<i>Podejdź bliżej wędrowcze. Nie obawiaj się, nigdy nikogo nie oceniam z góry. Usiądź koło mnie, jeżeli możesz. Chcesz posłuchać historii starego krasnoluda? Nie martw się, powiem tylko tyle ile chcesz wiedzieć. Gdybym jednak cię nudził i zapomniał się w swoich opowieściach, możesz zwróć mi uwagę albo odejść. Nie chce żebyś na siłę dotrzymywał mi towarzystwa. Ale skoro już tu jesteś, posłuchaj jak to wszystko się zaczęło…</i><br><br><b>Wiesz, że urodziłem się kulawy?</b><br><br>Tak, kulawy. Moja świętej pamięci matka, często walczyła z zbrodniarzami, jako poszukiwacz przygód. Nawet gdy spotkała mojego ojca i zaszła w ciążę, jej wigor nie zmalał. Chodziła wszędzie gdzie tylko chciała, choć oczywiście miała pewne ograniczenia co do poruszania się, więc po ciężkim dniu wracała do domu. Jej chęć czynienia dobra dla innych przekładała ponad własne i w efekcie miała problemy ze zdrowiem, co odbiło się także na jej ciąży. Boggorian – mój ojciec – nakłaniał ją by nie ryzykowała poronienia, bowiem nie był on pewien czy zdoła ją nakłonić na kolejne dziecko. W końcu była wojownikiem, a nie kurą domową, czy też słabszą wersją krasnoludzkich mężczyzn.<br>Osiem miesięcy, osiem ciężkich i bolesnych miesięcy. Tyle powinna wytrzymać Elfera – moja matka – by ruszyć ponownie w bój. Jednak w między czasie robiła wiele ryzykownych, żeby nie powiedzieć niebezpiecznych rzeczy. Po pewnym czasie zaczęła odczuwać silne kopanie w brzuchu. Nie zdziwię cię chyba jeżeli powiem, że byłem to ja. Nie pamiętam oczywiście tego zdarzenia, ale z relacji świadków wynikało, że odczuwała silny ból i mdłości. Użyła magicznego pasu by zapobiec ewentualnym szkodom w jej łonie. Spotkała jednak okolicznych rabusiów i nie fortunnie dla nas obojga otrzymała pokaźny cios pomiędzy pachwinę i jelita w miejscu gdzie akurat znajdowała się moja słabo uformowana przez płód nóżka.<br>Po moich narodzinach medyk uznał, że mam złamane lewe kolano. Ponoć płakałem tak głośno, że słyszały mnie całe Góry Thargorn. A jeden z Przodków usłyszawszy mnie przybył by mnie uleczyć. Sądzę, że to kolejna legenda o mnie, choć pewnie nie bez powodu uważano, że w tym czasie zdarzył się cud i czuwa nade mną czyjaś potężna opatrzność.<br>Oczywiście wielu było zdania że wersja w której medyk w swojej pierwotnej diagnozie po prostu się pomylił uznano za bardziej prawdopodobną. Ba! Nawet ja sądzę, że lekarz który odbierał poród był słabo wyuczony w swoim zawodzie. Wątpię czy kiedykolwiek miał styczność z ciążą u kobiety, ale z tego co wiem był on bardzo poważanym krasnoludem. Na takich osobników mówiono ''wysoko urodzeni.'' Z czego czasami robiono sobie żarty, bo który z krasnoludów może o sobie powiedzieć, że jest wysoki?<br>Jakby na to nie patrzeć próbowano wyjaśnić w jakiś sposób moje wrodzone umiejętności. Pogłoska o cudownie wyleczonej złamanej nóżce była dość mocno przesadzona i prawdopodobnie wszystko było zasługą tego, że moi rodzice nie znali wielu medyków a tym bardziej z profesją położników. Najwidoczniej po kryjomu poddano mnie leczeniu o czym nie poinformowano nikogo, lecz jestem pewien, że to prawda, ponieważ od czasu do czasu wciąż czuje nieprzyjemne swędzenie w lewej nodze, jakby coś mnie tam uwierało.<br><br><b>Mimo wszystko nie miałem łatwego dzieciństwa…</b><br><br>Po kilku latach, gdy mój umysł i ciało zaczęły się formować a wspomnienia układać w chronologiczną całość, zacząłem pojmować czym a raczej kim jestem. Miałem w tedy zaledwie sześć lat. Ale wciąż pamiętam jak jedną ręką podniosłem moją mamę, a ona uśmiechnęła się lekko i zaśmiała. Robiłem podobne rzeczy już wcześniej, ale nie byłem wtedy jeszcze tego świadomy.<br>Jak każdy szanujący się krasnolud zostałem zapisany do szkoły górniczej. Moje ciało było nieukształtowane i młode nawet jak na ucznia. Jednakże trening jaki odbyłem pozwolił mnie zahartować i uodpornić na choroby, a moja krzepa zwiększyła się jeszcze bardziej. Chyba nie skłamie jeżeli powiem, że po kilku latach byłem wykończony. Kopanie tuneli nie było łatwą robotą nawet dla kogoś takiego jak ja. Często korzystano z moich zdolności i wykorzystywano je przy tym całkowicie. Moi rodzice nie widzieli w tym problemu. W końcu byłem Valentine. Mój ród był znany z ciężkiej pracy. Ja jednak chciałem robić coś innego, coś co byłoby przydatne dla całej Alarani.<br>Szybko zrozumiałem, że moje aspiracje nie mają nic wspólnego z realiami. Jednakże swój upór odziedziczyłem po matce, a przynajmniej tak mówił mi ojciec, gdy walczyłem na treningach wojskowych. Miałem więc dwa wyjścia: Albo będę górnikiem, albo żołnierzem. <br>Wojsko dawało szanse rozwoju i awansu na wyższe stanowisko w porównaniu do kopalni surowców. To była szansa dla mnie i musiałem przeżyć wiele lat by zostać głównym dowodzącym w armii. Kiedyś miałem dużo zajęć i będąc już dorosłym nauczyłem się wykorzystywać słabości i silne strony żołnierzy do tego stopnia, że dostałem medal za zasługi wojenne. Powiem szczerze, że nigdy czegoś takiego nie chciałem. Ale bez tego wyróżnienia nie mogłem wpłynąć na rodziców, chociaż Elfera cieszyła się, że chce tak jak ona zostać kimś wyjątkowym. Mój ojciec był innego zdania. Nie był tchórzem, ale martwił się o zdrowie i bezpieczeństwo całej naszej rodziny, za co go kocham i szanuje po dziś dzień.<br>Zrezygnowałem z kariery wojskowej nie tylko dla tego, że wymagano ode mnie nadzwyczajnego wysiłku, lecz dla tego, że moje przekonania kłóciły się z filozofią zabijania dla żołdu czy w obronie swojego narodu. Ogólnie słowo ''zabójstwo'' kojarzy mi się z przestępstwem wobec istot myślących. Są różne drogi dojścia do porozumienia, nie tylko pieści i miecze, lecz także inteligentna mowa, o czym przekonałem się poznając pewnego interesującego osobnika.<br><br><b>Pewnie zastanawiasz się skąd mam taki wielki miecz?</b><br><br>No cóż… Życie czasami stawia nas w paskudnej sytuacji. Kiedyś byłem na tyle wystarczająco młody co również – jak mi się wydawało - doświadczony, postanowiłem wyruszyć na poszukiwania chwały i skarbów. Musze przyznać, że to co miałem zamiar zrobić później było w dużej części prawdziwą głupotą. Usłyszałem opowieści o przerażającym smoku od miejscowego barda i gdy tylko rozpocząłem swoje poszukiwania zapomniałem o najważniejszym - o magicznej broni. Zapewniam cię, że przez większość życia nie była mi potrzebna. Lecz w naciągającej bitwie potrzebowałem magicznego oręża. Gdyby moja matka wiedziała, że do tego dojdzie walczyła by za mnie, a ojciec zbeształ by za głupotę.<br>Dla tego właśnie postanowiłem nic im nie mówić, bo byli zbyt nadopiekuńczy. A problem w całej sprawie polegał na tym, że chciałem być samo wystarczający i dla tego smok okazał się silniejszy ode mnie. Jego skóra pokryta łuskami była odporna na moje ciosy rękoma, nogami i czymkolwiek czym w niego rzuciłem. Usłyszałem donośny, głośny śmiech bestii. Nie wiem czemu, ale nie wydawał się groźny nawet gdy zaatakowałem go wtórnie. Smok zapytał mnie w pewnym momencie czy wiem co robię, lecz wykończony nic nie odpowiedziałem próbując złapać oddech. On znużony tym zaproponował żebym posłuchał jego historii. Zgodziłem się bardziej z ciekawości niż przymusu Opowiadał o aniołach, demonach i istotach jakie spotkał, opisując ich sposób postępowania oraz dogłębnie opisał filozofie naszego świata znanego jako Prasmok. A także to jak kruche jest życie, a śmierć wszechobecna. Z zainteresowaniem słuchałem jego słów i dyskutowałem z nim tak długo aż zapadł wieczór. Miałem jeszcze ostatnie pytanie: ''Dla czego na ciebie polują?'' Odpowiedział, że tak jest bo pragnie tego samego co ja - skarbów i sławy.<br>W tedy jeszcze nie wiedziałem jak wille nas łączy. Zapadła kłopotliwa cisza. Na szczęście miałem na tyle oleju w głowie, że nie kontynuowałem walki. Smok widocznie nie miał mi nic więcej do powiedzenia. Ominął mnie i wyfrunął majestatycznie z jaskini. Przeszukałem ją, lecz nie znalazłem nic wartościowego, jedynie świstek papieru i parę książek. Wywnioskowałem, że zaznaczono tam miejsce ukrycia skarbu. To wszystko zdawało się zbyt proste, więc przestudiowałem owe księgi kilkakrotnie, okazało się, że niektóre fragmenty nie mają sensu. Dopiero gdy pokazałem je mojemu przyjacielowi z wojska, który to był admirałem floty wojennej, zacnym filozofem oraz logistykiem. Okazało się, że zapisano w nich ukrytą wiadomość. Nie chce cię zanudzać tym jakie znaczenie miały poszczególne fragmenty, więc przejdę do sedna i powiem jak znalazłem mój ''skarb.''<br>Otóż szukałem miejsca zaznaczonego na mapie, lecz przez większość czasu krążyłem w kółko. Zmęczony usiadłem na dość sporym kamieniu. Nie wiem czemu, ale przypomniałem sobie słowa smoka o tym jak to czasem nie istotna rzecz może się okazać bardzo ważna a czasami bezcenna w obliczu śmieci. Jak klucz do drzwi za którymi jest wyjście z więzienia, lub światło z pochodni wskazujące drogę w ciemnościach. <br>Spokojnie rozejrzałem się po okolicy, chcąc znaleźć jakiś znak, lub wskazówkę. Właśnie miałem się poddać i wracać do domu. Gdy usłyszałem w głowię znajomy głos. ''Dzień w którym oblicze moje, będzie nie do zniesienia i świat pogrąży się w bezsensownej walce a człowieczeństwo oznaczać będzie cierpienie, w tedy wrogość stanie się codziennością i odkryjesz to co znaczy potęga wiedzy w porównaniu do potęgi siły...'' - Słyszałem jakby istota którą spotkałem w jaskini, recytowała mi ten fragment i pragnęła bym go dokończył. Pamiętałem to tak samo dobrze jak każdą inną rzecz która była przez niego wypowiedziana. <br>'' … Arcana, najwyższego spośród najmniejszych smoczych wojowników.'' – odpowiedziałem intuicyjnie na głos. I w tedy to się stało… Olbrzymie światło ukazało się mi, otwierając wielką wyrwę w ziemi, przed moimi stopami. Miałem doświadczenie w kopaniu podobnych tuneli, lecz nigdy nie spotykałem się z równie potężną energia bijącą z jego wnętrza.<br>Znów odezwał się głos. Tym razem po prostu przekonywał mnie, żebym zeszedł na dół po linie. To była bardziej fascynacja niż lęk przed nieznanym. Tak wiec schodząc w dół i rozglądając się energicznie rozczarowałem się wielce widząc tylko jeden element godny mojej uwagi. To był ząb, a raczej kieł, dość sporej istoty. Chwile potem zbliżyłem się do niego by go podnieść i zbadać. Pod nim leżała krótka wiadomość od mojego ''przyjaciela.'' Mam ją jeszcze przy sobie, zobacz jeśli chcesz…<br><br><i>''Wiedz, mój mały przyjacielu, że daje ci cząstkę mnie samego byś zrozumiał iż jestem gotów zrobić coś szalonego by osiągnąć cel. To do czego dążę jest poza granicami umysłu ludzkiego. Być może kiedyś się spotkamy, a w tedy zamiast walczyć opowiemy sobie nasze historie i powspominamy to jak kiedyś żałośnie próbowałeś mnie zabić. Ale raczej w tedy już będziemy u kresu sił i żywot będzie dla nas przeszkodą nie do przejścia. Co gorsza przeszkodą w nauczaniu młodych i niedoświadczonych. Walcz dla wiedzy a mój kieł nigdy się nie stępi. Korzystaj więc z niego mądrze.''</i><br>Twój na zawsze<br>smok Arcan<br><br><b>Nigdy nie miałem wystarczająco dużo czasu by podziękować mojej mamie, za to że mnie chroniła, wychowała i opiekowała się mną nawet w najtrudniejszych chwilach.</b><br><br>Krasnoludy, takie jak Elfera, nie dożywały późnej starości. Żyła ona ciągłą walką. Walką z bestiami, rabusiami, wszelako pojętym złem oraz sobą samą. Straciła sens życia. Tak bywa gdy istota myśląca zaczyna odczuwać wrogość nawet do siebie samej. Szybko pojęła, że nie będzie jej pisane szczęśliwe zakończenie. Ale walczyła, walczyła dla mnie, mojego taty i dla wszystkich krasnoludów o dobrą, spokojną przyszłość. Dla tego nigdy się nie poddawała i to ją zgubiło. Oddała się całkowicie temu czego od niej oczekiwano. Postanowiłem, że nie popełnię tego samego błędu i pójdę własną drogą, która nie będzie mnie ograniczać. Honorowa śmierć w boju. To było jej pisane i wielu chciało by takiej, ale nie ja. Honor dla mnie to męka i brak wyboru między tym co słuszne a tym co konieczne.<br>Jednak całkowity brak tej cechy powoduje więcej szkód niż pożytku. Zawsze byłem ciekawy czy wolałbym spotkać kogoś kto walczy uczciwie, czy kogoś kto ucieka przede mną w obawie o swoją skórę.<br>Ostatnie wspomnienie jakie zapamiętałem gdy po raz ostatni spotkałem moją matkę to jej podniecenie i jak na jej charakter zwyczajna mobilizacja. Nie wiem czy coś ukrywała i czy przeczuwała swoją śmierć, ale takiej właśnie pragnęła. Śmierci w boju.<br>To była tak zwana misja samobójcza. Siedziba złych istot zamieszkiwała tereny wokół naszej osady. Nie wiedząc czemu, dostęp do wnętrza była chroniona barierą podobną do tej spotykanej u bardzo wyszkolonych i potężnych magów. Aby ją przełamać trzeba było odpierać ataki potworów przez około godzinę. Nikt poza moją matką nie mógł tego dokonać, a i ona nie sprostała oczekiwaniom, bowiem zmarła z wycieńczenia zaraz po tym jak pole energetyczne przestało działać i w efekcie nie mogła dołączyć do swoich kompanów w boju, ale mimo to zwyciężyliśmy odnosząc jakby się zdawało ''minimalne straty’'' Ale strata ta była dla mnie bardzo wielka.<br>Pochowano ją z wszystkimi honorami i odprawiono rytuał by jej dusza spotkała się z przodkami. Miałem wątpliwości, czy i mnie tak kiedyś uhonorują. Jednak nie przejmowałem się tym bo każdy w końcu umrze i to co się stanie z ciałem po śmierci jest zależne bardziej od innych niż od osoby zmarłej.<br><br><b>Moja kariera wojskowa nie była zbyt długa, ale nauczyłem się dzięki niej sztuki przetrwania.</b><br><br>Widzisz mój przyjacielu, jako dowódca wojskowy nie miałem zbyt wielu przyjaciół… A to ze względu na mój przydział, hierarchie i szacunek innych żołnierzy do mnie. Spoufalanie z krasnoludami wyższej rangi było źle odbierane, dla tego nikt nie odważył się dyskutować ze mną ani mi zwracać uwagi, oprócz moich kolegów po stażu a i oni niechętnie ze mną rozmawiali o życiu i jego filozofii, twierdząc, ze nie mają czasu i muszą zająć się organizacją wojsk. Jednakże pewnie chcieli po prostu mnie spławić, bo ich percepcja intelektualna była na poziomie kogoś ko wie tylko o tym jak zabijać innych by oni sami nie zabili go, lub jego podwładnych. A i to słabo im wychodziło. <br>Zaletą mojego stanowiska było możliwość wyższego wykształcenia, bowiem im wyższą pozycje zajmował krasnolud tym więcej od niego oczekiwano. A wiedza -nie tylko taktyczna - była bardzo pożądana i konieczna do awansowania. Szybko więc wspiąłem się na szczyt kariery. Choć jej początek był dla mnie prawdziwym koszmarem, bo zanim zostałem dowódcą każdy oczekiwał ode mnie czegoś co jakby się wydawało przechodziło mi z łatwością jak np. trenowanie fechtunku czy też walki wręcz. Chce tu zaznaczyć że NIGDY nie miałem ochoty walczyć, z kimkolwiek, czy czymkolwiek, a to że mam nadludzką krzepę wcale mi nie odpowiadało. Gdyby istniał świat bez wojen i brutalności, na pewno bym się do niego udał. Niestety nawet po śmierci krasnolud musi być autorytetem, silnym i wytrwałym, by o nim pamiętano tak jak o mojej matce o czym wspomniałem wcześniej. <br>Powód jaki podałem podczas odejścia z wojska był po części prawdą, a po części kłamstwem. Otóż oznajmiłem, że mam większe aspiracje niż większość krasnoludów. Co było chyba odebrane jako chęć poszukiwania narzędzi i mechanizmów które mogły by pomóc mojemu narodowi, jak artefakty i wielkie skarby zasilające pozycje militarne mojego narodu. Elfera usłyszawszy tą nowinę z radością postanowiła nauczyć mnie większości swoich talentów bitewnych a także, poliglotyzmu i pojmowania starożytnych znaków. Co naprawdę mi się przydało, jednak po jej nieszczęsnej śmierci i spotkaniu Arcana postanowiłem pójść własną ścieżką, czy też drogą.<br><br><br><b>Podróżowałem do odległych krain, gdzie nauczałem i byłem nauczany.</b><br><br>Och, tak! Długo zdobywałem wiedzie niezbędną do poznania przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Im dłużej nacierałem na osoby które mogły ją posiadać, tym dłużej musiałem studiować księgi, zwoje i starożytne runy by zrozumieć ich język, poznać umysły pełne mądrości oraz nauczyć się właściwego postępowania. Wiele zostało mi objawione i równie wiele jeszcze przede mną ukryte. Wiedziałem, że nie starczy mi czasu by poznać wszystkie tajemnice świata. Ale mimo to robiłem wszystko by mój umysł był napełniony wszelaką wiedzą. <br>Starałem się nie kierować w życiu pychą, chciwością ani uprzedzeniami. Co prawda te odczucia mi towarzyszyły, lecz szybko pojąłem iż są one zgubne.<br>Spotkałem kiedyś człowieka bardzo ubogiego. Tańczył nago przed placem. Wszyscy się z niego śmiali, a on obrażał ich mówiąc, że są wypierdkami Prasmoka. Nie komentowałem tego i z zaciekawieniem mu się przyglądałem. Ktoś z tłumu podszedł do niego, zdjął swój płaszcz okrył go i spytał czy mu nie zimno. On zaskoczony zwrócił się do ludzi i przepraszał ich za swe zachowanie wielokrotnie. Nikt nawet nie pomyślał, że pragnął zwrócić uwagę na siebie i na swoją nędze. Oprócz tej jednej osoby.<br>Będąc daleko poza granicami Alaranii spotykałem bardzo egzotycznych i ciekawych mieszkańców. Nie tylko istoty myślące, ale również dzikie zwierzęta o których opowiem ci kiedyś indziej. Wiedz jednak, że świat skrywa jeszcze wiele tajemnic i to co o nim wiemy nie jest nawet w połowie tak skomplikowane jak nam się wydajane.<br><br><b>Mam nadzieję, że cię nie zanudziłem tym drobnym skrótem historii mojego żywota.</b><br><br>Gdziekolwiek się udasz pamiętaj o tym, że istnieją osoby podobne do mnie i możliwe że nie będziesz w stanie ich odróżnić od reszty istot. Tak samo jak ja nie byłem świadom potęgi umysłu Arcana. <br>''Głupota jest tylko wymówką do tego by się nie uczyć. A mądrość do tego by rozkazywać głupszym.''