdolniona, a jeśli nie…
Uśmiechnął się, ukazując śnieżnobiałe zęby.
- Zawsze możesz mi się przysłużyć w inny sposób. Wiedz jednak, że złączyłeś się ze mną na… długi czas.
Dotknął napierśnika elfa, za którym wisiał amulet nasączony jego własną mocą. Nie dawał mu on kontroli nad mrocznym, nie, nic z tych rzeczy. Zasiał jednak w nim ziarno. Andarys będzie od tej pory dręczony wewnętrznym głosem. Głosem, który on kontrolował. Naturalnie elf może się opierać, może go ignorować, ale wyrzuty sumienia będą stawać się z każdą odmową coraz silniejsze. Silniejsze…
Wstał, patrząc na niego z góry.
- Mam zamiar utworzyć magiczną organizację. A ciebie – wskazał na niego smukłym palcem – nie, z ciebie – poprawił się – zamierzam utworzyć moją kartę zapasową.
Imponowało mu opanowanie elfa. Przez ten cały czas, nawet gdy go dotykał, wcale się nie poruszył. Nawet jego twarz nie drgnęła Natomiast w oczach… W oczach tliło się tyle emocji. Ciekawiła go jego reakcja. Jaka będzie. To niczym zabawa w botanika. Obserwowanie reakcji zwierząt. Drażnienie ich, uspakajanie, bawienie… i wyciąganie wniosków.
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quarraena »

Pamiętała słowa Szayela, gdy spytała go o wygląd owego kryształu. "Przypomina krwistoczerwony sopel lodu." Wskazówka prawie żadna, gdyż jako skrytobójczyni powinna znać jego dokładne wymiary, kształt i inne, podobne bzdury. Najważniejsze jednak było to, że nie musiała zabijać właściciela owego klejnotu. Choć sądziła, że i tak kilku strażników się napatoczy, więc zamierzała zabrać ze sobą swój arsenał skrytobójcy - garotę, truciznę i sztylety. Wzięła także haki do wspinania się na mury.
Zaczekała, aż nadejdzie noc i pod jej osłoną opuściła kryjówkę, kierując się do pałacu barona. Przemykała uśpionymi uliczkami, stapiając się w jedno z cieniami domów. Jej kroków nie było słychać, nie zaszeleścił nawet jeden liść, nikt nie dostrzegł jej obecności. Uśmiechnęła się lekko, wyczuwając w rękawie znajome ostrze sztyletu. Miała ich przy sobie więcej. Przezorny zawsze ubezpieczony, pomyślała.
Jak wiedziała, pałac miał gorzej ubezpieczone tyły. Do otaczającego go ogrodu wślizgnęła się niezauważona, tuż pod nosami patrolujących posiadłość strażników. Korzystając ze swych gimnastycznych zdolności, wspięła się na mur. Gdy nadchodził jakiś żołnierz, chowała się szybko we wnęce. Wiedziała jednak, że ciemności są teraz jej sprzymierzeńcem, a strażnicy... Strażnicy rzadko patrzą w górę, spodziewając się niebezpieczeństwa jedynie z dołu. I z zewnątrz.
Używają haków, wspięła się na jedną z wież, włączonych do pałacowego kompleksu. Jedyne znajdujące się w niej okno było otwarte, dzięki czemu mogła dostać się do środka. Komnata, w której się znalazła, okazała się pusta. Chyba służyła za graciarnię, gdyż panował tu artystyczny nieład - wiele przedmiotów walało się po podłodze, zaś meble zaniedbane - niektóre były pokryte grubą warstewką kurzu. Nie zastanawiając się nad tym, przeszła do drewnianych drzwi i otworzyła je, z początku niezbyt szeroko, ot tak, żeby spojrzeć, czy nikt nie idzie, potem otworzyła je na oścież.
Przeszła kilka korytarzy, skręcając parę razy i nie zatrzymując się nigdzie. Czuła, że jakiś dziwny głos w jej głowie prosi, by się pospieszyła. Niebezpieczeństwo? Tego nie wiedziała, ale instynkt rzadko kiedy ją zawodził. Zadanie jednak wykonać musiała.
Usłyszała z tyłu kroki; nadchodzili strażnicy. Z przodu, na jej nieszczęście, również rozległo się echo dźwięki, jaki wydają uderzające o posadzkę obcasy. Zastanowiła się gorączkowo, co robić, wreszcie wpadła na pewien pomysł.
Oba oddziały strażników minęły się bez słowa, nie napotykając żadnego intruza. Nikt z oddziału nie pomyślał, by spojrzeć w górę; Quarraena bowiem siłą mięśni przylgnęła do sufitu, wszakże korytarz był tu naprawdę wąski. Uznała to za jedyne wyjście. Zabicie tylu osób nie wchodziło w grę, gdyż wtedy z pewnością zbiegłby się cały pałac. Zeskoczyła na ziemię, dziękując w duchu swojej wytrzymałości i szczęściu, i ruszyła dalej.
Wreszcie nogi zaniosły ją pod drzwi komnaty samego barona, komnaty, w której on sam ukrył osławiony klejnot. Nie podeszła jednak do samego wejścia, kryjąc się za zakrętem. Przed ciężkimi, okutymi żelazem drzwiami stało trzech strażników, rosłych, uzbrojonych mężczyzn. Jednak i na takich miała sposób, spodziewała się bowiem podobnych rzeczy.
Pierwszych dwóch zginęło od jej sztyletów, rzuconych idealnie w ich szyje, jedyne odsłonięte punkty ich zbroi - nie licząc twarzy oczywiście. Trzeciego pozbyła się z pomocą garoty i porzuciła bezwładne ciało. Zaciągnęła szybko wszystkie trzy trupy do najbliższej wnęki, dając sobie więcej czasu na wypadek przybycia kolejnego oddziału - nie zauważą tak szybko przybycia niepożądanej osoby.
Otworzyła szybko drzwi i weszła do pomieszczenia, przygotowując się na ewentualne pochłonięcie magii bądź rzucenie błysku faerie. Nie dostrzegała jednak wciąż większego niebezpieczeństwa, choć wyczuwała ciche drgnienie magii, prawdopodobnie płynącej od kryształu. Niegroźnej jednak. Czyżby baron był takim głupcem?, pomyślała z niedowierzaniem.
Pomieszczenie było puste, jeśli nie liczyć biegnących przez całą ścianę półek z książkami. Z pozoru wydawało się niemożliwością ukrycie tutaj jakiegokolwiek magicznego artefaktu, lecz elfka wiedziała, że to na pewno tutaj. O pomyłce nie mogło być mowy. Kierując się drgnieniem magii, zaczęła wywalać cenne woluminy na podłogę, podejrzewając, że to za nimi ukryto artefakt. Nie myliła się; jej czułe palce trafiły na wypukłość. Czyżby sejf?
Odnalazła dolną, nieco bardziej wysuniętą krawędź owego sejfu i podważyła ją za pomocą ostrza. Drzwiczki z westchnieniem ustąpiły. Elfka nie straciła czujności i dzięki temu natychmiast mogła pochłonąć niewielką ilość magii, którą ktoś zabezpieczył artefakt. Dopiero po wykonaniu tej czynności mogła się uważniej przyjrzeć celowi swojej misji. Miał kolor szkarłatu, jak powiedział jej Szayel, kształtem zaś faktycznie przypominał sopel lodu.
Quarraena uśmiechnęła się ponownie. Sięgnęła po przytroczoną do pasa szmatkę i delikatnie zawinęła w nią kryształ, woląc nie dotykać go własnymi rękami. Schowała go w sakwie, wstawiając na jego miejsce podróbkę, która była zwyczajnym kamieniem, lecz w sposób magiczny przybrała wygląd i barwę artefaktu. Znalazła to niedawno na czarnym rynku, lecz nie przydało jej się to dotychczas. Teraz zaś cieszyła się, że kupiła ten przedmiot.
Zamknęła sejf i umieściła na swoim miejscu powyrzucane książki, dziwiąc się, że jeszcze nie zbiegli się strażnicy. Musiała jednak przyznać, że działało to na jej korzyść, zaś komnatę chciała pozostawić w stanie niby nienaruszonym.
Opuściła wreszcie pomieszczenie, decydując się wrócić tam, skąd przybyła - tą samą drogą. Jednak gdy tylko wyległa na korytarz, poczuła, że już nie będzie tak łatwo.
Została wykryta.
Awatar użytkownika
Rennkar
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rennkar »

Świat umysłu zamarł na chwilę, jakby wstrzymując oddech. Rennkar wejrzał w głąb rozmówcy zbyt natarczywie, ten nagły zryw mógłby zostać poczytany za atak, bowiem dotykał głębszych, prywatnych elementów umysłu Akkarina. Jednakże nie towarzyszyła mu agresja i być może to uchroniło ich przed ewentualną eskalacją.
Najwyraźniej Rennkara bardzo zadowoliło to, co ujrzał. W momencie, w którym umysł drugiego Nemorianina w geście niemal automatycznej obronny począł się zamykać, on sam otworzył swój, rozpraszając wizję Otchłani. Zawiśli w absolutnej ciemności, tylko oni dwaj - zgięty w ukłonie Rennkar i Akkarin stojący naprzeciwko niego.
- Racz mi wybaczyć, musiałem się upewnić - powiedział w ramach przeprosin spokojnym, pewnym siebie głosem. Jednak słowa te były niczym nieistotna kropla w morzu komunikatów, który przemknął pomiędzy ich jaźniami.

Wizje. Uporządkowane, wyjaśnione i zindeksowane. Nauka Rennkara. Jego edukacja. Podejście rodziny do kataklizmu. Próba inicjacji, podczas której wyjaśniono mu role rasy w upadku. Ignorancja, arogancja i duma Nereferezich. Ucieczka.
Tutaj seria się kończy, w ułamku sekundy przedstawił całe swoje życie w Otchłani. Dał je do oceny współbratu, tak odmiennemu od wszystkich Nemorian, których do tej pory spotkał.

Całościowy wydźwięk komunikatu był niemal obojętny, referencyjny. Nie wyjaśniał, a zarysowywał sytuacje.
Dalej Rennkar wyjaśnił własne motywy. Uznanie dążenia do absolutnej wiedzy za jedyną możliwość niepowielenia dawnych błędów. Motywy, cały zasób skojarzeń, na podstawie których podjął decyzje. Szacunek, zawstydzenie - sam nigdy nie myślał o odbudowie. Nie rozważał jej jako opcji, zbyt skupiony na abstrakcie absolutu. Podziw dla tak wzniosłego celu. Chęć wspomożenia w owym dziele.

Tempo i ilość przesyłanych informacji mogła być przytłaczająca. Z niewiadomych względów jakoś połączenia była znacznie lepsza niż zazwyczaj miało to miejsce w takim dialogu dwóch jaźni. Coś splatało ich mocniej, Akkarin po uważnym prześledzeniu kontinuum owej płaszczyzny dostrzegł, iż w jej konstrukcje wkradła się przewrotna, prymitywna i nieoswojona moc demonicznej magii promieniująca od nieświadomego owego faktu Rennkara. Nie wpływało to jednak na sam przekaz, który bez wątpienia był całkowicie szczery, bez najmniejszego przekłamania. Tutaj, przy takim niemal lekkomyślnym otwarciu umysłu ze strony drugiego rozmówcy, starszy Nemorianin mógł to bezwzględnie zweryfikować.

Tymczasem w fizycznym świecie awatar osoby Rennkara podszedł do drugiego Nemorianina. Zamarł przed nim w naturalnym bezruchu.
- A ciebie jak zwą? - zapytał swoim melodyjnym tonem, samemu przyglądając się z zaciekawieniem poczynaniom Szayela, mimo że oczy awatara spoczywały na twarzy Akka.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

- Wybaczam ci, choć mogłeś wpierw zapytać o pozwolenie... - Odezwał się dopiero, gdy wizje... Tak, "wizje" to słowo chyba najbliższe temu co między nimi zaszło, ustały. - Rozumiesz teraz, po co mi Szayel. Wokół kogoś takiego jak on gromadzi się zawsze potężna magia, nie zaszkodzi więc zyskać na tym, by odbudować naszą ojczyznę...
Kolejne słowa wypowiedział już na głos, kłaniając się przy okazji Rennkarowi.
- Akkarin Derathé. Miło mi widzieć rodaka, musicie nam obaj wyjaśnić, jakim cudem się spotkaliście i uciekliście z więzienia.

Demon wytworzył również połączenie mentalne z Arkadem, oddzielne od tego, które łączyło go teraz z drugim nemorianinem.
- Co o nich sądzisz? - Miał na myśli pradawnego i nemorianina.
- Szayel zbytnio wierzy w swoją potęgę. Uważałbym, czy nas nie spróbuje oszukać lub wykorzystać. A co do Rennkara... To twój rodak, zawiąż z nim cichy sojusz na wypadek ataku ze strony pradawnego.
-Masz rację. - Zerwał połączenie, by znów odezwać się poza mentalnymi przekazami.

- Skoro jesteśmy w komplecie, nie licząc Hergana, co teraz, Szayelu? Szybka ucieczka z Kryształowego, znowu walka, czy coś innego? Mów czego należy się spodziewać...
Awatar użytkownika
Andarys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Andarys »

Gdzie te łapy.
- Możesz nazwać mnie głupcem, ale nigdy słabeuszem. - Andarys poruszył tylko wargami, ale nie można było powiedzieć, że nie zirytowała go nagła otwartość czarodzieja. Jego gesty utwierdziły elfa w przekonaniu, że to dosyć... ekscentryczna osoba. - Będę podążał za tobą tak długo, jak mam z tego korzyści - mruknął. Uniósł powieki i spojrzał magowi prosto w oczy. - I nie chcę niczego się uczyć. Wystarczy mi jedna moc, nad którą nie panuję.
Po wypowiedzeniu tych kilku zdań, elf umilkł ponownie. Nieszczególnie podobał mu się fakt podzielenia się tą informacją na temat swojej osoby, jednak ugryzł się w język trochę za późno. Cóż, przynajmniej jakoś uargumentował swoje stanowisko. Ni stąd, ni zowąd powietrze wypełniło głuche dudnienie. Mroczny znowu zamknął oczy, słuchając dźwięku deszczu uderzającego o ściany rozlatującego się domu. Na głowę Andarysa zaczęły skapywać krople wody przedostające się do środka przez dziurę w nieszczelnym dachu. Chwilowe oberwanie chmury, które powinno zaraz przejść.
Szayel wyglądał, jakby miał zamiar się odezwać, ale zanim otworzył usta, usłyszał pytanie Akkarina.
Szayel
Rasa:
Profesje:

Post autor: Szayel »

Słysząc pytanie Nemorianina, odwrócił leniwie głowę ku niemu, odpowiadając niby ze znudzeniem.
- Poczekamy, aż nasza skrytobójczyni powróci z kryształem, wtedy – uśmiechnął się, ponownie kierując wzrok na Andarysa – ożywimy twojego rodaka. Znaczy, ja go ożywię.
Mógł tylko podejrzewać, że między dwójką Nemorian właśnie w tym momencie następowała wymiana myśli. Cóż, to więcej niż prawdopodobne. Przebywał w Otchłani nie raz i znał te istoty dość dobrze. Nawet rozmawiając w dużej grupie. potrafili jednocześnie wymieniać się myślami ze swymi pobratymcami. Dość interesująca, a zarazem irytująca umiejętność.
Widząc jak krople deszczu kapią na mrocznego, uniósł dłoń, wytwarzając niewidzialną barierę w powstałej szczelinie, zatrzymując wodę na zewnątrz.
- O, więc jednak masz jakieś moce – powiedział, wydając udawany odgłos zaskoczenia, mając na twarzy demoniczny uśmiech. – Możesz mi wierzyć, że ze mną rozwiniesz swoje umiejętności. Staniesz się silny. – Wbił chłodne spojrzenie w oczy elfa, a jego głos przemienił się w hipnotyzujący syk, niczym u węża. – Wiem, że w głębi duszy tego pragniesz. Któż nie pragnie mocy? Mógłbyś odpłacić się tym, którzy cię skrzywdzili, wiesz, o kim mówię, prawda?
Przyglądał się twarzy mrocznego. Nie wyrażała żadnych emocji, nic, ale w jego oczach widać było emocje. Tak, wiele emocji. Niezdecydowanie, bunt, gniew, lecz i również… zainteresowanie. O tak. Najemnik próbował je tłumić, jednak w jego obecności nie potrafił.
Pogładził elfa po bujnej czuprynie jak małego pieska. Uwielbiał pokazywać swoją wyższość, aczkolwiek nie w celu poniżenia. Nie, poniżenie było jedynie impulsem. Robił to, gdyż gniew jest potężnym paliwem napędzającym śmiertelne dusze. Mroczny przełknie tę gorzką pigułkę, ale zapragnie mocy. Być może, aby się kiedyś zrewanżować za to poniżenie. I w ten sposób wpadnie w jego sidła. Tysiąc lat życia pośród śmiertelników nauczyło go jednego. Trzymaj swoich przyjaciół blisko, lecz wrogów jeszcze bliżej.
Pochylił się nad nim.
- Będziesz za mną podążał, Andarysie – mruknął zmysłowym półszeptem do jego ucha i uśmiechnął się, wracając do wyprostowanej pozycji. – Obaj to wiemy.
Odwrócił się, pojawiając w rozbłysku czarnych promieni na drugim końcu pomieszczenia. Skrzyżował nogi, unosząc się nieznacznie w powietrzu i zamykając oczy.
- A właśnie, Akkarinie – zwrócił się do Nemorianina, lewitując pogrążony w medytacji. – Co się stało z naszym Herganem?
Zablokowany

Wróć do „Kryształowe Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości