Mroczne Doliny[Na północ od Maurii] Powrót do domu

Tajemnicza kraina, nad którą od wieków zalega mrok. Słońce świeci tu niezwykle rzadko. Nie ma tu tętniących życiem wiosek, jedynie jedno, warowne miasto ostało się w tej czeluści mroku, a i o nim nie można powiedzieć, pełne życia...
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Wiedział, że odszukanie kryjówki Zakonu Srebrnych Róż jest ważne dla Tressy, więc nie zdziwiło go to, co powiedziała przed chwilą.
- I możesz być pewna, że pomogę ci w poszukiwaniach, a później w walce — powiedział do niej. - A zwój znajdziemy, bo na pewno znajduje się on na terenie Leśnej Posiadłości, jeśli nie ma go w bibliotece, to jestem niemalże pewien tego, że znajdziemy go w skarbcu — dodał po chwili.
Gdy tylko wyszli z biblioteki, Vergil zainicjował pocałunek i zdawało mu się, że nieco zaskoczył tym Tressę, jednak równie dobrze mógł się mylić. W kolejnych pomieszczeniach także to powtórzył, połączył przyjemne z pożytecznym. Pożytecznym dla niego, bo miał zamiar wygrać zakład.
- Jestem ciekaw, co też wymyślisz albo wymyśliłaś jako nagrodę za wygranie tego zakładu — powiedział do niej. Poniekąd te słowa były zgodzeniem się z tym, że "aż tak się rwie, żeby wygrać zakład", tylko że nie powiedział tego wprost.

W końcu dotarli do salonu, a później do miejsca, w którym wampir otworzył tajne przejście do skarbca.
- Może trafiłabyś na to prędzej czy później... Obstawiam, że później — odparł i uśmiechnął się do niej, nieco szelmowsko.
Miał na uwadze, że już wcześniej wampirzyca powiedziała mu, że nie za dobrze czuje się w podziemiach i podejrzewał, że obojętne jest to, jak będą wyglądać. W duchu podziękował jej za to, że ostatecznie zdecydowała się na to, aby mu towarzyszyć, bo między innymi poszukiwania zwoju w skarbcu pójdą szybciej, gdy uczestniczą w nich dwie osoby, a nie jedna.

Gdy weszli do skarbca, jedną z pierwszych rzeczy, jaką chciał zrobić Vergil, to złożenie kolejnego pocałunku na ustach Tressy, co pewnie także dodałoby jej otuchy. Wydawało się, że mu się to uda, jednak w ostatniej chwili Sorley wcisnął się między nich i uniemożliwił kolejnego zbliżenie. Wampir przez chwilę zastanawiał się nad tym, skąd tak nagle wziął się tu ten nietoperz, jednak przypomniał sobie, że jest on też duchem, więc mógł za nimi lecieć, pod osłoną niewidzialności czy coś...
Przyjrzał się małemu widowisku, które urządziła Tressa i uśmiechnął się lekko.
- Nie każdy potrafi coś takiego — powiedział po chwili.
Następnie zabrali się za przeszukiwanie skrzyń, a Vergil poczuł, że Sorley siedzi mu na ramieniu i chyba pilnuje, aby wampir ponownie nie spróbował tego, co chciał zrobić na samym początku, czyli zainicjować kolejny pocałunek z wampirzycą. Nie przejął się tym zbytnio i zabrał się za przeszukiwanie skrzyń.

Udało mu się przeszukiwać kilka skrzyń, jednak znalazł w nich głównie złoto, klejnoty i biżuterię, a dwa czy trzy zwoje, które tam były, okazały się nie być tym, czego szukał. Dobrze, że jego towarzyszka miała więcej szczęścia, bo znalazła dwa razy więcej pism niż on i możliwe, że któreś z nich było poszukiwanym kawałkiem pergaminu. Bez słowa przejął zwoje od Tressy i zaczął je przeglądać, a po niedługiej chwili odłożył trzy z nich na bok i łatwo było domyślić się, że nie są to te, których szukają.
Przyszła kolej na następny zwój. Vergil zaczął go czytać w myślach i nagle uśmiechnął się, jakby sam do siebie, jednak już po tym wampirzyca mogła poznać, że prawdopodobnie jest to to, czego szukają.
- Znaleźliśmy go! - powiedział po chwili, nieco podniesionym głosem. - To na pewno ten zwój — dodał i przekazał go jej. - Śmiało. Musisz przeczytać to sama — zaproponował z wystawioną dłonią, w której spoczywał rozwinięty pergamin.
- Tylko obchodź się z nim ostrożnie, bo jest dość stary — dodał szybko, zanim przejęła go od niego.

Treść mówiła o tym, że osoba, która go spisała, znalazła sposób dotarcia do kryjówki Zakonu Srebrnych Róż bez konieczności przechodzenia ich prób. Okazało się, że mieli rację, bo autor pisał, że przejście do kryjówki Zakonu to tak naprawdę portal, który można otworzyć w dowolnym miejscu, jednak trzeba odprawić odpowiednie inkantacje, aby całość się udała. Niżej, pochyłym drukiem, napisane były słowa i gesty, które trzeba wymówić i wykonać w trakcie tworzenia portalu. Autor pisał też, że wystarczy mieć zdolności magiczne, aby utworzyć portal, bo nie jest on powiązany z żadnym rodzajem, a ogólnie z magią. Dalsza część tekstu po krótce opisuje wygląd kryjówki Srebrnych Róż, a także ucieczkę z niej. Jest też wspomniane, że we wnętrzu tej kryjówki, w jej centralnej części, znajduje się portal, przez który przechodzi każdy, kto chce tam trafić, a także to, iż jest on strzeżony przez przeważnie dwóch lub trzech strażników.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Tressa uśmiechnęła się w odpowiedzi. Już powiedziała, do czego jest zdolna. I podkreśliła to kilka razy. Słowa uzupełniające wcześniejsze wypowiedzi są teraz dla niej całkowicie zbędne. Dalej wyszli z biblioteki w ciszy. Nie była ona raczej niezręczna, prosta cisza, która towarzyszyła każdemu w przerwach na oddech. Nawet wampiry muszą oddychać... Idiotyczna zasada wykorzystywania krwi.
Tressa ponownie wyszczerzyła kły.
        - Też jestem ciekawa – rzekła, unosząc brwi w geście lekkiej rezygnacji. Chyba poważnie będzie musiała wysilić szare komórki w wykombinowaniu nagrody. Aj, nie będzie łatwo. Wyobraźnia wampirzycy w tym momencie kulała.
        - Wątpisz w moje umiejętności odnajdywania ukrytych pomieszczeń? - zaśmiała się. Może i znalazłaby skarbiec... gdyby jeszcze chciałoby jej się szukać. Do tej pory jednak miała ciekawsze zajęcia.
        Weszli do skarbca, w którym Tressa – jak to było wspomniane – nie czuła się najlepiej. Motyw kraty oddzielającej korytarz od głównej części tylko potęgował te emocje. Nieumarła westchnęła przeciągle. Jednak cóż, nie chciała się wycofać. Co innego by teraz robiła? Ociągała się z nauką, na której mimo wszystko zależało jej bardzo. Ale to wszystko takie trudne... Idąc od zera, całkowicie można się zgubić w lekcjach etykiety.
        Jeśli Sorley – z racji tego, że jest obecnie duchem – już zapomniał, jak to jest umierać, właśnie pracował sobie na krótkie przypomnienie. Ale mimo wszystko cała ta sytuacja bawiła wampirzycę, co ona sama dała znać już któryś razu, uśmiechając się szeroko.
        - Oczywiście, że nie każdy – odpowiedziała, poprawiając włosy z czystym wyrazem dumy na twarzy. Uwielbiała zabawy z ogniem. Stąd też jej zamiłowanie do podpalania ludzi... Oczywiście przed zakosztowaniem ich krwi. Choć czasem i to nie wychodzi. Ups?

        W jej oczach już była widoczna iskierka nadziei. Znaleźli zwój? Już sam uśmiech Vergila podpowiedział jej, jakiej odpowiedzi może się spodziewać. Niedługo potem sam wampir potwierdził jej myśli słowami. Tressa nie ukrywała radości, zadowolona aż rzuciła się na szyję mężczyzny, kompletnie z zaskoczenia, całkiem zaburzając jego ośrodek równowagi i powalając tym na ziemię, uniemożliwiając mu tym samym wstanie, przygniatając go własnym ciężarem. Przy okazji odgoniła Sorleya, siedzącego wcześniej na ramieniu wampira. Cóż, przeszkadzał, ot co.
        Tressa odsunęła się od Vergila, spoglądając mu przy tym w oczy. Uśmiechnęła się. Ponownie tryskała energią, zadowolona z jakiejkolwiek wskazówki na temat sekty. Zakonu, który wszystko jej odebrał...
Szybko i z impetem wpiła się w jego wargi, po raz kolejny ignorując fakt, że Sorley prawdopodobnie dostaje gdzieś swojej duchowej wścieklizny. Liczyła się dla wampirzycy teraz tylko ta chwila, która trwała dość długo. Dopiero po minucie – a może więcej – oprzytomniała, przypominając sobie powód, dla którego zeszła do podziemi. Powoli odsunęła się od Vergila, kończąc tym samym miłą chwilę przyjemności, po czym uśmiechnęła się.
        - To się nie liczy do zakładu – rzekła. - To ty masz mnie całować. Nie ja ciebie. - I tu plus dla niej. Przynajmniej na ten czas. Wstała z ziemi, wyswobadzając wampira, a następnie chwyciła zwój. Starała się być ostrożna, miała na uwadze słowa Vergila. Całkowicie zajęła się czytaniem, a z tego stanu nie łatwo ją wybudzić. Chyba, że inną, ciekawszą lekturą. A i z tym nieraz problem, proste.
        - Więc – zaczęła, memłając w ustach następne słowa. - Co teraz? - Niepewność w jej głosie była aż nadto wyczuwalna. - Idziemy od razu, czy czekamy?
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Po tym, jak potwierdził, że zwój, który trzyma w ręku, jest tym, którego szukali, Tressa rzuciła mu się na szyję. Dobrze, że zdążył zabrać rękę z pergaminem, bo całkiem możliwe, że wampirzyca przygniotłaby go między swoim, a jego ciałem. Zwój był stary, więc niewykluczone, że przy takim rozwoju zdarzeń coś mogłoby mu się stać. Musiał stwierdzić, że nieco zaskoczyło go to, jak kobieta zareagowała na tę nowinę, jednak mógł się tego spodziewać, patrząc na to, że cała sprawa jest dla niej ważna. Przez to, że nie spodziewał się takiej reakcji i zaskoczyła go ona, stracił równowagę i wylądował na podłodze, a wampirzyca wylądowała na nim.
Spojrzał na nią i zobaczył uśmiech na jej twarzy. Tym razem spodziewał się sposobu, w jaki mu podziękuje i nie mylił się, bo ich wargi szybko połączyły się ze sobą w pocałunku, który trwał dobrą minutę albo nawet więcej, jednak Vergil nie miał powodów do narzekania, a w pocałunek zaangażował się tak samo jak Tressa.
Po czasie, który miło spędzili, wstali z podłogi. Wampirzcy mogło wydawać się, że zaraz zabierze zwój z ręki Vergila i zacznie go czytać, jednak on złapał jej dłoń, gdy po niego sięgała, a następnie przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Trwali tak niespełna minutę, aż w końcu wampir oderwał się od ust swojej towarzyszki. Po chwili uśmiechnął się do niej szelmowsko i pozwolił odebrać sobie zwój.
- Teraz się liczy — powiedział, a na jego twarzy dalej gościł szelmowski uśmiech, chociaż teraz był nieco mniej widoczny.

W ciszy i spokoju poczekał na to, aż wampirzyca przeczyta to, co napisane jest na pergaminie i krótko przemyśli te słowa. Nawet rozejrzał się za Sorleyem, który teraz siedział w pobliżu dwójki krwiopijców, a konkretniej, siedział na jednej ze skrzyń. Postanowił, że poczeka na to, aż Tressa odezwie się pierwsza.
- Możemy jeszcze trochę poczekać... Zebrać więcej informacji na temat Zakonu, a więc przejrzeć moją bibliotekę w poszukiwaniu jakichś innych pism, w których mogą być zawarte informacje na ich temat. Poza tym chciałaś zobaczyć ogród, więc tam też możemy zajść — zaproponował po niedługiej chwili namysłu. - Co ty na to? - zapytał i spojrzał na nią.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Tressa sięgnęła po zwój. Wydarzenia, które miało miejsce niespełna kilka sekund po tym, mogła powiedzieć, że się nawet spodziewała. W sumie sama sprowokowała wampira do kolejnego pocałunku, odganiając Sorleya, który – aż dziw! - siedział spokojnie na skrzyniach i nie reagował. Wyłączył mu się tryb stróża? Cóż, nieumarła może i by się tym przejęła, sprawdziła, czy jej towarzysz nie jest chory... chociaż to duch, lecz teraz Tressa miała dużo ciekawsze rzeczy do roboty. Z równie wielką zażyłością oddała pocałunek. Nie obchodził ją fakt, że prawdopodobnie jest coraz bliżej przegrania zakładu. Ale za jaką cenę!
        Na sam koniec pocałunku spojrzała na uśmiechniętego Vergila.
        - Jesteś chyba coraz bardziej zadowolony z siebie – powiedziała, prychając ze śmiechu. - Nie chwal dnia przed zachodem słońca – dodała, odrzucając włosy do tyłu i zabierając zwój. Dokładnie przewertowała jego treść. Westchnęła.
        - Chyba na razie czekanie i zebranie więcej informacji będzie najlepsze – oznajmiła obojętnie. Najchętniej po prostu by od razu wparowała do komnat zakonu i powyrzynała wszystkich magów, nekromantów i pozostałych świrów jak prosięta. Usmażyłaby. Wszystko i wszystkich. A potem tańczyłaby na ich grobach, o ile by je w ogóle posiadali. Zemści się za to, co oni zrobili jej rodzeństwu. Matka to zupełnie inna bajka.
        - Ogrody? - Od razu na myśl o takim miejscu się rozpromieniła. - Jeszcze pytasz? Z wielką przyjemnością – rzekła, niemal skocznymi krokami pojawiając się obok wejścia – znienawidzonej przez Tressę kraty – i wyszczerzyła ząbki.
        - Kolejne zwiedzanie posiadłości? Coś za bardzo starasz się wygrać. - Wówczas Sorley, jej wierny zwierzak-duch-wredota, przysiadł się na jej ramieniu. - Muszę ci to w pewnym momencie utrudnić. Ale czekaj... Jaka jest pora? Dzień? - Wizja przesiadywania pod słońcem nie była najlepsza... - Idziemy? - zapytała po chwili rozmyślań.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Szczerze mówiąc, spodziewał się jakiejkolwiek reakcji ze strony Sorleya na to, że przyciągnął do siebie wampirzycę i pocałował ją. Może nietoperz zaczął powoli oswajać się z tym, że w życiu jego pani pojawił się ktoś jeszcze i to ktoś, komu musi ona poświęcać część swojej uwagi. Gdyby tak się stało, to podejrzewał, że ani on, ani Tressa nie narzekaliby na to.
- Myślę, że mogę się z tym zgodzić — powiedział po chwili. - Jednak wydaje mi się, że nie przeszkadza ci to, że spędzamy nieco więcej czasu na pocałunkach — dodał po chwili i uśmiechnął się, znowu. Chęć wygrania zakładu i otrzymania nagrody tak naprawdę zeszła na drugi plan, bo podobały mu się te pocałunki i szybko je polubił, bez różnicy, kto rozpoczynał każdy z nich. Vergil szybko zorientował się, że jego usta i usta Tressy pasują do siebie i miał nadzieję, że ona uważa podobnie.
- Cieszę się, że się ze mną zgadzasz — powiedział, gdy wampirzyca przystała na jego propozycję. Wydawało mu się, że najchętniej odprawiłaby rytuał opisany w zwoju i udała się do kryjówki Zakonu, a później pozabijała Srebrne Róże, które będą się tam znajdować. Na szczęście, zarówno dla niej, jak i dla niego, zgodziła się z tym, że powinni poszukać dodatkowych informacji na temat Zakonu, zanim zdecydują się na otworzenie portalu prowadzącego do ich kryjówki i otwartą walkę z nimi.
Wampir przejął zwój od Tressy, zwinął go powoli i schował do specjalnego pojemnika, w którym wcześniej leżał w jednej ze skrzyń. Następnie pojemnik ten włożył do jednej z wewnętrznych kieszeni swojego płaszcza. Po prostu wolał go mieć przy sobie i mieć pewność, że nie zgubi go ponownie. Gdy już będzie po całej sprawie z Zakonem Srebrnych Róż, odłoży go tam, gdzie powinien być, czyli do biblioteki.

- Na szczęście dla nas jeszcze jest noc, a raczej powinna być — odparł, gdy zapytała go o porę dnia. Gdyby był dzień, to ukończenie wyzwania byłoby dla niego utrudnione.
- Jestem ciekaw nagrody, którą wymyśliłaś albo wymyślisz — dodał i uśmiechnął się do niej. Następnie oboje wyszli ze skarbca, a Vergil zamknął za nimi kratę, oczywiście na klucz. Wziął Tressę pod rękę i poprowadził w stronę wyjścia z podziemi.
- Zapomniałem ci wspomnieć, że z kuchni można dostać się bezpośrednio do ogrodu — powiedział po chwili. Drzwi w kuchni nie prowadziły na taras, a na dróżkę znajdującą się niedaleko niego, z której można przejść albo właśnie na taras, albo udać się w głąb ogrodu.
- Ja staram się wygrać? Wydaje ci się — odparł, jednak jego uśmiech wydawał się przeczyć temu, co powiedział. Skoro mowa o wyzwaniu, którego się podjął, to została mu jeszcze kuchnia, ogrody i pokoje gościnne. Wydawało mu się, że największy problem będzie z pokojami dla gości, jednak postara się coś wymyślić.

Dość szybko znaleźli się w salonie, a "spacer" po podziemiach zakończyli tym, że Vergil zamknął za sobą tajne drzwi i znowu wyglądały one jak część ściany w salonie.
- Pójdziemy przez kuchnię, wtedy od razu znajdziemy się w ogrodzie. Najwyżej wrócimy tarasem — powiedział po chwili. Łatwo było dostrzec, że w tym "planie" kryje się też to, że w kuchni odbędzie się kolejny pocałunek, który zbliży Vergila do wygranej, jednak podejrzewał, że Tressa w ogóle nie przejmuje się tym, iż wampir jest tak naprawdę dość blisko wygrania tego zakładu.
Chwilę później pociągnął ją za sobą w stronę drzwi prowadzących do kuchni. Kilka sekund po tym, jak wkroczyli do kuchni, wampir przyciągnął do siebie towarzyszkę i namiętnie ją pocałował. Robił to zarówno z czystej przyjemności, jak i z chęci wygrania zakładu. Trwali tak niespełna minutę, aż w końcu powoli oderwał swoje usta od ust Tressy. Po chwili uśmiechnął się do niej i złożył kolejny pocałunek na jej ustach, jednak tym razem był on bardzo krótki.
- No... to wracając do tego, co mieliśmy tu zrobić — powiedział po chwili i zaprowadził ją do drzwi wyjściowych z kuchni, którymi dostaną się prosto do ogrodu.

W końcu wyszli z Leśnej Posiadłości. Oczy Tressy przywitały drzewa, które tworzyły coś w rodzaju sklepienia nad całym ogrodem. Główna droga, która rozpoczynała się na tarasie, rozdzielała się na kilka mniejszych, z których każda prowadziła w inny fragment ogrodu, jednak pewne było to, że łączą się ze sobą i krzyżują. W ogrodzie rosły różnorakie krzewy i to nawet takie, które dawały owoce. Najwięcej było w nim kwiatów, które różniły się od siebie nie tylko kolorem, lecz kształtem, wielkością, ilością kwiatów i tak dalej. Nawet w nocy ogród wyglądał bardzo ładnie. W miejscu, w którym krzyżowały się drogi, widać było postawioną ławkę. Vergil już wcześniej wspomniał, że na terenie zajmowanym przez drzewa, krzewy i kwiaty znajduje się kilka ławek, na których można usiąść i odpocząć, nacieszyć oczy różnorodnością roślin lub zwyczajnie porozmawiać.
Wampir poczekał na to, aż Tressa dokładniej przyjrzy się temu, co widzi. Znowu chciał ją pocałować, a że byli już na terenie ogrodu, to będzie miał też jedno "pomieszczenie" mniej w zakładzie i będzie bliżej wygranej. Stuknął ją w ramię, a gdy odwróciła się do niego, przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta. Znowu trwało to niespełna minutę i znowu przerwał to on sam.
- I jak pierwsze wrażenie? - zapytał po chwili. Oczywiście chodziło mu o ogród.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Tressa wyszczerzyła ząbki. Czy narzekała? Nie. Czemu miałaby? Znudzony Sorley usiadł na ramieniu właścicielki, rozglądając się bacznie po pomieszczeniu. Czyżby i jemu przypominało ono lochy Zakonu? Wampirzyca nie zdziwiłaby się, gdyby naprawdę tak było. A teraz bardziej zastanawiało ją, czy nietoperz także zginął w murach więziennych. Przecież był duchem, ot tak sobie nie wykitował...
        - Skądże! A dlaczego miałoby mi przeszkadzać? - zapytała, szczerząc mordkę w niewinnym uśmiechu, który już od jakiegoś czasu wpraszał się na jej twarz niczym nieoczekiwany gość. A zazwyczaj tylko przy siostrach tyle się śmiała, lecz kto by to pamiętał? Minęły lata, ponad dwieście lat samotności i zatapiania tęsknoty w mordowaniu, piciu krwi i straszeniu wieśniaków. No czyż oni nie byli czasami przezabawni?
        Jej wzrok spoczął na zwoju, podążał za skrawkiem papieru nawet w momencie, w którym Vergil postanowił jej go odebrać i schować do kieszeni. Jak bardzo chciała wziąć go z powrotem i nauczyć się treści na pamięć, słowa narratora nie są w stanie stwierdzić dokładnie. Przelotny strach o dokument, iż jemu może się coś stać – spłonie, atrament się rozmyje, ktoś go zabierze – aż uderzał w jej podświadomość z głośnym łomotem, uparcie dając znać o każdej ewentualnej możliwości. Tressa przełknęła ślinę, starając się ukryć każdą zmianę na jej twarzy. Wyuczyła się ukrywać emocje już wieki temu, dzięki czemu obecnie wychodziło jej to perfekcyjnie. Odepchnęła ponure myśli w najciemniejszy zakątek podświadomości, po czym uśmiechnęła się delikatnie do wampira.
        - W takim razie tym bardziej chcę zobaczyć ogrody. W nocy wyglądają na pewno ślicznie – rzekła w jego kierunku. - Też jestem ciekawa... - mimowolnie przyznała się do faktu, że nie wpadła jeszcze na żaden pomysł odnośnie nagrody. Chociaż bardziej ciekawiło ją, jak mężczyzna zamierza wykonać swoje zadanie w pełni. Pokoi gościnnych jest niemało, chyba raczej nie będzie oprowadzał jej po każdym z osobna? Albo i tak? Zaśmiała się w myślach, co zapewne można było usłyszeć za pomocą telepatii. Z wielką chęcią pozwoliła się wyprowadzić z podziemi. Co za cudowne uczucie móc je opuścić... Chociaż teraz właśnie to miejsce powinna kojarzyć z czymś przyjemniejszym. Znalazła tam wskazówkę, jak zniszczyć Zakon. O Prasmoku, co za ironia.
        - Teraz aż widać, jak specjalnie brniesz po wygraną! To zdradza uśmiech - powiedziała, śmiejąc się i szturchając go lekko w bok. Nie wspomniała nic więcej na ten temat, po prostu podążała dalej za wampirem i w momencie, gdy znaleźli się w kuchni, nie zaskoczył jej kolejny pocałunek, lecz jego gwałtowność sprawiła, że nieumarłej zaparło dech w piersi. Chyba później zastanowi się nad kolejnym zakładem. O ile wpadnie jej pomysł na więcej nagród, a to już trudniejsza ich część. Chociaż według niej; warto!
        Pod koniec pocałunku wampirzyca spojrzała w dwukolorowe oczy wampira, uśmiechając się zadziornie.
        - O nie, przegrywam – powiedziała z udawanym teatralnym tonem. - Może powinnam zacząć cię do siebie nie dopuszczać? Lubię wygrywać – oznajmiła szczerze, zagłębiając się w kolejnym, tym razem znacznie krótszym pocałunku. Mimo wszystko cały zakład wydawał się dla niej genialną i przyjemną grą.

        Wreszcie Tressa mogła zobaczyć ogrody Leśnej Posiadłości. Nie myliła się co do wcześniejszego określenia, było na co spoglądać.
        - Przypomnij mi, ile czasu mówiłeś, że tu spędzasz? - Ciekawskim wzrokiem błądziła powoli po całokształcie tego miejsca, które oglądała z uśmiechem. Jak bardzo teraz podkusiło ją, żeby w zawrotnym tempie wrócić do biblioteki i zabrać stamtąd jakąś książkę – choćby tą, którą zaczęła już czytać – i przysiąść tutaj na ławce. Ogrody wydawały się wręcz idealnym miejscem na zgłębianie lektury.
Odwróciła się, gdy poczuła lekkie szturchnięcie w ramię, po czym poczuła po raz kolejny smak ust Vergila na swoich wargach. Mimo woli uśmiechnęła się delikatnie, odwzajemniając pocałunek ze znacznie większą zażyłością. W takim miejscu i sytuacji mogłaby trwać wieki. A warto wspomnieć, że wampiry są nieśmiertelne! Odsunęła się od mężczyzny powoli, kiedy on przerwał pocałunek. Uśmiechnęła się.
        - Jest cudownie – rzekła. Objęła szyję wampira i przybliżyła się, z jasnym zamiarem wznowienia wcześniejszej czynności, aczkolwiek coś ją zatrzymało. Nie, to nie Sorley. Tym razem nie on. Więc kto, to pytanie zawisło w powietrzu, oczekując odpowiedzi, która niestety spadła na dwójkę krwiopijców niczym grom z jasnego nieba. Kakofoniczne dźwięki przedzierały się przez wyostrzony zmysł słuchu nieumarłych, przyprawiając o ból głowy. Na początku brzmienie było nie do wytrzymania, lecz już po niedługiej chwili ucichło, pozostawiając za sobą pytania i nutkę niepewności. Tressa aż przysłoniła uszy.
        W ogrodzie nie byli sami. Zakapturzona postać stała przed jednym z krzewów i nożyczkami odcinała pąki kwiatów, które nie zdążyły do końca zakwitnąć.
        - Osiem kroków do smutku, siedem do nieszczęścia, sześć do agonii – majaczyła persona, co jakiś czas uzupełniając rytm swych słów poprzez drapanie długim paznokciem po nożyczkach. Każdy dźwięk, który wydawała, był nieznośny.
        - To chyba nie jest Igar, prawda? – zapytała Tressa, odsuwając się od Vergila i co jakiś czas spoglądając na niego ukradkiem oka, doszukując się reakcji. Chrapliwy i dziki śmiech sprawił, że nieumarła cała zesztywniała. Nie, ta tajemnicza osoba zapewne nie miała dobrych zamiarów. A jej zapach sprawiał, że Tressa jeszcze bardziej się denerwowała. Dlaczego ten odór siarki i starych pergaminów był jej znajomy?
        - Błagam, nie. – Nawet nie zdawała sobie sprawy, że przesłała tę myśl bezpośrednio do Vergila. „To oni... Jeden z nich”. O ile wampir może stać się jeszcze bledszy, niż jest w rzeczywistości, twarz nieumarłej właśnie można było porównać do najczyściejszej bieli, jaka zaszczyciła kiedyś oczy pewnego mieszkańca Alaranii.
        - Ciach, ciach, gdzie jest zwój? - Persona w tym momencie obejrzała się, spoglądając na oboje. W tej chwili ukazała swoją twarz. To mężczyzna, chociaż gdyby nie lekki zarost, Tressa z pewnością dałaby sobie rękę uciąć, że był kobietą. Chuda, wręcz koścista postura i niczym nie wyróżniające się rysy twarzy dawały ku temu powody, a kiedy tajemniczy osobnik ściągnął kaptur, jasne – niemal białe – włosy odznaczyły się na tle ciemnego ogrodu. Przez oczy przechodziła blizna, czyniąc jedno z nich czystym, kompletnie bez źrenic, samo białko. Wyglądało na szklane. Drugie natomiast aż raziło czarnym kolorem, wielce wyróżniając się u postaci.
        W dłoni Tressy zapaliły się ostrzegawcze iskry, jakby trzaskała kamieniem o kamień, w każdej chwili gotowa do ewentualnego zrywu człowieka z sekty. Więc ją znaleźli i jakimś cudem dowiedzieli się o jej planie.
        - Tress! - zaczął piskliwie chłopak, sam jego głos przeczył jego płci. - Ygdalr się za tobą stęsknił. Wiesz, ciężko cię zapomnieć. - Oczywiście mówił o jej ucieczce. Widowiskowa rzeź, przez którą wampirzyca omal sama nie przypłaciła życiem. A członków sekty było tylko dwunastu, z czego ośmiu zginęło. - Mnie nie znasz, co nie? Kalamander, w skrócie Kal, miło mi! - krzyknął, przyprawiając twarz o najbardziej chory wyraz twarzy, jaki człowiek mógł przybrać. A uśmiech tylko potęgował oznaczające się w jego oczach szaleństwo. Wzrok Kala szybko spoczął na Vergilu, przeszywając chłodem na wskroś.
        - Ciebie nie znam – powiedział z udawanym zdziwieniem. - Ej, ej, wiesz, że widzę zmarłych? - Niespodziewanie pojawił się tuż przed wampirem, mierząc go spojrzeniem. Jakim cudem?! - Anais. Co to za czarna plama na twym sercu? - spytał Kal. Tressa zareagowała momentalnie, unosząc dłoń ponad głowę i uderzając ognistym językiem w... ziemię. W momencie zderzenia mężczyzna zniknął.
        - Kysz! - krzyknęła, rozglądając się wokół. Magowie z sekty sławili się w tym, iż uwielbiali bawić się zdobyczą. Zamierzali zabrać wampirzycę z powrotem do tego okropnego miejsca?
        - Ej, mogłaś mnie skrzywdzić! - posmutniał Kalamander, pojawiając się tam, gdzie był na początku. - Chcesz zobaczyć, co ja potrafię? - W jego dłoni rozbłysł medalion wielkości zaciśniętej pięści, oznaczający się okrągłym kształtem, na którym dumnie prezentowała się róża z otaczającym ją ouroborosem. Czarna magia aż biła od niego, uporczywie ostrzegając, by nie używać mocy.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Vergil odezwał się dopiero w kuchni, wcześniej jakoś nie czuł potrzeby robienia tego, a to, że ogrody wyglądają pięknie pod osłoną nocy, potwierdził kiwnięciem głowy i lekkim uśmiechem.
- Nikt nie zabrania ci tego, żeby utrudniać mi wygranie zakładu — odparł, przyglądając się Tressie. W tym samym czasie ona spoglądała w jego oczy. - Wtedy ja przegram, a ty wygrasz, jednak nie zamierzam oddać ci wygranej. Też nie lubię przegrywać — dodał po chwili i znowu ją pocałował, tym razem krótko. Następnie opuścili Leśną Posiadłość, poprzez wyjście z kuchni drzwiami prowadzącymi na teren ogrodu.

- Możliwe, że za mało — odpowiedział na pytanie wampirzycy.
Pozwolił jej nacieszyć oczy ogrodem, chociaż jeszcze nie widziała wszystkiego, bo byli raptem przy "wejściu" do niego. Dopiero po tym czasie zwrócił na siebie jej uwagę i pocałował ją ponownie. Podejrzewał, że ona również wiedziała o tym, iż do wygrania brakuje mu tylko tego, aby pocałować ją w trakcie przebywania w jednym z pokoi gościnnych.
Wydawało mu się, że Tressa wznowi pocałunek, który przerwał on sam i wyglądało na to, że ma taki zamiar, jednak coś ją zatrzymało. Po chwili do jego uszu dobiegł dźwięk, który sprawił, że zaczęła boleć go głowa, jednak ustał on tak szybko, jak się pojawił. Wampir wytrzymał to, jednak zauważył, że jego towarzyszka zasłoniła uszy dłońmi. Rozejrzał się po ogrodzie, bo wyczuł obecność osoby trzeciej i na pewno nie był to Igar.
- Przecież widziałaś już wcześniej Igara i wiesz, jak wygląda... To nie on - odpowiedział telepatycznie, spoglądając na wampirzycę. Po chwili ponownie spojrzał na tajemniczą postać, która prawdopodobnie pojawiła się w momencie, w którym dziwny dźwięk przestał być słyszalny.
Miał pewne domysły co do tego osobnika, a myśli Tressy tylko je potwierdziły. Wyglądało na to, że mają do czynienia z członkiem Zakonu Srebrnych Róż. Vergil zaczął zastanawiać się nad tym, jak znaleźli wampirzycę. Nie odpowiedział na pytanie nieznajomego, jedynie przyjrzał się jego twarzy, posturze, ubiorowi, sprawdził też, czy posiada on jakąś broń przy sobie, a gdy zobaczył, że tak nie jest, zorientował się, że mają do czynienia z magiem. Wampir przeniósł dłoń na rękojeść Odwetu, teraz mógł szybko wyciągnąć szablę z pochwy i w tym samym momencie zadać nią cios albo ciąć.
Cały czas słuchał tego, co mówi Kal, i nawet nie przejął się, gdy spojrzał na niego swoim zimnym wzrokiem, chociaż miał wrażenie, że przeszywa go nim.
- Widzisz ducha mojej matki? - zapytał głosem, który pozbawiony był jakichkolwiek uczuć. Mógł też po prostu zobaczyć żal i poczucie winy związane ze śmiercią jego matki, które nadal były obecne w Vergilu. Cóż... Kal nie zdążył udzielić odpowiedzi, bo gdyby nie zniknął, to Tressa zraniłaby go ognistym biczem.

- Nie wiesz, co ja potrafię... - powiedział, a na twarzy wampira pojawił się złowrogi uśmiech. Tressa po raz pierwszy mogła zobaczyć tego typu uśmiech na jego twarzy, bo gościł on tam naprawdę rzadko.
Chwilę później Vergil biegiem ruszył w stronę Kalamandera i już chciał zadać pierwszy cios, gdy ten nagle znikł, a ostrze szabli przecięło pustkę. Kal pojawił się za nieumarłym i uderzył go w plecy, a przynajmniej taki miał zamiar, bo Vergil w ostatniej chwili uniknął tego ciosu, wywijając się w niewiarygodny sposób. Ciął ponownie, jednak znowu trafił w pustkę.
"Jest za szybki..." - pomyślał, nie przejmując się tym, że Tress mogła to usłyszeć.
Pomyślał, że przeciwnik znowu pojawi się za jego plecami i błyskawicznie odwrócił się z zamiarem zadania ciosu, jednak ten pojawił się po lewej stronie wampira i tym razem trafił. Cios był mocny i wzmocniony magią, wampirzyca mogła usłyszeć, jak przynajmniej dwa lub trzy żebra Vergila pękają, i zobaczyć, jak leci kilka metrów w bok i odbija się od pnia drzewa.
Wstał po chwili i już wiedział, że ponownie musi użyć mocy, którą oferował mu odwet. Znowu ruszył w stronę Kalamandera i znowu trafił w powietrze, jednak momentalnie aktywował moc swojej szabli, co Tressa mogła poczuć w jego myślach, o ile nie przerwała kontaktu telepatycznego między nimi.
Wampir uśmiechnął się do siebie, bo teraz dokładnie wiedział, gdzie pojawi się przeciwnik i w jaki sposób uderzy. Ciął błyskawicznie przed sobą i trafił w ciało członka Zakonu, z którym teraz walczył. Trafił... jednak nie tak, jak się tego spodziewał, bo uciął mu rękę, w której trzymał zagadkowy medalion. Medalion ten cały czas świecił, zupełnie jakby zbierał w sobie moc, której osoba trzymająca go mogłaby użyć.

Ręka zaciśnięta na medalionie przeleciała cztery albo pięć metrów w powietrzu. Poleciała w stronę wampirzycy i to właśnie ona znajdowała się najbliżej uciętej kończyny i magicznego przedmiotu, który się w niej znajduje. Kalamander zawahał się na chwilę, a w jego oczach widoczne było zaskoczenie. Nieumarły podejrzewał, że jego przeciwnik nie spodziewał się tego, iż zostanie ranny.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Tressa stała niczym słup soli, daremnie starając się zrozumieć zachowanie członka Zakonu. Cholernie chuderlawy człowiek, niby łatwy do pokonania, gdyż wystarczyłby tylko podmuch i kilka trafień ognistym biczem, lecz w rzeczywistości emanowała od niego tajemnicza aura. Kalamander na dodatek zdawał się pewien swych umiejętności i za szybko przewidział swą wygraną. Może i tak mogło być. Ci ludzie są silni jak stado smoków, chociaż nawet ich sprytu i taktyki nie można porównać do tych latających gadów, wszakże takowe były tysiąc razy lepsze. Wampirzyca zadrżała, ale momentalnie się opanowała. Życie wśród krat nauczyło ją nie okazywać strachu. Jeśli pokaże się im, iż bojaźń ogarnia ciało i umysł, wykorzystają to. Przykładem było właśnie wcześniejsze pytanie Kalamandra.
        - Wiesz, w kapturze ciężko kogokolwiek rozpoznać – odparła do Vergila, a wokół jej palców już tworzyły się pojedyncze języki ognia. Chudzielec śmiał się w najlepsze. Co go tak bawiło? Fakt, że odnalazł byłego więźnia? Albo sposób, jak uniemożliwić im atak na sektę?
        - Zabierze zwój – ostrzegła wampira, ukradkiem oka spoglądając na niego.
        - A wezmę! - powiedział Kal. - Coś głośno myślicie, wiecie? - Przechylił głowę na bok, szczerząc ząbki i rozszerzając oczy. Księżyc błysnął złowieszczo w jego szklanym oku, a sam chłopak cały czas machał tajemniczym medalionem z ouroborosem. W dłoni Tressy również zalśniło światło, świadczące o gotowym do walki biczu ognia. Nieumarła zmarszczyła czoło, a jej mięśnie napięły się. Zrobiła jeden krok naprzód, jakby tylko czekała na gwałtowny ruch Kalamandra. Chciała zaszarżować, pozbyć się intruza jednym, szybkim machnięcie dłoni. Jednak przytłaczająca świadomość ich potęgi sprawiała, że Tressa znieruchomiała w oczekiwaniu. Na co czekała?
Spojrzała na Vergila. Na jego twarzy malował się złowrogi uśmiech, który wprawiał wampirzycę w osłupienie. Jej obawy wkrótce się sprawdziły, kiedy mężczyzna ruszył z impetem ku Kalowi.
        Wówczas nieumarła nie chciała stać bezczynnie ze święcącą w jej dłoni bronią. Musiała coś zrobić, przecież to przez nią członek Zakonu tutaj przybył! „Ale skąd wie o zwoju...? – to najbardziej interesowało wampirzycę. Niemożliwe, że podsłuchiwali. Musieli wiedzieć o tym dokumencie dużo wcześniej. Innego sensownego wytłumaczenia po prostu nie ma.
        Tressa złączyła płonące dłonie, jakby do modlitwy, po czym zaczęła inkantowanie zaklęcia. Słowa wypływały z jej ust jak rwąca rzeka, nie sposób zrozumieć, co dokładnie mówiła. Po krótkiej chwili z ziemi buchnął ogień, kierując swój byt ku Kalamandrowi. Co prawda, nie obeszło się bez lekkiego uszkodzenia podłoża. Zapewne będzie ślad. Ognisty wąż pojawiał się i znikał, podążając za walczącym z Vergilem magiem. Niestety, czar nie nadążał za czarodziejem. Cała walka kończyła się na kilkunastu zaklęciach rzuconych przez Tressę i na bezpośrednich atakach wampira.
        - Vergil! - wyrwało jej się, kiedy mężczyzna poleciał na drzewo. Charakterystyczny trzask łamanych kości także ją zaniepokoił. Nieumarła momentalnie zareagowała, stając naprzeciw Kala i zamachując się biczem. Machała nim szalenie wokół siebie, starając się za wszelką cenę nie dopuścić wroga do kontrataku. No i trafić, rzecz jasna. Niestety się przeliczyła. Nie minęły dwie sekundy, a ona została podniesiona ponad ziemię i odrzucona kilka kroków dalej. Dodatkowo kilka małych igieł wbiło się w jej ciało. Skąd one się wzięły? Pasowałoby zapytać jej przeciwnika, który najwidoczniej całkiem nieźle się bawił.
        - Srebrne szpilki – oświadczył. - Wręcz ulubiona zabawka mistrza! - Pod koniec jego głos się załamał, jak gdyby na marne starał się powstrzymać śmiech. Tressa podniosła się na rękach, opierając ciężar ciała na łokciach. W plecach czuła piekący ból, który świadczył o obecności śmiertelnych dla niej małych igieł. Mimo że teraz zapewne w kilku miejscach przypominała jeża, wstała i zignorowała kapiącą z policzka krew. To nie efekt srebra, zacięła się. Rana zaraz się zagoi. Wampirzyca groźnie spojrzała na Kalamandra, poruszając niezauważalnie palcami.
        - Wiesz, że Kensa była do ciebie podobna? - zapytał zaczepnie. W jego szklanym oku odbiło się światło, które wyglądało jak ludzka sylwetka. Z bardzo odznaczającą się dodatkową kończyną... Ogonem? Smoczym? „Kensa...”. Tressa nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż w tej chwili jakby z nieba runęły cienkie dzidy, które jarzyły się czerwonym blaskiem. Wiadome, że były z ognia. Kal oczywiście popisał się zdolnościami magicznymi, wszak nim został łaskawie przybity do ziemi, zniknął. A podłoże w większości ucierpiało...
Następnie powrócił do unikania ataków Vergila, który tym razem – według Tressy – zdawał się bardziej pewny siebie.
        - Ej, ej, ej – mówił członek zakonu do wampira. - Wiesz, widzę duchy, zwłaszcza te, którym pomogłem umrzeć! - powiedział, śmiejąc się spazmatycznie. I tu wampirzyca została zaskoczona, gdyż wampirowi udało się odciąć dłoń maga. I kiedy już pomyślała, że teraz oni będą przeważać, stało się coś niewyobrażalnie niespodziewanego, dziwnego wręcz. Medalion, który wcześniej trzymał Kalamander, runął na ziemię obok Tressy wraz z dłonią maga i pękł na pół. Symbole węża i róży zostały przerwane, a z całości trysnęło jasne światło. Krzyk czarodzieja podrażnił uszy wampirów, a ostry blask raził w oczy, rozwiewając płaszcz nocy. Wampirzyca postarała się inkantować zaklęcia, dzięki którym uśmierciłaby Kala. Przecież taka okazja drugi raz się nie przydarzy! Niestety, jej magia została zatrzymana, nie dosięgła maga. Magia medalionu odepchnęła ją kilka kroków dalej, przez co uderzyła w drzewo, a to poskutkowało tym, iż szpilki w jej plecach wbiły się jeszcze głębiej. Syknęła z bólu, zasłaniając oczy przedramieniem. Światło odrzuciło także pozostałe osoby, które znajdowały się w ogrodzie. Naszyjnik zapewne powinien wywrzeć na wszystkich jakieś skutki uboczne. Kątem oka widziała, jak w dwukolorowych oczach Vergila światło odbija się aż za bardzo. Odepchnęło go kilkanaście metrów dalej, haratając wampirem niemiłosiernie. Nie wiadomo dlaczego, ale teraz rana na policzku Tressy nie zagoiła się. A powinna. Magiczne światło najwidoczniej uniemożliwiło obojgu wampirom regenerację, a przynajmniej przez dłuższy czas nie będzie ona skuteczna. Nieumarła aż współczuła Vergilowi bólu związanego z połamanymi żebrami... Zwłaszcza, że prędko się nie zagoją. A Tressa? Z nią było podobnie. Blask niezmiernie raził, a nie wiadomo, co z Kalem. Coś się z nim stało? Jak wampirzyca mogła to dostrzec, oślepiona błyskiem, który wydobywał się z medalionu?
        Światło w końcu przygasło. Tressa przetarła oczy, starając się odzyskać ostrość widzenia. Dopiero w tym momencie sięgnęła ręką do pleców, wyjmując kilka szpilek. Przygryzła wargę, próbując powstrzymać krzyk. Kilku igieł nie dosięgła. Upadła na kolana, całkowicie wycieńczona. Jakże pragnęła teraz odpocząć...
        - Vergil? - wymamrotała, próbując się podnieść, lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Chciała wstać, podejść do niego i sprawdzić jego stan, ale nawet idiotyczny podmuch wiatru przygwoździł ją do ziemi. Podmuch także rozwiał jej śliwkowe włosy, podchodzące bardziej pod srebro, denerwując wampirzycę jeszcze bardziej, gdyż kosmyki wpadały jej do oczu. Osłupiała. Wyładowanie magiczne aż tak podziałało, iż coś w niej zmieniło? Aż zakręciło jej się w głowie. Teraz będzie bała się spojrzeć w lustro.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Przez twarz wampira przemknął cień uśmiechu.
- Nie zabierzesz... możesz spróbować to zrobić, ale i tak ci się to nie uda — powiedział, patrząc prosto w oczy Kala. Nie był pewien tego, że wygra, właściwie to nigdy nie był tego pewien, nawet jeśli wydawało mu się, że osoba lub osoby, z którymi zaraz będzie walczył, były o wiele słabsze od niego. Uważał, że nigdy nie należy mieć swojej wygranej za coś, co na pewno się wydarzy, bo nie uważa się na swoje ruchy i przez to łatwiej popełnić jakiś błąd.

Wyczuwał tajemniczą aurę bijącą od Kala, która wydawała się oznaką tego, iż będzie on wymagającym przeciwnikiem, jednak Vergil i tak ruszył w stronę wampira z zamiarem unicestwienia go.
Rozpoczęła się walka. Vergil widział, jak płonący wąż podąża za Kalamanderem, jednak był on za szybko, aby ogniste stworzenie mogło za nim nadążyć. Pierwsza część walki skończyła się na tym, iż cios przeciwnika złamał mu kilka żeber i odrzucił w bok prosto na drzewo, od którego wampir odbił się, a które dodatkowo chyba złamało mu jeszcze coś, całkiem możliwe, że kolejne żebro. Usłyszał krzyk Tressy, jednak przez chwilę czuł się tak, jakby było nieobecny, nie stracił przytomności, bo widział, co się dzieje, jednak nie czuł się obecny w ogrodzie. Na szczęście trwało to krótko, jednak w tym czasie Kal zajął się Tressą, a wampir wiedział, że ona również nie wyjdzie z tego bez szwanku.
Aktywacja mocy, do której miał dostęp dzięki swojej szabli, sprawiła, że nieumarły poczuł nowe rezerwy sił, które, jakby uśpione, czekały tylko na to, aż ktoś ich użyje. Teraz był bardziej pewny siebie, dodatkowo szybszy i silniejszy, a także wiedział, gdzie uderzy Kal. Skutkiem tego było to, że ręka członka Zakonu oddzieliła się od ciała, a ten zawahał się w tej samej chwili, bo właśnie przestał być taki pewny siebie i tego, że wygra.
Chwilę później cały ogród ogarnęło jasne światło, które dosłownie paliło w oczy. Vergil musiał się temu przeciwstawić, musiał uśmiercić Kala. Wykorzystał zaskoczenie, jakie wywołała w nim utrata kończyny, zamachnął się i skrócił przeciwnika o głowę. Kończyna odpadła, jednak wampir nie skończył cięcia, bo jakaś fala rzuciła nim do tyłu, a on znowu wpadł na drzewo, później na następne i dopiero wtedy uderzył w ziemię. W trakcie "lotu" miał już zamknięte oczy, bo jasne światło było nie do wytrzymania. Czuł, że w momencie uderzenia plecami o pierwsze drzewo, jego dłoń otworzyła się, a Odwet został niedaleko rośliny, w którą uderzył Vergil.

Otworzył oczy dopiero wtedy, gdy poczuł, że blask zniknął. Łatwo było domyślić się, że światło to było sprawką amuletu, który miał przy sobie Kalamander. Wampir rozejrzał się, zobaczył ciało przeciwnika i jego głowę, która leżała niedaleko i była oddzielona od ciała. Uśmiechnął się do siebie, mimo bólu w klatce piersiowej, który był wynikiem połamanych żeber. Czuł też licznie siniaki na całym ciele, jednak najbardziej odczuwalne były te na plecach, które powstały w wyniku dwukrotnego spotkania z pniami drzew.
Wydawało mu się, że usłyszał głos Tressy. Kaszlnął, na szczęście nie wykaszlał krwi, więc nie było tak źle, jak przypuszczał.
- Nic mi nie jest... Zostanę tu chwilę... Regeneracja... - powiedział dość głośno, jednak w trakcie mówienia zakaszlał trzy razy. Chciał, żeby wampirzyca to usłyszała, mimo że "nic mi nie jest" nie było prawdą.
Posiniaczonymi plecami czuł, że opiera się o pień drzewa, czyli wylądował pod drugim drzewem. Na chwilę zamknął oczy, jednak otworzył je ponownie.
- Zmęczyłem się... - powiedział sam do siebie i znowu przymknął oczy. Nauczył się, że dzięki medytacji możliwa jest jeszcze szybsza regeneracja ran i urazów. Co prawda, powinien usiąść w odpowiedniejszej pozie do tego, jednak był zmęczony i obolały, więc myślał o czym innym, a nie o odpowiednim sposobie siedzenia. Oczyścił swój umysł i pozwolił ciału na większe skupienie się na regeneracji.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Tressa odgarnęła lepiące się do czoła włosy, przy czym od razu tego pożałowała. Bolące ramię piekło jak diabli. Większość srebrnych szpilek jeszcze tkwiła w jej ciele, drażniąc plecy wampirzycy. Nieumarła westchnęła, próbując odzyskać ostrość widzenia i czystość umysłu. Z jednym członkiem Zakonu było tak ciężko, aż szkoda pomyśleć, jak będzie z całą ich chmarą. Tressę przeszedł dreszcz. Nie chciała ginąć z ich rąk. Hańba i niespełniona obietnica byłyby ostatnim gwoździem do jej trumny. „Pomszczę was, Messa”. Obiecała przecież.
        Jej wzrok odnalazł czarodzieja. Kalamander leżał nieruchomo, z jego szyi sączyła się obficie krew. Karmazynowa ciecz lała się wolno, powoli, kusząc swym zapachem. Powieka wampirzycy drgnęła. Na pewno wstrzykiwali sobie jakiś specyfik, który chronił ich przed ukąszeniem krwiopijców. To sprytni ludzie, nie można ich lekceważyć. Dlatego też Tressa wypchnęła z głowy przypominające o sobie pragnienie, zgniotła je i wyrzuciła. Oczywiście ono wróci. Jak bumerang. Ale grunt, żeby teraz siedziało cicho.
        Wampirzyca spojrzała na turlającą się głowę Kala. Jego oczy zwrócone ku górze i otwarte usta nadawały mu żałosnego wyglądu. Aż by się chciało zaśmiać mu w twarz i rzec „A nie mówiłam?”. I co z tego, że on tego nie usłyszy. Ważne, że jednak nie żyje. A może jego duch jeszcze gdzieś tutaj jest i przeklina ich za swą śmierć?
Duch...
        Tressa napięła każdy mięsień w swoim ciele, po czym z ogromnym sprzeciwem ciała zmusiła się do wstania na nogi. Podeszła do odciętej głowy Kalamandra, bez żadnego wstrętu ją podniosła i przyjrzała się szklanemu oku. Wcześniej z całą pewnością widziała w nim odbicie swojej starszej siostry. Gadzi ogon miała Kensa. Nieumarła odrzuciła kończynę czarodzieja na bok. Nic już nie mogła dostrzec w tym oku poza śmiercią i zepsuciem.
        Cała zesztywniała znalazła się nieopodal Vergila. Ponownie przysiadła na ziemi, starając się dosięgnąć pozostałe wbite w jej ciało igły.
        - Regeneracja nie zadziała – powiedziała cicho. Jej ton nie wynikał z niczego innego jak z czystej irytacji, która jawiła się jej od samego pojawienia się Kalamandra. Skoro ją znaleźli, teraz będzie znacznie gorzej. I boleśniej. Ale skąd oni wiedzieli, że tutaj była?
        - Skąd oni wiedzieli o zwoju...? - wymamrotała cicho, wyciągając coraz to kolejne szpilki. - I... - Spojrzała na Vergila. - Anais to twoja matka? - zapytała. - „Widzę duchy, zwłaszcza te, którym pomogłem umrzeć”. Tak powiedział. On ją widział? - Uniosła brew. Czy to wszystko sprowadzało się do tego, że Srebrne Róże nie przybyli tutaj tylko z powodu Tressy? Wszystko staje się coraz bardziej skomplikowane. - Nie zwróciłeś na to uwagi? - Westchnęła, odrzucając na bok ostatnią szpilkę. Z ulgą padła na prawy bok, czyli ten niezraniony, przymykając oczy. Musiała odpocząć, odzyskać siły. I poczekać, aż rany się zagoją. Ile pozostało jeszcze do świtu, nad tym teraz się zastanawiała. Nie chciałaby przez przypadek natknąć się na niespodziankę z rana pod postacią kolejnego rażącego światła na niebie.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Zmęczonym wzrokiem spojrzał na Tressę, która zmierzała w jego stronę, a później znalazła się nieopodal, przemówiła.
- Nie działała, gdy medalion uderzył o ziemię, gdy energia w nim zgromadzona zmieniła się w to oślepiające światło i chwilę po tym, jednak teraz działa... Czuję, że moje ciała regeneruje się — odpowiedział po chwili. Możliwe, że ciało wampirzycy nie chciało się regenerować przez to, iż znajdowało się w nim kilka srebrnych szpilek, których jeszcze nie zdążyła wyciągnąć, a może nie rozpoczęło tego procesu, bo rozpad medalionu zadziałał na nią inaczej niż na niego, patrząc na to, iż była o wiele bliżej miejsca, w którym uderzył on o ziemię.
Znowu spojrzał na Tressę i dopiero teraz zauważył, że jej włosy zmieniły kolor.
- Twoje włosy... to też sprawka uwolnionej energii z medalionu? - zapytał, jednak wydawało mu się, że już zna odpowiedź i jest ona twierdząca.
Westchnął, zanim odpowiedział na którekolwiek z pytań zadanych przez wampirzycę. Klatka piersiowa bolała przy każdym oddechu, jednak czuł, że jego ciało regeneruje urazy. Trwało to dłuższą chwilę, bo jeszcze układał sobie w głowie to wszystko, co powiedział Kal i to, co teraz powiedziała Tressa.
- Tak, Anais to moja matka, a jeśli on naprawdę widział duchy, którym pomagał umrzeć, to znaczyłoby to, że Kal albo nawet sam Zakon miał swój udział w szaleństwie mojego ojca, bo to on zabił moją matkę... To by też wyjaśniało, skąd wiedzieli o zwoju... Po prostu musieli dowiedzieć się o nim, jeszcze wtedy, gdy żył mój ojciec — przerwał na chwilę, aby móc spokojnie oddychać, co i tak było ciężkie, patrząc na to, iż miał złamane żebra. Tyle dobrego, że kości nie przebiły płuc, w tym wypadku naprawdę miał szczęście.
- Wiesz... mój ojciec zawsze mało mówił o swojej pracy... Patrząc na to wszystko, co się stało, jestem w stanie stwierdzić, iż istniała możliwość, że on też próbował zniszczyć Zakon Srebrnych Róż — dopowiedział i znowu westchnął.

Spojrzał w górę i przez dłuższą chwilę obserwował niebo.
- Musimy wstać i udać się do posiadłości... Niedługo wzejdzie słońce, ja mam naszyjnik, który przez jakiś czas ochroniłby mnie przed promieniami słonecznymi, jednak ty takiego nie masz — powiedział, przenosząc wzrok na wampirzycę.
Po chwili, cały czas opierając się plecami o pień drzewa, pod którym siedział, podniósł się i wysunął w stronę Tressy dłoń, oferując pomoc we wstaniu. Drugą dłonią trzymał klatkę piersiową tak, że całe przedramię działało, jak usztywnienie dla miejsca, w którym żebra uległy złamaniu. Takim sposobem sprawił, że nie przemieszczą się one w nieodpowiednie miejsce i poprawnie zregenerują.
Poczekał, aż wampirzyca wstanie, z jego pomocą albo bez niej, następnie objął ją w talii i ruszył w stronę wejścia do środka Leśnej Posiadłości.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Tressa wzrokiem błądziła po całym placu. Cóż, może i ogród nie ucierpiał tak bardzo jak ona i Vergil, ale i tak gdzieniegdzie widać było osunięte pod nienormalnym kątem kwiaty i podpaloną trawę... No ciekawe, jak i kto ją sfajczył... Wampirzyca ponownie spojrzała na krwiopijcę, który zaczął odpowiadać na jej słowa.
        - Może, ale obecnie z całą pewnością regeneracja jest teraz osłabiona. Prędko nie wrócimy do normalnego stanu. - Wskazała na zadrapany policzek, który już dawno powinien się zagoić. Ramię wyraźnie zaprotestowało przed tym gestem, więc Tressa bezradnie opuściła je, aby swobodnie opadło na ziemię. Podłoże było zimne, trawa delikatnie muskała jej twarz, co bardzo uspokajało kobietę i pozwalało zapomnieć o paskudnym bólu.
        - Włosy? - Już chciała ponownie podnieść rękę i ująć swój kosmyk, by móc się bardziej mu przyjrzeć, ale w ostatniej sekundzie zrezygnowała. Przecież widziała, co magia jej zrobiła, gdy zawiał silniejszy wiatr, który zresztą teraz ucichł. - Bardzo mnie postarzają? - zaśmiała się. Mimo że sytuacja miała bardziej poważne barwy, Tressa chciała jej nadać raźniejsze kolory. W końcu nie zawsze musi być poważnie i drętwo. Chociaż pewien nastrój powinien zostać zachowany w ewentualnych sytuacjach.
        - W takim razie wszystko się składa w logiczną całość – powiedziała, podnosząc się i opierając na łokciu. - Zastanawiałam się, skąd wiedzą, że tutaj jestem. Byłam tylko okazjonalną zdobyczą, bo ich cel to zdobyć zwój... Który oczywiście nadal masz, prawda? - Nie, żeby wątpiła, ale wolała się upewnić. Owy dokument cały czas był dla niej niezmiernie ważny. - No i, Vergil... przepraszam... - wymamrotała. Za co przepraszała? Za to, że w większości sparaliżował ją strach przed członkiem Zakonu Srebrnych Róż. Że przez pierwsze sekundy po prostu stała i patrzyła, jak oni walczą, a sama postanowiła wtrącić się jedynie magią. No i ostatecznie pozwoliła, żeby bardziej ucierpiał. Za to wszystko karciła się w myślach.
        - Patrząc na to z mojej perspektywy, mogliby sprawić, że twój ojciec oszalał. - Aż przypomniał jej się obłęd, który widziała w oczach matki. Kensa także zwariowała. - To mistrzowie tworzenia sobie świrów – dodała, powracając powoli do pozycji siedzącej. - Próbował ich zniszczyć, a oni w akcie odwetu sprawili, ze oszalał – powiedziała, wzdychając. Jakże okrutnych metod muszą używać, żeby stworzyć takiego człowieka... Aby umysł dostatecznie zszedł do takiego stanu, tortury z całą pewnością są okropne.
        - Ręka mnie chroni, o ironio – oświadczyła, prychając krótkim śmiechem, czego od razu pożałowała. Aj, wszystko nadal piekielnie bolało. - Smocza krew? Jakoś tak to tłumaczę... Ale słońce chorobliwie razie w oczy. Nie lubię słońca. To mój wróg... - uzupełniła, po czym z wielką chęcią przyjęła pomoc przy wstawaniu. Spróbowała jednak stanąć na nogi o własnych siłach, gdyż widziała, a raczej wcześniej słyszała, w jakim stanie jest mężczyzna. Nie chciała dodatkowo go w ten sposób obciążać swoim ciężarem.
Spokojnie, jakby bała się, że każdy gwałtowniejszy ruch przysporzy jeszcze większą dawkę bólu, pozwoliła się zaprowadzić z powrotem do posiadłości. W środku nie ukrywała, że gdy ujrzała jakiekolwiek miejsce do siedzenia, od razu skorzystała z okazji.
        - Czy tylko ja mam wrażenie, że umieram wewnętrznie? - zapytała, siląc się na lekki uśmiech.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

Vergil dopiero teraz rozejrzał się po ogrodzie, który nie tak dawno był polem walki między nim i Tressą a Kalem, który był wysłannikiem Zakonu Srebrnych Róż. W niektórych miejscach było widać nadpaloną trawę i kwiaty, a niektóre z nich było powyginane tak, że lepiej byłoby je ściąć i poczekać na to, aż zakwitną na nowo, albo posadzić nowe.
- Igar będzie miał trochę roboty w ogrodzie, jeśli będzie chciał doprowadzić go do stanu, w którym był przed walką, a dam sobie rękę uciąć, że będzie chciał to zrobić — odparł wampir, znowu spoglądając na wampirzycę. - Nie postarzają cię... Ich kolor bardziej przypomina ciemne srebro, a nie szarość — powiedział, ponownie przyglądając się włosom kobiety. Dodatkowo uśmiechnął się do niej.
Później zaczęli rozmawiać na temat Zakonu i tego, skąd wiedzieli, że Tressa znajduje się właśnie tutaj. Doszli też do wniosku, że Kal mógł przybyć po zwój, który znajdował się teraz w jednej z kieszeni w płaszczu Vergila.
- Mam go w kieszeni płaszcza od momentu, w którym go znaleźliśmy — powiedział do niej i nawet rozchylił swój płaszcz, aby wampirzyca mogła zobaczyć kieszeń, o której wspomniał i to, że widać niewielki kawałek pojemnika, do którego włożył zwój.
- Nie musisz przepraszać — dodał ze szczerością w głosie, a to znaczyło, że naprawdę tak myślał. - Możesz mieć rację i Zakon naprawdę mógł przyczynić się do tego, że mój ojciec popadł w szaleństwo — stwierdził nieumarły. - Wiesz... jak tak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że nie był on taką osobą, za którą go brałem — dodał nagle. Wydawać się mogło, iż krwiopijca ma wyrzuty sumienia przez to, że źle ocenił swojego ojca. Dodatkowo nie mógł go nawet przeprosić za taką ocenę, bo przecież wampir ten już od dawna nie chodzi po Alaranii, bo przecież zginął z ręki Vergila. Chociaż patrząc na to, że jego ojciec naprawdę stał się szalony, to może dobrze, że skrócił jego cierpienia i po prostu go zabił.

Niedługo miał nastąpić wschód słońca, więc oboje postanowili wstać i udać się do posiadłości, aby schronić się w niej przed promieniami słonecznymi. Vergil poprowadził ich tak, że najpierw weszli na taras, a później przeszli przez drzwi prowadzące do salonu. Nie zdziwił się, gdy Tressa, niemalże biegiem, ruszyła w stronę najbliższego fotelu i zajęła na nim miejsce. Wampir usiadł w fotelu, który znajdował się obok.
- Wydaje mi się, że oberwałem gorzej od ciebie, a nie mam takiego wrażenia — odparł i również się uśmiechnął.
- Ciekawi mnie jaki zasięg miało to światło... Mam nadzieję, że nie wydostało się poza las otaczający moją Posiadłość — dodał.
Cały czas czuł, jak jego ciało się regeneruje, jednak proces ten trwał dłużej niż zwykle. Całkiem możliwe, że takie działanie na ich ciała miało światło, które powstało, gdy medalion pękł.
- Chyba trochę tu posiedzimy — odezwał się znowu. Jemu, na razie, nie chciało się ruszać, przynajmniej do czasu, w którym jego ciało uzdrowi się w znacznym stopniu, podejrzewał, że Tressa także wolałaby zostać w jednym miejscu do momentu zregenerowania ran.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        - Aż mu współczuję... Ale chyba nie będzie się gniewać za taką małą rozróbę? - zapytała niewinnie, uśmiechając się przelotnie. Chociaż w tym wypadku słowo „mała rozróba” zdawało się mocno naciągnięte. Zwłaszcza biorąc pod uwagę stan tego miejsca. Źle nie było, za dobrze także nie. Tressa aż przygryzła wargę, wyobrażając sobie ochrzan, jaki mogłaby dostać. Ciekawie by było. Czyli teraz jest moment, w którym to powinna ograniczyć nieco magię ognia.
        Trawa powoli stawała się mocno niewygodna, także Tressa podniosła się nieco.
        - To chyba dobrze. - Odwzajemniła uśmiech. - I całe szczęście, zwój jest... Cóż, sprzątaniem ciała zajmie się...? Kto? - zapytała, spoglądając na nieruchomego Kalamandra. Jego głowa nadal bezwładnie leżała na ziemi, brudząc krwią nieco spalony trawnik. Więcej roboty dla Igara... Biedny wampir.
        - I jak już, to wolę przeprosić. Po części to moja wina, w jakim znajdujesz się stanie – powiedziała, spoglądając na niego. Może i usłyszała szczerość w jego słowach, ale to nie zmieniało faktu, że czuła się za to wszystko winna. Póki mogła, powinna opowiedzieć mu wszystko, co wie na temat zakonu. Może to zaoszczędziłoby mu dodatkowych obrażeń.
Westchnęła przeciągle.
        - Możliwe, i to nawet bardzo. Dlatego mogę jedynie ci współczuć tego, co się stało dawniej – rzekła dość smutno, spuszczając wzrok. Palcami zaczęła bawić się zwęgloną trawą, głaskając ją, jakby była zwierzęciem. A propos zwierząt, Sorley zdążył się gdzieś zawieruszyć. Prasmok jeden wie, Tressa miała jedynie nadzieję, że dał radę się porządnie ukryć.
        - Ale skoro twój ojciec coś o nich wiedział, może pozostawił jakieś notatki? - zapytała powoli, jak najdelikatniej. Coś czuła, że ten temat jest dość ciężki dla wampira. Nie poruszałaby go, gdyby nie był na tyle ważny dla obojga.

        Wszystko ją bolało, jakby dosłownie przed chwilą ktoś wystawił ją na cały dzień na słońce i podpalił dodatkowo. Sparaliżowana nie miała najmniejszego zamiaru się ruszyć, przynajmniej przez dłuższy czas.
        - Mogę ci w tym momencie opowiedzieć więcej na temat Srebrnych Róż. Ale to, co sama wiem, nie ma wielkiego znaczenia, bo to tylko obserwacje. Dość przestarzałe. - Zaśmiała się lekko, chociaż od razu tego pożałowała. Krwawiące plecy dawały się we znaki. One prędko się nie zagoją, jak już zdążyła zauważyć nieumarła.
        - Możliwe, całkiem możliwe. - Wzrokiem prześledziła stan Vergila. - A co do zasięgu... Nie widziałam. Ale jeśli jednak blask poleciał dalej poza posiadłość, możesz się spodziewać gości – dodała z uśmiechem. - Chyba. - Aż podniosła palec, uzupełniając swoją kwestię. Nie chciała przez przypadek źle czegoś wywróżyć. - Jeśli ciało Kalamandra pozostanie tam teraz, później się przejdę i wydłubię mu to oko. Mam wrażenie, że mogłoby się przydać. Kiedyś – oznajmiła.
        Usiadła wygodniej, kiedy w pomieszczeniu pojawił się nietoperz. Jakby wyczuwając sytuację, nie zamierzał usiąść na ramieniu żadnego z wampirów, nie chcąc przyprawić ich o większą dawkę bólu.
        - "Trochę" to za mało powiedziane. Jak się czujesz? - zapytała, kierując swój wzrok na Vergila. Sorley wówczas przysiadł gdzieś na podłodze, wertując wzrokiem oboje nieumarłych, jakby się pytał „co się stało?”.
Awatar użytkownika
Vergil
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Wędrowiec , Arystokrata , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vergil »

- Wiesz... lepsze to niż nasza śmierć — odparł i zmusił się do lekkiego uśmiechu. - Podejrzewam, że gdyby Kal nie zniknął i zaczął przeszukiwać moją posiadłość, a Igar zauważyłby go, to też podjąłby z nim walkę — dodał po chwili.
Następnie wstał i spojrzał na bezgłowe ciało przeciwnika, gdy Tressa zapytała o to, kto zajmie się usunięciem ciała z ogrodu.
- Sam bym się tym zajął, gdyby nie mój stan fizyczny... Wygląda na to, że ta robota również spadnie na Igara — odpowiedział, w dalszym ciągu przyglądając się ciału leżącemu na trawie. - Wiesz co? Teraz wiem, że mój ojciec miał jakiś związek z tym Zakonem i mogę stwierdzić, że prędzej czy później jakiś członek Zakonu i tak złożyłby mi wizytę — odparł, w jego głosie dało wyczuć się coś, co wskazywało na to, że pewien jest, iż coś takiego stałoby się w bliższej lub dalszej przyszłości.
- Całkiem możliwe, że je zostawił, a najlepszym miejscem do szukania ich jest pokój rodziców i biblioteka — odezwał się, tym razem spojrzał na wampirzycę. - Patrząc na to, co zaszło między nami to... myślę, że będziesz mogła pomóc mi w poszukiwaniach, nawet w pokoju, który kiedyś należał do moich rodziców — dodał i uśmiechnął się do Tressy.

Oboje szybko zajęli miejsca siedzące, gdy tylko weszli do salonu.
- Pewnie i tak wiesz więcej ode mnie na ten temat. Opowiadaj — odparł, przyglądając się wampirzycy. - Mam przeczucie, że to światło było silne, jednak nie miało dużego zasięgu — dodał szybko. Tak naprawdę, to miał nadzieję na to, iż nie miało takiego zasięgu, bo wtedy na pewno znaleźliby się śmiałkowie, którzy chcieliby odszukać źródło tajemniczego błysku.
- Co do ciała, to zawsze możemy powiedzieć Igarowi, żeby wyciągnął szklane oko z głowy Kalamandra i nam je przekazał — zaproponował. W taki sposób ciało nie będzie musiało leżeć w ogrodzie dłużej niż powinno, a oni nie będą musieli go ponownie oglądać.
Podążył wzrokiem w miejsce, w które patrzy Tressa i zobaczył, że obserwuje ona Sorleya, który musiał pojawić się przed chwilą.
- Bywało gorzej — odpowiedział, gdy zapytała go o to, jak się czuje.
Chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak w tym momencie po schodach zbiegł Igar i stanął naprzeciw nich z wyraźną ulgą w oczach i na twarzy.
- Dobrze, że żyjecie, chociaż widzę, że nie obyło się bez ran — powiedział wampir, patrząc najpierw na Vergila, a później na Tressę. - Przepraszam, że nie pojawiłem się wcześniej, ale walkę zauważyłem chwilę przed tym, jak oślepiło mnie światło i odrzuciło w tył, a przez to straciłem przytomność i obudziłem się kilka chwil temu — wytłumaczył się nieumarły.
- Nic się nie stało — odpowiedział Vergil i było widać i słychać, że naprawdę nie ma tego za złe swojemu przyjacielowi. - Niestety w trakcie walki ucierpiał ogród... I miałbym do ciebie prośbę, abyś zajął się ciałem, które znajdziesz w ogrodzie. Jedno z jego oczu jest szklane i prawdopodobnie jest to jakiś artefakt, więc możesz je wyciągnąć i nam przekazać — powiedział, a Igar odpowiedział skinieniem głowy. Po chwili skierował się do wyjścia na taras i poszedł do ogrodu. Vergil wiedział, że nie zobaczy przyjaciela w domu, dopóki nie posprząta w ogrodzie, którym się opiekuje i o który dba.
- Do twarzy ci z nowym kolorem włosów - powiedział niespodziewanie do wampirzycy i uśmiechnął się do niej.
Awatar użytkownika
Tressa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampirzyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tressa »

        Prychnęła w kiepskiej parodii uśmiechu, ale chyba za bardzo się bała, że przy bardziej gwałtownym ruchu straci więcej krwi.
        - Niewątpliwie – stwierdziła, ponownie przeczesując ogród wzrokiem, jakby co chwilę miała wrażenie, że jakimś cudem wróci do wcześniejszej świetności. To miejsce jej się bardzo spodobało. Ale całe szczęście Kal nie zaatakował w bibliotece! Gdyby musiała spalić tyle książek, chyba dałaby się zabić.
        - Wyzdrowiejesz. Może nawet szybciej ode mnie, ty nie oberwałeś srebrem. - Uśmiechnęła się przelotnie. - Czy jednak? - zapytała, unosząc brew. Przez cały czas nie mogła mieć na oku tego, co działo się z Vergilem podczas walki. Widziała jedynie, jak Kalamander szarżuje niczym dzikie zwierzę i stara się za wszelką cenę powalić dwójkę wampirów oraz zdobyć zwój z informacjami dotyczącymi Zakonu. Zachłanny i chciwy, a do tego oddany sekcie. Gwałtowny... I to największy problem. Ale teraz czarodziej leżał martwy, z całą pewnością niezdolny do dalszych ataków. Chyba, że jako trup... Oni mogliby stworzyć żywe zwłoki?
        - Ej – zaczęła, marszcząc brwi – nie sądzisz, że ludzie z Zakonu potrafią zrobić coś z... ciałem, co sprawi, że po śmierci będą funkcjonować jak żywe trupy? - zapytała, przenosząc wzrok na Vergila. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że przez dłuższy czas gapiła się na ciało Kalamandra. - No wiesz. Coś w stylu „zabili go i uciekł, i kiwa palcem w bucie”... Może warto byłoby spalić ciało? Tak na wszelki wypadek. - Gestykulowała lekko dłońmi, ukazując to niby inkantowanie zaklęć, aczkolwiek szybko zaprzestała. Przypadkowe spalenie większej części ogrodu jakoś nie było obiecującą perspektywą... A cóż, kwestia z pozbyciem się truchła za pomocą ognia jak najbardziej się jej uśmiechała. Zapalona piromanka, ot co.
        - Zakon ma wielu informatorów, którzy donoszą o ciekawszych istotach. Skoro twój ojciec się nimi interesował, musiał coś do nich mieć. Czy to po prostu czysta chęć pozbycia się Srebrnych Róż? - Mimo że całe ciało piekło ją niemiłosiernie, głowa także, wampirzyca starała się myśleć trzeźwo i wywnioskować każdą ewentualność. Możliwe, że dzięki temu kiedyś będzie o krok przed sektą. Pewnego dnia uda jej się ich przechytrzyć. Musi próbować.
        Odwzajemniła uśmiech Vergila, słysząc jego słowa na temat poszukiwań.

        Oparła się bokiem – plecy nadal się nie zregenerowały – o fotel, po czym zaczęła przeczesywać pamięć w poszukiwaniu istotnych szczegółów, jakie tkwiły w jej umyśle jeszcze wtedy, gdy była uwięziona w Zakonie. Przebłyski wspomnień nie jawiły jej się wyraźnie, poza oczywistą chwilą śmierci sióstr i wiadomością o samobójstwie matki.
        - Jeśli chodzi o nich samych, ich tortury i metody, nigdy nie biorą kilku osób naraz. Zawsze pojedynczo, kolejność wyznacza wiek ofiary. - Może i to się nie przyda, aczkolwiek takie informacje są czasami warte, żeby się z nimi zapoznać. - Rozmieszczenie mogło się zmienić przez te... dwieście lat? Około. Ale korytarze są z kamienia, co trzydzieści kroków jest małe okienko. Pochodnie są tylko cztery na jeden korytarz, więc jest tam dość ciemno w nocy. I szczury. Dużo szczurów. - Aż się wzdrygnęła, przypominając sobie ich paskudny smak. - Chyba tylko tyle... Z tych ważniejszych rzeczy. Nie mają żadnej biblioteki, zero pergaminów czy podobnych komnat... Chyba, że trzymają wszystko w górnej części. Tam nigdy nie byłam – przyznała szczerze.
Następnie westchnęła, kiwając jedynie głową.
        - Ale no... Nieuszkodzone? To oko może być dość ważne. Widziałam w nim odbicie Kensy, mojej siostry – odparła, przyciszając nieco ton. Mimo że minęło tyle lat, ona nadal tęskniła za rodziną. W większości... Matka może się przewracać w grobie, znając opinię najmłodszej córki. O, chwila, ona nie ma grobu...
        W pomieszczeniu pojawił się Igar. Tressa od razu nieco się wyprostowała – coś zdążyła wyczytać z tej książki o etykiecie, ot co – chociaż ból nadal ujawniał się pod postacią okropnego pieczenia w okolicach pleców. Przysłuchiwała się dokładnie ich wymianie słów, przenosząc wzrok z jednego wampira na drugiego. Nie za bardzo chciała się wtrącać do rozmowy, zwłaszcza przez to, że nie miała nic konkretnego do dodania. Bo po co się odzywać, kiedy jest to niekonieczne? I nikt tego od niej nie wymaga.
Kiedy Igar opuścił pomieszczenie z zamiarem ogarnięcia ogrodu, Vergil odezwał się do Tressy ze słowami, których się nie spodziewała. Zaśmiała się cicho w odpowiedzi.
        - Dziękuję – odparła, przez co chyba odruchowo odgarnęła kosmyk włosów za ucho. Prawdopodobnie zrobiła to podświadomie. - Po uleczeniu ran i zapoznaniu się z niektórymi informacjami... oraz może małym treningu, chciałabym już wyruszyć do Zakonu. Znaleźć ich. Moglibyśmy? - zapytała, spoglądając prosto na wampira.
Zablokowany

Wróć do „Mroczne Doliny”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości