Jadeitowe WybrzeżeW drodze do Rubidii

Bajkowe wybrzeże Oceanu Jadeitów. Jego nazwa wzięła się od koloru jakim promieniuje. Znajdziesz tu plaże ze złotym piaskiem, palmy i rajskie ogrody. Palące słońce rekompensuje cudowna morska bryza.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

W drodze do Rubidii

Post autor: Jen »

Słońce znajdowało się wysoko na niebie, grzejąc niemiłosiernie. Bryza, typowa przecież dla tego obszaru, nie zaszczyciła go swoją obecnością nawet na chwilę. Samael niechętnie stawiał krok za krokiem, zmęczony upałem. Co chwila parskał z niezadowoleniem, a jedyne, co Jen mogła zrobić, to poklepać go po szyi. Dziewczyna, mimo że lubiła ciepłe, słoneczne dni, również była wyczerpana. Luźną koszulę związała wcześniej w talii, podwinęła rękawy, ale i tak czuła, jak przylega jej do spoconego ciała. Teraz pragnęła tylko zanurzyć się w chłodnej, czystej wodzie. I tak czekać, aż słońce zajdzie, by dopiero wtedy wyruszyć w dalszą drogę.

Niespełna godzinę później zauważyła coś w oddali. Wytężyła wzrok, modląc się do Nemerii, by było to morze, jeziorko, czy chociażby mała rzeczka. Pospieszyła konia, na co zareagował bez entuzjazmu, jedynie spojrzał na nią spode łba.
- Rusz się, ty przebrzydła szkapo - jęknęła błagalnie, klepiąc go po szyi. - Tylko spójrz, tam, daleko, jest zimna, cudowna woda. Pospiesz ten swój leniwy zad, a dany ci będzie raj.

Samael parsknął, jakby się zastanawiając, czy warto jej słuchać. W końcu ze stępa przeszedł w kłus, a następnie w galop.

Ocean! Niezmierzony, piękny ocean! Pełen chłodnej, wspaniałej, słonej wody! Jen natychmiast zeskoczyła z konia i wbiegła w zimne odmęty, śmiejąc się głośno i radośnie. Tutaj już wiała przyjemna bryza, więc Samael nie musiał się nawet moczyć, by doświadczyć cudownego ochłodzenia. Wykończony po prostu stał nieco dalej na brzegu, aż w końcu położył się na ziemi i zasnął. A w tym czasie kobieta została powalona przez silną falę. Mimo to, po wynurzeniu się nadal nie mogła powstrzymać śmiechu.
Awatar użytkownika
Patronicus
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Patronicus »

Słońce dogorywało. Sir Patronicus nie zawsze podróżował. Zdecydowanie wolał siedzieć w jednym miejscu. Ustatkowanie - to rzecz do której dążył przez całe życie, nawet przed pierwszą śmiercią. Choć od powrotu na ziemię minęło wiele lat, wspomnienia z tamtej nocy dalej tkwią w pamięci. Patronicus zna je dokładnie, krok po kroku może odtworzyć historię podróży z Nieba na Alaranię. Pierwsi ludzie zobaczyli go prawie nagiego, obdartego z ubrań i zbroi. Przepasał go tylko miecz wykuty w Królestwie. Łzę Niebios do dziś ściska tuż przy sercu, gdy tylko rozmyśla o swoim życiu w Planach. Niejednokrotnie wracał do Stwórcy, Aniołów. Skrzydlata rodzina dała mu drugą szansę wśród śmiertelników. Nie mógł ich zawieźć.
W podręcznym tobołku przywiązanym do uprzęży zbroi czuł ciężar listów dyplomacyjnych. Rycerz nie należał do grupy kurierów, urzędników czy posłańców. Serenaa jednak powierzyło mu odpowiedzialne zadanie przewiezienia dokumentów jak najszybciej - i oczywiście - bez żadnej szkody. Zagrożeń na drodze wiele. Ci, którzy podróżowali wraz z nim do Rubidii już dawno zatrzymali się w przydrożnej karczmie. "Pod Histerią" słynęło z wysokiego komfortu i równie wysoko postawionych standardów w troszczeniu się o klientów. Za raptem dwie złote monety można się wyspać, dobrze zjeść a nawet umyć. Patronicus zaś dążył cały czas naprzód. Nie czuł zmęczenia. Lot nigdy nie sprawiał mu trudności. Szeroko rozwinięte skrzydła nadawały prędkości. Rytmiczne uderzenia w powietrze wzbijały go do góry lub pochylały bliżej zielonych terenów. Niekiedy Patronicus zatrzymywał się. Przystawał nad koronami drzew, oglądał kompozycję stworzoną przez naturę, oglądał widoki. Krajobraz dziewiczych terenów gdzieniegdzie poniewierane były przez małe chatki farmerów. Wieśniacy lubili tutejsze tereny. W dzisiejszych czasach trudno o kawałek żyznej ziemi. Pastwiska pełne krów i owiec żyły własnym życiem. Z kamiennych kominów wydobywały się kłęby szarego dymu. Im bliżej do Rubidii tym częściej widział podobne widoki. Poniekąd cieszyły one stare serce Patronicusa.
Sięgnął oczyma ku wielkiemu basenowi wody. Kończył się gdzieś hen daleko... tam, gdzie tylko horyzont styka się ze ścianą oceanu.
Duch Światłości runął natychmiast na ziemię. Zewsząd otaczały go krzewy dziko porastających owoców. Gałązki malin ścinały się, gdy nieostrożny wędrowiec pociągnął mocniej nagolennikami. Dalsza ścieżka wypełniona roślinnością zaprowadziła go ku łysym polom. Szczere "nigdzie" wyglądało jednak zachęcająco i... i... pięknie? Coś poruszyło się w poczuciu szczęścia mężczyzny.
Ujrzał konia. Stara szkapa leżała jak nieżywy wielbłąd. Widział wierzchowce pustyni, na jednym z nich przejechał część pustyni. Koń nie dorównywał im swoim lenistwem i zmęczeniem. Patronicus nie znał się na zwierzętach. To mogło go mylić.

Sir Srebrnej Rękojeści stanął między zielenią a błękitem. Ogromne fale bałwanów rozpływały się po piaskach wybrzeża. Tańczył w nich bożek. Miał kobiece ciało, wcięcie w talii świadczące o biodrach niewiasty.
- Pani mórz. - odezwał się spod hełmu okrytego inkrustami - To niebezpiecznie tak pozostawiać wierzchowca.
W każdej chwili ostrze Łzy mogło zabić konia. Zwierzę leżało bezbronnie, gdy jego właścicielka obmywała się w wodzie.
- Proszę na siebie uważać.
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

Wierzchowiec co prawda już spał, kiedy mężczyzna się do niego zbliżył, mimo to natychmiast wyczuł niebezpieczeństwo. Poderwał się, rżąc, po czym wierzgnął i cofnął się w kierunku kobiety.

Jen przez szum oceanu nic nie słyszała, zauważyła jednak, jak Samael oddala się od przywdziewającego zbroję rycerza. Natychmiast ruszyła w stronę brzegu, wypluwając słoną wodę, ale co i rusz powalały ją kolejne fale. Przemknęła jej przez głowę szybka myśl, iż musi to wyglądać wyjątkowo komicznie. W końcu wygramoliła się, wcale zgrabnie, z zimnych odmętów i zacmokała na konia, nie spuszczając bacznego wzroku z nieznajomego. Rumak, teraz już całkowicie rozbudzony, błyskawicznie do niej podbiegł, choć nie było to proste na miękkim, jasnym piasku. Jen poklepała go uspokajająco po szyi, jednocześnie dyskretnie starała się złapać za rękojeść miecza, znajdującego się między jukami. Nie zdążyła wcześniej rozsiodłać wierzchowca, za co teraz była sobie dozgonnie wdzięczna.

Usiłowała wyglądać dumnie, acz sprawiać wrażenie delikatnej i bezbronnej istoty, efekt tego pierwszego rujnowała jednak kapiąca z włosów i ubrań woda.
- Wybacz, panie, te środki ostrożności, jakie poczynił mój koń, ale pojawiłeś się tak nagle, że nie można mu się dziwić. Mogę oczywiście ufać, że nie masz wobec niego czy mnie żadnych niecnych zamiarów, nieprawdaż? - Uśmiechnęła się promiennie, jednocześnie myśląc, że nie ma mowy, by zaufała jakiemukolwiek uzbrojonemu, pojawiającemu się znikąd rycerzowi. No, raczej nie ma mowy.
Awatar użytkownika
Patronicus
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Patronicus »

Przez moment oglądał pannicę kąpiącą się w morzu. Widok wysokich fal uderzających o ciało kobiety przypomniało Patronicusowi o starych czasach. Wtedy jeszcze port w Serenaa szczycił się swoją chwałą i kosztownościami. Magazyny opływały w bogactwa. Przywożone z daleka skrzynie pełne były zboża, wina i hartowanej stali. Port korzystał z dobrobytu. Dzieci przychodziły nad małą zatoczkę kąpać się w jasnobłękitnej wodzie. Towarzyszyły im na ogół matki, kobiety. Mężczyźni pracujący w tętniącym życiem przemyśle nie mieli czasu na takie zabawy. Z okien wież należących do straży rycerz wielokrotnie oglądał ten sam powtarzający się scenariusz. Wszyscy mieli w nim własne osobiste role. Budowniczy statków, bednarze, kapitanowie statków, nawet ochotnicy pilnie patrolujący teren jednego z największych portów po tej stronie Alaranii. Serenaa dźwięczało pracą i energią. Nadawało tchnienie wielu przygodom, podróżom morskim i historiom. Atak piratów należał do nich.
Z perspektywy czasu Patronicus ocenia wydarzenia z lekkim przymrużeniem oka. Od kiedy powrócił na ziemię zyskał znacznie więcej sił witalnych, więcej umiejętności i zdolności. Żadne jednak nie dawały poczucia psychicznego - ot, pomijając kwestię naszyjnika - w sprawach męsko-damskich. Pod tym względem życie mężczyzny skupiało się na wyrażeniu "prawie aseksualny". Nikt nigdy nie widział go w towarzystwie kobiety, choćby wysokiej klasy kurtyzany.
- Droga pani... - skłonił się ku niej nisko, trzymając w prawicy opuszczoną Łzę Niebios - Nie jestem rozbójnikiem, gwałcicielem ani złoczyńcą. Proszę, przyjrzyj się uważnie pieczęci na mej piersi.
Ponownie wyprostował się. Na lewej części torsu widniała miniatura herbu. Zbroja, dźwięczna mowa, pełen zaszczytów piękna głos... Nawet miecz, siewca śmierci wśród śmiertelników, przypominał coś chwalnego, pełnego świętości. Ostrze wypełnione było strefą sacrum.
- Jestem Sir Patronicus herbu Srebrnej Rękojeści - ujął krańce hełmu, który czym prędzej zdjął. Pod nim nie było żadnej strzygi, kościotrupa ani bladolicego strachu. Twarda skóra pokryta surowym zarostem, równie silne włosy przybierające odcień blondu i pszenicy. Tylko oczy były inne. Świeciła z nich jasna, pełna bieli poświata. Cząstka niebios utkwiona w spojrzeniu Ducha Światłości mogła poświadczać o dobrych zamiarach rycerza.
- Przepraszam, że przerwałem pani odpoczynek. Pochwalam jednak mądrość, z jaką pani podchodzi do życia. Kąpiele bez ubrań nie kończą się tutaj wykwintnie. Jak nie porwie ich dzika zwierzyna, to tutejsze osiłki zapewne zrobiliby pani krzywdę...
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

Z każdą chwilą, z którą patrzyła na mężczyznę, coraz mniej się obawiała. Jen nie była z natury ufna, ale przeczuwała, że nie musi lękać się tego nieznajomego, a nigdy nie ignorowała swojej intuicji. Dlatego też teraz puściła rękojeść miecza i podprowadziła konia bliżej. Teraz, kiedy już zdjął hełm, świetnie widziała jego twarz. Nie był to nieprzyjemny widok, co stwierdziła z zadowoleniem, aczkolwiek oczy sir Patronicusa wywoływały w niej irracjonalny niepokój. Postarała się jednak nie dać niczego po sobie poznać.
- Odpoczywałam wystarczająco długo, więc nic się nie stało. Co prawda Samael - tu poklepała wierzchowca po pysku - miał ochotę nieco odsapnąć po podróży, ale jeszcze z pewnością będzie miał okazję. Jeśli się nie mylę, Rubidia jest oddalona stąd o najwyżej dwadzieścia mil, a tam z pewnością znajdziemy jakieś miejsce, by się przespać. Na plażę zeszliśmy jedynie dla ochłody. Strasznie dzisiaj gorąco, nieprawdaż? - Uśmiechnęła się szeroko. - Dlatego też, aż wstyd przyznać, kąpałam się w ubraniach. I, też racja, miałam szczęście, że nie trafiłam na bandę osiłków.

Jen była przekonana, że nawet w takiej sytuacji dałaby sobie radę. Pewność ta była skutkiem nieco zawyżonej samooceny i naturalnej próżności, ale również świadomości własnych możliwości. Nawet gdyby coś poszło nie po jej myśli, w życiu nie przyznałaby głośno, że nie sobie nie radzi.
- Mnie na imię jest Jen. Żadnych herbów ani tytułów. - Dygnęła wcale z gracją, prawie jak królewna na dworze. - A dokąd zmierzasz, cny rycerzu?
Awatar użytkownika
Patronicus
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Patronicus »

Trzymany w dłoniach hełm prędko znalazł się tuż u stóp rycerza. Mężczyzna postawił okrycie głowy na małej płaskiej skałce. Kamienie układane rzutami natury wygładziły się przez miliony lat spokojnego wspierania się o wodę. Wybrzeże było ciche i pozbawione chaosu. Daleko we tle grasowały tylko łodzie rybaków. Gigantyczne sieci rzucały się w oczy, tak samo jak nieco większe barki handlowe zmierzające do najbliższych portów.
- A więc twój koń ma imię? - spytał śmiałą tonacją głosu - Interesujące... ciekawe tylko, czy na nie reaguje.
Wolał już nie opowiadać historii o zaprzyjaźnionym orle. Jego imię było na tyle oryginalne i oczywiste, by po prostu o nim nie wspominać. Orzeł Orzeł mógłby się obrazić.
- Tak czy inaczej miło mi cię poznać, panno Jen. Z całego serca przepraszam za te najście. Wędruję spory czas od zachodniego wybrzeża. Jestem w drodze do Rubidii jako poseł. Mam zanieść dokumenty do właścicieli portowych włości. Czy znasz może Rubidię? Przydałaby mi się pomoc każdego, kto choć trochę przebywał w tym mieście...
Przystąpił parę kroków do przodu. Mógł swobodniej i znacznie dokładniej obserwować zachowanie oraz wygląd niejakiej Jen. Ubrana na sposó nieco chłopski przypominała bardziej piratkę niż zwyczajną dziewoję, pannę jakich wiele. Niewiasta wcale nie wyglądała także na przestraszoną widokiem migotliwych oczu.
- Mi również nie do twarzy z tytułami i zaszczytami. Taka jednak jest moja ziemska powinność względem was... ludzi.
O mało co nie ugryzł się w język. Nazwanie Jen śmiertelnikiem byłoby głupim posunięciem. Jeszcze by sobie coś pomyślała.
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

Zamiast odpowiedzieć werbalnie, po prostu kiwnęła głową. Pominęła te sytuacje, w których złośliwa szkapa wykazała się niezwykłym brakiem poszanowania do jej próśb, błagań, rozkazów czy gróźb (głównie tych ostatnich). Nie dalej jak przed dwoma dniami godzinę zajęło jej przekonanie Samaela do ruszenia swego szanownego zadu. Koniec końców łaskawie się podniósł, ale parskał z niezadowoleniem przez cały dzień. Najwyraźniej wstał wtedy lewym kopytem.
- Mnie również miło cię poznać, cny rycerzu - uśmiechnęła się lekko. - A co do Rubidii... Można rzec, że ją znam, byłam tam jednak wiele lat temu, jako piętnastoletnie może dziecko. Pamięć mam dobrą, a po drodze, gdy zatrzymywałam się w karczmach, rozmawiałam z tymi, którzy właśnie opuścili to miasto. I służę pomocą, przynajmniej do czasu. Bo, widzisz, również mam pewną sprawę do załatwienia. Ale nie miałabym nic przeciwko wspólnej podróży,

Jen wychwyciła tę chwilę zastanowienia przed słowem "ludzi". Wyszczerzyła drapieżnie zęby, chcąc wyeksponować swoje kompletnie zwyczajne, ludzkie kły.
- Widzę rycerzu, że jesteś pewny mego człowieczeństwa. A co jeśli okazałabym się, hipotetycznie, żądnym krwi wampirem, dla niepoznaki żerującym w dzień? I gdyby moimi ofiarami byli głównie niczego się niespodziewający, okuci w żelazo mężczyźni? Czy wtedy również byłaby to twa ziemska powinność?

Spojrzała w niebo. Powinna już ruszać, jeśli nie chce, by na szlaku zastała ją noc. Zakomunikowała to sir Patronicusowi, jednocześnie zaczęła powoli prowadzić Samaela w stronę Rubidii.
Awatar użytkownika
Patronicus
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Patronicus »

Patronicus nie wydawał się być zdziwiony. Co więcej, spodziewał się podobnej odpowiedzi ze strony panny Jen. Pochwycił na nowo w dłonie hełm, uiścił go tuż pod pachą między ramieniem a torsem. Ciepła, słoneczna pogoda kazała chodzić w luźnych, najlepiej delikatnych ubraniach. Strój kapitana straży przeczył wszelkim zasadom obnoszenia się z własnym ciałem. Ciasne zakamarki ubrania, powyszywane szarfy i frędzle biegnące od lewej piersi ku prawemu biodru... wszystko zaś podniszczone krwawymi wyprawami i męczarnią podróży. Łza Niebios przepasana pozłacanymi nićmi jedwabiu odbijała światło najbliżej niebu gwiazdy. Rycerz zmierzył okiem dystans jaki dzielił go od nowej kompanki podróży, po czym ze spokojem na twarzy dołączył tuż obok niej. Na zadziorny uśmiech i insynuacje odpowiedział:
- Bóg pozwala żyć każdej istocie. Dopóki kierują się sumieniem we właściwy sposób, są bezpieczne. - zaczął z powagą w głosie a wpatrując się przed siebie - Jeśli zaś zbłądzą na drodze swojej marnej egzystencji... wtedy któryś z egzekutorów uniesie odcięte głowy grzeszników. Ale to tylko w skrajnych sytuacjach.
Uśmiechnął się szeroko, bowiem słowa naprawdę mogły przestraszyć młodziutką niewiastkę.
- Nie musisz się przejmować, panno Jen. Jeśli będę musiał podnieść miecz na hipotetycznie żądnego krwi wampira, dla niepoznanego żerującego w dzień, dowiesz się o tym z podaniem paru argumentów spisanych na piśmie. Najlepiej w dwóch kopiach zasugerowanych przez mistrza skrybów i jego uczniów.
Wszakże każdy doceniał talent pisania owych rzemieślników słowa.
- Ty już wiesz po co zmierzam do Rubidii... czy sama zdradzisz czemu w ogóle tam idziesz?
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

Nieco się wzdrygnęła na wieść o postępowaniach wszczynanych na niegodziwcach. Oczywiście nie wzięła tego na poważnie, niespecjalnie obawiając się o własną skórę (Jen po prostu była indywidualistką, nigdy nie stwierdziła, by robiła coś złego), ale w tym momencie uruchomiła się głęboko skrywana empatia dla wszystkich, którzy by tego doświadczyli. Ale, jak to powiedział kiedyś jakiś filozof, o wdzięcznym nazwisku Quoehlo, póki ktoś inny dostaję strzałę w trzewia, nie należy rozpaczać, tylko dziękować bogom.
Uśmiechnęła się szeroko, gdy sir Patronicus skończył.
- Nie przejmuję się, z odciętą głową mi nie do twarzy, więc nikt, kto choć trochę dba o estetykę, nie naruszyłby aktualnego stanu rzeczy. - Machinalnym ruchem odgarnęła włosy z twarzy. - A pismo przyjmę tylko pokropione pachnidłem z Kryształowego Królestwa, z dołączonym bukietem kwiatów.
Zastanowiła się, ile może powiedzieć o swym celu podróży. Teoretycznie powinna utrzymać go w tajemnicy, ale wiadomo, czasem język plecie największe głupoty, kiedy powinien się związać. W końcu cicho westchnęła i zdecydowała się na częściową prawdę.
- Stary przyjaciel mojego ojca zaprosił mnie do siebie, z ofertą pewnej pracy. Zaintrygowała mnie, toteż postanowiłam spotkać się z nim i spróbować swych sił. O ile wiem, nie każdy może pochwalić się wykonaniem takiego zadania - mówiąc to uśmiechnęła się z nieco ironiczną wyższością.
Awatar użytkownika
Patronicus
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Patronicus »

Wiele myśli przeszło przez umysł starego rycerza. Powściągliwe w uśmiechu usta nagle poszerzyły się. Znikoma wartość radości wzniosła się ku szczytom błogosławieństw humoru. Pocieszny wyraz twarzy Patronicusa przypominał ślad po kochanku, niewidzialne odbicie na tafli wody. Jakby pamiętna pani wspominała kogoś uroczystego, kochanego i bliskiego. Taki sam uśmiech szczycił właśnie lico Ducha.
- Jesteś uroczą młodą kobietą... - głos jak zawsze męski i poważny teraz przeplatał się z wrażliwością serca i troską - Uwierz mi jednak, że nawet piękno i słodycz ma swoich przeciwników. Takie rzeczy nie biorą się znikąd... a raczej z czeluści pragnień i ciemności. Zazdrość, egoizm, pragnienie mordu... Nie chcę cię niczym ani nikim straszyć, panienko Jen...
Patronicus spoważniał na moment.
- Ale lepiej uważaj na siebie, gdziekolwiek byś nie poszła. Nie żyjemy w bezpiecznych czasach. Nawet, gdy zejdziemy z tego świata... bezpieczniejszym również się nie stanie. Mam nadzieję tylko, że nie żartowałaś z pachnidłami i kwiatami. Doceniam starania, by słowa były oparte nie tylko na zręcznym piśmie... ale i w małych podarkach dotykających powonienie i dłonie.
Płaszcz kapitana załomotał. Wędrówka wzdłuż wybrzeża wydłużała się. Długa linia brzegu prowadziła od krągłych wydm broniących wstępu na piach aż do małej pieczary stworzonej z przewalonych drzew. Łuki smukłych drzew tworzyły swojego rodzaju tunel. Patronicus słyszał o nietypowych szlakach tworzonych na potrzeby samych druidów. Im dalej w las tym więcej drzew, a im więcej drzew tym i jakiś druid się znajdzie. Rycerz nigdy nie pojmował zachowania sług natury. Otaczali się koralami, pasami o nietypowych wzorcach i wystrojach. Szaty przypominające mnisie pachniały wszystkimi elementami przyrody. Nawet ich włosy przypominały runo leśne! Nierzadko zdarzało się, by do Serenaa przybył druid z liśćmi na głowie. Nigdy jednak nie wyciągali broni ani nie używali pierwotnej magii. Dziki charakter ich walki prowadził się dobrze, ku budowaniu szczęśliwego społeczeństwa. Widać to było po małych zmianach, jakie nastąpiły. Jeszcze parę lat temu podobny tunel z drzew istniał tylko na zachodzie. Teraz było ich co raz więcej.
- Mów co chcesz, panienko... ale pozwól, że przedstawię ci jak to wygląda z mojej strony... Wyruszasz samotnie do portowego miasta. Dostajesz ofertę od starszego mężczyzny, który proponuje ci coś, co nie każdy by wziął na swoje barki... Wiesz, że brzmi to dwuznacznie?
Naszyjnik na ciele Patronicusa zawrzał. Mężczyzna czuł się wyjątkowo ludzko, pociesznie.
- Ewentualnie mogę myśleć tylko o jednym... jesteś przemytniczką lub piratką. Kimś, kto para się zawodem półciemnym, półjasnym. Niepewnym pod względem prawa stanowionego w mieście. Masz przy sobie miecz i kuszę... Niejednokrotnie spotkałem się z podobnymi do ciebie osobami. Sam kiedyś taki byłem...
Lata służenia w Legionie nauczyło go odróżniania amatorów od wprawionych poszukiwaczy przygód.
Zdania kazały mówić same za siebie. Patronicus jednak skończył swoje.
- Cokolwiek uczynisz... to twoja sprawa. Nie zareaguję na twoje postępowanie pod jednym warunkiem... idę z tobą.
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

Jen jakoś nie potrafiła się zmusić do lęku czy niepokoju, niezależnie od słów Patronicusa. Wyczuwała, że nie chodzi mu o grożenie i straszenie jej, po prostu stwierdzał fakty, których była świadoma. Dlatego też na jego wypowiedź zareagowała jedynie lekkim uśmiechem.
- Zawsze na siebie uważam - odpowiedziała na jego ostrzeżenie, w myślach dopowiadając sobie: Poza tymi momentami, kiedy tego nie robię.

Przez chwilę w ciszy podziwiała mijane widoki, ale roześmiała się, gdy rycerz posądził ją o dwuznaczność. Miała nadzieję, że tak odbierze jej słowa, chociaż później dodał jeszcze przemyślenia, które nie mijały się aż tak z prawdą. A z pewnością ocierały się o nią.
- Przemytniczką z reguły nie jestem, aczkolwiek czasem zapłata jest warta parania się tego typu robotą. Piractwem się jeszcze nie zajmowałam, ani morskim, ani lądowym. Najbardziej lubię twierdzić, że jestem poszukiwaczką przygód, ewentualnie łowczynią nagród. Brzmi to dość neutralnie, nieprawdaż?

Nie była przekonana, czy powinna pozwolić Patronicusowi towarzyszyć sobie do posiadłości Armadasa. W sumie nie mogła mu tego zabronić, najprawdopodobniej i tak nie będzie mógł nawet przekroczyć progu. A tak przynajmniej zostanie w interesującym towarzystwie.
- Zgoda. W takim razie, cny rycerzu, żywię nadzieję, iż w razie konieczności będziesz ochraniał niemalże bezbronną, młodą damę. - Puściła do niego oko.

Niedługo potem w oddali zamajaczyły się mury miasta, aż w końcu przekroczyli bramy Rubidii.

Ciąg Dalszy Nastąpi
Zablokowany

Wróć do „Jadeitowe Wybrzeże”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości