Jadeitowe WybrzeżeNiesieni na falach...

Bajkowe wybrzeże Oceanu Jadeitów. Jego nazwa wzięła się od koloru jakim promieniuje. Znajdziesz tu plaże ze złotym piaskiem, palmy i rajskie ogrody. Palące słońce rekompensuje cudowna morska bryza.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Wampir nie stawiał żadnego oporu. Bez słowa sprzeciwu pozwolił się posłać na "deski", a gdy elfka postanowiła do niego dołączyć, jedynie uśmiechnął się zawadiacko i objął ją w niższych partiach ciała. Jego twarz momentalnie zalały fale jej miękkich włosów, pachnących kwiatami i solą, którą zdążyła przesiąknąć na pokładzie Nautiliusa. Przez chwilę, która zdawała się trwać wieki, Barbarossa delektował się tym zapachem i ciepłem kobiecych dłoni, myszkujących po jego nagim torsie. Niestety złowrogi pomruk pustego żołądka musiał zepsuć cały nastrój, ściągając krwiopijcę z powrotem do rzeczywistości.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - zapytał z troską, przesuwając palcami po jej odsłoniętej szyi, a właściwie po jednej, nabrzmiałej żyle, która uwydatniła się w miejscu niedawno odniesionej rany po ostrzu minotaura.
Dla nieumarłego pirata napicie się krwi drugiej istoty nigdy nie było problematyczne, ani nigdy nie budziło w nim wątpliwości. Aż do teraz. W końcu Kiraie nie była już porwaną i uwięzioną admiralską córką, śmiało wchodziła na tory stałej lokatorki rezydencji i wampirzego serca i to właśnie przez to drugie Barbarossa zastanawiał się czy powinien uczynić z niej swoją żywicielkę. Do tej pory jego dieta składała się z krwi kapitanów zatopionych statków i Rafaela, który znając się na magii życia, w ogóle nie odczuwał tego, że był żywicielem. Spłacał jedynie swój dług wdzięczności za oszczędzenie go wtedy na statku. Chociaż z perspektywy przyjaźni pomiędzy wampirem, a czarodziejem, Caster już dawno powinien zwolnić go z tego obowiązku. Tylko czy naprawdę chciał obarczać tym ciężarem Kiraie?
- I nie pytam tylko o to - zakomunikował po chwili przerwy, stukając ją lekko w naczynie transportujące krew. - Jeśli tu zostaniesz, przekreślisz swoją szansę na spokój. Będziesz żyć na wygnaniu, ścigana jedynie za to, że jesteś moja... - W chwili na złapanie oddechu, Barbarossa wykorzystał bliskość dziewczyny i z namiętną pasją pochłonął jej usta. Nie chciał stwarzać jej wątpliwości co do dokonania słusznego wyboru, choć możliwe, że właśnie nakłaniał ją tym do zostania, ale nie mógł się powstrzymać przed okazaniem jej, co do niej czuł. Że też wtedy Jokar musiał ją porwać. Bycie łotrem na czele innych łotrów to było dotychczas całe jego życie, jego miłość. A teraz dołączyła jeszcze Kiraie, o której nie sądził, że mógłby się nią zainteresować. Jednak jej upór, determinacja, to jak od początku stawała mu ością w gardle zamiast grać wystraszoną owieczkę sprawiło, że zagościła w jego ledwo drgającym sercu.
W całej burzy emocji i uczuć Barbarossa nawet nie spostrzegł, kiedy znów znalazł się na "górze", mając pod sobą rozpaloną kochankę. Z palcami wciąż na jej szyi wampir doskonale wyczuwał przyśpieszony puls i buzowanie krwi w jej ciele. Przypominało to koncert tuzina bębniarzy próbujących znaleźć jeden, wspólny rytm.
- Kocham cię - wyszeptał na sekundę przed zatopieniem się w jej szyi.
Skóra na ciele elfki również nie stawiała oporu. Pojedynczy, wampirzy kieł bez problemu dotarł do żyły, rozcinając ją i kierując strumień krwi wprost do ust nieumarłego. Ciepła i słodka w smaku posoka momentalnie ugasiła odczuwane pragnienie. Po palcach i kręgosłupie Castera przeszedł przyjemny dreszcz, wprowadzając go w kolejne etapy euforii. Cały czas zachowywał jednak powściągliwość, pił wolno i z umiarem, a przestał w chwili, gdy objęcia elfki znacząco osłabły. Wtedy to powoli oderwał się od szyi kochanki i sięgnął po chustę trzymaną w tylnej kieszeni, by zatamować to lekkie krwawienie.
- No i stało się - powiedział, zawiązując materiał wokół szyji Kiraie. Cały ten czas patrzył na nią z uczuciem i odzyskanym blaskiem niebieskich oczu. - Jak się czujesz?
- Nie wstawaj - polecił po chwili. - Leż i odzyskuj siły. Poproszę, by ktoś zaraz przyniósł ci coś do jedzenia. Sen też dobrze ci zrobi.
Następnie wstał i zakończył proces ubierania się, narzucając na kark koszulę i płaszcz, lecz nawet ich nie zapinając. Kto wie, może jeszcze dzisiaj przyjdzie mu je ponownie zrzucić. Z tą myślą wampir uśmiechnął się kusząco do Kiraie, by po chwili odstąpić od łoża na dźwięk pukania do drzwi. Uchylając je w znacznym stopniu jego wzrok napotkał wzrok czarodzieja, który z uprzejmym "przepraszam" na ustach wszedł do środka i zza połów szaty wyjął lekko przygniecioną kopertę.
- Raven powiedziała, że cię tu znajdę - wyjaśnił, wręczając kapitanowi list.
Rafael, jako jeden z wykształconych na wyspie nie miał w zwyczaju dziwienia się sytuacjom. Widok roztrzęsionej jeszcze elfki na łóżku i prowizorycznego opatrunku na jej szyi wszystko mu wyjaśnił, a przynajmniej tę część, w której zastanawiał się na jak długo dziewczyna tu zostanie. W ciągu tych kilkunastu dni czarodziej zdążył polubić elfkę i miał nadzieję, że z wzajemnością, a co do życiowych wyborów przyjaciela starał się nie ingerować zbyt mocno. Jedynie tyle, ile leżało w obowiązku lekarza. Nie mniej i nie więcej.
Barbarossa tymczasem przerwał woskową pieczęć i wydobył pożółkły papier zapisany czarnym atramentem. Dość szybko objął wzrokiem jego treść, po czym uśmiechnął się i schował całość do głębokiej kieszeni.
- Zostałem uroczyście zaproszony do Maurii, aby świętować okrągłe, dziewięćsetne urodziny ojca - oznajmił i spojrzał na Rafaela. - Czy w Turmalii wciąż ciąży na tobie wyrok za dezercję i zdradę stanu? - zapytał, jakby nigdy miał nie dopuścić, by przyjaciel zapomniał o swoich grzechach.
- Tak - odpowiedział mag, uśmiechając się z przekąsem. - Gdy tylko moja stopa stanie w porcie, strażnicy odeskortują mnie wprost na szafot. Bez sądu i bez ostatniego posiłku.
- W takim razie kotwicę rzucimy na jeziorze Rina. Dopłyniemy tam rzeką, która w tym okresie jest dość głęboka i szeroka, więc Nautilius nie będzie miał problemu z jej pokonaniem. Odszukaj naszego byczego kamrata i powiedz mu, że za dwa dni wypływamy. Czeka nas żmudny rejs, więc niech przygotuje okręt oraz ludzi. Po drodze na pewno spotkamy "przyjacielskie" bandery.
- Aj, aj kapitanie.
- Popłyniesz ze mną? - to pytanie Barbarossa zadał dopiero, gdy jego sekretarz wyszedł w lekkim ukłonie, by spełnić żądanie. Mimo to wampir nie patrzył na elfkę, a w jeden znany tylko sobie punkt za oknem, jakby po tym wszystkim co się między nimi wydarzyło bał się ujrzeć w jej oczach odmowę.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Odetchnęła w duchu z ulgą, że Barbarossa nie zamierzał jej odepchnąć i pogonić, dalej stojąc przy swoim, tylko poddał się jej, a przez to nie miała już żadnych obaw by się do niego przytulić, splatając palce jednej dłoni z jego i drugą delikatnie wodząc po boku jego nagiego torsu. Wtem rozległ się bliżej nieokreślony dźwięk, dochodzący wprost z jego trzewi, na co wampir spoważniał, zapominając o miłej chwili sprzed sekundy. A może był tym zażenowany?
        - Jestem absolutnie pewna i to wszystkiego. Chcę to zrobić nie tylko dla ciebie, ale również dla samej siebie - odpowiedziała hardo i odwzajemniła rozpoczęty przez niego pocałunek. Owszem, bała się, ale każdy na jej miejscu by się bał, tym bardziej, że teraz jej przyszłość będzie niepewna jak morze. Raz będzie istną sielanką rodem z Arkadii, innym zaś prawdziwym Piekłem przepełnionym bólem, rozpaczą i strachem, ale póki on będzie przy jej boku, da sobie radę ze wszystkim. Nie... Wystarczy jej sam fakt, że to ona może być przy nim. Jego słowa: "jesteś moja", odbijały się echem od ścian jej umysłu, powodując przypływ gorąca i niewyobrażalnego szczęścia jakie poruszyło jej serce, nawet jeśli wampir mógł sobie nie zdawać sprawy z tego co właśnie powiedział i ile to dla Kiraie znaczyło. Mogłaby dla niego zrobić absolutnie wszystko.

        Cicho jęknęła, gdy podczas pocałunku on bez ostrzeżenia, nagle zamienił ich miejscami. Co prawda to ona teraz miała być cały czas na górze, aby jeszcze bardziej wyrazić swój sprzeciw i żądania jakie miała wobec niego, a będąc na dole raczej jest się przegranym, lecz w sumie czy to miało jakieś znaczenie, gdy to on był tym, który ściąga ją na ziemię. Kochała go, a przez to nie miało znaczenia czy jest na górze i może wyrazić swoje zdanie, czy raczej na dole, oddając się i ulegając mu w pełni... Choć może nie do końca, tak dla nadania nudnemu życiu odrobiny smaczku.
        - Też cię kocham... Uhhh - wyszeptała i cicho jęknęła obejmując go i wbijając lekko paznokcie w jego skórę na plecach, gdy jego kieł przebił jej skórę, a on zaczął pić jej krew.

        Co najdziwniejsze i co ją najbardziej zaskoczyło, bolało ją jedynie na początku, gdy przebijał kłem jej skórę, a po tym zrobiło się nawet przyjemne. Czuła jak po jej ciele zaczyna rozlewać się cudowne ciepło, a ciało robi się bardzo leciutkie, wraz z opuszczającymi ją siłami. Miała wrażenie jakby znajdowała się pod wodą, wszystko zaczynało stawiać opór i jednocześnie się zamazywać, robić nie wyraźne. Nie była w stanie już dłużej obejmować, a co dopiero wbijać palców w jego skórę na plecach, a przez to jej dłonie bezwładnie się po nim osunęły i opadły po jej bokach. Ciało jej przeszył jednak dreszcz i przymknęła oczy, gdy się od niej "odrywał", lecz zaraz na niego spojrzała i się słabo uśmiechnęła cała zarumieniona na twarzy.

        - W porządku, cieszę się, że mogłam pomóc odzyskać ci siły. - Wyciągnęła z trudem dłoń w jego stronę i lekko pogładziła po policzku. Było jej słabo i chciała zasnąć, ale gdy tylko organizm przyzwyczaił się do braku części krwi i zaczął go uzupełniać, przestała mieć zawroty głowy i zrobiło jej się nieco lepiej. Nie podnosiła się, nie tylko za jego poleceniem, ale przez niewystarczającą ilość sił potrzebną do takiego wyczynu, nie traciła jednak pogody ducha.
        - Gdybym wiedziała, że będziesz mi po tym tak matkował, chyba nigdy bym się na to nie zgodziła - zaśmiała się osłabiona, choć z rozbawieniem i przymknęła oczy, by uciąć sobie drzemkę.
        Docierały jednak do niej słowa obu mężczyzn znajdujących się w komnacie. Starała sobie przypomnieć czy już kiedyś wspominał o swojej rodzinie i maurijskim pochodzeniu, ale w obecnym stanie było to raczej trudne, wiedziała jednak, że bez względu na okoliczności Barbarossa powinien spotkać się z rodziną, tym bardziej z takiej okazji.
Gdy doszedł ją odgłos zamykanych drzwi i oddalających się kroków, zmusiła się do podniesienia ciężkich powiek, akurat w momencie, gdy tak przez nią miłowany głos zwrócił się do niej z pytaniem.

        - Jeśli to nie będzie problemem, chciałabym popłynąć z tobą. Nacieszyć się stałym lądem, gdy będziesz z rodziną - odparła cicho wpatrując się w baldachim. Z tego co kojarzyła jej kochanek był wampirem czystej krwi, arystokratą chyba bardzo poważnego i wpływowego rodu... Zapewne wstydem byłoby, gdyby wyjawił krewnym, że darzy uczuciem zwykłą "śmiertelniczkę". Nie chciała być jabłkiem niezgody i przyczyną rodzinnego sporu, dlatego postanowiła z nim popłynąć, ale przy miejscu docelowym pozostać na Nautiliusie.

        A w porcie Rion porządnie zabrał się za wykonywanie barbarossowego polecenia odnośnie zebrania tych, którzy chcieli zostać na Wyspie Czaszek, na łasce pirackiego tałatajstwa. Kilku nie było z tego faktu zadowolonych i postanowili zaatakować byłego admirała, okrzykując go zdrajcą i renegatem, lecz gdy rapiery i noże miały już sięgnąć jego postaci, zbuntowani marynarze zbroczeni krwią popadali na deski u stóp elfa. Awerker przeniósł spojrzenie ze stygnących ciał jeszcze nie tak dawnych kamratów, na trytona u swego boku, który powoli zwijał swój łańcuchowy kańczug z trzema ramionami zakończonymi ząbkowanymi jak piła zębami jakiejś morskiej bestii. Nie znał nikogo, kto tak sprawnie posługiwałby się tą bronią. Kazał Hornerowi poczekać na Menurkę i przypilnować wejścia do kajuty, a trzem innym marynarzom posprzątać pokład i pochować zabitych przed chwilą z należytym szacunkiem, z pozostałą częścią załogi (niecałymi dwoma tuzinami, tych którzy przeżyli leońską obławę na oceanie i nie podali się zakażeniu) wybrał się na spacer do zamku wampira.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Nie próbuję ci matkować, a jedynie zachować się odpowiedzialnie - odparł wampir, uśmiechając się do elfki, której dobry humor zdawał się stać wyżej niż osłabiony duch. - Nie każdy na moim miejscu potrafiłby się powstrzymać. Niektóre wampiry nie znają umiaru w piciu lub też nie chcą go przestrzegać. Są łakomi i nieostrożni, a przez to bardziej niebezpieczni dla siebie i otoczenia. Zagrażają w ten sposób naszej społeczności, niszcząc reputację i zniechęcając do nas ludzi, a przecież nie chcemy wybuchu kolejnej wojny. Pijąc twoją krew znów przypomniałem sobie, jak to jest mieć trzydzieści lat. Młodość zawsze pierwsza przed rozsądkiem, konsekwencje daleko w tyle, a przed oczami maksyma: nie oglądaj się za siebie.
- Niestety do mety jeszcze daleko i zdaje mi się, że konsekwencjom wszystkich moich grzechów udaje się mnie dogonić. Ale ja tak łatwo się nie dam. Trzydzieści lat czy czterysta, jestem tak samo niepoważny i nieostrożny. Z pewnymi wyjątkami oczywiście.
Barbarossa nie pamiętał kiedy ostatni raz tak się rozgadał. I uzewnętrznił. Na co dzień cechowała go prostota wypowiedzi, krótkie odzewy i myśli, jasne przekazy, po których nikt nie miał wątpliwości co kieruje jego skromną osobą. W dowodzeniu piratami, z których większość wpisywała się w ramy analfabetyzmu i rozumu zamroczonego alkoholem, ciężko by było formułować filozoficzne debaty oraz złożone rozkazy. Należało zatem przyjąć formę akceptowalną przez wszystkich, w czym wampir doszedł niemalże do perfekcji.
- Z resztą nie dziw się, że się martwię. Chciałbym się jeszcze trochę tobą tego wieczoru nacieszyć - dodał, pochylając się nad leżącą dziewczyną i szczerząc się do niej sympatycznie. - Chyba, że masz inne plany. Gdy byłem z Raven wpadliśmy na Tamikę, z ćwierkotu której zrozumiałem jedynie, że macie spotkać się we trzy. Czyżby szykował się babski wieczór? - zapytał z lekkim chichotem, a następnie wstał i zabrał resztę swoich rzeczy. - To dobrze. Cieszę się, że zawiązałaś tu przyjaźnie, skoro postanowiłaś zostać i choć będę nie pocieszony faktem, że tę noc spędzę sam, to od przyszłej chciałbym, żebyś przeniosła się do mojej komnaty. O ile oczywiście sama tego zechcesz. Nigdy nie zamykam trumny na klucz.
O fakcie, iż pozwolił on ojcu Kiraie pozostać na wyspie; jemu i jego ludziom, Barbarossa nie chciał na razie wspominać, dopóki sam się do tego nie przekona. Wpuszczenie, byłych już co prawda, łowców piratów na wyspę mógł przeboleć, ale dziwnie się czuł wiedząc, że jego największy wróg będzie od teraz na wyciągnięcie ręki, strzegąc swojego skarbu i jednocześnie próbując cieszyć się jego szczęściem. Czy taka sytuacja nie zrodzi nowych konfliktów i skąd pewność, czy Awerker nie wbije mu srebrnego kołka w serce, gdy ten będzie zbyt zajęty swoją przyszłością. Postrach Jadeitów mógł ufać w tej opinii jedynie samemu sobie, że dopóki będzie ostrożny nic złego się nie wydarzy. A mimo to miał na tej drodze sporo pytań bez odpowiedzi.
Nim wyszedł, by posłać po kogoś do opieki nad elfką, Barbarossa sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął z niej mosiężny i gruby klucz do swojego azylu, który następnie podał dziewczynie. Tym, jakże mało wymownym gestem przekazał jej chyba dostatecznie wiele, by nie musieć używać słów. Następnie, uśmiechając się w sposób mówiący "wszystko będzie dobrze", podszedł do drzwi i nacisnął klamkę.
- Spodoba ci się w Maurii. Żadne inne miasto na Łusce nie potrafi sprawić, by czerń i widmo wiszącej nad głową śmierci było zjawiskiem wyjątkowo pięknym.
I już miał wyjść, kiedy przez jego pierś przeszła zjawa, uśmiechnięta od ucha do ucha, która nawet tego nie spostrzegła. Jak zawsze o najlepszej porze i czasie, Tamika zastała Kiraie lekko rumianą i zdenerwowaną obecnością wampira, lecz tym razem, o dziwo, nie przyleciała tu szukać sensacji do kolejnych plotek. Podlatując bliżej łóżka, zjawa przedstawiła jej plan na dzisiejszy wieczór, nie zapominając wspomnieć o towarzystwie, w jakim będą się bawić. Ona, elfka, Raven i jej przyjaciółki oraz te żony Jokara, które darzą ją sympatią.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        - Miło mi, że mogłam cię odmłodzić staruszku - zachichotała z rozbawieniem i, zbierając w sobie siły, pocałowała go czule. Kochała go nad życie i czuła, że byłaby w stanie zrobić dla niego naprawdę wiele, byleby tylko móc trwać cały czas przy jego boku. Miała również nadzieję, że od teraz, gdy tylko głód dopadnie Barbarossę, wampir bez wahania przyjdzie do niej i posili się jej krwią, a nie będzie posyłał po Rafaela, czy korzystał ze zlewek, które zawsze miał pochowane po barkach w kryształowych karafkach.

        Cała zazdrość jaką jeszcze do niedawna aż kipiała i smutek, całkowicie ją opuściły zastąpione niewyobrażalnym szczęściem, które nie pozwalało jej w obecnej chwili zachować powagi, z jaką starał się wypowiadać jej ukochany. Nie znaczyło to jednak, że jego słowa były przez nią lekceważone. Uważnie go słuchała i brała do serca wszystko co powiedział, szczególnie, że miała wrażenie jakby się jej zwierzał.
        - Dlatego będę zawsze przy tobie, by wpierać i pomagać ci od nich uciec - zamruczała słabym głosem, znów na moment złączając z nim swoje usta. Dobry humor nie opuszczał Kiraie, ale jej słowa brzmiały jak obietnica, którą chciała by były. Nie chciała być dla niego kulą u nogi i jedynie miłym urozmaiceniem męczącego dnia pracy, czy też ładnym dodatkiem do jego pirackiej działalności. Pragnęła być jego przyjaciółką, podwładną, towarzyszką i jedyną kochanką i to nie tylko na bezkresnych wodach, czy w nieznanych portach.

        - Wybacz kapitanie, ale spóźniłeś się ze swoimi żądaniami - odparła zadziornie, szczerząc się do niego łobuzersko, podobnie jak on nieraz do niej. Miał niezwykle "dobry" wpływ na jeszcze do niedawna niewinną elfkę. - Szczerze to pomysł wyszedł z tego, że chciałam być przez moment sama, a nie wiedziałam jak się pozbyć Tamiki. Nie miałam najlepszego humoru, ponieważ to było po tym jak przyleciała sowa z tym listem od twojej siostry i ona zasugerowała, że jest twoją narzeczoną. Chciałam trochę pomyśleć w samotności i ucie... - w porę ugryzła się w język. Po co w ogóle mu się tłumaczyła?! Uśmiechnęła się niewinnie. - Ale teraz kiedy wszystko się wyjaśniło, a ja im to obiecałam, chyba z przyjemnością spędzę z nimi ten wieczór. No wiesz, bitwa na poduchy, dłuugie rozmowy o chłopakach - puściła mu oczko i znów zadziorny grymas pojawił się na jej twarzy. Widać było, że lubiła się z nim droczyć. - Następnym razem postaraj się jednak przyjść z takimi propozycjami o wiele wcześniej, dobrze? Bo gdybym wiedziała wcześniej, nie pomyślałabym o zorganizowaniu babskiego wieczoru - szepnęła mu na ucho i je lekko przygryzła. Ułożyła się po tym wygodnie w pościeli i chciała się chwilę zdrzemnąć, odzyskać siły po utracie krwi.

        - Każde miejsce będzie piękne, jeśli ty będziesz obok, kapitanie - mruknęła z zamkniętymi oczami i lekko się uśmiechnęła, wtulając policzek w poduszkę i powoli odpływając do krainy snów, mocno ściskając w dłoni otrzymany od niego klucz. Niestety jak zawsze nie w porę musiała się zjawić Tamika i tyle było z jej drzemki. Ucieszyła się niepewnie na wieść, że towarzystwo będzie jeszcze większe, a to dlatego, że nie znała przyjaciółek Raven i wciąż pamiętała o plotkach krążących wokół żon Jokara, że z zazdrości bez wahania zabijają w okrutny sposób. Co prawda już spędziła z nimi dłuższą chwilę na czyszczeniu ich zbiornika i to na ich własne życzenie, ale... mimo wszystko wciąż się ich trochę bała.

        Wysłuchała cierpliwie całego trajkotania zjawy i zwlekła się z łóżka z niemałymi zawrotami głowy po wyjściu wampira. Co prawda miała odpoczywać, ale jak tu regenerować siły, gdy babski wieczór zbliżał się wielkimi krokami i ktoś musiał zadbać o jakąś skromną chociaż strawę. Poleciła Tamice sprawdzić szybko czy kuchnia jest wolna od Kasina, by ona mogła się tam trochę popanoszyć i przygotować jakieś jedzenie na cały wieczór. Chciała jedynie wierzyć, że zdarzył się w kuchnio-kuźnio-warsztacie jakiś cud i choć trochę będzie w stanie się tam odnaleźć, bez większego ingerowania w "porządek" krasnoluda.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Po czułym pożegnaniu elfki, Barbarossa postanowił osobiście zająć się nadzorem załadunku oraz doborem załogi na zbliżający się rejs. W tym celu udał się wraz z czarodziejem do portu, gdzie sytuacja spowodowana pojawieniem się na wyspie admirała Awerkera zdążyła już ostygnąć, pozostawiając po sobie jedynie dymiące kratery. Widok zacumowanego galeonu, którego cień padał właśnie na ściany najbliższego magazynu, nie napawał mieszkańców miasteczka optymizmem. O wiele przychylniej widzieliby jak płonie pod ostrzałem dział lub tonie w starciu z lasem ostrych skał, które otaczały azyl, czyniąc go naturalną fortecą przed istniejącym prawem. Niestety dla nich rozkazy wampira były jasne, proste i nie podlegały jako takiej dyskusji. Chyba że ktoś miałby ochotę stanąć z nieumarłym do pojedynku w celu zdobycia władzy. Oczywiście nikomu nie zabraniano krytykować jego rządów, nawet otwarcie do tego zachęcano, ale jeśli rozkaz padł w odpowiednim tonie, to automatycznie stawał się prawem. Ten dotyczył chwilowej nietykalności osób jakimi był Rion oraz jego najbliżsi towarzysze broni, którzy postanowili zostać na wyspie i tym samym dołączyć do grona wyjętych spod prawa. Konsekwencje tej decyzji mieli poznać już wkrótce, bowiem nawet najgorsze mendy społeczeństwa wiedzą, że nie ma nic za darmo. Za wszystko przyjdzie im zapłacić. Na dzień dzisiejszy jednak sprawa byłych łowców mogła poczekać do czasu, aż Barbarossa powróci z udanej grabieży, wybawi się w towarzystwie rodziny i powróci z grabieży powrotnej, wynagradzając tym samy swoim ludziom ten czas nikłej aktywności na otwartym morzu.

- Dziwnie milczysz, przyjacielu - stwierdził kapitan, przerywając niezręczną ciszę jaka trwała w drodze od bram posiadłości do pierwszych zabudowań miasteczka. - Jeśli to na moją wzmiankę o twojej dezercji z turmalskiej floty to przepraszam, ale dobrze wiesz, że nie jestem z tych, którzy pozwalają zapomnieć. Swoje grzechy człowiek winien mieć cały czas przed oczami. To sprawia, że jest zdeterminowany, by walczyć dla nowych ideałów.
- To nie to - odpowiedział Rafael, wymijając zaprzęgnięty w woła wóz, wyładowany sianem i drewnianymi klepkami do zbijania beczek. - Zastanawiam się, co chcemy osiągnąć zachowując Awerkera przy życiu? Co ty chcesz tym osiągnąć, mówiąc ściślej.
- Takie zwątpienie z ust pacyfisty? Zaskakujesz mnie. - Wampir uśmiechnął się serdecznie, po czym wskazał na maszt Wyzwolenia, obecnie jeden z najwyższych punktów w porcie. - Ten okręt prześladuje nas od lat. Jego załoga odpowiada za śmierć wielu dobrych marynarzy. Większość z nich znałem osobiście, razem pływaliśmy, rabowaliśmy i piliśmy. Nie było okrętu, czy kapitana, który dałby nam radę na otwartych wodach. Aż tu nagle zwodowano ten galeon, a na admirała wybrano człowieka, który ma dość odwagi, by się nie bać naszego okrucieństwa. Jego sława dorównuje mojej i moich mentorów, więc jego śmierć z mojej ręki uczyniłaby z niego męczennika. A to zwaliłoby nam na głowy kolejne kłopoty.
- Więc pozwolę mu żyć - dokończył Barbarossa po chwili oddechu. - I patrzeć, jak piraci znowu nękają ten skrawek świata.
- A co z jego córką? Nie sądzę żeby to był tylko przelotny romans.
- Kiraie pragnie tu zostać - odpowiedział wampir, trochę zmieszany, gdy temat zszedł na jego prywatne uczucia, ale koniec końców rozmawiał on z człowiekiem, któremu nie mógł nie ufać, skoro z taką łatwością powierzał mu życie, jako medykowi. - I ja również chcę, żeby została. To dziewczyna inna niż te, które dotychczas spotkałem. Boi się, ale nie tak, jak powinna. Nie umiem tego wyjaśnić.
- Kochasz ją?
- Nie wiem. Powiedziałem, że tak, ale chciała to usłyszeć. Te kilka ostatnich dni było... wszystko działo się tak szybko. Ona kocha mnie, tego jestem pewny. Chyba istnieje na to jakieś określenie.
- Syndrom Porwanej - odpowiedział czarodziej. - Taki stan, w którym ofiara zaczyna odczuwać sympatię w stosunku do oprawcy. Zazwyczaj trwa on kilka dni, może tygodni, rzadko utrzymuje się latami. To, co ona czuje do ciebie teraz może ulec zmianie, powinieneś więc zachować ostrożność.

Dalszą rozmowę przerwało im pojawienie się minotaura, trytona i krasnoluda, opuszczających statek, na którym doszło do ostrej selekcji tych, którzy postanowili zostać na wyspie. Wszyscy siedzieli teraz na pokładzie Wyzwolenia, dyskutując między sobą o tym co zaszło i czy aby na pewno dobrze zrobili. Ich wspólnym wnioskiem podsumowującym było jednak to, że żaden nie miał zamiaru sprzeciwiać się dowódcy, u boku którego zawsze dzielnie walczyli. Stąd, gdy tylko wampir i czarodziej znaleźli się w zasięgu słuchu, zajęli oni miejsca przy burcie w oczekiwaniu na kolejną dawkę rozkazów "za" lub "przeciw" ich dalszej egzystencji.

- Czas zebrać załogę - oświadczył kapitan piratów, nie zwracając uwagi na kilka dodatkowych par oczu. - Za dwa dni wypływamy do Maurii. Po drodze, nie chciałbym, aby spotkały nas przykre niespodzianki.
- Nasi zapewne piją już którąś kolejkę - stwierdził poważnie kwatermistrz, odwiązując od pasa u spodni bat. - Zaraz zgonię wszystkich na Nautiliusa.
- Nie. Popłyniemy na Wyzwoleniu.
- Cooo?!
- To, co słyszałeś. Wpadła nam w ręce niespodziewana okazja do sprawdzenia z czego wykonano ten kawał kadłuba i nie zamierzam z niej zrezygnować. Nawet jeśli to drugi, najbardziej charakterystyczny okręt na Oceanie Jadeitów.
- A co z sojuszem morskim?
- Tym bardziej powinniśmy przybrać barwy Leonii - wyjaśnił Rafael. - Turmalia i Rubidia na pewno nie wiedzą jeszcze o zdradzie Awerkera, dlatego nie będą próbowały nas zatrzymać.
- Ale zadbamy o to w drodze powrotnej - zapewnił wampir i skinął głową Jokarowi i Kasinowi, by ci zaczęli zbierać swoich siepaczy. - Za dwa dni odbijamy. Pakować broń, jedzenie, rum i... moją trumnę.
- Aj, aj kapitanie - zasalutował Adewall i zniknął między domami. Niewzruszonym okiem zdążył jeszcze dostrzec, jak Barbarossa wchodzi po trapie, by odwiedzić swojego największego wroga.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Przygotowania do wieczorku szły pełną parą, co niezmiernie cieszyło i dziwiło elfkę. Z jednej strony była szczęśliwa, że w końcu może się pokręcić po kuchni i samodzielnie coś przygotować, z drugiej właśnie była zaskoczona tym, że stosunkowo dobrze orientowała się w kuchnio-warsztato-kuźni Kasina i dała radę przezwyciężyć chęć porządnego uporządkowania tego całego chaosu. Fakt, pomoc Tamiki okazała się w tym wypadku nie oceniona, choć tylko snuła się po pomieszczeniu i podpowiadała co gdzie leży. Po każdym umyciu niepotrzebnego już przedmiotu, Kiraie odkładała je na miejsce, z którego je wzięła, tak by w ogóle nikt nie zwrócił uwagi, że był tu ktoś inny niż nieprzyjemny w obejściu, przynajmniej dla niej, krasnolud. Przyrządzanie posiłków na babski wieczór pomogło jej również nieco odciąć się od stresujących wydarzeń dnia codziennego i uporządkować myśli, po prostu skupiając się na czymś innym.

        Po tym gdy jedzenie było już niemal gotowe, wróciła do swojego pokoju, by w nim uprzątnąć i wprowadzić jakiś ład, przez który nie musiałaby się wstydzić przed koleżankami. Tutaj pomógł jej Silva, robiąc za dodatkową parę "rąk", w końcu Tamika mogła ich jedynie dopingować i wspierać duchem. Raven dzięki poselstwu zjawy, miała zorganizować i przenieść do komnaty elfki odpowiednią ilość materacy, by wszyscy mieli gdzie spać, jeśli zacznie ich morzyć zmęczenie. Co prawda wątpiła by tej nocy udało jej się choć na chwilę zamknąć powieki, ale lepiej dmuchać na zimne, niż później kombinować, wstydzić się i tłuc po nocach w poszukiwaniu rozwiązania. Wciąż głowę zaprzątały jej ciche słowa Barbarossy stale odtwarzane w kółko w jej głowie odnośnie ich wspólnego spania od następnych dni. Z tego powodu było jej trochę głupio, że wyskoczyła z tym pomysłem o wieczorku, choć może i dobrze się stało, że będzie mogła spędzić pierwszy i ostatni raz noc w taki sposób, nim w jej życiu pojawią się ogromne zmiany. Mogła się na nie psychicznie przygotować w ten sposób.

        Po jakimś czasie przybyła majordomuska ze swoimi koleżankami i z ich pomocą Kiraie była w stanie przenieść półmiski z jedzeniem i zastawę z kuchni do komnaty na czas nim przybyły ostatnie zaproszone do wspólnej zabawy - syrenie żony Jokara. Nadal się ich bała, mając nadzieję, że nie wezmą jej za swoją rywalkę walczącą o względy ich męża, a co za tym idzie będzie się mogła jeszcze nacieszyć życiem. Nie chciała jednak psuć ciepłej i miłej atmosfery, więc starannie pilnowała by tych obaw po sobie nie pokazać, aż w końcu całkowicie o nich zapomniała i się po prostu dobrze bawiła z dziewczynami, w głównej mierze oddając się niewinnej rozmowie i wszelkiego rodzaju plotkom i ploteczkom, choć w tym przypadku była jedynie słuchaczką, a Tamika główną mówczynią. To uświadomiło elfkę w przekonaniu jak bardzo zjawie musi się nudzić, jak bardzo musi być sfrustrowana, że nic nie może zrobić prócz tego, iż po prostu była, no i szczerze mówiąc wydawała się być samotną istotą. Kiraie było skoda niematerialnej kobiety i przez to bardziej rozumiała czemu widmo uwielbiało być wszędzie, wszystko wiedzieć i wtykać nos tam gdzie nie powinno, choćby ze zwykłej przyzwoitości. Ogółem rzecz biorąc dobrze się bawiła i czuła w tym towarzystwie, nawet szczerze zaczynała lubić syreny.

***
        Nikt nie niepokoił wchodzącego na pokład pirackiego kapitana. Na pokładzie Wyzwolenia panował ruch jak w mrowisku, ci co zdecydowali się przejść na mroczną stronę i tym samym pozostać przy życiu, sprzątali z zapałem ukochany okręt, który mogli by bez skrępowania nazwać swoim domem, ze szczątek niedawnych kamratów i dowodów na to co tu zaszło.

        W kapitańskiej kajucie nie było inaczej, lecz przesiadujący w niej mężczyźni zdawali się nie przejmować za specjalnie bałaganem i praktycznie wszystkim zbrukanym krwią. Przy stole z porozrzucanymi mapami stał Horner i Awerker, dyskutując żywo o jakiś mało znaczących sprawach, a w kącie siedział skulony i drżący Menurka okryty płaszczem byłego admirała. Nastała jednak między nimi cisza, gdy rozległ się odgłos otwieranych drzwi, przez które przeszedł wampir. Jedynym co było słychać oprócz jego pewnych siebie kroków, był przyspieszony, nerwowy oddech chłopca w kącie, na którego elf zerkał kontrolnie co jakiś czas.
        - Nie krępuj się wejdź - mruknął z ironią w głosie Rion. - W czym rzecz Barbarossa? - zapytał nieco spokojniejszym, bardziej pozbawionym emocji tonem.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Powiedz mi, Awerker, jak wiele jesteś w stanie poświęcić dla dobra córki? - zapytał wampir, kiedy wstępne i wymuszone okolicznością uprzejmości pomiędzy mężczyznami zostały w końcu zakończone. Niestety wyraz twarzy admirała sugerował, iż nie będzie on skory do udzielenia odpowiedzi na to pytanie, podobnie z resztą co lekceważąca postawa Barbarossy, który nie miał zamiaru go słuchać. Pytanie to padło więc jedynie dla czystej formalności. Caster wiedział, że w ten sposób pewność siebie leończyka zostanie osłabiona, a on sam znów zakosztuje strachu o życie swoje i swojego najcenniejszego skarbu. Jego uwagę w całości pochłaniała jednak przestrzeń gabinetu, w którym to do niedawna oficjalnie urzędował jego zagorzały prześladowca. I musiał przyznać, że był on większy niż sugerowały wykradzione przed laty plany konstrukcyjne. Niebieskooki pirat przechadzał się z wolna po kajucie, oglądając wszystko, co w tym momencie nie było zachlapane krwią. Głównie więc patrzył na zakurzone księgi na oddalonych bezpiecznie półkach, marynistyczne dekoracje na ścianach i suficie oraz na imponującą kolekcję szabel pokonanych wrogów.
- Jak mniemam, brakuje ci tylko mojej - zaczął wampir, stukając palcem o rękojeść i ucichł, gdy nagle jego wzrok napotkał jeszcze jeden, maleńki detal. Był to, ukryty pomiędzy tomiszczami, szklany słój, którego wieko stylizowano na mocno spłaszczony kufer skarbów. I choć był on zamknięty, przelewająca się w nim ciecz nie pozostawiała żadnych złudzeń. Był to ocet wymieszany z formaliną i rumem, najlepszy specyfik pod słońcem do konserwacji ludzkich kończyn. Usta wampira same uniosły się ku górze.
- Identyczny mam u siebie. I też stoi pusty - zaśmiał się serdecznie, po czym poczęstował Awerkera i Hornera ich własnym alkoholem, wydobytym z ciemnych zakamarków starego barku. - No, ale nie przyszedłem tu, by podziwiać pusty słoik na głowę. Przyszedłem, aby poinformować, że za dwa dni twoja krypa przejdzie chrzest podczas rejsu do Maurii. Mam tam kilka spraw do załatwienia i tak sobie pomyślałem, że Wyzwolenie znacznie lepiej sprawdzi się w roli okrętu flagowego. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko - zakończył ironią, przechylając szklankę, by rdzawy trunek zwilżył jego gardło.
Następnie, posilając się jednym z leżących na stole piór, Barbarossa zmodyfikował trasę jednego ze szlaków, zaznaczając na nim miejsca zwiększonej aktywności patroli okrętów morskiego sojuszu. Jak nie trudno było się domyślić, narysowana przez wampira linia była trasą rejsu, umiejętnie omijającą wyżej wymienione punkty. Nie omieszkała ona jednak zahaczyć o nie w drodze powrotnej, która zapowiadała się niezwykle ekscytująco, zważywszy na fakt, że naniesiono na mapę również punkt zbiórki Wyzwolenia, Nautiliusa, Hawany i Kormorana.
- Liczę, że opanuje pan ten materiał przed podniesieniem kotwicy - dodał Barbarossa, wręczając panu Hornerowi skrawek nieco mniejszej mapy, przedstawiający jedynie deltę rzeki Rina, usianą tak gęstą siatką skał, że przypominała grzbiet psa zwanego dalmatyńczykiem. Przez labirynt biegła jednak ledwie dostrzegalna, szara linia, będąca niczym innym, jak najbezpieczniejszym sposobem na uniknięcie rozbicia o rafę.
- Właśnie awansował pan na sternika - wyjaśnił wampir. - Słyszałem o pańskiej pewnej ręce i zamierzam zweryfikować plotki. Kiedy mapa zapadnie panu w pamięć, proszę spalić ten dokument. Mój dotychczasowy sternik jest już za stary, by służyć na okręcie, ale chętnie udzieli panu kilku dobrych rad. Jak na zwykłego człowieka, jego pamięć jest niezawodna. Poznał setki tras i do dziś żadnej nie zapomniał. Mam cichą i skromną nadzieję, że godnie go pan zastąpi.
- A co do ciebie, Awerker... mam już kwatermistrza, kucharza i dwóch bosmanów, ale brakuje mi oficera. Nie Pierwszego, nie myśl sobie, ale oficera ogólnie. Zadbasz o stan załogi i zmiany przy wiosłach oraz o to, by Adewall nie zapominał się z batem. Co ty na to?
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Były admirał, czy chciał czy nie musiał się przyzwyczaić do takich wtargnięć swojego rywala na oceanie, najgorszego wroga, rówieśnika i... nie wiadomo co gorsze - kapitana czy zięcia. Nie mniej Rion przyjął wampira z wymaganymi przez etykietę formalnościami, w końcu byli cywilizowanymi ludźmi, choć zastanowił by się nad tym odnośnie przeważającej części pirackiej społeczności i ze znudzeniem zaczął go słuchać. Nie tracił jednak czujności, szczególnie, że krwiopijca zaczął rozglądać się i panoszyć po jego kajucie jakby był u siebie. Kolejna rzecz, którą musiał przetrawić i nauczyć się ignorować. A podobno nowe życie zawsze miało mieć łatwy początek. Zrobiłby mięsne puzzle z tego, kto wymyślił taką bajkę.
        - Jak miło, że ją oferujesz już na samym początku naszej nowej znajomości. Mam rozumieć to jako wyraz wdzięczności za oddanie ci ręki mojej córki, tak? - odparł kąśliwe, gdy wampir wyraził swoją uwagę na temat oglądanej właśnie kolekcji szabli. Na kolejne stwierdzenie, nie odpowiedział nic, acz uśmiechnął się pod nosem nieco rozbawiony i z lekkim niedowierzaniem we własne zwątpienie. Tak, do tej chwili nie zbyt wierzył w to by i Barbarossa trzymał u siebie ukryty taki sam słój z tym, że na głowę byłego admirała, prawdopodobnie przyszłego teścia.
        - Może wypadałoby je wymienić na odwrócone lustro? Albo wsadzić do środka niewielki portret, wtedy by się wszystko zgadzało - rzucił z wciąż pobrzmiewającym rozbawieniem i... no cóż - złośliwością. Grzebania w braku i rządzenia się nie swoim trunkiem Awerker dla obustronnego dobra wolał nie komentować, przez co biedny Horner jeszcze bardziej nie wiedział co zrobić, a tym bardziej jak się zachować w tej chwili. Dla niego to Rion wciąż był kapitanem, choć w praktyce został zdegradowany z tego urzędu, skoro postanowił podporządkować się Barbarossie. Skomplikowana sytuacja.

        - Proszę, tylko nie krypa - wycedził przez zęby elf i przyjrzał się uważnie mapie i nowo nałożonym na nią rysunkom. Zamyślił się przez moment wpatrując w precyzyjnie rozmieszczone miejsca patroli. Nieumarły miał dobre informacje, praktycznie nawet najświeższe. To właśnie teraz zaczęło do niego docierać dlaczego w starciach z tym piratem zawsze dochodziło między nimi do nierozstrzygniętego impasu. Miał w nim godnego przeciwnika to musiał przyznać. - Nie mogłeś wymyślić bardziej oczywistego sposobu na to by poinformować jadeitowe królestwa o mojej zdradzie i dołączeniu do ciebie - mruknął z ironią i pokręcił głową z niedowierzaniem, jak ojciec, który nie może pojąć wybryków swojego syna. Bo dla Riona coś takiego było dziecinadą, nawet jeśli mieli praktycznie tyle samo lat, ale skoro Barbarossa tu rządził, były admirał nie miał praktycznie nic do powiedzenia. - Uważaj tylko na niego. Nie wiem czy na tych wodach jest drugi taki, który dorównuje twojej KRYPIE - rzucił w odwecie za wcześniejsze nazwania tak Wyzwolenia.

        Szokowany obrotem sytuacji Horner nie był pewien czy przyjmować mapę od krwiopijcy, przez co wodził wzrokiem od jednego do drugiego mężczyzny, aż Awerker się nad nim nie zlitował i gestem dłoni nie dał znaku by tryton bez skrępowania przyjął dokument i się dostosował do rozkazów pirata. Elf stanął po tym z założonymi rękami w pewniejszej siebie, nieco zrelaksowanej i lekceważącej pozie.
        - Aj aj kapitanie - zasalutował leoński naturianin, a za poleceniem Awerkera odszedł by od razu zając się planowaniem i rozpracowywaniem mapy, a także by spotkać się ze sternikiem, o którym wspomniał nieumarły. Gdyby nie siedzący w kącie Menurka wciąż skulony i zagubiony po tym co się wydarzyło w tym miejscu, gdy on i jednoręki elf zostali sami, można by uznać, że kapitanowie zostali sam na sam.
        - Coś trzeba robić i od czegoś zacząć. - Wzruszył ramionami, przynajmniej wciąż będzie na swoim statku i nie będzie zostawiony na pastę losu tym wszystkim mieszkańcom Wyspy Czaszek, gdy Barbarossa odpłynie. To było jedno z bezpieczniejszych rozwiązań. - Jak mniemam Kiraie tu zostaje... - Bardziej stwierdził niż zapytał, a odnosił się właśnie do planowanej przez wampira wyprawy. - Niech Menurka z nią zostanie...
        - Nie, panie... Proszę... - rozległ się z kąta rozpaczliwy głos zaniepokojonego chłopaka, który mimo to wolał nie ruszać się ze swojego miejsca. Awerker spojrzał na Barbarossę, w końcu to on tu rządził.

***
        A w zamku wieczorek trwał w najlepsze. Wszystkie dziewczyny się dobrze bawiły, Kiraie zwiększyła grono swoich przyjaciółek i raz czy dwa musiała udać się do kuchni by uzupełnić wieczorkowy prowiant. Z czasem jednak wszystkie zaczęły powoli układać się do snu.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Nie, nie mogłem - zaśmiał się wampir i rozsiadł wygodnie w jednym z foteli, wciąż spoglądając na elfa z wyższością. - A wiesz dlaczego? Bo chcę żebyś poczuł, jak to jest kiedy ci, którym ślubowałeś wierność, ścigają cię z batem jak zwykłego kundla. Ot taki mój prezent na początek. Z resztą moi ludzie już od bardzo dawna nie mieli okazji do porządnego napełnienia sakiewek, a właśnie namierzyliśmy trasę pewnej bogatej karawany. Problem w tym, że trzy okręty mogą nie wystarczyć, za to cztery... brzmi już o wiele lepiej, nieprawdaż?
W czasie, kiedy Barbarossa kończył wypowiedź, do kajuty Awerkera weszło dwóch tragarzy, tęgich chłopów z niskim intelektem i tępym wyrazem twarzy, na barkach których spoczywała wampirza trumna. Zafascynowany bajkami o swojej rasie i pochodzeniu, kapitan Nautiliusa wręcz nie mógł oprzeć się pokusie, musiał zbadać ów mit, a gdy poznał wygodę wyłożonego aksamitem pudła, jakoś stracił zapał do normalnych łóżek. Nawet w kwestii uwodzenia kobiet. W końcu liczyło się z kim, a nie gdzie.
- Postawcie ją z dala od okna - polecił nieumarły, wskazując zacieniony kąt, gdzie nie docierało nawet światło świec.
Następnie, gdy już odprawił sługusów, wampir uchylił wieko swojego zakątka i wyciągnął z niego czarny, podszyty srebrną nicią płaszcz, mogący uchodzić w pewnych rejonach świata za "ten na specjalne okazje". Na barkach spoczywały epolety w kształcie galopujących koni, których tył przeistaczał się w morską pianę. Poniżej, w okolicy torsu, nici łączyły się ze sobą w kaskadę mniejszych i większych kół, a na samym dole znów rozpływały się po czarnym materiale. Jedynym, złotym zdobieniem były wywinięte rękawy ze spinkami w kształcie małych kotwic oraz sztywny, postawiony ku górze kołnierz. Jedyne, co mogło zadziwić Awerkera w tym krawieckim cudzie to fakt, iż jak ocean długi i szeroki, był to płaszcz bezsprzecznie skrojony na kobietę.
Dołączona była do niego krótka szpada z szeroką osłoną na nadgarstek i prostym, acz eleganckim lejcem, na którym wygrawerowano szereg morskich lilii.
- Należała kiedyś do... - urwał wampir, nie chcąc rozkopywać ran z przeszłości i pakując broń do skórzanej pochwy, odwiesił ją w raz z płaszczem na drewniany kołek.
Następnie, by zająć myśli czymś innym, Barbarossa poświęcił część uwagi admirałowi i siedzącemu cicho w kącie, Menurce.
- Kiraie postanowiła płynąć z nami - wyjaśnił, choć po minie jaką zrobił elf, samo "postanowiła" należało najwyraźniej rozwinąć. - Nie patrz tak na mnie. Też wolałbym żeby została, ale z drugiej strony, mam ją tu zamknąć, jak w złotej klatce? Przy mnie nic jej nie grozi, a zważywszy na okoliczności Ty również będziesz mieć na nią oko.
Z czasem, jak rozmowa coraz bardziej schodziła w tonację linii zięć-teść, Barbarossa częstował się kolejnymi kieliszkami rumu, jakby nie mógł przetrawić tych zmian na trzeźwo. Problem w tym, że dość ciężko mu się było upić.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        - Jakiś ty wspaniałomyślny - westchnął były admirał w ogóle nie przejęty bardziej lub mniej świadomą prowokacją wampira.
        Może inaczej by było gdyby Wyzwolenie zostało przez piratów przejęte siłą, a przywiązany do masztu Rion wraz z ocalałą częścią załogi musiałby obserwować jak ostrzeliwują go właśni sojusznicy... ALE! Elf już wcześniej był ścigany przez dawnych kompanów i burta w burtę z jeszcze nie tak dawnymi wrogami stawił im czoła, z własnej woli, choć za wiele nie miał w tej kwestii do powiedzenia, pozwolił na doprowadzenie swojego okrętu do pirackiego portu i sam wyraził nadzieje na otrzymanie na tej wyspie azylu i wcielenie go do pirackiej zgrai. Nie byłby już chyba w stanie usiedzieć zakotwiczony na lądzie, całym jego życiem były bezkresne wody i Kiraie, acz w sumie to pierwsze miał jedynie w teorii, skoro miał służyć pod Barbarossą. Zawsze to coś.

        Horner wyszedł za rozkazem Barbarossy i przyzwoleniem Awerkera, nie mogli się jednak oddać pełnej swobody rozmowie, gdyż zaraz po wyjściu trytona do kajuty weszło dwóch przygłupich mięśniaków z trumną. Długouchy na jej widok otworzył szerzej oczy z niedowierzaniem, a gdy pierwszy szok minął i piraci opuścili pomieszczenie, spojrzał surowo na wampira. Nawet ślepy by dostrzegł, że niezbyt się to podobało Rionowi, zważywszy na to, iż wciąż miał nadzieje na odzyskanie pełnej władzy na swoim okręcie. Prędzej bądź później, nie ważne, liczył się tylko sam fakt.
        - Nie przeginasz czasem, Barbarossa? - zapytał przez zaciśnięte zęby, formując również dłonie w pięści. Był gotów podejść do krwiopijcy i walnąć mu w pysk za bezczelność, ale wciąż w nie najlepszym stanie Menurka postanowił go uprzedzić.
        - Jak śmiesz się tak panoszyć po kajucie kapitana? Jak śmiesz go tak lekceważyć?!
        Podniósł się z ziemi warcząc groźnie, a jego nogi praktycznie całkowicie przekształciły się w gęsto porośnięte futrem kopyta, z głowy natomiast wyrosło poroże godne dostojnego jelenia. Rion widział co się święci i nim przekształcające się w szpony dłonie chłopaka uszykowały się do wymierzenia ciosu w wampira, były kapitan zastąpił mu drogę.
        - Menurka uspokój się na litość boską! - zrugał go i powiódł spojrzeniem od góry do dołu. - Z nikim nie rozmawiaj i od razu idź się położyć. Znajdź sobie spojone miejsce i odpocznij porządnie - polecił elf, obserwując jak chłopak się uspokaja i wraca do wcześniejszej - ludzkiej postaci.
        Kiedy Menurka odpuścił, były admirał odetchnął głośno z ulgą, że udało mu się nie dopuścić do kłopotów i rozlewu krwi. A wątpił, by Barbarossa był w stanie poradzić sobie z rozszalałym, dojrzewającym Wendigo, poza tym lepiej było mięć go w pełni sił, nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać dzikość i furia takiej bestii, choć Awerker osobiście nie miał Menurki za potwora, chłopiec był dla niego jak syn.
        - Hmm... Może faktycznie masz rację... Ale tylko ten jeden raz! - Postawił sprawę jasno i raz jeszcze odprawił chłopca do jego sypialni niedaleko swojej.
        W zapewniania o bezpieczeństwie córki u boku wampira nie miał zamiaru wierzyć, ale gdy on zostanie na statku, a Kiraie będzie po nim krążyć, będzie mógł zapewnić jej najlepszą ochronę. Może nawet namówi do zostawienia w cholerę krwiopijcy. Nie mówiąc już o trzymaniu dziewczyny z dala od tego nieumarłego mężczyzny. Chyba faktycznie nie było innego wyjścia.
        - A teraz jeśli pozwolisz chciałbym odpocząć i uszykować wszystko na nadchodzącą podróż, więc z łaski swojej zabieraj stąd swoją sypialnię i daj mi choć minimum wolnej przestrzeni - burknął z rosnącym gniewem, wprost proporcjonalnie do widoku rozsiadającego się i czującego się tu swobodniej wampira.

***

        W zamku dziewczyny już smacznie spały, a przynajmniej te co mogły i potrzebowały snu do odzyskania sił, czyli przede wszystkim Kiraie i syreny. W końcu Raven i jej wampirzym koleżankom sen już nie był tak niezbędny do normalnego funkcjonowania, nie wspominając już o Tamice.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Barbarossa nie spodziewał się, że tym, który podniesie głos będzie Menurka. Jego dotychczasowy monolog i kąśliwe uwagi miały na celu doprowadzić Awerkera do granic cierpliwości i zmusić go do dobycia szpady, a może nawet i do odbycia krótkiego pojedynku z odwiecznym rywalem. Pokład Wyzwolenia wręcz prosił się o zaistnienie jako scena pod to widowisko, które bardowie latami opiewaliby w swoich poematach, niezależnie od wyniku starcia. Takowe jednak łatwo było przewidzieć, skoro tylko jeden z mężczyzn zachowywał względny i wymagany spokój. Drugi był splątanym kłębkiem nerwów, do którego właśnie docierało, że jest o krok od stracenia wszystkiego i wszystkich, których kochał, co powoli odbierało mu władzę nad trzeźwym i racjonalnym myśleniem. Walka z takim oponentem nie mogła zatem trwać w nieskończoność; zbytnia pewność siebie wampira pozwalała mu ocenić długość pojedynku na przeszło pięć minut, podczas których straciłby co najwyżej rękaw płaszcza. I to lewy, warto podkreślić. Barbarossa dobrze wiedział, że i Rion myśli w tej chwili podobnie, może nawet dodaje sobie szanse przez fakt, iż towarzyszyć mu będzie wściekłość i element zaskoczenia, lecz nawet i bez czytania w myślach wampir przeczuwał jego zamiary. Drżącej ręki panicznie szukającej oparcia o rękojeść nie dało się w żaden sposób zamaskować. I tyle jeśli chodziło o zaskoczenie.
Kiedy jednak głos zabrał podopieczny admirała, nawet pirat musiał ustąpić zdumieniu. Nigdy bowiem nie widział, by ktoś tak lichy miał w oczach tyle gniewnego ognia, że mógłby spalić okręt wraz z załogą. Chociaż nie, raz Barbarossa widział podobny żar, w oczach swojego obecnego kwatermistrza, gdy ten pod wpływem kilku beczek mocnego piwa wyzwał na pojedynek pięściarski wszystkich oprychów w tawernie i go wygrał. Nautilius nie był wtedy postrachem oceanu, a zwykłą, leońską krypą, która cumowała u wybrzeży Arrantalis w oczekiwaniu na załadunek srebrem. W tamtych latach Adewall nie sprawiał wrażenia bycia gigantem, na tle innych minotaurów prezentował się dość posępnie, niczym dzieciak próbujący dorównać starszym kolegom. To cud, że dziś był chodzącą górą mięśni, w dodatku nietępą i potrafiącą rozerwać na połowy ludzi rozmiarów Menurki.
- Posłuchaj admirała, chłopcze - rzekł wampir oschle, wracając do teraźniejszości, jakby stan chłopaka, to jest kopyta i poroże, nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Zaraz też odwrócił się do niego bokiem, pozwalając jego odbiciu choć na chwile zaistnieć na ostrzu pirackiej szabli, które to było szerokie i gładkie niczym lustro. - Myślisz, że srebro działa tylko na wampiry? Mój czarodziej już lata temu odkrył twoje istnienie, Wendigo. To niebywałe, że stałeś się cywilizowany. Przynajmniej pod taką postacią...
Gdy tylko Menurka wyszedł, Barbarossa posłał Awerkerowi jedno z tych spojrzeń natychmiastowo żądających odpowiedzi, lecz kiedy jej nie uzyskał, wcisnął mu do ręki szklankę i nalał rumu.
- Stąpasz po cienkim lodzie, Awerker - ostrzegł dawnego wroga, choć sam przed sobą przyznał, że robi to głównie przez wzgląd na Kiraie, która spała w swojej sypialni, nieświadoma tego, że jej ojciec przygarnął pod dach potwora. - Wendigo to nie pieski na smyczy, które możesz nauczyć aportowania. To zmyślne bestie, które porywają i zjadają ludzi. Rozumiem już skąd tutaj tyle krwi. W twojej załodze nie ma człowieka o upodobaniach podobnych Jokarowi, więc albo tłumem tu kogoś zbiliście kijem albo twój przybłęda uciął sobie krótką pogawędkę z typem, który podniósł rękę na twój najcenniejszy skarb. Czy zastanawiałeś się kiedyś co by było, gdybyś jednak nie potrafił nad nim zapanować, a w pobliżu byłaby twoja córka?
- Jak dotąd próbowałem być miły i wyjaśnić ci wszystko na masę delikatnych sposobów - podjął wampir po chwili dłuższego milczenia, podczas którego przeszedł się po kajucie Riona, oglądając zniszczenia spowodowane przez jego pupilka. Szczególną uwagę wampira przykuł widok tego, co przed spotkaniem z pazurami stwora mogło być elfią czaszką. I była to elfia czaszka: na wpół zjedzona i roztrzaskana tak, że został z niej kawałek czoła, skroni i połowa oczodołu.
- Nie jesteśmy w Leonii, a ty nie jesteś już kapitanem Wyzwolenia. Twój okręt i załoga pozostają pod moją komendą aż do odwołania. Nie macie tu żadnych praw, stoicie niżej od pomywaczy i majtków szorujących pokład. Nie ty, oczywiście. Tobie akurat pozwolę się wykazać jako oficer na Nautiliusie, więc możliwe, że moje zdanie ulegnie zmianie. Na chwilę obecną Menurka ma kategoryczny zakaz zbliżania się do Kiraie, zrozumiano? - W tej kwestii Barbarossa oczekiwał tylko jednej odpowiedzi, więc nawet nie musiał jej wysłuchiwać. Po prostu wyszedł, trzaskając przy tym drzwiami na tyle mocno, że jeden z zawiasów pękł z cichym zgrzytem.
Będąc już na zewnątrz, uderzony bryzą i wschodzącym słońcem, Barbarossa poczuł nie małą ulgę na żołądku, pomieszaną z dziwnym kłuciem w klatce piersiowej. Nie rozumiał tego wtedy, w kajucie, ale teraz wszystko stało się jasne. Bał się. Nie o siebie, czy mieszkańców wyspy Czaszek, ale o dziewczynę, która w zaledwie miesiąc stała się bliższa jego sercu niż ktokolwiek inny. Nie mógł jej teraz utracić przez jakieś głupie błędy, a sprowadzenie na wyspę Wendigo było chyba największym jakie popełnił. Wcześniej Barbarossa nawet nie brał tego pod uwagę, kompletnie zapomniał o istnieniu dziwnego chłopaka nie wiadomo skąd, który nagle zasilił szeregi admirała. Do tej pory uważał go za muchę, ale teraz będzie musiał uważnie się mu przyjrzeć. Dla dobra elfki. Zaraz też, rozumiejąc co się święci, wampir zacisnął zęby i z całych sił starał się zabronić swojemu ciału dokonać przemiany. Wiedział jednak, że tym razem uda mu się nad tym zapanować. I rzeczywiście, trzy uderzenia serca potem, zamiast czarnego kota, okręt opuścił Barbarossa z krwi i kości, w swojej własnej postaci, którą skierował ku posiadłości. Musiał odreagować, potrzebował tego bardziej niż butelki krwi sączonej przy kominku. Potrzebował ciepła ukochanej.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Widok srebrnego ostrza u boku wampira był jak kubeł zimnej wody wylanej na głowę młodzieńca. Dwunastolatek z niepokojem w oczach utkwionych w śmiercionośnej broni pirata przełknął z obawą ślinę i nieco się cofnął. Jednakże... gniew wezbrał w nim na nowo gdy tylko doszły do niego kolejne słowa nieumarłego. Nie wiedział tylko co go bardziej rozsierdziło, zwrócenie się do niego nie po imieniu, a po tym kim był w rzeczywistości, czy pogardliwe stwierdzenie, pełne zaskoczenia, że ktoś taki jak on może być cywilizowany. W oczach wściekłego młokosa zalśniły łzy, a lico zaczęło się wydłużać i przekształcać w nagą czaszkę bliżej nie określonego zwierzęcia z ostrymi kłami.
        - Odszczekaj to psi...
        - Menurka! - zdenerwował się Awerker, kładąc i mocno ściskając dłoń na porośniętym sierścią ramieniu chłopca prawie całkowicie zmienionego już w bestię.
        Warczenie ustąpiło pojedynczemu zaskomleniu, skruszony dzieciak się przykulił, co wyglądało dość groteskowo w jego obecnej postaci, po czym otarł łzy i podreptał ukrytym za regałem przejściem, pod pokład. Przeszedł do ładowni szczelnie okrywając się płaszczem admirała i unikając spojrzenia współkamratów, którzy i tak nie zwracali na dzieciaka specjalnej uwagi, poszedł do swojej komórki pod schodami, gdzie zaraz się skulił i dał swoim łzom po prostu płynąć, aż po jakimś czasie nie zmorzył go sen, zaraz po odzyskaniu ludzkiego wyglądu. W załodze Awerkera nawet Horoner nie wiedział kim tak naprawdę jest ten niańczony przez kapitana szczeniak i choć większości załogi nie specjalnie to obchodziło, tryton zakładał, że najpewniej jest wilkołakiem, albo jakimś innym nieszkodliwym zmiennokształtnym. Nie było wątpliwości, że gdyby się dowiedzieli prawdy, albo w trybie natychmiastowym by uciekli, albo obróciliby się przeciw admirałowi, lub po prostu urządziliby obławę na młodą bestię.

        Były admirał wbił wrogie spojrzenie w Barbarossę, obwiniając go za taki obrót sytuacji, za to, że Rion został zmuszony do warknięcia na Menurkę, ale gdy i wampir odwzajemnił surowy wzrok, elf odwrócił swój, jakby od niechcenia. Zaraz jednak na nowo skupił na rywalu uwagę, kiedy została mu wciśnięta w dłonie szklanka z rumem. Awerker był cały spięty, domyślał się o czym teraz będzie rozmowa, przez co westchnął ciężko i pociągnął solidny łyk alkoholu. Podczas wysłuchiwania krytyki pirata jeszcze kilka razy uniósł naczynie do ust, aż ostatecznie puste nie zostało postawione przez niego na blacie biurka.
        - Nie znasz go, więc nie oceniaj - polecił gniewnym tonem, nie odwracając już od krwiopijcy oczu. - On jest takim samym potworem jak ty, Jokar czy Adewall, z tą różnicą, że on ma dobre sercem, choć urodził się taki, a nie inny, w przeciwieństwie do was. I nie waż się mówić o nim jak o jakiejś maskotce czy psie! Menurka jest człowiekiem z krwi i kości i zasługuje na ludzkie traktowanie! - warknął na Barbarossę, mimowolnie zaciskając dłoń na rękojeści jednej z szabli u swego boku.
        Nieumarły jednak skutecznie go zablokował swoimi słowami nim leończyk zaatakował. Widać było, że się zasępił i poważnie zastanowił, po jego postawie zdało się poznać, że nie jest do końca pewien i szczerze nie zakładał takiej ewentualności.
        - On nie jest potworem - mruknął pod nosem, jakby bardziej chciał sobie wykluczyć zaistnienie takiego ryzyka niż Barbarossie. - Nigdy nie zaatakowałby niewinnej osoby - dodał choć nie zbyt przekonująco.
        Niejasnością było dla elfa, dlaczego wychowywany od niemowlęcia przez rodzinę starych rybaków chłopak wylądował na ulicy. Znaczy wierzył Menurce, że jego opiekunów zaatakowali piraci, przez co ich nienawidził, ale to właśnie tu właśnie pojawiały się wszelkie wątpliwości. Skoro młokos był z nimi podczas ataku, dlaczego nie ochronił swoich opiekunów, ponadto, z tego co słyszał Awerker, ostatni piracki atak w Leoni miał miejsce dwa tygodnie przed tym, jak chłopiec zaczął kraść i dołączył do byłego admirała. Przy czym tamtymi piratami podobno zajęli się strażnicy miejscy.
        Czyżby jednak mylił się co do młodzieńca i to faktycznie on sam zabił swoją rodzinę? Na początku nie przyszło mu do głowy, by dokładnie poznać powody wylądowania Merunki na ulicy, ale teraz po części żałował, że tego nie zrobił. Nawet jeśli w tamtym czasie jedyną myślą zaprzątającą głowę admirała była po prostu chęć odzyskania córki. Nic więcej się nie liczyło. Czyżby przez swoją lekkomyślność naraził wszystkich w tym swoją ukochaną księżniczkę na ogromne niebezpieczeństwo? Nie! Wierzy, ufał Menurce, że coś takiego nie będzie miało miejsca, miał taką nadzieję.
        Te myśli całkowicie go pochłonęły, przez co zapomniał o swoim rozmówcy, a jego słowa były jedynie zniekształconym szumem w jego uszach. Otrząsnął się z tego stanu dopiero, gdy doszedł go dźwięk trzaskających drzwi.

        Od tego wszystkiego powoli zaczynała go boleć głowa, a analizowanie na nowo kilka razy ostrzeżenia Barbarossy, rodziło w nim tylko jeszcze więcej wątpliwości i obaw. Chciał mieć Menurkę, za zwykłego zmiennokształtnego, może za jakąś rzadką odmianę wilkołaka, ale to nie było takie łatwe jakby pragnął, bo różnica między wilkołakiem i wendigo była zbyt wielka. To tak jakby przyrównać mantykorę do zwykłego dachowca. Rion był rozdarty i szczerze zagubiony, szklanka stojąca na biurku co chwila się zapełniała i opróżniała z popularnego na wodach trunku, którego butelka stojąca obok naczynia była już niemal całkowicie pusta. Alkohol powoli zaczynał działać na długouchego, ale nie rozwiało choćby odrobinę jego wątpliwości. Westchnął ciężko i posłał po Menurkę, długo po wyjściu Barbarossy i krótko przed wschodem słońca.

        Zaspany i nadal senny chłopiec przyszedł do Awerkera bez najmniejszej zwłoki, przecierając sobie co rusz pełne piasku oczy i ziewając okazyjnie.
        - Tak kapitanie? - zapytał na wpół przytomny, chciał wracać do swojego kąta pod schodami w ładowni i wrócić do przerwanego snu, jednakże mina elfa, skutecznie go obudziła. Młokos przełknął ślinę i nieco się zgarbił, skulił. - Ja, prze-przepra...
        - Czy w ogóle pomyślałeś o tym co by się z nami i resztą załogi stało, gdybyś choćby lekko zadrapał Barbarossę?
        - Ja...
        - Leżelibyśmy już na dnie w tym porcie razem z Wyzwoleniem. Co ja mówię, nic by z nas nie zostało! - Admirał podniósł głos, a Menurce znów wezbrały łzy w oczach.
        - Kapitanie, ja naprawdę...
        - Do tego jeszcze musiałeś mu pokazać czym jesteś! Już ci mówiłem, co się stanie jak ktoś pozna twoją prawdziwą naturę. Mówiłem żebyś trzymał nerwy na wodzy i nie zmieniał się bez mojego zezwolenia! Przecież w amoku mógłbyś nas wszystkich przez przypadek zabić! - warknął na niego, lecz załamany chłopiec już go nie słuchał.
        - Czym jestem... - mruczał cały czas ponuro pod nosem, gdy tylko padło to ostre sformułowanie z ust tego, który go przygarnął pod swoje skrzydła. A więc nie był dla niego "kimś" tylko "czymś"... Do tego krwiożerczą bestią potrafiącą jedynie bezmyślnie zabijać.
        Rion nawet nie wiedział ile bólu sprawiło małemu tych kilka słów. Reprymendy jednak nie było końca, przez alkohol elf jeszcze bardziej się rozkręcał i leciał z jego strony prawdziwy potok krytycznych i karcących słów. Młodzieniec nawet już nie zwracał uwagi na płynące po własnych policzkach łzy, w połowie zdania Awerkera odwrócił się nie słuchając jego polecenia by się do niego odwrócił i został.
        Zrozpaczony blondyn po prostu wyszedł z kajuty kapitana, zatrzaskując za sobą z impetem drzwi. Przetarł dłonią oczy i kilka razy podciągnął nosem załamany oraz zagubiony. Nie chciał zostawać na Wyzwoleniu skoro nikt nie chciał na nim potwora, ale w obcym, pełnym wrogów mieście nie wiedział gdzie mógłby się schować przed wszystkimi i z dala od wszystkich. Zrzucił z siebie płaszcz byłego admirała, podeptał go i wyrzucił za burtę, ignorując pytania i urażone tony innych leończyków. Kręcił się po pokładzie dłuższą chwilę, aż całkowicie zniknął wszystkim z oczu.

***

        Kiraie wstała skoro świt jak to miała w zwyczaju i choć nie spała zbyt długo przez babski wieczorek, o dziwo była wypoczęta. Uważając by nie zbudzić syren - Raven z koleżankami pewnie wróciły do siebie, by nie przeszkadzać śpiącym, a Tamika znając ją kręciła się tu i ówdzie w poszukiwaniu czegoś ciekawego do roboty, albo jakiejś sensacji do podsłuchania - poszła do łaźni by się przebrać i odświeżyć. Po tym nieco uprzątnęła w pokoju i biorąc brudne naczynia, wyszła ostrożnie na paluszkach. Jedną ręką udało jej się przymknąć za sobą drzwi, gdy znalazła się już na korytarzu, a po tym podreptała ze stosem brudnych naczyń do kuchni. Niestety nie było sposobu nie wpaść po drodze na którąś ze służących krzątających się po posiadłości i czy elfka chciała czy też nie, naczynia zostały jej odebrane i zaniesione do kuchni.
        Jednakże to w niej dziewczyna była najbardziej zestresowana. Słyszała kręcących się w pobliżu kuzynów Kasina, przez co przyrządzenie śniadania dla wszystkich domowników - bo naczyń nie pozwolono jej pomyć, służąca się tym zajęła - zmieniła się w pełną akcji i emocji akcję ratunkową, przynajmniej tak to wyglądało. Gdy tylko któryś z krasnoludów przechodził, długoucha porzucała wszystko i szybko umykała by się przed nim schować, a gdy było czysto dopiero wtedy kontynuowała gotowanie. Po raz pierwszy nie czuł się komfortowo podczas przygotowywania jedzenia i dochodziło do tego jeszcze wrażenie jakby robiła coś bardzo, ale to bardzo złego, niepoprawnego i nieprzyzwoitego, a przecież szykowała jedynie kanapki, sałatki i kilka szybkich, ale dość wykwintnych przez swoją egzotyczność dań z ryb na zimno. Dodatkowo przez te podchody czas gotowania niemożliwie się wydłużył i Kiraie coraz bardziej czuła duszę na ramieniu, już prawie kończyła i niemal w kościach czuła, że zaraz nastąpi apokalipsa i zostanie przyłapana, nie była jednak w stanie przerwać na ostatniej prostej, tym bardziej, że musiała uważać by delikatne placuszki z mąki kukurydzianej się nie przypaliły.
        - Koniec!!! - krzyknęła z entuzjazmem i triumfem, gdy wszystko było gotowe, zaraz się jednak skuliła zatykając dłońmi usta i rozglądając się nerwowo czy nikt nie przybiegł do kuchni zaalarmowany tym okrzykiem. - Violetto mogłabyś z koleżankami zanieść wszystko do jadalni i nakryć do stołu? Ja tu pozbędę się dowodów - zachichotała rozbawiona.
        - Oczywiście panienko - zgodziła się służąca, która przyszła tu z Kiraie po odebraniu od niej brudnych naczyń. Teraz podjechała z niewielkim wózkiem na kółkach, na który poprzekładała przykryte patery z parującym jedzeniem i pojechała do jadalni przy okazji posyłając kilka innych służących o resztę dań.
        - Dziękuję - uśmiechnęła się sprzątając po sobie. Widząc przemykającą pod sufitem Tamikę zawołała ją do siebie i poprosiła by zawiadomiła wszystkich o tym, że śniadanie jest gotowe i czeka w jadalni.

        Zdenerwowanie i cały wcześniejszy stres zaczęły opuszczać dziewczynę, gdy kończyła porządkować to co nabałaganiła podczas gotowania. Mając jednak w pamięci porządki w Nautiliussowej kuchno-warsztato-kuźni, nie tykała się naturalnie stworzonemu tu przez Kasina chaosowi. Wtedy krasnolud od razu domyśliłby się kto jest winny tej zbrodni - panoszeniu się po jego... kuchennej hybrydzie i dokładnym wyczyszczeniu kilku wyjątkowo zwęglonych garnków.

        Ostatnim co jej zostało było odłożenie chochel, łyżek, łopatek i noży na miejsce. Niestety podczas gdy nuciła sobie beztrosko jakąś festynową melodię i polerowała pieszczotliwie jeden z noży kuchennych. Do Kasinowego królestwa wszedł któryś z piratów. Kiraie przeraziła się jego nagłym pojawieniem, pisnęła i upuściła ostre narzędzie na podłogę. Na szczęście nie trafiło jej w stopę, ani nic specjalnego się nie stało oprócz oczywiście niemałego rabanu. Wystraszona przyłożyła dłoń do piersi i starała się uspokoić. Rozejrzała się ze skruchą po bałaganie, czując się winna.
        - Kasino mnie zabije - jęknęła do siebie, a po tym spojrzała surowo, na tego, kto śmiał ją tak śmiertelnie przestraszyć.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Barbarossa do posiadłości wrócił drogą przez las, szerokim łukiem omijając główny trakt, na którym mógł przypadkowo natknąć się na któregoś ze swoich ludzi. Chciał pobyć przez chwilę sam w zaciszu drzew, by w spokoju uporządkować burzliwe myśli. Pierwszy raz, od bardzo dawna, czuł, że zaczyna tracić panowanie nad sytuacją, co odbierał z wyraźnym lękiem ponieważ, jak dotąd, to "jego" zawsze było na wierzchu. Teraz zapowiadało się na nie małą rewolucję, w której strony konfliktu (a sam był w jednej z nich) powoli zaciskały pętlę wokół jego szyi. A przecież nie mógł im na to pozwolić, musiał znów trzymać twardo rękę na pulsie, pokazać, że ta chwila słabości właśnie minęła i już nie powróci. Musiał ponownie udowodnić całemu światu, że jest jednym z największych pirackich hersztów i że nikt na oceanie nie ma prawa dyktować mu jakichkolwiek warunków. Tylko czy rzeczywiście chciał to udowodnić światu, czy tylko i wyłącznie samemu sobie? Na to pytanie Barbarossa doskonale znał odpowiedź, lecz z gniewu przed poznaniem prawdy nie wypowiedział jej, a wyładował swoją frustrację na nosie jednego z gargulców strzegących bramy. Gdyby żył, kamienny strażnik nigdy by mu na to nie pozwolił, prędzej przewrócił, zgniótł i odgryzł zdrową rękę (bez względu na to czy jego stwórca trzymałby go na magicznym łańcuchu bezwzględnego posłuszeństwa). Odłamki rzeźbionej skały posypały się po bruku, a pył spokojnie osiadł na butach, kiedy wampir wkraczał na żwirową ścieżkę wokół fontanny. Musiał przyznać, że mu ulżyło, zrzucił z siebie dużą część stresu i nawet nie miauknął. To już był jakiś postęp, lecz nie można było spoczywać na samych laurach...
Kiedy dotarł do fontanny, na pierwszy rzut oka nawet jej nie poznał. Marmurowy piedestał stał wolny od mchu i glonów, a rzeźba na nim wydawała się bardziej rzeczywista niż za czasów kiedy piętrzyły się na niej warstwy kurzu i ptasich odchodów. Sama woda natomiast - krystalicznie czysta, gdyby nie zmarszczki na jej powierzchni Barbarossa mógłby się przejrzeć, ale nawet i przez nie widział dno pełne zardzewiałych monet. Ciężko mu było uwierzyć, że to już nie basen zbłąkanych szopów i wychodek szczurów. Nawet róże zdawały się jakieś inne, ich krzak ładnie kwitł wokół murku i ciasno do niego przylegał, a nie wrastał w kamień, walcząc o dostęp do wody i słońca, same kwiaty natomiast zdawały się większe, a ich kolory żywsze. Na ich widok piratowi od razu przypomniała się Kiraie, delikatność jej wyglądu i ostrość charakteru. Różowy akcent we włosach na pewno sprawi, że będzie wyglądała nieziemsko.
Przechodząc przez frontowe drzwi Barbarossa walczył jeszcze z kilkoma myślami. Główna dotyczyła obecności Wendigo i reakcji Awerkera na słowa wampira. Nieumarły zastanawiał się, czy powinien osobiście poinformować o wszystkim swoją kochankę, czy pozwolić wydarzeniom rozwijać się samoistnie i obserwować je biernie z ukrycia. Zakochał się w Kiraie, tego był absolutnie pewien, choć od dawna nie rządziły nim podobne uczucia i nie wiedział jak ma teraz postępować. A może powinien poczekać aż jej ojciec sam jej o wszystkim powie. Zaoszczędziłoby to wszystkim sporo zmartwień, a jednocześnie przerwało niezręczną ciszę pomiędzy elfami. Chociaż z drugiej strony Barbarossa nie był pewny, czy na pewno chce ingerencji Riona w to wszystko, co zrodziło się pomiędzy nim, a jego córką.
Do rzeczywistości przywrócił go czyjś krzyk, dobiegający z kuchni, czy też miejsca pracy pewnego gburliwego krasnoluda. Barbarossa ruszył czym prędzej w tamtą stronę, choć nic nie wskazywało na to, by okrzyk oznaczał tarapaty. Był na to zbyt ciepły i optymistyczny, zupełnie nie podobny do burknięć nordów lub lekceważących westchnień trytonów, z którymi wampir miał zaszczyt się zapoznać. I szybko przekonał się do kogo ów głosik należał. Ledwo przekroczył próg, Kiraie skoczyła wystraszona i zachwiała się, ale wampir był już przy niej i podtrzymywał ją w sposób nieco bardziej przyjazny niż dotychczas.
- Wciąż się mnie boisz? - zapytał żartobliwie, szepcząc do jej ucha, po czym wsunął we włosy kwiat róży i złożył pocałunek na ustach.
Romantyk z wampira był dość mizerny, stać go było tylko na tyle, na ile pozwalała mu zaistniała sytuacja, dlatego gdy tylko elfka odzyskała równowagę, odsunął się od niej na wyciągnięcie ramion.
- Jestem pewny, że kilka umytych misek nie zrobi Kasinowi różnicy w tym bałaganie - wyjaśnił rzeczowo, uśmiechając się szeroko, jak ktoś kto zarzucił sieci i już wie, że coś się złapało. - Ale skoro tak się przejmujesz to wstawię się za tobą. Powiem, że to Tamika...
- Ja... co? - Zainteresowała się zjawa, pokonując komin i stół. - Cały dzień byłam u siebie - dodała, chichocząc. - Z resztą nie ważne. Kiraie przygotowała śniadanie. Raven i reszta już czekają. Przyłączysz się?
- Nie wiem czy mogę? - zapytał szarmancko wampir, spoglądając na elfkę.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        - Oczywiście, że się ciebie nie boję! - burknęła oburzona, ale zaraz się roześmiała z powodu swojej gry aktorskiej i udawanego naburmuszenia. Nie mogła nie wykorzystać sytuacji, gdy znajdowała się w objęciach ukochanego, dlatego też niemal od razu się w niego wtuliła, gdy stres zaczął opadać. - Tym bardziej, ze normalnie nie zakradasz się po cichu jak jakiś bandzior. - Miała bardzo dobry humor co było słychać.

        Z tych wszystkich emocji nie zwróciła uwagi na to, że Barbarossa miał dla niej drobny podarek, który zaraz wetknął jej we włosy. Nie dostała jednak szansy sprawdzenia dłonią co to takiego, gdyż zaraz została porwana przez jego czuły pocałunek, którego nie mogła nie odwzajemnić. Romantyk rzeczywiście był z niego kiepski, Kiraie już zaczynała się rozpływać w jego ramionach, gdy bezczelny okrutnik postanowił, że dosyć tego dobrego i że się odsunie od długouchej w ramach uszanowania przestrzeni osobistej ich obojga. Spiorunowała go niezadowolonym spojrzeniem i nadęła z naburmuszeniem policzki, nie wiedząc nawet jak bardzo się zaróżowiły po tym jakże miłym przywitaniu z jego strony. Acz mógł sobie odpuścić przyprawiania dziewczyny o zawał swoim nagłym pojawieniem się.

        Postanowiła dopiąć do końca formalności związane z powitaniem, dlatego zaraz się cofnęła jeszcze odrobinę i dygnęła mu choć miała na sobie spodnie, nie spódnicę czy suknię.
        - Witaj z powrotem w domu, kapitanie - powiedziała ciepło i uniosła dłoń, by zaraz musnąć palcami delikatne płatki kwiatu zdobiącego jej główkę.
        Był to niebywale miły gest z jego strony, który osobiście uznała również jako wyraz wdzięczność za wykonaną przez nią pracę w przywróceniu ogrodu do porządku i może upiększeniu go bardziej niż gdy wcześniej o niego dbano. Do tego zerwana róża nie wydawała się niezadowolona tak okrutnym potraktowaniem jej i emanowała niezwykłą siłą, przez którą Kiraie była niemal całkowicie pewna, że kwiat długo nie zwiędnie. Nie mogła by prosić o lepszy dar. Beztroska atmosfera nagle się jednak ochłodziła, jak tylko wybranek serca elfki przypomniał jej o niechlujnym i kategorycznie niezbyt miłym krasnoludzie.

        - Nie wiem czemu, ale obawiam się, że tych kilka umytych misek wywoła u niego jeszcze większą furię, niż tych kilka sztućców, które za pierwszym razem posegregowałam na Nautiliusie. - Westchnęła ciężko z winą i skuchą wymalowanymi na twarzy. Nie trwała jednak długo w tym przygnębiającym stanie i podniosła z powrotem wzrok na wampira i roześmiała się rozbawiona jego uwagą na temat zrzucenia winy na niematerialną i przenikającą wszystko zjawę. - Jestem pewna, że nie będzie szukał winnych, bo od razu mnie z tym powiąże, ale w razie konieczności schowam się za tobą, kapitanie - oświadczyła pogodnie i cmoknęła go w policzek kończąc porządkowanie. Jednym uchem słuchała trajkotania zjawy, na którą zaraz zerknęła zaskoczona oraz nieco urażona.
        - Oczywiście, że kapitan się przyłączy, przecież poprosiłam byś zwołała do jadalni wszystkich domowników, razem ze służącymi na wspólne śniadanie - przypomniała białej damie, ale rozumiejąc co właśnie powiedziała, przeniosła spojrzenie na Barbarossę.
        - O ile oczywiście masz czas kapitanie i nie będzie ci przeszkadzać towarzystwo służby przy wspólnym stole. Zadbałam też o to, by w pobliżu miejsca gdzie zasiadasz pojawiło się więcej krwistych dań, jak również odpowiednia karafka - mówiła, z każdym słowem coraz bardziej się pesząc aż w końcu nie spuściła wzroku całkiem zakłopotana. - Nie wiedziałam jakie gusta mają Raven i jej koleżanki, dlatego poprosiłam by znalazło się w pobliżu ich miejsc trochę tego i tego.

        Tamika przysłuchując się i obserwując zachowanie Kiraie nie wytrzymała zbyt długo i zaczęła się zwijać pod sufitem ze śmiechu. Cała ta sytuacja i rozmowa bardzo ją bawiła, a najbardziej chyba zawstydzenie na twarzy elfki.

        W drodze do jadalni Kiraie zastanawiała się czy będzie mogła zanieść odłożoną część przygotowanego śniadania załodze Wyzwolenia i jej ojcu, czy będzie mogła liczyć na czyjąś pomoc, a co chyba najbardziej ją niepokoiło, czy żaden pirat w porcie nie będzie chciał jej w tym przeszkodzić. Nie wiedziała czy powinna o to pytać Barbarossę przed posiłkiem, czy raczej po jego zakończeniu by nie psuć miłej atmosfery jaka zaczęła wypełniać jadalnie wraz z narastającymi rozmowami między schodzącymi się domownikami. Co prawda wiedziała, że za sprawą jednego brodatego i niskiego jegomościa prawdopodobnie szybko wybuchnie sprzeczka przy stole, ale wątpiła by wywołała takie napięcie jak prośba o poczęstowanie leończyków daniami przyrządzonymi z zamkowych zapasów. Pirackich i Barbarossowych zapasów, wypadałoby dodać.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Trzy wieki łupienia wszystkiego, co tylko dało się załadować na okręt, przepijanie błyskotek w cuchnących rynsztokiem karczmach, podrzynanie sobie nawzajem gardeł zardzewiałą brzytwą, przed, po lub w trakcie ostrej wymiany przeciwnych poglądów oraz spanie pod gołym niebem w otoczeniu najgorszych degeneratów, którzy już dawno powinni dyndać na szubienicach. I nagle od tak miałoby mu przeszkadzać towarzystwo miłych dziewczyn ze służby podczas śniadania w pięknie umeblowanej jadalni w samym sercu starej rezydencji. Przecież nie był potworem, a przynajmniej nie w podręcznikowym tego słowa znaczeniu. Ostre kły i picie ludzkiej krwi, to jak najbardziej można mu było przypisać, ale po za tym Barbarossa zdradzał typowe dla śmiertelników zachowania i emocje. Potrafił współczuć, żałować, tęsknić, a także cieszyć się z życia, kochać, co odkrył zupełnie niedawno oraz nienawidzić, co z kolei nie było niczym nowym. Połowa leońskich oficerów, o ile tacy dożyli, znajdowała się na specjalnej liście osób do wytropienia i zakopania żywcem z parą głodnych szczurów. No, ale nie to było powodem, dla którego wampir w ogóle poddał się podobnym rozterkom. Stwierdzenie elfki, w jego mniemaniu tylko trochę niewłaściwe, uświadomiło mu, że dziewczyna wciąż próbuje (może podświadomie) doszukać się w nim pewnych, określonych wad. Doskonale wiedziała przecież, że on i mieszkańcy domu stanowią swego rodzaju rodzinę. Razem z nim przeżyli kilkadziesiąt, a niektórzy nawet kilkaset wspaniałych lat. Znali się, ufali sobie i byli gotowi oddać za siebie życie bez względu na aktualny podział, jaki się uformował. Służba, czy nie, wszyscy byli tu równi, znaczyli tyle samo - byli w końcu, chociaż w jakimś stopniu, piratami.
Barbarossa przegnał te dołowania w samą porę, kiedy stanął w progu jadalni. Większą część drogi do niej przeszedł dziwnie milczący, lecz najwyraźniej mało kto to zauważył. Wszyscy zajęci byli sobą, ponieważ pora na tradycyjne śniadanie zdążyła przepaść, toteż nieliczni już zajadali, do wtóru kroków tych spóźnialskich. Na ten widok nieumarły uśmiechnął się ciepło do koordynatorki tego wspólnego spotkania, a następnie zajął swoje miejsce przy stole.
- ...nie planujemy dużego wesela. - Dało się słyszeć od strony dhampirek, które przerwały na moment swoje plotki, by powitać przybyłych.
- ...ale dlaczego? - kontynuowała Tamika już po uprzejmościach, dla której przecież nie istniało coś takiego jak bariera prywatności.
- ...dwa sążnie sznura i kopa węgla, kilka gwoździ i po sprawie... - mamrotały przez brody ze sobą dwa krasnoludy.
- ...może zasadzimy nowe lilie? Te czerwone już więdną i wypadałoby odświeżyć nieco korytarz - trajkotały syreny, częstując się sałatkami z glonów i owocami.
Nie można powiedzieć, że lekkiego chaosu wśród biesiadników nie było, ale na pierwszy rzut oka dało się dostrzec wyraźny podział bowiem męska część zbierała się u szczytu stołu: na czele z Barbarossą i pustymi na ten moment fotelami przeznaczonymi dla Adewalla, Kasina i Rafaela, reszta zaś zdominowana była przez kobiety. Wyjątek stanowił oczywiście Jokar, którego miejsce, samotny fotel na krawędzi stołu było idealnie w połowie między wampirem, a syrenami. Mało kto wiedział, dlaczego tryton tak stronił od innych i nikt nie miał odwagi nikogo o to pytać, a już szczególnie jego samego. Tak już było i kropka.
Ostatni do śniadania dołączyła cała, wspomniana wcześniej czwórka, wyraźnie zadowolona z przebiegu tych kilku ostatnich godzin.
- Za dwie godziny okręt będzie gotowy do rzucenia cum - zakomunikował minotaur, siadając ciężko i od razu biorąc się za największe z mięsiw. - Nasi chłopcy kończą ładować prowiant i zapasy rumu. Ostrzą też szable i robią porządki w magazynach pod pokładem. Nie uwierzysz ile na Wyzwoleniu znalazło się śmieci, które przez lata służyły jako zbędny balast.
- A moja trumna? - zainteresował się Barbarossa, doskonale pamiętając minę Riona na widok tragarzy.
- Kiedy odchodziłem nikt jej nie wyrzucił do oceanu. Zgaduję, że Awerker pogodził się z tym i zabrał manatki pod pokład. Kajuta jest twoja.
- Świetnie. A nasz nowy sternik?
- Łebski, ale ocean go zweryfikuje - odpowiedział krasnolud, zapatrując się na miski i noże z jego kuchni z miną człowieka, który próbuje łączyć wątki w zagadce, jak coś co miał niemal pod kluczem, znalazło się na stole bez jego aprobacji. - Jest jednak szansa, że się nie rozbije na pierwszych skałach. Pływał na Wyzwoleniu, więc zna jego charakter. Nie to, co my.
- Coś sugerujesz?
- Tylko tyle, że Nautilius lepiej sprawdziłby się na szlaku i w boju. Nasze olinowanie, nasze żagle, nasz pokład. Znamy tam każdą, nawet najmniejszą drzazgę.
- Rozumiem, ale już postanowiłem. Leonia liczy na to, że mój statek znów pojawi się na horyzoncie. Łowcy nie dadzą nam nawet dopłynąć do brzegu, nie mówiąc już o rejsie wzdłuż Riny i przeprawy do Maurii. Dlatego weźmiemy okręt Riona, a nasze będą w obwodzie. Kormorana nikt nie ruszy, jest za wielki, a do Hawany nikt nie podpłynie, nie oberwawszy z balisty. Zaczekają na nas na szlaku razem z Nautiliusem i częścią naszej załogi. W drodze powrotnej urządzimy sobie małe polowanie. Nie pamiętam kiedy ostatnio naszym ludziom radośnie brzęczały sakwy.
Kuzyni Kasina, on sam i Adewall z uśmiechem wymienili spojrzenia ze swoim kapitanem, po czym wznowili posiłek. Cień uśmiechu dało się także dostrzec na zimnej twarzy trytona, choć złoto interesowało go w tym wszystkim najmniej. Polowanie, tyle Jokar wyniósł z całego planu wampira, a następnie wstał i usiadł pomiędzy swoimi żonami. O świcie mieli wyruszyć, należało więc spędzić z nimi nieco czasu.
Nieco później przyszedł czas na nieco przyjemniejsze rozmowy, w żadnym stopniu nie związane ze zbliżającą się kampanią. Większość domowników zdołała się ulotnić: Raven i jej przyjaciółki pozabierały większość pustych tac, zanosząc je z powrotem do kuchni, w której zniknął krasnolud. Jego kuzyni również sobie poszli, tłumacząc się kilkoma obowiązkami, lecz ich zrozumienie nie było takie proste, gdyż nieco burczeli z powodu tych swoich gęstych bród. Przy stole został jedynie gospodarz, Rafael, Tamika, Adewall i Kiraie, na którą wampir co rusz zerkał i uśmiechał się w dobrych intencjach. Mógł się jedynie domyślać, jakie myśli kłębiły jej się w głowie, bo z racji relacji, jaka między nimi wykwitła, pirat nie chciał siłą łamać bariery jej prywatnych osądów.
- Podczas rejsu będziesz pod stałą opieką Rafaela - oznajmił po dłuższej przerwie, mocząc usta we krwi. - Z nim nic ci nie grozi.
- Do usług - odpowiedział czarodziej, pochylając głowę, a następnie zadbał on o to, by każdy miał co pić. Nawet zjawa, bo choć nie posilała się jak inni, miała swoje miejsce i sztućce.
- Nie, dziękuję. - Przezroczystą dłonią zasłoniła szklankę i dodała: - Szkoda, że nie mogę płynąć z wami. Chętnie obejrzałabym kawałek świata po za wyspą, ale ktoś musi pilnować domu. Będę nieustannie wyczekiwać waszego powrotu.
- Jeśli chcesz, możesz teraz odwiedzić ojca - kontynuował wampir.
Ze względu na okoliczności, podczas których ostatni raz z nim rozmawiał, Barbarossa nie uważał tego pomysłu za najlepszy, ale przecież nie mógł dziewczynie tego zabronić. Miał tylko nadzieję, że do byłego admirała co nieco dotarło i że zrobi on wszystko, by jego córka nie doznała przypadkowych nieprzyjemności związanych z pewnym demonem, służącym na statku.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Zastanawiając się nad możliwością poczęstowania swojego ojca i ludzi z Wyzwolenia tym co przygotowała piratom na śniadanie, nawet nie zauważyła kiedy dotarli w końcu do jadalni, a tam dopadł ją niepokój. Zatrzymała się w progu i chwilę obserwowała jak wszyscy przyjaźnie dyskutując zbliżają się do stołu i zajmują swoje stałe miejsca. Kątem oka wyłapała spojrzenie i poruszający jej serce uśmiech wampira, który postanowiła odwzajemnić, by się o nic nie martwił, a tym bardziej by się nią nie przejmował, po czym odprowadziła go wzrokiem w stronę zastawionego stołu.
        Z początku chciała usiąść obok Barbarossy, ale te miejsca przeznaczone były dla jego towarzyszy, aby mógł z nimi najwygodniej dyskutować i uzgadniać plany dotyczące morskich wypraw. Po prostu nie mogła tak po prostu jakby nigdy nic zająć jego prawicy i udawać, że wszystko jest w porządku, gdyż do planujących mężczyzn elfka pasowała jak pięść do nosa. Poza tym przy stole panował wyraźny podział na stronę męską i damską, jaki stosowały niektóre miejskie łaźnie. Postanowiła więc usadowić się po "piękniejszej" części stołu, a wychwytując zapraszające spojrzenie Raven, Kiraie zajęła miejsce między nią i syrenami, mając na przeciwko Tamikę i służące.

        Rozmowom przysłuchiwała się piąte przez dziesiąte i ograniczała zabieranie głosu na swój talerz nakładając sobie może ze dwie skromne łyżki sałatki z chrupiącymi kawałkami krewetek i przypieczonego w niewielkiej ilości tłuszczu cząstek chleba pokrojonych w drobne kosteczki. Nie była za specjalnie głodna przez zakłopotanie jakie ją ogarnęło siedząc ze wszystkimi przy wspólnym stole. Najchętniej zamiast jeść położyłaby się spać, w końcu namęczyła się by wszystko przygotować, choć służące pomagały, a do tego poszła dość późno spać i wstała praktycznie przed wschodem słońca. Wciąż ją również dręczyło ogólne osłabienie, ale winą za to obarczała ostatni stres i nerwy jakiś doświadczyła. "Wszystko będzie dobrze" - pocieszała samą siebie, biorąc się w garść i bez większego pośpiechu oraz przekonania podjadała warzywno-sałatow-krewetkowo-chlebowej sałatki ze swojego talerza.
        - Wesele? Kto będzie miał? Jokar? - zapytała wyrwana z zamyślenia i spojrzała w stronę trytona oraz siedzących obok syren. - Raven? - zerknęła w stronę majordomuski. Dziewczęca część przy stole zaśmiała się rozbawiona zdezorientowaniem elfki i chyba wzięły jej pytanie za żart i udawaną niewiedzę, bo żadna jej nie odpowiedziała a jedynie kontynuowały swoje rozmowy.
        - Już się nie mogę doczekać tupotu drobnych stópek i małych łobuziaków, których wszędzie będzie pełno. W końcu będę ciocią! - zaświergotała rozanielona Tamika na co oburzyły się służące.
        - Nie tylko ty będziesz ciocią! - wyraziła swoje niezadowolenie jedna, a inne jej przytaknęły.
        - Poza tym jestem pewna, że nie będą rozrabiać tylko będą małymi, słodkimi cherubinkami po mamusi - powiedziała inna i uśmiechnęła się ciepło do Kiraie.
        Elfka nie miała obecnie głowy na ich rebusy i kalambury. Westchnęła cicho i przytaknęła z grzeczności co wywołało burzę między służącymi i zjawą.
        Zapiekły ją jednak oczy kiedy z drugiej połowy stołu doszły ją informacje o jej ojcu. "Ale jak to zabrał manatki pod pokład?" - zasmuciła się odkładając sztućce, co raczej nie wywołało większego zainteresowania w jej otoczeniu, gdyż jej talerz był już pusty, więc towarzyszki mogły wziąć to za przerwę w posiłku. "Naprawdę zamknęli go pod pokładem?" Czy Barbarossa się zgodzi czy też nie, musiała po śniadaniu iść odwiedzić ojca. Musiała zobaczyć na własne oczy czy nic mu nie jest, w końcu był najbardziej niechcianą osobą na wyspie i to zaraz przed załogą z Wyzwolenia i samą Kiraie.

        Czas się niemiłosiernie dłużył, długoucha miała wrażenie jakby nie minęło kilka minut, a tygodni. Siedziała jak na szpilkach i chciała jak najszybciej spotkać się z byłym admirałem. Od stołu w końcu zaczęły odchodzić pojedynczo osoby, a służące, które skończyły rozmawiać i jeść zabrały się do zbierania zastawy i sprzątania po posiłku. Oczywiście elfka też już wstawała, gdy została powstrzymana i zapewniona, że one się już resztą zajmą, w końcu płowowłosa już się napracowała przy organizacji i gotowaniu. Gdy przy stole została już jedynie garstka osób, Kiraie nie przeniosła się na szczyt stołu, by usiąść między mężczyznami, a pozostała na swoim miejscu w odosobnieniu jakby nie patrzeć, w końcu kilka krzeseł ją od nich dzieliło.
        - Dziękuję kapitanie - odparła bez większego namysłu na jego informację o tym, że będzie pod pieczą Rafaela podczas tej wyprawy. Spojrzała w stronę pierwszego pirata, którego naprawdę lubiła i z którym w pierwszych dniach porwania zdążyła się zaprzyjaźnić. Uśmiechnęła się do niego niemrawo i skinęła mu głową.
        - Dziękuję Rafaelu - mruknęła po pierwsze za to, że będzie ją chronił, a po drugie gdy uzupełnił jej szklankę.
        - Byłabym niezmiernie wdzięczna za taką możliwość - powiedziała formalnie i spojrzała po wszystkich. - Pozwolicie, że was opuszczę i nie będę już przeszkadzać. - Wstała zasuwając za sobą starannie krzesło i zebrała swoje naczynia. - Raz jeszcze dziękuję kapitanie. - Po tych słowach opuściła jadalnię.

        Skierowała się do kuchni gdzie chciała po sobie pozmywać. Tam na szczęście w razie czego asekurowana była przez służące, gdyby gburowaty krasnolud postanowił się na elfce zemścić. Oprócz doprowadzenia naczyń, z których korzystała, do porządku zagadnęła do służących jak mogłaby przetransportować przygotowany przez nią poczęstunek dla załogi Wyzwolenia. Nie były zadowolone z faktu, że Kiraie chciała leończyków raczyć racjami z pirackiej spiżarni, ale sprzeciw mógłby nie skończyć się dla nich dobrze. Pomogły więc Kiraie zapakować nieco potraw, które zostały ze śniadania i tych specjalnie przez elfkę odłożonych i przygotowanych dla leończyków. Gdy wszystko było gotowe, jakiś młodzieniec przyprowadził do nie potężnego ogiera, który swoją masywnością może nie należał do najszybszych i najzwinniejszych, ale na tym długouchej nie zależało. Koń był niezwykle silny i jedynie to się liczyło, by bez większego dyskomfortu i trudności był w stanie unieść wyładowane jedzeniem i potrawami (oczywiście odpowiednio zabezpieczone) juki oraz samą dziewczynę, choć ona raczej była z tego wszystkiego najlżejsza. Podziękowała serdecznie, umiejscowiła się w siodle bez niczyjej pomocy i kłusikiem potruchtała w stronę bramy, tą jej otworzono, a następnie drogą w stronę miasta i portu. Dopiero teraz, siedząc znów na końskim grzbiecie uświadomiła sobie jak bardzo jej tego brakowało i jak bardzo tęskniła za Terrą. Zwolniła więc do stępa i rozkoszowała się przejażdżką, mając w planach by później puścić się galopek wzdłuż linii brzegu.

        W mieście zsiadła z konia, pogłaskała go w podzięce i trzymając go za uzdę poprowadziła przez tłok w stronę Wyzwolenia. Na miejscu przywiązała go do palików z przywiązaną liną tworzącymi coś w rodzaju barierki by ktoś nie spadł z pomostu i nie wpadł do wody zaraz obok kadłuba zacumowanego statku. Ze znalezieniem kogoś kto mógłby jej pomóc wszystko wnieść na pokład nie musiała się zbytnio wysilać. Co prawda załoganci Riona nie pałali radością i entuzjazmem na jej widok, ale starali się zachować swoją niechęć dla siebie. Trzech mężczyzn pownosiło juki na pokład, byli podejrzliwi i ostrożni co do przyniesionego jedzenia, ale gdy okazało się nie być zatrute, ani w jakiś inny sposób szkodliwe, z niemałym zaskoczeniem podziękowali elfce za jej miły gest. Podróżną torbę z jedzeniem dla ojca dalej trzymała kurczowo przy sobie, a przebywając na pokładzie co rusz się za nim rozglądała. Nie mogąc go jednak nigdzie dostrzec postanowiła po prostu zapytać zatroskana jednego z członków załogi.
        - Wiesz może gdzie jest mój tata? Dla niego też coś przyniosłam.
        - Wybacz panienko, od dobrych dwóch godzin nigdzie go nie widziałem. Jestem jednak pewien, że wydawało mi się opuszczał pokład, może poszedł się przejść po plaży. Mogę mu przekazać twój prezent dla niego - powiedział spokojnie Horner, gdy został na moment zwolniony od nauki za sterami i przyjął torbę dziewczyny. - Coś jeszcze mam mu przekazać?
        - Nie, to wszystko, dziękuję serdecznie panie Horner - odparła nieco zawiedziona, że nie udało jej się porozmawiać z Rionem, ale jeszcze będzie na to chwila, w końcu świat się jutro nie kończy.

        Pożegnała się ze wszystkimi i wróciła do ogiera, wyprowadziła go z miasta w stronę plaży i tam chciała na niego wsiąść, lecz doszło do jej uszu pełne rozpaczy łkanie. Ogier zarżał z niepokojem i z gniewem zaczął orać kopytem ziemię, gdy elfka postanowiła zbliżyć się do źródła dźwięku, w zacienionej, niewielkiej jaskini, bardziej w sumie szczelinie skalnej między dwoma dużymi głazami. Widok chowającego się tam chłopca rozdarł jej serce. Co prawda mały już nie był, ale wciąż był dzieckiem, nie miała pojęcia co tu robił i czemu nie jest teraz z rodzicami albo w szkole.

        - Hej - przywitała się przyjaźnie kucając przed szczeliną. - Co tu robisz? Mogę się przyłączyć? - zapytała, a on podciągnął nosem i spojrzał na nią żałośnie.
        - Nie zbliżaj się do mnie! - zaszlochał i znów wybuchł płaczem.
        - Hmm... w porządku - odparła ze smutkiem i zeszła z zasięgu wzroku.
        Odczekała moment, a gdy przygnębiony chłopiec wyjrzał na zewnątrz by się upewnić czy faktycznie znów został sam i nikogo nie obchodzi, Kiraie wyskoczyła zza jednego z głazów z głośnym "buuu". Chłopak się przestraszył, potknął i upadł na tyłek, a elfka stanęła przy nim i z przyjaznym uśmiechem podała mu dłoń. Był zdezorientowany takim jej zachowaniem, ale patrząc na ten uśmiech jakoś nie był już w stanie się smucić. Jakby tym grymasem elfka zapewniała, że wszystko będzie dobrze i w cale go nie krytykowała. Nie przyjął jej dłoni by wstać, rzucił się po prostu na nią i objął w talii wtulając twarz w jej ubranie i jeszcze jakiś czas popłakując. Dziewczyna nie mogła zrobić nic prócz uspokajaniem go, pocieszaniem i głaskaniem po włosach, a gdy się uspokoił usiadła z nim w słońcu na piasku. Nie odpychała go od niego, gdyż cały czas się tulił, a ona czuła, że młokos po prostu tego potrzebuje, chyba nawet bardziej niż ktokolwiek inny na świecie.
        - Jestem Kiraie, a ty? - zapytała pogodnie dalej go przytulając i głaszcząc po włosach.
        Po prostu musiała pomóc temu malcowi, bardzo szybko uznała go jakby był jej młodszym bratem. Była by nawet gotowa go chronić, gdy coś teraz na nich wypełzło, ale na szczęście nie było w pobliżu żadnych niebezpieczeństw. Nawet w pewnym momencie przyleciał Silva.
        - M-Menurka - mruknął pod nosem i znów nim podciągnął.
        Był strasznie poobijany, brzuch grał mu marsza żałobnego i wydawał się jakby od co najmniej wczoraj nie spał, a do tego cały czas bez przerwy płakał. Nie wiedziała co mogło się aż tak strasznego stać, póki co jednak nie zamierzała pytać. Po prostu chciała by razem cieszyli się widokiem bezkresnego oceanu siedząc w ciepłych promieniach słońca.
Zablokowany

Wróć do „Jadeitowe Wybrzeże”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości