Historia, jak to z pewnością mogą stwierdzić zarówno historycy śledzący losy narodów, jak i każdy rodzic spoglądając na swoje dziecko; wielki dramaturg twierdził, iż czas jest kręgiem, a ludzie tylko aktorami, noszącymi wciąż z te same, odwieczne maski, odkrywającymi role, odziedziczone po swoich najdalszych przodkach. Kiedy więc smok Dérigéntirh odkrył na wielkiej licytacji w jednym z głównych miast handlowych Alaranii dwa jaja smoków zabitych przez łowców, nie mógł się wahać przed przebiciem każdej oferty i zakupieniu ich za olbrzymią sumę. Kierowany dobrocią serca, nie przemyślał, co dalej powinien zrobić - tutaj jego ukochana Leastafis się przydała. Możliwość oddania jaj rodzinie smoków odrzucili, bo wiedzieli, jak ta traktowałaby cudze potomstwo. To, aby Dérigéntirh wychował je jak smoki też nie wchodziło w grę - zdecydowanie jego tok myślenia był zbyt typowy dla “dwunogów”, aby małe smoki mogły wyrosnąć na coś innego niż odmieńców, którzy nie poradziliby sobie pośród własnej rasy. Więc… zdecydowali się na rozwiązanie tyle radykalne, ile ironiczne - przemiany zaraz po wykluciu smoków w ich ludzkie formy i ukrywanie ich tożsamość, zupełnie jak to było w przypadku Dérigéntirha. Obiecali sobie jednak, że zdradzą im prawdę tak szybko, jak tylko będzie to dla nich bezpieczne.<br><br>Wkrótce pierwsze jajo pękło, a wykluła się z niego malutka smoczyca. Dérigéntirh czym prędzej przystąpił do przemieniania jej, w podobny sposób, w jaki to odbyło się w jego przypadku - na początek nadanie niewielkiemu stworzeniu formy ludzkiego niemowlęcia, wykorzystując do tego zdolności przemian smoków, które dla małej nie były jeszcze dostępne, ale przy odpowiedniej stymulacji z zewnątrz zostały aktywowane i odpowiednio nakierowane tak, aby smoczyca była nie do odróżnienia od człowieka. Po drugie, upewnić się, że nie pozostanie w obecnym stanie, a będzie się rozwijać tak jak każde ludzkie dziecko w tym ciele przy równoczesnym rozwoju jej smoczej postaci. To było już znacznie bardziej skomplikowane, ale dzięki wiedzy i umiejętnościom i to się udało zrobić bez problemów, zapewniając smoczycy zwyczajne i zdrowe dorastanie. Ostatnia sprawa tyczyła się ukrycia jej tożsamości - mimo, iż znajdowała się teraz w ciele człowieka, każdy mag od razu potrafił wyczuć jej aurę, dlatego też ponownie użyto sprawdzonej metody; artefakt zmieniający emanację istoty, jakich pełno jest na rynkach magicznych przedmiotów, został zakupiony, a następnie wydobyta z niego esencja, która następnie została umieszczona w szpiku kostnym przemienionej smoczycy, zapewniając jej kamuflaż przez całe życie, dając jej aurę udającą czarodziejkę. W końcu w ramionach Dérigéntirha znalazło się niemowlę, któremu nadał imię Castalea. Pierwsze lata jej życia sprawiły, że smok musiał się osiedlić w jednym z miast, chcąc jej zapewnić odpowiednią opiekę, ale też pragnąc być blisko niej i obserwować, jak rośnie. Drugie jajo zostało bezpiecznie u Leastsfis, która często odwiedzała swojego męża oraz małą, także zatroskana o jej rozwój. Obydwoje mieli nadzieję, że to zbliży ich do siebie w dużym stopniu, nawet pomimo okoliczności. A smoczyca rosła prędko, zupełnie jak Dérigéntirh w jej wieku. Szybko nauczyła się chodzić i korzystała z tej umiejętności jak tylko mogła, badając świat wokół. Gdy skończyła pięć lat, zdecydowano, że czas na dalszą jej edukację. Smok ponownie wyruszył w podróże, zabierając ze sobą Castaleę i ukazując jej rozmaite cuda świata, przy okazji rozpoczynając jej naukę magii. Spodziewał się, że przedstawicielka jego własnej rasy będzie miała dryg do nauk tajemnych i zresztą się nie mylił; smoczyca zafascynowała się magią przestrzeni, więc skupił nauczanie na tej właśnie dziedzinie. Wędrowali więc razem po świecie, nie budząc przy tym żadnych podejrzeń, wyglądając po prostu jak czarodziej i córka, co nie było znowu aż tak rzadkie. No, cóż, może elf, który przejął tradycje czarodziejów? <br><br>Leastsfis także jednak chciała mieć wpływ na wychowanie małej, dlatego podzielili się nią; przez pół roku smoczyca wędrowała z Dérigéntirhem, podczas gdy pozostałą część roku spędzała na dworze liszki, uczona przez nią nie tylko innych aspektów magii, ale także życia. Kobieta zdołała odnaleźć w Castalei talent do nowej dziedziny - ziemi - którą to prędko zaczęła małą nauczać. Uzgodniła że smokiem, że nie będzie nauczać jej magii śmierci, lecz mimo to nawet smoczyca, stykająca się na co dzień z ożywieńcami i zjawami, poznała w znacznym stopniu świat, o którym większość ludzi uciekła z przerażeniem. Tak, dzieciństwo Castalei zdecydowanie należało do takich, które otwierają umysł i poszerzają horyzonty w niezwykłym stopniu. Nic więc dziwnego, że smoczyca rosła na istotę nad wyraz bystrą i zafascynowaną życiem. Dogadywała się bardzo dobrze z obydwoma rodzicami, a jej żywe zainteresowanie ich zajęciami sprawiało, że czuli czystą radość. Nie obyło się oczywiście i bez problemów - jednym z największych okazało się poczucie humoru Castalei, która nie wahała się korzystać ze swoich mocy dla żartów, tworząc zagrożenie zarówno dla siebie, jak i otoczenia. Każde dziecko lubi figle, jednak w jej przypadku zdecydowanie przekraczało to normę, na co ani smok, ani liszka nie byli w stanie specjalnie zaradzić. Jedyne, czego byli w stanie jej nauczyć, to tego, jak zachowywać bezpieczeństwo przy nich, dzięki czemu smoczyca zagrażała już tylko zdrowiu psychicznemu wszystkich wokół. <br>Dérigéntirh odbył z nią rozmowę, gdy ukończyła dwanaście lat - całą noc opowiadał jej o tym, kim tak naprawdę jest on oraz ona, dlaczego coś takiego musiał zrobić i co to oznacza. Zaklęcie działało na takiej samej zasadzie, jak w jego przypadku, wobec czego Castalea mogła odzyskać prawdziwą postać, kiedy tylko odnajdzie samą siebie. Smoczyca zareagowała na to wszystko zaskakująco spokojnie - były rzecz jasna krzyki, kryzysy tożsamościowe, pretensje, a nawet próba ucieczki, ale ostatecznie zaakceptowała to, a nawet chciała zobaczyć jajo swojej siostry, ukryte w najbezpieczniejszym zakamarku dworu Leastafis - dotknęła gorącej skorupy, zupełnie takiej samej, jak ta, z której kiedyś sama się wygrzebała. W końcu spytała, kiedy się wykluje, na co ze śmiechem smok odpowiedział, że nie wie, ale zapewne wkrótce. Castalea przytuliła jajo i powiedziała, że do tego czasu postara się zostać smokiem. <br><br>Od tego czasu mała przykładała się do nauki nawet jeszcze bardziej niż poprzednio, skupiając się na dwóch dziedzinach magii, które chciała opanować tak dobrze, jak tylko potrafiła. Jej rodzice zaczęli ją zabierać na ważne wydarzenia dotyczące magii, poznawać ją z różnego rodzaju autorytetami i osobistościami, nawet została do Klasztoru Mrocznych Sekretów oraz Twierdzy Czarodziejów. Wkrótce jednak weszła w okres dorastania, który w jej przypadku mógł spóźnić się o kilka lat - albo przyspieszyć kilkadziesiąt, w końcu była smokiem. Od dłuższego czasu męczyła Dérigéntirha, aby ten powiedział jej, kim byli łowcy, którzy odebrali ją jej rodzicom. Smok długo się opierał, podejrzewając, że jego córka postąpi bardzo radykalnie - od kilku lat zaczął dostrzegać, jak jego własne poglądy, zmieszane ze światopoglądem Leastsfis, kształtują u Castalei silne poczucie sprawiedliwości, w pewnych aspektach wręcz fanatyczne. W końcu jednak ustąpił i zdradził jej ich imiona oraz dokładne opisy wyglądu sprzed tych dwudziestu lat - w końcu posiadał pamięć idealną. Niedługo potem smoczyca opuściła ich, aby wyruszyć na poszukiwania.<br><br>Trwało to dwa lata, w ciągu których Castalea po raz pierwszy musiała działać kompletnie na własną rękę; jakby samo życie samemu nie było wystarczającym wyzwaniem, to aktywnie poszukiwała tych ludzi, nawiązując kontakty z bardzo podejrzanymi środowiskami, które tylko czyhały, jak wykorzystać niedoświadczoną życiowo kobietę. Casta jednak bardzo szybko się przystosowywała, często oszukując oszustów - lekcje jej rodziców okazały się o wiele bardziej praktyczne niż uniwersyteckie wykłady. Często natykała się na niesprawiedliwość, starając się jej aktywnie przeciwdziałać, co dzięki jej magii jej się udawało - miała szansę pierwszy raz sprawdzić ją w warunkach bojowych i szybko się okazało, że w walce jest szalenie skuteczna. Pierwszego człowieka zabiła jeszcze zanim znalazła łowców, dlatego nic dziwnego, że - odnajdując ich po kolei - nie była zbyt skłonna do wahania. Cześć z nich mówiło jej, że jej rodzice wciąż żyją, ale ona uznawała to za skomlenie psa przypartego do muru; choć słowa te nie dawały jej spokoju w późniejszym czasie.<br><br>Po uporaniu się z ostatnim z łowców, Castalea powróciła do rodziców tylko na krótki czas, po czym postanowiła ubiegać się o miejsce w Twierdzy Czarodziejów. Nawet bez żadnego poparcia u czarodziejów ze strony Dérigéntirha, smoczycy udało się łatwo do niej dostać i zaczęła tam rozwijać swoje umiejętności. W ciągu swojej niewielkiej „krucjaty” zebrała tyle pomysłów oraz obserwacji odnośnie jej magii, że Twierdza zapewniała jej najlepsze możliwości na wykorzystanie tej wiedzy, dzięki czemu kobieta bardzo szybko rozwijała swoje umiejętności, w tym te, których jej rodzice niekoniecznie chcieli ją nauczać – umiejętności bojowe. Po kilku latach w Twierdzy, Castalea napisała nawet własną książkę dotyczącą kreatywnego użycia magii w walce, a w ciągu kolejnych kilkunastu lat wypuściła kolejne kilka o podobnej tematyce. Złotego smoka oczywiście zaniepokoiło to, w jaki sposób jego córka opisuje odbieranie ludzkiego życia, jednak odwiedzała ich na tyle sporadycznie, że niewiele mógł w związku z tym poradzić; starał się akceptować drogę Castalei. Ta natomiast zaczęła pracę nad czymś, na co raczej niewielu magów mogłoby wpaść – od dawna dostrzegała, jak ograniczają ją inkantacje, szczególnie w czasie szybkiej walki, dlatego zaczęła pracę nad tym, żeby temu zaradzić. Dźwiganie setek zwojów nie wchodziło dla niej w grę, dlatego zaczęła tatuować sobie smocze runy na palcach – początkowo tylko wskazującym i środkowym obu rąk, potem jednak zaczęła przygotowywać o wiele bardziej ambitny projekt. W ciągu kolejnych kilkunastu lat zapewniała sobie coraz więcej tatuaży, aż w końcu pokryła nimi niemal całe dłonie i część przedramion. Dzięki taktycznemu umiejscowieniu mogła rzucać niesamowitą ilość kombinacji zaklęć poprzez odpowiednie gesty i ułożenie palców i rąk względem siebie tak, aby tworzyły wersy inkantacji. Korzystanie z tego było możliwe tylko dzięki smoczemu umysłowi, w przeciwnym razie nigdy nie byłaby w stanie zapamiętać tylu kombinacji i orientować się w ich trójwymiarowej przestrzeni. W ostateczności jednak w znacznym stopniu podniosło to jej potencjał bojowy. W późniejszym czasie powstały także tatuaże na stopach i kawałkach łydek, pozwalając jej wykorzystać kolejne części ciała do rzucania zaklęć.<br><br>W końcu jednak wątpliwości zwyciężyły w sercu dziewczyny i postanowiła sprawdzić zeznania łowców; udała się do Gór Dasso, gdzie odnalazła ukrytą jaskinię - zdziwiło ją, że przynajmniej o tym mówili prawdę, ale wciąż - w środku spodziewała się odnaleźć dwa smocze trupy i resztki z rozkradzionego skarbu. Ku jej największemu zdumieniu, przynajmniej jeden z trupów okazał się być całkiem żywy, a skarbu ostało się znacznie więcej niż resztki. Zdumiona Castalea stanęła oto przed swoim biologicznym ojcem, który spoglądał na nią agresywnie. Postanowiła nie zdradzać swojej prawdziwej tożsamości, na pytanie skąd się dowiedziała o tym miejscu odpowiadając tylko, że łowcy jej powiedzieli. Kolejne słowa smoka sprawiły, że dziewczynie odebrało oddech - stwierdził, że jeżeli ci, którzy ją wysłali, są niezadowoleni z ich umowy, to zdecydowanie zbyt długo zwlekali i zdecydowanie nie ma zamiaru niczego zwracać. Smok nie był szczególnie wielki czy też potężny, dlatego kiedy tylko ujrzał gniew malujący się na twarzy dziewczyny i wyczuł napięcie magiczne, które owe emocje powodowały, pośpiesznie zapewnił, że część w sumie mógłby zwrócić, wystarczy, że wybierze ją - następnie zaczął przynosić to, za co wymienił dwa jaja. Castalea przyglądała się niewielkiemu stosowi złota, czując, jak drżą jej ręce. Uniosła wzrok na poddenerwowanego smoka. A następnie szybkim gestem przeszyła jego ciało dziesiątkami kamiennych włóczni; uderzyła dłonią w podłogę, krzycząc przy tym z nienawiści, a jej krzyk przemienił się w ryk, skała pod jej ręką pękła - nie, już nie ręką, lecz łapą. Nad truchłem swego ojca stała srebrzystołuska, niewielka smoczyca z ognistymi łzami cieknącymi z błękitnych oczu. Wpatrywała się w ciało jeszcze przez chwilę, po czym odwróciła się i wyszła z jaskini.<br><br>Po odzyskaniu prawdziwej postaci, naturalnym było, że Castalea zainteresowała się możliwościami swojego nowo odkrytego ciała - choć entuzjazm w znacznym stopniu osłabiały okoliczności, w jakich do tego doszło. Oprócz tego okazało się, że nie jest tak kolorowo, jak oczekiwała: w smoczej skórze nie czuła się dobrze, ciągle się potykając, niezdolna do lotu, problemy sprawiało jej także zianie ogniem oraz chociażby spożywanie posiłków. To wszystko doprowadziło do tego, że zdolność przemian opanowała stosunkowo szybko, powracając do swojego ludzkiego ciała kilka razy na dobę, aby załatwiać tak większość potrzeb i rozwiązywać trudności. Mimo to starała się dawać szansę tej swojej postaci i nauczyć się, jak to jest być smoczycą. Spędziła w ten sposób dobre dziesięć lat, podczas których starała się zbliżyć do innych smoków - w większości przypadków kończyło się to przeszyciem ich na wylot przez kamienną włócznię, gdy Castalea - w swoistej traumie po dowiedzeniu się prawdy o swoim ojcu - dostrzegała ich próżność i brak moralności. Robiła się coraz bardziej przeczulona na tym punkcie, szczególnie gdy chodziło o smoczy gatunek. Owa dekada więc nie zakończyła się zbyt pomyślnie dla niej i ostatecznie porzuciła pomysł bycia smokiem, powracając na stałe do humanoidalnej postaci, w końcu rozumiejąc, dlaczego Dérigéntirh sam stroni od innych smoków. Jednak przez te lata rozwinęła swoje zdolności magiczne, a także moc przemian typową dla jej gatunku.<br><br>Powróciła do Twierdzy Czarodziejów, gdzie podjęła dalsze studia, choć nauka szła jej coraz bardziej opornie - przeżycia ostatniej dekady znacznie osłabiły w niej ciekawość, determinację oraz zapał. Mimo to wciąż cieszyła się wielkim uznaniem, zarówno wśród uczniów, jak i nauczycieli - jej tatuaże na dłoniach wzbudzały zadziwienie i po jakimś czasie pojawili się chętni kopiowania ich, ale bez smoczego umysłu i takowej pamięci nie byli w stanie chociażby zbliżyć się do poziomu Castalei. Ta zyskała też reputację najlepszej w walkach - wygrywała wszystkie sparingi, dzięki magii przestrzeni i smoczym instynktom zgrabnie unikając wszystkich ataków, a przy pomocy magii ziemi i sprytowi w pełni kontrolując pole bitwy. Tak przynajmniej było do czasu wypadku - smoczycę poniosły emocje w czasie jednego ze sparingów i zabiła oponenta na miejscu. Zmuszona do konfrontacji z konsekwencjami, zrezygnowała z dalszej nauki i opuściła Twierdzę, udając się w świat.<br><br>Kolejne dziesięciolecia nie były dla niej proste. Wałęsała się po świecie, próbując gdzieś znaleźć dla siebie miejsce i odkryć coś nowego, co popchnie ją ponownie do działania, jednak na próżno - znała niemalże każdy zakątek czy kulturę Alaranii przez wzgląd na podróże ze swoim ojcem, dlatego brakowało jej czegoś, co byłoby na tyle nieznane, aby ponownie rozniecić w niej ogień ciekawości. Czasem przyjmowała rolę poszukiwaczki sprawiedliwości, pomagając zarówno instytucjom prawa, jak i zwykłym ludziom w dojściu do tego, co prawe, czasem zaszywała się na długi czas w puszczy, w samotności od innych ludzi. Czasem próbowała nieco powędrować z licznymi poszukiwaczami przygód, jednak nigdy nie udawało jej się naprawdę przejmować tym wszystkim. Wpadała także co jakiś czas do swoich rodziców, jednak nie była w stanie się otworzyć - bała się pokazać swoją morderczą naturę ojcu, Leastafis za to sama ją wyczuła, jednak pomiędzy nimi wytworzył się konflikt, gdy liszka nie była w stanie pojąć, dlaczego jej córka nie wykorzystuje intelektu i talentu, który posiada. Smoczycy coraz trudniej było znieść swoje emocje, popadała stopniowo w apatię i depresję, coraz częściej uciekała się do kłamstw i oddalała od ludzi wokół niej, powoli zbliżając się na skraj życia i śmierci, kolejnymi razami ledwo powstrzymując się od ostatecznej decyzji - zanim jednak zdołała ją podjąć, stało się coś, co jakimś cudem zdołało ją utrzymać na świecie. Drugie jajo w końcu się wykluło.<br><br>Zyskanie siostry było czymś, co poruszyło Castaleę - powróciła do rodziców na dłuższy czas. Mała dostała na imię Vistrianna. Przez pierwsze lata smoczyca nie miała zbyt wiele do roboty, lecz mimo to i tak były to wielce szczęśliwe czasy w porównaniu do poprzednich dekad - obserwowała, jak jej niewielka siostra powoli rośnie, doglądała ją, zabawiała, próbując przy tym nieco nauczyć magii na własną rękę, choć Dérigéntirh twierdził, że to niebezpieczne dla niej i otoczenia - jednak Vistrianna nie okazywała aż tak wielkiej zdolności do magii, co jej siostra. Także wszelkie wymagające intelektualnie zabawy były dla niej wyzwaniem, jednak Castalea szybko się przekonała, że w zamian mała obdarzona jest niesamowitą empatią. Wzrastała, wchodząc w wiek dziecięcy, a potem nastoletni - początkowo próbowano uczyć ją podobnie, jak jej siostrę, jednak szybko się okazało, że raczej nie jest stworzona do bycia czarodziejką. Za to wykazywała olbrzymie zainteresowanie historiami o rycerzach oraz talent we władaniu bronią, dlatego też zdecydowano się oddać ją na szkolenie do mistrzów miecza. W połączeniu z drobną magią, szybko zyskiwała umiejętności - Castalea obserwowała uważnie każdą lekcję, rzadko kiedy w sumie odstępując siostrę na krok. Stały się sobie straszliwie bliskie, pomimo różnicy w charakterach. Starsza z sióstr miała zdecydowanie problemy z rozmawianiem o emocjach, za to młodsza była w tym świetna - jako jedyna zdołała nieco otworzyć Castaleę, dla której owa stała się najważniejszą osobą w życiu. W końcu Vistrianna wyprosiła na rodziców, aby pozwolili jej zostać prawdziwym giermkiem, choć ci długo oponowali temu pomysłowi - Vistrianna była niewinna i co za tym szło, nieco też naiwna, więc obawiali się wysyłać ją w obcy teren. Dopiero obietnica Casty, że ta będzie mieć oko na małą, sprawiła, że się zgodzili.<br><br>Znaleźli rycerza, który byłby skłonny przyjąć dziewczynę na szkolenia, po czym siostry wyruszyły w drogę. Gdy przybyły na miejsce… cóż, łatwo powiedzieć, że zamek mości rycerza zdecydowanie się zmienił - młoda giermek, optymistyczna, przyjazna, szybko zyskała sympatię wielu, choć i pogardę licznych, którzy dostrzegali jej naiwność. I rycerz szybko to dostrzegł i zaczął się obawiać, że to może być wielkim problemem: Vistrianna okazywała opory nawet przed perspektywą zabicia jakiejkolwiek innej istoty, co było bardzo niepokojące. Rycerz wahał się jednak, rozdarty pomiędzy podziwem do czystych poglądów Vistrianny, a perspektywą ewentualnych problemów z tego wynikających. W ryzach trzymała go także Castalea, która szybko zapewniła go, że jeżeli spróbuje skrzywdzić jej siostrę, nawet dla jej dobra, to zapewni, że do końca życia będzie tego żałował. Casta szybko zaaklimatyzowała się na zamku - ci, którzy potępiali jej siostrę, obawiali się jej podstępności. Choć “czarodziejka” zdawała się przez większość czasu leniuchować i nie wykazywać chęci do niczego, zaskakująco łatwo załatwiała wszystko, na co tylko nabrała ochoty. Doprowadziła też do wtrącenia do lochów kilku gorszych drani, których udało jej się przyjrzeć; tym zyskała sobie przychylność rycerza.<br><br>Sprawy skomplikowały się dopiero, kiedy doszło do potyczek; tam Vistrianna nie popisała się szczególnie, pomimo wielkich zdolności odmawiając zabijania przeciwników. To doprowadziło do napięć tak wielkich, że Casta w końcu przekonała siostrę, że w ten sposób nigdy nie zrealizuje marzenia zostania rycerzem - zaproponowała jej, żeby we dwójkę wyruszyły w podróż po świecie, który ona znała całkiem nieźle. Opowiedziała o możliwościach, które czają się w różnych jego zakątkach, chwilach, które pozwolą jej się wykazać, kiedy nikt nie będzie musiał ją do niczego zmuszać. I cóż, w sumie tak wygląda dzisiaj sytuacja - siostry wędrują po świecie w poszukiwaniu książąt do uratowania, bandziorów do powstrzymania i smoków do… zaprzyjaźnienia się najpewniej, goniąc za marzeniami Vistrianny - zostania rycerzem z prawdziwego zdarzenia, a także osiągnięcia swojej prawdziwej, smoczej postaci.