Jadeitowe WybrzeżeNiesieni na falach...

Bajkowe wybrzeże Oceanu Jadeitów. Jego nazwa wzięła się od koloru jakim promieniuje. Znajdziesz tu plaże ze złotym piaskiem, palmy i rajskie ogrody. Palące słońce rekompensuje cudowna morska bryza.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Barbarossa? - zapytał Adewall, udając zaskoczonego tym pytaniem i uderzając palcami o skierowaną ku sobie klingę, wydobył z niej ciche, rytmiczne dudnienie. Groźba śmierci z rąk byłego admirała nie była już taka straszna w obliczu jego największego upadku. - Czeka na pana w swojej posiadłości. On i pańska córka wręcz nie mogą się doczekać tego spotkania. Zwłaszcza teraz, gdy to - Borsobi wskazał na noszony przez Awerkera symbol najwyższej władzy morskiej w królestwie Leonii i uśmiechnął się pogardliwie - przestało cokolwiek znaczyć. Kto by pomyślał, że wielki łowca piratów zostanie banitą i dezerterem, że będzie on na równi z tymi, na których sam podpisywał wyroki śmierci. Czysta ironia losu. A wszystko przez nieupilnowanie własnej córki.
Bardziej jednak niż obecne położenie, w którym się znajdował, Riona obchodził los swojego jedynego dziecka, porwanego tuż pod jego nosem i siłą zaciągniętego na piracki okręt. I to ten najgorszy ze wszystkich, figurujący w legendach jako Postrach Jadeitowych Wód. Minotaur oczywiście zdawał sobie sprawę, że wszedł swoim brudnym kopytem na temat bardzo delikatny, ale z jakiegoś powodu nie potrafił się powstrzymać. Widok pokonanego elfa cieszył jego serce, jednocześnie wzbudzając złość. W końcu to Nautilius miał chrapkę na zadanie ostatecznego ciosu, by położyć kres ekspedycjom trzech sojuszniczych miast przeciwko ludziom naprawdę wolnym. No, ale nie można było mieć wszystkiego.
- Śmiało, pchnij i przebij mi gardło - W głosie kwatermistrza czuć było lekką kpinę, podsycaną niepewnością leończyka i członków jego załogi, przyglądających mu się z wyczekiwaniem na twarzach. W końcu piracka zgraja nie tylko nie rzuciła się na nich, by dokonać rzezi, ale jeszcze zaproponowała pomoc i schronienie na Wyspie Czaszek na czas prowadzenia pokojowych rozmów pomiędzy kapitanami. - W końcu ja o mały włos nie zrobiłem tego twojej córeczce. Zważ jednak, że właśnie straciłeś wszystkie atutowe karty. Jeśli któryś z moich ludzi nie wróci do domu, ty i Kiraie też tego nie zrobicie.

Minotaurowi łatwo było mówić o wszystkich piratach na Nautiliusie oraz tych na Kormoranie i Hawanie, jako "JEGO ludziach", gdyż wszyscy z tego kręgu wiedzieli komu Caster Barbarossa zawdzięczał tytuł kapitana. Między nim, a Adewallem zawsze musiała istnieć równość, jeden nigdy nie starał się wywyższać. Co najwyżej sam mógł uniżyć się i milczeć, pozwalając drugiemu działać. Tak było w przypadku przejęcia władzy na Diamencie Pustyni. Choć główne wykonanie leżało w rękach naturianina, to plan powstał w głowie wampira, udowadniając intelektualną wyższość nad mięśniami. Było to tak imponujące, że Adewall z miejsca mianował Castera kapitanem, samemu zajmując zaszczytną funkcję kwatermistrza, ponieważ uznał, że pierwszy oficer także powinien pochodzić z szeregów wykształconych. A on potrafił tylko niszczyć i głośno ryczeć, co budziło strach - idealny partner do pilnowania porządku.

- Jak chcesz - mruknął minotaur w odpowiedzi na groźbę byłego admirała i machnął łapskiem w stronę Kormorana i Hawany, by te zaczęły się wycofywać. Wyzwolenie natomiast burta w burtę z Nautiliusem pędziły na ostatni bryg, którego załoga, widząc uczepionych lin piratów, sama zaczęła opuszczać posterunek tak, że gdy doszło do zderzenia, a na pokład wskoczyły pierwsze rzezimieszki z Jokarem na czele, jedyną żywą duszę stanowił kapitan jednostki: barczysty i młody elf, aspirujący na stanowisko Awerkera, któremu zlecono tę misję, by dowiódł swojej wartości. Niestety powierzone mu okręty zostały zatopione, Hawana zadbała o to, by każdy bryg poszedł na dno, ówcześnie naszpikowawszy ich kadłuby palami, a Kormoran wyłapał i to samo uczynił z rannymi i błagającymi o litość, sprzątając tym samym wszelkich świadków tego zajścia. Na sam koniec zostawiono sobie Samobójców, tak określano bowiem tych, którzy w zaparte i w pojedynkę próbowali stawić czoła Nautiliusowi.
- Wezwać rekiny - polecił Adewall, przechodząc między okrętami, by dołączyć do swojej zdeprawowanej załogi. A zanim jego głos zniknął w szumie fal, trytony zrobiły swoje, posługując się krwią i mową wszystkich morskich stworzeń, by przyzwać najgroźniejsze z ludojadów.
- Poddaję się - wybełkotał młody elf, padając na kolana z rękoma splecionymi, jak do modlitwy. - Miejcie litość chociażby dla mnie...
W tym momencie wszystkie oczy zwróciły się ku Rionowi. W końcu pościg to był jego problem, martwi byli jego dawną armią, a młodzik zagorzałym oficerem, chcącym się wykazać nie tylko na służbie, ale i prywatnie, by na koniec poprosić o rękę córki Awerkera.

***
- Bycie piratem nie oznacza, że muszę chodzić w dziurawych butach, poszarpanych spodniach i zakrwawionej koszuli do końca życia - mruknął w rozbawieniu, kiedy Kiraie odpowiedziała komplementem, a w jego oczach błysnęła ulga, gdy poczuł, jak guziki odpuszczają i uwalniają go od nadmiernego ścisku. Wciąż jednak nie był to jego styl i szczerze mówiąc nigdy nie będzie, ale raz na życie można się wysilić na miły gest, chcąc jakoś wyglądać podczas ważnej chwili. A kolacja z elfką właśnie takową była. Pomijając, że nie pierwszą, a prawdopodobnie ostatnią, dlatego Barbarossa chciał wypaść dobrze jako gospodarz, a nie pirat.
- Taka rola kapitana - wampir wzruszył ramionami i upił wina do pieczonego bażanta. - Na pierwszym miejscu załoga, a resztę zdobędzie się w trakcie. Cenię lojalność i przyjaźń wyżej niż zrabowane dobra i to właśnie nimi najchętniej nagradzam swoich kompanów. Nie ukrywam jednak, że lubię mieć pełny skarbiec. Zawsze to jakaś ułuda wielkości posiadać więcej niż inni. A w tym momencie posiadam naprawdę sporo.
- Nie krępuj się - odparł na jej chęć zabrania przygotowanych przez niego koreczków, choć nie uwierzył do końca w ten komplement, wiedząc, jak wyglądają jego umiejętności kulinarne. Dobrze, że rany na wampirach goją się, jak na psie, w przeciwnym razie Kiraie mogłaby umrzeć ze śmiechu na widok pokłutych palców mężczyzny.
- Ale zanim odejdziesz, chciałbym cię prosić o ostatni taniec - powiedział, wstając i podając jej dłoń. - Bez muzyki co prawda, ale ja jej nie potrzebuję. O ile pozwolisz mi prowadzić.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        - Założę się, że król zapomniałby o mojej niesubordynacji, gdybym przywiózł mu z tej wyprawy piękne rogate trofeum do powieszenia nad kominkiem. - Warknął przez zęby w odpowiedzi na prowokację Borsobiego i zbliżył sztych do jego skóry, rozcinając ją delikatnie przez napierające na nią ostrze, podobnie jak minotaur to wcześniej uczynił jego córce, ale widać było w oszalałych oczach elfa, pełnych furii oraz nienawiści, że z przyjemnością i bez wahania odbierze mu ostatni oddech, tym bardziej po jego ponaglających słowach i błędnemu przekonaniu o bezsilności admirała w obecnej sytuacji. "My już i tak nie mamy domu", przeszło mu przez myśl i napiął mięśnie, aby stanowczo pchnąć byka w tchawicę...

        - Kapitanie, zaraz zderzymy się z brygiem Siteha... - poinformował nieśmiało Menurka, nie do końca pewny czy powinien o tym mówić w tej chwili i niewątpliwie dekoncentrować admirała. Sponiewierany przez poprzedni pojedynek, a mimo to starający się dumnie prezentować, elf westchnął ciężko i opuścił broń odwracając się z pogardą do minotaura, dając tym jasno do zrozumienia, że rozmowa skończona.
        - Zabieraj swoje brudne kopyta z mojego statku - burknął i zaczął przygotowywać swoich ludzi do abordażu, aby zabili ostałych przy życiu przeciwników i przenieśli na Wyzwolenie najpotrzebniejszy ładunek taki jak proch, kule, a przede wszystkim prowiant, którego prędko nie uzupełnią, a przez to wisiało nad nimi widmo śmierci głodowej. Nigdy w życiu nie posunąłby się do takich pirackich praktyk, ale ludzie w sytuacji ekstremalnej zdolni byli do wszystkiego, niekiedy posuwając się nawet do kanibalizmu wobec własnych towarzyszy i przyjaciół. Tej przerażającej przyszłości właśnie chciał zapobiec.

        Po zbliżeniu się do ostatniego królewskiego okrętu, zaczepienie o jedną z jego burt lin z hakami i wysunięcie trapów między jednostkami, podwładni byłego admirała przystąpili do wykonywania rozkazu. Nie małą ulgą na ich twarzach rysował się fakt, że na brygu praktycznie prócz młodego kapitana nie pozostał nikt żywy, czemu przyczynili się piraci. Nie byli przyzwyczajeni do bezcelowego zabijania pokonanych, a zwłaszcza swoich rodaków z leońskich koszar. I wszyscy, jak jeden mąż, mieli szczerą nadzieję, że nie prędko będą do tego zmuszeni na tej drodze, którą postanowili kroczyć wraz z Awerkerem. Na sponiewierane Wyzwolenie zaczęto wtaczać beczki i wnosić skrzynie oraz paczki z żywnością. Wśród panującego zamieszania nikt nie zauważył kiedy Rion przekuśtykał na wrogą jednostkę i stanął naprzeciw kapitulującego kapitana, którego słowa napawały go obrzydzeniem.
        - I ty śmiesz pretendować na stanowisko admirała? - zapytał oburzony kładąc dłoń na rękojeści jednego ze swoich mieczy, po czym wysunął leniwie ostrze z pochwy. - Kapitan, a zwłaszcza admirał nigdy nie powinien się poddawać w obliczu porażki, nie wspominając już o tym, że jego siłą jest załoga, której dobro przedkładać należy nad własne. Nie zasługujesz na to by być ani jednym ani drugi. - Po tych słowach przeszył mu pierś na wylot swoim mieczem, bez najmniejszego zawahania i ociągania, które prezentował w rozmowie z minotaurem.

        - Bryg na hol, ma być w nienaruszonym stanie! - zarządził do swoich kamratów kierując się w stronę trapu po wyrzuceniu martwego elfa na pożarcie rekinom i po chwili stanął za sterami swojego poczciwego Wyzwolenia. - Dasz sobie radę staruszku, wierzę w ciebie - szepnął cicho, gładząc pieszczotliwie drewno koła i spojrzał w stronę mostku Nautiliusa, a po zlokalizowaniu Adewalla kiwnął mu porozumiewawczo głową, by piracki flagowiec poprowadził ich na Wyspę Czaszek. Pół jego zdolnej do pracy załogi uwijało się na holowanym okręcie, aby Wyzwolenie miało lżejsze zadanie, a do tego sprzątali po całej walce.

***
        Kiraie zdusiła w sobie rozbawiony śmiech i z jej ust wydobył się tylko krótki chichot w odpowiedzi na jego słowa, a konkretniej zachowanie i widok ulgi na jego twarzy, który im przeczył. Nie chciała jednak tego komentować, bo nie bawiło jej wytykanie innym błędów oraz ośmieszanie drugiej osoby. Poza tym Barbarossa prawdopodobnie zgodził się na tę torturę ze względu na elfkę i miły wieczór, który mieli wspólnie odbyć i choćby przez to należało z uznaniem przyjąć wystrojenie się mężczyzny.
        - Nie ma wątpliwości, że przywódca piratów będzie nie tylko najlepszy ze wszystkich swoich kamratów, ale również najbogatszy - przyznała z niechęcią i lekkim zakłopotaniem, gdyż nie wiedziała co innego mu odpowiedzieć, a szczerze powiedziawszy myślała, że chociaż na tę chwilę zapomną o tym, że on jest okrutnym piratem, a ona bezbronną i słabą dziewczyną przez niego porwaną dla korzystnych profitów. Również popiła bażanta swoim winem, w którym umoczyła usta na dłużej niż on, licząc na to, że nie będą kontynuować tego tematu.
        Z niemałą wdzięcznością podziękowała kapitanowi za pozwolenie zabrania z sobą do pokoju pozostałych koreczków (jeszcze dwa przy okazji zjadła) i zajęła się kończeniem nałożonego na swój talerz kawałka pieczonego ptaka, do którego wzięła sobie kilka ziemniaczków, przez które się omal nie zakrztusiła, kiedy Barbarossa poprosił ją o taniec, choć bardziej uderzyło w nią "zanim odejdziesz" oraz "ostatni taniec". Wampir nie wiedział jaką przyjemność jej robił tą propozycją, ale w Kiraie bardziej niż radość wzbierał smutek przez fakt, o którym do tej pory w ogóle nie myślała uważając, że jeszcze sporo czasu zostało by mogła go spędzić w tym miejscu z Barbarossą. Dopiero teraz do niej dotarło, że następnego dnia może go już nigdy nie zobaczyć. Owszem, znów byłaby bezpieczna ze swoim ojcem, ale... Była rozdarta.
        - Oczywiście, panie kapitanie - mruknęła, uśmiechając się delikatnie by go nie martwić i wstała podając mu dłoń, aby dać się odprowadzić od stołu, po czym pozwoliła mu poprowadzić. Nie można jednak było powiedzieć, że była skupiona na tej chwili, ponieważ jej myśli cały czas krążyły wokół jutrzejszego dnia i opuszczenia Wyspy Czaszek, niemniej jednak była rozluźniona i czuła się swobodnie w jego towarzystwie i była bardzo szczęśliwa przez zorganizowaną pożegnalną kolację.

        Tańczyli, rozmawiali, jedli i znów tańczyli niemal do północy, a jedyną muzyką jaka im przygrywała były odgłosy oceanu i nocnej przyrody. Mogła by tak spędzić wieczność, zostać oblaną roztopionym surowcem i zastygnąć na wieki, nawet jeśli wolała dzień od nocy, ale przy nim nie miało to większego znaczenia.
        - Dziękuję kapitanie za przyjemny wieczór. Nigdy go nie zapomnę - powiedziała, gdy uczta dobiegła końca, a godzina nakłaniała do udania się na spoczynek. Uśmiechnęła się lekko, choć było widać w jej oczach wzbierający smutek i gładząc go delikatnie po policzku postanowiła złączyć z nim swoje usta jeszcze ten ostatni raz. - Dobrej nocy, Caster. - Pożegnała się cichutkim, niepewnym tonem, po czym zostawiła go samego.

        Nie ociągała się z powrotem do zajmowanej przez siebie komnaty, gdzie po zamknięciu za sobą drzwi, zdjęła piękną suknię od niego oraz naszyjnik, oba składając starannie w pudle, w którym otrzymała od pirata pastelowo zielony strój i odpuszczając sobie kąpiel, położyła się na łóżku, po przebraniu się w swoje codzienne od czasu porwania, odzienie. Problem jednak uświadomiła sobie już po pięciu minutach. Nie mogła zasnąć i nie ważnym było jak długo się układała czy wierciła. Pogrążona w ciemności panującej w pokoju nie potrafiła zmusić umysłu go zrelaksowania się i zakończenia pracy, a ten jeszcze intensywniej analizował co jej przyniesie poranek i... I dopiero w połowie nocy się zdecydowała. Wymęczony, ale również usatysfakcjonowany taką decyzją ze strony swojej właścicielki, rozum w końcu pozwolił jej zasnąć jak dziecko. Nic jej się nie śniło, a mimo to z jej ust nie schodził radosny uśmiech.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Gdy ciało elfa zsunęło się bezwładnie na deski, Adewall pozwolił sobie uwolnić je od jeszcze jednego, dodatkowego ciężaru, przywłaszczając sobie klucz do kajuty, który to bez słowa wygrzebał z kieszeni nasiąkającego krwią płaszcza i rzucił go bezdusznemu bosmanowi. Jokar, oglądając znalezisko mruknął tylko coś niezrozumiale, a następnie on i jego ludzie (elita, która przetrwała starcie z Awerkerem sprzed kilku dni), zaczęli wynosić z kajuty wszelkie mapy, narzędzia pomiarowe oraz dzienniki kapitańskie, zawierające ważne informacje, które w nieodpowiednich rękach mogłyby przysporzyć wiele kłopotów królestwu Leonii. A tak się składało, że Barbarossa wręcz uwielbiał czytać podobne zbiory, które po wcześniejszym odszyfrowaniu, dostarczały naprawdę sporo informacji.
- Wam już się nie przydadzą - stwierdził Adewall, zerkając z ukosa najpierw na stygnącego trupa u swoich racic, a potem na admirała. Następnie złapał za pierwszą lepszą książkę w czerwonej, skórzanej oprawce i otworzył ją na ostatnim zaznaczeniu.
- Rozdział drugi, paragraf trzeci - czytał, uśmiechając się pod chrapą i gładząc grubym palcem żółty papier. - Każdy jeden, który walnie przyczyni się do pomocy piratowi, jego rodzinie bądź przyjaciołom, za takowego zostanie uznany i zgodnie z prawem przeciwko nim, osądzony i zgładzony... paragraf siódmy... akty przemocy przeciwko władzy najwyższej uznawane będą za jawną zdradę stanu, karane banicją, śmiercią i zajęciem majątku... paragraf jedenasty... kto pirata wyda, żywego przyprowadzi lub martwego, za to z dowodem winy jego, temu nagroda hojna, złoto, tytuły i szacunek po wieki... paragraf dwudziesty... pirat, który samowolnie odda się władzy sądowej, liczyć może na akt łaski, amnezji i wybaczenia, po wcześniejszym odbyciu kary więziennej i wzorowej współpracy... dobre sobie! - zawołał minotaur ze śmiechem, ciskając przedmiot za burtę tak, że wszyscy mogli dostrzec ostatni refleks słońca na pozłacanych literach, układających się w napis "Kodeks Prawa, Leonia rok 728". Zaraz po nim wzleciały pierwsze pogardliwe splunięcia i marynarskie przekleństwa, po których nastąpiła grobowa cisza, przerywana jedynie uderzeniami morskich fal o burty i odgłosami wyrywającymi sobie pokarm rekinów.
- Stawiać żagiel! - rozległo się nagle i dziesiątki par stóp zaczęło biegać w tę i nazad, wydając dźwięk podobny do taboru pędzących słoni. Zaraz też opadły szare płachty i trzy pirackie jednostki na nowo stanęły burta w burtę, obierając wspólny kurs na Wyspę Czaszek.
- Nie zostawaj w tyle, Awerker! - mruknął na odchodne kwatermistrz, dołączając do swoich ludzi na Nautiliusie, który już po kilku minutach złapał odpowiedni wiatr i wysunął się na czoło konwoju.

Za nim leniwie dryfował Kormoran, bujając się na boki niczym wielka, toczona beczka, wyładowana innymi, znacznie mniejszymi beczułkami. Jego załoga uwijała się przy codziennych i rutynowych czynnościach, skacząc po olinowaniu, jak stado dzikich małp. Towarzyszyła im muzyka, typowo kocia i nieznośna, wykonywana na tępych instrumentach przez młodszych majtków, którym, z powodu lichych mięśni, zabrania się tykania węzłów i pracy na maszcie, bo jeszcze gotowi są posłać olbrzyma na dno. Mimo to nic nie zapowiadało, by członkowie załogi czuli dyskomfort, mało tego, sami chętnie podśpiewywali i gwizdali do wschodzącego księżyca, którego tarcza wyłoniła się zza horyzontu.
Obok Pływającej Twierdzy sunął z kolei okręt Riona Awerkera, sfatygowany bitwą. W świetle pierwszych gwiazd prezentował się jak relikt z dawnych mórz, którego zatopienie nie wymagało większych nakładów starań. Jednak każdy, komu dane było poznać jego potęgę i przeżyć, zerkał na niego z pełnym szacunkiem w oczach. Piraci z Oceanu Jadeitów nie znali równie szalonych marynarzy, co załoga tej właśnie fregaty. Aż szkoda, że los nigdy nie rozstrzygnął, wybierając zwycięzcę i niszcząc pokonanego.
Ostatnia w szyku płynęła Hawana, pełniąca funkcję tylnej straży, bacznie obserwując poczynania elfów na holowanym brygu. Jej kapitan towarzyszył kamratom na dziobie, wspólnie z nimi przeglądając stan sławetnej balisty, uważając, by wycelowany w statek pocisk przypadkiem nie wystrzelił. Choć przewaga piratów nad byłymi łowcami była znacząca, dodatkowy środek ostrożności nigdy nie mógł zaszkodzić.

- Co o tym sądzisz? - zapytał Adewall krasnoluda, kiedy obaj stanęli na mostku, zwróceni twarzami ku płynącej ich śladem fregacie. Wiatr, jak zwykle sprzyjał piratom, przez co grzywa minotaura i broda krasnoluda trzepotały, jak chorągiewki.
-  Prowadzimy lwa do zagrody pełnej owiec - skomentował Kasino Kazimir, mrużąc oczy przed falą słonych drobinek. - Albo owcę do klatki pełnej lwów. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
- A jaki jest twój, przyjacielu?
- Taki, że wszyscy odczujemy to w kościach. Gdybyśmy wtedy wypuścili dziewczynę, może teraz nie musielibyśmy niańczyć jej ojczulka. Coś czuję, że Barbarossa nam mięknie i niedługo z pirata zostanie chłopcem na posyłki, by tylko uratować skórę. Nigdy bym nie przypuszczał, że on da się złamać.
- Mówisz tak, jakbyś uważał się za lepszego - zauważył minotaur, kładąc niezauważalnie dłoń na rękojeści berdysza. - Marzy ci się własny statek?
- Tak... - odparł krasnolud, nie mrugając nawet, kiedy ostrze dotknęło jego brody, ucinając jeden, maleńki włosek.
Nie należało ono jednak do wielkiej broni kwatermistrza, a zakrzywionego noża bosmana, który przysłuchując się rozmowie kamratów, brutalnie wszedł im w zdanie.
- Jokar - westchnął Kasino. - Zawsze lojalny jak pies. Czy to znaczy, że pójdziesz za Casterem nawet do Piekła?
- Tak - odpowiedział tryton. - Ty nie?
- Po tym, co widziałem i co słyszałem, nie jestem już pewien jego siły. Sami zresztą zobaczycie.
- Niech ta rozmowa zostanie między nami - zaproponował minotaur, stając za sterem. - Dokończymy ją kiedy indziej. A teraz idźcie na spoczynek. Do wschodu słońca jeszcze szmat czasu - dodał, wodząc wzrokiem za tarczą księżyca.
Nieoczekiwanie w głowie usłyszał ostrzeżenie, niewyraźną myśl, że coś jest nie tak i dopiero wtedy dostrzegł tęczowego ptaka siedzącego na tylnym lampionie i bacznie mu się przyglądającego. Patrząc na niego Adewall miał przeczucie, że niedługo wydarzy się coś wielkiego i być może związanego z rozlewem krwi, lecz uczucie to minęło w tej samej chwili, kiedy kwatermistrz przegonił ptaszysko swoim rykiem.

***

Gdy Kiraie podała mu dłoń, Barbarossa skłonił się szarmancko, a następnie przeszedł na środek tarasu, gdzie od białych płytek odbijały się gwiazdy. Wyżej cała ich zgraja przyglądała się niecodziennej parze, powoli wirującej w rytmie szumiących fal i drzew. Wampir prowadził z pasją stałego bywalca dworskich przyjęć, tempo i muzyka grały mu w głowie, sterując nogami, a zdecydowany uścisk zmuszał tancerkę do uległości jego ruchom. Lewo, prawo, obrót i powrót do pozycji wyjściowej, dla wielu był to jedynie kolejny, mało interesujący walc, ale dla kapitana piratów stanowił on jedno z milszych wspomnień, wywołujący na jego twarzy uśmiech, a nie grymas zgorzknienia. Gdy po którymś piruecie ciała obu tancerzy złączyły się, Barbarossa pozwolił sobie na chwilę wydechu, zamykając kobiece usta w namiętnym pocałunku.
- Dawno nie tańczyłem - mruknął, chcąc odwrócić jej uwagę od tego, co zaszło, lecz zanim sam wymazał to z pamięci, taniec uległ zakończeniu, a elfka sama zainicjowała pocałunek.

Jeszcze nigdy Caster Barbarossa, samozwańczy pan Jadeitowego Oceanu nie czuł takiego rozdarcia, jak właśnie w tej chwili. Z jednej strony trzymał w objęciach córkę swojego największego wroga, przez niego porwaną i zamkniętą pod kluczem, z drugiej dorosłą już kobietę, do której czuł coś więcej niż zwykłe cielesne pożądanie. Żywot pirata nigdy nie był łatwy, a myśl, że któregoś dnia można nie wrócić była najsilniejszym argumentem przeciwko szukaniu prawdziwej miłości. Zdobywali się na nią tylko ludzie prawdziwie szaleni, dla których partyjka w kości ze śmiercią była tylko tanią rozrywką dla dzieci. Dlatego, smakując drobne usta elfki, Barbarossa odczuwał taką samą chęć odsunięcia jej od siebie, jak i trwania w tej pozie przez resztę wieczoru. Ostatecznie jednak oddał tę drobną przyjemność, obejmując Kiraie niczym kochankę.

- Dobranoc - wyszeptał, odprowadzając ją do drzwi, a potem samemu udając się na spoczynek. Niestety problem z wampirami był taki, że nie zasypiali, toteż tak jak Caster wszedł do trumny, tak leżał w niej z szumem myśli w głowie, wpatrzony w sufit.
Nie wiedział, jak długo trwał w tym stanie, ale gdy uniósł głowę, dostrzegł wciskające się przez zasłony światło.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        - Skończyłeś? Czy może mam spełnić twoje życzenie odnośnie paragrafu jedenastego i dostarczyć twój zapchlony łeb królowi? - spytał poirytowany elf zerkając na drażniącego go naturianina z ukosa, jednakże pomimo swoich słów nie wydawał się poruszony prowokacją minotaura. Raczej przyznać można, że był znużony.

        Po tej "przyjacielskiej" wymianie zdań, admirał również wrócił na swój okręt, zostawiając na holowanym brygu tylko kilku swoich ludzi, by łatwiej im było operować przejętym okrętem i ułatwić jego transport przez Wyzwolenie aż do najbliższego portu, który czekał na nich na Wyspie Czaszek. Na pokładzie największego rywala Nautiliusa, kilkakrotnie Riona zaczepił któryś z trzech medyków, których zbywał machnięciem ręki od dłuższego czasu i stanął dumnie za sterem, oddanym lojalnie przez Menurkę. Młodzik zasalutował i zwinnie jak kot, w równie szybkim tempie wspiął się po maszcie, aby zająć swoje miejsce na bocianim gnieździe.
        - Nie sądziłem, że lubisz kiedy ktoś ci wpływa w rufę...! - odkrzyknął Adewallowi aż nazbyt aluzyjnie podkreślając "ci". Po prostu nie mógł się powstrzymać przed dodaniem swoich pięciu ruenów, jako że to jego słowo było ostatnie, w jawnej zniewadze minotaura.
        Nie popisywał się przy tym najlepszą kulturą, ale chędożyć kulturę kiedy płynie się pokonanym w pirackim konwoju. Poza tym musiał jakoś wyrzucić swoją frustrację, a odgryzanie się minotaurowi było zadziwiająco satysfakcjonujące. Prezentowało również niemały upór, który Rion reprezentował, nie mówiąc już o tym, że co bystrzejszy mógłby się w tym nawet dopatrzyć obietnicy dalszych pogromów pirackiej społeczności przez tego elfa i jego załogę, choć nie w tym momencie. Nie mniej w głowie admirała już dawno narodził się pomysł, aby się odrodzić niczym feniks, ze zdwojoną siłą i zawziętością.

        Zwłaszcza, że wspomniany feniks, o tęczowym upierzeniu, po jakimś czasie dołączył do swojego pana stojącego przy sterze i skrzecząc cicho przekazywał niewzruszonego niczym elfowi, skupionemu na trzymaniu kursu i kierowaniu się za Nautiliusem, to co udało mu się zasłyszeć i zobaczyć na wrogim okręcie. W pewnym momencie na surowej twarzy Riona pojawił się pogodny, niewinny uśmiech, kiedy dostrzegł, że Adewall zerknął w jego stronę. Nie powstrzymał się również przed pomachaniem rogaczowi i ostentacyjnym pogłaskaniem kolorowych piór swojego nieszkodliwego szpiega, którego naturianin niemal przed chwilą przepłoszył.

        Cała atmosfera towarzysząca im niemal do białego rana, aż nie dopłynęli w końcu do wyspy, była tak przyjemna, że nie jedna śmierć wolałaby rzucić się prędzej w paszczę przerażających morskich stworów niż trwać dalej na jednym z tych dwóch Jadeitowych Legend - Wyzwolenia i Nautiliusa, o których nie raz (przynajmniej na leońskich ulicach) słyszało się, że są niemal bliźniaczymi okrętami. Oczywiście była to wyssana z palca bajeczka chorych na wybujałą wyobraźnie z samotności starych wilków morskich bądź nudy dworskich dam, którym królewskie intrygi już dawno się przejadły.

***
        Jak zawsze Kiraie zbudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca pukającymi do wielkich okien zajmowanej przez nią komnaty, z cichą prośbą o to by wpuściła je do środka i na swoją delikatną twarz razem z orzeźwiającym wietrzykiem. Tak też postąpiła, lecz z mniejszym niż dotychczas entuzjazmem oraz radością życia. Cały czas jej świadomość wirowała sennie w objęciach wampira podczas głuchego walca, do którego muzykę wygrywały im szum morza i drzew oraz bicie serca (albo nawet dwóch serc). Poza tym wiedziała, że dzisiaj będzie zmuszona podjąć może nawet najgorszą i najgłupszą decyzję w całym swoim życiu, to była jedynie kwestia czasu. Odetchnęła głęboko stojąc może o sekundę za długo między otwieranymi oknami, wystawiając skórę na działanie chłodnych wstęg, wciąż niepewna swoich działań, zamiarów, myśli, a zwłaszcza uczuć, ponieważ kiedy zmierzała do łaźni, aby się wykąpać, dostrzegła na swoim łóżku rozciągającą się jak kot, zjawę.
        - Jesteś okrutna i dla siebie i dla słońca. Normalni ludzie budzą się kilka godzin po wschodzie słońca - zaczęła z rozbawieniem trajkotać. Długo się zastanawiała nad tym któremu ze swoich ulubieńców się poprzyglądać jak śpi, gdzie wybór był prosty przez fakt, że wampiry raczej nie sypiają, a po drugie ostatnio może za bardzo naraziła się Barbarossie i wypadałoby przez jakiś czas go bardziej nie drażnić swoją niematerialną osobą. Za to Kiraie zawsze była dla niej taka miła, więc Tamika mogła pozwolić sobie na więcej swobody.
        - Tobie również dzień dobry - odparła długoucha, po czym zniknęła za drzwiami do łaźni. Nie liczyła za specjalnie na chwilę prywatności choćby podczas kąpieli.
        - Nie ładnie tak zamykać komuś drzwi przed nosem, jak do ciebie mówi. - Obruszyła się przechodząc przez drewno za przyjaciółką patrząc na nią kiedy szykowała sobie balię.
        - Tami, jak ci się nudzi idź trochę powęszyć przy Rafaelu, upewnij się, że Caster nie udusił się przez tamtą wczorajszą koszulę, zobacz co robi Raven, albo poszukaj osoby, która jeszcze nie wie o "nowym, gorącym romansie kapitana". - Zacytowała to ostatnie co niósł nocą po całej wyspie i dalej w świat nocny wiatr tarmoszący drzewa.
        - To również było niemiłe... - skrzywiła się z niepokojem, ale zaraz z opóźnieniem coś sobie uświadomiła przez co na jej twarzy pojawił się promienny, może nawet podstępny, uśmiech. - Czyżbyście w końcu zapomnieli o sztywnej formalności i przeszli na ty? - zachichotała.
        - Nie wiem o co ci chodzi.
        - Powiedziałaś Carter.
        - Nie, powiedziałam kapitan - westchnęła poirytowana, zaczynając się rozbierać kiedy ciepła woda już parowała nad drewnianą balią.
        - Powiedziałaś Cas... Ajjj... - Zrezygnowała z dalszej kłótni, kiedy wiadro do napełniania wody przeleciało jej przez niematerialną głowę, aż nazbyt celnie. Znów była dumna z tego, że nie ma fizycznego ciała. - Dobra już sobie idę, może twój tata już zawinął do portu. - Oczywiście musiała sobie znaleźć jakieś inne interesujące zajęcie, nie szczędząc sobie zabawy kosztem innych, która dostarczała jej wiele satysfakcji i rozrywki, tym bardziej kiedy zobaczyła reakcję elfki na swoje wspomnienie przybycia admirała. Zjawa cieszyła się, że jest w stanie się szybko ulotnić i tym samym uchronić przed niechybną zgubą.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Podczas gdy Kiraie zażywała kąpieli, Barbarossa był już w drodze do portu, aby przygotować się na wizytę jej ojca, z którym liczył na zawarcie korzystnych dla obu stron kompromisów. Dla admirała była to ogromna szansa na odzyskanie jedynej córki i powrót do dawnego życia pod rozkazami króla Geora. Z kolei pirat liczył na podpisanie krótkiego rozejmu, by jego ludzie zdążyli potajemnie sprowadzić na Wyspę Czaszek swoje rodziny, które zostały na kontynencie, zmuszone do ciągłego ukrywania się przed łowcami piratów. Sam kapitan nie doszukiwał się profitów w zaistniałej sytuacji, ponieważ Rion Awerker, postawiony w niełasce admirał leońskiej floty, nie posiadał nic, co by mogło zainteresować wampira. Jego rodzina żyła sobie bezpiecznie w Maurii, przyjaciele pływali pod jedną banderą, a najzacieklejsi wrogowie spoczywali w bezimiennych i czysto symbolicznych mogiłach, w rzeczywistości rozrzuceni po całym dnie oceanu. Jedyne, co by w pełni zadowoliło nieumarłego to sekrety leońskiej floty, jej taktyki, siła, porty zaopatrzeniowe i lista osób, na które warto wyłożyć trochę złota, by zaczęły pięknie śpiewać i donosić na swoich rodaków. Nie było wątpliwości, że sam admirał, mający pod sobą setki okrętów i tysiące marynarzy będzie posiadał takie informacje. Wystarczyło go tylko odpowiednio przekonać do ich wyjawienia.

I tutaj na scenę wchodziła Kiraie, choć z pierwszą chwilą, Barbarossa sam się skarcił za pomysł wykorzystania bogu ducha winnej dziewczyny. Elfka w tym konflikcie była jedynie bezbronną ofiarą, która sama już nie wiedziała, po której stronie barykady stanąć. Z jednej strony Barbarossa, z drugiej ojciec. Odwieczny konflikt serca i rozumu. Kapitan całej bezdusznej zgrai również był rozdarty. Przez te kilka dni obudziły się w nim dawno uśpione uczucia, coś, czego nie czuł przez ostatnie stulecie, a trafiło go z miejsca, gdy tylko pierwszy raz spojrzał w pistacjowe oczy elfki. Sam był zaskoczony tym, że jeszcze jest w stanie wrócić do młodzieńczych lat beztroski, zanim zaciągnął się na morską służbę. Romans z Kiraie, o ile można było tak nazwać to, co zrodziło się między nimi, był dla niego czymś zupełnie nowym i niespotykanym. Aż trudno było mu przyjąć wiadomość, że za kilka godzin wszystko pęknie, jak mydlana bańka.

W tym samym czasie, na wybrzeżu, wszelkie szepty i konspiracyjne intrygi eksplodowały krzykiem, głośnymi nawoływaniami i radosnym klaskaniem. O to do portu zawijała właśnie pobita fregata, Wyzwolenie, eskortowana burta w burtę przez Nautiliusa i Hawanę, których kapitanowie dumnie stanęli na dziobach, zbierając najgłośniejsze owacje. Jeszcze nigdy powrót piratów nie był tak uhonorowany, jak właśnie w tej chwili, gdy przekraczano "progi" wyspy z największym łowcą piratów w roli więźnia. Inny nastrój panował oczywiście wśród marynarzy z drugiej, leońskiej jednostki, którzy z nadzieją obserwowali stojącego za sterem Awerkera i jego ludzi, chcąc doszukać się w ich spojrzeniach jakiegoś pocieszenia. Holowany bryg i Kormoran stanęły natomiast u wylotu zatoczki. W ostatnim etapie rejsu nakazano leończykom opuścić okręt i podczepiono go pod Pływającą Twierdzę, która teraz zrzucała dwie ogromne kotwice. Admirałowi obiecano oczywiście zwrot jednostki, gdy tylko on i Barbarossa dojdą do porozumienia.
- Witamy w naszych skromnych progach - mruknął minotaur, gdy on i admirał znaleźli się na szerokim molo. - Radzę, by twoja zgraja została na okręcie i nie próbowała wpadać w kłopoty, bo inaczej wylądują przedwcześnie na cmentarzu.
Po nakreśleniu Rionowi sytuacji, Adewall wskazał mu jeszcze kierunek, a następnie ruszył przodem, torując sobie drogę przez tłumy ciekawskich.
- Przed audiencją obejrzy cię nasz medyk - nakazał Kasino, idąc dwa kroki za admirałem. - Nawet piratowi nie przystoi siadać do stołu z krwią na twarzy i rękach.
W tonie jego głosu wyraźnie brzmiał surowy rozkaz, czyli, że ta kwestia nie podlegała żadnym negocjacjom. Awerker powinien to zrozumieć lub przynajmniej spróbować to zrobić, jeśli zadanie okazałoby się za trudne na jego elfi móżdżek.

Następnie skierowano się ku głównej drodze miasteczka, prowadzącej wprost do rozwidlenia, na końcu którego, skąpany w blasku słońca stał Caster Barbarossa w swoim płaszczu, kapeluszu i z parszywym uśmiechem triumfatora na twarzy, który ma ten jeden z nielicznych momentów do pastwienia się nad pokonanym przeciwnikiem. Obok niego stał Rafael Hose w błękitnych szatach i blond włosach spiętych w duży, koński ogon oraz, jak zwykle w czerni, najniższa z całej trójki, Raven, która na widok leońskiego kapitana z trudem powstrzymywała oburzenie. Ciągle miała przed oczami dzień, w którym mężczyzna spalił jej przybranego ojca na stosie. Była wtedy w wieku Kiraie, od kilkunastu lat przemieniona w wampira, by oszukać śmierć i korzystając ze swoich darów, jako kruk śledziła Wyzwolenie, na którym kapitan Xerath przebywał jako więzień. Teraz obrazy z tamtych dni powracały z dawną siłą.
- Miło mi, że postanowiłeś przybyć - rozległo się z ust Barbarossy, po czym pirat wyszedł Rionowi i jego eskorcie naprzeciw. - Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Nie jesteśmy na oceanie, zachowajmy choć trochę przyzwoitości.
Po tych słowach mały orszak ruszył w stronę rezydencji. Pochód prowadził wampir i... Awerker, gdyż pirat zrównał się z byłym admirałem, chcąc okazać mu szacunek. W końcu przez tyle lat wykrwawiali się nawzajem. Za nim szli Raven i Rafael, który zdążył już zaoferować swoją pomoc przy posklejaniu ran elfa oraz Kasino z bardziej, niż zazwyczaj, naburmuszoną miną. Na końcu dreptał kwatermistrz, a okrutny bosman, jak to zawsze miał w zwyczaju trzymał się cienia, po czym, gdy tylko doszli do marmurowej fontanny, odbił na lewo i zniknął na ścieżce prowadzącej do syreniego stawu. Jego żony już tam na niego czekały. Podobnie jak Tamika czekała na nich, lewitując sobie radośnie nad wodą i nucąc jakąś piosenkę o zakochanej w bandycie księżniczce. Na ich widok podskoczyła i podleciała bliżej, by się przywitać, ale Barbarossa udaremnił jej zamiar.
- Moja droga, poinformuj naszego gościa, że jej ojciec już przybył i za dwie godziny będzie oczekiwać go w jadalni.
- Chcę dać ci trochę czasu na zmycie tej krwi. Z córką jeszcze zdążysz się zobaczyć - wyjaśnił Awerkerowi, kiedy półprzezroczysta kobieta zniknęła za ścianą posiadłości.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Płynąc cały czas za Nautiliusem i odsyłając z kwitkiem co chwila swoich medyków, Rion tylko raz zniknął zza steru, przekazując na ten moment kierowanie okrętem Hornerowi i ponownie ściągając Menurkę z bocianiego gniazda by starszy i bardziej doświadczony kamrat nieco młokosa douczył sterowania statkiem w otoczeniu innych jednostek. Nikt nie miał żadnych wątpliwości, że admirał widział w młodzieńcu ogromny potencjał, a kto wie czy nie zamierzał mianować go swoim następcą. Elf miał świadomość, że w takim wypadku chłopak powinien pobierać nauki bezpośrednio od niego i Awerker był na siebie zły przez to, iż obecnie nie był w stanie tego zrobić, ale miał jedną ważną sprawę do załatwienia.
        Tym co usłyszał od swojego pierzastego przyjaciela, musiał się zająć bezzwłocznie, zwłaszcza, że piraci zajęci byli niezrozumiałym dla niego tryumfowaniem. Nie pojmował dlaczego się cieszyli ze zwycięstwa nad nim, jeśli do takowego nawet nie doszło skoro sponiewierany został przez potyczkę z władzami Leonii kiedy uzupełniał po raz ostatni zapasy w porcie, a co najważniejsze został przez Barbarossę zaproszony na wspólne paktowanie. Nie zastanawiał się jednak nad tym długo, po prostu z niedowierzaniem i irytacją kręcąc głową słysząc co głośniejsze okrzyki tych degeneratów, i przystąpił do pisania listu dla króla.
        - Wiem, że za tym nie przepadasz, ale tylko tak humory oceanu nie zniszczą tej wiadomości - zwrócił się do tęczowego ptaka siedzącego na brzegu jego biurka i wiercącego się obecnie, kiedy Rion przymocowywał do ptasiego grzbietu sztywny, powleczony z zewnątrz tłuszczem, skórzany rulon, do którego włożył zwinięty list ze swoją pieczęcią oraz podpisem, następnie zamknął otwór podobnie zbudowanym, tyle że krótszym wiekiem i otworzył Silvie okno. - Liczę na ciebie przyjacielu.

        Stojąc po kilku minutach z powrotem za sterem, nie obracał się i nie zerkał za ptakiem, wiedząc, że im mniej osób o nim oraz jego celu, wiedziało, tym lepiej. Przede wszystkim lepiej dla jego załogi i córki.

        Nim zszedł z Wyzwolenia, przyglądał się poczynaniom załogi z Kormorana i w duchu krzywił się paskudnie oraz przeklinał piracką ostrożność, widząc już, że gdyby coś poszło nie tak jak zaplanował, jego załoga pozbawiona właśnie była możliwości ucieczki. Nawet Horner nie mógł się ze swoimi pobratymcami i garstką morskich elfów ulotnić, aby zająć najlepsze strategicznie pozycje, niestety w porę zatrzymani zostali przez podwładnych Jokara. Leoński tryton westchnął z rezygnacją, a mu podobni z gasnącą w oczach nadzieją rozeszli się, choć nie tracili czujności i wciąż byli w stanie gotowości. Przyglądający się temu z jednej z poprzecznych masztowych belek, pokręcił tylko lekko głową ze smutkiem ze wzrokiem wbitym w reprezentanta marynarzy holowanego brygu, a oni już całkowicie stracili swoją wiarę w bezpieczny powrót do domów i rodzin. Admirał gotował się w środku, nie lubił przyjmować kart, które mu rozdano, sam wolał je rozdawać, jednakże obecnie miał niemal boleśnie związane ręce. Oczywiście w przenośni.

        - Ja natomiast radzę, by twoja zgraja nawet nie ważyła się tknąć mojej i nie próbowała wpadać w kłopoty, bo inaczej wylądują przedwcześnie na cmentarzu - odparł minotaurowi, przesyconym jadem tonem, przeinaczając groźbę rogatego na własny użytek. Nie był zadowolony z tego jak piraci przedstawiają swoją prezentacją obecną sytuację i tak to odbiera ciemny lud wyspy. Otwarcie pokazywał swoją irytację spowodowaną tym faktem, ale cóż więcej mógł poradzić?
        - Dobrze wiedzieć, że kultury wam nie brakuje jedynie przy stole. - Tak oto znalazł sobie kolejną "ofiarę", na której mógł choćby delikatnie wyładować swoją frustrację. Jednakże to był tylko mdlący deser, a zabijająca to nieprzyjemne uczucie i zarazem dopełniająca cały smak - wisienka na torcie - dopiero na niego czekała. Już nie mógł się doczekać aż jej skosztuje.

        Kroczył na tyle dumnie wśród tej "eskorty", na ile pozwalała mu na to złamana i poważnie poraniona noga z prowizorycznym opatrunkiem. Zaciskał mocno zęby, że niemal zgrzytały, ale i tak starał się iść normalnie, nie kuśtykać, wspierać się na własnym ostrzu schowanym w pochwie, czy ciągnąć za sobą bezwładnie nogę. Wolał cierpieć niż okazać słabość i tyczyło się to wszystkich możliwie związanych z tym kwestii. Tak przynajmniej sobie wmawiał, ale jego zachowanie i desperacja, nie wspominając o szaleństwie jakie zaczęło nim kierować po porwaniu jego jedynego dziecka, przeczyło temu w co tak usilnie wierzył i chciał stanowczo wyperswadować całej Łusce.
        Wytrzymał tę torturę i po dość niedługim czasie stanął w końcu naprzeciw swojego najgorszego wroga i odwiecznego rywala.
        - Miło mi również, że zostałem pokonany i sprowadzony do roli więźnia przez twoich ludzi, choć sobie czegoś takiego nie przypominam, jedynie to, że podobno sam mnie zaprosiłeś, jeśli mogę to tak nazwać - burknął chłodno, aczkolwiek w jego oczach buchały istne płomienie piekielne i tylko przez jakiś niebywale potężną siłę nie rzucił się na wampira z zamiarem dokładnego poćwiartowania jego parszywego serca i łba. Dla wzmocnienia swoich słów i niezadowolenia stanął z założonymi na piersi rękami. - Wampir i pirat, który nie dąży do rozlewu krwi - nie rozśmieszaj mnie Barbarossa - prychnął, nie zamierzając ani na chwilę odpuścić sobie kąśliwych uwag. - Co do przyzwoitości już zdążono mnie poinformować, że nie grzeszycie nią tylko na oceanie. - Mówiąc to zerknął na Kasino, któremu skinął głową, aby wiedział, że w tej chwili pije również do niego i poprzedniej uwagi norda o tym co, komu i gdzie przystoi. Albo raczej nie przystoi.

        - Daruj sobie w końcu tę całą szopkę, bo póki co nie zamierzam z tobą zawierać jakichkolwiek kompromisów. Poza tym z tego co pamiętam więźniów i tak one nie dotyczą, a obecnie tak zostałem przez twoich przydupasów potraktowany. Poślij na bryg odholowany przez Wyzwolenie moją córkę i daj możliwość odpłynięcia nim również mojej załodze, a może zastanowię się czy zechcę z tobą porozmawiać o czymś w zamian. - Nie zamierzał owijać w bawełnę, a tym bardziej czekać na bardziej sprzyjające otoczenie oraz spokojniejszą atmosferę. Tak jak po wstąpieniu na pirackie molo została mu jasno sytuacja nakreślona, tak również on uczynił obecnie. W swojej wypowiedzi, oprócz żądania, nie zasugerował żadnych bezpośrednich dla siebie próśb. Nie wykłócał się aby już teraz, natychmiast zobaczyć córkę, ani nie wspomniał nic o zapewnieniu sobie bezpiecznego powrotu do domu z załogą i Kiraie. W pierwszym przypadku obawiał się, że pęknie kiedy ją zobaczy, a wtedy cały jego plan szlag trafi, a drugi i tak nie miał sensu skoro zaraz po przybyciu do Leoni on i cała reszta zostaną prawdopodobnie powieszeni. Tym co przedstawił obecnie wampirowi w połączeniu z tym co zapisał w liście lecącym właśnie do króla, miał, a raczej miały najważniejsze dla niego osoby, możliwość przeżycia i ze strony piratów i ludzi króla.

***
        Po wykąpaniu się i ubraniu na siebie tego w czym ją porwano - obcisłe, jeździeckie spodnie, luźna i powiewna koszula zakrywająca pod sobą gorset oraz buty z wysoką cholewą - posłała po sobie łóżko, na którym zostawiła pudełko ze złożoną w środku starannie suknią i leżącym na niej naszyjnikiem, posprzątała pokój i z dziwnym smutkiem zaciskającym jej się na gardle, opuściła tą komnatę, w której przez kilka dni miała urzędować. Skierowała się do kuchni, aby pomóc Raven w przygotowaniu śniadania, lecz po drodze zdarzyło jej się kilka razy zatrzymać i upewnić, że nie ma zaszklonych oczu, albo zawrócić do toalety i zwrócić z nerwów resztki wieczornej kolacji. Nie czuła się najlepiej, ale miała nadzieję, iż tego po niej nie widać.

        Dołączając do dhampirki, pozwoliła sobie zgarnąć ze spiżarni przy okazji koszyk z kilkoma nadprogramowymi składnikami - warzywami i łososiem (ciężko przecież było o jesiotra na środku oceanu), aby ugotować dla ojca galaretę rybną i sałatkę z burakami. Wątpiła by miała wystarczająco dużo czasu aby upiec mu również sękacza, poza tym nie miała nawet do tego odpowiednich narzędzi. Z doskoku pomagała również majordomusce, a gdy pojawiła się Tamika ze "szczęśliwą" nowiną omal nie doszło do tragedii. Na szczęście siekanie marchewki przez Kiraie skończyło się jedynie nieszkodliwym skaleczeniem, nie odrąbaniem sobie niemal połowy palca. Po usłyszeniu wieści od zjawy, zastanawiała się czy była by w stanie ostatni raz się zobaczyć z Barbarossą, może go przytulić na pożegnanie, jednakże rozum był w tej chwili bez porównania silniejszy i przygnębiona elfka została wraz z kobietami w wypełniającej się parą kuchni.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Nie jesteś moim więźniem, Awerker - wspomniał pirat, gdy tylko admirał zakończył tę szopkę. - Tylko gościem. Bacz, że nie kazałem zakuć cię w kajdany, mój przyjaciel nie ciągnie cię na żelaznym łańcuchu, a mój medyk bez krępacji ofiarowuje swoje usługi. Podobnie, jak w przypadku twojej córki, jesteś tutaj chroniony moim słowem, więc dopóki sam nie postanowisz ściągnąć na siebie kłopotów, nic ci nie grozi. Po za tym nie mam żadnego interesu w tym, by cię tu przetrzymywać. Przypłynąłeś po córkę i zgodnie z obietnicą, oddam ci ją całą i zdrową, ale pamiętaj, że to nie ty rozdajesz karty. Twoje emblematy straciły na wartości, twój król wystąpił przeciwko tobie, podobnie z resztą, jak jego poprzednik postąpił ze mną kilkaset lat temu. Widzisz zatem, że wiele się od siebie nie różnimy. Jesteśmy ludźmi morza i chociażby z tego powodu należy ci się szacunek, który ci teraz okazuję. Nie ma znaczenia, że w przeszłości żądliliśmy się jak szerszenie.

Kiedy drzwi posiadłości zamknęły się za Barbarossą i jego ludźmi, wampir poprowadził admirała siecią korytarzy i schodów do gabinetu Rafaela (dawnej pracowni Karsa Salamandry), wielkiego okrągłego pokoju z drewniano-stalowym stołem pośrodku i szeregiem szafek dookoła, pełnych flakonów, zlewek, ksiąg i innych alchemicznych przyrządów. Sam kapitan nigdy nie był w stanie pojąć wagi alchemii i mikstur, ale podziwiał swojego dawnego mentora i obecnego przyjaciela za cierpliwość i wiedzę w tej dziedzinie. Do środka weszli przez boczne skrzydło, małe drzwiczki z dębowej dechy, naprzeciwko których znajdowały się drugie, znacznie większe, prowadzące do komnaty czarodzieja. Oprócz stołu i szafek znajdował się tu także zawieszony pod sufitem kandelabr oraz małe okienko do wentylacji, gdyby płyn z którejś ze zlewek wydzielał toksyczne aromaty.
- Proszę się położyć i nie ruszać nogą - powiedział Rafael, zakasując rękawy i kreując dużą bańkę wody do zmycia z Awerkera krwi. Widząc jednak jego wahanie, skryte za maską nienawiści do wampira i jego samego, zagrał w inne karty i skorzystał ze swoich umiejętności dyplomatycznych. - Proszę pomyśleć także o sobie, admirale. Jeszcze chwila, a zakażenie przykuje pana do łóżka. Ja jedynie nastawię panu kość i zszyję rany, nic więcej. Niebezpieczeństwa z mojej strony nie trzeba się obawiać. I tak jestem tchórzem - zażartował dla rozluźnienia i skinął głową swoim kamratom, by ci zostawili ich na chwilę samych. Przy składaniu złamań Rafael nie potrzebował widowni, a skupienia i nawet gdyby Rion postanowił mimo wszystko wyrządzić mu krzywdę, czarodziej był na to mentalnie przygotowany. W końcu pływał z piratami.

Gdy było po wszystkim, admirała odprowadzono do gościnnej komnaty, dając mu czas na doprowadzenie się do porządku dziennego przed zobaczeniem córki. Pod drzwiami czekał na niego sam Barbarossa, gdy elf był gotowy do wyjścia.
- Pamiętaj, że straciłeś wszelkie karty - przypomniał wampir swojemu odwiecznemu wrogowi, wskazując mu drogę do jadalni. - A przy śniadaniu rozwiejemy wątpliwości. Mam bowiem dla ciebie małą niespodziankę, która powinna ucieszyć twoje oczy i serce. I nie mówię tu tylko o Kiraie.
- Powiedz, zastanawiałeś się kiedyś jakby wyglądał ocean, gdyby zabrakło nas, piratów? - dodał, próbując zająć admirała rozmową, podczas gdy Raven i przybyły z doskoku Kasino kończyli przygotowywać posiłek. Samej elfce pozwolono odejść i polecono jej zaczekać na ojca w jadalni w towarzystwie Tamiki, która za wszelką cenę starała się ją pocieszyć. - Spokojne wody, statki handlowe na czas przybywające do portów, szczęśliwi kupcy pomnażający majątki i ich żony, jeszcze radośniejsze, bo oprócz kochanków mają jeszcze bogatszych mężów. Ocean bez krwi niewinnych, jego dna bez wraków i bielących szkieletów. Istny raj na ziemi. No, ale z ludźmi pokroju twego króla to raczej płonne nadzieje.

Po tej krótkiej konwersacji, Barbarossa wprowadził Awerkera przez dwuskrzydłowe drzwi do obszernej jadalni, w której mrok walczył z ognikami z kaganków. Długi stół nakryty był białym obrusem, na którym stały półmiski z pieczonymi kaczkami i wszelkiego rodzaju ryby, ze specjalnym miejscem na danie przygotowane przez Kiraie dla jej ojca. Sama dziewczyna, ubrana w to, w czym ją porwano, od razu skupiła na sobie wzrok wampira, który zaczynał po części żałować rozegrania tej partii szachów. Jakby nie patrzeć, musiał wypuścić kobietę, która poruszyła dawno uśpione serce pirata. Zaczekawszy aż ojciec i córka się przywitają, Caster zaprosił ich do stołu, a następnie polecił Tamice zwołanie reszty biesiadników. Niedługo przy stole siedzieli już wszyscy: Barbarossa, po jego prawej Adewall, po lewej Jokar, Raven i jej narzeczony, Olivier, a także Rafael i Tamika, będącymi "granicą" pomiędzy piratami, a Rionem, Kiraie i sprowadzonym z lochu jednorękim elfem, który zasiadł po lewej stronie admirała. Mężczyźnie rzecz jasna pozwolono się umyć i przebrać w czysty mundur, ale jego twarz zdradzała, że za dobrze to on traktowany nie był. Dodatkowo jego wina, jaką było uderzenie w twarz elfki, była na tyle widoczna, że elf nawet nie patrzył w stronę dawnego przełożonego.

- To chyba wszyscy - zaczął Barbarossa, zachęcając do zaczęcia posiłku, kiedy przerwało mu w tym mruknięcie kwatermistrza.
- Jeszcze chwila - powiedział Adewall, klaszcząc w swoje potężne dłonie. Zaraz po tym drzwi do jadalni otworzyły się z cichym skrzypnięciem, ukazując w progu postacie kapitanów Kormorana i Hawany, niosących wspólnie duży, owinięty płachtą kształt. Na ich twarzach malował się niemały triumf, jakby właśnie zakończyli infiltrację jakiejś sekty, szkodzącej interesom piratów.
- Przepraszamy za wtargnięcie, ale mamy coś, co niewątpliwie spodoba się kapitanowi - powiedział Draco Barsi, ściągając szary materiał.
Pod nim znajdowała się okazałych rozmiarów klatka dla ptaków, w której zamknięty siedział tęczowy feniks, agresywnie dziobiąc żelazne pręty. Popiskując, machał skrzydełkami na boki, rzucając ostre spojrzenia na porywaczy, których miny zdradzały zadowolenie.
- Jeden z naszych okrętów go zauważył - wyjaśnił drugi piracki kapitan, rzucając na stół drewnianą tubę z kawałkiem papieru. - Miał to na grzbiecie. Współrzędne wyspy i prośba o wsparcie...
- Podpisane przez Awerkera - przeczytał minotaur, rozwalając pojemnik w dłoniach i wyciągając zwitek papieru. Przez dłuższy czas okręcał go wokół palca, po czym bez skrępowania opalił go nad świeczką, a resztki zdmuchnął na podłogę.
- Czemu o takich rzeczach dowiaduję się ostatni? - zapytał obojętnie Barbarossa, przenosząc wzrok na trójkę leończyków przed sobą.
- Sam byłem zaskoczony - odparł kwatermistrz. - Draco poinformował mnie zaraz jak przybiliśmy do portu. Jeden z naszych przyjaciół wracał po naszych śladach z udanego rabunku i zobaczył ptaka. Na początku nie wiedzieli co z nim zrobić, więc zamknęli w klatce. Dopiero wtedy mnie oświeciło.
- Jak to wyjaśnisz, Rionie? - pytanie powędrowało do admirała.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        - No popatrz, a przez to z jakim tryumfem i okrzykami powitali mnie twoi podwładni w porcie, poczułem się co najmniej jak trofeum zdobyte na polowaniu jeśli określenie więźnia ci nie odpowiada. Ale już mniejsza o braki w kulturze i wiedzy podległych tobie piratów , którzy najwidoczniej nie odróżniają wzięcia kogoś w gościnę, a pochwyceniem niczym jeńca i chełpieniem się tym. Na przyszłość jednak powinieneś się zastanowić nad lepszym wychowaniem ich. - Awerker nie zamierzał zakopać topora wojennego, ani chociażby schować swojej nienawiści na ten czas do kieszeni. Gdy Barbarossa usprawiedliwiał swoich ludzi, że admirał przecież nie jest zakuty i nie idzie na łańcuch, Rion zerknął groźnie na minotaura. Nie musiał umieć czytać w myślach by wiedzieć, że rogacza od tego powstrzymywał tylko rozkaz wampira. Nie było żadnych wątpliwości, iż Adewall z czystą przyjemnością poprowadziłby największego przeciwnika piratów na łańcuchu jak swojego burka, więc niema groźba rzucona naturianowi obecnie przez długouchego była jak najbardziej na miejscu.
        - Nawet nie wiesz jak bardzo się różnimy, Barbarossa i ładnie proszę mnie więcej nie obrażać porównując do swojej nieumarłej rzyci. Ty jesteś egoistą, ja kieruję się obecnie bezpieczeństwem mojej córki i rozkazami mojego króla. Masz rację jednak jeśli chodzi o toczoną przez nas w przeszłości batalię, to co było nie ma znaczenia, ponieważ najważniejsze są te, które jeszcze na nas czekają i może w niedługim czasie w końcu zostanie wyłoniony zwycięzca.

        Zostanie zamkniętym w paszczy lwa nie było dla Awerkera nazbyt przyjemnym uczuciem, póki co postanowił wstrzymać się od podejmowania jakichkolwiek lekkomyślnych działań dopóki nie będzie miał pewności, że Kiraie bezpiecznie już stoi na odholowanym przez Wyzwolenie brygu. Serce Riona boleśnie krwawiło na widok w jakim stanie jest jego oddany okręt, najlepszy partner w przemierzaniu jadeitowych wód. Fregata praktycznie już się do niczego nie nadawała przez odniesione obrażenia i jedynym wytłumaczeniem tego, że dali radę tu na niej dopłynąć, był dla niego po prostu cud. Dlatego tak bardzo polegał teraz na leońskim brygu, ich ostatnią szansą na powrót do domu. Szkoda tylko, że jego plan legł w gruzach przez zbytnią przezorność i ostrożność piratów, jego ludzie nie mogli liczyć na bezpieczeństwo i szybką ucieczkę do domu, jeśli Rion popełni choćby i drobny błąd. Musiał rozegrać to w inny sposób, ale bycie przypartym do muru wcale mu tego nie ułatwiało. Szedł za swoimi przewodnikami przez korytarze zamczyska, a następnie wszedł bez marudzenia do gabinetu Rafaela, który wyglądał praktycznie jak zwykła pracownia czarodzieja-medyka. W sumie odkąd wszedł do zamku nigdzie nie zauważył paskudnych elementów, które jednoznacznie wskazywałyby na to, że jest to posesja jakiegoś pirata.
        "Ma racje, w tym stanie nie na wiele się zdam Kiraie i swoim ludziom, podobnie jak poczciwe Wyzwolenie, a już w szczególności kiedy rozłoży mnie zakażenie," z niechęcią musiał przyznać w duchu czarodziejowi rację i z niezadowoleniem wykonał jego polecenie, odprowadzając z wrogością wzrokiem, wychodzących sługusów Barbarossy.
        - Pierwszy pacyfistyczny pirat jakiego znam i chyba jedyny na tych wodach - podjął dialog będąc bardziej rozluźnionym i spokojniejszym, gdy największe zagrożenie w tym pomieszczeniu zniknęło, teraz był nim tylko on sam. - Wiesz Hose, że dalej nie do pojęcia jest dla mnie widok twojego nazwiska na czarnych listach? Nawet będąc teraz z tobą sam na sam nie czuję żadnego niepokoju. Gdybym cię nie znał, nigdy nie posądziłbym cię o piractwo. Pasujesz do tego towarzystwa jak owca do stada lwów. Zdumiewające. - Pokręcił z niedowierzaniem głową, a po chwili się skrzywił paskudnie tłumiąc w sobie ból, kiedy blondyn jednym sprawnym ruchem nastawił złamanie przystępując następnie do ostatniej części leczenia uszkodzonej kości.

        Kiedy było już po zabiegu, Rion bez żadnego wahania podziękował szczerze Rafaelowi za pomoc, zadziwiając tym nawet samego siebie, ale zamiast to po sobie pokazać postanowił udawać, że to co powiedział było mu całkowicie obojętne. Czarodziej, pomijając piracką przynależność, łatwo zyskiwał sympatię swojego rozmówcy, a myśl o tym co by było gdyby było więcej takich piratów zaniepokoiła admirała, ale z drugiej strony napawała spokojem. Wtedy ocean nie barwiłby się szkarłatem, choć ludzie zapewne z własnej woli oddawaliby mu wszystko czego by sobie życzył. Ciężka sprawa do oceny, czy tak nie byłoby lepiej. Po tej krótkiej refleksji i odświeżeniu się w innej komnacie (dzięki jakimś dziwnym proszkom od Hose, jego mundur był nieskazitelnie czysty i nie miał nawet najdrobniejszego śladu krwi), wyszedł do czekającego na korytarzu pod drzwiami wampira.
        - Jeśli nie jest to spisana czarno na białym twoja ostatnia wola z jednoznaczną informacją na kategoryczne rozwiązanie pirackiej braci na tych wodach i zgoda na dobrowolne oddanie siebie i całej swojej hałastry w ręce leońskich władz, to nie wiem czy coś innego mogłoby mnie uradować. Tym bardziej, że nie masz na myśli mojego dziecka - mruknął bez przekonania na słowa pirackiego kapitana, ale starał się być bardziej spokojny i milszy.
        - Szczerze ci powiem, Barbarossa, że wyobrażam to sobie za każdym razem jak otworzę oczy ze snu i szykuję się, a także zakładam mundur do ponownego wypłynięcia na ocean. Co prawda wiem, że wtedy ja i inni żołnierze dbający o porządek na wodach nie bylibyśmy już potrzebni, ale świadomość osiągnięcia dawno upragnionego spokoju i bezpieczeństwa na Jadeitowym Oceanie byłaby wystarczającą rekompensatą - odpowiedział nostalgicznie, zaraz jednak jego spojrzenie stężało i na nowo powróciła bijąca z jego oczu wrogość, choć obecnie była spowodowana innym czynnikiem, niż samą nienawiścią do przestępców.
        - Wybacz moje słowa, ale jesteś idiotą jeśli myślisz, że to mój król jest wszystkiemu winien. Nie on zakłóca spokój uczciwych żeglarzy tylko ty i cały twój element przestępczy. Przecież to wy rabujecie przewożone przez kupców towary i napadacie na porty, nie jego wysokość Geor - podjął się argumentacji i obrony władcy przed tymi zarzutami, jednakże po chwili namysłu nie był już taki pewny swoich słów, po tym jak głowa Leonii wolała wysłać obławę za byłym już admirałem, niż bezproblemowo wesprzeć go w tej misji odzyskania córki i zgładzenia największego przekleństwa Jadeitowego Oceanu.

        Nie było zbyt dużo czasu na kłótnie, ani dokładniejsze rozpatrzenie swojej teorii, ponieważ zaraz weszli do obszernej sali ze starannie przygotowanym i zastawionym stołem, przy którym miała się odbyć ta poranna uczta. Nie wiedział dlaczego, ale im dłużej tu przebywał i się wszystkiemu przyglądał, tym większe miał wrażenie, że to nie piraci stoją po złej stronie barykady. Może rzucono na niego urok albo Hose podał mu jakieś ogłupiacze, ale odkąd postawił nogę na tej ukrytej, nawet przed Najwyższym, wyspie zdawało mu się, że ta przestępcza społeczność funkcjonuje lepiej i w większym spokoju oraz harmonii niż niejedno państwo Alaranii, a już w szczególności te u wybrzeża Jadeitowego Oceanu. Było to o tyle niepokojące przez chaos jaki zapanował w jego głowie niczym okropny sztorm na morzu, lecz ten szybko ucichł kiedy tylko elf zobaczył swój najcenniejszy skarb. Nie wierzył własnym oczom, że ujrzy córkę całą i zdrową, aż do tej chwili spodziewał się paskudnej zasadzki ze strony Barbarossy. Całkowicie go wmurowało na widok Kiraie i z trudem udawało mu się powstrzymywać łzy. W ogóle się nie zmieniła, ale mu się zdawało, że niezwykle wypiękniała w pewnym stopniu przypominając nawet swoją matkę.
        - Tato! - wykrzyknęła radośnie, kiedy go zobaczyła po wejściu do pomieszczenia z Tamiką u boku. Ona się nie wahała i od razu rzuciła się ojcu na szyję, płacząc ze szczęścia. Ciężko jej było pojąć jak bardzo się za nim stęskniła. Wtuliła się mocno w jego pierś okrytą starannie admiralskim mundurem, a on po krótkiej chwili zwłoki objął ją i zaczął gładzić po włosach o głowę niższą od siebie dziewczynę. Wciąż był w szoku i w takim też stanie spojrzał na swojego najgorszego wroga nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
        Wszyscy dokoła zaczęli zajmować swoje miejsca, a długoucha zaraz po tym wyczuła, że coś jest nie tak. Uśmiechnęła się do spiętego ojca pocieszająco i biorąc go za rękę poprowadziła do stołu gdzie zajęła miejsce między nim, a zjawą. Nie minęło jednak kilka minut kiedy i ona poczuła się nieswojo, gdy po drugiej stronie admirała usiadł kaleki elf. Aż za dobrze pamiętała wszystko co powiedział jej jakiś czas temu, a za co stracił rękę. Co prawda wtedy było jej go szkoda i miała ogromne wyrzuty sumienia, że przez nią tak go okaleczono, ale teraz myślała tylko o tym, że Barbarossa ukarał go zbyt łagodnie. Awerker również wolał pozostać czujnym kiedy ten zdrajca i cwaniak znalazł się tak blisko niego tym bardziej, że bezręki przy ostatnim spotkaniu próbował go zabić.

        Póki co atmosfera była raczej spokojna i neutralna, a przynajmniej tak było do momentu przejęcia inicjatywy nad śniadaniem przez Adewalla, a następnie skupienie wzroku chyba wszystkich na dwóch wchodzących kapitanach. Kiedy okazało się co ci dwaj mężczyźni chowali pod płachtą, Rion tylko przełknął z obawą ślinę, ale chcąc zachować pozory opanowania, nałożył sobie kawałek kaczki i jedną z ryb parujących na stole, podejmując się próby zjedzenia czegokolwiek.
        - To nie jest ten, którym się opiekowałam kilka dni temu, bo miał złamane skrzydło? - szepnęła z niepokojem Kiraie do Tamiki. Zjawa nie była pewna, ale takie ptaki rzadko się widuje, więc mało prawdopodobnym było, aby na jednej wyspie znajdującej się stanowczo zbyt daleko od stałego lądu pojawiły się dwa inne osobniki tego samego gatunku. Taka odpowiedź nie napawała elfki optymizmem. Jeszcze gorzej się czuła widząc przerażenie i złość w złotych oczach uwięzionego ptaka, starającego się uwolnić ze wszystkich sił.
        - Nie ma nic do wyjaśniania, znaleźliście jakiegoś durnego ptaka, który nie potrafił wykonać prostego zadania. Robię tylko to co większość z tu obecnych, wypełniam rozkazy swojego przełożonego - odparł obojętnie zajmując się nałożonym przez siebie jedzeniem, w trakcie którego rzucił feniksowi jedno pełne zawodu i wrogości spojrzenie. Bystre stworzenie od razu je wychwyciło z dziobem zaciśniętym na prętach i znieruchomiało zaskoczone tym co słyszało. Zaraz cała waleczność z niego wyparowała, a pierzasty przygnębiony i zrezygnowany usadowił się na środku klatki. Jego pan, przyjaciel się go wyrzekł i obojętne mu było co się z ptakiem stanie, więc po co skrzydlaty miał się dalej starać. Nie zamierzał już walczyć, nawet jeśli paskudni piraci postanowią z niego zrobić kolejną pieczeń albo rosół.
        - Po co psuć sobie śniadanie jakimś kolorowym zwierzęciem? Poza tym o ważnych sprawach powinno rozmawiać się na osobności, nie przy postronnych świadkach, którzy i tak nie mają nic znaczącego do wtrącenia, a jedynie będą przeszkadzać... Mhmm... Wyborna kaczka - mruknął ze smakiem nie przerywając sobie posiłku.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Ze wszystkich parujących na stole dań, opływających cieniutką warstwą tłuszczu i pachnących wyrazistymi przyprawami, Barbarossa skusił się jedynie na przystawki w postaci kostek smażonej ryby nadziewanych na drobne wykałaczki razem z serem, pomidorem, oliwką i cebulą. Wszystko maczane w delikatnej, winnej marynacie. Była to doskonała zakąska do świeżo otwartej butelki krwi, która wypełniała kryształowy kieliszek wampira za każdym razem, gdy ten go opróżnił. Na inne potrawy mężczyzna uwagi nie zwracał, jako że był tym, kim był, nie musiał zaspokajać głodu jedzeniem śmiertelnych, choć dla zachowania pozorów i towarzystwa tego ranka skusił się właśnie na przystawki. Podczas gdy inni łamali kruche, kacze kości i odrywali od nich mięso bądź wydłubywali ości z filetów, pirat z zainteresowaniem obserwował i przysłuchiwał się leońskiemu, BYŁEMU admirałowi, co jakiś czas przenosząc wzrok na prawo w poszukiwaniu porozumienia z zimnym wzrokiem minotaura. Adewall, za każdym razem, gdy jego spojrzenie padło na przyglądającego mu się wampira, uśmiechał się pod nosem, przytakiwał niezauważalnie głową i powracał do duszonych na parze sumów, nadziewanych grzybami i owocami morza. Jego stanowisko w tej sprawie było identyczne, co kapitana, nie można było mówić o sprzeciwie kwatermistrza, który od kilkuset lat pływa u boku przyjaciela, ale i tak nie zmienia to faktu, iż wampir lubił wysłuchać dodatkowych głosów rozsądku i osądów osób trzecich. Zawsze to dodatkowy punkt widzenia, rozwinięcie jakiejś myśli, która jednemu człowiekowi może się wymknąć. A dobry kapitan zawsze słucha tego, co jego ludzie mają do powiedzenia. Choćby z faktu, że można w ten sposób zażegnać wybuch buntu i ocalić własną głowę.

Kiedy śniadanie w rezydencji na Wyspie Czaszek powoli zmierzało ku środkowej części, zaczęły się pierwsze rozmowy pomiędzy poszczególnymi zaproszonymi, które i tak rozbrzmiewały ciszej, niż zdania padające z ust admirała Awerkera. Barbarossa słuchał go z największą uwagą, próbując rozgryźć talię kart, jakimi gra elf, skoro w przeciągu kilku godzin stracił wszystko, czym mógłby walczyć o swoje. Admiralski tytuł został mu odebrany, przynajmniej słownie, gdyż emblemat cały czas zdobił jego pierś, list do króla przechwycono, okręt zakotwiczono i postawiono pod strażą, córkę zatrzymano w posiadłości, a broń odebrano i złożono w depozycie. Doprawdy, mężczyzna nie miał żadnych atutów, które pozwoliłyby mu na dyktowanie warunków "współpracy", a mimo to próbował on walczyć. Wzbudziło to ogromną sympatię Barbarossy, który czuł do admirała respekt, ale też i dekoncentrowała go jego postawa. On, na jego miejscu, nie próbowałby zgrywać odważniejszego niż był w rzeczywistości, choćby dlatego, że gdyby to Barbarossa siedział na krześle Riona, miałby przed sobą Adewalla, który nie czuł pohamowania przed skręceniem komuś pętli na szyi. Wszelkie bunty ucichłyby raz na zawsze, a na konsekwencje się splunie i przydepcze kopytem. Na całe szczęście to nie Borsobi był tu kapitanem, a ktoś o całe niebo okrutniejszy i jednocześnie bardziej opanowany.

- Z całym dla ciebie szacunkiem, Awerker - powiedział Barbarossa, na bok odstawiając trunek pobrany z tętnic jakiegoś nieszczęśnika, po czym splótł dłonie nad talerzem i pochylił się w stronę leończyka. - Ale żyję i pływam po tych wodach znacznie dłużej niż ty. Widziałem powstanie Leonii na własne oczy. Twój kraj założyli przemytnicy. Wioskę, którą zwali Leonią była ich bazą i największym magazynem, to stamtąd wypływały wszystkie okręty, w tym Diament Pustyni, obecnie Nautilius. Jednak czas przynosi zmiany, które najdotkliwiej dotykają ludzi. W pogoni za bogactwem przemytnicy nieumyślnie przyczynili się do rozrostu wioski, napływu do niej kolonizatorów, którzy mieli podświadomie zamaskować ich działalność. Niestety lud zaczął domagać się czegoś więcej. Powstały fortyfikacje obronne, rozbudowano port, magazyny zmieniono w pierwsze koszary. I nagle ktoś postanowił zagarnąć to do własnej kieszeni, powiedzieć "stop, słuchajcie mnie, a będzie wam lepiej". Pierwsi królowie Leonii to dawni piraci i korsarze, dopiero nowe pokolenia wyprowadziły ten kraj z ciemnoty, za jaką nas uważacie. Więc nie mów mi, że Geor to człowiek honorowy, skoro co trzeci z jego doradców macza dziób w piractwie. Jak myślisz, skąd znam taktyki waszej floty, dnie i miejsca przepływu konwojów z pieniędzmi? Każdego można kupić, mój medyk może to potwierdzić.
Na te słowa Rafael Hose uniósł pytająco brwi, po czym zerknął w stronę Riona Awerkera i ukłonił się nisko, jak arystokracie przystało.

- To nie tajemnica, dlaczego jestem na czarnych listach - odpowiedział, zwracając się bezpośrednio do niego. - Widzisz, admirale, wiele lat temu pływałem pod turmalską banderą jako czarodziej do spraw morza. Moja wiedza o magii wody i praktyka nad nią uczyniły mnie cennym, ponieważ po trzystu latach nauk jestem w stanie zmusić ocean do uległości. Pewnego lata dostaliśmy rozkaz wyprowadzenia w pole pewnego korsarza, Castera Barbarossę, który zaczął być niewygodny sojuszowi Rubidii, Leonii i Turmalii. Niestety podczas starcia zostałem ranny i tak jak wyznałem, byłem i jestem tchórzem. Za życie wyjawiłem wszystkie plany swego króla, taktyki wojenne turmalskiej floty, tajne stocznie oraz nazwiska dostojników, w których należy uderzyć, by zmiażdżyć kraj, z którego pochodzę. Barbarossa w całej swojej okrutności nie pozwolił mi jedynie na zachowanie anonimowości. Z każdego okrętu zostawiał przy życiu jednego, który miał przekazać królowi, że to ja zdradziłem własną ojczyznę. Jestem banitą i dezerterem, to dlatego za moją głowę jest tak wysoka nagroda. Zanim jednak upomniano się o mnie, na jaw wyszły przekręty poprzedniego króla twojego kraju, to, jak uknuł spisek przeciwko tym, którzy ślubowali mu wierność. Mój przyjaciel może i rabuje, ale wciąż ma więcej honoru niż ci, dla których służysz. A ja, no cóż, żyję i żyć zamierzam, nie ważne jakim kosztem i ile nocy nie prześpię z powodu wyrzutów sumienia.

Gdy zamilkł, zamilkli wszyscy, w milczeniu przyglądając się postaciom dwóch kapitanów, taksujących siebie nawzajem ostrym spojrzeniem. Czyn czarodzieja, choć doskonale wszystkim znany, nadal był odbierany jako coś innego i złego, nawet jak na piratów, ale to jakim był człowiekiem na co dzień przesądzało o jego słusznym, zajmowanym przy stole miejscu. Po tym, co usłyszał odnośnie swoich ludzi, Barbarossa dopił to, co zostało w butelce, a następnie skinął głową Olivierowi, który wstał i opuścił jadalnię, zabierając ze sobą jednorękiego elfa.
- Teraz rozmawiamy na osobności - wtrąciła Raven, która postanowiła pokazać się na zebraniu. - Siedzisz admirale przy jednym stole z ludźmi, przed którymi nasz kapitan nie ma żadnych tajemnic. Rozmowa w cztery oczy, czy nie, i tak poznalibyśmy każde słowo, które wypowiesz, więc nie ma potrzeby, abyśmy opuścili ten pokój.
- Spokojnie, moja droga - powiedział wampir. - Draco, Luca nie stójcie tak, zajmijcie miejsca i uwolnijcie tego ptaka.
Zgodnie z oczekiwaniami Barbarossy, tęczowy feniks zaraz po otwarciu drzwiczek nie odleciał, nawet nie rozłożył skrzydeł. Leniwie i od niechcenia opuścił jedynie klatkę i zeskoczył na kolana elfki, tuląc się do niej. To wtedy też Caster po raz pierwszy tego dnia zawiesił wzrok na dłużej na Kiraie.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        - Rozumiem, że możesz nie dostrzegać pewnego paradoksu swoich słów i pozwól Barbarossa, że ci go osobiście przedstawię. Otóż z mojego punktu widzenia, odnosząc się bezpośrednio do twojej historyjki o powstaniu Leoni, robisz obecnie to samo. Budujesz tu drugą Leonie. No cóż, historia lubi się powtarzać. Tak więc idąc za tym ciosem ty również, jako przywódca, zdradzisz swoich podwładnych, tak jak zamierzasz mi wmówić, że mój król tak postąpił. - Z trudem udawało się admirałowi trzymać emocje, a zwłaszcza gniew na wodzy, choć kryształ, w którym miał swoje wino, przyozdobił się delikatnymi ryskami pod zaciskającą się na naczyniu dłonią Riona.
        Kieliszek zaraz został podniesiony i opróżniony jednym haustem, a zdenerwowany elf powrócił do kończenia tego, co miał na talerzu. Zabawne, przed chwilą wydawało mu się, że miał dużo mniej jedzenia. A może mu się przez tą sytuację tylko wydawało, albo nie zwrócił uwagi na to kiedy nałożył sobie kolejną porcję.

        Kaleki kapitan siedzący obok niego jadł w milczeniu i ze spuszczoną głową, unikając spojrzenia kogokolwiek, aczkolwiek obecnie i tak nikt nie zwracał na niego uwagi, która skupiona przez wszystkich była całkowicie na byłym towarzyszu po jego prawicy.

        Rion, mimo że nie okazywał nikomu większego zainteresowania nad konsumowany przez siebie posiłek, słuchał uważnie relacji z życia tego, który na pirata pasował najmniej. Teraz przynajmniej wiedział z pierwszej ręki, dlaczego za Hose jest taka wysoka nagroda i dlaczego Barbarossa nie zabił maga podczas ich pierwszego spotkania, a nawet trzymał pacyfistę przy swoim boku. Leończyk jednak niczym nie skomentował tej wypowiedzi, jedynie westchnął i podniósł na blondyna wzrok. Nie lubił się kłócić, ani powtarzać, a w ciągu ostatnich trzech godzin stanowczo zbyt wiele razy zaprzeczał zdradzie ze strony Geora.

        To co się jednak stało po niedługiej chwili wytrąciło kapitana Wyzwolenia z równowagi, a dokładniej fakt, że kolejny z jego planów wziął w łeb, bo dla piratów rozmowa na osobności oznaczała wyprowadzenie jedynie swoich wrogów, osób, do których nie mieli zaufania (jednoręki elf), przy czym została praktycznie i tak cała banda. Powoli zaczynały kończyć mu się pomysły jak najlepiej rozegrać tę partię szachów z szalą zwycięstwa przechyloną na swoją stronę. Niestety z każdą chwilą było na odwrót i jedynie duma nie pozwalała mu się tak przedwcześnie poddać.

        - Czyli nasze spotkanie nie było przypadkiem - szepnęła Kiraie gładząc miękkie pióra na szyi tulącego się do niej ptaka, bardziej stwierdzając ze smutkiem fakt niż pytając. Feniks ze wstydem pokiwał lekko głową, którą następnie spuścił ze skruchą i przygnębieniem.
        Dziewczynę zakuło w sercu, kiedy dostała potwierdzenie, bo wiedziała co Barbarossa może o niej przez to pomyśleć. Że od samego początku o wszystkim wiedziała, że wszystko było jedynie podłym podstępem jej ojca, że była zdrajczynią. Tak, niewątpliwie tak teraz myślał, a przecież ona nie miała o niczym pojęcia, tamtego dnia pierwszy raz na oczy widziała tego ptaka i była święcie przekonana, że to jeden z tutejszych gatunków fauny. Nie mogła uwierzyć w to jakie zagrywki stosował jej ojciec, aby tylko wygrać i podobnie jak pierzasty, ona również była zawiedziona postępowaniem rodziciela. Tym bardziej, że Silva w akcie skruchy postanowił wyjawić elfce wszystko co widział podczas wykonywania admiralskich rozkazów. Miał ogromną nadzieję, że Kiraie mu przez to wybaczy tamto oszustwo i przynajmniej ona go od siebie nie odtrąci. Nie wiedział, że płowowłosej nawet przez myśl nie przeszedłby jej taki pomysł.

        - On tyle dla ciebie zrobił, nie myśląc nawet o własnym życiu bylebyś tylko był z niego zadowolony, a ty się go tak po prostu wyrzekasz - odezwała się głośniej zwracając się do ojca z załamującym się tonem. Nie trzeba było też długo czekać, aż pojawią się w jej oczach pierwsze łzy.
        - Kapitan Barbarossa ma rację, uświadamiając ci jakim jesteś głupcem i tyranem, bo inaczej nie da się nazwać twoje zachowania gdy nie masz do wypełniania jakiegoś konkretnego rozkazu i mama o tym wiedziała! - rzuciła w stronę ojca podnosząc się gwałtownie z miejsca i roniąc mocniej łzy, cały czas głaszcząc oraz tuląc do siebie pięknego feniksa.

        - A więc to co wtedy powiedział jest prawdą - mruknął pod nosem wpatrując się niewidzącym wzrokiem w swój pusty talerz. Miał na myśli relację jednorękiego kapitana, którego znaleźli dryfującego na beczce po środku oceanu. Również się podniósł ściskając w dłoni srebrny nóż, który podany był wraz z resztą zastawy. - To dlatego nadal żyjesz i do tej pory nie uciekłaś... Jesteś zwykłą dziwką! - warknął dopiero teraz podnosząc na nią wzrok, ale zamiast rzucić się na nią, skierował zwinnie swój atak z obłąkaniem w oczach w stronę tego, którego tak nienawidził.

        Kiraie widząc co się święci, zareagowała instynktownie i szarpnęła ojca za dłoń, w której trzymał nóż z zastawy, kalecząc nieumyślnie własną rękę. Silva również nie zamierzał być bierny w tej sytuacji i chwytając się przedramienia mężczyzny, zaczął go dziobać po nadgarstku i pięści, aby tylko puścił broń. Elf nie był w stanie pojąć tego wszystkiego, a jego ciało po chwili się zachwiało, czuł jak traci władzę w nogach, a żołądkiem targnęły silne konwulsje. Spojrzał z furią w stronę wampira, sądząc, że to on go otruł.
        - Zapłacisz mi za to... - wychrypiał, nie zauważając nawet, że padła przy nim na kolana przerażona Kiraie nie wiedząc co się dzieje z jej ojcem.
        Wszystkim wcześniej najwidoczniej umknął fakt, że na twarzy wyprowadzanego, kalekiego leończyka widniał cień triumfalnego uśmiechu, który był przez niego z trudem tłumiony.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Drugą Leonię, powiadasz? - Na młodzieńczej twarzy wampira wykwitł szeroki i szczery uśmiech, który odsłonił jedyny biały kieł i wraz z bladą skórą, nadał całości iście diabelskiego wyglądu. - Może i masz rację, ale tutaj władza nie skupia się w rękach jednego człowieka. Czy też raczej w ręce - zachichotał pirat, uderzając metalowym palcem o brzeg kryształu, który zawibrował w miejscu, pozwalając drobnej kropli krwi paść na biały obrus. - Widzisz, admirale, zarządzanie miastem to żmudne i monotonne zajęcie. Ktoś z moją cierpliwością nie nadaje się na burmistrza, czy kasztelana. Ledwo potrafię zapanować nad tą posiadłością, a i ona, co może dziwić, nie należy w pełni do mnie. Dlatego nad tym wszystkim, co miałeś okazję ujrzeć w drodze tutaj, pieczę sprawuje grono kapitanów, znanych w świecie z różnych błahostek. Nie mogę ci jednak przyznać racji w sprawie zdrady, o jaką mnie teraz posądzasz. Przez lata zebrałem wokół siebie ludzi tak lojalnych, że gdybym teraz zdecydował się pójść na szafot, wielu poszłoby za mną. Bo widzisz, moi mentorzy, niech im ziemia lekką będzie, wychodzili z założenia, że nic tak nie buduje więzi, jak wspólny wróg. W obliczu starcia nawet najróżniejsze charaktery potrafią się zjednoczyć. I tym właśnie w skrócie są pirackie porty. Azylem przed wspólnym wrogiem, gdzie się bratamy i budujemy jedną, wielką rodzinę. A w rodzinie zdrada jest niewybaczalna. Każdy z osobna stara się jak może, aby topór niezgody między nami pozostał głęboko zakopany, więc nie łudź się, czekając dnia, w którym ktoś z nas zdradzi pozostałych.
W przeciwieństwie do Awerkera, Barbarossa przemawiał spokojnie i bez uwalniania negatywnych emocji, co kilka zdań robiąc przerwę na oddech i posmakowanie krwi z butelki obarczonej datą "Demara - 312 r.e.a". Kipiący z elfa gniew w tej sytuacji był dla wampira kompletnie niezrozumiały, w końcu co złego było w tym, że próbował on uświadomić swojemu gościowi pewne prawdy, które jego mały świat postanowił zataić i zamieść pod dywan? Barbarossa chciał jedynie, aby były leoński admirał zrozumiał, że obecnie sam znalazł się na liście osób niewygodnych, które powinny jak najszybciej zniknąć, ponieważ leży to w dobrym interesie państwa, cywili i samego króla. No, ale ten wolał demonstrować swój gniew, biegając wzrokiem po zebranych i szukając okazji do zadania ciosu.

Gdy w końcu mu się to udało, Barbarossa siedział z dłońmi splecionymi nad kryształem i brodą lekko wspartą na przegubach, obserwując otoczenie z przymrużeniem oka. W pierwszej kolejności wydawało mu się, że elf pragnie coś zademonstrować, ale ostrze nagle poszybowało w jego stronę, celując w oko. Na szczęście, czy też raczej nieszczęście, zamach ten udaremniła Kiraie, łapiąc ojca za rękę i trzymany sztuciec, samej odnosząc rany. Mimo to pozbawiony impetu nóż zdążył trafić w protezę, o wiele niżej niż pierwotnie zamierzał trafić Awerker, a następnie odbił się od niej i naciął skórę wzdłuż podbródka. Wszystko zdawało się być ułamkiem jednej sekundy, toteż nikt nie zdążył nawet zareagować i właściwie zadać cios zagrożeniu, które tak blisko uczepiło się nieumarłego. Szybko jednak zaczęto działać po upadku "wojennego pyłu". Dostrzegając niebezpieczeństwo, do przodu wystrzeliła dłoń Jokara, w locie łapiąc nadgarstek leończyka i unieruchamiając go, by ten nie wyrządził dodatkowych szkód. Wtedy też od stołu odsunęli się kapitanowie sojuszniczych jednostek z zamiarem skucia Awerkera, ale wtedy on zatoczył się na krześle i z hukiem zsunął się na podłogę. Ledwo łapiąc oddech, z ust admirała wytoczył się nalot białej piany, oczy uciekły gdzieś w bok, a na czoło wyciekły duże krople potu.

- Trucizna - stwierdził Rafael, który najszybciej z całej gromady znalazł się przy Rionie, białą chustą ocierając mu sine wargi.
- Bez przesady - burknął minotaur, zanurzając w tym czasie łyżkę w pływających w piwie sardynkach. - Kasino to najlepszy kucharz jakiego znam. Raz czy dwa zdarzyło mu się przypalić danie, ale żeby od razu trucizna? - W głosie kwatermistrza nie było słychać współczucia dla łowcy piratów, a on sam nie kwapił się do pomocy, w przeciwieństwie do Draco i Luci, którzy odsuwając na bok zastawę, zrobili miejsce dla otrutego. Mimo to Adewall, podobnie z resztą jak Jokar, Raven i kapitanowie pozostawali po za wszelkimi podejrzeniami jeśli chodzi o podanie ojcu elfki trucizny. Żadne z nich nigdy nie uciekało się do podobnych i brudnych sztuczek. No może po za bosmanem, któremu często przypadał obowiązek prowadzenia przesłuchań, ale nawet on nie odważyłby się użyć tej metody przy stole, bez wcześniejszego rozkazu wampira.
- Raven, zabierz Kiraie do jej komnaty i przypilnuj, by jej nie opuszczała. Tamika idź z nimi - polecił Caster, wstając z miejsca i odprowadzając kobiety wzrokiem aż do zamknięcia drzwi.
Później sam zajął miejsce przy czarodzieju.
- Co z nim?
- Powiedziałbym więcej gdybym wiedział, co mu podano - odpowiedział Rafael, skandując proste zaklęcia z dziedziny magii życia. - Na razie mogę stwierdzić, że krew uciska mu mózg, nerki napuchły jak balon, a wątroba podnosi modły o zakończenie tej kaźni. Po kolei padają również nerwy, spójrz - mag wskazał na oko, które uciekło w bok, odsłaniając czerwone żyły. - To nie wpisuje się w żadne normy.
- Jokar! - zawołał kapitan. - Idź porozmawiać z naszym więźniem. Chcę wiedzieć czy wie coś o tej całej sytuacji. I nie musisz być delikatny.
Po wyjściu trytona, który już w drodze do drzwi nie krył szyderczego uśmiechu, połączonego z rozrywkową zabawą nożem, kapitan Barbarossa pomógł Rafaelowi zmniejszyć ucisk krwi na mózg admirała, wykonując proste nacięcie na jego skroni srebrnym nożem. W całej tej sytuacji wampir zapomniał się jednak i dopiero po zabiegu dostrzegł, że jego dłoń pokryła się syczącymi wściekle pęcherzami, a skóra wokół nich poczerniała i zrogowaciała. Podobnie stało się z brodą. W miejscu gdzie nóż naruszył tkankę powstało paskudne, ropiejące zadrapanie, broczące obficie posoką, która obecnie zasychała już na koszuli i powałach płaszcza.
- Rzucić na to okiem? - zapytał czarodziej, wyciągając dłoń w stronę towarzysza, lecz ten odepchnął ją, zawiązując ciasno rękę kawałkiem wydartym z obrusa, a następnie skinął głową kwatermistrzowi.
- Okręt tego jednorękiego szczura ma zostać rozebrany na części - polecił i łapiąc za ramię minitaura, który szykował się do spełnienia rozkazu, dodał: - Załodze postaw ultimatum. Dwadzieścia lat służby pod banderą Nautiliusa lub sami mogą rzucić się na własne szable. Dla tych, co choćby pomyślą o złapaniu za broń, żadnej litości.
- Aj, aj kapitanie.

Dwie godziny później, jak i przez cały ten czas nim upłynęły, Raven i Tamika starały się pocieszyć płaczącą elfkę, która siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, jedną ręką tuląc do siebie tęczowego ptaka, a drugą delikatnie muskając ogromny szafir na naszyjniku, który podarował jej wampir. Zachowanie Awerkera przy stole nie było dla nich zrozumiałe. Wydawałoby się, że admirał, mając przy boku ukochaną córkę, zaprzestanie walki i choć raz zadba o własne i jej bezpieczeństwo. On tymczasem chciał za wszelką cenę wyjść z tego z wysoko podniesioną głową, zabijając nieumarłego kapitana i nie zwracając uwagi na to, że gdyby mu się to udało, on i Kiraie nie zdołaliby nawet opuścić bezpiecznie jadalni.
- Nie martw się na zapas - mówiła na okrągło zjawa, latając od rogu do rogu, przenikając przez półki, świeczniki i inne meble. Na jej półprzezroczystej buzi malował się pokrzepiający uśmiech. - Twojemu ojcu nic nie będzie. Rafael to doskonały lekarz i na pewno znajdzie sposób na uratowanie admirała. W końcu proteza Castera to jego własne dzieło.
- To jej teraz raczej nie pomoże - zauważyła Raven, rozlewając do szklanek wino, by pomóc dziewczynie zapanować nad nerwami, po czym podała jej jedną. - Napij się, wtedy nie będzie tak wewnętrznie boleć. Wiesz, że to co powiedział twój ojciec, to nie prawda. Nie jesteś dziwką, po prostu nie złamałaś danego kapitanowi słowa, a to wielce szlachetna postawa.
I tak jak w przysłowiu "o wilku mowa", tak w akompaniamencie otwieranych drzwi, do pokoju elfki zawitał wampir. Twarz miał pełną zatroskania, ale na swój sposób spokojną, zdradzającą, iż wieści jakie ma do przekazania nie będą tymi złymi, niszczącymi wszystko, co elfka uznawała w tym świecie za piękne. Z jego twarzy, dhampirka od razy wyczytała sygnał, iż najlepiej będzie zostawić ich samych, toteż korzystając z luki w otwartych drzwiach, minęła Barbarossę, przekazując mu w myślach krótki raport o stanie emocjonalnym elfki. Również zjawa postanowiła się ulotnić, znikając w podłodze pokój niżej i dołączając do Raven w salonie, gdzie obie zaczekają na dalszy rozwój wydarzeń.

- Twojemu ojcu nic nie grozi - poinformował Barbarossa dziewczynę, stając obok łóżka, ze spuszczoną głową i wzrokiem utkwionym w zabandażowanej ręce. Chcąc mu pomóc wampir nie zwrócił uwagi na zabójcze srebro, zadziałał impulsywnie, za co teraz przyjdzie mu zapłacić kilkudniowym bólem. - Rafael usuwa z niego resztki trucizny, którą mu podano. Wciąż nie wiem kiedy i jak mogło do tego dojść. Dałem mu to samo słowo, co tobie, że włos mu z głowy nie spadnie, a tymczasem pod moim nosem ktoś próbował go otruć. Na szczęście najgorsze już za nim.
Przyglądając się Kiraie, Caster doskonale widział spływające po policzku łzy, drążące na jej twarzy szerokie bruzdy. Dodatkowo ogarniał go dziwny niepokój, od chwili gdy prawda o obecności ptaka wyszła na jaw, elfka unikała jego wzroku, starała się na niego nie patrzeć i za pewne o nim nie myśleć. Nie wiedział, czy to dlatego, że obwiniała go za ten wypadek, czy może wystraszyła się ojca. Zauważając plastry na dłoni elfki, wampir delikatnie chwycił ją za rękę i pogładził po wierzchu.
- Wtedy w trumnie był taki moment, że chciałem prosić cię o zostanie na wyspie. Teraz, widząc ile cię to kosztuje nie mam złudzeń, że prosiłbym o zbyt wiele. Dlatego kiedy tylko twój ojciec wyzdrowieje, popłyniesz z nim do domu. Do Leonii.
Po tych ostatnich słowach Postrach Jadeitów odwrócił się i ruszył ku drzwiom, przed którymi zamienił się w czarnego kota i zniknął w ciemnościach korytarza.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Zdruzgotana tym wszystkim co się wydarzyło Kiraie nawet nie protestowała, kiedy dziewczyny, a zwłaszcza Raven, zaczęły odciągać ją od ojca i pójść do komnaty elfki, tak jak polecił kapitan. Była obecnie w jeszcze gorszym stanie niż za pierwszym razem, gdy to jednoręki ją tak nazwał i uderzył, aczkolwiek znów mieszały się w niej strach przed utratą ojca i złość na niego za to jak się zachował i jak ją potraktował. Przez to wszystko nawet nie miała pojęcia, że została przez rodziciela zraniona w rękę, którą co rusz starała się ocierać spływające po twarzy łzy, ponieważ drugą tuliła kurczowo Silvę do swojej piersi. Czuła się jak w próżni, nie szła, lecz lewitowała za przyjaciółkami, nie czując własnych nóg i tego, że się przemieszcza. Ich słowa, w ogóle do niej nie docierały, a jak już były zniekształcone, jakby znajdowała się głęboko pod wodą. Nie byłoby błędem powiedzieć, że była obecnie jak żywy trup i nie wyglądała wcale lepiej.

***

        Jednoręki po wyprowadzeniu przez Oliviera, zaprowadzony został z powrotem do swojej celi, do której wszedł z oporem, po czym spluwając z pogardą samemu kapitanowi straży w twarz, zajął miejsce na przeżartej przez szczury pryczy. Nie tak sobie wyobrażał to wszystko. Przecież po śniadaniu wszyscy mieli się jakby nigdy nic rozejść w swoje strony, a zamiast tego został tak brutalnie odciągnięty od jedzenia, a dopiero atmosfera zaczynała się rozkręcać. Może dowiedziałby się czegoś, co było by muzyką dla uszu jego króla, ale musieli go stamtąd wyprowadzić, po prostu musieli! Dlaczego życie zawsze musi być dla niego takie niesprawiedliwe?! Westchnął ciężko do własnych myśli, ale gdy usłyszał narastające, szybkie kroki, zadrżał i podniósł się do pozycji siedzącej, aby zobaczyć któż to przybywa mu z wizytą.
        - No, na reszcie. Barbarossie w końcu się przypomniało, że gości się tak nie traktuje i mogę już wrócić na swój statek? Ważne sprawy czekają na mnie w Leonii, więc chyżo się uwijaj z tym uwalnianiem - mruknął, święcie przekonany, że Jokar przyszedł, aby go wypuścić. W ogóle nie przyszło kalekiemu elfowi do głowy, że piraci mogli się przejąć jego małym prezentem od serca, skoro mieli wspólnego wroga nazwiskiem Awerker. Choć jednoręki żałował, że nie mógł się zająć jeszcze elfką, ale w sumie durny ptak admirała i jego nieudana próba dostarczenia królowi listu, powinny wystarczyć, aby mała suka skończyła jak jej tatuś. Może nawet gorzej.
        - Na co czekasz rybi móżdżku? Otwieraj te chędożone kraty! - zaczął się niepokoić, tym bardziej, że uśmiech jaki miał obecnie Jokar na twarzy, nie należał do najprzyjemniejszych i napawających optymizmem. - Przypominam tylko, że twój pan zapewnił mi bezpieczeństwo, więc nie możesz mi nic zrobić. Wypuść mnie! - Szarpnął za pręty od drzwi do celi.

***

        Gdy drzwi od pokoju się za dziewczynami zamknęły, Kiraie zaczęła wracać do żywych, a przynajmniej dać upust kotłującym się w niej emocjom, które wylały się z niej potokiem gorzkich łez. Wiedziała, że w tej chwili zachowuje się samolubnie, praktycznie ignorując towarzystwo przyjaciółek na rzecz skupiania się na własnym bólu, a przez to czuła się jeszcze gorzej i nawet tulenie ptaka jej nie pomagało. Na szczęście każda burza z czasem przechodzi i podobnie było w jej sytuacji, potrzeba było czasu, aby elfka zaczęła się stopniowo uspokajać, wychylając z Raven kolejne szklanki wina, pozwalając dhampirce również w między czasie zająć się ranną dłonią.
        - Ja... Nie wiem czy chcę, aby mój ojciec wyzdrowiał... - mruknęła ochryple przez wyczerpanie i alkohol, zaczynający powoli na nią działać. - Po tym co... jaką tam szopkę odegrał, nie wiem czy chcę go w ogóle znać - dodała, gładząc opatrzoną dłonią ptasie pióra.
        Cały czas siedziała ze spuszczoną głową i nawet kątem oka nie spojrzała na żadną z towarzyszek. Po chwili na jej spodnie i pierze fenika zaczęły znów skapywać łzy elfki, które starała się jednak opanować, gdy do środka przybył kapitan z najgorszymi, jak się zaraz okazało, wieściami jakie tylko mogła usłyszeć.

        - A-ale... kap-tanie... - Przez wzbierającą w niej na nowo rozpacz, słowa grzęzły jej w gardle, a sama Kiraie siedziała bez ruchu zszokowana na łóżku. "Popłyniesz z nim do domu. Do Leonii" rozbrzmiewało co chwila w jej głowie i za każdym razem, kiedy od nowa powtarzały się te słowa, serce płowowłosej roztrzaskiwane było ponownie w drobny mak, znów się regenerowało, aby po chwili po raz kolejny zmienić się w kupkę pyłu.
        - To wszystko twoja wina... - szepnęła niemal niesłyszalnie pod nosem, zabierając dłoń gładzącą do tej pory tęczowe pióra. Silva z początku nic nie rozumiał i spojrzał z wyrzutem na dziewczynę, domagając się wznowienia pieszczot, ale czując bijącą od niej zmianę od razu się zaniepokoił. - To twoja i mojego ojca wina... Gdyby nie wy... - starała się składnie i na jednym wdechu wypowiedzieć to co miała na myśli, ale targające nią łkanie jej to stanowczo uniemożliwiało. - To przez was... Nienawidzę was... Wynoście się z mojego życia! - krzyknęła z rozpaczą zrzucając gwałtowanie feniksa ze swoich kolan. Ptak widząc w jakim elfka jest stanie, nawet nie próbował załagodzić jej osądu i z bólem wyleciał przez otwarte okno.

        Kiraie nigdy w życiu nie czuła się tak jak teraz, a stanowczo biło to na głowę nawet wszystkie brutalne tortury o jakich słyszała razem wzięte. Nie umiała sobie poradzić z targającymi nią obecnie uczuciami i nie wiedziała co ma zrobić, przez co ucierpiały dwa wazony roztrzaskane o ścianę i poduszka, która wyleciała przez okno za ptakiem, jednakże nie sięgnęła celu. Chwilę też pokręciła się po pokoju wędrując w tę i z powrotem jak tygrys po swojej klatce, aż w reszcie zdecydowała się pójść do Barbarossy, nawet jeśli miałaby go błagać na kolanach, albo wbić mu w serce osinowy kołek z napisem, że go kocha. Co prawda plan był prosty, ale przed jego drzwiami, nie była w stanie w nie zapukać, przez myśl, że może powinna najpierw zajrzeć do ojca. Trochę się naszukała i natrudziła ze znalezieniem, kogoś kto by wiedział, gdzie go przeniesiono, ale i przed pokojem, w którym leżał sytuacja się powtórzyła i Kiraie nie miała ani odwagi, ani chęci się z nim widzieć. Poczuła, że tak naprawdę chce być teraz sama, może tak będzie lepiej.

        Z tą myślą opuściła rezydencję Barbarossy, przekazując swoje życzenie samotności Raven i Tamice, które chciały za nią pójść, ale uszanowały prośbę dziewczyny. Elfka przynajmniej wiedziała gdzie chce iść, choć nie docierało do niej po co. Udała do tej części posiadłości, gdzie jeszcze nigdy nie miała okazji być, poszła na klif, gdzie wyrzuciła do oceanu cała swoją frustrację i zerwany przed chwilą przez samą siebie wisior od Barbarossy.
        Silva widząc z gałęzi drzewa jej szał i poczynania, z jakiegoś powodu nie mógł pozwolić, aby ten klejnot przepadł w jadeitowych głębinach i nie mając świadomości tego co właśnie robi, zapikował ryzykowanie w stronę szczerzących się na dole klifu skał, o które miał się właśnie roztrzaskać naszyjnik. Nie mając pojęcia, że w tym czasie dziewczyna, również zamierza skończyć z sobą, stając na samej krawędzi i wyciągając zza pasa spodni, niepozorny sztylecik, który Barbarossa jej podarował, a którego sztych wycelowała w swoje gardło...

        Po tym wszystkim co przeżyła, nie było ją stać nawet na to. Z mętnym spojrzeniem cofnęła się na bezpieczną odległość i upuściła ostrze na ziemię obok siebie, siadając po chwili na trawie z podciągniętymi pod brodę kolanami poddając się całkowicie, wyjałowiona z życia, co też mogły sygnalizować jej czerwone, zapuchnięte od płaczu oczy i nieprzyjemnie blada, wręcz chorobliwie, skóra. Zamglonymi oczami wpatrywała się tępo w rozciągający się przed nią błękit horyzontu i oceanu zlewające się w jedno. Nie miała już na nic siły, nawet na to, by żałować, że tamtego felernego dnia wybrała się na przejażdżkę plażą i zamiast zawrócić i uciec zaraz po dostrzeżeniu przed sobą nieznanego okrętu, postanowiła nieco się mu przyjrzeć. Jedyną oznaką tego, że nadal żyła tylko tak źle wyglądała przez zaistniałą sytuację, był odgłos co rusz podciąganego nosa.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Spuszczony ze smyczy Jokar nie od razu odwiedził więźnia. Wpierw, jak to zawsze robili kaci, musiał się przygotować: zebrać narzędzia, oczyścić umysł i przypomnieć sobie zasady ludzkiej anatomii, by móc zadać jak najwyższy poziom bólu. W wyciąganiu informacji najważniejsza była cierpliwość, której jemu akurat nie brakowało. A skoro dzień jeszcze się nie zakończył, należało uczynić wszystko, by przedmiotowi tortur dłużył się on niemiłosiernie. Po opuszczeniu jadalni, tryton udał się do jaskiń pod wyspą, gdzie nawet nie spojrzał na czwórkę swoich żon, oczekujących go w łożu, a jedynie sięgnął po skórzany pakunek i tak, jak stał, tak wyszedł, zgarniając jeszcze po drodze blaszane wiadro. Dostał rozkazy, które należało spełnić, a jeśli chodzi o lojalność piratów wobec kapitana, to Jokara nikt nie był w stanie prześcignąć. Nawet Adewall.
Następnie człowiek morza odwiedził pracownię Rafaela, skąd pożyczył ilustrowaną księgę medycyny, a dokładniej tomik chirurgów oraz zajrzał do kuchni, gdzie po krótkiej rozmowie z Kasino, otrzymał od niego jedną butelkę octu, wino, młotek, kilka gwoździ i świeżo upieczoną pajdę maślanego chleba. Dopiero tak obładowany ruszył ku piwnicy, gdzie znajdował się loch z ostatnią, użytkową celą o zardzewiałych kratach. Jednoręki elf już tam na niego czekał, a po jego twarzy dało się odczytać, że nie był w najlepszym humorze. W końcu czemu tu się dziwić: zaatakowany i okaleczony, następnie wyrzucony za burtę i znów pojmany, zamknięty w ciasnej klatce, jednej z wielu, które przerobiono na skarbiec i miejsce do przechowywania wina. Pilnujący więźnia strażnik powoli przysypiał, lecz na widok bosmana nagle ożył i odszedł w milczeniu, pozostawiając w jego ręce klucz.
Jokar nie spodziewał się, że jego nadejście zostanie powitane z takim optymizmem, ale dzięki temu jeszcze bardziej poprawiło to jego i tak już wspaniały humor. Nie okazując tego jednak spod maski obojętności, tryton zignorował słowa elfa i z całym asortymentem wparował do celi, nawet jej nie zamykając.
- Trucizna. - Bardziej stwierdził niż zapytał, ściągając łańcuch, który skuwał jednorękiego tak, że teraz stał on przyklejony plecami do ściany i na wyprostowanych niczym struna nogach. - Nie musisz się śpieszyć z odpowiedzią - dodał, odzywając się więcej niż na co dzień.
Ktoś bowiem, kto nie znał Jokara sprzed lat piractwa, wiedziałby, że ten psychopata sam przeszedł wiele tortur i że kiedyś ktoś podobny do niego teraz, również nie okazywał mu litości. Teraz wszystko mściło się ze stokrotną siłą.
- O czym ty bredzisz?! - wybuchł ze złością elf, strasznie blednąc na widok zawartości pakunku.
W skórzanym rulonie znajdowały się posegregowane względem długości ostrza noże, obcęgi, małe piły, dłuta, brzytwy, stalowe kołki oraz szpikulce do robienia szaszłyków.
- Wypuść mnie! - zaskrzeczał więzień, próbując wyszarpać kajdan ze ściany.
Niestety Jokar nawet go nie słuchał, zbyt zajęty przeglądaniem tomiku dla chirurgów. Dopracowane z najmniejszym szczegółem ilustracje dostarczały mu należytej wiedzy, nawet jeśli opisy pod nimi były jedynie niezrozumiałą siatką znaczków. Taka trochę ironia, Jokar potrafił walczyć jak mało kto, pływać jak rekin i zadawać ból, ale czytać i pisać nie umiał. Nigdy nie znalazł na to czasu.
- Trucina - powtórzył, odkorkowując wino i upijając z niego łyk, który zagryzł maślanie pachnącą bułeczką i podsunął pod nogi elfa blaszane wiadro, do którego zaraz zaczął upuszczać mu krwi, robiąc szpikulcem precyzyjny otwór pomiędzy małym, a przedostatnim palcem u prawej nogi - jednym z najsilniej ukrwionym miejscu w ciele człowieka.
Następnie, nacinając świecę, by użyć jej jako zegara, Jokar usiadł sobie wygodnie na przeżartej przez szczury pryczy i martwym, rybim wzrokiem przyglądał się jeńcowi.

***

W tym samym czasie Adewall obserwował, jak podlegli mu piraci wywlekają z okrętu pojedynczych marynarzy, a następnie sadzają ich przy chybotliwym stole ustawionym w porcie, na którym leżał pergamin oraz pióro z atramentem. Z treści dokumentu wynikało jasno, że podpisujący wyrzeka się zwierzchnictwa korony leońskiej i ślubuje wierność kapitanowi Barbarossie na okres dwudziestu lat lub do utraty życia podczas tejże służby. W następnych podpunktach było również coś o obowiązkach wobec okrętu i załogi, skrócona wersja kodeksu piratów oraz wzmianka o podziale łupów, których podpisujący również się zrzeka na rzecz pięcioletniego okresu próbnego etc, etc. Co, jak co, ale Postrach Jadeitów uwielbiał mieć porządek nawet w takich błahych sprawach, jak werbunek załogi, nawet jeśli organizowanie takich szopek było godne spisania w formie scenariusza i wystawieniu na deskach jakiegoś kabaretu. No bo kto normalny, robiąc interes z piratami, męczy się z czytaniem takiego "cyrografu". Nikt jednak nie negował, a tym bardziej nie śmiał się z zaistniałej sytuacji, choć sam Adewall uśmiechał się pod nosem na widok chojraków, którzy brali w dłonie dokument i na jego oczach go niszczyli.
No cóż z niewolnika nie ma pracownika, jak to mawiają w Rubidii, dlatego też i w tym przypadku nikt nikogo i do niczego nie zmuszał. Każdy kto odmówił podpisania zostawał wywleczony w kajdanach, przywiązywano mu do nóg metalową kulę, a następnie zrzucano z nadbrzeża wprost do oceanu. Co bardziej przystosowanym w tej domenie nacinano również żyły dla zwabienia rekinów, bądź, jak u trytonów, zaklejano skrzela, by nie męczyli się za długo z wydostaniem się z łańcuchów. Obrazy sianego terroru potrafiły złamać każdego, dlatego nim wybiło południe z ponad połowy setki załogantów na stronę Barbarossy przeszło pół tuzina silnych i wytrwałych marynarzy, w całej okazałości byli więźniowie i najemnicy, dla których służba dla Leonii była szansą na wzbogacenie się. Teraz taką okazję dostawali po drugiej stronie medalu, z niezmienioną formą - wystarczyło słuchać rozkazów i nie dać się zabić.
Następnie zebrano wszystkich, którzy zgodzili się zostać piratami i pod nadzorem krasnoludów z portu kazano im odholować okręt jednorękiego do stoczni, gdzie zostanie rozebrany, a części wykorzystane do budowy innych okrętów lub ich łatania po krwawych starciach.
Osobiście Adewall uważał, że wszyscy z załogi elfa powinni zginąć, ale może rzeczywiście po wodach oceanu rozlewa się ostatnio za dużo krwi.

***

- Gdy kapitan Salamandra zwrócił mi życie byłam tak wystraszona, że skoczyłam z tego klifu - odezwała się zjawa, rozwiewając prywatność elfki, której ta sobie wcześniej zażyczyła. Przez te kilka dni Tamika po raz pierwszy poczuła, że ma w niej przyjaciółkę i nie mogła tak po prostu zignorować tego wszystkiego. A tym bardziej pozwolić jej na tak drastyczne poczynania.
- Chciałam z powrotem do grobu, jakkolwiek to teraz brzmi, ale niestety okazało się, że zjawy nie mogą popełnić samobójstwa. Zaczęłam więc cieszyć się ze wszystkiego, co mnie otacza, z każdego kamyka i źdźbła trawy i z czasem polubiłam swoje nowe życie.
Nieumarła powoli zbliżyła się do krawędzi klifu i przysiadła obok dziewczyny, nie przejmując się tym, że trawa wokół niej pokryła się lekkim szronem. Następnie Tamika złożyła brodę na kolanach, a wzrok utkwiła w mętnym horyzoncie.
- Skok w przepaść nie jest rozwiązaniem problemów, tylko powiększeniem ich liczby. Przyniesiesz nim tylko ból swoim najbliższym - kontynuowała, chcąc przekonać elfkę, by ta zrezygnowała z samobójstwa, kiedy to tęczowy feniks położył przed nią naszyjnik z największym szafirem, jakiego Tamika kiedykolwiek widziała. A widziała ich nie mało, zapuszczając się do kapitańskiego skarbca.
- Piękny - powiedziała na błysk promieni słońca w gładkiej powierzchni klejnotu. - To prezent od Barbarossy? Musi mu chyba bardzo zależeć skoro ci go podarował. Wiem, że teraz mówię trochę na jego niekorzyść, ale żadnej kobiecie nie podarował czegoś takiego. Nie sądziłam, że będzie go stać na taki gest. A ty po tym wszystkim zamierzałaś ze sobą skończyć? Przecież widzę, że nasz kapitan nie jest ci obojętny, od samego początku rumienisz się na jego widok. Boisz się, to naturalne, ale spróbuj zrozumieć także i jego. Barbarossa to pirat poszukiwany na całym wybrzeżu i myślisz, że łatwo mu nawiązać jakikolwiek związek? Każdy dzień przy nim może ci przynosić ból, ale skoro to miłość, to może warto zaryzykować, co?
- Kapitan jest u siebie - dodała Tamika, podsuwając elfce myśl co należałoby w tej sytuacji zrobić. - Zapewne leży w trumnie i wlewa w siebie trzecią butelkę rumu, zastanawiając się dlaczego cię w ogóle porwał. Idź do niego i pokaż, że się nie boisz, to wtedy on wykona następny krok. I tak nie masz nic do stracenia.
W głębi serca, o ile gdzieś było, nieumarła wierzyła, że Kiraie postąpi słusznie i nie będzie żałować podjętych decyzji. Miała przed sobą jeszcze spory kawał życia, głupio by było zmarnować je na życiu w nieszczęściu, skoro wszystko, co ją do tej pory radowało miała na wyciągnięcie ręki.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Od samego początku Jednoręki nie oczekiwał miłego przebiegu spotkania, po tym jak zobaczył idącego w jego stronę Jokara z niemałym zestawem żelastwa przy sobie. Wiedział również, że sadystyczny bosman Barbarossy nie będzie się z nim cackał i od razu zabierze się do tej części swojej pracy, który chyba najbardziej lubi. Elf mógł się domyślić takiego obrotu sytuacji i braku nadziei na to, że kiedykolwiek jeszcze wróci żywy do Leonii i swojego króla. Jednakże nie zamierzał żałować tego co zrobił, a tym bardziej się do tego przyznawać przed tym psychopatą. Owszem, na leońskim rynku z dumą wykrzykiwałby na cały głos, że to on pozbył się drugiego, zaraz po Barbarossy, najgorszego przestępcy i największego zagrożenia dla korony. Tutaj jednak nie miał ku temu ani najlepszych warunków, ani tym bardziej godnej widowni. Co prawda oszczędziłby sobie zapewne męczarni, bo szybciej by go stracono, ale przynajmniej w tych ostatnich chwilach swojego życia nie chciał wyjść na słabeusza i zamierzał iść w zaparte aż do grobu.

        - Nie wiem o czym mówisz ty chędożony psychopato. Masz mnie natychmiast stąd wypuścić! - warknął przez zęby i szarpnął się z całej siły wypełniając pomieszczenie brzdękiem łańcuchów odbijającym się echem od ścian. Chciał w ten sposób chociaż trochę odwrócić uwagę od krzywiącej się w bólu twarzy. Całą siłą woli walczył z sobą, aby cały czas wbijać spojrzenie w przyprawiające o dreszcze oczy trytona. Nie chciał nawet na moment spojrzeć na ilość krwi, którą zdołała wypłynąć z tak misternej ranki. Żałosnej nawet chciałoby się rzec.
        - Mieliście mnie puścić po tym cholernym śniadaniu i zostawić w spokoju. A podobno, choć jesteście najgorszymi kanaliami na świecie, macie swój honor! Pluję na taki honor, ostatni raz mówię, wypuśćcie mnie! - Miotał się jak ryba w sieci, ale nie był w stanie nic więcej zrobić, jak tylko ujadać niczym wściekły, bezradny pies ograniczany łańcuchem.

***
        Horner trzymający obecnie pieczę nad Wyzwoleniem starał się wywiązywać ze swoich nowych obowiązków jako pierwszego oficera, jak najlepiej, jednakże doglądanie rannych, rozeznanie się w poniesionych stratach i przede wszystkim trzymanie na oku obcych marynarzy z odholowanego brygu poważnie nadwątlały jego siły i wcale nie były takie łatwe do zrealizowania jakby się wydawało. Do tego jeszcze wciąż nie było żadnych wieści o admirale, ani nie było widać jego powrotu. To wzmagało niepokój z kamratach, potęgowany przez poczynania piratów oferujących służbę załodze z leońskiego slupa, którym przypłynął jednoręki elf. Bliski popadnięcia w panikę Menurka również nieświadomie pogarszał całą sytuację, jawnie okazując swój strach i słabość. Młokos przez cały czas obawiał się, że po podwładnych tamtego zdrajcy przyjdzie czas na nich. Nie chciał umierać, ale nie mógłby spojrzeć sobie w twarz gdyby zdradził Awerkera i przez zwykłe tchórzostwo przystąpiłby do piratów. W takiej sytuacji najpewniej sam by się zabił, aby ocalić swój honor.

        - Hej, podejdź tu Dzieciaku! - zawołał leoński tryton do chłopaka, który najpierw lekko podskoczył w miejscu wystraszony przez nagłe wyrwanie go z własnych myśli, a dopiero po tym przybiegł posłusznie do pierwszego oficera. - Zejdź pod pokład i pomóż medykom, jeśli nie mają dla ciebie żadnej roboty, po prostu siedź tam z rannymi - rozkazał, zaraz jak tylko Menurka przed nim stanął.
        - Ale...
        - To jest rozkaz! - Horner spojrzał na niego surowo i po chwili nie było żadnych sprzeciwów, a rozkaz został posłusznie spełniony. Tryton odprowadził dzieciaka wzrokiem. Wszyscy na okręcie doskonale wiedzieli, że chłopak jest pupilkiem Awerkera i jeśli kapitan dowie się jak mały został potraktowany, naturianin może mieć nieprzyjemną rozmowę, jednakże morskiego mieszkańca to nie obchodziło. Obecnie elfa nie było na pokładzie i to on w tej chwili dowodził, nie zamierzał nikogo z załogi lepiej traktować tylko przez to, że tak robił admirał. Wszyscy według niego byli równi, oczywiście, nie biorąc pod uwagę stopni marynarskich.

        - Adewall! Nie chciałbym ci psuć zabawy, ale z łaski swojej pogoń mojego kapitana żeby szybciej kończył pić herbatkę i wracał w końcu na statek. Jeśli to dla ciebie zbyt trudne zadanie do wykonania, przyślij tu chociaż ze trzech medyków z lekami i opatrunkami, bo na jakieś ludzkie warunki, aby zająć się rannymi z waszej strony nie ma co liczyć! - krzyknął do rogacza świetnie się bawiącego w porcie przy papierologii, choć wątpił by minotaur tak naprawę umiał czytać.

***
        Siedząc samotnie na klifie, nie mając już siły na choćby dalsze wypłakiwanie sobie oczu, nawet nie zwróciła uwagi na pojawienie się zjawy. Może po prostu zdążyła przywyknąć do tego, że nigdzie na terenie tej posesji, albo nawet na całej wyspie, nie znajdzie dla siebie miejsca, w którym nie byłaby pozbawiana prywatności, a jej chęć pobycia samej ze sobą została by w końcu uszanowana. Chociaż z drugiej strony zrobiło jej się miło z pojawienia się towarzystwa, a zwłaszcza Tamiki. To był chyba najlepszy znak na to, że udało jej się w na tym nieprzyjaznym terenie nawiązać jakąś przyjaźń, prawdopodobnie nawet odwzajemnioną. Nie podniosła jednak na nią wzroku, przez cały czas wpatrywała się jedynie w horyzont i choć się nie odzywała, słuchała uważnie wypowiedzi nieumarłej.

        Po chwili dołączył do nich również Silva, który położył przed elfką, prezent od wampira i zaraz podsunął go również do niej swoim dziobem. Był zmęczony i cały obolały, ponieważ żeby złapać ciśnięty na skały naszyjnik i jednocześnie przeżyć, musiał wykonać naprawdę trudny oraz energochłonny manewr, którego skutki zaczynał właśnie odczuwać. Z jego bystrych oczu biły przeprosiny i ledwo widoczna nadzieja, czy elfka mu wybaczy, że ją szpiegował na początku z rozkazu admirała. Zrozumiałby ją jednak, gdyby dalej utrzymywała, że nie chce go widzieć, a wtedy mógłby już bez wahania odlecieć do Szepczącego Lasu, albo dać się złapać na tej wyspie jakiemuś piratowi i pozwolić na zrobienie z siebie rosołu.

        - Tyle że on kazał mi wracać do Leonii, gdy mój ojciec wydobrzeje - odpowiedziała z łamiącym się głosem, jednakże nie wybuchnęła płaczem, a jedynie mocniej objęła i przycisnęła do siebie swoje kolana.

        Silva spokojnie usiadł przed dziewczynami i nie przeszkadzał im w rozmowie, zajmując się czyszczeniem piór i pilnowaniem by jakieś chciwe ptaszysko nie zasadziło się na naszyjnik Kiraie. Dziewczyna natomiast po raz pierwszy od pojawienia się tutaj zjawy, spojrzała na nią ze zdziwieniem. Nie spodziewała się tego, co Tamika jej powie o Barbarossie i jego poczynaniach w obecnej chwili. Bardziej sądziła, że będzie się cieszył, iż w końcu pozbędzie się ciernia w boku, którym zdawało jej się, że była i jej upartego ojczulka z całą swoją załogą.
        - Masz rację, nie mam nic do stracenia - powtórzyła z tajemniczym błyskiem w oczach, podrywając się na równe nogi przy jednoczesnym podniesieniu z ziemi sztyletu, którym chciała się zabić. - Za to w najgorszym wypadku mogę być gwoździem do jego trumny - dokończyła lekko, jakby jakaś dziwaczna siła i podstępna motywacją ją właśnie opętała. Wsuwając ostrze za pas, spojrzała na wyrzucony przez siebie naszyjnik, a po chwili się po niego schyliła i z powrotem zapięła na szyi. "Nie będziesz mi rozkazywał krwiopijczy dupku, nie wracam do Leonii, nawet jeśli miałabym tu zostać dwa sążnie pod ziemią."

        Odetchnęła głęboko i spojrzała hardo na ocean, jakby jemu składała tą niewypowiedzianą obietnicę, a nim odeszła, uśmiechnęła się przyjaźnie do zjawy, którą zaraz uściskała, a przynajmniej udawała tak jak mogła przez niematerialne ciało Tamiki i podrapała lekko Silvę pod brodą.

        - Dziękuję, wam obojgu - rzuciła, a po tym z dumą i gracją godną prawdziwego elfa, ruszyła bez pośpiechu w stronę wampirzej rezydencji.

        Feniks poderwał się z ziemi, wzbijając w powietrze tumany kurzu spod swoich skrzydeł i poleciał za swoją nową panią, a przede wszystkim przyjaciółką. Nie wleciał jednak z nią do budynku, ale zaczął go okrążać szukając okna od pokoju pirackiego kapitana. Gdy w końcu mu się to udało i przysiadł na kamiennej barierce od balkonu, do pokoju właśnie pukała Kiraie, a po chwili weszła z hardą twarzą. Przez moment przypominała stanowczością i uporem swojego ojca. A po chwili... Zrobiła coś naprawdę głupiego.
        Wpatrując się w wampira, otoczonego po bokach ścianami swojej trumny, rzuciła bez mrugnięcia okiem w jego stronę sztyletem, który jej pozwolił zatrzymać. Ostrze jednak go nawet nie drasnęło, a jedynie przebiło butelkę i wraz z potłuczonym szkłem oraz alkoholem upadło na ziemię. Nie było mowy o spudłowaniu ze względu na charakterystyczną dla jej rasy precyzję, którą Kiraie trenowała od maleńkości choć nigdy nie miała żadnej broni w ręce, nawet łuku.

        - Zabij mnie, ale ja się stąd nigdzie nie ruszam. Jeśli wyrzucisz mnie za mury swojej posesji, w porządku, znajdę sobie jakąś pracę w porcie, ale na pewno nie wracam do Leonii. - Nie zamierzała owijać w bawełnę, ani zaczynać rozmowy od rozczulania się nad nim przez to ile mężczyzna wypił.

        Miała zamiar zrobić to samo co on - wpaść, powiedzieć to co miała do powiedzenia i po prostu wyjść, wrócić do pokoju, który przez tych kilka dni mogła nazywać swoim. Z tą jednak różnicą, że ona nie zamierzała niczego żałować. I właśnie przyszedł czas na trzeci etap, czyli wyjście. Elfka rzuciła jeszcze stanowczym spojrzeniem na krwiopijcę i odwróciła się żeby wyjść, a obserwujący wszystko za oknem Silva kręcił ze zmęczeniem głową. "Przecież nie do końca o to chodziło zjawie, gdy mówiła aby nie okazywać strachu. Eh, samice... Co ma być to będzie..."
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Jokar leniwie przyglądał się, jak krew na dnie wiadra powoli krzepnie, zmieniając się z czerwonego płynu w jeden wielki i czarny strup. Według stojącej na spodku świeczki mijała właśnie pierwsza godzina tortur, podczas której denko blaszanego pojemnika zakryło się całkowicie i nic po za tym, bowiem rana w nodze elfa zdążyła się zasklepić, a upuszczona krew zapewne zregenerować. To jedno zawsze intrygowało trytona, skąd elfy wzięły tę całą regenerację tkanek. Rodziły się z nią i umierały, a w sytuacjach takich, jak ta dodatkowo cierpiały, gdyż obrażenia goiły się na nich jak na psach. Pozostawał im zatem jedynie tępy ból. Przenosząc wzrok na swoje narzędzia, bosman na Nautiliusie powoli sięgnął po żelazny gwóźdź i starannie obejrzał go w palcach. Nie śpieszył się, słowa więźnia ignorował i udawał, że nie słyszy, całą swoją uwagę poświęcając kawałkowi metalu. Kiedy już upewnił się, że to najzwyklejszy w świecie gwóźdź, Jokar polał go winem i podszedł do jednorękiego, demonstrując w uśmiechu białe zęby i pokryte bliznami wargi.
- Wiesz, jak w moich stronach postępuje się ze zdrajcami, gwałcicielami i mordercami? - zapytał szeptem, nie oczekując żadnej odpowiedzi ze strony mężczyzny, a następnie przyłożył ostry koniuszek gwoździa do przegubu jego nadgarstka. Gdy to zrobił, elf miał jedyną w życiu okazję, by zobaczyć, jak na lewej ręce trytona dumnie pulsują trzy zabliźnione dziury po gwoździach. Jedna obok drugiej i każda następna większa od poprzedniej.
Niestety w następnej chwili ciężko opisać, co odczuwał jednoręki elf, gdy w dłoni bosmana błysnął młotek, który uderzył w płaski łeb. Dobrze naostrzony trzpień gładko pokonał barierę skóry oraz kość i z łoskotem utkwił w kamieniu, jednym z tysiąca innych, tworzących ścianę lochu. Uczuciu temu nie towarzyszył jednak żaden wysoki dźwięk, ponieważ kawałek suchej szmatki, wetknięty brutalnie w usta więźnia skutecznie wszystko wyciszył. W końcu na górze życie posiadłości trwało swoim własnym rytmem. Byłoby niegrzecznym przerywać im spokój jakimiś krzykami męki, dobiegającymi spod podłogi.
- Trucizna - powtórzył bez nacisku tryton, wracając na pryczę i zaznaczając kolejną godzinę na świecy, zaczął przeglądać kolorowe obrazki z książki chirurgicznej. - Jak zauważyłeś jestem cierpliwy. Kiedy płomień dotrze do kreski, wyjmę knebel z twoich ust i posłucham, co masz mi do powiedzenia. Jeśli informacje okażą się tego warte, puszczę cię wolno i wrócę do swoich żon. Jeśli nie... spędzimy tu jeszcze kilka nacięć - dodał, pokazując palcem, jak wiele świeczki jeszcze zostało.
- I nie zasłaniaj się naszym honorem - mruknął na zakończenie, nie podnosząc wzroku znad książki. - Bezpieczeństwo, które ci obiecano wygasło w chwili, kiedy postanowiłeś pozbyć się Awerkera. On również przebywa tu w charakterze gościa, a goście są tu nietykalni. Przynajmniej w obrębie murów.

***

Trzy piętra wyżej, w komnacie skąpanej w ciemnościach, jeden wyjątkowo przygnębiony wampir zastanawiał się nad procesem powstawania rumu. Jaka to siła kieruje tym fantastycznym zjawiskiem, że gdy wlejemy do beczki wodę i ekstrakt z trzciny cukrowej i zamkniemy to szczelnie, to po kilkunastu tygodniach otrzymamy ulubiony, wysokoprocentowy trunek piratów. Myśl ta natchnęła nieumarłego, gdy ten, pociągając z butelki zauważył, jak brązowa ciecz przechyla się na boki i migocze w słabym świetle małej lampy. Podobne rozważania ostatni raz złapały go, kiedy leżał przykuty do łóżka, dręczony bólem każdej, nawet najmniejszej kostki po treningu z nieumarłym mentorem. Wtedy to jednak Barbarossa zastanawiał się nad tym, jak to możliwe, że istnieją na świecie istoty tak chude i na wszystkie sposoby martwe, że aż niezwyciężone. Zwłaszcza jeśli chodzi o magię.

Szybko jednak otrząsnął się z tego stanu, kiedy usłyszał skrzyp zawiasów i poczuł na sobie czyjś wzrok. Zaraz też powietrze przeszył cichy świst, po którym butelka z ostatnimi kroplami trunku roztrzaskała się w drobny mak, a ostrze utknęło w ścianie, zaledwie pół metra od wampira. Nie widząc tu jeszcze podobnych scen, Barbarossa powstał i ocenił sytuację, pytająco unosząc brwi, lecz za chwilę cała jego uwaga została poświęcona elfce oraz temu, co miała na szyi. W słabym świetle ogromny szafir błyszczał niczym gwiazda, rzucając lekkie, zielonkawe odbicia na skórę dziewczyny, podkreślając jej urodę. Nie on był jednak w centrum uwagi, a jadowicie zielone i kipiące złością oczy jego właścicielki, po minie której można by wywnioskować, że nie przyszła tu rozmawiać o pogodzie.

Rozluźniony odpowiednio dużą ilością wypitego alkoholu, Barbarossa dźwignął się z trumny i lekko chwiejnym krokiem ruszył za Kiraie. Będąc wampirem, jego ruchy, nawet na rauszu były o wiele płynniejsze niż śmiertelników, tak więc nim elfka zdążyła nacisnąć klamkę, nieumarły złapał ją w tali i obrócił ku sobie, zamykając ją w kleszczach własnych ramion. Kołnierz jego koszuli zdobiły ciężkie krople po rumie, które rozlał, gdy pochłaniał go bez przerwy. Teraz patrzył na dziewczynę wzrokiem pełnym troski, jednocześnie z rozmazaną radością i współczuciem.

- Gdybyś chciała umrzeć, nie przychodziłabyś tutaj - wyszeptał, lekko naciskając na jej szyję, a następnie pochylając się ku ustom, musnął jej wargi własnymi.
- Z resztą nikt już dzisiaj nie umrze. A jeśli myślisz, że moje miasto jest bezpieczniejsze od murów Leonii, to postradałaś zmysły. Zupełnie, jak ja na twoim punkcie.
Barbarossa nie wiedział co robi, nie wszystko w porę do niego docierało, dlatego pierwsze pohamowanie jego działań zaszło w chwili, kiedy dłonie wampira uniosły elfkę, a jej nogi ponownie go oplotły.
- Jeśli tu zostaniesz nie będzie odwrotu - próbował przemówić do rozsądku bardziej sobie niż córce admirała, sięgając do prostych wiązań w jej gorsecie.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Jednoręki nie miał wątpliwości, że nie był to nawet początek ani przekąska na start. Tym bardziej, że ból odczuwał tylko z początku, zaraz po przebiciu skóry, po tym robił się tylko słabszy przez uciekającą krew, acz nie stracił jej tyle by okazać tego skutki. Zwłaszcza, że zaraz nieco zregenerował nadwątlone siły. Wiedział, że im dłużej będzie to ciągnął, tym będzie gorzej, ale pójście w zaparte do samego końca było o wiele lepszą perspektywą, niż przyznanie się do tak tchórzowskich i niehonorowych działań, jak podstępne otrucie swojego wroga, po których i tak prawdopodobnie go zabiją, jak nie piraci, to uwięzionego dopadną podwładni Awerkera. Można by uznać to za patową sytuację, ale dla elfa najważniejsza była możliwość dłuższego życia, nawet jeśli miałoby ono być w okropnych mękach.

        Jego podejrzenia związane z podjętym przez Jokara stopniem torturowania już po chwili się sprawdziły, gdy tryton sięgnął po cięższy kaliber, a mianowicie zaczął przymierzać gwoździa do nadgarstka Jednorękiego. Mężczyzna się poważnie zaniepokoił, ale nie może złamać swojego postanowienia, znów stchórzyć i wyjawić łuskowatemu sadyście całą prawdę.

        Po pomieszczeniu, w którym był zamknięty rozległ się brzęk metalu - młotka i gwoździa, a także pełen cierpienia jęk, zduszony przez szmatę w ustach elfa, wijącego się i targanym potężnymi konwulsjami, gdy wbijany coraz głębiej szpikulec rozrywał mu mięśnie wraz z nerwami i kruszył kości. Takie posunięcie ze strony trytona wywołało, więcej, może nawet oczekiwanych, efektów, gdyż kaleki leończyk drżał na całym ciele i był na granicy nieprzytomności przez niewyobrażalny ból, który zaczął się dreszczem rozlewać po całym jego ciele z taką siłą, że zaraz wywołał również odruch wymiotny, lecz przez zakneblowane usta, nie mógł znaleźć ujścia i przykuty, przybity do ściany elf zaczął się przez tę szmatkę krztusić. Gdy tylko tryton zabrał materiał, zawartość leońskiego żołądka od razu ujrzała światło dzienne.

        - Nie wiem nic o żadnej truciźnie - powtórzył, z trudem łapiąc oddech i podnosząc ulegające spojrzenie, pełne fałszywej hardości na naturianina. - To niedorzeczne! Wypuść mnie stąd! - Szarpnął się z gniewem, lecz zaraz tego pożałował, gdyż gwóźdź w jego dłoni, rozharatał ją przy tym jeszcze bardziej.

***
        Zaraz po otworzeniu drzwi od kapitańskiego pokoju, w Kiraie uderzył paskudny odór, jeszcze paskudniejszego rarytasu uwielbianego chyba przez wszystkich piratów. Chciała być twarda i stanowcza tak, jak poleciła Tamika, jednakże widząc walające się przy trumnie butelki i zaraz po chwili stan w jakim znalazł się Barbarossa, jej bojowe nastawienie drastycznie spadło, jak również i zapał. Przyszła, powiedziała co miała i chciała odejść, ale pijany udaremnił trzymanie się idealnego planu elfki, którą zatrzymał w momencie, gdy miała odejść.
        - A może chciałam się zabić tutaj i uzupełnić twoje zapasy krwi? - wzruszyła ramionami, łagodniejąc, a także rumieniąc się, kiedy do niej podszedł. Nie uciekała, a gdy dotknął jej szyi nawet ulegle odchyliła lekko głowę na bok, lecz zaraz ją wyprostowała i trwała w bezruchu wbijając w niego spojrzenie swoich pistacjowych oczu.
        Nie musiał minąć długi moment, gdyż niemal po wypowiedzeniu tego, zorientowała się jak głupio to brzmi i postanowiła dorzucić jeszcze pięć ruenów do tego. Niestety, nie zdołała choćby pisnąć, gdy on postanowił pociągnąć swoją myśl dalej. Koniec tej myśli całkowicie zszokował dziewczynę, która stała jak sparaliżowana i nie wierzyła do końca w to co usłyszała. Chwilę po tym jej ciało zareagowało instynktownie, gdy została przez niego uniesiona, cały czas przez niego obejmowana, więc oplotła go swoimi nogami.
        - Jeśli to miała być groźba, to coś ci nie wyszło, bo ja chcę tu zostać i zostanę, czy tego chcesz, czy nie! - odgryzła się hardo, odzyskując waleczność z jaką tu przyszła i rzuciła sztyletem.

        Tym razem to ona porwała jego usta do pocałunku, trzymając dłonie na jego klatce piersiowej i palcami delikatnie podążając korytkami między mięśniami na torsie wampira. Była tego pewna jak jeszcze nigdy niczego, zwłaszcza, że gdyby kapitan Nautiliusa miał ją porzucić, to zrobiłby to zapewne pierwszego dnia jak się pojawiła na jego pokładzie. "Ojciec niech wraca jak chce, ale beze mnie!" To właśnie z tą upartą myślą Kiraie postanowiła zainicjować pocałunek, aby skuteczniej przekonać Barbarossę do swoich zamiarów.
        - I z tego co widzę, również ty, kapitanie, nie chcesz, abym wracała do miasta, w którym najpewniej mnie wraz z ojcem i jego załogą powieszą. Więc jeśli naprawdę chcesz się mnie pozbyć, proszę droga wolna - mówiąc to odchyliła na bok szyję i odgarniając włosy na drugą stronę.
Zablokowany

Wróć do „Jadeitowe Wybrzeże”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości