Oglądasz profil – Jin

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Jin von Helsing
Rasa:
Dhampir
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
61 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Błysnęło, prawda? Tak, błysnęło - młodzieńczo i figlarnie, zaczepnie i… groźnie. Tylko zerkniesz, a otchłań szalejącego topazu pochłonie cię, swoją intensywnością i pikanterią przepalając usta. Lecz to początkowy szok. Nieznośnie lepka substancja, która okleja ciało okazuje się być całkiem silna, lecz nie jawnie wroga. Gładziutka platyna jaką się okrywa przyciąga wzrok i łagodzi pierwsze wrażenie, w giętkim srebrze zaś toną kolejne bodźce. Zapach kobiecej skóry tańczy tu z wonią krwi, przepychając się z nią i flirtując. Kiedy droczą się tak między twardymi filarami balowej sali, popijając wino z ostrawych kieliszków, nawet tobie przyspiesza puls, a liczne głosy wypełniają przestrzeń - wszyscy bawią się wraz z nimi. Wraz z tobą. Ale znowu błysk - i oto radosny śmiech zamienia się w krzyki agonii. Oszołomiony, z rosnącym poczuciem straty i zagubienia opuszczasz powoli progi posiadłości i odchodzisz, by udać się w nieznaną dal…

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Jin
Grupy:
Płeć gracza:
Mężczyzna

Skontaktuj się z Jin

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
5
Rejestracja:
5 lat temu
Ostatnio aktywny:
5 lat temu
Liczba postów:
2
(0.00% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.00)
Najaktywniejszy na forum:
Księga Boskich Praw
(Posty: 2 / 100.00% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
Prośby o napisanie aury
(Posty: 1 / 50.00% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:raczej silny, wytrwały, odporny
Zwinność:bardzo zręczny, szybki, precyzyjny
Percepcja:wyostrzony wzrok, czuły słuch, wyostrzony węch, wyostrzone czucie, wyostrzony zmysł magiczny
Umysł:pojętny, silna wola
Prezencja:Ładny, nieokrzesany, władczy

Umiejętności

Pisanie i czytanieBiegły
PolowanieBiegły
TropienieBiegły
EtykietaBiegły
GimnastykaBiegły
PływanieOpanowany
Skradanie sięOpanowany
Walka wręczOpanowany
ZastraszanieOpanowany
PrzetrwanieOpanowany
Otwieranie zamkówOpanowany
WspinaczkaOpanowany
PrawoOpanowany

Cechy Specjalne

Przyśpieszona regeneracjaDar
Płynąca w żyłach Jin wampirza krew, umożliwia przyśpieszoną regenerację, dzięki czemu odniesione rany znacznie szybciej się goją.
Wampirzy węchDar
Jin jest w stanie wyczuć i określić położenie swojej ofiary, po samym zapachu jej krwi.
Odporność na truciznyZaleta
Całkowita odporność na trucizny, o ile nie zawierają metali aktywnych.
Pergaminowa skóraSkaza
Długie wystawienie na działanie promieni słonecznych, znacznie osłabia wampirze zdolności.

Magia: Inkantacje

ŚmierciAdept
ŻyciaAdept
Możliwość nadania chwilowych efektów wampirzych innym osobom, przez napojenie ich własną krwią.

Przedmioty Magiczne

Mroczny

Charakter

W porównaniu do pozostałych dam z rodzin szlacheckich, etykieta dworska jest dla Jin niczym innym jak zbiorowiskiem bezsensownych reguł, przeznaczonych dla nadętych buców, chcących wyróżnić się pośród prostego ludu. Daleko jej do odpowiedniego zachowania dla szlachcianki. Zamiast przesiadywać na salonach i zachowywać się należycie, woli spędzać czas w miejskim zgiełku lub brać udział w polowaniach czy to na zwierzęta, czy ludzi, z czego na tych drugich, prawie zawsze dla zabawy.   

Sama w sobie dziewczyna nie jest specjalnie agresywna czy złośliwa. Wszelkie wycięte psikusy oraz złośliwości są efektem nudy, jakiej doznaje na włościach swych rodziców. Jest jednak coś, co nie pozwala na opuszczenie przy niej gardy. Postępowania Jin są niemożliwe do przewidzenia. W jednej chwili może utrzymywać pozory ułożonej i kulturalnej damy, kiedy niespodziewanie jej wszelkie maniery zanikają i zaczyna zachowywać się niczym nieokrzesane dziecko. Z tego wszystkiego jej rodzice nie raz mieli spore kłopoty, kiedy to ich córka poważnie narozrabiała w mieście lub na wystawnych balach. Na nic zdawały się nałożone na nią kary. Zawsze podczas odbywania swojej pokuty, frustracja i niechęć do dworskiego trybu życia w niej wzrastały. Zaraz po tym, jak drzwi od jej celi zostawały otwarte, uciekała z domu i znikała na wiele godzin. Wracała dopiero wtedy, gdy głód ją przypilił lub ubrania, które na sobie miała, były w strzępkach. Dodatkowo, za każdym razem na jej ciele pojawiały się świeże ślady po zadrapaniach i cięciach, a zapach śmierdzącej krwi, który ze sobą przynosiła, drażnił nawet jej wampirzą matkę. 

Dopiero po wielu ludzkich latach impulsywność Jin nieco zmalała. Stała się trochę spokojniejsza i opanowana, jednak nadal sporo jej brakuje, aby uznać ją za społecznie niegroźną i odpowiedzialną spadkobierczynię rodowego majątku.

Życie przy tym niewyżytym dhampirze z całą pewnością nie jest łatwe. Jednak nie ma innej, równie ciekawej i zaufanej postaci do spędzania wspólnie czasu na psotach lub polowaniu na wszelkiego rodzaju kreatury.

Wygląd

Jin, to zgrabna i młoda dhampirzyca, mierząca ok. 1,65 wzrostu.
Skóra jej jest przyozdobiona licznymi bliznami oraz tatuażami. Jin, jak na dziewczynę, ma krótko ścięte włosy w kolorze bieli, które niemal zawsze pozostają w nieładzie. Blada cera potęguje efekt przenikliwych oczu o szkarłatnym kolorze, z których w pewnym stopniu można odczytać jej figlarność i nieokrzesanie. Przez środek drobnego noska przechodzi pozioma blizna, a różowe wargi skrywają za sobą parę wampirzych kłów i język o wyjątkowo krwistym kolorze.

Poza rodzinnym domem, gdzie etykieta wymaga stosownego ubioru, odzienie Jin stanowi czarna, kusa koszulka na ramiączkach, natomiast dolna część garderoby, to dobrze przylegające do ciała, skórzane spodnie, porozdzierane w wielu miejscach. Aby przypadkiem kogoś nie zranić, swoje dłonie, wyposażone w ostre paznokcie, ukrywa pod parą skórzanych rękawiczek, które pozostały jej po ojcu. Rękawice są też swoistym rodzajem ochrony, przed dotknięciem gołą skórą przedmiotów zrobionych z metali aktywnych, na które wampirza część dziewczyny mogłaby negatywnie zareagować.

Historia

[Wampir i Łowca]
Pewnego razu ojciec Jin, ludzki łowca wampirów, dostał zlecenie na rozprawienie się z grasującymi wampirami, które rozpanoszyły się w wyludnionej części Maurii. Wraz z członkami Gildii Łowieckiej zapuścił się w głąb wskazanego terenu, eksterminując każde napotkane stworzenie, które choćby wykazywało oznaki choroby wampirzej czy ślady po ich ugryzieniu. Działania łowców były wysoce skuteczne i wiele z przeklętych stworzeń uciekało z miasta na samo echo, wydawane przez zarzynanych pobratymców.
W końcu łowcy dotarli do wielkiej posiadłości, w której zebrały się najpotężniejsze z wampirów. Wyselekcjonowano najlepszych zabójców, aby ci wkroczyli do środka i pozbyli się problemu. Po odpowiednim przygotowaniu i otoczeniu terenu przez pozostałych łowców, z wielkim hukiem wyłamano frontowe drzwi, pozwalając magom na utworzeniu ścian ognia, utrudniając tym samym opuszczenie głównego holu, w którym śmiali krwiopijcy już czekali na konfrontacje. Rozpętała się krwawa bitwa. Egzekutorzy wściekle atakowali napotkane wampiry. W odwecie, te na równi wyprowadzały kontry. Z biegiem czasu łowcy zaczęli odnosić przewagę. Zajęli dolny poziom i zaczęli kierować się na wyższe kondygnacje. Pomimo stawianego oporu przez dzikich lokatorów i odniesionych strat w ludziach, dalej posuwali się naprzód, czyszcząc kolejne pomieszczenia. Gdy już docierali na ostatnie piętra, niektóre ze zdesperowanych wampirów zaczęła wyskakiwać przez okna i na dach. Upadek z takiej wysokości nie stanowił żadnego problemu dla stworzeń tego pokroju. Przyczajeni na dole łowcy tylko na to czekali. Ku zdziwieniu uciekinierów, zaraz po pokazaniu się w okiennych framugach, z mroku zaczęły świstać strzały i bełty, których groty zostały wykonane ze specjalnego stopu metalu, zabójczego dla wampirów. Kilku szczęśliwcom udało się wyskoczyć na tyle wysoko i daleko, że zdołali ominąć ostrzał i wydostać się poza teren posiadłości, jednak i na to łowcy się przygotowali. 
Zaraz pod murem czekali w ukryciu magowie oraz świeże nabytki Gildii Łowieckiej, których zadaniem było reagowanie w takich właśnie przypadkach. Oczyszczanie ostatniego bastionu krwiopijców dobiegło końca. Ostatnie sztuki zostały właśnie dobite i część miasta można było uznać na powrót za bezpieczny. Łowcy zaczęli pakować sprzęt i szacować ilość wybitych wampirów oraz własne straty.
- Zarżnąć ją! - nagle ktoś wydarł się z wnętrza posiadłości. Wszyscy zebrani w mgnieniu oka porzucili swoje obowiązki i ruszyli do wnętrza budynku.

Na dachu pojawiła się postać, kształtem przypominająca kobiecą, a zaraz za nią kilku ciężkozbrojnych łowców, wyposażonych w potężne kusze. Wampirzyca zwinnymi ruchami dotarła na skraj dachu, omijając lecące w jej stronę bełty. Właśnie miała przyszykować się do skoku, kiedy niespodziewanie jej ciało zostało przeszyte kilkoma strzałami, wypuszczonymi przez łuczników, czatujących na dole posiadłości. Z powodu odniesionych ran, zamiast długiego skoku wykonała piruet w powietrzu i z całym impetem wpadła w zarośla. Prędko się podniosła i zaczęła kuśtykać w stronę muru, na który próbowała się wspiąć. Gdy już była na szczycie, w jej bok został niespodziewanie wbity sztylet, wykonany z poświęconej stali. Wampirzyca spadła na ulicę, a przez tkwiące w jej ciele ostrze, nie była wstanie sprawnie się poruszać.
- Dobry rzut młody! Dobij ją, położyła dwóch naszych! - Z dachu budynku mistrz Łowców kierował swoje wyrazy uznania w stronę podwładnego imieniem Alucard, jednego z niewielu obiecujących na zastępcę jego stanowiska. Alucard miał już kilka wampirzych istnień na swoim koncie, a wykończenie kolejnego nie stanowiło dla niego żadnego wyzwania. Pośpiesznie wyciągnął drugi sztylet i podbiegł, aby dobić poczwarę, która z trudem czołgała się w stronę ciemnej uliczki. Chłopak podbiegł do niej, chwycił za szyję i przyparł do bruku. Przyłożył ostrze do jej serca, ale coś go w niej urzekło. Nie wiedział, czy to były jej czary, nieskazitelne ciało, szafirowe oczy czy aura, jaką ze sobą niosła.
- Co ty wyprawiasz? Dźgnij ją! - za plecami Alucarda, rozbrzmiał potężny głos, należący do dowódcy. Nie wiedząc co robić, łowca przyparł swoją zdobycz do muru i oznajmił przełożonemu, że coś w tym wampirze jest niezwykłego i poprosił, aby móc zachować tą sztukę dla prywatnych celów.
- Czy ty na prawdę masz taki gust? Wampira...dyma... a zresztą. To twoja zdobycz. Zrób co chcesz, ale jak zacznie rozrabiać, to zaraz po niej, ty otrzymasz kilka pchnięć w serce. - Dowódca spojrzał się na Alucarda z politowaniem, ale pozwolił mu na tak zuchwałą prośbę.

[Narodziny]
Od nalotu na opanowaną przez wampiry dzielnicę, minęło kilka tygodni. Pojmana przez Alucarda wampirzyca została zamknięta w specjalnie przygotowanej celi. Dzień w dzień, chłopak do niej przychodził i obserwował, jak jego więzień usycha z pragnienia. Strzały z jej ciała już dawno wyjęto, ale przez brak dostępu do świeżej krwi, nie miała dość zasobów, aby się zregenerować. W końcu, z niedoboru pożywienia wampirzyca nie była w stanie się poruszać. Alucradowi zrobiło się jej żal. Sam nie wiedział, dlaczego, czy z powodu jakiegoś uroku, czy zwykłej, ludzkiej empatii. Traktował krwiopijców jak plugawe stworzenia, które zasługują tylko na śmierć. Ale nie w tym przypadku. Nie wytrzymał. Otworzył celę, naciął palec, wetknął jej w usta i poczuł, jak ta zaczęła ssać. Zdolność ruchu powróciła, a rany częściowo się zagoiły. Niespodziewanie naprężyła swoje mięśnie i rzuciła się na Alcurada, celując zębami w jego szyję. Łowca w porę chwycił ją za czaszkę i odciągnął od siebie, choć ta, w rozpaczliwy sposób chciała się nim pożywić. Alucard ciężko westchnął. Podwinął rękaw i pozwolił się wgryźć. 
- Tylko kilka łyków. Przesadzisz, koniec z tobą. - rzekł z największą powagą. - Tamta tylko przytaknęła, po czym zatopiła zęby w jego ramieniu. Z każdym łykiem nabierała sił, a jej rany błyskawicznie się zasklepiły. 
- Dobra wystarczy. - Alucard postanowił, że pora na przerwanie karmienia, gdy poczuł, że uścisk wampirzycy zaczął być na równi silny z jego. Mimo pewnych oporów przerwała posiłek.
- Dlaczego to robisz? Jesteś Łowcą, powinieneś mnie zabić, a nie trzymać jak jakiegoś zawszonego pchlarza. - wampirzyca spokojnym głosem wypowiedziała swe pierwsze słowa.
- Sam nie wiem. Coś mnie tknęło. - Alucard rozmasowywał obolałe od ugryzienia ramię.  
- Coś? I co teraz? Będziesz mnie tak trzymał i zabawiał się mną dla zabicia czasu? - Dziewczyna usilnie próbowała poznać powód, dla którego została potraktowana w ten sposób. 
- Raczej nie. My, Łowcy, nie musimy się dopraszać o względy u kobiet, nawet u obcych ras. Tu chodzi o coś więcej, ale sam nie wiem o co. - wampirzyca mierzyła go wzrokiem. Mimo usilnych starań nie udało jej się wymyślić sensownego powodu takiego obrotu spraw. W końcu dała sobie z tym spokój. 
- Shalltear, mam na imię Shalltear. - Łowca podniósł wzrok z zaciekawienia.
- Alucard. - odpowiedział krótko i bez jakiejkolwiek elokwencji. - Chce Ci złożyć propozycję. Dołącz do nas. Dziewczyna o trupim odcieniu twarzy wybuchła śmiechem i posłała mu kopniaka, po czym przydepnęła nogą do ziemi.
- Durny Śmiertelniku! Myślisz, że po tym co zrobiłeś moim współbraciom i siostrą, będę skora współpracować? Nie wiem, jak głupi możesz być, aby zabierać do domu krwiopijcę i jeszcze go karmić. Mogłabym Cię zabić w mgnieniu oka. 
- Więc zrób to. - Słowa Alucarda były zupełnym zaskoczeniem dla niej. Myślała, że zacznie się szarpać lub błagać o litość, ale on kazał jej spełnić wypowiedziane słowa. Przyparła go do ziemi swoim ciałem i przyłożyła zęby do jego szyi. 
- No co jest? Wahasz się? - Wampirzyca nie była w stanie zatopić w nim kłów i ostatecznie odsunęła się od niego.
- Pff... niech Ci będzie. Może zdołasz mnie zabawić na tyle długo, że nie zabiję Cię... przynajmniej nie od razu. Ale to JA, tu będę rządzić i w twoim interesie będzie zapewnianie mi pożywienia.
- Niech Ci będzie, tylko nie narozrabiaj. Ręczę za Ciebie głową.
- Jakby Twoje życie mnie interesowało.
- A jednak. Gdyby tak nie było, to już dawno rozszarpałabyś mnie na kawałki.
- Nie przeginaj, Śmiertelniku.
Pomimo wszelkich zastrzeżeń ze strony pozostałych Łowców, Alucard zaprzyjaźnił się z wampirzycą i traktował ją na równi. Z czasem inni zaczęli się przekonywać do niecodziennej towarzyszki. Zaskarbiła sobie ich uznanie owocną współpracą w tępieniu innych bestii. Z biegiem czasu Alucard zaczął żywić względem niej większe uczucia, chodź początkowo bez wzajemności. W końcu, po wielu latach współpracy, Alucard i Shalltear zbliżyli się do siebie na tyle, że ich uczucia względem siebie, zaowocowały pojawieniem się małej hybrydy człowieka i wampira, Jin. Mała dhampirzyca była symbolem i żywym dowodem na to, że zwalczające się rasy mogą żyć razem w pokoju.

[ Jin - niezwykle żywy dhampir]
-Shalltear, powiedz mi proszę, czy każda młoda wampirzyca jest taka...narwana? - Alucard leżał na kanapie i zasłaniał dłońmi twarz przed światem. 
- Przemienieni w wampiry, dhampiry i inne stworzenia, często testują swoje możliwości w ten czy inny sposób. Przejdzie jej.- Shalltear spokojnie wyjaśniała, siedząc w wygodnym fotelu i delektując się czerwonym płynem w szklanym kieliszku.
- Ale ona się z tym urodziła i ma już 24 lata. Jak długo to trwa? - Alucard odsłonił twarz i przypomniał sobie poranną sytuację, kiedy to jego córka po raz kolejny narozrabiała w mieście i wykpiła szlachecki stan, który jej rodzice z takim trudem zdobyli. - Wiesz, co o nas mówią na salonach? Że mamy narwanego Smildona w ludzkiej skórze, a nie córkę. Wampirzyca podniosła się z fotela, odłożyła kieliszek i położyła się obok ludzkiego męża, gładząc go po twarzy.
- Nie martw się Najdroższy. - szeptała mu czule do ucha. - Kiedyś do niej dotrze, że nie powinna tak postępować. Kto wie, może i za Twojego żywota. - zbliżyła wargi do jego warg i złożyła pocałunek. 
- A fuj! Znów się obściskujecie, pfe! - Błogą chwilę niespodziewanie przerwał donośny głos Jin. Alucard i Shalltear w mgnieniu oka podnieśli się z sofy i ku wielkiemu zdziwieniu, w progu pokoju stała ich córka, cała umorusana i skąpana w kurzu oraz krwi. 
- Jak ty się znów wydostałaś z pokoju!? Zamknąłem Cię na cztery spusty!? - krzyczał Alucard. - Zamontowałem nawet uchwyty w oknach i klamki ze srebra. Dotknąć ich nie powinnaś. I...i... dlaczego tak wyglądasz?
- Tatuś. - chichotała Jin - Twoje blokady, to dla mnie pikuś. Gdy wlokłeś mnie do pokoju, zwinęłam Ci rękawice. Nawet tego nie zauważyłeś, więc kwestia metalu była rozwiązana. A jeśli chodzi o zamki w oknach, nie miałam większego z nimi problemu. Kiedyś, jakiś obdartus mnie nauczył używać spinek do włosów w sposób inny, niż pierwotnie zakładano. Nie ukrywam, że trochę go do tego zmusiłam, ale cóż.  A, że do ziemi z parapetu było jakieś pięć prętów, to dla mnie żaden problem. Na swoją obronę powiem, że uciekłam, bo usłyszałam w mieście jakąś rozróbę, a gdzie rozróba, to i ja tam jestem. No, i w drodze powrotnej natrafiłam na pasterza, który kiedyś mi dał przez łeb kijem. A, że akurat pędził swoje owce, to jak tu nie wyciąć mu numeru i nie rozgonić całego stada.
- Jin von Helsing, takie zachowanie nie przystoi młodej damie z porządnego, szlacheckiego domu. - wtrąciła się Shalltear.
- Matko, wiesz co o tej całej etykiecie myślę. - marudziła Jin. - Tatku..., słyszałam, że wybierasz się znów na polowanie z członkami Gildii. Chcę iść z Tobą.
- Ani mi się waż! - Rozgniewał się Alucard. - Za każdym razem, gdy Cię zabierałem, zwykłe polowanie na starego i kulawego Namura przeradzało się w walkę o przetrwanie. Dopóki nie zmądrzejesz, nigdy więcej Cię nie zabiorę. 
- To ja sama sobie zorganizuje polowanie. - zuchwałym głosem oznajmiła swoje postanowienie i popędziła w stronę biednej części miasta.
- Kochanie, wszystko w porządku? - Shalltear zauważyła, że jej partner osuwa się z sofy na ziemię.
- Tak, tak. - zapewniał ją. - Po prostu, nie mam na nią sił. Zawsze wszystko robi po swojemu, a do nas przychodzi tylko po to, aby sprawić jej nowe odzienie, na które wydaję majątek, ewentualnie, aby za naszą sprawą ugłaskać jakiegoś pechowca, któremu zalazła za skórę.
- Przynajmniej nikogo z ludzi nie zabiła, no i wygląda na to, że to ona przejmie po Tobie rolę przywódcy Gildii Łowców. Ile razy dzięki niej, wychodziliście cało z akcji? I nie zrozum mnie źle. Nie ubliżam Ci czy coś, ale latka lecą. Masz ponad pięćdziesiąt wiosen, a w tym zawodzie, Twoje ciało szybko się zużywa. - wampirzyca próbowała ocieplić wizerunek córki.
- Po pierwsze. Jeszcze, nie zabiła. Po drugie. Niebezpieczne sytuacje były spowodowane przez jej bezmyślne zachowanie. To cud, że nikt nie zginął i nie złożono wniosku, aby mnie usunięto ze stanowiska. I kto to widział. Dhampir przywódcą antywampirzej gildii? Gdyby miała choć cztery klepki, to rozważyłbym taką opcję. - Alucard uśmiechnął się nieznacznie.
- I z tym ostatnim masz rację. W tym biznesie nie ma miejsca dla ludzi w moim wieku. Jeszcze kilka lat i przechodzę na emeryturę. Co ważniejsze. Powiedz mi moja droga, dlaczego przy mnie trwasz? Możesz przecież zmieniać partnerów na młodszych. Nawet mojej krwi za bardzo już nie mogę Ci ofiarować.
- Głuptasie, przez tyle wieków nikt mnie nie obdarzył takim uczuciem jak Ty. Będę przy tobie nawet, gdy nie będziesz w stanie podnieść się z łóżka. A, gdy nadejdzie czas rozłąki na ziemi - Shalltear wzięła ręce męża i przycisnęła je do swej piersi. - podążę za Tobą w zaświaty. Przecież to Ci obiecałam w noc poślubną. Dziewięć wieków ziemskiej wędrówki w zupełności mi starczy.
Alucard spojrzał się na swą wiecznie młodą żonę z politowaniem, ale zanim zdążył zanegować sens trzymania się obietnicy, ta usiadła obok i ich wargi znów się połączyły.   

[ Jin - sama](37 lat później)
Dobra robota Pani Kapitan, zresztą jak każda poprzednia. Te zdeprawowane krwiopijce nie miały szans. - Zastępca zachwalał osiągnięcia młodej jak na swoją rasę dowódcę.
- Przepisem do sukcesu jest poznać siebie oraz wroga. Tak mi zawsze tata mówił. - Na wspomnienie tych słów, Jin delikatnie się zaśmiała.
- Właśnie, jak Pani ojciec? Był istną legendą Gildii. Jako pierwszemu udało mu się wytre...., to znaczy dojść do porozumienia z wampirem i co więcej, zawrzeć z nim związek. Swoją drogą, dawno nie było nowych wieści od Niego. Ciekawe jak się trzyma. - dopytywał się podwładny, jednak na widok zmiany humoru swojego dowódcy zaprzestał dociekań. 
- Pewnie dobrze, matka przy nim cały czas czuwa. - Z głosu dziewczyny zniknęło całe zadowolenie. Przypomniała jej się cała sytuacja, gdy trzydzieści lat temu doszło między nimi do poważnego konfliktu, gdy odmówił poparcia jej kandydatury na przywódcę Gildii, mówiąc przy wielu świadkach, że nie odda władzy tak bezmyślnej osobie. W tamtym właśnie momencie coś w dziewczynie pękło. Wpadła w wielką furię. Tak się starała podołać oczekiwaniom jej ojca, a ten jej odmówił, tłumacząc się, że siła to nie wszystko, że trzeba mieć jeszcze coś pod czerepem. Od tamtego dnia minęło trzydzieści lat, w trakcie, których zrozpaczona dhampirzyca wymordowała niezliczoną ilość bestii i rozwikłała wiele spraw, starając się wracać do domu najrzadziej, jak się da... Koniec końców, po kilkunastu latach przyznano jej rangę pierwszego kapitana. 
- Posłaniec się zbliża! - Czyiś głos wyrwał ją z letargu. 
- Gdzie jest Kapitan Jin?! Pilne wieści! - Galopujący na czarnym wierzchowcu posłaniec trzymał w ręku zwinięty papirus, przyozdobiony czarną pieczęcią rodową. Gdy tylko zauważył dziewczynę, zsiadł z konia i klęcząc, wręczył jej przesyłkę. Zdziwiona całą sytuacją Jin, wzięła list do rąk i go odpieczętowała. W trakcie czytania zdawała się bladnąć, a ręce zaczęły jej się trząść. 
- Nie, to nie może być prawda! - wypowiedziała tylko te słowa, nim drżenie rąk uniemożliwiło kontynuowanie czytania. Błyskawicznie dosiadła konia i popędziła w stronę Daurii. Dzień później stanęła u bram domu, w którym od dawna nie była. Na głównym dziedzińcu zauważyła sporo ludzi, wśród których rozpoznała kilku znajomych.

Zebrani spoglądali na nią z wielką powagą i żalem w oczach. 
- Gdzie oni są!? - wykrzyczała. - No gdzie!? 
- Sypialnia. - Ktoś odważył się odpowiedzieć. Dziewczyna wbiegła do środka, potrącając kilka osób. Wyważyła drzwi od sypialni rodziców, w której znajdowali się wyżsi rangą członkowie Gildii oraz kapłani. Ci rozstąpili się na jej widok, odsłaniając leżące na łóżku ciała. 
- T...to j..j..jakiś żart, prawda? - drżącym głosem kierowała pytania do zebranych, jednak nikt nie ważył się pisnąć słowa. Podeszła do łoża. Chwyciła dłonie ojca i matki. Były zimne. Zaczęła szarpać ich szaty, krzycząc coś do nich, ale zaraz po wypowiedzeniu pierwszego zdania głos jej się załamał. Padła na kolana i pierwszy raz od kilku dekad, jej oczy wypełniły się gorzkimi łzami. 

Dwa dni później odbył się pogrzeb. Parę pogrzebano ze wszystkimi honorami. Przez główną ulicę miasta przeszedł orszak żałobny, prowadzony przez głównego kapłana Daurii. Za nim toczył się wóz z trumnami, za którym podążała Jin, ubrana w prostą, czarną suknię z założonym na głowie kapeluszem, skrywającym jej oblicze. Zaraz za nią kroczyli najbliżsi współpracownicy jej ojca, dzierżąc wielkie sztandary. Następnie znajomi rodziny. Orszak zamykała orkiestra, grająca pieśni oraz pozostali członkowie Gildii. Zebrani po obu stronach ulicy gapie rzucali pod nogi płatki kwiatów, a w oknach pojawiły się świece i czarne wstęgi, aby uczcić życie miejskiemu bohaterowi i jego żonie. Pochód kończył się na cmentarzu, należącym do Gildii Łowców, gdzie trumny umieszczono na stosie. Kapłan pozwolił na ostatnie pożegnanie zmarłych. Jin, ucałowała czoła swoich rodziców i włożyła do środka trumien kwiaty, symbolizujące odrodzenie życia. 
- Przepraszam za wszystko. - łkając, wypowiedziała ostatnie słowa w ich stronę, po czym dała znak, że jest gotowa. 
Stos podpalono i wkrótce płomienie ogarnęły ciała. Przez cały czas dziewczyna klęczała i gorzko płakała. Zebrani ludzi mocno jej współczuli. Wiodła takie beztroskie życie, aż tu nagle, za jednym razem straciła całą rodzinę. Z kolei inni zastanawiali się, czy teraz, gdy została sama i bez jakiegokolwiek nadzoru, nie zmieni się w niczym nieokrzesaną bestię, siejącą terror w całej okolicy. Palenisko kończyło się wypalać. Grabarze zebrali szczątki i umieścili je w zdobionych urnach, które następnie złożono na zaszczytnym miejscu w mauzoleum. Przez długie minuty dziewczyna wpatrywała się w szkatułki, mając przed oczami wszystkie chwile, które spędziła z rodzicami.

- Przepraszam. - ktoś się odezwał za jej plecami. Jin obejrzała się za siebie i dostrzegła sędziwego starca. Sądząc po szacie, musiał być to jeden z Łowców, być może dawny z kolegów ojca.
- W głównym holu Waszego domu, rozkazano mi pozostawić dla Panienki wiadomość od... no nieważne kogo. - tutaj starzec przerwał zdanie, ukłonił się i odszedł, pociągając kilkakrotnie nosem. 
- Dobrze, dziękuję za informację. - odpowiedziała z goryczą w głosie.
Dzień chylił się ku końcowi. Jin była już w domu. Siedziała przy zgaszonym palenisku na ulubionej sofie rodziców, którzy tak często okazywali sobie na niej  czułość. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, nie miała już do kogo się odezwać czy przytulić. Cały jej doczesny świat runął i nikt, ani nic go nie przywróci. Już nigdy. Siedząc tak pośród mroku, przypomniała sobie o starcze, który wspomniał coś o liście. Spokojnym krokiem udała się do głównego holu i zauważyła, że na małym stoliku pod portretem rodzinnym, leży elegancka koperta, na której widniał napis "Jin". Rozcięła kopertę ostrym paznokciem, i zaczęła czytać:

"Kochana Jin,
Zapewne, gdy czytasz ten list, nas już z Tobą nie ma. Kierujemy te słowa, aby dodać Ci sił i odwagi do zmierzenia się z przeciwnościami tego świata. Od zawsze byłaś dla nas największym skarbem, który mieliśmy. Pomimo wielu sprzeczek i różnic w poglądach, nigdy nie byłaś dla Nas powodem do wstydu. Cokolwiek by się nie działo, zawsze byliśmy z Tobą, choć nie raz wyglądało to zupełnie inaczej. Chcieliśmy wychować Cię na porządną damę, spełniającą wszelkie oczekiwania, ale nie dostrzegliśmy, że usilne próby uformowania Ciebie według Naszych poglądów, były bardzo krzywdzące, za co z przepraszamy. Szczególnie Twój ojciec nosi z tego powodu wielki smutek w sercu. Chciał posiadać idealnego następcę i dążył do tego, abyś się nim stała. Jednak nie dostrzegł, że możesz mieć inne marzenia i cele w życiu. Również i ja nie jestem bez winy. Zawiodłam jako matka. Powinnam lepiej pokazać Ci możliwe drogi do rozwiązywania problemów i radzenia sobie w różnych sytuacjach.  Wybacz mi za to, że nie podołałam. Gdybym tylko nie taką egoistką. Teraz, gdy kierujemy do Ciebie te słowa, wszystko stało się dla Nas jasne. Niestety, na naprawę błędów jest już za późno. Życie twojego taty nieubłaganie ucieka. Z trudem porusza palcami, a jego oddech staje się coraz płytszy. Niedługo jego ziemska wędrówka się zakończy, a ja, zgodnie z obietnicą, jaką sobie złożyliśmy, podążę za Nim w zaświaty. Kończąc. Chcemy, abyś nie była taką, jaką my sobie wyobrażaliśmy. Krocz własnymi ścieżkami. Nie ważne czy będą one dobre, czy nie. Ważne jest to, abyś była szczęśliwa, bo to jest w życiu najważniejsze.
Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach, Mama i Tata."

Przez cały czas, nieprzerwanie z oczu Jin lały się strumienie łez. Słowa, jakie skierowali do niej rodzice zupełnie skruszyły jej wnętrze. Godziny mijały, a dziewczyna nie miała sił się podnieść. Leżała roztrzęsiona na zimnej podłodze, ściskając w rękach kawałek papieru.
- Mamo, Tato, kochałam Was i będę kochać. Nieważne, co mówią o mnie inni. Z całych moich sił będę się starała, aby jako następczyni rodu von Helsing być godną tego nazwiska i wszystkiego co osiągnęliście. - wymamrotała i znów zalała się łzami.
  • Najnowsze posty napisane przez: Jin
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data