Mroczne DolinyUtracona moc

Tajemnicza kraina, nad którą od wieków zalega mrok. Słońce świeci tu niezwykle rzadko. Nie ma tu tętniących życiem wiosek, jedynie jedno, warowne miasto ostało się w tej czeluści mroku, a i o nim nie można powiedzieć, pełne życia...
Zablokowany
Awatar użytkownika
Morrun
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Mędrzec , Mag
Kontakt:

Utracona moc

Post autor: Morrun »

Gdzieś pod stokami Mrocznych Dolin, w ciągnącej się niemożliwej do ogarnięcia przez prosty, ludzki umysł plątaninie korytarzy i jam, w zalegającym wszędzie mroku rozświetlanym jedynie bladym światłem zaklęcia, ostrożnie poruszał się, ubrany w ciemnoszarą przeszywanicę oraz podobnej kolorystyki skórzane nogawice i buty, nadzwyczajnej wytrzymałości człowiek. Nadzwyczajnej przez wzgląd na panujący wszędzie tutaj fetor, który ciężko by było znieść zwykłemu człowiekowi przez tak długi czas. Rękami, odzianymi w solidne rękawice, podpierał się o kolejne wystające skały podczas przechodzenia przez ciasny korytarzyk wydrążony przez zamieszkujące te jaskinie istoty. Są oni reliktami jakiejś starożytnej, nigdy chyba nie odkrytej rasy, zepchniętej do tych podłych pieczar przez niewiadomą siłę. Uwięzienie i warunki zdegenerowało ich ciała i umysły do prymitywnych instynktów, co pozwoliło im przeżyć po dziś dzień. Teraz pewien eksplorator, być może za sprawą przypadku, odkrył ich istnienie. Niekoniecznie było mu one miłe, gdyż to właśnie głównie za ich sprawą tak okropnie tu śmierdziało, ale przede wszystkim stwarzali oni zagrożenie przy poszukiwaniu tego, co niegdyś zostało tu ukryte. Są świetnie przystosowani, ponieważ są przecież w swoim własnym domu i doskonale wiedzą jak sobie radzić z intruzami, a nie wiadomo ilu już tych "odkrywców" było tutaj przed nim. Wyszedł wreszcie do obszernej pieczary i rozprostował się wzdychając z ulgą. Rozejrzał się i tutaj również nie dostrzegł na szczęście żadnego przedstawiciela tejże szkaradnej rasy, za to jednak cała podłoga była usłana mnóstwem kości i kostek, które zaczęły mu już trzeszczeć pod nogami na krótko przed wyjściem z tunelu.
- No to gdzie teraz...? - szepnął do siebie lekko zmęczonym głosem.
Przeszedł paręnaście trzeszczących kroków i znalazł się na środku jaskini. Podniósł dłoń do góry i szepnął coś, po czym rozjarzył się blady dotąd blask magicznego świetlika, oświetlając wszystkie ściany i dziury w nich. Do wyboru miał parę wyjść, tym razem ruszył w duży otwór, nie chciał się znów przeciskać przez te klaustrofobiczne przejścia. Ruszył więc i za chwilę już szedł, wydawałoby się przestronnym, korytarzem. Po dłuższym czasie w korytarzu gdzieniegdzie pojawiały się mniejsze i większe dziury, ale nie wystarczające, by dało się przez nie spokojnie przejść, zaczął się on również zwężać aż przeszedł w okrągły tunel, ale nie miał już ochoty wracać się z powrotem, dlatego brnął dalej. Wewnątrz całego kompleksu jaskiń jego moc osłabła, energii magicznej przesiąkającej cały świat jest zdecydowanie mniej niż na powierzchni, domyślał się, że być może jest to związane z artefaktem, którego tu poszukuje, że jego moc w jakiś sposób jest zdolna pochłaniać znajdującą się w tym odciętym od świata labiryncie. Całkiem to możliwe ze względu na rodzaj magii jaki został do niego użyty, ale o tym wszystkim jest w stanie się przekonać jeśli w końcu go odnajdzie i będzie mógł go dokładnie przeanalizować. W każdym razie jednak teraz wydawało mu się, że znów czuje lekki przypływ energii, w świecie aur faktycznie jakby pojaśniało trochę. To był dobry znak i na tyle go to zadowoliło, że postanowił zaryzykować kiedy już dotarł do ślepego końca, jakim okazał się korytarz, więc wymruczał do siebie jakieś słowa i wyrzucił przed siebie ramiona wypowiadając z mocą ostatnie słowo, czerpiąc przy tym ze skromnego zasobu otaczającej go energii. Ściana, która stała tuż przed nim zniknęła w ułamku sekundy pod błyskiem czarnej błyskawicy. Gdy czarodziej wygrzebał się w końcu z tunelu stanął w dość znajomym pomieszczeniu.
- Cholera... musiałem zrobić koło - rzucił do siebie ze zrezygnowaniem, podpierając ręce na biodrach, znalazł się wszak na początku prawie tego labiryntu.
- No to czas na chwilę przerwy. - Jak powiedział, tak zrobił. Przycupnął przy nowo powstałej dziurze i odetchnął.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Na początku nie miał pomysłu na to, gdzie się udać. Wiedział tylko tyle, że tym razem znów odpuści sobie udanie się na wampirzy bal, a także to, że w swojej dość obszernej bibliotece na pewno znajdzie coś, co pomoże mu z decyzją… I znalazł – była to księga o artefaktach. Dość obszerny tom opowiadał o artefaktach związanych z żywiołami i tylko jeden nie był odnaleziony. Vergila zaciekawił właśnie on tym bardziej, że dołączona była tam też legenda związana z nim i sugerująca miejsce jego ukrycia, a także „niebezpieczeństwo, które strzeże przedmiotu”. Wampir już wiedział, co chce zrobić – sprawdzić, czy ten artefakt istnieje – dlatego też zapisał sobie treść legendy na osobnym pergaminie i postanowił odnaleźć zagadkową lokację, w której ma być ukryty ten przedmiot.

Teren przeszukiwał z góry, z lotu ptaka, na co pozwalała mu postać kruka. Okazało się, że wejście do podziemnego labiryntu znajduje się na terenie Mrocznych Dolin, więc nawet nie musiał przemieszczać się daleko od domu. Tak naprawdę, trochę żałował, że nie znajduje się ono gdzieś na drugim końcu Alaranii, bo może dzięki temu jeszcze dłużej mógłby odwlekać swą obecność na wampirzym balu. Igar tym razem jakoś bardziej namawiał go na to, żeby jednak przyjął jedno z tych zaproszeń, jednak Vergil pozostawał nieprzekonany.
W końcu zaczął latać niżej, nawet między drzewami lasu, po którym aktualnie poruszał się w powietrzu. Szukał czegoś, co może być wejściem do tej sieci tuneli wspomnianych w legendzie jako „podziemny labirynt”. Nie znał dokładnej lokacji, a jedynie przybliżoną, bo opis samego wejścia mógł nie być taki sam, jak wyglądało ono teraz – w końcu legenda pozostawała niezmieniona, a przejście mogło zostać częściowo zniszczone, porośnięte przez drzewa lub mech… albo mogło zostać całkowicie zawalone. Dopiero trzeci tunel, który sprawdził krwiopijca, okazał się prawdopodobnie tym, którego poszukiwał.

Teoretycznie tunel nie wyróżniał się niczym niezwykłym, więc Vergil właściwie zaufał swojemu przeczuciu, które właśnie podpowiadało mu, że to tego poszukuje i to nim dostanie się do plątaniny tuneli. Najpierw zmienił się z powrotem z kruka w wampira, jednak dość szybko stwierdził, że korytarz jest trochę za niski, więc znowu stał się krukiem. Dopiero po krótkim locie dotarł do nieco szerszej i wyższej części – miał też nadzieję, że już tak zostanie – i wtedy znowu zmienił formę, tym razem na powrót stając się krwiopijcą w „ludzkiej” postaci.
         – Może później będzie ciekawiej – powiedział cicho do siebie. Bo tak, jak na razie to był to najzwyklejszy tunel, w którym nic nie podpowiadało mu, że gdzieś na jego końcu znajduje się nieznaleziony jeszcze artefakt, w dodatku strzeżony przez kogoś lub coś. Oczywiście przed samym magicznym przedmiotem czekało go jeszcze pokonanie podziemnego labiryntu, więc pewnie zanim jeszcze dotrze do „wejścia” do niego, najpierw czeka go wędrówka w dół. Poczuł to, gdy tylko zrobił kilka kroków przed siebie – nagły spadek poziomu podłoża – chociaż wydawało mu się, że cały czas nie będzie to tak wyglądało i pozostała część schodzenia będzie związana, raczej, z łagodniejszymi spadkami i także takim samym schodzeniem w dół.
Domyślił się, że znalazł się na terenie labiryntu dopiero, gdy zaczął odczuwać, że podłoże – chyba – utrzymuje już stały poziom. Zaczął iść nieco wolniej, skupiając się na obserwacji otoczenia i nasłuchiwaniu, a także na jak najcichszym stawianiu stóp, żeby zmniejszyć odgłos własnych kroków. Jeśli część o niebezpiecznych strażnikach okaże się prawdziwa, wolał mieć efekt zaskoczenia po swojej stronie i, jeśli będzie to możliwe, wolałby też dostrzec ich jako pierwszy, aby móc poświęcić chociaż chwilę na obserwację zagrożenia i przygotować się na odpowiednią reakcję na nie.

Zatrzymał się nagle, gdy wydawało mu się, że usłyszał… ludzki głos? Wydawało mu się, że właśnie tak brzmiał dźwięk, który przerwał ciszę tu panującą i został zarejestrowany przez jego uszy. To było trochę dziwne, bo raczej nie spodziewał się, że trafi tu na jakiegoś innego poszukiwacza przygód. Z drugiej strony, brzmiało to raczej odlegle i tak, jakby zostało kilkukrotnie odbite przez kamienne ściany. Vergil stał w miejscu przez krótką chwilę, zastanawiając się nad jedną rzeczą – iść przed siebie, czy może odbić w lewo, czyli właśnie w stronę drugiego tunelu, z którego dotarł do niego ten dźwięk. Szybko podjął decyzję i skręcił w lewo, chcąc sprawdzić, czy zniekształcony głos, który usłyszał, był prawdziwy, czy może niekoniecznie.
Awatar użytkownika
Morrun
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Morrun »

Morrun spokojnie siedział przy, dopiero co utworzonym przez siebie, przejściu. Siedział do niego tyłem by wyraźniej czuć jakiekolwiek zmiany w świecie aur, zakłócenia wywołane czyjąś obecnością czy przypływem mocy. Mimo iż był niedaleko początku jaskiń nie wykluczał, że może i tutaj spotkać przedstawicieli ohydnej rasy. Właściwie znajdował się już w części, którą połączył ze światem zewnętrznym niszcząc kilka barier zagradzających przejście do podziemnego "więzienia". Wejście zawalone na niemal parędziesiąt sążni cetnarami skał pozbawiło wszelkich nadziei na odzyskanie wolności. Nie znał praktycznie w ogóle ich sposobu życia ani zachowań, mógł się ich jedynie domyślać na podstawie znajomości innych stworzeń na tej łusce Prasmoka, więc nie mógł być pewnym, że ich tu nie spotka a nie zmierzał ryzykować kolejnej konfrontacji. Zauważył, że kiedy jednego coś zabije, z okolicy zaraz zbiega się jeszcze ich parę, jakby działały zbiorowym umysłem albo jak osy, które wydzielają pewne intensywne wonie, które ściągają w dane miejsce swoje współziomki. Walka z nimi nie jest może ponad miarę wymagająca pod względem umiejętności, ale niebywałą trudnością jest ich brak poczucia strachu przed śmiercią.
Rzucający się wszyscy na raz przeciwnicy uniemożliwiają wykonanie pełnych ruchów a w zestawieniu z niekorzystnym otoczeniem, jakim są małe tunele i małe, ciemne pomieszczenia, doprowadzają do szybkiego zgonu intruza. Dlatego ewentualna potyczka mogłaby być opłakana w skutkach przez wzgląd na niemożność korzystania z magii. Energii wciąż było zbyt mało by można było z niej swobodnie używać, a ze swojego kryształu nie zamierzał korzystać, ponieważ nie wiadomo jakie problemy mogą wystąpić, kiedy odnajdzie już to po co tutaj przybył.

Pomimo początkowego spokoju nie było mu dane długo odpocząć, zaledwie po paru dłuższych chwilach jego uwagę przyciągnęła nieznaczna zmiana. W eterycznym wymiarze aur rozniósł się zapach świeżej krwi i odległe jakby krzyki potępionych.
"Wampir, ale co on tutaj robi? Pewnie wszedłem na jego terytorium. Teraz albo szuka intruza albo sprawdza, wiedziony ciekawością, powód otwartej na oścież jaskini. Pytanie jak jest nastawiony, bo może być cennym sojusznikiem" - pomyślał chwilę Morrunder po czym korzystając jeszcze z energii magicznej, która od początku jego eksploracji zdążyła trochę spłynąć do początku jaskiń, wypowiedział cicho skomplikowane zaklęcie, czym okrył całą swoją postać iluzją, przechwytującą wszelkie niepożądane oznaki jego obecności i w jednym momencie znikł, jakby rozpłynął się w powietrzu. Teraz pozostało mu czekać na nowo przybyłego i chwilę go poobserwować.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Szedł korytarzem, ciągle kierując się tam, gdzie mogłoby znajdować się źródło głosu, który usłyszał wcześniej. Szedł trochę wolniej niż zwykle, wykorzystując to do tego swoje wampirze umiejętności, aby móc stawiać stopy dokładniej i ciszej, chociaż ciągle nie był pewien, czy rzeczywiście coś słyszał, czy może umysł zaczynał płatać mu figle. Tak, nawet wampirom zdarzało się coś takiego, w końcu nie byli bytami doskonałymi, którym nic nie doskwiera – mogły przecież męczyć ich rzeczy, które mogłyby wydawać się… przyziemne, jeśli, dla przykładu, postawiłoby się długowiecznego wampira przy zwyczajnych halucynacjach wzrokowych lub słuchowych, które mogły przytrafić się w ciemności.
         – Hmm… - mruknął cicho sam do siebie. Czasem zdarzało mu się mówić z samym sobą lub po prostu myśleć na głos, często, gdy właśnie przebywał gdzieś samotnie i w dodatku na nieznanym mu terenie. Może był to jego sposób na lekkie rozładowanie napięcia i zakłócenie wszechobecnej ciszy, która często panowała w takich miejscach.

Dotarł w końcu do kolejnego przejścia, a raczej czegoś w stylu przedsionka, który był trochę szerszy niż korytarz, z którego dotarł tu Vergil. Od razu zwrócił uwagę na dziwne, małe dziury, a także na jedną, większą, która raczej nie wyglądała na coś naturalnego – miała inne, jakby „poszarpane” brzegi, co według niego było dość dobrym dowodem na to, że ktoś musiał ją stworzyć. Zawsze mógł się mylić i jego przypuszczenia mogłyby okazać się nieprawdziwe, jednak coś mu tu nie pasowało. Dlatego też podszedł bliżej dziury i przyjrzał jej się trochę uważniej, raz nawet dotknął jej krawędzi, przy okazji przez krótką chwilę czując, że ktoś może go obserwować.
Raptownie oderwał wzrok od miejsca, któremu się przyglądał i rozejrzał się wokół. Oczywiście, nie było tu nikogo poza nim, jednak przeczucie podpowiadało mu coś zupełnie innego, przy okazji sugerując mu, że może to krótkie uczucie bycia obserwowanym nie było czymś, co mu się tylko wydawało. Na chwilę nawet przestawił się na magiczne postrzeganie aur – i wydawało mu się, że udało mu się ujrzeć czyjąś obecność, i to w tym samym przedsionku, w którym on sam stał teraz. Zamrugał, a jego oczy mimowolnie pozbyły się magii, czyli znów widział „normalnie”. Po chwili, głównie po to, żeby się upewnić, raz jeszcze sprawił, że zaczął dostrzegać aury i z tym wzrokiem znowu rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu. I… znowu nic nie dojrzał, mimo że przeczucie ciągle podpowiadało mu, iż nie jest tu jedyną żywą i inteligentną istotą. A może obserwowało go to „niebezpieczeństwo”, którym może okazać się stworzenie albo nawet grupa stworzeń, które żyją tu i strzegą tego, co jest w tym miejscu ukryte? Na razie, mógł jedynie coś przypuszczać, bo przecież nie miał konkretnego dowodu na to, że tak jest albo nie jest. Na to, że wszystkie jego domysły są błędne lub na to, że jeden z nich może być jak najbardziej prawdziwy.

Przez niedługą chwilę stał jeszcze w miejscu, nie ruszając się nawet o pół kroku w jedną ze stron. Wyglądało na to, że rozważał coś w myślach i nie miał zamiaru ruszyć się, aż czegoś nie postanowi. W końcu ruszył się, wkraczając w przejście, którym na pewno nie przyszedł. Zaczął iść przed siebie, raczej dość wolno, niemalże skradając się i stawiając swe stopy tak cicho, jak mu się to udawało. Szło mu to raczej dobrze, w końcu miał wprawę w skradaniu się, chociaż na pewno nie był w tym mistrzem.
Właściwie, nawet nie wiedział, jakimi korytarzami ma się poruszać, żeby pokonać ten „podziemny labirynt” - wiedział tylko, że sieć tuneli właśnie nim jest, w końcu właśnie to przeczytał w tekście związanym z artefaktem, który miał być ukryty gdzieś w tym miejscu. Lokalizacja głównego wejścia, którego szukał wcześniej, co prawda nie była dokładna, jednak udało mu się je znaleźć, posiłkując się wyłącznie tym jego „ogólnym” opisem z tekstu. Ciekawiło go też, czy rzeczywiście natknie się na tym tajemniczych „strażników”, którzy mogą być niebezpieczni. Był zainteresowany tym, jak stworzenia te mogą wyglądać i, czy udałoby mu się znaleźć tutaj jakieś informacje na ich temat – oczywiście, jeśli już trafi na ślady ich obecności albo najlepiej na żywe osobniki, które byłby także dowodem na to, że coś żyje w tych podziemiach.
Dłoń Vergila ciągle spoczywała na rękojeści szabli albo w jej pobliżu, chociaż wampirowi wydawało się, że tutaj może mieć z niej niezbyt duży pożytek, zwłaszcza jeśli do starcia dojdzie w jakimś wąskim tunelu. Tyle dobrze, że znał jeszcze magię, którą także mógłby użyć do walki.
Chociaż, póki co nie natknął się na coś, co mogłoby zwiastować prawdopodobne starcia z kimś lub czymś, jednak… wolał być przygotowany także na taki scenariusz i po prostu nie dać się zaskoczyć.
Awatar użytkownika
Morrun
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Morrun »

Nie minęło dużo czasu gdy wreszcie pojawił się oczekiwany przybysz, młody wampir, wszedł ostrożnie stawiając krok za krokiem. Wraz z nim niewielkie pomieszczenie wypełniła, dopasowując się zgrabnie do każdej nierówności na ścianach, żelazno-srebrna aura i roztoczyła lekki obsydianowy blask migocząc przy tym rtęciowym pyłem. Wyostrzył się zapach krwi drażniąc nozdrza, a nawet dało się usłyszeć przytłumione krzyki i jęki. Pochylony lekko, czarnym płaszczem włóczył po skałach, którymi kroczył, wchodząc wyprostował się bardziej ze względu na umieszczony wyżej strop, nie przestał się jednak poruszać powoli i cicho. Najwidoczniej kogoś się spodziewa, tylko czy jest to Morrunder czy raczej świadomość przebywających tutaj istot, choć to by jednak nie miało sensu skoro do tej pory miejsce to było całkowicie odcięte od świata zewnętrznego. Wampir przeszedł jeszcze parę kroków omiatając wzrokiem całą salę i każdą dziurę. Podszedł do jednej, która przykuła jego uwagę, a ukryty przed wszelkim zmysłem Czarodziej ustąpił mu drugi obchodząc go przy tym. Było to przejście, które niedawno sam uczynił, w zasadzie całkiem się wyróżniało spośród tych wyglądających bardziej naturalnie. W momencie jednak postać przybyłego odwróciła się i zlustrowała pomieszczenie, a jej oczy zabłysły blado. Morrun dostrzegł błysk, ledwo zauważalny trwający ułamek chwili, świadczący o spojrzeniu w świat aur. Obcujący już tyle wieków z magią zaczął wychwytywać takie drobiazgi. Reakcji jednak nie było żadnej, więc oznaczało to, że zaklęcie splotło się skutecznie, mimo ciężkich ku temu warunków.
- "Czas, w takim wypadku, na obserwację." - pomyślał po czym ruszył z wolna w kierunku wampira, kiedy ten obrócił się i ruszył przed siebie.
Krwiopijca obrał najpewniej przypadkowy tunel, którym po prostu jeszcze nie szedł i nie został przez niego poznany, ale dla Morruna już nie był aż tak obcy. Był to jednocześnie najlepszy jak i najgorszy wybór, którego mógł dokonać ,gdyż to w tym kierunku natknął się na pierwszych przedstawicieli podziemnego ludu. Dobry ze względu na sposobność przyjrzenia się jego zachowaniom oraz umiejętności dostosowania się do panujących warunków w obliczu zagrożenia, a także samych technik walki, których używa. Z drugiej strony zaś szybko może się natknąć na nich właśnie sprowadzając poważne kłopoty na nich obu, miał jednak nadzieję, że wampir wykaże się raczej zdrowym rozsądkiem i opanowaniem, niż ślepą furią i pragnieniem krwi.

Poruszali się dosyć szybko, ale ostrożnie. Morrunder utrzymując stały dystans, choć starał się nie tracić obiektu obserwacji z oczu co było trudne w labiryncie jaskiń, śledził każdy ruch, każdą reakcję na bodźce wyłapywane przez jego towarzysza i analizował je dokładnie w swoim umyśle na ile pozwalały mu na to okoliczności. Choć mijali znane mu miejsca czy punkty potyczek, nie doświadczyli niczyjej obecności. Zaniepokoiło to czarodzieja, coś było nie tak, przysporzyło mu to jeszcze więcej pytań o nieznaną dotąd, endemiczną rasę. Zastanawiał się co takiego mogą też szykować. Gdy schodzili coraz głębiej w trzewia ziemi czuł jak zanika wraz z głębokością i tak już szczupły zasób energii, a świat aur coraz bardziej niewyraźny. Weszli w końcu do szerokiego, obsadzonego mnóstwem skalnych kolumienek, holu. Strop był nisko, a w ciemności nie było widać drugiego końca sali. Podłoga była wyjątkowo płaska jak na ten rejon jaskiń choć i tak było widać, że została wykonana prymitywnym narzędziami. Morrun podejrzewał że wykonana została jeszcze zanim to miejsce tak okropnie zdegenerowało ich ciała i umysły. Przybliżywszy się do którejś z kolumn można było dostrzec, że przyozdobione są one w różnej wielkości kości długie, przez piszczele, po kości przedramienia i inne. Jednak nie to zwróciło uwagę obu przybyszów, a cichy parokrotny stukot kości o skały i o same siebie, nie był to dobry znak...
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Szedł dość szybko i ostrożnie jednocześnie – wiedział, że gdyby zachowywał mniej ostrożności, to poruszałby się jeszcze szybciej, ale wtedy zwiększyłby szansę na to, że nie dostrzegłby jakiejś zasadzki lub czegoś, co mogłoby ją zwiastować albo nie usłyszałby jakiegoś podejrzanego dźwięku. Czasem ostrożności nigdy nie było za wiele, a jemu i tak się nie spieszyło, więc po prostu wolał zwiększyć swoje szanse w ewentualnej walce albo w uniknięciu pułapki, jeśli będzie mógł to w ogóle zrobić. A to, że ciągle wydawało mu się, iż ktoś go obserwuje, w ogóle nie sprawiało, że miał zamiar zrezygnować z takiego podejścia.
Myślał, że ułożenie tuneli będzie bardziej skomplikowane i będzie tu więcej rozwidleń, jednak tak nie było – albo tak mu się tylko wydawało, bo może instynktownie wiedział, gdzie ma iść – ale zawiódł się trochę, bo nadal pamiętał o „kamiennym labiryncie” z tekstu, który przeczytał w swojej posiadłości. Z drugiej strony, przecież cała jaskinia nie musiała czymś takim być, a mogło chodzić tylko o to, że w niej znajduje się jakiejś przejście do niego. Do labiryntu, w którym ukryty miał być ten tajemniczy artefakt.

W końcu korytarz zmienił się w szerokie pomieszczenie z kolumnami po obu stronach, które przypomniało trochę hol. Wampir od razu zwrócił uwagę na to, że podłoże było zbyt równe na to, aby powstało naturalnie – chociaż, oczywiście nie musiało to od razu oznaczać, że tak nie jest, bo natura potrafi tworzyć naprawdę niezwykłe rzeczy – ale tutaj przeczucie podpowiadało mu, że ktoś lub coś musiało zadbać o to, żeby podłoga wyglądała właśnie tak. Wrażenie to sprawiło, że krwiopijca zaczął być jeszcze bardziej ostrożny i przez to lekko zmniejszyła się jego prędkość marszu. Zaczął uważniej stawiać stopy i obserwować otoczenie, nasłuchując także jakichś niepasujących tu dźwięków.
Dopiero przechodząc obok pierwszej kolumny dostrzegł, że jest ona ozdobiona różnymi kośćmi – zarówno zwierzęcymi, jak i takimi, które mogłyby należeć do człowieka, elfa lub innego przedstawiciela rasy rozumnej. Domyślił się, że prawdopodobnie dotyczy to także pozostałych tworów skalnych i upewnił się w tym, gdy minął następną parę kolumn. Po chwili coś sprawiło, że kości na jednej z kolumn poruszyły się i zaczęły o siebie stukać. Oczywiście, nie był to dobry znak, a Vergil od razu skoczył w stronę najbliższego skalnego filaru i ukrył się za nim. Nie miał zamiaru siedzieć tu cały czas i czekać na to, aż coś nadejdzie, bo to mogło się w ogóle nie stać, dlatego też najpierw ostrożnie wyjrzał zza swojej osłony i spojrzał w stronę, z której dotarł do niego niepokojący dźwięk. Mimo, że bycie wampirem pozwalało mu na widzenie w ciemnościach, to w pewnej odległości pomieszczenie to kończyło się dostrzegalną dla niego ciemnością i to właśnie stamtąd nadszedł odgłos stukających o siebie kości. Między filarem i ścianą było trochę miejsca, więc Vergil sprawdził, czy będzie mógł poruszać się tamtędy, a nie środkiem pomieszczenia.

Udało się, chociaż i tak musiał postarać się, żeby samemu nie poruszyć żadną z „ozdób”. Szedł przed siebie, teraz już w pełni skradając się i co dwie lub trzy kolumny wyglądać zza nich, aby dostrzegać dalszą część pomieszczenia, która… właściwie nie różniła się od tego, co miał za swoimi plecami – dlatego też hol zaczął sprawiać wrażenie takiego, który praktycznie się nie kończy. Mimo wszystko, wampir wiedział, że nie jest to prawdą – tak naprawdę pewnie pomieszczenie było bardzo długie… i właściwie dopiero teraz zdał sobie sprawę, że może być wejściem do „kamiennego labiryntu”.
W końcu, gdy ponownie wychylił się zza kolumny, dostrzegł postać kucającą przy kolumnie i regularnie uderzającą w kości wiszące właśnie na niej. Postać ta siedziała tyłem do niego, więc widział tylko jej plecy, prawdopodobnie ukryte pod jakimś ubraniem, i bezwłosą czaszkę. Podszedł jeszcze bliżej i spojrzał ponownie. Głowa postaci rzeczywiście była łysa, a skóra na niej była nienaturalne biała, jej tułów ukryty był pod jakimś ubraniem, które wyglądało na wykonane ze skóry i dość prymitywne. Wampirze obserwacje przerwał odgłos uderzających o siebie kości i sprawił też, że Vergil schował się ponownie, przy okazji podchodząc jeszcze bliżej. Wątpił w to, żeby kreatura była do niego przyjaźnie nastawiona, dlatego też postanowił, że zabije ją jednym cięciem, aby nie mogła podnieść alarmu. Z drugiej strony… rozchodzący się dźwięk także mógł być jakimś alarmem, który poinformowałby jego pobratymców o tym, że ktoś się zbliża. To tłumaczyłoby też to, dlaczego na każdej z kolumn znajdują się te kości.
Nieumarły wyszedł z ukrycia i podkradł się do kucającej postaci, powoli wyciągając szablę z pochwy. Był zaledwie dwa albo trzy kroki przed nią, gdy ta nagle odwróciła się w tym samym momencie, w którym Vergil zamachnął się i skrócił stworzenie o głowę. Bezgłowie ciało padło na podłoże, co chwilę później zrobiła także głowa. Wampir najpierw spojrzał na długie ręce z dłońmi zakończonymi pazurami, a także na nogi, których stopy również były nimi zakończone. Stworzenie nie miało na nich butów i właściwie jego jedynym ubraniem była skóra jakiegoś zwierzęcia, którą miało na sobie. Teraz przeniósł spojrzenie na łysą głowę i twarz, na której sine usta były zamknięte i nie wyrażały żadnych emocji, na nieco wydłużone i zaostrzone – podobnie do elfich – uszy, a także na żółtawe oczy zdające się lekko świecić tym samym kolorem, nawet, gdy stworzenie już nie żyło. Wyglądało na to, że było ono przystosowane do życia w podziemnej jaskini i w ciemności. Wampir wątpił w to, żeby żyło tu samotnie, więc przygotował się już na kolejne spotkania i starcia z takimi osobnikami. Chwilę później ruszył dalej, nadal trzymając się dość blisko kolumn i się skradając.

***

Zatrzymał się za jedną z kolumn, pozwalając opaść jakimkolwiek emocjom, przez to też zaczął zwyczajnie kalkulować i oceniać ryzyko. Wiedział, że żyją tu jakieś stworzenia, przystosowane na pewno do takich warunków i prawdopodobnie coś jeszcze śledziło go - coś, co jeszcze nie postanowiło go zaatakować. Nie wiedział natomiast, jak silne są te stworzenia i, czy w ogóle ten artefakt znajduje się gdzieś na dnie tych tuneli. W jego głowie pojawiła się nawet myśl, że może lepiej będzie wrócić tu innym razem, zabierając ze sobą kogoś jeszcze... tak dla pewności. Może w tym czasie uda mu się też zdobyć więcej informacji na temat tego miejsca, co także byłoby pomocne. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej wydawało mu się, że jest to lepsze rozwiązanie, aż w końcu postanowił podjąć decyzję. Znów zaczął się skradać, jednak tym razem w przeciwnym kierunku, w stronę wyjścia z pomieszczenia, a później w stronę wyjścia z podziemi.
W końcu jego oczy zaczęły rejestrować małą, okrągłą i białą plamkę, która powiększała się w miarę, gdy znajdował się coraz bliżej. Wiedział, że jest to wyjście z tunelu, które przekroczył po czasie i znalazł się z powrotem na powierzchni. Nie myśląc długo, zmienił się w kruka i poleciał w kierunku swej posiadłości. Wpadł też na pomysł, że może zapisze sobie wszystko to, co wiedział na temat tej lokacji tak, żeby mieć te informacje w jednym miejscu.

Ciąg dalszy: Vergil.
Zablokowany

Wróć do „Mroczne Doliny”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości