Elisia[Plac targowy] Młyn, młyn i młyn

Miasto przedstawia bardzo stereotypowy wygląd architektury przedstawianej w literaturze i malarstwie. Szare, kamienne domy w najbogatszej części miasta. Arystokracja ma nawet osobną dzielnicę. W miarę oddalania się od ogromnej katedry będącej centrum miasta, zabudowania rozrzedzają się, a kamienie są zamieniane na drewno i glinę.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

[Plac targowy] Młyn, młyn i młyn

Post autor: Quarraena »

        Plac targowy jak zwykle był pełen ludzi. I właściwie nie tylko ludzi, bo Kura dostrzegała również przedstawicieli innych ras: elfów, naturian, nieumarłych, demonów, nawet nordów i zmiennokształtnych. Niewykluczone, że również jacyś nieumarli się tutaj kręcili, nieumarli albo niebianie. Albo pradawni, w szczególności czarodzieje, ich się ostatnio zrobiło wszędzie pełno. Na tym szalonym rynku wszystko było możliwe. Mroczna elfka podejrzewała, że szybciej znajdzie czarodzieja, niż zdąży choć mrugnąć powiekami; wiedziała jednak, że nie będzie mogła go zabić na środku placu, musiała jakoś go zwabić do ciemnego zaułka. Nie była jednak amatorką, toteż przeprowadzenie i wykonanie planu nie powinno sprawiać większych problemów.
        Głosy przekupniów zachwalających swoje towary wkurzały ją. Jeszcze do tego kupujący wcale nie lepsi, targowali się, wykłócali, emocjonowali, jakby nie można było załatwić wszystkiego na spokojne, bez emocji, bez krzyków. Westchnęła i pokręciła głową, odruchowo kładąc dłoń na rękojeści miecza. W razie czego mogła go szybko wyjąć.
        W zasadzie nie miała niczego do roboty, nudziła się, więc przechadzała się między straganami, obserwując barwny tłum i wyczekując… czegoś. Sama nie wiedziała, na co czeka, ale intuicja podpowiadała jej, żeby była cierpliwa. Uspokoiła się więc, kolejny raz przechodząc obok gdaczących kur tkwiących bezradnie w skrzynkach. Szybko przykucnęła obok jednej z nich i pogłaskała po biało-szarym łebku.
        – Życzy sobie pani kurę? – zagadnęła życzliwie sprzedawczyni, ludzka kobieta, lat około czterdziestu. Nie wystraszyła jej rasa Quarry, liczyło się to, że była ona potencjalnym klientem.
        A co ja będę z kurą łazić po chodniku – zirytowała się.
        – W sumie to…
        – Ładne są, zdrowe. Jajka dają. Wystarczy usmażyć… – zachęcała kobiecina, nie widząc iskierek mordu w czarnych oczach Kury.
        – Niech będzie – zdecydowała się nagle, ignorując wszelki głos rozsądku. – Biorę ją.
        Szybko zapłaciła i oddaliła się z kurą pod pachą, mamrocząc pod nosem:
        – Zaraz ci skombinujemy jakąś smycz, Kokoszko…
Awatar użytkownika
Mikene
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikene »

        Niedbale włócząc się po rynku pełnym wszelakich istot, w tym takich jak nieumarli czy demony, zamyślona, prawie że śniąc i zaglądając na każdy stragan w poszukiwaniu czegoś, czegoś ładnego, by powiesić na szyi, póki sama nie stworzy własnego przedmiotu. Wtem zza pleców na barki wskoczyła czarodziejce smoczyca o zielonych, trzepoczących skrzydłach. Magini zdawała się rozumieć, co Arrivia chce jej powiedzieć, po czym coś ją zaniepokoiło. Wokół kolor parasoli zmienił barwę, i coś kazało jej zawiesić wzrok na szlachetnym diademie ozdobionym nieznanym minerałem. Z jego wnętrza wydobywał się przepiękny, syreni śpiew przeplatany głosami jakby potępionych. Obok Mikene krążyło wielu ludzi, ale tylko jedna kobieta przyprawiała ją o dreszcze, wyginając swoje ciało bardzo nienaturalnie i szczerząc ohydne kły. Czarodziejka stała sparaliżowana, oczekując końca snu, gdyż była przekonana, że to letarg.

        - Halo, przepraszam! - Gruby głos odezwał się do właścicielki chowańca, wybudzając ją z koszmaru. Nie mogła uwierzyć, że komuś udało się ją otrząsnąć. Zapytała jednego z kupców, czy aby jej przedmiot bojowy nie zaczął latać. Pokręcił głową. Miała już zniknąć z jego pola widzenia, kiedy ów mężczyzna zawołał panienkę z powrotem, oferując jej dogodnego koguta. Odmówiła, a kiedy ponownie zachęcił do zakupu, zagroziła, że użyje swych mocy do tego, aby cały spłonął. Przytaknął i przełknął ślinę, a ona podreptała ku innym straganom, zastanawiając się, jakie niebezpieczeństwo tu czyha, przecież nie każdy darzył sympatią czarodziei. "Jeszcze by jakiś najemnik czy morderczy elf wyskoczył na mnie ze swoją bronią." I choć opanowała mistrzowsko żywioł ognia, to przeciwko grupce nie miałaby większych szans. Jeszcze te jej zawiasy, częsta senność.
Awatar użytkownika
Vorill
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vorill »

Nareszcie jakieś targowisko, a przede mną ciężka droga. Może uda mi się znaleźć towarzysza, który zechce mi pomóc w dalszej wyprawie.
Włóczył się od uliczki do uliczki, szukając odpowiedniego towarzysza, aż w końcu zauważył pewną postać. Hmmmm... Ta osoba może mi się przydać, lecz czy jest ona wystarczająco silna? Elf stwierdził, że zacznie śledzić ową osobę, dlatego też schował się w ciemnej ulicy. Zrobił kilka płynnych ruchów oraz wypowiedział tajemnicze słowa, po czym zniknął. Ruszył w stronę tajemniczej osoby. Ciągle ją śledził, nie ustępował jej na krok. Wyszkolona umiejętność skradania się pozwalała mu na niemalże bezszelestne przemieszczanie się. Zauważył w niej odpowiednika swojej rasy. Pobratymca nagle usiadł koło jednego ze straganów i zaczął dialog ze sprzedawczynią. Po chwili pod pazuchą obserwowanego elfa zauważył kurę. Ze zdziwieniem na twarzy spojrzał jeszcze raz, gdyż nie mógł uwierzyć. Mój wzrok mnie nie myli, toż to doprawdy kokoszka... ". Vorill postanowił śledzić dalej tajemniczego pobratymcę.
Awatar użytkownika
Vasea
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vasea »

W końcu udało jej się dotrzeć do placu targowego, który jak zawsze, tętnił życiem. Towarzystwo w większości również było dość zacne, a przede wszystkim, mieszane. Jej czuły zmysł magiczny wykrył już kilku przedstawicieli bardziej interesujących ras, czego doskonałym przykładem były przede wszystkim demony. Co prawda piekielnym nie dorównywali do pięt, jeśli rozchodziło się o magię, a raczej jej zastosowanie, lecz zawsze to lepiej niż ludzie. Swoją droga, byli aż nadto powszechni, ale za to stanowili jej drugi z ulubionych gatunków do eksperymentów. Prym jednak wieść będą elfy, których szczerze nienawidziła, a ich obecność tutaj była stanowczo za wysoka. Uszate lalusie, cholerni pięknisie bez żadnej skazy, za to pozbawiać takich życia to dopiero doskonała zabawa. Ich skamlanie o litość... raj dla nieumarłej.
Skrzętnie ukryta pod szatami oraz doskonale zabezpieczona przed wykryciem, a to za sprawą swej magicznej maski, Vasea zawitała na parę straganów, dokonując zakupu ziół przydatnych w jakże wspaniałej sztuce tworzenia mikstur. Niestety, nie były to specyfiki, które mogłyby uratować życie, lecz trucizny o iście morderczym działaniu, a przynajmniej większość z nich. Do torturowania przydadzą się rzecz jasna takie, które zadadzą tylko i wyłącznie ból, z czym również nie było problemu.
W końcu w oko wpadła jej pewna mroczna elfka, dokonująca dość nietypowej transakcji, a mianowicie... kury. "Ciekawe" Wojowniczka interesująca się drobiem... Najwidoczniej tej rasie rozum odjęło kompletnie. Ich swego rodzaju izolacja od reszty "pobratymców" w końcu dała efekty. Szkoda tylko, iż owa ewolucja nie poszła w innym kierunku i posłała ich jeszcze głębiej pod ziemię, co by spoglądać na ich oblicze nie musiała. Niestety, ale taki rozwój sytuacji nie był możliwy, a korcić do ścięcia elfich łbów zaczynało coraz bardziej...
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quarraena »

        Kura się wyrywała, niezbyt zadowolona z nowego sposobu podróży. Gdakała nieprzytomnie, kiedy jej nowa właścicielka zwinnie wymijała kolejnych kupujących i spacerujących po targu, rozglądając się w poszukiwaniu czegoś, co by się nadawało na smycz. Albo chociaż mogłoby być prowizoryczną smyczą. Albo w ostateczności nawet mógłby być sznurek, rzemień, cokolwiek, żeby nie biegać z tą głupią Kokoszką pod pachą. Wydała z siebie niezadowolone prychnięcie, kiedy zrozumiała, że nie zanosi się na to, żeby cokolwiek pasującego znalazła.
        W ostatniej chwili na jednym ze straganów dostrzegła cienki, skórzany pasek będących chyba niegdyś fragmentem końskiego wędzidła. Mniejsza o to! Porwała go ze stoiska, zapłaciła sprzedawcy, nawet się nie troszcząc o koszta, i przykucnęła na ziemi. Położyła na niej kurę, przytrzymała ją kolanami i złożyła pasek tak, żeby na jednym z jego końców powstała pętla. Przełożyła ją przez głowę trzepoczącego się zwierzęcia i zadowolona wstała. Wiedziała, że wygląda to bardzo śmiesznie, nawet ją samą bawił ten obrazek: średniego wzrostu mroczna elfka o czarnej skórze i szarych włosach, ciągnąca na skórzanym sznurku białą kurę. Dwie Kury. Jeszcze nie wiedziała, co zrobi, gdy zacznie się jakaś jatka. Chyba będzie musiała ją gdzieś chwilowo ulokować albo po prostu znaleźć melinę, gdzie mogłaby się zatrzymać. No i żeby mogła w niej bez obaw zostawić nową towarzyszkę. Przeczucie podpowiadało jej, że powinna to zrobić jak najszybciej. A przeczucie nigdy jej nie myliło.

        Weszła w jedną z bocznych uliczek, doskonale wiedząc, że jest obserwowana. Przeczucie się właśnie sprawdzało, ale udawała, że sobie nic z tego nie robi. Stanowiła niecodzienny widok, ale na razie jeszcze nie dała nikomu powodu do zaatakowania siebie. Nieco przyspieszyła kroku, słysząc głuche echo swoich kroków, odbijające się echem od ścian domostw. Uśmiechała się lekko, kiedy wyostrzony słuch wyraźnie wskazał jej czyjąś obecność. Sądząc po sposobie, w jaki szedł, mężczyznę, raczej średniego wzrostu. Nie sądziła, żeby stanowił dla niej szczególnie wielkie zagrożenie.
        Doszła w końcu do jednego z domów na końcu ulicy i weszła do środka. Jakiś czas temu obrała go sobie za tymczasową kwaterę, więc mogła w miarę bezpiecznie zostawić tu kurę i później po nią wrócić. Dla pewności przywiązała ją do jednej z nóżek solidnego, dębowego stołu, po czym wyszła z powrotem na świeże powietrze. Cała operacja nie trwała nawet pięciu minut.
Awatar użytkownika
Mikene
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikene »

Znów ból głowy, znaczący nic innego, jak kłopoty, lecz był on tak słaby, że zrozumiała, że do bójki daleko. Dla całej placówki na pewno nie byłaby to szczęśliwa okoliczność, nikt chyba nie chciał, aby całą okolicę strawił pożar, co by fantów nie zwęglić, co prawda nie miały jakiejś większej wartości. Ciekawił ją fakt, że do tej pory na żadnym ze stoisk nie widniał wcześniej jej "poznany" diadem. W tajemniczej wizji odczuła potężną woń magii z owego przedmiotu, dlatego i go pragnęła, i obawiała się silnej mocy, która może w niej drzemać. Rozglądała się, czy aby na pewno go nie przegapiła, ale uwagę jej zwróciła pewna mroczna elfka. Nie zawsze można zobaczyć przecież istotę z kokoszką na smyczy. "Phi." prychnęła w ich stronę i wertowała wzrokiem nadal plac.

Nagle, jak spadający anioł z niebios, trafił ją widok JEJ. Sceny teatralnej. Bez wahania podbiegła i stanęła pod nią, oglądając występy, tańce, śpiewy. Sama rozmyślała, czy wziąć w tym udział.
Awatar użytkownika
Vorill
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vorill »

Nie kończąc śledztwa, Vorill dalej obserwował tajemniczego pobratymcę z kurą. Szpiegowanie przynajmniej było dość nudne, aż do czasu gdy elfka znalazła sznurek dla swojej kokoszki, w końcu mroczna elfka z kurą na sznurku to niecodzienny widok... Nie odstąpił jej nawet na krok, po wejściu do karczmy zastanawiał się... " Tylko dlaczego ona tak krótko tam siedzi...? Czy dowiedziała się, że ją śledzę? " Wychodząc z karczmy, Vorill spostrzegł scenę, a przed nią tajemniczą postać w czerwonej todze. Rozważał przez chwilę podejście do osoby i pomyślał: To moja ostatnia szansa, żeby kogoś znaleźć. Podbiegł do niej i zauważył piękną kobietę o rudawych włosach oraz błękitnych oczach. Spojrzał głęboko w oczy.
- Mam propozycję nie do odrzucenia - zagadnął Vorill.
Awatar użytkownika
Vasea
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vasea »

Zazwyczaj wykazywała się nadzwyczaj wielką tolerancją dla wszelkich istot pochodzenia elfickiego, pod warunkiem, że przebywała w większym mieście. Tym razem miarka się przebrała, zagęszczenie tych uszatych istot na metr kwadratowy było stanowczo za wielkie. Decyzja była prosta i oczywista - posłać kilku z nich w zaświaty. Może i wcześniej to wykluczała... ale kobieta zmienną jest. Miała nawet pierwszą kandydatkę - wojowniczkę ze swym krwiożerczym niemalże drobiem, którą widziała przed paroma chwilami. Doskonale wiedziała, gdzie też owa panna się udała, więc swym zdecydowanie mniej żwawym krokiem udała się w "pościg."
"Boczna, wąska uliczka..." - Zdecydowanie nie był to dobry teren do działań dla licha. Wolała mieć więcej swobody, by móc zdecydowanie swobodniej władać kosturem i miotać przy jego pomocy rozmaitymi czarami, ale i bez tego powinna się obejść. I bez "kijaszka" władała magią wystarczająco dobrze.
- Wyjątkowo niebezpiecznie jest szlajać się po takich zaułkach, nawet za dnia - rzuciła w stronę mrocznej elfki, gdy ta znalazła się w zasięgu wzroku. Przy okazji, sama odległość między nimi również nie była nadto duża. - Może powinnaś rozważyć powrót w swoje rodzinne strony? Dwa metry pod ziemią. - Jej głos z pewnością nie należał do najprzyjemniejszych, w końcu była nieumarłą. Jej maska niwelowała jednak tę aurę, więc w razie czego i tak nie mogła być pewna, z kim na do czynienia.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Ostatnie wydarzenia wydawały się snem. Ciężka rana, długi odpoczynek, ucieczka. Normalne przygody dla kogoś, kto tak żyje. Kai zreflektował się, wszak i on wiedzie taki żywot. Spierzchnięte usta i ból w lewej części klatki piersiowej sygnalizowały, że jeszcze nie wrócił do pełni zdrowia. Teraz potrzebował czegoś przeciwbólowego. Znał wywar, jego skład i sposób przygotowania, musiał odnaleźć jedynie składniki. Jedynie, ale to aż nadto. Czuł, że to ponad jego obecne możliwości. Trafił na rynek. Mętnym wzrokiem błądził od straganu do straganu w poszukiwaniu konkretniej wyglądającej zielarki, niestety zawiódł się. Zbiegowisko, o ile ogromne, nie pozwalało zdobyć wszystkiego, czego człowiek, bądź też elf, potrzebuje.
        Dopiero po chwili nieobecnego obijania się o przechodniów jego umysł przyspieszył. Zaczął zauważać więcej szczegółów, również aur. Teraz odetchnął z ulgą. Kto niby chciałby go szukać w zbiegowisku elfów, których było tu równie dużo, co w rodzimej wiosce. Na myśl o ojczyźnie jego krew zawrzała, a żołądek ścisnął się z goryczy. "Myśl o teraźniejszości, nie przeszłości. Trzeba się wylizać, a potem pomścić Kiera" - strofował sam siebie w myślach, a może nawet i cichym szeptem.
        Powróciły bolesne wspomnienia z tamtego deszczowego poranka, gdy to właściciel karczmy doniósł pogoni z Królestwa, że półelf zatrzymał się u niego w przybytku. Łucznik musiał w pośpiechu uciekać z noclegowni pozostawiając większość swojego dobytku. Pognał przez las na wierzchowcu, jednak rzęsisty deszcz spowodował, że droga stała się bagnem i ciężko było po niej jechać szybciej, niż pogoń. Wszak oprawcy mieli o wiele lepsze zwierzęta, bardziej wypoczęte i najedzone. Po krótkim czasie zaczęły dosięgać go bełty kusz. Kilka pierwszych nie trafiło, w końcu któraś dosięgła Kiera. Potem druga i trzecia. Koń upadł. Wtedy Kai chciał przygotować się do walki, odciągnął go od tego pomysłu jego przyjaciel. Zwierze nakazało elfowi ucieczkę. O ile powiodła się ona, o tyle Kai stracił przyjaciela, niemalże życie, a na pewno zdrowie. A może i zdrowy rozum.
        Wałęsał się tak pomiędzy klientami i sprzedawcami, kilka razy potrącił małe dziecko, wiele razy odbijał się od innych postaci: mężczyzny w słomianym kapeluszu; kobiety w pięknej, długiej, czerwonej sukni (zapewne kurtyzana); mrocznej elfki o ciemnej skórze i jasnoszarych włosach, która okazała się dawną znajomą z karczmy, niestety Kai nie poznał w niej Quarraeny; innego mężczyzny chodzącego boso i z wędką na ramieniu; dość chudawą, dość kościstą, prawdopodobnie kobietę w długich granatowo-niebieskich szatach, która spojrzała na niego spode łba, oraz wiele, wiele więcej istnień.
        Kai szybko złapał zadyszkę od przepychania się. Odniesione rany i ostatnie wydarzenia wcale nie poprawiły mu kondycji, a wręcz przeciwnie. Czuł się słaby i zmęczony, postanowił więc znaleźć miejsce, gdzie może na chwilę usiąść. Znalazł się przed drzwiami karczmy, nie zamierzał jednak do niej wchodzić. Usiadł obok drzwi tuż przy bezdomnym, który zajął to miejsce, aby żebrać. Kai jedynie uśmiechnął się do niego przelotnie i napił się z manierki sporo czystej wody.
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quarraena »

Kura zamknęła ostrożnie za sobą drzwi swojej tymczasowej kryjówki i rozejrzała się dokoła. Jej siódmy zmysł wył na alarm, ostrzegając właścicielkę, że zbliża się niebezpieczeństwo. W sumie to… Nie żałowała tego, dawno nie miała okazji porządnie powalczyć. Uśmiechnęła się, odsłaniając zęby; stała czujnie i kątem oka lustrowała ulicę. Z prawej strony kończyła się ona prawie ślepo – prawie, bo zakręcała pod bardzo ostrym kątem, lecz z tej odległości niezbyt dobrze widocznym. Natomiast z lewej strony, skąd dobiegał hałas dnia targowego… Z lewej strony zbliżała się jakaś postać.
Dłoń Kury automatycznie powędrowała na rękojeść miecza i ją mocno chwyciła. Przygotowała się na walkę, ciało spięło się, zmysły wyczuliły, a krew zaczęła krążyć szybciej dzięki zwiększonej pracy serca. Ostrze miecza drżało, jakby domagając się krwi. Jednak Kura nie zamierzała atakować pierwsza. Czekała, czujna, z mięśniami napiętymi aż do bólu, z oczami utkwionymi w podchodzącej powoli postaci.
Lich.
Zdziwiła się, lecz nie okazała tego. Dlaczego niby lich miałby chcieć ją zabić? Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek weszła z jakimkolwiek przedstawicielem tej rasy w konflikt. Nie miała z nieumarłymi żadnych porachunków, żadnych sprzeczek, żadnych uraz. O cóż więc chodziło?
W sumie kogo to obchodzi? Najwyraźniej liszka bardzo chciała kogoś ukatrupić, lecz Kura nie zamierzała jej pozwolić na to, żeby jej broń choć ją samą drasnęła. Znajdowały się w bocznej uliczce, jednak niedostatecznie daleko od targu, rachowała szybko. Do tyłu się nie mogą wycofać, bo ściana, poza tym za mało przestrzeni do walki – chyba że któraś z nich zostanie przyparta. Gdyby sprawy przybrały zły obrót, właśnie tędy można wiać. Teren dosyć nierówny, ale lekko opadający w stronę głównego placu. Gdyby właśnie tam przeniosła się walka – no cóż, szybko zrobiłby się młyn.
Czujny słuch wychwycił ciche gdakanie kilka kroków za plecami Quarry; Kokoszka chyba już zaczynała marudzić. Nie czas teraz na to!
W jej oczach zapłonął ogień, stała pewnie, zdecydowanie. Nie zamierzała tego przegrać.
Awatar użytkownika
Vorill
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vorill »

Po zadaniu pytania elf poczuł się trochę nieswojo, gdyż nie wiedział nawet co robi w tym miejscu. Jedynie w powietrzu unosił się jakiś pył, prawdopodobnie służący do wymazania pamięci. Vorill dostrzegł pył unoszący się w powietrzu, po czym bez chwili zastanowienie ruszył prosto przed siebie. Poszukiwał jedynie czegoś na ząb lub chociażby jakiegoś towarzysza. Po kilku krokach oparł się o ścianę jakiejś uliczki i bacznie obserwował przedstawicieli różnych ras. "Elfy... A kto je lubi?" wciąż zadawał sobie to pytanie nie wiedząc czemu. Czyżby nienawidził również swojej rasy? Wtem w tłumie spostrzegł rannego elfa szukającego jakichś ziół. "Ranny to najłatwiejszy cel do zabicia, a przydałoby się zrobić jakieś przedstawienie". Vorill wymamrotał jakieś słowa, zrobił kilka ruchów rękami, po czym postać elfa blondyna o zielonych oczach powinna mieć wizję swoich tortur, oraz najgorszych możliwych swoich śmierci. "To powinno wprowadzić go w zakłopotanie, a wtedy uderzam."
Ostatnio edytowane przez Sanaya 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Usunęłam zbędne spacje wokół cudzysłowów
Awatar użytkownika
Vasea
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vasea »

Stała niewzruszona, obserwując poczynania naszej dzielnej, drobiowej wojowniczki. To, że była ona mroczną elfką,to fakt, którego nijak podważyć się nie dało. Vasea gardziła elfami, a raczej każdą z ich odmian, niemalże na równi. Był jednak jeden wyjątek od tej reguły, ciemnoskóre istotki wprost z podziemia. Pomijając wrodzoną arogancję, przekraczającą znacząco bezpardonowy atak nieumarłej na przedstawicielkę tego gatunku, byli oni również niesamowicie uparci, a co najważniejsze, bitni. Od ich leśnych krewnych spodziewałaby się próby walki na odległość, co byłoby skrajną głupotą lub też ucieczki, na co szans wielkich również nie mieli. Na szczęście miała przed sobą typowego drow'a, więc to raczej nie wchodziło w grę.
Jej czuł zmysł magiczny odnotował kolejną postać. Zacisnęła swą kościstą dłoń mocniej na kosturze. "Może jeszcze cała wyprawa z Kryształowego Królestwa zwali mi się na głowę?" Kolejny elf... czy to jakaś zmowa? Czemu zamiast tych uszatych lalusiów, na targu nie mógł zjawić się kolejny demon, czy też inny nieumarły? W tej krainie takich istot był dostatek, a ona musiała cierpieć, przebywając w otoczeniu tych parszywych kochasiów natury i ich wredniejszych krewnych.
Vasea uniosła delikatnie lewą dłoń, zaś jej kostur począł emitować delikatne i przyjemne dla oka, błękitne światło. Nie wróżyło to nic dobrego dla wojowniczki, gdyż owe zjawisko oznaczało, że Lich zabrała się za czarowanie. Istotnie, wpierw rzuciła zapewne nieznane dla przeciwniczki zaklęcie. Wokół jej trupiego ciała pojawiła się iście rubinowa poświata. Nie była to żadna bariera, a raczej coś, czym mogła kontratakować w przypadku walki w zwarciu. Im bliżej mroczna elfka się znajdzie, tym mocniej oberwałaby magią nieumarłej, a to przysporzyłoby jej olbrzymiego cierpienia. Niby mogła zrobić to od razu, bezpośrednio na jej osóbce, ale po cóż miała niepotrzebnie skracać walkę?
Uderzyła jeszcze swym magicznym "instrumentem" w podłogę, a za plecami oponentki wyczarował się najzwyczajniejszy w świecie ogień. Był on naprawdę niewielki, by nie zwrócić zbytniej uwagi innych osób, które przebywała na głównym placu. Chodziło tutaj o możliwość szybkiego wyprowadzenia ataku w razie próby ucieczki szarowłosej.
Swym powolnym, aczkolwiek dostojnym krokiem, poczęła zbliżać się do niej. W pewnym sensie chciała zbadać jej reakcję, bo sytuacja nie należała do najprzyjemniejszych, jeśli spojrzeć na to oczyma właścicielki kurki.

Przeciwniczka sprawnie wymknęła się nieumarłej, po czym zbiegła z miejsca walki. No cóż, Vasea nie była sprinterkę, więc nie chciało jej się uganiać za mroczną elfką. Skierowała swe kroki ku bramom miasta, bo nic innego jej nie pozostało...
Ciąg dalszy: Vasea
Ostatnio edytowane przez Vasea 9 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Kai siedział tak na swoim małym kawałku gruntu, dzięki czemu mógł chwilę odsapnąć. Nie miał grosza przy duszy, dlatego też zastanawiał się jak chciał kupić jakiekolwiek zioła. Zresztą, nie było to już ważne, bowiem nie znalazł niczego, co wydawało się potrzebne albo przynajmniej przydatne.
        Nagle ziemia pod jego nogami rozpadła się na kawałeczki wraz z całym otaczającym go światem. Przez dwie, może trzy sekundy wisiał nieruchomo w próżni, ciemnej i zimnej niczym sama Otchłań. Blondyn przestraszył się, jednak najgorsze miało dopiero nadejść.
        Kilka stóp przed Kaiem zapaliła się świeca, potem następna i następna, aż w końcu było na tyle jasno, iż półelf mógł stwierdzić gdzie się znajduje - loch. A dokładniej więzienie. "Ale jak?! Kiedy?! Co się do jasnej cholery stało?! Gdzie jest targ?!" - zielonooki nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się na prawdę.
        To rozmyślanie zajęło mu chwilę. Dopiero odgłos mosiężnego zamka w pełnych, stalowych drzwiach zwrócił jego uwagę. Przerażony spróbował wstać, jednak nie udało to mu się; był przypięty szerokimi pasami do wielkiego siedziska, skrępowany na tyle, że mógł poruszyć jedynie palcem u nogi. Wrota otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł ogromny, ponad dwumetrowy mężczyzna z założonym na głowę kapturem kata. Był wyraźnie silny, szeroki niemal jak same drzwi, w ciężkich, okutych butach stąpał tak mocno, że wosk skapywał ze świec na ścianach, a Kai czuł ból już na samo spojrzenie w jego oczy, równie czarne co reszta ubrania.
        Znikąd obok łucznika pojawił się stół kowalski, na którym leżały najprzeróżniejsze narzędzia: od noży, poprzez igły, zapałki, gorący wosk, naftę, po kuszę i tasak.
        -Zabawmy się elfiku - głos nieznajomego był oślizgły i równie zimny, co ostrze najgorszych przeciwników z Doliny Umarłych. Oprawca sięgnął po naczynie z nieznanym Kaiowi płynem i rozlał odrobinę, zaledwie kilka kropel na skrępowaną dłoń łucznika.
        Umysł Kaia natychmiast zapłonął bólem i ostrzeżeniem, raniona ręka natomiast paliła niczym żywym ogniem. Kai próbował krzyknąć, ale głos uwiązł mu w gardle. Był przerażony. Oprawca zaśmiał się tylko, sięgając po następne narzędzia tortur. Długa na kilkanaście cali igła, cała w zakrzepniętej krwi. Kat chwilę pobawił się nią kręcąc ją pomiędzy grubymi palcami i wpatrując się w płaczącego elfa. Nagle igła ta wbiła się na kilka milimetrów pod paznokieć. Ból był niemiłosierny, serce waliło blondynowi jak młotem, umysł wołał na alarm, niestety chłopak był bezradny. Chciał wrzeszczeć z bólu prosząc o litość, ratunek lub przynajmniej śmierć, ale nie potrafił wypowiedzieć nawet słowa. Tylko ciężkie, gorzkie łzy ciurkiem płynęły po jego policzkach. Był bezradny.
        -Oj, nie chcemy tak szybko skończyć - rzekł mężczyzna w kapturze, a w jego głosie słychać było, że się śmieje i doskonale bawi. Igła pod paznokciem piekła tak bardzo, że Kai opadł z sił, a jego głowa zwisała bezwiednie na ramieniu. Oprawca wydobył przedmiot z palca ofiary, co nie było ani odrobinę przyjemne, i zanurzył go w nafcie. Kai mógł przez kilka sekund wziąć oddech i zawalczyć o życie. Podniósł głowę, a w jego oczach płonęła nienawiść, wściekłość i żądza krwi. Zaczął się z całych sił szarpać.
        Nagle na twarz Kaia spadł ciężki młotek rozcinając mu skórę nad okiem i zalewając twarz szkarłatnym płynem. Elf stracił wszelką nadzieję i siłę do walki. Młotek uderzył ponownie.
        -Uspokój się szczurze! - krzyknął kat, a jego głos zadudnił w ciasnym lochu jak wystrzał armatni. Zakapturzony odłożył ciężkie narzędzie, a cisza jaka teraz zapadła kuła w uszy. Niestety do Kaia nie docierały już żadne inne bodźce poza bólem. "Czarny na pewno rozłupał mi czaszkę... Zaraz zginę i nikt nawet tego nie dostrzeże... Przepraszam Katherine...".
        Na jego nieszczęście śmierć nie chciała nadejść. Ponownie poczuł przeszywającą gehennę w palcu prawej ręki. Spróbował otworzyć oczy i zobaczył swój nienaturalnie wykrzywiony nos, a w dłoni torturującego ponownie tę samą igłę, tym razem jednak zapaloną. Widział jak głęboko ją wbił - aż po nadgarstek, jednak nie zaprzestał. Sięgnął po kolejną. I kolejną. Tak oto spod paznokci obu dłoni łucznika wystawały żelazne końcówki głęboko wbitych igieł. Ból stał się tępy, bardziej znośny. Jednak ulga nadal nie nadchodziła.

*****

        Minęła godzina. Chyba. "A może to już doba?". Oprawca wymyślał coraz to nowsze, dotąd nieznane elfowi sposoby na zadanie ogromnego bólu bez ułaskawiającej śmierci. Nie chciał dać Kaiowi tego, czego teraz tak bardzo pragnął, i choć łucznik już pogodził się z utratą życia, błogi spokój i chłód śmierci nie nadchodził. Nawet nie czuł jej oddechu na karku.
        Obecnie kat nacinał bardzo płytko skórę nieszczęśnika w wielu miejscach. W kilku natychmiast ją zaszywał rzemieniem i grubą, tępą igłą, aby zaraz po zakończonym trudzie ponownie ją rozciąć. Usta zielonookiego nie były już ani trochę normalne, a rozcięte od kącików niemal po same uszy. Paradoksalnie wyglądało to jakby bardzo szeroko się uśmiechał.
        Oprawca tymczasem skończył nacinać skórę Kaia. Odłożył zakrwawiony nóż i sięgnął po nieduży, porcelanowy słoiczek. Wziął szczyptę tego, co tam było i rozsypał na twarz elfa. Tym razem udało się złotowłosemu krzyknąć, a krzyk ten był pełen cierpienia, bólu i agonii. W słoiczku była sól, którą Zakapturzony wysypywał szczyptami skrupulatnie na każdą ranę.

*****

        Znowu minęło trochę czasu, w ciągu którego Kai mógł chwilę odpocząć. Kat pozwalał ranom elfa zregenerować się, aby rozpocząć zabawę na nowo. Nie trwało to jednak długo. Nagle w łokieć lewej ręki z ogromnym impetem spadł tasak rozcinając głęboko ścięgna, dogłębnie raniąc blondyna i miażdżąc mu kości. Ofiara krzyknęła, a tasak spadł ponownie odcinając całe lewe przedramię na stawie pomiędzy ramieniem. Czarny rozsypał sporą ilość czarnego, dość chropowatego proszku na kikut. W oczach łucznika ponownie pojawiło się przerażenie. "Proch!". Kat odpalił substancję na ciele elfa.

*****

        "Ile to już minęło? Dzień? Rok? A może to tylko kilka minut, godzin?" - elf próbował zająć umysł czymś innym niż nieprzerwane myślenie o bólu. Poczuł swąd spalenizny. Kat podpalił jego włosy. Znowu piekący ból.
        Kai rozmyślał na ile to już sposobów zadawano mu cierpienie. Rany w bitwach to nic wielkiego w stosunku do tego, co czuł teraz. Zakapturzony właśnie wylewał kwas na jego stopy i wyżej. Dawno już został boleśnie wykastrowany tępym, zardzewiałym nożem. Z jego twarzy prawdopodobnie została krwawa breja. Na torsie miał mnóstwo ran ciętych, rozrywanych, szarpanych oraz wbitych gwoździ, nożyków. Z lewej ręki nie zostało nic - została rozerwana doszczętnie po sam bark, gdzie dopiero kat ją zaszył. Dał za dużo prochu i wysadził całą lewą kończynę górną. U nóg podcinał ścięgna, złamał piszczel, odrywał kombinerkami paznokcie i tarł wrażliwą skórę pod nimi papierem ściernym. Prawej ręki za bardzo nie ruszał, poza tym, że co jakiś czas dłubał igłami wbitymi w palce po nadgarstek, czasem wyjmował i wbijał ponownie, jakby próbował poprawić źle wykonaną pracę. Rozlewał gorący, wrzący wosk na klatkę piersiową. Na nieszczęście torturowanego żadna z tych i wielu innych ran nie była śmiertelna.
        Trwało to już niezwykle długo. Kai nie wiedział ile dokładnie, ale przynajmniej całą wieczność. Nieprzerwany ból zmalał, prawdopodobnie mózg starał się przystosować do nowej sytuacji. Kat widząc to krzyknął, a jego wrzask przepełniony był wściekłością i uderzył pięścią w twarz blondyna. Prawy prosty. Lewy sierpowy. Prawy od dołu. Kopnięcie w splot słoneczny. Uderzenie w nerki. Torturujący złapał z wściekłością młotek i machnął nim w prawą rękę ofiary łamiąc kości. Potem zniszczył w drobny mak żebra. Aż w końcu nadeszła upragniona wolność - uderzenie w głowę i śmierć.
        Łucznik unosił się teraz w ciemności, zupełnie jak na początku całego tego koszmaru. Było cicho i zimno. Z góry... "A może to dół...?". Z góry zaczęły spadać nieznane odłamki o wszelkich kolorach. Wyglądały jak tęczowy, barwny śnieg. Zaczął pokrywać wszystko wokoło. Elf krzyknął ile sił w płucach, bowiem nadal ból był nie do zniesienia. Wtem otworzył oczy. Siedział cały i zdrowy przed karczmą na targu, dookoła niego przechodziło mnóstwo ludzi, zwłaszcza elfów, wszyscy natomiast wpatrywali się w niego. Jego krzyk nie był jedynie w wyobraźni. Nawet bezdomny żebrak trząsł się obok ze strachu. "A więc to wszystko to była wizja? Ale kto?! Kto to mi zrobił?!". Zaczął rozglądać się wkoło i zauważył białowłosego, mrocznego elfa z zadziornym uśmieszkiem patrzącego właśnie na Kaia. Choć w wizjach łucznika mijały godziny, miesiące, lata, to w prawdziwym świecie nie minęła nawet sekunda. Swoim zrozpaczonym krzykiem zraził wszystkich przechodniów na targu, którzy omijali go szerokim łukiem.
Ostatnio edytowane przez Sanaya 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Poprawiłam znaczniki, bo się rozjechały + kilka literówek
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quarraena »

        Odsłoniła ząbki w uśmiechu, obserwując poczynania przeciwniczki. Nie znosiła magów z całego serca, zaś teraz jej ciało gotowało się wprost do bitki. Jej dłoń nadal spoczywała na rękojeści miecza; była gotowa do wyjęcia go w każdej chwili. Nie chciała atakować pierwsza, wolała najpierw poznać możliwości liszki, żeby wiedzieć, czego się spodziewać. Ona sama miała przygotowanych w zanadrzu kilka asów, lecz nie zamierzała ich tak od razu ujawniać. Zmrużonymi oczami wpatrywała się w postać przed sobą, analizując wszelkie zmiany zachodzące wokół niej. Pojawienie się poświaty nie wywołało u niej zbyt wielkiego zdziwienia. Nic, co wiązało się z walką, nie było jej obce i niewiele rzeczy mogło ją zaskoczyć. Zwłaszcza nie teraz, kiedy w organizmie buzowała adrenalina, a wszystkie zmysły się wyostrzyły.
        Parę sekund później wysuwana błyskawicznym ruchem broń błysnęła, odbijając szkarłat aury liszki. Palce elfki zacisnęły się mocno na rękojeści, dzierżąc ją pewnie i bez obaw. Nie bawiła się w wywijanie młynków nad głową, to było dobre dla młodzieniaszków i niewprawionych w walce. Czuły słuch nadal wychwytywał ciche gdakanie zniecierpliwionej Kokoszki, niezbyt zachwyconej z obrotu sprawy. Machnęła ręką. Nie czas na to!
        Sparowała atak magiczny, wykorzystując swoją zdolność do pochłaniania magii. Nie był aż tak silny, więc nie sprawiło jej to problemów. Mimo wszystko wolała walczyć za pomocą miecza, a nie na czary, których nie znosiła.
        Nawet nie wiedziała, jak to się stało, że znalazły się na centralnym placu targowym. Wykorzystywała do osłony i ataku wszystko, co miała pod ręką – drewniane skrzynki, owoce, przedmioty leżące na straganach. Chowała się za przechodniów, kramy, siejąc panikę i korzystając z zamieszania, które krótką chwilę przemieniło się w piekło. Utrzymywała przeciwniczkę na dystans, nie pozwalając się zbliżyć do siebie za bardzo; jednak odległość sprawiała, że również ona sama nie mogła działać ani zadać ciosu. Kluczyła między labiryntem drewnianych i porozwalanych desek, nie przejmując się tym, że obcasy jej butów co chwilę rozplaskują owoce na naleśniki, z niejakim zadowoleniem obserwując chaos rozpętujący się przed jej oczami. Wszyscy nagle zaczęli krzyczeć, uciekać, walczyć ze sobą, nikt nie wiedział jednak tak naprawdę, po co to wszystko, dlaczego tak nagle, kto to wszystko spowodował. Dzięki temu udało jej się zgubić liszkę. Wspięła się na dach jednego z domów otaczających plac, żeby mieć lepszy widok, samej nie będąc zauważoną, i z rosnącą dumą przyglądała się widowisku.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Kontakt wzrokowy pomiędzy Elfami Mrocznym i Leśnym trwał przez kilka sekund. W spojrzeniu Vorilla czuć, a nawet widać było pogardę i poczucie rozrywki, natomiast oczy Kaia przepełnione były najpierw strachem, który powoli zmieniał się w nienawiść i żądzę zemsty.
        "Jak on śmiał?! Dla zabawy mnie zaatakował, chociaż pierwszy raz go widzę!" - bił się Łucznik z myślami. Jego umysł przepełniała wściekłość, mimo to Kai potrafił myśleć racjonalnie. "Jestem słaby, nie mogę dopuścić do walki. Uciekaj Kai, uciekaj!".
        Nie musiał sobie tego więcej razy powtarzać. Zerwał się na równe nogi i zaczął biec w stronę wyjścia. Równocześnie z kieszeni spodni wyciągnął krótkie ostrze wyglądające jak niewielki nóż do rzucania. Minęła chwila potrzebna na mrugnięcie, nim zamiast ostrza w ręku Blondyna spoczywał pewnym chwytem piękny łuk, a na plecach pojawił się pełny strzał kołczan.
        Zielonooki minął uliczkę, gdzie "Madame Kura" walczyła z liszką nawet nie zwracając na to uwagi i, kulejąc na jedną nogę, kierował się ku głównej drodze.
        "Biegnij Kai, dalej, żyj, musisz żyć! Katherine by tego chciała! Nie zawiedź jej! Uciekaj!". Z takimi rozkazami dla samego siebie uciekał na wprost, nie bacząc na kierunek.


Ciąg dalszy: Kay'en
Awatar użytkownika
Quarraena
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quarraena »

        Tumult na placu targowym wcale się nie zmniejszał, lecz w miarę upływu czasu zamieszanie robiło się coraz większe. Leciały warzywa – pomidory, sałata, rzodkiewki, rozplaskiwały się na chodniku, tworząc lepką breję, leciały sukna dotąd rozłożone na ladach, leciała biżuteria, koszyki i inne rzeczy, których Kura już nie mogła zidentyfikować. Panował przeraźliwy hałas; wśród gwaru ludzkich głosów elfka wychwyciła gdakanie kur, co natychmiast przytomniało jej o Kokoszce. Dokładnie w tej samej chwili na plac wbiegła żandarmeria, rozdzielając walczących, rozganiając gapiów i zaprowadzając porządek. Miejsce bitwy powoli opustoszało, wzburzeni i potargani jeszcze kramarze zbierali swój cały dobytek i ratowali to, co jeszcze było do uratowania – czyli raczej niewiele.
        Westchnęła cicho, decydując, że pora się stąd zmyć, skoro już nie ma na co patrzeć. Także i swoich niegdysiejszych „znajomych” nigdzie nie dostrzegła, prawdopodobnie również są już daleko stąd.
        Zeskoczyła zwinnie z dachu i przemknęła do tego samego zaułka, w którym stał dom, gdzie zostawiła Kokoszkę. Ostrożnie rozejrzała się na boki, a upewniwszy się, że nikt nie patrzy, weszła do środka. Od razu przywitało ją oszalałe gdakanie i trzepot skrzydeł. Kura chyba już wariowała z samotności.
        – No już, bez paniki – mruknęła, przyklękając i zabierając się za odplątywanie rzemienia od nogi stołu, żeby móc uwolnić Kokoszkę. Ku jej zdziwieniu kura zagdakała radośnie i z nieporadnym machnięciem skrzydeł wfrunęła na jej kolana. Pogłaskała ptaka po białych piórkach, niespodziewanie dla siebie samej czując nić sympatii dla stworzonka.
        – To co, ruszamy dalej?
        Widząc zrozumienie w ślepiach kury, wstała, pozwalając jej usadowić się na ramieniu, po czym wyszła z domu.
Nie miała już w Elisii niczego do załatwienia, więc opuściła miasto, nie wiedząc jeszcze, dokąd i w jakim celu idzie.

Ciąg dalszy: Kura i kura
Zablokowany

Wróć do „Elisia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości