Równiny Theryjskie[Na skrzyżowaniu dróg] Siedemset pięćdziesiąt ruenów!

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

[Na skrzyżowaniu dróg] Siedemset pięćdziesiąt ruenów!

Post autor: Vergrin »

Byli w drodze od dwóch tygodni. Od czasu, kiedy to Lir wpadł do rezydencji i zaczął mówić coś o wyprawie, na którą Vergrin musiał się z nim udać. Jako iż wszystkie prace rolne były już na ukończeniu, w okolicy nie kręciły się żadne groźne bestie (w tym także i ludzie) i ogółem nic nie wskazywało na to, aby cokolwiek miało się w najbliższym czasie popsuć, wilkołak zgodził się wraz z kotołakiem wyruszyć w drogę. Stary kompan z reguły podchodził do życia niezbyt poważnie, ale Vergrin dobrze znał spojrzenie, którym ten go wówczas obdarzył. Żarty się kończyły, teraz rozpoczynały się naprawdę poważne rzeczy. Wzięli dwa konie, wilkołak nie omieszkał przez całą drogę narzekać na ten fakt. Jednocześnie się niepokoił. Gdyby wzięli wóz, to mogliby coś zabrać, często transportowali mnóstwo rzeczy pomiędzy okolicznymi wioskami. Wzięte zapasy wskazywały na długą drogę, dlatego wilkołak zaczął się martwić, czy aby nie będzie ona jedynie stratą czasu.
        Piętnastego dnia podróży z daleka ujrzeli przed sobą skupisko namiotów i wozów. Vergrin z początku sądził, że to obóz sanginerów, widywał już takie, jednak szybko zrozumiał, że jest zbyt duży. I szybko dostrzegł znacznie zbyt wielu ludzi. I nie tylko. Zmarszczył brwi i spojrzał na Lira.
- Co to jest? - Ze zdziwieniem dosłyszał w głosie nutę strachu. Wielki obóz wzbudzał w nim złe przeczucia.
- W końcu musiałeś się dowiedzieć – odmruknął Lir. - Targ niewol...
        Vergrin zatrzymał konia i spojrzał na kotołaka z gniewem. ”Po co mielibyśmy się tam udawać, jeśli nie mielibyśmy go zniszczyć?! A gdyby chciał to zrobić, to zabrałby więcej osób. Wszyscy w wiosce potrafią walczyć, gdyby było nas przynajmniej cztery razy tyle, to może moglibyśmy coś zrobić. Ale we dwóch nie damy przecież rady!”
- Spokojnie, jest tam coś, co musisz zobaczyć. - Lir starał się go uspokoić. - Zrobisz to, a potem napsujemy nieco krwi tym handlarzom. Ufasz mi?
        Vergrin starał się uspokoić, choć nie przychodziło mu to łatwo. Miałby spokojnie chodzić przez ten targ? Trudne. Bardzo trudne. Ale wierzył Lirowi, ta sprawa musiała być naprawdę ważna. Skinął głową i ruszyli dalej.
        Niedługo potem dotarli do targu. Przy wejściu ustawiono prowizoryczną stajnię, z której skorzystali. Lepiej żeby konie były pod jakimkolwiek, nawet szmacianym dachem niż żadnym. Następnie zbliżyli się do wejścia. Strzegło go dwóch minotaurów. Ich oczy były puste, Vergrin musiał się powstrzymać od uduszenia drobnego człowieczka, który stał obok nich i zapisywał przybyłych.
- Imiona?
        Lir wyjął zza pazuchy sakiewkę i rzucił mu ją. Ten złapał ją, otworzył i chciwie spojrzał na wnętrze.
- Rozumiem.
        Weszli do środka. Wszędzie były klatki. Sprawiło to, że Vergrin w pierwszej chwili miał ochotę rozerwać to wszystko na strzępy. Na ruchomym targu gościło sporo ludzi, większość w jakiś sposób ukrywała swoją tożsamość. Niektórzy mieli na sobie maski, inni jedynie mocno naciągnięte kaptury. Jednak większość osób zbyt była skupiona na licytacjach, aby przyglądać się innym. W sumie cieszyło to Vergrina. On sam bardziej pasowałby na scenie niż w tłumie, wyróżniał się posturą i strojem. Lir powinien był o tym wcześniej pomyśleć. Łotrzykowski wygląd kotołaka sprawiał, że idealnie wpasowywał się w otoczenie. Szedł pierwszy, prowadząc przyjaciela przez tłum.
        Wilkołak starał się nie oglądać. Ani ogółem nie patrzeć na nic dookoła. To miejsce wywoływało w nim zbyt wielką wściekłość. Mimo to co nieco zobaczył. Wszędzie były minotaury, wyglądały na strażników tego targu. W sumie w tak dużym skupisku trzeba było jakoś pilnować porządku. Najprawdopodobniej same były niewolnikami. Vergrin znał kilku minotaurów i żaden z nich nie podjąłby się takiego zadania. Wilkołak spojrzał na niebo. Słońce zachodziło, o ile dobrze pamiętał dziś wypadał pełnia. Lir to przewidział? Cóż, do wschodu księżyca brakowało jeszcze pewnie dobrych parę godzin. Aż nadto czasu.
Awatar użytkownika
Habentes
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pradawny - Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Habentes »

        Zbliżając się po tygodniu do targu założył zdobioną maskę i kaptur. Nie mógł pozwolić żeby ktoś go rozpoznał, a przynajmniej nie za wcześnie. Od kiedy porwał towarzysza Oswalda musiał się ukrywać, inaczej uciekłby i całe poszukiwania Habentesa poszły by na marne. Nawet nie założył zbroi, a drogie szaty tak, że nie licząc wzrostu wyglądał jak szlachcic lub zamożny mag. Jednakże pod fałdami materiału trzymał schowane miecz i sztylet. Jedyne co niszczyło iluzję była zirytowana mina, spowodowana ciągłymi żartami Mandilara. Na szczęście już ucichł.

         Zszedł z konia i zostawił go w bardzo, ale to bardzo prowizorycznej stajni obok innych wierzchowców. Podchodząc do wejścia zaniepokoiły go nieprzytomnie wyglądające minotaury. "Są albo ożywione magią nekromancji, albo kontrolowane magią umysłu. Ale bardziej prawdopodobne jest to pierwsze, choć mogę się mylić. Nigdy się tym nie interesowałem." - odpowiedział mu w myślach na niezadane pytanie Mandilar.
- Imię? - zapytał się chropowatym głosem człowiek stojący przed zamyślonym smokiem.
- Ach, tak. Zwą mnie Alonso Quijano, szanowny człeku. - Mężczyzna przeszył go wzrokiem, ale nie widząc twarzy pod maską tylko wzruszył ramionami, wpisał go na listę i wpuścił do obozu.
Szkoda że nie widziałeś własnej miny! - Roześmiał się mag. - A ta przemowa! To było tylko sześć wyrazów a ty ćwiczyłeś je przez całą podróż. Wstyd, powiadam, "szanowny człeku!"

        Kiedy wszedł między gęsty tłum i klatki zaczął przeciskać się między stoiskami i straganami. Coraz większa liczba minotaurów sygnalizowała że zmierza w dobrym kierunku, czyli punkcie sprzedaży drogich "eksponatów", między innymi smoków. Tam miał był Oswald sprzedający niewolników i zwierzątka domowe. Tymczasem słońce powoli zmierzało ku zachodowi.
- Zastanawiałeś się co zrobisz gdy go znajdziesz? Bo raczej tak po prostu go nie zabijesz? - w głosie słyszalna była nutka niepokoju.
- No, plan zakłada że ogłuszę go i po cichu teleportuję się z nim do wieży, a co? - Wyminął jakiegoś kotołaka.
- Ale wiesz, że jak nagle zniknie to ktoś może się tym zainteresować? Medalion nie był zaprojektowany do ukrywania śladów magicznych, nawet nowicjusz go zauważy. - Czarodziej pokręcił głową w dezaprobacie.
- To zabiorę go gdzieś z dala od obozu, jaki problem? Powinniśmy przestać rozmawiać na głos bo jeszcze ktoś zauważy że mówię sam do siebie. - Habentes przyspieszył kroku poprawiając ostrożnie pochwę.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Poprzednie wydarzenia: http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=15&t=2817

Skierra był na siebie zły. Niepotrzebnie opuszczał swych towarzyszy. Po prawdzie wtedy czuł się tak źle, jakby nie spał i nie jadł już od kilku dni i wątpił, że będzie w stanie zapanować nad swoją wilczą naturą. Ale wtedy nie przypuszczał, że jest to po prostu jeden ze skutków działania pełni. Nie wiedział, że wystarczyłaby mu parogodzinna drzemka by dojść do siebie. Ale co pomyślała Rhian, gdy zobaczyła iż wilkołaka nigdzie nie ma? Przecież obiecywał jej, że będzie jej towarzyszył w drodze przez las. Na pewno uznała go za krzywoprzysiężcę, albo i jeszcze gorzej. Fatalnie się czuł, wiedząc iż ktoś musi myśleć o nim w ten sposób.
Od ponad trzech tygodni wałęsał się po lesie bez żadnego celu. Już w dniu opuszczenia obozu przybrał formę szarego wilka. Pożyczoną pelerynę, która okrywała jego ciało zwrócił jej właścicielowi, gdyż nie mógł znieść myśli, że posiada coś co nie należy do niego. Nie była mu wcale potrzebna przy jego wilczym ciele.
Na swej drodze pewnego dnia napotkał trop, który nieodmiennie należał do wilkołaków. Znał tę sforę, sam niegdyś był jej częścią, ale po jakimś czasie napotkał się z odrzuceniem, gdy jego dawni kompani ubiegali się o względy samicy. Opuścił ich już prawie dwa miesiące temu, zaraz po przedostatniej pełni. Od tamtej pory skład watahy wilków ani trochę się nie zmienił, zapach wyraźnie świadczył, iż tą drogą szły trzy samce i jedna samica. Skierra mruknął cicho i ruszył w inną stronę, ponieważ z tymi wilkami nic go już nie łączyło.

Skierra powoli zbliżał się już do granicy lasu, gdzieś w zupełnie nieznanym sobie miejscu. Nie wiedział, po co się tutaj skierował. Może w końcu zdobędzie się na odwagę i spróbuje podejść do najbliższej wsi, postara się zapanować nad sobą i udowodni, że jest silniejszy niż bestia która w nim drzemie. Czasami zastanawiał się jak by to było, gdyby spróbował to zrobić. Może nareszcie jego życie jakoś by się ułożyło? Może wreszcie znalazłby sposób, by być pewnym, że nie stanowi zagrożenia?
Pogrążony w myślach wyjrzał z lasu. Przed nim rozpościerała się wielka równina, którą porastała gęsta trawa. Gdzieniegdzie z gruntu wystawały pojedyncze drzewa. Na granicy widoczności nie było widać jednak żadnych wiosek. Jedynie gdzieś daleko widać było dymy i trójkątne namioty. Czym mógł być ten obóz? Może było to coś ważnego?
Nagle poczuł kłujący ból w prawej łapie. Zawył cicho i spojrzał w tamtym kierunku. Powodem tego kłucia była mała strzałka, z pierzastą lotką i stalowym grotem, z którego skapywało coś zielonego. Starał się ustalić z której strony nadleciał pocisk, ale zaczął się chwiać na nogach, a obraz przed oczami zaczął mu się rozmywać. Z trudem rozpoznał ludzki kształt, który powoli zbliżał się ku niemu. Nie miał siły by się ruszyć, czuł się niczym sparaliżowany. Jednak nie zdążył już zobaczyć jak łowca dotarł do niego i usunął strzałkę. Skierra nie widział już niczego.

Miejsce, w którym się obudził, w ogóle nie przypominało tego, w którym został trafiony zatrutą strzałką. Okropny smród, będący niemal nie do zniesienia dla jego nosa, unosił się w powietrzu. Składały się nań zapach odchodów, błota, potu, oraz... ludzi. Było tu pełno ludzi. Skierra czuł, że niedługo oszaleje, jeżeli dalej tu pozostanie. Ludzi było zbyt dużo. W myślach widział, jak rzuca się na nich, na każdego z osobna. Widział, jak ich pożera. Tak naprawdę nic by go przed tym nie powstrzymało, gdyby nie jeden, istotny szczegół. Był w klatce. Stalowe pręty trzymały mocno i nie dawały się wygiąć. Na jego więzieniu stała inna klatka, w której coś dziwnie charczało. Skierra nie chciał wiedzieć co to było. Nie tylko tam, ponieważ wszędzie wokół stały klatki. W każdej było uwięzione jakieś dziwne stworzenie, człowiek, czy też coś co człowieka tylko przypominało. Między tymi wszystkimi więzieniami chodzili ludzie, przyglądając się uwięzionym istotom jak towarowi. Wiedział gdzie trafił. Był na targu niewolników.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vergrin »

Na targowisku uraczyć było mnogość najróżniejszych osób. Vergrin nie był przygotowany do takiej różnorodności. Byli tu zepsuci bogacze, obracający ludzkim życiem niczym pieniędzmi (w tych wypadkach wilkołak musiał powstrzymywać się od przecięcia ich na pół toporem), byli ludzie w podróżnych strojach, poruszający się z wyraźnym zagubieniem, były ciche i tajemnicze osoby, z pozoru nie wyróżniające się niczym, jednakże właśnie ten aspekt czynił ich odmiennymi od całej reszty, było nawet całkiem sporo ludzi zdających się być najemnikami, co nieco ucieszyło Vergrina. Dzięki nim nie wyróżniał się aż tak bardzo. No, i byli jeszcze niewolnicy. Tak, niezwykła mieszanka. Nic dziwnego, że sprowadzono tutaj aż minotaury. Rzadko jakie istoty dorównywały im w sile i były w stanie je powalić. O, i byli jeszcze sami handlarze. Nie tylko niewolnikami, niemal wszędzie dało się dostrzec wędrownych kupców, rozstawiających kramy w tłoczniejszych miejscach. Oferowali wszystko – od prowiantu na podróż po magiczne świecidełka chroniące przed wszelakimi zmorami. ”Pewnie długo jeżdżą za tym targiem. Jest przynajmniej coś dobrego z niego. Jakiś podróżnik mógłby tu odnaleźć ocalenie. O ile rzecz jasna miałby pieniądze.”
        Lir prowadził go tak długo, że aż całkowicie stracił orientację. Nie wiedział już, ile konkretnie szli, nie wiedział w którą stronę jest wyjście (choć w razie potrzeby mógłby je przecież zrobić gdziekolwiek), oszałamiała go liczba ludzi, których spostrzegł przez ten czas. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do takich miejsc. Ale nie zwracano na całe szczęście na niego zbyt wielkiej uwagi. Pewnie Lira brano za jakiegoś bogatego kupca (kotołak zawsze ubierał się w podejrzanie dobre ubrania), a Vergrina za jego ochroniarza. ”Pewnie przewidział coś takiego. Sprytny, jak zawsze. Ciekawe, na co mu to wszystko.”
        Niedługo potem Lir nagle się zatrzymał. Zrobił to tak niespodziewanie, że wilkołak, porwany przez tłum, przeszedł jeszcze kilkanaście kroków, zanim się zorientował. Kiedy jednak zrozumiał, że nigdzie nie widać kotołaka, rozejrzał się za nim i szybko do niego wrócił. Stał przed niezbyt dużą klatką i przyglądał się w zamyśleniu jej wnętrzu. Vergrin przeniósł na nią spojrzenie. W środku siedziała kobieta, choć raczej może powinno się powiedzieć dziewczę. Była dosyć drobna, odziana w jakieś szmaty siedziała w kącie z podwiniętymi kolanami, kryjąc za nimi twarz. Wilkołak poczuł gniew, smutek oraz przemożną chęć uwolnienia jej. Spojrzał pytająco na Lira.
- Pamiętasz tę sektę, którą niedawno rozbiliśmy?
- Mhm – odmruknął Vergrin.
- Gdy ciebie zajęli kultyści, a ja popędziłem za ich przywódcą i dopadłem go, ten nagle zaczął prorokować – powiedział Lir. - Przewidział... bardzo wiele rzeczy, które niedługo potem się stały. Najbardziej jednak istotna była jedna z jego przepowiedni. Dotyczy ona tej osoby.
        Vergrin przeniósł wzrok na dziewczynę. Nie miał pojęcia, dlaczego Lir chce mieszać się w sprawy proroctw, bogów i przeznaczenia. Zdawało mu się, że raczej unikał na tyle poważnych rzeczy. Dziewczyna wyglądała niepozornie, jednak... jednak coś w niej było. Coś bardzo dziwnego. Wilkołak czuł się... irracjonalne patrząc na nią.
- Kim ona jest?
- I tu leży pies pogrzebany – rzekł kotołak, po czym zamilkł na chwilę. Vergrin już chciał go pośpieszyć, ale ten nagle się odezwał. - Twoją siostrą.
- To niemożliwe... - Wilkołak zamilkł i przeniósł wzrok na dziewczynę. Jeszcze raz na kotołaka. I na dziewczynę. - Przecież... moja matka umarła o wiele wcześniej, niż ona mogłaby przyjść na świat.
- Wiem. Dlatego też doszliśmy do wniosku, że po prostu macie wspólnego ojca.
        Vergrin nie miał pojęcia, kto mógłby być jego ojcem. Tym samym nie było możliwym stwierdzenie, czy rzeczywiście tak jest. Ale jeśli naprawdę tak było... bardzo wiele to komplikowało. Przyrodnia siostra, w dodatku także niewolnica. ”Los ma parszywe poczucie humoru.”
- Wy?
- No tak, ta przepowiednia była dosyć... zawiła. Jak wszystkie. Sam bym sobie z nimi nie poradził.
- Ilu was tam było?
- Zebrałem wszystkich, których uznałem za godnych zaufania.
- Czyli całą wioskę. - Vergrin westchnął. - Zrobiliście to, kiedy spałem?
- Robiliśmy. Naprawdę myślisz, że tak dużo przepowiedni da się przetłumaczyć w jedną noc?
- Ech, załóżmy, że ona rzeczywiście nią jest. Zabieramy ją do Likenu, tak? W jaki sposób?
- Należy do tych trzech. - Lir wskazał ruchem głowy licytację prowadzoną przez trzech mężczyzn w ciemnych szatach. - To kupcy, jakimkolwiek by towarem nie handlowali. Gdy choć jeden z nich zauważy, że zainteresował nas ich towar, zrobi wszystko, aby sprzedać go jak najdrożej.
- Po prostu ją kupimy?
- Przecież wiesz, że ja proste rzeczy nie robię w zwyczajne sposoby.
        Vergrin westchnął. Czasami irytowało go to krętactwo kotołaka. Dobrze, że się przyjaźnili.
Awatar użytkownika
Habentes
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pradawny - Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Habentes »

        Habentes szedł dalej do centralnej części targu nie oglądając się za siebie, a powinien. Kieszonkowiec zabrał mu sakiewkę wiszącą u pasa.
- Hej, Schab. Nie zauważyłeś że czegoś ci brakuje? - zwrócił uwagę Mandilar drwiąc z imienia Habentesa. - Może tego drogocennego woreczka który postanowiłeś przywiązać na widoku?
Smok natychmiast sprawdził obecność sakwy, a raczej jej brak.
- Kto mi ukradł pieniądze?! I nie przezywaj mnie tak! Czemu tak dowcip ci się wyostrzył ostatnio, co?! - wykrzyknął zdecydowanie zbyt głośno z punktu widzenia innych do ściany. Na szczęście nic nie powiedzieli, bo większość również miała swoje problemy mentalne.
- Bo jajco! Nudzi mi się. Tak czy inaczej, złodziej stoi teraz za ladą trzeciego od lewej straganu.
Habentes podszedł energicznym krokiem do straganu, co złodziej szybko zauważył i przez moment widoczne było zaskoczenie, ale szybko zmienił to na neutralny wyraz twarzy.
- Zapraszam! Widzę że zachęciły pana te niecodzienne przyprawy. Przyprawy z wszystkich zakątków świata! - chciał powiedzieć, ale zaraz został przerwany.
- Oddawaj moje pieniądze parszywy złodzieju! - wysyczał cicho patrząc się mu prosto w oczy tak, że handlarz-kieszonkowiec mógł zobaczyć jak źrenice Smoka robią się poziome.
- J-j-ja, oczy-oczywiście! Już oddaję! - Przerażony wyciągnął sakwę i ku zaskoczeniu Habentesa rzucił nią w jego twarz i zaczął uciekać wzywając straże. Widząc nadciągającą chmarę minotaurów zaczął uciekać najszybciej jak mógł. Tymczasem minotaurów przybywało. Wtedy wpadł na plan prosty, ale mający jakąś szansę na udanie się. Postanowił mianowicie wypróbować zakupiony niedawno kwas wzmocniony magią. Przebiegając obok klatek wylewał zawartość na zamki i krzyczał żeby uciekali.
- Wypuściłeś jakiegoś wilkołaka, młodą kobietę i coś przypominającego czyjś koszmar - wyliczył mag. - I na pewno to nie jest koszmar kogoś zdrowego na umyśle.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Nigdy nie przypuszczał, że znajdzie się w tak parszywym miejscu. Handel ludźmi był zabroniony i napiętnowany w księdze, więc rzeczą jasną było, że nie jest dobry. Swoją sytuację jeszcze potrafił zrozumieć, ponieważ jak by nie patrzeć był po prostu sporych rozmiarów wilkiem. Mogło dojść do zwyczajnej pomyłki. Lecz o jakimkolwiek błędzie, w odniesieniu do zwykłych ludzi zamkniętych w klatkach, mowy nie było. Fakt ten, niesamowicie go wściekał, bowiem wykazywano kompletną ignorancję wobec świętych praw, w dodatku na jego oczach, a on nie mógł nic na to poradzić.
Skierra zawył głośno, z ogromną frustracją. Z jednej strony bardzo chciał wydostać się, spróbować jakoś pomóc tym uwięzionym ludziom. Bardzo ważnym był dla niego jego honor, więc nie mógł pozwolić by ktokolwiek był traktowany w ten sposób. Jednak z drugiej strony... Właśnie. Druga strona. Skierra czuł, choć wydawałoby się to niemożliwe, czyjąś obecność w sobie, w swojej głowie. Już wcześniej zdawał sobie z tego sprawę, lecz jeszcze nigdy aż tak wyraźnie. Ta obecność bardzo negatywnie wpływała na jego samokontrolę. Zdawał sobie sprawę, że podczas leśnej przygody, to waśnie ta druga strona przejęła nad nim kontrolę. Od kiedy był tutaj, bestia w jego wnętrzu burzyła się, czując taką mieszaninę zapachów. Potwór czuł ludzi, mnóstwo ludzi i starał się zrobić wszystko, by się do nich dobrać. Skierra wyraźnie czuł, jak bestia na niego napiera. Cały czas starał się opierać. Wiedział, iż jeśli się wydostanie, potwór przejmie ster i od razu skieruje się, by rozlać czyjąś krew.
Wilkołak nie potrafił jednak poradzić sobie z przemożnym pragnieniem wolności. Gdyby pragnął pozostać w klatce, byłby w stanie sprzeciwić się drugiej stronie, lecz co do jednej rzeczy obie świadomości się zgadzały, co dla Skierry okazało się być zgubne. Obie pragnęły wydostać się na wolność. Wilkołak w pewnej chwili zaczął się rzucać po klatce niczym opętany, uderzając to łbem, to bokiem, w stalowe pręty. Jedno, najsilniejsze uderzenie wygięło lekko jeden z nich. Skierra na chwilę stracił dech, nie mogąc nabrać powietrza w płuca. Ognisty ból rozlewał się w jego boku i nie było sposobu, by go ugasić. Wilkołak złamał sobie żebro, a teraz cierpiał okropnie, nie mogąc się ruszyć. Z całej siły spróbował nabrać powietrza, by się nie udusić. Niemal od razu zaczął kaszleć, plując krwią. Skierra jeszcze bardziej się zdenerwował, przez co niemal całkowicie przestał logicznie myśleć.
Wilkołak widział co się dzieje. Każdy najdrobniejszy szczegół. Czuł jak cierpi jego ciało, czując złamane żebro. Słyszał dźwięki targowiska. Ale w jego umyśle czuł barierę. Starał się przez nią przebić, lecz był za nią uwięziony. Zaraz za nią czaiła się bestia, która teraz to jego trzymała w ryzach, zupełnie tak jak on wcześniej ją. Skierra nie mógł poruszyć nawet najmniejszym pazurem. Był całkowicie zdany na wolę potwora i nic nie mógł z tym zrobić.
Nagle usłyszał jakieś zamieszanie. Zobaczył, jak "Druga strona" przygląda się biegnącemu mężczyźnie. Nie biegł bez powodu, Skierra widział, jak za nim zdążały okropne stworzenia, które nie powinny mieć prawa istnieć. Ludzie o ogromnych mięśniach i byczych łbach potrafili biec naprawdę szybko. Nagle wilkołak zaczął dalej obijać się o kraty, mimo przerażająco silnego bólu w boku. Skierra pragnął zwinąć się na ziemi i skomleć niczym zbity pies, lecz ani trochę nie panował nad swym ciałem. Był tylko eteryczną duszą, uwięzioną w nie swoim ciele.
Nagle zorientował się, że przebiegający mężczyzna wylał coś na zamek jego klatki. Było zielone, oraz kapało. Ni e potrafił stwierdzić czym było, lecz cuchnęło nieziemsko. Ciecz bardzo szybko zaczęła wdzierać się do zamka. Skierra zdziwiony, przyglądał się jak zamknięty mechanizm rozpuszcza się w oczach. Nagle, nie dbając zupełnie o ból, "Druga strona" z całym impetem wpadła na ścianę klatki, która pod jego naporem ustąpiła. Wilkołak wypadł na zewnątrz i przeturlał się kawałek dzięki sile impetu. Był wolny. Bestia również.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vergrin »

Niewiele czasu minęło, a handlarz niewolników rzeczywiście zbliżył się do ich dwójki. Na jego twarzy widać było fałszywy uśmiech, jego źrenice były rozszerzone, dało się w nich dostrzec chęć zysku. Rzecz jasna uznał, iż w sprawie zakupu jego towaru powinien porozmawiać z Lirem. Vergrinowi w sumie to odpowiadało. Czuł, że gdyby handlarz odezwał się do niego samego, mógłby stracić nad sobą kontrolę.
- Ach, widzę, że zafascynowała wasz ta dziewczyna – rzekł przesadnie wysłodzonym głosem do kotołaka. - Wilkołak. Świeży nabytek, macie szczęście, że dostrzegliście ją jako pierwsi.
        Vergrin dokładniej przyjrzał się dziewczynie. Zdecydowanie nie wyglądała na taką, która siedzi w tej klatce od niedawna. Co najmniej miesięcy. Wilkołak znał się na niewolnikach, co napawało go obrzydzeniem dla samego siebie.
- Niewątpliwie...
        Zanim jednak Lir zdążył złożyć jakieś dłuższe zdanie, nagle coś śmignęło pomiędzy nimi a klatkami, te drugie zostały oblane dziwnym płynem, pod którego wpływem żelazo zaczęło się topić. Vergrin szeroko otworzył oczy i podążył spojrzeniem za owym śmignięciem. Jego wzrok jednak zatrzymał się na zakutej w ciemny pancerz bestii, która wytoczyła się z jednej z klatek. Wilkołak rozejrzał się i oderwał z klatki kawałek pręta z ostrym końcem szczęśliwie ukształtowanym przez dziwną ciecz. Nie była to najlepsza broń, ale zawsze jakaś. Czując się nieco pewniej, uważniejszym wzrokiem obrzucił potwora. Przypominał nieco węża, lecz tylko w tym, iż miał podłużny kształt ciała. Węże zdecydowanie nie były takich rozmiarów, w dodatku nie posiadały ciężkiego, grubego pancerza, w porównaniu z którym pręt Vergrina wydawał się być nieszkodliwy. Szczęka tego czegoś wyposażona była w kilkadziesiąt rzędów zębów, zdawała się wręcz składać tylko i wyłącznie z nich. Wilkołak miał okazję się jej przyjrzeć, gdy bestia pożarła w całości jakiegoś człowieka, rozdrabniając go na mnóstwo małych kawałków. Z czegoś, co wyglądało na głowę (głównie ze względu na trzy pary ogarniętych szałem ślepi), wyrastały cztery kończyny przypominające nieco odnóża pająka, tyle że olbrzymie i lśniące czernią. Bestia poruszała się za ich pomocą, widać było, iż nieporadnie się czuje na lądzie.
- Co to, do cholery jest? - spytał Vergrin handlarza, który obserwował to z szeroko otwartymi oczami.
- Na... nazywają to szpikostnicą – wyjąkał ten. - Złapaliśmy to na bagnach przy Maurii, to...
        Jego słowa zagłuszył ogólny zamęt. Rozszalała szpikostnica pożerała tych, którzy akurat znaleźli się w zasięgu jej wzroku. Ten w pewnym momencie przeniósł się na Vergrina. Gdy rzuciła się w jego kierunku, wilkołak wykonał unik, jednak rozpędzona bestia pochwyciła handlarza niewolników, wyrzuciła go w powietrze i połknęła. Wilkołak wstał na nogi, kiedy ta po raz kolejny obróciła się w jego stronę. Rozejrzał się. Czuł adrenalinę w swoim ciele, dzięki czemu myślenie przychodziło mu o wiele szybciej. Zamknięta przestrzeń. Klatki. Dużo metalu. Minotaury. Na pewno magowie. Chcieliby ją żywcem, ale nie zaryzykują więcej klientów. Na pewno? Wędrują. Łatwość zmiany. Nie, na pewno. Muszą. Przeżycie.
        Rzucił się na stojącą za nim klatkę, w środku znajdował się jakiś wrzeszczący elf. W sumie wszyscy niewolnicy teraz wrzeszczeli. Wilkołak szybko wspiął się na klatkę. Szpikostnica wpadła na nią, przebijając się przez kraty i po drodze pożerając niewolnika. Cała konstrukcja się zachwiała, wilkołak o mało nie spadł. Bestia podniosła łeb i przeżarła górną część klatki, podciągając się do góry za pomocą czterech kończyn w przedniej części ciała. Vergrin wbił jej pręt pomiędzy dwie płyty pancerza, gdy ta już miała pochylić szczękę w jego stronę. Poczuł olbrzymi ból w swoich ramionach, gdy szpikostnica naparła na pręt, chcąc pożreć wilkołaka. Jednocześnie bębenki w jego uszach o mało nie pękły od wysokiego i przerażającego dźwięku, który wydobył się z bestii. ”Czemu, do cholery, uwzięła się właśnie na mnie? Po nie pożarła mnie od razu?” Wiedział, że nawet on długo nie wytrzyma naparcia takiej siły, bardziej niż o siebie bał się jednak o pręt. Ten drżał niebezpiecznie, gotów w każdej chwili pęknąć.
Awatar użytkownika
Habentes
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pradawny - Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Habentes »

        - Zaraz, jaki koszmar?! - Habentes odwrócił się zaskoczony i zobaczył jak szpikostnica pożera jakiegoś człowieka. - Na Prasmoka! Co to, do cholery jest!?
- "To" jest... - Mandilar na chwilę przerwał objaśnianie. - ...Nie mam zielonego pojęcia co to jest. Specjalistą nie jestem, ale to prawdopodobnie jakiś mutant.
Tymczasem potwór mordował coraz więcej ludzi i minotaurów, które również przyłączyły się do krwawej łaźni.
- Czemu wszystko musiało się tak potoczyć?! - użalał się nad sobą Habentes. - Miało być tak prosto, a Oswald już pewnie jest na koniu!
- Potoczyło się nie tak, boś niecierpliwy. Zastanów się co zrobić, a nie robisz coś bez namysłu. Jak zwykle. - Wtenczas smok myślał, co zrobić żeby jakoś przejść przez przez formujące się oddziały minotaurów i stwora bez szwanku.
"Może jest bardzo silne, ale jakoś dziwnie się porusza. No w sumie, to całe jest dziwne. Na pewno dosyć łatwo będzie temu uskoczyć. Gorzej będzie jeśli nie zdążę.
        - Już wiem! Mandil! Podaj jakieś zaklęcie na osłabienie duszy!
- Właśnie sprawdziłem, to coś nie ma duszy... A szkoda. - doszeptał mag.
- No do jasnej! - przeklął rozglądając się gorączkowo szukając jakiegoś rozwiązania.
"Musi być jakieś rozwiązanie, przecież nie rzucę tym w minotaurów! Chwila..."
- Mam lepszy pomysł! - w trakcie mówienia przystąpił do jego realizowania.
Zdjął maskę ograniczającą pole widzenia i zaczął biec w stronę monstrum, które aktualnie próbowało pożreć kogoś na klatce.
Wspiął się na klatki obok i zrobił coś strasznie głupiego, nierozsądnego i niemającego prawa działać. Wziął rozbieg i z okrzykiem na ustach skoczył na szpikostnicę siłującą się z mężczyzną. Niespodziewający się tego potwór spadł wraz z Habentesem na ziemię i ogłuszony otrzymał dodatkowo uderzenie pięścią w coś przypominającego twarz. Przeturlał się na bok zanim monstrum zdążyło go złapać i wstał natychmiast. Rozwścieczomy stwór wstał, ryknął wściekle i zaszarżował najszybciej jak mógł i skoczył na Habentesa. Ale ten czekał już przygotowany trzymając miecz za nadbiegającymi kolejnymi minotaurami. Po prostu stał, a kiedy dyszące z wściekłości monstrum było tuż przednim, odskoczył i uderzył najmocniej w pajęcze nogi przelatującej istoty. Ta tracąc punkt podparcia przewróciła się i ślizgając się po pancerzu wleciała prosto w przegrupujących się strażników.
- Muszę przyznać, to było widowiskowe - skomentował Mandilar klaszcząc teatralnie.
Zauważył że nawet uwięzieni ucichli. "Robi się już trochę niezręcznie..."
        Poprawił płaszcz i poszedł po trupach do celu. Niewolnicy krzyczeli żeby ich wypuścił, uwolnił, ale on miał ważniejsze zajęcia na głowie. Znienacka zaczął słabnąć i tracić nad sobą kontrolę. Upadł na kolana i rozejrzał się. Zobaczył przed sobą jakąś postać.
- O nie. To chyba mag, lub jeden z magów którzy kontrolowali te minotaury - stresował się czarodziej. - Próbuje przejąć nad tobą kontrolę. Spróbuj mu się oprzeć!
-Myślisz... - przerwał na chwilę - Że to łatwe?
Smok poczuł nagle że nie może się już ruszyć.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Zorientował się, że to nie tylko on został uwolniony. Usłyszał okropny dźwięk, którego nie mogłoby wydać nic nastawionego pokojowo. Wilkołak obrócił głowę, w samą porę by zobaczyć jak ogromny potwór o kształcie węża wypełza z klatki zaledwie sto stóp od niego. Miał paszczę wypełnioną zębami tak gęsto, że wyglądało to niczym jakiś pancerz z nabitymi ćwiekami. Skóra stwora pokryta była wyraźnie twardym pancerzem, który przypominał łuski.
Skierra po wydostaniu się z klatki nie robił absolutnie niczego. Leżał tak, dysząc i przyglądając się temu czemuś. Może i nie byłoby to aż takie złe, gdyby tylko nie okazało się, że ta... szpikostnica gustuje w ludziach. On natomiast tylko patrzył, jak potwór pożera paru klientów i handlarza. W rzeczywistości jednak wcale nie był bezczynny. W jego mniemaniu, stał się wilkołakiem nie bez powodu. Uważał, że stało się tak, ponieważ miał coś ważnego do wykonania. Coś, czego nie można było pozbyć się słowem. I Skierra uznał, że to właśnie ten moment. Jedynym, co stało mu na przeszkodzie, by rzucić się na potwora, był on sam. Wciąż nie odzyskał kontroli. Nadal nie mógł zrobić absolutnie niczego, choćby i nawet machnąć ogonem, nie mówiąc już o podjęciu walki. Jego bestia kontrolowała wszystko, nie dopuszczała go do jego własnego ciała. Próbował wydostać się z kajdanów, którymi był skuty, lecz nic nie pomagało. Musiał zdać się na bestię, która nie kwapiła się do ruszenia na szpikostnicę.
Skierra patrzył tylko, jak ktoś mocuje się z potworem. W tej chwili tak bardzo pragnął ruszyć się, by zapobiec kolejnemu zgonowi, że dziwnym było, że nie eksplodował. Nie chciał do tego dopuścić, choćby i miał się poświęcić, by udało się poskromić potwora. Jego łapa drgnęła lekko, a pazury wbiły się w ziemię. Nie mógł stać bezczynnie. Ponownie zmusił się do poruszenia. Tym razem udało mu się podeprzeć i był już blisko, by wstać. Jednakże nagle w jego boku eksplodował ognisty ból, a Skierra opadł na ziemię, skomląc. Obie świadomości zgodnie zwijały się z bólu i nie tylko. Jedna z wściekłości i żądzy mordu, a druga z poczucia bezsilności.
Nagle potwór upadł, przygnieciony czyimś ciężarem. Spadając, potrącił klatkę z jakimś stworzeniem, która roztrzaskała się po zderzeniu z ziemią. Skierra zobaczył, jak wypada z niej oszołomiony stwór. Był mniejszy od człowieka mniej więcej dwukrotnie, miał płomiennie czerwoną skórę, a na łysym łbie czerniły się dwa okazałe rogi. Z paczy wystawał mu długi jęzor, a za nim ciągnął się czerwony, diabelski ogon. Skierra od razu rozpoznał, że to mieszkaniec piekieł. Wilkołak powoli uniósł się na cztery łapy. W większości przypadków, Skierra oraz jego druga świadomość nie zgadzali się ze sobą. Jedną rzecz jednak udało im się ze sobą pogodzić. Oboje pragnęli rozlać krew piekielnego. Wilkołak zrobił pierwszy krok w stronę wciąż oszołomionego stwora. Zachwiał się z powodu bólu w boku, lecz tym razem nie upadł. Kilka kolejnych kroków postawił powoli, lecz gdy udało mu się przyzwyczaić do bólu, przyspieszył. Piekielny w końcu jednak zorientował się, na co się zanosi, więc zaczął mu uciekać. Jednak prawie nic nie może równać się pod względem prędkości z wilkołakiem, nawet gdy jest poważnie ranny. Po krótkiej gonitwie Skierra skoczył, przygniatając swym ciężarem stworzenie. Zaczął szarpać się z piekielnym, poważnie raniąc go pazurami oraz zębami. Nagle stwór ostatkiem sił odepchnął go, licząc, że uda mu się uciec. Skierra jednak pochwycił go, po czym rzucił nim gdzieś w powietrze. Nie zauważył dokąd poleciał najprawdopodobniej martwy już piekielny, lecz usłyszał jęk bólu i głuche zderzenie, zupełnie jakby trafił jakiegoś człowieka. Jednak Skierra, któremu już mocno doskwierało żebro, nie miał już siły by to sprawdzić.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vergrin »

Siłując się z szpikostnicą, Vergrin nie zwracał zbyt wielkiej uwagi na otoczenie. Widok rzędów ostrych kłów zbliżających się do jego ciała był dostatecznie zajmujący. Dlatego też kompletnie go zdziwiło, gdy nagle ktoś rzucił się na bestię. Sama taka myśl wydawała się wilkołakowi czystym szaleństwem, ale zadziałała. Vergrin musiał puścić kawałek żelastwa i odsunąć się, aby uniknąć zmiażdżenia przez wielkie cielsko potwora. A to nie było łatwe zważając na to, że wraz z bestią zachwiała się cała klatka. Co prawda szpikostnica znalazła się na ziemi, ale dla żelaznej konstrukcji nie była to najlepsza wiadomość. Pękła praktycznie na pół, w dodatku ciężar bestii sprawił, że znacząco się przechyliła. Vergrin starał się coś z tym zrobić, ale nie mógł w żaden sposób powstrzymać upadku, uderzenia o bok przechylającej się klatki i bolesnego upadku na plecy. Co prawda był bardziej wytrzymały od większości ludzi, to jednak zaraz nie oznaczało, że był całkowicie niewrażliwy na ból. Jęknął, czując ogniste fale zalewające jego ciało. Szczególnie w okolicach kręgosłupa. ”Niech tylko dorwę tego drania, który wypuścił to coś z klatki!” Podniósł się powoli, pomagając sobie oparciem o przechyloną klatkę. Stwierdził, że na jego ciele nie ma żadnych otwartych ran, przynajmniej tyle dobrego. Uniósł głowę i zdążył dostrzec minotaura.
- Khylik, safrak. - Słowa wypowiedziane w jakimś dziwnym, zadziwiająco elfickim języku przerwały kolejne uderzenia. Lezący na ziemi Vergrin warknął i spojrzał na tego, kto zatrzymał minotaura. Odziany w czarną szatę jegomość. Twarz ozdobiona barwnymi wzorami.
- Co tu się, do cholery, dzieje? - zapytał wilkołak, starając się ignorować ból w boku obitym przez minotaura.
- Proszę przyjąć moje przeprosiny, strażnicy są dosyć... tępi – odpowiedział barwnolicy. - A jeżeli chodzi o twoje pytanie, to odpowiedz na nie sam chcę otrzymać. Spokojnie, me imię brzmi Sprawiedliwość i ni mniejszą, ni większą rolę tu pełnię, postaram się wynagrodzić ci... niedogodności. Khylik, pomóż mu wstać i...
- Obejdzie się – warknął Lir, który pojawił się praktycznie znikąd. Sprawiedliwość obrzucił go zaskoczonym spojrzeniem, ale nie sprzeciwiał się. Dosyć wątłej budowy kotołak z trudem zdołał dźwignąć na nogi swojego przyjaciela. Sprawiedliwość skinął im głową i ruszyli w bliżej nieokreślonym kierunku. Vergrin kątem oka zauważył szpikostnicę, przytrzymywaną przez kilkunastu minotaurów. Strażnicy byli cali zakrwawieni, kilku leżało martwych tuż obok, najczęściej nie w całości.
- Jak się więc to stało? - spytał Sprawiedliwość. - I co konkretniej?
- Rozmawialiśmy z kupcem. - Lir zareagował o wiele szybciej od Vergrina. - Wtedy jakiś...
- Oszołom – rzekł wilkołak.
- Zaczął rozlewać coś dziwnego po klatkach, to coś wypadło na zewnątrz. Kiedy rzuciło się na mojego przyjaciela, ten jedynie starał się bronić własnego życia i przy okazji powstrzymać to coś. W efekcie został nieco... poturbowany. Najpierw przez tę bestię, potem przez tego waszego strażnika.
- A ty?
- On rozpłynął się w powietrzu i wrócił do fizycznej formy, kiedy już zagrożenie minęło – wyręczył przyjaciela Vergrin.
- Mniej więcej – zachichotał Lir.
        Niedługo potem dotarli do klęczącego na ziemi mężczyznę, przed nim stała osoba ubrana podobnie do Sprawiedliwości. Wokół było dość sporo minotaurów. Jakikolwiek ruch w tej części targowiska został wstrzymany. Przez wspominane wcześniej minotaury.
Awatar użytkownika
Habentes
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pradawny - Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Habentes »

        "Wpadłem"
- Brawo, winszuję. Świetny plan. Po prostu nie mogło być lepiej! - praktycznie krzyczał Mandilar.
Habentes z chęcią powiedział by mu żeby ucichł, oczywiście niekultularnie.
Próbował przyjrzeć się zakapturzonemu czarodziejowi, ale mógł jedynie patrzeć. Walczył całą siłą swego umysłu o odzyskanie kontroli nad ciałem, ale nic nie mógł zdziałać, jakby wpływał na niego potężny artefakt. Albo po prostu nie mógł się przez Mandilara skupić. Usłyszał zbliżające się kroki i po chwili stanęły przed nim jakieś postacie. Niestety widział jedynie ich nogi.
- Spokojnie, nie martw się - zaczął Mandil. - W akcie łaski mogę posłużyć ci jako druga para oczu!
Duch przyjrzał się postaciom.
- Od lewej będzie tak: kotołak, wilkołak i czarodziej. Całkiem podobny do tego co cię teraz trzyma. Aurę ma tak potężną że aż prawie mnie odpycha!
"Mniej szczegółowym już być nie mógł!"
- Witaj, jak już zdążyłem się dowiedzieć to ty jesteś sprawcą tego... zamieszania - nieznajomy mówił spokojnie i płynnie. - Mnie zwą Sprawiedliwością, która ma cię teraz dostać. Powiedz, co masz na swoją obronę? - Smok z chęcią by mu odpowiedział, gdyby mógł się ruszyć. Po prostu stał nieruchomo. Wykorzystał tą chwilę aby przyjrzeć się Sprawiedliwości. Twarz była usiana różnokolorowymi wzorami, wydający się losowymi, ale w podświadomości tworzącymi jedną całość. Ubrany był w czarną jak noc szatę sięgającą ziemi.
- Ach, no tak. Środki bezpieczeństwa. - Machnął łagodnie stronę czarodzieja utrzymujące zaklęcie, również umalowanego, ale ubranego w oliwkowe szaty. Można było również zauważyć że czarnoszaty mag ma na nadgarstku wiele brzęczących bransolet i amuletów, a na palcu serdecznym złoty sygnet z wtłoczonym znakiem kościanej dłoni. Ten w odpowiedzi skinął głową. Najemnik czuł jak odzyskuje z powrotem kontrolę nad ciałem. Patrząc się Sprawiedliwości prosto w oczy mruknął kilka razy, poprawił włosy i zdzielił go niespodziewanie prosto w twarz. Szykował się do uniknięcia kontrataku minotaurów, jednakże zamiast to uczynić wpadł na minotaur krzycząc, gdyż jego umysł przebiło niewidzialne ostrze. Strażnicy wygieli mu ręce za plecy i skuli pod niezrozumiałym rozkazem krwawiącego z nosa barwnolicego.
-Tym oto czynem pozbawił się szansy litości! - wypowiedział, wytrącony z równowagi. - Zabrać go! Macie jak najszybciej go wycenić i sprzedać! Już za dużo straciliśmy - mówił odwrócony do nadchodzących handlarzy.
Kątem oka zauważył że wszyscy mają na palcach sygnety.
- Nieźle, a już myślałem że z tego wyjdziesz - drwił cichy ostatnio Mandilar.
- Zamknij rzyć! - Kolejne ostrze zaatakowało umysł, tym razem o wiele silniejsze. Na tyle silne, żeby zwrócić posiłek na trawę.
- Trochę... umiaru! To nie do was było - wycharczał krztusząc się. Ale czarnoszaty już odchodził i się nie odwrócił. "Ja tu chyba zaraz padnę trupem i nie wstanę." Wstał pociągany łańcuchami do niewiadomego celu.
- Dasz radę, tylko musisz coś wymyślić! I to szybko. Mógłbyś na przykład z niewoli z moją mocą tego szkodnika co cię cały czas męczy. Albo zamienić się w prawdziwą formę! Za rzadko to robisz.
- Bo mam powody - odpowiedział, tym razem szeptem. - A czemu by po prostu nie użyć medalionu?
- Zapomniałeś już? On jest tak prototypowy że nawet adept przestrzeni znajdzie ślad po teleportacji, a tutaj mają samych mistrzów magii.
Rozmowy przerwali handlarze, oliwkowego maga i minotaury, którzy wrzucili go do dużej klatki. "Improwizowali..."
- Zostawcie mnie z nim samego - rozkazał mag.
- Ale, mistrz mówił...
- Dobrze wiem co mówił, a ja wam mówię żebyście sobie poszli.
Opierali się przez chwilę, ale w końcu odeszli w swoje strony.
- Czy myślisz o tym samym co ja? Jeśli nie, to przypomnij sobie zaklęcie przejęcia władzy.
Tymczasem czarodziej stanął prosto i z wyższością przemówił:
- Zamierzam wyczyścić twój umysł z całej wolnej woli. Ktoś z chęcią kupi niewolnika takiego jak ty, który nie zna słowa sprzeciwu. A i tak przy okazji, zwą mnie Władzą. Chciałbyś coś powiedzieć? Jakieś... ostatnie słowa? - Uśmiechnął się maniakalnie.
- Tak, a będą to: Słauhoali saę rlao! Tlla'lioa causkoa ao asaolio, oa lla'roa oarożiy ca' rlao! - wypowiedział płynnie wykonując skomplikowane gesty dłońmi.
Niespodziewająca się tego ofiara ledwo stawiała jakiś opór. Nie zaznajomiony z magią ducha i pozbawiony jakiejkolwiek ochrony szybko przegrał "bitwę". Teraz, ze zniewoloną duszą Władzy Habentes miał całkowitą kontrolę nad jego ciałem.
- Hah, pora się zabawić.
Awatar użytkownika
Skierra
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wilkołak, niegdyś ludzki kapłan
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Skierra »

Skierra znów leżał, niezdolny do zmobilizowania się do czegokolwiek. Dyszał głośno, lecz nie był to nienaturalnie szybki oddech, co dawało nadzieję, że wkrótce uda mu się zebrać siły. W każdym razie dość sił, aby ruszyć się z samego środka drogi.
Skierra czuł, że jego świadomość jest słaba, lecz czuł jak słabnie również bestia. Powoli, z zażartej bitwy o kontrolę, oboje przystąpili do lizania ran. Skierra pragnął przygotować się na kolejny atak bestii. Nie mógł pozwolić, by koś ucierpiał. Na pewno nie z jego powodu.

Tymczasem, wilkołakiem w końcu ktoś się zainteresował. Jeden z magów zorientował się, że na środku przejścia leży brudny od czarnej, smolistej krwi piekielnych, spory wilk. Zerknął najpierw na niego, a następnie na kogoś zwanego Sprawiedliwością. Ruszył w stronę mężczyzny, by zapytać się co ze Skierrą.
- Przepraszam... Co z nim? - powiedział wskazując wilkołaka.
- Do klatki i sprzedać. - powiedział, gdy tylko spojrzał na wskazywany przez niższego rangą czarodzieja towar. - To wilkołak, to coś na pewno ktoś kupi.
- Tak jest. - odpowiedział młodszy. Zbliżył się do Skierry na paręnaście stóp, po czym zaczął wymawiać odpowiednią inkantację, by opanować umysł wilkołaka. Skierra nawet się nie ruszał ze zmęczenia, to nie powinno być nic trudnego. Czarodziej zaczął się już rozglądać za klatką, do której go potem wsadzi.

Skierra usłyszał całą tę rozmowę. Wiedział, co zamierzają z nim zrobić. Nie zrobił jednak ani kroku, nie zrobił nic. Po prostu czekał na nieuniknione. Nie był w stanie uciekać.
Usłyszał wypowiadaną inkantację. Czuł się tak, jak gdyby był to wyrok śmierci, na dodatek powiedziany jako bluźnierstwo. Spróbował się poddźwignąć z ziemi, choćby i tylko po to, by uciszyć maga. Nic jednak z tego nie wyszło. Gdy ciąg niezrozumiałych słów dobiegł wreszcie końca, Skierra usłyszał twardy rozkaz, wydany mu głosem maga: "Wstawaj!". Czuł potrzebę, by się go usłuchać. Jednak... Gdy próbował się podnieść, upadł, nie dając sobie rady. Nie zamierzał więcej próbować.
- Nie słyszałeś? Wstawaj! - warknął, lecz Skierra nie ruszył się ani o cal.

Nikt, ze Skierrą włącznie nie zauważył, że znak na łapie wilka emanuje ciepłym, złotym światłem. Światło to jakby rozlewało się po całym jego ciele. To właśnie ono umożliwiło mu oparcie się zaklęciu.

- Wy! Zabrać go! Natychmiast! - warknął do strażników zdenerwowany czarodziej. Skierra poczuł, jak łapią go silne ramiona i niosą gdzieś, wbrew woli. Zobaczył sporą klatkę, z otwartymi drzwiami, do której najwyraźniej go zabierano. W środku były dwie osoby i kilku strażników. Skierra został bezceremonialnie wrzucony do środka. Zderzył się z ziemią i padł nieruchomo niczym wór kartofli.
Usłyszał czyiś głos, nie wiedział do kogo należy. Obwieścił, że pozbawi kogoś wolnej woli. Po chwili jego rozmówca wypowiedział jakieś zaklęcie. Warknął głośno, obwieszczając jak nienawidzi magii. Chyba zamierzał zainterweniować, lecz obolałe ciało wciąż odmawiało mu posłuszeństwa.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        W całym tym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na przedostającą się do obozu kobietę. Wysoka dama, której odzienie mogło być aż nazbyt podejrzane dla niektórych. Chłopski strój, proste spodnie i lniana koszula, oraz zarzucony na głowę kaptur w ogóle nie przykuł wzroku ciekawskich osobników. A powinien. Kobieta zwała się Riola, a w swym kraju znana była jako strażniczka chorych. Widząc całe zamieszanie z tajemniczym potworem, który wcale nie przypominał rozumnej istoty, już wcieliła swój plan w życie. Przedostanie się do obozu bez podawania imienia okazało się proste, kiedy wszyscy byli zbyt zajęci złapaniem bestii. Riola zdjęła kaptur, ukazując swoją twarz o delikatnych rysach i mądrych oczach, po czym rozejrzała się dokładnie.
        - Kiiya, słyszysz mnie? – zapytała, posyłając tę wiadomość do swojej towarzyszki. Kiiya, młoda i niedoświadczona w łowach panterołaczka, odchrząknęła w myślach Rioli.
- Zwarta i gotowa na wszystko! – odpowiedziała nader radosnym tonem. Kobiety były oddalone od siebie o dobre kilkadziesiąt stóp, każda obserwowała inny zakamarek obozu. Strażniczka aż wzdrygała się na widok uwięzionych i cierpiących niewolników. Przywykła do pomagania takim istotom. A obecni tutaj potężni magowie utrudniali zadanie jej i całej bandzie wspólników panterołaczki.
        Riola miała być jej oczami i uszami. Jako jedyna nie potrafiła walczyć, także przydatna była jedynie do penetrowania otoczenia. Wrodzona umiejętność telepatii ułatwiała jej wszystko.
        - Kiiya, wilk wtrącony do klatki po twojej lewej. Jakaś elfka z nieproporcjonalnymi uszami kombinuje przy kłódce. Mężczyzna, brunet z piegami, krzyczy na strażników. I... – Przerwała raport, kiedy ujrzała stworzenie, które wprawiło ją w osłupienie. Zbliżyła się do jednego rzędu klatek i schowała się za nim, obserwując poczynania istoty. Habentes nie mógł zauważyć jej obecności. Riola od razu wyczuła jego aurę, a ujrzenie tak rzadko spotykanej postaci zaintrygowało ją. Kobieta nabrała powietrza do płuc, po czym wyciągnęła mały woreczek.
        - Kiiya, zaczynamy - oświadczyła stanowczo, wysypując zawartość sakiewki na ziemię. Proszek osiadł na trawie, a Riola zdążył odejść kilka kroków dalej, nim zaczął działać. Po krótkim czasie cały obóz spowiła ciemnoniebieska mgła, ograniczając pole widzenia niejednego człowieka, nawet istoty z wyczulonym zmysłem wzroku nie mogły nic poradzić. Ludzie zaczęli panikować i dopytywać się; co się dzieje, dlaczego to coś się pojawiło... Pytania zawisły w powietrzu, nie doczekały się odpowiedzi.
        - To jest proszek niebian. Póki mgła unosi się w powietrzu, każde rzucone zaklęcie zostanie zneutralizowane i może doprowadzić do niezamierzonych celów każdego maga. Radzę nie ryzykować – odezwał się męski głos. Talamander spoglądał na wszystkich z góry. Mężczyzna był niezwykle wysoki. Riola zacisnęła dłoń na kamieniu, który ratował ją i jej towarzyszy przed działaniem mgły. Uśmiechnęła się pod nosem.
        Wówczas Kiiya zaczęła powoli uwalniać każdą istotę, która w żadnym stopniu nie mogła zagrozić obecnym tu ludziom; elfy, mieszkańcy lasu, naturianie, zmiennokształtni. Wszyscy wyglądali na zmęczonych i cierpiących. Panterołaczka podeszła do smoka, który najwidoczniej już poradził sobie ze swoim „oprawcą”. Wyszczerzyła białe ząbki w szerokim uśmiechu.
        - Masz dziwną aurę – powiedziała. - Takich lubią najbardziej. Już pewnie próbowali zrobić z ciebie odmóżdżone warzywo, nie? Spadaj stąd, póki mgła jest w powietrzu. - Jej ton natychmiast spoważniał. - Nie używaj magii! - ostrzegła, po czym pobiegła uwalniać resztę istot z klatek. Specjalnie wpłynęła na umysł smoka tak, aby ten posłuchał się jej i zniknął z obozu. Habentes, czy tego chciał czy też nie, momentalnie ruszył do ucieczki, pod osłoną ciemnej mgły uciekł. Tyle go widzieli.
        Wówczas gdy Talamander i kilku innych jego towarzyszy rozprawiali się z tłumem i upartymi strażnikami – do niektórych nie dotrze słowo, więc trzeba przejść do czynu – Riola podeszła do jednej z klatek, w której znajdował się Skierra i dwójka innych więźniów. Strażniczka chorych dostrzegła skomlące zwierzę, a jako kobieta niezwykle empatyczna, otworzyła klatkę prostym zaklęciem, wyręczając w tym Kiiyę.
        - Jesteście wolni – zaapelowała do nich bezceremonialnie. - Przykro mi, ale obecnie nie mogę cię uleczyć. Złagodzę tylko ból. - Podeszła do wilkołaka i przyłożyła mu rękę do rany. Złamane żebro w większej części udało jej się uleczyć, lecz kości pozostawały nadal kruche. - Musisz uciekać, schowaj się w lesie i odpocznij. - Spojrzała na Skierrę z uśmiechem, gdy zmiennokształtny poderwał się chwiejnie na nogi i czym prędzej ruszył w kierunku drzew.
        Każda istota, która została uwolniona, zdołała uciec. Ludzie, którzy tutaj trafili – przypadkiem, nie przypadkiem – zostali odesłani przez Talamandra. Wśród tych istot znalazł się właśnie Vergrin. Kiiya dopilnowała, aby on i Lir zniknęli z obozu. Wybawcy niewolników nie chcieli, aby w ich konflikt było zamieszane więcej osób.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości