Strona 4 z 4

Re: [W pobliżu domu przy cmentarzu] Poszukiwania

: Pią Lis 16, 2018 5:10 pm
autor: Siyne
        Póki nie musiała nic robić, a Amaranta siedziała cicho, pozwoliła sobie na moment zamknąć oczy i odpłynąć myślami. To znaczy, i tak musiała zamknąć oczy, bowiem woda pluskała wszędzie za sprawą siostrzanej magii, ale teraz robiła to także po to, by pozwolić dźwiękom wody objąć ją i zabrać z tego miejsca i tej sytuacji. Faktycznie, od roku chyba nie brała kąpieli, nie obchodziło ją to w końcu, nic dziwnego, że zapomniała jak to jest, gdy ciało pokrywa woda. Nawet jeśli ta woda musiała być wymieniana kilkadziesiąt razy ze względu na zanieczyszczenia, jakie nieumarła przyniosła na sobie, to jednak doświadczenie to przywołało wspomnienia sprzed porwania siostry. Odległe… Nieosiągalne.

        Poczuła się zła, wściekła, tylko na kogo? Na nią? Na siebie? Na porywaczy? Nie, to nie było ważne. Musiała się odciągnąć od tego. Z tego też powodu postanowiła być wredna, rozciągając się jak jakaś rozpieszczona dziewucha i domagając się pielęgnacji ręcznej. Na efekty nie trzeba było czekać długo, bowiem Amaranta dosyć szybko odpowiedziała. Niestety, ku niezadowoleniu wampirzycy, żywa mroczna elfka zdołała zachować spokój, a nawet odpowiedzieć w równie złośliwy sposób.

        Wbrew złośliwościom Amaranty, obyło się bez złóż robaków, jedynie bród i smród, czyli nic dla Siyne niezwykłego. Niestety jednak, wbrew nadziejom wampirzycy, Amaranta tylko wyczyści jej ubrania, a ją samą skazała na samodzielne doszorowanie. Nie, żeby było to złe, ale pijaczyna miała nadzieje upokorzyć przy okazji swoją siostrę, albo przynajmniej zrobić jej na złość jeszcze raz.

- Niech ci będzie. Ale dla jasności, mam głęboko w czterech literach to że mi kazałaś. - Zaczęła mówić, a w międzyczasie oddała się jakże zapomnianej czynności o nazwie higiena osobista. - Robię to dla alkoholu, do którego stoi jedna jedyna przeszkoda, czyli ty.

        Widać było, że znacznie chętniej zajęłaby się chlaniem niż czymś tak trywialnym, jak oczyszczaniem własnego ciała. Na jej twarzy malował się bowiem wyraz zdenerwowania, które krok dzielił od rzucania przekleństwami na lewo i prawo. Nie wspominając o tym, że chyba siłą musiała trzeć o swą skórę, żeby pozbyć się wciąż przylegającego do niej syfu, co pewnie też jej działało na nerwy, bo w końcu wydłużało to cały proces.

        W międzyczasie, w ramach życzliwości tak mocnej, że aż kłującej w odbyt, Amaranta wyczarowała jej tymczasowe ubranie. Suknia, czerwona, trochę pospolita, ale całkiem ładna. Trzeba przyznać, wampirzyca aż na moment przestała, wpatrując się w świeżo powstałą kreację. O czymś myślała, ale nie dało się jej zrozumieć, bowiem przybrała dosyć niesprecyzowany grymas, jakby wahała się co odpowiedzieć.

- Daj mi skończyć, to zaraz sprawdzę, czy się nadaje.

        Wróciła do szorowania. Woda wciąż wyglądała jak woda, a nie szlam, i stan ten nie zmieniał się. Oddech wampirzycy wciąż pewnie jest uznawany za jeden z potężniejszych kataklizmów tego świata, ale ciało już pachniało znośnie, ba, niemal lśniło czystością. Siyne to zauważyła, dlatego też, po kilku ostatnich ruchach rąk, które opłukały po raz ostatni jej ciało, wstała i wyszła z bali.

        Niemal natychmiast, nie dając Amarancie czasu na reakcję, sięgnęła mokrą ręką po suknię… Która posłużyła jej za ręcznik. Wyszorowała się do sucha, a przemokniętą kreację rzuciła gdzieś w błoto, jak starą szmatkę która już nie nadawała się do niczego więcej.

- Nie wierzę, że to mówię, ale jak na kogoś tak nieutalentowanego, jak ty, robisz świetne… No dobra, kogo ja oszukuje, do dupy te łachmany były, szorstkie strasznie. Plus nie lubię czerwonego.

        Jak nigdy nic, ubrana tak, jak ją bogowie stworzyli, poszła do środka domostwa. Miała dość tego wszystkiego, ale skoro tu była, to mogła przynajmniej spróbować być tak uporczywą, jak to możliwe. Kto wie, może wywalą ją na zewnątrz i każą spieprzać jak najdalej? Tak, to był dobry plan, trzeba było go więc wcielić w życie.

        Na całe szczęście, dotarł do niej głos mówiący coś o spacerze, dzięki czemu wiedziała, gdzie są obie krasnoludki. Chociaż i bez tego wiedziałaby gdzie iść - po drodze bowiem zauważyła unoszącą się głowę tuż przy drzwiach do pokoju, do którego szła.

- Te, głowa, jeśli nazwę cię zakutym łbem, to to jest obelga czy po prostu tak na ciebie mówią? - Rzuciła w stronę tego, co zostało z trolla. Nie zatrzymała się jednak dla niego, bo dręczenie kogoś, z kogo zostało tak mało, bez wątpienia nie byłoby tak ciekawe, jak granie na nerwach dwóch umięśnionych bezmózgów.

        Wparowała w pełnym negliżu do środka pomieszczenia, gdzie była zarówno Izaura, jak i Quillithea, po czym od razu przemówiła.

- O, a panowie to dokąd się zabierają? Coś o spacerze słyszałam. Po co idziecie, szukać rozumu, godności, czy wzrostu?

        Po tych słowach, jak nigdy nic rzuciła okiem na licznie książki, grymasząc przy tym strasznie. Aż po nagim tyłku się podrapała, choć nie dało to takiej satysfakcji jak wtedy, gdy była jeszcze brudna, o zgrozo!

- Ma tu cokolwiek z obrazkami, czy same nudy? Muszę czymś się zająć póki nie pozwoli mi się napić...

Re: [W pobliżu domu przy cmentarzu] Poszukiwania

: Pon Gru 31, 2018 1:19 pm
autor: Izaura
Izaura ignorowała fakt, że jest bacznie obserwowana, robiła to specjalnie, wciąż była podenerwowana całym zajściem, nawet jeśli powoli jej przechodziła złość.

- To musi być dziwne, mieć podopieczną, która ma całe ciało, będąc latająca głową, nie zazdrościsz jej czasem? – spytała ze złośliwym uśmieszkiem Trido. – No! Teraz trochę prywatności – skwitowała wyrzucenie za drzwi nietypowego towarzysza jej bliźniaczki.

Krasnoludzice nieco bawił problem z wymową u tej obcej i specjalnie tego nie kryła, ale gdy ta pokazała jej język, skrzywiła się, nie wyglądał najlepiej.

- Ouh… Czemu ktoś ci to zrobił? To trochę głupie, chyba że miałaś o czymś nikomu nie mówić… - rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie.
Jednakże szybko straciła zainteresowanie i wróciła do książki. Nie miała ochoty na konflikt w tej chwili, jej topór został w salonie, a jej nie chciało się ryzykować i po niego pobiec, albo by oberwała, albo ta blondyna by jej uciekła. Jednym okiem jednak co chwilę sprawdzała, co jej rzekoma siostra knuje.

Ponoć jednak nieładnie było tak ignorować gościa, nawet nieproszonego, więc Izaura postanowiła jakoś zacząć rozmowę jednak, zwłaszcza że ją samą również zaczynała drażnić ta cisza.

- Czy ja wiem, Amaranta mówi, że każdy powinien być wolny i mieć prawo do życia… - stwierdziła zamyślona, Ama naprawdę była całkiem inna od typowych mrocznych elfów ukazanych w tej księdze. – W sumie trochę ci zazdroszczę, na pewno widziałaś kawał świata, a ja… pustynia i pustkowie i żadnych podróży, żadnych przygód, pościgów, ucieczek, walki! – rozmarzyła się nordka, po czym dotarł do niej sens słów Quil. – Zamykaliście je dla ich dobra? Dlaczego? Były… dzikie? Nierozumne jak zwierzęta? - dopytywała, to, co mówiła Quilithea, nie stawiało jej w dobrym świetle, chyba że miała jakieś sensowne wytłumaczenie.

Gdy wspomniała o upiorach, jej bliźniaczka oczywiście musiała wspomnieć o Trido, dość adekwatny temat, więc nie miała za złe.

- Może i tak, chyba niewiele by mógł złego zdziałać jako latająca głowa – zachichotała. – Na leżąco… ciekawe – Pewnie dużo podróżowałaś, chętnie posłuchałabym o świecie – w końcu to się stało, Izaura spuściła z agresywnego tonu i nawet przyjaźnie się uśmiechnęła, cud!

Na propozycję spaceru skinęła głową, po czym zrobiła palcem gest, by ta dała jej chwilkę i wybiegła z pokoju. Zrobiła to w ten sposób, bo mimo zmiany nastawienia wciąż jej nie do końca ufała. Szybko wróciła, trzymając swój ukochany topór, jak już miała gdzieś iść to na pewno nie bez niego.

- No to chodźmy- powiedziała pewnie Izaura. – Umiesz jeździć konno? Mogłabym ci przedstawić Widmo, to mój ogier – powiedziała dumnie.

Ruszyły powoli na zewnątrz, ale musiały trafić na Siyne, lepiej być nie mogło, a Izaura już zaczynała odzyskiwać humor… Niestety ta śmierdzielka, która o dziwo była teraz czysta, co było widać aż za dobrze na jej nagim ciele, znowu postanowiła podokuczać krasnoludzicom.

- Słuchaj no, ci „panowie” zaraz cię zerżną toporami, jak się nie usuniesz z drogi – zagroziła jej Izaura.

Topory… Właśnie, nordka spojrzała na broń swojej bliźniaczki, wyglądała praktycznie identycznie, czy topory również były bliźniakami?! Trzeba będzie o to zapytać i porównać, ale tymczasem miały na głowie ten stos nieszczęść połączony z kulturą, którą mogłaby zawstydzić nie jednego krasnoluda.
Izaura kopnęła wampirzyce w pośladki tak mocno, by ją przewrócić i zamknąć drzwi od pokoju Amaranty.

- Nie będziesz grzebać pokoju mojej siostry, ona kocha te książki i nie dam ci ich zniszczyć – rzuciła groźne spojrzenie Siyne. – Amaranta! – zawołała, by mroczna elfka przyszła i sama niańczyła tę krwiopijczynie od siedmiu boleści.

Gdy spiczastoucha przyszła, bliźniaczki wreszcie mogły w spokoju wyjść na zaplanowany wcześniej spacer, Izaura kierowała się w stronę pasących się koni, jeśli Quil nie chciała się przejechać, mogła je chociaż zobaczyć, a skoro wyglądają tak samo, to Widmo mógłby okazać swój krnąbrny charakter i tej nieznajomej. Blondynka na to liczyła, w końcu pogodziła się częściowo z sytuacją, ale nie znaczyło to, że ułatwi bliźniaczce rozwój ich przyjaznej, siostrzanej relacji. Musiała sprawdzić granice jej wytrzymałości, dopiero wtedy naprawdę poznaje się człowieka.

- Zauważyłam, że twój topór jest bardzo podobny do mojego, myślisz, że zrobiła je ta sama osoba?

Re: [W pobliżu domu przy cmentarzu] Poszukiwania

: Nie Kwi 14, 2019 6:25 pm
autor: Quillithea
        Quillithea uśmiechała się wprawdzie uroczo - żaden jej gest, żadna mina nie mogła zostać zachwiana. Kobieta zachowywała się jak wzór wszelkich cnót. Nawet gdy jej bliźniaczka jej dogryzała, nordka ciągle spoglądała na nią z iskierkami lekkiego rozbawienia i sympatii.
A mówią, że oczy są zwierciadłem duszy. To bardzo mylne stwierdzenie…
        - Ona ma ciało, ja nadrabiam mózgiem - odparł Trido z zadziornym uśmiechem. Prowokował swoją podopieczną, rzecz jasna. Amatorka w tym momencie zawahała się i obrzuciła upiora morderczym spojrzeniem, jednakże Quil nie jest jakąś podrzędną aktoreczką.
        - Dlatego od myslenia mam ciebie, Trido - powiedziała życzliwie, spoglądając w stronę ducha. Dosłownie chwilę później jej opiekun został wyrzucony z pokoju. Jaka szkoda, ominie go reszta przedstawienia.
        - Wypadek. Nawet go nie pamiętam. - Quillithea wzruszyła ramionami. - A so tu ukrywać? - odrzuciła. Krasnoludzica ciągle była brana za osobę niegodną zaufania. Aż powietrze było gęste od podejrzeń. “No dalej”, myślała nordka. “Powiedz, w czym ci przeszkadzam”.
Czy to dobrze zamykać istoty w klatkach? Czy to źle? A czym się różni dobro od zła? Są to dwa uzupełniające się pojęcia, utworzone tylko dla spokoju społeczeństwa alarańskiego. Albowiem zło musi być karane, a dobro nagradzane. Czemu zatem to dobrzy cierpią, a źli dostają aż nadto szans na życie?
        - Zamykalismy je, bo takie były casy. - Głos nordki zrobił się nieco poważniejszy. Specjalnie lekko uchyliła kurtynę, choć ani na chwilę nie wypadła z roli. - Wyobraź to sobie. Jesteś zamknięta w tym domoctwie, nie widziałaś siwiata. Dlasego? Bo na zewnąc jes niebezpiecnie? Zabiliby cię zli ludzie? Mój ojciec chciał uchronić gatunki, na które ludzie do dzis tak kochają polowatz. Gdyby nie on, na ziemi pewnie nie chodziłyby sentaury - zaapelowała spokojnie, wpatrując się w Izaurę z powagą.
Kłamstwo ubrane w szlachetne szaty zawsze staje się prawdą w oczach odbiorcy. Quillithea zawsze miała szacunek do swojego ojca, właściciela cyrku. Nigdy nie powiedziałaby o nim złego słowa.
        - W takim razie może wyruszys dalej ze mną, w góry? - padła propozycja z ust nordki, a jednocześnie prawie padł moment kulminacyjny. Skoro obie są bliźniaczkami, odpowiedź znajdą tam, gdzie żyje ich rasa. A Quil sama jej nie znajdzie.

        - Niestety, nie potrafię… Ale chętnie posnam Widmo - rzekła spokojnie, podążając za swoją siostrą. Niefortunnie obie musiały trafić na wampirzycę, która parodiowała całkiem naga po mieszkaniu. Quillithea westchnęła, zasłaniając lekko twarz ręką.
        - Na Prasmoka, ubiez się w coś, bo naprawdę, chwalić się nie mas czym… - powiedziała blondynka. W tym momencie kurtyna opadła niemal całkowicie; Quillithea spojrzała na Syine z wypisanym mordem w oczach. Choć to była sekunda, myśli nordki można było łatwo odczytać z jej zasłoniętej twarzy. A zastanawiała się ona w tej chwili, czy z szyi wampirów także tryśnie tyle krwi, ile z ludzkiej po dekapitacji, czy wystarczy, by wykarmić pobratymców…
Trido z cichym westchnieniem zniknął. Zaszył się w ciemności, aby móc z niej wyskoczyć w najmniej odpowiednim momencie.

        Po wyjściu z domku, obie nordki ruszyły w kierunku koni. Quillithei ten widok skojarzył się z cyrkiem. Była tylko jedna różnica.
Zwierzęta nie pasły się w łańcuchach.
        - Cy ja wiem? Jeśli są bliźniacze, to byłby ogromny zbieg okolicności, że obie je posiadamy. Jednak… Moze mają spesjalne zdolnoźci? - zastanowiła się nordka, obserwując bacznie konie na pastwisku.
Czas zacząć kolejny akt, moi widzowie!

        Trido w mieszkaniu uśmiechnął się w ciemności. Musiał teraz działać bardzo szybko.
        - Pani Amaranto… - zaczął niepewnie, wyłaniając się z kryjówki. Jego mimika twarzy wydawała się szczerze zatroskana. - Czy pani również czuje ten zapach…?

        Konie zaczęły wierzgać i rżeć przeraźliwie. Quillithea zaciągnęła się powietrzem i rozszerzyła oczy.
        - Siarka! - krzyknęła i odwróciła się w kierunku domku. Czas na ukazanie heroizmu jej postaci. - To piekielni…!
W te pędy ruszyła tam, skąd przed chwilą wyszła razem z siostrą. Przerażenie odbijało się w jej oczach, a topór dumnie zalśnił w jej dłoni. Kiedy już wbiegła do domu, dach trzasnął i niespodziewanie zapłonął. Wybuch powoli rozprzestrzeniał się po pozostałych pokojach. Quillithea zatkała usta i nos dłonią, żeby przedwcześnie nie szczeznąć. Jeszcze nie pora.

        Po kilku chwilach Quill wyszła razem z Amarantą pod ręką. Obie były całkiem pokryte resztkami kurzu i sadzy. Syine prowadził natomiast Trido, choć prędzej to wyglądało jak marna imitacja pomocy. Duch popychał ją po prostu, aby stawiała kolejne kroki ku ratowaniu życia. Wzrok nordki mówił sam za siebie. “Ona mogła sobie tam zdechnąć”.
Akcja ratunkowa odbyła się pomyślnie. Może nie dla domu, który teraz za ich plecami płonął sobie w najlepsze, wysyłając informacje drapieżnikom, że tutaj czeka przypieczone jedzonko.

Re: [W pobliżu domu przy cmentarzu] Poszukiwania

: Pon Lip 01, 2019 6:47 pm
autor: Amaranta
Amaranta była dumna z siebie, że udało jej się zmusić Siyne do mycia, choćby alkoholowym przekupstwem. Już prawie ucieszyła się, iż wampirzyca tak ochoczo podchodzi do wypróbowania świeżo wyczarowanej sukienki. Jednakże nieumarła postanowiła użyć jej jako ręcznika, szkoda, że woda nie mogła zmyć też trochę złośliwego charakteru szaroskórej.

- Siyne, to jest ubranie, a nie ręcznik… - powiedziała, jakby miała do czynienia z jakimś półgłówkiem, nie chciała dać się wyprowadzić z równowagi, choć rzucenie sukni w błoto było bardzo nieprzyjemne.

Krwiopijczyni tylko marudziła i zrzędziła, Ama nerwowo odgarnęła kilka białych kosmyków, chowając je za spiczastym uchem.

- Twoje poprzednie ubranie zawierało ten kolor, więc uznałam, że powinno ci pasować – wytłumaczyła, wcale nie skruszona, poważna, trzymając nerwy na wodzy. Jednakże w czasie jak mówiła, całkiem naga nieumarła zaczęła zmierzać do środka.
- I to ona jest niby starsza? – westchnęła w myślach.

Mroczna elfka natychmiast za nią pobiegła. Nie przepadała za bieganiem, to Izaura lubiła wszelką aktywność fizyczną. Czarnoskóra wolała siedzieć nad książkami.

- Uff… Poczekaj chwilę! – na szczęście szybko dogoniła pijaczkę – Nie będziesz gorszyć mojej siostry, za chwilę stworzę nową suknię i… Siyne! – zawołała widząc jak ta poszła świecić golizną przed nordkami i po chwili adekwatnie oberwała od Izaury.

Spiczastoucha natychmiast chwyciła za rękę swoją starszą siostrę i zaczęła ją ciągnąć na sofę, jednocześnie uśmiechając się do Izaury w sposób, który miał przekazać, że przeprasza za zachowanie nieumarłej.
Gdy tylko spiczastouche z trudem wciągnęła siostrę, która, choć szczupła trochę ważyła na sofę, sama też na niej usiadła i aż sobie odetchnęła. Po chwili, gdy odpoczęła, wyczarowała kolejną sukienkę, identyczną, jak ta poprzednia, która skończyła w błocie. Nie był to gest dobrej woli, po prostu nie chciała, by całe to mycie poszło na marne, w przeciwnym razie musiałaby założyć tą wybłoconą.

- Po pierwsze, chcesz alkoholu, zachowuj się, jak nakazują zasady dobrego wychowania. Po drugiego ubieraj sukienkę, bo będzie cię czekał wieczny odwyk od piwa i innych tego typu trunków. Po trzecie nie obrażaj Izaury, bo źle się to dla ciebie skończy. ZROZUMIANO? – wszystko powiedziała spokojnie, ale ostatnie słowo wykrzyczała ze złością malującą się przez moment na jej twarzy. Szybko jednak wzięła głębokie oddechy i wróciła do swego pacyfistycznego sposobu bycia i zaczekała, aż siostra wykona jej polecenia.

W międzyczasie mimowolnie nasłuchiwała, co się dzieje z Izaurą i jej wierną kopią. Niestety niewiele do niej dotarło, słyszała głosy, ale nie potrafiła rozróżnić słów, za cicho. Niedługo potem blondynki wyszły i kierowały się na zewnątrz. Spodobał się jej komentarz Quil, zwłaszcza, że wampirzyca nadal się nie ubrała.
Gdy wyszły, elfka zerkała przez okno chcąc wiedzieć co się dzieje z jej nieabiologiczną siostrzyczką jednakże jej obserwacje przerwał Trido.

- Jaki… zapach? – spytała zdziwiona i wciągnęła nosem nieco więcej powietrza – Dym… - zaniepokoiła się białowłosa i natychmiast wstała – Siyne, ruszaj się, musimy uciekać! – próbowała ją ściągnąć z kanapy, ale poddała się i użyła magii, by ta lewitowała tuż za nią.

Próbowała znaleźć wyjście wolne od ognistych języków, ale im dłużej szukała, tym coraz niebezpieczniej się robiło. Nagle tuż przed jej nosem dach zaczął się rozwalać. Elfka cofnęła się gwałtownie. Nie bardzo wiedziała co robić, gdy nagle spostrzegła Izaurę, a przynajmniej tak jej się wydawało.

- Izaura? Uciekaj, ratuj się – zaczęła kaszleć, bo coraz więcej dymu dostawało się do jej płuc.

Nie bardzo wiedziała, co się działo, ona słabła, jej zaklęcie słabło więc Siyne też opadała na ziemię, a kontakt z rzeczywistością powoli zanikał. Poczuła jeszcze, jak ktoś łapie ją pod rękę. Była przekonana, że to Iz.
Dopiero gdy wyszły i w końcu mogła normalnie oddychać, przekonała się, że podtrzymuje ją ta druga krasnoludzica. Była zaskoczona, ale natychmiast zaczęła szukać siostry, a potem tej drugiej. Izaura była w pobliżu, Ama chwiejnym krokiem do niej podbiegła i przytuliła rada, że nic młodej się nie stało. Po chwili zobaczyła, że Trido zajął się Siyne. Jak bardzo wredna by nie była wampirzyca, Ama czuła, że płynie w nich ta sama krew więc i ją uściskała.

- Jak dobrze, że nic wam nie jest – odetchnęła, po czym zwróciła się do Quil i Trido – Dziękuje wam, uratowaliście nasze życia. Nie wiem, jak mogłabym się odwdzięczyć – uśmiechnęła się lekko, po czym zerknęła na płonący dom.

Tyle lat tu mieszkały, tyle lat spokoju, a teraz to wszystko w ciągu kilku minut przepadło. Na twarzy mrocznej elfki malował się smutek i setka zmartwień. Nie bardzo wiedziała co teraz. Będą musiały znaleźć nowy dom i to prawdopodobnie nie tu. Ktoś musiał wywołać ten pożar, a przecież wszyscy obcy byli tuż obok. Powinni jak najszybciej uciekać. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, drobna i niewidoczna. Musiała wziąć się w garść, dla dziewczyn. Nie miała o sobie narcystycznego mniemania, ale odczuwała, że jest tu najbardziej rozgarnięta.

- Powinniśmy opuścić to miejsce czym prędzej – rzekła, patrząc po wszystkich.

Re: [W pobliżu domu przy cmentarzu] Poszukiwania

: Sob Lis 02, 2019 12:35 pm
autor: Siyne
        Wszystko szło po jej myśli - jej paradowanie wywołało całkiem pokaźne reakcje od nordek, dzięki czemu tylko potwierdziła to, że temperament tej dwójki jest czymś, co będzie mogło stanowić jej rozrywkę do czasu, aż nie odzyska swoich monet. Była to swoista dywersja dla jej umysłu, który był targany przez emocje, które przez wiele lat były uśpione, a których to już miała dość. Aż kusiło ją, by wkurzać krasnoludzice tak długo, dopóki te nie przerobią jej na krwawą plamę na podłodze. Wizja takiego końca była równie rozkoszna, co nieosiągalna - czuwały nad nią siły, wobec których pięści i topór nigdy nie mogły nawet próbować uśmiercić wampirzycy.

        A skoro o śmierci mowa… Siyne mogłaby przysiądz, że przez moment była przed obliczem istoty piekielnej, i tylko brak blasku ze strony jej cyrografu na plecach świadczył o tym, że było to złudne uczucie. Oznaczało to, że żądza mordu, którą ujrzała w Quill, była spowodowana czymś innym niż po prostu rodowodem. Czyżby nieumarła nie była mile widziana przez niską kobietę? Czy może po prostu miała o wiele mocniejszy temperament niż niemal identyczna Izaura, przez co adekwatnie mocniej reagowała na prowokacje?

“Trzeba będzie to sprawdzić przy najbliższej okazji, bo aż flaki mi się zaciskają z ciekawości”.

        Wkrótce po tym nastąpiło kopnięcie - zaskakująco bolesne, podobnie zresztą jak nagłe spotkanie z podłogą. Wampirzyca zawyła z bólu, a zaraz po tym wydała z siebie syk krwiożerczej bestii. Wampirza mroczna elfka kiedyś jeszcze potrafiła zaskoczyć samą siebie tym, jakie dźwięki potrafiła z siebie wykrzesać, obecnie jednak było to tak samo częścią mnie, jak wampirze kły czy cyrograf, pod którego zasadami ugina się każdego dnia. Pewnie by zaczęła długą i pełną przekleństw kłótnie z agresorką, gdyby nie to, że jej siostrzyczka zainterweniowała, zabierając krwiopijcę na sofę.

- Ghhh…

        Pomruk niezadowolenia wydobył się z gardła Siyne, gdy Amaranta rozpoczęła monolog dotyczący manier, wychowania i innych pierdół. Zachowywała się tak, jakby od teraz wampirzyca miała z nimi żyć, a to był czysty idiotyzm. Siyne nie chciała z nią być, jedyny powód, dla którego jeszcze nie ruszyła w pizdu i dalej to te przeklęte pieniądze, które mroczna elfka wciąż miała przy sobie i których oddać najwyraźniej nie miała zamiaru. Nie musiała tu być, nikt nie chciał, aby tu była i tak byłoby lepiej dla wszystkich, więc… - ... Dlaczego wciąż marnujesz na to czas?! Przestaliśmy być siostrami w momencie, gdy nas rozdzielono, nie musisz udawać, że to spotkanie jest w stanie cokolwiek zmienić!

        Wybuchła nagle emocjami, które do niedawna chowały się pod warstwą gburstwa. Spotkanie z siostrą nie było czymś cudownym, to nie było przerwanie wieloletniej rozłąki. To był żart losu, który pokazał jej, kim mogłaby być, gdyby nie popełniła błędów swej młodości. Ból jej porażek narastał z każdą chwilą spoglądania na Amarante. Chciała, aby to wszystko się skończyło, by w spokoju mogła odpłynąć umysłem w odmęty nietrzeźwości. Nic dziwnego, że nie chciała nawet spojrzeć w stronę nowej sukni, szczególnie że ta była identycznie okropna co poprzednia.

        Gdy pojawił się ogień i dym, połączony z charakterystycznym zapachem siarki, Siyne przymknęła oczy. Tak, to jest sen. Koszmar, zesłany na nią przez jakiegoś sadystycznego piekielnego, który lubi grzebać w umysłach alarańkich istot. Wkrótce czas jego zabaw skończy się, a wtedy po jej siostrze i po całym tym zamieszaniu nie będzie ani śladu. Beznamiętnie zaakceptowała to, że rzeczywistość dookoła niej stanęła w płomieniach, uznając to za kolejny wytwór cudzej magii. Nic więc dziwnego, że wpierw Amaranta musiała ją ruszyć z miejsca magią, a później głowa trolla namęczyła się, żeby wypchać ją poza budynek.

“Coś długo to trwa…”

        Otworzyła oczy, rozglądając się dokoła. Ujrzała płonące zgliszcza domu, a także pozostałe kobiety, które tak jak ona stały pod rozgwieżdżonym nocnym niebem. Wszystko było tak realne, jak zawsze było, co wcale nie pocieszało wampirzycy. Jakby tego było mało, jej cyrograf nie rozbłysł, więc albo siarka nie była związana z piekielnym, albo istota z piekieł jakimś cudem potrafiła się zamaskować przed magią.

“Cholercia… Jakby tego było mało, straciłam już połowę swojego czasu na pierdolety.”

        A skoro o marnowaniu czasu mowa, to po chwili została obdarzona uściskiem ze strony swojej siostry. Momentalnie poczuła się jeszcze gorzej - mroczne emocje wierciły jej dziurę w brzuchu, a ona była zbyt świadoma, by móc to zignorować.

- Tak tak, fajnie, że żyje, hura. - Odezwała się Siyne, jej głos obrzydliwie sarkastyczny, zaś oddech po prostu obrzydliwy. - Puść mnie, bo jeszcze chwila i zwymiotuje krew, którą twoja krasnoludzica tak łaskawie się podzieliła.

        Gdy tylko została uwolniona, przez chwilę patrzyła wraz z innymi na filar ognia, który kiedyś był domem Amaranty i Izaury. Nie obchodziło to ją. Nic ją szczególnie nie obchodziło od dawien dawna… Teraz nie było inaczej. A mimo to czuła, że coś próbuje jej powiedzieć, że jest inaczej. Cichy szept z tyłu głowy, zagłodzony przez dziesiątki lat ignorancji i nieszczęść. Wampirzyca nie poddała się mu, spychając go tak głęboko w odmęty spaczonego umysłu, jak tylko mogła, po czym wysłuchała słów Amaranty odnośnie do tego, co powinny zrobić dalej.

- Choć raz mówisz coś na rzeczy. - Rzecz jasna nieumarła myślała coś całkiem innego, ale bardzo, ale to bardzo chciała zapracować na odzyskanie swoich ciężko zarobionych ruenów, nawet jeśli musiała przez to raz na jakiś czas zachować się jak grzeczny piesek.

“Niemal jakbym była na usługach istoty piekielnej…”

- Na wasze szczęście to jest coś, w czym mogę jak najbardziej pomóc, nawet jeśli nie szczególnie mi się chce. - Zamiast rozwinąć to, co miała na myśli poprzez swoje ostatnie zdanie, zaczęła przeskakiwać wzrokiem między Amarantą, Izaurą a Quill.

“O dziwo wybór jest aż zbyt oczywisty. Szczególnie po tym, co stało się ostatnim razem.” - Pomyślała, po czym rozglądnęła się za czymś, czego nie powinna zostawiać za sobą. Po chwili szukania… - “O, tutaj jesteś.”

        Jej oryginalne ubranie - metaliczny gorset oraz czarne gatki - nie było dla niej ważne. Wolałaby być bez niego, jeżeli miała być szczera. Problem jednak mieliby bez wątpienia ci piekielni, którym podobał się ten wystrój wampirzycy, a co jak co, wolała przynajmniej uniknąć ich niezadowolenia, a co za tym idzie, niepotrzebnego cierpienia, którego i tak miała pod dostatkiem. Zbliżyła się do odzienia, zauważając, iż to wciąż było wilgotne, ale już nieociekające wodą.

        Ubrała się dosyć powolnie, głównie przez to, że niemal nigdy nie robiła tego na trzeźwo. W końcu jednak metal i tkanina leżały na jej ciele tak jak powinny. Siyne skupiła swój wzrok na siostrze, w której to żyłach płynęła niemalże ta sama krew jak jej dawna, sprzed czasów przemiany. Minęła chwila, nim zaczęła iść w stronę białowłosej, krokiem, który z lekkim trudem przemierzał niemalże błotnisty grunt między nimi. Gdy zatrzymała się tuż przed Amarantą, złapała jej ramiona swoimi dłońmi. Gest był… zaskakująco łagodny, a nawet i delikatny, co kłóciło się z wyrazem twarzy, który widziała mroczna elfka. Wampirzyca odczuwała dyskomfort, widać to było po niej bez trudu.

- Żeby nie było, robię to, żebyśmy mogli stąd spieprzać jak najszybciej. Uwierz mi, nie będę czerpać z tego ani krztyny satysfakcji. - Nim ktokolwiek zdołał zakwestionować sens jej słów, nieumarła otworzyła swe usta, obnażając wampirze kły. - Nienawidzę smaku zarozumiałości.

        Może i była wrakiem wampira, który przez większość swego nie-życia głodował, ale stosunkowo niedawno miała okazję posilić się na szkarłacie Izaury. Ten jeden fakt sprawiał, że miała teraz wystarczająco dużo siły, by swym uchwytem przytrzymać Amarante w miejscu. Była zarazem na tyle odżywiona, by wbić się w szyję siostrzyczki, póki jeszcze element zaskoczenia był po jej stronie - dało jej to kilka cennych sekund na odnowienie swoich sił, nim nastąpi atak ze strony nordek. Mimo tego, że konsekwencje mogły być bolesne, musiała to zrobić, potrzebowała o wiele więcej sił, niż obecnie posiadała, jeżeli miała pomóc im szybko opuścić to miejsce.

“Miałam rację… smak jest okropny.” - Pomyślała, spijając życiodajny płyn. Najgorsze było to, że to nie krew sama w sobie była obrzydliwa. To jej uczucia sprawiały, że odruch wymiotny był wciąż na pograniczu jej świadomości.

Re: [W pobliżu domu przy cmentarzu] Poszukiwania

: Sob Gru 28, 2019 11:29 pm
autor: Izaura
Izaura przysłuchiwała się odpowiedziom Quil oczekując, że może w pewnym momencie palnie coś, przy czym zacznie przekręcać fakty. Niestety nic ku temu nie wskazywało, a przynajmniej nordka nie była w stanie tego wychwycić.

- Co? – wykrztusiła z siebie po usłyszeniu wywodu na temat dobra i zła. Amaranta na pewno odpowiedziałaby coś mądrego i wygłosiła cały wykład, ale blondynka nie miała takiego talentu – Trzeba być dobrym, bo bycie złym jest złe i tyle... – stwierdziła, choć miała świadomość, że nie brzmiało to najinteligentniej. Ale… Ale życie w niewoli to nie życie – podsumowała fakt zamykania centaurów i podobnych stworzeń w klatkach – I nie wszyscy są źli… chyba, tak myślę – zawahała się, bo przecież znała tylko Amarantę i ich nawiedzonych rodziców oraz tego mężczyznę co chwilę z nimi był i się zmył. Podsumowując, dwóch złych, jeden neutralny, ale możliwie zły. Siyne też do najlepszych nie należała tylko mroczna elfka i Quil?

Wątpliwości rosły, a krasnoludzica tylko dokładała kolejnych. Izaura wiedziała, że w końcu będzie musiała stwierdzić, do której grupy ją zaliczyć i czy obdarzy ją zaufaniem.

- W góry? Nigdy tam nie byłam, ale… Musiałabym spytać Amaranty – stwierdziła, unikając konkretnej odpowiedzi, a przecież właśnie wyszły i mogły to załatwić po drodze – Swoją drogą, naprawdę nigdy nie jeździłaś konno? Choć zwiedziłaś kawał świata?

Rozmowa zapowiadała się całkiem dobrze, niestety trafiły na wampirzyce, która chyba odnalazła powołanie w szarganiu cudzych nerwów. Na szczęście zwierzęta mają to do siebie, że potrafią koić nerwy. Gdy tylko dotarły do koni, Iz pogłaskała Widmo, zachęcając do tego samego Quil.

- Co się dzieje Widmo? – spytała, gdy koń zaczął wykazywać oznaki niepokoju.

Nagły krzyk Quillithey, siarka, pożar. Izaura stanęła jak słup soli. Jej bliźniaczka ruszyła na ratunek, a ona stała. Jakby coś ją sparaliżowało. Przecież zawsze miała tyle odwagi, aż za dużo według spiczastouchej, a teraz? Patrzyła bezradnie na płonący dom. I jak jej bliźniaczka ratuje Ame.
Dopiero uścisk starszej siostry wyciągnął ją z tego paraliżu. Teraz przyszedł czas na wyrzuty sumienia i niepokój przed nieznanym. Izaura usiłowała zepchnąć te myśli na dalszy plan. Nie chciała po raz kolejny okazać słabości.

- Może… udamy się w góry? – spytała niepewnie, wiedziona propozycją bliźniaczki i pragnieniem poznania swych korzeni – Miałabyś w końcu okazje pojeździć na koniu – uśmiechnęła się lekko do Quil.

Wtem Siyne, po swoim nieszczególnie sensownym dla nordki monologiem zaatakowała Amarante. Krasnoludzica cała poczerwieniała ze złości i uznała, że to idealna okazja na zrehabilitowanie się po poprzednim braku reakcji.

- Zostaw ją! – Niewiele myśląc, skoczyła na nieumarłą, przypierając ją do ziemi. Nie okładała ją jednak pięściami, choć chciała. Po prostu ją unieruchomiła. I po dłuższej chwili wstała. Wściekłość miała wypisaną na twarzy, może nawet mogłaby zabić Siyne, topór miała przy sobie. Wystarczyłby jeden ruch i dekapitacja. Jednakże te wszystkie wydarzenia kompletnie ją wyczerpały, przynajmniej pod względem psychicznym. Chętnie obiłaby twarz nieumarłej ale zwyczajnie zabrakło jej sił do tego oraz motywacji, przecież to i tak nie zmieniłoby charakteru krwiopijczyni. Zrozumiała, iż w tej chwili powinna sprawdzić co z jej starszą siostrą, podeszła wiec do niej – Wszystko w porządku? – spytała i upewniła się, że stan elfki jest nie najgorszy – Pójdę po konie – rzuciła i poszła uspokoić wierzchowce, które wciąż zdradzały oznaki niepokoju i niewiele brakowało, a jeszcze by się gdzieś rozbiegły.

Nie trwało to długo, teraz wystarczyło tylko zdecydować, kto z kim jedzie i ruszyć przed siebie jak najszybciej. W końcu ci piekielni mogli w każdej chwili zaatakować bardziej bezpośrednio.

[W pobliżu domu przy cmentarzu] Poszukiwania

: Sob Mar 14, 2020 6:35 pm
autor: Quillithea
        Dobry aktor nie wychodzi z roli. Każde kłamstwo musi być dobrze przemyślane, żeby czyny nie zdradziły fałszu Quillithei. Tak się składa, że krasnoludzica potrafiła już tak dobrze łgać, że nieraz oszukiwała nawet samą siebie. To, że nigdy nie jeździła konno, mocno zapadło jej w pamięć, mimo że kojarzyła małe przejażdżki na centaurach. Nordka uśmiechała się łagodnie do swojej siostry, kiedy ta wyrażała swoje wątpliwości odnośnie jej słów na temat dobra i zła, zamykaniu stworzeń. Quillithea ostatecznie przemilczała te sprawy. Nie chciała się teraz kłócić (chociaż wewnętrznie gotowała się niemiłosiernie ze złości), kluczowym było teraz zdobyć zaufanie mieszkańców tego domostwa. Musiała poznać prawdę - dlaczego ktoś wygląda tak samo jak ona? Jeśli to prawda, że ona i Izaura są bliźniaczkami, a nie wytworami jakiegoś magicznego żartu, muszą mieć wspólną przeszłość. A zatem…
Quill mogła wcale nie urodzić się w cyrku, jak wierzyła przez całe życie. A tej myśli powoli nie mogła znieść.
        Uczucie zagubienia pomagało jej wczuć się w rolę zbłąkanej, kochanej podróżniczki, która bezinteresownie zaoferowała kobiecie podróż w góry. Izaura była idealnie przygotowana na tego typu manipulację, z racji, że wcześniej nigdy nie zwiedziła Alaranii. Teraz wystarczyło tylko dobrze dobrać słowa.

        "Teraz nie możesz mieć wątpliwości w moją dobroć", pomyślała Quill, spoglądając to na swoją siostrę, to na Amarantę i Syine. Uratowała je w końcu z płonącego budynku. Nikt nie mógłby pomyśleć, że taki akt heroizmu mogła okazać osoba doszczętnie zniszczona przez życie. W ogólnym pojęciu: zła. W takim wypadku muszą jej uwierzyć bezgranicznie. Nordka przyjęła maskę osoby niezwykle zlęknionej i zmartwionej, aby nadać swojej postaci trochę więcej charakteru.
        Odwzajemniła uśmiech Amaranty i skinęła głową. “Oj, znajdziemy jakąś okazję”, dodała w myślach Quillithea. Trido pojawił się obok niej. Chwilę później Izaura odezwała się, proponując wypad w góry. Krasnoludzica nie musiała nawet udawać zaskoczenia, jakie wymalowało się na jej twarzy. Jej manipulacja przyniosła wspaniałe skutki. Problemem były tylko dodatkowe osoby na całą podróż. Cóż, zawsze można mieć nadzieję, że posłużą jako przynęty na wilki. Quillithea ponownie wróciła do gry, uśmiechnęła się serdecznie do bliźniaczki.
        - Jasne! Chętnie się naucę - rzekła radośnie, co na tle płonącego dobytku dwóch sióstr wydawało się lekkim uchyleniem kurtyny. Sadystyczna strona Quill potrzebowała wolności, aczkolwiek nie pierwszy raz kobiecie przyjdzie grać coś dłużej.
        Kolejne niespodziewane zdarzenie, jakim był atak Syine na Amarantę, upewniło nordkę w przekonaniu, że ta podróż nie może być nudna. Tym bardziej że wiedziała, jak sprawić, żeby wszyscy skupili się na pilnowaniu wampirzycy bardziej niż na rozpoznaniu zamiarów Quill, co dawało jej idealną przykrywkę. Nigdy nie była tak bardzo pewna swojej gry aktorskiej.
Nordka spróbowała zareagować, ale kiedy spostrzegła, że jej siostra wkracza do akcji, wycofała się. Zrobiła to w pewnym sensie dla niej, z drugiej strony zaś, Quill potrzebowała poprawić humor swojej bliźniaczce. “Twoja kolej, pomyślała. Podejrzewała, jak Izaura mogła się czuć, kiedy nordka ruszyła na ratunek jej siostrze, wówczas kiedy kobieta po prostu stała zszokowana. Niech zatem teraz na spokojnie się wyżyje.

        - Mogę pojechać z Amarantą? - zapytała Quillithea. Z jednej strony nie chciała zranić bliźniaczki, z drugiej zaś był to jawny sygnał, że nie powinny usadzać Syine razem z elfką. Nie po wcześniejszym zdarzeniu. A że Quill dalej utrzymywała, że nie potrafi jeździć, nie mogła poprowadzić wampirzycy.

Zatem witaj, przygodo.

Ciąg dalszy: Wszyscy.