Łzy Rapsodii[Polana przy wodospadzie] Dolina Łez

Z zachodnich szczytów Gór Fellarionu spływają dziesiątki wodospadów. Ich nazwa pochodzi od starożytnej legendy o księżniczce Rapsodii, która zamknięta w magicznej wieży w górach płakała tak długo, że z gór zaczęły spływać liczne wodospady.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Dziwne, że Rakhszasa wydawała się nieco bardziej spokojna po ich całej kłótni i po tym, jak zaczęła go przepytywać. Szczerze mówiąc, spodziewał się ponownego unieruchomienia i większej ilości pytań od czarodziejki po tym, jak zwrócił na siebie uwagę. Tymczasem ona zaproponowała, aby wszyscy się uspokoili i pomyśleli nad czymś, co spowoduje, że nikt nie będzie miał powodów do narzekań. Nie zdziwiłby się, gdyby zaproponowała to rudowłosa, więc zdziwienie, które i tak szybko znikło, musiało pojawić się na jego twarzy, gdy słowa te padły z ust Rakh. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, co wpłynęła na to, że pradawna wypowiedziała takie słowa, a najlepszym wytłumaczeniem wydawała mu się jej wcześniejsza rozmowa ze skrzydlatą przemienioną, która, swoją drogą, zaczęła go ciekawić. Musiał też przyznać, że "wycieczka" nad jezioro i powrót na polanę sprawiły, że uspokoił się trochę i opanował swoje emocje.
- Niech będzie — odparł krótko na propozycję Rakhszasy. Już wolał to, co zaproponowała niż przesłuchanie, któremu był wcześniej poddany albo kłótnię, która mogłaby rozpętać się na nowo.
Teraz spojrzał na przemienioną.
- Chyba tak... Patrząc na to, co zaproponowała przed chwilą — odparł, nawiązując do tego, że rudowłosa próbowała uspokoić czarodziejkę. Wygląda na to, iż miał rację, gdy zastanawiał się nad prawdopodobną przyczyną zmiany nastawienia Rakhszasy.
- Wiesz... w trakcie kłótni dość sporo sobie wyjaśniliśmy, jednak wydaje mi się, że spokojniejsza rozmowa w cztery oczy może nie zaszkodzić — dodał po chwili. "Najwyżej powiemy sobie, że już nie ma czego wyjaśniać albo, w najgorszym wypadku, skończy się kolejną kłótnią" - powiedział do siebie w myślach. Jakoś nie czuł potrzeby wypowiedzenia tego na głos.
- Zanim zostawisz nas, na chwilę, samych to mam do ciebie pytanie — znowu zwrócił się do przemienionej.
- Jak masz na imię? - zapytał po chwili i spojrzał na nią w oczekiwaniu na odpowiedź. Liczył na to, że zdradzi im swoje imię, w końcu ona znała ich imiona, a przynajmniej był pewien tego, że znała jego imię.

Poczekał na to, aż Satoria zostawi ich samych i dopiero wtedy spojrzał na Rakhszasę. Dopiero teraz zabrał dłoń z rękojeści swojego miecza, jednak nigdy nie wykluczał tego, że jest w niebezpieczeństwie i ktoś może zaatakować, bez względu na to, w jakiej sytuacji się znajdował i kto mu towarzyszył. Po chwili skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Chcesz zacząć? Czy uznajemy, że w czasie kłótni powiedzieliśmy sobie wystarczająco dużo i kończymy rozmowę? - zapytał.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

W chwili pojawienia się Jona zrobiła wszystko, żeby wyglądać na silną kobietę, która kontroluje całą sytuację. Dumnie uniosła głowę i omiotła spojrzeniem dziewczynę i piekielnego. Wydawała się być chłodna i wyrachowana, jakby w taki sposób ostudziła swój gniew. W myślach przyznała rudowłosej rację, magia na tym terenie mogła być niebezpieczna. Powinna już o tym wiedzieć, skoro w ruinach - w miejscu przepełnionym magią - działy się takie rzeczy, przez jej nieuwagę.Nie jest takie, jakie się wydaje... - powtórzyła w myślach słowa dziewczyny.
Rakhszasa dotknęła swojego ramienia, w miejscu, w którym była przygnieciona przez sufit. Dałaby głowę, że uraz powinien być bardziej rozległy, gdyby ta kolumna całkowicie się na nią zwaliła. Ale nie...
To była częściowa iluzja!
Nie podzieliła się z towarzyszami swoim odkryciem, póki co. Na ułamek sekundy można było zaobserwować na jej twarzy wyraz nagłego olśnienia, ale szybko powróciła do swojej chłodnej, zdystansowanej mimiki.
Czekała, aż dziewczyna odpowie na pytanie Jona, zdradzając im swoje imię. Jednak ona nie odezwała się ani słowem, dopóki rudowłosa nie odeszła na bok, a piekielny podjął rozmowę.
Patrzyła na niego z wyższością, próbując zmrozić go wzrokiem. Zwłaszcza, że odezwał się do niej tak, jakby była obrażonym dzieckiem, a on rozdrażnionym tatą, który próbował zastraszyć i uspokoić córkę. No to co, może zachowała się jak obrażona dziewczynka, no ale!...
- Kilka ważnych rzeczy do ustalenia. Wszyscy tutaj powinniśmy pomyśleć nad własnym celem, żeby nawiązać jakąś współpracę i wynieść z tego jak najwięcej korzyści. Dla mnie najważniejsze jest kontynuowanie moich badań. Jak widzisz, są osoby, które depczą mi po piętach. Miałam więc wszelkie podstawy co do tego, żeby twierdzić, że jesteś jedną z nich. Jeśli jednak zechcesz mi pomóc, to oznacza, że nie powinnam traktować cię jako swojego wroga. Ta sytuacja jest dla mnie co najmniej dziwna, ale załóżmy, że tamten łowca w zbroi chciał cię wrobić. Właśnie po to, żebym nie znalazła sojusznika.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Gdy usłyszała pytanie ze strony Jona, na usta cisnęła się jej odpowiedź „Zależy, o którą z nas ci chodzi”; już miała wypowiedzieć te słowa, gdy Malaika uświadomiła ją, do czego to mogło doprowadzić.
Masz rację, uznaliby mnie za wariatkę i tyle byłoby z naszego kruchego układu.
Nie musisz dziękować, w końcu ja też miałabym kłopoty. Poza tym – zaczęła jeszcze, ale wampirzyca brutalnie jej przerwała.
Miło mi, że tak świetnie się dogadujecie, ale oni czekają na to, co powiesz, a zwlekanie może być znakiem, że chcesz ich jakoś w tej materii oszukać. Mów.
– Satoria – powiedziała przemieniona, nieco zaskoczona tak władczym tonem swojej towarzyszki. Wiedziała, że to odbiło się to na jej tonie głosu, więc musiała nieco podbudować ten wizerunek. – Moje imię to Satoria. Może powiem to trochę zbyt późno, ale miło mi was poznać. A teraz chyba powinnam dać wam porozmawiać, prawda? – nawet nie czekając na ich odpowiedź po prostu odwróciła się i podążyła w stronę klonu, z którego przed chwilą sfrunęła i z powrotem się na niego wspięła - musiała przyznać, że widok był przepiękny, a ona sama świetnie czuła się na drzewie.
Przy okazji jeszcze wciągnęła znowu na siebie swoje ubrania, witając z przyjemnością ich dotyk na swojej skórze; nie mogła zaprzeczyć, zmarzła nieco, ale z tego co widziała, to było warto, poświęcić nieco wygody - i wstydu - żeby osiągnąć coś takiego. Czekała tylko na moment, kiedy dadzą jej znak, iż wszystko zostało między nimi ustalone, a oni sami są gotowi na rozmowę z nią. I kiedy ten moment nadszedł, opuściła swoje miejsce - tym razem jednak po prostu zeskakując - i poszła między drzewa.
– Niedaleko rozłożyłam swoje rzeczy. I nie wiem jak wy, ale ja z miłą chęcią przespałabym się parę godzin, aż do świtu. – Gdy tylko skończyła to mówić, trafili do jej - z braku lepszego określenia - legowiska. Nie wyglądało imponująco - dwa grube, splątane ze sobą szarobure koce, rzucona nieopodal ich widocznie wypchana po brzegi sakwa, teraz zamknięta - co zapewne wymagało umiejętności i zręczności. – Jeśli chcecie, mogę zorganizować wam koce… Resztą zajmijmy się rano.
Spojrzała na nich wyczekująco. Jeżeli któreś z nich zapyta się o nakrycie, wyciągnie jedno z torby i pożyczy je tej osobie, a gdyby obydwoje zdecydowali się na taki krok, będzie musiała odstąpić swoje. Jednak niezależnie od tego, położy się i będzie próbowała zasnąć.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

- Moje imię już, prawdopodobnie, znasz — powiedział po tym, gdy Satoria zdecydowała się na wyjawienie im swojego imienia. Jeśli mają spędzić ze sobą trochę więcej czasu, to wypadało znać swoje imiona.
Przemieniona nie czekała na to, aż któreś z nich odpowie na jej pytanie, po prostu oddaliła się i usadowiła na drzewie, na którym siedziała wcześniej. Dobrze, że postanowiła założyć na siebie ubrania, które wcześniej zdjęła, bo jeszcze chwila i Jon zacząłby się rozpraszać tym, że jedna z kobiet nie jest do końca ubrana.
- Jeśli chodzi o mnie, to miałem zdobyć te zwoje z biblioteki, której szukaliśmy, jednak teraz moje zadanie zostało ukończone i to ze skutkiem, którego nie oczekiwałem, więc... Nie wiem, załóżmy, że po prostu chcę się wydostać z tego miejsca, co może nie być tak łatwe, jak się wydaje, z tego, co wcześniej mówiła Satoria — odparł po chwili. Przez pewien czas, chciał pomóc Rakhszasie w poszukiwaniach i nawet jej to zaproponował, jednak patrząc na to, że między nimi wybuchła kłótnia i tak dalej, to postanowił, że nie będzie o tym wspomniał i tym samym nie ponowi tej propozycji. Może zrobi to później, jednak na pewno nie teraz i w najbliższym czasie.
- Nie powinnaś traktować mnie jak wroga, bo nim nie jestem — dodał po chwili. Nie mógł zapewnić, że tak będzie przez cały czas, bo nigdy nie wiadomo, co się stanie i jak czarodziejka będzie go traktować.
- Możemy tak założyć, nie będzie się to za bardzo mijało z tym, jak jest naprawdę — powiedział do niej, a po chwili spojrzał w stronę Satorii, która cały czas na nich czekała.
- Chyba możemy do niej dołączyć... - odparł, jednak poczekał jeszcze chwilę, bo może Rakh jeszcze chciała dodać coś, czego przemieniona nie musiała słyszeć. Później ruszył w stronę drzewa zajmowanego przez rudowłosą.

- Jesteś pewna, że chcesz przy nas spać? Praktycznie się nie znamy... Nie obawiasz się tego, że nie jesteśmy osobami, jakimi się wydajemy i, gdy będziesz spała, możemy ci coś zrobić czy coś? - zapytał, gdy postawili pierwsze kroki w miejscu, w którym wcześniej odpoczywała Satoria.
Pierwszym co zrobił, było rozejrzenie się po miejscu, w którym się teraz znajdowali. Oczywiście, najpierw poczekał na odpowiedź przemienionej. Nie wspomniał o tym, że też poszedłby spać, bo po prostu nie czuł zmęczenia. Jeszcze nie.
- Nie trzeba... przynajmniej jeśli chodzi o mnie — odparł, gdy kobieta zaproponowała koc.
Jeśli będzie zmęczony, najwyżej siądzie pod jednym drzewem, opierając plecy o jego pień i w takiej pozycji zaśnie. Zdarzyło mu się już tak spać, więc się przyzwyczaił.
To, że Satoria będzie spała, można też wykorzystać do tego, żeby porozmawiać, o ile Rakhszasa będzie chciała rozmawiać. Gdy o tym pomyślał, spojrzał na czarodziejkę, jednak szybko odwrócił wzrok i ponownie rozejrzał się po miejscu, do którego przyprowadziła ich przemieniona.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Zapewnienia Jona co do jego niewinności w końcu sprawiły, że czarodziejka przyjęła neutralną pozycję wobec pozostałej dwójki. Wstrzymała się z agresją. Jej ton głosu i spojrzenie było spokojne. Wreszcie mogła zająć się racjonalnym myśleniem i przeanalizowaniem swojego położenia. Rozglądnęła się po okolicy i spostrzegła, że krajobraz się... nieco zmienił. To miejsce było co najmniej zastanawiające...
- Uważam, że powinniśmy zadziałać tak, żeby każdy z nas miał jak najwięcej korzyści. Chcę jak najszybciej wrócić do moich badań. Będę traktowała cię neutralnie. Mam nadzieję, że nasza współpraca się opłaci - tymi słowami zakończyła rozmowę z mężczyzną.
Kiedy odszedł w stronę Satorii, Rakhszasa dumnie podążyła za nim. Chciała swoją postawą załagodzić swój wizerunek "złej kobiety". Westchnęła jeszcze raz, utkwiwszy spojrzenie w drzewie, na którym jeszcze chwilę temu siedziała rudowłosa. Wiatr przyjemnie szeleścił liśćmi. Coś w tym miejscu mimo jego niezaprzeczalnego uroku było po prostu nie tak...

Kiedy Satoria i Jon zaczęli mówić o noclegu, Rakhszasa spokojnie zaczekała, aż powiedzą wszystko. Zanim rudowłosa dziewczyna odpowiedziała na propozycję Jona, ona szybko zaczęła mówić:
- Posługuję się magią życia. Jestem w stanie zrekompensować wam brak snu w magiczny sposób. Moim zdaniem dobrze będzie, jeśli wszyscy się stąd jak najszybciej wyniesiemy. Sami widzicie, że to miejsce jest przynajmniej podejrzane. Jak już mówiłam, chciałabym, żeby każde z nas osiągnęło dokładnie to, co chce osiągnąć. To znaczy, niech każdy wyniesie jak najwięcej korzyści. Moim celem jest dostanie się z powrotem do miejsc, które badałam. Powiedzcie też o swoich celach. Dogadamy się w taki sposób. Jestem w stanie wam pomóc, jeśli wy pomożecie mi.
Następnie kontynuowała:
- Jeśli nie chcecie używać magii, tylko wolicie rozbić obóz, trzeba znaleźć na tej polanie miejsce, w którym magia nie emanuje w tak dużym stopniu. W dodatku, mam dziwne wrażenie, że wszystko tu... umiera... widzieliście tu jakieś ptaki? Zwierzęta? Chociaż, może uciekły, kiedy wparowałam tu z Jonem z takim impetem. Ah, właśnie... - zwróciła się do piekielnego - ten portal, który tworzyłeś, na pewno wysłałby mnie z powrotem do ruin? Mógłbyś go uaktywnić i mnie tam przenieść?
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Satoria znów usunęła się, przekazując kontrolę nad ciałem w ręce - oczywiście nie dosłownie - Tepali, która powitała to z radością.
– Jestem pewna. Są takie części mnie, które nie śpią nigdy. Nie śpią, ale czuwają. Poza tym – uśmiechnęła się, mówiąc te słowa – nie jesteście osobami, które mogłyby chcieć mi coś zrobić. Nie wy.
Przez chwilę zastanawiały się, czy wampirzyca powiedziała za dużo, czy też nie. Tak to już z nią bywało - mowa zdecydowanie zbyt często wyprzedzała tok myśli. które radośnie pozostawały z tyłu, nic sobie z tego nie robiąc; nie mogły jednak za bardzo nic z tym zrobić, bo to ona była najlepsza w kontaktach międzyludzkich, a one były z natury milczkami i ich podejście nie byłoby najlepsze, aby wzbudzić w przybyszach choć najmniejsze zalążki zaufania.
– Cóż, jak wolisz… Noc już jest rześka, nie chcę myśleć, co będzie później.
I gdy już zabierała się do ułożenia się na ziemi i podjęcia pierwszych prób zaśnięcia, do wszystkiego wtrąciła się Rakhszasa. Wcześniej, puściłaby uwagi mimo uszu i zrobiła swoje - czyli padnięcie mniej-więcej-trupem aż do dnia jutrzejszego, ale w takiej sytuacji musiała coś powiedzieć.
– Dziękuję, to bardzo miło z twojej strony, ale muszę odrzucić tę propozycję; wolę już stać na nogach zmęczona, niż orzeźwiona w ten sposób. Znam konsekwencje. – Przygotowując się na dłuższą odpowiedź, podniosła się spośród koców i usiadła, zaplatając nogi. – Miejsce jest zniekształcone. Widziałam takie tam, gdzie odbywały się potężne magiczne rytuały. Jedno nawet sama niejako spowodowałam… – machnęła ręką, przechodząc do kolejnego tematu. – Mnie aktualnie pasuje cokolwiek, co tylko zapewni mi zmianę mojego położenia geograficznego, z jak najmniejszą możliwą ingerencją magii. A co do magii, to cała polana jest nią na wskroś przesiąknięta, tutaj nie znajdziemy nic przyjaznego pod tym względem. Zwierząt nie widziałam żadnych, odkąd tutaj przybyłam… – to nasunęło jej do głowy pewną myśl - a co, jeśli polana była stworzona, aby wabić tutaj ludzi? Bez mentalnej ochrony, nawet ona mogła dać się złapać w pułapkę, zaś zwierzęta zapewne wyczuwały to i omijały miejsce z daleka, nie chcąc wpaść w kłopoty. Zresztą, widziała raz kilka wron, które żerowały jakiś czas na magicznej ziemi - pierwszy raz zdarzyło jej się wtedy pomyśleć o zwierzęciu, że jest szalone. Postanowiła się jednak jeszcze wtrącić.
– A te ruiny, to gdzie dokładnie się znajdują?
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Zastanowił się chwilę nad słowami, które wypowiedziała Satoria. Wiedział, że było możliwe to, iż dana osoba dzieliła swoje ciało z jakimś bytem... Czyżby rudowłosa należała do takich osób? Może tak, może nie. Musiałby zapytać wprost, żeby się tego dowiedzieć, a podejrzewam, że jeszcze nie uzyskałby odpowiedzi na tego typu pytanie, więc nie zamierzał pytać. Nie teraz.
- Według mnie, nigdy nie należy zakładać, że dana osoba nie chce ci czegoś zrobić... Chyba że będziesz miała co do tego pewność, tutaj pojawiają się kwestie wzajemnego zaufania i tak dalej — odparł po chwili. Zdawał sobie sprawę, że nie każdy ma takie nastawienie, jakie ma on. W głębi duszy uważał, że osoby, które niemalże od razu ufają nowopoznanym ludziom są po prostu naiwne lub mało wiedzą o życiu, a za tym, przeważnie, szło to, iż takie osoby nie posiadają czegoś, co można nazwać "doświadczeniem życiowym".
- Mogę wziąć pierwszą wartę... - powiedział bardziej do siebie samego, a nie do Rakhszasy lub Satorii. Chyba przyda mu się taka chwila samotności, którą mógłby spędzić na przemyśleniach albo przejściu się po terenie znajdującym się blisko "obozowiska", miałby wtedy trochę lepszą orientację i może znalazłby coś ciekawego.
Spojrzał na pradawną, gdy zaproponowała, że z pomocą magii życia może pozbyć się zmęczenia.
- Jak już wcześniej wspomniałem, nie czuję się zmęczony, więc, mimo twoich zapewne dobrych chęci, również odmówię... Najwyżej przypomnę ci o tym, gdy poczuję się śpiący, a nie będę chciał iść spać, wtedy taka pomoc może się przydać — powiedział po chwili.
- Również chcę się stąd wydostać, jednak mi nie będzie przeszkadzać magiczna ingerencja w to. Chociaż, patrząc na to, że aura tego miejsca jest magiczna, to może ono jakoś wpływać na zaklęcia... - odparł i zastanowił się chwilę, przez ten czas wydawał się trochę nieobecny. Z jednej strony chciał się wydostać z tej doliny tak szybko, jak to będzie możliwe, a z drugiej ciekawiło go to miejsce.

- Mój portal? Jestem niemalże pewien tego, że wysłałby cię do ruin, z których przenieśliśmy się tutaj. Mógłbym go aktywować i cię tam wysłać... tylko musiałbym dopisać do niego runę albo dwie, żeby mieć pewność, że magiczna aura tego miejsca w ogóle nie wpłynie na portal w momencie, w którym go aktywuję — odpowiedział po chwili, spoglądając na czarodziejkę.
- Zatopione Miasto na terenie Pustyni Nanher — powiedział, tym razem spoglądając na Satorię.
Znowu spojrzał w stronę Rakhszasy.
- Jeśli wyślę cię tym portalem do ruin i nic się z nim nie stanie, a tobie uda się tam dostać, to zamierzasz do nas wrócić po tym, jak znajdziesz albo nie znajdziesz tam to, czego szukasz? - zapytał.
- Pytam, bo mogę dodać tam kolejne znaki, które spowodują, że portal nie zniknie chwilę po tym, jak przeniesie cię do ruin i dzięki temu będziesz mogła wrócić do tej doliny — wytłumaczył po chwili. Wolał, żeby było to jasne. W zależności od tego, jakiej odpowiedzi udzieli pradawna, będzie musiał wskazać jej sigil, który służy do otwarcia portalu albo nie będzie musiał tego robić.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Rakhszasa spojrzała nieufnie na Satorię, która zasugerowała, że w jej umyśle mogą znajdować się inne.... istoty. Takie rzeczy kojarzyły jej się z rytuałami i czarną magią, przez ułamek sekundy więc zerknęła na nią lodowatym wzrokiem. Jednak kiedy ich spojrzenia miały się spotkać, odwróciła wzrok. Nie zna tej kobiety i nie powinna mieć wobec niej uprzedzeń. Mimo wszystko, będzie się trzymać na baczności. Zwłaszcza, że wygląda na potężną osobę. Mimowolnie zacisnęła dłonie na kosturze.
Wtedy rudowłosa potwierdziła spostrzeżenia Rakhszasy. Z tego co powiedziała, ona też nie rozumiała jak dokładnie funkcjonuje to miejsce. Może jest zaklęte? Wtedy też usłyszała o rytuałach, które sama "spowodowała"... starała się nie potwierdzać wcześniejszych obaw, jednak mimo wszystko to zdanie nieco ją zaniepokoiło. Tak samo jak "pułapka", którą mogło być to miejsce.
W krótkiej wymianie zdań między Satorią a Jonem, czarodziejka się zamyśliła.
- To miejsce nie jest bezpieczne - powiedziała po chwili, kierując wypowiedź zarówno do piekielnego jak i rudowłosej. - Tak, chciałabym się przenieść z powrotem do ruin, ale wydaje mi się, że nie chciałabym wracać do tego miejsca, skoro może okazać się tak niebezpieczne. Być może i wy już wtedy się stąd wydostaniecie i znajdziecie się gdzie indziej. W takim razie, jeśli miałabym powrócić do was, bylibyście już w innym miejscu. To chyba najlepsze rozwiązanie, jeśli mielibyśmy na uwadze nasze bezpieczeństwo. Ustalmy więc, dokąd wy się przemieścicie, kiedy ja udam się do ruin - skończyła stanowczo, choć łagodnie. Miała talent do mówienia, była bardzo przekonująca i charyzmatyczna. Jej postawa świadczyła o niejakiej władczości, ale i o wartościach, które nią kierują.
- Czy moglibyśmy więc razem podejść do portalu i odesłać mnie tam z powrotem? Chciałabym to zrobić jak najszybciej, zanim zlecą się w tym miejscu hieny - poprosiła spokojnie.
Następnie podeszła do portalu.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– Tu nie chodzi nawet o kwestię zaufania – wampirzyca zaczęła mówić, ubierając w słowa myśli Malaiki. – Piekielny z pradawną, w kwestii tego, czy - prostolinijnie ujmując - moglibyście mieć na mnie zlecenie… to się po prostu nie dodaje. No i w dodatku wasze wcześniejsze zachowanie. Nie jesteście osobami, które w każdej sytuacji sięgają po przemoc i nie widzą innych rozwiązań, bo inaczej pozabijalibyście się na polance. Oczywiście, możesz argumentować, że to mogła być tylko zainscenizowana sytuacja pełna aktorstwa, ale wasze aury potwierdzają moje wnioski.
Nie uważasz, że to wyszło niejako… nieludzko?
To tylko obserwacja i analiza. Poza tym, ty tłumaczyłaś – przemieniona stanęła w obronie anielicy.
Zrobiłam to najdyplomatyczniej, jak tylko umiałam. Poza tym, właśnie o to mi chodzi.
Masz nieco racji, ale wydaje mi się, że wyszlo lepiej, niż gdybyś nie odpowiedziała nic, uznałby, że jesteśmy naiwne i łatwowierne.
Ich rozmowa dobiegła końca równie szybko i niespodziewanie, jak się rozpoczęła - pozostawały pytania, na które musiały odpowiedzieć i rozmowa, z której nie mogły się wyłączyć.
– Jeśli chodzi o wartę, to chyba nie będzie konieczna. Ale jeśli naprawdę chcesz, nie będę cię zatrzymywać. Jednak raczej zaczniesz ją wtedy, kiedy wyjaśnisz ze swoją towarzyszką sprawę portalu.
Intrygującym faktem było to, iż niezależnie od tych wszystkich, pozornie strasznych, nagłych i złych wydarzeń, kobieta chciała wrócić do tego miejsca i ponowić poszukiwania. Rzecz, której tam wypatrywała musiała być jej naprawdę droga, a ona sama musiała być wielce zdeterminowana aby ją zdobyć.
– Dopóki nie będziemy używać potężnych czarów, to nie powinno stać się nic złego ani niespodziewanego. Teleportacja może być ryzykowna, szczególnie jeśli chcesz przenieść się do jakiejś jaskini. Lekkie przesunięcie w tę czy tamtą i zamiast w jamie pod ziemią, kończysz po prostu pod ziemią, otoczona litą skałą – ostrzegła. – O ile naprawdę ci się spieszy, to lepiej za cel obrać jakąś dużą, otwartą przestrzeń. To pustynia, na powierzchni jest mnóstwo miejsca. Jak sama zauważyłaś, powrót może być problematyczny, ale to już inna kwestia.
Czekały, aż Jon odpowie na pytanie czarodziejki. Tepala, która kierowała ciałem czuła zmęczenie i cały czas miała nadzieję na to, iż uda jej się iść spać. Nie dziwne więc, że wolała aby zgodził się na propozycję - zostanie wtedy sama z piekielnym, który - jak sam zaproponował - obierze wartę i nie będzie stanowił przeszkody w zaśnięciu. W przeciwnym wypadku, nadal będzie zmuszona do prowadzenia rozmowy, w której - jak jej się wydawało - wyczerpały się wszystkie tematy co do których mogła się wypowiedzieć. Musiała przyznać Satorii, że zręcznie uciekła od niewygodnej sytuacji, pozwalając jej wysunąć się naprzód.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

- W trakcie tej warty, chciałem też rozejrzeć się po okolicy, może znajdę coś ciekawego. Coś musi odpowiadać za magiczną aurę tego miejsca i za to, że w jakiś sposób wpływa na czary, które się tutaj rzuca — powiedział po chwili. Skoro nie ma tu zwierząt, to zagrożenie istniało tylko ze strony innych ludzi, którzy się tu zapuścili i ewentualnie potworów, jednak całkiem możliwe, że nie wszystkie przepadają za takimi miejscami i, podobnie jak zwierzęta, wolą ich unikać. Zresztą, raczej nie musiał martwić się o to, że cokolwiek stanie się Satorii, skoro ma w sobie części, które nigdy nie śpią, a czuwają i ostrzegą przed ewentualnym niebezpieczeństwem.
- Poza, tym jeśli zrobię to, o czym powiedziałem wcześniej, to nie będziesz musiała obawiać się tego, że będę przeszkadzał ci we śnie — dodał po chwili.
Rakhszasa wpadła na dobry pomysł z tym ustaleniem miejsca, w którym się spotkają już po tym, jak uda im się opuścić tę dolinę.
- Nie wiem co to za dolina, w której się znaleźliśmy, jednak wodospady, które widać dalej to Łzy Rapsodii... Może spotkamy się w Rapsodii albo w okolicy tego miasta? - zaproponował po chwili i spojrzał na pradawną i przemienioną, chciał poznać ich opinie na temat tego, co powiedział.
- Jeśli usprawnię portal, który stworzyłem wcześniej, to będę mieć pewność, że Rakhszasę przeniesie dokładnie w miejsce, w które będzie chciała — odparł. Wystarczyłoby, że dorysuje w nim kilka magicznych znaków, a to zajmie mu tylko chwilę.
- Chodźmy — dodał i ruszył za czarodziejką.

Droga do portalu zajęła im tyle samo czasu, co droga z miejsca, w którym się kłócili do miejsca, w którym Satoria zostawiła swoje rzeczy. W końcu była to taka sama odległość.
- To gdzie chcesz wylądować? - zapytał po chwili.
- W miejscu, z którego uciekliśmy czy w okolicach wejścia do Zatopionego Miasta, które znajduje się jeszcze na powierzchni? - dopowiedział szybko. Czekając na odpowiedź pradawnej, podszedł do kręgu jeszcze bliżej i wypalił w jego wnętrzu kilka sigili, których znaczenie znał tylko on. Patrząc na to, że Rakhszasa będzie wracała innym portalem, nie musiał wypalać znaku, który spowoduje podtrzymanie portalu. Wypalił sigilie, które spowodują, że portal będzie stabilny i przeniesie Rakh w konkretne miejsce, a po chwili zniknie i nie pozostawi po sobie żadnego śladu.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Rakhszasa patrzyła bardzo podejrzliwie na Satorię. Nie była pewna co do jej postaci. Pomyślała, że dziewczyna jest albo jest stuknięta, albo nie jest "sama"... w każdym razie te obie rzeczy sprawiały, że rudowłosa mogła okazać się być niebezpieczna. Dodatkowo sugerowała, że ktoś jej poszukuje, a to miejsce rzeczywiście było przesiąknięte jakąś dziwną magią. Czarodziejka była zdecydowana na opuszczenie tego miejsca - miała nadzieję, że odłączając się od podejrzanych w jej mniemaniu ludzi zapewni sobie spokój i przynajmniej względne bezpieczeństwo.
Wysłuchała ostrzeżeń Satorii, jednak nie skomentowała ich. Skinęła tylko głową w jej stronę. Wiedziała, że to ryzykowne teleportować się bezpośrednio w tamto miejsce. Mimo to planowała właśnie tak uczynić, ponieważ za pomocą magii każdą ewentualną przeszkodę mogła usunąć. Jeszcze miała w sobie dość pokładów energii. Zdawało jej się, że w ruinach nie będzie kolejnych niebezpieczeństw. Ludziom, którzy chcieli, by ujrzała walącą się bibliotekę najprawdopodobniej zależało wyłącznie na tym, żeby odciągnąć ją od tego miejsca. Albo ją tam porwać... W każdym razie starała się ufać słowom Jona. Wtedy wśród piekielnych musiał zapanować chaos. A może on ukrywa przed nią coś jeszcze...
Kiedy oboje szli w stronę portalu, kobieta nie spuszczała z niego oka. Zastanawiała się, jakie naprawdę motywy może mieć ten mężczyzna. Postanowiła wykluczyć współpracę z Freyem, jednak możliwe było też to, że zrzekł się zleceń z jakiegoś powodu. To znaczy, że stanął po jej stronie, albo przynajmniej jest neutralny. Później pomyślała, że z jakiegoś powodu próbuje ją chronić, pełniąc rolę "podwójnego agenta"? Nie, to też nie pasowało, ponieważ odsyłał ją teraz samą do ruin. Może to jest jeszcze dłuższe i zawiłe, niż jej się wydaje? Albo, co w końcu wzięła pod uwagę jako najbardziej prawdopodobne, Jon znalazł się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie.
Po jego szybkich pytaniach Rakhszasa odczekała chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Pomysł z teleportacją na miejsce, w którym łatwo ugrząźć w ruinach nie był mądry. W dodatku, co bardziej zajmowało jej myśli, może się okazać, że jednak ktoś tam jeszcze się znajduje. Dlatego postanowiła jednak wysłuchać rad Satorii i zapewnić sobie tym bezpieczeństwo.
- Zabierz mnie proszę przed wejście do ruin. Będę miała pewność, że nic mi się nie stanie, kiedy się przeteleportuję - powiedziała, idąc na środek okręgu.
Ostatni raz omiotła spojrzeniem okolicę. Krajobraz zmienił się ponownie. Wzrok zatrzymała na piekielnym.
- Dziękuję - powiedziała w jego kierunku, a portal przeniósł ją z powrotem na pustynię.

Dalszy ciąg Rakhszasy: http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=8 ... 501#p66501
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Próbowała zasnąć, wszyscy bogowie, duchy i sam Prasmok świadkiem, że próbowała. Przeważnie przychodziło jej to bardzo łatwo - wystarczyła chwila i już była po drugiej stronie świadomości, tej wypełnionej sennymi marzeniami, tym razem jednak nie była w stanie się do tego zmusić. Zanim mężczyzna wrócił do obozowiska, przewracała się z boku na bok, jednocześnie zdając sobie sprawę z faktu, iż takie wysiłki są z góry skazane na porażkę. W końcu porzuciła te próby, uświadomiwszy sobie długie, upływające chwile; nie wiedziała, czy coś zajmuje długo przy portalu, czy piekielny udał się na spacer po całej dolince, czy może coś jeszcze całkowicie innego, ale wolała aby wrócił jak najszybciej.
I bynajmniej nie oznaczało to, że poczuła do niego jakieś silniejsze uczucia - po prostu wbrew temu co powiedziała wcześniej, obawiała się tego, co może się stać. Wtedy robiła dobrą minę do złej gry, ale samej siebie oszukać nie mogła. Wiedziała, że to irracjonalne - zanim cokolwiek by przedsięwziął, to Tepala i Malaika zdążyłyby ją obudzić - ale i tak odczuwała strach, zarówno swój, jak i ten jej towarzyszek. I nie potrzebowała żadnych dodatkowych uwag, które obie chciały wygłosić.
Cała sprawa wyglądała w bardzo prosty sposób: została porwana, kiedy miała paręnaście lat, była trzymana z dala od ludzi, a jej strażnicy nie traktowali jej jak księżniczki - jedzenie było marne, woda rzadko, a ból stał się codzienną rutyną. Nie wiedziała, ile to trwało - wtedy nie chciała wiedzieć, bojąc się tej wiedzy, a potem przestało to mieć dla niej jakiekolwiek znacznie. Oczywiście, było parę osób którym zaufała i obdarzyła przyjaźnią, przeżyła dwa, może trzy sercowe uniesienia, a nawet kilka burzliwych romansów, ale poza tym żyła, obawiając się każdej inteligentnej istoty. Trzeba też powiedzieć, że utworzenie jakiejkolwiek ściślejszej relacji było niesamowicie trudne z dwóch powodów - świadoma nieśmiertelności, zbyt często w takich sytuacjach obawiała się, że po jakimś czasie zostanie na świecie sama, otoczona głodnymi jej śmierci ludźmi; poza tym nie chciała na takie osoby sprowadzać kłopotów, które mogły wiązać się ze znajomością jej osoby.
Do całej sytuacji swoją cegiełkę dorzuciły jeszcze anioły i niedobitki sekty, której sekret był przekazywany w kilku rodach Alaranii, mającej jeszcze wystarczająco członków, aby takie polowania urządzać. I o ile zrozumiałe dla nich były motywy poszukiwań skrzydlatych, chcących ukarać niepokorną duszę matkobójczyni, to powód - bądź powody - dla których byli podwładni wampirzycy chcieli je zgładzić był całkowicie niejasny. Tepala oczywiście, najlepiej znając swój własny kult, próbowała wysnuć jakieś teorie mogące to wyjaśnić, ale nigdy nie wymyśliła nic konkretnego.
Nie miały nawet najzieleńszego pojęcia, w jaki sposób te dwie frakcje w ogóle dowiedziały się o fakcie, iż dusze dwóch osób - dotychczas na pewno uznawanych za martwe - zostały magicznie wtłoczone do ciała ludzkiej nastolatki, obdarzonej przy okazji - w ramach zapewne swego rodzaju upiornej promocji - parą ekstremalnie różnych - neurotycznych wręcz - skrzydeł.
Wszystko to złożyło się na alienację od wszelakich społeczeństw oraz innych istot, pogłębiając tylko ten wewnętrzny strach, który był tam przez cały ten czas, powoli nakręcając się mocniej i mocniej, w nieskończonej spirali.
A teraz bała się, że on spróbuje jej coś zrobić. W pewnym momencie Malaika przyłapała ją na nerwowym stukaniu palcami o uda, przez co natychmiast zacisnęła dłonie w pięści; już dawno pozbyła się tego odruchu, ale czasem wracał - w momentach, gdy zaczynała tracić panowanie nad sobą.
Wiedziała, że musi się jakoś uspokoić, bo jeśli spanikuje, to wyrwie się z wszelakich oków racjonalności i komuś stanie się coś złego - i nie będzie to ona. Na szczęście, wampirzyca przypomniała jej o jeziorze, którego zimna woda na pewno przywołałaby ją z powrotem do rzeczywistości. Wygrzebała się szybko ze swoich kocy i poszła w stronę brzegu; na szczęście po drodze nie spotkała swojego niespodziewanego towarzysza. Gdy była już kilka metrów od miejsca, gdzie tafla wody dotykała piasku i drobnego żwiru, zaczęła się rozbierać, przy okazji zmuszając się do ułożenia ciuchów we w miarę schludny stosik. Otoczyła jeszcze wszystkie przedmioty prostym zaklęciem tworzącym krąg energii, który w momencie przekroczenia go przez inną osobę zamknie się - wystarczyła jej wiedza, że ktoś próbuje tam coś majstrować, a będzie mogła przeteleportować to do siebie. Nie zależało jej specjalnie na ubraniach - była w stanie stworzyć nowe; to szable były tym, czego nie mogła stracić.
W momencie zetknięcia się stopy z zimną cieczą wiedziała, że to będzie miało jakieś dobre skutki - nawet jeśli nie uda jej się ukoić swoich nerwów, to przynajmniej będzie mogła jakoś wytłumaczyć delikatnie trzęsące się ręce. Rozwinęła skrzydła, wzbiła się na kilka sążni w górę, jednocześnie kierując się w stronę środka jeziora; oczywiście, biorąc pod uwagę rozmiar Łez Rapsodii, szybko by się tam nie dostała, ale gdy brzeg był już znacznie mniejszy, niż na początku lotu, zanurkowała w dół - na początku w powietrzu, potem w wodzie, dematerializując skrzydła.
Zawsze lubiła pływać. Oczywiście, to nie przywoływało tego uczucia nieskrępowanej wolności, które wracało do niej za każdym razem, gdy szybowała wysoko ponad wierzchołkami drzew; woda dawała pewien stopień swobody, ułatwiając poruszanie się, ale jednocześnie nie czyniąc go bezwysiłkowym - coś, czego nie mogła jej dać żadna para skrzydeł. Nie lubiła, gdy ma zbyt łatwo.

Spędziła tak jakiś czas - nie wiedziała dokładnie ile, bo nie zwracała na to specjalnie uwagi, a potem skierowała się z powrotem do brzegu. Kiedy wreszcie wyszła na suchy ląd, wysuszyła się przywołanym kawałkiem materiału i ubrała na powrót swoje ciuchy. Udało jej się okiełznać swoje nerwy i przynajmniej na jakiś czas mogła być na powrót spokojna. Po przybyciu z powrotem do obozowiska okazało się, że Jon już tam jest.
– Długo mnie nie było? – zapytała, rozczesując mokre włosy. Poczekała na jego odpowiedź, a potem podjęła znowu. – I jak, znalazłeś tutaj coś ciekawego? – Miała nadzieję na krótką, rzeczową rozmowę - bo taką osobą wydawał się być piekielny - i udanie się spać. Zobaczy, jak bardzo jej się powiedzie.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Czuł na sobie wzrok Rakhszasy, która bacznie obserwowała go przez całą drogą z obozowiska do portalu. Nie dziwił jej się, bo mogła mieć różne podejrzenia co do niego i tak nagle nie zmieniłaby swojego zdania, a także nie obdarzyłaby go, chociaż odrobiną zaufania. W końcu dotarli do portalu, a Jon najpierw przyjrzał mu się, chcąc sprawdzić, czy nie został on uszkodzony przez cokolwiek. Uszkodzenie okręgu czy wypalonych znaków było mało prawdopodobne, patrząc na to, że w okolicy nie było zwierząt i nie zapowiadało się na to, że pogoda ulegnie zmianie i nagle zacznie padać deszcz.
- Przed wejście do ruin... Dobrze... - powiedział bardziej do siebie niż do pradawnej. Następnie wypalił w okręgu sigil, dzięki któremu portal przeniesie czarodziejkę w miejsce, w którym chce się pojawić. Pozostał mu tylko znak, który aktywuje portal i od razu przeniesie Rakhszasę w pobliże wejścia do Zatopionego Miasta. Z tym poczekał do momentu, w którym pradawna weszła w okrąg, który już za chwilę zmieni się w portal, a później zniknie i nie pozostawi po sobie śladu w postaci wypalonych znaków na trawie albo wyrytego okręgu w ziemi.
Kiwnął głową, gdy usłyszał podziękowanie które padło z ust czarodziejki, a następnie wypalił sigil, który aktywował portal. Chwilę później Rakhszasa znikła i niedługo po tym zniknął sam portal.

Teraz pozostało mu wydostać się z tego miejsca, oczywiście razem z Satorią. Przypomniał sobie, że rudowłosa chciała iść spać, więc postanowił, że teraz przejdzie się po okolicy i nie będzie jej przeszkadzał. Ruszył w stronę obozowiska, jednak skręcił w lewo, gdy dotarł do linii drzew. Szedł tak przez jakiś czas i dopiero wtedy wszedł między drzewa. Chciał znaleźć coś interesującego i tajemniczego, przez chwilę wierzył w to, że w końcu natrafi na jakieś wejście od jaskini, tajemniczy dom ukryty między drzewami albo polanę, na której znajdzie coś podobnego do ołtarza, a polana okaże się miejscem jakiegoś kultu, jednak nie znalazł niczego takiego. Może druga strona tego lasu pozytywnie go zaskoczy i tam znajdzie coś, co chciał znaleźć tutaj.
Postanowił, że wróci od obozowiska, tym bardziej że słońce, powoli, zachodziło już za horyzontem. Dotarł na miejsce, jednak nie zastał tam Satorii. Może ona też poszła rozejrzeć się po okolicy albo coś, w każdym razie nie zabrała ze sobą swoich rzeczy, więc piekielny wiedział, że kobieta tu wróci.
Ujrzał ją kilka minut po tym swoim powrocie.
- Nie wiem, wróciłem kilka chwil przed tobą — odpowiedział, spoglądając na rudowłosą. Usadowił się pod jednym z drzew, plecami opierając się o pień. Miecz w pochwie także oparł o pień tego drzewa tak, że dotykał kory czubkiem rękojeści. Od artefaktu dało wyczuć się magiczną energię.
- Niestety nie, jednak nie przeszukałem całej powierzchni tego miejsca — odparł. Oczywiście, chodziło mu o las, na który składała się roślinność otaczająca polanę, na której teraz się znajdują.
- A ty gdzie byłaś? - zapytał po chwili.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Nie kłopotała się jakimkolwiek komentowaniem wypowiedzi Jona - chciała rozegrać to wszystko możliwie jak najkrócej. Dopiero pytanie zmusiło ją do odpowiedzi.
– Nie mogłam zasnąć i poszłam popływać. Teraz już chyba pójdzie mi znacznie łatwiej. – Po tych słowach położyła się, owinęła kocami i znieruchomiała. Czekała jeszcze chwilę, ale mężczyzna nie powiedział nic.
Tym razem była znacznie bardziej opanowana - zimna woda ostudziła nie tylko ciało, ale i umysł. Zmęczenie, tym razem znacznie większe powoli zaczynało ją morzyć, układając do snu. Nawet nie zdążyła ziewnąć, a już była po drugiej stronie świadomości.
Przez całą noc gdzieś na granicy myśli słyszała dialog anielicy i wampirzycy, ale była już dawno zdążyła się do niego przyzwyczaić.

Obudziła się chwilę przed wschodem słońca; piekielny siedział oparty o drzewo, mniej więcej w takiej samej pozycji w jakiej ostatni raz widziała go ostatnio. Miał zamknięte oczy, ale nie mogła ocenić czy spał, czy tylko odpoczywał w taki sposób. Postanowiła tego nie sprawdzać, ale za to zrobić coś do jedzenia - głód, który czuła był nie do zniesienia. Nie miała ochoty jednak na nic ze swojego suchego prowiantu - potrzebowała ciepłego posiłku, najlepiej takiego, który będzie w jakiś sposób smakował. Jedyną nadzieją były ryby.
– Idę zdobyć coś do jedzenia – powiedziała, nie wiedząc czy Jon w ogóle może ją usłyszeć i zebrała ze sobą swoje szable.
Gdy była już przy brzegu, powtórzyła to, co zrobiła dnia wcześniejszego, układając i zabezpieczając swoje rzeczy, a potem rozwinęła skrzydła. Musiała odlecieć kawałek od linii, na której woda stykała się z lądem, jeśli chciała znaleźć coś większego. Kilkanaście metrów dalej, w miejscu gdzie dno było już znacznie gorzej widoczne zmieniła kąt lotu tak, że zanurzła się w wodę, przy okazji chowając skrzydła. Zaczęła zanurzać się nieco głębiej, rozglądając się za czymś żywym; normalnie, zaraz by coś zauważyła, ale wypłoszająca zwierzęta emanacja pochodząca z doliny musiała sięgać nawet tutaj.
Za pomocą magii przeniosła się kilkanaście stóp ponad taflę, rozwinęła skrzydła, chwilę powalczyła o utrzymanie wysokości i pofrunęła dalej. Po pewnym czasie powtórzyła cały proces kilkakrotnie, za każdym razem nie znajdując niczego żywego.
Ryby zauważyła dopiero wtedy, gdy zanurzyła się mniej więcej w okolicy miejsca, w którym wczoraj zdecydowała się zacząć swoją pływacką wycieczkę.
Potem mechanicznie szukała czegoś wartego uwagi, rozważając pewną teorię - co, jeśli jej strach był wywołany nie tylko uprzedzeniami, ale też wpływem tego miejsca? Co, jeśli to miejsce w pewien sposób czytało człowieka, szukało jego słabości i celnie w nie uderzało?
To ma sens - zarówno czarodziejka, jak i piekielny wybuchnęli przeciwko sobie, mimo że nie wydają się tak porywczymi osobami.
No i my. Prawdę mówiąc, chyba pierwszy raz zdarzyło się nam tak, że którąś z nas dopadła taka panika i żadna nie mogła nic zrobić – dodała Tepala.
Po prostu musimy się stąd wynieść, jak najszybciej – powiedziała Satoria.
Najpierw coś zjedz, bo inaczej padniesz bez energii.
Mniejsza o większość, tym zajmę się sama – skwitowała krótko, zauważając niedaleko siebie dorodnego suma.
Zamarła w bezruchu, chcąc jak najlepiej ocenić dystans, który dzielił ją od ryby. Powoli, nie chcąc jej spłoszyć wyciągnęła ręce na boki, a potem przeteleportowała się obok niej i ją złapała. Oczywiście, próbowała się wyrwać, ale używając dziedziny energii zabiła rybę, a potem zaczęła płynąć w górę, w stronę powierzchni.
Już chwilę później nabrała haust powietrza do swoich płuc i znów skorzystała z magii - tym razem aby przenieść się z powrotem na plażę, czując ciążące w rękach dobre ponad trzydzieści funtów, które rzuciła na piasek i zabrała się za ubieranie - może i w wodzie negliż jej nie przeszkadzał, ale tutaj czuła się minimum skrępowana, sczególnie że Jon mógł zjawić się w każdej chwili.
Gdy była gotowa, usiadła na piasku i zabrała się za oprawianie ryby, wcześniej materializując w swojej ręce nóż.
Mechaniczna praca pozwoliła na jakiś czas odciąć się od myśli, ale tylko na chwilę - miała już doświadczenie i była w tym całkiem wprawna, więc szybko wszystko było już sprawione i pofiletowane. Zostawiła większą część mięsa na plaży, ułożone na zdartej ze zwierzęcia skórze i poszła w stronę obozowiska; piekielnego nie było - zapewne udał się na dalsze spacery po dolince - a ona zajęła się przygotowywaniem jedzenia.
Szybko rozpaliła mały ogień, na którym powoli podsmażała kawałki ryby, czekając na to, aż zjawi się jej towarzysz. Miała nadzieję, że po posiłku odejdą z tego miejsca.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Kiwnął tylko głową i nie odezwał się już, bo wyglądało na to, że Satorii bardziej zależy na śnie, a nie na ciągnięciu rozmowy z nim. Nie miał jej tego za złe, bo nie miał ku temu powodów. Co prawda, zaplanował sobie nocną przechadzkę po drugiej części lasu, tej, której jeszcze nie przeszukał, jednak poczuł, że dopada go zmęczenie. Postanowił, że nie będzie mu się przeciwstawiał i zdrzemnie się chwilę.

Obudził się, gdy jeszcze była noc, jednak wydawało mu się, że spał dłużej niż "chwilę". Może był zmęczony bardziej niż mu się wydawało, a gdy przestał sprzeciwiać się zmęczeniu, to uderzyło ono z większą siłą i spowodowało dłuższy sen. Zauważył, że Satoria nadal śpi, więc wstał bez wydawania jakichkolwiek dźwięków, które mogłyby ją zbudzić i założył pochwę z mieczem na plecy. Następnie odwrócił się w stronę zarośli, które jeszcze przed chwilą miał za plecami i wszedł w nie.

Przez większość czasu, który spędził na chodzeniu między drzewami i przeskakiwaniu nad wystającymi korzeniami, nie trafił na nic konkretnego i ciekawego. Już zaczął myśleć nad tym, że po tej stronie także nie znajdzie niczego, co mogłoby chociaż trochę wydać się ciekawy, gdy niemalże wskoczył do dziury w ziemi, która znajdowała się niedaleko korzenia, który musiał przeskoczyć.
- Ciekawe... - powiedział sam do siebie, w końcu nie było tu nikogo innego z kim mógłby porozmawiać.
Dziura miała średnicę na tyle dużą, że zmieściłyby się w niej dwie lub trzy osoby, które wchodziłyby do niej jednocześnie.
Rozejrzał się, wzrokiem szukając jakiegoś kamienia, który będzie mógł wrzucić do dziury i dzięki temu dowiedzieć się, co znajduje się na jej dnie, a także tego, jak bardzo jest głęboka. W końcu znalazł to, co chciał znaleźć, a po chwili miał już kamień w dłoni. W lesie panowała cisza, a słońce dopiero wychylało się zza horyzontu, o czym świadczyło kilka promieni, które przebijały się przez leśną roślinność. Chwilę później, stał już przy dziurze w ziemi, trzymając znaleziony kamień w ręku. Owszem, mógł poczekać na to, aż słońce zacznie świecić i oświetli dziurę, bo może nie jest ona głęboka i dojrzałby, co jest na jej dnie, jednak nie chciał czekać.
Wystawił dłoń na czernią, które niemalże wylewała się z otworu w ziemi i puścił kamień.
- Jeden... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... - miał liczyć dalej, gdy usłyszał uderzenie o jakąś twardą powierzchnię i zorientował się, że kamień dotarł do dna otworu.
- Gdybym tam wskoczył, to mógłbym złamać nogi... Otwór nie jest mały, jednak jest za mały, żeby wlecieć tam na skrzydłach. Trzeba byłoby zejść tam na linie — mówił sam do siebie. Czasami zdarzało mu się coś takiego, bo zauważył, że słowa wypowiedziane na głos, dłużej zajmują miejsce w jego pamięci.
- Powiem o tym Satorii, jeśli nie będzie chciała ze mną tu przyjść i zejść na dół, to zrobię to sam — odparł i ruszył w drogę powrotną.

Im bliżej był obozu, tym bardziej czuł zapach smażonej ryby, więc nie zdziwił się, gdy zobaczył, że rudowłosa smaży rybę nad ogniskiem.
- Znalazłem coś, co może być ciekawe — odparł, podchodząc bliżej przemienionej.
- Mianowicie, znalazłem dziurę w ziemi, które głęboka jest na dobre kilka metrów i na jej dnie znajduje się skała. Nie wiem, co tam jest, jednak z chęcią bym to zbadał, może to jakieś wejście czy coś... - wytłumaczył i kucnął naprzeciw Satorii.
- Chcesz iść ze mną? - zapytał w końcu. Po chwili spojrzał na mięso i uśmiechnął się lekko, oczywiście, że był głodny.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Chodził zdecydowanie zbyt cicho - raczej wyczuła emanującą od niego magię, niż wyłapała zbliżające się kroki, przynajmniej dopóki nie zbliżył się na odległość zaledwie kilku sążni. Normalnie, jakąkolwiek inną istotę byłaby w stanie usłyszeć ze znacznie większego dystansu, bo mało kto wiedział, jak poruszać się naprawdę bezszelestnie.
Mimo wszystko, nie zaskoczyło ją jego pojawienie się i nawet nie drgnęła słysząc głos mężczyzny. Poczekała spokojnie, jedząc - albo sam wyjaśni, albo przerwie na chwilę, czekając aż dokończy posiłek i będzie miała wolne usta. Przęłknęła ostatni kęs i wskazała mu kolejne pieczące się kawałki, chcąc aby się poczęstował. Nie czekając na to, czy podejmie jej propozycję, zaczęła mówić.
– Spokojnie, nie gryzę. A, zresztą – machnęła ręką. – Mogę iść, tutaj nic mnie nie trzyma. Spróbowałabym przelecieć jezioro wszerz, na drugą stronę, ale to byłoby zbyt wyczerpujące. Myślę, że to dobra alternatywa. Chyba nawet najlepsza. – Przerwała na chwilę, wsłuchując się w echa myśli Tepali i Malaiki, które próbowały snuć jakieś plany na późniejszy czas. – Ale jednego jestem pewna: nie prowadzą po prostu na drugą stronę gór. Szczególnie, że jeszcze wczoraj ta dziura była jaskinią w zboczu masywu.
Wstała, chcąc rozprostować nieco kości i przeciągnęła się, potem rozejrzała się wokół.
– Co do zabierania się stąd… Chcesz to zrobić teraz, czy wolisz jeszcze pozwiedzać? Bo jeśli teraz, to jestem w zasadzie gotowa – wskazała ręką na swoje rzeczy, których dotychczas nawet specjalnie nie rozpakowywała. – Chciałabym tylko chociaż trochę mięsa z tej ryby, bo nigdy nie wiadomo kiedy znowu uda się coś złapać.
Zablokowany

Wróć do „Łzy Rapsodii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości