Grelia. Właściwie nie tak brzmi jej imię. W rodowodzie wpisane ma Cynthia i posiada nawet nazwisko. Cynthia Battenberg. Więc jak to się stało, że nie mieszka w domu pełnym dobrodziejstwa?
Zabrano ją, gdy była jeszcze małą dziewczynką. Jako spłata i tylko tyle kojarzy z całej sytuacji. Jak przez mgłę pamięta, że posiadała rodzeństwo, a czasem nawet zastanawia się czy ten biały pokój ze złotymi obramowaniami był prawdziwy. Czy jej rodzice byli prawdziwi, czy to tylko sen, który nawiedził ją którejś nocy. Zamieszkała w chłodnych ścianach dworu nazywanym „Bance”, co w tłumaczeniu oznaczało „Ogród”. Ludzie zamieszkujący Bance byli bardzo małomówni, ułożeni i niezwykle restrykcyjni. Niańka Grelii była niebywale wymagająca i chyba najbardziej hałaśliwa, o ile można było to tak nazwać. Miała już doświadczenie w wychowywaniu dzieci, nawet najbardziej marudzące sprowadzała do pionu, bo w pewnym wieku dzieciaki powoli rozumiały, co wokół nich się dzieje. Grelia już od małego dostawała skurczu żołądka przebywając w tym miejscu, ale nie mogąc wrócić do mamy i taty musiała przestać płakać, a zacząć powoli pochłaniać zasady. Przez wiele lat swojego życia nie spotkała Roalda Holgera, właściciela tegoż oto dworku. Gdy przyjeżdżał ona nie miała prawa wejść do określonych części siedziby, gdzie przebywał. Prawdopodobnie wynikało to z młodego wieku, co mogła wywnioskować w późniejszym czasie. To było jak służenie Bogu, którego nigdy nie widziała, a który wzbudzał lęk i respekt. Przez okno widywała karocę wykonaną z ciemnego drewna, zawsze zaprzężona w czarne konie. Pan Holger krył się pod parasolem, zarówno w noc, jak i w dzień, gdy wychodził z powozu więc nie mogła dojrzeć choćby jego sylwetki. Długo żyła w dziwnym systemie, a aura towarzysząca temu miejscu sprawiła, że nie była chętna do sprzeciwu. Nigdy też nie wyszła za mury Bance, bo chociaż istniał mur, to ogród był tak ogromny, że już w połowie nie chciało się iść dalej albo mijała przerwa z wypoczynku. Prócz skurczów żołądka nie mogła na nic narzekać. Miała dach nad głową, jedzenie w misce, a ludzie choć małomówni, tworzyli małe społeczeństwo żyjące w milczeniu i zakłamaniu, co oczywiście Grelia zaczęła dostrzegać z czasem. Mając jakieś... maksymalnie dwanaście lat, gdy zaczęły dochodzić do niej myśli buntu i ucieczki, pierwszy raz usłyszała kłótnie, głos pana Holgera oraz zobaczyła na oczy samego właściciela dworu. Uderzył jakąś kobietę, nie jeden raz i Grelia akurat przechodziła korytarzem trzymając w ręce srebrną tacę. Pan Roagal z impetem opuścił pokój napotykając wzrokiem miedzianowłosą nastolatkę. Miał jasne i przejrzyste oczy. Ciemne włosy sięgające mu w niesfornej fryzurze za linię uszu, jeszcze nie w barwie czerni, ale ciepłego brązu. Delikatnie oliwkową, również ciepłą skórę. Spojrzał na nią i zmarszczył brwi. Wyglądał młodo, ale na pewno miał więcej lat niż w pierwszej chwili pomyślała Grelia. Dziewczyna nabrała głośno powietrza, była niezwykle zaskoczona, ale szybko zakryła usta tacą. Teraz, po tych wszystkich latach, gdy mówiono jej jak się zachowywać spotykając Pana Holgera, straciła język w gębie. Patrzyła na niego chwilę, ale po krótkim kontakcie wzrokowym wyminął ją. Dopiero oddalając się od niej, młoda dziewczyna dojrzała, że na podwiniętych rękawkach znajduje się krew, a jego ciało pokryte jest białymi runami. Tego dnia i to całkowicie niespodziewanie dla każdego, Grelia została zaproszona do głównej części siedziby. Do salonu, w którym nigdy nie była. Nie jako towarzyszka, a jako służąca. Miała podawać herbatkę, spełniać życzenia przybyłych gości. Jej niańka z drżącymi rękoma co rusz poprawiła strój służącej. Ta dziewczyna była za młoda do obsługiwania poważnych gości Pana Holgera, ale nikt mu się nie sprzeciwiał.Ściany salony były pokryte drewnem. Znajdowało się tu dużo regałów z książkami, drogocenny dywan, szklany stół i obite miękkością siedzenia. Dziewczyna stała z delikatnie spuszczoną głową, a w myślach wciąż powtarzała wszelkie słowa niańki – jak się poruszać, jak się odezwać, kiedy coś powiedzieć i czy w ogóle miała prawo cokolwiek mówić. Stres zżerał ją od środka. Stojąc pod ścianą, przy ozdobnej komodzie, na której stały filiżanki, talerzyki i inne potrzebne jej przybory, miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Ten mężczyzna wzbudzał w niej strach, bezwzględny respekt, zero sprzeciwu. Przerażał ją, choć tylko siedział kiwając luźno nogą i czekając na gości. Milczał, a jednak wydawał się ją oceniać w każdej możliwej sekundzie. Przybyli goście zasiedli w wolnych fotelach, rozmowa toczyła się wokół interesów, jakiś dzikich liczb i słów, których nigdy wcześniej Grelia nie słyszała. Najgorszy był moment, gdy odchodziła z tacą pełną naczyń, a on delikatnie dotknął jej ramienia by się do niej zwrócić. Filiżanki i łyżeczki zadrżały. Nikt nie komentował jej zachowania, ale bardzo bała się przebywać w tym pomieszczeniu razem z nim. Poprosił o cukier, a ona niemo na niego spojrzała wielkimi oczami, pierwszy raz tak dokładnie przyglądając się jego młodej twarzy. To był pierwszy stopień do piekła. O ile wcześniej myślała, że żyje nieszczęśliwie tak od tamtego wieczoru miał spotkać ją prawdziwy koszmar. Wpajane zasady miały teraz wejść w życie, a ona musiała być bezbłędna. Najmniejszy błąd był karany, na początek jedynie uderzenie drewnianą linijką po rękach, potem przyszły baty. Nie mogąc wytrzymać restrykcji zaczęła się buntować, a bunty gaszone były torturami. Pan Roal Holger stał się nagle wyłącznie Panem i posiadał niesamowity arsenał narzędzi do tortur. Potrafił cały dzień się nie odzywać, a wieczorem wytykać błędy i doprowadzać do szaleństwa, stanów krytycznych i wiecznie trwającego bólu. Im dłużej z nim przebywała tym bardziej stawała się zacięta i pyskata, a on jeszcze dłużej i jeszcze więcej ją torturował. Miała mu być bezwzględnie posłuszna i nie akceptował żadnego niechcianego tonu czy prychnięcia. Był panem i władcą jej życia, a ona miała to rozumieć. Grelia pragnęła uciec, to było miejsce gorsze od piekła. Płakała a następnego dnia inne służki musiały doprowadzić ją do odpowiedniego stanu, by krew nie przeciekała przez suknię i by chodziła wyprostowana. Była jego przyboczną i szczerze go nienawidziła. Mówiła mu to wprost, ale za takie słowa czekała ją kara. Wieczna droga przez mękę, czasem chciała żeby ją po prostu zabił, za mocno uderzył, a ona już nigdy nie otworzyłaby oczu. Był jednak wprawiony w torturach i wiedział kiedy przestać i kiedy znów zacząć. Modliła się do Prasmoka o śmierć, dla samej siebie. Jej życie zmieniło się diametralnie. Ze zwykłej sprzątaczki w Bance stała się figurą u boku właściciela ogromnego dworu, czy tego chciała czy nie, musiała mu towarzyszyć. Gdy wstąpiła w znajomości Pana Holgara próbowała sobie pomóc, myślała, że odnajdzie wsparcie w tych ludziach, a oni ją wrabiali. Wielokrotnie okłamywana i oszukana straciła zaufanie, ale wierzyła, że w końcu trafi na kogoś kto ją uwolni. Tkwiła w niej wielka determinacja, którą bardzo mocno cenił Pan Holgar i zawsze powtarzał „Szkoda, że nie wykorzystujesz tego w inny sposób. Czegos byś się wreszcie nauczyła”. I tu miał racje, bo gdy Grelia przestała wariować powoli wdrażał ją w nauki. Na początku proste sprawy, czytanie i pisanie. Wiele wyniosła również z życiowych sytuacji, jak na przykład podstawy medycyny, znajomość zielarstwa, miała niezły łeb do wyliczeń i bardzo zgrabne, sprawne palce, którymi zachwycał się Roald. Dziewczyna po prostu w pewnym momencie zrozumiała, że krzykiem nic nie zdziała i ostatnim wybuchem jakim go uświadczyła dotyczył tajemnicy jego dobytku. Przynajmniej częściowej. Ten dzień, gdy uderzył tę kobietę... Skazał ją na tortury, kojarzyła to rozdzierające wycie z piwnicy. To była ona. Słuch o niej zaginął, nie bez powodu. Roald Holger handlował ludźmi. Załatwiał dobrych służących, sprzedawał ich i jeżeli miało się szczęście to trafili do dobrych domów. Nigdy jednak nie sprawdzał swych klientów. Po odkryciu tej tajemnicy Grelia wpadła w nieokiełznaną wściekłość. Była długiem, który miał zamiar sprzedać, traktował wszystkich niczym bydło i tylko posłusznych zostawiał we dworze. W Bance miał najbardziej zaufanych ludzi, wielu z nich kablowało buntowników. Kto, i kiedy, i jak, tego Grelia nie wiedziała, ale po wykryciu papierów dworu Bance miała szczerą ochotę zabić Roalda. Chwyciła za ostrą spinkę, napadła na niego, chciał wbić mu te szpilę w gardło, ale jakie miała szansę z mężczyzną? Chwycił ją za gardło i uderzył od ścianę. Dusił i szeptał wściekle:
- Grelia, jesteś wyłącznie cholernym długiem jaki spłacili twoi rodzice. Już dawno powinnaś się do tego przyzwyczaić. Przestań walczyć o coś, co ci się nie należy. Nie jesteś wolnym człowiekiem tylko zwykłym długiem – wycedził przez zęby i krótkim szarpnięciem puścił dziewczynę. Później skopał i pobił.
W tłumie Roald jest całkowicie inny. Miły dżentelmen, który pięknie się wysławia. Wielu ceni sobie jego towarzystwo, jest niezwykle utalentowanym magiem, chociaż nikt do końca nie jest pewien jego pochodzenia. Czytelnicy aur otrzymują błędne wskazówki, bardzo niezrozumiałe i rozmyte informacje. Niby człowiek... ale czuć, że tkwi w nim coś więcej. Biały runy pokrywają jego palce, przedramiona, plecy i nogi, szyję oraz klatkę piersiową, ale ktoś kto go zna już dawno się tym nie przejmuje. Nosi często pojedyncze szkiełko, a włosy ma gładko zaczesane do tyłu. Ubranie eleganckie, zadbane, pachnie drogimi perfumami. Umysł ma jasny i czysty, a Grelia uważa to za istne przekleństwo.
Grelia żyje w kłamstwie od samego początku swojego urodzenia. Wiedziała, że wszyscy mijający ją ludzie w Bance to tylko inwestycja. Długo zastanawiała się czy ma więcej szczęścia niż myśli, czy mogła skończyć jeszcze gorzej? Dreszcz przeszywał jej ciało, a łzy same chciały napływać do oczu, gdy przypominała sobie co dzieje się w ciemnych pomieszczeniach budynku. Momentami wybuchała płaczem, ale i za to była karana. Nikt nie chciał jej pomóc i sama musiała dojść do wniosku, że takie emocjonalne huśtawki do niczego jej nie doprowadzą. Wielokrotnie próbowała się zabić, ale jej samobójcze próby skończyły
się fiaskiem, a ona dostała dodatkową parę oczu, która śledziła każdy jej ruch. Długo dochodziła do momentu, w którym ostatecznie wyjałowiła się z uczuć, które stanowiły ogromny ciężar dla jej duszy. Stała się bezbarwną masą bez wyboru. To był najspokojniejszy okres w jej życiu. Mag ostatecznie przedstawił jej nauki alchemiczne, to właśnie przy duszących oparach spędziła mnóstwo czasu by zapełnić głowę czymkolwiek innym niż własne przemyślenia. Nosem utknęła w książkach, w towarzystwie u boku swego Pana, stała grzecznie, ale nie mogła odpłynąć nigdzie myślami. Marzenia były dla wolnych, a nie takich jak ona. W pewnym momencie zaczęła być również doceniana, nagradzana, choć rzeczami, które nie miały dla niej znaczenia. Niemniej jednak była zobowiązana okazywać wdzięczność. Dostawała lepsze ubrania, nawet gorset obejmujący talię, a także naszyjnik. Jedyny spadek po rodzinie. Grelia widząc go nie mogła uwierzyć, że jeszcze cokolwiek należy tylko i wyłącznie do niej. Z jednej strony dowód na jej sprzedaż, wieczną mękę, błąd jej rodziców, z drugiej jedyne powiązanie z jej rodem. Dziewczyna przytuliła go mocno do policzka i przez kolejne miesiące była to jedyna rzecz, której wypłakiwała się po nocach, którą czule obejmowała, aż w pewnym momencie stała się tylko pamiątką. Roald Holger rósł w potęgę pod każdym względem. Stał się nietykalny w towarzystwie, obrzydliwie bogaty więc tym bardziej potrzebował pięknej damy u boku. Wiele kobiet zabiegało o jego względy, ale on zawsze pozostawał wierny swojej służącej... z którą nawet nie sypiał. Po prostu sam fakt posiadania Grelii, kierowania nią jak marionetką wydawał mu się wystarczać. Swoje seksualne uniesienia jak najbardziej przeżywał z innymi kobietami, ale ona wydawała się dla niego najcenniejsza. Podróżowali coraz to po kolejnych, nowo zbudowanych lub odkupionych mniejszych dworkach Holgera, a to przerażało rudowłosą jeszcze bardziej. Im większą miał potęgę w dłoni tym mniejsze były jej szansę na ucieczkę... choć po co miała uciekać, gdy robiła co kazał, a on jej za to nie bił? Ano znalazł się też i powód ku temu. Kobieta. Piękna, czekoladowowłosa kobieta z naturalnymi falami. Jej włosy połyskiwały za dnia i nocą, oświecone słońcem czy księżycem, blaskiem świecy bądź diademów, ona zawsze była olśniewająca. Nieskazitelna skóra o delikatnie rumianych licach, pełne usta w kolorze dojrzewających w ogrodzie róż. Pierwszy raz spotkała ją na balu u boku arystokraty. Grelia poczuła emocje, których nigdy wcześniej nie posmakowała. Nie wiedziała nawet co to miłość, a ta dziewczyna była ich ucieleśnieniem. Florence la Deru. Tak brzmiało jej imię, choć nazwisko niedługo miało się zmienić. Grelia odwracała spłoszona wzrok, a gdy pierwszy raz miała się do niej odezwać... zdębiała. Pomyśleć, że akurat w tamtym momencie jej Pan stwierdził, że Grelia ma większe prawo głosu i dał jej nawet kilka spraw w ręce! Jedna z nich, jak się okazało, wiązała się z interesami państwa Deru. Oczywiście służąca otrzymywała tylko mało znaczące hasła – zanieść, dopilnować podpisów, sprawdzić umowę, donosić o wszelkich szczegółach, ale nie było szans na przekręty. Holger był ostrożny, a jego interesy i zobowiązania zbyt korzystne by ktoś zechciał mu ukrócić łeb. Otaczał się odpowiednimi ludźmi, z takimi też się zadawał. Każdy maczał w tym palce, a ci co nie wiedzieli nigdy dowiedzieć się nie mieli. Ewentualnie byli eliminowani. Grelia wydawała się przejść przez wszystkie możliwe scenariusze, ale ten zaskoczył ją nie bez powodu. Dojeżdżając na dwór państwa Deru, Grelia wielokrotnie spotykała Florence. Służąca otoczona była zazwyczaj pachołkami mającymi na celu ją chronić podczas podróży, ale mimo bacznego wzroku mężczyzn, znajomość między dwoma dziewczynami powstała. Grelia zawsze starała się trzymać głowę prosto, patrzeć przed siebie, utrzymać godną pozycję, ale raz jej to nie wyszło... w momencie, gdy pocałowała Florence. Jej pocałunek był delikatny, a usta arystokratki miękkie i wilgne. Zszokowana własnym zachowaniem Grelia chciała uciec, ale wówczas delikatna dłoń Florence spoczęła na palcach służącej. W ten sposób rozpoczął się gorący romans. Ich miłość miała zostać przypieczętowana ucieczką. Grelia pragnąca wolności oraz Florence, która nie chciała wyjść za mężczyznę. Długo planowały tę noc. Wiele przegadanych godzin, kilka wycofanych decyzji, spocone dłonie, wspólne noce... To wszystko miało się skończyć, lecz coś poszło nie tak. Zostały złapane. Grelia patrzyła okrągłymi oczami na strażnika, który trzymał nad nią halabardę. Drżała. Drżała z przerażenia na myśl o tym, co zechce zrobić z nią Holger. Dziewczyny rzucono na środek sali w jednym z pomieszczeń dworu państwa Deru. Większość otaczających je osób przynależały do rodziny Florence, surowo mierzących wzrokiem brązowowłosą dziewczynę. I tylko jeden on – Roald Holger, który był gorszy od każdego możliwego wygnania i wydziedziczenia w rodzinie, lecz tylko Grelia wiedziała o jego tajemnicach. O tym co zrobi. Spytane przez wszystkich czy ich związek jest prawdą Grelia od razu odpowiedziała „tak!”, wyznała miłość do Florence i zapierała się w swych uczuciach, córka arystokratów zaś... wyrzekła się tej miłości. „Ja? Nigdy w życiu, z kobietą?! Przecież to przekleństwo! Ona jest w dodatku służącą”. Sponiewierała ich miłość wieloma, paskudnymi słowami, a Grelia patrzyła na dziewczynę z niedowierzaniem. Wargi jej drżały, gdy została sprowadzona do roli wyłącznie służącej. Florence obwiniała Grelię o podanie eliksiru o nieznanym jej pochodzeniu, który ją otumanił. Przecież ona doskonale znała się na alchemii! Młoda arystokratka wróciła do łask rodziny, Grelia zaś... została zamknięta w piwnicy. Bita, podtapiana, pogryziona przez szczury, głodzona... Należała tylko i wyłącznie do Roalda Holgera. Gdy tortury miały swój koniec, a ona po wielu miesiącach wykaraskała się z wszelkich ran, w Grelii wciąż tliły się uczucia do Florence. Przez cały ten czas powtarzała sobie, że ich miłość nie może być kłamstwem. To wszystko nie mogło być obłudą, ona za mocno kochała Florence by ją teraz porzucić! Grelia wgłębiła się w tajniki alchemii połączone z magią. Stworzyła eliksir miłości i wróciła jeszcze raz spotkać się z ukochaną. Razem tkwiły ukryte w wieży rozmawiając ze sobą kolejne kilka godzin. Ta miłość nie zgasła, nie mogła. Ona była zbyt cudowna, zbyt idealna by kłamać. Grelia głęboko wierzyła w to, że dziewczyna się jej wyrzekła tylko przy rodzicach. To oczekiwania zmusiły ją do takich, a nie innych słów. Jednak tym razem Grelia była gotowa. Wkropiła kilka kropel eliksiru do napoju Florence, teraz będzie ją kochać bezwzględnie, a gdy uciekną... Gdy im się uda być w końcu razem będą mogły być szczęśliwe. Eliksir w końcu wygaśnie, Florence ocknie się w całkiem nowym miejscu, w nowym życiu. W życiu, w którym jest Grelia. Wiedźma głaskała gładkie włosy arystokratki. Oparła swoje czoło o czoło Florence czule pieszcząc jej policzek kciukiem.
- Już niedługo z tym skończymy – obiecała Grelia, a z oczu ciekły jej łzy.
Jednak i ta noc okazała się być przeklętą. Ktoś wydał nieobecność Grelii. Została przyłapana z Florence w wieży, gdy dziewczyny okazywały sobie czułość. Zdezorientowana dziewczyna rozejrzała się po ludziach i tym razem, w tym towarzystwie był jej Pan. Służąca nie zdążyła ukryć eliksiru, wyrok padł w jej stronę. To była najgorsza noc jej życia, gdy została sprowadzona do sali tortur i przypięta pasami do drewnianego stołu. Grelia długo się szarpała, wrzeszczała. Wciąż czuła zapach krwi, a jej Pan powtarzał „To tu zginęła”. Musiał dodatkowo obciążyć dziewczynę łańcuchami, nie chciał jej w żaden sposób otumaniać. Miała wszystko doskonale pamiętać. Miała pamiętać, że należy tylko do niej. Ten krzyk był gorszy od każdego poprzedniego. Mieszkańcy Bance długo jeszcze go pamiętali, odbijał się echem po wielu ich snach. Grelia błagała by tego nie robił. By zielony kwas nie spłynął po jej twarzy. Niszczył jej dusze długo. Doskonale bawił się jej kosztem, a ona przez długie miesiące nie pojawiała się nigdzie. Zamknięta w czterech ścianach próbowała odratować swoją twarz, włosy, skórę na brzuchu czy udzie. Grelia przestała marzyc o śmierci. Marzenia nie są dla niewolników.
Od tamtej pory Grelia jest bardzo posłuszna swemu Panu. Paraliżuje ją myśl, by przeżyć coś podobnego albo jeszcze gorszego. Przyznaje się otwarcie, że sama uciekła i wpadła w tarapaty gdzie ją tak oszpecono. Ze smutnym tonem głosu powtarza, że niepotrzebnie sprzeciwiła się Holgerowi po skandalu jaki wywołała. Niektórzy cmokają na nią z wielką rezygnacją, niektórzy jej nawet troszeczkę współczują, ale jest zwykłą służącą bez rozumu. W kolejnych latach wszyscy przyzwyczaili się do służącej w masce. Kiedyś jeszcze mogła stanąć u boku Holgera niemalże jako narzeczona, dziś nie ma na to szans, lecz wciąż jest jej oczkiem w głowie.