Łzy Rapsodii[Niecka u podnórza wodospadu] śnieżyca

Z zachodnich szczytów Gór Fellarionu spływają dziesiątki wodospadów. Ich nazwa pochodzi od starożytnej legendy o księżniczce Rapsodii, która zamknięta w magicznej wieży w górach płakała tak długo, że z gór zaczęły spływać liczne wodospady.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Nivalia nie do końca rozumiała. Co było ów skarbem? Jego miecz? Artefakt? A może pieniądze, które miał za niego dostać? Musiała się wszystkiego dowiedzieć, bo jak na razie wydawało jej się, że Marvel plączę się w zeznaniach. Już inna kwestia, że mieli udawać parę... No, to był pomysł na miarę szaleńca, ale właściwie co miała do stracenia?
- Zaraz... czekaj... Nie wszystko rozumiem - powiedziała dość powoli.
- Za co właściwie masz dostać rueny? Za ten artefakt, za odzyskanie go? Czy za miecz? A może zamierzasz sprzedać ten artefakt komuś innemu? Co właściwie chcesz zrobić z tym "skarbem"? I czym on właściwie jest? - Niva miała dziesiątki pytań bez odpowiedzi. Marvel nie był do końca precyzyjny w swojej opowieści. Niva zastanawiała się też, ile zamierza jej "odpalić"; mówił, że ile chce, ale to na pewno było kłamstwo, przecież nie oddałby jej wszystkich ruenów, gdyby zażądała. Tak czy siak Niva rozważała propozycję całkiem poważnie. Właściwie nie miała innego wyjścia. Potrzebowała pieniędzy, bo miała ich niewiele, a jeśli chciała ruszyć na południe to nie z pustą sakiewką. Ominęła kwestię tego, e artefakt został ukradziony. Nie ona to zrobiła, to nie była jej wina. Musiała pomyśleć o sobie, o tym jak uratować swój tyłek z bagna w którym się znalazła. Chciała przecież wrócić do rodziców, a jak na razie nie miała lepszej propozycji. W zasadzie nie miała żadnej propozycji, więc...

- A co do "udawania", co, według ciebie, dokładnie to znaczy? - Przekręciła głowę w bok i spojrzała na lisołaka badawczo.
- Mamy się trzymać za ręce? Udawać małżeństwo? Konkretnie, jak to sobie wyobrażasz? Hm?
- Poza tym mam pewne wątpliwości. Szukają mężczyzny, samotnego - dobrze. Ale wiesz, że jesteś raczej charakterystycznym typem? Rude włosy, twarz, miecze, a co jeśli któryś ze strażników cię rozpozna? Trzeba by cię przebrać... Bo ja wiem, znaleźć jakieś bardziej mieszczańskie szaty. Zależy, czy chcesz udawać rzemieślnika, czy raczej uczonego. Może lepiej byłoby przeprać cię za szlachcica. Nie możesz wejść do miasta w tym stroju. - Spojrzała na jego charakterystyczny ubiór.
- Od razu widać, że nie jesteś zwykłym mieszczaninem. Musisz mieć inne ubranie - powiedziała pewnie, a w głowie zamiast pytań miała już pewien plan.
- Włosów nie zmienimy, ale całokształt trzeba poprawić, jeśli to ma się udać.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Musiał przyznać, że spodziewał się takiego oporu. To naturalne i w pełni ją rozumiał. W końcu był dla niej kim zupełnie obcym, a w dodatku zdradził jej swoje problemy z wymiarem sprawiedliwości w Rapsodii. Byłaby strasznie głupia, gdyby od razu się zgodziła. A nawet jeśli, to nie zamierzał tego wykorzystywać. Lisołak już miał styczność z bardzo łatwowiernymi jednostkami i zawsze był zdania, że wykorzystywanie tego jest niehonorowe. Miał swoje zasady, a wśród nich był twardy zapis o tym, jak w takich sytuacjach postępować.
Wobec elfki Marvel miał dobre przeczucia i jeśli się one sprawdzą, może rzeczywiście z czystym sumieniem wykorzystać jej słabe położenie. Cofnął rękę, skoro jej nie uścisnęła.
- Nie mogę powiedzieć ci nic więcej, skoro nie zawarliśmy umowy. U mnie słowo jest droższe od pieniędzy i jeśli zgodzisz się mi zaufać, to wtedy ja zaufam tobie. Ale tak czy owak... - urwał sięgając dłonią do małej torebki przyszytej do paska. Wyciągnął z niej dwie monety o nominale złotego gryfa i położył je na kocu okrywającym jej nogi. - Weź to. W ramach przeprosin i żebyś nie musiała nocować pod gołym niebem.
To nie był z jego strony żaden podstęp. Naprawdę zrobiło mu się żal dziewczyny i mógł się tylko domyślać jak ciężkie miała życie zanim się spotkali, ale nie mógł jej tego po prostu ułatwiać. Życie jest kowalem dusz. Tłucze w nie niemiłosiernie młotem losu i nadaje im kształt arcydzieła. Dlatego chciał, żeby sobie zapracowała na godziwą zapłatę. Nieważne jak wcześniej pracowała i co robiła, mało go to obchodziło. Droga, którą podążał Marvel, nie była łatwa, ale miała w sobie to coś, co powodowało, że nie chciał zejść z tej ścieżki. Nivalia miała w sobie coś co bardzo się spodobało rudemu chłopakowi. Potencjał.
Resztę jej dywagacji na temat jego wyglądu pozostawił bez odpowiedzi. W zamian za to ograniczył się tylko do powstania i podejścia do górki, gdzie zebrał na potrzeby ogniska zapasy drewna. Wziął całkiem spory konar, w połowie zapierając go nogą do ziemi pociągnął silnie w swoją stronę, drugą połową wywołując głośny trzask łamanej gałęzi. Włożył obie połowy do ognia i wytarł mokre ręce o spodnie.
- Co jest takiego, co masz tam na południu? Rodzinę? Przyjaciół? To niezbyt rozsądna decyzja podróżować samemu przez góry w środku zimy. Może powinnaś przemyśleć zawrócenie i przeczekanie w jakiejś wiosce do jej końca? Niedaleko jest ładna osada. Na pewno tam znajdziesz schronienie. Tam mieszkają prości ludzie, nie wezmą dużo za pokój - powiedział i podniósł wzrok do nieba. Złożył usta i zagwizdał melodyjnie. Kilka nutek przeszyło mroźne powietrze, a potem nastała cisza.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Spojrzała wymownie na dwie monety, które położył. Pytanie brzmiało: czy miała je wziąć, czy unieść się dumą i oddać mu pieniądze? Na razie uznała, że lepiej nie robić nic.
- Nie wiem - odparła.
- Nie wiem, co tam jest... Mam nadzieję, że dom. Zniknęłam stamtąd wiele, wiele lat temu. Sama nie wiem ile. Dziesięć? Dwadzieścia? Pięćdziesiąt? Nie mam pojęcia. Przestałam liczyć czas. Kiedyś, dawno temu miałam tam rodzinę, dom. Prawdziwy dom. Przyjaciół. Wiem, gdzie jestem i wiem, jak daleko mam do... domu. Nie zamierzam przekraczać gór zimą. Jak na razie chcę dotrzeć do Nowej Aerii - Niva znała geografię; wiedziała, gdzie jest i dokąd się udać. Zwiedziła sporą część kontynentu będąc w cyrku i nie była głupia.
- Stąd do Nowej Aerii i tak jest daleko, kiedy trochę się ociepli można ruszyć na zachód, wzdłuż gór, u ich podnóża. Tam można dotrzeć do Smoczej Przełęczy, a dalej do Ekradonu. Mój dom jest... bo ja wiem... dwa, trzy lata drogi stąd... Jest bardzo daleko. Daleko poza Środkową Alaranią. Ale nie mam innego miejsca na świecie. Po prostu nie mam.

- Niewiele mi mówisz, wiesz? - stwierdziła poważnie
- A nie zadaję trudnych pytań. Nie mogę zaufać komuś, kto nie jest mi w stanie odpowiedzieć nawet na te najprostsze. Co to znaczy, że mamy udawać parę? To proste pytanie, nie zdradza mi twojego fachu, nie mówi nic o nagrodzie, nie tłumaczy, czym jest twój miecz ani nie mówi nic o skradzionym artefakcie.
- Nie pytam, co to za przedmiot ani co robi, ani ile za niego dostaniesz. Na takie pytanie mógłbyś mi nie chcieć odpowiedzieć i w porządku, rozumiem. Nie chcesz mi tego zdradzać, bo to ważne, ale chyba mam prawo do podstawowych informacji.
- Skoro nadal tu jestem, skoro kombinuję jakby tu ukryć twój charakterystyczny wygląd przed strażnikami, to chyba znak, że piszę się na to szaleństwo. Jak inaczej mam ci zaufać? Skoro kombinuję to chyba znak, że już to zrobiłam, poniekąd...
- Więc albo kombinujemy razem albo wcale, czyż nie? Musisz mnie wtajemniczyć w swój genialny plan, bo inaczej się nie dogadamy i ani ty nie odzyskasz miecza, ani ja nie zarobię na życie.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

- Znasz drogę - przyznał, zauważając też znaczną zmianę w jej zachowaniu. Czyżby ją rozdrażnił? A może swoją arogancją dodał jej pewności siebie i wyzwolił to drugie "ja", skrywane pod zasłoną niewinności. Obserwował tą przemianę z wielką nadzieją na ciekawe rozwinięcie. Owszem może niewiele jej mówił, ale zauważył, że elfka też ma swoje sekrety - świadome czy też nie. Czasami tak bywa, że pod wpływem impulsu poznajemy swoje drugie oblicze. Oby w tym wypadku nie okazało się to zgubne odkrycie, mające negatywny wpływ na niego.
Nie umknęło jego uwadze nikłe zainteresowanie elfki monetami, to wiele o niej mówiło. Nie posunęło jednak sprawy do przodu, a jedynie zrobiło kolejne problemy, bo wolał jej już zapłacić i sprawić, żeby nie zadawała więcej pytań.
- Jesteś trochę niesprawiedliwa. Najpierw zadajesz dużo pytań, a potem wybierasz te najmniej istotne twierdząc, że nie potrafię ci odpowiedzieć na najprostsze. Mając taki zestaw pytań, odpowiadając tylko na te, które chcę, postąpiłbym jak krętacz i zbudziłbym w tobie nieufność. Ale jeśli chcesz wiedzieć, to mam wszystko przygotowane. Jak mówiłem, zmierzam do Rapsodii i nie jest to decyzja z tego dnia. Mam w tobołkach przebranie, stosowną perukę. Będę nie do rozpoznania. A ty? Wiem, że to dla ciebie ważne. Wystarczy, że weźmiesz mnie pod rękę i będziesz się trzymała blisko mnie. Chcesz wiedzieć, skąd będę mieć te rueny? Masz je na kolanach. Mam ich znacznie więcej, ukryte i czekające na ciebie. Dokładnie cały kuferek takich. A mój miecz jest dla mnie bardzo ważny. To jeden z trzech, jakie posiadam. Nie ma żadnej mocy, ale wykuto go specjalnie dla mnie i ma ogromne znaczenie sentymentalne.
Usiadł na kamieniu przy ognisku. Uznał, że to nie koniec pytań, na które jeszcze nie udzielił odpowiedzi, ale skoro elfka wszystko chciała wiedzieć, to niech ma, czego chce.
- No i jestem łowcą nagród. Jak mówiłem, czasami coś muszę ukraść, żeby zarobić. Taka praca. Rozumiesz? - Uśmiechnął się pogodnie. - Czy teraz jesteś zadowolona z odpowiedzi?
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

- Powiedzmy – odparła, choć nie była tego aż taka pewna. Marvel plątał się w zeznaniach. Ale może już taki po prostu był. Tak czy inaczej, ich rozmowa wyglądała teraz bardziej jak walka dwóch kotów, próbujących zdobyć terytorium niż takich, które chcą się lizać po uszach. Stali naprzeciw siebie i każde wypatrywało ruchów drugiego. Nivalia nadal miała pytania, ale zachowała je dla siebie. Nie było sensu dłużej drążyć, to tylko pogorszyłoby już ich nadwątloną relację. Zamilkła na dłuższą chwilę. W tym czasie dokończyła jedzenie, obgryzając kostki kaczki tak mocno, jak się dało. Pierwszy głód minął, a niewielki żołądek elfki zapełnił się wystarczająco. Rzuciła kości gdzieś na bok, a brudne ręce wytarła w spodnie. Była dobrze wychowana, ale przecież nie siedziała przy stole u jaśniepaństwa, tylko przy ognisku z łowcą nagród. Nie musiała zachowywać się jak dama. Poza tym zupełnie niedorzecznym byłoby teraz szukanie chusteczki do wytarcia rąk. No już bez przesady...

Przez chwilę siedziała w milczeniu, od czasu do czasu przypatrując się monetom leżącym na jej nogach. W końcu pochyliła się i zdjęła je z futra. Nie schowała ich jednak do sakwy, ale położyła na kamieniu leżącym niedaleko. Jeszcze nie wiedziała, czy je przyjmie. Musiała się nad tym poważnie zastanowić. Z jednej strony za, to co zrobił jej ten gryf, powinna przyjąć je jako zadośćuczynienie, z drugiej... To był wypadek, niczyja wina - ani ich, ani jej. Mogli ją wziąć za zagrożenie. Chociaż przebijanie ramienia, bo się przestraszyło, wydawało się być trochę przesadą, no ale cóż...

Tak czy inaczej postanowiła, że musi uleczyć swoje ramię. Była wdzięczna mężczyźnie, że założył jej coś na kształt temblaka, ale teraz musiała się go pozbyć. Przez chwilę męczyła się próbują rozwiązać węzeł na szyi, ale jej próby spełzły na niczym, ostatecznie zdjęła chustę przez głowę i odłożyła ją na bok. Zdrową dłonią dotknęła zabandażowanej rany na ramieniu. Przymknęła oczy i skupiła się wyłącznie na magii. Nie była w tym szczególnie dobra, ale takie rany, jak ta, mogła w znaczącym stopniu uleczyć. Spod jej palców wykwitło jasnozielone światło, które zdawało się wpełzać pod lekko zakrwawiony bandaż. Przez kilka minut trwała w tej pozycji. Musiała odbudować przerwane tkanki. Wiedziała jednak, że nie uda jej się zasklepić całkowicie tej rany. W końcu uznała, że więcej nie da rady zrobić. Odwinęła bandaż, a pod nim widoczne było już tylko otarcie. Spojrzała wymownie na swojego przyjaciela, który stał nieopodal. W myślach poprosiła go o pomoc. Orion zbliżył się i pochylił nad pustynną elfką, rogiem dotykając niewielkiej już rany na ramieniu. Po chwili skaleczenie zniknęło zupełnie. Orion nie dosunął się jednak, a położył przy swojej pani. Niva oparła się plecami o jego bok, przyjmując ciepło jego ciała z wyraźną ulgą. Było jej zimno, nie miała na sobie tuniki, tylko samą koszulę. Owszem nogi miała przykryte futrem, ale od pasa w górę zdążyło już jej się zrobić chłodno.
- Gdzie właściwie moja tunika? - zapytała. Wiedziała, że jest podarta na ramieniu, ale i tak byłoby jej w niej cieplej niż w samej koszuli. Oczywiście domyśliła się, że przy opatrywaniu rany Marvel zdjął z niej część garderoby. Nie miała nic przeciwko, nie rozebrał jej w końcu całkowicie, po prostu zdjął to, co przeszkadzało.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Bardzo ciekawie zapowiada się ich współpraca - już od pierwszego spotkania. To nic złego, że oboje bronią swoich interesów i zachowują się wobec siebie nieufnie. Powodów było kilka i trudno szukać winnego, ale gdyby trzeba było, to pierwszy do pręgierza zgłosiłby się Marvel. Chłopak dobrze znał swoje słabości. Płynęły głównie z odizolowania od społeczności, braku doświadczenia we współpracy z kimś innym od gryfa. To rzecz naturalna, że nie umiał zyskać zaufania elfki ot tak, nawet gdyby mówił całą prawdę. Sam jego wygląd raczej nie wzbudzał zaufania. Rude włosy, żywiołowa aparycja, bystre spojrzenie pary wyrazistych oczu. Nic tylko uciekać.
Ale taki już był z zewnątrz i nie należało się tym przejmować, tylko spojrzeć głębiej. Jak nie do jego duszy, to przynajmniej do życiorysu. Nigdy bowiem nie zostawił nikogo w potrzebie. Owszem, miał trudny zawód, wymagający wielu wyrzeczeń i samodyscypliny. Jeśli chodzi o elfkę, to tu nie było wyjątku. Miał zamiar ją przeprosić za swoje zachowanie, ale odłożył to na później, licząc, że gdy lodowiec między nimi stopnieje, poznają się lepiej; będzie ku temu lepsza okazja.
Pytanie o tunikę było dobre. Pamiętał dobrze, gdzie złożył jej odzienie. Leżało obok ogniska, na ziemi. Specjalnie je tam zostawił, żeby materiał nasiąknął ciepłem. Zanim jednak wstał po nią, musiał oderwać wzrok od Nivalii, która popisała się przed nim magicznymi umiejętnościami.
- Słyszałem wielokrotnie o magicznych zdolnościach elfów, ale nie sądziłem, że będzie mi dane widzieć je na własne oczy - powiedział lekko się uśmiechając, zadowolony, ze swojego szczęścia. - To niesamowite. Mogę obejrzeć? - zapytał, podchodząc, i bez zezwolenia złapał ją rękoma za ramię, po czym pogładził kciukiem miejsce, gdzie przed chwilą była paskudna dziura po szponie. Pod jedwabiście gładką skórą nie mógł wyczuć żadnej nierówności. W pewnym momencie zauważył na jej twarzy zaskoczenie. - Jak to zrobiłaś? To znaczy wiem, że magicznie, ale jak? Urodziłaś się z tą zdolnością? - dopytywał, łapiąc w swoje dłonie jej i obracając wewnętrzną stroną do góry, jakby oglądał jakiś cud. Jego dłonie były ciepłe, silne, trochę szorstkie, ale ich dotyk nie był nieprzyjemny. Na pewno nie robił tego wbrew jej woli. Gdyby się opierała puściłby jej ręce, nie chcąc jej skrzywdzić.
- Zawsze mnie intrygowało, jak to robicie. Znaczy elfy. Władacie magią z taką prostotą, jakbyście tasowali karty. To niesamowite. Opowiedz mi, skąd masz tę moc - poprosił, nie puszczając jej rąk i patrząc jej prosto w oczy. Marvel był niesamowicie ciekaw tajemnic, które przed nim jeszcze skrywała. Śnieżyca nabierała na sile, zasypując okolicę białym puchem. Mieli mnóstwo czasu zanim będzie świtać, a przy ognisku było jasno i ciepło. Wszystko więc sprzyjało bliższemu poznaniu elfki. Szczególnie teraz, kiedy zdradziła przed nim swoją moc, która - nie czarujmy się - zachwyciła rudowłosego.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Nie sądziła, że samoleczenie wzbudzi w Marvelu takie zainteresowanie. W pierwszym momencie trochę się przestraszyła, kiedy do niej podszedł, ale pozwoliła się dotknąć, choć było to dla niej zaskakujące. Miał wyjątkowo ciepłe ręce, co stanowiło kontrast do jej chłodnej, zmarzniętej skóry. Źle znosiła chłodną pogodę. Bycie pustynną elfką w tych stronach nie należało do najprostszych, chodziło tu oczywiście o zimowe miesiące. Lato było całkiem przyjemne, choć temperatura, jak dla niej mogłaby być wyższa. Mimo lat spędzonych z cyrkiem w różnych miejscach, o różnych klimatach nie przyzwyczaiła się do chłodów. Najlepiej czuła się na Wybrzeżu Jadeitów, tam wiecznie panowała ciepła aura. Nie musiał więc opatulać się w tysiąc warstw, ale tu na północy było inaczej. Dlatego nosiła na sobie wiele rzeczy, w tym ciepłe, ogromne futro.

Spojrzała na Marvela badawczo. Widziała jak intensywnie wpatruje się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widniała wielka rana po pazurze jego gryfa. Wyglądało to tak, jakby nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. To było ciekawe, Alarania była pełna magicznych istot, a Marvel twierdził, że do tej pory nigdy nie widział leczenia magią. Nie miała powodów by mu nie wierzyć, poza tym był ewidentnie zainteresowany tym zjawiskiem.

- Myślę, że talent do magii odziedziczyłam po rodzicach. Nie byli czarodziejami, nie przykładali też wagi do nauki magii, ale sądzę, że po kimś odziedziczyłam predyspozycję. Ale tak naprawdę uczyć się magii życia zaczęłam bardzo późno. Mój mąż był w połowie czarodziejem. Jego matka była czarodziejką, ojciec człowiekiem. A on sam był nauczycielem magii z arkan życia i istnienia. Zaczęłam uczyć się krótko po ślubie. Na początek uznałam, że lepiej rozpocząć naukę od magii życia, niż istnienia. No i tak to wszystko się zaczęło. Lekcje były dla mnie przyjemnością, poza tym spędzałam czas z mężem. I prawdę mówiąc dość łatwo przychodziła mi nauka zaklęć. Jestem tylko uczniem, daleko mi do prawdziwego adepta, ale to zawsze coś. Zwłaszcza jeśli chodzi o leczenie, przychodzi mi z łatwością. Poza tym mam Oriona, jak widziałeś, on też jest w tym dobry. Pewnie uczyłabym się dalej i wzięła też za magię istnienia, ale po śmierci mojego męża zupełnie straciłam zapał. Jakoś nie wyobrażałam sobie mieć innego nauczyciela. I tak zostało mi leczenie i kilka innych sztuczek - uśmiechnęła się smutno. Wspominanie Remiego zawsze powodowało u niej jakąś nostalgię. To było tak dawno, minęło tyle lat, a jednak zawsze jego wspomnienie było smutne. Byli zaskakująco dobrą parą, może nie zakochaną do szaleństwa, ale poukładaną i spokojną. Ich małżeństwo było naprawdę dobre i jego wspomnienie wywoływały pewną tęsknotę.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Marvel nie miał złych zamiarów, nie wobec elfki. Kierowała nim wyłącznie ciekawość, a że był taki bezpośredni i nieokrzesany... cóż, zawsze mogło być gorzej. Trzymanie kogoś za ramię to jeszcze nic złego, no chyba że ktoś wybitnie tego nie lubi, ale Nivalia najwyraźniej taka nie była. Dostrzegł jej wahanie i przez moment obawiał się, czy nie podszedł za blisko, bo skoro potrafiła leczyć, to równie dobrze mogła umieć ranić magią. A tego nie znosił najbardziej. W spotkaniu z czarodziejem miał marne szanse, paru z nich uprzykrzyło mu życie. Jeden w szczególności zaskarbił sobie nienawiść lisołaka. To przez niego do końca życia będzie borykał się ze swoją lisią naturą. I choć nigdy nie narzekał, uważał, że bycie efektem udanego czy też nieudanego eksperymentu magicznego jest wyjątkowo niewygodne dla jego podświadomości. Zupełnie jakby cały czas słyszał w głowie czyjś drwiący śmiech. No i wiecznie się zastanawiał: czemu akurat lis? Nie mógł zostać jakimś wilkiem albo niedźwiedziem lub smokiem? Na te pytania być może nikt mu nigdy nie odpowie. Na razie miał ważniejsze sprawy na głowie niż użalanie się nad sobą. Nivalia nie usmażyła go i z czasem coraz więcej się o niej dowiadywał z jej opowieści, którą dał jej skończyć; kiedy to się stało, puścił jej rękę i w milczeniu wstał i poszedł po jej tunikę. Odszedł na kilka kroków i schylił się po nią.
- Jak umarł twój mąż? Z tego, co słyszałem, czarodzieje żyją bardzo długo, niektórzy nawet setki lat. Chyba nie był aż tak stary? - Obrócił się do niej i podał jej rozgrzaną, złożoną elegancko tunikę. Jej rękaw był przedarty przez pazur Zefiry, ale był czysty. Wyprał go w stawku, przy którym mieściło się obozowisko.
- Proszę - powiedział, uśmiechając się pogodnie. Kiedy wzięła swoją własność, usiadł naprzeciwko dziewczyny, ale już nie tak blisko jak poprzednio. - Czegoś nie rozumiem. Miałaś dom, męża, rodzinę i przyjaciół. Co się stało, że skończyłaś w cyrku i stamtąd odeszłaś?
Zadawał dużo pytań, bo był ciekawski - taka już lisia natura. Historia elfki była naprawdę ciekawa i chciał dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Czegoś, o czym mu jeszcze nie powiedziała, bo jak na razie cała ta układanka miała za dużo braków.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Niva na chwilę zamilkła, wpatrując się w Marvela. W zasadzie nie miała nic do stracenia, opowiadając mu co nieco o sobie; może nie zamierzała mówić wszystkiego, ale po części mogła mu odpowiedzieć, co się z nią działo. Nic nie traciła. Poza tym uważała, że to, co w życiu jej się przytrafiło, tylko ją wzmocniło. Oczywiście były w jej historii momenty, o których chciałaby zapomnieć, ale nie potrafiła.
- Nie, nie był stary... - odparła powoli.

- Wręcz przeciwnie, był bardzo młody. Ale był tylko w połowie czarodziejem. Nie wiem czy go otruto, czy rzucono klątwę, czy też sam zrobił coś w swoim laboratorium, nigdy się tego nie dowiem. Tak czy inaczej, dostał wysokiej gorączki. Nie mógł jeść ani pić. Próbowaliśmy wszystkiego: ziół, specyfików alchemicznych, magii pod wszelaką postacią. Byli medycy, zielarki, magowie, ale nikt nie potrafił pomóc. Gorączka nie ustępowała, wszystko, co brał do ust, wracało. Umarł z wycieńczenia i odwodnienia - opowiadała tak spokojnie jak tylko potrafiła, ale po jej twarzy było widać, że to nie są dla niej miłe wspomnienia. Kiedy skończyła mówić, Marvel podał jej tunikę. Odsunęła się nieco od Oriona i odebrała ubranie od lisołaka. Wciągnęła na siebie tunikę i od razu zrobiło jej się cieplej. Materiał był przyjemnie nagrzany od ogniska.

- Hah... - odpowiedziała na pytanie o to, jak to się stało, że jest właśnie tu i teraz.
- To długa, bardzo długa historia - zaczęła, patrząc mężczyźnie w twarz. Ten nic nie mówił, więc Niva ciągnęła. - Po śmierci męża na pewien czas wyjechałam, jakiś czas później wróciłam i zostałam nauczycielką sztuki. Pewnie robiłabym to dzisiaj, ale cóż... życie nie jest takie kolorowe i spokojne, jakby się chciało.

- Nawet nie pamiętam już co to był za dzień, czy pogoda była ładna czy nie, który był dzień tygodnia. Za to doskonale pamiętam, że był wieczór i wracałam do domu. Tak jak doskonale pamiętam mężczyzn, którzy mnie pobili, związali i porwali. Obudziłam się w starym, śmierdzącym zgnilizną wozie. Więzili mnie kilka dni, wywieźli na północ, tam trafiłam na nielegalny targ niewolników. Na targu wypatrzył mnie najbrzydszy człowiek, jakiego widziałam, i po prostu mnie kupił. - Westchnęła głośno i zatrzymała się na moment. Zastanawiała się, czy powinna powiedzieć prawdę.

- A dalej... cóż... było ciężko, bardzo. Trafiłam do burdelu, nazywając rzeczy wprost i po imieniu. Gównie byłam naćpana ziołami przez moich "opiekunów". Tak łatwiej było sterować wszystkimi dziewczynami w zamtuzie. Żadna nie chciała tam być. Byłyśmy albo z targów niewolników, albo złapanymi gdzieś na ulicy. Wystarczyło mieć charakterystyczną urodę. Byłyśmy pilnowane całą dobę, a za ucieczkę groziła śmierć albo obcięcie jakiejś części ciała. Jednej dziewczynie za próbę ucieczki obcięto palce u stóp. Ale nie chcesz wiedzieć ze szczegółami co się tam działo...

- Nie mam pojęcia, ile lat tam spędziłam... Ale zdecydowanie za dużo. Potem wykupił mnie pewien nieznajomy i tak trafiłam do haremu. Praca niby ta sama, ale przynajmniej nikt nas nie bił, nikt nie głodził, nikt nie poił ziółkami na otumanienie, nikt nie groził śmiercią. Chociaż nie powiem, żebym była wolna. Bo nie byłam wolna. Minęło kilka lat, w pewnym momencie przestałam być użyteczna dla haremu i sprzedano mnie do cyrku. - Celowo przemilczała historię o dziecku. To było zbyt bolesne, nie chciała do tego wracać; i tak otworzyła się przed obcym mężczyzną tak bardzo, jak to było możliwe. Ale w zasadzie tak było chyba łatwiej, w końcu nic ich nie łączyło. Odnajdą miecz i o sobie zapomną, więc mówienie o sobie niczym nie groziło.
- I tak byłam co raz dalej od domu. W cyrku nie zarabiałam dużo, na początku byłam tylko od sprzątania i opiekowania się końmi, dopiero później dyrektor cyrku odkrył, że potrafię jeździć. Dalszą historię znasz. Po wielu latach cyrk się rozpadł i cóż... trafiłam tu, gdzie jestem teraz.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Zadał pytanie, ale nie wymagał odpowiedzi. Rzadko mógł z kimś pogadać, a co dopiero poznać skrawek czyjejś historii. Duża większość napotkanych przez niego person nie miała do niego zaufania, a i on nie naciskał. Często zdarzało się, że wolał nie wiedzieć, co kto zmalował w swojej grzesznej przeszłości. Co innego ta elfka. Od początku wydawała mu się dobrą istotą. I nawet pomijając jej rasę, która słynęła z dobroci, wrażliwości i opiekuńczości, szlachetność jej duszy wyzierała z jej pięknych oczu. W międzyczasie, gdy zaczęła mówić, skoro już stał, to poszedł po trochę drewna do ognia. Leżało niedaleko, więc nie przegapił ani zdania, które wypowiedziała Nivalia. Gdy wrzucił do ognia świeże gałęzie, snop rozszalałych iskier wystrzelił w górę, rozbijając się o skalne sklepienie nad ich głowami niczym odwrócony do góry nogami wodospad. Z początku nieśmiało, lecz z każdą minutą coraz śmielej, żółtawe płomyczki poczęły przeskakiwać na świeże gałęzie, coraz jaśniej oświetlając trzy zgromadzone przy nich postacie. Rudzielec usiadł na kocu przy nogach elfki. Nie zachowywał dystansu, ale jednocześnie nie dawał jej żadnych powodów, by się go bała. Bo gdyby istniała w nim jakaś niebezpieczna intencja, to widać by było to w jego oczach. A w nich było jedynie zaciekawienie i... radość. Taka zwyczajna, czysta. Spowodowana najwyraźniej towarzystwem kogoś, kogo podziwiał i mógł z tym kimś spędzić trochę czasu.
Uśmiech na twarzy rudego młodzieńca zmalał, kiedy wspomniała okoliczności śmierci swojego partnera. To musiało być dla niej bardzo bolesne. Strach pomyśleć, co mogło zabić tego czarodzieja. Marvel nie miał żadnego pojęcia o magii; jedyne, co potrafił, to zmieniać się w lisa, przypisując to raczej wynikowi błędu magicznego niżeli cechom jakiejś rasy. Nie wiedział nic o istnieniu lisołaków, a co dopiero o lisołakach jako odrębnej rasie.
Jej późniejszą przeszłość przemilczał, jednakże widać było jak jego rysy twarzy się wyostrzają, wargi chowają zwinięte do środka, a wzrok spuszcza do ognia. To było niezręczne, to o czym opowiadała. Wiedział dobrze, czym są burdele, ale nigdy z nich nie skorzystał. Był w tym momencie rozdarty i poczuł się, jakby przed chwilą otrzymał solidny cios pięścią w brzuch. Wszystko przez to, że Nivalia uświadomiła mu przed chwilą ważną, bardzo istotną kwestię, której dotąd nie dostrzegał. Brzydził się tych istot sprzedających swoje ciało za nędzne pieniądze. A nawet jeśli ceną byłby królewski skarbiec, to nadal to było sprzedawanie ciała. Okropne myśli przetaczały się po jego głowie, wszystkie niepochlebne o dziewczętach pracujących w tym zawodzie. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że niektóre z nich - jeśli nie większość - jest tam niewolnicami, zmuszonymi przemocą do usługiwania mężczyznom. Poczuł się fatalnie w tym momencie. Gdyby wpadł na to wcześniej, pewnie nigdy by nie wyzwał od najgorszych biednych dziewcząt, próbujących go zaciągnąć do środka.
Rozmyślając na ten temat i słuchając dalej, chwycił za patyk i zaczął nim dłubać w ognisku. Nogi przyciągnął do brzucha, a brodę oparł na kolanach. Patrzył w przesuwający się po czubku kija mały płomyczek. Gasnący za każdym razem, kiedy odsuwał go od płomieni.
- To dziwne. Byłaś młoda, pewnie dbano o ciebie, byłaś wykarmiona, wykąpana. Jesteś... wyglądasz atrakcyjnie. Egzotycznie przez swoją rasę. Nie popieram haremów, ale nie rozumiem czemu cię wyrzucili. - Zanim się spostrzegł, że być może zadał intymne pytanie (choć w porównaniu do tego, co usłyszał wcześniej, to pytanie mogło być proste), było już za późno. Popatrzył kątem oka na Elfkę i uśmiechnął się. Przydałaby się zmiana tematu na coś weselszego.
- Słyszałaś kiedykolwiek o zmiennokształtnych? Mieliście w cyrku takie egzemplarze? - zapytał, rozpromieniając się pogodnym uśmiechem.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Nivalia naprawdę nie chciała opowiadać o dziecku, ale też nie wiedziała jak ominąć ten temat. Mogła kłamać... Owszem, ale nie chciała. Nie lubiła kłamstwa. Zawsze starała się być szczera, choć to bywało trudne. Przemilczanie było łatwiejsze, może i nie było kłamstwem, ale niedomówieniem, które też nie było do końca prawdą. Co miała mu powiedzieć? Że kobiety w połogu, które urodziły martwe dziecko, nie są już potrzebne? Nie są atrakcyjne. Są niepotrzebne. Skoro dziecko umarło, a ona nie mogła dawać siebie, stała się bezużyteczna. Gdyby dziecko żyło, byłoby inaczej. Byłaby mu potrzebna. A z czasem mogłaby wrócić do swojej pracy. A tak... tak wszystko się posypało i wylądowała tam, gdzie wylądowała, czyli w cyrku.

Na szczęście nie zdążyła odpowiedzieć na pytanie, co się stało w haremie, bo Marvel sam zmienił temat. Uff... ulżyło jej, teraz mogli rozmawiać o czymś innym. Spojrzała w stronę ogniska, czerwone języki przez moment lizały kamienny strop niecki. Potem przeniosła wzrok na Marvela. Był dość przystojny, musiała przyznać. Choć jego ruda czupryna zdawała się bardzo charakterystyczna. Poczochrane włosy na głowie współgrały z zawadiackim uśmieszkiem na jego twarzy. Wyglądał na niezłego kombinatora, to musiała przyznać.
- Zmiennokształtnych? Tak, pewnie. W cyrku mieliśmy kotołaczkę, Kamę, ćwiczyła woltyżerkę. No i był też panterołak, Liam. A jeżdżąc po świecie widziałam takich osób więcej. Lisołaczkę, tygrysołaka. Ba, w jednym z cyrków poznałam wiewiórkołaczkę. Dziewczyna z kitą jak ogień, o wiewiórczym pyszczku zamiast normalnej twarzy. Nasza Kama miała ludzką twarz, ale kocie uszy i ogon. Tak jak Liam, on też miał panterze uszy i ogon. Jakby tak pomyśleć, to pewnie spotkałam takich stworzeń więcej. W cyrkowym świecie jest mnóstwo odmieńców. Taki urok cyrku.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

W miarę wymieniania dość okazałej listy znanych jej ras zmiennokształtnych w jakiś stopniu jego zapał mijał. Elfka miała dużo większe od niego doświadczenia niż się z początku spodziewał i zdusił w zalążku przygotowywany przez niego element zaskoczenia, który na pewno poprawiłby jej humor. Natomiast nazwanie ich odmieńcami poniekąd uderzyło też w niego, na co zareagował spuszczeniem wzroku na koc. To miano nie wydawało mu się pochlebstwem. W głowie młodego lisołaka skołtunowało się parę negatywnych skojarzeń. Odmieńcy? Czyli zmutowani, niedostosowani, a może nawet brzydcy? Myśli przebiegały z prędkością światła szukając jakiegoś wytłumaczenia, co miała w ten sposób na myśli. Jej rumak też był odmieńcem. W pewnym sensie, ale to nie oznaczało, że wolno było go tak nazywać. U ludzi utarł się niewytłumaczalny dystans wobec istot trochę odbiegających od nich wyglądem, albo możliwościami. Dystans, z którym lisołaki potrafiły sobie jako-tako poradzić, ukrywając swoje lisie cechy w ciele w całości nie odbiegającym od tego zwykłego człowieka. Panterołaki i kotołaki miały znacznie ciężej. I co z tego, że nosili na wierzchu ogony, czy kocie uszka? W oczach Marvela byli fascynującą rasą,pełną wdzięku i gracji.

Musiało minąć trochę czasu w ciszę wypełnionego trzaskaniem ognia, żeby jej wybaczył tą małą niegrzeczność. Nie dopuszczał do siebie myśli, że zrobiła to umyślnie. Że naprawdę tak myślała. Elfka miała dobrą duszę - to widać było od razu. Dlatego postanowił nie jątrzyć dalej tematu, tylko dać jej już spokój. Po takim leczeniu pewnie była wykończona, no i chyba jeszcze trochę głodna. Noc niedługo się skończy i ominie go okazja żeby coś upolować. W rzeczywistości był to temat zastępczy, Nie miał jej zbyt wiele do opowiedzenia o sobie, pewnie wiedziała więcej o lisołakach od niego. Elfy były bardzo mądre...

Podniósł z ziemi mały kamyczek i podrzucił go w dłoni. Wstał powoli, stękając jak stary dziad. Kiedy to robił, zebroid obrócił głowę spoglądając na niego swoimi czarnymi, rozumnymi oczami. Lisołak przeciągnął kości, wznosząc ręce do góry. Opuścił je z głośnym wypuszczeniem powietrza z płuc.
- No! To czas coś upolować na śniadanie. Może spróbuj się przespać. Jesteście tu bezpieczni, bo Zefira ma was na oku. Wrócę za jakiś czas - powiedział i minął elfkę. Nie brał ze sobą swojego ekwipunku. Nawet nie sięgnął po żaden miecz. To było takie przyzwyczajenie. W końcu na co lisowi miecz? Nie miewał towarzystwa przed którym musiałby się ukrywać ze swoimi przyzwyczajeniami. Teraz czuł się za kogoś odpowiedzialny, co sprawiało, że nawet takie proste czynności jak upolowanie kilku zajęcy, nabierało nowego, wyższego znaczenia. Obrócił się jeszcze do Nivalii. Minę miał skupioną, jakby coś mu umknęło. Skleroza nie boli, a brak wychowania nie tłumaczy. Sięgnął do jednej z sakiewek przy pasie i odwiązał rzemień. Następnie rzucił woreczek Nivalii.
- Tu masz liście herbaty. Jak masz ochotę zrobić sobie ciepły napój. Rondelek jest w moich jukach. Oczywiście jeśli masz ochotę - trochę się zmieszał. Sam zauważył, że jego przesadna gościnność, może być odebrana jako nietakt. Na swoją obronę miał jedynie argument, że nie zna Nivalii i nie wie co elfka lubi i na co ma ochotę.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

        Nivialia nie miała na myśli nic złego, mówiąc o odmieńcach, bo sama siebie postrzegała jako odmieńca właśnie. Białe włosy, śniada cera, wrażliwość na zimno; to wszystko odbiegało od normy. Od tego, jak wyglądali ludzie i elfy w Środkowej Alaranii. W cyrkach nikt się nie obrażał za takie słowa, bo wszyscy odbiegali od pewnych norm. Sami o sobie tak mówili, ale powiedzmy sobie wprost - cyrk nie jest normalnym światem. Syreny przewożone w wielkich szklanych pojemnikach, malutkie wróżki, krasnoludzkie kobiety z brodami, driady wygnane z lasu, przemienieni czy smokołaki z łuskami na twarzach. Byli odmieńcami, mieli skrzydła, łuski, białe włosy, kocie uszy, panterze ogony, lisie i wiewiórcze kity. Byli inni, po prostu. Tego nie dało się ukryć. Ale byli sobą i to było najważniejsze. Ona była odmieńcem, jej zebroid nim był, jej przyjaciele nimi byli i czuła się z tym dobrze. Nie sądziła, że mogła tym urazić swojego nowego towarzysza. Jego milczenie zdawało się być bardzo wymowne, ale Nivalia nie wiedziała do końca, co zrobiła źle. Skoro on zamilkł i ona to zrobiła. Zdziwiło ją to, że Marvel chce iść polować. Po pierwsze, była noc, po drugie, nie wziął broni. To było bardzo zastanawiające; jak chciał polować bez łuku, strzał, bez żadnych pułapek? Nie chciała go o to pytać, bo miała nadzieję, że przyjdzie taki czas, że sam jej powie albo wcześniej po prostu ich drogi się rozejdą.

        Kiedy rzucił jej woreczek z herbatą, zdziwiła się. Niby był to miły gest, ale z drugiej strony zrobił to tak niedbale, na "odwal się", że aż nie wiedziała co powiedzieć.
        - Dziękuję - wydukała w końcu i odprowadziła go wzrokiem, kiedy znikał w lesie. Przez chwilę siedziała wsparta o Oriona, ale w końcu wstała i przeszła przez obozowisko. Odłożyła woreczek z herbatą do juków towarzysza. Postanowiła odpuścić sobie zaparzanie ziół. Przeszła kilka razy wokół ogniska, nawet dorzuciła do niego kilka drewienek, ale w końcu wróciła na swoje miejsce. Przykryła się szczelnie futrem i po dłuższej chwili zasnęła.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Śnieg sypał bardzo mocno, za osłoną skał wiał mroźny wiatr. Warunki do polowania nie były sprzyjające, więc udał się do swojej towarzyszki, żeby pobyć trochę z kimś, kto go choć w niewielkim stopniu rozumie. Z racji mrozu, kilkanaście metrów od obozowiska, przemienił się w lisa. Zwierzę zatrzymało się w miejscu i rozglądnęło bez żadnej przyczyny. Jak zwykle musiał spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy i na nowo wczuwać się w swoje niższe alter-ego. Łapki musiały się mu przyzwyczaić do zimnego śniegu, ale futro doskonale izolowały go od przenikliwego wiatru. Ocenił bezpieczeństwo okolicy i wbiegł w zarośla, wybierając drogę na skróty. Podążał za wąską nicią kontaktu myślowego łączącą go z gryfem. Wkrótce wyszedł zza drzew dokładnie z tyłu przyjaciółki leżącej na występie skalnym. Jak zwykle budziła w nim poczucie podobne do tego, jak więź do rodziny. Rudy lis podszedł do boku Zefiry i usiadł przy jej łapie. Był śmiesznie mały w porównaniu do masywnej bestii. W tej sytuacji wyglądało to zabawnie - jak taki niewielki czworonóg bez strachu postanawia osłonić się od wiatru, siadając przy kilkukrotnie większym drapieżniku. Oczywiście dla niego to nic niezwykłego, dla Zefiry również. Nauczyła się go odróżniać od innych lisów i nigdy by go nie zaatakowała.
        Milczenie obojga wydłużało się w nieskończoność. Czasami nie potrzebowali słów, aby się wzajemnie zrozumieć, lecz teraz wyraźnie coś w tej ciszy nie współgrało. Były tematy, które chcieli ze sobą omówić. Jak się można było domyśleć, wszystkie dotyczyły nowej znajomej Marvela.
        - Nie obwiniam Cię...
        - Wiem.
        - Jutro wyruszy z nami.
        - Czemu? - zwróciła swój łeb w stronę lisa.
        Marvel milczał.
        - Bo przyda się nam jej pomoc.
        - Teraz nagle potrzebujesz pomocy? - fuknęła na niego Zefira. Lis pozostał niewzruszony. Patrzył spod przymrużonych, oblepionych śniegiem powiek, na dolinę i kołyszące się pod nimi pomarańczowe światło.
        - Nie zostawię cię — dodała trochę spokojniejszym tonem głosu.
        Lis popatrzył w górę. Czarne jak węgielki, ślepia spotkały się z żółtymi ptasimi oczami przyjaciółki. Wiedział, że trudno mu będzie namówić ją do zostania w ukryciu i czekania na dalszy rozwój zdarzeń. Jednak nie miał wyjścia.
        - Wiem. Ale w tej sytuacji nie mamy wyjścia. Będę ostrożny. Ta elfka ma na imię Nivalia i proszę, bądź dla niej miła. Ma zebroida, ten się zwie...
        - Orion — dokończyła za niego zdanie.
        - Szybka jesteś — uśmiechnął się w myślach, bo wyrażanie mimiki na lisim pyszczku było ledwo dostrzegalne. - Są przyjaźni i mam wrażenie, że dobrze się dog...
        - Wypełnij misję i wracaj — przerwała mu znowu, tym razem nieco zaostrzonym tonem. Marvel doskonale wiedział co, chciała przez to powiedzieć. Przymknął oczy i zwiesił pyszczek. Zefira patrzyła na swojego partnera i poczuła się głupio.         Była dla niego trochę zbyt surowa. Zniżyła głowę i popchnęła go lekko dziobem.
        - Będę miła — obiecała i wróciła do obserwacji. Tyle lat ze sobą byli i wystarczyła jedna włóczęga, żeby wszystko popsuć. Czy była zazdrosna? Ależ skądże! No, może trochę, ale właściwie o co? Marvel chciał ją tylko wykorzystać do misji i nic więcej. Nic więcej.

Nazajutrz lis opuścił stanowisko obserwacyjne i jeszcze zanim wzeszło słońce, poszedł coś upolować. Zefira natomiast poleciała rozprostować skrzydła i pozałatwiać swoje sprawy. Nie oddalała się zbytnio. Zapewne zamierzała wylądować przy obozowisku, kiedy wróci jej towarzysz.
        Marvel trochę się spieszył, W głębokim śniegu trudno było się przemieszczać, ale na szczęście dla niego, trudno było też jego ofiarom. Udało mu się upolować dwa zające. Upolować to duże słowo. Po prostu odnalazł ich nory pod śniegiem i zaskoczył ofiary we śnie. Łatwy łup. Lepszy niż ganianie za ptakami. Miał nadzieję, że Zefira się dorzuci z czymś na przełamanie lodów. Trzymając w pysku zdobycze, skierował się do obozu. Zupełnie zapomniał zmienić się z powrotem w człowieka. Dotąd nie musiał o to dbać, stąd jego przyzwyczajenie. Położył szaraki przy ognisku i otrzepał się ze śniegu, a potem z błogą miną podrapał nogą swędzące ucho. Towarzyszyła temu wręcz nieopisana ulga wymalowana na rudo-białym pyszczku.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Nivalia spała zaskakująco dobrze. Ciepło towarzysza było niezwykle kojące. Orion był jej najlepszym przyjacielem, w tej właśnie chwili. Nie miała nikogo bliższego. Ci, którzy byli z nią w cyrku, też byli jej przyjaciółmi, ale te przyjaźnie jakoś się rozeszły. Każdy poszedł w swoją stronę. Nawet jej ulubiony krasnolud. No cóż, taka była kolej rzeczy. Ludzie, elfy, krasnoludy, istoty przychodziły i odchodziły z jej życia. Kiedy była w haremie zawarła kilka przyjaźni, dziewczyny, które dzieliły z nią los były miłe i dobre, a życie traktowały jak dar. Wiele z nich było sierotami i życie w haremie było spełnieniem ich marzeń. Dla Nivalii było inaczej, dla niej to był ciężki los, nie akceptowało go, ale nie miała dokąd uciekać. Już większą wolnością cieszyła się w cyrku niż tam. A teraz? Teraz miała tylko wolność i niestety nie wiedziała do końca co z nią począć. Była biedna, nie miała za wiele pieniędzy i musiała sobie radzić. Tylko jak? Marvel, choć nie do końca mu ufała, był dla niej jakąś opcją. O ile faktycznie jej zapłaci. Nie mogła być pewna co do jego intencji, ale też niewiele miała do stracenia. Znalezienie miecza wydawało się dosyć proste. Choć gdzieś w podświadomości miała, że jeśli ich zdemaskują, trafi do lochów. Tłumaczyła sobie, że zawsze może się wszystkiego wyprzeć i udawać głupią. Tak czy inaczej, już postanowiła, że pomoże rudzielcowi, oczywiście nie za darmo.

Obudził ją Orion, który zaczął wiercić się niespokojnie. Najwyraźniej było mu niewygodnie. Niva odsunęła się od przyjaciela, dając mu swobodę. Ogier wstał na równe nogi i otrząsnął się jakby ze snu. Prychnął kilka razy, a potem trącił łbem ramię elfki. Niva uśmiechnęła się i pogłaskała go po pysku. Był poranek. Zimowe słońce ledwo przebijało się przez gęste, białe chmury, ale wyraźnie było widać, że nadszedł kres nocy. Śnieg przestał padać, ale nadal było bardzo zimno, przynajmniej jak dal Nivalii. Marzyła, by znaleźć się daleko stąd, gdzieś w ciepłych krajach. Już wolałby pustynię niż ten chłód. Ognisko ledwo się tliło. Na szczęście w obozowisku zostały jeszcze drwa. Białowłosa dołożyła do ognia małe drwa, tak by zajęły się od żaru. Kiedy to się stało, dołożyła więcej drewna, by ognisko było większe. Rozgrzała się nieco, siedząc przy palenisku. Była głodna, a jednocześnie myśl o jedzeniu suchego mięsa nie była zbyt przyjemna. Marvela nie było nigdzie w pobliżu, Niva była przekonana, że nadal jest na polowaniu. Choć nie wiedziała, jak zamierzał polować, uznała, że musi mu to zabrać wiele czasu, dlatego nie martwiła się. Poza tym zostawił tutaj wszystkie swoje rzeczy, była więc przekonana, że wróci. Nagle do jej uszu dobiegł szelest krzaków, gdzieś niedaleko. Odwróciła się w stronę, z której dobiegały odgłosy i po chwili zobaczyła niemrawy kształt jakiegoś zwierzęcia pomiędzy drzewami. Nie bała się. Zwierze wydawało się zbyt małe, by zaatakować. Przyglądała się badawczo cieniowi wychodzącemu z lasu. Z bliska dostrzegła, że w stronę obozowiska zmierza nie kto inny, jak rudy lis, trzymający w pysku zdobycz. Zwierzę bezceremonialnie weszło na teren ich obozu i zbliżyło się do ogniska. Lis wypluł z paszczy swoją zdobycz, usiadł i zaczął drapać się po uchu. Zaskoczona Nivaila uśmiechnęła się do siebie. Lisek zachowywał się, jakby był u siebie, co było jednocześnie miłe i zaskakujące.
- Cześć lisie — odezwała się w mowie zwierząt. Nie wiedziała, co więcej, powinna powiedzieć. Postanowiła, więc po prostu się przywitać.
- Co tu robisz? - spytała.
Awatar użytkownika
Marvel
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marvel »

Marvel bardzo często wykorzystywał swoją lisią powłokę do zwiadu, albo w celu zakradnięcia się niepostrzeżenie do jakiegoś miejsca. Wszak kto by podejrzewał lisa o jakieś złe intencje? W zależności od warunków czworonożna postać była wygodniejsza w polowaniu i zdobywaniu pożywienia. Tak jak w tym wypadku, użycie lisiej formy ułatwiało zadanie. Dwa zające to może nie dużo, ale do przybycia Zefiry, musiało na ten czas wystarczyć.
Przyjemny wyraz pyska podczas okiełznywania swędzenia za uchem spłynął mu jak zmyty zimną wodą spod wodospadu. Głos Nivalii zbudził go jak ze snu i przywrócił do rzeczywistości. Ciągle się na tym łapał. Pod rudym futrem zdarzało mu się nie raz ponieść swojej zwierzęcej naturze.
Rudy lisek odwrócił łepek w stronę elfki odruchowo, raczej z zaskoczenia, jeżąc trochę sierść. Zimne ciarki przebiegły mu po plecach, bo zdał sobie sprawę, że znowu zapomniał się przemienić. Trudno było mu się samemu sobie dziwić. Wszak lata spędza sam w dziczy, za jedyną kompankę mając gryfa, której jest jego forma obojętna.
Teraz miał problem. Uciekać było głupio, wrócić w ludzkiej postaci i kłamać - jeszcze gorzej.
Chciał, nie chciał, musiał kiedyś jej zdradzić swój sekret. Nivalia sama mówiła, że przebywała ze zmiennokształtnymi, którzy byli dla niej jak rodzina. To pokrzepiało go. Nie będzie się z niego śmiać, ani przepędzać jak dziwadło.
W swojej lisiej skórze nie odbiegał od prawdziwego lisa. Właściwie było w nim więcej lisa, niż człowieka. Wystarczy wspomnieć, że pierwszy raz dotknął tej ziemi właśnie małymi łapkami. Od tamtej pory wiele się zmieniło, ale nadal uważał, że w rudym mu ładniej.
Świadczyły o tym, chociażby miłe i zachęcające słowa Nivalii, która patrzyła na niego... jak dziecko. Z czystą fascynacją i przyjaźnią.
Musiał się powstrzymać, żeby nie zacząć się tarzać w śniegu jak to robił, żeby rozjaśnić te rozradowane, małe twarzyczki dzieci.
Chciał zachować ostrożność, żeby jej nie wystraszyć. Jak wywnioskował, młoda elfka umiała porozumiewać się w języku zwierząt, bo w końcu usłyszał powitanie właśnie w tym języku. Rzadka umiejętność, ale nie wśród elfów. O tej rasie krążyły legendy. Wiele z nich dotyczyło właśnie niesamowitej łatwości z jaką nawiązują więzi z roślinami i zwierzętami.
- Chciałem zachować to na później - uśmiechnął się po lisiemu. - Ale widocznie tak ma być.
Zastanawiał się, czy Nivalia wiedziała z kim rozmawia. Wszak w tej postaci miał zupełnie inny głos. Obserwował z przekrzywioną głową jej reakcję, lecz nie czekał na stos pytań, tylko wrócił do swojej dwunożnej, wysokiej formy.
Z rozbawieniem w oczach i zakładając, że spojrzy na niego teraz z większą ufnością (ciągle pamiętał ile znaczyli dla niego cyrkowcy-zmiennokształtni) rozłożył ręce i ukłonił się jak czarodziej przed publiką.
- Oto moja największa tajemnica. Nie zdradź mnie tylko. Lisy w życiu mają ciężko. Nawet w tej niższej postaci - mrugnął do niej wesoło.

Głuche tąpnięcie zwróciło ich uwagę, kiedy kilka stóp od ich obozowiska runęła na ziemię wielka Zefira. Podmuch jaki wywołały jej skrzydła prawie zgasił ognisko, ale Marvel wiedział, że jego kompanka starała się wylądować możliwie delikatnie, nie robiąc przy tym zbytniej wichury. Pod łapą trzymała jakieś zwiotczałe ciało, pokryte jasną, długą sierścią. Nic innego niż łup, który jak się domyślał Marvel, miał posłużyć jako nawiązka do przeprosin, które usłyszała Nivalia z dzioba gryficy.
- Jesteś głodna? - zapytała Zefira pustynną elfkę i z politowaniem popatrzyła na "łup" swojego Pana. Oczywiście nic nie skomentowała. Chciała tylko dobrze wypaść w oczach Marvela. Do elfki mimo wszystko miała raczej negatywne, podejrzliwe podejście. Złożyła swoje szerokie skrzydła i dziobem przetransportowała górską kozicę pod nogi Marvela, gdyż to on zawsze zajmował się wycinaniem mięsa. Chłopak wyglądał na trochę zmieszanego. Owszem, spodziewał się, że jego kompanka coś przyniesie, ale nie pomyślał o tym jak nędznie będą przy jej zdobyczy wyglądały jego dwa chude zające. Poklepał pod szyi gryfa.
- Jak zawsze mnie zawstydzasz - uśmiechnął się zakłopotany i popatrzył na Nivalię. - Mamy urozmaicone menu. Za chwilę śniadanie będzie gotowe.
Bez niepotrzebnej zwłoki zajął się przygotowywaniem mięsa, które nabijał na patyki i umieszczał je nad ogniskiem. Tłuszcz przyjemnie skwierczał, w powietrzu unosił się kuszący zapach pieczeni.
Zablokowany

Wróć do „Łzy Rapsodii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość