Równiny Theryjskie[Miasto Kalenport] Pięć artefaktów.

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Mantus
Szukający Snów
Posty: 160
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Mantus »

-Jak widać uwodziciel wszystkich zamków, dworków i chałup wyłożył się na służce – jadowitym głosem w głowie Mantusa skomentował jego własny cień zwany po prostu cieniem. Cień odzywał się nieczęsto. Nie znaczy to, że się ze sztukmistrzem nie komunikował lecz będąc wszak cząstkom osobowości maga porozumienie zachodziło na odrobinę wyższym poziomie wymiany intencji, emocji i abstraktów umysłowych. Teraz więc zabawnie było usłyszy własny-nie-własny głos w głowie. Uśmiechnął się pod nosem. Cień miał racje.
Cień miał racje – mógł w duchu przyznać Mantus. Już trochę ochłonął. Z czasem mijały momenty płynięcia z gwałtownym nurtem przeznaczenia, wtedy rzeczywistość zwalniała, mięśnie się rozluźniały, myśli ponownie z jednego celu przeskakiwały na wiele wątków, a z serca spadał ciężar decyzji. Teraz właśnie tak czuł się mężczyzna, losy ponownie zarysowały się w wiele ścieżek konieczności, już nie miotały wolą maga jak kukiełką, już czuł się lepiej. Westchnął.
Wtedy ich spojrzenia się spotkały. Sztukmistrz wydał się zaskoczony. Oczywiście nie w prost, twarz mial pogodną, uśmiechnął się dziwnie. Lecz w duchu, tak. Jeden z niewielu momentów. Mantus zaskoczony. Cień już kpił. Mag cienia nie zwracał uwagi na kilka dziwnych rozrządzeń losu które zdążyły się niewydarzeń w tak zwanym międzyczasie. Reguła stałego powrotu magii, zdążył się przyzwyczaić dopóki nie była zbyt uciążliwa jak teraz przeskakując właśnie stajennego lezącego w błocie który przewrócił się na.... Liściu lezącym w błocie. Albo właśnie przyjętych zaręczynach i woni przegniłych fiołków.

Przecisnął się przez tłum dość niepostrzeżenie. Znaczy się jak dla kogo, nie krył się specjalnie. Po prostu sama natura rzeczy do końca go nie chciała. Jakby mówiła: „zderzając stąd i nie pokazuj się mi na oczy” a potem Mantus faktycznie nie pokazywał się na oczy ludziom. Bywało to irytujące jak zapominali jego twarzy... Ostatecznie zdążył się przyzwyczaić. Wyładowania magii zignorował z istną beztroską jakby losy turnieju nagle przestały go interesować. Taki pozór, a nie chciał przez akt woli zmieniać pozoru w prawdę. Podszedł do Kyrosa, również oparł się o barierkę z jego prawej strony. Udręczony krasnolud... I znowu nuta fałszu, tym razem czuta jako szczypanie w oczach gdy spoglądał na niego i jego cierpienie. Ból był prawdziwy, postać... Coś nie grało. Lecz nie dochodził co. Zaakceptował świat takim jaki jest.
-Zacny turniej. - Zaczął neutralnie, wesoło. Dopiero po chwili mina mu spoważniała, na moment, przebłysk. W trakcie wędrówki w tłumie spuścił własny cień ze smyczy, i tak nikt nie zauważy wychodnego psa. Nie była to magia per se. Był to raczej... Upust emocjonalny? W jakiejś formie zapewne tak. Kryos mógł poczuć woń pokrzyw i gorzkich ziół, bo w takie zapach dziś ustroił się kuglarz.
-Zapewne zacnie byłoby dalej grać w niedopowiedzenia i przypadki, ale sądzę iż w obecnym stanie raczej nie masz na to chęci. Więc nie udawajmy, iż przypadkiem na nie trafiłeś.
Sztukmistrz miał racje. Przypadek? Przypadek – na niego nie dało się trafić przypadkiem. Losem, przeznaczeniem, faktem, tak. Ale przypadkiem, w przypadku to on tonął, ginął, znikał, sam był jednym, małym przypadkiem. Mógł stwierdzić, iż krasnolud (kimkolwiek był naprawdę) posiaał tajemną potęgę. I tak też stwierdził, w prosty sposób, a przydługawy wywód zostawił cieniowi który to cień, całkiem realny pies szarpał się z innym, już zwykłym zwierzęciem o kawał uproszonego mięsiwa.
Awatar użytkownika
Trenaas
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Trenaas »

Trenaas był zdezorientowany. Spotkali jakiegoś krasnoluda o potężnej aurze (jakim cudem krasnolud mógł być tak zaznajomiony ze Sztuką ?), którego Ignea, jak dała znać po swoim zachowaniu, wprost nie cierpiała. I wtedy nastąpił wybuch.
- "Co się tu do cholery dzieje?" - Zapytał się mag w myślach, chcąc po prostu usystematyzować to całe zdarzenie.
- Arderian, nie wiem co teraz robisz, ale choć tu natychmiast !
- Twoje życzenie Mistrzu - odpowiedział mu duch, pojawiając się na koło niego. Trenaas nie wiedział co zrobić, więc zrobił to co pierwsze przyszło mu do głowy, czyli podążyć za smoczycą i zostawić to całe szaleństwo.

Niestety ona jakby rozpłynęła się w powietrzu. W tym tłumie zresztą to nie było trudne do wykonania.
- Widzisz ją gdzieś ? -spytał ducha.
- Nie ale ją wyczuwam. Jednak znaleźć w takiej masie ludzi jedna aurę będzie niezwykle trudno... - Ardeian dał do zrozumienia, że jej zlokalizowanie jest tak naprawdę niemożliwe. Mag odetchnął i udał się w dalszą drogę.

Znów był na trakcie. Dopiero co opuścił teren miasta. Szedł wolnym krokiem, zastanawiając się co ma teraz z sobą uczynić. Miał znaleźć jakieś artefakty, ale nie miał żadnego punktu zaczepienia. Z tych rozmyślań wyrwały go jakieś głosy. Zaczął się rozglądać niespokojnie. Arderian milczał więc, raczej nic mu nie groziło. Podążył w kierunku, z którego dochodziły te hałasy. Kilkanaście metrów za zakrętem ujrzał wóz leżący bokiem w rowie, oraz kilka postaci latających wokół niego jakby w ukropie. Znał ich. To były te same krasnoludy, które podwiozły go do miasta. Mag uśmiechnął się. Szczęście chyba zaczęły mu sprzyjać.

- Widzę, że znowu się spotykamy. - Jeden z krasnali obrócił się nerwowo. To był Bardin.
- A ehkem... to ty... Trenaasie... - Uśmiechnął się sztucznie. Sprawiał wrażenie jakby był spięty i na pewno nie cieszył się z tego spotkania.
- Mistrzu wyczuwam jakiś potężny artefakt w pobliżu. - Głos ducha zdradzał pewne zdziwienie.
- Tak ja też. - Ktokolwiek kto wykazywał choćby nikły zmysł magiczny wyczułby te drgania. Mag zachował kamienną twarz i spytał:
- Co wam się stało ?
- A... trochę się nam spieszyło, koła natrafiły na kamień... Cholerne ludzkie drogi ! - Widać było, że był wyraźnie rozdrażniony. Wtem mag usłyszał przeciągły jęk. To Orin leżał pod wozem i wzdychał żałośnie. Wszyscy zaraz rzucili się by mu pomóc. Z niewyjaśnionych powodów nawet starzec się do tego zabrał !
- "Czyżbym mięknął na stare lata?"

Podnieśli wóz wywlekli spod niego biedaka. Jego noga i ręka była wykręcona pod nienaturalnym kątem. Trenaas zaraz się tym zajął.
Mocy całego stworzenia, energio która krążysz w każdym istnieniu, uzdrów tę istotę, podźwignij jego szkielet i stań się podporą dla jego połamanych członków...

Po chwili krasnolud rozmasowywał nowo zrośnięte kości.
- Dziękuję - Trenaas po raz pierwszy usłyszał jego głos !

Później wzięli się za wóz. Trenaas wziął się z chęcią im do pomocy, ale miał w tym swój cel. Gdy tylko wyciągali go z rowu i pomagali zwierzętom (jakimś cudem żadnemu z nich nic się nie stało) Trenaas ujrzał skrzynie i worki z kosztownościami (niektóre były rozbite i poszarpane), które zalegały za plandeką. Tak ten magiczny przedmiot na pewno tam był! Nie widział dlaczego krasnoludy jeszcze się go nie pozbyły. Może ich poczucie honoru nie pozwalało im skrzywdzić swojego dobroczyńcy ? Czort go wie. Gdy już z wszystkim się uporali, sprawdzili czy powóz nadaje się do dalszej jazdy(a nadawał się), Bardin zwrócił się do maga:
- Dziękujemy jeszcze raz za pomoc... my już będziemy jechać. - Gdy już się odwracał, by odejść, starzec złapał go za ramię.
- Czekaj, założę się że możemy ze sobą ubić kilka dobrych interesów. - Uśmiechnął się porozumiewawczo do krasnoluda.

Ignea stała na wzgórzu, na którym była kilka godzin temu, gdy po raz pierwszy chciała pozbyć się towarzystwa Trenaasa i Nehlona. Nie miała pojęcia dlaczego się zatrzymała. Po prostu patrzyła na krajobraz, a ten rzeczywiście był zachwycający. Lasy, góry, łąki i wody... jak w raju. I aż nie chciało się wierzyć, że w takim pięknym świcie dzieją się rzeczy o których strach nawet myśleć. Nagle ujrzała powóz przemierzający trakt, który naglę zatrzymał się. I wtedy przed smoczycą pojawiła się jakaś mglista postać, jakby człowiek... duch.
- Mistrz Trenaas, ma dla panienki propozycję, która może cię zainteresować. - Usłyszała w umyśle Ignea i zobaczyła, że duch wskazuje na wóz.

Tymczasem Mantus, Nehlon i Kryos usłyszeli dźwięk dzwonu alarmowego. Nagle dobiegł ich donośny głos:
- SKARBIEC KRÓLEWSKI ZOSTAŁ OBRABOWANY !
Awatar użytkownika
Ignea
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok Solarny
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Ignea »

Smoczyca leżała na wzgórzu, będąc zupełnie rozgoryczoną spotkaniem z Kryosem. Kolejny raz przywykła do tego, że zostawił ją i nie ma zamiaru wracać, kiedy on nagle zjawia się jakby nigdy nic i znowu rujnuje wszystko to, co budowała sobie przez cały czas jego nieobecności. Mimo to w jej złotych oczach malował się smutek, który poruszyłby niejedno skamieniałe serce. Ignea nawet nie zwróciła uwagi na piękno miejsca, w którym znalazła się po raz kolejny. Nie interesowało jej nic, prócz wojny uczuć, która znowu dopadła ją i męczyła, nie dając ani chwili spokoju. Przez moment ogarnęło ją przeczucie, że stało się coś złego i to sprawiło, że wreszcie podniosła się, chwilowo zapominając o rozpaczy. Dumna sylwetka smoka, mądre spojrzenie omiatające okolice, łuski połyskujące w promieniach słońca, dawały obraz potęgi, która drzemała gdzieś w środku tego pięknego stworzenia.
Ignea usłyszała, że drogą jedzie wóz, spojrzała w stronę, z której dobiegły jej jego dźwięki. Medalion przewieszony na szyi smoka zalśnił mocniej i zadrgał delikatnie, a po chwili zamiast smoka, na wzgórzu stała młoda elfka o blond włosach, oczach w kolorze bursztynu, ubrana w jasną, zwiewną sukienkę, przeplataną z przodu ciemniejszymi rzemykami. Kierowana ciekawością i dziwnym przeczuciem, zbiegła z wzniesienia i już po chwili znalazła się na leśnej ścieżce, która prowadziła do drogi, po której jechała przyczyna jej zainteresowania. Ku zaskoczeniu elfki, wóz zatrzymał się, co nieco ją zaskoczyło, ale wtedy mogła dostrzec kto znajdował się na nim. Od razu rozpoznała krasnoludzką drużynę, która uraczyła Nehlona swoimi niezawodnymi trunkami. Na samo wspomnienie o tym, dziewczyna roześmiała się cicho.
Wspominanie tamtych niedawnych zdarzeń, zostało brutalnie przerwane przez głos, którego nigdy wcześniej nie słyszała. Elfka aż podskoczyła przestraszona, przeklinając swoją nieuwagę. Jednak jak się okazało, głos nie należał do kogoś, kto był obok niej, lecz pochodził z jej umysłu. Zaraz potem dziewczyna zobaczyła ...ducha?
Istota wskoczyła na wóz, a Ignea z otwartymi ustami przyglądała się temu niecodziennemu zjawisku.
- Mistrz Trenaas? - powiedziała do siebie zaskoczona, że znowu coś skutecznie niszczy jej plan wybrania się w kolejną podróż. Może to znak,że wcale nie powinna opuszczać tego miejsca, a to dziwne spotkanie ma związek z przeczuciami dziewczyny co do przedmiotów przewożonych przez krasnoludy?

Ignea postanowiła pójść po raz kolejny za głosem swojej intuicji i przy okazji chciała dowiedzieć się co jest na wozie oraz jaką propozycję ma dla niej Mag. Jakby nigdy nic, dziewczyna wyszła z lasu, jakby właśnie wracała z przyjemnego spaceru.
- O! Witajcie! - udała zaskoczoną, witając się z krasnoludami. Miała nadzieję, że zapamiętali ją z poprzedniego spotkania, które niestety nie trwało zbyt długo.
Awatar użytkownika
Nehlon
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 59
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nehlon »

-Co... co się dzieje?
Zdezorientowany smokołak siedział (a raczej próbował sie utrzymać) na koniu, trzymajac w ręku złamana kopię. Część jego ciała pokrywał szron (skąd ten szron?!) a sam czuł się, jakby oberwał z młota bojowego.
Spojrzał za ramię. Jakaś postać, ubrana w czarną zbroję, leżała na ziemi, z wbitym w pierśk kopią.
-Co tu się...
Nehlon zakmnął oczy i próbował przypomnieć sobie, co się właściwie wydarzyło.
Po kolei, brał udział w turnieju (jakim cudem on się tam znalazł?), pojedynkował się z czarnym rycerzem, szarżowali na siebie drugi raz...

Wszyscy widzowie stali w osłupieniu. Wszyscy myśleli, że to Turmank powali swojego przeciwnika, kiedy Goruldo wykonał unik i uderzył kopią czarnego rycerza.
Po krótkiej chwili wszyscy zebrani zaczęli wiwatować. Ponad połowa ludzi wykrzykiwała "Go-rul-do!", reszta zaś przeklinali, na czym ten świat stoi.
Większość zakładów trafił szlag, bo ci najmniej liczni (co obstawiali na Karmazynowego) zyskali pokaźne sumki. Zaś ci, co mieli "sprawdzone informacje" i podzielili się nimi, na dłuzszy czas będą musieli uciec z miasta.
Sędzia machnął flagą, ogłaszając koniec pojedynku.

Pewna postać zaś, stojaca wsród tłumu, była jeszcze bardziej zszokowana.
Ktoś ochronił jego cel! Ktoś, kto był na tyle zręczny i uzdolniony, że zauwarzył jego atak i osłabił go.
Pocisk, zamiast obezładnić, uderzył tak, że smokołak pochylił sie do przodu i uniknął ataku tego durnego rycerza.
Najemnik szybko się opanował. Nie jest tak niewidoczny, jak sadził, a ponowny atak byłby głupotą.
Spojrzal ostatni raz na swój cel i usunął sie w cień. Kiedyś nadejdzie kolejna okazja.
Kryos
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kryos »

Krasnolud odwrócił się w kierunku posiadacza dziwnej aury opierając plecami o barierkę. Powoli przy akompaniamencie niesłyszalnych pęknięć kolejnych bąbli osunął się po niej opadając na tyłkiem na ziemie. Dyszał ciężko.
-Go-rul-do! Go-rul-do! - zabrzmiał potężnie zadziwiony i rozentuzjazmowany tłum.
- Czy to ten ognistowłosy wygrał? - Zapytał cicho chrapliwym głosem krasnolud przymykając oczy i poprawiając dłonią młot który uwierał go w nogę.
- W każdym razie, wybacz moje maniery Nuto Przeznaczenia, mogę Ciebie tak nazywać? - Zapytał, zakasłał po czym nie czekając na odpowiedź kontynuował spoglądając na twarz rozmówcy - Jam jest Yuaa'vel Hyek, Sprawiedliwy. Ów z legend. Lecz istotę mnie możesz zwać po prostu Kryosem. Niegdyś Obieżyświatem, obecnie marnym cieniem o strzaskanych wspomnieniach. Tym który porzucił, obecnie w nie najlepszym zdrowiu jak zapewne widzisz... - Kaszel nasilił się, na potężnej dłoni którą zasłaniał usta zabłysły kropelki karmazynu, krasnolud zaczął kasłać krwią.
- Mówię Ci to, gdyż możliwe, że to właśnie los tego chciał. Jeśli nie, to czy ma to jakieś znaczenie? - Zaśmiał się cicho po czym znów rozkaszlał - Nie martw się, to nic zaraźliwego. Wypadek... Głupota... Po tylu wiekach, kto by pomyślał, że nadal można nią zabłysnąć? A jednak... - Zamilkł, zamknął oczy i chwile oddychał chrapliwie wyraźnie coś starannie rozważając.
- Nie pochodzisz stąd Nuto, tak jak mnie od tego miejsca udziela może czasu tak Ciebie przestrzeni, i czegoś jeszcze. Opowiedz, kim jesteś. I dlaczego, przeznaczenie uznało za istotne umieszczenie mnie, teraz na twojej drodze?
Krasnoludzka natura zdecydowanie dyktowała te w swojej naturze bezpośrednie słowa. Kryos czekał na odpowiedz z cały czas zamkniętymi oczyma. Tymczasem tłum ignorował całą scenę, oblewając ją i wytyczając jej granice.
Awatar użytkownika
Mantus
Szukający Snów
Posty: 160
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Mantus »

-Psze pana... - Mały chłopiec pojawił się przed Mantusem z wyciągnięta ręka. Żebrał. Dziecko... Musiało umrzeć. Nie aby Mantus musiał go zabić. Lecz wiedział doskonale, jutrzejszy wieczór, brutalny gwałt, zabójstwo. Widział to w oczach chłopca jak tonąw przyszłej ciemności pożerane, zapominane – to była śmierć. Widział w ruchu rękom jakoby był tajemnym znakiem, symbolem który sztukmistrz rozszyfrował, wiele, wiele cierpienia. Czuł własne mrowienie na skórze gdy nań patrzył, własną bezsilność.
Spojrzał na niebo. Nie mógł przyglądać się chłopcu, z każdą chwilą dostrzegał coraz to nowe szczegóły jutrzejszej zbrodni ukryte za fasą nic nie znaczących dla większości istot symboli. Więc chłopiec umrze. Nie aby mag cenia już się nie przyzwyczaił, miał dość dużo czasu aby przywyknąć do przemijania i świata pełnego cierpienia, do przeznaczenia które teraz zacisnęło się na świecie mocniej i na samym Mantusie aby niczego nie uczynił. Lecz mimo wszystko pozostawał człowiekiem, tego się nie wyzbędzie i oby nigdy się nie wyzbył, z gamą ludzkich odczuć i emocji. Dziecko umrze. Gwałt. Co robić? Kuglarza dopadło znużenie. Już nie chęć przeciwdziałanie, nie mól. Znużenie bólem świata i własnym cierpieniem. Umysł człowieka nie jest przystosowany do życia tak długo. Nie powinien. Jednak żył. Z drugiej strony to ludzie byli najlepszymi magami cienia. Smoki, elfy? Im brakowało krótkości żywota tchnienia grobu za plecami, czucia własnej śmiertelności. Mantus spławił chłopca nie dając mu nic.

Pies-cień triumfalnie pogryzł konkurenta i zajadał właśnie mięso, nędzne zwierze o wyleniałej sierści i kaprawych oczach. Wtedy właśnie pojedynek przybrał swój obrót. Mantus nie zdziwił się, zaśmiał serdecznie. Mógłby w tym pojedynku postawić trochę grosiwa, przebicie wahało się od jednego do siedmiu po aż jeden do dwunastu u bardziej szemranych osobników. Lecz tego nie zrobił. Nie żałował.
-Tak, wygrał czerwony. Mogłem na niego postawić.
Skomentował dość sympatycznie, natura nieznajomego zrobiła na nim wrażenie, instynktownie słyszał w jego słowach prawdę (świergotała, małe seledynowe ptaszki prawdy), instynktownie widział w jego osobie potęgą (błyszczały o śluzu stare, wielkie jaszczurki). I tyle. Powiedzieć prawdę? Nie dałby radę. Mówić, prosto, jasno. Kiedyś, na początku swej drogi życia umiał. Potem instynktownie kłamał, mijał się z prawdą, zmieniał tematy, kręcił. Przychodziło mu łatwo. Aż pewnej bezsennej nocy spostrzegł z niejaką konsternacją, że dar prostej mowy został mu odebrany raz na zawsze. Pamiętał jak wyznawał Akiszy miłość. Nie był to opór młodzieńczy. Był to opór czegoś z wnętrza świadomości, kogoś...
-Jestem Mantus.
Prawdziwe imię, co prawda już bez całej swej władzy i potęgi, noszone jawnie zawsze brzmiało interesująco, tym bardziej dla kogoś o wyostrzonym czuciu magii. Lecz tak zawsze sięprzedstawiali i po tym też się rozpoznawali. Chwilę milczał. Zbierał siły. Pies w tej chwili skończył mięso i oczekiwał wiedź śliniąc się przy tym okropnie.
-Jestem Mantus, sztukmistrz. Nie ma nic dalej, nie ma nic przed. Możesz mnie nazywać nutą chociaż to odrobinę niewieście. Nie jestem natchnionym kaznodzieję aby pieprzyć o losie, winie, karze i przeznaczeniu. Stało się i tyle, musimy z tym żyć.
Podał mu dłoń.
Awatar użytkownika
Nehlon
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 59
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nehlon »

Gdyby nie jakiś pryszczaty chłopak, Nehlon nigdy nie znalazłby się w wyznaczonej sekcji w namioce.
Zaraz po zatrzymaniu wierzchowca, smokołak zleciał z wierzchowca na wczesniej przygotowane przez pomocników, siano. Mimo względnie miekkiego lądowania, czerwonowłosy nie czuł się najlepiej.
-Niech to się wreszcie skończy...
Los chciał, że było wręcz na odwrót.
-To było niesamowite!
-Widzisz, mówiłem, ze wygra!
-Hura, hura!
-Moge zostac pana giermkiem!
-Chwila, ja go miałem o to zapytać!
-Bogiwe... za co! - spytał się w pustkę Nehlon, z trudem wytrzymując ból głowy.

-A teraz czas na kolejny... Możesz powtórzyć? - herold pochylił się do zdyszanego posłańca, który przed chwila przybiegł z wiadomościa od burmistrza. Usmiech zniknął z twarzy herolda, gdy usłyszał wiadomość. Westchnął, pomyślał przez chwilę, po czym zwrócił się do tłumu:
-Drodzy widzowie! Ze względu na pewne okoliczności zarządzam tymczasowa przerwę! Wkrótce powrócimy do dalszej częsci turnieju. - obwiescił herold i poszedł do kapitana straży. Tamten od razu kiwnął głową, po czym wydał odpowiednie rozkazy swoim przełożonym.
Kryos i Mantus zauwarzyli poruszenie wśród straży, która przez całyten czas nie rzucała się w oczy. Ponad połowa z nich ruszyła w stronę miasta. Obaj też wyczuli silna aurę, bardziej rzucającą się w oczy niż całej reszty zebranej ludności. Właściciel owej aury zbliżał się do namiotów. Kryos bez problemu skojarzył aurę z niedawnym magicznym atakiem. Smokołak znowu (który już raz?) był w tarapatach.
Kryos
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kryos »

Kryos w milczeniu przyjął zlepek niepełnych prawd przedstawiony mu przez Mantusa. Jego aura mówiła sama za siebie pomimo, że była niedokońca ukształtowana tak jakby sploty jej niezwykłej magii dopiero osadzały się na przybyszu. Nie był to człowiek szczery z natury a gdy wiedziało się czego szukać nawet krasnolud był w stanie to znaleźć. Inną kwestią było czy to faktycznie ma miejsce, czy tylko otrzymujemy po prostu to co chcemy odnaleźć.
- Władasz dziwną sztuką - Powiedział nagle, w momencie w którym Mantus mógłby zacząć wątpić, że to jeszcze uczyni - Nie potrafię wyczuć i zrozumieć jaką dokładnie... Ale przez całe swoje długie życie się z nią nie spotkałem. Tymczasem jednak chciałbym poprosić Ciebie o pomoc na płaszczyźnie bardziej prozaicznej. Otóż nie wiem czy wyczułeś, ale tuż przed rozstrzygającą walką ktoś próbował magicznie ugodzić owego Goruldo do którego mam pewną nie cierpiącą zwłok, to znaczy zwłoki sprawę - Zakasłał próbując się sztucznie roześmiać - Teraz ów ktoś kieruje się ku jego namiotowi. Czy mógłbyś pomóc mi wstać i dojść tam? Obawiam się, że w tym stanie jest to ponad moje siły. Jednak to przeczucie które ze sobą sprowadziłeś, przeczucie losu przebijające delikatnie przez narzucający się mojej woli nakaz jego akceptacji mówi mi, iż muszę się tam znaleźć. To jak będzie, pomożesz tej starej leżącej pod płotem gadzinie? - Zapytał Kryos rozwierając powieki i z mocą spoglądając w oczy Mantusa.
Jeśli ów się zgodził i pomógł mu wstać, wówczas starający się iść o własnych siłach Kryos tylko część swojego ciężaru przekazywał sztukmistrzowi który jednak nawet to dość mocno odczuwał. Albowiem krasnoludy swoje ważą szczególnie takie w ciężkich płytowych zbrojach.
Pomiędzy stajennymi, giermkami, sługami i kilkoma szlachcicami chcącymi złożyć gratulacje przemykała niezauważana przez nikogo sylwetka najemnika. Widząc swój niezręcznie gramolący się cel powoli wydobywany z ciężkiej turniejowej zbroi zwietrzył niepowtarzalną okazję. Zręcznym ruchem wyjął z sakiewki dwie gładkie kulki jedną o barwie jadowicie czerwonej a drugą szarą. Uniósł drugą dłoń do ust tworząc przy nich niewidzialny magiczny filtr specjalnie dostrojony do trucizny gazowej umieszczonej w jednej z kul jednocześnie obracając je obie w palcach.
Po chwili znajdował się już tuż za plecami Nehlona nadal pozostając niezarejestrowanym przez zmysły kogokolwiek z obecnych w namiocie. Cisnął nad jego głową szarą kilkę która zaraz powinna rozbić się wśród tłumu i przygotował się do przyciśnięcia czerwonej do skóry celu.
Liczył w głowie sekundy do uwolnienia toksyny. Dwie, jedna. Tera...
Dla Najemnika wszystko spowił lód, czuł przerażający chłód. Nic nie widział, nie mógł się ruszać. W jakiś sposób magiczne zimno uniemożliwiało mu skupienie uwagi i użycie magi. Gwałtownie osunął się w mroczną otchłań omdlenia. Wszyscy zgromadzeni zaś poczuli nagły spadek temperatury, chłód wkradający się w kości. Oddechy zmieniły się w kłębuszki pary.
Do namiotu odrzucając jego poły pewnym krokiem wkroczył krasnolud. Jego zbroja była pięknie, bogato zdobiona i nie wydawała żadnego dźwięku w trakcie ruchu. Ten zatrzymał się gdy tylko oczy wszystkich na nim spoczęły i oparł na potężnym młocie bojowym oburącz dumnie wyprostowany.
- Goruldo, drogi chłopcze. Mógłbyś bardzo ja Ciebie proszę odwrócić się i powiedzieć, cóż to za twojego gościa tak zimno za Ciebie przywitałem? - Zapytał potężnym grzmiącym basem wskazując brodą nad ramieniem rycerza. Ten wraz z sporą częścią grupy obejrzał się i zamarł. Za nim bowiem stała lodowa figura której struktura gwałtownie się zmieniła jakby pod wpływem wzroku zebranych, stała się przezroczysta ukazując twarz najemnika.
-Cny rycerzu, musimy też poważnie porozmawiać o pewnych piekielnych igraszkach których się dzisiaj dopuściłeś - Dodał swobodnym tonem - Najlepiej na osobności - Dokończył a jakby dla podkreślenia jego słów temperatura w namiocie jeszcze bardziej spadła.
Wszyscy zebrani jak jeden mąż, nie potrzebując dodatkowych aluzji rzucili się do wyjścia, wylewając się na zewnątrz natrafili na stojącego z boku i obserwującego wszystko Mantusa który rozsądnie zszedł z drogi umykającej grupie.
Wówczas gdy pozostał z nim tylko Nehlon i zamrożony Najemnik Kryos lekko się skulił, a jego twarz przeciął grymas straszliwego bólu niewidoczny dzięki ukrywającemu twarz hełmowi. Tylko oczy mogło go zdradzić, oczy które z ciskających gromy gwałtownie zrobiły się szkliste. Dłonie krasnoluda mocniej zacisnęły się na rękojeści młota.
Zamyślił się na chwile zastanawiając się co konkretnego miał właściwie powiedzieć. Zaczęło kręcić mu się w głowie a przed oczami latały nieproszone mroczki. W uszach rozbrzmiewała mutująca symfonia a los żądał aby umarł. Tym samym dał okazję do reakcji zdezorientowanemu smokołakowi.
Awatar użytkownika
Mantus
Szukający Snów
Posty: 160
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Mantus »

Pomógł Kryosowi. Teraz czekał pod namiotem i co robił? Narzekał, że cień ma zawsze większą zabawę od niego szarpiąc kilkanaście metrów dalej jakiegoś nieszczęśnika za nogawkę. Mantus również starł krople potu z czoła, krasnolud okazał się cięższy niż przypuszczał. Tak samo jak aury miały w tym świecie większe znaczenie – u niego ich czytaniem zajmowało się kilku uczonych lecz tam były... Bardziej skryte. Tutaj, na wierzchu dłoni, nawet on nie potrafiący ich czytać czuł je, czuł ich sąsiedztwo, a to pozwalało przypuszczać iż raczej prędko nauczy się owej sztuki.
Jeśli o zmysłach mowa, był dzień. Nie czuł się podczas niego najlepiej. Za dnia za dużo było jednoznaczności, jedna prawda, jedno słowo, jeden argument... Przecież tak rzeczywistość nie wyglądała. Teraz na przykład, wedle rzeczywistości był głodny. Oczywiście, nie bez znaczenia pozostała rozmowa w namiocie. Może była ważna. Może nie. Prawda, fałsz? Miał to gdzieś. Po prostu wszedł do namiotu.
-Nie przeszkadzacie sobie. - Zapewnił z niewinną minę pod tytułem „co złego to nie ja”. - Pracuję tutaj od wczoraj i nic nie jadłem, a to tutaj wygląda apetycznie.
Zupełnie zignorował resztę sytuacji. Liczył się stół. Zastawiony jadłem dla rycerza, sporymi dzbanami wina. Sery, mięsiwo, chleb, trochę owoców lecz jakby za mało w stosunku do reszty wszak prawdziwy rycerz odżywia się po męsku. Mantus odszukał pusty puchal i nalał sobie wina sięgając po jeszcze ciepły udziec.
-No, śmiało... - Brzmiało to raczej jako „nop świło” gdyż sztukmistrz właśnie wgryzł się w mięso i popił winem. Był zadowolony. Spoko ducha, tego mu mogło wielu pozazdrościć.
Awatar użytkownika
Nehlon
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 59
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nehlon »

Nehlon spoglądał mętnym wzrokiem na krasnoluda - wybawiciela. Podwójnego, jeśli dodać to, że pozbył się tego irytującego tłumu.
Jednak kilka rzeczy tu nie pasowało.
-N-nie Goruldo... Nehlon, jak już. - odpowiedział, przyglądając się uważniej Kryosowi, później zamrożonej postaci.
-Tego tu nie znam, pierwr... piewcz... kurde, nigdy go nie widziałem.
Przed oczami smokołaka zamiast jednego krasnoluda, pojawiły się trzy, zamrożony facet natomiast wydawał się o wiele większy niż powinien.
Musi odpocząć, bo zaraz wyzionie ducha.
Jednak uwagę smokołaka przykuł jeden szczegół. Aura krasnoluda była jakaś inna, bardziej.. starożytna? Podobna do Ignei...
-Ja pierdziu, smok! Znowu. - powiedział odrobinę za głośno niż powinien smokołak.
Drugi smok w ciągu… dwóch dni? Wbrew pozorom wiele się wydarzyło, odkąd wyruszył do Danae. Potężni magowie, smoki, anioły, krasnoludzki spirytus… Ciekawe, co go jeszcze spotka po drodze?

Czerwonowłosy spróbował wstać. Cholernie ciężka zbroja strasznie utrudniała smokołakowi życie, szczególnie teraz, gdy jego umysł i zmysły były strasznie przytępione.
Żeby tylko nie zwrócić zawartości żołądka. To podstawa.
Oparł się rękoma i usiadł, stwierdzając, że to aktualnie szczyt jego możliwości.
-Wybaczy smok, że jestem w takim stanie, ale krasnoludzkiego i darmowego alkoholu się nie odmawia. – powiedział do Kryosa młodzieniec, starając wieprzy tym nie wywrócić.
-Cholerny Treenas, żadnego pożytku z tego cholernego maga. – marudził dalej, przypominając sobie wydarzenia sprzed turnieju.
Coś zaświtało w głowie smokołaka. Spojrzał jeszcze raz na zamrożonego najemnika.
Ta aura. Ponad przeciętny mag. I to uderzenie w trakcie turnieju. Zaatakował mnie? Ale po co? A może…
-O kur… - smokolak wywrócił się na bok, nie dokańczając przekleństwa. –Myślałem, ze ich zgubiłem…

Wspomnienia zalały Nehlona niczym ogromne fale zalewały plaże. Niezliczone ucieczki, próby zabójstwa na jego osobie i walka o przetrwanie.
A wszystko przez to, że odziedziczył po matce wpadanie w tarapaty.
Pierwszy raz od dłuższego czasu, na twarzy smokołaka zawitał jego zwyczajny uśmiech.
-A ten oziębły gość pewnie został zatrudniony przez moich dawnych wrogów, stare dzieje. A, zaponm… zapomi… nie ważne. Dzięki za uratowanie mi skóry.
Kryos
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kryos »

- A nie przeszkadzaj sobie, jedź i pij do woli. Jeszcze raz dziękują za pomoc, Mantusie - Powiedział już cichszym, lekko zachrypniętym głosem Kryos kiwając głową sztukmistrzowi po czym znów skupiając całą uwagę na młodym, pijanym i zakutym w częściowo zdekompletowaną zbroję smokołakowi.
- Nie wiem czy wiesz, ale dzisiaj zabiłeś wiele osób. Zginęło by ich więcej... Tak zginie jeszcze tylko jedna - Powiedział po czym zakasłał ciężko zataczając się w tył i z trudem utrzymując równowagę.
- No tak, ale ty jesteś pijany w sztok. Mówisz krasnoludzki spirytus... No tak, właśnie go wyczułem głównie w twojej aurze. Smocza natura ukryta za smrodem parszywego alkoholu! Cóż to za wstyd... Nawet w takim stanie stracić kontrolę nad własnymi umiejętnościami. Wstyd i hańba nawet jak na smoczy pomiot twojego pokroju - Zagrzmiał potężniej co przypłacić jeszcze dłuższym napadem kaszlu.
Mroczki właśnie zjednoczone podjęły krucjatę przeciwko polu jego wzroku pochłaniając je stopniowo od zewnątrz co nie przeszkadzało części ich współbraci latać po tym jasnym pozostałym fragmencie.
- Kuracja wstrząsowa - Wychrapał z trudem wskazując na Nehlona zaciśniętą pięścią Kryos.
Smokolaka pochłonęła lodowata otchłań. Poczuł najpierw eksplodujący w piersi ból, po czym lodowate pełznące po żyłach zimno ogarniające całe ciało. Poczuł jak błyskawicznie trzeźwieje gdy alkohol otaczany przez zamarzającą wodę zostaje odizolowany z krwiobiegu. Jednakże szok termiczny w połączeniu z osłabieniem zrobił swoje sprawiając, iż smokołak opadł w czarne odmęty nieświadomości.
Kryos sapnał wyprostował się, zaklął cicho pod nosem w jakimś prastarym języku upadł na twarz. Znieruchomiał.
Mantus odwrócony do tego akurat plecami usłyszał tylko donośne łupnięcie kiedy to cała masa krasnoluda gwałtownie zetknęła się z ubitym gruntem.

Tymczasem w stronę namiotu zmierzała przedziwna gromada. Dama, paź i giermek eskortowani przez około tuzin ciężkozbrojnych strażników i dwóch szlachciców z przypasanymi do boku mieczami. Wszyscy z wyjątkiem strażników znajdowali się wśród wyproszonej przed chwilą z namiotu grupy. Zdenerwowany szlachcic tłumaczył coś strażnikowi wskazując na namiot i podkreślając jakąś konkretną ostatnią kwestie uderzeniem pięścią w rozłożoną dłoń.
Gdy Mantus zauważył przewróconego krasnoluda i rozłożonego na stercie siana nieprzytomnego Nehlona jak ów się przedstawił całego pokrytego szronem zza jego plecami do namiotu niczym burza wpadł ów tuzin strażników. Dwóch mierzyło w sztukmistrza ze swych halabard a cała reszta z wyjątkiem jednego otaczała krasnoluda. Byli dość nerwowi. Ów wyjątek pochylał się nad rycerzem próbując go docucić co mu niestety nie wyszło.
Zaraz za nimi do namiotu wkroczyli szlachcice eskortujący podążającą zaraz za nimi damę.

Jeden z strażników otaczających nieprzytomnego krasnoluda zaczął do niego przemawiać.
- W imieniu Króla jesteś aresztowany jako iż wszystkie krasnoludy mocą królewskiego dekretu są podejrzane o obrabowanie królewskiego skarbca - Po owej wygłoszonej dumnym głosem przemowie o niezwykłej dla niego długości pełen samozadowolenia strażnik trącił pancerz Krasnoluda czekając na jego reakcje
- Co za cyrk - Prychnęła dama odsuwając na bok strażników i podchodząc do krasnoluda. Jej twarz do tej pory obojętna przybrała dziwny wyraz gdy pochyliła się nad nim lekko.
- Lady Alice, proszę się cofnąć. To bez wątpienia zbrodniarz, niegodny waszej uwagi. Już my go do lochów zabierzemy. - Powiedział z szacunkiem najwyższy z obecnych gestem nakazując kompanom chwycenie krasnala
- Ani mi się waż Adruk, bo zaraz pokaże twoim ludziom jak robi się ścierkę z ich dowódcy - Warknęła Alice dotykając zbroi krasnoluda i od razu cofając rękę niczym oparzona - On potrzebuje opieki medycznej, bo nie będziecie mieli kogo uwięzić czy też przesłuchać. On zaraz umrze - Powiedziała autorytatywnym tonem ujmując w dłonie hełm krasnoluda i próbując oderwać go od jego głowy. Ten poddał się dopiero po chwili z obrzydliwym mlaskiem ukazując wypaloną pokrytą ropą oraz krwią skórę pozbawioną włosów. Ciężkie charczenie krasnoluda brzmiało niepokojąco głośno w nagle nastałej ciszy.
- A ty to kto? - Zapytał w końcu Mantusa jeden z mierzących do niego strażników spoglądając na niego groźnie. A przynajmniej próbując - Odpowiadaj jeśli ci życie miłe.
Awatar użytkownika
Mantus
Szukający Snów
Posty: 160
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Mantus »

Strzępi ich rozmowy jednym uchem wpadały, a drugim uchem wypadały tak jak jedzenie wpadało do ust Mantusa. Nie obżerał się, zaspokoił pierwszy głód, to wystarczyło. Pies... Psa już nie było, kuglarz znowu miał swój cień, padający teraz na ścianę namiotu i wiercący się niecierpliwie. Wtedy też zaczęła się zabawa. Uśmiechnął się szczerze, zbliżył się do strażnika. Pozwolił mu poczuć swój zapach, tak pachnie szlachta plebejuszu, nie syn rynsztoku jak ty – zdawała się komunikować woń ziołowych perfum używanych przez maga cienia. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, absolutnie władczym w tym momencie.
-sir Alfred von Manred, osobisty szampierz rodu Barchus, kmiocie. Takim tonem, jak śmiałeś. Dawno cię nie chłostali?
Mantus ton głosu miał pewny, cała pewność wylewała się zeń strumieniami, nie było w tym nic magicznego (ale czy właśnie to nie było magiczne dzięki temu?), ale i groźny. Uśmiech, teraz srogi, spojrzenie zimne jak ostrze miecza nowo powstałej legendy Alfreda który zaistniał dopiero podczas jego słów. Pryszczaty, młody strażnik zdezorientowany opuścił halabardę.
Plask! Rozległo się dźwięczne uderzenie otwartej dłoni Mantusa w twarz strażnika. Drugi jegomość instynktownie odsunął się, stanął do pionu jak podczas defilady. Jemu się nie oberwało. Mantus rzucił jeszcze krótką uwagą, iż na drugi raz niech nie waży się mierzyć do szlachcica. Przyciągnął uwagę, część spojrzeń przeniosła się na niego. Skandal – warknął. Obszedł straż otaczająca krasnoluda i kierował się ku szlachcie. Przedstawił się jeszcze raz, ze skłonem, delikatnym, dobrze recytując swe pochodzenie oraz wymyślone rody które jednak brzmiały fonetycznie podobnie do już istniejących. To wprowadzało zamęt, pytania na twarzy zbrojnych malowały się grubymi rysami: krewni? Inne krainy? Może to już istniejący ród źle usłyszałem? W niedopowiedzeniu kwitnęły najlepsze kłamstwa.
-Co to za cudak... - Skomentował zniesmaczony młody szlachcic, chyba naprawdę młody gołowąs sądząc po tym co zrobił jego starszy kolega, a mianowicie zdzielił go w łeb. Mantus już dostrzegał jaki obraz kreuje się w ich głowach. Jeden z wielu szampirzy, najpewniej nie urodzony szlachetnie, większość życia spędził jako zawadiaka, może najemnik. Wkupił się w łaski rodu, śmiertelnie niebezpieczny szermierz nawykły do śmierci. Nawet otrzymawszy szlachectwo i drobny majątek nie mól wyzbyć się do końca dawnego trybu życia, więc nie nosił się przesadnie wystawnie, pełen buty i pychy sir Alfred przybywał tylko na wezwania. Tak, taki obraz sir Alfreda zamarznie w ich głowach, może trochę niedokładniej, może u niektórych zgoła inaczej lecz ci którzy mimo tego, że dali się oszukać mieli dość bystrości, musieli taką opowieść wykreować.
-Osobiście przetrzepałbym skórę tym siepaczom. Waćpanna ma stuprocentową racje. Imć krasnolud potrzebuje pomocy chociaż hardego ducha. Jakim cudem mój adiutant miałby mieć siły obrabować jakikolwiek skarbiec? Dręczy go to od dwóch dni, dziś dostał gorączki...
Nie uśmiechnął się, rzekł surowo, upozorował nagły wybuch zdenerwowanego wojownika i teraz powolne uspokajanie się. Początkowo ton głosu miał podwyższony, potem coraz spokojniejszy, martwy, ostry jak świat strzały. Gestykulował od początku mało czego można było się spodziewać o kimś komu miecz bliższy był od towarzystwa. Nawet wzrok, początkowo rozbiegany, zdziwiony teraz trupio spokojny.
-Ludzie... - Westchnął zrezygnowany. - Patrzył który co robicie? Pierwsze, narażacie na uszczerbek honoru mojego przyjaciela. Widzicie na sianie? Rycerz! I co, cholerne psubraty ze straży pałętają się tu, oglądają go w stanie niemocy? Damę tu sprowadzacie? Litości, skórę wygarbować. Tylko honor szapriecie. Ty – spojrzał na zdezorientowanego kapitalna straży. - Szlachetnyś?
-Kiedyś, po bace, piąta woda po...
-Dość. Może nie zechcą żądać satysfakcji chociaż każdy z szlachetnych panów powinien żądać dziesięciu biczów za ciąganie ich za sobą, nie mówiąc o damie. Mój pomagier nazywa się Kryos, dobry to krasnal z plebsu, do bitki pierwszy. Pani wybaczy. - Zrobił zniesmaczoną minę. -Iż poruszam takie kwestie w jej obecności. Imć Kryos zapadł na chorobę męską od karczemnych dziewek. Dziś się mu pogorszyło, a medyków tutaj... Sami łamignaci jakby wywiało resztę.
Szlachcinie wymienili porozumiewawcze spojrzenia, dama udała iż nie rozumie, strażnicy zarechotali. Tylko kapitan wygląd jak wystraszony kot. Pocił się jak mysz dla odmiany, oczy latały mu na wszystkie kierunki.
-Rozkaz rzecz święta lecz bądźmy szczerzy, co w takim stanie mógł zrobić? Dajcie nam tu medyka, i tak nigdzie się nie rusz, taki areszt domowy. Do naszego powrotu sprawa się wyjaśni, a ja za drobną przysługę poślę w niepamięć zniewagi. Mój rycerski kum zapewne też.
Chyba poskutkowało. Straż wycofywała się z namiotu, szlachta z damą jeszcze chwilę pozostała...
Awatar użytkownika
Nehlon
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 59
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nehlon »

-Hej, Sara, Nehlno! Tutaj!
Młody szlachcic, ubrany w nowe, purpurowe szaty, stał na wzgórzu i wołał w stronę swoich towarzyszy. Ci biegli w jego stronę: dziewczyna o krótkich blond włosach ubrana w starą sukienkę i chłopak o charakterystycznych, czerwonych włosach i bladej cerze. Oboje dotarli na wzgórze, gdzie stał nad nimi tryumfalnie David.
-Fajne miejsce, nie? Stąd widać całą okolice! – David, niczym mesjasz, rozłożył szeroko ramiona, pokazując rozległą równinę.
-Ja nadal twierdzę, że tamto drzewo byłoby lepszym rozwiązaniem. – rzekł Nehlon, pomagając Sarze wejść na szczyt wzgórza. – Tutaj ledwo co widzimy te wiatraki…
-Wiesz przecież, że jak zniszczę ten nowy strój, to ojciec mnie batem potraktuje!
-To po co w nim łazisz? Wyglądasz, jak zwierzę na wystawie…
-Chłopaki, przestańcie już. – zdyszana po ciągłych biegach Sara przerwała kolejną dyskusje pomiędzy Davidem a Nehlonem.
- Nie możemy nacieszyć się tym widokiem?


Cała trójka usiadła na trawie, przyglądając się pracującym rolnikom lub odgadując kształty chmur.
Tak zleciało im cale popołudnie, na błogim lenistwie, w świecie pozbawionym trosk i smutków, który przeznaczony jest tylko dla dzieci, gdzie nie ma dorosłych i ich ciągłych problemów.
Niestety, we wszechświecie wszystko ma swój początek i kres. Dzień zbliżał się ku końcowi, słońce znikało za horyzontem, zmieniając swój kolor.
Dziecięce trio w końcu pożegnało się z ich pagórkiem i chmurami, i ruszyło w kierunku dworu.
-Przyjdziemy też jutro? – spytała z nadzieją Sara.
-Niestety, jutro musze jechać z ojcem do jakiejś hrabiny, Pelarga czy Polarga? Nie pamiętam. – odpowiedział David, krzywiąc się na samą myśl o spotkaniu z tą starą jędzą.
-Kota nie ma, myszy harcują. Nie będziemy musieli aż tak pracować, gdy nie będzie Jaśnie Pana. – stwierdził Nehlon od razu znajdując okazję do ucieczki od obowiązków.
-Ha, jeszcze czego! Jak wrócimy, będziesz musiał szczoteczką wyczyścić całą karetę. – młody szlachcic już wyobraził sobie, jak czerwono włosy chłopak będzie męczył się z zaschłym błotem i innymi brudami zalegającymi w zakamarkach pojazdu.
-O, może na tacy mam przynieść tobie cały ten kurz, „paniczu”? – odpowiedział sarkastycznie Nehlon, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo.
-Chłopaki, dość już. – dziewczyna po raz kolejny przerwała wymianę słów, zanim rozgorzała na dobre.
W końcu cała trójka doszła do dworu, wysokiego, z licznymi kolumnami i zdobieniami. Najbardziej jednak rzucał się w oczy herb rodu de Creval – czerwonego skorpiona ze złotymi szczypcami i żądłem.
-Kiedyś to wszystko będzie należeć do mnie. – odrzekł z dumą w glosie David, teatralnie opierając ręce o biodra.
-Ale będziesz o nas pamiętał? I o naszej przysiędze? – spytała się Sara, zaś Nehlon spojrzał uważnie na młodego szlachcica.
-Jasne. Nigdy nie zapomnę. – odpowiedział młody de Creval.
-Obiecuję.


*****

Smokołak obudził się z wielkim bólem głowy. Może to przez sen, dość realistyczny, jakby od nowa przeżył jakąś część swego życia. Tą przyjemną a zarazem bolesną.
Z trudem otworzył oczy, rozglądając się wokół.
Leżał na jakimś prowizorycznym łóżku (kilka desek i siano, standard) a wokół krzątała się służba.
-O, obudził się pan! – usłyszał czyjś glos. Nehlon zasyczał z bólu.
-Nie tak głośno, błagam…
Obok niego stał śmiesznie ubrany, niski mężczyzna.
-Gdzie ja jestem? – spytał się smokołak.
-W namiocie, obok areny. – odpowiedział trochę ciszej lekarz, przyglądając się uważniej pacjentowi.
-Panie, ja nie pytam o miejsce, tylko o miasto…
Lekarz wybuchnął śmiechem, na co czerwonowłosy znowu się skrzywił.
-Dobry żart. Niedługo powinien pan wrócić do formy. – lekarz nie stwierdzając, że pacjentowi nic poważnego nie jest, ruszył w kierunku drugiego łóżka. - Jeszcze nie zaczęli drugiego etapu turnieju, wiec zdąży pan się przygotować. Miasto, hehe, dobre.
-Jaki żart? Ja na serio pytałem. Jaki turniej? – pomyślał zdezorientowany smokołak, starając sobie przypomnieć, co się u licha ciężkiego stało? Z marnym skutkiem, pustka, nic, czarna plama. Jak to mówią, ucięło mu obraz.
Ze zrezygnowaniem spojrzał w miejsce, gdzie stał wesoły lekarz. Pochylał się nad jakimś starym krasnoludem. Na pewno krasnoludem? Coś podpowiadało Nehlonowi, że to nie był krasnolud.
Zresztą, co mu do tego? Miał większe problemy na, a raczej w głowie.
-Ile ja wypiłem?

-Będzie można go przesłuchać? – spytał się strażnik lekarza, gdy ten badał magią krasnoluda.
-Musi jeszcze długo odpocząć. Walczył ze smokiem, że taki wycieńczony? – zastanawiał się medyk. Pierwszy raz widział coś takiego. Z jednej strony żadnych fizycznych obrażeń, z drugiej strony organizm krasnoluda był w opłakanym stanie.
-Po za tym wątpię, by to był ten krasnolud, którego szukacie. Świadkowie twierdzą, że był na turnieju, gdy nastąpił wybuch.
Strażnik wymruczał coś pod nosem i poszedł w jakimś nieokreślonym kierunku. Przyjrzał się jeszcze niejakiemu von Andredowi, który zajmował się kosztowaniem niedawno przyniesionych potraw.
Znowu coś burknął pod nosem w stylu „cholerni szlachcice” i wyszedł z namiotu.
Kryos
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Smok Lodowy
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kryos »

Mantus, a raczej jak kazał się obecnie nazwać sir Alfred von Manred natrafił na spojrzenie owej damy która po podłożeniu pod twarz krasnoluda materiału aby rany nie stykały się z ziemią wreszcie odwróciła głowę w jego kierunku. Dwoje kryształowo przejrzystych, głęboko błękitnych oczy, spoglądało na niego w skupieniu. Nosek delikatnie się zmarszczył, prawy kącik ust nieznacznie powędrował do góry a lewa brew niemal zniknęła wśród bujnej grzywy ogniście rudych włosów. Cała jej postawa mówiła mniej więcej tyle, iż nie uwierzyła Ci za grosz.
Kobieta odruchowo otarła dłonie o wspaniałą suknie zanim zorientowała się co robi. Skrzywiła się lekko, lecz poza tym w żaden sposób nie dała po sobie znać tego, iż właśnie zanieczyściła wyjątkowo piękną suknię.
- Panowie, idźcie po siostrę Clementę. Niech weźmie ze sobą kilku sanitariuszy - Powiedziała wyganiając ich gestem.
Oszołomiona grupka wylała się z namiotu pozostawiając was samych.
- Więc Sir Mandredzie... - Powiedziała ta przesadnie akcentując tytuł, kończąc całość zaś wymownym prychnięciem - Kimkolwiek jesteś, jeśli potrafisz jeszcze czasem skłamać prawdą to radziła bym Ci teraz użyć tej zakurzonej umiejętności wyjaśniając co się tu u diabła stało - Mówiąc to wskazała po kolei na lodowy posąg, umierającego krasnoluda i nieprzytomnego rycerza.
Gdy tylko to powiedziała znów uklękła przy Kryosie bokiem do ciebie, mrucząc cicho pod nosem.
- Gdyby tylko nie te konwenanse, miała bym przy sobie swoje przybory. A tak mogę tylko czekać...
Odrzuciła rozpuszczone włosy do tyłu płynnym ruchem przedramienia gdy te zaczęły wchodzić jej w oczy.

* * *

W mieście zawrzało od plotek które zaczęły rozchodzić się lotem błyskawicy i niemal równie szybko zmieniać. Wszyscy wiedzieli o wielkim pożarze ciał jak określono dziwny magiczny ogień który niemal nie spalił połowy miasta i większości ludzi, lecz nikt tak do końca nie wiedział co go wywołało. Na chwilę obecną teorii było więcej niż osób które ową historię usłyszało, więc pozwolę sobie je pominąć. W każdym razie zakończenie owego pożaru było o tyle efektowne i widziane przez tak wielu iż uległo tylko niewielkiej zmianie. Natomiast obecnie żywiej zaczęła krążyć plotka o osobie która powstrzymała kataklizm. Potężny krasnoludzki mag zwyczajnie go ugasił. Nie, zaklął tak aby mu służył. Skądże aby go powstrzymać musiał wziąć na go na siebie. Gdzie tam! Przejął go najpewniej samemu wcześniej rozpalając aby użyć do wysadzenia królewskiego skarbca. Widziano go nawet na turnieju, podobno jest leczony. To z ran odniesionych w szturmie ma skarbiec, leczą go tylko po to aby później stracić. Co wy znowu za głupoty chrzanicie?! Toż to bohater, odnaleziono go właśnie po tym jak sam na siebie ów ogień wziął. Takie właśnie plotki krążyły wśród ludzi rosnąc i pączkując w coraz dziwniejsze odmiany.
Tymczasem sam zainteresowany leżał na razie nieprzytomny w zamkowej komnacie. Czuwały nad nim dwie kobiety odziane w biel szepcząc jakieś tajemne słowa. Kryos leżał nagi ukazując w całości straszliwe rany które zdobiły całą powierzchnie jego ciała. Oddychał chrapliwie, urywanie z trudem czerpiąc każdy kolejny oddech.
Zaśpiew sióstr przybrał na sile. A rany bardzo powoli i niezwykle opornie zaczęły niepewnie się zasklepiać.
Awatar użytkownika
Mantus
Szukający Snów
Posty: 160
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Mantus »

Życie stało się piękniejsze. Przeznaczenie zwolniło, dało kuglarzowi czas na oddech, uspokojenie się i odpoczynek, na kilka niezobowiązujących zajęć które przewracały spoko ciału i duszy. Czas, jego potrzebował i go otrzymał. Nawet nie zastanawiał się czemu los pchnął go do tego felernego namiotu. Nie aby nie zdawał sobie sprawy co go czeka. Lecz niektóre ścieżki przeznaczenia były... Pospolite. Przyzwyczajony do wiatru losu za plecami Mantus jak kowal przywykły go żaru kuźni nie zwracał już nań większej uwagi, przynajmniej pod względem intelektualnej świadomości.
Teraz przykładowo siedział na ławce z lady Alice. Wszystko zamarzało, a teraz kontynuowali rozmowę. Słońce było wysoko. Przez to Mantus nie do końca czuł się komfortowo. Dzień pozostawiał mało pola do manewru, w świetle było tylko tak,tak,nie,nie jakże przeciwne naturze maga. Czułby się jeszcze mniej komfortowo gdyby nie wypite wcześniej wino i obfite posilenie się. Jeden zysk już zaliczył.
-Więc twierdzi sir. - Po raz kolejny nacisnęła nienaturalnie na tytuł. - Iż pański krasnoludzi przyjaciel jest magiem? Po co więc ta szarada z wiadomą chorobą. - Zarumieniła się lekko. Kiła, tak oboje o niej myśleli. - Dobrawy to nie zwykłe.
-Lady mi nie wierzy, prawda? Kogo mam wyzwać aby pani udowodnić kunszt?
-Ależ doprawdy, nie trzeba, wierzę w pański kunszt. - W jej oku błysnęło zadowolone. Pojedynek., nie śmiała go zaproponować. -Jednak nie do końca pan wygląda na...
-...szlachcica? Bo się nim nie urodziłem, lady. Szlachectwo otrzymałem dokładnie trzy lata temu, herbu wilk goniący lisa. Może moje dzieci się przyzwyczają. Całe życie w drodze więc cenię praktyczność nad barwne stroje.
-Zmienia pan temat, nieładnie. - Zaśmiała się.
-Panna koniecznie chce wiedzieć?
-Prawdę mówiąc nie, ale... Prosili mnie o wszystko.
-Dobrze. Lady sama zdecyduje czy przekazać całą historię czy też tylko co ważne, dobrze?
-Tak. - Rozumnie kiwnęła głową. Mantus widział, aż ją świerzbiło aby się dowiedzieć.
-Mój druh Kryos ma dwie słabości. Pierwszą śa kobiety, drugą magia. Lubi łachudra iść na panienki, jego prawo, co panowi nie przystoi może plebejusz. Niestety trafił źle i znieprawił córkę jakiejś czarownicy. Nie znam się na tych całych czarach ale od tego czasu to wrak krasnoluda z niego. Teraz się mu pogorszyło. Nie chciałem o tym głośno mówić. W Sumie to i tak przez dziewkę, a wielu słysząc magia ucieka jak od trędowatego. Imć Kryos służy mi za ochronę magiczną, widać siebie nie potrafił obronić. Ale to krasnolud... Pojmuje pani? Ilu widziała krasnoludzich magów? No ilu? To w ich rasie wstydliwy temat, bardzo wstydliwy więc wolimy się jego zdolnościami nie chwalić. Ten jegomość na ziemi to też jego robota.
-Chory dał radę robić takie rzeczy?
-Jeszcze na umysł się mu nie rzuca, zresztą twardy z niego jegomość. Liczył, że wypije trochę ziółek i mu przejdzie. Rycerz nasz... Lubi pić. To było powodem mojego zdenerwowania, widziała zresztą lady. Teraz połowa tych psubratów ze straży będzie rozpowiadać plotki.
-Dalej panu nie wierzę.
-Ale już bardziej?
-Tak.
-To mi wystarczy. - Stwierdził pogodnie. - Każdy z nas ma swój obraz rzeczywistości i jest z niego zadowolony. Prawda?
-Ale pan ludzi zabija, prawda? To... - Skrzywiła się. Przygląda się mu. Z jednej strony widział w jej oczach ciekawość. Tak, Mantus byłdośc tajemniczy, każdą ciekawską osobę musiała nurtować jego postać. Z drugiej strony pewien strach przed greczyzną. Kiedyś będzie z niej dobra żona. - ...wstrętne.
-Nie mniej niż masowe rzeźnie w bitwach.
-Ale oni się biją za kraj, za króla. Sir tylko pieniądze.
-Nie. Honor. Poza tym trupy rzadko padają, zwykle walczy się do pierwszej krwi. Teraz lady wybaczy, muśze iśc.
-Obraziłam pana?
-Możliwe. - Lecz uśmiechnął się przecząco. Sprzeczne komunikaty, miliardy możliwości rzeczywistości. To kochał, nawet za dnia.

***


Lekarz o ospowatej cerze przyglądał się Mantusowi jednym okiem. Drugie, zajęte bielmem latało we wszystkie strony. Jeśli powiedzieć, że ów medyk nie należał do najurodziwszych to jak skomplementować owego jegomościa. Był chyba też magiem sądząc po kosturze z rzeźbionymi runami na którym się opierał. Górna połowę czaszki szpeciły blizny po oparzeniach przez co włosy rosły w nieregularnych plamach. Zęby lekarz posiadał krzywe, oddech o dziwo świeży, dłonie chociaż pełne białych przebarwień smukłe i zręczne. Krzywa szczęka. Człowieku, kto cię tak urządził? – Zapytał w myślach podczas konwersacji na temat stanu kradnoluda. Po takim czasie wszystko już musiało być dobrze. Jednego był pewny, jeśli po przebudzeniu zobaczyłby takiego lekarza samemu to bardzo prawdopodobne, iż wybrałby najszybszą drogę ewakuacji nawet jeśli byłoby to okno.
-Można z nim rozmawiać?
-Sala jest pusta, niebawem miało być przesłuchanie.
-Czyli można.

Mantus kazał wezwać imć rycerza który naprawdę nazywał się Nehlon, samemu natomiast siedział na taborecie przy łóżku krasnoluda. Wszędzie unosiła się paskudna woń jakiejś maści wcieranej w ciało krasnoluda. Przywitał się skinieniem głowy. Wtedy też do sali wpadła lady Alice. Stwierdziła, iż zawsze chciała zobaczyć krasnoludziego maga teatralnie przy tym ściszając głos. Sztukmistrz tylko wymownie spojrzał na Kryosa. Nie miał sumienia ani też chęci samemu wypraszać damy.
Awatar użytkownika
Nehlon
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 59
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nehlon »

Smokołaka irytowało słuchanie uderzeń stóp o ziemię.
-Szkoda, że całej armii nie przyprowadzili! - pomyślał sarkastycznie Nehlon, patrząc gniewnie na strażników, którzy poruszali sie w te i we w te, w namiocie i poza nim. Wymruczawszy kilka przekleństw pod nosem, zakrył kocem całe swe ciało i spróbował zasnąć.
Choć z drugiej strony, jak mu się znowu przyśni jakiś fragment jego przeszłości, to może lepiej nie zasypiać.
Tup! Tup! Tup!
-A żeby was piekło pochłonęło! Wszystko lepsze od tego hałasu. - stwierdził czerwonowlosy, pozwalając, by zmęczenie ogarnęło jego umysł i zasnął błyskawicznie.

Równie szybko smokołaka zbudziła głośna rozmowa, nie wiadomo o czym i nie wiadomo kto z kim.
-Nie dadzą się wyspać, nie dadzą. – wymruczał pod nosem, odsuwając koc z głowy i spoglądając na tego, kto zakłócił jego sen.
Na pierwszy rzut oka, zwyczajny człowiek. Przypominał takiego, co woli życie pod gołym niebem niż w wygodnym i ciepłym domu. Choć strój miał dość wyszukany.
Nehlon jednak dostrzegł coś jeszcze. Aura owego cyrkowca (tak go sobie nazwał) była zupełnie inna, niż te, które widział smokołak. Cóż, od patrzenia sienie dowie.
-A ty, to kto? – spytał się kuglarza.
W międzyczasie spostrzegł krasnoluda ukrytego za nieznajomym. Kolejna dziwna aura, jednak znajoma. Nehlon przypomniał sobie tego krasnoluda, gdy ten uratował mu skórę.
Znowu spotkał na swej drodze nieprzeciętne i tajemnicze istoty.
Ciągnie swój do swego.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości