Oglądasz profil – Dean

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Red'Dean
Rasa:
Lisołak
Płeć:
Kobieta
Wiek:
25 lat
Wygląda na:
25 lat
Profesje:
Wojownik, Opiekun, Wędrowiec
Majątek:
Ubogi
Sława:
Rozpoznawalny

Aura

Aura emanuje jasnym, obsydianowym światłem manifestując przy tym swoją siłę, która, choć należy do przedziału tych przeciętnych, wciąż robi wrażenie. Szybko jednak przyćmiewa ją błyszczącą, wielobarwna oraz niezwykle twarda powłoka, którą w głównej mierze pokryto żelazem, nieprzyjemnie chropowate wypustki zostały podkreślone pojedynczymi maźnięciami cynowej farby. Natomiast w miejscach będących w dotyku niczym aksamit występuje głównie miedziany odcień. Kobaltowe plamki pojawiają się w przypadkowych miejscach, aby po chwili zniknąć I znów przenieść się gdzie indziej. Gdy usłyszysz rumor głazów, zauważysz również srebrne, okręgi poruszające się w taki sposób, aby wizualnie przypominały lawinę pędzącą po całej powierzchni, która łatwo ugina się pod ich niefizycznym ciężarem. Dopiero gdy wszystko ustanie, będzie można skupić się na zapachu mokrej, lisiej sierści, a także gorzkim posmaku I nieprzyjemnej lepkości w ustach.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Dean
Grupy:

Skontaktuj się z Dean

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
5
Rejestracja:
5 lat temu
Ostatnio aktywny:
2 lat temu
Liczba postów:
35
(0.04% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.02)
Najaktywniejszy na forum:
Hrabstwo Ascant-Flove
(Posty: 33 / 94.29% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[Niewielka wioska i jej okolica] Moje i Twoje nadzieje
(Posty: 33 / 94.29% wszystkich postów użytkownika)

Podpis

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:raczej silny, wytrwały, wytrzymały
Zwinność:bardzo zręczny, szybki, precyzyjny
Percepcja:wyostrzony wzrok, czuły słuch, czuły węch
Umysł:ineligentny, Żelazna wola
Prezencja:nieokrzesany, władczy

Umiejętności

PrzetrwanieEkspert
Dean dzięki trybowi życia i własnym instynktom umie znaleźć (lub zbudować) sobie kryjówkę, uniknąć niebezpieczeństw, przewidzieć ewentualną pogodę, rozpalić ognisko, upolować coś czy nazbierać. To jej środowisko i w przeciwieństwie do miast nie tylko go nie unika, ale i nie musi się specjalnie wysilać aby sobie poradzić.
Walka wręczEkspert
Odkąd tylko zaczęła normalnie funkcjonować była szkolona do walki. Zdyscyplinowana i żądna wysiłku fizycznego odnajduje przyjemność w potyczkach, w których może czuć wszystkie ciosy i ciało przeciwnika. Umie się hamować jak i wykorzystywać swoje możliwości do granic zdrowego rozsądku. Zna sztuki obrony i ataku, a łącząc doświadczenie z magią, unikami i gimnastyką staje się przeciwnikiem niepowtarzalnym w ruchach i sprawnie zmieniającym style w trakcie potyczki. Lubi trenować i uczyć się z różnych szkół, często przegrywając starcia w imię poznania technik oraz ich zasad. W walce z wrogiem lub niehonorowym przeciwnikiem użyje jednak wszelkich możliwych sztuczek, by wygrać.
PuginałBiegły
Umie sprawnie posługiwać się różnego rodzaju sztyletami - zwykle takimi jakie wpadną jej w ręce. Umie się nimi bronić (także parować ataki wyprowadzane większą bronią), ranić, a także pomaga sobie nimi we wspinaczce i innych czynnościach. Niekiedy dla rozluźniania atmosfery zabiera się za żonglerkę. Puginał lubi mieć przy sobie, ale nie przepada za sztyletami do rzucania (walka na dystans).
UnikiBiegły
Umie uniknąć ciosów, a także niektórych pułapek.
TaktykaZaawansowany
Od kilku lat dowodzi swoją własną bandą, wcześniej zaś stanowiła część rożnych formacji. Jest naturalnym przywódcą i szybko się uczy, jednak umie poradzić sobie jedynie z małym oddziałem. Dobrze zna umiejętności swoich kompanów, a także bezgranicznie sobie ufają - głównie to przemawia na korzyść Dean. Jednak i u obcych potrafi zapewnić sobie posłuch, a także dobrze wykorzystać ich siły, choć nie odniesie takich efektów jak we własnej kompanii.
TropienieZaawansowany
Wie jakie ślady zostawia jej cel - czy to zwierzę czy rozumna rasa. Pomaga jej dobry wzrok i węch, a w postaci lisa łatwo chodzi jej się z nosem w trawie.
Skradanie sięZaawansowany
Gdy trzeba, potrafi cicho się zbliżyć albo oddalić…
Miecz jedno- i dwuręcznyZaawansowany
W końcu miała zostać rycerzem. Nie zawsze zdradza się ze swymi umiejętnościami walki wręcz, często korzystając jedynie z miecza. Ma solidne podstawy i niezłą technikę, ale o ile z rabusiami łatwo sobie poradzi to z wyszkolonym szermierzem może mieć jeszcze problemy.
GimnastykaZaawansowany
Codzienne rozgrzewki, ćwiczenia i rozciąganie - część treningu lisiego wojownika. Pomaga w utrzymaniu kondycji, walce i przetrwaniu w dziczy.
WspinaczkaZaawansowany
Stare mury, drzewa czy skały nie są dla niej przeszkodą, ale woli stąpać po ziemi. Chociażby tej magicznie przeniesionej...
PływanieOpanowany
Zasadniczo woda jej nie przeszkodzi.
Opatrywanie ranOpanowany
Własnych czy cudzych… niezbędna część tak szkolenia jak i jej obecnego życia.
ŁucznictwoOpanowany
Musiała to opanować na polecenie, ale obecnie używa jedynie przy zasadzkach i do polowania. Głównie do polowania.
PoliglotyzmOpanowany
W młodości posługiwała się Mową Pradawnych, tak jak jej wychowawcy, oraz jednym z Dialektów Zmiennokształtnych, jak jej pobratymcy. W ograniczonym zakresie uczono jej też Wspólnego, ale szlifuje go dopiero od ucieczki. Z pisma zna symbole porozumiewawcze ze Zmiennokształckiego, trochę z Pradwanego. We Wspólnym nie umie pisać, ale czytać trochę się uczyła i mogłaby sobie co nieco przypomnieć, gdyby się przyłożyła.
Wiedza tajemnaPodstawowy
Podstawy o rodzajach i wykorzystywaniu magii.
Wiedza o świeciePodstawowy
Głównie naturalnym. Dean zna sporo roślin, zwierząt czy bestii, orientuje się w różnych rodzajach środowisk, choć raczej z klimatu umiarkowanego. Nie obce są jej rasy zmiennokształtnych, odróżnia wielu naturian - miała też kontakt z elfami, ludźmi i zasadniczo wyrobiła sobie (niekoniecznie zgodną z prawdą) opinię o czarodziejach i wampirach. Nie zna się na bardziej rozwiniętych kulturach, a miasta przeważnie omija. W jej przekonaniu rasy dzielą się na bliższe przyrodzie i łatwiejsze do poznania oraz te, które wolą cywilizację i są z lekka nieobliczalne. Uważa, że zmiennokształtni (i niekiedy ludzie) brani są przez długowiecznych za istoty gorszej kategorii.
TaniecPodstawowy
Czasami pląsa w rytm melodii dla przyjemności, choć w jej przypadku niemal zawsze wygląda to jak taniec wojenny.

Cechy Specjalne

Lisi wilkołakZaleta
Dean jako lisołak stworzona została do walki. Nie skrytobójstwa, lecz pokazowych, honorowych pojedynków - dlatego planowano uczynić ją możliwie jak największym i najsilniejszym przedstawicielem rasy. Słabsza płeć oraz natura lisołaków niestety nie sprzyjały założeniom, lecz nawet mimo tego ostateczny efekt był warty zachodu. Dean może przybierać dwie formy, z których żadna nie traci na sile - ludzką i antropomorficzną. Jako kobieta jest krzepka i wysportowana, jako lis natomiast mocno przypomina zwierzę, lecz mogące poruszać się i na czterech i na dwóch łapach, w czym (oraz sile) podobna jest do wilkołaków. Gdyby nie chudsza sylwetka i barwa sierści mogłaby być z nimi mylona.
Umysł LisaRasowa
Jak przystało na zwierzołaka ma wyostrzone zmysły - zna też mowę zwierząt, choć najlepiej rozumie drapieżne ssaki. Ma dobrą pamięć fizyczną, choć dość szybko uczy się i pojęć z innych dziedzin. Lubi złożone zagadnienia takie jak klimat i taktyka. Łatwo zapamiętuje też wygląd i imiona napotykanych osób.
ZamianaRasowa
Dean w obu swoich formach posiada nieco inne możliwości - jako człowiek sprawniej włada magią, traci jednak wyostrzony słuch. Jako lis z kolei staje się dziksza i czasem oddaje władze instynktom - porzuca broń i walczy niczym bestia, łatwiej jej też polować i odnajdywać trop. Do głosu dochodzi jej zwierzęca natura. Wtedy dręczy ją też podświadomy wstręt do ludzi - mocniej odczuwa strach i agresję. Szybciej podejmuje działania (walkę lub ucieczkę), lecz kiedy szaleje ciężko układać jej plany, więc przeważnie jako człowiek najpierw ustala taktykę i obiera cel, by później jako lis zaatakować albo coś zdobyć. Dodatkowo przez swoją budowę ma problemy z wymówieniem słów we Wspólnym i posługuje się przeważnie Dialektem Zmiennokształtnych, ale i w tym języku po jej sposobie mówienia słychać czy w danej chwili myśli bardziej po ‘ludzku’ czy po ‘lisiemu’. Te dwie natury Red zdają się nie do końca ze sobą zgodne. Dominuje jednak bezsierstna, dwunożna Dean.
Nadwrażliwość magicznaWada
Trudno stworzyć silnego lisołaka - jednak od czego są eksperymenty? Dean była kolejną próbą uzyskania walecznego przedstawiciela gatunku i ostatecznie takim się stała - lecz początki nie były łatwe. Ludzka rodzina z nordyckimi przodkami i jeden z największych rodzajów lisa nie wystarczyły. Delikatna natura magiczna domagała się, by niemowlę z predyspozycjami na wojownika nie stało się członkiem zmiennokształtnej rasy. Przez kilka lat istnienie Dean podtrzymywano więc magią, aż dziewczynka zaczęła samodzielnie funkcjonować. Ceną za siłę do której została stworzona (a więc złamanie naturalnego porządku rzeczy) stała się jej późniejsza nadwrażliwość na magię harmonii - każde, najmniejsze nawet zaklęcie z tej dziedziny wywołuje u niej skutki uboczne, tym silniejsze im mocniejszy był czar. Dodatkowo, jako że jej jestestwo zostało splecione z dwóch dusz i dwóch umysłów, jest podatna na magię umysłu, która oddzielić może jej ludzką i zwierzęcą część świadomości, albo pozbawić ją jednej z nich.

Magia: Rozkazy

ZiemiCzeladnik
Używa głównie gleby, którą ma pod stopami by pomóc sobie w walce lub zastawiać pułapki. Może kontrolować niewielkie masy ziemne - tworzy z nich ruchome tarcze lub małe kopce, by uwięzić swoich przeciwników. Poza takimi niewielkimi klatkami częściej jednak wykorzystuje blokadę na nadgarstki i inne rodzaje pęt, bo wymaga to mniejszej ilości energii. Poza tym zajmuje się robieniem dołów na ogniska czy umacnianiem broni, choć łatwiej jej wpływać na ziemię czy skały niż przedmioty stworzone przez rozumne rasy.

Przedmioty Magiczne

Przenośna SkrytkaZaklęty
Medalion na mocnym, pozłacanym łańcuszku. Przypomina sześciokątne, płaskie pudełeczko z zatrzaskiem. Na środku pokrywki znajduje się prostokątny, fioletowo-zielony aleksandryt z kosztownym szlifem. Jeżeli właściciel umieści w nim pukiel swoich włosów lub choćby paznokieć, będzie mógł dzięki zaklętemu kamieniowi ‘chować’ rzeczy w innym wymiarze i później je przywoływać. Łączna objętość składanych przedmiotów nie może być większa niż korzec (128 l), a masa nie powinna przekraczać 13 kamieni (ok. 130 kg). Nie da się przenosić żywych organizmów. Medalionu może przy kontakcie fizycznym używać każdy, czyje komórki znalazły się w środku. Osoby ze słabą wolą mogą mieć jednak z tym problem, gdyż działa na zasadzie rozkazów. Przy gotowości do użycia przedmiotu pojawia się świadomość tego co już zostało zdeponowane i ile jeszcze się zmieści.
Biografia Rodu de LoerWyjątkowy
Beletrystyczna, już podniszczona książka, którą dostała od Rammiego - do nauki czytania. Jeszcze nie przeczytała całej, ale nie rozstanie się z nią dopóki tego nie zrobi. Niekiedy używa jej jako poduszki.

Charakter

Dean w życiu kieruje się tak sercem jak zasadami, choć nie zawsze widać po niej jak bardzo uczuciowo podchodzi do wielu spraw. Przez lata treningu i uporządkowanego życia skupionego na wykonywaniu poleceń stała się silna i mentalnie odporna, choć nigdy nie została oduczona emocji. Wychowywana grupie, zhierarchizowanej i wielorasowej przesiąkła tak stereotypami jak i tolerancją dla wielu odmiennych cech. 

Ceni cudzą wolność, życie i przyjaźń, choć nie jest najbardziej ufnym stworzeniem - wyrobione opinie ciężko u niej zmienić, a bywa to o tyle uciążliwe, że bardzo szybko decyduje za kogo daną osobę uważa i zamiast się jej uczyć, przykleja jej łatkę wroga, mieszczucha, sojusznika czy ofiary okoliczności.

Mimo przywódczych skłonności i wrodzonego tupetu, nie ma problemów ze słuchaniem osób, które szanuje, w tym swoich towarzyszy i istot z większym niż jej doświadczeniem. Ceni lojalność i honor, ale uszanować potrafi zarówno osoby twardo trzymające się swoich kodeksów jak i takie, które z natury dobre czasami gubią się we własnych decyzjach.

Uważa z resztą, że na tym polu sama potrzebuje wsparcia - jest świadoma, że to co robi jest dobre tylko dla określonej grupy, z którą się identyfikuje i choć chciałaby pomóc wielu, musi przypominać sobie, że nie można uszczęśliwić każdego. Choć być może nadal jest idealistką pragnąc uwolnić prześladowanych z opresji.
Mimo tych szlachetnych zapędów nie uważa, by miała dość wiedzy o świecie, by kompetentnie decydować w jego sprawach - z tego powodu, choć potrafi wtrącić się w czyjeś życie bez pytania, trzyma się z dala od większych spraw - woli pomóc niewielkiej wiosce z tajemniczą bestią niż jako dobrze płatna najemniczka chronić wysokiego urzędnika dostarczającego ważną wiadomość. Jest z resztą nieco uprzedzona do miejskich struktur władzy.

Właśnie, uprzedzenia - Dean ma ich sporo, a jej wiedza o innych rasach w większości jest niekompletna. Podstawowo każdego poza zmiennokształtnymi ocenia według pozorów, dopiero w razie konieczności doszukując się u nich skomplikowanych motywów czy osobniczych cech charakteru. Nie uważa, że musi być przyjaciółką wszystkich dookoła, choć jest przeciwna niepotrzebnej agresji - lecz jej zadaniem na ten moment jest pomaganie braciom będącym blisko naturalnego świata - przy czym nie jest aż tak przywiązana do samej natury. Nie twierdzi, że cywilizacja to coś złego - nie do końca rozumie jednak duże społeczności i uważa, że niesprawiedliwość jest wśród nich o wiele bardziej powszechna niż w małych osadach czy plemionach.
Ale jeżeli ludzie są tam szczęśliwi…

Zaczyna być coraz bardziej ciekawa - ich oraz elfów. Tak naprawdę chętnie oddałaby się podróżom i poznawaniu świata - może żeby się przekonać jak on rzeczywiście wygląda? Wiedzieć kim ona sama w nim jest i kim może się stać?
Ale na razie ma inne priorytety, takie samolubne pragnienia odrzucając na dalszy plan - skupiona jest przede wszystkim na rodzinie. Na osobach, z którymi dzieliła i dzieli drogę, z którymi je, pije i walczy ramię w ramię, a także tymi, których dopiero spotka. Jako, że umie w zasadzie jedynie walczyć i prowadzić swój niewielki oddział uważa, że właśnie to musi wykorzystać, by pomóc innym zwierzołakom, które mogą podzielić los ich dawnych kompanów.
Bo przecież to jej obowiązek?
Nigdy się nawet nie zastanawiała.

Odruchowo stając po stronie naturian i zmiennokształtnych nie odmawia przedstawicielom innych ras ani dobrej woli ani prawa do kierowania się innymi wartościami - ceni jednak także swoje własne. Dlatego może pomóc zagubionym w puszczy wędrowcom, ale i okaleczyć ich krewnych, którzy więżą w domu nieznanego jej wilkołaka.
Takie jest jej zadanie.

Stara się postępować przy tym ,,sprawiedliwie”, a póki co definiuje to głównie instynktownie, owijając zapobieganie krzywdzie w slogan ,,pomocy słabszym”. Ale o ile w niektórych przypadkach łatwo ocenić kto jest poszkodowanym, tak w innych decyzje stają się trudniejsze. Czy kotołak parający się przestępstwem sam jest sobie winien, że oddaje się pokusom posiadania, zamiast żyć poza murami, czy winne jest społeczeństwo, które go szykanowało i nie wychowało na kogoś, kto podjąby się uczciwej pracy? Stara się być rozsądna i dystansować się od przestępców, ale zbyt dobrze rozumie jak środowisko wpływa na kształtowanie się jednostki.

W zasadzie filozofia nie jest jej obca - i by uzyskać odpowiedzi na rodzące się z niej pytania ciągle uczy się nowych rzeczy i stara się zrozumieć gdzie jest miejsce tak jej jak i jej kompanów. I przecież niektórzy w czasie wędrówek znaleźli dla siebie domy, co Red podziwia i szanuje i do czego może nawet czasem jej się tęskni.

Ale jej domem jest droga, a powołaniem uszczęśliwienie jak największej liczby istot, które same nie umieją poradzić sobie z życiem w takim, a nie innym świecie. I choć może zdawać się to poświęceniem, Dean jest najszczęśliwsza właśnie wtedy kiedy pomaga innym. Kiedy widzi, że zrobiła coś dobrego… przynajmniej dla paru osób.

Nadal jest także młodą i żywą lisicą - choć dużo trenuje i stale roztacza opiekę nad swoją rodziną, a powaga nie jest jej obca, bardzo lubi się śmiać, rozweselać innych, grać z nimi i uczestniczyć w mniejszych czy większych uroczystościach odbywających się w napotkanych osadach.
Chociaż mimo dobrych chęci nie często umie odnaleźć się w towarzystwie, które słabiej ją zna - nie potrafi zachowywać się na dłuższą metę ani jak człowiek, ani jak kobieta, co utrudnia jej nawiązywanie nowych znajomości - czasami ma wrażenie, że w męskim wcieleniu byłoby jej łatwiej… chociaż zdania są podzielone.

Wygląd

CZŁOWIEK

Red’Dean to wysoka, atletycznie zbudowana kobieta. Naturalnie zgrabna sylwetka przemianowana została przez wyćwiczone mięśnie - bez swoich treningów Red mogłaby być szczupłą i wręcz delikatną niewiastą, o wąskich biodrach, ramionach i talii. Na szczęście nie dopuszczono do tego. Obecna jej masa dobrze współgra z więcej niż sążniem wzrostu (179 cm) oraz pewną postawą i obejściem wprawionego dowódcy. Jej rzeźba jest dumna - pozostają w niej resztki kobiecości, ale zatracają się w nabytych cechach przypisywanych mężczyznom. Chód ma pewny, nogi długie, acz bardzo mocne. Wyraźne wcięcie w talii zrekompensowane mocnym brzuchem i wyćwiczonymi plecami. Biust całkiem spory, trzymany w ryzach i konkurujący z ładnie zarysowanymi ramionami atletki. Widać u niej dość wrażliwą z natury szyję, ale i ona jakoś by się obroniła. Wdzięk ruchów spleciony został z praktycznymi nawykami i ostatecznie pozostał jedynie niewiele znaczącą ozdobą dla wykonywanych precyzyjnie gestów oraz stanowczych działań.
Dłonie i stopy, a co za tym idzie nadgarstki i kostki ma Dean niewieście, lecz umocnione pracą i wysiłkiem. Paznokcie obcina krótko i czyście je kiedy może, lecz nie jest to jej priorytet. Dba o higienę na ile się da, ale nie wypachnia się niczym, a wodę ceni bardziej jako napitek lub sposób na oczyszczenie ran, a nie luksus kąpieli. Najczęściej wystarczyć musi nawilżona szmatka.
Widać to po naturalnie natłuszczonej skórze o jasnośniadej barwie i marchewkowych, falujących włosach - te niekiedy spięte, a czasem w nieładzie, przeważnie pozostają nierozczesane i niedomyte. Znaczy - domyte z brudu, ale nie reszty.
Przez to właśnie Dean wygląda raczej dziko i niekiedy sprawia wrażenie barbarzyńcy - choć nawet uczesana, wyszorowana i w sukni z kokardą nie pozostawiałaby złudzeń co do stopnia swojego zniewieścienia. A to jest marne. Maniery ma typowo męskie, przeważnie proste; niekiedy nieco szarmanckie, chyba przez wyuczenie. Próżno szukać poezji w jej słowach czy gestach, łatwo za to zobaczyć liczne blizny na jej ciele udowadniające, że miecz dzierży częściej niż książki. Największe szramy trudno przeoczyć nawet z daleka - zwłaszcza te na rękach i twarzy.
Właśnie, twarz - Dean ma ją dziewczęcą, nawet miłą. Wyjątkowo niewinną, gdy tylko nie opancerza jej poważną miną lub grymasem ponaglenia. Mały podbródek, duże czoło i wyraźne policzki wespół z zadartym noskiem i wielkimi oczyma o czystozielonym kolorze awokado, stanowią trudny do pokonania dowód kobiecości. Nadrabiają to wąskie, blade ustka i wyraźne ciemnorude brwi, a także wcześniej wspomniane blizny - jedna układa się poziomo na grzbiecie nosa, druga przecina lewy łuk brwiowy, a jeszcze znajdzie się do tego rozcięcie na prawym uchu. I voilà!
Widać, że Red nie dba za bardzo o wygląd - w zasadzie w ogóle o nim nie myśli. Ciało ma służyć walce lub innym praktycznym celom - a celem Dean nie jest zamążpójście. Docenia jednak wygląd innych kobiet i cieszy się, gdy wojowniczkom z jej własnej bandy udaje się zachować namiętność do sukienek, ozdób, a także śliczne twarzyczki. U mężczyzn za to docenia siłę - jeżeli oni sami tego chcą. W zasadzie po prostu chce by inni byli zadowoleni. Tak jak ona jest, gdy nosi proste koszulki, podkoszulki i wygodne spodnie. Niekiedy opinające się mocno (by o nic nie zahaczyć) niekiedy luźniejsze. Do tego wystarczy jej pas, pochwa na broń i skórzane dodatki - to karwasze, to inny usztywniacz, czasem jakiś dodatkowy pasek. Jedyna inna ozdoba jaką nosi to magiczny medalion.
Podeszwy stóp ma odporne, choć w trudniejszym terenie zakłada buty - czasem z wysoką cholewą, niekiedy jedynie sandały chroniące przed kolcami i ostrymi skałami. W kwestii stroju potrafi wybrzydzać co do jego praktyczności tak jak księżniczka do jego urody i lepiej nie wciskać na nią niczego czego sama sobie nie wybrała.
Dyskutować z nią nie warto, bo rękę ma ciężką, a głos stanowczy, mocny i dość chropowaty, jakby zdarty. Potrafi odwarknąć, krzyknąć i zbesztać, nawet jeśli przeważnie wypowiada się jeśli nie przyjaźnie to tonem łaskawie rozkazującym.

Po tym wszystkim sama ona nie wierzy, że ktokolwiek naprawdę może potraktować ją jak zwykłą niewiastę i wręcz oczekuje czegoś zupełnie innego. Nie dostrzega szczerego błysku w oczach, radosnych uśmieszków, nie słyszy miłych słów i szczerego śmiechu. Ale nie skąpi ich swoim przyjaciołom. Dla nich jest naprawdę piękną lisicą.

BESTIA

Potrafi być też jednak stworzeniem zupełnie innego pokroju. Choć ,,bestia” to naciągane określenie, niegdyś często używane było dla odróżnienia form. Drugą odsłoną Dean jest bowiem antropomorficzny mięsożerca, bardziej zbliżony do zwierzęcia niż kobiety, choć niepozbawiony resztek ludzkich kształtów. Posiada obręcz barkową i wąską, choć niestandardową miednicę - może poruszać się w pozycji pionowej, lecz także na czterech łapach. Jest o jakiś pół stopy niższa niż będąc człowiekiem (ok.165 cm), ale niewiele lżejsza.
Kark ma silny, klatkę piersiową wydatną, z wyraźnie zaznaczonymi mięśniami. Tułów stosunkowo długi, choć niewielki w porównaniu do reszty ciała. Kręgosłup giętki, zakończony pokaźnym ogonem, pokrytym obficie gęstym futrem. Tylne łapy są wyjątkowo potężne, a zwierzęce stopy duże i zakończone ciemnymi pazurami. Nawet chodząc w pozycji ‘wyprostowanej’ Dean mocno ugina nogi, równowagę utrzymując dzięki powierzchni poduszek oraz z pomocą ogona. Przez taką budowę trudno określić ile tak naprawdę mierzy, bo zwykle chodząc garbi się lub odchyla.
Ręce już nieco bardziej przypominają ludzkie kończyny, w budowie niewiele się od nich różniąc. Największej przemianie ulegają dłonie - śródręcze się wydłuża, a palce skracają i wyginają z lekka. Stają się mocniejsze, przyozdobione szarawymi, zrogowaciałymi poduszkami i zdolne tak chwytać przedmioty jak i znosić bieg i podpieranie ciężaru ciała.
Sierść Red jest puchata, choć jedynie podszerstek naprawdę miękki - włosy okrywowe to bardziej sztywna i chropowata warstwa ochronna, najbardziej imponująca na karku i ogonie. Na grzbiecie i łapach dominuje w niej barwa intensywnie ruda, spodnia część fizjonomii Dean ma natomiast ciepłobiały kolor. Uszy, pysk i kończyny ubogacone są wyraźnymi, brązowymi akcentami o różnych odcieniach, przy nosie niemal tak jak i on czarnymi.
Czujna postawa zgiętego ciała i chuda sylwetka zbudowana z przerysowanych mięśni, nawet w połączeniu z płynnymi ruchami wydaje się niepokojąca i ostrzegawczo napięta. Na dodatek lisi pysk Dean, choć wcale nie zdeformowany, często zdradza dość nieprzychylne nastawienie kobiety, która marszczy go i pokazuje obcym zęby drapieżnika. Najważniejsze w ogólnym wrażeniu nieprzewidywalności są jednak jej oczy - dzięki zastosowanej w dzieciństwie magii życia, teraz jednolicie białe i puste - nie odbiera jej to wzroku, a dzięki braku zaznaczonych źrenic przeciwnicy nie wiedzą gdzie konkretnie lisołaczka w danej chwili patrzy.

To co jest ważne dla jej sojuszników to fakt, że pod tą postacią nie może sprawnie porozumiewać się we Wspólnym, choć nie ma aż takich problemów z Dialektem Zmiennokształtnych. Jest także zdolna do wycia i wydawania gamy innych dźwięków, które wśród zwierzęcych ras wystarczą do komunikacji.

Przed przemianą najczęściej zdejmuje lub z pomocą medalionu przenosi ubrania, aby ich nie zniszczyć i by nie utrudniały jej poruszania się. Niekiedy zostawi sobie jakiś skórzany element, a pośród sierści chowa zaklęty naszyjnik.

Historia

I

Dawno dawno temu, w pewnym zamku, daleko od większych ludzkich królestw, mieszkał sobie wampir i czarodziej. Nikt nie wiedział co połączyło ich ścieżki, jednak wielu mówiło, że byli dla siebie jak bracia i wspólnie, w odbudowanej twierdzy, oddawali się studiowaniu nauk i sztuk magicznych. Z początku sądzono, że nie utrzymają się długo w Opuszczonym Królestwie - nie byli najstraszniejszymi przedstawicielami swoich ras. Połączyli jednakże swoje siły i dzieląc się wiedzą nie tylko dawali sobie radę z napadami dzikich stworzeń czy grup najemników, ale wkrótce odnaleźli drogę dla siebie…

Z formujących się obozowisk i osad na pobliskich polach od czasu do czasu ktoś znikał. I od czasu do czasu z małych okien zamku wydobywały się podejrzane błyski. Od czasu do czasu słuch ginął po klanach naturian i brakowało zwierząt. I od czasu do czasu głuchy pisk i ryk dobiegał zza murów.

Wiele się wydarzyło. Wiedza została zdobyta, magia opanowana. Ludzie zapomnieli o zamku. Lecz gdyby ktoś podszedł do niego wiedziałby, że nie jest to już zwykła odrestaurowana ruinka. Ofortyfikowany, zgarnął dla siebie okoliczne pagórki, zamieniając się w twierdzę na tle dzikich traw. W dodatku więcej niż dwie osoby rezydowały teraz w jego komnatach. Elfy, czarodzieje - wszyscy z poważaniem odnoszący się do Pradawnego i Wampira. Nie oni jednak powinni przykuwać uwagę - murów, stoków i rzek strzegły bowiem liczne pary oczu i uszu - kłów i pazurów. Nie była to armia, nie - ta nieliczna garstka zmiennokształtnych strażników wystarczyła, by żaden intruz nie dostał się do wewnątrz.

II

Dwaj magowie mieli na swoich usługach i moce i rozumne stworzenia. Ich sława rozniosła się po świecie i wielu uczonych i możnych odwiedzało ich skromniutkie progi. Oglądali ich dzieła i rozprawiali o wyższości jednych ras nad drugimi. Czasami bawili się:
- Dzisiaj Gren't Abel będzie walczył z Backi!
Czasami podziwiali własne eksperymenty:
- Whint wciśnie się wszędzie, jeżeli da się jej trochę czasu. Ta kocia zwinność jest godna podziwu.
A niekiedy dogadzali sobie inaczej:
- Reddy to niezwykła tancerka!
- A jak skąpo odziana.
- Pasuje jej do oczu! Haha!

Poza wyjątkami eksperymenty nie były już zbyt drastyczne - wykorzystywano jedynie część zmiennokształtnych ras do poszerzenia wiedzy. Łatwo spychani do kategorii ,,zwierząt” nie budzili aż tyle litości co chociażby elfy i niewielu sprzeciwiało się dalszym badaniom - dwaj ‘bracia’ spisali także jedne z najlepiej opracowanych ksiąg o zmiennokształtnych i przyczynili się do ogólnego zachwytu nad ich możliwościami. Jedyne czego nie propagowali to ich równość i godność.
Nie - to była zupełnie inna klasa stworzeń.

Choć patrzyli na swoich podopiecznych niejako z góry, to dbali o nich i nie dawali im odczuć niedostatku. Nikt nie myślał o rebelii czy buncie. Na każde wezwanie stawiali się, przeważnie z zadowoleniem, gotowi wypełniać rozkazy.
- Whint - Kotołaki szkolone były w sprawności, zwinności i zapamiętywaniu. Część nauczono walczyć, inne z pola walki znikać. Żeńskie uwodziły swym urokiem, a ze względu na brak fizycznego starzenia cieszyły się ogólną sympatią.
- Gren't - Niedźwiedziołaki chodziły wolno po rozległych terenach polując i broniąc. Chociaż nieźli też z nich byli kucharze.
- Blento - Wilkołaki przechodziły różne rodzaje szkoleń. Patrzono jak społeczne i jak nieokiełznane potrafią się stać. Część z nich sprzedawano jako zwierzątka domowe. Były łatwe w hodowli.
- Backi - Panterołaki jako z kolei trudne do tresury wykorzystywano najczęściej do badań, a następnie ograniczono ten rodzaj działalności.
- Reddy - Osławione jako nowa, magiczna rasa Lisołaki także cieszyły się zainteresowaniem, choć potrzeba było wiele wysiłku do stworzenia każdego z nich. Ostatecznie powstała tancerka, skrytobójca i monstrum, które nie umiało przybrać ludzkiej formy.

III

Reddy Dean była kolejnym projektem. Nie potrzebowano już artysty czy skrytobójcy - spróbowali powołać do życia wojownika, nie będącego potworem. Silnego lisa mogącego mierzyć się z wilkołakami, zwinnego niemal jak kotołaki i z talentem do magii jakiej one nie posiadały. Nic z tego jednak nie wychodziło. Lisołaki miały być zwinne i szybkie, lekkiej budowy - trudno było pozbyć się wad i przydać im sztucznych zalet. Do pomocy zatrudnili w końcu elfa - mistrza magii życia. Nie był on taki jak oni - zgodził się jednak na wiele nieudanych prób i za każdym razem powtarzał, że to ostatnia. Porażka zawsze odbierała co najmniej dwa istnienia.
Niemowlęta inne niż ludzkie nie nadawały się do przemiany - nawet pół ludzie nie mogli zostać lisołakami. Szukano jednak wrodzonej krzepy i po wielu miesiącach znaleziono dziecko z nordyckimi przodkami, lecz ludzkimi rodzicami. Także wtedy narodziły się kolejne młode największego dostępnego magom podgatunku lisa. Postanowiono wykorzystać okazję, mimo iż niemowlęciem była dziewczynka, co nieco kolidowało z założeniami magów. Trudno było jednak znaleźć coś lepszego.
Zabrali małą nie słuchając nawet jakie było jej prawdziwe imię. Co więcej to elf musiał najbardziej ubrudzić sobie ręce. Może to właśnie dlatego czuł się do Dean dziwnie przywiązany - kiedy już udało mu się pozbawić ją człowieczeństwa.

Eksperyment się udał - prawie. Reddy Dean, połączenie lisa i człowieka istniała. Natura magii dopominała się jednak o lisołacze cechy. Wytrzymałe z natury dziecko musiało być jak na ironię stale trzymane pod tarczą zaklęć - i nie było wiadomo czy kiedyś stanie się samodzielne. Magowie włożyli w nią jednak tyle wysiłku, że postanowili poczekać. Nawet kilka lat.
I być może nierozsądnie pozostawiali ją głównie pod opieką elfiego towarzysza.

Młoda nie spotykała się zbyt często z rówieśnikami, choć dbano o jej rozwój - mogła bawić się w swojej komnatce, a niekiedy widywała innych zmiennokształtnych przy ich obowiązkach. Elf przekazywał jej wiedzę według ułożonego już planu - tak by wyrosła na dobrą sługę znającą swoje miejsce, lecz także na istotę gotową do walki. Ciężko było osądzić czy ma ku temu predyspozycje - chowana w sztucznych warunkach przyswajała wpajane jej zasady i mądrości, ale sama nie miała okazji zbytnio się wykazać. Dopiero po ukończeniu piątego roku życia stała się na tyle sprawna, że można było wypuścić ją i zacząć właściwe treningi…

IV

Red szkolono na wojowniczkę - zarzucono inne nauki, z wyjątkiem tego co mogło pomóc jej przetrwać i wypełnić powierzone zadania. Poza podstawami nie pokazano jej jak czytać i pisać. Nie mówiono wiele o świecie zewnętrznym, a już na pewno z perspektywy innych ras. By przypadkiem nie zaczęła się zastanawiać. Miała jednak dobry przykład zmiennokształtnych kolegów. Dobrze wytresowani nauczyli ją swego dialektu i posłuszeństwa. Dzielili się doświadczeniem, czasem może zaczepiali. To oni edukowali ją w kwestii tropienia, polowania, wykorzystywania zmysłów. Czarodziej i Wampir uchylili przed nią rąbka wiedzy tajemnej, a gdy zaczęła władać dziedziną ziemi pomogli jej opanować rozkazy.

Była dobrym uczniem, choć nieco hardym. Lubiła robić rzeczy po swojemu i wymyślać nowe sposoby rozwiązywania problemów, lecz słuchała starszych i mądrzejszych bez większych oporów. Okazała się wyjątkowo społeczna i łagodna w usposobieniu, a jednocześnie niezwykle waleczna z zamiłowaniem do wysiłku i dyscypliny. Mogłaby być dobrym ,,rycerzem”.
Mieli już takich - wyjątkowo godne zaufania, sprawne pół-zwierzęta, ceniące sobie honor i trzymające się zasad. Dean, poza formą bestii, gdy stawała się nieco nieobliczalna, spełniała wszelkie warunki. Poza tym kontrolowała siebie i swoje przemiany - dlatego uznano ją za odpowiednią kandydatkę.

V

Tak więc spędzała większość czasu najpierw na treningach i szkoleniach, później na misjach. Nie zbliżała się jednak do wolnych humanoidów - odbywała raczej pokazowe pojedynki z wilkołakami lub innymi pupilkami zaproszonych przez Magów gości. Wiele razy przegrała i wiele wygrała - ale początkowa duma i tak ustępowała miejsca niepewności. Zwłaszcza gdy walczyła ze znajomymi. Czemu oni się tutaj ranili, a smukłe istoty w długich szatach czerpały z tego przyjemność?
Nie umiała jednak obudzić w sobie większych wątpliwości. Znała swoje miejsce i póki nie musiała krzywdzić swoich bliskich, póty nie widziała powodów do sprzeciwu. Choć i tak pyskowała nieźle swojemu wychowawcy. Całej trójce. Na pojedynkach to ona w końcu się znała i zawsze mówiła, gdy miała jakieś zażalenia, prośby lub też pomysły.
Słuchali jej. Bo i dlaczego nie? Traktowali jej opinię jak cenną, bo ona sama była przydatnym sługą. Łatwiej było pokiwać głową i jej przytaknąć, by naiwnie zadowolona odeszła do obowiązków, niż zniewalać i tak już posłuszną istotę.
Tylko Elf miał ją za coś więcej. I nie tylko ją…

Niekiedy Dean musiała eliminować na polecenie Obcych - wrogów. Kiedy już Magowie przekonali się, że mimo uporu, lisołaczka nie zerwie im się ze smyczy i nie wpadnie na nic głupiego kiedy pozna osoby żyjące na innych zasadach. Pozwalano jej na kontakt z agresorami, a każda taka potyczka utwierdzała obie strony - i ludzkich wojów i zmienokształtnych obrońców - w przekonaniu, że ci drudzy to bestie i nie warto próbować do nich przemawiać.
Jednak poza murami spotkać można było i innych ludzi - nie mężczyzn z mieczami, a kobiety z dziećmi. Kiedy na takie coś Red’Dean się natknęła nie miała pojęcia co zrobić. Zaatakować? Wyminąć? Kim to to jest i jakie ma zamiary?
Kilka takich przypadkowych spotkań i w światopoglądzie Dean narodziła się możliwość innego niż dotąd myślenia. Nie miało to jednak większego wpływu na jej działania. Tyle może, że nigdy później nie atakowała nieuzbrojonych kobiet, młodych chłopców, a niekiedy i mężczyzn, którzy nie byli wobec niej nieprzyjaźni.
Nikomu to nie przeszkadzało, bo jej zadania polegały na obronie przed napastnikami, a nie eliminowaniu każdego Obcego.
Gorzej gdy poznała wolnych zmiennokształtnych - do tej pory nie sądziła, że mogą żyć na własną rękę, z dala od swoich panów… Ciekawe…

Jej oddania i ufności nie zmyło jednak i to. Nawet jeżeli nie wszyscy ludzie byli źli, a zmiennokształtni mogli poza murami robić wszystko po swojemu, ona nie czuła potrzeby zmian. Może jedynie zrozumiała różnicę między poddanymi, a trójką Magów - nie mówili im całej prawdy i traktowali jak ograniczonych… ale widocznie tak miało być. Czemu by nie?

VI

O takich rozterkach Dean potrafiła zapomnieć, gdy chwalono ją za jej osiągnięcia - gdy widziała milszą stronę swoich wychowawców. Choć niekiedy ktoś z jej zwierzęcej rodziny zniknął, lub zaczął zachowywać się inaczej, nie podejrzewała swoich panów o złe zamiary. Pewnie coś się stało i nie chcieli ich martwić. W końcu o nich dbali.
Tak, nikt tam nie czuł się wykorzystywany - mieli swój cel, zadania i miejsce.
Do czasu.

* * *

Red’Dean była sukcesem. Razem z Blento Dean (Blue), młodym jak ona wilkołakiem, stanowili całkiem zgraną drużynę i najlepszych kompanów. Jednak o ile towarzysze doceniali jej umiejętności, to z Magów pierwszy zachwyt zdołał nieco opaść.
Lisołaczka była silna i wytrzymała, lecz nie tak jak niektóre wilki. Przez rozmiary nie potrafiła wcisnąć się tam gdzie koty. Nie była zła, ale ostatecznie jej wyczyny przestały być czymś niezwykłym. Może gdyby była mężczyzną… wtedy mogłaby być nieco sprawniejszym wojownikiem.
Przestano wzywać ją na arenę, nikt nie chciał oglądać już w kółko tego samego, średnio-potężnego rudzielca.

Trochę było to smutne. Ale życie przy murach w roli strażnika i posiadanie u boku przyjaciół szybko spodobało się Dean. Myślała, że może pewnego dnia wykaże się w boju - pokona jakiegoś potwora, pokaże na ile ją stać - i opiekunowie znów będą z niej dumni. Karmiąc się tą ambicją dawała z siebie wszystko, by znów uznali ją za przydatną i niezastąpioną.

* * *

Kiedyś została wezwana w postaci bestii przed oblicze Czarodzieja - miała wtedy okazję z bliska poznać jego córkę. Średniego wzrostu dziewczyna o aparycji księżniczki z zachwytem oglądała zwierzęcy pysk Dean, obchodziła ją i wyrażała aprobatę dla jej wyglądu. Lisiaca nie za bardzo wiedziała jak reagować, ale Czarodziej wydawał się zadowolony. Czyżby szukał kompanki dla potomkinii?
Uradowana wyszła do swoich. A zza filarów, zachłanne oczy wilkołaka z tasakiem i zatroskany wzrok Elfa śledziły każdy jej ruch.
W nocy niespokojna plotka rozniosła się po forcie.

* * *

- Blent' Jack! - Złapała owego wilkołaka pewnego wieczora. - Słyszałam, że rozpowiadasz jakieś paskudztwa na temat naszych panów. Zazdrość cię bierze?
- Mnie? - Wilk uśmiechnął się paskudnie, a jednak z politowaniem - Mówię to wszystko, bo nawet cię lubię, Re’dean. Naprawdę nawet lubię…
Był znanym dziwakiem i wielu się go obawiało. Uważany był za niepoczytalnego, choć najczęściej ze wszystkich wilków przebywał w zamku i zdaje się był wysoko za coś ceniony. Dean jednak była pewna, że wobec niej czuje zawiść, jako że sam nie walczył i nigdy nie powierzano mu tak ważnych, jak jej, zadań. Zaczął więc mówić, że wysyłają ją na ostatnią misję, kiedy się dowiedział jaki zaszczyt jej przypadnie. I tyle.
- Dlaczego twierdzisz, że się mnie pozbędą? Możliwe, że dostanę misję towarzyszenia pannie Afrille. Wiem, że to niebezpieczne, ale robią to dlatego, że mi ufają!
Popatrzył na nią niemal z rozbawieniem. I smutkiem.
- Moja droga, mała Re’dean - pogładził ją po policzku swoją podręczną brzytwą. - Ojć, źle by było, gdybym cię uszkodził… HAHAHA!
- Co?…
- Uciekaj Red. - Syknął - Bo cię lubię, powiedziałem ci; ale więcej nie mogę zrobić. Jeżeli nie chcesz podzielić losu Blent' Abel… Wiesz gdzie jest wyjście.

* * *

Wyjście było, choć strzeżone magiczną barierą informującą wszystkich Magów o tym kto przez nią przechodzi - a Red nie dostała zadania do wykonania na zewnątrz. Rada wilka więc nie na wiele się zdała - pozornie. Rozbudziła w bowiem w lisołaczce ciekawość i zmusiła do działania.
Tłumacząc to złością na Blent' Jack’a, postanowiła wbrew swoim zwyczajom zakraść się do magów, gdy będą wieczorem omawiać swoje przedsięwzięcia. Uświadomiona, że mogą wyczuwać aury, zaczaiła się w miarę daleko, pod postacią bestii wytężając słuch. Spędziła tak wiele minut, gdy oni popijali krew i herbatę ziołową. I nagle padło jej imię.
Słuchała długo, nie rozumiejąc o czym w ogóle mówią.
,,Do niczego się już nie przydaje”
,,Tak, następny musi być ciekawszy…”
,,Ale to był niezły pomysł. Ostatecznie zebraliśmy dużo danych”
I dalej:
,, - Byłaby niezłym rycerzem, gdyby Arfille się nie spodobała.
-Yhmm…
- Potrzebujesz jej?
- …Nie.
- A więc w porządku. Niedługo Arill dostanie swoje wymarzone futro. Rozmiar jak na nią stworzony!
Pradawny zaśmiał się, lecz wampir się nie przyłączył.
- Cóż, nie mam zamiaru wtrącać się do ciebie i Arfille.
- Dobrze.
Długa cisza. Stukanie kieliszków i spodków.
- Blento Jack będzie miał niezłe wyzwanie. Mam nadzieję, że niczego nie zadraśnie…”

W tym momecie Dean zerwała się z miejsca. Umysł szybciej niż serce zrozumiało, gdzie kończyli niepotrzebni zmiennokształtni i czym zajmował się Jack. Jak traktują ich Opiekunowie. I co zrobią z nią jeżeli nie ucie…

* * *

Nie spodziewała się, że w tym momencie wpadnie na Elfa. Spanikowana, była przez chwilę gotowa bezmyślnie się na niego rzucić, jednocześnie pragnąc kontynuować bieg. Choć nie brał udziału w rozmowie był jednym z Magów - czy został wysłany aby ją zatrzymać?

Jednak wzrok elfa ani jego postawa nie świadczyły o wrogości - wręcz o pokorze. Dała mu chwilę. Wyraźnie nie wiedział co powiedzieć, od czego zacząć. Na twarzy malował mu się smutek i poczucie winy, lecz także i cień desperacji. Chciał zrobić coś czego nie powinien.
- Biegnij. - Wyszeptał w końcu, gestem wskazując, że zdejmie barierę z bramy.
Stała.
- Zanim zorientują się, że cię wypuściłem… zdążysz już…
Brakowało mu słów.
Instynkty mówiły, że może mu ufać. Może opuścić zamek. Ale rozum… ludzka część Dean dopominała się o swoje. Nawet jeśli na nią polowali, nie mogła od tak zniknąć. Co z innymi? Przecież o niczym nie wiedzą! Nie miała wiele czasu, ale musiała im powiedzieć. Tylko jak? Komu? Sama była przecież do tej pory lojalna i wyśmiała Jack’a gdy ją ostrzegł. On z kolei, choć o wszystkim wiedział, nigdzie się nie wybierał - nie wszyscy byli zagrożeni. A jednak Elf był gotowy zdradzić swoich.
Mętlik w głowie nie pozwalał jej się skupić. Kto był po czyjej stronie? Musiała przemienić się w człowieka i coś wymyślić. W jej obowiązku leżało ostrzec pozostałych. Ale jak ich przekonać? Nie miała takiego autorytetu jak Magowie. Chyba, że elf…
Popatrzyła na niego wymownie, ludzkimi już oczyma. Ale cofnął się tylko. Pokręcił głową.
Nie mógł zrobić więcej.
Zupełnie jak Jack.
Nie wiedziała, czy bardziej jest wściekła na niego, czy wdzięczna za jego gest. Nie był dobrą osobą - kto wie ile z jej braci potraktował jak zwykły produkt. Ale miał uczucia i teraz ryzykował - dla tej, którą wychował. Coś kazało jej myśleć, że miał swoje powody do współpracy z pozostałą dwójką. A teraz żałował. Lecz nie był skruszony na tyle, by się im przeciwstawić. A może?…
- Czy tylko mnie uwolniłeś? - W jej głosie brzmiała nadzieja. Jeżeli nie mógł jawnie się zbuntować, to może pomagał po cichu?
- … Reddy…
Nie. Nie pomagał.
Zacisnęła pięści.
- Czy uwolnisz innych? - Spytała twardo, tonem jakiego nigdy wcześniej wobec niego nie użyła. To był rozkaz.
Lecz on nie mógł słuchać jej poleceń.
- Zwierzołaki nie mają TU złego życia… rodzicie się pozbawieni wolności i pragnienia jej. Dajemy wam to co potrzebne…
- Jesteśmy tylko zwierzętami, tak?
- …
- Czy nie jesteś elfem? Nie umiesz nas szanować?
Westchnął.
- Inne elfy na pewno zrozumieją cię lepiej niż ja… jestem już bardziej magiem niż czymkolwiek innym. Wszystko przez… - uciął - Red, kiedy już będziesz na zewnątrz unikaj czarodziejów i fanatycznych wyznawców Matki Natury. Szukaj innych zmiennokształtnych.
- Ale… dlaczego wyznawców?
- Dla niektórych… lisołaki są wbrew naturze. Nie powinniście istnieć.
- …
- Reddy…
- Idę po resztę. Nie pozwolę im skończyć jak… jak Blent' Abel! - Krzyknęła popełniając pierwszy taktyczny błąd.

* * *

Nie zapytała ile Elf zamierza na nią czekać. Czy wypuści kogokolwiek poza nią. Czy się nie rozmyśli.
Jednym zdaniem zdradziła co zamierza, a także, że ktoś powiedział jej wcześniej o losie Blent' Abel. Na jej szczęście Elf nie miał interesu w szukaniu zdrajców. Nie miał interesu… dobre określenie. Chciał pomóc jej, i tylko jej, by zmyć z siebie winę. Ale inni go nie obchodzili. Ani Czarodziej, ani Wampir, ani zmiennokształtni. Był tutaj… sam.
Ona w tej chwili też.

Bo kto mógł jej zaufać? Kto zaryzykowałby ucieczkę? Jeżeli znajdą się poza murami będą zapewne ścigani, nie mówiąc o tym, że wszystko co do tej pory robili straci jakiekolwiek znaczenie. Jak odnajdą się w świecie, którego nie znali? I czy to będzie dla nich lepsze? Jack, będąc póki co niezastąpionym, nie musiał uciekać - i tak jak jego, wielu innych też się nie pozbędą. Gdyby wiedziała więcej!
Zdezorientowana mogła jedynie odnaleźć Blento Dean’a i wszystko mu opowiedzieć. Jeżeli ktoś mógł powierzyć jej swoją przyszłość to właśnie on. I faktycznie - choć nie wiele z tego mógł pojąć, nie brał pod uwagę innej opcji jak tylko pomoc swojej przyjaciółce. Tajemnicy jaką mu przekazała nie usłyszał jednak wyłącznie on - para ciekawskich uszu także znalazła się w pobliżu. Do rana prawdy Red'Dean dogoniły plotkę Jack’a i wywołały wzburzenie większe niż gotowa była przypuścić.

* * *

Jak się okazało nie tylko Jack o wszystkim wiedział. Zmiennokształtna rodzina była podzielona bardziej niż młodszym się wydawało. Pokolenie Dean było niedouczone i chronione przed zbędnymi informacjami. Starsi, chociażby pokolenie Abel, miało jednak świadomość jak ciężko było tu przetrwać. Silniejsi z nich, znając swoją wartość dla Magów, lecz obawiając się ich gniewu, stanęli po ich stronie. Ale i między Panami doszło do sprzeczki. Elf w końcu się złamał - zdjął barierę i potwierdził przy kilku zmiennokształtnych prawdomówność lisołaczki przyznając się do winy i narażając na gniew tak poddanych jak swoich kompanów. Czarodziej i Nieumarły nakazali zwierzęcym sługom złapać wszystkich, którzy zechcą uciec, sami zaś zajęli się zdrajcą.
Pół-ludzie mieli więc czas na zdeklarowanie się - kto postanowi im służyć i żyć w dobrobycie, a kogo będą ścigać i ostatecznie ukarzą.

Zaczęły się walki i paniczna ucieczka. Nikt nie wiedział kto z biegnących z nim ramię w ramię jest wrogiem, a kto sojusznikiem. Chociaż nie każdy się ukrywał. W przypływie furii niedźwiedzie i wilkołaki rzucały się na słabszych - w ciągu kilku chwil trzeba było postanowić kim się zostanie. Kompanem czy sługą? Uciekinierem czy niewolnikiem?

Przyjaciele zdradzali się nawzajem - Red'Dean też musiała walczyć z tymi, którzy byli jej drodzy. A kiedy nie umiała, bronił ją Blue. Razem biegli co tchu, ciągle nie mogąc uwierzyć w bestialstwo jakiego dookoła się dopuszczano. Ale lisica chciała zgarnąć po drodze jeszcze paru zmiennokształtnych, jeszcze…
W krytycznym momencie dołączyła do nich Whint Abel. Kot-rycerz, z doświadczeniem i zwinnością bijącym na głowę większość przeciwników. To ona uspokoiła ich nerwy i niemal siłą doprowadziła do bramy, czekającej tylko aż przez nią przejdą. Dean wciąż chciała zawrócić. Z pomocą Abel mogłaby…
- Ja się tym zajmę - Kotołaczka odparła spokojnie, zupełnie jakby nie otaczał ich krwiożerczy chaos, a ona sama siedziała w głowie lisicy. - Blue jest ranny, masz co robić. Odszukaj lepiej tych co już uciekli i udajcie się na zachód. Musicie uciekać. Dogonię was z pozostałymi. - Uśmiechnęła się chwacko - Liczę na was.

VII

Do dzisiaj Dean uważa, że ma u Abel dług jakiego nie spłaci. Gdyby nie jej doświadczenie i spokój, mądre decyzje i szybkość w działaniu, być może przekroczyłaby bramę; może nawet razem z Blue i tułaliby się samotnie przez następne lata. A tak ruszyli gromadą. Starsi, z pomocą walecznej kocicy, zatrzymali braci stojących po stronie Magów, dając młodszym czas na ucieczkę. I nią Red się zajęła.

Następne tygodnie były wyjątkowo trudne. Mimo iż wszyscy byli zbiegami tak naprawdę nikt nie wiedział komu można ufać. Zdarzały się zdrady i podstępy, mające ułatwić Panom osiągnięcie ich celu. Nie można było spokojnie mówić; odwracać się tyłem w ciągu dnia i zamykać oczu nocą - stałe poczucie zagrożenia powoli niszczyło psychikę zmiennokształtnych - w takich właśnie warunkach Dean uczyła się prawdziwego przywództwa.
Choć chciała przekazać pałeczkę Abel, ta stwierdziła, że nie ma do tego głowy - umiała działać głównie na własną łapę. Lisołaczka zaś miała silną wolę i wiele miłości dla swych pobratymców. Szczerze zależało jej na ich dobrobycie - i tym uporem zdobyła w końcu sprawdzoną drużynę. Tych, którzy podzielali jej zdanie, pragnęli wolności i wspólnego szczęścia. Zdrajcy się wykruszyli, przeszkody były pokonywane, więzi umacniane. Niektórzy sojusznicy osiedli w nowych miejscach i zajęli się różnymi zadaniami - a Banda Red’Dean ruszyła dalej.
Jej skład na przestrzeni lat nieco się zmieniał - niektórzy znajdowali domy dla siebie, odkrywając co chcieliby robić. Ale niekiedy po jakimś czasie wracali. Dochodzili nowi, których historia nie miała nic wspólnego z Opuszczonym Królestwem. Niektórzy zakładali rodziny. Ale rdzeń grupy pozostał stabilny. Ta garstka osób, która nie miała dla siebie miejsca innego niż nieskończona droga; i żadnego celu poza doskonalącą podróżą. Lisołaczka Dean, kocica Abel, wilkołak Blue… i wilkołak Jack. Tak, Rzeźnik także stał się jednym z nich. I choć najdłużej wzbudzał podejrzenia, do końca zaś nie wszyscy przebaczyli mu dawne czyny, stał się oparciem dla nagle zbuntowanych futrzaków dzieląc się swoim doświadczeniem i służąc praktycznymi umiejętnościami - a tych grupie wojowników brakowało najbardziej.

VIII

Przez pięć lat podróży Dean robiła w zasadzie cztery rzeczy - szlifowała swoje umiejętności, zdobywała kawałeczki wiedzy o świecie, dbała o zmiennokształtną rodzinę i z jej wsparciem pomagała napotkanym osobom.

Większość umiejętności posiadała już opuszczając zamek - jednak w zewnętrznym świecie panowały zupełnie inne zasady. Polowanie, tropienie czy odnajdywanie kryjówek stało się podstawą przetrwania. Już nic nie musieli robić na pokaz. Także walki stały się inne - mniej szablonowe, gwałtowniejsze, bardziej wymagające. Teraz główną rolę odgrywała współpraca, taktyka i przewidywanie skąd może paść cios i od kogo. Magia ziemi, do tej pory służąca za dodatek dla widowni, w nowych warunkach okazywała się asem wyjętym z rękawa. Planowanie i wykorzystywanie atutów każdego członka drużyny stało się w końcu nawykiem Dean, choć gdy tylko mogła trenowała też walkę w pojedynkę.

Sporo nowych rzeczy nauczyła się o środowisku - poznawała wcześniej mijane rośliny, nowe gatunki zwierząt, ścieżki ludzi czy elfów, a nawet same rasy. Z początku bardzo nieufna i podejrzliwa w końcu zaczynała dostrzegać, że rasa nie definiuje jeszcze charakteru… choć oczywiście wychowanie w danym społeczeństwie wpływało na światopogląd. Mimo iż poznała wyjątki od reguły, pradawni i nieumarli zapisali się w jej pamięci jako niebezpieczeństwo, którego należy unikać. Pomimo zdrad i nieporozumień na zawsze została sprzymierzeńcem zmiennokształtnych i wielu naturian. Z rezerwą traktowała ludzi i elfy, ale zdobyła wśród nich przyjaciół.


IX - ZNAJOMI

Kito, podróżujący samotnie centaur oswoił ze sobą grupę w ciągu kilku zaledwie minut. Jako szaman miał swoje dziwactwa, ale jego przewodnictwo po nowych terenach okazało się niezwykle pomocne. Dzielił się swoją wiedzą, zarażał uduchowieniem, a Dean zaimponowało jego pokojowe podejście - tak pokojowe, że z odrazą zerkał na broń każdego z jej towarzyszy, a jednocześnie wszystkich darzył dziwnie naturalną miłością. To jemu przyznała się, że także pragnęłaby życia bez walki, ale nie jest to dla niej możliwe. Musi się bronić by przetrwać. A także…to chyba jedyne co umie; i wierzy, że dzięki temu zrobi więcej dobrego niż złego, pomagając stworzeniom w potrzebie.
Nigdy do końca nie doszli do porozumienia - lisica stwierdziła, że jej podejście jest bardziej praktyczne, natomiast centaur musiałby na raz zmienić cały świat. A to niemożliwe. Uśmiechnął się wtedy i w zasadzie przytaknął. Stwierdził też, że Dean dlatego jest tak dobrym przywódcą - może uszczęśliwić grupę ważnych dla siebie osób, bo potrafi poświęcić inne. Ale szanował ją i życzył jej powodzenia. Ona zaś jemu i sobie świata, w którym szkolenie od młodości do walki nie będzie konieczne.

Innym centaurem jakiego Dean miała okazję poznać był Nessus - (wojownik), który mimo swojego wyćwiczenia utknął w pułapce na niedźwiedzie, która skutecznie unieruchamiała jedną z jego nóg. W podzięce za pomoc w uwolnieniu go, cała banda otrzymała nieco jedzenia z centaurzej wioski, a lisołaczka i dwie zmiennokształtne zostały do niej nawet zaproszone. Dzięki temu wyrobili sobie dobre mniemanie o tej rasie - podziwiają ich kulturę, szanują waleczność i podziwiają nietypowe, a zdawałoby się takie podobne do ich - ciała.

Do czarodziejów z kolei nadal są wyraźnie uprzedzeni - ale Lotta, pewna młoda pradawna wprawiła ich w niezłą konfuzję pokazując jak empatyczni (i niemądrzy) potrafią oni być. Dziewczyna, w zasadzie nadal uważając się za przedstawicielkę tej rasy, przed laty związała swoje losy także z klanem niedźwiedziołaków i to tak silnie, że na dobrą sprawę stała się i jednym z nich. Dean i reszta pewni byli, że to jakiś podstęp - ale Lottana okazała się być prawdziwie niewinnym i uroczym stworzeniem. Mimo nieufności jaką ją obdarzali i wyraźną z początku wrogością przeprowadziła ich przez góry - pokazała swoją magię, opowiedziała o niedźwiedziej rodzinie i udowodniła, że w zasadzie czarodziej czy misiek… jej to nie robi różnicy. I chociaż nie nadawała się na wykładowcę to nauczyła ich wyjątkowo wiele - i lekcje od niej były jednymi z ważniejszych w ich długiej podróży.
Chociaż byli i tacy, którzy zamiast usypiać ich czujność pogłębiali stare rany:

Elf i dhampir. Dwie młode dziewczynki na pierwszy rzut oka, później jak się okazało co najmniej jedna była chłopcem. Kiedy krwiopijca zauważył ich obecność (śledzili ich od jakiegoś czasu), w zasadzie bez powodu, ale z uśmiechem triumfu na ustach wyrecytował parę zaklęć i otworzył portal z którego wylazło coś… czego nigdy wcześniej nie widzieli. Kto wie czy to nawet było stworzenie? Poszczuwszy ich tym chyba dał sobie spokój, bo po szybkiej ucieczce nie zostali więcej zaatakowani. Potem toczyły się wśród nich dyskusje, czy elf (jak twierdzili niektórzy) próbował rudego dzieciaka powstrzymać czy może popierał jego czyny… tak czy inaczej elfy mają chyba wpisane w charakter służenie krwiopijcom.

Albo Krwawej Matce…

Ten elf (półelf) nazywał się Sevirion. W zasadzie nie przejęliby się nim, gdyby grupa zbójców czy innego obrzydlistwa nie toczyła z nim walki przy jakiejś dziwacznej kaplicy… z początku niepewnie, lecz w końcu z całą siłą pomogli mu się z nimi rozprawić, by ofiar było jak najmniej po jednej i drugiej stronie. Tak po prawdzie. Gość był zacięty w walce. I później jakoś się złożyło, że porozmawiali… usiedli razem spokojnie, jak to po starciu, a elf zapytany opowiedział im o miejscu, którego bronił i kulcie, z którym się wiązał. Nie do końca do nich dotarł sens tego wszystkiego, ale zderzenie się z czymś tak odmiennym od znanych im rzeczy pomogło im coraz lepiej rozumieć świat. Rozstali się z elfem w pokoju i ze świadomością jakie to kamienie zdarzało im się mijać… w razie spotkania innego członka nie byliby już zaskoczeni.

Co nie znaczy, że nic już nie miało ich zaskakiwać - kiedy pewnego poranka Dean poszła sprawdzić pułapki, które zastawiali na pewną upartą zwierzynę, zobaczyła, że zamiast jej, za nogę zwisa jakaś ruda niewiasta. Rzeczy z kieszeni jej się posypały i chyba szczerze mówiąc przejęła się tym bardziej, niż swoją obecną pozycją.
To był Rammi.
Że jest mężczyzną, elfem i w ogóle niezbyt groźnym przekonała się podczas dłuższej rozmowy. Krew spływała mu do głowy, ale i tak wypytywała go uparcie o to kim jest i czemu to rozwala jej pułapki. I musiała przyznać, że pogawdka była to całkiem miła… zabrała go więc do obozu, kiedy zaczął majaczyć.
Tam przetrzymali go trochę - by wykorzystać. Jego wiedzę. Tak, rudzielec zaskakująco dużo wiedział - o świecie, o kultura, o językach… oni też chcieli. A że on się z ochotą dawał to korzyści w zasadzie były obustronne. Sama Dean wyniosła z tego jednak wyjątkowo dużo, bo Rammi mocno podszlifował jej mówiony wspólny, a przez tygodnie nauki pokazał także podstawy czytania.
W końcu jednak trzeba go było wypuścić…

Ale i dobrze, bo mieli inną robotę - po zapoznaniu się z satyrką Imeldą, prowadzącą sierociniec dla ,,nie-ludzkich dzieci” szybko nawiązali z nią współpracę - podróżując często napotykali mieszane rodziny czy porzucone pociechy - teraz wiedzieli już co z nimi zrobić. Dean do dzisiaj podziwia naturiankę zarówno za pomysł jak i oddanie - w dużej mierze została też przez nią zainspirowana, by nie ustawać w swoim pragnieniu pomocy futrzastym, kopytnym czy ogoniastym rasom.

Podczas, gdy nie ustają w swojej podróżniczej misji trafiają się też chwile przerwy i rozrywki - taką przerwę miała chociażby jedna z kotołaczek, która samotnie wybrawszy się do karczmy upatrzyła sobie pewnego przystojniaka… Kelsier, bo tak miał na imię, pił w samotności - okazja idealna. Zagadała do niego, raz, drugi, a gdy namówiła go w końcu by został w karczmie i trochę z nią porozmawiał, następnego ranka opowiadała swojej bandzie niestworzone rzeczy. Mało kto wierzył jej jednak na słowo, a szkoda, bo dowiedziała się paru ciekawych rzeczy…

Były jednak historie, które słyszeli wszyscy - chociażby te od Yastre. Były cyrkowiec i zbójnik miał im do zaoferowania pomoc w pewnej sprawie, ale głównie opowieści i możliwość rozpieszczania go. Z samej ciekawości losów panterołaka Dean pozwoliła mu zostać, choć nie pałała do niego miłością - obściskiwany przez sporą część grupy, jej zdaniem nie zasługiwał na taki afekt - fajnie było jednak razem potrenować, dobry był w polowaniu i - choć zjadał większą część tego co złapał - okazywał się całkiem przydatny. Ostatecznie jednak nie poparła pomysłu, by wcielić go do drużyny - dyscyplina jednak za bardzo cierpiała na jego obecności.

Towarzysz

Imię:Kicia
Gatunek:Igrys
Płeć:Samica
Wiek:5 lat

Kicia to przeciętnej wielkości (czyli całkiem spora) samica Igrysa. Jest trikolorką - białe futro w pewnej części pokrywają czarne i rude, pręgowane łaty, choć dominującą barwą są tylko na grzbiecie. Ma zielone, surowe oczy i harde spojrzenie - mocno kontrastujące z imieniem, ale świetnie oddające charakter. Tygrysica jest doświadczona, uparta i bardzo zadziorna, ale zgodziła się podróżować z bandą Dean, niedługo po tym jak uwolnili ją z rąk kłusowników, co stało się z resztą całkiem niedawno. Nadal nie odnalazła wspólnego języka ze wszystkimi zmiennokształtnymi, ale toleruje ich jako tako i korzysta z tego, że część potrafi ją zrozumieć. Przeważnie towarzyszy Dean jako liderce, ale niekiedy zdaje się, że zamiast ją wspierać woli konkurować - nie ma wątpliwości, że w tym towarzystwie uważa się za najmądrzejszą. 

Mimo wszystko nieźle się doagdują - na stałe połączyła je bowiem pewna historia:

Po uwolnieniu igryski i wypuszczeniu jej, lisica odwiedziła pobliski zajazd, dziurę, w której nawet taką pakerkę jak ona zaczepiali podpici panowie. Akurat kiedy miała dać komuś w zęby za nazwanie jej ,,kicią”, znajoma igryska wyleciała zza krzaków chcąc coś upolować. Dean powstrzymała ją wtedy, ale zamiast walczyć, razem, dumnie opuściły ludzki teren. Jak dobrze wtedy się rozumiały… Kotka zaś stała się ,,Kicią”. Teraz reaguje na to imię za każdym razem kiedy ktoś nieostrożny pragnie zaczepić jedną ze zmiennokształtnych.
  • Najnowsze posty napisane przez: Dean
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data