Równiny TheryjskieDroga do przeszłości.

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Wielka ulga opłynęła serce rudej na deklarację Sonei. Mimo powoli rodzącego się między nimi konfliktu to w najgorszej sytuacji mogła liczyć na przyjaciółkę. Wszystkie nieprzyjemności jakie dopiero zaczęły się rozwijać odeszły gdzieś na bok i teraz obie wdrążyły się w uleczanie lasu. Fakt faktem, Frigg nigdy jakoś nie miała okazji podwyższyć swoich umiejętności magicznych, ale na szczęście choroba drzew jaką zapuszczono w krainę nie była tak ciężka i skomplikowana by zielonoskórna nie mogła pomóc. Na całe szczęście, bo trochę by jej było głupio, gdy jako Opiekunka lasu nie potrafiła pomóc. Musiała w przyszłości podwyższyć swoje kwalifikacje pod tym względem, ale nad tym trzeba było się zastanowić odrobinę później.
Mieszkańcy Mai Laintha’e, mimo wrodzonego dystansu do driad przybyłych z Lasu Driad, dobrze traktowali Soneę. Bądź, co bądź, umieli być wdzięczni za pomoc więc karmili ją, napoili, a nawet w ciągu dnia dostała specjalny eliksir wzmacniający. Była to niewielka buteleczka wypełniona niebiesko-fioletową cieczą. Zapach jej był nadmiernie słodki, jakby wszelkie bukiety kwiatów wsadzono do tak małej przestrzeni. Też tak smakował – obrzydliwie przesłodko, ale rezultat spożycia go był… szokujący. Jakby zresetowano całkowicie organizm. Sonea po spożyciu go jeszcze przez długi czas nie musiała spać, ani odpoczywać, a nawet pozyskiwać skądś energii do wykonywania zaklęć. Była rześka, jakby dopiero co się zbudziła. Sonia otrzymała go z rąk Roe, która poczuwała się do opieki nad nowo przybyłą.
Roe podała śmiesznie – kształtną buteleczką złotookiej i nisko się do niej pochyliła.
- To jest taki eliksir na wzmocnienie. Ma silne skutki działania więc może mieć też… jakieś skutki uboczne, jak nudności czy kiedy przestanie na ciebie wpływać będziesz musiała nieco dłużej pospać, ale cię nie wykończy. Chyba, że… że będziesz go brała cały czas przez dłuższy okres. Dozwolona jest ta mała dawka tylko raz dziennie więc jutro jakbyś go chciała ponownie dostać to zgłoś się do mnie. Od nikogo innego go nie otrzymasz. Sam w sobie nie ma środków uzależniających i wytwarzany jest tylko w skrajnych sytuacjach, jak ta, więc… Masz okazję go zasmakować. Tylko ostrzegam, że jak go od razu zwrócisz to też nie otrzymasz drugiej fiolki… Jest przecholernie i obrzydliwie słodki – na samo wspomnienie Roe aż wykrzywiła strasznie swoją twarz, a na koniec się wzdrygnęła. – Bleh.
Dzień ten był trudny i wymagający, a pogoda jakby sama dostosowywała się powoli do zaistniałej sytuacji. Niebo pokryły szare chmury, w ciągu godzin prac i uleczenia drzew, a także jeszcze zranionych elfów czy driad, zdołało spaść z nieba kilka kropel deszczu. Głównie towarzyszyła im mżawka, ale na swój sposób była ona kojąca. Ostudzała gniew i wściekłość mieszkańców, chociaż sama Frigg jakoś była aż podejrzliwie opanowana, o ile ktoś ją znał z jej prawdziwej postaci. Przyczyną tego było skupienie oraz uwaga jaką poświęciła jednemu, ale wyjątkowemu dębowi.
Grubość pnia drzewca śmiało mogłaby schować z kilkadziesiąt driad w sobie. Było ono specjalnie ukształtowane pod królewskie wymogi, bowiem przez pień widać było iż przechodzi tunel, tak by przez dąb istniała możliwość swobodnego przejścia na drugą stronę. Jednak nie widniało w nim światło a jedynie lekkie materiały chowające jego mieszkańca, którym była Opiekunka Mai Laintha’e. Teraz jednak Silje miała twarz zlaną potem, gdy przekazywała całą swoją energię do tego ogromnego drzewca. Wydawało się, że ten dąb okrywa całe królestwo rozłożystą koroną. Wplata się w gałęzie sąsiednich pionków. Ledwo dźwigał on ciężar własnych liści, które obecnie były w głównej mierze opadnięte i odsłaniały całą sieć połączeń „siedziby”.
Frigg zdawała sobie sprawę, że przekazywanie swojej energii i próby uleczenie drzewa to jak balansowanie na granicy życia i śmierci. Szczególnie w jej przypadku, gdzie jej ciało samo pozyskiwało energię z każdego możliwego źródła, na co driada nie miała kompletnie wpływu. W pamięci miała Darshesa, który za pomocą magii sam się nieźle wykończył. Istota energetyczna oddająca energię by uleczyć nieuleczalną driadę? Równie dobrze klątwa mogła zeżreć nawet kilka maie lasu, a i tak Frigg nie byłaby uzdrowiona. To był powód, dla którego ruda nigdy nie zgłaszała do magów życia. Uzdrowiciele mieli to do siebie, że za wszelką cenę pragnęli udowodnić, że oni potrafią, że oni mogą rozwiązać jej problem. Uleczą ją choćby sami mieli skonać i to był błąd, bo Frigg nie dało się uleczyć. Z niej można było jedynie zdjąć klątwę by zaistniała możliwość cudownego uzdrowienia. Chociaż prawdę mówiąc w skrajnych przypadkach, czyli w tedy gdy była nieprzytomna bądź nie miała możliwości wyrazić sprzeciwu, ulegała takim magicznym działaniem i niestety skazywała się na odkrycie pewnych rąbków tajemnic swojego ciała. Klątwa niestety działała tez w drugą stronę. Jeżeli sama Frigg zbyt mocno rzuci się w wir ocalenia drzewa sama możne wyciągnąć kopyta i wąchać kwiatki od spodu. Musiała znaleźć złoty środek, a jej złotym środkiem okazały się eliksiry.
Aby sprawa nie była łatwiejsza zaistniało jeszcze jedno, dosyć dziwne zdarzenie. Jedyną driadą, która mogła na ten moment wpleść magię w królewskie drzewo była jedynie Frigg. Żadna inna magia i próby uleczania się nie przyjmowały, dlatego niektóre dziewczęta mogły jedynie asekurować Opiekunce przy jej pracy. Ruda robiła sobie przerwy w ciągu dnia, bo sama czasem musiała odpocząć, gdzieś pochodzić, z kimś pogadać, tak aby wiedzieć na ile sobie jeszcze może pozwolić. No i oczywiście wypić eliksir.
- Silje oszalałaś? – szepnęła ostro Natel. – To będzie twój czwarty eliksir dzisiaj!
- Daj spokój… Smakuje obrzydliwie, ale pomaga.
- Nie, nie pozwolę ci go wziąć. Nie daj na Matkę Naturę jeszcze jutro nie wstaniesz. – Tak jak postanowiła tak też zrobiła. Słychać było, że kobieta wyszarpnęła fiolkę Opiekunce, która w odpowiedzi tylko wykrzesała z siebie niezadowoloną minę.
- Musisz coś zrobić i to chyba ze sobą. Spójrz z resztą, palce ci nawet u rąk zmarniały. Szyję masz szczuplejszą – kontynuowała dalej mieszkanka. – Wiem, że jeżeli królewski dąb padnie to za tym pójdzie las, ale nie musisz tego zrobić w ciągu jednego dnia.
- Wiem… - mruknęła w zastanowieniu ruda. Oczy skierowała na niebo, gdzie chmury przykrywały gwiazdy, a nawet sam księżyc. To będzie ciemna noc pomyślała Frigg. – Tylko ja tego drzewa nie uleczę.
- Co? – spytała zdezorientowana driada – Jak nie uleczysz? Silje nie poddawaj się tak łatwo.
- Bo to nie jest moje drzewo Natel – przerwała zielona.
Na chwilę kobiety umilkły. Frigg widziała, że na twarzy rozmówczyni namalowało się zagubienie. Przecież drzewo uznane było za przynależne do Silje, w końcu tylko ona miała z nim kontakt, a teraz okazuje się to… Absurdem?
- Co ty wygadujesz? Przecież tylko ty masz kontakt z królewskim dębem.
- No właśnie. Mam z nim kontakt i wiem co mówi, jak reaguje, czego pragnie. Wiem, że nie jestem w stanie tego zrobić.. Nie umiem ci tego wytłumaczyć, jakoś nawet logicznie wyjaśnić. Spędziłam tyle lat w nim i z nim, i chociaż początkowo czułam, że jesteśmy tylko we dwoje to wcale tak nie jest. Łączy nas tylko… specyficzna więź. Oddam całą energię temu drzewu, a ono i tak będzie umierać. Dam mu tyle energii ile potrafię, ale będę musiała ruszyć dalej.
- Znowu? – wtrąciła się oburzona driada.
- Tak… znowu… - przyznała niechętnie Silje. – Muszę odnaleźć driadę, do której to drzewo należy. Nie ma jej wśród chorych tutaj. Gdyby tak było to królewski dąb miałby coraz lepszą formę, a nie ma. Posłali listę poszukiwanych driad z Lasu Driad, spójrz. To musi być, któraś z nich. Pobędę tu…co najwyżej tydzień. Postaram się włożyć, jak najwięcej energii w nasz dąb, ale ruszę poszukiwać, którejś z tych kobiet.
Natel trzymała w dłoni list jaki odnalazła Frigg i po chwili śledzenia wzrokiem imion oraz samej rudej, driada cisnęła papierem w Opiekunkę.
- Nie wierzę ci rozumiesz? Po prostu nie wierzę. Co się z tobą dzieje Silje? Ile razy jeszcze zostawisz las na dłuższy czas? Potrzebujemy kogoś kto będzie z nami zawsze.
- Wiesz, dokładnie, że za każdym razem mam poważny powód. Zawsze przychodzą z rozwiązaniem.
- I za to nigdy nie wiesz jakie problemy występują tutaj.
Po tych słowach mieszkanka odeszła twardym, zdenerwowanym krokiem. Frigg poczuła jakby chciała wbić jej bagnet w serce i jeszcze wyszarpnąć dla sprawienia sobie ulgi. Ile racji było w tym co mówi Natel, ale ile razy Silje nie widziała innego wyjścia. Teraz szczególnie, gdy wieść o rudowłosej zabójczyni dzieci zaczyna prawdopodobnie się odradzać na nowo. Problemy wcześniej królewskie teraz mieszają z prywatnymi. Mimo, że się starała i z całych sił naprawdę chciała opiekować się tą ziemią to nie zawsze fortunnie jej to wychodziło.
Ruda delikatnie opuściła wzrok i zacisnęła zęby. Nogą przeturlała pod stopą jakiś kamyk, a kilka kroków dalej zauważyła blond czuprynę.
- Hej – zagaiła Frigg do Soni. – Chyba już czas na sen. Nieźle się zapewne napociłaś przy uzdrawianiu. Chodź ze mną, będziesz miała wyjątkowe posłanie tej nocy – obiecała z zadziornym uśmiechem.
I rzeczywiście, Sonea tej nocy mogła spać w klimacie leśnego królestwa. Silje zaprowadziła ją do królewskiego dęby, w którym sama spała. W środku nie było wielkich komnat czy wysokiego sufitu. Zwykłe wnętrze drzewa, którego tunel w jednym odcinki delikatnie poszerzał boki by dać wrażenie okrągłego pokoju. To jednak nadawało wnętrzu przytulności, szczególnie, że przestrzeń bogata była w lekkie materiały i futra. Kilka świetlików zgromadziło się na samym środku ziemi, zupełnie jak ognisko, by dać odrobinę żółto-zielonego światła w środku.
- Rozgość się – zaproponowała śmiało. – Nie ma tutaj nic co byś mogła odkryć. Nawet za bardzo moich rzeczy… Mnie po prostu się tutaj lepiej śpi, a miałaś zapewne wymagający dzień. Ten dąb zsyła dobre sny.
Frigg zrzuciła z siebie pałatkę prezentując się w mało eleganckiej, lnianej koszuli. Bardzo luźnej, z długimi rękawami i w dodatku sięgającej jej do kolan. Szybko zsunęła spodnie po czym wygodnie pacjnęła sobie na jedno z posłań.
- Chyba jako gościowi powinnam ci dać możliwość wyboru – zauważyła drapią się po policzku.
- Chcesz coś zjeść? Napić się? Cokolwiek?
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

Po trzecim drzewie Sonea niemal słaniała się na nogach, aż w końcu zwymiotowała gdzieś w krzakach i usiadła pod drzewem, by chwilę odpocząć. Nie była zbyt silna, a chociaż dość szybko się regenerowała, nawet jej optymistyczną duszyczkę widok tylu chorych drzew nieco przytłaczał. Była aż spocona z wysiłku, a mokre włosy kleiły się do jej pobladłej nagle twarzy. Rozejrzała się po okolicy, obserwując inne driady przy pracy i z wyraźną wdzięcznością powitała jedną z nich, która poczęstowała ją owocami.

- Jabłka! – pisnęła i poderwała się szybko z ziemi. Zbyt szybko niestety, co okazało się, gdy dziewczyna zatoczyła się lekko i oparła na przybyłej, by utrzymać równowagę.

- O dziękuję – westchnęła, po czym usiadła z powrotem i łapczywie pożarła pierwsze jabłko, a minę miała taką jakby był to najlepszy rarytas pod słońcem.

W ten sposób, gdy nadeszła Roe, Sonea miała o wiele lepszy humor, brzuch pełniejszy o kilka jabłek i mnóstwo poziomek i chciała zabierać się ponownie do pracy. Fikuśna buteleczka jednak szybko ją zaintrygowała i driada poczęła oglądać ją ze wszystkich stron, obmacując delikatnie. Słuchała więc opisu driady jednym uchem i wystawiwszy język, ze skupieniem odkorkowywała naczynko. Gdy w nozdrza uderzył ją słodki zapach kwiatów, dziewczyna zdrętwiała cała, przymykając oczy i wciągając nosem cudowną woń. Gdy w końcu uniosła powieki, jej szkliste spojrzenie ledwo omiotło Roe, skupiając się ponownie na buteleczce.

- Tak, dobrze – odparła na ślepo, gdy driada skończyła mówić, mimo iż nie miała bladego pojęcia, na co dokładnie się zgadza.

Ale to nie miało znaczenia. Liczył się tylko ten cudowny zapach! Jak miód! I kwiaty! I maliny i truskawki i poziomki i słońce i trawa i pigwa i winogrona! Sonea z ciekawością wetknęła język do buteleczki, smakując odrobinę płynu, zanim naleje go sobie do ust. Losie Najdroższy, Matko Naturo i wszystkie dęby tego lasu! Co za cudo! Blondynka spojrzała ze zdziwieniem na fiolkę, po czym, po bardzo krótkim namyśle wychyliła całość, sprawiając, że Roe zakryła twarz dłońmi i patrzyła na reakcję nowo przybyłej driady przez palce. Przez twarz Soni nie przebiegł jednak nawet najmniejszy grymas, a jedynie jej łagodna twarz rozanieliła się jeszcze bardziej i dziewczyna wyściskała zdumioną Roe, mamrocząc jej do ucha podziękowania, po czym odbiegła w podskokach.

Właściwie ciągle podskakiwała, biegała i kręciła się wokół własnej osi, aż jej długie włosy wirowały wokoło jej głowy, ściągając na dziewczynę coraz więcej spojrzeń. Niektóre były zniesmaczone, ale w większości raczej rozbawione, widząc nietypową reakcję na znany im eliksir. Sonea szybko podbiegła do następnego drzewa i rzuciła się na jego spalony, chory pień z rozpostartymi jak do przytulania ramionami. Czuła jak energia płynie z niej w stronę drzewa i z uśmiechem tuliła policzek do zdrowiejącej szybko, szorstkiej kory. Gdy zadarła głowę zobaczyła już tylko zielone liście, szumiące zachęcająco i z wdzięcznością. Co za cudowny eliksir pozwala na taką siłę i energię? W podskokach pobiegła do następnego drzewa i w taki sposób spędziła już cały pozostały dzień, nie zważając na nic wokół. Czasem leczyła drzewa sama, czasem łączyła siły z innymi driadami, jeżeli napotykały jakiś oporny przypadek. W większości jednak biegła sama, nucąc pod nosem i szeleszcząc ozdobami we włosach dzieliła się energią życia ze wszystkimi skażonymi zarazą roślinami.

W końcu jej uwagę zwróciła rozmowa toczona podniesionymi głosami i Sonea rozpoznała rude kudły z daleka.

- Fryga! – pisnęła i biegiem ruszyła w stronę przyjaciółki, niemal potykając się o własne nogi ze zmęczenia. Równowagę złapała chwytając się rudej kity, po której wspięła się szybko do pionu i wyszczerzyła zęby.

- Fryga, czy ty próbowałaś tego ślicznego fioletowego pachnidełka? – szepnęła konspiracyjnie, lecz nadal lekko dygotała z podekscytowania. - Pierwszy raz piłam coś takiego!

Jej organizm zupełnie wariował, będąc z jednej strony rozpierany energią pochodzącą z cudownego naparu, a z drugiej będąc kompletnie wyczerpanym od utraconej mocy. Postronny obserwator mógłby odnieść wrażenie, że Sonei niemal włosy stoją dęba z ilości energii, chociaż nogi się pod nią uginały. Sama driada zdawała się nie zwracać uwagi ani na jedno, ani na drugie, wpatrując się w przyjaciółkę z manią w oczach. Zakryła lekko usta dłonią, starając się powstrzymać chichot, który narastał w niej niepohamowanie, zupełnie bez powodu. Dała się poprowadzić Frigg i jak na zawołanie ziewnęła potężnie, starając się nadal zakryć usta dłonią.

- Przecież ja nie zasnę! Trzeba leczyć drzewa. Och, jak dorwę tego, co to zrobił… - blondynka uderzyła pięścią w otwartą dłoń drugiej ręki, mamrocząc pod nosem niewybredne epitety i dość obrazowo przedstawiając męki, jakie planuje dla nieszczęśnika. Dała się poprowadzić do środka dębu i dopiero tam rozejrzała się z zainteresowaniem, dotykając wszystkiego wokoło, gdyż był to dla niej zmysł równy wzrokowi.

- No dobra, może jednak zdrzemniemy się chwilkę – stwierdziła, znów ziewając i tak jak stała, klapnęła na posłanie obok Frigg, opierając jej głowę na ramieniu.

- Pachniesz malinami – mruknęła, po czym zasnęła jak kamień.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Ruda uśmiechnęła się pod nosem, kompletnie samowolnie dostrzegając stan przybyłej siostry z Lasu Driad.
- Tak, próbowałam. – Odpadła krótko nie wstrzymując pogodnego ruchu ust.
Być może było to nie na miejscu aczkolwiek Frigg cieszyła się ze stanu swojej przyjaciółki. Upojona fioletową konfiturą kwiatów Sonia posłusznie szła w stronę królewskiego dębu. Zielona nawet nie musiała brać ją pod pachę czy też kłopotać się konkretną argumentacją, bo chociaż dla wielu targanie za sobą cielaka z wlepionymi w siebie oczami uznałoby za niewygodne to zupełnie inaczej rozumowała to Lysberg. Blondynka nie zadawała pytań, nie wdrążała się w jej historie, a to już było mega wygodne! Poza tym to chichranie się pod nosem wprowadzało samą Opiekunkę w stan śmiechu, bo chociaż Sonia niekoniecznie wiedziała, co ją bawi to z kolei Lysbergowa jak najbardziej odnajdywała źródło uśmiechu w swojej przyjaciółce.
Szkoda tylko jeszcze, że nie zwraca się do niej Silje… Ale nad tym jeszcze popracuje albo coś się wymyśli.
Zachowanie Sonei było z każdym krokiem coraz ciekawsze, a gdy Silje usiadła na posłaniu tym uważniej się jej przyglądała i tym mocniej powstrzymywała się od parsknięcia głośnym śmiechem. Jasnowłosa driada dotykała ścian tunelu drzewa i błądziła wzrokiem od boku do boku, od sufitu do ściany, zupełnie jakby trafiła do innego wymiaru czy rzeczywistości, a przecież las sam w sobie był najbliższy jej duszy. Frigg więc nieudolnie zakrywała usta, a gdy tylko próbowała wydusić z siebie jakiekolwiek słowo to chichrała.
- Fakt, gdybym spotkała tego gościa to z pewnością… tak bym mu zrobiła. Cokolwiek miałaś na myśli – nabijała się delikatnie z przybyłej driady, która zaskoczyła ją swoim zachowaniem.
Sonea klapnęła tuż obok rudej, dla której owe obranie miejsca było zdecydowanie za bliskie siebie. Frigg odruchowo chciała oczywiście uciec, dlatego przeniosła ciężar ciała do przodu, na swoje stopy, ale siły zewnętrzne w postaci obcego, a właściwie jak najbardziej znanego, organizmu spowodowały, że driada przechyliła się delikatnie na bok i aby uniknąć obaleniem wsparła się na wolnej ręce. Ciało Lysberg stało się sztywne, zupełnie jakby przylepiła się do niej ogromnej wielkości gąsienica wywołując pewne obawy i zdziwienie, bo przecież takich rozmiarów robak w naturze wzbudziłby pewne wątpliwości. Trwała tak przez dłuższą chwilę i nie wiedziała, co właściwie zrobić z tym fantem. Na sam koniec młodsza córa lasu wyszeptała słowa. Słowa brzmiące, jak urok czy też zaklęcie.
„Pachniesz malinami.” – na to zdanie ruda mocniej ścisnęła i tak już przylegające do klatki piersiowej ramiona. Jeszcze kilka minut w tej pozycji, a jutro jej plecy będą wołać o błogie ukojenie. Czuła jednak, że ciało Soni stało się cięższe, a oddech głębszy, co oznaczało, że blondynka zasnęła. Frigg postanowiła pozbyć się więc „balastu”, dlatego też podjęła radykalną decyzję wydostania się z obrębu zasięgu dłoni swojej przyjaciółki. Spojrzała w bok, by objąć jasnowłosą wzrokiem i ocenić najlepsza drogę wydostania się, a zarazem nie zbudzenia Sonii . To był błąd.
Opiekunka dojrzała gęsto ścieżki blond włosów zdających się obejmować nie tylko krągłą twarz Sonii, ale także oplatały cienkie ramiona Frigg. Mimika przyjaciółki wyrażała spokój, zmęczenie i była niebezpiecznie szczęśliwa. Driady oświetlały migoczące światełka świetlików, gdzie kilka z nich już jakiś czas temu wyleciało z wnętrza drzewa, a reszta wiernych owadów słabiej, ale wciąż wyraźnie ciemniało i potęgowało jasność w pomieszczeniu. To wymusiło na córce generała skłonność do niepotrzebnych refleksji i przemyśleń.
„Dlaczego jesteś tak szczęśliwa?” – pytała z wyrzutem Frigg. Czuła, jak tak zwana „gula w gardle” zaczyna się w niej zbierać, jak emocje przejmują inicjatywę. Dziewczyna wzmocniła swoją sylwetkę tak by teraz ręką przemasować swoje skronie wolnymi palcami, by nabrać wdechu, by zapanować nad chaosem jaki się w niej rodził.
Gdyby okoliczności były nieco bardziej sprzyjające zielonoskórna wykorzystałaby bezwstydnie stan swojej przyjaciółki i uciekłaby nigdy nie wracając już do tego samego miejsca. O wiele bardziej postarałaby się o zmianę wyglądu, zgłosiła się do jakiegoś maga życia by na stałe ją przemienił tak, by Sonia nie mogła jej już nigdy odnaleźć, chociaż i co do tego ruda miałaby wielkie wątpliwości. To zabawne, że pomimo tylu lat i tylu zmian jedna i druga potrafiła opowiedzieć o swojej przyjaciółce bez mrugnięcia okiem czy chwili zastanowienia. Prawdopodobnie, gdyby nawet Lysberg stała się zupełnie innym stworzeniem…. Na przykład żabą bądź wiewiórką, albo nawet przedmiotem codziennego użytku, jak na przykład krzesłem, to nie byłoby ważne. Sonea chwyciłaby siedzisko za oparcie taszcząc za sobą głupi kawałek drewna, gdyby tylko wiedziała i wierzyła, że Frigg to jej Frygga. Pewne cechy znikają, a inne potęgują swoją siłę na przestrzeni tak wielu lat. Pomyśleć, że istniały czasy, w których rudowłosa driada nie była w stanie wydusić z siebie żadnego przekleństwa. Nawet pospolita „cholera” było zbyt trudne do przejścia przez jej usta, a teraz chędoży słowami na prawo i lewo. Tak się stało, bo jednak… Jednak w driadzie zawsze tkwił wewnętrzny bunt.
To właśnie on przyczyniał się do ucieczek z dworków, a także podświadomie wzbudzał tkwiącą we Frigg magię wywołując niecodzienne i nietypowe sytuacje zdrowotne w mieszkańcach pięknych zamków. Driada na samo wspomnienie kwaśnie się uśmiechnęła, ani trochę nie żałując wybryków z przeszłości. Chcieli z niej uczynić pierwszą damę dworu, ją! Dzikusa z lasu! Śmieszne!
Ruda ostrożnie i zgrabnie objęła swoją siostrę. Sonia zatonęła w objęciach starszej córy lasu mamrotając niezrozumiałe dla świata słowa, ale wciąż tkwiąc w boskiej krainie snów. Lysberg mogła teraz wykorzystać fakt, że żadne niechciane oczy tu nie spoglądają. Mocno przytuliła do siebie przyjaciółkę, aż nazbyt troskliwie, tak jakby chciała uchronić ją przed całym złem.
- Będę o ciebie dbać choćby świat mi się zawalił… - cicho obiecała, jakby jutro nie miało być już okazji na takie wyznania i obietnice.
Silje poczuła jak sen ją wzmaga, jak siły momentalnie opuściły jej ciało. Pod tym naciskiem wolno ułożyła się na posłaniu zabierając ze sobą blondynkę. Lysberg spojrzała w sufit próbując zwalczyć opadające opieki, bo przecież nie może tu zostać, tak blisko Soni. Rozrysowywała sobie plany tego co zrobić, ale każda myśl gubiła się bardzo szybko w przestrzeni ciemniejącego pomieszczenia. Nawet świetliki były przeciwko niej, bo kolejna para wyleciała na zewnątrz. Driada tak bardzo chciała się ruszyć, jednak jeszcze mocniej była przykuta do ziemi, jakby leżały na niej łańcuchy, które mocno trzymają każdą możliwą część ciała. Poczuła zagubienie, bo z jednej strony wciąż była jedną nogą w Mai Laintha’e, a drugą…drugą właściwie nie wiedziała gdzie, ale na pewno nie w swej świadomości. Ostatnią szansą na rozbudzenie się był moment, w którym Sonea zgrabnie wspięła się wzdłuż przyjaciółki. Rudowłosa poczuła mocny ścisk w dolnej partii żeber oraz lądującą na siebie zgrabną nogę blondynki słodko mlaszczącej i idealnie wpasowującej się w dane jej zasoby. Frigg sama nawet kojarzy, że coś na nią pomarudziła, zapewne kazała się jej odwalić, ale i te słowa rozpłynęły się gdzieś w przestrzeni.

- Sonia! – krzyknęła zbyt drobna, jak na swój wiek dziewczynka, która jeszcze przed chwilą stała i walczyła z myślą czy aby wołać za biegającą po lesie jasnowłosą mieszkankę lasu. Jeden mocny impuls wystarczył by zwalczyć morze niepewności z jakim przybyła.
Blond włosy uniosły się w powietrzu podążając za gwałtownym obrotem głowy. Oczy wezwanej poszerzyły się z radości, a twarz promieniowała rozrastającym się wielkim uśmiechem. Otaczało ją słońce, jasność i echo pierwszych wykrzyczanych słów.
- Frygga! – westchnęła sapiąca z wysiłku driada. Zmęczenie zabawą jednak nie powstrzymało jej przed rzuceniem się na przyjaciółkę.
Obie dziewczynki mocno się przytulały. Niczym dwa różne obrazy teraz starały zlać się w jedno. Piękna koronkowa sukienka, wianek z kwiatów, ubrudzone zieloną trzewiki oraz krótkie rękawiczki walczyły z patykami w jasnych włosach, lnianymi, kolorowymi, a przede wszystkim obdartymi ubraniami oraz skórą namszczoną wodą, błotem przesiąkniętej zapachem lasu.
- Tak dawno cię nie widziałam!
Na te słowa rudowłosa jeszcze mocniej uściskała przyjaciółkę, po czym puściła by dać jej chwilę odetchnąć.
- Mnie również było za tobą tęskno – przyznała szczerze i jak zawsze swym zbyt opanowanym głosem. Wątpliwości dusiły ją od środka, czuła się niepewnie. Widać to było po delikatnych gestach, a może to jej elokwencja?
- Coś się stało? – spytała młodsza, na co druga odpowiedziała uspokajającym śmiechem klepiąc blondynkę po czuprynie. – Ajaj! Wiesz, że mogę ci oddać! Jesteśmy w sumie tego samego wzrostu!
- Oj dobrze… - przyznała ruda przewracając żartobliwie oczami. – Rzec bym chciała, że moje piękne ułożenie włosów by ucierpiało, aczkolwiek jesteśmy w lesie. Tutaj wiatr i gałęzie mogą stargać mnie w każdej chwili. Nie jest mi szkoda więc może… Może jeszcze raz cię poczochram? Hihi!
Blondynka naburmuszyła policzki, ale na nowo zyskała humor wypadając z jednej myśli do drugiej.
- Opowiedz mi lepiej o dworach! Jak tam jest? Gdzie byłaś? W jakiej krainie? – zalewała pytaniami młodsza.
- Na Prasmoka. Tak dawno nie było mnie w Lesie Driad, że nie jestem pewna od czego zacząć…
- Jejku Frygga ty tak zawsze ładnie mówisz! Ja to tak nie umiem myśleć o tym jak mówić! Ty za to zawsze masz taką chwile ciszy, a później usta ci się ruszają, tak wyraźne, takie ą mówisz fajne…
Zielonoskórna przysłoniła usta dłonią, a drugą ręką uchwyciła skrawek sukni, jakby popełniła jakiś karygodny błąd. Momentalnie się poprawiła rozluźniają sylwetkę. Jak na jedenastoletnią dworkę była chyba nazbyt wyczulona na pewne sugestie.
- Nie obrażaj się! To takie…wooo! Fajne! Ja tak nie umiem!
- Ze wzajemnością… - mruknęła pod nosem ruda.
- Co?
- Nic, nic.
- A właściwie to co tutaj robisz?!
Ruda nabrała powietrza, jakby za chwilę miała wzruszyć ramionami i powiedzieć „właściwie to nie wiem”, bo rzeczywiście, tak po części było. Cały czas pragnęła tu wrócić. Cały czas dziwna energia prowadziła ją do lasu. Teraz, gdy miała już jedenaście lat pewne rzeczy chciała sobie tłumaczyć, jak dorosła, którą przecież nie była. Nie umiała tego nazwać, ale gdy obok niej nie było Hergilsa to jedyną bezpieczna ostoją był las. Las i Sonea. Bądź towarzystwo Vivian – miała z nią styczność przez tak krótki czas i jakieś kilka lat temu, a jednak poczuła silną więź z tą kobietą.
Rudowłosa chciała tak wszystko opowiedzieć, z siebie wyrzucić, ale będąc już tyle lat na dworach nauczyła się sprytnie chować emocje, swoje uczucia, a także własną osobowość.
- Ja… - zająknęła się. – Ja przyszłam cię odwiedzić! To chyba aż nazbyt logiczne! Dawno mnie w końcu tu nie było, nieprawdaż? Przybyłam z okolic Valladon, to bardzo blisko twojego Lasu Driad. Chodźmy się pobawić! I przymierzysz sukienkę! Pewnie będzie na ciebie pasować…
„Uciekłam bo chciałam. Bo chciałam być przy tobie…” echo tych myśli odbiło się gdzieś daleko. Dopiero teraz dojrzeć można było, że to nie jasnowłosa dziewczynka jest tak świetlista a cały obraz mieni się mglistą powłoką bieli. Gdzie jest i co to za miejsce tak doskonale znane? Gdzieś już to widziała. To zdarzenie było już gdzieś kiedyś. Te słowa, ta sytuacja, te przemyślenia. Tylko obraz z zupełnie innej perspektywy, jakby patrzyła z boku na całą scenerię. Nie mogła się oderwać, uwolnić, a szarpała się w myślach. Dalej widziała jasność, ale teraz mieszała się ona z ciemnymi plamami. Dźwięki były coraz cięższe, ogłuszające. Próbowała się zerwać. Zerwać!

Frigg nabrała za dużo powietrza zrywając się do siadu. Wypuściła powoli nazbieranego tlenu, ale oczy wciąż miała rozwarte, jakby próbowała wrócić do siebie. Było niebywale cicho. Żadnego wiatru, żadnego szelestu. Tylko ona i cisza. I świetlik, który wytwarzał światło. Driada rozejrzała się nerwowo widząc, że jakieś cienie postaci biegają w tunelu drzewa. Ruda zacisnęła zęby i objęła skronie dłońmi znów słysząc śmiech rozbawionych dzieci. To było tak wciągające. To tworzyło więzienie dla jej umysłu, skąd to wszystko? Skąd te kolejne nieprzespane noce?
- Wynocha! – machnęła gwałtownie ręką wyganiając ostatniego, świecącego robaczka. Cienie zniknęły wraz z nim, a Frigg doskonale wiedziała, że nie są to wrogowie, a jedynie wyobraźnia, która nęka ją od wielu lat.
Ciężko położyła się na swoim miejscu. Już miała głęboko w nosie gdzie i koło kogo śpi. A może nie tak do końca? Driada przysłoniła oczy ręką i tym razem rozmyślała nad tym co zrobić by Sonia przestała jej poszukiwać, a zarazem i też wciąż jej nie odnalazła. Póki co, ma domysły, dosyć i uparte, i prawidłowe, ale do momentu gdy Silje nie odsłoni prawdziwej twarzy nie będzie mieć nigdy całkowitej pewności. Ten fakt zamierzała wykorzystać Lysberg.

***
Był już ranek. Bardzo ciepły i słoneczny, chociaż wnętrze drzewa skutecznie chroniło śpiące driady przed tak jaskrawym powitaniem. Frigg pokręciła nosem czując zapach malin, a po chwili usłyszała kilka szeptów, dziwną maź na swojej buzi oraz dotyk małej rączki.
- Hmpf?... – mruknęła głucho mrużąc oczy.
- Milo, nie, nie, nie, nie!... – szepnęła spanikowana dziewczynka, która nie uchroniła jeszcze młodszej siostry od upadku na Sonię.
Milo miała niespełna trzy latka i za bardzo ciekawiły ją włosy Sonei. O wiele starsza, już około dziewięcioletnia driada, chwyciła siostrę i szybko uciekła z królewskiego dębu. Silje za to poczuła, że chyba czas wstać, bo dzieciaki już zaczynają rozrabiać. Dziewczynek w lesie było niewiele, bo zaledwie pięć, ale skoro one już biegały po niewielkim królestwie to Opiekunce lasu tym bardziej wypada stanąć na nogi.
- Co jest?... – spytała przestrzeni rudowłosa, która obmacała twarz i zauważyła, że została wymalowana farbą z malin. Silje wydęła usta i wychyliła głowę za posłanie szukając sprawczyni.
- Wieth, co tu się wyprawia?
- Święto Kwiatów… - mruknęła pod nosem odsłaniająca się dziewczynka.
- Święto Kwiatów? – spytała wciąż nie do końca przytomna ruda.
- Rośliny chciały! Tak mi mówiły! Roe potwierdzi!
- Chwila, chwila, byłaś na polanie? - spytała karcącą Frigg.
- Nie tylko ja! – szybko obroniła się dziewczynka. – Ja i reszta… - dodała po chwili. – Już na mnie Natel nakrzyczała! Ale Roe sprawdziła! Kwiaty mówiły, aby świętować, drzewa też to mówią! Tak jest, mówię ci! Rośliny pragną naszego święta! A jeżeli się zgodzisz, to Natel odda kilka kwiatków od siebie zamiast tworzyć z nich eliksiry! I rośliny z polany pozwoliły się zerwać! Ja wiem, las jest chory… Ale dzisiaj miałyśmy świętować i las sam zdecydował!
- Dobra… Zaraz… Moment… Chwila…
Frigg spojrzała na Sonię, która upaćkana była z kolei farbą z jagód przez jeszcze niewykreowane dłonie małoletniej Milo.
- Wybacz za nie… - przeprosiła raczej z grzeczności niż z potrzeby rudowłosa, która nie umiała spotkać się wzrokiem ze swoją przyjaciółką. Spały razem całą noc. Tuż obok siebie i chociaż Sonea strasznie się rozpychała, kopała, kilka razy przegoniła Opiekunkę z posłania, to były też momentu, gdy mocno się w nią wtulała i ośliniała. Frigg jednak miała przeczucie, że co do przytulania nie była jej dłużna, a to wprawiło ją w zakłopotanie.
- Dzisiaj wypada Święto Kwiatów… Taka nasza tradycja. Ostatnie kwitnące kwiaty pojawiają się na naszej polanie… - zaczęła pospiesznie tłumaczyć niezdarnie wciągając na siebie spodnie. – Trochę… Trochę jest z tym podobnie jak z… e… Nie pamiętam, jak to się nazywa w waszym Lesie Driad, ale też malujemy drzewa, ciała… Pleciemy wianki, tylko z pewnymi różnicami.
Driada chwilę milczała. Wstała możliwie, jak najszybciej tylko potrafiła.
- Ekhm… Chodźmy lepiej coś zjeść, napić się i przede wszystkim dowiedzmy się co te dzieciaki nawymyślały.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

Przebudzenie się Sonei poprzedzał zawsze rytuał pomruków i narzekań, oraz zasłaniania twarzy przed promieniami słońca. Tutaj nie to ją jednak obudziło, lecz zapach owoców, głosy dzieci i niesamowite łupanie w głowie. Najwyraźniej fioletowy cud eliksir miał jednak swoje skutki uboczne i driada teraz czuła się mniej więcej tak samo zdolna do życia, jak wtedy, gdy wychlała 3 butelki wina starej Tynny i ścigała się z pumą po górach. To nie był jej najlepszy dzień.

- Ojojoj, kto tak tupie?– zamiauczała, przewracając się na brzuch i wypinając tyłek, usiłując wstać na kolana, jednocześnie trzymając się za głowę. Nie ruszała się dłuższy czas, a ciche pochrapywanie zdradziło, że driada zasnęła i nawet ta nietypowa pozycja nie przeszkadzała jej w spędzeniu kilku dodatkowych chwil w krainie snów.

Obudziła się dopiero, gdy ręce odjechały jej pod ciężarem ciała, a dziewczyna zwaliła się na twarz z cichym pomrukiem niezadowolenia. Usiadła na tyłku, splatając nogi po turecku przed sobą. Oczy wciąż miała zamknięte, a włosy nastroszone były absolutnie w każdym kierunku, przypominając teraz bardziej ptasie gniazdo, ozdobione listkami i patyczkami, niż włosy młodej dziewczyny. Ale czegóż wymagać, w końcu nie widziały one grzebienia od... w sumie nigdy nie widziały grzebienia.

Sonea siedziała tak przez chwilę, z zamkniętymi oczami i najwyraźniej w takiej pozycji znów zasnęła na kilka chwil, gdyż na kolejne głosy (tym razem mózg rozpoznał głos Frigg), podskoczyła lekko. Z trudem otworzyła oczy i ziewając przeciągle, przetarła je pięściami. Zaraz jednak zamarła i zaczęła niuchać nosem w powietrzu niczym młody wilczek, a oczy otworzyły się nagle szeroko.

- Jagody – mruknęła pod nosem i skonsternowana zaczęła rozglądać się dookoła w poszukiwaniu owoców. Gdy zdała sobie sprawę, że ręce ma umorusane fioletową mazią, a twarz jej przyjaciółki wygląda, jakby ktoś jej rozkwasił garść malin na nosie, doszła do wniosku, iż to samo musiało przydarzyć się jej. Wysunęła język najdalej jak mogła, akurat by zlizać trochę jagodowego musu z policzka.

- Mmmm... Pyszka! – Zamruczała z uśmiechem i podpełzła do rudowłosej przyjaciółki, obejmując ją rękoma za szyję i przytulając się bez krępacji.

Było tak wspaniale! Były znowu razem, a na śniadanie zaserwowano owoce! Szkoda, że nie zostawili ich po prostu na liściu obok legowiska, ale w sumie ona nie jest wybredna. Słuchała wymiany zdań między Frigg a dziewczynką, rozczesując w międzyczasie włosy, w miarę możliwości jak najdokładniej, jednak mając do dyspozycji tylko własne palce (uwalone od jagód) i patyki, które po ukończeniu dzieła wracały ponownie na swoje miejsca w blond lokach. Na hasło „święto kwiatów” niemal zastrzygła uszami, a dłonie zamarły jej w powietrzu, gdy poprawiała liście we włosach.

- Święto Kwiatów? – zapytała, zerkając na przyjaciółkę – Lubię święta – stwierdziła z uśmiechem i znów ją przytuliła.

– Kwiaty też lubię! Miejmy święto kwiatów! Och, jedzenie tak, jestem taka głodna! Te jagody na twarzy to trochę mało – uznała, ale polizała jeszcze na próbę policzek Frigg. Maliny pierwsza klasa!

- Święto lasu? – podsunęła, gdy rudowłosa usilnie starała się ubrać i mówić jednocześnie, i chyba doznała jakiegoś zwarcia. Sonea otrzepała tylko swoje fragmenty odzienia i upewniła się, że jej włosy już jako tako wyglądają. Był to chyba jedyny element jej wyglądu, jaki rejestrowała i dbała o niego, by wyglądał jak najlepiej.

- U nas były zawsze tańce i dużo jedzenia! I wino Tynny – zachichotała i zaczęła na zmianę nadymać policzki i wciągać powietrze. Najwyraźniej bawiło ją, jak zaschnięta masa z jagód naciąga jej twarz.

- Chętnie poświętuję z wami, ale wcześniej chyba musimy uleczyć drzewa prawda?

Do imprezowania Sonea była pierwsza. Potrafiła przetańczyć całą noc, wirując na polanie, boso i w rozpuszczonych włosach, wciągając do zabawy każdego, nawet najbardziej wiekowe lub marudne driady. Jej poczucie obowiązku było jednak silniejsze i uznawała za naturalne, że taka impreza będzie idealnym zwieńczeniem prac nad uzdrowieniem drzew. Będą mogły świętować sukces! Cudnie!
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg tylko wywalała oczy do góry za każdym razem, gdy przyjaciółką ja przytulała. Powoli poddawała się myśli, że Sonia tak łatwo się od niej nie odessie i że skazana jest na takie przemiłe gesty. Mimika rudowłosej wzbogaciła się dopiero, gdy ta polizała ją po policzku. Zielona spojrzała na przyjaciółkę zaskoczona, zdenerwowana i za chwilę miała wybuchnąć, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Zdecydowanie za mocno, przez co jęknęła, obróciła głowę w bok i wymamrotała kilka przekleństw.
- Tak, chyba tak – odpowiedziała po pierwszym pytaniu jakie zapadło po zasmakowaniu malin z jej twarzy. Frigg przetarła twarz dłonią rozmazując owocową maź, przez co jeszcze mocniej się zirytowała.
Westchnęła spoglądając w niebo. „Ten dzień będzie ciężki.” powiedziała do siebie w myślach wcale nie wspierając się na duchu.
Nim Silje zgodziła się na jakiekolwiek warunki rozporządzenia imprezy rozpoczęła dzień od śniadania. Driady przysiadły do leśnych darów w towarzystwie Roe i Natel, gdzie zapadła główna decyzja. Frigg przystała na propozycję odbycia święta. Widziała na sobie strapione wzroki driad, gdy kierowały się w stronę spożycia posiłku. Wszyscy czekali w napięciu i zdenerwowaniu, zupełnie jak na wyrok. Opiekunka pokręciła tylko głową. Nie dali jej za bardzo wyboru więc po prostu przy kosztowaniu wszelakiego zielstwa ruda podzieliła obowiązki między mieszkańców. Trwało to raczej krótko, bo już dnia poprzedniego Frigg rozmyślała o rozstawieniu odpowiednio straży na dany dzień, uzdrowicielek na daną godzinę z możliwością wypicia eliksiru więc tak naprawdę wystarczyło kilka z nich wysłać po kwiaty. Dzieciaki na pewno zajmą się dekoracjami no i te bardziej artystyczne dusze elfów czy sióstr niech spełniają swoje wizje. Opiekunka lasu pokazała Soni jakimi drzewami zajmie się tego dnia i nie zwlekała z czasem, gdy sama przysiadła do królewskiego dębu. Region jakim zajmowała się jej przyjaciółka był blisko samej Frigg, której nie chciało się kombinować już więcej z nowymi podziałami więc oddała Soni część, która została bez uzdrowicielki mającej pójść obecnie po kwiaty.
Gdy więc zielonoskórna driada nawiązywała kontakt z królewskim drzewcem niedaleko niej napatoczyła się mała rozrabiaka, która wymalowała ją malinami. Swoją droga, ową różową maskę zmyła zaraz przed śniadaniem!
Początkowo nie zwracała uwagi na dziewczynkę, ani na jej jeszcze młodszą siostrę. Lubiły zaczepiać Silje, a ona znając nadmierną upartość dzieciaków częściowo ignorowała córki lasu i zajmowała się tym czym miała. Tak też postąpiłą i tym razem, chociaż oczywiście kątem oka patrzyła czy nie przeginają ze swoimi zabawami. Wieth miała jasno brązowe włosy i czysto zielone oczy, które uważnie od jakiegoś czasu obserwowały nie tylko przewracającą się co rusz Milo, ale również nowo przybyłą blondynkę. Dziewczynka w pewnym momencie usiadła strapiona przy Frigg, której chciała już od dłuższego czasu zadać nurtujące ją pytanie, co wyraźnie unosiło się w powietrzu więc trudno nie było tego odczuć.
- No co cię tak męczy? – spytała w końcu na odczepne, ale Wieth skuliła się jeszcze bardziej. Driada wyhaczyła, że brązowowłosa obserwuje Sonię. Frigg spojrzała na małą i uśmiechnęła się w duchu. Poczochrała córę lasu po włosach, aby jakoś dodać jej otuchy i odwagi, a zarazem przerywając leczenie drzewa chcąc obdarować zainteresowaniem małą driadę.
- Wiesz, że mnie możesz wszystko powiedzieć – zapewniła Opiekunka, co wyraźnie zachęciło młodą do konwersacji.
- Tak się zastanawiam… - konspiracyjnie szepnęła zbliżając się na czworaka do Silje. Opiekunka czuła, że za chwilę usłyszy coś przezabawnego zdając się na dziecięce domniemania.
- Ona jest z Lasu Driad… - zauważyła oczywistą oczywistość. – Myślisz, że jest straszna? – spytała obgryzając paznokcie. – Wiesz, bo się bawiłyśmy w takie straszne historie niedawno – przyznała po chwili – i Titiana opowiadała historię o tych driadach z lasu! – mówiła bardzo cichutko, a głos dziewczynki dusił się ze strachu. – Może miała rację?!
Frigg spojrzała na nią uważnie. Niepokojące były straszne historie na temat ich sióstr z Lasu Driad. Wcale nie chciała wzburzać niepotrzebnych konfliktów, ani podsycać niechęci między jednymi a drugimi driadami, ale ile to biedne dziecko może zrozumieć? Silje postanowiła zastosować inną taktykę.
Ukradkiem i niby to dyskretnie, spojrzała na Soneę, po czym znowu zwróciła się do Wieth.
- Wiesz co.. – odpowiedziała szeptem. – Trudno mi powiedzieć czy jest takim czającym się potworem z drzewa, ale wiesz… Z drugiej strony z nią tutaj przybyłam i wędrowałam cały dzień. Nie widziałam żadnych niepokojących znaków.
Na twarzy młodej namalowało się zwątpienie zmieszane z ciekawością. Co ona biedna ma teraz zrobić?
- Może podejdź i sama się jej spytaj? – zaproponowała ruda, na co młody duch lasu tylko spojrzał na Opiekunkę z przerażeniem.
- W życiu!
Frigg wyprostowała się wysyłającej młodej niezadowolony dziubek. Przyłożyła dłonie do królewskiego dębu, jakby nic się przed chwilą nie stało.
- Myślałam, że jesteś odważną driadą – dopowiedziała po chwili rzucając dziewczynce wyzwanie.
- Bo jestem! – krzyknęła szybko zakrywając usta, jakby przestraszyła się, że za chwilę jasnowłosa driada ją dojrzy. – Bo jestem! – poprawiła się szeptem.
- To pokaż co potrafisz – zwróciła się do niej Silje obdarowując dziewczynkę odważnym spojrzeniem. – Nawet jeżeli się boimy to musimy pokonywać swoje strachy.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

Sonea jadła śniadanie w milczeniu, obserwując dyskusję Frigg, Roe i Natel w kwestii święta. Ona tam się wcinać nie będzie, bo i tak jej nigdy nikt nie słucha. Poza tym jak one się nawet nie zgodzą to ona sama może sobie takie święto wyprawić i guzik mogą jej zrobić, a co! W jej oczach błyskały radosne ogniki, a w ustach znikały kolejne porzeczki, barwiąc na mocną czerwień jej blade zazwyczaj usta. W końcu śniadanie się skończyło i nastąpiło przydzielanie obowiązków. Blondynka trochę zamarudziła na końcu, by porozmawiać dłużej z przyjaciółką, jednak ta szybko wygoniła ją na jej teren pracy. Ruda małpa. Nadal udaje, że jej nie zna, uhhh! Jakie to irytujące! A ona tak nie znosi się irytować! To jak takie swędzenie mózgu, którego nie można podrapać, które nasila się i sprawia, że po jakimś czasie człowiek ma zamiar walić głową w drzewo. Tak… ale co to ona miała.. aha! Drzewa!

Blondynka w podskokach pokicała do swojego obszaru, zapominając zupełnie o porannym bólu głowy i kości. Śniadanie, nawet lekkie, zawsze wprawiało ją w pozytywny nastrój (bardziej niż zwykle znaczy się) i teraz driada ruszyła w stronę jednego z drzew dziarskim krokiem i zaciętą miną.

- Bój się zarazo, albowiem nadchodzę! Zginiesz marnie!

Blondi niemal z rozpędu wpadła z wyprostowanymi rękoma na konar drzewa, a magia przelała się przez nią niczym fala uderzeniowa, sprawiając, że kora zadrżała i zafalowała lekko. Drzewo zaczęło zdrowieć w zastraszającym tempie, nietypowo - od korzeni. Nieprzyjemny, obślizgły czarny kolor zgnilizny ustępował pod przyjemnie szorstką jasną korą, aż po koronę drzew, gdzie pąki wystrzeliły z gałązek, a liście z pąków, niczym spłoszone stado ptaków podrywające się do lotu. Sonia zatoczyła się lekko, odrzucona od drzewa, po czym spojrzała na nie z mieszaniną zaskoczenia i podziwu.

- Ale czadersko… - mruknęła, potrząsając blond czupryną dla oprzytomnienia i łapiąc równowagę. Już po chwili podskakiwała w miejscu, markując ciosy pięściami niczym bokser na ringu i mierząc się spojrzeniami ze swoją następną ofiarą. Nie słyszała wcale chichotów innych driad ani też złośliwych komentarzy innych cór lasu szeptanych pod nosem. Była tylko ona i drzewo. Drzewo i ona. No i zaraza. Ale to zaraz się załatwi! Złapała z ziemi kijek i wymierzyła nim w buk.

Już chciała ruszyć na drzewo, jednak coś mignęło w jej polu widzenia i blondynka tym samym płynnym ruchem, którym miała zrobi krok naprzód odwróciła się nagle, stając na wprost dziewczynki, która obudziła ją nad ranem. Młoda driada do tego momentu była opanowana, jednak teraz pisnęła i odskoczyła krok do tyłu, a Sonea w zdziwieniu odruchowo wyprostowała się jak struna, niczym spłoszony koń, a zaraz później nachyliła się gwałtownie, przyglądając małej driadzie.

- Cześć – uśmiechnęła się do niej szeroko, jednak mała tylko szerzej otworzyła oczy i buzię, wpatrując się w nią bez słowa. Co ona, zawiesiła się, czy opóźniona jakaś?

- C z e ś ć – powtórzyła powoli i przechyliła lekko głowę, żeby zobaczyć, czy to zadziałało, jednak driadka cofnęła się o krok. Bez sensu. Już chciała trącić dziecko kijkiem, żeby się ruszyło, kiedy gdzieś z boku dobiegło znajome chrząknięcie. Sonea zerknęła w tamtą stonę i pomachała do Frigg, jednak ta wpatrywała się w niebo. Co oni się jakoś dzisiaj wszyscy dziwnie zachowują?!

- Czy jesteś straszna?

- Hę? – Sonea zapomniała na śmierć o małej driadzie i teraz spojrzała na nią zdziwiona. Ta jednak bawiła się nerwowo kosmykiem włosów na palcu i wpatrywała się w nią dość oczekująco.

- Nie wiem – odparła blondynka odruchowo i zmarszczyła brwi. Była straszna? A cholera wie, przecież sama się siebie nie boi to skąd ma wiedzieć. – A boisz się mnie? – zapytała nagle, mierząc do dziewczynki z kijka, a ta odskoczyła z piśnięciem, po czym obejrzała się szybko, czy aby Frigg nie widziała i wyprostowała się znów. Odrzuciła włosy na plecy zupełnie jak jej rudzielec! Sonea poczuła promyk sympatii do tego małego człowieka, jednak nadal nie do końca rozumiała, czego się od niej oczekuje.

- Nie wiem. Chyba nie. To znaczy tak. To znaczy nie! – Wieth ukryła twarz w dłoniach, a blondynka przechyliła głowę na druga stronę, przyglądając jej się, jak dziwnemu stworzonku. Może człowieki w tym wieku są takie dziwne? Ona nie znała takich zbyt wiele, zazwyczaj zajmowała się małymi szkrabami co chodzą jak szczeniaki. Przynajmniej tak samo nieporadnie. Ale to tutaj to wyglądało jak driada normalna, tylko kurczę mała taka.

- Jak masz na imię? – Sonea postanowiła jej pomóc trochę, bo może ta faktycznie jest opóźniona i trzeba z nią powoli. W końcu nie chciała być niegrzeczna, jest tu w gościach.

- Wieth – odparła dziewczynka z lekką ulgą i zdołała nawet podnieść wzrok na rozmówczynię. – Nie jesteś stąd prawda? Jesteś z Lasu Driad? – zapytała, zamierając w oczekiwaniu. Obie córy lasu nagle zdały sobie sprawę, że Sonea nadal mierzy do dziewczynki z kija, więc blondynka opuściła swoją broń, a Wieth rozluźniła się nieco.

- Tak jestem.

- No właśnie! – Mała najwyraźniej odzyskała rezon, ale nadal skubała palce w napięciu – No to wiesz.. dlatego pytam.. – urwała, przygryzając wargę. Jak kulturalnie zapytać kogoś czy jest potworem? Tego jej nie uczyli. Sonea grzecznie czekała, wbijając spojrzenie złotych oczu w dziewczynkę. W końcu driadka wzięła głęboki oddech i założyła ręce na piersi.

- Skoro jesteś stamtąd, to jesteś inna! A więc możesz być straszna! – rzuciła i uśmiechnęła się nawet lekko ze swojego logicznego uzasadnienia. Frigg będzie z niej zadowolona!

Sonea wpatrywała się przez chwilę w dziecko i mrugnęła kilka razy. Nagle zrobiła krok do przodu, nachylając się gwałtownie, unosząc dłonie do góry i wyszczerzając zęby warknęła głośno. Wieth krzyknęła i odskoczyła, potykając się i upadając na tyłek. Kilka driad obróciło się w ich stronę, ale widząc, że blondynka opuszcza ręce i z uśmiechem podaje Wieth rękę, by pomóc jej wstać, wróciły do swoich zadań. Zaskoczona dziewczynka przyjęła pomoc obcej, podniosła się i zarumieniona ze wstydu otrzepała tyłek z ziemi.

- Masz rację – rzuciła nagle Sonia, a na zdziwione spojrzenie dziewczynki wzruszyła ramionami – faktycznie mogę być straszna.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg kątem oka przyglądała się całej sytuacji z między Wieth a Soneą. Na koniec uśmiechnęła się ukradkiem chociaż jej wzrok spoczął już na królewskim drzewie, o które tak mocno się troszczyła.
Dziewczynka przełamała pierwsze lody. Teraz mogła czuć się dumna i bić się w pierś pokazując swoją odwagę! W końcu jako pierwsza i póki co jedyna z najmłodszych zbliżyła się do mieszkanki Lasu Driad. Teraz, gdy już przekroczyła pewne granice może śmiało wykorzystać co zdobyła, a to oznaczało zadawanie upierdliwych i czasem wręcz niegrzecznych pytań. Musiała oczywiście obalić wszelkie możliwe mity, jakie wytworzyła dziecięca wyobraźnia. Na przykład: Czy to prawda, że driady z waszego lasu rąbią drewno? Albo czy oblewają trującym kwasem niechcianych przybyszów? I czy ptaki latają u nich do góry nogami? To, jak i mnóstwo innym mniej lub bardziej absurdalnych pytań wciąż zadawane było złotowłosej córze z lasu. Wieth musiała wiedzieć wszystko! Kto wie czy dane jej będzie jeszcze kiedykolwiek spotkać siostrę z „sąsiedniego” królestwa.
W ciągu tego czasu spojrzenia pozostałych dziewczynek spoglądały z ukrycia na dwójkę driad. Marszczyły małe noski i wydymały usta, jakby obrażone za to wszystko, a gdy któraś z nich rzuciła się w oczy Sonii od razu prychała i odbiegała gdziekolwiek, byleby zniknąć złotookiej z oczu. Frigg zaś oczywiście w międzyczasie zdołała wypić już jeden eliksir, a gdy wreszcie zrobiła sobie przerwę to siedziała i podrzucała małą Milo z nadzieją, że Sonia jej po prostu nie zaczepi. Dystans to dystans. Tak jak postanowiła tak zrobi, chociaż prawdziwym pretekstem uników nie było tylko chęć ochrony przyjaciółki, ale też nie miała pomysłu na to jak się jej pozbyć. W głowie miała milion pomysłów, ale żaden z nich nie działałby na uparta jak osioł (a może raczej jak Frigg) Soneę.
- Ej Sonia! To mam jeszcze jedno pytanie! – upomniała się po raz setny tego dnia Wieth.
- Słyszałam o legendzie w waszym lesie. „Krwawa Panna”, tak to się nazywało! – zdradziła szeptem swojej nowej bratniej duszy. – Podobno zabijała ona dzieci by następnie wycisnąć z ich ciał nawet ostatnia kroplę krwi! W ten sposób odżywiała swoje drzewo! A ich ciała porzucała w lesie bądź na polanach by użyźnić ziemię. Nie powinnam tego zapewne mówić, ale to już nie ja wymyśliłam! Słyszałam jak kiedyś szeptała o tym Mirian, ta porwana. Wiem, wiem, brzydko podsłuchiwać, ale to było z przypadku! Po prostu siedziałam niemalże obok niej i sama wiesz… Ciekawi mnie czy to jest prawda! Powiesz mi? Proszę!
Wieth przytuliła się do uda Soni u patrzyła na nią kocimi, błagalnymi oczami. To nie była dla niej byle opowiastka! W końcu to nie są już wymyśli jej czy którejś z jej koleżanek, a sama Mirian tak mówiła!
- Jest jeszcze straszniejsza od ciebie! – zażartowała by nieco bardziej zachęcić swoją rozmówczynię do odpowiedzi.
Frigg zaś siedziała i drapała się po głowie. Patrzyła gdzieś na korony drzew, a jej usta złożyły się w czystym zamyśleniu. Milo ciągała ją za włosy, próbowała podjadać rude końcówki, zaś zielonoskórna driada zastanawiała się co by tu zrobić by elegancko usunąć Sonię ze swojego życia. A może myślała nie w te stronę? Może to ona powinna zniknąć? Jednak jak tu teleportować się w mało znane miejsce, gdy Sonia posiadała tak bezczelnie dobry zmysł poszukiwawczy, co udowodniła odnalezieniem Frigg po 100 latach nieobecności.
Małoletnie dziewczynka wytrąciła z przemyśleń Opiekunkę lasu, gdy podczas kolejnego upadku chwyciła kosmyk luźno rozłożonych włosów i tym samym pociągnęła głowę Silje, która uderzyła w pieniek drzewa.
- Auć… - mruknęła pod nosem przecierając w ramach ulgi swoje delikatnie naruszone czoło. – Masz rację… - dodała po chwili rudowłosa spoglądając na roześmianą buzię Milo. – Za dużo myślę…
- Wianki, wianki! – krzyczały dziewczynki biegnąc przez las. – Będziemy robić wianki!
Wieth spojrzała za siebie widząc jak koleżanki niosą koszyki pełne kwiatów, a wiedziała, że to nie jest wszystko. Westchnęła z zachwytem wpadając na kolejny genialny pomysł!
- Sonia! – zerwała się gwałtownym głosem mała córa lasu. – Masz może trochę zmysłu artystycznego? Ja jestem kiepska w te klocki… Wolę biegać z patykiem niż pleść łodygi, a moje wianki wiecznie rozsypują się w rękach, albo wyglądają dosyć… rozpaczliwie. Nie umiem dopasować za bardzo do siebie kolorów… Może mi pomożesz? Bo widzisz, mamy tutaj taką tradycję! Najpiękniejszy wianek dziewczynki będzie gościł na głowie naszej Opiekunki! Chciałabym żeby i moje kwiaty kiedyś osadziły się na rudych włosach Silje! Ja nawet nie wiem jakie ona może lubić kwiaty…
- Hej, hej… - za plecami With pojawiła się ruda, która trzymała w objęciach Milo. - Słyszałam, że będziecie robić wianki... Sonea warto poduczyć nasza małą wojowniczkę odrobinę sztuki - zachichotała nieco wrednie Frigg.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

Sonea początkowo skupiała całą swoją uwagę na leczeniu drzewa, odpowiadając na liczne pytania dziewczynki w przerwach na złapanie oddechu. Po jakimś czasie doszła jednak do wniosku, że mała jej nie zostawi, dopóki nie zaspokoi swojej ciekawości. Usiadły więc obie po turecku i prowadziły ożywioną rozmowę, wymieniając się pytaniami i uwagami, obie dość energicznie gestykulując i od czasu podśmiewając się pod nosem. Blondynka zdawała się nawiązać doskonały kontakt z małą dziewczynką, a protekcjonalnych spojrzeń innych driad w swoją stronę zdawała się w ogóle nie zauważać i tak też było naprawdę, gdyż całą swoją uwagę poświęciła rozmówczyni. Z czasem jednak pytania dziewczynki stawały się coraz bardziej nietypowe, a driada marszczyła coraz bardziej brwi w niezadowoleniu. Nie chodziło nawet o pomysłowość dzieci w wymyślaniu niestworzonych historii o mieszkankach Lasu Driad, lecz o występującą często i w dużych ilościach brutalność i obrazowość opisu. Nie było to ogólne przeświadczenie, że ich kuzynki robią „coś” złego, lecz konkretne historie okraszone barwnymi opisami, jak gdyby któreś z młodszych naprawdę było świadkiem czegoś takiego. Sonea, chociaż nie miała skrupułów przed wypruciem flaków obcym zagrażającym jej, jej bliskim lub naturze, była mimo wszystko osobą niezwykle wrażliwą i delikatną, nieprzyzwyczajoną do tak brutalnych oskarżeń. Nie zrobiły więc na niej wrażenia kocie oczy dziewczynki ani jej słodki głosik. Wcześniej już wstała, więc przyglądała się jedynie pustym wzrokiem małej przylepce przy swojej nodze, po czym odkleiła ją delikatnie acz stanowczo, pochylając się nad nią jednocześnie. Jej oczy nie były już pięknie złote, lecz chłodne i czujne jak u drapieżcy. Usta nie były już wygięte w słodkim uśmiechu, a twarz wyglądała teraz jak beznamiętna, nieprzenikniona maska.

- Driady nie rąbią drzew. Nigdy. I żadna zdrowa na umyśle driada nie dopuszcza się takich okropieństw, o których mówisz. Kochamy i bronimy swojego lasu, ale nie odbieramy życia jeśli nie musimy, powinnaś to wiedzieć. Nie powtarzaj rzeczy, o których jedynie słyszałaś, nie sprawdziwszy wcześniej czy jest w nich chociaż ziarnko prawdy, bo wówczas są to tylko plotki, kłamstwa.

Sonea urwała i wyprostowała się. Nie była zadowolona, nie wiedziała jak ma rozmawiać z dziewczynką w tym wieku, której głowa jest tak napchana bzdurami. Przestąpiła z nogi na nogę przyglądając się małej i jakby szukając u niej guzika, który można nacisnąć, by naprawić dziecko. Bo ktoś ewidentnie obijał się przy jego wychowywaniu. Z wyraźną ulgą powitała nadbiegające dzieci i z przechyloną po kociemu głową usiłowała rozróżnić ich krzyki. W końcu dotarł do niej sens ich słów, gdy nieco skarcona Wieth doszła do siebie i ośmieliła się nawet mimo wszystko o coś blondynkę poprosić. Ta poczochrała swoje złote włosy i rozejrzała się po polanie. Chociaż znajdowały się tu niewielkie skupiska polnych kwiatów, to nadal nie było to, co ją satysfakcjonowało. Prawdą było bowiem, że Sonea pleść wianki wprost uwielbiała. Każdemu, kto ją zna było wiadome jak bardzo driada uwielbia wtykać sobie we włosy praktycznie każdą roślinność, a często również ptasie pióra czy nawet ich drobne oczyszczone kostki.

- Jasne, chętnie pomogę, jednak Wieth, potrzebujemy więcej kwiatów – spojrzała na małą z lekkim uśmiechem, a dziewczynka rozpromieniła się nagle.

- Wiem, gdzie jest więcej kwiatów! – krzyknęła zadowolona, że może zrehabilitować się za swoje wcześniejsze słowa. – Chodźcie za mną! – pisnęła i złapała Milo na ręce, biegnąc przed siebie. Sonea uśmiechnęła się pod nosem i nie dając Frigg żadnego czasu na reakcję, złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą, ruszając biegiem za młodziutką driadą.

Blondynka nie wiedziała na ile to miejsce jest znajome innym driadom, lecz podejrzewała, że chyba jednak jest to mała tajemnica Wieth, bowiem droga, którą tu dotarły z pewnością nie zapowiadała, że zastaną taki widok. Sonea aż otworzyła usta ze zdumienia i mocniej ścisnęła dłoń rudowłosej przyjaciółki. Mimo, że polana była na tyle niewielka, że słońce dochodziło tutaj tylko, gdy było w zenicie, przepełniona była kwiatami tak gęsto, że nie było widać spomiędzy nich trawy. Wielobarwny dywan rozpościerał się niemal po idealnym okręgu, sięgając aż po linie drzew z każdej strony, a bogactwo kwiatów zapierało dech w piersiach.

- To wasza hodowla jakaś? – zapytała niezbyt składnie blondynka, przenosząc spojrzenie z Frigg na Wieth, lecz ta ostatnia jedynie wzruszyła ramionami i pokręciła głową przecząco.

- Nikt nie wie o tym miejscu, tak mi się wydaje. Trenuję tu walkę, mam tutaj spokój, no i jest tak ślicznie – uśmiechnęła się, wpatrując z zadowoleniem w zaskoczone miny starszych driad.

Sonea zrobiła powoli kilka kroków do przodu, ciągnąc za sobą Rudą. Oszołomiona rozglądała się wokoło, z zaskoczeniem odnajdując wszelkie możliwe gatunki kwiatów, jakie znała plus drugie tyle jej nieznanych. Było tu wszystko, od polnych kwiatów, przez kwitnące krzewy po hodowane pieczołowicie w szklarniach rośliny ozdobne, które tutaj rosły sobie jak gdyby nigdy nic. Orchidee pomiędzy makami, róże otoczone bzem, kaczeńce przemieszane z liliami, wszystko czego dusza zapragnie. Wieth stała z rękami splecionymi za plecami i z wyraźną satysfakcją oglądała zdziwione miny opiekunki i obcej. Milo natomiast gaworzył radośnie pełznąc przez kwiaty i zrywając je małymi garstkami.

- Najwyraźniej mamy wszystko, czego trzeba – Sonea otrząsnęła się w końcu z szoku i z całą gromadką zagłębiła się w polanę. Tam schyliła się nagle i zerwała garść drobnych niebiesko fioletowych kwiatków, układając je lekko w dłoni i kierując w stronę Frigg z błyskiem w oku i ciepłym uśmiechem.

- Dla ciebie. Niezapominajki.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Zgodnie z porywczością With oraz spontanicznością Sonei, Frigg dała się bezpretensjonalnie poprowadzić w tajemnicze miejsce. Już nawet spłynął po niej kolejny, spoufalony gest ze strony blondynki. W końcu poddała się już z kłótniami i wmówieniem nowej rzeczywistości przyjaciółce. Skoro Sonia nie chciała tego zaakceptować to musiała się pogodzić z jej przyszłym odejściem oraz odrzuceniem… które nastąpiłoby bez względu na to, co by blondynka nie myślała i co by nie powiedziała. Jednak ruda jeszcze nie obmyśliła planu doskonałego. Zdecydowanie lepiej szło jej działanie nagłe niż jakieś układanie taktyk i snucia intryg pozbycia się ze swojego życia konkretnej osoby. Chociaż spędziła kilka lat na dworach, chociaż jej życie było jednym, istnym chaosem, to Frigg miała skomplikowane życie z przypadku, a nie z planu.
Ucieczka zaś na polanę idealnie nadała się jako pretekst zakończenie najwidoczniej nieprzyjemnego tematu jaki zaczęła mała Wieth. Dziewczynka widząc zmianę charakteru obcej driady niemało się zmieszała. Widać, że wiele z tych legend to tylko bzdury. Kto to wszystko wymyśla? No, ale przecież też najpewniej zapytać samą mieszkankę Lasu Driad i obalić pogłoski! A ona się chyba zdenerwowała… Tropiąc dalej swoją myśl, mała driada doszła do wniosku, że to rąbanie drzew to chyba było za dużo, a gdyby tak mówili o Mai Laintha’e? Strażniczki i córki lasu niszczące drzewa? Faktycznie, źle to brzmiało.
Widok całego towarzystwa kwiatów zdziwił Opiekunkę dwukrotnie. Za pierwszym razem zaskakujące było piękno tego miejsca samego w sobie. Natura tworzyła sztukę, której pobielić nie mógł najznakomitszy elfi artysta. Nie potrafił wyrzeźbić żaden krasnolud ani przyćmić blasku nawet najpiękniejsza czarodziejka. Frigg miała wrażenie, że przybyła tu w gości. Głowy wszystkich kwiatów odwrócone były do siebie, jednak znaczna większość kierował swoje płatki w miejscach, gdzie mogło przedostać się światło. Cała gama gatunków teraz współżyła ze sobą w idealnej symbiozie doceniając jedynie własne piękno i nie kłócąc się choćby o skrawek polany. Wszystko było tu spójne. Każdy listek, każdy korzeń, każdy oddech roślin akceptował siebie całkowicie.
Drugi raz driada została zaskoczona faktem, że przecież to jej królestwo. Nowy dom. Ona trzyma pieczę nad tą ziemia, a istnieją miejsca, o których nie ma zielonego pojęcia. Poczuła się tak niedoinformowana, zawiedziona sobą, że nie wie o tej polanie, że tak mało czasu spędza na doglądaniu swoich drzew, że nie ma na to czasu, gdy bywa w Mai Laintha’e i że właściwie… Właściwie to Natel miała prawo powiedzieć jej wszystko.
Mimo to, Silje nie mogła wyjść z osłupienia. Miła była bowiem myśl, że dane jej było ujrzeć to miejsce. Wieht obdarowała ją oraz praktyczne obcą jej osobę zaufaniem. Tak prosta przypadłością, która tak perfidnie zakomunikowała rudej o własnym zachowaniu. Mała, beztroska dziewczynka potrafiła zdradzić swoją tajemnicę mieszkance Lasu Driad, a ona sama nie chciała wyjawić przyjaciółce wprost kim jest czy tez uchylić rąbka tajemnicy.
„Ale to wszystko dla jej dobra” – powtarzała w głowie. „To wszystko dla jej dobra”. Starała się wierzyć.
Białe orchidee. Czy to nie one miała wetkane na dnie swojej sukni ślubnej? Jakże dokładnie ją pamięta. Tylko ta polana nie jest sztucznym obrazem kłamstwa, na którym oparte jest jej życie. Te kwiaty i ta polana są szczere, prawdziwe. Nie oszukają cię swoim pięknym, gdyż żaden z tych kielichów nie jest napojony trutką. Istnieją dla życia, dla funkcji, nie dla chaosu.
Wieht już dawno skakała po polanie wybierając różnorodne okazy tego małego ogrodu, Sonia zaś naturalnie wtopiła się w towarzystwo i sięgnęła po kawałek nieba goszczący w gęstej trawie.
Frigg widząc dłoń wypełnioną niezapominajkami swojej przyjaciółki wpadła w chwilową konsternację. Brwi rudej ściągnęły się do środka i zadrżały niespokojnie. Teraz jasne oczy opiekunki skierowały się ostro, choć wolno na Sonię. Złotowłosa wyglądała, jak uczestnik tego całego zamieszania. Promień słońca wśród lśniących, jasnych barw kwiatów stojąca naprzeciw mało zadbanej Frigg, odrobinę nie pasującej do polany.
Opiekunka wyciągnęła ręce w stronę Sonei i przyjęła garść kwiatów w swoje dłonie, bardzo ostrożnie, jakby nie chciała by z powodu ich sporu ucierpiał ktoś jeszcze. Szczególnie piękne i niewinne niezapominajki. Opiekunka przyglądała im się chwilę w ciszy. W tle dojrzała jednak białe punkty. Białe orchidee. Wówczas każda chęć wypowiedzenia czegokolwiek odeszła w zapomnienie.
- Pamiętam. – Powiedziała w głos utrzymując wzrok na niebieskich płatkach kierując te słowa raczej do siebie.
- Ja… - zaczęła nowe zdanie i tym razem obdarowując spojrzeniem Sonię - … nigdy nie zapomnę.
- Silje – odezwała się nagle mała driada. – Lubisz orchidee?
Opiekunka lasu uśmiechnęła się lekko i zbliżyła do dziewczynki głaszcząc ją po głowie.
- Wieth, każdy kwiat jest wart uwagi.
- Ty to czasem za mądrze wszystko chcesz powiedzieć…
- A ty czasem za dużo marudzisz – odgryzła się żartobliwie Silje. – Zbierzmy kwiaty… Nie, nie. Nie będę Ci pomagać ani podpowiadać Wieth. Już nie pamiętam kiedy ostatnio plotłam wianki. Sonea… Wypadałoby abyś i ty uplotła swój wianek. Na zakończenie święta zawsze puszczamy arcydzieła na tafli wody naszej cienkiej rzeki. Mam nadzieję, że nie jesteśmy swoim świętem zbyt natarczywe dla ciebie, o ile to nie jest zgodne z twoim sumieniem możesz w każdej chwili odmówić. – Oczywiście bardzo oficjalnie poinformowała ją Frigg, która od razu rozejrzała się za kilkoma pięknościami tej polany myśląc nad własną koncepcją.
Rudowłosa długo zastanawiała się nad wybraniem każdego, pojedynczego kwiatka. Robiła to tak, jakby na wszystko miała czas, zaś Wieth naprawdę poczuła się do zrobienia pierwszego, nie rozwalającego się w dłoniach wianka! Musiała doradzać się co chwila Soni czy ten kwiatek się nada czy też nie i wcale jej nie chodziło o dobór kolorów czy też koncepcji. Wybierała kwiaty jak popadnie, byleby dało się je wszczepić!
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

Sonea z charakterystycznym dla siebie radosnym uśmiechem, wymalowanym beztrosko na twarzy, wpatrywała się w reakcję przyjaciółki na kwiaty. Nie nawykła do stosowania metafor czy obchodzenia prawdy dookoła, tak by przekazać ją komuś, nie wypowiadając jej jednak wprost. Jej umysł był na to zbyt prosty, a takie przekazanie przyjaciółce niezapominajek, jako symbol ich przyjaźni, która (zdaniem blondynki) przetrwa wszelkie amnezje rudowłosej, było z jej strony naprawdę kreatywnym posunięciem. Nagrodzona wyznaniem Frygi rozciągnęła usta w jeszcze szerszym uśmiechu, co jednak okazało się możliwe, wbrew pozorom, po czym sięgnęła dłonią w kierunku krzaka pełnego jagód i w nagrodę za tak idealne podejście przyjaciółki, wpakowała sobie do buzi całą garść owoców. Wstrzemięźliwość nigdy nie była jej mocną stroną.

Zadowolona z siebie dała się ponieść panującej wokoło uciesze i ostrożnie stąpała po polanie, starając się nie podeptać żadnych kwiatów, co wcale nie było takie proste. W końcu znalazła lukę w tym gęsto tkanym dywanie i usiadła na ziemi, przyciągając za nogę do siebie Milo, który właśnie usiłował wepchnąć sobie do buzi garść trawy.

- Nie wolno Myszo, tego się nie je – pouczyła dziecko, które zagaworzyło wesoło i wsadziło do ust naręcze bratków. Driada spojrzała na niego z namysłem.

- Tak, te można – odparła po chwili i sama skubnęła jeden płatek, zabierając się do plecenia wianka.

Z anielską cierpliwością zdawała się tolerować zaczepki Wieth, która wykorzystywała driadę do wszystkiego, od pytań o konkretne kwiaty, przez prośby o splecenie jakiejś zbuntowanej łodyżki, która ciągle odstaje, po zakładanie dziewczynie na głowę wianka w celu oceny jego prezencji na złotych lokach dziewczyny. Sonia odpowiadała, pomagała i posłusznie nieruchomiała za każdym razem, gdy kolejna kompozycja lądowała na jej głowie.

- Zastanów się dobrze, jak ma wyglądać twój wianek. Nie możesz ciągle zrywać nowych kwiatów i wyrzucać starych. Zobacz – Sonea wskazała dłonią stos odrzuconych przez dziewczynkę roślin, na co młoda driada spłonęła rumieńcem, tłumacząc się pod nosem. Złotooka pokręciła głową przecząco i poprosiła o przyniesienie wyrzutków. Wieth pozbierała szybko zmaltretowane roślinki i wróciła do blondynki niczym pies z podkulonym ogonem. Sonea zaczęła powoli rozkładać przed sobą wszystkie kwiatki, układając je kolorami i rozmiarami przed sobą. Wieth przysiadła obok, obserwując z zainteresowaniem, co też ta obca znowu wymyśla.

- Przecież one się już zupełnie do niczego nie nadają.. – zaprotestowała słabo, cichnąc jednak momentalnie pod twardym spojrzeniem złotych ślepi. Starsza driada wyprostowała się i spojrzała na dziewczynkę.

- Bo są pogniecione?

- Tak.. tak sądzę. No bo zobacz, ten ma całą łodygę wyciśniętą, aż sok wyciekł! Nie mogłam go wpleść, ciągle się wysmykiwał – mruknęła niezadowolona. – O, a ten już prawie nie ma płatków. Co to za kwiat we wianku, który nie ma płatków? – zapytała głośniej, jakby z każdym słowem i argumentem zyskiwała więcej pewności siebie. No bo przecież ma rację nie? Czy ktoś widział kiedyś wianek ze zwiędłych kwiatów? Albo połamanych? Jak ma niby wygrać konkurs z czymś takim?

Sonea milczała, słuchając wywodu dziewczynki ze zmarszczonymi brwiami. Gdy ta skończyła, blondynka wciąż milczała, przygwożdżając ją nieświadomie spojrzeniem kocich oczu, po czym westchnęła i opuściła wzrok na kwiaty. Zaczęła zbierać je kolejno i splatać razem, jednocześnie mówiąc do dziewczynki.

- Wiesz, aż nie wiem od czego zacząć. Przede wszystkim dziękuję, że zabrałaś nas ma tą polanę. Jest tutaj naprawdę przecudnie, prawda? – zerknęła na małą, która pokiwała głową i wypięła dumnie pierś. Sonea jednak opuściła wzrok, a jej szczupłe palce zaczęły zbierać strawy zmaltretowane roślinki i splatać je razem.

- Szanujesz swoją Opiekunkę? – zapytała nagle Sonea, a With drgnęła i spojrzała na Frigg spłoszonym wzrokiem.

- Oczywiście! – odparła momentalnie.

- A czy szanowałabyś ją gdyby była ślepa? – walnęła od razu driada, nie bawiąc się jak zwykle w subtelności. Dziewczynka tym razem milczała, ale gorliwie pokiwała głową.

- Rozumiem. Pewnie bardzo kochasz Milo? I kochałabyś go również, gdyby nie miał rączki? – zapytała Sonea beznamiętnym tonem, dalej plotąc wianek, a Wieth zbladła śmiertelnie, jednak nadal kiwała głową, najwyraźniej powoli rozumiejąc, do czego dąży obca.

- Podobnie leczysz drzewa, niezależnie od tego, czy są młode czy stare, dbasz o nie, nie patrząc na to, czy ich liście są soczyście zielone, czy czerwienieją na jesień. Bronisz ich, niezależnie od tego czy sama zostaniesz przez to skrzywdzona. Dlaczego więc depczesz kwiaty tylko dlatego, że brakuje im kilku płatków?

Na polanie zapadała cisza, jakby nawet ptaki bały się odezwać, a dziewczynka wpatrywała się w Soneę ze strachem. Blondynka jednak nie widziała tego zupełnie, milcząc przez dłuższą chwilę, zbierając powyginane niezapominajki i usztywniając je twardszymi łodygami gerber. Dodawała kaczeńce wszędzie tam, gdzie mleczykom brakowało płatków. Ułamaną główkę róży przywiązała z przodu wianka, a rozsypanymi liśćmi wypełniła luki w swojej kompozycji, po czym założyła ją sobie na głowę i spojrzała na Frigg i Wieth z beztroskim uśmiechem.

- Jak wyglądam?
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Cóż… Nauki Sonei chociaż, jak najbardziej prawdziwe wzbudzać mogły pewne kontrowersje. Frigg miała tylko nadzieję, że Wieth teraz nie będzie miała problemów z zaśnięciem albo normalnym funkcjonowaniem po tym, jak wyobraziła sobie własną, rzeczywiście powiązana krwią siostrę Milo. Mimo wszystko rudowłosa się nie wtrącała. Generalnie podejście driad do takich spraw było dosyć mocno bezpośrednie. Raczej niezbyt się bawiły w ckliwe opowieści tylko mówiły wszystko prosto z mostu, chociaż Milo bez rączek w mniemaniu Silje było aż nazbyt pobudzające wyobraźnię. Jednak nie wtrąciła się, bo przecież ona akurat w tej kwestii mogła mówić najmniej. Stała na szarym końcu osób mających do tego prawo, przecież wychowywała się w zupełnie innych warunkach.
Driada siedząc wśród kwiatów tylko przyłożyła dłoń do czoła z lekkim westchnięciem. Ciekawe czy Sonia naprawdę mówiła to wszystko tak…po prostu? Tak… automatycznie? I czy to takie….normalne w Lesie Driad?
Na koniec wywodu blondynki rudowłosa obróciła się w stronę dziewczynki i nawet czule zgarnęła Wieth włosy na jeden bok głaszcząc przy tym ciepły kark córki lasu.
- Sonia, jak widać, ma zdolności dosadnego tłumaczenia - przyznała nieco żartobliwie Silje.
- Aczkolwiek mądra z ciebie dziewczynka i widzę, że rozumiesz do czego brnęła. Tak, jak mówiłam… Każdy kwiat jest wart uwagi.
Wieth przytaknęła z cichym pomrukiem, jakby nie za bardzo chciała przyznać racji, ale innej drogi wyboru nie miała.
Obie driady spojrzały na złotooką, która zdołała wykonać już różnobarwny wianek. Promień słońca wkradający się na polanę w postaci Soni nie mógł choć odrobinę wyglądać odrzucająco. Nie w stanie jest zliczyć ilu mężczyzn zapragnęłoby takiej kobiety. Uosobienie piękna, delikatności, harmonii… I chociaż był to przecudowny pejzaż to nijak się on miał do faktycznych zdolności Sonei. Drapieżnej, dzikiej, walecznej, tylko w chwilach beztroski osadzonej w takiej łagodnej przestrzeni.
- Elfi poeta nie byłby w stanie tego opisać – przyznała Silje swoim wysokim standardem języka. Była to, jak najbardziej wypowiedziana prawda, ale ileż to tak można bawić się w przepiękny język? Och, jakże ona chciałaby się wreszcie „normlanie” odezwać.
Na twarzy Opiekunki wymalował się łagodny uśmiech. Jakoś dobrze mimo wszystko się tutaj czuła. Tutaj w sensie… w tak bliskim kontakcie z Sonią. Jak Frigg strasznie brakowało kogoś bliskiego w życiu i to pragnienie niestety pojawiało się zawsze w momencie, gdy rzeczywiście potrafiła z kimś nawiązać nieco bliższą relację. Już nie mówiąc o Sonei, jej bratniej duszy sprzed lat, która jako jedyna nie miała okazji obrócić się do niej plecami. Właściwie Frigg nie wiedziała ile informacji rzeczywiście posiada jej przyjaciółka. Strasznie, ale to strasznie nie chciała się nawet o tym przekonać, bo jeżeli ostatnia osoba z przeszłości wbije jej nóż w plecy ona prawdopodobnie nie umiałaby już tego udźwignąć. Nie kolejny raz.
„Ale ze mnie egoistka.” pomyślała dosyć trafnie driada. Czy Sonei nie należało się wytłumaczenie? Biedna poszukuje ją już ponad wiek, a teraz będąc tak blisko prawdy nie może uzyskać rzeczywistych faktów, tylko dlatego, że jedna ruda małpa nie chce poczuć odrzucenia. Czy nie lepiej jest mieć to za sobą?
Ale chwila, chwila. Czy milczenie Frigg nie oznaczało też protekcji dla Mai Lainthae i dla samej Sonei? Ile było w tym faktycznie racji nie wiedziała sama zielonoskórna driada.
Widać było, że Sonia miała doświadczenie w pleceniu wianków, bo nawet Silje miała problem z zapleceniem. Jej kompozycja składała się raczej z jednostajnych barw mieszczących się w odcieniach żółci i różu o czym świadczyły grube pęki kwiatów koniczyny czy też mało doceniane mlecze, ale nie zabrakło miejsca dla kaczeńców czy też jednego skupiska chabera.
Ruda dokładnie obejrzała swój wianek dookoła, po czym kącik jej ust wspiął się w uśmiechu.
- Coś mi się wydaje, że nawet ja bym miała problem wygrać – dodała z żartem gestem porównując swój zbiór kwiatów z wiankiem przyjaciółki.
Mimo, że uzbierane i nieco zniszczone pięknie komponowały się w zwartym wieńcu. Sonia miała dar do ożywiania tego co mogło ulec zniszczeniu i zapomnieniu, nie tylko względem kwiatów…
Frigg, choć bardzo chciała podziękować Wieth za pokazanie tej polany, jakoś nie umiała. Właściwie wypowiedzenie słów „dziękuję” bądź „proszę” graniczyło z cudem, a jakiekolwiek przeprosiny nigdy na pewno nie zostały przedstawione w słowie „przepraszam”. Nawet jako sztywniara z wyższych sfer nie przełamała w sobie tak prostych rzeczy. Niemniej jednak, Frigg miała ochotę dosłownie zatonąć w polanie pełnej kwiatów. Skóra muśnięta dotykiem płatków jest o wiele bardziej kojąca niżeli jakiś niejeden głupi eliksir. Leżeć w ich milczeniu w towarzystwie delikatności, chyba nawet na chwilę wzrok jej się rozmarzył. Potrząsnęła głową wybudzając się ze zamyślenia i delikatnie zmarszczyła brwi z karcącą na siebie miną.
- Właściwie…To mam jedno pytanie – zagaiła Silje. – Masz zamiar kiedykolwiek wrócić do Lasu Driad? – spytała dosyć ostrożnie Sonię.
Frigg wstała i delikatnie otrzepała swoje mało wyjściowe ubranie. Wzięła ze sobą jeszcze kilka kwiatów, miała co do nich nieco inne plany, a poza tym, gdyby wianek się rozpadł to jeszcze miałaby szansę go odratować.
- Skończyłyście? Jeżeli tak to wrócimy do centrum lasu. Podleczymy kilka drzew, mamy jeszcze chwilę, a później możne znajdziemy kilka łaszków – już ruda miała się wyciągnąć i poprzestawiać sobie kości, gdy nagle złapała się na swojej nieeleganckiej wypowiedzi, co zaakcentowała gestem dłoni przysłaniającej usta. – Znaczy suknie… Albo jakieś bardziej odświętne odzienie – poprawiła się po chwili.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

Driada siedziała po turecku na trawie, poprawiając we włosach wianek i zastanawiając się, czy w ogóle go powinna oddawać na konkurs. Bowiem nawet ktoś, kto zupełnie nie znał dziewczyny potrafił zauważyć, że ma ona duże upodobanie do ozdób we włosach. Liczne piórka i gałązki jakimś magicznym cudem trzymały się jej złotych pukli, nawet gdy biegała po lesie, zupełnie nie dbając o własną fryzurę.

Blondynka zupełnie nie zdawała sobie sprawy ze zmieszania, jakie spowodowała i spoglądała teraz na swoją przyjaciółkę i jej małą znajomą z niewinnym uśmiechem, świadczącym o błogiej nieświadomości. Na słowa Frigg skinęła jedynie głową, uznając, że przyjaciółka potwierdziła po prostu jej słowa, sama bowiem niewiele rozumiała z tych słów. Wystarczało jej po prostu, że rudzielec znów się do niej uśmiecha jak dawniej.

Sama również się rozmarzyła, otulona ciepłem słońca i odurzona intensywnym zapachem kwiatów, gęstniejącym jeszcze bardziej w popołudniowym upale. Z rozmyślań wyrwała ją dopiero Milo, ciągnąca znów za jeden z blond loków, opadających na pierś driady, która złapała dziecko z uśmiechem i podniosła je w powietrze, kręcąc nim młynki.

- Jesteś ptakiem Milo! – pisnęła a dziewczynka zaczęła radośnie wierzgać rękami i nogami, bardziej teraz przypominając latającą żabkę, z tą swoją delikatnie zabarwioną kolorem trawy skórą. Smukłe ramiona Sonei okazały się wystarczająco silne, by zabawiać tak dziecko przez dłuższą chwilę, opuszczając je do siebie i pocierając nosem o nosek małej, by po chwili znów wyrzucić ręce w górę, ku uciesze berbecia. Gdy złotooka usłyszała w końcu pytanie przyjaciółki, opuściła Milo na trawę i zwróciła oblicze ku przyjaciółce. Nie odpowiedziała jednak od razu, co było raczej nietypowe, gdyż dziewczyna rzadko zastanawiała się nad odpowiedzią, zazwyczaj plotąc, co jej ślina na język przyniesie. Chyba, że były to zagadki. Nie znosiła zagadek. Były takie podstępne! To pytanie też było takie trochę podstępne i Sonia zmarszczyła lekko ciemne brwi, usilnie próbując rozwiązać ten problem.

- Nie wiem – odparła po chwili takim tonem, jakby nawet ją zdziwiła własna odpowiedź. Później już jednak głośno myślała, narażając Frigg na mały podgląd w głowę blondynki.

- W sumie nie myślałam o tym, co zrobię jak cię znajdę. Szukałam cię bardzo długo wiesz? Naprawdę bardzo długo. Nie wiedziałam, że masz swój nowy dom, myślałam, że jeśli będziesz chciała się gdzieś zatrzymać to znajdziesz mnie i razem gdzieś zamieszkamy. Domyślam się, że nie chcesz wrócić ze mną przez to co wygadują te inne driady, ale one cię znają, nie wiedzą. Ja bym chciała zostać z tobą. Widziałam po drodze różne fajne rzeczy i miejsca, ale chciałabym zobaczyć je z tobą, ale ciebie nie było. Ale mogłybyśmy razem pójść gdzieś dalej, zobaczyć coś nowego.

Jak każda dłuższa wypowiedź Sonei, ta również była niezwykle chaotyczna i ciężkostrawna dla kogoś nieprzyzwyczajonego do faktu, że z ust dziewczyny często wydobywa się potok słów w dokładnie takiej samej formie, w jakiej powstał w jej głowie. Nawet samej złotookiej driadzie ciężko było stwierdzić, czy odpowiedziała na pytanie zadane przez Frigg, czy nie. Dało się to poznać po tym, jak zaraz po własnych słowach przechyliła lekko głowę w zamyśleniu, jakby widziała je gdzieś przed sobą i wzrokiem obracała w różne strony, analizując je ponownie. Zaraz jednak uśmiechnęła się rozbrajająco do rudej mieszkanki lasu, nie widząc zdziwionego spojrzenia, jakie rzucała im Wieth, krążąc spojrzeniem od jednej driady do drugiej i spowrotem. Na hasło rzucone przez opiekunkę, wzięła jednak posłusznie Milo na ręce i ruszyła przodem w drogę powrotną. Sonea również podniosła się prosto z siadu tureckiego w górę, sprawiając wrażenie rozwijającej się sprężynki. Podeszła do przyjaciółki i zarzuciła jej ramiona na szyję, wbijając w nią spojrzenie żółtych ślepi, z których nawet dziecko wyczytałoby bezwarunkową miłość.

- To co, pójdziemy gdzieś razem zwiedzać świat?
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

W myślach Frigg przypomniał się fakt, że gdyby historia potoczyła się zupełnie inaczej, ona w tym momencie unosiłaby takie małe dziecię. Plotła warkoczyki, uczyła tworzyć wianki. Miała być niańką. Nieważny czy w Lesie Driad czy na jakimś dworze. Tytuł matuli tkwił by przy niej do końca już dni, ale zamiast tego została mordercą dzieci. „O losie” westchnęła niemo niemalże faktycznie przewracając oczami. Teraz za nic w świecie nie chciałaby tak skończyć. Zmienianie pieluch, odpowiadania milion razy na te samo, głupie pytanie. Obracała się w towarzystwie Wieth i Milo oraz pozostałych dziewczynek, ale nimi zajmowała się tylko przez chwilę. Ruda wolała by tak zostało. Nie umiała się zbliżyć do takiej bezkresnej miłości, takiej samej jaką okazywała jej Sonia.
Jasnowłosa z pewnością nie miała głębszych zamiarów w swoim działaniu, aczkolwiek bliska była wyzwolenia prawdziwej natury rudej małpy. Emocje Frigg iskrzyły się niczym lont dynamitu. Wszyscy dookoła widzieli, że ogień zdaje się coraz bliżej prochu i nie mając szans na ucieczkę w ostateczności nabrali głębokiego wdechu czekając z przerażeniem zmieszanym z ciekawością na rozwiązanie końca sytuacji. Chór zawiedzonych widzów teraz uderzyłby o ściany lasu, bo ten dynamit okazał się niewypałem.
Nie dlatego, że Sonea chciała powędrować z przyjaciółką w świat, bo to właśnie było przyczyną dolewania oliwy do ognia, ale słowa, które wzbudziły w Opiekunce wiele kontrowersji. Driady gadały na panną Lysberg, o czym doskonale wiedziała sama Frigg, ale ile prawdy poznała Sonia?
Silje zmarszczyła mocno brwi, jakby riposta za chwilę miała wyłonić się z jej ust, ale była zbyt ciężka i niemoralna by wypowiedzieć ją w towarzystwie dzieci. Dziewczyna zacisnęła usta, delikatnie je zagryzła. Naprawdę we Frigg się kotłowało, ale kątem oka driada widziała Wieth. Była wściekła na jasnowłosą, że tak idzie w zaparte. Jakby nie mogła chociaż poudawać przy dziewczynkach, że choć trochę się nie znają! Albo ominąć ten temat, ale Sonia nigdy nie myślała przed wypowiedziami. Waliła na oślep wszystko, co przyszło jej na myśl. Rudowłosa driada obiecała sobie nie zadawać więcej takich pytań przy młodszych. Kurczę! A jeszcze tak niedawno nawet nazwała ją „Opiekunką!”.
Ostatecznie Frigg postanowiła olać całą tę sytuację i nie odpowiadać w towarzystwie Wieth, ale złotowłosa uwiesiła się na niej gwałtownie.
-Ach!... – westchnęła ruda czując na sobie ciężar przyjaciółki i przechwytując te miażdżące spojrzenie.
Frigg tylko wykrzywiła usta i ruszyła krok dalej ciągnąc za sobą albo i ze sobą Sonię.
- Póki co to zwiedzamy las. – Odparła buro i ponuro.

***
Dalej dzień jakoś się potoczył. Driady świętowały malunkami, bukietami, posiłkami. Nawet zdrowe drzewa wesoło szeleściły w ciągu dnia, a te chore niby to skrzypieniem także próbowały dać o sobie znać. Przez chwilę ten las stał się błogim miejscem. Ostoją harmonii mimo wielu niedociągnięć i niedoskonałości. Istna sielanka, w której dzień po prostu się toczył swoim torem.
Było trochę spraw organizacyjnych, trochę braku cierpliwości Frigg, ale generalnie wciąż starała się wszystko jakoś ze sobą splatać. Wyraźnie podejmowała próby normalnych rozmów z Soneą, chociaż musiała przyznać, że to był ciężki chleb do zgryzienia. Tak bardzo chciała od niej uciec, ale nie potrafiła.
Zapadł już wieczór. Księżyc powoli zapowiadał swoje odwiedziny na niebie o czym oświadczały delikatnie migoczące gwiazdy. Sama ruda nie przepadała wybitnie za sukienkami, ale święto świętem. Początkowo jedna z artystek Mai Lainthae chciała odziać Silje w suknię na cienkich ramiączkach z bosko i niemoralnie mocno odkrytymi plecami, ale widząc kreacje złote oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Nie aby była brzydka, ale ostatnio Frigg nie była za bardzo w formie. Właściwie nie była nigdy w formie, ale teraz wyjątkowo. „Silje, bo ty zawsze chodzisz z tak osłoniętym ciałem!” marudziła projektantka kreacji, ale Opiekunka nie miała zamiaru odpuścić. Frigg zdawała sobie doskonale sprawę, że teraz wygląda naprawdę marnie względem poprzednich lat. Chyba za dużo nerwów kosztowało ją rządzenie lasem, bo wybitnie schudła. Poza tym zawsze skrupulatnie ukrywała blizny na swoim ciele, dlatego ostatecznie skończyła z koronkową górą o głębokim dekolcie i rękawkami sięgającymi łokcie. To, co mogła, ukryła pod warstwą makijażu na ciele. Spódnica zaczynała się w talii. Składała się z poszarpanych kawałków materiału, krótszych i dłuższych, ale w końcowym efekcie tylko delikatnie odkrywały nogi niskiej, zielonoskórnej driady. Oczywiście o obuwiu nie było tutaj mowy, a włosy zostały ułożone w kok. W ukryciu Frigg również zakryła specyfikami blizny na swoich nogach, gdy tylko jej artystka nie patrzyła. W przypadku przyłapania rudej na niecodziennych sytuacjach ta uśmiechała się niewinnie, ale projektantka, jak to projektantka, też nie miała chęci za bardzo odpuszczać. Uparła się na barwę intensywnej kości słoniowej i beżowych akcentach, na co Silje przystała. Nie miała aż takich szans z artystami pod tym względem. Ważne aby nie odkrywała za mocno jej ciała.
Driady zaś w tym ostatnim czasie zebrały się tuż przy jeziorze. Świetliki unosiły się tuż nad taflą wody, a kilka lampionów powieszonych na drzewach budowało niezwykły klimat. Roe za bardzo się nie stroiła, ale jeżeli Sonea wyraziła takie chęci to również pchnęła ją w ramiona znakomitej i wciąż niewyżytej artystki, która opiekowała się… chyba wszystkim. Miała świra na punkcie detali, kolorów oraz używania tylko naturalnych tworzyw, które pochodziły z odzysku, ale była nawet sympatyczna. Po tym całym szale Roe wyjaśniła jasnowłosej, że zbierają się wieczorem nad rzeką. Tuż przy brzegu kładą wianki, o ile oczywiście zechce, któraś oddać go na konkurs. Inne obdarowują się nawzajem wiankami, ale zawsze istnieje pula związanych kwiatów, które będą puszczane na wodzie.
- Nim to jednak nastąpi to oczywiście odbywa się konkurs. Silje zakłada wybrany wianek na głowę. Wstępuje do rzeki, tak jakoś do bioder, jak sobie tam zechce. Zapada chwila ciszy. To taki hołd oddany Matce Naturze za roślinność. Następnie w szeptach dajemy sobie podarunki, życzymy najlepszego i puszczamy wianki na wodzie. A później… Później to już balujemy do rana! – zapowiadała Roe z dumą i widocznie nie mogąc się doczekać najlepszego etapu w całym tym zamieszaniu.
- Uwielbiam budzić się na następny dzień dopiero po południu! Ileż to można wstawać razem ze słońcem! Lepiej obudzić się w jego blasku! Ciekawe czy Wieth udało się spleść wianek w tym roku… hihi! Od zawsze miała z tym młoda problem!
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

Uśmiech Sonei wyraźnie zbladł w zderzeniu z ponurą odpowiedzią Frigg. Dziewczyna jednak nie umiała dostrzec ukrytego przekazu przyjaciółki, więc jedynie jej brwi ściągnęły się lekko w konsternacji nie mogąc znaleźć związku pomiędzy jej prośbą, a odpowiedzią rudej. Zaraz jednak pociągnięta została w drogę powrotną, a natrętna myśl obiła się kilka razy po jej głowie, lecz z braku rozsądnego wyjaśnienia, została w końcu puszczona w niepamięć.

Blondynka czuła się, delikatnie mówiąc, niepewnie wśród tego całego zamieszania związanego ze świętem, o którym niewiele wiedziała. Chociaż impreza zawsze była dla niej okazją do wyzbycia się nadmiaru energii, teraz czuła się nieco nie na miejscu i przez chwilę odniosła wrażenie, jakby spowrotem była w swoim klanie, gdzie każdy miał swoje zajęcie, a tylko ona błąkała się niepewnie, znajdując swoje własne dopiero poza zasięgiem spojrzeń innych driad. Teraz jednak nie chciała spuszczać Frigg z oczu, z obawy, że ta znowu gdzieś jej zniknie. Pałętała się więc chwilę pod nogami innych mieszkanek lasu, aż w końcu postanowiła pomóc na swój własny sposób, jak zwykle. Skupiła więc swoją energię na leczeniu drzew, starając się doprowadzić do dawnej świetności chociaż te w obrębie polany, na której miało odbyć się całe wieczorne wydarzenie. Dopiero gdy zmogło ją zmęczenie, na skroniach pojawiły się krople potu z wyczerpania, a na niebie pierwsze gwiazdy, skierowała się w stronę Frigg, która właśnie przymierzała suknię. Na jej widok Sonea zatrzymała się w pół kroku, rozdziawiając buzię.

- Ojeju, ale ty jesteś śliczna – powiedziała niemalże szeptem, jakby bojąc się zburzyć ten magiczny obrazek, który się przed nią rozpościerał. Nigdy nie przyglądała się przyjaciółce pod względem urody, kochała ją za jej wielkie serce, a nie piękną buzię. Ale teraz, gdy przyglądała się jej w tej białej sukience, nie mogła wyjść z podziwu nad urodą driady.

Na jej nieszczęście jednak w tym samym momencie zobaczyła ją kobieta ubierająca wcześniej Frigg i dosłownie załamała ręce.

- Matko Naturo, dziewczyno, jak ty wyglądasz? – jęknęła, a Sonea zamrugała tylko, patrząc na nią pustym wzrokiem, a później spojrzała po sobie z ciekawością. Oj tam, była nieco obłocona (od stóp do głów właściwie), włosy może jej się trochę poczochrały (wyglądały, jakby ptak uwił sobie w nich gniazdo), a ubranie ciut poprzekręcało (jakie ubranie?!). Wzruszyła więc tylko ramionami, a obca driada przykryła twarz dłońmi, oddychając ciężko.

- Za chwilę zaczynamy, a Ty wyglądasz jakby cię mantykora pożarła i wypluła – mruknęła i zaczęła się krzątać wokoło, szukając czegoś w stosach wielobarwnych materiałów, a Sonea przechyliła głowę na bok, przyglądając się jej poczynaniom niczym zaciekawiony ptak. Stała nieruchomo, gdy mieszkanka lasu dopadła do niej z jakimś sznurkiem i zaczęła oplatać ją nim w biuście, talii i biodrach, mamrocząc coś do siebie pod nosem. Blondynka spojrzała na Frigg, szukając u przyjaciółki jakiegoś wytłumaczenia na to dziwaczne zachowanie, jednak zaraz przed jej twarzą pojawiło się surowe oblicze obcej.

- Zaraz wyjmiemy te ustrojstwa z włosów.. – zaczęła mówić i sięgnęła do loków dziewczyny, lecz ta momentalnie prychnęła i odskoczyła niczym dzika kotka. Kobieta zamarła z uniesionymi rękoma i spojrzała pytająco na Opiekunkę, lecz ta jedynie wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem.

- Po prostu zostaw to zielsko we włosach.

- Silje, ale tu jest czaszka ptaka… - szepnęła artystka z trwogą, co wywołało jedynie śmiech rudowłosej i nagły, promienny uśmiech Sonei.

- Śliczna prawda? – zapytała podchodząc bliżej i pozwalając dalej się mierzyć, jednak teraz kobieta ostrożniej do niej podchodziła, wciąż zaskoczona nagłą zmianą nastrojów dziewczyny i nieco zszokowana jej gustem w kwestii doboru biżuterii.

Po chwili projektantka uciekła w swoje bezpieczne rejony strojów i ozdób, przezornie postanawiając jedynie doprowadzić włosy blondynki do ładu. Takie piękne blond loki u driady! Niespotykane! A takie poczochrane, jaka szkoda.. Nic to. W życiu każdego artysty przychodzi moment, w którym musi zmierzyć się z wielkim wyzwaniem i oto było ono! Ta brudna dzikuska!

W absolutnie zastraszającym tempie kobieta umyła Soneę, czarnidłem namalowała jej kreski na górnych powiekach i poleciła zmienić te „ścinki”, które jasnowłosa driada miała czelność zwać ubraniem, na sukienkę. Podczas tych wszystkich zbiegów dziewczyna stała nieruchomo, bojąc się ruszyć, wyraźnie zaciekawiona tymi wszystkimi ceregielami, jakie się wokół niej odbywały. Bez żadnego wstydu zrzuciła z siebie ubranie, odsłaniając gołe ciało, które było bardzo wysportowane, jednak pełne dokładnie tam gdzie powinno. Posłusznie wciągnęła prostą, lnianą sukienkę w błękitnym kolorze i z krótkim rękawkiem, jaką dała jej projektantka. Kobieta cofnęła się o krok, podziwiając swoje dzieło, lecz skrzywiła się wyraźnie, widząc że dziewczyna stoi, jakby czekała na ścięcie. Potrzeba było jeszcze kilku przymiarek zanim driada zrozumiała, że nie zdziała nic z konwencjonalną odzieżą, więc z ciężkim sercem dopuściła po prostu blondynkę do stosu materiałów, polecając jej wybrać sobie, co jej się podoba. Dopiero teraz dziewczyna rozluźniła się wyraźnie i ruszyła zagrzebywać się w skrawkach, by po chwili zaprezentować się w dokładnym odzwierciedleniu jej wcześniejszego stroju, tylko ze świeżych i czystych materiałów. Artystka na skraju załamania nerwowego namówiła jeszcze dziewczynę do rozczesania i umycia włosów, solennie wcześniej obiecując, że wplecie jej w loki spowrotem wszystko co tam było i doda jeszcze coś do siebie. W ten sposób udało jej się przemycić do stroju blondynki jedyny elegancki element, jaki stanowiły wielobarwne, szklane koraliki, które nawleczone na sznurek wplotła w miękkie i lśniące teraz włosy Sonei, której oczy zaświeciły się na nową ozdobę.

Tak wystrojone dziewczęta razem ruszyły nad jezioro, gdzie zebrały się już wszystkie driady. Słuchała tego, co opowiada Roe, kiwając lekko głową, gdy przyswajała nowe informacje, jednocześnie szukając wzrokiem Wieth. Dziewczynka po chwili dołączyła do nich zdyszana, a na głowie miała cudny, soczyście żółty wianek.

- Zrobiłam tak jak mówiłaś! Zrobiłam wianek dla siebie i wyszedł piękny!

- Masz rację, jest cudowny – Sonia z uśmiechem pochwaliła dziewczynkę, podziwiając niezbyt równo, lecz bardzo gęsto utkany wianek, złożony chyba ze wszystkich żółtych kwiatów, jakie młoda driada znalazła na łące. Blondynka z rosnącym jednak niepokojem obserwowała coraz większą ilość driad wokoło, postępujący gwar i śmiechy. Złapała dłoń Frigg, czując się nagle przytłoczona obecnością tylu osób. Chociaż czasami lubiła poznawać nowych ludzi, była jednak z natury samotnikiem i takie większe zgromadzenia nieodłącznie wywoływały w niej niepokój. Zaczęła się zastanawiać, czy całonocna impreza na pewno będzie czymś fajnym i czy nie będzie musiała się wspomóc cudownym eliksirem driad, by jakoś ją przetrwać.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg stała u boku przyjaciółki spoglądając , jak rzesza mieszkańców, głównie złożonych z driad, ale także i elfów, gromadzi się tuż przy jeziorze. To była jedna z tych chwil, gdy rudowłosa panna wiedziała, że znajduje się w odpowiednim czasie i na odpowiednim miejscu. Lampiony oświetlały cienkie sylwetki pięknych postaci szepczących do siebie łagodnie, radośnie. Budowali napięcie, jakby naprawdę za chwilę mało wydarzyć się coś wielkiego.
Wieth stała się małą wisienką na torcie tego zebrania. Silje uśmiechnęła się pogodnie do dziewczynki teraz rozluźniając skrzyżowane na piersi ręce.
- No brawo, trochę się naczekaliśmy, ale najważniejsze, że ci się udało. – Odpowiedziała z żartem, ale z pochwalą poczochrała młodsza driadę po włosach.
Dla Silje była to niemalże codzienność, poczucie odpowiedzialności za te społeczeństwo. Teraz naprawdę płynął od niej spokój i pewność siebie. Czuła się odmieniona tym widokiem. Przestała się bać, przestała walczyć z Sonią, z tajemnicą. Mogłoby się wydawać, że odrzuciła wszelkie spory ze swojego serca, ale było zupełnie inaczej. Frigg właśnie w tej chwili podjęła się walki.
Bardzo uparcie się broniła, bała, nie wiedziała, którą drogą podążyć, a teraz stojąc tu i patrząc na ogrom tego niewielkiego królestwa wiedziała co chce zrobić. I chociaż nie rozumiała mowy roślin to czuła jak las głaska jej twarz zapachem, jak wiatr pieści kosmyki jej włosów, jak rozmawia z nią poprzez swoje ruchy oraz oddech. Frigg nabrała powietrza próbując zachłystnąć się tą mową. Natura dała jej ukojenie, odpowiedź. Odpowiedź na to by słuchać serca.
Na samą tę myśl niemalże przyłożyła dłoń do klatki piersiowej, ale w tedy poczuła zaciśnięcie na niej i ciepło.
Driada zerknęła w dół i dostrzegła, że Sonia ją trzyma. Opiekunka uniosła wzrok, ale nie taki pusty, zwykły, skryty, zimny. Wyrażał gotowość do działania, prowokację i odwagę.
- Nasza podróż dopiero się zaczyna – zapewniła jasnowłosą. – Chociaż nadal nie twierdzę, że moje imię to Frigg…
Oddalająca się Opiekunka puściła oczko w stronę Roe, która jak na rozkaz przystanęła tuż przy złotowłosej.
- Odgórny rozkaz by się tobą zaopiekować… - szepnęła cicho do Soni. – A właściwie to się zgłosiłam na ochotnika do twojego towarzystwa w razie potrzeby. – Dodała z lekkim uśmiechem. Roe w przeciwieństwie do większość była ubrana jak strażniczka, w końcu porządek musi panować zawsze i wszędzie, a ona nie miała zamiaru zmieniać swojego stanowiska.
Frigg zbliżyła się do całego stara wielobarwnych wianków. Głowa ją rozbolała na sam widok tych wszystkich pięknych sztuk.
- Matko Naturo, las mamy chory, a wianków więcej niż kiedykolwiek – zażartowała by zagłuszyć ciszę i śmiejąc się głośno, ale chwilę później starała się wytężyć wzrok.
Wybrała wianek, który chyba najbardziej odzwierciedlał obecny stan lasu, a i który miał dla Rudej o wiele więcej znaczeń. Nieco rozlazły, upleciony z zerwanych i zniszczonych kwiatów. Kilka mieszkanek wyraziło swoje zdziwienie tą decyzją, ale kto będzie podważał wybór Opiekunki?
- Moi drodzy, moja przemowa nie będzie długa. Tym razem oczekiwanie na te chwilę było o wiele większe i o wiele bardziej potrzebne niż kiedykolwiek. Nasz las został struty i choć słyszymy jęki cierpienia, i choć kosztuje nas to wiele energii to stajemy się kolejnym dowodem na to, że siła leży w nas, czyli w naturze. Nie gardźmy więc naszymi siostrami, nieważne skąd, nieważne gdzie… Każda z nas ma trudną przeszłość, ale… Ten las powstał dzięki naszym pragnieniom. Tak… Tak, jak każdy.
Po tych kilku słowach, tak jak zapowiadała Roe, Silje miała zanurzyć się w rzece i był to zaraz najprzyjemniejszy i najmniej przyjemny moment tego całego święta. Niby wzniosła i chwalebna chwila, ale woda cholernie zimna!
Na ciele driady pojawiła się gęsia skórka i naprawdę dłuższy czas ze sobą walczyła by chociaż zanurzyć się do bioder, a jak już biodra dotknęły zimnej tafli, to mogła nawet już cała się zamoczyć. Niemniej jednak zrezygnowała z szalonego pomysłu i przystanęła na wysokości pępka. Frigg złożyła ręcę delikatnie pochylając głowę, wówczas wszyscy mieszkańcy zrobili to samo, a Roe delikatnie szturchnęła Sonią by nie odbiegała od reszty. Minutę ciszy zdawał się odliczyć sam las, bowiem mocniejszy wiatr zerwał się na chwilę porywając płatki kwiatów z wianków i wzniósł je ponad głowy mieszkańców. Wszyscy spojrzeli ze zdumieniem na deszcz wolno opadających okrągłych i cienkich kształtów, a ostatecznie zaczęli klaskać i cała atmosfera nagle stała się zupełnie inna. Luźna, swobodna, pełna rozmów i życzliwości, szczególnie gdy wszyscy dookoła zaczęli podarowywać sobie prezenty.
Wieth pociągnęła Sonię za rękę by zwrócić na siebie swoją uwagę.
- Ehm… Jesteśmy przyjaciółkami, no nie? – Zagaiła nieśmiało. – Mam coś dla ciebie… - mruknęła pod nosem, po czym zza pleców wyciągnęła bransoletkę splecioną z kwiatów. – Silje dała mi sznurek i… mi doradziła jak zrobić bransoletkę… Proszę. Żebyś o mnie nie zapomniała, gdy wrócisz do Lasu Driad! – Dodała nieco głośniej nie wiedząc czy raczej z pretensją czy może z zachwytem.
W międzyczasie Frigg wytropiła moment, w którym dosłownie mogłaby wreszcie uciec z rzeki. Wyszła szybko, nieco mniej zgrabnie niż w drugą stronę, gdy wchodziła, ale ważne, że już nie musiała się moczyć. Kilkoma dosyć zabawnymi susami podbiegła do Soni ocierając się rękoma by wzbudzić w swoim organizmie odrobinę ciepła. Chuchnęła w dłonie, potarła nimy, przeskoczyła kilka razy z nogi na nogę.
- Brrrr! – Uśmiechnęła się nieco rozbawiona samą sobą. Ach teraz te strzępy sukni strasznie się lepiły do jej ciała!
Uśmiech poszerzył się rudej na widok kwiecistej bransoletki, ale Wieth udała, że nic nie widzi nieco zawstydzona.
- Dobra Roe – ponagliła Opiekunka swoją siostrę gestem ręki, a driada, jak na rozkaz podała wcześniej już pięknie uszykowany różowy wianek, który Lysberg plotła jeszcze tego dnia na polanie, tylko poprawiła o kilka szczegółów.
Frigg delikatnie ujęła go w ręce i skierowała się w stronę Sonei, stając pierwszy raz od kiedy się zobaczyły, przed nią na wprost nie unikając wzroku, nie kombinując (aż tak bardzo) i cicho westchnęła zbierając się do kolejnej wypowiedzi. Sonia chociaż była niska, to nadal wyższe od Opiekunki o te kilka centymetrów, ale zanim nałożyła kwiaty na głowę złotowłosej poprzedziła ten gest kilkoma słowami.
- Proszę bądź gotowa jutro do podróży. Może być ona długa. – Powiedziała bardzo oficjalnie i stanowczo, lecz w pełni poważnie.
- Niechaj czuwają nad tobą duchy. Duchy lasu. Oby pieczę nad twoją postacią sprawował dobry strażnik i nigdy z tej opieki nie zrezygnował. Sonea… Należą ci się dary wdzięczności za twą pomoc, lecz nie mając nic więcej, a może raczej mając tak wiele, przyjmij ode mnie ten wianek. Nie tylko jako od Opiekunki, ale i ode mnie, osoby całkowicie prywatnej.
Frigg uniosła ręce. Chciało się jej nawet zaśmiać ze swojej postury, bo blondynka mimo wszystko musiała się pochylić, czy jak wolała - ukłonić. Cokolwiek nie zrobiła, Silje postarała się idealnie osadzić wianek na głowie dziewczyny. Ułożyła dłoń na jej ramieniu równając z nią wzrok i zbliżyła twarz.
- A teraz… Teraz możemy poszaleć. – Zachęciła ją ruda kołysząc fiolką z niebiesko-fioletową zawartością.
Awatar użytkownika
Sonea
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Kolekcjoner
Kontakt:

Post autor: Sonea »

        Dziewczyna obserwowała zgromadzenie driad z mieszaniną ciekawości i zdenerwowania. Również jej udzielał się postępujący, wniosły nastrój, nadal jednak nie czuła się tyle bezpiecznie, by w zupełności się mu poddać. Miłe dla jej ucha były jednak szepty, delikatne zawodzenie wiatru w koronach drzew i pojedyncze okrzyki ptaków, zmieniających warte z dziennych, na nocne drapieżniki. Przymknęła oczy, odcinając się od widoku wielu głów swoich, mimo wszystko, sióstr i ograniczyła odbieranie bodźców do dźwięków i ciepła dłoni najważniejszej osoby w jej życiu. Miły, spokojny uśmiech rozlał się na jej ustach, łagodząc rysy i przydając jej już zupełnie wyglądu małej dziewczynki, a gdy usłyszała głos Frigg, rozpromieniła się jeszcze bardziej, nie odpowiadając jej jednak, tylko spoglądając na nią złotymi oczami.
        Stała więc grzecznie koło Roe, obserwując rozgrywające się przed nią przedstawienie raczej obojętnie. Nigdy nie docierały do niej żadne wzniosłości, symbolika czy znaki. Dla niej Frygga niepotrzebnie właziła do tej zimnej wody, i to w takiej ładnej sukni! Przeziębi się bankowo, a później będzie kichać, smarkać i będzie wredna, bo taka jest, jak jest chora. Bez sensu.
        Szturchnięta lekko w bok zmarszczyła brwi i spojrzała na Roe, dostrzegając po chwili identyczne zachowanie u niej i u pozostałych driad. Wyjątkowo szybko domyśliła się, czego od niej oczekiwano i pochyliła również głowę, zerkając jednak spod rzęs dookoła, by kontrolować sytuację. Średnio wygodna była bowiem ta pozycja. Zaraz jednak podniosły moment się skończył, a usta blondynki rozjaśnił uśmiech, gdy spoglądała na fruwające w powietrzu płatki kwiatów. Sonea pozostała równie radosna, gdy przeniosła swoją uwagę na Wieth. Zdążyła już polubić tą małą driadę, nawet jeśli wydawała jej się nieco dziwaczna. W sumie większość ludzi i istot wydawała jej się dziwaczna, a dziewczynka miała chociaż prężny umysł.
        - Oczywiście, że jesteśmy – odparła i odebrała z widocznym zachwytem bransoletkę. – Jest śliczna! – powiedziała szczerze, a dziewczynka jakby jednocześnie napuchła z dumy i zapadła się w sobie z zażenowania, mamrocząc coś pod nosem, że to nic takiego. Blondynka jednak pokręciła gwałtownie głową, wprawiając w ruch świeżo ułożone loki.
        - Naprawdę jest śliczna – powtórzyła i ku zadowoleniu dziewczynki, od razu założyła sobie ozdobę na dłoń. Co jak co, ale nie trzeba było być wybitnie spostrzegawczym, by zorientować się, że córa lasu lubi takie ozdoby.
- Też chcę ci coś dać – powiedziała złotooka jakby do siebie i, nim Wieth zdążyła otworzyć usta, by zaprotestować, pociągnęła ją za rękę po jedno z drzew, dopiero tam ją puszczając.
        - Nagi – szepnęła, wyciągając dłoń w kierunku jednej z młodszych gałązek, która posłusznie zbliżyła się do niej. Sonea wyjęła jedno z długich piórek we włosach, od ptaka pochodzącego z Lasu Driad i wykonała gest, jakby podawała je drzewu.
        - Man padėti sukurti – powiedziała, a gałązka drgnęła i rozgałęziła się na cztery cienkie witki, szybko oplatające piórko, nadając powstającej w zawrotnym tempie wyjątkowo ekstrawagancki, lecz naturalny kształt. Gdy była wystarczająco długa, witki zwolniły, a driada ułamała powstałą ozdobę u nasady gałązki, na co Wieth westchnęła głośno, zakrywając usta dłonią.
        - Ačiū – blondynka skinęła lekko głową i uszkodzona odnoga drzewa odrosła momentalnie, jak gdyby nic jej nie było. Dziewczyna odwróciła się i zawiązała bransoletkę zszokowanej młódce na ręce, po czym spojrzała na nią z zadowolonym uśmiechem i klasycznie nieruchomymi miodowymi oczami. Wieth jednak stała nadal z rozdziawioną buzią, patrząc to na Sonię, to na swoją bransoletkę.
        - Nas tego nie uczą.. – powiedziała cicho, z wyraźnym żalem i podziwem w głosie jednocześnie, a starsza driada uśmiechnęła się, jako że nie potrzebowała lepszych podziękowań.
        Dalszą konsternację dziewczynki przerwało przybycie trzęsącej się z zimna Frigg. Blondynka widząc to skoczyła zaraz do przyjaciółki, pocierając z troską jej ramiona, ale ta zaraz sięgnęła po jakiś nowy wianek i założyła go Soni na głowę, okraszając sytuację jak zwykle swoimi wzniosłymi słowami. Ta jednak zupełnie nie zwracała na nie uwagi, gdyż zatkało ją pierwsze zdanie rudowłosej. Podróż? Jaka podróż? Wyrzuca ją?! O nie, nie moja droga, tak się nie bawimy, gdzie ty, tam ja, gdzie ja, tam ty.. ale zaraz moment, wróć! Sonea mrugała szybko, stojąc jak wryta w różowym wianku, po czym westchnęła nagle głośno i runęła w ramiona Frigg niczym załamująca się przy brzegu morska fala.
        - Fryga! To my razem wyruszamy w podróż tak?! Razem?! – złapała Rudą za ramiona, wyciągając swoje przed siebie i przyglądając się przyjaciółce z wyczekiwaniem. Po chwili jednak najwyraźniej jej emocje sięgnęły zenitu i odpowiedziała sobie sama, zaczynając podskakiwać jak sprężynka.
        - Tak! Sonea i Frigg, kolejna podróż pełna przygód!
        Zamarła na widok małej fiolki ze znajomą zawartością w środku i utkwiła w niej spojrzenie niczym polujący kot, gdy buteleczka bujała się w drobnej dłoni driady. W końcu kąciki ust blondynki uniosły się znów lekko w drapieżnym uśmiechu, a złote oczy przeniosły się na Opiekunkę.

        Parę godzin później polana, na której wcześniej driady z namaszczeniem oddawały cześć Matce Naturze była nie do poznania. Pochylone wcześniej głowy podskakiwały w rytmie muzyki stworzonej głównie z bębnów, piszczałek i uderzeń o ziemię ich własnych stóp. Sonea niewiele pamięta poza tym, że nie wypuszczała z ręki dłoni Frigg, na której ustach wreszcie pojawił się szczery uśmiech, gdy razem weszły pomiędzy tańczących. Blask księżyca wciąż oświetlał polanę w lesie, lecz teraz idealna gładź tafli jeziora zburzona była radosnymi pluskami, przez co odważniejsze driady, decydujące się na chłodną kąpiel. Dzieciaki już jakiś czas temu wysłano spać, a nucone wcześniej tego dnia pieśni ku uzdrowieniu drzew zamieniły się w chóralne śpiewy i okrzyki, którym towarzyszył tupot bosych stóp i uderzenia dłoni. Korony drzew wokoło drżały niczym wstrząsane uderzeniami, kwiaty rozkwitały mimo pory nocnej, a na skraju lasu przystanęły zwierzęta, z wyraźną fascynacją obserwując spokojne dotąd driady, które teraz z pomalowanymi twarzami i okrzykami na ustach, miały zamiar przetańczyć całą noc. Tym razem chyba nikt nie ograniczał tajemniczego fioletowego płynu, bo nie szczędzono go nawet niedoświadczonej w spożywaniu go Sonei. Zafascynowana, oglądała świat na nowo, słuchała jak rośnie trawa, wisiała do góry nogami na gałęziach drzew i próbowała chodzić po wodzie, przekonana że liście lilii ją utrzymają. Było idealnie.

Ciąg dalszy: tutaj
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości