Ocean Jadeitów[Statek]Polowanie

Gdzie okiem sięgnąć turkusowa woda plącze się i zlewa z błękitnym niebem. Fale i wiatr szumią w tonie oceanu, na którego dnie znajdują się wręcz nieskończone pokłady jadeitu. Dom syren i trytonów, który skrywa skarby, zatopionych pirackich statków. Delfiny wyskakujące nad wodę. Ryby mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. I księżyc, który każdego dnia odbija się w tafli jadeitowych luster.
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

I oto nadeszła jej wielka chwila. Teraz w końcu odrzuci przebranie nędznej śmiertelniczki i zstąpi w chwale i potędze, by rozdzielić wyraźnie rozwścieczone i skłonne do krwawej walki strony, onieśmielając je samym blaskiem jej boskiej chwały i rzucając na kolana wszystkich dookoła.
"Pomarzyć zawsze można..." - westchnęła Shiru, sama zauważając, że przeczytała chyba za dużo historii o legendarnych bohaterach podróżujących incognito interweniujących jedynie w kryzysowych sytuacjach. Sama właśnie się w takiej znalazła, wychodząc spod pokładu jedynie by odkryć nagłą zmianę sytuacji zaszłą podczas jej nieobecności.

Zatrzymawszy się u szczytu schodów na pokład, spojrzała bezradnie na najemnika stojącego z wyciągniętym mieczem i druida ciskającego gromy z oczu. Nie miała pojęcia co się stało, ani jak rozwiązać problem. Nie dotyczył on chyba jednak bezpośrednio jej, więc nie powinna się nim aż tak przejmować. Zwykle nie podejmowała się tak wymagających misji jak bycie mediatorem. Samo dostarczanie zapieczętowanych wiadomości było wystarczająco stresujące. Wracając jednak na ziemię, a raczej ocean... Pozostawanie na tym samym pokładzie co ogarnięci chęcią do rozpoczęcia jatki mężczyźni nie należało do najbezpieczniejszych pomysłów. Przez chwilę nawiedziła ją myśl, by odwrócić się i uciec zanim ją dostrzegą, zaraz jednak uświadomiła sobie, że za nią idzie posykując cicho z bólu Basil, a ona sama blokuje przejście. Z niechęcią więc odsunęła się od jedynej drogi ucieczki i jak najciszej, pojedynczymi krokami, poczęła przesuwać się wzdłuż burty, względnie bezpiecznego schronienia szukając u boku rozłożonego na deskach pokładu gryfa.

Basil pozostał na szczycie schodów, opierając się niby niedbale o drewnianą barierkę, czując jednak głowie łupanie w rytm pulsu i mrugając, by pozbyć się mroczków latających mu przed oczami. Dopiero po chwili zdołał rozróżnić stojące przed nim postaci i przynajmniej częściowo zorientować się w sytuacji.

Zarówno kurierka, jak i rachmistrz nie mogli nie zauważyć rwetesu panującego na drugim statku, skupieni jednak na problematycznej parze znajdującej się o wiele bliżej, pozostali w błogiej nieświadomości nagłego zgonu sternika "Trzech Klejnotów". Dakin niestety nie dostąpił tego luksusu. Zirytowany hałaśliwym zachowaniem niekulturalnych małp, nie będących w stanie uszanować świętego prawa poobiedniej drzemki, rozbudził się całkowicie. On nie miał takich skrupułów do wtrącania się w pełne napięcia sytuacje jak jego właścicielka, zwrócił się więc bezpośrednio do źródła problemów.
- Cóż to, drudzie, tak szybko ci do zemsty, że rozpoczynasz rzeź już trzy dni przed dotarciem do najbliższego portu? Nie martwi cię to, że po sprawie musisz jeszcze jakoś powrócić na stały ląd? Póki jesteś na morzu znajdujesz się na łasce załogi tego statku, jeśli wyrzucą cię za burtę, jak przetrwasz? - zaciekawił się gryf, ciekawy, czy ludzie, nawet władający magią, rzeczywiście są tak bezmyślni.
Ostatnio edytowane przez Shiru 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Eskel
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek - Najemnik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eskel »

- Powiedziałem już, że nie pozwolę ci narażać życia i zdrowia osób na tej jednostce. To warunek, dla którego nie wyrzuciłem cię za burtę i najwyraźniej powinienem tego żałować. Swoim obecnym zachowaniem tylko zaszkodzisz i nic nie zyskasz, a przy okazji pozbawisz mnie gotówki - mówił najemnik w typowy dla podobnych jemu sposób, w którym nie ważne jakie argumenty przemawiałyby za dobrem, na koniec każdy martwi się tylko o siebie. I to Eskel chciał sobie zapewnić. Bezpieczeństwo w pracy. Nie zyskałby wiele, gdyby musiał relacjonować przykre wydarzenia z abordażu lub wybryków jakiegoś druida, któremu nagle zachciało się spełniać obietnice zemsty. Owszem, ręce świeżbiły go do bitki już od kilku godzin i nie miał na czym się wyładować, więc chodzi lekko nabuzowany i zły, ale w rzeczywistości martwił się o swój tyłek, skoro w gre wchodziła magia.

- Skoro aż tak ci zależy na zemście, wyskakuj i płyń do swojego celu albo siedź w miejscu, aż nie wpłyniemy do po... cholera - zaklął najemnik, rzucając miecz na pokładowe deski i oburącz łapiąc się z brzuch. Między jego palcami pociekły stróżki krwi, które nakropiły podłogę pod nim. Widząc to, kilku marynarzy chciało mu pomóc, ale Eskel szybko pozbierał się do kupy i rzucił im groźne spojrzenie, by się nie wtrącali.
- To nic - dodał jeszcze do młodego kupca, który wypłynął z tłumu i chciał wszystko zobaczyć. - Proszę się udać do kapitana, z dala od dziobu.

Następnie raz jeszcze spojrzał na ranę. Nie było to nic groźnego, puścił jeden ze szwów, ale reszta trzymała się dzięki zakrzepłej krwi i bandażowi, więc nie było powodów do niepokoju.
- Parszywa robota - warknął przez zęby. - Jednak jestem zobowiązany, nie zależnie od stanu zdrowia. Proszę więc zatem pana, druidzie o podjęcie słusznej decyzji zanim będę zmuszony razem z bosmanem i kilkoma innymi interweniować. Zemsta w porcie, nie na statku. Zgoda?
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

"Jakoś dam radę!" odwarknął mentalnie, wyczekując chwili słabości u swej ofiary.
Jednakże, gdy najemnik okazał chwilę słabości, Darshes zamarł, przegapiając dogodny moment na rozszarpanie mu gardła. I to nie dlatego, że przestraszył się groźby Eve, tej o wyrzuceniu za burtę - wszak już raz za nią wyleciał. Nie zrobił tego też z powodu gryfich słów, które choć zawierały w sobie mądrość, naiwnie odnosiły się do istot cielesnych, nie energetycznych. Zatrzymał się ponieważ...
...zmroził go zimny strach.
Nagła fala przerażenia, która zalała go niczym tsunami na widok bogato odzianego mężczyzny, wyłaniającego się z czeluści sąsiedniego okrętu. Choć dostrzegł go tylko kątem oka, wyczuł wokół niego zbierającą się moc, niczym wir, przylegającą do aksamitnej, szkarłatnej szaty i pierścieni, połyskujących w świetle zachodzącego słońca. Poruszenie w świecie magii mogło być skutkiem tylko jednej rzeczy - rzucanego właśnie zaklęcia.
"Obronne czy ofensywne?" maie zamarł w bezruchu, niczym jeleń po usłyszeniu brzęku cięciwy. Choć spojrzenie złotozielonych oczu utkwione miał w podnoszącym się najemniku, szóstym zmysłem cały czas obserwował poruszenie na sąsiednim okręcie. Źródło magii, któremu całkowicie poświęcał teraz swoją uwagę, stopniowo rosło na sile - znak, że zaklęcia były prawdopodobnie pośpiesznie rzucanymi formułami defensywnymi. Darshes powoli wypuścił powietrze - tak cicho, jak to tylko było możliwe "Nie zauważył mnie... W każdym razie jeszcze."
Mobilizując wszystkie szare komórki do myślenia, druid rozważył obecną sytuację. Większość ludzkich magów(chociaż nie wszyscy) uczyło się sztuki postrzegania aur. Darshes co prawda nie wiedział jak się to robi, ani jak to dokładnie miałoby działać, ale mgliście pamiętał, że umiejętność ta pozwalała wykorzystującemu ją na odczytanie magicznej aury, otaczającej przedmioty lub osoby. Tej samej magicznej aury, którą martwe ciał sternika teraz aż promieniowało. A to z kolei oznacza, iż w przeciągu kilku minut, bądź nawet i sekund, Iriadel zacznie poszukiwać swymi zmysłami maie, którego oddech czuć mógł na swoim karku już od kilku tygodni. Jeśli go zauważy, wyczerpanego i w opałach, natychmiastowo przypuści atak. Rozpęta się wtedy piekło, a Darshes wątpił, czy ktokolwiek stanie po jego stronie...
Musiał się więc jak najszybciej zaszyć pod pokładem, mając nadzieje, że statek o rubinowych żaglach, bez sternika, nie wymknie się zbyt daleko do przodu.
- Więc teraz to ja uciekam z podkulonym ogonem, co? - mruknął do siebie, wracając uwagą do obecnych wydarzeń. Na jego ustach zatańczył szczery, choć przepełniony nutką sarkazmu uśmiech. Rozglądając się dookoła i widząc wlepione weń spojrzenia żeglarzy i najemnika, pośpiesznie uniósł obie dłonie. Zwracanie na siebie uwagi było teraz ostatnią rzeczą, jakiej pragnął.
- W porządku! Jasne! Zrozumiałem! - odparł na tyle głośno, by stojący naokoło go usłyszeli, jednak nie na tyle, by doszło do uszu załogi sąsiedniego okrętu. - Żadnych trików, dopóki jesteśmy na morzu. Macie moje słowo!
"...które warte jest nie więcej, niż wasze psie, zapchlone życie, wy łyse małpy." - dodał zajadle na mentalnej nici. A co się tyczy psiego, zapchlonego życia...
- Ta rana wygląda paskudnie... Zwłaszcza teraz, gdy ponownie się otwarła. - mruknął, pokręciwszy głową i zbliżywszy się do najemnika, ignorując tym samym rzucane mu złowieszcze spojrzenia. Zniżywszy następnie głos do poziomu szeptu, tak, by tylko Eve mógł go usłyszeć, dodał: - Hemofilia to doprawdy paskudna przypadłość. Na twoim miejscu zastanowiłbym się więc dwa razy, komu zaczynam grozić...
Posyłając niezwykle szeroki, jak i również nieszczery uśmiech, maie poklepał przyjacielsko Eskela po ramieniu i ruszył w stronę zejścia pod pokład, nie czekając na reakcje ani rannego, ani reszty załogi.
        
        
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

Ogarnięta ulgą, że sytuacja szybko się rozwiązała, Shiru zdołała nawet zignorować poczucie winy, które odezwało się gdy najemnik rzucił cierpki komentarz. Westchnęła z ulgą i osunęła się na pokład obok nadal drzemiącego gryfa.
Basil również się rozluźnił i najwyraźniej otrząsnął się z oszołomienia, gdyż całkiem pewnym już krokiem minął Darshesa, kierując się w stronę kurierki.

- Mam nadzieję, że nie jesteś zamieszana w sprawy żadnego z tych awanturników - zażartował rachmistrz stając nad skuloną dziewczyną, pewien, że jego nieśmiała znajoma nie zdołałaby nawiązać znajomości z tak krwiożerczymi osobnikami. Zaraz jednak jego uśmiech począł blaknąć, gdy Shiru w milczeniu uniosła głowę i posłała mu nieszczęśliwe spojrzenie. Z rozszerzonymi oczyma ze zdumienia cofnął się nawet o krok i dopiero po chwili zdołał zamaskować zaskoczenie nagłym kaszlem, podejrzanie przypominającym atak śmiechu.

- Panno Ru, nieźle się wkopałaś... - wydusił. - A kogo, w takim razie, zobowiązałaś się chronić? - zaciekawił się, tocząc rozbawionym spojrzeniem po pokładzie. Jak na wdowca po skrytobójczyni i samotnego ojca miał całkiem niezłe poczucie humoru. Gdyby protegowanym kurierki okazał się smok, łak czy demon, uznałby to za wytrawny żart uczyniony przez tajemnicze siły wyższe mające zbyt dużo wolnego czasu. W promieniu parunastu metrów znajdowało się trzech czy czterech idealnych kandydatów na główną rolę w nadchodzącej komedii. Oczywiście Basil nie wybrał ich na podstawie wyglądu, lecz aury i zdolności magicznych. Nie specjalizował się w żadnej dziedzinie magii, posiadał jednak zmysł magiczny i w pewnym stopniu był w stanie odczytywać aury. Do wyróżnionych czterech najciekawszych należał druid, który właśnie zszedł z pokładu, mag na sąsiednim okręcie oraz jeszcze dwaj inni użytkownicy magii skryci w głębinach statków, po jednym na każdym.

- Tak to właśnie ten - wstawszy wyszeptała ponuro Shiru, widząc że wzrok rachmistrza zatrzymał się na Iriadelu. Tego co nastąpiło w następnej chwili jednak nie przewidziała.
- Przepraszam pana! Przepraszam pana uniżenie! - wykrzyknął Basil do szlachcica. - Wybaczy mi pan, że zajmuję pański cenny czas, ale ta oto moja znajoma ma do pana ważną sprawę! - wyjaśnił odważnie, wskazując na kurierkę. A raczej miejsce gdzie przed chwilą stała. Sama dziewczyna w mgnieniu oka skryła się za plecami mężczyzny i teraz trzęsła się w przerażeniu, klnąc na czym świat stoi.
Awatar użytkownika
Eskel
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek - Najemnik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eskel »

To w jaki sposób druid odpuścił sobie dalsze próby spierania się z najemnikiem, mocno zaintrygowało Eskela, który obrzucił go tylko zagadkowym spojrzeniem, a następnie kiwnął porozumiewawczo głową, zajmując swoje stałe miejsce na okręcie. Nie wiedział co sprawiło, że druid, który w uchodził za oazę spokoju pałał teraz szczerym ogniem zemsty, lecz nie w jego głowie było się tym przejmować. Motywy i cele tajemniczego maga były mu obojętne, lecz jeśli będzie on postępował w ten sposób, narażając innych, mężczyzna będzie zmuszony uprzątnąć go ze swojej drogi.

Zadowolony? zapytał Ys, przysiadając na głowie drzemiącego gryfa. Papuga za nic miała sobie jego ostry dziób, pazury czy znacznie większe gabaryty. Była wręcz przekonana, że Dakin nie ruszy dalekiego krewnego, nawet jeśli genowo dzieli ich ewolucja. Oboje jednak byli istotami latającymi i to Ysowi w zupełności wystarczyło, by nawiązać z gryfem nić porozumienia.
Masz jeszcze jakieś pomysły? dodał, wesoło machając skrzydłami i skrobiąc szponami po jego piórach.

Następnie, chcąc nie chcąc Eskel usłyszał fragmenty rozmowy między Shiru, a jej towarzyszem, lecz nic z niej nie zrozumiał. Domyślił się jednak, że oboje znają się już jakiś czas.
- Widzę, że czuje się pan coraz lepiej - powiedział najemnik, zwracając się bezpośrednio do Basila, który z jakiegoś powodu chciał zwrócić na siebie uwagę osobnika z drugiego okrętu.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Avencil rzucił się ku górnemu pokładowi tak szybko, jak to rzecz jasna było tylko możliwe w długiej po kostki szacie. Dużymi i pełnymi gracji krokami pokonywał przestrzeń - wpierw schody, później zaś wypolerowane setką butów deski - inkantując przy tym podstawowe zaklęcia ochronne, aby wreszcie zatrzymać się przy niewielkim zbiorowisku marynarzy, pogrążonych w ponurej ciszy i żałobie. Każdy z nich był mężczyzną(bo, jak wyjaśniał mu kapitan: "kobiety na morzu przynoszą pecha") o słusznej posturze i jeśli nawet nie górowali nad nim wzrostem, to z pewnością muskulaturą ciała, a ich ogorzałe od słońca i słonej wody twarze znacząco kontrastowały z jego własną, niemalże mlecznobiałą. Wystarczyło jednakże, by stanął przy nich, a wszystkie te tęgie chłopiska z szacunkiem rozstąpili się na boki, tworząc wąskie przejście. Zaszczycając ich jedynie pobieżnym spojrzeniem, mag zbliżył się do ciała rozciągniętego na deskach i ukląkł u boku trupa.
- Wasza Lordowska Mość..? - odezwał się niepewnym głosem kapitan, poprawiając pozycje koła sterowniczego zgodnie z pozycją kompasu.
- Ucisz się! - rozkazał Avencil, kładąc dłoń na czole trupa i zamykając oczy. Kapitan mlasnął jedynie z niesmakiem, ale rozkazu posłuchał.
Tymczasem zaś oczy odzianego w szkarłatną szatę maga błądziły niespokojnie, jak gdyby czytały wersy, wypalonej po drugiej stronie powiek. Wokół zapadła grobowa cisza, przerywana czasem jedynie cichym szelestem ubrań któregoś z bardziej poddenerwowanych marynarzy. A wszystko to dlatego, że Lord Iriadel znajdował się na pokładzie, o czym nie wszyscy wiedzieli. Większość nie ufała magom. Ogólnie rzecz biorąc, nie ufali żadnej rzeczy nadprzyrodzonej, niedostępnej dla zwykłego człowieka, ale jak na ironię, zawsze się do niej uciekali, gdy tylko zachodziła taka potrzeba. Avencil Iriadel był jednakże ich chlebodawcą, a także właścicielem tego okrętu. Tak więc jego słowo nie tylko było tu prawem, ale i jego obecność nie powinna być niczym dziwnym.
Mimo to atmosfera była zawsze niezwykle napięta, ilekroć pojawiał się na linii wzroku.
- Cholera! - zaklął mag, podnosząc się z kolan. Wciąż nie otwierając oczu, rozejrzał się po pokładzie, jak gdyby szukał czegoś, czego wzrokiem nie dało się dostrzec. Po chwili jego twarz wykrzywił grymas niezadowolenia, a dłonie powędrowały do kieszeni i do ukrytej w niej niewielkiej, misternie wykonanej broszy. - Kapitanie, przeszukajcie cały statek! Każdy nieznajomy, którego znajdziecie, ma wylecieć za burtę.
Kapitan uniósł brwi. Sam usunąłby każdego pasażera na gapę, jeśliby oczywiście takiego znalazł, jednakże rozkaz ten, w podobnych okolicznościach, oznaczał, że śmierć Mewy nie była dziełem przypadku. Czyżby więc mieli tu do czynienia z jakiegoś rodzaju czarnoksiężnikiem czy wiedźmą? Na samą myśl, że coś tak okropnego znajdowało się pod jego pokładem i zabijało jego ludzi, kapitana przeszły go zimne dreszcze.
Jednakże Avencil jeszcze nie skończył:
- Dotyczy to również każdej rośliny i każdego zwierzęcia. Czy to jasne?
- T-tak jest... - zawahał się kapitan, niepewny co jego chlebodawca ma na myśli. On i jego załoga utrzymywali statek w nienagannym stanie i dokładali wszelkich starań, by wytępić każdego szkodnika, jaki tylko spróbował się tu zalęgnąć. Jaki to jednakże miało związek ze śmiercią Mewy? O czym im Lord Iriadel nie mówił? Czy miało to coś wspólnego z ich przedwczesnym wypłynięciem? - A co z ładownią, Wasza Lordowska Mość?
Siwiejący mężczyzna zwrócił się w stronę kapitana i przez chwilę przyglądał mu się bacznie, oceniając, po czym pokręcił przecząco głową. Znowu tajemnica! Co, na wszystkie sztormy, było w tych potwornie ciężkich skrzyniach?
- Słyszeliście! - wrzasnął kapitan po kilku sekundach milczenia. - Ruszać dupy! Kogo przyłapie na obijaniu się, będzie szorował deski aż do zawinięcia! A teraz niech ktoś obudzi Szramę, nie mam zamiaru wykonywać jego roboty!
Marynarze drgnęli, jak gdyby wyrwani z transu i jeden przez drugiego rzucili się do wykonywania wydanych im rozkazów. Nie zważając na ogarniające pokład zamieszanie, Avencil oparł się o pobliski reling, z zaskoczeniem zerkając na jednostkę płynącą niemalże równolegle do nich.
- Co to za statek? - zagadnął kapitana, a w jego głosie podejrzenie mieszało się z ciekawością.
- Jednostka kupiecka, Wasza Lordowska Mość. Wyciągnęli nas z mielizny, kiedy zapadliście w sen. Zdajemy się zdążać do tego samego portu.
Mag odpowiedział cichym mruknięciem. Jego wzrok utkwiony był w czarnopiórym gryfie, wylegającym się na pokładzie sąsiedniego okrętu. Gryfy były dość rzadkimi stworzeniami, niezwykle dumnymi i niebezpiecznymi z natury. Dlatego też oswojenie jednej z takich bestii wskazywało na wysokie umiejętności tresera, a także, co za tym idzie, wysoką cenę takiej istoty. Jednakże gryfy albo nie posiadały talentu magicznego, albo ich zdolności były niemalże znikome. Zaś ciało marynarza emanowało silną, barachitową aurą. Siła aury, jej intensywność, w dużej mierze zależała od osobistej potęgi danej istoty. Tak więc gryf odpadał. Więc kto..?
- Zaraz, a czy przypadkiem tamto ptaszysko z wczoraj nie emanowało podobną aurą? - mruknął do siebie, zamyślony. - I ten wilk sprzed dwóch tygodni...
Nim jednakże zdołał się zdecydować jak bardzo owe aury do siebie pasowały, powietrze przeszył krzyk mężczyzny z drugiego pokładu. Był ledwie słyszalny w porównaniu z szumem fal, rozbijających się o okrętowe burty. Niemniej jednak Avencilowi udało się wychwycić sens wykrzykiwanego zdania. Zmarszczywszy brwi, mag przez chwilę rozważał to grubiańskie zaproszenie do konwersacji, a ostrożność ścierała się w nim z ciekawością. W końcu jednak wygrała ta ostatnia. Wszakże z niebezpieczeństwem mógł sobie poradzić tak samo, jak to zrobił dwa tygodnie temu, a i zaklęcia ochronne zdawały się działać bez zarzutów.
Pocierając jeden z czterech magicznych pierścieni, odziany w szkarłat mężczyzna aktywował zawarte w kwarcowym oczku zaklęcie:
- Krok przez wymiary

Z piersi maie wydobył się groźny pomruk.
Znajdował się obecnie w ładowni, pośród kilku beczek i pudeł z bogowie-tylko-wiedzą-czym. W ich to właśnie cieniu miał zamiar się zaszyć na tyle długo, by odzyskać przynajmniej część utraconej wcześniej energii i obmyślić dalszy plan działania. Liczył także na to, że ukryty równie głęboko we wnętrzu statku, nie ściągnie na siebie uwagi Iriadela. Nadzieja ta jednakże okazała się płonna, gdy szóstym zmysłem wyczul wpierw silny rozbłysk w świecie magii, a następnie znaną już sobie życiową emanację, znajdującą się teraz zaledwie kilka stóp nad nim, na pokładzie tej przeklętej łajby.
"Na Matkę Naturę! Co wy tam na górze wyprawiacie?" zapytał gryfa na mentalnej nici.
        
        
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

Kryjąca się za plecami Basila Shiru nagle w osłupieniu dostrzegła, że mag przed którym się skrywała nagle znalazł się tuż przed nią. Podczas gdy rachmistrz ze zdumieniem wpatrywał się w puste miejsca, gdzie przed chwilą stał Iriadel, kurierka w trybie ekspresowym zwalczyła atak paniki i stwierdziła bezcelowość dalszego kulenia się prostując się i udając że przed chwilą wcale nie próbowała wtopić się w deski pokładu.

- Ekhm - odkaszlnęła, pochylając się z pokłonie należnemu lordowi. - Wasza Lordowska Mość... - pozdrowiła mężczyznę. W tym momencie obrócił się Basil, pragnący podzielić się z przyjaciółką zaobserwowanym niezwykłym zjawiskiem. Odkrycie tegoż zjawiska stojącego tuż za jego plecami nieco wytrąciło go z równowagi, szybko jednak podążył za przykładem kurierki skłaniając się przez magiem.

"Uprawiamy dyplomację" - odpowiedział w tym momencie Dakin na pytanie Darshesa. - "Przybył do nas gość, sądząc z tego jak nisko kłania się Shiru, chyba nawet dość ważny... To nie ten na którego ostrzysz zęby? Co jeszcze robisz tam na dole?"

- Przepraszam za nieuprzejmość mojego towarzysza - mówiła tymczasem kurierka do Iriadela. - Czasami jest zbyt bezpośredni, mam nadzieję że Wasza Lordowska Mość wybaczy mu w swej wyrozumiałości... - lata treningu na dworze pozwoliły jej wytworzyć mechanizm obronny pozwalający na składnie mówienie do ważnych osobistości nawet gdy w jej umyśle panowała idealna pustka wywołana przerażeniem. W pracy kuriera lepiej jest wydawać się kompetentnym, w końcu w grę wchodzą tajemnice państwowe.

- Jeśli chodzi o problem, przez który musieliśmy niepokoić Waszą Lordowską Mość, to... - w tej chwili zawahała się, gdyż jej stan umysłu przeszedł nagle od całkowitego braku myśli do ich nadmiaru. "I teraz dochodzimy do momentu w którym jeśli coś pójdzie źle, to wszyscy zginiemy..." Do jej nieobecnych dotąd oczu powróciło życie. "Z tego co się orientuję, zostałam zatrudniona przez ziejącego żądzą zemsty druida, którego celem jest właśnie ten oto mag. Pytanie, czy on sam jest tego świadomy. Jeśli pomyśli, że zostaliśmy przysłani przez wroga, dobre intencje nas nie uratują. Zresztą, po co my mu? Przed chwilą teleportował się ze statku na statek, z taką mocą obejdzie się z łatwością bez gryfa, co dopiero mówić o mnie... Nieważne!" By nie przedłużać podejrzanej ciszy, szybko wytłumaczyła resztę.

- Zostałam poinformowana, że w najbliższym czasie Wasza Lordowska Mość może spotkać się z niebezpieczeństwem, chciałabym więc zaoferować pomoc swoją i mojego gryfa.
Awatar użytkownika
Eskel
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek - Najemnik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eskel »

Pojawienie się tajemniczego maga na pokładze "Goniącego fale" wzbudziło spore zainteresowanie wśród załogi. Odrywając się od swoich zajęć, mężczyźni otoczyli półokręgiem gościa oraz rozmawiającą z nim dziewczynę, która próbowała zapanować nad sobą i coś wydukać, pomagając sobie manierami. Eskel tymczasem dostrzegł w tłumie gapiów młodego kupca i ruszył w jego stronę z dziwnym błyskiem w oku.
- Pod pokład! - warknął na niego, łapiąc go za kark i popychając w stronę schodów. - Jesteś moim jedynym zabezpieczeniem na wypłatę i jeśli coś ci się stanie, nie tylko oberwę, ale i wyładuję złość na tobie, zrozumiałeś?
Kupiec kiwnął tylko porozumiewawczo głową i zniknął zaraz po zejściu na dół, wiedząc, że najemnik nie żartuje.

- A teraz pan - Tu Eve zwrócił się do gościa, stając w niedbałym ukroku i kłaniając się z ręką wspartą na rękojeści miecza, czym pogwałcił wszelkie zasady dobrego wychowania. - Lord nie lord, ale albo opuścisz ten okręt sam albo ci w tym pomogę. Mam już dość zbiegów okoliczności, nieproszonych pasażerów i rzygających gryfów. Chcę tylko uczciwie zarobić.
Z każdym słowem najemnik nakręcał się coraz bardziej, a jego twarz robiła się czerwona ze złości. Szybko jednak ochłonął, skrzywiając się pod wpływem bólu w brzuchu i osiadł na deskach pokładu, opierając głowę o beczkę pełną ryb.

- Ys chodź no tutaj - powiedział w końcu po dłuższym zastanowieniu, a gdy papuga usiadła mu na ramieniu, Eskel wyszeptał jej coś do małego uszka po czym ptak zaskrzeczał i wrócił na głowę gryfa.
- Gryf zostać. Shiru zostać. Załoga zostać. Reszta precz - skandował ptak, wyraźnie zadowolony z zadania, jakie powierzył mu właściciel.
Następnie Eve podniósł się z ziemi i spojrzał zrezygnowany na wszystkich dookoła.

- Mam pomysł. Do portu dobijemy za godzinę. Do tego czasu daję wam wolną rękę. Gadajcie, rzucajcie się nożami, a ja usiądę sobie na dole i przebiję mieczem pierwszą osobę, która zejdzie i ruszy moje źródło dochodu. Do czego to doszło, aby normalny najemnik nie mógł normalnie zarobić.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

"Dyplomację!?" wrzasnął mentalnie maie. Jego wzrok powędrował ku deskom. Choć nie mógł go zobaczyć, dzięki magii mniej więcej wyczuwał gdzie znajduje się gryf. "Czy was tam na górze totalnie pogięło!? Ten facet jest wstanie obrócić tą spróchniałą łajbę w popiół - nawet tu, na środku morza!"
Darshes postanowił nie wspominać o niskim poziomie swojej energii, o którym rzecz jasna gryf nie mógł wiedzieć. Widzieli go na razie tylko jako druida, a to dawało mu cały wachlarz asów, które w każdej chwili mógł "wyciągnąć z rękawa". Jeśli jednak swoją niewiedzą sprowokują Iriadela, maie nie tylko nie będzie mógł ich obronić... Będzie miał problemy z zachowaniem siebie samego przy życiu!
"Posłuchaj mnie uważnie, czarnopióry! Spróbujcie się do niego zbliżyć, ale zapomnijcie o frontalnym ataku. Połamie wam magią wszystkie gnaty i spali żywcem. Jeśli jakiś idiota z góry tego spróbuje, to łap swojego człowieka i dajcie dyla."

Starszawy mag zbył słowa najemnika pogardliwym spojrzeniem i ponownie zwrócił się w stronę dziewczyny oraz upapranego atramentem człowieka.
- Przeprosiny przyjęte. - odparł, zakładając ramiona na piersi. Był jedynie odrobinę wyższy od Shiru, a jednak miało się wrażenie, że w jakiś przedziwny sposób znacząco nad nią górował. Może to ta bogato zdobiona szata, a może aura magii? - Niebezpieczeństwo, powiadasz? Cóż takiego może mi grozić, że potrzebuję ochrony dziewki i jej... - Urwawszy, podejrzliwym spojrzeniem obrzucił wylegującego się na deskach gryfa.

Dwa tygodnie temu, podczas podróży z Ostatniego Bastionu do Rubidi, jego i jego eskortę napadło stado wilków. Po odparciu bestii, wynajęty przewodnik stwierdził, że zwierzęta zachowywały się co najmniej dziwnie. Nie dość, że zaatakowały w dzień, to na dodatek jeszcze uzbrojonych, konnych podróżników. Jednakże na nim największe wrażenie zrobił przywódca stada - olbrzymi basior o futrze równie białym, co śniegi północy. Mag miał wrażenie, że zza ślepi spoglądała na niego nie bestia, a człowiek. Wilk ten w kilku susach dopadł zerwanego do cwału rumaka i kłapnięciem paszczy rozszarpał mu gardło. Jedynym, co uratowało Avencila przed rozerwaniem na strzępy, był pierścień krótkodystansowej teleportacji. Od tego czasu Lord Iriadel nie potrafił zaufać żadnemu zwierzęciu, nawet własnemu wierzchowcowi. Gdy wczoraj wieczorem, magicznym pociskiem złamał kark ptakowi, który przysiadł na okrętowym gnieździe, kapitan statku nazwał to paranoją, a na rozkaz natychmiastowego wypłynięcia pokręcił tylko z niedowierzaniem głową. Gdyby te morskie wywłoki przeżyły choć jedną dziesiątą z tego, co on przeżył, nie uśmiechałyby się tak głupkowato pod wąsem!

- Interesujące jest również to, że oboje zdajecie się znać mój tytuł i moją tożsamość, choć jestem pewien, że nigdy w życiu was nie spotkałem. - zauważył po chwili. Nagle to wszystko wydało mu się podejrzanie dziwne. Chociaż...
Zmierzywszy głodnym wzrokiem jej sylwetkę, Avencil stwierdził, że dziewczyna jest niczego sobie i z całą pewnością nie miałby nic przeciwko jej wizycie w swojej kajucie. Oczywiście bez tego cholernego, przerośniętego ptaszyska.
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

- Ha ha ha... - niepewnie roześmiała się Shiru, uświadamiając sobie poniewczasie, że może bezpieczniej byłoby udawać nieco większą ignorancję niż tę którą mogła obecnie się pochwalić. Właściwie to mogła darować sobie całe to przedsięwzięcie, przecież nie podpisała żadnej umowy, nie widziała nawet zaliczki, a jej potencjalnego pracodawcy już od jakiegoś czasu nie było na pokładzie.
Ponadto spojrzenie jakim właśnie obrzucił ją szlachcic sprawiło, że dziewczyna oblała się rumieńcem i poczuła, że odwrócenie uwagi Iriadela od jej skromnej osoby jest bardzo dobrym pomysłem. Wobec tego, niewiele myśląc, palnęła:

- Dowiedziałam się o Waszej Lordowskiej Mości od pewnego druida. Średni wzrost, brązowe włosy i zielone oczy. To on wynajął mnie, bym strzegła Waszą Lordowską Mość przez pozostałą godzinę podróży. Sugerował, że mogą zdarzyć się pewne... nieprzyjemności - już w trakcie mówienia uświadomiła sobie jak niedokładne posiada informacje. - To wszystko co wiem, nie podał więcej szczegółów. Jednak jeszcze chwilę temu znajdował się na pokładzie, jestem pewna, że od niego można dowiedzieć się zdecydowanie więcej - dokończyła szybko, nie odrywając wbitego w deski pokładu wzroku.

"Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek zamierzał go atakować, wygląda na za dużą szychę. - leniwie konwersował z druidem gryf, czujnie obserwując jednak szlachcica rozmawiającego z Shiru, by móc błyskawicznie zareagować w razie niebezpieczeństwa. - Ponadto nasz dzielny najemnik stracił chyba chęć i siły, by kontrolować sytuację na pokładzie, i najwyraźniej zamierza zabarykadować się w którejś z kajut aż do końca podróży. Oprócz niego nikt nie czuje się w obowiązku czepiania się czarodzieja obwieszonego błyskotkami jak choinka. Bogaty mag to nigdy nic dobrego - swoje zdanie podkreślił ziewnięciem w stronę Iriadela, którego żaden człowiek nie powinien wziąć za niebezpieczne. Tylko znawcy gryfich zachowań wiedzą, że oznacza ono pogardę dla przeciwnika, prowokującą innego samca do walki. Shiru, zorientowana w zwyczajach gryfów, oczywiście nie przegapiła gestu Dakina. Zdziwienie zabłysło w jej szarych oczach, gdyż niezależnie od sytuacji w jakiej się wcześniej znajdowali jej skrzydlaty przyjaciel nie raczył jej nigdy ostrzec przed niebezpieczeństwem, zawsze porywał ją w powietrze w ostatniej chwili.

Odwracając powoli spojrzenie od gryfa, czuła, że ogarnia ją lodowaty strach, sprawiając że nie może się poruszyć ani nic wydusić. Stojąc z opuszczoną głową przed bogato odzianym szlachcicem, w milczeniu obserwowała jak z przerażenia zaczynają jej trząść się nogi i ręce.
Awatar użytkownika
Eskel
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek - Najemnik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eskel »

Po zejściu pod pokład najemnik zaryglował wejście od zewnątrz, zostawiając w środku syna kupca, którego miał pilnować podczas rejsu. Jego obecność na górze nie była nikomu potrzebna. Bogato ubrany, choć nie tak jak tajemniczy szlachcic, mógł skusić kogoś z załogi sąsiedniego statku, a wtedy w zamieszaniu łatwo było o tragedię. Eskel wiedział o tym aż za dobrze. To nie było jego pierwsze zlecenie, miał już wcześniej do czynienia z takimi przypadkami, ale zawsze wychodził z nich cało i z pękatym mieszkiem. W tym przypadku sytuacja zapowiadała się na nieco inną.
Kiedy pomruki niezadowolonego kupca ucichły, najemnik zajął miejsce naprzeciwko drzwi i położył miecz na kolanach, by mieć do niego łatwy dostęp w razie zagrożenia. Pojawienie się gryfa i Shiru oraz druida mógł znieść i przymknąć oko. Zwierzę było spokojne, jego właścicielka względnie bezbronna roztaczała poczucie zerowego zagrożenia, a tajemniczy czarownik był dziwnie nieobecny i myślami gdzieś indziej. Inaczej natomiast miała się sprawa szlachcica.
Inni marynarze również obrzucali go badawczym spojrzeniem, jakby oczekiwali jakiejś nagrody, ale koniec końców wszyscy wrócili do swoich zajęć, w spokoju zostawiając rozmawiające strony.
Do Eskela docierały tylko ich fragmenty. Resztę zagłuszył gwar rozmów i praca marynarzy, toczących beczki i tupiących po skrzypiących deskach.
- Przygotować się do zejścia na ląd! - zawołał pierwszy oficer, starając się przekrzyczeć powstały chaos. "Goniący fale" w końcu dopłynął do portu, przynosząc uśmiech na twarzach portowych skarbników i smutek na twarzach tragarzy.
W kłębiącym się tłumie wszyscy pracowali bez szemrania, spoglądając pytająco to na kapitana, to na siebie, przy załadunku i rozładunku.
- Jak już mówiłem - powiedział Eve, gdy już razem z kupcem wrócili na główny pokład. - Rejs się skończył, tak samo jak kontrakt. Przejdźmy do rozliczeń. Dwadzieścia złotych gryfów za tę dziurę w brzuchu - dodał uśmiechając się blado.
Młodszy mężczyzna bez dalszych negocjacji sięgnął po sakiewkę, która od razu zniknęła w kieszeni najemnika, po czym osobiście zaczął nadzorować rozładunek.
- Piękny dzień - powiedział Eskel, robiąc głęboki wdech. Kto by pomyślał, że wraz z końcem kontraktu najdzie go dobry humor.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Avencil przez dłuższą chwilę przypatrywał się czarnowłosej dziewczynie, która potulnie spuściła wzrok. Przyzwyczaił się on już do tego, iż ludzie zginali kark w jego obecności - służący, lennicy czy też osoby, które zajmowały znacznie niższe miejsce w hierarchii społecznej. Jednakże słowa dziewczyny wywołały w nim niepokój i zdenerwowanie, nasilając paranoję kilku ostatnich dni. Przeczucie podpowiadało mu, że powinien uważać i nie zignorować tej sprawy. Jednakże dlaczego tak miało by być? Nic mu nie przychodziło do głowy...
... No, może poza wyjątkiem ostatniego ataku wilczej sfory. Ale w takim razie, dlaczego jakiś tam druid wynająłby kogokolwiek do ochraniania go? To nie miało sensu! Jakkolwiek wielkimi popaprańcami drzewo-jebcy by nie byli, zawsze opowiadali się oni po stronie "spokojnych zwierzątek" i "bezbronnych lasów". Mag prędzej byłby wstanie uwierzyć, że to ów druid nasłał na niego to stado rozszalałych kundli, niż że próbował go ochronić przed tego rodzaju niebezpieczeństwami. A może tu chodziło o coś więcej? O jakiś wewnętrzny konflikt w ich społeczności? Nigdy nie kupował tej idei wspólnego zjednoczenia pod przewodnictwem "matki natury".
Ale czy na pewno..?
- Nie, to nie ma żadnego sensu! - warkną z frustracji, drapiąc się po rzadkiej czuprynie.
Istniała oczywiście możliwość, że dziewczyna kłamała, albo nawet że sama jest owym druidem i próbowała wprowadzić go w błąd a potem wykorzystać jego ciało i duszę do jakiś odrażających, demonicznych rytuałów. Jednakże nie wyczuwał od niej ani magi, ani złych intencji, ani nawet tego, by próbowała go okłamać. Czyli, że jest tak jak mówi? Postronną istotą, zwerbowaną w tym całym niedorzecznym planie, cokolwiek by on nie zakładał?
- Przygotować się do zejścia na ląd! - wrzask marynarza przedarł się przez gwar myśli Avencila.
- Hmm..? Ah, no tak! - Rozejrzawszy się poza burtę, Iriadel szybko zorientował się w sytuacji. Nie było to trudne, zwłaszcza że mijali kilka olbrzymich, zacumowanych galer, które rozmiarami bezproblemowo przyćmiewały statki znacznie okazalsze niż Trzy Klejnoty. Jazgot żeglarzy z różnych okrętów mieszał się, tworząc swoisty chaos, z którego tylko osoba przyzwyczajona mogła cokolwiek wyłapać. Jeśli jednakże dopływali do portu, to priorytetem Avencila powinno być zabezpieczenie "towaru" i jego rozładunek, a nie rozmyślanie nad rzeczami, na które i tak nie miał wpływu. Choć z drugiej strony...
- Panienko, umm... Ekhm! Szczerze mówiąc, słowa panienki nie tylko mnie zaskoczyły, ale i również rozbudziły moją ciekawość. - Wykonując drobny ruch ręką, przywołał kawałek pergaminu. Jedno krótkie zaklęcie później i na powierzchni niewielkiej karteczki pojawił się wypalony napis, zawierający adres, jak również pieczęć rodową Iriadelów: rozwartą księgę, otoczoną pierścieniem gorejących płomieni. Złożywszy ów papier w pół, wcisnął go dziewczynie w dłoń i posłał Shiru zachęcający uśmiech. - Zabawię w mieście jeszcze jakiś tydzień, bądź półtora. W tym czasie, prawdziwą przyjemnością byłoby dla mnie gościć tak zacnego gościa w swoim domu. Jako iż moją maksymą jest odwdzięczać się hojnością za hojność, jestem pewien, że nie pożałuje panienka poświęconego mi czasu. Będę wyczekiwał naszego następnego spotkania...
Z tymi słowami obrócił się, mruknął coś i zniknął.

Darshes zareagował ulgą na spostrzeżenie gryfa, a jeszcze większą na zniknięcie esencji maga znad jego głowy.
Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebował, była magiczna potyczka twarzą w twarz ze znacznie potężniejszym przeciwnikiem. Maie nie był tchórzem, a przynajmniej się za takiego nie uważał. Jednakże nie uważał się również za głupca. A tylko głupiec stawałby w szranki z przeciwnikiem znacznie potężniejszym od siebie, nie wyrównując wpierw jakoś sił.
Tak więc następną godzinę czy dwie przeczekał pod pokładem, pozwalając marynarzom spokojnie pracować, samemu zaś poświęcając ten czas na uzupełnienie zużytej moc. Tak bardzo go to pochłonęło, że niemal kompletnie odciął się od otaczającego go świata. Nieświadom tego, co się działo wokoło niego, nie zauważył nawet, kiedy marynarze opróżnili ładownie, pozostawiając go pośród pustego pomieszczenia.
Kiedy wreszcie wrócił do rzeczywistości, niespecjalnie przejął się tym, że wokół nie było nawet żywej duszy. Samotność mu odpowiadała. Niestety, w tym przypadku była ona jednak tylko złudna. Gwar stłumionych głosów dobywających się zza drewnianych desek świadczył, że samotność na zewnątrz była raczej towarem luksusowym. Westchnąwszy ciężko, zdecydował się opuścić luk bagażowy. I tak musiałby to kiedyś zrobić. Iriadel zdążył się już prawdopodobnie gdzieś zaszyć w tym... mieście, gdziekolwiek by ono nie było.
Ale, zanim znajdzie maga, sam najpierw powinien skontaktować się z Shiru albo Eskelem. Dodatkowo przydałoby się jakoś odzyskać utracony ekwipunek, a Darshes coś czuł, że tutejsi sklepikarze z przyjemnością wesprą jego sprawę. Paskudny uśmiech wykwitł na jego twarzy, gdy wychodząc na pokład pomyślał, że przyjemność ta będzie prawdopodobnie całkowicie jednostronna.
        
        
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

Siedząc na murku biegnącym wzdłuż portu, czarnowłosa dziewczyna w zamyśleniu przyglądała się niewielkiej karteczce z wypalonymi na niej symbolami. Wolną ręką niedbale gładziła pióra i targała uszy Dakina, który ochoczo podsuwał głowę by otrzymać pieszczoty. Od czasu do czasu unosiła wzrok i rzucała niecierpliwe spojrzenia ku statkowi, na którym ostatnie formalności związane ze zwolnieniem z pracy załatwiał Basil. Przy okazji również wypatrywała tajemniczego druida, który wpakował ją w całą tę kabałę.

"Czyżby przestraszył się i uciekł?" Zmarszczyła brwi. Wyglądało no to, że marynarze zakończyli już rozładowywanie statku, a Darshesa nadal nie było nigdzie widać. "No cóż..." - wzruszyła obojętnie ramionami. "Jego strata." W sumie to nadal nawet nie była pewna, czy przekazywanie ogarniętemu żądzą zemsty druidowi lokalizacji jego celu jest rozsądnym pomysłem. Gdyby udało mu się zgładzić szlachcica, kurierka czułaby się winna. A przekazanie informacji z nadzieją, że uda jej się odwieść mężczyznę od szalonego pomysłu zabicia innej istoty, nie ma sensu. Z własnego doświadczenia wiedziała, że nie byłaby go w żaden sposób powstrzymać.

Westchnęła ze znużeniem, znowu spoglądając w kierunku statku. "Nadal go nie ma..." - stwierdziła, nie precyzując czy chodzi o Basila, czy druida. Zaraz jednak rozległo się kolejne westchnienie. "Będzie co ma być."
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Wychodząc na górny pokład, maie odetchnął pełną piersią i niemal od razu się skrzywił. Powietrze przesiąknięte było odorem ryb. Jako istota, która większość swojego życia spędziła w północnych lasach, Darshes rzadko miał styczność z rybami i ich masowym połowem. Te ze strumieni były łowione tylko w jednym celu – by je zjeść. Nigdy nie leżały dość długo na słońcu by wyschnąć i zaśmierdnąć, bo albo trafiały do zupy, na ognisko albo bezpośrednio do brzucha, tak na surowo. Można więc było łatwo odgadnąć, że unoszący się w powietrzu swąd, nie wydawał się druidowi najprzyjemniejszym z zapachów. Jeśli już, to przywodził na myśl odór śmierci, jakim wypełniona była na przykład Mauria, a to wcale nie było przyjemne skojarzenie.
- Po co łowić ryby, których i tak nie jesteś wstanie zjeść..? - burknął zirytowany. Przemierzając pokładowe deski, maie nie po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie nigdy nie zrozumie ludzi.
Dwóch czy trzech marynarzy wciąż jeszcze kręciło się po statku, więc kiedy Darshes ich mijał, rzucali mu jedno czy dwa podejrzliwe spojrzenia, po czym wracali do swoich zajęć. Nikt nie miał zamiaru zatrzymywać niespodziewanego pasażera na gapę z sobie tylko znanych powodów.

- Dziewczyna od gryfa..? - mruknął lekko zdziwiony druid.
Po zejściu z okrętu i przemierzeniu krótkiego molo, miał zamiar wtopić się w tłum, a następnie odnaleźć dobre „źródło zaopatrzenia” i odszukać najemnika albo dziewczynę. Dopiero potem mógł wznowić polowanie. Jednakże, zrządzeniem losu, to dziewczyna odnalazła go pierwsza. Choć może raczej określenie „czekała” byłoby bardziej trafne.
- Shiru... prawda? - zapytał, przecisnąwszy się pomiędzy rzednącym już portowym tłumem. Dziewczyna była sama - Darshes nie wyczuwał w pobliżu zwykle towarzyszącej jej, skrzydlatej bestii. W spojrzeniu, które na niego skierowała, brakowało zaskoczenia, co oznaczałoby że albo się go spodziewała, albo wręcz czekała na niego.
- Czekasz na kogoś? - zagadnął z zaciekawieniem, podciągając się i siadając obok niej na murku.
        
Awatar użytkownika
Shiru
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Shiru »

Poderwawszy głowę, ujrzała przyczynę targających nią przez ostatnią godzinę rozterek. Niestety, obecność Darshesa nie odpędziła tychże rozterek, jeśli już to tylko je nasiliła. W swej bezsilności kurierka uśmiechnęła się blado.

- Teraz już tylko na ciebie - odpowiedziała druidowi, gdyż Basil podszedł do niej już dobrą chwilę wcześniej, a teraz odesłany przez kurierkę wyruszył na poszukiwanie noclegu zabierając ze sobą gryfa. Choć Shiru z chęcią poszłaby razem z nimi, postanowiła zaczekać jeszcze trochę na Darshesa, nie dlatego, że zdecydowała się podjąć zdecydowane kroki mające na celu pomoc mu lub odwiedzenie od pomysłu zemsty, lecz właśnie z powodu niepewności jaki wybór powinna podjąć i chęci śledzenia dalszego rozwoju sytuacji. Opuszczenie tego portu, by zniknąć w zakamarkach miasta, oznaczało, że najprawdopodobniej nie spotkałaby już nigdy tak dziwnej egzystencji jak ogarnięty żądzą zemsty druid i nie poznałaby jego losów. Tak, to głównie ciekawość, ta nieuleczalna choroba, skłoniła ją do decyzji o pozostaniu, a raczej o braku zdecydowania do odejścia.

W tej chwili jednak stanęła przed kolejnym wyborem, którego tym razem nie była w stanie uniknąć ani przeczekać. Co teraz robić, kiedy czekanie się skończyło? Plusem sytuacji było to, że w czasie samotnego oczekiwania zdołała bardziej lub mniej dokładnie określić swój cel: chce dowiedzieć się więcej o tajemniczym druidzie, owinąć się jego historią i wchłonąć ją, by móc kiedyś przekazać ją dalej wraz z innymi opowieściami z jej kolekcji. To była jej pasja, której realizowanie znacząco utrudniało jej jej nieśmiałe usposobienie, mimo to kurierka przełamywała się wielokrotnie właśnie dla powiększania zbioru poznanych historii.

Jednak jak ma ona to zrobić? Jedynym sposobem na zdobycie uwagi druida było pokazanie mu feralnej karteczki. Z piersi dziewczyny wydarło się chyba już tysięczne westchnienie od kiedy opuściła pokład statku. "Nie mogę tego zrobić. Nie zdołam go przekonać, nie umiem go odwieść, nie sprawię, że zrezygnuje z zemsty. A zabijanie jest złe, nawet jeśli chodzi o kompletnych sukinsynów. I nie, tortury zamiast zabijania też nie są dobrym pomysłem."

"Może jednak uda się nawiązać z nim znajomość bez konieczności pomocy w realizacji żadnych niecnych planów?" Nieświadoma ilości czasu jaki spędziła pogrążona w myślach z opuszczoną głową, zwróciła się w końcu do Darshesa.

- Ja... Znaczy... Ten szlachcic... Mag... Co takiego zrobił, by napełnić cię taką nienawiścią? - przez chwilę zmagała się ze słowami, nie mogąc poprawnie ubrać w nie swoich myśli. Ostatecznie powstało pytanie nieco zbyt bezpośrednie niż zamierzała, przez co Shiru na chwilę zagryzła wargi, jednak nadal spoglądała na druida szarymi oczami, w których kłębił się niepokój, czekając na odpowiedź.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes zamilkł na dłuższą chwilę, myśląc nad pytaniem dziewczyny. Powiedzieć jej prawdę czy ubrać to w słowa tak, by było to łatwiejsze do przełknięcia dla zwykłego człowieka? W końcu mowa tu o istotach jej gatunku. Gdyby chodziło o innego maie, nie ważne jak zepsutego moralnie, czy on by pozwolił na jego morderstwo?
"Retoryczne pytanie..." uzmysłowił sobie druid. Żył już na tym świecie ponad osiem dziesięcioleci i jeszcze nigdy, ale to nigdy, nie spotkał przedstawiciela swojego gatunku. Albo spotkał, a nawet o tym nie wiedział. Nie odczuwał więc przywiązania wobec swojej rasy. Jakiejś wybitnej potrzeby bronienia jeden drugiego. Takie uczucia były mu obce. Jego pobratymcami byli mieszkańcy Ash Falath'neh - zwłaszcza driady i druidzi. Ich śmierć z pewnością by go poruszyła, ale czy śmierć obcej driady, czy też obcego druida byłaby dla niego równie osobista?
Nie był pewien...
- Zobaczmy... - powiedział, próbując zyskać trochę na czasie. - Mógłbym to nazwać zbiorową odpowiedzialnością, chociaż i ten termin raczej tu słabo pasuje... Hmm...
Potrzebował przykładu, jakiegoś porównania, które pomogłoby dziewczynie zrozumieć sytuacje, a nie zmusiłoby go do wyjawienia swojego pochodzenia. Bądź co bądź, dziewczyna wciąż była człowiekiem. A ludziom maie nigdy nie zaufa, nawet gdyby Szczyty Fellarionu miały się roztopić.
- Spróbuj wyobrazić sobie sytuację: Ty i twoja rodzina od pokoleń żyjecie na kawałku ziemi. Mieszkaliście tu od wieków, wasi przodkowie wznieśli tu domostwo, które przechodziło z rąk do rąk, z pokolenia na pokolenie. Uprawialiście ziemię, dbaliście by była żyzna i rodziła obfite plony. Broniliście tej ziemi ze wszystkich sił przed dzikimi zwierzętami i rabusiami. Łzy, wspomnienia, wysiłek, pot i krew. To wszystko ty i twoja rodzina przelewaliście w tą ziemię od pokoleń.
Darshes zasępił się na chwilę. Chyba powinien nieco zmienić rasę uzurpatora, by dziewczyna lepiej zrozumiała.
- Pewnego dnia pojawia się bogato odziany elf, który każe wam się wynosić z JEGO ziemi. Okazuje się, że ów długouchy kupił ten kawałek ziemi od elfiego monarchy, któremu wy nawet nie podlegacie. Wasza rodzina mieszkała tu na długo przed powstaniem elfiego królestwa. Elficki król nie ma więc żadnego prawa do waszej ziemi. Jawna napaść i próba zagarnięcia, nie sądzisz?
Odchyliwszy się lekko, maie spojrzał w niebo, jednak jego wzrok ledwie zauważał ognistą barwę poprzecinaną podpalanymi chmurami. Tłum ludzi rzedł z każdą chwilą, a portowe latarnie to tu, to tam rozbłyskiwały światłem, rozganiając powoli zapadający zmierzch.
- Przeganiacie więc elfa ze swojej ziemi w sposób jak najbardziej pokojowy - jest to co prawda wasza ziemia, ale nie chcecie ryzykować konfliktu z elfim władcą. Elf zaś nie szczędzi wam gróźb i obiecuje, że jeszcze wszyscy tego pożałujecie. Mija kilka tygodni. Wracasz właśnie z miasteczka z zakupami i swoim młodszym braciszkiem. To był ciężki dzień dla was obu. Jednakże to, co was wita, to nie uśmiechnięci członkowie rodziny, ale spalony dom i ziemia, a także stos zarżniętych członków rodziny. A pośród tego wszystkiego ów elf z mieczem, otoczony przez grono waszych sąsiadów, którzy zbyt późno przyszli z pomocą. Elf uśmiecha się do ciebie mściwie i znika.
- Tropisz więc mordercę twojej rodziny i wymierzasz mu sprawiedliwość. Wszakże oko za oko, a ząb za ząb. Nie zgadniesz jednak co znajdujesz w jego rzeczach.
Druid odczekał chwilę, pozwalając dziewczynie przetrawić informację. Owo znalezisko nie tylko go zszokowało ale i napełniło przerażeniem. Ludzie, tacy sami jak ci, którym druidzi nie raz pomagali, okazali się potworami. Nie jeden wyjątek.
- Listy. A w nich całe mnóstwo informacji. Jedną z nich jest to, że nie tyle była to sprawka jednego człowieka, co cały elficki ród wyraził zgodę na "użycie wszelkich dostępnych środków, by pozyskać pożądaną ziemię". Włącznie z eksterminacją drzewo... - Darshes gwałtownie zamilkł. Określenie "drzewojeby" nie bardzo pasowało do przedstawionej przez niego sytuacji. I choć usilnie szukał właściwej obelgi, ciężko mu było znaleźć coś dobrego. Według niego, określenie "człowiek" było już aż nadto obraźliwe, ale Shiru by tego nie zrozumiała. - Świnojebów..? Tak, sądzę że to dość dobre określenie. Włącznie z eksterminacją świniojebów.
Darshes zeskoczył z murka i z gracją obrócił się w stronę Shiru.
- Tak mniej więcej przedstawiają się moje powody. Dla ciebie mogą być one małostkowe, dla mnie jednak, są one wszystkim. I nie o pomoc, a o kooperację proszę. Jestem pewien, że uznasz magiczne laboratoria Iriadelów za miejsca niezwykle... interesujące. Szczególnie te należące do Avencila.
Zablokowany

Wróć do „Ocean Jadeitów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość