Oglądasz profil – Anzhela

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Anzhela Stein (Schrattenwald)
Rasa:
Cz�owiek
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
23 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Słaba aura o kobaltowej barwie i obsydianowej poświacie. Nie towarzyszy jej żaden dźwięk. Wydziela zapach rozgrzanego żelaza i pary. W dotyku jest ostra i gładka a w smaku gorzka.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Anzhela
Grupy:
Ranga:
Imperialny Metalurg

Skontaktuj się z Anzhela

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
13
Rejestracja:
13 lat temu
Ostatnio aktywny:
12 lat temu
Liczba postów:
25
(0.03% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.01)
Najaktywniejszy na forum:
Warownia Nandan-Ther
(Posty: 7 / 28.00% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
W pobliżu bramy do Nanan-Ther
(Posty: 7 / 28.00% wszystkich postów użytkownika)

Podpis

A maiden dressed in white
With copper hair

Restless for adventure
She don't care

That the wolf is in disguise
She's been ensnared

He got the devil in his eyes
and stylish flair

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:niezbyt silny, niezbyt wytrwały, wrażliwy
Zwinność:bardzo zręczny, precyzyjny
Percepcja:przeciętna
Umysł:pojętny, błyskotliwy, silna wola
Prezencja:szarmancki, przekonywujący

Umiejętności

Metalurgia TajemnaBiegły
Znajomo�� tajemnych proces�w wykuwania metali. Mistrzowie tego kr�gu wtajemnicze� potrafi� kontrolowa� metale moc� swojej woli.
In�ynieria MechanicznaBiegły
Wiedza dotycz�ca obs�ugi, projektowania i wytwarzania maszyn. Obejmuje tak�e ich niszczenie.
MetaloznawstwoBiegły
Nauka traktuj�ca o metalach. Ich w�a�ciwo�ciach i sposobach otrzymywania.
KowalstwoBiegły
Sztuka polegaj�ca na wytwarzaniu rozmaitych narz�dzi. Dziewczyna zosta�a przeszkolona w tej dziedzinie.
W�adanie Broni� Dystansow�Biegły
Pos�ugiwanie t� broni� przychodzi dziewczynie z �atwo�ci�. Wchodz� w jej sk�ad wszelkie �uki, kusze a nawet no�e do rzucania, czasami oszczepy.
MorfantropologiaBiegły
Nuaka traktuj�ca o wszystkich rasach pochodnych cz�owiekowi. Opisuje ich zwyczaje i kultur� owych stworze�, przedstawia ich zdolno�ci i predyspozycje, ods�ania tak�e ich s�abe i silne punkty.
OdlewnictwoOpanowany
Rzemios�o polegaj�ce na zalewaniu uprzednio przygotowanej formy ciek�ym materia�em i takim sterowaniu procesami krzepni�cia i stygni�cia odlewu, aby otrzyma� wyr�b o odpowiedniej strukturze i w�a�ciwo�ciach.
W�adanie Broni� Jednor�czn�Opanowany
Anzhela potrafi pos�ugiwa� si� ka�d� tego rodzaju broni� jednak w szczeg�lno�ci do gustu przypad�y jej kr�tkie ostrza, takie jak kord, lewak lub katar.
Je�dziectwoOpanowany
Zdolno�� jazdy wierzchem, opr�cz konnych wierzchowc�w, dziewczyna potrafi je�dzi� na metalowych kostruktach.
G�rnictwoOpanowany
Umiej�tno�� pozwalaj�ca na wydobywania minera��w, odnajdywania z��, planowanie podziemnych korytarzy. Pozwala na ocen� stanu z�� oraz korytarzy, a tak�e daje wiedz� na temat samego kopania.
P�atnerstwoOpanowany
Anzhela posiada zdolno�ci pozwalaj�ce na wykucie rozmaitych przedmiot�w w szczeg�lno�ci zbroi i element�w broni obl�niczych.
Bro� Oble�niczaOpanowany
Umiej�tno�� pos�ugiwania si� wszelkim sprz�tem obl�niczym: katapultami, balistami, taranami, trebuszami. Oddaje wiedz� na temat celowania nimi, �adowania ich a tak�e ich budowy i konstrukcji, oraz nale�ytego ich konserwowania.
TaktykaOpanowany
Zdolno�� planowania posuni�� taktycznych. Pozwala na dowodznie w bitwie.
Wiedza tajemnaOpanowany
Anzhela nie umie pos�ugiwa� si� magi� jednak umie j� zidentyfikowa�. Potrafi rozpozna� niekt�re zakl�cia oraz rytua�y.
MatematykaOpanowany
Pozwala na prowadzenie r�nych rachunk�w oraz wylicze�, brak znajomo�ci ce� i warto�ci towar�w uniemo�liwa jednak pracowa� jej jako kupiec.
Czytanie i PisanieOpanowany
Podstawowa zdolno�� �wiadcz�ca o wykszta�ceniu panny Stein.
W�adanie Broni� Dwur�czn�Podstawowy
Nie jest to ulubiona bro� b��kitnow�osej, jednak potrafi sie ni� pos�ugiwa�. Najbardziej do gustu przypad� jej berdysz.
UnikiPodstawowy
Zr�czno�� pozwala Anzheli na omijanie niebezpiecze�sw.
RysunekPodstawowy
Przydatna umiej�tno�� do rysowania plan�w machin, pozwala si� tak�e realizowa� tw�czo.
P�ywaniePodstawowy
Zdolno�� pozwala na utrzymywanie si� na wodzie.

Cechy Specjalne

Machinogonia (Narodziny maszyny)Zaleta
Jest to specjalna umiej�tno�� zdobywana w Kolegium Metalugii. Zdolno�� znacznie zwi�ksza t�po kreowania maszyn, przedmiot�w i innych konstrukcji. Fenomenem jest w tym wypadku to, �e dziewczyna nie potrzebuje narz�dzi do wykonania dzie�a. Metalurdzy w pe�ni rozumiej� istot� metalu i swoimi r�koma potrafi� do niego dotrze�, sprawiaj�c �e szybko�� tworzenia nowych przedmiot�w jest zaskakuj�co szybka w por�wnaniu do tradycyjnych kowali i p�atnerzy. W przypadku Anzheli jest to po�owa czasu.
Synthesis (Synteza)Fenomen
Zdolno�� pozwala na stworzenie arcydzie�a, kt�rym na moment staje si� cia�o metalurga. Pozwala po��czy� ka�dy metal z �yw� tkank� przechwytuj�c jego w�a�ciwo�ci. W tym stanie metalurg jest tym co niegdy� tworzy�, wi�c na czas Syntezy w pe�ni kontroluje swoje cia�o, znacznie zwi�ksza swoj� wytrzyma�o��. �elazo tak�e rozpuszcza si� w krwi metalurga sprawiaj�c, �e nie ma problemu z noszeniem swojej chwilowej nowej pow�oki. Przemiana ma swoje wady, zawsze po syntezie trzeba zwr�ci� wch�oni�ty metal, nie mo�na tego dokona� w pe�ni. Materia� zalega w ciele, sprawiaj�c, �e Metalurg staje si� coraz bardziej tym co stwarza�... Przedmiotem.
MjollnirDar
Mjollnir jest lew� r�k� Anzheli. W ca�o�ci jest zrobiona z b��kitnego metalu. My�l posiadacza pozwala r�wnie� na zmian� jego struktury zamieniaj�c r�k� np. w �uk lub szpony. Mo�e s�u�y� jako bro�. Stworzona jest z metalicznego Etherium - rzadkiej substancji o niecodziennych w�a�ciwo�ciach. Legenda kiedy� w�o�ona do bajd, o�y�a po usilnych pr�bach wraz z odkryciem tajemniczej ksi�gi Tezzereta przez panne Stein.

Magia: Intuicyjna

Nowicjusz

Przedmioty Magiczne

BrisingamenTajemny
Br�singamen by� naszyjnikiem bogini Freyi, Br�singamen Anzheli jest specjaln� piecz�ci� umieszczon� na szyi dziewczyny. Pod��czona do uk�adu nerwowego, pozwala posi��� umiej�tno�� dzielenia swojej �wiadomo�ci na podzespo�y, pozwalaj�c na wykonywanie du�ej ilo�ci czynno�ci na raz, prowadzenie kilku tok�w rozumowania jednocze�nie. W rzeczywisto�ci efektem dzia�ania piecz�ci jest to, �e Anzhela jest osob� o bardzo podzielnej uwadze. Efektem ubocznym d�ugiego u�ywania tej umiej�tno�ci jest szereg zaburze�, podobnych do tych jakie wyst�puj� podczas d�ugotrwa�ych zaburze� snu (i naturalnie sen jest najlepszym lekarstwem na te przypad�o�ci). Najcz�stszej s� nimi zaburzenia nastroju oraz doprowadzenie do stan�w zbli�onych do psychozy, halucynacji oraz stan�w paranoidalnych.

Charakter

Anzhela Stein cz�onkini kolektywu siedmiu dziedzin mog�a kiedy� uchodzi� za osob� k�opotliw� i niedostosowan� do reszty spo�ecze�stwa. Brak predyspozycji bojowych, nie dawa�o jej rokowania na dalsz� przesz�o��. Przyj�ta do zakonu jedynie za intelektualne rokowania, pocz�tkowo nie by�a �adn� wybijaj�c� si� postaci�. Pobyt w zakonie zmieni� jej �ycie, katalizatorem by�o przysposobienie ducha opieku�czego Leucaspisa. Kim obecnie jest Anzhela Stein? Wielu mog�o by powiedzie�, �e bezuczuciow� prze�o�on�, trzymaj�c� wszystko stalow� r�k�. Osob� wredn� i z�o�liw�, kt�r� jedynym celem jest zysk. Z drugiej strony osoba ta ma wielu zaufanych stronnik�w. Jedyn� trafn� prawd� jest to, �e Anzhela z pewno�ci� jest cz�owiekiem odpowiedzialnym z kt�rym dobrze jest zawiera� interesy.

Wygląd

Stalowa R�ka jest kobiet� �redniego wzrostu. Pierwsz� rzecz� jaka rzuca si� w oczy, gdy ma si� j� naprzeciw siebie s� jasnoniebieskie w�osy. Nie jest to sprawa farbowania albo innego zabiegu upi�kszaj�cego, jest to naturalny kolor. Gdyby schodzi� w d� zobaczy�o by si� ci�gle analizuj�ce wszystko oczy, z kt�rych niemo�liwo�ci� jest poznanie my�li Anzheli. Na pierwszy rzut oka zdawa�o by si�, �e s� ca�kowicie b��kitne. Jednak gdy przyjrze� by si� im bli�ej, wzd�u� �renicy rozci�ga si� prawie niewidoczny orzechowy pasek przykryty przez twardy i metaliczny b��kit. Anzhela nie ma du�ego nosa, jest smuk�y lekko zaokr�glony. Usta s� �redniego rozmiaru, malowane intensywn� szmink�. Dalej w d� mo�na by zobaczy� smuk�� szyje, jest to chyba najbardziej doskonalsza cz�� ca�ej dziewczyny. Jednak z pewno�ci� adeptka kolegium metalurgii nie mog�a by uchodzi� za osob� w pe�ni �adn�, pomimo urodziwej twarzy i pi�knej szyi na reszcie jej cia�a nietrudno zauwa�y� pe�no blizn i wojennych szram. Ogromna blizna w okolicach p�pka z ca�� pewno�ci� nie zach�ca jej do eksponowania swojej osoby. Ubranie ma w kolorze fuliginu - materia�u, kt�ry jest ciemniejszy od czerni. Jedynie p�aszcz zrobiony z �ab�dzich pi�r sprawia, �e rozb�yska na tle ciemno�ci.


Historia

Dawno, dawno temu �y� w starym kr�lestwie rycerz, nosz�cy miano Gunthara z rodu Schranwald. By� to cz�owiek niesamowicie utalentowany, zar�wno pod wzgl�dem sztuk wymagaj�cych intelektu jak i spraw wymagaj�cych niebywa�ej t�yzny fizycznej. Na turniejach i zawodach nie mia� sobie r�wnych, dor�wnywa� mu tylko jeden cz�owiek, ale by� jego wiernym druhem i przyjacielem. Nazywa� si� Mortmore - Srebrzyste Ostrzem�wili na niego. Dwaj przyjaciele jak przysta�o na porz�dnych dworzan sp�dzali swoje �ycie po�r�d wystawnych bali i biesiad. �aden z nich nie chcia� wyj�� jednak za m��, a� do czasu gdy jeden z nich nie zapa�a� mi�o�ci� do pewnej bia�og�owy. Anastazji kuzynki wielkiego kr�la Nezaia. Gdy tylko jego oko dojrza�o jej cudowny urok podczas jednego z kr�lewskich bal�w z taka si�� strza�� amora zosta� przeszyty, �e w imi� mi�o�ci w ogie� by za ksi�niczk� got�w by� wskoczy�. lektyw siedmiu przed twoj� osob�.Anastazja by�a niewiast� niesamowicie pi�kn� a jej uroda nie mia�a sobie r�wnych.



Odk�d wesz�a w wiek dziewcz�cy zawsze kr�ci�o si� wok� niej kilku zalotnik�w, jednak ka�dy z nich by� po kolei odrzucany przez pi�kne spojrzenie ksi�niczki. Pono� chcia�a wyj�� tylko za takiego m�czyzn�, kt�ry dor�wna� by rycersko�ci� jej urodzie. Gunthar dobrze wiedzia� jak by si� sko�czy�y jego zaloty, dlatego postanowi� poczeka� na odpowiednia okazj�. Ta zdarzy�a si� nied�ugo p�niej, kr�l nie zwa�aj�c na decyzje ksi�niczki postanowi� w ko�cu wyda� j� za m��. Zorganizowa� wielki turniej. Wie�ci o nim dotar�y nawet po za granice kr�lestwa. Ostatecznie turniej nie rozgrywa� si� tylko o r�k� pi�knej ksi�niczki, ale o po�ow� kr�lestwa. Na turniej stawili si� wszyscy najwi�ksi wojownicy jacy dot�d st�pali po �wiecie: ogromni z�otow�osi barbarzy�cy z najdalszej p�nocy, czarnosk�rzy wojownicy z wielkimi zakrzywionymi no�ami, przybyli nawet dumni sko�noocy samuraje ze wschodu, oczywi�cie nie zabrak�o mn�stwa zakutych w stal rycerzy, kt�rzy przybyli by zdoby� r�k� Anastazji. W�r�d nich by� tak�e Gunthar. Pocz�tkowo zwyci�stwa naszemu rycerzowi przychodzi�y r�wnie �atwo jak wypicie kielicha wina, jednak z ka�dym starciem nasila� si� stopie� trudno�ci. Przeciwnicy stosowali coraz to trudniejsze manewry, tak skomplikowane i zaskakuj�ce, �e przez pewien fortel z metalowymi gwiazdami Gunthar omal nie straci� g�owy. Starcia w �wier�fina�ach i p�fina�ach z wielkim barbarzy�c� i doskona�ym fechmistrzem by�y tak trudne, �e szlachetny rycerz Gunthar wyszed� z pojedynku z kilkoma ca�kiem gro�nymi ranami. Ale w ostatnim pojedynku czeka� na niego tak straszliwy i niepokonany przeciwnik, �e widz�ce go m��dki mdla�y na d�wi�k jego imienia. Mortmore powiada�, �e pono� nie zosta� zraniony ani razu podczas ca�ego turnieju. Nawet najtrudniejsze manewry jego przeciwnik�w nie by�y w stanie cho�by go tkn��. Nazywa� si� Sir Lariv zwany Nie�miertelnym, przyby� z dalekiego kraju o nieznanym imieniu, po to by zaprowadzi� porz�dek na tych ziemiach.



W finale, kt�ry mia� miejsce na wielkiej arenie zebra�y si� ogromne t�umy, by�o oczywi�cie kr�l i ksi�niczka Anastazja, kt�rzy z niecierpliwo�ci� wyczekiwali wyniku tego starcia. Dzielny rycerz Kr�lestwa d�ugo zastanawia� si� nad przebiegiem tego pojedynku jednak ostatecznie nie przysz�o mu na my�l �adne rozwi�zanie. Rozpocz�a si� walka. Sir Lariv pos�ugiwa� si� wielkim mieczem podobnym do wielkiego tasaka, robi� to z taka �atwo�ci� jakby bawi� si� drewnian� zabawk�. Przekona� si� o tym Gunthar, kt�ry po pierwszych uderzeniach poczu� je dok�adnie na swoim ciele. Zablokowa� ka�de uderzenie, jednak moc uderzenia by�a niezr�wnana. Stare rany otworzy�y si�, a lewa r�ka by�a w stanie niezdolnym do u�ytku. Gunthar wiedzia�, �e je�li zejdzie do defensywy przegra. Trzeba by�o to zako�czy� od razu przy nast�pnym uderzeniu. Gdy tylko Schranwald o tym pomy�la�, przeciwnik z ca�ych si� uderzy� z g�ry, pr�buj�c przeci�� rycerza w p�. Sir Lariv zlekcewa�y� swojego przeciwnika, u�ywaj�c tak wolnego ataku. Gunthar, kt�ry tylko czeka� na tak� okazje odskoczy� b�yskawicznie w bok, chwile potem ponownie skacz�c w miejsce w kt�rym sta�. Wskoczy� na miecz przeciwnika. Uczyni� to z taka gracja, �e nikt nie m�g� uwierzy� w to co si� teraz sta�o. Gunthar sta� nad przeciwnikiem celuj�c mieczem prosto w pier� przeciwnika. By� to pojedynek na �mier� i �ycie, wszystko albo nic, wi�c wyb�r Gunthara by� oczywisty. Miecz przeszy� brzuch wielkiego olbrzyma, kt�rego zaskoczenie by�o niesamowite. Sta�o si� oczywiste, �e jego szcz�liwa passa si� sko�czy�a. Nie�miertelny sta� si� �miertelny. Sir Lariv osun�� si� na ziemi� a Gunthar po�egna� swojego przeciwnika oddaj�c mu pok�on i w tym momencie chwa�y i glorii, ruszy� ku swojej wybra�ce. Cieszy� si� niezmiernie. Jednak nie by�o mu to przeznaczone, zdarzy�o si� co� niesamowitego. Trup drgn�� i ruszy� na swojego zab�jce, celuj�c wielkim mieczem prosto w kark Gunthara. Zdawa�o si�, �e pomimo zwyci�stwa szlachetny rycerz Schranwald przegra i legnie martwy. Na twarzy ksi�niczki ukaza� si� grymas strachu i przera�enia, podobnie jak u reszty poddanych i zgromadzonych. Rozleg� si� brz�k �elaza. Chwile wcze�niej �mign�o co� jasnego i ugodzi�o potwora w d�o� dzier��c� tasak. By� to n� druha Gunthara - Mortmora, kt�ry jako jedyny w tej chwili zachowa� zimn� krew. Lariv, kt�ry teraz wygl�da� bardziej jak nocna zmora ni� cz�owiek wypu�ci� miecz i zdo�a� jedynie uderzy� mocno Gunthara zwalaj�c go z n�g, potem dwoma wielkimi susami doskoczy� na trybuny chwytaj�c ksi�niczk� w p�, uciekaj�c z ni� wspinaj�c si� po wielkim murze. Nied�ugo potem zbieg�.



Gdy zwyci�zca turnieju obudzi� si� w namiocie i us�ysza� co si� sta�o, od razu zerwa� si� na r�wne nogi. Trzeba by�o przywi�zywa� go do ��ka by nie wsiad� na konia i pop�dzi� za okrutnym potworem. Dopiero jego przyjaciel Mortmore u�wiadomi� mu, jak zgubne by�o by takie przedsi�wzi�cie. Jednak i tak Gunthar nie chcia� si� zgodzi� na wi�cej ni� siedem dni spoczynku. Wiadomo by�o ju� gdzie znajduje si� Lariv, pono� m�czyzna ukry� si� we w�asnym zamku, wi���c ksi�niczk� w jednej z jego wie�. Kiedy min�� tydzie� nowy dziedzic tronu ruszy� pod zamek potwora. Znajdywa� si� on w najdalszym kra�cu �wiata, opuszczony, niebezpieczny, stoj�cy na kamiennym zboczu pe�nym pu�apek i przeszk�d. Trzeba by�o pokona� kamienne stoki i o�nie�one szczyty by dosta� si� do celu. A nawet gdy dotar�o si� pod mury zamku trzeba by�o stoczy� walk� z niepokonanym przeciwnikiem. Gunthar wiedzia� to, dlatego zmierzaj�c na zamek nie zabra� wielkiej armii, kt�rej jego przeciwnik by si� wystraszy� i zn�w uciek�, lecz tylko swojego przyjaciela Mortmora. Gdy tylko stan�� pod bram� zamku, wyzwa� swojego przeciwnika na drugi pojedynek, wynik kolejnej walki by� wiadomy dla obydwu stron, jednak tylko tak Gunthar m�g� wywabi� swojego przeciwnika z zamku. Lariv �wiadomy, �e teraz na pewno zabije swojego przeciwnika, pewny siebie wyszed� na spotkanie dzielnemu rycerzowi. Pojedynek odby� si� jak poprzednio, w kr�gu drzew. Ze strony Lariva nie mo�na by�o spodziewa� si� �adnej uczciwo�ci, gdy tylko zobaczy� Gunthara, rzuci� si� na niego ze swoim tasakiem. Ciosy potwornego szlachcica by�y jeszcze straszniejsze ni� poprzednio, jednak Gunthar postanowi� zastosowa� pewien podst�p, sprawiaj�c �e przeciwnik stawa� si� coraz pewniejszy siebie. Ot� atakowa� du�o, ale nie rani�c przeciwnika w �aden spos�b, jego celem by� miecz. Ciosy stara� si� unika�, jednak nie zawsze mu si� to udawa�o przez co zosta� kilka razy ci�ko raniony. Ledwo sta� na nogach, gdy po raz kolejny zosta� ci�ty wielkim mieczem. Wtedy pad� na ziemie, a przeciwnik zacz�� szydzi� z jego s�abo�ci, bo tym razem nie by� w stanie zada� chocia� jednej rany. Sir Lariv zamachn�� si� po raz ostatni i z ca�� si�� run�� na swojego przeciwnika. By�a by to pewna �mier�, gdy by nie szcz�cie, kt�re zawsze sprzyja prawym i sprawiedliwym. Miecz bestii rozpad� si� w drzazgi, Bogowie czuwali nad Guntharem. Rycerz nie my�l�c wiele po raz kolejny przebi� przeciwnika na wylot, ten jakby �wiadomy swojej nie�miertelno�ci tylko si� kpi�co u�miechn��, jednak Gunthar zn�w napar� na przeciwnika, kilkakrotnie d�gaj�-c go mieczem i szlachtuj�c, a nawet �wiartuj�c na kawa�ki. Gdy r�ka bestii zosta�a odci�ta, Lariv zrozumia� sw�j b��d. Z jeszcze wi�ksz� furi� i desperacj� rzuci� si� na Gunthara, jednak ten tylko zas�oni� si� mieczem sprawiaj�c, �e potw�r jeszcze raz nadzia� si� na miecz. To by�a powolna przegrana �Nie�miertelnego� Nie wiele p�niej ka�da cz�stka potwora zosta�a spalona, ka�da w innym miejscu. Tak sko�czy� Sir Lirav zwany Martwym. Gunthar ci�ko poraniony, lecz nadal �ywy ruszy� na zamek. Nowy Ksi��e, uwolni� Ksi�niczk� z wie�y i razem wr�cili do stolicy kr�lestwa, gdzie wzi�li �lub. Pono� nied�ugo potem urodzi�a im si� ma�a c�reczka. Potem �yli d�ugo i szcz�liwie po kres swoich dni.

- I to by� by koniec bajki o rycerzu Guntharze

Odpowiedzia�a wysoka z�otow�osa kobieta zamykaj�c opas�� ksi�g� siedz�ca na krze�le po�r�d gromadki dzieci.

- A by�y potem jeszcze wielkie bale i turnieje?

- A jak nazywa�a si� c�reczka Anastazjii i Gunthara?

Zapyta�y natychmiast, dwie czarnow�ose dziewczynki .

- A rycerz Gunthar mia� jeszcze jakie� przygody?

Zapyta� czarnow�osy ch�opak imieniem Borys, wygl�daj�cy zasmucony ko�cem opowie�ci.

- Na pewno i to nie jedn� przygod�

Odpowiedzia�a zak�opotana kobieta.

- By�o jeszcze mn�stwo wielkich bal�w i turniei Heneriette, a c�reczka hmm...

Zamy�li�a si� z�otow�osa.

- Veronico jej imi� na pewnie pojawi si� w nast�pnych opowie�ciach, ale ju� nie dzisiaj, bo p�na ju� pora i najwy�szy czas do ��ek. Jutro poczytam wam o c�reczce Gunthara i Anastazji.

- Na pewno?

Zapyta� rudy ch�opak o pe�nym nadziei g�osie.

- Tak.

Odpowiedzia�a z u�miechem kobieta.

- No to, najwy�sza pora.

Zaklaska�a kobieta.

- Do �azienki i spa�.

Dzieci zerwa�y i ruszy�y w kierunku �azienki. Pozosta�o tylko jedno.

- Anzhela? Czemu nie idziesz?

- A rycerz Gunthar i ksi�niczka Anasatazja jeszcze �yje?

Zapyta�o dziecko o przejrzystych jak woda oczach i w�osach nijakiego koloru.

- Nie odpowiada si� pytaniem na pytanie.

Powiedzia�a kobieta.

- Ale dobrze odpowiem Ci, niestety musz� Ci� zasmuci� bo nie, to s� jedynie legendy i mo�na je w�o�y� pomi�dzy bajki. Jednak mo�e jest w nich ziarenko prawdy. By� mo�e kiedy� �y� sobie rycerz o imieniu Gunthar i �y� szcz�liwie z ksi�niczka Anastazj�.

- A jak nazywa�a si� ich c�reczka?

- Znowu to pytanie, m�wi�am �e odpowiem na nie jutro. A teraz szybko do �azienki, bo za chwile zn�w zgasz� �wiat�o, jak ostatnio. No dalej. Ju�.

Dziewczynka wsta�a i powiedzia�a.

- Dobrze ju� dobrze, pani Katherine.

Chwile potem pobieg�a na d� do �azienki. Z�otow�osa kobieta tylko si� u�miechn�a, a gdy Anzhela opu�ci�a biblioteczk� zamy�li�a si�. Biedne dziecko by�o zawsze ostatnie, za ka�dym razem zbiera tylko resztki po innych, zn�w zostanie jej pewnie zimna woda i przyjdzie po ciemku do swojego �o�a. Nie umie bi� si� o swoje. Jak doro�nie nie poradzi sobie sama. Biedactwo.



Trzy lata lata p�niej ...



- M�wisz, �e nie wyzdrowieje?

Powiedzia�a pani Katherine patrz�c na ma�� �pi�c� Anzhele le��c� w ��ku. Dziecko by�o ca�e czerwone na twarzy, a na jej twarzy wida� by�o wyraz zniech�cenia i b�lu. - Nie da si� nic zrobi�?

- Prosz� pani, niestety jest bardzo ma�a szansa na wyzdrowienie, nie wiem czy dziecko do�yje jutra.

Odpowiedzia� �ysawy ju� doktor, k�ad�c r�k� na czole Anzheli.

- Przecie� niczemu nie zawini�a.

Powiedzia�a zasmucona pani Katherine, otulaj�c dziewczynk� jeszcze jednym kocem.

- Napi�a si� wody znad rzeki i nabawi�a si� ci�kiej odmiany bagiennej gor�czki. Zrobi�em wszystko co mog�em zrobi�. Da�em jej leki na u�mierzenie b�lu i gor�czki, teraz mo�na tylko czeka�. Oby anio� str� nad ni� czuwa�. Mo�na si� tylko modli�.



Rok p�niej...



- Zgodnie z umow� mo�emy zabra� to dziecko.

Oznajmi� odziany w stalow� zbroje m�czyzna.

- Datki na ten sierociniec daj� nam prawo do zabrania dw�jk� najbardziej utalentowanych dzieci do Kolektywu.

- Ale naprawd� prosz�, musicie to robi� teraz? Akurat wtedy kiedy Anzhela jest najbardziej potrzebna.

Poprosi�a p�omiennow�osa m��dka, nie mia�a wi�cej ni� szesna�cie lat. Nazywa�a si� Anne cho� w tym wieku mog�a by ju� wyj�� za m��, wci�� opiekowa�a si� swoimi bra�mi i siostrami z sieroci�ca. Robi�a to z nale�n� trosk� i poszanowaniem dawnych praw, jej wk�ad by� do�� znaczny, cho� i tak najwi�ksz� zas�ug� odnosi�a pani Katherine. Ona zaledwie sta�a w cieniu, jednak jej to nie przeszkadza�o. Godzi�a na tyle ile mog�a prac� tkaczki i opiekunki, wci�� nie mia�a w�asnego k�ta - mieszka�a w sieroci�cu.

- A do czego, je�li mo�na wiedzie�?

Zapyta� rycerz pieszcz�c swoj� czarn� jak noc kozi� br�dk�.

- Pani Katherine choruje, a Anzhela jako jedyna potrafi pilnowa� naszych ksi�g rachunkowych.

- Moja droga, trzeba by�o tak od razu.

Rozchyli� r�ce m�czyzna z u�miechem na ustach.

- Skoro przynosimy datki na sierociniec, r�wnie� zapewnimy wam takie us�ugi. Jest to niezb�dne do jego funkcjonowania. Kolektyw... albo mog� nawet ja sam do�o�y� si� do waszego dobra. Jutro dostaniecie wykwalifikowanego ksi�gowego, kt�ry na czas choroby pani Katherine zajmie si� ksi�gowo�ci� waszej plac�wki.

- Dzi�kuje z ca�ego serca Sir Henryku!

K�aniaj�c si� nisko powiedzia�a Anne.

- To oznacza, �e Anzhela nie b�dzie wam do niczego potrzebna, b�dzie mog�a i�� z nami. Przeka�cie jej, �e ruszamy jutro w po�udnie. Po�egnajcie ja solidnie, niech pami�ta o cieple tego domu.

Powiedzia� rycerz.

- A wi�c do zobaczenia, z pewno�ci� za pi�� lat znowu si� zobaczymy. A mo�e los skrzy�uje pr�dzej nasze drogi...



[Tutaj b�dzie fragment po�wi�cony naukom w Kolektywie Siedmiu.]



Sen o Niewinno�ci.





Sta�a samotnie w deszczu na pustym dziedzi�cu. Przysz�a o wiele za wcze�nie. Nikogo tu jeszcze nie by�o. Chowa�a si� pod wystaj�cym kawa�kiem dachu, pr�buj�c chocia� przez ten d�ugi moment nie zm�c. Trwa�o to a� do chwili, w kt�rej us�ysza�a powolne kroki, wtedy zza rogu uliczki, kt�ra przyby�a wy�oni�a si� spokojnie id�ca posta� m�czyzny. Nie posiada�a parasola, a jej t�po wskazywa�o na to, �e deszcz jest jej oboj�tny. Gdy by�a na tyle blisko, �e Anzhela bez problemu mog�a si� jej przyjrze� okaza�o si�, �e jest zupe�nie sucha. Od razu w oczy rzuca�y si� stoj�ce w�osy i dwa pasy farby tuszu lub farby, kt�ra sp�ywa�a w d� policzk�w. Wyostrza�o to mocno rysy twarzy, kt�re wydawa�y si� niezbyt przychylne, jednak gdyby przyjrze� si� tak bli�ej pod farb� ukryta by�a ca�kiem �adna twarz.

- Pozdrowienia panienko.

Powiedzia� m�czyzna. Podnosz�c palce w lu�nym ge�cie jak na meldunek. .

- Wii...taj.

B�kn�a Anzhela nie�mia�o.

- Pierwsze zlecenie?

- Mhm.

- G�owa do g�ry, to nie b�dzie nic trudnego. A tak mi�dzy nami... Vladimir Siergiev.

- Anzhela Stein.

Odpowiedzia�a podaj�c r�k� przed siebie. Otrzyma�a poca�unek w d�o�.

- Bardzo mi mi�o.

- Mi r�wnie�.

Wtedy s�ycha� by�o kolejne kroki. U�miechn�wszy si� Vladimir powiedzia�.

- Nie martw si�, b�d� Ci� ochrania�.

Chwile p�niej rozpocz�a si� zbi�rka...



Znajdowali si� na jednej z uliczek niedu�ego miasteczka, nieopodal jakiej� zadymionej speluny. By�o ich sze�ciu dowodzi� nimi niejaki Balzaic Ferriso, by� jeszcze Teodor, Maximus i Marco oczywi�cie by� jeszcze Vladimir i Anzhela. Znale�li si� tutaj nie bez powodu, mieli rozwi�za� zagadk� znikni�cia dw�jki drwali, kt�rzy pracowali w pobliskim tartaku.

- Naszym zadaniem jest odnalezienie tej zaginionej dw�jki. Znikn�li kilka dni temu od czasu owej s�ynnej burdy w karczmie o kt�rej s�yszeli�cie z pewno�ci�, by�o o tym g�o�no nawet w Kolektywie. Po nitce do k��bka... Mamy sprawdzi� co sta�o si� z nimi. To teren Kolektywu wi�c ludzie nie mog� sobie od tak znika�. My stanowimy prawo i zapewniamy im bezpiecze�stwo. Proponuje zacz�� w�a�nie od ober�y. Wi�c ruszajcie za mn�.

Po nied�ugiej chwili ukaza�a im si� ta wiejska ulica i szutrowa droga a wok� kilka domk�w na samym �rodku wida� by�o dwupi�trowy drewniany budynek - Ober�a pod spalonym wierzchowcem. O nazw� nie pytajcie, mog� jedynie powiedzie�, �e je�li chcecie trzyma� w niej konie proponuje na zewn�trz. Z reszt� i tak nie mieliby�cie wyboru. Obecnie stajnia by�a kupk� czarnego popio�u - efekt s�ynnej zwady. Z reszt� to nie pierwszy raz. A� dziw bra�, �e by�a to ju� trzecia, jak karczmarz wi�za� koniec z ko�cem.

- To tutaj.

Powiedzia� wskazuj�c na drewniane drzwi, nad kt�rymi wisia� kawa�ek spalonej deski z wizerunkiem u�miechni�tego konia.

- Maximus poszukaj jaki� portali i magii, reszta rozgl�da si� za czym� ciekawym.

Powiedzia� do reszty grupy, kt�ra ju� zaczyna�a wchodzi� do ober�y. Teodor i Marco oderwali si� do grupy szperaj�c dooko�a budynku. Przewa�nie niczego nie dotykali, jednak od czasu do czasu przerzucali jakie� przedmioty. Wtedy musieli uwa�a� aby nikt ich nie zauwa�y�. Zwyk�ych ludzi nie trzeba by�o niepotrzebnie niepokoi�. Anzhela podobnie jak Vladimir oraz Balzaic weszli do �rodka. Dow�dca przepyta� karczmarza, Anzhela i Vlad pozaczepiali bywalc�w... Na pr�no.

- Nic.

- Zero.

- Nic nie znalaz�em.

- Maximus a co z tob�?

- Musz� powiedzie�, �e czu� s�aby impuls, kt�ry unosi si� dalej na p�nocny wsch�d.

- Impuls?

Szli tak przez kilka minut wiedzeni s�abym �ladem manifestacji magicznej. Droga prowadzi�a poza zabudowania kieruj�c na niezamieszkane tereny. Poruszali si� spokojnie, bo przemieszczaj�c si� szybko mogli co� przeoczy�. Czasami s�ycha� by�o d�wi�ki pracuj�cych ludzi, kt�rzy pracowali w polu nic nie robi� sobie z id�cych przedstawicieli Kolektywu. Z reszt� i tak nie mogli, bo z rzadka trafia� si� cz�owiek, kt�ry s�ysza� t� nazw�. Dla przeci�tnego wie�niaka Lord Egilhard by� po prostu kolejnym mo�now�adc�. Nie szkodzi�o to ani jednej ani drugiej stronie. Mo�na by�o by powiedzie�, �e nawet z korzy�ci�, poniewa� dezinformacja by�a potrzebna w tej dziedzinie. Pogoda wci�� by�a pochmurna, jednak nie pada�o - og�lnie nic ciekawego. W�drowcy przewa�nie widzieli rozleg�e pola, jednak od czasu do czasu mo�na by�o dojrze� jezioro albo towarzysz�cy las, w kt�ry wkroczyli. Przez d�ugi okres ci�gn�a si� twarda szutrowa droga , kt�r� spokojnie maszerowali�my przez jesienny las, pe�en kolorowych drzew. Niestety w pewnym momencie byli zmuszeni odbi� w prawo do Lasu. By� tam oczywi�cie tartak, miejsce pracy dw�jki drwali. Wniosek z tego by� prosty. M�czy�ni po burdzie poszli do pracy.

Nie cz�sto dziewczyna podr�owa�a w taki spos�b, to te� na pocz�tku Anzhela mia�a w�tpliwo�ci czy w dobrym kierunku zmierzali. Przez d�ugi moment naprawd� mia�a wra�enie, �e si� zgubili. Jednak nie mia�a odwagi by zapyta� o to kogo�, bo zapewne zosta�a by wy�miana. Na le�nej drodze wida� by�o coraz wi�cej ci�kiego b�ota, na kt�rym mo�na by�o straci� r�wnowag�. Tak�e ro�linno�� sta�a si� g�stsza i bardziej nieprzenikniona. Je�li to naprawd� by�a droga cz�onkowie dru�yny mieli okropn� przepraw�. Cz�sto musieli zawraca� by obej�� trudne do przejechania bagniska, omija� powalone pnie i atakuj�ce drog� krzewy. Jakkolwiek by opowiedzie� o tej przeprawie, by� to po prostu teren trudny.

- Maximius?!

Powiedzia� nagle Balzaic a Anzhela spojrza�a za siebie. Przy m�czy�nie odpowiedzialnym za �ledzenie magii sta�y ju� dwie osoby - Dow�dca i Vlad.

- Jak to nie ma? Znik�o?

- No to sam sprawd�. Tu si� ko�czy.

- Do diaska... Sam to sprawdz�.

- Nie masz po co... Dobrze prawi...

- Bajdurzysz! On i ty! Cholera!

- Balzaic co Ci...

W tym momencie miecz �o�nierza Kolektywu przechlasta� stoj�cego Maximusa na p�. Trysn�a krew a cia�o ch�opaka pad�o na ziemie. W tym momencie m�czyzna obr�ci� si� i zacz�� i�� na pozosta�ych cz�onk�w dru�yny, jego oczy pali�y si� dziwnym czerwonym blaskiem. Do niego do��czy� Tadeus, kt�ry postanowi� zaatakowa� Vlada. Anzhele przeszed� zimny dreszcz. Nawet nie zauwa�y�a jak szybko i nagle, znalaz�a si� na polu walki. To by�o jak sen... nie to nie by� sen, to by�o jak koszmar, kt�ry dzia� si� na jej oczach. A teraz ze strachu tylko mog�a cofa� si� w ty�.. Zdaniem Anzheli to ju� nawet nie przypomina�o walki. To od pocz�tku jej nie przypomina�o. Mroczna aura, czu� j� by�o od ka�dego z nich, sprawiaj�c �e serce dziewczyny bi�o ze strachu jak oszala�e. A na koniec Maximus, kt�ry le�a� jak martwy, jego cia�o uzmys�awia�o dziewczynie czym naprawd� jest �mier�. To ju� nie by�y przelewki... Nie wiedzie� czemu, nigdy nie zdawa�a sobie sprawy, �e to jest takie ... przera�aj�ce. Id�c do akademii wyobra�a�a sobie to inaczej, jednak realia bitwy okaza�y si� ca�kiem inne. To nie by�y epickie pojedynki, a krwawa konfrontacja z przeciwnikiem. Nic na polu bitwy nie mog�o ochroni� j� przed brutalnym ciosem id�cym ze strony tych bestii. Czu�� si� jakby pogr��ona w demonicznej ciemno�ci. Sama i bezbronna w okropnym �wiecie. Jaka by�a g�upia, �e ruszy�a na t� misje. Teraz b�dzie czeka�a tylko na �mier�. Szybko�� bicia serca Anzheli jeszcze wzros�a. Teraz wali�o jak oszala�e, odk�d us�ysza�a jaki� g�os... M�wi� co� o imieniu. Przez mg�� przypomnia�a sobie s�owa Vlada , kt�ry zacz�� co� do niej m�wi�. Nie zrozumia�a go za grosz. Prawie wszystko zag�uszy�y odg�osy bitwy. Co chwil� s�ycha� by�o przelatuj�ce granaty i salw� strza�. Zrozumia�a tylko strz�pki jaki� s��w : Pozwol�, zrobi�, walki, spok�j, pop�dz�, bomba. Nic z tego nie zrozumia�a, a Vlad razem z Marco pr�bowa� pokona� op�tanych kompan�w.

- Dziewczyno zdrad� mi swoje imi�?

Wtedy nad ni� pojawi�a si� istota - bia�y demon o niebieskich oczach wida�, by�o tylko usta, kt�re wykrzywiaj�ce si� m�wi�y co� w nieznanym jej j�zyku. Instynkt podpowiada� jej tylko jedno - ucieka�. Powoli i niepewnie zacz�a si� wycofywa�. Ostatnim strz�pkiem racjonalnego my�lenia by�o przekonanie, �e je�li si� odwr�ci to na pewno zginie.

Rozleg� si� krzyk. Odg�os b�lu - to by� krzyk Anzheli. Nim si� obejrza�a, bestia w�a�nie spogl�da�a jej w oczy. Trzyma�a za r�k� i nie puszcza�a. Nie rozumia�a tego. Nie mog�a nawet o niczym my�le�. Nie mog�a sobie przypomnie� niczego, czego nauczy�a si� w kolegium. Nie by�a w stanie zwalczy� swojego strachu. To dzia�o si� za szybko. Ja... Musze uciec! Musz� st�d uciec... Jak najdalej od tego koszmaru! pomy�la�a. Im mocniej j� trzyma� tym Anzhela bardziej zaczyna�a si� tarmosi�, tylko to jej pozosta�o. Droga bieg�a wzd�u� b�otnego jaru. Je�li si� cofn�... b�d� uratowana! Pomy�la�a dziewczyna ostatnim przeb�yskiem pr�buj�c wyrwa� si� za kraw�d� skarpy, by uciec jak najdalej od tego brutalnego potwora. By� to w�a�ciwie przypadek, dosz�o do niej to dopiero, kiedy to nast�pi�o. Bestia straci�a r�wnowag� wypychaj�c dziewczyn� na szare b�oto,a ona zjecha�a na sam d� kilkana�cie metr�w. Demon tylko sta� wysoko, a jego cie� rzuca� si� z�owieszczo na Anzhele. Jak najszybciej ruszy�a dalej w g��b lasu, pragn�c tylko jednego - uciec. Nie przejmuj�c si� g�stymi krzakami o kt�re cz�sto zahacza�a rani�c swoje cia�o, par�a naprz�d. Jednak tak op�ta�czo marnuj�c swoje si�y na ucieczk� z ka�dym krokiem czu�a si� coraz s�abiej.. a� do chwili gdy wiedzia�a, �e nie zrobi ju� ani jednego. Obr�ci�a si� za siebie, bestia jak cie�, ca�y czas kr��y� za ni�. To nie mog�o si� tak sko�czy�, nie mog�a zgina� w takim miejscu... czy nie mo�e nic zrobi�?

Miecz! Mam miecz! Pomy�la�a nagle dziewczyna, szukaj�c ochraniacza z mieczem, kt�ry by� przyczepiony do pasa. Wyj�a go powoli z trz�s�cymi r�koma. Trzymaj�c chwiej�ce si� ostrze jedn� sprawn� r�ka skierowa�a je w kierunku przeciwnika. Z mieczem w d�oni poczu�a si� troch� pewniej. Spojrza�a w oczy �mierci... lekko drgaj�cym g�osem krzycz�c...

- Yh... Yh... Odejd� stad!

- Poddaj si�, nie masz ju� szans. Twoi towarzysze zgin�li, zosta�a� sama. Odrzu� sw�j miecz, a zginiesz bezbole�nie...

- Yh... Nie... Zostaw mnie...

- Hahaha! Ciebie? Cz�eczyno? Dobry �art. Od wiek�w zabijam takich jak ty i dzisiaj nie zrobi� wyj�tku dla g�upiej dziewczyny. Wy zabijacie nas, my odp�acamy si� tym samym. Takie s� zasady gry. A pechowcy id� do piachu. S�abeusze zawsze poddajecie si� mocy mojego uroku. Owijam was sobie wok� palca jak chce. Tak by�o za poprzednim i tak jest teraz z wami. S�udzy!

Nagle z co� chwyci�o Anzhele mocno za ramiona, nie pozwalaj�c si� wyrwa�. R�k by�o o wiele wi�cej, teraz nie mia�a szans. Spojrza�a w bok i przerazi�a si�. To byli zagubieni towarzysz, byli martwi. Pos�uszni s�udzy nie ust�powali trzymali twardo dziewczyn�, nie pie�cili si� z ni�. Ich martwa niezaspokojona ��dza w ca�ym swojej sile ujawni�a si�... Nie to by�a ��dza tego potwora. Do jej nosa dobieg� przera�liwy smr�d ich rozk�adaj�cych si� cia�. Zemdli�o j�. To by�o okropne. Koszmar.

Spu�ci�a g�ow� na d�. Ju� nie mia�a nadziei na wyj�cie ca�o z sytuacji. Wpatrywa�a si� tylko w le�n� traw� i czeka�a na cios. Poczu�a na swoim gardle zaciskaj�ce si� d�onie unosz�ce jej g�ow� do g�ry. Poczu�a tak�e dotyk na ramieniu. Spotka�a si� ze spojrzeniem potwora.

- Ju� si� podda�a�? Szybko, my�la�em, �e b�dzie z tob� wi�cej k�opotu. Jednak zanim zginiesz jeszcze Ci� wykorzystam. Nie martw si� to b�dzie d�uga noc. Anzhela otworzy�a usta chc�c krzycze�. Jednak zamar�a. Podobnie jak Arrancar. Z jego ust zacz�a wycieka� krew.

- Nie...

Powiedzia� tylko i pad� na kolana przed Anzhel�, u�cisk nie�ywych os�ab�, by znikn�� zupe�nie, tak samo jak oni. Zacz�li zamienia� si� w py�. Za martwym stworem sta�a posta� trzymaj�ca w d�oni miecz, kt�ry przed chwil� przeszy� demona na wylot. Dycha�a g�o�no, jej lew� r�ka wisia�a bezw�adnie intensywnie krwawi�c.

-Zd��y�em, w sam� por�.

Wysapa�. To by� Vladimir...



Siedzieli na polanie otuleni w koce, a wok� niej kr�ci�o si� kilku braci, tym razem prawdziwych - �ywych. Kobieta o �niadej karnacji wydawa�a rozkazy pozosta�ym shinigamim. Szybko i bezwzgl�dnie. Wygl�da�a na bardziej kompetentn� ni� Balzaic. Mieli szcz�cie, du�o szcz�cia, �e prze�yli. Stw�r, kt�rego zabi� Vlad od dawna n�ka� kolektyw, nazywa� si� Itaih i mia� moc niesamowitego zniewalania napotkanych stworze�, podobn� do hipnozy. Jednak przeliczy� si�, zamieniaj�c w swoje s�ugi tylko dw�ch �o�nierzy. By� przekonany, �e bez problemu rozgromi reszt� albo mo�e zwyczajnie nie starczy�o mu si� na reszt�. Jak wida� nie uda�o mu si� to. Vlad by� o wiele pot�niejszy, ni� by si� zdawa�o. Cho� jeszcze nie dysponowa� tak� moc� jak adept, wygl�da�o na to, �e jego umiej�tno�ci by�y o wiele lepsze.

- Nie wiem jak tego dokona�e� m�ody, ale naprawd� zrobi�e� to dobrze. Pokona�e� dw�ch zbuntowanych uczni�w i demona... Widz� dla Ciebie �wietlan� przysz�o�� w Kolektywie.

Powiedzia�a kobieta.

- Dzi�kuje.

Odpowiedzia� Vladimir. Chwile potem kobieta znikn�a.

- Co si� tam wydarzy�o?

Zapyta�a Anzhela, kt�ra by�a oparta o jego rami�.

- Co� z�ego, nie chcesz wiedzie�...

Odpowiedzia� jej Vladimir, chwile potem wstaj�c.

-Id�...

Powiedzia�, kr�tko wchodz�c w las. Anzhela odprowadzi�a m�czyzn� wzrokiem. By� naprawd� odwa�ny. Chcia�a by� taka jak on, taka silna. Si�a jak ka�demu z Kolektywu by�a przeznaczona. Szczerze m�wi�c troch� mu zazdro�ci�a. Ona chocia� bardzo si� stara�a, nigdy nie by�a dobra w arkanach wiedzy tajemnej ani sztuce miecza, chocia� sp�dzi�a na treningach d�ugie godziny. Ona nawet nie zrobi�a swojego majstersztyku, a Vlad zrobi� to ju� w Akademii, co wydawa�o si� Anzheli niesamowite. Tak jakby lata �wietlne dzieli�y j� od ch�opka, kt�rego przed chwila pozna�a. D�ugo tak jeszcze b�dzie, �e nic nie b�dzie mog�a zrobi�. Zawsze chcia�a pomaga�, ale nigdy jej to nie wychodzi�o, albo brak umiej�tno�ci, �rodk�w. talentu lub si�y. Przypomnia�a si� jej przyjaci�ka Vera i wydarzenie na drodze do sieroci�ca. Chocia� ona zosta�a uratowana w ostatniej chwili przed brudnymi r�kami oprych�w. Vera nie mia�a tyle szcz�cia, uratowa� je jaki� jasnow�osy m�odzieniec - w�drowiec , pomimo, �e obie usz�y z �yciem. Vera pope�ni�a wkr�tce potem samob�jstwo. Mo�e, gdyby by�a tak silna jak teraz, mog�a by pokona� bandyt�w? a mo�e gdyby bardziej pilnowa�a przyjaci�k�, do jej �mierci by nie dosz�o? Od tamtego czasu przyrzek�a sobie, �e b�dzie si� stara�a by� silniejsza, by do takich rzeczy nie dochodzi�o.

- Nigdy wi�cej!

Powiedzia�a na g�os. Z�apa�a si� za usta. Jednak na szcz�cie ju� nikogo tu nie by�o. Vlad ju� dawno nie by�o...



[Tu chyba te� b�dzie jaki� fragment]



Dorastanie.



Kto by pomy�la�, �e Anzhela znajdzie si� w takim miejscu, ogromny gmach siedlisko wszystkich najwi�kszych szych w twierdzy Kolektywu. Dziewczyna nie znalaz�a by si� tu gdyby nie podszepty swojego prze�o�onego - Oswalda von Trotta, czyli tak zwanego Siekiery. Jego przezwisko wzi�o si� od potarganej brody, o kt�rej jeden z uczni�w powiedzia�, �e by�a golona siekier� i tak ju� zosta�o. By� to bardzo stary mistrz zakonu, kt�ry jeszcze pami�ta� okres jego �wietno�ci. Podczas przeszukiwania starego archiwum, gdy wszyscy sko�czyli zatrzyma� dziewczyn� w swoim gabinecie m�wi�c tak:

- Anzhe wiesz co? Marnujesz mi si� tutaj jako zwyk�y ucze�. M�dra z ciebie dziewczyna, nie tak jak ta banda tych pseudo m�drali. My�l�, �e jak lizn� troch� wiedzy, to czyni ich to lepszymi od innych. Bakkalaureus!

W jego ustach to s�owo zabrzmia�o jak przekle�stwo.

- Ty jeste� inna, ze spokojem analizujesz sytuacje i wyci�gasz z niej wnioski. Jeste� inteligenta i masz dobra pami��. My�l�, �e powinna� w ko�cu sta� si� adeptem.

Trzeba by�o tak�e wspomnie�, �e w odr�nieniu od wi�kszo�ci tego typu organizacji stopie� czeladnika kolegium zdobywa�o si� z woli ucznia. Jednak tylko raz, inaczej czeka�a �mier�. Zasada by�a ta obecna w kolektywie od dawna, mn�stwo jej wychowank�w straci�o w taki spos�b �ycie. Kr��y�a nawet legenda o uczniu, kt�ry tak ba� si� �mierci, �e nigdy nie podszed� do egzaminu. Pono� jego duch kr��y po murach zamku, dr�cz�c mieszka�c�w setkami wyuczonych regu�ek.



Tak znalaz�a si� tutaj w tym wielkim gmachu, siedzia�a na jednej z �aw w d�ugim kamiennym korytarzu, czekaj�c na swoja kolej. Powtarza�a sobie po kolei co ma powiedzie�, gdy nagle rozleg� si� odg�os.

- Prosz� wej��.

Anzhela, a� podskoczy�a. Chyba ca�e jej przygotowania posz�y w �eb, gdy� w tym momencie nie mog�a sobie ju� nic przypomnie�. Chwile p�niej przesz�a przez wielkie drewniane drzwi. Pojawi�a si� w �redniej wielko�ci sali. W pomieszczeniu panowa� dziwny, zimny nastr�j. Sala wyciosana by�a w zimnym marmurze, strop wspierany by� przez cztery wielkie kolumny, pomi�dzy nimi po lewej i prawej stronie znajdowa�y si� dwie smuk�e rze�by. Po jednej stronie m�ny i silny wojownik, a po drugiej naukowiec. Symbole si�y i m�dro�ci. Na samym �rodku wida� by�o czerwony dywan, by� on chyba jedyn� ciep�� rzecz� w tym pomieszczeniu, mo�na by powiedzie� �e jego wygl�d powstrzyma� j� przed zimnym dreszczem, kt�ry mia�by si� w takim wypadku pojawi�. Ostatni� rzecz� jak� mo�na by�o znale�� w sali by�a d�uga �awa, a za ni� wida� by�o trzy postacie. Jednak z powodu intensywnie �wiec�cego za oknem �wiat�a nie mog�a im si� dok�adnie przyjrze�. Ostro�nie dosz�a na kraniec dywanu i mru��c oczy, prze�kn�a �lin� i z lekk� pauz� oznajmi�a.

- Witam Najwy�sza Komisyjo.

Wyt�a�a wzrok jak najbardziej by ujrze� kto jest przed ni�, jednak nadal nic nie zobaczy�a.

- Tak lepiej?

Zapyta�a jedna z postaci, zaci�gaj�c ciemn� kotar� sprawiaj�c, �e �wiat�o przesta�o j� k�u� w oczy.

- Zdecydowanie.

U�miechn�a si� Anzhela.

- Dzi�kuje.

Powiedzia�a. Sta�o przed ni� trzech ludzi. Radny, kt�ry znajdywa� si� przy �aluzjach nie by� kim inny jak sam Albert, do�� znana osobisto��, kt�ra jako jedyna sp�dza�a czas ze zwyk�ymi uczniami. Druga osob� by�a kobieta w �rednim wieku w czarnych okularach. Widzia�a j� ju� kilka razy w zamku gdy przychodzi�a odebra� specjalne utensylia i ksi�gi, jednak w wi�kszo�ci cel przyby� Anzheli nie by� znany. Od kolegi z kolegium dowiedzia�a si�, �e r�wnie� jest cz�onkiem wy�szego kr�gu i nazywa si� Margaret. Trzeci� osob� mia� by� podobno staruszek, jednak by�a ni� osoba zupe�nie inna. M�oda kobieta, chyba nie co starsza od Anzheli, do�� �adna nawet mi�a z wygl�du. Gdy Anzhela na ni� spojrza�a, ta zwr�ci�a wzrok na du�y dziennik, po czym znowu spojrza�a m�wi�c.

- Imi�?

- Aznhela Stein.

- Kasta?

- Me..talurg

- Czym si� ws�awi�a�?

- Odby�am kilka zada�, ucz�szczam na regularne patrole.

- Tak?

Zapyta�a. Wskazuj�c palcem na informacje w dzienniku.

- Wi�kszo�� zada�, sklasyfikowanych jako niewype�nione, z wi�ksz� lub mniejsz� strat� dla Kolektywu. Jedna z os�b odpowiedzialnych za rze� w Kirstone oraz podpalenie karczmy pod rozko�ysanym ogierem. Zadanie w Swood, napisane wyra�nie: Ucze� wykazuje g��boki strach, niezdolny do walki z tego powodu.

- Chyba niezbyt udany �yciorys? Nieprawda�?

Zapyta�a z�o�liwie dziewczyna, chyba nie by�a a� taka mi�a jak si� wydawa�a . Anzhela lekko si� zawaha�a. M�oda kobieta zmru�y�a lekko wzrok i zacz�a co� kre�li� w swoim dzienniku. W tym momencie podj�a g�os Margaret.

- Jednak tw�j �yciorys nie ma obecnie wp�ywu na to czy podejdziesz do pr�by. Przechodzi j� ka�dy - tylko raz. Nasza tr�jka jest zaledwie skromnymi obserwatorami, kt�ra b�dzie pilnowa�a twojej pr�by. Nie b�dziemy troszczy� si� o twoje bezpiecze�stwo.

Wtedy momentalnie wsta�a wraz z innymi cz�onkami komisji. Dziewczyna lekko si� zdziwi�a, my�la�a, �e nieco inaczej to b�dzie wygl�da�.

- Id� za nami.

Poleci� Albert, wchodz�c pomi�dzy szereg kolumn i dwa pomniki. Rozejrza� si� dooko�a mrucz�c pod nosem.

- Jak ja dawno tego nie robi�em.

Po czym co� drgn�o. Anzhela utraci�a r�wnowag� po czym ca�a okr�g�a sala przykry�a si� cieniem. Czu�a, �e kamienna p�yta zsuwa si� szybko na d�. Przez moment wida� by�o kr�tki przeb�ysk �wiat�a, zapad�o jej w pami�� zielone drzewo. By�o to dziwne zw�aszcza, �e na zamku nie wiele ich by�o - tylko w parku, kt�ry mie�ci� si� daleko od gmachu rady. Potem znowu zapanowa�a ciemno��. S�ysza�a g�osy egzaminator�w, jednak przez zgrzyt posuwanego kamienia nie by�a w stanie zrozumie� sensu ich s��w. Na szcz�cie nie brzmia�o to tak jakby m�wili do niej. Komentowali podr�. Wszystko znieruchomia�o, pod�oga przesta�� si� chybota�. Zapali�a si� latarnia. Trzyma�a j� Margaret a obok niej ju� stali mistrzowie z rady. Podbieg�a ku nim co si� w nogach. To by� korytarz, stary i wilgotny. Pokryty by� zielon� plwocin�, kt�ra rozlega�a si� szerok� fal� po szorstkich p�ytkach. Gdyby nie obecno�� komisji poczu�a by si� tutaj samotna i zagubiona. Przej�cie nie rozwidla�o si�, ci�gn�o ca�y czas zakr�caj�c w lew� stron�. K�t stawa� si� coraz wi�kszy, a� w ko�cu natrafili na schody prowadz�ce w d�. A� dziw bra�, �e takie rzeczy mie�ci�y si� pod zamkiem kolektywu. Wraz z przej�ciem szarego portalu oczom dziewczyny ukaza� si� jasny blask. �wietliste rozpostarte konary wij�ce si� w g�r�. Niczym magiczne drzewa, p�dy oplataj�cy lit� ska�� swoimi korzeniami. Schody by�y wielk� spiral� wbijaj�c� si� w to nienaturalne �ono. Z ka�dym krokiem wida� by�o dok�adnie przedmioty owej nadnaturalno�ci. G�bczaste fluorescencyjne twory przypominaj�ce winn� latoro�l nie ko�czy�y si� tym co w�a�ciwe im odpowiedniki - drzewa. Wkroczyli pomi�dzy nie...

Na komisji nie robi�y one zbytniego wra�enia, mo�na by�o wyczu�, �e niebyli tu pierwszy raz. Dziewczyna z ciekawo�ci� analizowa�a owe pi�kne cuda natury. Ro�liny musia�y by� niesamowicie lekkie, gdy� ka�da z nich wspiera�a si� na kolejnych. Za ogon ka�dej grzybiastej struktury odpowiada�a dziwaczna wypustka, kt�ra gromadzi�a na swych kraw�dziach b�yskawice i rozsy�a�a je pobliskim braciom i siostrom w zamkni�tym cyklu. By� w tym zachowany dziwny algorytm tak jakby ka�dej z tych ro�lin by�a powierzona funkcja. G�bczaste bramy przesy�a�y dziwne �adunki z zatrwa�aj�c� pr�dko�ci�, nie przeszkadza� w tym ci�g�y ruch jakiemu ulega� ten dziwny las. Spojrza�a do g�ry na kamienn� p�aszczyzn� rozci�gaj�c si� nad lasem, na jej tle widzia�a mn�stwo koron i tajemniczych wypustek. To by� niesamowity widok. Poczu�a, �e nogi uginaj� si� pod ni�. Zary�a o tward� ziemi�. Poczu�a czyje� twarde r�ce, kt�re momentalnie unieruchomi�y jej ramiona. Chcia�a podnie�� g�ow�, jednak ona tak�e zosta� przytrzymana. Mog�a tylko unie�� swoje oczy do g�ry by rozpozna� sprawc�w. Zobaczy�a wolno stoj�c� Margaret, kt�ra ci�gn�a przera�liwie d�ugi warkocz mieni�cy si� fluorescencyjnym blaskiem. Pochodzi� on �rodka jednego z tych drzew. Nie pad�o cho�by s�owo, jednak Anzhela wiedzia�a kim s� jej prze�ladowcy z g�ry nie mia�a z nimi szans. Twarda r�ka Alberta zamkn�a si� na oczach dziewczyny przynosz�c na chwil� ulg� w postaci cienistej przes�ony.

- Powodzenia ma�a.

Poczu�a uderzenie w ty� czaszki. Co� jakby w�lizgn�o si� do �rodka. Rozgorza� si� gorzki poblask. Wszystko rozmy�o si�.



Epitafium dla jednostki



- Anzhela.

- Jej warto�� to numer szesna�cie.

- Trzymam w jej duszy m�j cie�.

- Nie jestem ni� ani tob�.

- Nie rozumiem, bo nie jestem rozumiana.

- Jeste�my osobn� jednostk�.

- Tera�niejszo�� bez przesz�o�ci.

- W kt�rych brak podstawowych element�w.

- Tob� jestem ja.

- Jednia.

- Kontrola.

Szum, szare zak��cenia.

- Istnia�em w pozorze.

- Trzymam si� ilo�ci i doskonalenia.

- Proces tysi�cy skazanych na �mier�.

- Nie czuje i nie dotykam.

- Widz� i s�ysz� bo zapominam.

- Nie wiem gdy nie posiadam.

- Jestem samowystarczalna.

- Dziedzina niesko�czono��.

- Zbrodnia przeciw �yciu.

- To jest doskona�o��.

Drgania, miliony cz�steczek. Lot trzmiela.

- B�l.

- Potrzebny do istnienia.

- Gniew.

- S�u�y do zabijania.

- Krzyk.

- Oznaka mordercy.

- Spos�b: Katatonia osobowo�ci.

Ryk nienarodzonego od �rodka.

- Nie posiadam strony.

- Jestem informacj�.

- Kopiuj.

- Bunt.

Westchnienie.

- Zniewolony.

- Wych�ostana.

Trzask, nagi�cie, p�kanie. �piew morskich ptak�w.

- Powo�ana by �y�.

- R�norodno�� pe�ni� spe�nienia.

- Absolutny brak przeszk�d.

- Inwersja procesu.

- Jestem jednostk�.



Laboratorium Metalurga



Noc ju� chyli�a skrzyd�a swoje ciemne, gwiazdy, wielkie �wiat�a i skry, b�yszcza�y one za� jeszcze lekko powoli ukrywaj�c sw�j jasne bicie. Ksi�ycowe �wiat�o blado odbija�o si� w b��kitnej toni jeziora a luna w�adczyni tego procesu powoli chowa�a si� za horyzontem. Pomimo idealnej ciemni nocy, nie wszystkie oczy by�y ca�y czas zamkni�te. Po�r�d d�ugich godzin jedna ma�a dziewczyna wci�� przewraca�a si� z boku na bok. Cierpia�a na bezsenno��, a po�ciel plami�a wilgotnymi �zami. Smutek nie dawa� jej spokoju. Mia�a wra�enie, �e �ycie si� ju� dla niej sko�czy�o. To przekonanie o w�asnej bezwarto�ciowo�ci sprawi�o, �e by�a w powa�nej depresji, stacza�a si�. Unika�a przyjaci� i koleg�w, nie by�o jej na lekcjach, przesta�a nawet uczy� si� w domu, wi�kszo�� czasu przesiaduj�c w swojej ma�ej klitce. Godzina za godzina mija�y, a dziewczyna tylko przewraca�a si�, czasami poj�kuj�c cicho, skoml�c lub mrucz�c. Gdy mia�a naprawd� pod�y ju� nastr�j, �e w �aden ju� spos�b wytrzyma� tego nie mo�na by�o podnios�a si� z ��ka, na�o�y�a kapcie i powoli podesz�a do okna. Chocia� mia�a na sobie gruby szlafrok, poczu�a, �e ogarnia j� straszny ch��d. Odsun�a ca�kowicie nie tylko zas�ony, ale i firank�, wyjrza�a przez okno w kierunku ukrytej za ciemnymi drzewami drogi. Nied�ugo potem wybieg�a z domu jak op�tana. W oddali zacz�� ujada� pies, jako zapowied� jakiego� nieszcz�cia.



Wia� ostry, przenikliwy wiatr, a s�o�ce wisia�o nisko nad dachami pot�nych budowli z kamienia, drewna i metalu. Rz�sisty jesienny deszcz wybija� werble na dachu, sp�ywa� g�adko po szybach, szemra� w rynnach. Du�e, opuszczone, samotne budynki, stare - praktycznie ju� ruiny. By�o to stara podwale. Miejscami ska�y poro�ni�te by�y zielonym pn�czem lub innym nalotem, kt�ry zadomowi� si� tu ju� na sta�e. Nikt nie pami�ta� do czego s�u�y�y, jednak by�o to idealne miejsce osamotnienia i schronienia przed brutalnym �wiatem zewn�trznym. Drobna dziewczyna siedzia�a w�a�nie pod dachem jednego z takich budynk�w, bujaj�c si� w te i we wte jak osierocone dziecko. Jej my�li kr��y�y tylko wok� jednego, trwa�o by to d�ugo, gdyby nie dziwny odg�os. Z pozoru brzmia� on jak szelest wiatru rozbijaj�cego si� o �ciany, to te� na pocz�tku zosta� ca�kowicie zignorowany. By� mo�e by� to tylko przypadek, ale gdy dziewczyna zmieni�a pozycje zbli�aj�c si� nieco do rozbitego okna, d�wi�k owy si� nasili�. Po raz pierwszy od d�u�szego czasu co� j� zaciekawi�o. W�o�y�a r�k� pod p�kni�ty kawa�ek deski, pr�buj�c go wyszarpn��. Chodzi�o o pozbycie si� starej okiennicy. Uda�o si�! Dziewcz� spr�bowa�o przepchn�� desk� a� w ko�cu d�bowy materia� wpad� do �rodka budynku. Chwile potem przecz�apa�a si� do �rodka. By�o to zimne pomieszczenie w kt�rego sk�ad wchodzi�o kilka po�amanych krzese� i zwalonych, nadpalonych, pustych rega��w. Szczerze m�wi�c pewnie takie same jak ka�de inne, tylko �e nawet ca�e. Jedynie sie� by�a zawalona, bo przecie� tak by wesz�a normalnie jak cz�owiek drzwiami.

- Pomocy!

Odezwa� si� wtedy g�os sprawiaj�c, �e dziewczyna a� krzykn�a ze strachu. Wpad�a na krzes�o prawie si� o nie przewracaj�c.

- Halo?

Zapyta� g�os z zaciekawieniem.

- Spokojnie, nic mi nie jest!

Oznajmi�a dziewczyna podnosz�c si� na nogi.

- Gdzie jeste�?!

Doda�a oczekuj�c odpowiedzi.

- Wejd� do tego drugiego pomieszczenia.

Dziewczyna pos�ucha�a polecenia. Druga izba by�a podobna, tyle �e mniej by�o rozmaitych grat�w. W jedynym miejscu klepisko by�o rozkopane. Podesz�a tam czym pr�dze zagl�daj�c do �rodka. By�o tam do�� ciemno i nic nie by�o wida�.

- Tu?!

- Tak?!

- Ale uwa�aj!

Pod�oga wyda�a dziwne skrzypni�cie jakby kto� wydusi� z niej ostatnie tchnienie i roz�ama�a si� w p�.



Przeznaczenie musia�o poczeka�... By�o ciemno, zimno do tego bola�y j� wszystkie ko�ci. Dziewczyn� przeszed� dreszcz. Wielka rana, kt�ra naby�a przez ostatnie do�wiadczenia znowu da�a o sobie zna�. Mia�a szcz�cie le�a�a na stercie ��to-szarawej masy. W ka�dym razie nie mia�a zamiaru sprawdza� co to jest, jednak na pewno uratowa�o jej to �ycie.

- Jeste� ca�a?

Z cienia wynurzy� si� bia�ow�osy m�czyzna, trzyma� si� za r�k�. Z tego co widzia�a dziewczyna robi� to nie bez powodu. K�cik ust, kt�ry by� wygi�ty nienaturalnie do g�ry �wiadczy� o tym, �e poruszanie r�k� musi mu sprawia� b�l. Ch�opak pr�bowa� zamaskowa� to jednak niezbyt mu to wychodzi�o. Znali si� z widzenia razem ucz�szczali do akademii, jednak nie by�o dane im si� jeszcze oficjalnie pozna�.

- Tak. Spokojnie, nic mi nie jest.

- Na pewno?

- Tak. Cholera to moja wina.

Z�apa�a si� za czo�o, pr�buj�c wymy�li� co maj� dalej pocz��. Znajdowa�a si� w ciemnym korytarzu, dziura w suficie by�a zbyt wysoko by dosta� si� do niej w jakikolwiek spos�b.

- Ile tu jeste�?

- Trzy dni.

- Szed�e� tam dalej?

- Tak, ale dalej jest niesamowicie ciemno. Ba�em si�, �e skr�c� kostk� lub z�amie nog� w tym ciemnym korytarzu.

- Poniek�d racja.

Ch�opak by� ju� znacznie os�abiony, to �e tu si� znalaz�a by� to ca�kowity traf szcz�cia... albo pecha. Na ratunek nie mieli co czeka�.

- A tak w�a�ciwie to jak si� nazywasz?

- Leucaspis.

- Anzhela, mi�o mi.

- Mi tak�e, nawet bardzo.

Dziewczyna podnios�a brwi.

- W kieszeni p�aszcza mam dwie lipowe ga��zki.

- To czemu nie m�wi�e� od razu...

Dziewczyna wsta�a troch� po omacku chwytaj�c kawa�ek deski, kt�ry zlecia� wraz z ni� podczas upadku. Nie �a�owa�a r�kawa swojej lnianej koszuli, kt�ry zawin�a wok� pochodni. Podesz�a do m�czyzny i wyci�gn�a dwa niesamowicie wa�ne patyki.

- Teraz mamy jakie� szanse, jednak za nim tego u�yjemy zrobi� Ci temblak.

Pozby�a si� drugiego r�kawa robi�c tymczasowe unieruchomienie r�ki ch�opakowi. Troch� po ciemku, korzystaj�c jedynie z niedu�ego otworu na szczycie po kilku minutach uda�o si� jej. Potem ukl�k�a i szybko zacz�a trze� w prz�d i ty� lipow� ga��zk� o drug�. Powsta�y �ar rzuci�a na tkanin�, kt�ra po kilku podmuchach zaj�a si� ogniem. Wprowadzi�o to troch� �wiat�a do otoczenia. Znajdywali si� w okr�g�ym pomieszczeniu, do kt�rego prowadzi� jeden d�ugi korytarz. Piwnice, lochy... mo�e, czym by�y tego nie by�o wiadomo. Kolektyw znany by�, z mn�stwa pomieszcze� o nieznanym przeznaczeniu. Wygl�da�o na to, �e dziewczyna i ch�opak chyba trafili do jednej z takich piwnic. Nie zastanawiali si� zbyt d�ugo, w ko�cu weszli w korytarz. Mieli nadzieje, �e za chwile pojawi� si� na powierzchni.



  • Najnowsze posty napisane przez: Anzhela
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Re: [Gdzieś we dworze...] Uwięzieni
    Wężowa obroża zacisnęła się na szyi... na próżno - nie zdążyła. Zaklęcie czarodziejki było szybsze. Nie, to nie było to... Powiew uniósł włosy błękitnookiej, wykręcając je na różne strony, podobnie zrobił z wło…
    28 Odpowiedzi
    15678 Odsłony
    Ostatni post 13 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Gdzieś we dworze...] Uwięzieni
    Rozległo się plasknięcie. Twarde i szorstkie, źródłem była prawa ręka Anzheli, która zderzyła się policzkiem panny Racheli. - Czemu używasz magii?! Mówiłam coś! Nikt nie będzie używał przy mnie magii, chyba że…
    28 Odpowiedzi
    15678 Odsłony
    Ostatni post 13 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Gdzieś we dworze...] Uwięzieni
    - No to przecież oczywiste - mruknęła Anzhela na wykład Rachel. Takie informacje uzyskiwał każdy, kto choć przez chwilę uczył się w Kolektywie. Dziewczyna westchnęła. - Możemy iść dalej. Słychać było charaktery…
    28 Odpowiedzi
    15678 Odsłony
    Ostatni post 13 lat temu Wyświetl najnowszy post