Mroczne Doliny[Okolice Maurii] Ze Śmiercią za pan brat

Tajemnicza kraina, nad którą od wieków zalega mrok. Słońce świeci tu niezwykle rzadko. Nie ma tu tętniących życiem wiosek, jedynie jedno, warowne miasto ostało się w tej czeluści mroku, a i o nim nie można powiedzieć, pełne życia...
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Odejście Zabora ani trochę nie podnosiło na duchu Aldarena, który sam z radością by odszedł do swojego Mistrza i unikał wtrącania się w sprawy innych wampirów czystej krwi. Niestety czujne oko arystokraty zdawało się to zauważać i uniemożliwiał skrzypkowi podjęcie takiego działania. Nie znaczyło to jednak, że nieumarły się podda z rezygnacją i porzuci wszelkie próby przekonania magnata, iż można ten problem załatwić polubownie.

        Przebywanie w tym okropnym tunelu nie napawało optymizmem, a sam cel jaki mieli do zrealizowania jeszcze bardziej potęgował ten efekt. Szansa na wycofanie się coraz wyraźniej zdawała się jedynie marzeniem ściętej głowy, natomiast nieumarły paniczyk stawał się coraz bardziej zrezygnowany i zły na samego siebie, że dał się w to wciągnąć. To nie było miejsce dla niego, zadanie również nie było odpowiednie. Owszem umiał walczyć i posługiwać się mieczem, który wraz z całym jego ekwipunkiem został w wynajmowanym karczemnym pokoju, ale używał ich tylko do samoobrony, a nie do rozpętanych przez siebie walk. Aldaren powinien być teraz przy swoim Mistrzu i pomagać w odbudowaniu zamczyska, albo zabawiać gości na jakimś wampirzym wieczorku swoją grą na skrzypcach. Ponad te dwa pragnienia jedno ukryte w cieniu wybijało znacząco na powierzchnię, a mianowicie podjęcie poszukiwań Gregeviusa, którego chciał przeprosić za to co się stało kiedy ich drogi się rozdzieliły, dowiedzieć się dlaczego sprzedał chłopca i... Może po części spróbować go poprosić o przywrócenie syna i narzeczonej lazurowookiego do życia. Mógłby wtedy zaszyć się w jakimś domku na peryferiach i żyć spokojnie jak każdy człowiek z kochającą rodziną u boku. Ta ostatnia myśl pojawiła się w jego głowie kiedy wyciągnął z wypowiedzi Fausta oraz blondynka, jednoznacznie sugerując, że Mistrz zawdzięcza swoje zmartwychwstanie właśnie mocom anioła. Zdążył się zorientować, że żaden przejaw dobrej woli ze strony czarnoskrzydłego nie jest darmowy, a on sam uwielbia zawierać różnego rodzaju układy. Na jeden z takich właśnie paktów będących formą zapłaty dla niebianina, Aldaren był gotów podpisać nawet za cenę swojego życia i wolności, chciałby jedynie móc ponownie przytulić ukochaną i ujrzeć syna, nawet jeśli ten wciąż by go nienawidził.

        Z rozmyślań wyciągnął go głos przywódcy łowców, na którego wampir spojrzał i się nieco zaniepokoił dostrzegając nienaturalną poświatę bijącą z jego oczu. Nie miał najmniejszego pojęcia czy tylko mu się przywidziało, czy na rzeczy jest coś bardziej niebezpiecznego, ale nad tym nawet nie miał szansy się zastanowić, gdyż ich zleceniodawca i głowa całej ekspedycji trącił go swoją buławą wyjątkowo mocno by zapobiec pojawieniu się w głowie skrzypka jakichkolwiek wątpliwości. Lazurowooki łypnął z niezadowoleniem przez takie traktowanie na magnata, rozmasowując sobie bolące miejsce. Wiedział już, że jak tylko to piekło się skończy, odejdzie w pośpiechu jak najdalej od tego człowieka i postara się by ich drogi więcej się już nie skrzyżowały.
        - Pomagając mu będę podobną do niego kanalią, ponieważ on tym właśnie jest skoro nie potrafi honorowo załatwić sprawy i wynajmuje łowców wampirów. - Odezwał się nie kryjąc swojego niezadowolenia i gniewu skrzącego mu w oczach, gdy został ponownie popchnięty. Zacisnął nawet pięści, ale opanował chęć przyłożenia pięścią w twarz arystokracie i zostawienie całego przedsięwzięcia daleko za sobą. Powstrzymał się ponieważ to nic by i tak nie zmieniło, a poza tym było niegodne. Jedynie pokazałby innym, jaki jest słaby przez to, że dał się tak łatwo sprowokować. - Nie liczę, że to zrozumiesz panie, skoro najwidoczniej liczą się dla ciebie tylko pieniądze. Nie masz... - podjął, ale zaraz zamilkł nie widząc sensu odgryzania mu się na zaczepki i strzępienia sobie języka przez wykład o honorze, na który nie powinna się powoływać osoba, nie posiadająca nawet jednego grama tej cechy, a taką wydawał mu się właśnie pan Greviere. Poza tym, nie było to nawet warte poniesienia śmierci w kanałach z rąk jeszcze mniej honorowych łowców.

        Ci najwidoczniej również zaczęli się dobrze bawić kosztem wampira, który musiał użyć całej swojej siły woli, aby któregoś z nich nie zaatakować, albo specjalnie nie zaalarmować niczego nieświadomych mieszkańców rezydencji chodzącymi nad nimi. Starał się uspokoić i utorować myśli na jakiś mniej emocjonalny oraz drażliwy temat, jednakże nawet myślenie o dawno zmarłej rodzinie i szczęśliwymi chwilami, jakie z nimi spędził nie pomagały tak jak tego oczekiwał. W końcu porzucił choćby starania, ponieważ przed nimi pojawiły się drzwi, z którymi arystokrata sprawnie sobie poradził, a wejście do zamkowych piwnic stanęło przed nimi otworem.

        Nie mając większego wyboru, Aldaren przeszedł przez nie jakoś w środku łowczej grupy i starając się cicho stawiać kroki, rozejrzał się po ciemnym i wilgotnym pomieszczeniu, do którego przeszli. Jedynymi różnicami w porównaniu do tunelu, zostawionym przed chwilą za sobą, było to, że tu mniej cuchnęło rynsztokiem i pomieszczenie nie było wąskim korytarzem ciągnącym się w nieskończoność.
        - Jesteście na miejscu, nie jestem wam już więcej potrzebny - powiedział stanowczo przyciszonym głosem, kierując te słowa bezpośrednio w stronę arystokraty, wobec którego jawnie okazywał brak sympatii choćby w najmniejszym stopniu.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Pan Greviere dumnie wkroczył do piwniczki, przyglądając się uważnie powoli dogasającym pochodniom. Jego najemnicy również weszli do pomieszczenia, rozluźniając się nieco dzięki obecności światła. Arystokrata skierował swe spojrzenie na dębową półkę stojącą w pobliżu starych beczek z trunkiem. Z cichym sykiem wyciągnął ostrze z pokrowca i uderzył w drewniany kranik jednej z pobliskich beczek, wcześniej ściągając prosty, metalowy kielich z półki. Z beczki trysnął czerwony strumień trunku, którym magnat zaraz napełnił naczynie. Powąchał delikatnie alkohol i umoczył blade usta, przymykając lubieżnie oczy.
- Ah, jednak niektórzy krwiopijcy mają wciąż porządny gust. - Arystokrata z uśmiechem odwrócił się do swych ludzi oraz przemęczonego, zimnego skrzypka.
- W rzeczy samej, nie jesteś już potrzebny... Moim najemnikom. Panowie! Oto leże smoka! Mniemam, że dalej dacie sobie radę sami...
Magnat teatralnym gestem skłonił się i nonszalancko uniesioną ku górze dłonią wskazał drzwi u szczytu kamiennych schodów. Łowcy, obnażając do reszty przygotowaną broń i prezentując groteskowo skupione na zadaniu owłosione oblicza, ochoczo ruszyli ku schodom, dbając jednakże by przy mijaniu wątłego nieumarłego przynajmniej raz potrącić go ramieniem. Gdy pogromcy zaczęli znikać w mrocznym korytarzu za piwnicznymi drzwiami, magnat uśmiechnął się szeroko do towarzyszącego mu mężczyzny, oddając kieliszek blondwłosemu chłopcu, który to niby cień stale pozostawał za plecami arystokraty.
- My zaś, mój żywy inaczej przyjacielu, zajmiemy się tą ważniejszą, o ileż delikatniejszą częścią naszej zabawy. - Radośnie zahuczał rozochocony Greviere i ruszył w kierunku najbliższej ściany, będącej częścią schodów prowadzących do wyjścia z piwnicy.
- Widzisz, mój drogi Wampirku, każdy szanujący się wampirzy zameczek, ma niemniej szanującą się kryptę, w której to spoczywają szanowne prochy członków rodziny. Taka właśnie to krypta jest naszym dzisiejszym celem... O! - Blada dłoń arystokraty uderzyła w obluzowany kamień, który pod wpływem pchnięcia zaczął drgać, by po chwili odsunąć się wgłąb ściany, razem ze znaczną jej częścią.
- Oto i nasza jaskinia lwa, ha, ha! Czas goni, drogi Paniczu, ruszajmy! - Nie mogło uciec niczyjej uwadze, że Greviere z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej podekscytowany. Chwycił jeszcze w miarę palącą się pochodnię i, chwilę wcześniej zmusiwszy Aldarena paroma uderzeniami laski do pójścia przodem, ruszył w dół, ku krypcie.
- Nie umknęło jednak mojej uwadze, że w tamtej zapomnianej przez Pana ruderze zdawałeś się spodziewać kogoś innego. Czy coś Cię trapi? Chciałeś coś od tego domniemanego kogoś? - pytania sypały się jedno za drugim, w miarę jak schodzili w dół.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        W pierwszej chwili słowa arystokraty wytrąciły wampira z równowagi i żeby nie zrobić kierującemu całą akcją mężczyźnie krzywdy, Aldaren zacisnął pięści. Był już i tak na siebie wyjątkowo wściekły, że doprowadził tych bandytów do domu jednego z najbardziej szanowanych, Starszych wampirów Czystej Krwi, a co dopiero pocznie, gdy jego właściwe zadanie dobiegnie końca. Nie wiedział po co więcej był potrzebny magnatowi i jego dwunastu rozbójnikom, ale szczerze powiedziawszy bał się nawet o tym myśleć. Martwił się, że wbrew temu co do tej pory myślał o tym całym szaleństwie, okaże się, iż wytykanie go palcami i potępienie ze strony innych wampirów w mieście, ewentualnie wieczna banicja, nie były najgorszymi możliwościami jakie przewidywał za tę zdradę. Miał jedynie nadzieję, że szybko umrze by nie popaść w obłęd spowodowany wyrzutami sumienia. "Sumienie... Ha! Dobre sobie, przecież jesteś wampirem, do diabła! Zabijasz niewinnych by samemu móc żyć dzięki ich krwi, więc o jakim sumieniu myślisz? Poza tym ty nie masz sumienia od chwili gdy zabiłeś swoją narzeczoną z egoistycznych pobudek, by nie musieć przeżywać wieczności samotnie..." Ten głos rozbrzmiewający gdzieś w odmętach jego świadomości, wywoływał u wampira ciarki, ale... musiał mu przyznać rację, nie raz przecież był zmuszony do zabicia kogoś w samoobronie, a jednak nigdy nie czuł się taki żałośnie słaby i zrezygnowany z życia jak właśnie teraz. Nie rozumiał co mogło być tego przyczyną, ale nie sądził by miało to jakieś większe znaczenie, więc uśmiechnął się ponuro pod nosem i postanowił się chociaż w niewielkim stopniu pozbierać do kupy. Cieszył się, że nie było w tej chwili Zabora, gdyż jego towarzystwo nigdy nie zapewniało wsparcia i pocieszenia, a jedynie złośliwe komentarze oraz drwiny.

        Widząc ruszających ku schodom łowców, powstrzymał się od zagrodzenia im drogi oraz uniemożliwienia przeprowadzenia rzezi na sprzymierzeńcach starego Mossa. Zaraz usunął się na bok by dać mężczyznom swobodnie przejść, ale najwidoczniej oni dziko pragnęli zawadzić "przypadkowo" o wampira, aby jeszcze bardziej go upokorzyć i okazać swoją wyższość nad nieumarłym paniczykiem. Aldaren użył całej swojej siły by to dzielnie znieść, ale czerwień zakrywająca lazur jego oczu dawała jasno do zrozumienia jak źle się przez to czuł i ile go kosztowało by nie poddać się swojej furii i ich nie rozszarpać. Wiedział, że najpewniej by umarł i to prawdopodobnie szybciej niżby jednemu z nich skręcił kark, ale tłumić w sobie tyle negatywnych emocji było równie niezdrowo. Na szczęście do niczego takiego nie doszło i gdy tylko zniknęli nie szczędził sobie złorzeczenia im, po czym spojrzał w stronę arystokraty, ani na moment nie tracąc szkarłatnej barwy oczu.
        - Nie jesteśmy przyjaciółmi - burknął pod nosem przez zaciśnięte zęby, starając się wyciszyć i uspokoić. Niestety podekscytowanie "zleceniodawcy" działało mu jeszcze bardziej na nerwy. Słuchał i przyglądał się jego poczynaniom od niechcenia, ale kiedy ukryte drzwi stanęły przed nimi otworem, podszedł do nich z zaciekawieniem, co jak się okazało było sporym błędem, gdyż Greviere wspomagając się swoją laską potraktował skrzypka jak jakiegoś psa, aby poszedł pierwszy do tego korytarza. Tylko dzięki swojej cierpliwości nie zakończył życia arystokraty w tej piwnicy i nie mając innego wyboru ruszył ostrożnie przodem. Był napięty jak struna, która w każdej chwili groziła pęknięciem, a krążący mu jak krew pod skórą, gniew wydawał się przenikać przez nią i wsiąkać w aurę krwiopijcy.

        - Nie twój interes... - odpowiedział ochryple z tłumioną złością, nadal zaciskając mocno szczęki i szedł ponownie ciemnym i wilgotnym korytarzem, z tą różnicą, że powietrze w tym akurat było duszące od pyłu i zapachu ziemi. Nie miał pojęcia po co magnatowi prochy jakiegoś wampira, ale nie zamierzał pytać, a u celu nie pozwoli nawet zbezcześcić spoczywających tu w spokoju prochów. Może po drodze uda mu się bezkrwawo pozbyć tego potwora i wspomóc pana Mossa, o ile nie będzie za późno.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Słowa Aldarena jedynie wprowadziły arystokratę w jeszcze lepszy humor. Pozwolił on sobie nawet na złośliwy chichot, który szybko jednak przepadł w odmętach kamiennej klatki schodowej, którą podążali powoli ku dołowi.
- Mówisz więc, że to nie mój interes i nie moja sprawa, czy tak? Hah, ośmieliłbym się stwierdzić, że to wielki błąd, ba, nierozważna, przeogromna pomyłka o nieprzewidzianych konsekwencjach w bliższej lub dalszej przyszłości. - Zatrzymał się wtem na schodach, patrząc na skrzypka z góry.
- Wampiry to tchórze, oszuści i bestie najgorszego sortu. Oszukali przeznaczenie, chcąc uwięzić w swych dłoniach wieczność i jak skończyli? Jako bezduszne pasożyty, potrzebujące krwi i mordu by przedłużać swe bezsensowne istnienie i zapewnić sobie zimne, przyjemnie ponure miejsce w Otchłani. Och, jakże to przyjemne, wsłuchiwać się w ich krzyki, kiedy są drążeni przez trujące cierpienie wiecznego potępienia, będąc karmieni jedynie zwątpieniem i pogardą. - Anioł na chwilę zapomniał się, przytknął dłoń do swoich ust i znaczniej spuścił z fanatycznego uniesienia, pobrzmiewającego w jego głosie.
- Tak czy inaczej, nieważne co byś zrobił, nieważne jaką opcję byś wybrał, zwycięstwo jest poza twoim zasięgiem. Będziesz na przegranej pozycji już zawsze. - Arystokrata uśmiechnął się podle i pchnął końcem buławy wampira, aby ruszył dalej. Wzmacniające się echo sugerowało, że zbliżali się powoli do celu ich krótkiego "spaceru". Po chwili zeszli ze schodów i stanęli w rozległym przedsionku, gdzie jedyne co się znajdowało to olbrzymie, dębowe drzwi, zdobione misternymi rysunkami. Zamek był otwarty, toteż ktoś musiał przebywać wewnątrz krypty.
- Ah, szczęście nam sprzyja i upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Wybornie. - Stęknął cicho Greviere i skinął laską na blondwłosego nieumarłego. Jego czarna szata zafurkotała i w trymiga znalazł się on przy osłabionym skrzypku, chowając się za jego plecami i przystawiając sztych srebrnego sztyletu do jego szyi.
- Doprawdy, nie chciałbym abyś poczynił coś głupiego, mój przyjacielu, toteż pozwolę sobie na tego rodzaju zabezpieczenia. - Greviere uśmiechnął się bezczelnie, odrzucając na bok kapelusz i popychając olbrzymie wrota, aby wkroczyć do rodzinnego grobowca. Krypta była zaiste obszerna, mimo że większość podłogi zajmowały kamienne sarkofagi z wyrzeźbionymi podobiznami spoczywających w nich krwiopijców. Olbrzymi, żelazny żyrandol i kandelabry utrzymywały w miarę jasność w całym mauzoleum, co z nieukrywaną radością zauważył Greviere. Dumnym krokiem wszedł pomiędzy sarkofagi, zaś za nim podążył skrzypek, popychany przez Sztylet blondynka.
Przy olbrzymim ołtarzu, zastawionym srebrnymi naczyniami i stertami pradawnych ksiąg stał najbardziej sędziwy wampir jakiego można było ujrzeć w tej części Maurii.
Ubrany był w grubą, podbitą futrem szatę wyszywaną czerwonymi i srebrnymi nićmi, które na piersi tworzyły jego herb. Chude palce, bardziej przypominające szpony, ledwo poruszały się, obciążone pierścieniami różnej wielkości i rodzaju. Trupioblade oblicze patriarchy wykrzywione było w pogardzie, co nadawało mu niezwykle arystokratycznego wyglądu. Całkowicie białe włosy spięte miał w zgrabny kuc, trzymany przez olbrzymi pierścień ze smoczej kości. Chwycił krótką laskę i, kuśtykając, zszedł z podniesienia, stając naprzeciwko intruzów.
- Co to wszystko ma znaczyć? Co oznacza ta profanacja? - jego szkarłatne ślepia spoczęły na Aldarenie, któremu kaptur zsunął się z twarzy.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Nie ja wybrałem sobie taki los - wymamrotał niewyraźnie, jakby bojąc się wypowiedzieć to głośniej, mimo gniewu malującego się na jego twarzy i wrogości kierowanej do magnata. Jego oczy ani na moment nie przyjmowały dawnej, łagodnej bary tęczówek. Coś jednak w wypowiedzi towarzysza zmusiło go do jeszcze większej podejrzliwości i ostrożności. Skąd zwykły człowiek mógł wiedzieć o tym co się dzieje z wampirami, skoro nawet sam Aldaren nigdy o czymś takim nie słyszał, jedynie starał się sam sobie tłumaczyć, że wampiry po śmierci po prostu przepadają przestając całkowicie istnieć we wszystkich światach i wymiarach, zapadają się w nicości. Nie zamierzał porzucać swojej teorii przez słowa jakiegoś zakochanego w sobie bandyty, więc analogicznie do tego, nie dawał mu wiary. Nie podejmował jednak dyskusji i kłótni na ten temat, bo wiedział, że im bardziej będzie się starał postawić na swoim, tym więcej trucizny ta żmija wleje w jego serce i umysł. Co prawda już się nie czuł najlepiej, a szepczący mu w podświadomości głos zwiastował rychłe popadnięcie w obłęd, ale póki jeszcze potrafił trzeźwo myśleć i kontrolować swoje poczynania, nie zamierzał się poddawać i rezygnować z tej mentalnej walki o własne zmysły i "człowieczeństwo".

        Przez chwilę, kiedy zerkał podejrzliwie na Greviera, miał wrażenie, że przez ułamek sekundy dostrzegał u niego znajome rysy charakterystyczne dla Gregeviusa, jednakże był to tylko krótki moment i wampir nie brał na poważnie swojego przywidzenia, zrzucając winę na osłabienie fizyczne z powodu niechęci do przyjmowania krwi i nienajlepszy stan psychiczny, w którym znajdował się od momentu przemienienia blondwłosego chłopca w podobną sobie istotę oraz opuszczenie anioła.

        Kolejny raz został popchnięty przez magnata trzymaną w jego dłoni bronią, potknął się przy tym o własne nogi, ale utrzymując równowagę ruszył z niechęcią dalej, łypiąc na arystokratę ostrzegawczo i nie szczędząc sobie wyeksponowania przy tym nieludzkich kłów. Wiedział, że obecnie powinien skupić się na brnięciu przez korytarz i wzmożonej ostrożności przez obecność osoby trzeciej w tej krypcie, ale obecnie jego myśli krążyły wokół udaremnienia Grevierowi bezczeszczenia prochów zmarłych, nawet jeśli to miałoby zbawić całą Alaranię. Honor i szacunek wobec drugiej osoby były dla niego najważniejsze, miał jednak świadomość, że nie wszyscy tak równie mocno cenią te wartości.

        Może przez gniew wobec pewnego siebie magnata, albo przez własne zobojętnienie i rezygnację, w ogóle nie spodziewał się przyjęcia takiego obrotu spraw. Przełknął z obawą ślinę, kiedy poczuł zimne ostrze na swojej szyi, ale poza tym ani drgnął, jakby to co się stało całkowicie go sparaliżowało. Po krótkiej chwili, kiedy główny szok minął, odwrócił niepewnie i bardzo powoli głowę, spodziewając się, że to sam arystokrata pragnie się pozbyć jedynego świadka, dokonywanej przez niego zbrodni, jednakże tu ponownie został poważnie zaskoczony, gdyż sztych do gardła przykładał mu chłopiec, którego jakiś czas temu Aldaren przemienił w wampira i pozbawił kłów. Westchnął ciężko, ruszając powoli przed siebie, ponaglany przez dzieciaka i starał się zachować spokój oraz jakoś się uratować z tej sytuacji. Nie miał siły, żeby zmienić się w kruka, czy choćby hipnozą zmusić Greviera do zaatakowania blondyna, który musiałby w obronie własnej wypuścić skrzypka i zwrócić ostrze ku swojemu panu. Nie mógł jednak się poddać woli tych bandytów, więc postarał się spróbować wykorzystać więzy łączące go z chłopcem, jako jego pierwszym przemienionym.
        - Jesteś wampirem, nie musisz się słuchać tego człowieka. Wiem, że z waszej dwójki, ty miałbyś więcej powodów i chęci do tego by mnie zabić, wierz mi naprawdę żałuję tego co ci zrobiłem. Mogę ci pomóc na powrót wieść zwyczajny żywot, tylko nie pozwól Grevierowi choćby chuchnąć na te sarkofagi i ucieknij ze mną. - Szepnął cicho do blondyna starając się ukryć żałosną desperację w swoim głosie. Był gotowy zrobić wszystko by tylko powstrzymać magnata i ujść z tego wszystkiego z życiem, najlepiej tak by żaden wampir z rezydencji go nie rozpoznał, wtedy byłby skończony i jedynym rozwiązaniem na spokojną egzystencję byłaby ucieczka z Mrocznych Dolin.

        Podczas gdy ich wędrówka dobiegała końca, w Aldarenie narastał jakiś dziwny niepokój, którego nie był w stanie w żaden sposób wyjaśnić, choć był niemal całkowicie przekonany, że nie ma to nic wspólnego z ostrzem przy swojej szyi.
        - Pożałujesz tego człowieku - szarpnął się w stronę magnata przy blondynie, ale czując opór wywołany bliską obecnością żelastwa na swojej skórze, dość szybko się powstrzymał przed doskoczeniem do mężczyzny, który właśnie zbliżał się do upragnionego celu.

        Na miejscu jednak czekało ich, albo tylko go, kolejne zaskoczenie w postaci starego wampira, którego aura określająca jego potęgę, sprawiała, że atmosfera w tym pomieszczeniu wydawała się ciężka do zniesienia i skrzypek po raz pierwszy się cieszył, iż będąc wampirem nie musi się skupiać za bardzo na dostarczaniu do swoich płuc tlenu. Coś mu podpowiadało, że powietrze tutaj musi być potwornie duszące i drażniące.
        - Panie... - jęknął z przestrachem w stronę Mossa, niemal skomlącym głosem i postąpił o krok w jego stronę, jednakże zaraz się zatrzymał i uniósł wyżej brodę, czując wżynające się w jego gardło ostrze, które lekko rozcięło mu skórę. - Nie miałem wyboru, ale... Błagam uciekaj, nie pozwolę im zakłócić spoczynku tych zmarłych. - Dopowiedział szybko, pragnąc jakoś naprawić swoją sytuację względem przyszłej oceny na jego temat w wampirzym społeczeństwie. Tym bardziej, że nie czuł już zaciągniętego na swoją głowę kaptura, który musiał się z sunąć, gdy gwałtownie się zatrzymał i uniósł głowę, jakby chcąc uciec przed sztyletem. Jego myśli zaczęły gorączkowo poszukiwać jakiegoś rozwiązania, ocalenia swojego życia w tym wszystkim, przy jednoczesnym zachowaniu honoru i okazaniu należytego poszanowania spoczywającym tu zmarłym.

        W jego dłoni pojawił się płomień, którym miał wycelować w magnata, jednakże zamiast tego jego krótki, pełen bólu krzyk wypełnił przestrzeń tej komnaty. Aldaren z unieruchomionym przez sztylet ramieniem, odepchnął właśnie od siebie blond wampirka i rzucił się by stanąć między Greviere, a Mossem i sarkofagiem, patrząc na człowieka wrogim, choć osłabionym spojrzeniem w kolorze krwi.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Greviere z manierą pedanta rozglądał się po krypcie, strzepując co grubsze warstwy kurzu z sarkofagów, jakby był jakąś bogato przystrojoną wersją pokojówki, a nie chciwym bandytą i łotrem, planującym właśnie złupienie miejsca wiecznego spoczynku umarłych. Roześmiał się on na skomlenie młodego wampira i dobył swojego przedziwnego miecza, odrzucając resztę buławy na bok. Uderzył płazem broni o pokrywę kamiennej trumny i zawył parodiującym, przesyconym patosem głosem:
- Panie... To nie moja wina! Ja tylko beztrosko wskazałem pogromcom wampirów drogę do twojego leża i wpuściłem ich do zamku w obawie o własne życie! Miej litość nad moim plugawym, wampirzym istnieniem... - Greviere zachlipał teatralnie, ścierając niewidzialne łzy ze swej twarzy, po czym uśmiechnął się paskudnie.
Stary patriarcha zmierzył go pogardliwy spojrzeniem, podobnemu temu, którym przed chwilą jeszcze obdarzył młodego skrzypka.
- Dzieciak od Fausta, huh? Najwyraźniej śmierć twojego mistrza pozbawiła cię resztek godności i przywiązania do twojej rasy. Cóż, gdy już zajmę się tym aroganckim człowieczkiem, dopilnuję by moje sługi odpowiednio zajęły się twoją... Niesubordynacją. - Wycharczał stary krwiopijca, unosząc obie dłonie w kierunku magnata, który wystawił miecz do pozycji obronnej i już prawdopodobnie szykował się do doskoku, gdy nagle skrzypek wyrwał z uścisku blondyna, odpychając go na jeden z sarkofagów i tym samym stając pomiędzy patriarchą a magnatem.
- Będziesz do końca bronił swojego ludzkiego pana, niewolniku? Jakie to żałosne... - Mruknął Moss, nie opuszczając dłoni. - Byłem przekonany, że Faust ofiarował Ci lepsze wychowanie... Cóż, rozczarowujące...
Magnat natomiast tylko spoglądał na skrzypka, lekko krzywiąc wargi i nie opuszczając swej broni ani o centymetr. Trwał w gardzie.
- Nie bądź głupi, Aldarenie. Każdy dług musi zostać spłacony, dobrze o tym wiesz. Czy naprawdę chcesz stawać w obronie istoty, która przysporzyła Ci tyle problemów? Ten wampir jest głównym winowajcą zgładzenia Fausta! - Krzyknął magnat, prostując się i dumnie unosząc głowę, co nadało mu dziwnie majestatycznego wyglądu.
- Ty... Toż to oszczerstwo! Skąd taki żałosny robak jak ty mógłby mieć takie informacje! To niedorzeczne! - Zaśmiał się patriarcha, chociaż jego oczy zwęziły się podejrzliwie.
- Nadszedł czas, Moss. Pora pokazać swoje wszystkie karty, tak szczętnie ukrywane... - Wtem za arystokratą wybuchł głośny rwetes i harmider, jakby dziesiątki głośnych bestii zbiegało po schodach, krzycząc w sposób, którego nie powstydziłaby się niejedna zjawa. Do krypty wpadli zbrojni Mossa, w lekkich stalowych pancerzach i pół hełmach dzierżąc w dłoniach olbrzymie topory i halabardy. Stanęli oni w kontrze do Mossa oraz magnata, tworząc półkole przy drzwiach. Ku zaskoczeniu wszystkich, wśród zbrojnych było paru ludzi Greviere'a, którzy wznieśli kusze i wycelowali w starego wampira. Naprzód wyskoczył młody wampir w skórzanym płaszczu, cały wypudrowany i wypachniony, uzbrojony w krótki miecz obusieczny.
- Synu... - zaczął stary wampir, wbijając szkarłatne spojrzenie w młodzika. - Co ma znaczyć to zamieszanie? Bezcześcisz spokój swoich przodków... Jak ci nie wstyd...
- Spokojnie, starcze. - Prychnął w arogancki sposób młody dziedzic. - Lada chwila dołączysz do swoich umiłowanych krewnych, co zresztą powinieneś był zrobić już dawno...
Na te słowa Greviere wybuchł głośnym śmiechem, opuszczając nawet swoją gardę.
- A więc dobrze! Koniec tej godnej pożałowania maskarady... - Szlachcic rozłożył ręce, a u jego stóp zebrała się lekko błękitna, błyszcząca poświata, która jakby "wciągnęła jego sylwetkę, rozpływając się niemalże w tej samej chwili. W miejscu arystokraty stał teraz dumnie wyprostowany, czarnowłosy mężczyzna o przystojnej twarzy. Ubrany był w proste czarne szaty, a z jego pleców wyrastała para, olbrzymich skrzydeł o lekko brązowym odcieniu, połączonym z grobową czernią. W krypcie rozległo się krakanie Legionu, mimo że nigdzie nie było go widać. Gregevius wzbił się lekko w powietrze, trzymając przed sobą nie cienki miecz o spiczastym ostrzu, a olbrzymie Kosidło z czarnej stali o długiej rękojeści. Iluzja również spadła z pogromców. W miejscu rosłych mężczyzn o bujnych brodach stały teraz nadgnite ożywieńce w starych i zardzewiałych zbrojach, które jednak nie opuszczały naładowanych kusz.
- Gregevius... - Wyszeptał stary Moss, mierząc wypranym z emocji spojrzeniem potężną sylwetkę anioła.
- Jak już powiedziałem, stary przyjacielu, długi muszą zostać spłacone. Szczególnie te w duszach...
Wampir zacisnął kurczowo wargi i zaczął się powoli cofać w kierunku wzniesienia.
- Nie taka była umowa! Nie oszukasz mnie teraz. Obiecałeś, że jeżeli wyślę pogromców by zgładzili Fausta i oddali jego dzieciaka tobie, będę mógł zatrzymać wszystkie dusze swoich ofiar! Nie masz do nich żadnego prawa! Tak jak do mnie! - Moss wyszczerzył groźnie kły, a jego oczy zapłonęły czerwienią.
- Mylisz się - spokojnie odparł Anioł, uśmiechając się zimno. - Tak się złożyło, że na podstawie innego paktu, Faustowi udało się powrócić do życia, toteż tym samym straciłem prawa do jego syna, przynajmniej takie, jakie miałem zagwarantowane. Tym samym, nasz pakt stracił ważność... I, oh, cóż za ironia... Że dziś w twojej krypcie goszczą ci sami pogromcy, których on sam przyjmował w dniu swojej śmierci w swoim zamku...
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Krew się zagotowała w upokorzonym już chyba do granic możliwości, skrzypku i nie był wstanie dłużej znieść choćby samej obecności aroganckiego łotra, pod którego dowództwem się nieświadomie znalazł. Nie mógł biernie stać i się przyglądać jak magnat go obraża, nie mówiąc już o szydzeniu z niego. Mimo swojego osłabienia postanowił zadziałać i stanąć w obronie szczątków oraz samego Mossa, nawet jeśli miałby w pewnym momencie stanąć naprzeciw Birona. Wątpił by całe zamieszanie spowodowane było jedynie kilkoma niezapłaconymi rachunkami za trumny, podejrzewał, że musiało chodzić o coś ważniejszego, ale to go nie obchodziło, nie było to jego sprawą, jednakże nie mógł pozwolić by cała sytuacja rozwiązana została za sprawą podstępu i ataku z zaskoczenia. Według niego bez sensu było również kładzenie na szali życia osób postronnych choć służyły po przeciwnych stronach barykady, ten spór między ojcem i synem powinien zostać rozegrany tylko pomiędzy nimi... Nie był w stanie pojąć jak Biron mógł zatrudniać łowców wampirów, aby zgładzili jego ojca, Aldaren nigdy by tak nie zrobił przeciwko Faustowi, nawet jeśli bezpośrednie starcie między nimi dwoma skończyłoby się szybciej niż się zaczęło i w dodatku śmiercią skrzypka, byłby przynajmniej dumny, że zginął w honorowej walce i miałby jasny przekaz od losu, że tak najwyraźniej musiało być. Te wszystkie podchody, których obecnie był również uczestnikiem... Czuł do siebie odrazę, że doprowadził do tego wszystkiego i to tylko z tchórzliwych pobudek ocalenia swojego życia.

        Nie mógł dłużej trzymać nerwów na wodzy, a kiedy przyszykował się do rzucenia ognistym pociskiem w stronę Greviera, zareagował instynktownie odwracając się na pięcie profilem do blondynka by odepchnąć go od siebie. Tylko ze względu na swoją stłumioną przez osłabienie szybkość, uniknął poderżnięcia gardła przez przykładane mu do szyi ostrze, które najwyżej zostało wbite w jego bark tak, że sparaliżowało mu rękę, póki sztylet w niej tkwił.
        - Nie jestem w stanie nawet marzyć o lepszym wychowaniu niż to, któremu poddał mnie mój Mistrz i szlachetnych wartości, które mi niemal do znudzenia wpajał. Właśnie w obronie tych wartości teraz staję - odparł ochryple Mossowi, mierząc skrzącym się, szkarłatnym spojrzeniem Greviera i po chwili nie spuszczając z niego wzroku wyjął z dużym bólem rysującym się na twarzy, sztylet ze swojego barku. Nie tylko chciał odzyskać władzę w kończynie, ale również zyskał przez to broń do tej walki.
        - Kilka niezapłaconych trumien nie jest, aż tak wielką krzywdą by zabijać inną osobę i bezcześcić miejsce spoczynku jego przodków! - krzyknął do magnata, przyjmując postawę bojową, choć ledwo się trzymał na nogach. Z oczu powoli zaczęły mu spływać rdzawe łzy wyciskane burzą różnych emocji szalejącą w jego wnętrzu. Jednakże ostatnie słowa jakie wypowiedział w tej chwili śmiertelny arystokrata omal nie spowodowały upuszczenia przez skrzypka broni.

        Był skołowany, ponieważ doskonale pamiętał, że to łowcy stali za śmiercią Fausta. Nigdy też by nie przypuszczał, że Starszy, z którym zawsze miał dobre stosunki i bez przesady można by powiedzieć o przyjacielskiej relacji między nimi, byłby w stanie posłać na śmierć drugiego szanowanego wampira, tym bardziej, iż ten przez Aldarena postanowił odejść ze sceny polityki i zajmować się jedynie własnymi sprawami. Niezrozumiałe również było, skąd Greviere wiedział o takich rzeczach, ponieważ jedyną wieścią na temat śmierci Fausta była ta, mówiąca o zabiciu go przez pogromców. Zaraz się jednak uspokoił i pewniej chwycił broń w dłoni, gdy Moss kategorycznie zaprzeczył tym bredniom. Przez wszystko co się do tej pory zdarzyło, skrzypek nie miał najmniejszego zamiaru zawierzać słowom wydobywającą się z ust bandyty, którego w strachu o swoją skórę przyprowadził do tego miejsca.

        W tym już i tak panującym chaosie, pojawił się kolejny, stworzony przez z początku rozbrzmiewające hałasy, a następnie przez wlewanie się do krypty sporego tłumu zbrojnych, u których boku znaleźli się nawet wynajęci przez Greviera łowcy i Biron we własnej osobie. Aldaren nie miał już żadnych wątpliwości, że tu zginie stojąc po stronie zaszczutego pana tych włości. Owszem zląkł się widząc ile sztuk różnorakiej broni w niego mierzy, a raczej w nieumarłego, którego starał się ochronić, ale ani na moment nie zamierzał opuścić broni i usunąć się na bok. Podczas, gdy głowa rodziny wraz ze swoim następcą rozmawiali, skrzypek nie spuszczał wrogiego oka z arystokraty, za którego sprawą sprowadził tu jego dupsko i najemników. Choć go kusiło się wtrącić i raz jeszcze nakazać im honorowe podjęcie się walki, w ogóle się nie odezwał. Przerwał im natomiast magnat, rozprawiając o jakiejś maskaradzie. Lazurowooki przymrużył podejrzliwie oczy, ale nie był przygotowany na to co się po chwili wydarzyło, albo raczej kto stał przeciwko niemu i Mossowi.

        Na widok znajomego anioła, młodego wampira zamurowało, a sztylet trzymany w jego dłoni z brzękiem odbił się od kamiennej posadzki. Zszokowany poruszył lekko drżącymi ustami, jakby bezgłośnie wypowiadał imię niebianina i przełknął z obawą ślinę. Przez cały czas pragnął ujrzeć Gregeviusa by móc stanąć u jego boku, a teraz wyszło na jaw, że przez cały czas darzył go wrogością (choć nie wiedział, że to on) i właśnie znalazł się na przeciw niego, uniemożliwiając w mniejszym, bądź większym stopniu uiszczenie paktu zawiązanego między aniołem i Starszym.

        Był kompletnie zdruzgotany i wątpił, czy rzeczywiście dobrze zdecydował opowiadając się za Mossem. Nie miało dla niego sensu, dlaczego niebianin chciał grzebać w prochach zmarłych, skoro to on pomagał im osiągnąć wieczny spoczynek w miejscu, gdzie ich dusza przez swoje czyny najlepiej pasowała. Zaraz też niedobrze mu się zrobiło kiedy jego łowcy okazali się truposzami i to tymi samymi (tyle, że wtedy żyjącymi), którzy zabili Fausta. Po chwili jednak poczuł się jakby dostał obuchem w głowę, kiedy okazało się, że za sznurki w zamordowaniu ojczyma Aldarena, pociągał właśnie anioł, choć równie winny był Moss, który mógł się po prostu nie zgodzić na takie warunki umowy. Młody krwiopijca zacisnął szczęki oraz pięści i spuścił lekko głowę, nie mogąc tego wszystkiego pojąć i poddając się w tej chwili całkowicie gniewowi darzonemu wobec tych obu mężczyzn.

        Nagle poczuł gwałtowne szarpnięcie i stalowy ucisk na gardle, które chwycił Starszy w akcie desperacji, przytrzymując skrzypka przy swoim ciele jako "żywą" tarczę i kartę przetargową. Aldaren starał się wyswobodzić i po prostu przestać uczestniczyć w tym całym szaleństwie, jednakże zaraz zaprzestał swoich starań, po tym jak się zachłysnął z zaskoczeniem własną krwią, gdyż przez jego brzuch przechodziła na wylot szponiasta ręka wampira, którego jak do tej pory starał się ochronić.
        - Wynoś się stąd, wraz z całą resztą, inaczej będziesz patrzył jak dzieciak Fausta umiera. - Wysyczał Moss chwytając stanowczo i odchylając na bok podbródek skrzypka, dłonią duszącego go ramienia i zawisł swoimi potwornymi kłami o włos od skóry osłabionego krwiopijcy, podtrzymywanego przez jego zakrwawioną do samego łokcia kończynę, by z ziejącej rany na brzuchu mogła stopniowo wyciekać posoka osłabiając młodzieńca jeszcze bardziej. W rzeczywistości, chciał mieć wygodniejszy dostęp do szybkiego wyrwania serca skrzypkowi, jeśli tylko któryś z obecnych, a zwłaszcza sam Gregevius, zachowa się w sposób, który starcowi się nie spodoba.
        Zdegradowany do roli zakładnika mężczyzna, patrzył matowiejącym spojrzeniem na anioła i zgromadzonych, ponieważ nie miał innego wyboru przez swoje osłabienie. Z każdą chwilą coraz trudniej było mu się utrzymać na własnych nogach, a co za tym idzie pan tego zamku musiał używać więcej siły do podtrzymania wiotczejącego nieumarłego.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Anioł śmierci wybuchł zimnym śmiechem, który przeszyłby dreszczem nawet umarłego. Jego oczy rozbłysły błękitem, wypełniając oczodoły trudnym do określenia blaskiem.
- Jak wielkim głupcem trzeba być, Moss, ażeby w obliczu konfrontacji z aniołem śmierci zagrozić mu zabójstwem innej osoby? Nic już Ciebie nie uratuje, nasz pakt dobiegł końca. A ja wygrałem. Przeznaczenie zawsze tryumfuje. - Anioł rozpostarł ramiona oraz swe skrzydła i po chwili zniknął w oślepiającym błysku błękitu. Ułamek chwili potem zjawił się za zdezorientowanym patriarchą, jednym zwinnym ruchem oplatając swój czarny łańcuch wokół jego wychudzonej talii. Siłą niebiańskich ramion odciągnął Starszego od słabnącego skrzypka i przerzucił całe jego cielsko nad swoim ramieniem, miotając nim o najbliższy sarkofag. Tam natomiast rzucili się na niego gotowi zbrojni. Przyszpilili rapierami jego dłonie do posadzki, przy akompaniamencie jego piekielnego wrzasku. Następne jeden z kontrolowanych przez Gregeviusa ożywieńców zamachem martwych ramion uderzył ostrzem topora o rozkraczone nogi starszego wampira, odrzynając je na miejscu. Krew trysnęła, brudząc swą czernią całą kryptę. Wampirze pachołki obwiązały łańcuchem Gregeviusa swego osłabionego pana, podczas gdy sam anioł stanął przy jego gasnącym obliczu.
- Spoczywaj w pokoju, Moss. Pozdrów swych przyszłych prześladowców w Otchłani... - Usta anioła wykrzywił okrutny uśmiech, kiedy wbił swe blade palce w jego pierś, wyrywając z nich błękitną kulę, która zaczęła się trząść jak oszalała w jego dłoni. Po paru sekundach zniszczone szaty starego Mossa wypełnione były tylko brudnym pyłem. Młody dziedzic przyjrzał się dokładnie świetlistej kuli i rozkazał swym ludziom opuścić broń. Cały pojedynek swego ojca z aniołem obserwował z zapartym tchem.
- Zgodnie z układem, panie. - Wyszeptał młodzik. - Zrzekam się praw do dusz zgromadzonych przez mego ojca, w zamian za Twoją pomoc.
Anioł powoli skinął głową, milcząc i włożył duszę starego wampira w jedno z ogniw swego łańcucha. Następnie niedbale pstryknął palcami, a ciała kontrolowanych przez niego łowców w groteskowy sposób rozpadły się na kawałki. Milczący niebianin ruszył w kierunku wzniesienia, mijając po drodze powoli konającego Aldarena. Nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Nad skrzypkiem przyklęknął natomiast młody Moss oraz mały blondynek, w którego oczach pojawiały się łzy, gdy obserwował olbrzymią dziurę po szponach patriarchy.
Gregevius natomiast wspiął się na wzniesienie i omiótł spojrzeniem zebrane na ołtarzu przedmioty. Wybrał i chwycił w swe dłonie olbrzymią kulę z grubego, niebieskiego szkła, z której wnętrza biło upiorne, blade światło. Szkło zawibrowało w jego dłoni, gdy je unosił.
- Pakt dopełniony. - Rzekł beznamiętnie anioł i rozbił artefakt o kamienną posadzkę. Przez chwilę przestrzeń wokół niego wypełniła się małymi, fruwającymi ognikami, których krzyki i jęki mieszały się w jedną, przerażającą kakofonię. Szybko jednak wszystkie wlatywały w ogniwa łańcucha, który anioł miał owinięty warstwami wokół pasa. Gdy ostatnia dusza zniknęła, a błękitne światło zgasło całkowicie, Gregevius zszedł z wzniesienia i powolnym krokiem zbliżył się do skrzypka.
- Ostatnia dusza dzisiaj... - rzucił anioł i wyciągnął dłoń. - Pakt...
- Czekaj! - Krzyknął zapłakany blondynek, wstając na równe nogi i z ogniem w oczach, spoglądając na swojego byłego opiekuna. - Cały ten czas ciebie poszukiwał! Był tobie wierny tak samo jak ja! Czy nie masz w sobie nawet tyle honoru, by wziąć pod uwagę cudze uczucia? Tak daleko wykracza to poza twoje pojmowanie świata? Zbierasz dusze, a zachowujesz się jakbyś sam takiej nie miał! - Piskliwy głos wampirka wypełnił całą kryptę, w której zapadła cisza.
- Taka jest natura śmierci i zakres moich obowiązków. Taka jest gra, zwana życiem. Przegrywasz - tracisz...
Blondynek zagryzł wargi, nie spuszczając jednak wzroku.
- W takim razie... Wyślij mnie do Otchłani zamiast niego. Taki układ...
Anioł przybrał kamienny wyraz twarzy. Błękit w jego oczach zgasł.
- Dziecko, ty nie wiesz czym jest Otchłań... Nie, nie mogę Ci na to pozwolić.
- Wiem, ze się nie oprzesz. Widziałem Cię za wiele razy. Dla Otchłani to bez znaczenia, która dusza tam trafi, tak samo jak dla Ciebie. Zrób to, proszę...
Gregevius skrzywił się, ale mimo to niechętnie wyciągnął dłoń, odwracając wzrok.
Chłopiec uśmiechnął się smutno, podając mu swą drobną rączką.
- Umrę ze świadomością zwycięstwa. Nawet śmierć nie mogła mi spojrzeć w oczy w Dzień Sądu...
Błysnęło błękitne światło, a chłopiec padł bez życia na ziemię. Gregevius spojrzał na Aldarena, któremu zaczęły powracać kolory na twarz.
Spojrzał też na poważnego, młodego Mossa.
- Napój go czym prędzej krwią i przygotuj swych ludzi do drogi. Weźcie też chłopca, nim rozsypie się w proch. Musimy dotrzeć do ruin zamku ojca Aldarena przed świtem...
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Gdy tylko stary Moss został zaatakowany przez anioła, nie miał innego wyboru jak wypuścić ze swych rąk słabnącego skrzypka, którego ciało od razu poddało się sile grawitacji i padło bezwładnie na kamienne podłoże pokryte grubą warstwą pyłu i kurzu. Wszystko wokół niego drastycznie zwolniło, a rozsadzający mu głowę od środka hałas zaczynał być bardziej przytłumiony jakby słuchał wszystkiego spod wody, nie mówiąc już o tym, że wszystko co się wokół niego działo obserwował coraz to bardziej mętniejącym i zamazującym się wzrokiem. Zamknął na moment oczy i znów je otworzył, walcząc z sobą by znaleźć w sobie siłę i wstać, ale nic z tego nie wyszło. Nim stracił przytomność, dostrzegł, że biegnie w jego stronę jakiś chłopiec, którego jego słabnąca świadomość utożsamiła sobie z jego nieżyjącym już od dawna synem, choć ten nie zginął jako dziecko, a w pełni dorosły mężczyzna.
        - Magnus... - wycharczał wyciągając rękę w stronę przykucniętego przy sobie blondyna i położył ją na jego głowie. Po tym nastała już tylko ciemność i błogie uczucie.

        Nie czuł żadnego bólu, opuściły go strach, zwątpienie, gniew i dezorientacja, wokół nic tylko spokój, cisza i... piękna ognistowłosa kobieta z uroczymi piegami na nosie i policzkach, stojąca w świetlistej poświacie i zdająca się na kogoś czekać. Zaraz za nią zamajaczył cień dobrze zbudowanego, młodego mężczyzny po trzydziestce i dopiero wtedy wampir poczuł na nowo ból, z tą różnicą, że tej nie promieniował od rany na brzuchu, ale prosto z rozdzierającego się serca na ten widok. Już dawno przestał śnić o tej dwójce najdroższych mu osób, nawet koszmary od lat go nie prześladowały, a ich sylwetki stopniowo zaczęły zacierać się w jego pamięci, dlatego ciężko mu było opanować emocje i padł na kolana, zalewając się rzewnymi łzami. Tak bardzo ich kochał i pragnął mieć ich wiecznie u boku, wiedział jednak, że to nie jest możliwe, a wydzieranie ich z grobów i udawanie, że wszystko jest w porządku, byłoby godnym pożałowania zachowaniem z jego strony. Świadomość tego raniła go po stokroć, ale musiał się z tym pogodzić wierząc, że tak miało być, a oni są szczęśliwi w miejscu gdzie znajdują się ich niewinne dusze.
        - Lorelin - szepnął kiedy podniósł na kobietę wzrok za sprawą jej delikatnych palców unoszących do góry jego podbródek. Była piękna jak zawsze i gdyby nie płomienne włosy oraz piegi, mogłaby być mylona z prawdziwą niebianką, a nie zwyczajną córką wioskowego drwala. Po chwili wstał za jej niemym nakazem i przytulił ją mocno do siebie nie mogąc się powstrzymać. Kiedy spojrzał ponad jej ramieniem, zasmuciło go, że mężczyzna stojący w dali nawet na niego nie spojrzał i Aldaren sam chciał podejść, ale jego narzeczona go powstrzymała.
        - Wciąż jest na ciebie zły i bliska konfrontacja mogłaby się dla któregoś z was źle skończyć, ale wież mi, że jest równie szczęśliwy z tego, iż cię widzi, co ja. - Powiedziała łagodnie głosem przyjemnym i kojącym, jakby świergotało w nim tysiące ptaków. Objęła lekko wampira i pocałowała go delikatnie w usta, po czym z radosnym uśmiechem ujęła jego dłoń i zaczęła prowadzić w stronę poświaty, przy której jeszcze przez moment stała.

***

        W tym samym czasie Biron bez szemrania wykonywał polecenie anioła i przykucając przy swoim przyjacielu, rozciął sobie nadgarstek po czym przyłożył go do ust nieprzytomnego, który instynktownie zatopił w ranie swoje kły i zaczął łapczywie łyskać życiodajną posokę. Młody Moss co chwila musiał uspokajać swoich podwładnych, by ci w obawie przed skrzywdzeniem, nawet nieumyślnie, swojego nowego pana, nie postanowili odrąbać skrzypkowi głowy. Sądząc po tym jak Aldaren niechlujnie się pożywiał w tej chwili, Biron sądził, że ciężko będzie go odciągnąć od źródła i zabrać mu swoją dłoń, ale zaraz się okazało, iż niepotrzebnie się martwił. Nieprzytomny sam puścił rękę przyjaciela, przez targające nim odruchy wymiotne, przy których wyrzucał z siebie jedynie krew, ale efekty tej, która została przyjęta przez jego organizm były już wyraźnie widoczne, przez natychmiastowe zrastanie się jego rany. Od razu został przewrócony na bok, żeby się nie zakrztusił i cierpliwie czekano aż jego reakcja zniknie. Nowa głowa tych włości nie miała zielonego pojęcia, dlaczego nie tak dawno jeszcze nałogowo uzależniony od krwi skrzypek, tak teraz się zachowywał na jej niewielkie ilości, gdyż raptem upił niecałe pół litra. Tiva jeszcze nie zdążyła rozpowiedzieć wszystkim starym znajomym, że Aldaren przestał przyjmować krew, przez jakieś swoje wymyślone widzimisię, które jakoby było dla niego sprawą honoru.

        Kiedy sytuacja była już opanowana, któryś ze służących ostrożnie uniósł ciało martwego blondyna i ruszył wraz ze wszystkimi ku wyjściu z krypt i w stronę dziedzińca, gdzie przygotowane miały czekać konie. Biron schwycił dalej nieprzytomnego skrzypka pod ramię i również wyprowadził na zewnątrz, tam przełożył go przez grzbiet gotowego do drogi wierzchowca i gdy wszyscy byli już gotowi, popędzili zwierzęta i ruszyli galopem w stronę zrujnowanego zamku Fausta. Dziedzic wolał nie wnikać czemu to wszystko miało służyć, ale po tym co właśnie zobaczył wolał nie nie mieć Gregeviusa za swojego wroga.

***

        Wargi Aldarena odwzajemniły niepewnie radosny grymas kobiety, a on sam poddał się jej i podążył wraz z nią, dopóki w pewnym momencie jej dłoń nie wyślizgnęła się z jego własnej, a on nie mógł postąpić kolejnego kroku na przód. Był równie zaskoczony co ona i starał się ze wszystkich sił ruszyć, ale jego starania okazały się bezsilne wobec niewidzialnej mocy trzymającej go w miejscu. Znów podniósł na rodzinę swoje spojrzenie i przeraził się tym co zobaczył. Ich twarze zaczęły przyjmować zdeformowane kształty i wykrzywione były w okrutnej wściekłości. Również biała poświata przyjęła swoją naturalną postać portalu, po którego drugiej stronie przewijało się więcej tych potwornych kreatur jakie udawały jego bliskich i starały się go tam wciągnąć.

        Obudził się wystraszony w jakiejś znajomej sobie krypcie, na polowym łóżku, dysząc ciężko ze zdenerwowaniem i niezbyt trzeźwym jeszcze wzrokiem, rozejrzał się po pomieszczeniu. Niby było to mauzoleum, ale nie to, w którym jeszcze przed chwilą się znajdował. Niby tu również kręciło się dokoła pełno osób, ale nie byli to podwładni Mossa czy Gregeviusa... Kiedy przez myśl przeszła mu postać anioła, wezbrały w nim mieszane uczucia, i choć do niedawna jeszcze był gotów poświęcić swoją wieczność na towarzyszenie mu nawet jako zwykły parobek, teraz nie był tego do końca pewny, nie mógł tylko sobie przypomnieć przez co miał teraz takie wątpliwości co do tego. Nie mógł jednak siedzieć bezczynnie w obcym miejscu i dumać, więc postanowił wstać, ale zaraz został powstrzymany przez czyjąś dłoń na swoim ramieniu, a niemal pod nos mu podstawiono kieliszek świeżej krwi.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Dotarli w okolice ruin na dwie godziny przed świtem: on, milczący Anioł Śmierci, młody Moss, jego zaaferowani ludzie oraz dwa ciężkie wozy, wiozące majaczącego Aldarena i olbrzymią urnę, pochodzącą z krypt rodu nowego pana zamku. Po paru trudnych podejściach pod strome zbocze, w końcu zatrzymali się przed zrujnowaną bramą zamku, chociaż tuż za nią widać było początki jakichś drewnianych zabudowań, być może donżonów, albo tymczasowych schronień dla budujących. Tak jak spodziewał się tego Gregevius, czekali już na nich. Faust, tym razem w nowych szatach i bez obszernego szala, niecierpliwy Zabor oraz cała wampirza menażeria tego dworu. Kiedy cała kolumna podróżujących zatrzymała się, Gregevius wystąpił naprzód, na spotkanie ze Starszym, w asyście młodego Mossa. U boku Fausta przysiadł demoniczny wilk, szczerząc groźnie kły w kierunku niebianina.
- Domyślam się, że musisz być zadowolony z siebie i z tego co osiągnąłeś - wyszeptał Faust, obserwując uważnie wóz z jego przybranym synem i nieznaną mu urną. - Sprawia Ci to radość, prawda? Grzebanie w ludzkim życiu i rujnowanie go?
Gregevius prychnął, powoli odwijając olbrzymi łańcuch ze swoich bioder.
- W ludzkich nie za bardzo. Jedynie w wampirzych - rzucił z przekąsem, na co Zabor zawarczał groźnie, jednak zaraz został uspokojony przez dłoń Fausta.
- Zabrzmi to dziwnie z ust pijącego krew trupa, ale jesteś odrażającym stworzeniem, Gregeviusie. Nie dziwię się, że chodzisz sam po świecie, skoro bez mrugnięcia okiem poświęcasz bliskich... Tak, wiem co jest w tej urnie. - Anioł spojrzał zaskoczony na Starszego, kiedy ten wskazał na pozostałości po blondwłosym wampirku.
- Łatwo Ci oceniać innych ze swojej perspektywy, czyż nie? - Odpowiedział chłodnym tonem żniwiarz, dalej zdejmując łańcuch. - Nie masz bladego pojęcia o ciężarze decyzji, które muszę dźwigać. Nie masz najmniejszego prawa, by mnie sądzić. Nie po tym, co robię dla świata...
- Co niby masz na myśli? - zawarczał Zabor. - Destrukcję, którą siejesz, nieważne gdzie się pojawisz czy smutek, który idzie za Tobą niczym Twój Legion?
Anioł uśmiechnął się smutno, tworząc wokół siebie potrójny krąg z ogniw czarnego łańcucha.
- Nie oczekuję w żaden sposób twego zrozumienia, bo wiem, że i tak by nie przedarło się to przez twój demoniczny umysł. - Gregevius, nie zmieniając wyrazu twarzy, uniósł Kosidło do góry.
- I co? To koniec? Skończyłeś maczać palce w naszym życiu? Znikniesz by poszukać teraz innych lalek, czyż nie? - spytał zimno Faust, nie spuszczając oczu z niebianina.
- Jest to całkiem możliwe. Ty wiesz najlepiej, Faust, jak to bywa ze śmiercią... Zawsze może okazać się początkiem czegoś nowego. - Żniwiarz rozpostarł swe skrzydła, powoli unosząc się ku górze, zaś okrąg z czarnego metalu rozbłysł jaskrawym światłem błękitu. Po chwili, z ogniw zaczęły wylatywać małe, niebieskie kule jaskrawego światła, które podążały za sylwetką anioła w nieboskłon. Wszyscy odskoczyli na bok, kiedy powietrze wypełniło się duszami zmierzającymi do innej krainy oraz kurkami z orszaku Gregeviusa, które w milczeniu krążyły koliście wokół swego pana. Sam anioł delikatnie przymknął oczy, kiedy zatrzymał się wysoko w górze, zaś kule, które otaczały powoli zaczęły się rozpływać wśród chmur, na moment zmieniając ich ciężką barwę na przyjemny błękit. Unosił się tak w powietrzu, dopóki ostatnia z kul nie przepłynęła obok niego, aby zniknąć wśród nieboskłonu. Powoli wylądował na ziemi, by zebrać z niej swój łańcuch. I wtedy jego spojrzenie spoczęło na nieprzytomnym skrzypku. Rozejrzał się dookoła; nikt się nie odzywał, wszyscy spoglądali na niego czujnie. Zebrał łańcuch w ciężkie, metalowe pęta i powoli, podpierając się na swym Kosidle, podszedł do nieprzytomnego wampira. Jakby od niechcenia, delikatnie wystawił dłoń przed siebie. Jego blade palce drżały, gdy muskały jego grobowo zimny policzek.
- Przepraszam. - Wyszeptał żniwiarz, zabierając dłoń. - To nie tak miało się skończyć. Inny był zapis układu... - Niebianin przymknął oczy, z których znowu zaczęły płynąć łzy. Po chwili jednak odsunął się od wozu i spojrzał ciężkim spojrzeniem na Fausta. - Pochowajcie proszę urnę w swoje krypcie. Chłopak był przemieniony przez Aldarena, więc zasłużył chociaż na godziwy spoczynek. Jeśli zaś chodzi o samego skrzypka... - Anioł powoli uniósł do góry dłoń, wyprostowaną i rozczapierzoną - powiedzcie mu, że to nagroda za jego cierpienie i służbę największemu głupcowi na tym świecie... Niech uważa na nich. Mogą powrócić tylko ten jeden raz. - W dłoni anioła zaświeciły dwie, srebrzysto-błękitne kule, które poszybowały powoli od dłoni anioła i delikatnie, niczym dwa szlachetne owady, spoczęły po obu stronach wozu. Światło zaczęło się rozchodzić, rozszerzać, a w jego wnętrzu można było dostrzec dwie, mgliste sylwetki. Jedną dojrzałą, kobiecą, a drugą młodzieńczą, butną i wysportowaną.
- Pakt dokonany. - Wyszeptał Gregevius i rozpłynął się w powietrzu, w akompaniamencie krakania Kruków z Legionu.

Dalszy ciąg losów Gregeviusa:
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Napij się i połóż z powrotem, to ci dobrze zrobi. - Odezwał się do niego znajomy, kobiecy głos, wciąż podtykając mu pod nos kieliszek, nieprzyjemnie cuchnący krwią. W pierwszej kolejności chciał go od siebie odrzucić i roztrzaskać na najbliższej ścianie, ale nie mógł w nieskończoność walczyć ze swoją naturą i użalać się nad sobą, a to właśnie robił odkąd ostatnim razem opuścił anioła. Westchnął ciężko z rezygnacją i spojrzał na siedzącą przy nim Tivę z zatroskaną miną.
        - Czyja to krew? - spytał ochryple, wyglądając jakby całe życie z niego uciekło na co wskazywał chorobliwie mętny wzrok. "Czy to ma jakieś znaczenie czyja? Bierz puki dają, a nie zaczynasz moralizować. Jesteś przecież wampirem, więc bez tego co jest w kieliszku długo nie pociągniesz, tym bardziej, że wygłupiając się przez tak długi czas już zrobiłeś z siebie żałosną kpinę własnego gatunku," przemknęło mu przez myśl i po chwili owinął palce wokół naczynia wciąż trzymanego przez wampirzycę.
        - Mogę tylko powiedzieć, że to bliska tobie osoba, która dobrowolnie postanowiła ci ofiarować tych kilka kropel. - Odparła dziewczyna, lojalnie nie zdradzając żadnych konkretnych informacji.

        W zamglonych oczach nieumarłego pojawił się przebłysk nadziei i radości, myśląc, że może Gregevius tylko udawał swoją obojętność i chłód wobec młodego Van der Leeuwa, więc od razu osuszył duszkiem całe naczynie, aby zaraz z jego twarzy znikł entuzjazm, zastępowany wykwitającym rozczarowaniem i zawodem.
        - Faust... - szepnął pod nosem, oblizując nieświadomie usta i nieco posmutniał. Nie rozumiał swojej reakcji, ponieważ powinien się cieszyć, że znów będzie mógł dzielić wieczność ze swoim Mistrzem i nie będzie musiał przez nią przechodzić samotnie, za jedynego towarzysza mając złośliwego demona, który tylko zastanawiał się jak pozbyć się szczeniaka i powrócić do swojego pełnoprawnego pana. I fakt, był w głębi duszy z tego powodu szczęśliwy, ale nie był w stanie tego po sobie pokazać. Co prawda krew jego wampirzego mentora była dla niego nieporównywalnie ożywczym zastrzykiem energii, jakiego od dawna nie doznał i wiedziałby, że nawet gdyby anioł postanowił w swojej łaskawości poczęstować choć kroplą swojej posoki tak żałosnego i niegodnego choćby spojrzenia na niego, potwora, nie zyskałby takiej siły i nie wróciłby szybciej do zdrowia niż właśnie po tej Fausta, to i tak Aldaren z jakiegoś niezrozumiałego sobie powodu podejrzewał, że ta od Gregeviusa by go najbardziej uszczęśliwiła jak nic innego w świecie.

        - Wydajesz się być zawiedziony, z daru od swojego Mistrza, choć dobrze wiesz, że on z żadnym ze swoich podwładnych tak się nie dzieli swoją krwią, a za to ciebie ciągle by nią poił. Martwisz mnie Aldarenie. - Powiedziała odstawiając na bok naczynie i przyglądając mu się z uwagą, nie krępując się przed zajrzeniem do jego głowy, z czego jej ród słynął, wraz z magią z dziedziny pustki i ducha, po czym to ona raczyła zakłócić ciszę głośnym westchnięciem. - Nie masz na co liczyć. Zdaje mi się, że on już nie wróci i powinieneś się skupić na tym co obecnie masz, a wież mi, że zyskałeś "w spadku" po nim całkiem sporo. - Podsumowała i się lekko uśmiechnęła chcąc jakoś pocieszyć przyjaciela.
        - Jakim prawem śmiesz grzebać w mojej głowie? - "Nie możesz jej pozwolić na taką bezczelność i brak szacunku, przyjaciele nie powinni tak sobie robić," rozbrzmiało w jego głowie, a wampir spojrzał z gniewem i czerwonymi oczami na dziewczynę. - Ktoś ci na to pozwolił? Pilnuj lepiej własnego nosa, póki jeszcze możesz - burknął rozdrażniony szarpiąc ją za ubranie pod szyją i przyciągnął w swoją stronę, po czym puścił i legł się z powrotem na zajmowane przez siebie łóżko polowe w krypcie.
        - Co w ciebie wstąpiło? Nigdy się tak nie zachowywałeś. - Szepnęła zaniepokojona wstając i cofając się kilka kroków. - Przecież, to żaden wstyd, że go kochasz, a wręcz przeciwnie - wielka odwaga z twojej strony...
        - Nie kocham go! Zamilcz i zostaw mnie w końcu w spokoju! - warknął, sięgając szybko po stojący obok kieliszek i ciskając nim w dziewczynę.
        - Mam nadzieję, że się w porę opanujesz nim stracisz wszystkich tych, którzy kochają ciebie. - Rzuciła na odchodnym i wyszła z rodowej krypty Fausta, gdzie tuż po zniknięciu niebianina pochowano prochy, pierwszego przemienionego przez Aldarena wampira.

        Przez jakiś czas młody Van der Leeuw nie chciał w swoim towarzystwie mieć nikogo, nawet duchy swojej żony oraz syna, nie mówiąc już o Fauście, a jedynie przyjmował od odwiedzających go kieliszki i butelki po winie wypełnione krwią. Widok tego, że w końcu przestał się wzbraniać przed pożywianiem się powinien cieszyć oczy, ale wszystkich wokół niepokoiło coraz to bardziej agresywne zachowanie skrzypka, przez które Starszy przypomniał sobie ciężki okres gdy musiał przetrzymywać zdziczałego i oszalałego przez przemianę syna w lochu, łaknącego jedynie krwi, dopóki jego przystosowywanie się do nowego życia jako nieumarły nie dobiegło końca. Teraz obawiał się powtórki z tych koszmarnych lat, choć teraz zdawał się wpadać w amok dopiero jak ktoś wspomniał o ostatnich wydarzeniach, albo o samej osobie żniwiarza, gdzie oliwy do ognia dolewał duch syna Aldarena, wciąż zły na niego za to, że był wampirem i zabił jego matkę, nie racząc po tym zająć się na wpół osieroconym chłopcem. Nawet nie obchodziło Magnusa, że w jego ojciec bardzo mocno tego pragnął, ale pełen gniewu i zazdrości Faust mu to uniemożliwił.

        Na szczęście pod koniec tygodnia skrzypek z własnej woli postanowił opuścić krypty i wspomóc prace przy odbudowie zamczyska jego Mistrza, wcześniej składając należytą cześć przy pomniku upamiętniającym, przemienionego przez niego blond wampirka. Nie wiedział czemu po chłopcu zostały jedynie prochy, a z rozkazu Starszego nikt we dworze nie starał się tego wyjaśnić drażliwemu skrzypkowi, który ostatecznie wmówił sobie, ze musiało dojść do tragicznego wypadku w mauzoleum Mossa podczas walki.

        Na uprzątniętym z gruzów dziedzińcu, gdzie pojawiały się surowe szkielety budowli, musiał się chwilę pomęczyć, aby znaleźć Fausa i zapytać, w której części zamczyska się najbardziej przyda, po czym bezzwłocznie przystąpił do pracy wraz z innymi wampirami, nie tylko podwładnymi jego Mistrza, ale również pomagali im poddani Bironowi, choć młodego Mossa osobiście nie było na placu budowy, gdyż miał masę spraw do załatwienia ze względu na stanie się nową głową rodu, mającego trumnę z pajęczą głową i odnóżami w swoim herbie.

Ciąg Dalszy: Aldaren
Zablokowany

Wróć do „Mroczne Doliny”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość