Ruiny Nemerii[Las otaczający Ruiny] Na co trupom kosztowności?

Miasto które niegdyś tętniło życiem, zniszczone po Wielkiej Wojnie dziś jest miastem nieumarłych... tutaj za każdym rogiem czai się cień. Długie ulice, tajemnicze zakamarki opuszczonych ogrodów i domów. Wampirze zamki, komnaty luster, rozległe katakumby i tajemne mgły zalegające nad miastem. Jeśli nie jesteś jednym z tych którzy postanowili żyć wiecznie strzeż się, bo możesz już nigdy nie wrócić do swojego świata!
Awatar użytkownika
Malthael
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Malthael »

Rozglądał się po komnacie, a także po korytarzach, chociaż w te drugie starał się nie wchodzić – zawsze istniała możliwość, że wejście do jednego z nich może okazać się magicznymi wrotami, które przeniosą go w inne miejsce, a wtedy nawet nie będzie miał jak powiadomić innych o swoim odkryciu. Chyba, że przejście to byłoby dwustronne i mógłby wrócić do miejsca, z którego przyszedł, wtedy byłoby łatwiej. Oczywiście, mogłoby też okazać się, że magiczne wrota okazałyby się pułapką, a wtedy na pewno nie byłoby drogi powrotnej. Dlatego też, o ile wewnątrz komnaty poruszał się dość swobodnie, to przy przejściach do korytarzy robił się ostrożny, a przez to jego ruchy były wolniejsze, ale dokładniejsze.
Podszedł do Llewallyna, gdy ten wspomniał coś o runach, jednak nie zauważył tam żadnych znaków. Przesunął nawet dłonią po ścianach, aby sprawdzić, czy wyczuwa runy pod opuszkami palców… tylko, że to także nic nie dało. Może zmiennokształtnemu coś się wydawało? Malthael odwrócił się w jego stronę i przez krótką chwilę przyglądał się jemu.
         – Nic ci nie jest? - zapytał po tej chwili. Może stało mu się coś, czego wcześniej nie dostrzegł. Przypomniało mu się, że wcześniej – gdy przechodzili przez pomieszczenie z pająkami – na ręku panterołak miał pajęczynę, jednak szybko się jej pozbył. Upadły nie wiedział, czy znajdował się na niej pająk i, jeśli tak było, czy może zrobił coś białowłosemu mężczyzny. Ugryzł go może czy coś… może pajęczyna miała na sobie jakąś substancję, która negatywnie wpływała na ofiarę pajęczaka. Akurat to wszystko mógł wyłącznie przypuszczać, a żeby coś z tego okazało się prawdą, to najpierw sam Llewallyn musiał odpowiedzieć na zadane pytanie właśnie zgodnie z prawdą.
         – Nic… Ale tobie udało się coś znaleźć, więc pójdziemy tamtym tunelem – odparł, tym razem spoglądając na naturiankę. Teraz wiedział, że tylko jeden korytarz jest dobry i prowadzi gdzieś dalej, gdy pozostałe najpewniej są pułapkami – jedne mogą prowadzić do jakiejś przepaści, a inne mogą być zasiane pułapkami tak, że po prostu nie dałoby się przez nie przejść i wpadłoby się w jakąś pułapkę, najpewniej śmiertelną. Co prawda, nie miał całkowitej pewności co do tego, że korytarz wybrany przez Primaverę był tym prawidłowym, jednak było na to największe prawdopodobieństwo.

W końcu ruszyli właśnie tym korytarzem. Prowadził on prosto, przynajmniej na początku, bo później lekko zakręcał w lewo, a im dalej szli, tym bardziej dało się wyczuć podmuchy powietrza, które raczej dość jasno świadczyły o tym, że zbliżają się do wyjścia.
         – Może w końcu uda nam się wyjść z tych tuneli – odparł, chociaż nie odwrócił się do swoich towarzyszy. Wydawało mu się, że to właśnie Primavera najgorzej znosiła, może, zbyt długie przebywanie pod ziemią, jednak to też były wyłącznie przypuszczenia.
Tak szli, szli… aż w końcu dotarli do kamiennych schodów, które prowadziły w górę. To był dobry zwiastun tego, że już niedługo wydostaną się stąd – w końcu takie schody były lepsze niż takie, które miałyby prowadzić w drugą stronę, czyli w dół. Nawet on sam uśmiechnął się lekko i zaczął iść trochę szybciej. W końcu jego stopa stanęła na pierwszym stopniu – było ich dość sporo i prowadziły w ciemność, chociaż tam, gdzie się kończyły, było widać światło, które przenikało przez szczeliny w czymś, czym zablokowane było przejście dalej. Zresztą, wiatr także dostawał się do tuneli właśnie przez te szczeliny.
         – Będzie trzeba pozbyć się tego, co blokuje przejście. Prawdopodobnie są to jakieś deski lub coś podobnego, ale nie jestem pewien – odparł i zaczął wchodzić po schodach. Teraz prawdopodobnie znajdowali się pod obrzeżami Ruin Nemerii lub nawet pod samymi Ruinami… czarnoskrzydły anioł próbował przypomnieć sobie, co wiedział i słyszał na temat tego miejsca, jednocześnie w tym czasie cały czas wchodząc po schodach. Udało mu się przypomnieć kilka rzeczy na temat Ruin, jednak na krótką chwilę musiał zatrzymać się i opanować nagły przypływ informacji.
Gdy dotarli na samą górę, okazało się, że rzeczywiście przejście blokowane jest przez deski. Malthael zrobił krok w tył, a później kopnięciem pozbył się dolnej części desek. Przez powstałą dziurę światło praktycznie wlało się do środka. Górną część desek upadły zniszczył uderzeniem pięści i przez to ponownie otworzył zablokowane kiedyś przejście.
Wyszedł na zewnątrz i okazało się, że znajdują się teraz w ruinie jakiejś chaty, która kiedyś tu stała, a teraz zostały po niej jedynie fragmenty ścian. Prawdopodobnie znajdowali się na obrzeżach Ruin, może nawet przed murami Nemerii.
         – Jakieś pomysły, gdzie powinniśmy szukać tego skarbu z opowieści? Ja proponowałbym odszukanie jakiegoś cmentarza z kryptą, w której może być ukryty… - odezwał się, tym razem odwracając się do towarzyszy. Malthael zgasił też magiczne kule, które wcześniej oświetlały im drogę w podziemiach.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Nikt nie sądził, że będzie łatwo, ale przygody tej trójki wydawały się i tak wyjątkowo wyczerpujące - szukanie skarbu nieosiągalnego dla wielu innych przed nimi nie mogło być w końcu błahostką. Nawet dla wprawionego myśliwego cierpiącego na arachnofobię, wojownika z częściową amnezją i zagubionej maie.
        A jednak!
        Chociaż dobrze sobie do tej pory radzili - walki z niedźwiedziami udało im się uniknąć, z troglodytami wygrać, ranę wyleczyć, jezioro przejść, ubrania wysuszyć, pająków nie ruszyć… w sumie dali się ukąsić tylko jeden raz. W tylko jedną rękę! I tak naprawdę tunele wbrew pozorom oszczędziły im starć… a może było to ich własne szczęście i umiejętności?

        Tak czy inaczej:
        Dzięki Malthaelowi szybko wydostali się z tuneli - może nawet nieco za szybko. Ostre światło oślepiło ich na parę chwil, a czyste powietrze, choć przeplecione nutką pobliskiego rozkładu oszołomiło zmysły swoją świeżością. Do uszu przestało docierać echo i odgłosy kapania, a zastąpił je jakże znajomy szum niosący oznaki życia z okolicznych, otwartych obszarów. Nawet niebo zdawało się szumieć na powitanie, pozdrawiając wędrowców pogodnym błękitem. Wilgotny chłód jaskiń zamienił się w ciepło dnia i otulił podróżnych - tak więc upojeni naglą wolnością, nawet jeżeli czujni, nie dostrzegli niebezpieczeństwa…

        Siedziało nieopodal, na resztkach muru z jasnego kamienia. Ubrane w szarawą szatę wtapiało się w rozmazany światłem krajobraz i kiwało nogą z manierą kurtyzany. Dostrzegło intruzów o wiele wcześniej niż oni mogliby je zauważyć - czytało ich aury, czuło jak zbliżają się do wyjścia. Gdy deski z trzaskiem upadły na resztki podłogi, nie drgnęło nawet, pogwizdując w myślach z uznaniem.
        Ale nawet ta siła to było za mało.

        Zaczęli ostrożnie wychodzić, a gospodarz zsunął się z swego miejsca. Sunął w ich stronę niespiesznie i z gracją; zdać by się mogło, że płynie między drzazgami i odłupkami walającymi się wszędzie na ziemi. Srebrzyste włosy odbijały światło niemalże rażąc - oczy zaś, koloru rtęci, przechodziły przez przybyszów na wylot patrząc nieruchomo gdzieś w dal - pusto i bez wyrazu.

        Stworzenie nie odpowiadało na żadne wezwania - choć niewątpliwie nasłuchiwało czujnie swoimi elfimi uszami. I uśmiechało się coraz szerzej słysząc nowe głosy. Choć Malthael zdążył już wygłosić pierwsze ostrzeżenia.

        - Mylicie się wielce, drobni nieznajomi. Nie chcę z wami walczyć. - Powiedział nagle, głosem melodyjnym i niebezpiecznie miłym, rozkładając ręce w geście powitania. - Nie możecie jedynie przejść dalej i o to zadbam. Ale walczyć?

        Czyżby ich nie doceniał?
        Upadły sięgnął po miecz, a elf słysząc charakterystyczny dźwięk parsknął cichutko.
        - Proszę cię, nie próbuj grozić mi taką bronią… panienko odłóż też swój łuk. - Zwrócił się do maie, gdy ta tylko wykonała ruch. I choć ona niechętnie posłuchała, Mal nie dawał się zastraszyć. Ta istota mogła nie być wcale tak potężna jak uważała - a jeśli nie spróbuje jej pokonać to jak się o tym przekona?

        Nie dostał jednak szansy na starcie i wypróbowanie sił - wiatr nasilił się błyskawicznie, a białe wiry utworzyły się wokół skrzydlatego - w pierwszej kolejności uniemożliwiając mu lot. Zaraz też niezwykle stanowczą siłą oddzieliły go od reszty grupy i utrudniając najmniejszy ruch, zaczęły iskrzyć się obcym zaklęciem.

        - Myślę, że są pewne osoby, które mógłbyś teraz spotkać… z tymi tutaj skończyłeś. - Oznajmił jasnowłosy, nie przejmując się wcalne zdaniem anioła i zakończył czar; lecz nie odsyłając Malthaela gdzieś w dalekie strony, a… każąc mu tam lecieć. Osłabiony amnezją wojownik nie słyszał nawet własnych myśli - musiał udać się tam, gdzie głos mu nakazał…

        Wyeliminowany z walki, zaczął wypełniać zadanie, gdy elf podszedł do pozostałej dwójki, od ataku powstrzymując ich pewnym siebie uśmieszkiem. Widzieli właśnie próbkę jego zdolności - skoro upadły nie miał szans to jakie mieli oni?

        - Nie zależy mi na przemocy, więc odejdźcie stąd w pokoju. Księżniczko lasu - zanucił do Primavery - twoje królestwo znajduje się po tamtej stronie. - wskazał kierunek otwarcie i zakończył temat pozostawiając jej jednie silną sugestię by ruszyła w tej chwili.

        - Myśliwcze… - pozostał z ostatnią osobą. - Z tobą nie jest najlepiej, więc pozwól się sobą zająć - zbliżył się wolno do panterołaka, który już od pewnego czasu nie był pewien co dzieje się dookoła. Kolory drgały mu przed oczami, magiczne zapisy wchodziły po jego dłoniach… w końcu padł na kolana, porażony trucizną i nie zdolny do żadnego działania.
        Elf klęknął przy nim, szepcząc coś cichutko…

        Llewellyn obudził się nocą. Leżał samotnie przy wyjściu z tuneli, na nowo zasklepionego deskami. Gwiazdy migały przyjaźnie na ciemniej plamie nieba, jak przewodnicy próbując wskazać mu drogę. Czuł jeszcze w pobliżu zapachy swych kompanów, ale trzeci rozmył się i wyblakł wśród starych ruin… pozostawiając go jedynie z cichym przekonaniem, że pewna dziewczyna o twarzy smoka chciałaby kiedyś go poznać…


Ciąg dalszy - Malthael
Ciąg dlaszy - Llewellyn
Zablokowany

Wróć do „Ruiny Nemerii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości