Jadeitowe WybrzeżeNiesieni na falach...

Bajkowe wybrzeże Oceanu Jadeitów. Jego nazwa wzięła się od koloru jakim promieniuje. Znajdziesz tu plaże ze złotym piaskiem, palmy i rajskie ogrody. Palące słońce rekompensuje cudowna morska bryza.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Pojedynek pomiędzy Kiraie, a Erlonem był wart swoich pieniędzy. Przynajmniej tak twierdził Boh, jednonogi wioślarz, który trzy lata temu został wyłowiony z resztek galery, na której niewolniczo służył. Już wtedy zdradzał pewne oznaki upośledzenia, ale że znał się na liczbach, bardzo szybko znalazł zajęcie przy organizacji różnego rodzaju zakładów od kości po mordobicie. Jako niegroźny pomyleniec, który czasem słyszy dodatkowe głosy, Boh był neutralny w sporach i całkowicie uczciwy wobec innych (po części dlatego, iż jeden z głosów krzyczał na niego za każdym razem, gdy ten głosił nieprawdę). Oskarżanie go o jakiekolwiek finansowe kanty było nie na miejscu. Boh miał już swoje lata i staż na okręcie dłuższy niż sięgał pamięcią. Zaczynał od wioseł i na nich prawdopodobnie też zakończy z powodu swojego kalectwa. Nie oznaczało to jednak, że nie był groźny. Dość przyzwoicie operował harpunem, potrafił nim rzucać i dźgać obiekty stojące nie dalej niż trzy zajęcze susy, chociaż z zachowaniem równowagi bywało u niego różnie. Z racji, że jego noga już dawno rozłożyła się w rekinich trzewiach, Boh poruszał się o kulach i dużo gestykulował, w czym pierwsza niedogodność zupełnie mu nie przeszkadzała. Raz czy dwa wypadł z tego powodu za burtę, ale szybko został wciągnięty zanim obudziły się w nim histerie na punkcie rekina podążającego jego tropem, by odgryźć mu drugą nogę. Teraz on i jego słój po marynowanych smakołykach zajmowali miejsce w pierwszym rzędzie i z uśmiechem witali kolejno wpadające do środka rueny.
- Trzy do jednego na Erlona! - zawołał wesoło, przekrzykując harmider, po czym na skrzynce pod sobą umieścił kredą kolejną kreskę do kolekcji pod imieniem trytona. - Dawajcie, dawajcie! Nie wiem, jak długo dziewucha wytrzyma, ale... zamknij się! - wtrącił nagle, zerkając przez ramię na pustą przestrzeń za plecami. - No, ale jakie ona może mieć szanse? Chyba że zdejmie tę uroczą bluzkę.
Kilku stojących najbliżej piratów wybuchło śmiechem, dołączając sprośne komentarze, że taki spektakl z pewnością przyciągnąłby więcej widzów niż jakieś tam wymachiwanie szpadą. Inni z kolei poczęli gwizdać i nawoływać w kierunku naturianina, by przestał się z elfką niepotrzebnie cackać. Sam tryton natomiast uśmiechał się pod nosem i kontynuował swoje nauczanie do czasu, aż dziewczyna, ledwo zipiąc, padła na deski. Ku ucieszy tych, którzy mieli z tego niezły ubaw, okazało się, że to jednak nie koniec i że elfka ma jeszcze w sobie nieco determinacji.
- Ho! Ho! Ostra jest jak nóż! Podwajam stawkę! - krzyknął Boh, potrząsając słoikiem, którym to zaraz zaczął dźgać kompanów w pierś, zachęcając ich do obstawiania.
- A może ty?! - zapytał wprost Barbarossę, a następnie zbladł jak trup i wypuścił słoik z rąk.
Od roztrzaskania uchronił go jedynie refleks wampira. Naczynie zostało bezpiecznie odstawione w sztywne, jak stalowe pręty, palce właściciela, a on sam, z miną kogoś kto właśnie dostał do rąk szpadel i rozkaz kopania sobie mogiły, wrócił na swoje miejsce. W zaskakująco szybkim tempie zniknęli także adresaci sprośnych komentarzy, a pozostali widzowie zmagań kapitańskiej kochanki odchrząknęli i jak gdyby nigdy nic wrócili do swoich spraw. Barbarossa natomiast nie ruszył się ze swojego miejsca na beczce, naprzemiennie zaszczycając spojrzeniem to elfkę, to półrybiego kamrata. Oficjalnie nie kibicował żadnej ze stron, za to prywatnie...
- Połowa mojego łupu. - Wampir powiedział tylko tyle albo aż tyle, co na nowo zwołało tłumy obserwujących i przywróciło twarzy wioślarza Boha prawidłowe kolory.
Następnie kapitan podszedł do Kiraie, złapał ją w talii i obracając ku sobie, namiętnie ucałował. Na oczach załogi i jej ojca, bezskutecznie próbującego przebić się do pierwszego rzędu, ręce wyjątkowo trzymał przy sobie, ale nie pozostawiał dziewczynie złudzeń, że przychodzi mu to z nie małym trudem.
- Dziś na kolację podaję ostrygi i czerwone wino - wyszeptał jej do ucha w nadziei, iż tego wieczoru uda im się pogodzić. Przynajmniej na te kilka godzin. - Obowiązuje strój wieczorowy. Żywię głęboką nadzieję, że zabrałaś ze sobą jakąś suknię.
Barbarossa, jak wiadomo, nie był wielkim romantykiem. Posiadał znaczące braki wyczucia w wyborze odpowiedniego czasu i miejsca na swoje uniesienia, lecz nie brakowało mu odwagi. Co do tego nie było żadnych wątpliwości. Kto inny odważyłby się na podobne zachowanie w takich okolicznościach wiedząc, że każdy twój ruch śledzi trzydzieści par oczu. A jedna z nich życzy ci bolesnej śmierci.
Może elfka nie miała ochoty go oglądać i z nim rozmawiać, lecz nieumarły miał na to ochotę i tyle mu (po głębokiej analizie) wystarczyło. Mógł co najwyżej zarobić za to od niej po twarzy, usłyszeć kilka bluźnierstw i oszczerstw na swój temat - co, swoją drogą, byłoby niezłym teatrzykiem przed całą piracką zgrają - ale wiedział też, że Kiraie równie mocno go pragnie dlatego zatrzyma język za zębami, a dumę w kieszeni.
Zaatakuj z lewej, ale bez wypadu. Od razu z bioder. Niech sparuje, wtedy prawa noga w przód, cięcie z góry, z dołu, flinta, odskok i pchnięcie. Zmuś go do ruchu, bo na razie sama tańczysz jak on zagra. Nie bój się uderzyć, gdyby to była prawdziwa walka wasze szpady nawet by się nie zetknęły. Jeśli możesz, oszukuj. Myślisz, że ktokolwiek z nas walczy uczciwie?
Przekazał jej bezgłośnie, w myślach, wysilając się aż nadto. Strefa myśli nie przychodziła Casterowi tak łatwo jak innym wampirom czystej krwi. Głównie dlatego, że Kiraie nie była jego tworem, uczniem poddanym rytuałowi Przejścia. Podczas niego pomiędzy wampirami rodzi się silna więź, która pozwala im odczytywać wzajemnie swoje myśli i emocje, nie tylko nawiązywać komunikację.
Do wznowienia pojedynku jednak nie doszło. Przerwał go pojedynczy bełt wystrzelony z kuszy, który z łoskotem utkwił w deskach pokładu, zaledwie łokieć od stopy Erlona. Na ten sygnał, z wyjątkiem Barbarossy, któremu leniwie drgnęła brew, jakby nie było to nic nowego, wszyscy natychmiastowo poderwali spojrzenia ku bocianiemu gniazdu, skąd samotny marynarz próbował zwrócić ich uwagę.
- Statek z prawej burty! - krzyknął i wskazał kierunek.
Na razie był to jedynie niewielki, czarny punkcik na horyzoncie, za mały by oszacować wielkość, a co dopiero rozpoznać banderę (chyba, że jest się wampirem lub elfem). Jednak trzeba mu było przyznać, że poruszał się ze znaczną prędkością, przekraczającą możliwości zwykłego kutra. Przewieszeni przez balustradę piraci walczyli ze wszystkich sił, by dostać najlepsze miejsca, lecz koniec końców trafiły się one kapitanowi, który nawet nie musiał zniżać się do poziomu rozpychania się łokciami - wszyscy schodzili mu z drogi.
- Co sądzisz? - zapytał, stając obok kwatermistrza, dla którego również znalazło się miejsce.
Choć aktualnie na niego nie patrzył, sam jego głos wpędzał Borsobiego w zakłopotanie. Bycie rozszalałym bykiem z toporem w rękach przychodziło mu równie łatwo co zarządzanie całym okrętem, ale kiedy chodziło o wysilenie całego swojego intelektu i przyjęcie ciężaru na barki, musiał ustąpić. To nie na jego nerwy. Nie może być dwóch kapitanów.
- Na moje oko, bryg - mruknął minotaur. - Albo galera. Tak czy inaczej, banderę rozpoznamy za kilka minut.
- Ja już ją widzę - oznajmił wampir i wykonał zwrot na pięcie. - Nie ma jej. Za to wielki biały żagiel z karmazynowym żółwiem nic mi nie mówi.
- Ani mnie - dodał czarodziej, wyrastając przed Barbarossą jak grzyb po deszczu, mając przy boku córkę Awerkera. Jak na razie chyba dobrze wywiązywał się z roli opiekuna, choć nie powinien pozwolić jej tu zostać, by się przypadkowo plątała pod nogami. No, ale kobiety są uparte.
- Galion?
- Za mały. Nawet ja nie rozpoznam z daleka czegoś co przypomina główkę szpilki.
- Na pewno nie łowcy - oznajmił naturianin. - Oni lubią się pobawić w kotka i myszkę. Zawsze wystawiają banderę, byśmy mogli zacząć się bać. Z resztą nie używają białych żagli.
- Mam budzić szefa? - zapytał Erlon, dołączając do grona.
- Dziesięciu pod wodę - postanowił wampir po dłuższym milczeniu. - Śledzić mi ten okręt, spróbować cię czegoś dowiedzieć, nie atakować.
Tryton machnął tylko głową i zniknął w tłumie.
- A ty - Barbarossa wskazał ponad ramieniem Kiraie, na jej ojca, który jednocześnie z dziesięcioma pluskami do wody, zdołał się w końcu przebić przez zgraję i już miał ją złapać za rękę i odciągnąć, gdyby nie nieumarły. - Przygotuj ten okręt do zdolności bitewnej.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        I znów wszystkie jej starania szlag trafił, gdy ponownie wylądowała na deskach. Nie było się czemu dziwić skoro jej przeciwnikiem i jednocześnie nauczycielem był zaprawiony w boju pirat, zapewne z co najmniej kilkunastoletnim doświadczeniem w tej profesji. A ona? Dopiero od dwóch godzin posługiwała się kordem tak jak się powinno, a nie traktując co jedynie jako ciekawy element dekoracji salonu, czy zwyczajnego straszaka podczas swoich potajemnych wymknięć z domu. Nie było najmniejszych szans na to, żeby pokonać trytona i pewnie jeszcze najmniej kilka następnych dni przypłaci siniakami, otarciami i upokorzeniem, zanim w końcu choć minimalnie, na mgnienie oka przechyli szalę zwycięstwa na swoją stronę podczas lekcji z Erlonem. Z tego wszystkiego zaczynała powątpiewać czy jeszcze w tym stuleciu przyjdzie jej wkroczyć pod skrzydła Jokara, by pod jego okiem jeszcze zwiększyć swoje umiejętności w tej dziedzinie. Co oznaczało, że swój główny cel tego wszystkiego uda jej się zrealizować zapewne jak już będzie strasznie stara i pomarszczona, a Menurki już dawno na świecie nie będzie, podczas gdy Barbarossa najpewniej jeszcze przez kolejne tysiąclecia zachowa swoją urodę i młodzieńczy wigor.
        Nie były to dobre myśli, bo przez nie była tylko jeszcze bardziej sfrustrowana i po prostu wściekła. Cały czas miała na uwadze rady swojego rybiego nauczyciela, by nie skupiać się na niczym innym niż on sam i jego szpada, ale o ile wcześniej była jeszcze w stanie się do tego dostosować, o tyle obecnie było to naprawdę ogromnym wysiłkiem dla mocno rozzłoszczonej elfki.
        Wokół było tyle osób, praktyczne wszyscy jej nieprzychylni, a ona choć chciała się nauczyć walczyć, robiła wyłącznie za pośmiewisko. Wszystkie jej starania były jedynie rozrywką dla znudzonych spokojnym rejsem marynarzy. Jak walki kogutów czy psów, dość popularne nawet w niektórych zakątkach Leoni. Oczywiście te pierwsze były bardziej popularne na wioskach, bo kto by się w stolicy drobiem na rosół przejmował? Psy były bardziej prestiżowe i widowiskowe. Nie mniej jej obecne lekcje były równie dobrym pokazem, choć zapewne wyłącznie przez to, że Kiraie była obecną kochanicą ich ukochanego, okrutnego kapitana. Dlatego tak tłumnie zebrali się wokół niewidzialnego ringu, dlatego tak ochoczo oddali się w ramiona hazardu. I o ile mało motywujące zakłady przestały mieć dla niej znaczenie, o tyle uwag typu, że powinna oślepić przeciwnika swoimi kobiecymi atrybutami, by zyskać choć moment przewagi, nie mogła już znieść. Fala śmiechu jaka poniosła się po tej "radzie" spowodowała, że w oczach Kiraie wezbrały łzy, ale nim te spłynęły jej na policzki, dziewczyna z furią w spojrzeniu cisnęła pustym wiaderkiem, które stało niewinnie przy beczce z jej płaszczem od kapitana, w stronę autora głupiego komentarza, z godną elfiego łucznika precyzją. Gdyby nie to, że "mądrala" znajdował się wśród tłumu, na pewno by go bez większego problemu trafiła, a tak oberwał ktoś inny. Trudno się mówi. W końcu oni wszyscy się z niej śmiali, ale nie miała takiej ilości amunicji pod ręką by poczęstować nią wszystkich.
        Władowanie całej swojej złości w biedne wiadro i poderwanie go do lotu bardzo pomogło elfce się uspokoić, a przede wszystkim powstrzymać się od płaczu. Nie da tym chamom tej satysfakcji. Mieli ją zapewne za głupią dziewoję, której największym osiągnięciem w tym wszystkim było "oślepienie kapitana swoimi atrybutami", a w tej sytuacji to, że o dziwo udało jej się złapać kord z dobrej strony. Prawda jednak była taka, że choć miała mało wiedzy praktycznej, to jednak samą inteligencją przewyższała całą tą ciemną hołotę, która zapewne przeliterować własnego imienia poprawnie nie potrafiła, nie wspominając już o napisaniu go. Oczywiście leońskiej części załogi nie mogła wrzucić do jednego wora z piratami, choć ich uwagi zdawały się być jeszcze bardziej dotkliwe, ale nimi się w ogóle nie przejmowała, bo zżerani byli zazdrością, że ich zaloty odrzuciła, a świeciła rzycią przed zwykłym mordercą. Niech no tylko nauczy się władać kordem, jeszcze ją popamiętają i dopiero się okaże kto będzie się śmiał ostatni.
        Sił jej już brakowało, ale zawziętości zdawało się jakby miała więcej, choć jeszcze przed chwilą była bliska poddania się, rzucenia do ucieczki i rozpłakania gdzieś w kącie pod pokładem, może w kapitańskiej kajucie. Co niektórzy może też mieli nadzieję, że upokorzona panna zechce dokarmić sobą morską toń i potwory nią zamieszkujące, co rozwiązałoby przynajmniej kilka problemów, ale niestety nic tych rzeczy. Dziewczyna nie miała zamiaru poddawać się łatwo, choć nie miała najmniejszych szans.
        - Kiraie! - przebijał się co jakiś czas rozwścieczony głos jej ojca, który choć się starał, nie był w stanie przebić się przez gęsty tłum, bo do niej dojść i zabrać ją wszystkim z oczu, by przestała już w końcu robić pośmiewisko z ich rodu.
        Ona jednak akurat na krzyki Riona była kompletnie głucha. Nie zasługiwał na to by być wysłuchany, po tym jak potraktował Menurkę.
        To samo z resztą tyczyło się Barbarossy, ale szczerze mówiąc była stęskniona jego głosu i bliskości, dlatego (choć była zaskoczona jego nagłym pojawieniem się) nawet nie próbowała się wyrwać z jego objęć czy uniknąć zaborczego, acz niezwykle namiętnego pocałunku, od którego jeszcze bardziej miękły jej nogi. Cały świat wraz z otaczających ich tłumem, kąśliwymi uwagami i głośnym gwizdaniem załogi kompletnie przestał istnieć. Po środku absolutnych pustkowi, które wypełniał jedynie szum spokojnego oceanu była tylko ona i jej kapitan, złączeni w pocałunku, a po tym jego uwodzicielski głos. Zarumieniła się, nie mogąc oderwać od niego oczu, chciała się do niego przytulić i raz jeszcze złączyć ich usta razem, lecz kapitan zaraz ją puścił i Kiraie przypomniała sobie w jakich okolicznościach się znajdowała.
        Spojrzała na tłum z niesmakiem i odwróciła się na pięcie twarzą do Erlona, przyjmując na nowo postawę do walki. Była gotowa w każdej chwili skoczyć z zawziętością pumy, ale jej plany pokrzyżowała telepatyczna rada jej ukochanego. Oczywiście chwilę się gryzła z tym czy powinna postąpić wedle jego instrukcji, choć to byłoby oszustwem. Nie chciała oszukiwać, ale jego uwaga o tym, że zapewne nawet w tej chwili uczący ją tryton nie gra uczciwie, zmusiła elfkę do podjęcia natychmiastowej decyzji, zamiast oddania się głębokiej refleksji odnośnie czystej walki. A skoro tak...
        Uniosła głowę, jakby sprawdzała wiatr, a w rzeczywistości zerknęła w stronę masztu, na którym przesiadywał Silva, by z jego pomocą przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę i delikatnie zmodyfikować plan działania wampira. Skoro miała nie bać się oszukiwać i wykorzystywać każdą nadarzającą się sytuację by osiągnąć własne zwycięstwo, to czemu by chociaż nie spróbować. Stracić przy tym za wiele i tak nie straci, bo już zrobiła z siebie błazna, natomiast mogła przy tym wiele zyskać.
        Kiedy już się wystarczająco namyśliła i była gotowa do wznowienia pojedynku z podstępną pomocą wampira i tęczowego feniksa, powietrze ze świstem przeciął wystrzelony z bocianiego gniazda bełt, który skutecznie zatrzymał elfkę w miejscu. Z przestrachem i na nowo wzbierającą w niej złością spojrzała w tamtą stronę, myśląc, że to tego rodzaju oszustwo Barbarossa miał na myśli, a w takim przypadku to już na pewno nie wygra, bo zanim się wdrapie na gniazdo by unieszkodliwić strzelca, Erlon szybciej ją zdejmie, a skupiając się najpierw na nim, zostanie podziurawiona i też niewiele wskóra. Na szczęście i jednocześnie nieszczęście okazało się, że miało to jedynie na celu zwrócenie uwagi na czujnego obserwatora, który właśnie wypatrzył nadpływające towarzystwo.
        Wszyscy w jednej chwili jakby zapomnieli o pojedynku sprzed chwili i rzucili się do burty by wytężyć swój wzrok i jako pierwsza osoba rozpoznać co śmiało zakłócić ich dobra zabawę. Jakby to były kolejne zawody, w których to oni byli na przegranych pozycjach w porównaniu do kapitana piratów. Zmachana elfka szybko znalazła wsparcie u służącego ramieniem Rafaela, który pomógł jej nie upaść na pokład z braku sił i zanim poszła w ślad za swym ukochanym, czuła, że powinna w pierwszej kolejności podziękować Erlonowi za jego lekcje i w ogóle poświęcony jej czas. Dopiero po tym również zbliżyła się do burty, starając się znaleźć jak najbliżej wampira.
        - Rozkaz - burknął przez zaciśnięte zęby Awerker, oczywiście niezadowolony, że zamiast zająć się niesforną córką, musi pogonić swoich ludzi i przyszykować Wyzwolenie do ataku, gdyby była taka konieczność. Na otwartych wodach zawsze lepiej było być przygotowanym przed, niż po fakcie. Tak przecież dość często kończyli amatorzy, którzy wypływając w morze opierali się tylko na wiedzy książkowej i to niestety tej związanej jedynie z żeglarskimi powieściami.
        - Rozumiem, że ja mam wracać do kajuty i nie wychodzić z niej póki mi nie powiesz? - zapytała z ironią w głosie, dając jasno do zrozumienia, że jeśli zechce zostać na głównym pokładzie, to zostanie choćby się paliło i waliło.
        - Silva też mógłby polecieć i zobaczyć co to za okręt, miałbyś swoich ludzi na posterunku gotowych w każdej chwili do ataku, a on i tak wróciłby cały i zdrowy - dodała cicho, gdy już się towarzystwo rozeszło, by nie podważać decyzji kapitana przy wszystkich.
        Nie mówiła tego też z zamiarem złośliwości, po prostu poinformowała wampira, że następnym razem może na zwiad po prostu wysłać feniksa, który obecnie czyścił sobie ze znudzeniem pióra. Nadal siedział na maszcie, bo po co miał go opuszczać skoro pojedynek się skończył. Nie umknęło mu jednak to co mówiła elfka i za specjalnie nie podobało mu się takie rozwiązanie, ale w sumie praca dla pirata mogła być zawsze lepsza niż dla Riona, o którym Silva powoli zapominał, że się w ogóle go słuchał.
        - Plany na wieczór nadal aktualne? - upewniła się jeszcze nim z Rafaelem postanowiła odejść. Nie umiała walczyć to raz, dwa ledwo trzymała się na nogach.
        Potrzebowała odpoczynku, który postanowiła spędzić u boku uwięzionego dwunastolatka. Skoro Barbarossa obecnie będzie i tak zajęty zbliżającym się zagrożeniem, albo łatwym łupem. Nie musiał wiedzieć, że gdy tylko chwilę odsapnie wyjdzie z powrotem na pokład by stanąć u jego boku, gdy Wyzwolenie będzie atakowane przez wrogów. Jeśli to będzie zwykły piracki napad ze strony wampira na tamten okręt... Wyjdzie do ukochanego, ale na pewno nie będzie brała w tym udziału.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Barbarossa wysłuchał swojej oblubienicy, podążył wzrokiem za oddalającym się Jokarem, krytycznie przyjrzał się okrętowi na horyzoncie i ponownie skupił wzrok na uroczej elfce. Ależ musiał jej zakręcić w głowie, że w obliczu nadciągającego zagrożenia bardziej przejmowała się ich wspólnym wieczorem niż własnym bezpieczeństwem. Co by powiedział jej ojciec, gdyby w końcu do niego dotarło, że przez swoje rygory wychował córkę na buntowniczkę zamiast grzecznie ułożoną damę? Może ktoś powinien z nim na ten temat porozmawiać i raz na zawsze zakopać ten topór niezgody między nimi. Może wtedy będzie o wiele spokojniej.
- Jeśli obiecasz nie plątać się pod nogami, to nie widzę problemu byś tu została - podjął troskliwie wampir, kładąc szczególny nacisk na słowa "plątać się" i "pod nogami", by uświadomić Kiraie, że górny pokład podczas abordażu to nie miejsce dla kapitańskich kochanek, choćby nie wiedzieć, jak dobre by one były w walce na szable.
Zaraz też z tłumu rozbiegających się do zadań marynarzy, wyłonił się czarodziej, który również dodał coś od siebie. Dla Rafaela sprawowanie opieki nad gośćmi w czasie prowadzenia walk było chlebem powszednim. Choć sam nigdy nie brał w nich udziału, a samej szpady brzydził się, jak piekielny wody święconej, to jednak używanie magii do obezwładniania przeciwników wychodziło mu dość sprawnie. Zwłaszcza numery z rozlewaniem wszędzie wody i zamrażaniu tych, którzy w nią wejdą lub te z tworzeniem drobnych fal i wyrzucaniu intruzów za burtę. Resztą zajmowali się członkowie załogi: urodzeni mordercy i rozbójnicy.
- Obiecuję, że Kiraie będzie bezpieczna na mostku - oznajmił medyk, jedną dłoń wyciągając do dziewczyny, by ją bezpiecznie odprowadzić, a drugą kierując ku wampirowi, aby wręczyć mu pas z szablą.
- To nie potrwa długo - zapewnił Barbarossa i poprawiając kapelusz, odwrócił twarz w stronę horyzontu.
Wszystkiemu z boku przysłuchiwał się Adewall, którego oddech ucinała pracująca w jego dłoni osełka, sunąca łukiem po ostrzu berdysza. Rogaty naturianin, obrońca borów, a aktualnie pirat zastanawiał się nad przypadkowym zrządzeniem losu, w którym tajemniczy okręt łapie za nimi trop i to zaledwie dzień po opuszczeniu przez nich bezpiecznego portu. Jak wiadomo Wyspę Czaszek otaczały liczne rafy, mielizny i ostre skały, skąpane w gęstej mgle. Tylko znający jej położenie znali także furtki, które pozwalały na swobodne rzucenie kotwicy. Pozostali kończyli, jako pokarm dla rekinów. Los chciał, że Awerker również dołączył do pierwszego grona żeglarzy, ale z jakiegoś powodu kwatermistrz mu nie ufał. Może przez te ostatnie pięćdziesiąt lat wzajemnego przelewania krwi. Kto wie.
- Powinniśmi zawrócić i zaatakować pierwsi - rozmyślał minotaur, przerywając na chwilę pracę, aby popatrzeć ponad ostrzem na biały żagiel, rosnący w oczach w miarę upływu czasu. Teraz wydawał się ledwie pestką i nawet on dostrzegał delikatne rysy czerwonych pasów układających się w sylwetkę morskiego żółwia.
- Kiedy wejdą w zasięg głosu, wykonamy zwrot na kotwicy przez lewą burtę, by się zrównać - przerwał mu wampir. - Potem weźmiemy ich w kleszcze. O ile szybciej Jokar nie wywierci im dziury w kadłubie.
- Będziemy wtedy dziobem do wiatru. - Gruba, brązowa sierść na ramionach naturiania podrygiwała na wietrze dostarczając mu dość informacji o obecnym kursie. - Jeśli zawieje, zerwiemy żagiel.
- A jeśli ustawimy go równolegle i pchniemy wiosłami z prawej burty?
- Wtedy - brwi Borsobiego złączyły się ze sobą z wielkim wysiłkiem. - Wpadniemy na nich i zaczniemy spychać. Może nawet stoczymy ich na bok.
- O ile nabiorą się na manewr wymijający - zakończył dyskusję nieumarły, będąc już na pierwszych stopniach prowadzących na mostek.
Tam, po uprzednim sprawdzeniu steru, poinstruował Hornera o zmianie kursu i nakazał mu płynąć po szerokim łuku, wykonując co jakiś czas kontry na prądach, by odbić w przeciwną stronę i zmylić przeciwnika. W tej sytuacji rzucenie kotwicy spowoduje nagły zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, co pozwoli Wyzwoleniu stanąć czołem w kierunku prześladowcy.
- Jeśli to kupcy może obejdzie się bez rozlewu krwi - powiedział Rafael bez większego przekonania we własne słowa.
- Wtedy to żadna rozrywka - dokończył minotaur z dołu, zajmując miejsce na skrzyniach.
Pół godziny później każdy na Wyzwoleniu w stopniu niższym od bosmana chodził już uzbrojony po zęby i gotowy na przyjęcie gości. Oczyszczono górny pokład ze wszystkiego, co mogłoby przeszkadzać, zabezpieczono takielunek i nabito armaty - zupełną nowość na rynku, kunszt krasnoludzkiego rzemiosła i magii. Nie wszystkie okręty je posiadały, głównie te, które należały do bogaczy i stanowiły elitę wśród królewskich armad. Na samym Nautiliusie stało dwanaście takich cudów, po pięć na burtę i dwa na dziobie do ostrzelania uciekinierów podczas pogoni. W porównaniu do zagłady jaką siały, były warte swojej ceny i trudu włożonego w ich pielęgnację.
Barbarossa przekonał się także do pomysłu Kiraie w sprawie wysłania na przeszpiegi ptaka. Dodatkowa para oczu rzeczywiście mogła się przydać, a gdyby nawet go wykryto, wampir uchyli się od odpowiedzialności za jego los. Przekazując instrukcje poprzez kwatermistrza, który o dziwo wciąż pamiętał, jak rozmawiać ze zwierzętami, nakazał ustalenie ile osób liczy załoga i jakiego kształtu jest galion.
Następnie wampir nie mógł oprzeć się pokusie i zachodząc od tyłu opartą o balustradę elfkę, objął ją w pasie i przytknął usta do jej szyi.
- Twój ojciec już o nas wie. Szkoda tylko, że musiał dowiedzieć się ode mnie - szepnął i delikatnie zatopił kieł. Wzburzona krew pełna adrenaliny była jedną z najlepszych w smaku, ale i najbardziej ulotną.
- Porozmawiaj z nim. Nie chcę któregoś ranka obudzić się ze srebrem w piersi tylko dlatego, że wziąłem cię za twoją zgodą.
I znów wampirzy romantyzm przepadł, tym razem zdeptany odgłosami wspinającego się po burcie Erlona. Tryton, cały ociekający wodą, niósł w zębach nóż, a wolnymi rękami zapierał się o każdą wypustkę aż jego oczy nie stanęły na wysokości oczu kapitana. Minę miał nie skorą do śmiechu, a wzrok wampira niemal natychmiast skoczył ku prowizorycznemu i nasiąkniętemu krwią opatrunkowi na jego ramieniu.
- To nóż Jokara - oznajmił lodowato nieumarły, sięgając po narzędzie, które następnie wbił w drewno. Drugą ręką cały czas obejmował ukochaną, choć uścisk ten wiele zyskał na swojej sile.
- Jokar żyje, choć wygląda o wiele gorzej - zameldował tryton, wdzięczny przybyłemu czarodziejowi za pomoc. - To była zasadzka. Wiedzieli o nas. Kiedy podpłynęliśmy, rzucili na nas sieci i wciągnęli na pokład. Szef uwolnił się pierwszy, dopadło go pięciu i szybko tego pożałowali.
- Jakieś straty?
- Dwaj nasi nie zgodzili się gadać, więc poderżnięto im gardła. Trzeci coś próbował mamrotać, ale sam kapitan wie, że szef nie toleruje zdrajców. Wyrwał się, zamknął mu usta, a mnie uwolnił i wypchnął za burtę.
- Jeńcy - mruknął Barbarossa. - Potrzebują jeńców na pertraktacje. Rzucić kotwicę. Zaczekamy aż sami podpłyną.
- Nie widzieliście kapitana? - upewnił się jeszcze, zanim Rafael przystąpił do oczyszczania rany.
- Nie, ale widzieliśmy galion. Morski żółw co z głowy wyrasta mu jelenie poroże i na skorupie wyryte serce...
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Kiedy usłyszała ultimatum jakie postawił jej Barbarossa, z oburzeniem otworzyła usta, chcąc się zacząć o to wykłócać, ale spojrzała zaraz na stojącego obok minotaura i odpuściła, wzruszając przy tym ramionami.
        - Wystarczy, że chciał mi poderżnąć gardło, okazję do bycia przez niego rozdeptaną raczej sobie odpuszczę - odparła ukochanemu, choć cały czas się wpatrywała w rogacza. Może i jej odpowiedź były złośliwe, ale czy to było ważne skoro zgodziła się podczas walki trzymać bezpieczniejszego miejsca?
        Po tym jak Rafael stanął u jej boku, odpuściła swoje wrogie nastawienie do naturianina i uśmiechnęła się serdecznie do czarodzieja, nie udzielając się nawet słowem w kwestii jego obietnicy o jej bezpieczeństwie, choć ciężko jej szło wyobrażenie sobie wojującego jak lew blondyna, w obronie elfki. Był miły i zaufała mu jako pierwszemu z piratów po tym jak została porwana, ale przecież w obliczu śmierci już raz zdradził swoich towarzyszy i przyłączył się do piratów i w pełni go rozumiała. Nie miała najmniejszego zamiaru go za to potępiać, ale czy czarodziej nie postąpiłby znów tak samo gdyby teraz miał nóż na gardle?
        - Wiem - odpowiedziała na zapewnienie wampira, że szybko się z problemem uporają. Nie zważając na otaczających ich piratów i mając świadomość, że mimo otrzymanego zadania jej ojciec ich cały czas bacznie obserwuje i jakby mógł to już połowę załogi zabiłby swoim spojrzeniem, chwyciła oparła się dłońmi o pierś nieumarłego kochanka i stanęła na palcach by złożyć na jego zimnych ustach krótki, ale pełen miłości (i obietnic) pocałunek, coby nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby do niej nie wrócić. Mieli plany na wieczór, a jako arystokrata doskonale powinien wiedzieć, że na umówionych przez siebie spotkaniach zawsze trzeba się stawić, choćby się waliło i paliło, a statek szedł na dno.
        Ujęła po tym dłoń pradawnego i oddaliła się z nim na mostek. Świerzbiło ją, żeby również walczyć, tym bardziej, że nie uczyła się tego wcale na pokaz, miała w tym swój cel i musiała dojść do perfekcji, a to najlepiej osiągnąć w praktyce, ale nie była głupia. Obecnie było za wcześnie na stawanie do boju u jego boku, tym bardziej, że jeszcze nawet nie zdołała pokonać Erlona i cały czas lądowała na deskach.
        W ich ustalenia odnośnie strategii ataku się nie udzielała, bo po pierwsze się nie znała jeszcze za dobrze na tym, po drugie była jeszcze zbyt "gówniata" w tym fachu by mieć w ogóle jakiekolwiek zdanie. Stanęła na mostku z Rafaelem, oparła się o balustradę i nawet ich nie słuchając patrzyła jak Silva staje się na niebie coraz mniejszym punktem. Porywy wiatru rozwiewały co chwile jej płowe włosy. Z pozoru wydawała się być spokojna, chłonąc widok spokojnego oceanu i upajając się szumem fal, w tym również ich pomrukami pełnymi niezadowolenia, gdy Wyzwolenie przecinało je brutalnie swoim dziobem. Prawdę jednak powiedziawszy była podekscytowana i poddenerwowana tym co miało nadejść.
        Czując nagle za sobą silne, dobrze jej znane ciało, uśmiechnęła się do samej siebie z przyjemnością i przywarła do niego nie zmieniając swojej pozycji, może jedynie się prostując i kładąc swoje dłonie na jego, obejmujących ją w pasie. Musnął swoimi ustami jej szyję, a elfka ją jakby instynktownie odchyliła rozkoszując się tym odurzającym uczuciem, trudnym do zidentyfikowania, gdy nakłuł jej delikatną skórę swoim kłem i spił z niej odrobinę krwi. Cicho zamruczała, a słowa wampira, podobnie jak woda oceanu szumiały jej w głowie. Ledwo zdołała uchwycić co tak właściwie oznaczały.
        W jednej chwili się spięła, a ogień namiętności został zgaszony w najbardziej lodowatych, morskich odmętach. Rozumiała czemu miała porozmawiać ze swoim ojcem i sama uważała, że to dobry pomysł i nikt inny prócz niej nie zdoła przemówić Rionowi do rozumu, ale płowowłosa miała swoją dumę. I nie chodziło tu wcale o pokorne spełnienie polecenia swojego kochanka i jednocześnie kapitana, chodziło o jej ojca.
        - Porozmawiam jak przeprosi Menurkę za to jak go potraktował - odparła hardo, odwracając się w objęciach wampira tak by spojrzeć mu w oczy i jasno dać do zrozumienia, że nie zamierzała z tego postanowienia zrezygnować.
        Na kłótnie jednak nie było okazji, gdyż zaraz dołączył do nich przemoczony i ranny Erlon, niosąc w zębach broń swojego przełożonego. Zmartwiona jego stanem elfka, chciała również mu pomóc, w końcu znała się coś nie coś na magii leczniczej dzięki naukom swojej mamy, nawet jeśli to pomogłoby trytonowi jedynie powierzchownie, jednakże nie dane jej było uwolnić się z objęć kapitana, które zdawały się ją jeszcze mocniej trzymać. Przez moment dopadł ją niepokój, że znalazła się w śmiercionośnych kleszczach i chwilę jej zajęło nim się z nich wyswobodziła z pomocą elfiej zwinności i może chwili nieuwagi krwiopijcy. Może powodem był skrzek nadlatującego feniksa.
        - Jak to zasadzka? - zdziwiła się Kiraie nie mogąc pozostawać dłużej bierną w tym wszystkim. - Wychodziło by przez to na to, że jest tu na pokładzie zdrajca... albo mają na pokładzie wybitnie uzdolnionego w czytaniu aur jasnowidza - podsunęła, choć to ostatnie wydawało jej się abstrakcyjnym pomysłem zwłaszcza, gdy usłyszała jaki jest galion nacierającego na nich statku.
        - To statek Łapaczy z Rubidii, ale... co on robi tak daleko od brzegu? Jego stały kurs po nowych rekrutów do floty obejmuje Rubidie, Turmalię, Leonię, Saorais, Neverith, Arrantalis i z powrotem. Nigdy nie wypływali na szerokie wody, zawsze starali się nieć linię nabrzeża w zasięgu wzroku - powiedziała zaskoczona przypominając sobie to i owo z jej potajemnych wypraw na ulice Leonii i zasłyszanych w tym czasie plotek, a także tego co niejednokrotnie słyszała od ojca.

        Silva wyszukał w rozbieganych po pokładzie marynarzach minotaura (co nie było trudne) i od razu zleciał w jego stronę, by zdać mu swój raport.
        - Na pokładzie tuzin. Reszta pewnie skryła się pod pokładem. Nie ma kapitana. Za sterem Czytający Aury. Zasadzka. To nie są Łapacze z Rubidii. Galion to żółw z rogami jelenia i sercem na skorupie - wyskrzeczał naturianinowi, praktycznie potwierdzając to co zostało powiedziane na mostku. Z ogona ubyło mu kilka piór, te co zostały miały przypalone krawędzie, ale prócz tego nic mu nie było.

        Całe zamieszanie panujące na górze, było doskonałą szansą dla Menurki na uwolnienie się i udowodnienie, że nie jest potworem, że można mu zaufać. Oczywiście dołączenie do pozostałych marynarzy nad jego głową nie byłoby najlepszym pomysłem, bo mógłby zostać przez nich od razu zabity jeśli już wiedzą kim, albo raczej czym jest i jakie to oznacza dla nich zagrożenie, albo w ferworze walki, mógłby zranić nie tego co powinien i zaufanie do niego zostałoby już na wieki pogrzebane. Nie. On miał dużo lepszy pomysł. Po zerwaniu pętających go łańcuchów nie ruszył się ani na moment z miejsca. Jedynie wstał, rozprostował obolałe kości i położył się już dużo wygodniej na deskach, głowę opierając na swoich ramionach i po prostu nasłuchując i czekając na elfkę. Nie wiedział co było powodem zamieszania na górze, nie wiedział dlaczego Kiraie tak długo do niego nie przychodzi, choć już dawno zjadł śniadanie od niej, ale mimo to jak wierny pies postanowił czekać na nią cierpliwie.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Kiedy tylko tajemniczy okręt znalazł się w zasięgu dział, Adewall poderwał włochate siedzenie z beczki i w trzech, krótkich słowach (w tym dwa stanowiły przekleństwa) zwołał do siebie dowódcę kanonierów. Mężczyzna postury patyczaka, wysoki i kościsty, blondwłosy elf z piętnem dezertera na policzku i w podartym mundurze Królestwa Arrantalis, który wisiał na nim, jak na kołku, nie kazał mu długo czekać. Podpierając się na pięknie rzeźbionej lasce z barwionej na złoto brzozy, której czubek stanowił byczy łeb z lontami zamiast rogów, zasalutował niedbale i nadstawił swoje jedyne, szpiczaste ucho.
- Ładować kartacze! Celować w maszt! Strzelać tylko na sygnał! - zabrzmiał rozkaz, po którym wszyscy dobyli broni.
W czasie krótszym od pacierza ku chwale Najwyższego, pokład Wyzwolenia zmienił się w ruchomą twierdzę. Tylko nieliczni zajęli miejsce na olinowaniu i masztach, uzbrojeni w łuki i noże do rzucania. Lwia część załogi zaczęła stawiać barykady ze wszystkiego, co akurat było pod ręką i nie było przytwierdzone do podłogi na gwoździe. Prym w tych działaniach wiodły krasnoludy, zastawiając burtę szeregiem tarcz i wystających włóczni, mających zniechęcić do ewentualnego abordażu. Same zaś zajęły miejsca po przeciwnej stronie, ładując kusze i ostrząc topory.
Postawiono na nogi także grupy wioślarzy, którzy akurat nie byli jeńcami, odrabiającymi lata służby za możliwość powrotu do domu w jednym kawałku. Kwatermistrz wydał im harpuny, sieci, lassa, szable, a nawet okute skórą puklerze, imitujące prawdziwe tarcze.
Temu wszystkiemu w milczeniu przyglądał się Barbarossa, osobiście stając za sterem (wcześniej w mało grzeczny sposób, odtrącając pana Hornera od obowiązków i każąc mu dołączyć do reszty i nie zginąć). W innych okolicznościach nie zawracałby sobie głowy takimi działaniami. Jeden atak z zaskoczenia rozwiązałby sprawę i mogliby wrócić na prawidłowy kurs. Niestety obecność Czytającego Aury oraz niegrzeczne zaproszenie do rozmowy (bo jak inaczej nazwać pojmanie członków załogi podczas ich próby dokonania sabotażu?), wykluczały racjonalne postępowanie. Będą więc walczyć, jak armie kontynentalne: pozycyjnie, o każdą drzazgę na okręcie. Chyba, że wcześniej obu stronom puszczą nerwy i zaczną do siebie szyć z armat.
- Priorytetem jest życie naszych ludzi - powiedział wampir do wchodzącego po schodach Kasina. - W razie starcia twoi ludzie mają się przebić i ich odbić.
- Rozkaz - odpowiedział kucharz i zawrócił, przepuszczając wpierw czarownika.
Rafael zawsze trzymał się z dala od rozlewu krwi, zajął więc miejsce na ławie pod zacienioną wiatą na mostku, zapraszając do towarzystwa elfkę i dwóch leończyków w charakterze dodatkowej eskorty. Kiedy dziewczyna przechodziła obok, nieumarły nie zaszczycił jej ani uśmiechem, ani nawet spojrzeniem. Jego wzrok tkwił w białych żaglach, a pobielałe palce wędrowały po rękojeści.

Okręt nieprzyjaciela zrównał się z nimi w milczeniu. Jego pokład był opustoszały, ani żywej duszy, jeśli nie liczyć łysego, czarnoskórego sternika z oczami pozbawionymi źrenic. Ów mężczyzna nie powitał ich żadnym okrzykiem, zablokował ster i powoli wyszedł na spotkanie.
- Pochowali się, psia mać - zaklął minotaur, sięgając po trap, którym złączono obie jednostki.
Następnie on i tamten mierzyli się surowym wzrokiem z obu końców przez kilka minut, potęgując niezręczną ciszę.
- Mam wiadomość dla waszego kapitana - zaczął "ślepiec" głosem i z akcentem człowieka, który większość życia spędził na książęcym dworze. - Tylko dla jego uszu.
- Skąd wiesz, że właśnie przed nim nie stoisz? - zapytał Adewall, robiąc krok naprzód. Trap aż zatrzeszczał ale wytrzymał jego ciężar. Tamten uśmiechnął się pod nosem i omiótł wzrokiem armię za jego plecami.
- Jest wśród was jeden wampir, jeden czarownik i jeden minotaur - odpowiedział spokojnie. - Reszta to elfy, trytony, krasnoludy i ludzie. Wnioski nasuwają się same. Przekaż więc proszę swojemu panu...
- Nie mam pana - warknął kwatermistrz, dobywając broni i ruszając w jego stronę. - A ty zaraz nie będziesz miał głowy!
- Dość! - Barbarossa (nikt nie widział kiedy) chwycił go za ramię i odciągnął.
Plan podmiany kapitana spalił na panewce, ale nic nie tracili, próbując.
- Jaka to wiadomość?
- Tylko do uszu własnych - powtórzył czarnoskóry, gestem zapraszając wampira na swój pokład. - Mój kapitan prosi tylko o kilka minut.
- Najpierw chce zobaczyć czy moim ludziom nic nie jest, potem macie mi ich wydać.
Na te słowa nie padła żadna odpowiedź. Czytający Aury stał przez chwilę bezruchu, nietaktownie skupiając wzrok na wymierzonych w siebie kuszach niż rozmówcy. Kiedy jednak napotkał wzrok Kiraie, ponownie się uśmiechnął. Tym razem szerzej.
- Adal ven sumi kehe! - zawołał w nieznanym wampirowi dialekcie i udał się pod pokład.
Pięć minut później wyprowadzono więźniów. Skuci trytoni mieli posiniaczone i poranione twarze, dwóch słaniało się na nogach i nie miało siły podnieść głowy. Nie zdarto z nich ubrań, ale nie było wątpliwości, że solidnie ich zbito, chcąc wydobyć jak najwięcej informacji. Najgorzej wyglądał oczywiście Jokar - przywódca grupy, który nigdy nie dawał za wygraną. Jako jedyny, nawet w kajdanach, stawiał opór wobec obcych.
Prowadzeni byli przez grupę mrocznych elfów w granatowych kaftanach i trupich maskach zakrywających oczy. Było ich siedmiu, a każdy trzymał w ręce postrzępiony nóż.
- Wszyscy żywi, jak sam widzisz - powiedział, zamykający kolumnę sternik, po czym powtórzył zaproszenie.
Barbarossa jednak nie drgnął. Spojrzał na swoich ludzi, zacisnął pięści z obecnej bezradności i wstrzymał oddech. Dopiero po czasie w jakim zwykły śmiertelnik by się udusił, wykonał wydech. Po minie czarnoskórego stało się jasne, że ponowne żądanie ich uwolnienia zostanie zignorowane.
- Proponuję wymianę. - Odpiął od pasa szablę i rzucił ją rogatemu zastępcy.
Nic się jednak nie wydarzyło. Czas jakby stanął i wszyscy mierzyli się rządnym mordu spojrzeniem.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Atmosfera na pokładzie Wyzwolenia była tak napięta, że można było ją ciąć nożem i podawać na obiad przez najbliższy tydzień. Kiraie nie miała pojęcia co bardziej przeważało - czy żądza krwi i chęć złupienia obcego okrętu ze wszelkich skarbów, a prawdopodobnie przede wszystkim z rumu, czy jednak gniew, za pojmanie towarzyszy i tym sposobem również zniewagę wobec Barbarossy.
        Elfka choć była poddenerwowana całą sytuacją, nie mogła się dołączyć do żadnej z tych grup. Walki wolałaby uniknąć, im mniej niepotrzebnego rozlewu krwi tym lepiej, zwłaszcza, że w ferworze mogliby ucierpieć ich kompani. Nie przeszło jej jednak przez myśl, by zostawić trytony na pastwę nieznanego wroga. Bała się o nich. Wiedziała, że może nie powinna, bo byli piratami, bo Jokar był z nimi, ale mimo to się martwiła, bo przecież już dawno zdołaliby uciec, gdyby napastnicy nie stanowili żadnego wyzwania. W całym tym zamieszani, ani przez chwilę nie myślała o sobie, bo czemu by miała? Pokład był pełen zaprawionych w boju zabijaków i wiernych żołnierzy jej ojca. Był jeszcze kapitan, lecz gdyby on nie był w stanie ochronić płowowłosej... Rion na pewno nie dopuści by spadł jej choćby włos z głowy.
        Ciężko jej było zachować spokój. Kompletnie nie wiedziała co ze sobą począć. Z jednej strony chciała się na coś przydać, z drugiej wolałaby trzymać się jak najbliżej Rafaela, a nawet spróbować się skryć choćby pod jego płaszczem. Nie po to jednak męczyła się ostatnich kilka godzin, by teraz jak pierwsza lepsza dziewka z miasta chować się po kątach. Jeśli chciała przynależeć do tego świata, zrobić coś ze swoim marnym życiem i zacząć je na nowo (a bardzo tego pragnęła u boku piekielnie przystojnego wampira), nie mogła stchórzyć. Nie zamierzała jednak walczyć, raz, że nie była głupia i chciała się jeszcze nacieszyć życiem, dwa, byłaby bardziej kulą u nogi dla innych niż faktycznie pomocą.
        W całym zgiełku starała się dopytać Silvę o szczegóły, o jak największą ich ilość, by zyskać choć minimalną przewagę nad przeciwnikiem. Niestety mogła się tak dopraszać i do samej śmierci. Ptak był zupełnie zaaferowany wszystkim innym i nawet przez wszechobecny harmider głos elfki do niego nie docierał. Aż nie zajął sobie wygodnego i bezpiecznego miejsca, jednocześnie w pierwszym rzędzie, a mianowicie na bocianim gnieździe. Ot cała pomoc z jego strony. Innym nie chciała zawracać głowy, ważniejsze obecnie było co innego niż jej pytania i w sumie to wystarczyło.
        Nie musiała wcale stawać do walki by poczuć się ciężarem dla wszystkich. Zerknęła w stronę Barbarossy, dostrzegając jak bardzo spięty stał za sterami Wyzwolenia, oczywiście nie po ty by wymusić na sobie jego uwagę, czy może wyżebrać jakieś słowa zapewniające, że wszystko będzie dobrze. Po prostu potrzebowała na niego zerknąć, jakby chciała by dzięki temu i ona była w stanie zachować w tej chwili zimną krew.

        Gdy okręty się z sobą zrównały, a Adewall połączył ich burty trapem, Kiraie obserwowała uważnie ciemnoskórego mężczyznę z przeciwnej załogi. Złudne nadzieje miała na rozpoznanie go czy skojarzenie jego twarzy z jakąś co w życiu widziała, zwłaszcza, że nie wiedziała nawet, do którego z państw nadmorskich mógłby należeć ich statek. Nie miała prawa wiedzieć, bo do czasu porwania duszą i myślą była nadal w Szepczącym Lesie, w ich starym domu, a bezkresnymi wodami zachwycała się jedynie z okna ich posiadłości czy grzbietu Terry podczas ich konnych wycieczek. Nie miała dobrego kontaktu z ojcem (czemu tu się dziwić) i nigdy nie specjalnie interesowały ją jego opowieści ze służby, gdy wracał do domu. Zwłaszcza, że cały czas było: "przeklęci piraci to", "ci nędzni degeneraci tamto", "te szczury mogłyby już sczeznąć w najgłębszych czeluściach piekielnych". Chciała czy nie, w tamtym czasie piraci wydawali się dla elfki bardziej przerażającymi potworami niż niejedna krwiożercza maszkara ze starych elfich legend, bardziej niebezpieczni może nawet od samego Władcy Ciemności.
        Teraz, gdy znalazła się między nimi, znalazła wśród nich cudownych przyjaciół, zaczynała się zastanawiać skąd w ogóle u "prawych" żeglarzy taka opinia na temat piratów. Przecież prawda była taka, że niczym, absolutnie niczym nie różnili się od zwykłego zjadacza chleba. Obie strony krwawiły, obie strony chędożyły, zabijały, kradły. Ile to razy jej ojciec się chwalił jak wielu piratów położył trupem, jak wielu złapał i wydał do więzienia by tan czekali na egzekucję. Nie w ciepłej i suchej celi, z trzydaniowym posiłkiem w ciągu dnia. Nie raz się przecież zdarzało, że pod topór kata czy na szubienicę ciągnięto trupa. Ale to piraci są największym złem tego świata. Bo są pozornie wolni, wola któregokolwiek z królów ich nie sięga. A przecież sami mają swoich hersztów, swoje własne prawa praktycznie niczym nie różniące się od tych "cywilizowanego" państwa.
        Obserwowała ze względnie bezpiecznej odległości przedstawienie jakie zechciał wystawić na deskach trapu minotaur, lecz wcale nie siedziała bezpiecznie w cieniu obok Rafaela i ich ochrony. Dzięki temu była w stanie szybko się znaleźć w pierwszym rzędzie, gdy misterny plan spalił na panewce i kapitan piratów musiał się stawić we własnej osobie. Mogła w porę zareagować, gdy uświadomiła sobie co się święci.
        - Wymiana zakładników! - przebiła się głosem Kiraie przez szum fal uderzających o kadłuby obu okrętów i wystąpiła przed Barbarossę, zaraz po tym, gdy rzucił swoje uzbrojenie minotaurowi. Stała z uniesioną dumnie głową na przeciw ciemnoskórego, mając za plecami wampira. Nie było wątpliwości co do tego, że nie miała zamiaru się wycofać. Nie teraz gdy jej ciało zareagowało samo, a kości zostały rzucone.
        Słyszała za plecami karcące warknięcie swojego ojca, ale nie specjalnie ją to obchodziło. Nie miał już nad nią żadnej władzy, a gdyby teraz postanowił wyjść, żeby zabrać córkę z pola rażenia, jedynie zrobiłby niepotrzebną szopkę i wystawił się na pośmiewisko. Straciłby resztki szacunku i autorytetu wśród swoich załogantów, którzy niewątpliwie w pełni poprzysięgliby swoją lojalność wobec Barbarossy. Ten mały szach w starciu z Rionem dodał młodej elfce jeszcze skrzydeł i więcej pewności.
        - Podczas gdy nasi kapitanowie będą rozmawiać, zechciej szlachetny panie poczekać na pokładzie naszego skromnego okrętu jako zabezpieczenie, że twoi kompani nie przypuszczą nagle ataku z zaskoczenia, ani nie odpłyniecie z naszym kapitanem na swoim statku - zaczęła, cały czas starając się nie patrzeć na skatowane trytony, ani nie stracić pewności siebie, choć powoli zaczęły ją dopadać wątpliwości. A co jeśli Barbarossa miał jakiś plan, a ona mu go właśnie w tej chwili zepsuła? Nie mogła dać tego po sobie poznać, więc póki niepokój nie był jeszcze dostatecznie silny, postanowiła dociągnąć do końca.
        - Nasi ranni towarzysze nie stanowią takiego zabezpieczenia z naszej strony, bo po co załodze słabe ogniwa, na które każdy musiałby uważać i chronić? - rzuciła retorycznie, choć sama oczywiście tak nie myślała. - Nie macie pewności, że nie odpłyniemy zaraz, gdy tylko wstąpisz panie na nasz pokład. Czytający Aury jest przecież dużo cenniejszy niż garstka ledwo żywych naturian, prawda? Proponuję siebie na takiego zakładnika, na pokładzie statku pańskiego kapitana jako zabezpieczenie, że to moi towarzysze nie zaatakują Was. Chciałabym przy tym móc się zająć rannymi, bo to jedyne co potrafię. Proszę sprawdzić - zachęciła i rozłożyła na boki ręce, by zaraz się obrócić dokoła własnej osi na chybotliwym trapie. Oczywiście chodziło jej o to, by sprawdził jej aurę, wiedziała, że nie ma duszy wojownika, a jedynie zwykłej kury domowej.
        - Niby czarodziej ważniejszy dla załogi - nie patrząc za siebie lekko skinęła głową w stronę Rafaela zapewne stojącego gdzieś w tłumie. - Jest pacyfistą, brzydzi się przemocy i z pozoru jest z niego tak samo żadne zagrożenie jak ze mnie, lecz jego umiejętności medyczne, raz dwa poskładałyby rannych trytonów i niestety bylibyście na przegranej pozycji. Poza tym to mag. Nie musi umieć walczyć, by móc zabijać swoimi czarami. Zgodzisz się chyba ze mną miły panie? - mruknęła uroczo i uśmiechnęła się łagodnie do ślepca.
        Zapewne, jeśli przeżyje bycie zakładnikiem podczas rozmowy kapitanów, rozszarpią ją piraci za wszystko co powiedziała, ale ci, którzy byli jej przychylni, choćby Rafael, powinni wiedzieć, że ona osobiście nie wierzyła w te wszystkie złe słowa na temat towarzyszy jakie padały z jej ust.
        To był chyba jedyny sposób na to, by przekonać Czytającego Aury na tę wymianę. To był jedyny sposób, by się na coś przydać. Będzie w stanie podleczyć nieco trytony i ich uwolnić, o Barbarossę się nie martwiła, bo wiedziała, że sobie poradzi, a ten przeklęty Czytający Aury będzie skazany na łaskę piratów. Marynarze z Wyzwolenia wymienią miedzianego kruka na złotego gryfa, po przecież elfka ze wszystkich piratów na najniższą wartość. Jest kobietą, córką ich najgorszego wroga, a jedynym orężem jaki potrafi dzierżyć i sprawnie nim władać jest chochla od zupy i pokrywka garnka. Nic nie stracą jeśli ostatecznie jako jedyna pozostanie na pokładzie wrogiej jednostki.
        Stała hardo między mężczyznami i patrzyła nieustępliwie w puste oczy czarnoskórego, czekając na jego decyzję... Czekając na czyjąkolwiek decyzję, bo przecież nie była tu sama, a Barbarossa był jej kapitanem. Bała się posłać mu myśl, choć w sumie nie wiedziała jak dokładnie się to robi, by się nie martwił. Nie wiedziała czy Czytający Aury, czyta również w myślach, a tą jedną mogłaby przecież zaprzepaścić swoje starania i własny wywód.

        Menurka był zaniepokojony atmosferą panującą na Wyzwoleniu i po prostu nie mógł udawać, że nic się nie dzieje i bezczynnie siedzieć pod pokładem. Zaczekał do momentu aż wszystko się uspokoiło, a do uszu docierała mu jedynie stłumiona rozmowa między okrętami, wtedy zbliżył się do wyjścia spod pokładu i zerknął ponad jego deski, kucając na schodach. Przez paręnaście par nóg ciasną zbitych przy sobie niewiele mógł zobaczyć, ale przynajmniej wyraźniej słyszał co się działo do tej pory nad jego głową. Dałby wszystko by w tym momencie siedzieć na bocianim gnieździe jak Silva i uważnie wszystko obserwować z góry, ale wolał nie wychodzić, aby nie narobić Kiraie kłopotów. Poza tym obiecał, że będzie na nią czekał, no i najpewniej piraci by go zabili, jakby tylko zobaczyli. A jak nie oni to Rion. Nie miał więc większego wyboru jak tylko siedzieć i czekać.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Nieme starcie trwało dalej i jak dotąd żaden z mężczyzn nie ustąpił pola temu drugiemu. Nie tylko zrezygnowali z używania słów czy mrugania, ale i przyjemności jakie daje oddychanie, co nie jest zbyt dobrym sprawdzianem wytrzymałości, jeśli twój przeciwnik to wampir. Anatomia Barbarossy, jak i styl życia pozwalały mu czerpać siły witalne z krwi innych, często nawet na kilkanaście dni. Więc choć spożywanie jadła śmiertelników sprawiało mu jako taką satysfakcje, to jednak dwa tygodnie na morzu bez tego luksusu było dla niego osiągalne niewielkim kosztem: dokładnie połową butelki posoki. Na szczęście tamten w porę to zrozumiał i odpuścił, wykonując głęboki wdech.
Nie sprawiło to jednak, by obie strony spuściły z tonu. Mroczne elfy za nic nie odrywały palców od rękojeści noży, podobnie jak załoga Wyzwolenia trzymała nabite kusze w pogotowiu. Powietrze między nimi aż iskrzyło, jeśli którakolwiek ze stron wykona gwałtowny ruch, druga nie będzie się wahać i wtedy okaże się kto z jakiej gliny został ulepiony. Jednak nikt, nawet czytający aury nie był w stanie wpłynąć na myśli, słowa i ruchy pchnięte do życia telepatią.
Podobne sztuczki zawsze kosztowały Barbarossę pewną dawkę energii, nie wszystkie wampiry wyższe to potrafią, niektóre wręcz mdleją, jednak niedawny "posiłek" z żył elfki pozwolił kapitanowi piratów zachować trzeźwość...

Kucharz na okręcie to w pewnym stopniu przywilej. Nie często wolno mu wychodzić na główny pokład podczas konfliktu ponieważ, tak jak w przypadku medyka, co jeśli, niezależnie od ostatecznego wyniku, zabraknie właśnie jego? Nikt jeszcze nie umknął przed głodem i śmiercią, naturalną rzeczą było więc to, że ci dwaj szli w bój jako ostatni. Kasino, zajęty jak zwykle w takich momentach, ostrzeniem topora obok gara z gulaszem był przygotowany na każdą ewentualność. Kiedy więc dotarły do niego rozkazy, przywołał do siebie tych, którzy zostali pod pokładem i zaczął ładować armaty. Oczywiście tamci też mogli być na to przygotowani, ale skoro to ich kapitan chciał rokować, nie odważą się strzelić pierwsi. Krasnolud zadbał więc, by w przypadku nieporozumienia, wyrównać szansę. Wszystkie działa skierował ku dołowi, tak aby lufy mierzyły poniżej linii zanurzenia. Luk nie podnosił, wierzył, że zdążą to zrobić jednym pociągnięciem grubego sznura, a przecież nie mogli się zdradzić ze swoimi zamiarami. Tak więc kiedy Barbarossa próbował zrozumieć swoje położenie, nord trzymał w rękach nie dużą pochodnię, tuż tuż nad armatnim lontem.

...Kapitan piratów nie spodziewał się lekkiego uderzenia w ramię. Dzięki temu oprzytomniał od razu, odruchowo obejmując na moment przeciskającą się przed niego kobietę.
Co też jej strzeliło do głowy?
Wygłoszony przez Kiraie monolog nie wywołał zamierzonego przez nią efektu. Większość załogi ledwo czytała, nie wspominając już o dodawaniu, ciężko więc oczekiwać, że zrozumieją coś ponad ich poziom. Mimo to niektórzy wyrazili niezadowolenie groźnymi minami.
- To nie będzie konieczne - przeciągającą się ciszę przerwał w końcu czarnoskóry czytacz aur. Jeden jego gest i mroczne elfy rozcięły węzły, zwracając wolność trytonom. W tym także Jokarowi, który z całej siły zaciskał szczękę, powstrzymując się od wszczęcia burdy.
- Kapitan Barbarossa w zupełności mi wystarczy - dodał spokojny, ciepły głos od strony głównego masztu.
Jego właścicielką okazała się wysoka i szczupła kobieta o dużych, zielonych i świecących oczach, skryta w cieniu, do tej pory przez nikogo nie zauważona. Dopiero gdy wampir postąpił krok do przodu, ona uczyniła podobnie, stając w pełnym świetle. Wyglądała na dwadzieścia kilka lat, miała bladą cerę, długie, kruczoczarne włosy upięte w koński ogon oraz krwisto czerwone usta. Nie była ubrana jak pirat, ani nawet jak marynarze: fioletowa suknia z rozcięciami po bokach sięgała ziemi, a górę zdobiła kamizelka z białego futra z obszyciem na kołnierzu. Nie była też uzbrojona, no bo i po co skoro otaczała ją zgraja najemników. Jej spojrzenie, namiętność zmieszana z gniewem, przebijała człowieka na wskroś.
Barbarossa stężał momentalnie, jego zdrowa ręka drgała, a na karku czuł krople potu. I to nie z powodu dużego słońca. Kilkunastu piratów za jego plecami nerwowo wypuściło powietrze z ust, pozostali nie wiedzieli co się właściwie dzieje. Po tym w sumie można było poznać weteranów morskich podbojów wampira. Oni nie jedno już widzieli.
- Czyżbyś nie cieszył się na mój widok? - zapytała tajemnicza osóbka, biorąc się pod boki.
- Mam co do tego mieszane uczucia - odpowiedział nieumarły, starając się miło uśmiechnąć, ale szybko z tego zrezygnował. - Pływasz pod dziwną banderą, śledzisz mnie i zaatakowałaś moich ludzi...
- Którzy przypadkiem podpływali od mojej prawej burty. Daj spokój, to stary numer. Nawet jak na ciebie.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać, a że nigdy nie grzeszyłam cierpliwością, musiałam coś wymyślić. Tak czy siak nie widzę potrzeby trzymania tu twoich ludzi. Są wolni. I wybacz, ale nie chcieli po dobroci. Nic a nic się nie zmienili. Zwłaszcza Jokar i... Adewall, jak widzę. - Jej wzrok spoczął na moment na naturianinie, który niepewnie obserwował rozgrywającą się scenę.
Pierwszy tryton na pokładzie Wyzwolenia szybko go jednak ocucił. Ranni z ulgą zaczęli wpadać w ramiona kamratów, którzy znosili ich pod pokład.
- Teraz możemy rozmawiać - rzucił oschle wampir, lecz tamta skupiła swoją uwagę na stojącą pomiędzy nimi elfkę.
- Wolałabym w cztery oczy.
Barbarossa zaklął w duchu, ale nic nie powiedział. Nie wykonał też żadnego gestu, chociaż miał wielką ochotę sobie poużywać. Musiał jednak myśleć racjonalnie. Jego ludzie byli bezpieczni, a załoga cała, nadkrojenie własnej dumy wydawało się sensowną zapłatą.
- Rafael zajmij się naszymi. I powiedz Kasino, żeby pogasił te przeklęte lonty, bo wszyscy skończymy na dnie.
- Rozkaz! - Czarodziej ruszył ku schodom, kiedy zrozumiał, że też musi wkroczyć. - Kiraie pomożesz mi. - Stwierdził stanowczo, nie dając dziewczynie złudzeń, że powinna się na moment usunąć.
- Później ci wytłumaczę - szepnął, gdy mijała go na stopniach, lecz jej zazdrość, strach i gniew kipiące z oczu przekonały go do zmiany zdania.
- To była narzeczona kapitana.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Może i się bała i nie do końca wierzyła w to co robi, ale nie mogła tak po prostu stać i patrzeć jak cała reszta, gdy mogła to być zasadzka i Barbarossa już mógłby do nich nie wrócić. Nie chciała na to pozwolić, nie chciała nawet o tym myśleć, dlatego była gotowa postawić na szali własne życie, nawet jeśli to było nierozsądne, bo nie potrafiła walczyć. Po prostu ciężko jej było ze świadomością, że mogłaby stracić ukochanego, choć wątpliwej moralności i to jeszcze na bakier z prawem wampira.
        Słowa wypowiedziane jednak przez ciemnoskórego, jak i to co się stało po tym - trytoni z bandy Barbarossy zostali tak po prostu wypuszczeni - było dla Kiraie co najmniej dziwne i kompletnie niezrozumiałe. Stała zdezorientowana pomiędzy mężczyznami, niemal na środku trzeszczącego trapu łączącego pokłady obu statków i starała się chociaż w minimalnym stopniu pojąć co to wszystko miało znaczyć.
        Ocuciła się jednak zaraz gdy doszedł ją kobiecy głos gdzieś z zakamarków tego drugiego okrętu. Chwilę wodziła wzrokiem po jego pokładzie, aż w końcu dostrzegła ją... oszałamiająco piękną, pełną wdzięku i kuszącą samym swoim głosem. I to jeszcze w takiej sukni. Na środku oceanu!
        Elfka miała jeszcze większy mętlik w głowie. Nie podobało jej się to. Zwłaszcza, że atmosfera wyczuwalnie stężała i się stała nieprzyjemna. Niespokojne westchnięcia i szepty po stronie załogi Barbarossy, wcale nie pomagały dziewczynie się uspokoić. Zaschło jej w gardle i dość poważnie straciła na pewności siebie. Czy ta kobieta... była...
        Stłumiona i niewyraźna rozmowa między kapitanami w ogóle nie docierała do płowowłosej. Chociaż nie, docierała, ale była tak zniekształcona jakby elfka znajdowała się głęboko pod wodą, a oni rozmawiali nad jej powierzchnią. Bez problemu się jednak zorientowała, że Barbarossa z tą kobietą... dobrze się znają i z rozmowy wynikało, że dawno się nie widzieli.
        Nie ruszyła się z trapu, a jedynie nieco oprzytomniała, gdy wypuszczeni trytoni zaczęli ją mijać, by po chwili znaleźć się na bezpiecznym i znanym sobie pokładzie. Nie zwracała nawet uwagi na roznoszącą się za jej plecami ulgę i radość z powrotu schwytanych kompanów. Po prostu stała jak zahipnotyzowana, nie mogąc oderwać wzroku od tej kobiety w sukience. Wzbierał w niej jednocześnie ogromny gniew. Łatwo więc się było domyślić, że gdy tamta zażądała rozmowy i to w cztery oczy, Kiraie zmarszczyła lekko ze złością nosek i z uporem godnym jedynie rozpieszczonego arystokraty postąpiła krok na przód, by faktycznie stać pośrodku trapu i zagradzać drogę tak Barbarossie, jak i tamtej flądrze. Wcześniej nie zamierzała pozwolić mu wejść na ten drugi statek, ale teraz to już w ogóle.
        Kiedy usłyszała wzywający ją głos Rafaela, nie miała zamiaru się ruszyć, chciała się kłócić i protestować, lecz... w jego tonie było coś co sprawiło, że mimo swojego uporu go usłuchała.
        Miała coraz więcej wątpliwości i obaw, gniew zaczął mieszać się z niepokojem, gdy w pewnym momencie przystanęła w niemym proteście, wwiercając się spojrzeniem czarodzieja. Żądała odpowiedzi i nie chciała na nią czekać. Nie odczuła jednak ulgi, gdy Rafael powiedział jej kim była tamta kobieta. Wręcz odwrotnie - Kiraie wyglądała jakby ktoś spuścił z niej powietrze, była załamana.
        - Czyli tamta kobieta była wa... - nie zdążyła do końca wybąkać, gdy znaleźli się pod pokładem, gdzie zniesiono wszystkich rannych.
        Niby cały czas jakiś głos w jej głowie podpowiadał, że znajomość z tym wampirem skończy się dla niej jedynie łzami i złamanym sercem. Bo kim ona niby była? Co mogłaby ofiarować Barbarossie, czego nie mogłaby jakaś podrzędna dziwka z portu? Tamte przynajmniej miały charakter i potrafiły przywalić kiedy trzeba, a Kiraie nigdy nawet pająka na ścianie nie zabiła. Nie potrafiła walczyć, nie była przestępcą, zwłaszcza morskim, nie lubiła łamać prawa, nie miała wprawy w kwestiach alkowy, ponadprzeciętną urodą też się poszczycić nie mogła... a szczególnie nie była wampirem. Była nikim. Co najwyżej nadawała się do mycia podłóg, ale nic poza tym.
        Opatrując jakiegoś trytona, lekko zaczęła drżeć starając się powstrzymywać łzy za wszelką cenę, lecz było to strasznie trudne, zwłaszcza, gdy oddech zaczęła mieć urywany, szybki i typowo chlipiący. Ciężko jej się było skupić na pomocy innym i Rafaelowi w opatrywaniu ich. Miała wielką ochotę wbić Barbarossie srebrny kołek między oczy, a tamtej wywłoce w rzyć, później może sama wskoczyłaby do wody dać się pożreć rekinom, bo nie wyobrażała sobie życia z tak mocno zranionym sercem. Ten dupek ją oszukał! Zabawił się jej kosztem i potraktował jak najzwyklejszą w świecie dziwkę, gdy narzeczonej nie ma pod ręką!
        - Kiraie... - zaczepił ją niepewnie Menurka, skrywający się gdzieś za skrzynkami i beczkami, lecz zaraz się zląkł jak tylko zobaczył te pełne wściekłości, zapłakane oczy przyjaciółki.
        Ona go chyba nie dosłyszała, bo w mgnieniu oka się poderwała na równe nogi i wybiegła na główny pokład, by zrealizować swój plan zemsty i dopilnować by te dwa zimne trupy już więcej nie miały szansy powrócić do życia. Prawie udało jej się już wskoczyć na trap, gdy w ostatniej chwili złapał ją młody wendigo i przytrzymał w miejscu starając się uspokoić zrozpaczoną i szarpiącą się dziewczynę. Chwilę trwało nim chłopiec mógł ją w końcu wypuścić, ta się jednak zbyt gwałtownie wyrwała i oboje się zachwiali. Menurka zdołał się utrzymać na kołyszącym się pokładzie, lecz Kiraie pechowo stanęła na śliskiej krawędzi pokładu.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

W planach wampira na ten dzień było między innymi siedmiogodzinne wpatrywanie się w horyzont, sporadyczna rozmowa o moralności z lekarzem, spór o drobiazgi z kwatermistrzem, milcząca godzina za sterem w towarzystwie bosmana oraz kolacja przy świecy z jedyną kobietą na tym parszywym okręcie. W promieniu najbliższych trzech stajań nie było żywej duszy, pogoda oferowała ciepły, południowy wiatr wypełniający żagle, a słońce ciekawsko zerkało zza chmur. Nic nie wskazywało nadejścia kłopotów, które wręcz wypatrywały takich okazji, aby uderzyć z mocą huraganu. Niestety Barbarossa przegapił swoją szansę na zduszenie ich w zarodku. Powinien od razu poczęstować obcy okręt salwą, siłą odbić swoich ludzi, tamtych z kolei wybić i odpłynąć, jak gdyby nigdy nic. Może wtedy co po niektórzy przestaną zarzucać mu, iż jego serce stało się zbyt miękkie od kiedy zaprosił na pokład kobietę. Jednak z drugiej strony może to i lepiej? Czasami naprawdę ciężko jest domyć plamy z krwi.
Mężczyzna po drugiej stronie trapu najwyraźniej podzielał ten sam tok rozumowania, ponieważ to nie tajemnicza piękność, ale właśnie on dał sygnał, po którym wszystkie wysunięte armaty zostały cofnięte. Załogi obu okrętów dzieliła iskra od skoczenia sobie do gardeł. Powodem dla którego jeszcze tego nie zrobili byli ich śmiertelnie spokojni kapitanowie.
- Nie zwlekałeś po moim odejściu - mruknęła czarnowłosa za oddalającą się elfką, nie przejmując się zbytnio tym, czy jest słyszana, ani jak to zostanie przez nią odebrane. - Stara załoga, nowy okręt i... nowa... kochanka?
- Członek załogi - odpowiedział wampir i nawet powieka mu nie drgnęła, czego nie można było powiedzieć o mięśniach dolnej szczęki.
Kiraie nie mogła go słyszeć, jej ojciec już tak, ale nawet on nie mógł być aż takim kretynem, by zadać mu cios w plecy. I to dosłownie. Gdyby potwierdził, z całą pewnością byłoby to wykorzystane przeciw niemu, a nie mógł się w tej chwili rozpraszać, ani tym bardziej wciągać w tanie gierki. Nie był z tych, którzy chwalą się swoimi zdobyczami, o czym Rion powinien dobrze wiedzieć po tylu latach wspólnych starć. Do pewnego stopnia Caster ufał mu jak jednemu ze swoich, bo doskonale wiedział, czego mógł się po nim spodziewać i vice versa. Nigdy nie krzyżowali szabel jeśli nie było takiej potrzeby, a nawet jeśli to obustronne pragnienie wygranej prowadziło ich na remis.
Wiedząc, że plecy ma raczej bezpieczne i że Awerker zapanuje nad chaosem jeśli takowy powstanie, kapitan piratów mógł rozważyć propozycję dawnej znajomej. Rozmowa w cztery oczy oznaczała zero świadków, bez broni, na terenie gospodarza i pod jego pełną jego odpowiedzialnością. Zważywszy, że karty atutowe w postaci trytonów były już bezpieczne, Barbarossa nie musiał się martwić o resztę załogi.
Niestety Kiraie chyba uwielbiała stawać mu na drodze. Spod pokładu wystrzeliła jak strzała, przebiła się przez tłum i ruszyła bezpośrednio na niego, ściskając w ręce sztylet, który jej podarował. Menurka został zauważony dopiero kilka uderzeń serca potem, kiedy było już za późno na jakikolwiek manewr. Oczywiście nie dla wampira.
Tracąca równowagę elfka została złapana w pasie jeszcze zanim jej mózg zrozumiał, że na prawo od trapu jest przepaść prosto w szumiące fale. Postać, która ją złapała sama stanęła na krawędzi, na samych tylko palcach, mocno się przy tym odchylając i pozwalając ciału tamtej opaść swobodnie na tors. Nie zatrzymało to jednak uzbrojonej dłoni. Ostrze sztyletu sięgnęło celu, rozdzierając materiał rękawa i skóry, barwiąc wszystko na czerwono. Zaskoczony tym faktem kształt dwóch splecionych ciał drgnął znacząco i bezwładnie poleciał dalej w tył, a potem pionowo w dół. Wprost do wody.
Barbarossa o taflę uderzył plecami, w ostatniej chwili obracając się w powietrzu jak śruba. Nawet wtedy nie wypuścił ukochanej z objęć, na którą patrzył szeroko otwartymi oczami, schodząc coraz niżej. Wokół rosła mętna zawiesina karmazynowych nitek.
"Jesteś niebywale i nieznośnie zazdrosna, wiesz?" zakpił nieumarły, na chwilę zapominając, że jemu o wiele łatwiej jest wstrzymać oddech.
Zaraz też wypłynął i chwycił rzuconą na ratunek linę, która nadleciała szybciej nie z tej strony, co oczekiwał. Minutę później razem z Kiraie stał więc na pokładzie karmazynowego żółwia ociekający wodą i otoczony najemnikami.
- Twoja towarzyszka chyba nie rozumie co znaczy w cztery oczy - zachichotała czarnowłosa, podchodząc bliżej. - Ale niech stracę. Zapraszam na szampana.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Tylko głuchy zapewne nie usłyszałby uwagi wampirzycy będącej kapitanem drugiego okrętu, który spotkali na swej drodze. A Kiraie do głuchych ani trochę nie należała. Przystanęła i wahała się czy nie zignorować prośby Rafaela by mu pomóc przy rannych, lecz widziała to jego proszące o rozwagę spojrzenie. No tak. Nawet jeśli postanowiłaby się odgryźć nieumarłej, nie miała z nią najmniejszych szans. Szlachcianka o delikatnych dłoniach, choć nie bojącą się ciężkiej pracy, choćby w ogrodzie nie była w stanie mierzyć się z dużo starszym od siebie krwiopijczym trupem! I to było jeszcze bardziej frustrujące. Musiałą dokładnie przemyśleć sprawę i obmyślić jakiś skuteczny plan jak zemścić się na tej dwójce za to, jak bardzo oszukał ją Barbarossa. Poszła więc z Rafaelem z dumnie uniesioną głową, stwarzając tylko pozory, że nic ją nie obeszły słowa czarnowłosej, choć w rzeczywistości elfka chciała się tylko gdzieś schować i zalać łzami.
        Awerker odprowadził córkę spojrzeniem, nie mogąc tak jak ona, po prostu sobie robić co mu się żywnie podoba i odejść z pokładu, ignorując całe to zamieszanie, bo choć statek był jego, niestety w obecnej chwili dowodził nim Barbarossa i czy były admirał tego chciał, czy też nie, nie mógł sprzeciwić się rozkazowi kapitana. Nie znaczyło to wcale, że sam nie był na niego wściekły, za to jak potraktował i co teraz mówił o Kiraie. Słysząc, że była dla wampira jedynie członkiem załogi, spiął się, zaciskając pięści, jednakże ani drgnął z miejsca. Barbarossa może i był jego najgorszym wrogiem i poprzysięgli sobie wzajemnie, że jedno z nich zabije tego drugiego, lecz zawsze dotyczyło to honorowej walki, nie podstępnego wykorzystania nadarzającej się sytuacji. Tak robią co najwyżej tchórze, a nie ludzie honoru. Z tego powodu miał mimo wszystko ogromny szacunek do kapitana Nautiliusa a obecnie Wyzwolenia, stał więc tylko i słuchał, trzymając swoje nerwy na wodzy, nie to co Kiraie. Będzie musiał z nią później poważnie porozmawiać. I z Barbarossą również.

        Chwila nie minęła, gdy Kiraie przemknęła przez pokład niczym strzała. Towarzyszyło temu zaniepokojone wołanie Menurki, który jakimś cudem się uwolnił i właśnie wyglądał spod zejścia pod pokład. Widząc jednak co się szykuje, nie miał chwili do stracenia i skoczył za nią, zmieniając się w biegu w bestię, którą był, by być w stanie ją w porę złapać. Mógłby pobiec na czterech łapach, ale przez przypadek mógłby wtedy kogoś zranić swoim na razie niewielkim, lecz nadal niebezpiecznym jelenim porożem. Na szczęście załoganci albo mu ustępowali albo po prostu kosmaty wendigo musiał się nieco poprzepychać, udało mu się jednak złapać przyjaciółkę, nim ta zrobiła coś okropnego. Odetchnął z ulgą, że wszystko się udało, zapominając przy tym w jakiej formie widzieli go obecnie członkowie załogi. Puścił Kiraie i się cofnął, przybierając z powrotem postać chłopca. Niestety stanowczo za szybko odpuścił, bo elfka się nagle zachwiała i omal nie wpadła do wody.
        Przerażona i zrozpaczona dziewczyna, chwyciła się kurczowo materiału pokrywającego obejmujące ją ramiona, nie zdając sobie sprawy z tego, że przez przypadek jej cel został osiągnięty, a przynajmniej w połowie. Zraniła Barbarossę... Kiedy to sobie uświadomiła, jej ciało zaczęło nagle spadać, a po tym usłyszała plusk i znalazła się w wodzie. Spanikowana chciała się ratować, chciała opatrzyć ranę tego zdradzieckiego dupka, którego niestety dalej kochała do szaleństwa, chciała go zabić... wszystko to jednak na marne, bo cały czas była przez niego mocno obejmowana i przytulana. Była zła i rozgoryczona i...zazdrosna. Tak, to dobre określenie, choć nie powinno się pojawić w jej głowie wypowiedziane głosem Barbarossy. Posłała mu gniewne spojrzenie i machinalnie otworzyła usta by mu odpowiedzieć, zapomniała, że są pod wodą. Nałykała się wody, ale wampir szybko wypłynął z nią na powierzchnię, gdzie elfka zaraz zaczęła kaszleć mocno i odkrztuszać, to co naleciało jej do płuc.
        Szumiało jej w uszach, pomijając to, że i w nich miała wodę, przez co nie słyszała krzyków, rozkazów dochodzących z obu pokładów, zagłuszających niewielką kłótnię jaka wywiązała się w tym czasie, gdy Barbarossa spadł do wody razem z Kiraie, a która umilkła, gdy ci zostali wciągnięci na wrogi okręt.
        Nadal walczyła z atakiem kaszlu, stojąc na deskach karmazynowego żółwia, podtrzymywana nadal przez wampira z metalową ręką. Było jej strasznie zimno i mokro. Gdy przez moment nie kaszlała, zaraz kichnęła donośnie, znów kaszląc tym razem od bolących ją płuc od wykrztuszania.
        - Aż taka głupia nie jestem, rozkładający się kaszalocie - wymamrotała pod nosem, zaraz podnosząc wrogie spojrzenie na wampirzycę.
        - Kiraie! - zawołał Menurka z Wyzwolenia, szarpiąc się i wyrywając, by Rion go już nie trzymał. - Nie podchodź do niej ty... - warknął, lecz nie zdążył dokończyć, gdyż dłoń admirała zasłoniła mu skutecznie usta. Mimo to blondyn się nastroszył, a na głowie znów pojawiły mu się rogi, został jednak skutecznie przytrzymany jeszcze przez kilkoro innych członków załogi, nim zdołał się rzeczywiście wyrwać i przemienić. Przestał też ujadać, gdy Awerker warknął na niego, aby się zamknął.
        - Bez łaski! Nie interesują mnie trójkąty, a kobiety już tym bardziej, nie przeszkadzajcie sobie, wrócę na SWÓJ okręt - warknęła gotowa zawrócić, lecz był to niemożliwe biorąc pod uwagę, że Barbarossa nadal trzymał przy sobie przemoczoną i dygoczącą z zimna elfkę. Chyba nie miała wyboru i będzie musiała z nimi iść, zmodyfikować swoje preferencje seksualne...
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Nigdzie nie pójdziesz, moja mała syrenko - szepnął wampir wprost do szpiczastego ucha i dla rozluźnienia, niezauważalnie dla innych otaczających ich szpiczastouchych, klepnął dziewczynę w tyłek. - Ktoś mi musi zszyć rękę, zanim rana zacznie się jątrzyć. Ten twój nożyk to stal i czyste srebro, mieszanka całkiem skuteczna przeciwko potworom takim jak ja, jeśli oczywiście mierzy się w serce - zażartował na tak poważny temat, po czym wyjął broń z ręki towarzyszki i rzucił ją pod nogi najbliżej stojącemu marynarzowi.
- A jej lepiej okazać choć odrobinę szacunku - dodał pospiesznie, nie mogąc z jakiegoś powodu powstrzymać się od uśmiechu. - Na morzu za obrazę czyjegoś honoru płaci się szablą, a ona w szabli jest tak samo mocna, co Jokar w nożu.
Rozmowę przerwało im nagłe nadejście dwóch uzbrojonych zbirów, którzy szybko i sprawnie zajęli się ich rewizją. Kiraie odebrano jedynie wszelką biżuterię, Barbarossie za to płaszcz i kapelusz, pozostawiając go jedynie w rozchełstanej koszuli, spodniach i butach. Nie opierał się bo sam doskonale wiedział ile mógłby zdziałać nieuzbrojony, a nie chciał dodatkowo pozbawiać tamtych poczucia bezpieczeństwa, jakie niewątpliwie dawały im dzierżone w rękach ząbkowane maczety. Niestety kiedy jeden z nich (zapewne niechcący, ale nigdy nie wiadomo), trącił uczepioną boku pirata kobietę, ten odwinął się mocnym, lewym prostym, nokautując go jednym uderzeniem. I to ręką, która powoli drętwiała od nadmiarów traconej krwi.
- Stać! - zawołał czytający aury, czarnoskóry sternik-zombie, a jego ludzie zamarli w połowie drogi. To samo uczynił Borsobi, sam jeden stojący już na środku trapu z kciukiem na spuście kuszy.
- Gniewny i uparty. Zupełnie się nie zmieniłeś - podsumowała pani kapitan Karmazynowego Żółwia i gestem zaprosiła ich do środka.
Zadziwiający dobry humor nieumarłego, który przyszedł do niego od tak, teraz również od tak, ulotnił się, zwalniając miejsca powadze. Od lat nikt (prócz Awerkera) nie miał z nim równych szans. Dzięki sprytowi i własnej sile zawsze zwyciężał jeszcze na długo przed starciem. Był bezwględny i nieobliczalny, potrafił zabijać na zawołanie, a ostatnio zaczął się wahać i wątpić w samego siebie. Kurcze... no przecież nie ruszy go nagle sumienie. Nie w tej chwili, kiedy demony z przeszłości wciąż próbują go dopaść. W jednej sekundzie Barbarossa zrozumiał, że chowanie się za maską z uśmiechu i "jakoś to będzie, przyjaciele" to za mało żeby dalej sprzeciwiać się światu. A do tego dochodziły jeszcze uczucia wyższe niż te, na które dotychczas było go stać. Należało więc coś z tym zrobić. I z kimś...
- Widzę, że tandetny gust pozostał - mruknął ozięble wampir, kiedy wraz z elfką znaleźli się już za zamkniętymi drzwiami.
Kajuta pani kapitan Karmazynowego Żółwia była oświetlona jedynie dwoma świecznikami: jeden stał na biurku pełnym morskich map, drugi na szafce nocnej obok łóżka. Poza tym było tu dość jasno z powodu białych ścian, kilku luster i jednego, wielkiego okna. Biblioteczka pełna książek, skrzynie z ubraniami i jedna mniejsza z kłódką, zapewne na prywatne skarby, blaszana balia, trzy fotele i wielki, włochaty dywan to kolejne punkty, które dostrzegano, gdy wzrok się przyzwyczajał. Oryginalną ozdobą były jednak wiszące na ścianach głowy wypchanych zwierząt w nadmiarze sugerującym iż właściciel ma pewien stopień obsesji. Zasugerowanie tego najwyższego i tak pewnie nie byłoby dość celnym trafem.
- Polowania to coś, co mnie uspokaja - odpowiedziała kobieta w sukni, siadając na jednym z foteli, nad którym wisiał łuk.
Dla Barbarossy i Kiraie pozostały dwa siedziska naprzeciwko, a gdy tylko je zajęli, gospodyni poczęstowała ich szampanem.
- Rozmowa dotyczy tylko mnie i twojego kapitana, ale skoro został ranny, to możesz go opatrzyć - wypaliła z miejsca, nie chcąc tracić czasu na formalności. - Bandaż i igły znajdziesz w pierwszej szufladzie. Inne i tak są zamknięte na klucz.
W tym czasie Barbarossa uprzejmie, choć wymuszenie podziękował za drinka, upił z grzeczności połowę, a resztę wylał na ranę. Powieka mu nawet nie drgnęła, choć widać było, że mimo wszystko nóż nieźle go poharatał.
- Co u Reginalda? Dalej go więzisz?
- W porządku. Siedzi na dnie morza i patrzy jak ryby pływają mu pomiędzy żebrami.
- Mówisz to z takim spokojem. Minęło już tyle lat.
- Dokładnie dwieście dwa i cztery miesiące - przerwał wampir i spojrzał jej w oczy. - Reginald żyje, więc temat zamknięty.
- Dla ciebie - ukąsiła złośliwie i uśmiechnęła się do elfki. Przyjaźnie i jednocześnie złośliwie. - A ty? Pytam oczywiście z ciekawości, kim dla niego jesteś? I czy kiedykolwiek o mnie wspominał?
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Otworzyła ze zdumienia szeroko oczy, gdy usłyszała jak ją nazwał, nabrała powietrza, by mu odwarknąć coś niezbyt miłego, lecz wtedy poczuła jego dłoń na swoim pośladku, czemu towarzyszyło ciche klaśnięcie. Spięła się, tłumiąc w sobie pisk, ale nic nie mogła poradzić na to, jak bardzo się cała zaczerwieniła. Wstyd, upokorzenie, gniew... Kiedy wampir zaczął ją traktować jak zwykłą portową dziwkę? O to kiedy zrobił się z niego taki dupek, nie musiała się pytać - wychodziło na to, że cały czas nim był, a ona przez głupie zauroczenie nie mogła tego dostrzec. Nie w porę. I teraz zbierała tego owoce.
        Zacisnęła pięść i odetchnęła głęboko, by się przez przypadek Barbarossie nie odwinąć, choć jakby sam się prosił o bycie wypatroszonym przez nią, jak wyłowiona z wody ryba. Z drugiej strony miała wielką ochotę znaleźć sobie jakąś kryjówkę i tam się po prostu wypłakać. Aż się rodziło w głowie pytanie po jaką cholerę, gdy została porwana, wampir był dla niej taki miły, skoro i tak ostatecznie wychodziło na to, że była dla niego jedynie darmową i osobistą kurtyzaną. Teraz dawał jej bez skrępowania klapsy w tyłek przy wszystkich, a za dwa dni co? Może zacznie jej pieniądze wpychać miedzy biust?
        - Czek..C... Ej! - krzyknęła zdezorientowana i zaskoczona, gdy nagle jej został odebrany sztylet. - To mo... - jęknęła, ale nie dokończyła i straciła na animuszu, bo ostrze już i tak było w rękach jakiegoś marynarza. Tak się nie traktuje prezentów! W prawdzie była zła na Barbarossę i kto wie, czy po powrocie na Wyzwolenie zaraz nie wywaliła by do morza wszystkiego co od kapitana dostała, ale no... nie wyrywa się nikomu z rąk jego własności i nie daje komu innemu.
        - I dlatego pozbawiłeś mnie jedynej, która mogłaby pozwolić mi przeżyć kilka oddechów dłużej - powiedziała z ironią i przewróciła oczami, darując sobie uwagę, że na szacunek trzeba zasłużyć. Westchnęła ciężko, miała już naprawdę dość tego koszmarnego dnia. Aż strach pomyśleć co będzie gdy w końcu dopłyną do stałego lądu, skoro ona ledwo na następny dzień od wypłynięcia miała już dosyć.
        Mimo tego jak bardzo była wściekła na Barbarossę, nie odstępowała go na krok, a nawet przytuliła się do jego ramienia, gdy zbliżyło się w ich stronę dwóch zakapiorów wyglądających na jeszcze większych gburów. Nie wiedziała czy naprawdę koniecznym było odbieranie jej biżuterii, nie żeby się przejmowała co stanie się z naszyjnikiem, który otrzymała od Barbarossy, ale to jej się wydawało naprawdę dziwne. Zwłaszcza, że zbiry wampirzycy pozwalali sobie stanowczo na zbyt wiele. Objęła mocniej ramię wampira, starając się jakoś tę rewizję, choć czuła, że od samego początku rewizja w jej przypadku nie była rewizją, a zwykłym śmiałym obmacywaniem i nie miała przed tym jak uciec ani jak się obronić, przecież Barbarossa zabrał jej jedyną możliwość do samoobrony. Dlatego niemałą ulgą było dla niej, gdy wampir przywalił porządnie, temu który pozwolił sobie podczas tej... rewizji, na nieco więcej i nawet nie było jej szkoda powalonego draba. Co prawda zaraz się zaniepokoiła, gdy nastąpiło poruszenie wśród wrogiej załogi, której członka Barbarossa powalił, ale zaraz odetchnęła z ulgą. Na ten moment byli chyba bezpieczni, skoro czarnoskóry mężczyzna zatrzymał marynarzy tego okrętu, prawda?
        Wtem wampirzyca przypomniała o swojej obecności, choć wcale do się do elfki nie odezwała, kierując w tym momencie swoje słowa wyłącznie do jej kapitana. To tylko spowodowało, że długoucha jakby z oburzeniem odsunęła się od krwiopijcy, nie idąc przy nim, kurczowo uczepiona jego ramienia, a weszła do kajuty wampirzycy trzymając się ze trzy, może cztery kroki za nim. W środku, gdy drzwi się za nimi zamknęły rozejrzała się po niby nawet przytulnym pomieszczeniu, dopóki jej naświetlone spojrzenie dostosowało się do zacienienia panującego w kajucie i spoczęło na wypchanych i zakonserwowanych odpowiednio głowach biednych zwierząt różnego rodzaju, od jeleniowatych po drapieżniki pokroju wilków, niedźwiedzi. Zdołała również dostrzec jednego drapieżnego ptaka w tej... kolekcji i aż ją serce ścisnęło. Zamiast jednak poddać się rozpaczy z powodu tych biednych stworzeń, dźgnęła Barbarossę łokciem w bok, nie starając się przy tym być delikatną, gdy ocenił krytycznie gust wrogiej kapitan. Jakim prawem ten dupek wymagał od Kiraie szacunku do wampirzycy, gdy sam go za ruena nie miał!
        - Czemu mnie to nie dziwi - bąknęła pod nosem elfka do samej siebie, gdy nieumarła lekko przyznała, że polowania sprawiają jej przyjemność, bo ją odprężają. Szkoda tylko, że musiało paść na niewinne zwierzęta. Czemu myśliwi tak się chełpili swoimi zdobyczami? Wzięli by przykład ze skrytobójców, ci przynajmniej nie wieszali nad kominkiem wypchanych ludzkich głów, by się pochwalić znajomym kogo to mają na swoim koncie.
        Kiraie wcale nie miała ochoty opatrywać Barbarossy, sam sobie na to zasłużył, więc teraz niech cierpi i się cieszy, że jej mały zamach na jego życie się elfce nie powiódł. Mimo wszystko jednak nie umiała przejść obojętnie obok czyjejś krzywdy, bo nie tak była wychowywana. Jej świętej pamięci matka nie byłaby z elfki dumna, którą powoli zaczynało gryźć sumienie, za to, że zraniła wampira, nawet jeśli nadal była na niego zła. Jakby nie patrzeć zawdzięczała mu życie, choć najpewniej podziękowania należały się wyłącznie jego kaprysowi, wątpiła by w przeciwnym wypadku naprawdę się dziewczyną przejął.
        Odetchnęła, nabierając powietrza, aby zapytać o jakiś opatrunek, ale wampirzyca odpowiedziała nim długoucha w ogóle zapytała.
        - Nie jestem złodziejką - mruknęła przez zaciśnięte zęby i urażona zamaszyście się odwróciła do wskazanej szuflady, by wziąć wszystko czego potrzebowała.
        Szybko zbliżyła się z powrotem do kapitana i jako jedyna nie usiadła w fotelu, tylko uklękła przy pirackim krwiopijcy, inaczej nie byłaby w stanie zszyć mu rany. Czuła się w tej chwili jak byle służąca. Podciągnęła jego rękaw maksymalnie jak tylko mogła zastanawiając się czy nie mogłaby zmusić zniszczonej tkanki do szybszej regeneracji za pomocą swojej magii, lecz mogłoby to przynieść odwrotny skutek go zamierzonego z racji, że wciąż miała żal do Barbarossy. Pamiętała słowa swojej matki, by nigdy, ale to nigdy nie czarować pod wpływem gniewu, bo można zrobić komuś jeszcze większą krzywdę, zwłaszcza, że Kiraie nigdy nie była porządnie uczona posługiwania się czarami, jedynie umiała tylko tyle, ile nauczyła ją jej rodzicielka.
        Westchnęła ciężko i przemyła szybko to miejsce z krwi tyle ile mogła, a Barbarossa zaraz wylał na swoją rękę resztę szampana jaki mu został. Następnym razem będzie musiała lepiej wycelować, by nie przechodzić po raz kolejny przez tę mękę. Nawlekła igłę na nić znalezioną z tym samym przybornikiem pierwszej pomocy i przytrzymując jedną ręką ranę tak by jej krawędzie się ze sobą stykały, zaczęła szyć ze swoją krawiecką wprawą. Kilka razy jej się co prawda zrobiło niedobrze, ale starała się nie dekoncentrować, nawet jeśli wmawianie sobie, że to zwykłe skórzane rajtki, niewiele pomagało. Nie słuchała przy tym o czym rozmawiała wampirza para, a nawet jeśli to i tak nie wiedziałaby o kim...o czym rozmawiali.
        - Kim jestem? - zapytała sucho, by się upewnić czy rzeczywiście pytanie dotyczyło jej, czy może kogoś innego. Nawet na kobietę nie spojrzała, skupiona na zszywaniu rany. - Myślę, że nikim ważnym - burknęła w odpowiedzi. - A czy o... Pani wspominał... Cóż, wydaje mi się, że mówił o wielu kobietach. - Wbiła igłę ostatni raz wcale nie starając się być delikatną, jakby naprawdę się zapomniała, że zszywa "żywą", czującą istotę, a nie dziurawe kalesony.
        - Niech Pani na mnie nie zwraca uwagi, jestem tu tylko po to by zszyć tego koł... swojego kapitana - rzuciła, w ostatniej chwili gryząc się w język i poprawiając.
        Sięgnęła po opatrunek. Przyłożyła gazę do rany i przytrzymała jedną dłonią drugą zaczynając owijać to miejsce bandażem. Kij mu w oko. Kiedy dobiją do brzegu Kiraie zrobi to co powinna już dawno temu, po prostu zwieje nawet na pożegnanie nie życząc mu pójścia do diabła. Zabierze ze sobą Silvę i Menurkę i jakoś to będzie. A jak nie to przynajmniej Menurka będzie wolny, a tęczowy feniks będzie mógł polecieć gdzie mu się żywnie będzie chciało, gryząca ziemię elfka i tak niewiele będzie miała do powiedzenia.
        Przedarła końcówkę bandaża w połowie, zawiązała ją raz, dwie powstałe końcówki oplotła w przeciwnych kierunkach wokół opatrzonej rany i zawiązała w mocny supeł. Cały czas pamiętała, że opatrunek nie może być ani za ciasny, by krew mogła swobodnie krążyć, ani za luźny, co by się nie zsunął w każdej chwili. Wstała by odłożyć na miejsce pozostałą część apteczki i po prostu wyjść, wrócić do ojca i na znany sobie pokład.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Nie martw się - tymi słowami wampir próbował uspokoić elfkę, kiedy ta zarzuciła mu pozbawienie jej ostatniego narzędzia do wywalczenia sobie wolności. - Odzyskasz swój nóż i błyskotki, gdy tylko wrócimy na nasz okręt. Podrzynanie kapitanom gardeł jest wbrew kodeksowi, a pamiętaj, że każdy pirat prędzej sczeźnie, niż złamie te zasady. Chociaż to na ogół tylko czyste sugestie.
Po tych słowach nie należało oczekiwać, że ktokolwiek będzie spokojniejszy, jednak skoro do tej pory Kiraie nic złego się nie stało w obecności nieumarłego, to dlaczego akurat teraz miałoby się to zmienić? Barbarossa swoje zdążył już przeżyć i swoje zobaczył, czego dziewczyna najwyraźniej nie do końca rozumiała. Albo celowo nie chciała tego zrozumieć, karmiąc się wizjami idealnej przyszłości u boku kogoś kto zabije drugiego człowieka bez wahania. Może najwyższy czas jej uświadomić w co się wpakowała i że nie ma już odwrotu. Choć to ostatnie chyba właśnie do niej dotarło, kiedy pirat tym jednym gestem oznajmił jej, że jest jego własnością, jakkolwiek źle by to nie brzmiało.
- I skąd ten nagły brak zaufania z twojej strony? - zdążył jeszcze zapytać zanim drzwi od kajuty zamknęły się. - Ja ci zaufałem dając ci sztylet, wtedy na wyspie i wpuszczając cię do swojej trumny. Nawet ona nie miała tego co ty - wyszeptał ukochanej, mocniej ją obejmując.
Później oboje byli już w środku, otoczeni wypchanymi głowami i trofeami nemorianki, a Kiraie zabrała się za próby zszycia kapitanowi ręki. Na kłucia podsycane jej gniewem nie zwracał on większej uwagi, już dźgnięcie szpadą bolało bardziej, a i rany wyglądały paskudniej. To tutaj było jedynie zadrapaniem, choć sprawę komplikowało srebro. Rana, choć zadana przez pchnięcie, miała poszarpane i wypalone krawędzie świecące świeżą ropą, a skóra wokół niej nabrzmiewała krwią i bardzo szybko zmieniała kolor na purpurowy. Drętwienie, początkowo odczuwalne tylko w palcach, powoli zaczynało obejmować także bark i szyję. Od paraliżu uratowała Barbarossę szybka acz prowizoryczna dezynfekcja rany słodkim szampanem, po której elfka z medyczną precyzją zaczęła składać go do kupy.
Przyglądająca się temu demoniczna pani kapitan nie mogła jakoś powstrzymać się od kilku komentarzy odnośnie starzenia się refleksu wampira, po czym powróciła do przerwanego wcześniej tematu.
- Głuptasie - zaczęła miło i słodko, podnosząc na elfkę swoje zielone oczy. - Gdybyś nie była ważna, tego krwiopijcę zszywałby teraz jego osobisty medyk albo jeden z moich ludzi. Z resztą Rafael ma teraz pełne ręce roboty przy trytonach, których łaskawie na mnie nasłaliście.
- Nie my, tylko ja - odpowiedział wampir, luzując napięcie mięśni żeby igła przypadkiem się nie złamała. - Kiraie nie jest oficerem na moim statku, jest... - przerwał, bo dalsze wmawianie sobie "nie daj się wplątać w jej gierki i ciągnąć za język" jakoś nie wypaliło.
- Dokończ! Naprawdę chętnie to usłyszę. Ty, skarbie, pewnie też.
- Kiraie zajęła twoje miejsce - odpowiedź wampira ucięta została w tym miejscu, pozostawiając krater niedopowiedzeń, jak z Turmalii do Nowej Aerii.
Każda z kobiet mogła teraz we własnej fantazji zinterpretować te słowa, a jemu przynajmniej ulżyło. Tak poważnie i głęboko ulżyło. Już łatwiej było się przyznać do błędu, niż wydusić z siebie odrobinę emocji. Czy tego właśnie oczekiwały kobiety? Gadania na co dzień o uczuciach? Nie do pomyślenia i niewykonalne dla kogoś, kto całe życie dobrze je maskuje. Miał tylko nadzieję, że to się więcej nie powtórzy.
- Urocze - demonica wypowiedziała to słowo ze stoickim spokojem, choć błysk w jej oku mówił co innego. Dla Barbarossy zrodziła się szansa na wykaraskanie ich z tego nieciekawego położenia.
- Skoro chcesz mnie oczerniać to proszę, ale powiedz mi chociaż dlaczego za mną płyniesz?
- Och... kiedy kazałeś Jokarowi się mnie pozbyć, zaciągnęłam się do floty łowcy niewolników. Łatwy zysk i małe ryzyko wylądowania na liście łowców piratów, bo nawet Rubidia czerpie zyski z takiego handlu. Kilkadziesiąt lat później związałam się z jednym piratem i napadaliśmy na statki, jak za starych dobrych lat z tobą. Potem się wycofałeś, zaszyłeś na tej swojej Wyspie Czaszek, na którą nawet mnie zabierałeś z zawiązanymi oczami. Nie ufałeś mi, czemu się nie dziwię, ale to na inną okazję. Jednak niedawno dowiedziałam się, że znów pływasz i postanowiłam poszukać zemsty. Za moją utraconą miłość, za zdradę, za wszystko.
- I że to ja zdradziłem ciebie?
- Nieważne. Wiesz ile dają za twoją głowę w Leonii?
- Dużo - odpowiedział wampir, paskudnie się przy tym uśmiechając do swojej "medyczki". - Jest nawet taki jeden, który dorobił się obsesji na moim punkcie - zaraz też powrócił do pani kapitan, a jego uśmiech spaskudniał jeszcze bardziej.
On już był zwycięski. Poznał plany obcej załogi, wydusił z siebie kilka paskudztw zwanych emocjami i częściowo wróciły mu siły po ranieniu nożem. Wciąż pozostawało jednak wiele opcji, które mogą pójść nie tak, zaczynając na bezpieczeństwie załogi, a kończąc na ich samym. Nie mniej gra zawsze była warta świeczki, bo piratów nie stać na porażkę i wahanie.
- Co zatem robimy, Vivien? Zaprosiłaś nas tu i musisz nas wypuścić, bo jako pirat znasz konsekwencje zdrady zasad kodeksu.
- Zdam się na ślepy los - odpowiedziała nemorianka. - Niech ona zadecyduje - wskazała na Kiraie i rozlała do kieliszków nową butelkę.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        "Nawet ona?!" - pomyślała z oburzeniem, bo choć miała świadomość, że partnerek wampira nie dało się policzyć, ograniczając się wyłącznie do palców jednej dłoni, to jednak miło by elfce było, gdyby tak często tego nie podkreślał. Doskonale bez jego przypominania wiedziała, że jest jedną z wielu, według niego niby lepszą od innych - bo przecież tyle jej podobno ofiarował - ale długoucha jakoś powątpiewała w szczerość jego słów.
        Prychnęła i to była jedyna odpowiedź na jego słowa, w głowie jednak miała: "No tak, ona miała znacznie więcej niż ja" - czego na głos nie zamierzała mówić. Z tą jednak myślą spojrzała ukradkiem na jego metalową lewą dłoń, skrytą obecnie pod materiałem jego ubrań, gdy szli za dawną kochanką nieumarłego. Kiraie zastanawiała się czy to ona tak bardzo okaleczyła Barbarossę, czy może to była jakaś inna jego partnerka.
        W "skromnych" progach niedoszłej pani Barbarossa gniew Kiraie ani trochę nie zelżał, choć elfka miała na to cichą, naiwną nadzieję. Zdawało jej się za to, jakby jej frustracja zamiast tego jeszcze bardziej narastała, a przynajmniej do któregoś momentu. Po tym w sumie już była zmęczona i jedynie poirytowana, ale była spokojniejsza. Wyładowała się podczas zszywania rany wampira.
        - Z całym szacunkiem, ale dzięki tobie, jak już wspomniałaś, Rafael ma ważniejsze priorytety niż szycie jakiegoś tam zadrapania, a gdybym była na miejscu kapitana, raczej wolałabym żeby mi ręka odpadła, niż pozwoliła, aby opatrywał mnie ktoś z wrogiej załogi, która tak pokiereszowała moich towarzyszy - odpowiedziała jej, odkładając na miejsce użyczone przez kobietę przybory, dzięki którymi elfka mogła zająć się raną nieumarłego.
        Kiedy odezwał się w tym temacie również Barbarossa, Kiraie kiwała z pełną powagi miną i ukradkiem pokazywała na niego palcem, zgadzając się w ten sposób, że miał rację i że to on poszczuł tę kobietę swoimi ludźmi. Przytaknęła nawet, gdy padło, że nie jest na jego statku nawet podległą osobą mającą jakąkolwiek siłę sprawczą, znieruchomiała jednak i spojrzała na niego z wyczekującym zaskoczeniem, co chciał powiedzieć, ale przerwał. Gdyby mogła stanęła by na nim podpierając się dłońmi na biodrach i patrząc na niego surowo, a zarazem ostrzegawczo, by łaskawie dokończył, ale na szczęście "gospodyni" ubrała myśli długouchej w słowa.
        - Miło by było gdyby się w końcu określił - zgodziła się z przedmówczynią, bo naprawdę po kilku ostatnich wydarzeniach, nie miała pewności kim tak właściwie jest dla swojego kapitana.
        I gdy już się zdawało, że w końcu ta jedna z zagadek wszechświata zostanie rozwiązana, pirat postanowił ni to odpowiedzieć, ni skomplikować jeszcze bardziej tę sprawę. Powiedzieć, że miała mętlik w głowie, to jak nic nie powiedzieć. Czyli miała się teraz cieszyć, że niby była blisko Barbarossy? Być zazdrosna, że nie była wcale kimś wyjątkowym, albo dużo ważniejszym od poprzednich partnerek kapitana? Obawiać się, że wampirowi mogłoby się kiedyś odwidzieć i mógłby przywrócić oryginał na prawowite miejsce? Czy może się wściekać, że była jedynie zastępstwem, substytutem kobiety przed nią? Pani kapitan kwalifikowała się chyba do tego ostatniego, bo choć zachowywała spokój, jej oczy ociekały jadem.
        Pięknie. A mogła grzecznie siedzieć pod pokładem Wyzwolenia, pomagać Rafaelowi i cieszyć się towarzystwem Menurki.
        W ich rozmowę się nie wtrącała, bo jej to nie dotyczyło, nikt nie pytał elfki o zdanie, a i też nie miała nic ciekawego związanego z tematem do powiedzenia. Kiedy Barbarossa "subtelnie" wspomniał o jej ojcu, przewróciła jedynie oczami i westchnęła z politowaniem. Ta obsesja o której wspomniał, teraz przybrała nieco inne tory i nie miała aż takiej siły rażenia jak ta wcześniejsza, więc w sumie to co mówił było już raczej nieaktualne.
        Z braku ciekawszych rzeczy do roboty, Kiraie sięgnęła po kieliszek, który został dla niej postawiony i napełniony, i napiła się nieco szampana. Kiepski jednak sobie moment wybrała na gaszenie pragnienia z nudów, gdy była kochanka Barbarossy stwierdziła, że to od elfki będzie zależał dalszy ich los. Kiraie aż się zakrztusiła bąbelkowym trunkiem, przez co jej odpowiedź nieco wydłużyła się w czasie. Kiedy opanowała atak kaszlu spojrzała z zaskoczeniem najpierw na tą całą Vivien, jakby nie miała pewności czy dobrze usłyszała, po czym zerknęła na Barbarossę. Znów naszła ją wielka ochota by go wypatroszyć, ale na Wyzwoleniu było zbyt dużo ważnych dla niej osób, którym tylko on mógł zapewnić bezpieczeństwo. Ale kobieta nadal nie dopełni swojej zemsty i przy następnym spotkaniu może już nie być tak "miła". Nie było pewności czy następnym razem nie zawoła kolegów. A co jeśli obecnie była to tylko gra na zwłokę i zostaną zaatakowani, jak tylko ich stopa stanie na ich statku?
        - Pozwól temu dupkowi - przepraszam, Kapitanowi, wrócić na jego statek i bezpiecznie odpłynąć w swoją stronę, a zemścij się na mnie - powiedziała po ciągnącej się chwili milczenia. Na Barbarossę, nie zwracała obecnie w ogóle uwagi. - Albo... możemy się zmierzyć w oficjalnym pojedynku. Tylko ty i ja. Jeśli przegram, odpuścisz swoją zemstę i dasz Barabossie w spokoju odpłynąć. A jeśli ty przegrasz, będziesz mogła nadal go ścigać i zrobić co ci się tam będzie chciało - zaproponowała patrząc poważnie z delikatnie sennym już wzrokiem na demonicę. Chcieli by to elfka podjęła decyzję, więc podjęła, kobiecie na przeciwko dając prosty wybór albo mści się na Kiraie i odpuszcza swoją zemstę albo rozstrzygają sprawę w pojedynku na ostrza.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Jeśli jestem wart więcej niż średniej wielkości wyspa lub siedem okrętów z pełnym inwentarzem i załogą, to wpakuj mi między oczy srebrną kulę - wtrącił wampir, widząc jak jego była narzeczona zaczyna się poważniej zastanawiać nad propozycją elfki odnośnie pojedynku. - W przeciwnym wypadku tracisz tylko czas, bo nie pozwolę ci wykonać na Niej egzekucji.
Barbarossa nigdy nie nazywał pewnych rzeczy po imieniu, by jako wykształcony arystokrata znaleźć dla nich bardziej poetyckie określenie, lecz wynik tego konkretnego pojedynku był już z góry przesądzony. Nie dlatego, że Kiraie brakowało ambicji, odwagi czy zawziętości, ale dlatego, że była owieczką wrzuconą do jednego boksu z watahą wilków. Nadopiekuńczy ojciec nie chciał nauczyć jej zasad i moralności prawdziwego świata, tego, w którym byle żebrak gotowy jest zadźgać nożem państwowego dostojnika, żeby przeżyć kolejny dzień. Dobrze opłacana służba była na każde jej skinienie, nie musiała walczyć o jedzenie, ani zabijać, żeby uciec przed śmiercią, a on (chociaż wychował się w pałacu) i jego załoga musieli to robić i musieli być w tym lepsi od innych. Jeden dzień treningu lub raczej obijania sobie czterech liter na deskach pokładu nie czynił z człowieka maszyny do walki. Przed dziewczyną było jeszcze wiele pracy.
- Kuszące, ale żywy jesteś wart znacznie więcej - odpowiedziała nemorianka i słodko zamrugała do pirata. - Te wszystkie wdowy i matki, które już nigdy nie zobaczą swoich mężów i synów chętnie przyszłyby popatrzeć, jak powoli umierasz nabity na pal. Ta lista jest długa, a podpisów wciąż przybywa. Szczególnie po twoich ostatnich atakach na okręty federacji kupieckiej.
- Więc poczekaj aż nagroda za moją głowę wzrośnie do ceny małego księstwa gdzieś na dalekim wschodzie - zaproponował Barbarossa, opróżnił swój kielich i sam się obsłużył, nalewając sobie kolejny. - Bo mnie nie śpieszno umierać.
- Właśnie widzę - mruknęła z pogardą Vivien i kolejny raz przeniosła swoje lodowate spojrzenie na bogu ducha winną temu wszystkiemu Kiraie. - Ale twojej towarzyszce chyba wszystko jedno, skoro tak ochoczo staje ze mną w szranki - powiedziała i położyła dłoń na rękojeści rapieru, na co wampir odpowiedział jedynie pochyleniem się w fotelu aż ten zatrzeszczał i naprężeniem wszystkich mięśni. Łącznie z tymi, które wydawały się rozerwane niszczycielskim działaniem srebra.
Vivien wiedziała, że miecz nawet w połowie nie opuści pochwy. Wampiry były szybkie i nigdy bezbronne. Błędem jest siadać z jakimś do stołu bez wcześniejszego przygotowania srebrnej zastawy pomalowanej na złoto, krucyfiksów ukrytych za obrazami, osinowych kołków za oparciem krzesła i nabitej srebrnym bełtem kuszy pod stołem. Na szczęście ten tutaj krwiopijec zawsze grał według reguł, problem w tym, iż demonica myślała właśnie nad ich naruszeniem. A wtedy Najwyższy jeden wie, jak to się skończy.
W umyśle Barbarossy również toczyła się bitwa. Jego najlepsze karty leżały pobite i okaleczone w lecznicy, on sam w charakterze gościa-więźnia popijał właśnie szampana, nie mogąc w żaden sposób skontaktować się z załogą, a wraz z nim jego ulubienica, w obecności której nie zamierzał szaleć... chyba, że... to wcale nie on zacznie szaleć.
Iskierka nadziei, ledwie żarząca się myśl uderzyła pirata niczym piorun, jednak przez dobiegające zza drzwi poruszenie szybko ją rozwiało. Vivien również to nie uszło i gdy tylko postąpiła krok w stronę drzwi, te otworzyły się z hukiem, ukazując w progu czarnoskórego bosmana.
- Mamy towarzystwo! - zawołał i równie szybko zniknął. Przez otwór we framudze dało się dostrzec mrocznych elfów, skaczących jak zające na olinowanie oraz pozbawioną ładu bieganinę tam i z powrotem.
- Co u diaska?! - ryknęła Vivien, wychodząc.
Barbarossa również wstał, jednak zachowywał się bardziej przytomnie i wyrafinowanie, niż gospodyni: najpierw odebrał Kiraie kieliszek, następnie podał jej dłoń i pomógł wstać, by na koniec poprowadzić ją na zewnątrz. Ich rzeczy osobiste, zgodnie z tym co zapowiedział wampir, już na nich czekały (z powodu zamieszania) odłożone na pobliskiej beczce i nie pilnowane.
- A już chciałem ją postraszyć twoim przyjacielem, Wendigo - wyjaśnił nieumarły, który przez cały czas zapinania pasa z szablą i poprawiania kapelusza, nie mógł się przestać uśmiechać. Zaraz jednak odrobinę spoważniał i odszukał wzrokiem swój okręt.
Na Wyzwoleniu również trwała nie mała panika, jednak w przeciwieństwie do tej tutaj, gdzie załogę, co było widać, tworzyli najemnicy; tam chaosu strzegł minotaur z batem, pokrzykujący i ryczący na przyzwyczajonych do tego weteranów pirackich podróży. Pełen spokój Barbarossy w takiej sytuacji był zatem w pełni uzasadniony. Jednocześnie wszyscy wykazywali zainteresowanie horyzontem, na którym dało się dostrzec dwie sylwetki z białymi żaglami.
- Aurora i Bezgłowy Jeździec! - zawołała Vivien, nagle wyrastając im za plecami. - Wpłynęliśmy na terytorium królestwa Arrantalis. Wolałabym już łowców piratów albo marynarkę Rubidii.
- Ja też - odpowiedział wampir i mocniej przycisnął do siebie elfkę. - W przeciwieństwie do innych, oni nie bawią się w strzały ostrzegawcze i zadawanie pytań. Piractwo na tych wodach jest bardzo uciążliwe.
- Co zatem robimy?
- Mnie pytasz? - Barbarossa udał zaskoczenie, choć sama sytuacja była mu właściwie na rękę, a podjęcie otwartej walki z okrętami wyspiarskiego królestwa mogło zagwarantować obfite łupy. Niestety orzeźwienie nadeszło szybciej, niż się spodziewał.
- Jakie rozkazy?! - wykrzykiwał od burty Erlon, podtrzymując się na linie z ręką w temblaku. Za nim stało jeszcze czterech gotowych do walki trytonów, ledwo posklejanych do kupy, a obok sam Jokar z miną jakby dopiero co z przyjemnością obraził samą Śmierć i z nożem w ustach. Bycie kapitanem to nie tylko alkohol, kobiety i liczenie łupów. To również odpowiedzialność za załogę.
- Obieramy kurs na południowy zachód - poinformował, bardziej Vivien, niż stojącego za sterem Wyzwolenia, pana Hornera, który na pewno go usłyszał, a następnie z przymrużeniem oczu przyjrzał się okrętom wroga. - Jeździec jest mój!
- Sto dwadzieścia dział na burcie kontra twoje marne dwadzieścia? - zainteresowała się nemorianka, wkurzona nie na żarty, że traci sposobność na dokonanie zemsty. Nie mniej ceniła sobie swoją głowę przytwierdzoną do ramion. - To jeszcze nie koniec! - rzuciła na odchodne, kiedy Barbarossa przechodził trap, który natychmiast za nim przełamano, rozdzielając obie jednostki.
- Za ile nas dogoni? - zapytał kapitan, już znacznie spokojniej, kiedy znalazł się na swoim pewnym gruncie.
- Za trzy, może cztery godziny - odpowiedział kwatermistrz, stając po prawicy niczym doradca w sprawach wojny.
- Muszę zejść ze słońca - poinformował oficerów i wywołał sternika. - Płyniemy na zachód i co pół godziny dodatkowe trzy stopnie skrętu na południe, w stronę Limarii. Po trzeciej godzinie odwracamy się na czołowe. Nie będę ryzykował burta w burtę - wyjaśnił z naciskiem, sugerując w ten sposób, że żadne ustępstwa nie wchodzą w grę i jeśli Horner zawali i pozwoli żeby wróg zrównał się burtą, będzie pierwszym, który zajrzy przeciwnikowi w wylot lufy armatniej. Następnie Barbarossa zniknął w swojej kajucie, porywając z barku dwie butelki: wina i krwi, po czym jak kamień runął do środka trumny.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Barbarossa miał ogromne szczęście, że elfka nie opatrywała mu już ręki, bo w tej chwili z czystą przyjemnością zaryzykowałaby użycia magii życia. Mimo to, że jej mama podczas nauki zaklęć z tej dziedziny, prosiła, aby Kiraie nigdy nie używała jej w gniewie. Z tego co dobrze płowowłosa zrozumiała, miała zadecydować o tym co demonica ma z nimi zrobić - wypuścić, zaszlachtować jak prosięta, czy Matka wie co jeszcze. No i zadecydowała! Kompletnie nie rozumiała czego Barbarossa nie zrozumiał w "niech ona zadecyduje"! Wszystko przecież zapowiadało się tak dobrze, Viviera czy jak jej tam, wyglądała na skorą do przystania na propozycję elfki. Ale ON musiał wszystko zepsuć...!
        Kiedy została znowu wspomniana przez Viverne, łypnęła na nią wilkiem, ale słowem się nie odezwała. Biedne demoniczne dziewczę myślało, że była tak głupia, by dać się łatwo zabić. Jeśli demonica byłaby wystarczająco mocno wściekła na Barbarossę, to specjalnie przegrałaby pojedynek, żeby tylko móc się na nim zemścić. Ale! Gdy kapitan przegrywa w pojedynku na swoim własnym statku, nie działało to raczej na tej zasadzie, że przestaje być kapitanem, a staje się nim zwycięzca? W takim wypadku Kiraie stałaby się głową tego okrętu i jego załogi, a co za tym idzie los Barbarossy zależałby od niej, a nie Vivery. Gdyby jednak wystarczyło jej pozbycie się elfki (w co Kiraie wątpiła), znając życie wampir już by się odpowiednio zajął demonicą. Tak czy tak jego wszelkie problemy by znikły. Dosłownie wszelkie, z Kiraie na czele. Ale nie, bo kapitan musiał swoje na wierzchu zostawić. Niech no tylko wrócą na Wyzwolenie...
        Kto by pomyślał, że życzenia się spełniają. I to tak szybko! Co prawda informacja o nadprogramowym towarzystwie, nie powinna nikogo napawać radością, ale Kiraie się cieszyła. Z resztą z tego co widziała to Barbarossa również. Kiedy wyciągnął w jej stronę dłoń by pomóc elfce wstać, spojrzała na niego spod byka i prychnęła, odwracając zaraz wzrok w drugą stronę, jednakże przyjęła jego dłoń i podniosła swoje szanowne cztery litery, wychodząc z nim zaraz na główny pokład.
        - Ten mój przyjaciel Wendigo ma imię, to po pierwsze, a po drugie to nie jest ogar, którym można szczuć każdego, kto tylko na ciebie źle spojrzał - sprostowała z gniewem w głosie, dając w ten sposób chyba jasno do zrozumienia, że nadal była na kapitana wściekła.
        Akurat, gdy Vivera wyrażała swoją wszędobylską pogardę dla Wyzwolenia, między krzątającymi się po pokładzie piratami, przewinął się Rion i Kiraie wcale nie musiała szukać w tym tłumie swojego ojca by wiedzieć, że ten być może przystanął i zaczął złorzeczyć pod nosem na demonicę, za to co powiedziała o jego statku.
        - Może i dział ma mniej, ale na pewno nie są to marne działa - warknęła elfka, stanowczo broniąc dobrego imienia okrętu leońskiego admirała. I to nie dlatego, że był to okręt jej ojca. Po prostu Wyzwolenie nie zasługiwało, by ktokolwiek o nim się źle wypowiadał, a już szczególnie taka... kurtyzana.
        Kiraie nie potrzebowała specjalnego zaproszenia, by w trybie natychmiastowym po odzyskaniu swoich rzeczy znaleźć się z powrotem na przyjaznych sobie deskach. Od razu przyleciał do niej Menurka i z ogromnym szczęściem uściskał elfkę, praktycznie roniąc przy tym łzy. Jak nie trudno było się domyślić, bał się że już nigdy nie zobaczy swojej przyjaciółki i było mu ogromnie wstyd, że nie zdołał jej złapać, gdy się poślizgnęła przy krawędzi pokładu. Kiraie pogładziła go uspokajająco po blond czuprynie i chciała razem z nim pójść pomóc Rafaelowi, ale wtedy usłyszała, że Barbarossa idzie do swojej kajuty. Jej plany szybko się zmieniły. Pogoniła chłopaka do czarodzieja, by dalej pomagał przy rannych, a ona natomiast poszła w ślad za swoim...partnerem?
        W kajucie była chwilę po nim i chodź go nigdzie nie widziała, to wiedziała, gdzie go szukać. Od razu podeszła do trumny i ją otworzyła, patrząc na niego surowo.
        - Chyba nie myślałeś, że tak łatwo ci odpuszczę - powiedziała, groźnie zaplatając ręce na piersi. - I nie dam ci spokojnie odpocząć, dopóki nie pogadamy. W pierwszej kolejności, co to do diabła miało być?! - warknęła na wampira, wcale nie starając się mówić cicho i spokojnie. - I nie chodzi o to, że była to twoja była! Chciałam z nią walczyć, miałam doskonały plan, dzięki któremu pozbyłbyś się problemu z nią związanego, a może i nawet zyskałbyś nowy statek i załogę! Dlaczego w ogóle się wtrąciłeś, gdy była to sprawa między nami dwiema?! W ogóle... w ogóle kim ja dla ciebie jestem, hm? Bo po tym co miało miejsce mam wrażenie, że jedynie dodatkiem, dodatkowym piórem do twojego kapelusza! - krzyknęła, drżąc cała z gniewu. Cały czas mocno zaciskała swoje pięści.
        - Jeśli tak jest to mi po prostu powiedz! Pójdę wtedy spać pod pokład jak reszta załogi, a twoja kajuta będzie z powrotem wyłącznie twoja! Choć w takim wypadku powiem ci jedno - popełniłeś ogromny błąd, że powstrzymałeś Vivere czy jak jej tam od pojedynku ze mną! - burknęła, nie czując nawet jak z tej całej złości zaczęły jej po policzkach spływać łzy. Trzasnęła na odchodnym wiekiem trumny tuż przed nosem wampira. Myślała, że w ogóle nie będzie przejęty jej burą, więc nie widziała sensu w staniu przed otwartym wiekiem i czekaniem na jakąkolwiek odpowiedź. Chyba tylko bardziej by się ośmieszyła. Postanowiła więc, że zwyczajnie zostawi wampira w spokoju, ale najpierw musiała sama przywołać się do porządku. Po co na pokładzie miałoby zacząć szerzyć się więcej plotek na ich temat, tym razem pewnie by było coś w stylu: "kolejna głupia myślała, że jest dla kapitana kimś więcej, niż osobistą, tanią kurtyzaną..." Ugh! Miała wielką ochotę zadusić go swoimi własnymi rękami.
Zablokowany

Wróć do „Jadeitowe Wybrzeże”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości