Oglądasz profil – Øra

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Øra-Áhu'sen
Rasa:
smokołak
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
103 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Trenowana latami aura szczyci się już dość stałą siłą, nie małą, ale i nie przytłaczającą, balansującą na cienkiej granicy między byciem czymś średnim, a czymś wyraźnie zaznaczającym swoje doświadczenie. Jej obraz przypomina rozciągające się nad pustynią potężne góry, ostrymi graniami odcinające się od żelaznego nieba, po którym suną ametystowe, niespokojne chmury, niezwykle wyraźne, gęste i kłębiące się jakby zwiastowały burzę. A jednak dookoła brak atmosfery napięcia. Wszystko wydaje się spokojne, choć jakby nieco zamarłe. Łagodne w smaku powietrze niesie za sobą ciężki zapach wilgotnej ziemi, suche ziarenka cynowego piasku przesypują się miarowo, dzikie, nieliczne rośliny lepią się w bezruchu od gorzkiego soku. Jeśli go skosztujesz okaże się także nieco kwaśnawy, a czasem, lecz tylko czasem - trafia się na zeschnięty owoc, który lekko piecze w język nim rozsypie się w pył i zniknie niesiony wiatrem ku barachitowym szczytom. Podłoże, po którym stąpasz jest bardzo twarde i pewnie wzbudzałoby zaufanie, gdyby nie jego zaskakująca giętkość, przez którą można zapaść się w piasku. Ale jest on taki gładki i miły w dotyku… u góry nagrzany słońcem, w niższych warstwach stygnący, ale jest to przyjemny chłód. Niesie ukojenie i oczyszcza umysł. I właśnie wtedy, kiedy spokojnie odetchniesz, da się posłyszeć wyraźna, ogarniająca wszystko harmonijna melodia wygrywana na misach dźwiękowych, głęboka i płynnie przechodząca z jednego tonu w drugi. Z łatwością przeniknie Twe ciało, świadomość i duszę, uwalniając je od złości i gniewu. Ale właśnie wtedy dotrze do Ciebie fundamentalna prawda - swoją spokojnością, wyważonym tonem i precyzyjnym drganiem koi przede wszystkim nie Ciebie, lecz siebie samą.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Øra
Grupy:

Skontaktuj się z Øra

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
5
Rejestracja:
6 lat temu
Ostatnio aktywny:
4 lat temu
Liczba postów:
9
(0.01% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.00)
Najaktywniejszy na forum:
Jadeitowe Wybrzeże
(Posty: 6 / 66.67% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[Ujście Starii] Brzęk monet i melodia życia
(Posty: 6 / 66.67% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:silny, wytrwały, odporny
Zwinność:bardzo zręczny, dokładny
Percepcja:wyostrzony wzrok, niedosłyszący, przytępione czucie, wyostrzony zmysł magiczny
Umysł:pojętny, ineligentny, b. silna wola
Prezencja:godny, charyzmatyczny

Umiejętności

Czytanie i pisanieOpanowany
Nauczył go Alhazem i jego ojciec.
ŁowiectwoMistrz
Walka włóczniąMistrz
A włóczni zwykle towarzyszy tarcza...
Strzelanie z łukuBiegły
UzdrawianieBiegły
Za równo za pomoca magii jak i tradycyjnych sposobów – ziół, noża i bandaży. Kiedy trzeba, potrafi sprawnie amputować chorą kończynę czy wyciąć guzka.
ZielarstwoOpanowany
AnatomiaBiegły
MedytacjeMistrz
Zwykle wielogodzinne, czasem nawet kilkudniowe. Zarówno statyczne, jak i aktywne, wprowadzające w trans.
WspinaczkaPodstawowy
Wyrób broniPodstawowy
Głównie dystansowej i drzewcowej.
Orientacja w tereniePodstawowy
Gra na misach dźwiękowychPodstawowy
Pomocne przy medytacjach.
GimnastykaPodstawowy
MajsterkowaniePodstawowy
Sztuka parzenia herbatyPodstawowy
Od rodziny z Pustyni Nanher nauczył się jak przyrządzać ich tradycyjną herbatę ikushę/i w dwóch wariantach: chłodząca i rozgrzewająca.
Czytanie aurPodstawowy

Cechy Specjalne

Niezmienny zmiennySkaza
Øra nie potrafi zamienić się w człowieka, zaś w postaci hybrydowej nie ma skrzydeł.
Smocza mowaZaleta
W końcu jego krew nie jest aż tak różna od prawdziwie smoczej, a wszystko to dzięki matce która jest smokołaczką. Gorzej z rozmawianiem ze smokiem, którego ma się w sobie...
LotDar
Tylko w postaci smoka.

Magia: Rozkazy

PorządkuMistrz
Z przerwami uczył się jej najpierw od czarodzieja, potem jego syna, wreszcie doskonalił samemu. Z przyjemnością wykorzystuje jej możliwości, widząc jak wiele dobrego może uczynić. Doskonali więc swoje umiejętności, by móc pomagać ludziom, a także ułatwiać sobie życie. Korzysta z niej, by naprawiać szkody wyrządzone przez niszczycielskie siły przyrody, ludzi i innych stworzeń. W dużej mierze używana jest do leczenia chorych i rannych, ale również w celu wzmocnienia budynku lub oręża. Często robi to z własną włócznią i namiotami, w których żyje. Zdaje sobie jednak sprawę, że nadmierne używanie magii harmonii może doprowdzić do zaburzenia istniejącego ładu, równowagi.

Przedmioty Magiczne

Misy dźwiękoweZaklęty
Trzy różnej wielkości misy wykonanej z brązu spiżowego. Największa ma średnicę 20 cm, średnia 16 cm, najmniejsza 12 cm. Poza faktem, że służą do codziennego użytku, Øra wykorzystuje je podczas medytacji. Dźwięki wydobywane z nich poprzez pocieranie drewnianą różdżką lub uderzanie pałeczką zwaną maletem, pomagają osiągnąć pożądany stan. Wykorzystywane nie tylko przy własnych medytacjach, ale również innych osób. W połączeniu z rytualnymi praktykami dźwięki mis uspokajają, pomagają oczyścić umysł i skupić się na konkretnej czynności – np. na opanowaniu emocji, przypomnieniu sobie czegoś z przeszłości lub snu. Magia mis polega na ich skuteczności. Nie trzeba być wprawionym w medytacji, by wprowadzić się nawet w trans. Wystarczy chcieć osiągnąć zamierzony cel. Misy działają uspokajająco również na zwierzęta. Øra dostał je od szamana ludu, z którym żył przez pewien czas na Pustyni Nanher i który uczył go kontroli nad sobą.

Charakter

Mikro- i makrokosmos opierają się na harmonii, której zaburzenie najpewniej nie jest możliwe, a gdyby do tego doszło świat przestałby istnieć. Jej unicestwienie nie jest możliwe dla istot snu Prasmoka, gdyż jest nas tak wiele, że zawsze znajdzie się równoważnia dla naszych poczynań. Wszędzie bowiem równowaga upomina się o swoje. Zarówno w mikrokosmosie naszych małych żyć, przez pośrednie ekosystemów, aż do całego makrokosmosu wszechświata. Nie mowa tu o przeznaczeniu, choć kto wie, może sam Prasmok uznał, że tak być powinno. Najważniejsze jest, że każdy z nas jest elementem przeciwległym dla innych. I w nas samych jest mnóstwo innych światów, w których kontrasty łączą się i uzupełniają nawzajem. Jak to możliwe, spytacie? Czy powinniśmy być więc niczym pozbawiona kształtu masa? Coś co istnieje, bez wyraźnego celu i pozbawiona wyrazu? Nie. Kierujmy się tym co uważamy za właściwe i nie bójmy się przesady. Gdyby bowiem nie ona, inne zbyt wyraźne cząstki świata, rosłyby niepotrzebnie w siłę. Poza tym świat skonstruowany jest tak, że w umysłach świadomych istot, zawsze więcej jest smutku i cierpienia niż dobra. Trzeba więc wyrównywać miarkę. Takiego zdania jest Øra-Áhu'sen. Wierzy głęboko w harmonię i nią się kieruje. Niesie stworzeniom dobro, pomaga im najlepiej jak może. Widzi się go zwykle wśród prostych ludzi, którzy najwięcej takiej pomocy potrzebują. Nie jest jednak ślepy na losy królestw. Polityka jest dla niego ważna, bo wie jak łatwo w niej o brak zrównoważenia. Nigdy jednak bezpośrednio się w nią nie angażował, bo też nie miał ku temu odpowiednich predyspozycji. W oczach polityków jest nikim. Ot szaleńcem z gór, czy pustyni, z pewnością nie wiedzącym niczego poza tym, jakiego koloru jest aura dębika ośmiopłatkowego czy kozła bezoarowego. I niech tak myślą. Czasem działanie u podstaw społeczeństwa daje o wiele bardziej zadowalające efekty, niż gdy zaczynasz od wielkich idei zza wielkich murów. Można powiedzieć, że taka wizja świata zawsze tkwiła w sercu zmiennokształtnego. Z pewnością jednak, gdyby poddać analizie życie smokołaka, można by śmiało stwierdzić, że poszukiwanie i budowanie równowagi związane jest z potrzebą dojścia do wewnętrznego ładu. Øra-Áhu'sen pełen jest przecież kłócących się ze sobą składników. Jak każdy z nas.

Poznawszy go początkowo można uznać, że jest dość neutralny i bardzo zrównoważony. Nic jednak bardziej mylnego, gdyż jak było wspomniane losy świata i jego maluczkich są dla niego bardzo ważne. Z pewnością jednak można powiedzieć, że jest bardzo spokojny i cierpliwy. I rzeczywiście, to prawda. Ciężko go doprowadzić na skraj wytrzymałości, poświęcił lata, by to sobie wypracować. Znajomość zaś życia i jasno określone cele pozwalają mu na podchodzenie do spraw bez większych emocji i z dużym dystansem. Nie jest to bynajmniej próba odcięcia się od pewnych tematów, raczej próba ich zrozumienia przed zaangażowaniem. Bo gdy już to zrobi, to daje z siebie wszystko i doprowadza sprawy do końca, choćby oznaczało to wyrzeczenia i oczekiwanie przez wiele lat na rezultaty.
Poznając smokołaka lepiej dostrzegamy jak świetlistą osobą jest. Mowa tu o wspomnianym już pragnieniu pomagania innym. Dostrzega w tym swoją rolę, rekompensuje błędy przeszłości i uczy się samego siebie. Opanowania porywczej i niebezpiecznej natury smoka.
Naturą smoka nazywa to co w nim niekontrolowane i groźne. To agresja i brak zahamowań, do których jest zdolny. To zaślepienie przez emocje i niewyobrażalne cierpienia. Własne i innych. Kiedyś tak nie było. Kiedyś z przyjemnością i swobodą zamieniał się w smoka i żył jak przodkowie. Był to jednak czas przed śmiercią Alhazema. Alhazem zmienił wszystko. A raczej jego śmierć z rąk Øra-Áhu'sen. Tamto wydarzenie na stałe zainfekowało duszę smokołaka i, choć nauczył się już z tym żyć, i nie pozwala przeszłości przejmować nad nim kontroli – nie możliwe jest opanowanie i oczyszczenie wszystkiego. Tak więc wyrzuty sumienia, cierpienie i niewyobrażalny smutek dalej w nim tkwi niczym zatrute źródło, pompując w żyły truciznę. Zresztą gdyby nie one, życie Øra-Áhu'sena nie wyglądałoby w ten właśnie sposób. Nie oddałby się całym sobą misji pomagania i doskonalenia własnego ciała i umysłu. Nie uznałby, że odkupieniem będzie moment, kiedy nauczy się zamieniać w człowieka. Nie uznałby, że smocza natura jest przekleństwem, które choć jest jego częścią i nie zamierza z niego rezygnować, gdyż to właśnie jest ON, musiało zostać na niego zesłane, by nie żyło mu się zbyt wygodnie. Nie dręczyłyby go w nocy koszmary, które zażegnuje śpiąc minimalną ilość godzin i tylko po porządnym zmęczeniu organizmu. Trzeba jednak pamiętać, że smocza natura objawia się niezwykle rzadko.
Kto spędzi zaś jeszcze więcej czasu z tym osobnikiem, zrozumie jeszcze kilka innych rzeczy: na przykład, że uwielbia, kiedy ktoś mu gotuje lub częstuje jedzeniem lub napojem! Sam również to robi, gdy kogoś polubi. Jest to dla niego wyraz akceptacji i zaufania. Nie przepada zaś za wścibstwem, lenistwem i nadmiernym narzekaniem i często skutecznie je ukróca. Co ważniejsze jednak Øra woli spędzać czas samotnie, zapewniona przestrzeń zapewnia mu niezbędny minimum wygody. Przestrzeń zaś jest dla niego uosobieniem wolności, którą bardzo sobie ceni. Nie oznacza to jednak, że nie lubi spędzać czasu z innymi. Wbrew pozorom lubi! Bywa nawet bardzo towarzyski, miły, wyrozumiały i wrażliwy. Ogółem wywiera pozytywne wrażenie. Cóż, praca z ludźmi i na rzecz ludzi tego właśnie wymaga, ale on po prostu to lubi. Tylko wszystko ma swoje granice. Co za dużo, to niezdrowo. Po czasie spędzonym wśród tłumu, musi nadejść długi czas samotności. W samotności zaś oddaje się medytacjom, ćwiczeniu ciała, szkoleniu się w magii i walce, a krócej: dbaniu o wewnętrzną równowagę.

Wygląd

Øra-Áhu'sen nie przybiera postaci ludzkiej. Nie potrafi, choć wytrwale próbuje się tego nauczyć. Widzimy go więc najczęściej w praktycznej postaci hybrydy, rzadziej smoczej. Tą ostatnią przybiera, gdy musi się gdzieś przemieścić lub gdy straci nad sobą kontrolę.


HYBRYDA charakteryzuje się trzema łokciami i stopą wysokości (trochę ponad dwa metry) umięśnionego ciała. Smokołak nie szczędzi go. Codziennie poświęca godziny, by trenować, odnajdując w tym dużo przyjemności, ale i sposób na oczyszczenie umysłu z niepotrzebnych myśli. Wielokrotnie ruch jest dla niego formą medytacji, zaś stan organizmu dowodem sprawowanej nad sobą kontroli. Widzi w nim siłę i ogromną wartość, porównywalną do wartości idei. Mając przez całe życie tylko siebie do "sterowania", można zrozumieć, że wiara w siebie samego nie oznacza wyłącznie egocentryzmu. To naturalna kolej rzeczy. Żyjąc z kimś razem, również musimy skupiać się na stanie własnego ciała, by mieć siły uszczęśliwiać innych. Poza tym możliwości twojego organizmu są dowodem wewnętrznej równowagi.
To wyćwiczone, muskularne ciało pokrywa zaś naturalna ozdoba i zbroja - twarde, czerwone łuski. Od podbródka, przez szyję, aż do podbrzusza zmieniają one kolor na głęboki niebieski, co najpewniej jest pamiątką po dziadku. Niełatwo jest je przebić, potrzeba do tego dużej siły, ale można też wykorzystać precyzję i ostrze wbić pomiędzy krawędzie poszczególnych płytek.
Zwykle jednak większą część ciała zakrywa biała szata z jasnoniebieskimi zdobieniami. Jest ona dłuższa z tyłu, co podkreślają często rozkładające się na boki poły materiału. Wielokrotnie wygląda więc niczym peleryna, choć czasem zmienia to widok rozcięcia z tyłu, które znowu dzieli szatę na dwie części i odsłania długi ogon. Kiedy jest zimno pod spód nakłada białą, luźną koszulę, zwykle jednak pod spodem nie ma większej ilości ubrań, a dekolt szaty zakrywa szeroka zielona chusta. Nosi ją zawiązaną na szyi, by podczas burzy piaskowej lub mrozu zasłonić nos i usta. Czasem ukrycie czerwonego pyska przydaje się także podczas polowań. Poza tym na długich nogach, których uda wysuwają się lekko do przodu, podczas gdy łydki chowają w tyle, Øra nosi długie, czarne spodnie z wysokim stanem. Dlatego nawet jeśli szata się rozsunie nie widać jego brzucha. Brzucha, gdzie łuski są odrobinę cieńsze. Nogawki wkłada w wysokie buty w tym samym kolorze, wykonane z miękkiej skóry, lecz z twardą podeszwą. Wiąże je szerokimi rzemieniami. W podobnym stylu wykonane są karwasze, które często wyłaniają się spod szerokich rękawów białej szaty. Poprzedzają one szerokie dłonie z czterema długimi palcami u każdej, zakończonymi twardymi pazurami.
Øra porusza się cicho i płynnie, jak na postać smoczej hybrydy. Przy tym jednak charakterystycznie kołysze się lekko na boki, podobnie jak utrzymujący równowagę ogon.
Jeśli zbliżysz się, odkryjesz dużo więcej szczegółów. Możesz na przykład przyjrzeć się lepiej pyskowi smokołaka, który właściwie równie dobrze zasługuje na miano twarzy. W porównaniu do smoczego pyska, jest naprawdę płaski, co nadaje mu wyrazu większości inteligentnych istot. Szczególnie zaś ukryte nieco pod łukiem brwiowym oczy, które choć z daleka wydają się czarne – w rzeczywistości są ciemnobrązowe. Zarazem wydają się być nieco groźne, ale i wypełnione spokojem. Wyraźne rysy łuku przechodzą dość szybko w nos, którego nozdrza są dość duże, a jednak mniejsze w porównaniu z tymi w smoczej formie. Pod nimi zaś usta zaciskają się w wąską, pozbawioną warg linię. Głos, który się z nich wydobywa nie jest niski, spokojny i cichy. Trochę zachrypnięty, jakby wspólna mowa sprawiała mu pewne trudności, co dodatkowo podkreśla charakterystyczny akcent. Øra często wydłuża niepotrzebnie sylaby i nadmiernie je akcentuje. Ma na to wpływ nieco inaczej zbudowany aparat mowy, wąski język i ostre, liczne zęby. Przede wszystkim jednak wychowanie wśród stworzeń z gór. Uzębienie skrywają zwykle wyginające się delikatnie do dołu usta, które końcami wyznaczają początek wyrostków ciągnących się po obu stronach twarzy. Podobnie jest z linią szczęki, której środek wyznacza ostra „bródka”, oraz wspomnianym łukiem brwiowym, który u góry przechodzi w zgrubienia, będące w rzeczywistości długimi uszami. Kolejna porcja zaś takich kolców, jednak zdecydowanie mniejszych i bardziej płaskich, ciągnie się łagodnie od karku, aż do końca ogona.
Ostatnią zaś rzeczą wartą uwagi jest wyposażenie. Øra zawsze nosi przy sobie długą włócznię, oraz tarczę z metalowymi okuciami, którą umieszcza na plecach. W mieszku pod szatą chowa trochę zaoszczędzonych ruenów. Resztę ekwipunku trzyma w torbie lub plecaku, którym obarcza swoją towarzyszkę. Myszka zawsze nosi to co najmniej poręczne, chyba, że jej przyjaciel akurat przyjmuje smoczą postać i sam niesie swoje tobołki. W środku plecaka znajdzie się więc niewielki namiot, misy grające, bandaże, noże, wielka szczota do futra gryfa i zioła. Za to w torbie na ramieniu nosi ze sobą prowiant i inne mniej ważne przedmioty.

SMOCZĄ postać zawsze poprzedza mało subtelna przemiana. Nieszczególnie komfortowa, gdyż nagłe rozrastanie się mięśni i szkieletu nie jest naturalnym dla każdego zjawiskiem. Na szczęście Øra nie odczuwa przy tym bólu, jak niektórzy jemu podobni. Jest to dla niego zbyt naturalne, by przejmować się takimi odczuciami, nawet gdyby miały prawo zaistnieć. Zawsze jednak przed przemianą swędzą go kości. Sam proces, kiedy ciało zaczyna przechodzić metamorfozę, trwa ok. dwóch minut. Kiedy zaś dobiegnie końca, oto staje przed nami czerwonołuski gad o głębokim spojrzeniu brązowych ślepi. Warto je obserwować, by ocenić czy przemiana nastąpiła niekontrolowanie na skutek emocji, czy celowo. Jeśli to pierwsze należy zachować dystans i dużą ostrożność, a najlepiej jak najszybciej zniknąć z pola widzenia smoka. Te małe dziwne punkciki mówią naprawdę wiele. Choć przy opisie z pewnością nie powinniśmy pominąć też smukłego pyska z szerokimi nozdrzami, z których bucha czasem gorąca para. To znak, że gdzieś głębiej już się gotuje i jeśli tylko ujrzysz odsłaniające się potężne zębiska, to najpewniej byłeś zbyt wolny w osądzie i zaraz spłoniesz w ogniu buchającym z wnętrza gardła.
Właśnie... Rozmiary. Widzieliście kiedyś bawoła? Jeśli tak, to spróbujcie wyobrazić sobie połączone cztery takie. Wtedy będziecie wiedzieli jak wielki jest Øra w swej smoczej postaci. Większy od wiwerny, mniejszy od prawdziwego smoka – trzy i pół pręta długości (z ogonem jakieś czternaście metrów), których miarką wydaje się być wystający kręgosłup i rząd pokrywających go kolców. Na głowie układają się one podobnie jak w postaci hybrydy. Podobnie też podgardle, szyja i brzuch pokryte są niebieskimi łuskami.
Cały obraz zaś dopełniają skrzydła o rozpiętości ok. czterech prętów długości (w przybliżeniu szesnaście metrów). Grube błony - mniej więcej w połowie całego ciała, rozciągnięte między mocnym kośćcem, w połowie zgięte i zwieńczone potężnym pazurem. Nie są jednak przekształceniem łap przednich, ani tylnych, te znajdują się niżej i wyposażone w trzy palce utrzymują całe cielsko ponad ziemią. Choć nie znowu specjalnie wysoko – jeśli smokołak nie lata, to znowu sunie ponad ziemią niczym drapieżny jaszczur, czający się na swą ofiarę. Robi to z zaskakującą prędkością, jak na swe gabaryty, kołysząc przy tym lekko głową i ogonem. Nie można jednak powiedzieć, że byłby to szczególnie subtelny drapieżnik, choć stara się poruszać jak najciszej, nie sposób całkiem zlikwidować ciezkiego odgłosu uderzających o podłoże nóg i szurania ostrych pazurów.
W tej postaci Øra jest w stanie wymówić tylko najprostsze słowa.

Historia

I

Jaszczurza Przełęcz była łagodnym określeniem górskiej lokacji odwiedzanej przez smoki. Nietrafność nazwy tłumaczyła pewna historia, z bardzo dawnych czasów. Kiedy w Górach Druidów nie żyło jeszcze zbyt wiele smoków, pewien pasterz zagonił swoje stado na zielone połacia tego właśnie miejsca. Gdy nadeszła noc, nagle za skałami mężczyzna dojrzał coś niepokojącego. Gadzią głowę osadzoną na długiej szyi, z oczyma błyszczącymi w mroku. Głowa była wielka. Prawie trzy razy większa od jego. Zwierz sapnął groźnie, a po chwili zza skały wysunęły się dwie inne główki - mniejsze. Narobiły przy tym tyle hałasu, że wystraszyły owce, które rozpierzchły się na wszystkie strony. Wraz z nimi uciekł też przerażony pasterz. Potem, gdy wrócił do domu, opowiadał wszystkim, że widział ogromne jaszczurki, chcące pożreć go i wszystkie owce.

Podobno tam zostałem poczęty.

Matka Ileka-Aham'den była zmiennokształtną, tak jak ja. Ojciec Áhu Moorenei był człowiekiem, lecz jego rodzina miała smoczą przeszłość. Najpewniej to ich połączyło. Podobieństwo krwi wytworzyło więź między dwójką stworzeń z dwóch stron Jaszczurzej Przełęczy. Z ich miłości - prawdziwego, szczerego uczucia - narodziłem się ja. Øra-Áhu'sen.

Wychowałem się samotnie, bez rodzeństwa i kolegów. Mieszkaliśmy w domu wykutym z kamienia. Każdej wiosny jego dach zazieleniał się, a ja siadałem na nim, by marzyć o świecie, którego kontury malowały się w oddali. Nie miałem wtedy pojęcia, że jestem inny. A nawet jeśli – nic to dla mnie nie znaczyło. Choć nie sposób było ignorować faktów. Miłość z której się zrodziłem, nie była pozbawiona swojej ceny. Zbyt mała ilość smoczej krwi w żyłach mojego ojca objawiła się niemożnością przybierania ludzkiej formy, a w postaci hybrydy – mojej ulubionej – posiadania skrzydeł. Smocza forma była taka jak być powinna.

Rodzice byli znakomitymi uzdrowicielami. Matka znała się ziołolecznictwie, a ojciec nie bał się dodatkowo użyć noża, a nawet piły. Góry były jego szpitalem, po którym obchód robił raz na trzy miesiące. Zabierał mnie wtedy ze sobą, bym poznawał innych ludzi oraz uczył się sztuki przetrwania. Polowania były ulubioną częścią mojej edukacji. Z przyjemnością korzystałem z łuku, a z jeszcze większą z włóczni, która stała się potem moim znakiem rozpoznawczym. Ale równie wielką przyjemność sprawiało nawiązywanie nowych kontaktów. Byłem bardzo towarzyski, choć małomówny. W ten sposób poznałem swojego pierwszego i jedynego przyjaciela - Alhazema. Był synem czarodzieja i skromnej górskiej elfki. Pragnął pójść w ślady swojego ojca, który w przeszłości zgłębiał arkana magii w Akademii Czarodziejów. Specjalizował się w Dziedzinie Harmonii. Imponowało mi to, a on mnie zwyczajnie polubił. Ucieszył się, kiedy go i jego ojca poprosiłem o nauki. Zgodzili się. Wtedy zostałem po raz pierwszy na trzy miesiące poza domem. To były najlepsze chwile mojego życia. Uczyłem się czynić dobro, naprawiać świat. Jednocześnie jednak, jakiś dziwny zew natury nie pozwolił porzucić zamiłowania do wojaczki i polowań. Czarodziej mówił jednak, że w harmonii czasem potrzebna jest też śmierć. Jest ona bowiem uzupełnianiem się różnych elementów w odpowiednich proporcjach.

W ciągu trzech miesięcy nauczyłem się podstaw. Czułem wtedy, że mogę być panem swego losu i było to wspaniałe uczucie. Nie chciałem wracać, jakkolwiek tęskniłem za rodzicami, szczególnie matką. W końcu jednak trzeba było.

Powróciłem wraz z ojcem, który był dumny z moich nowych umiejętności. Mówił, że bardzo mi się przydadzą w pomaganiu mieszkańcom gór. Chciał, bym poszedł w jego ślady, a nawet stał się kimś lepszym. Kimś, o kim będzie głośno... Może w przyszłości zostanę królewskim magiem i będę przywracał równowagę światu. Ojciec wierzył w istnienie jakiejś jednej słusznej prawdy, która odzwierciedla naturalny porządek świata. Ten zaś trzeba było przywracać. Ja jednak nie pragnąłem być sławny. Wolałem zostać łowczym, a magią dzielić się wśród mieszkańców gór. Ojciec tego nie rozumiał. Najpewniej pragnął bym zrealizował marzenia, które dla NIEGO były już nieosiągalne.

Przez kilka kolejnych lat moje życie toczyło się podobnym rytmem, z jednym wyjątkiem - raz w roku pozostawałem na trzy miesiące u Alhazema. Uczyłem go walczyć, a on mnie przywracać równowagę. Każda chwila spędzona w chatce czarodziei napełniała moje serce miłością i chęcią życia. Wkrótce nie wyobrażałem sobie już innego życia. Kiedy więc Alhazem zaczął mówić o wyruszeniu do Akademii, zdałem sobie sprawę dlaczego tak naprawdę uczę się magii. To nie ją kochałem, lecz jego. Syna czarodzieja o jasnym spojrzeniu i wielkich ambicjach. Czy ten zdawał sobie z tego sprawę? Nie wiem. Wiem tylko, że odszedł do Akademii.

Wtedy wszystko się zmieniło. Mój zapał osłabł. Przestałem używać magii, mimo nalegań ojca podczas jego obchodów. Skupiłem się na tradycyjnym leczeniu i polowaniach.

Któregoś razu, kiedy wraz z ojcem wróciliśmy do domu, zastałem w nim coś nieoczekiwanego. A właściwie kogoś. Issa-Nomuhui'den, dziewczyna z jednej z rodzin, które odwiedzaliśmy zawsze na początku swych obchodów. Moja daleka krewna i smokołaczka. Przybyła wraz z rodziną i wkrótce dowiedziałem się, że zostanie moją żoną. Nie rozumiałem dlaczego rodzice, choć żyjący ze sobą ze względu na prawdziwą miłość, postanowili połączyć mój los w ten sposób. Rozumiałem jednak, że tak się powinno i że może jest to dla mnie ratunek. Stworzę własne gospodarstwo, będę żył jako łowczy, będę mieć kogoś kto mnie wspiera i może pozwoli zapomnieć o przeszłości. Rodzice zaś będą szczęśliwi. Issa-Nomuhui'den zapewne również, bo wiedziałem, że mnie lubiła.

Tak właśnie się stało. Wkrótce mieliśmy własny dom, skromny inwentarz i zwykłe, spokojne życie. Dobrze mi się żyło. Nie wymagaliśmy od siebie zbyt wiele. Po prostu żyliśmy obok siebie, współpracując, pomagając sobie i drobnymi czułościami pocieszając. Nigdy jednak nie żyliśmy razem. Kiedy zrozumiałem zaś, że nic tego nie zmieni, bo miłość nie pojawiała się z czasem, zacząłem coraz częściej wyruszać na łowy. Zwiększała się ich częstotliwość i długość. Nie mogłem znieść świadomości obłudy, którą żyję. Z drugiej jednak strony, czy potrzebna mi była miłość? To niejasne pytanie nawiedzało mnie wieczorami, gdy patrzyłem na łagodną twarz żony.

Niestety, Issa-Nomuhui'den również miała swoje granice. Kiedy po raz kolejny chciałem odejść na polowanie, zatrzymała mnie i powiedziała. "Rozumiem co czujesz, ale jeśli chcesz mnie znowu zostawić to już nigdy nie wracaj. Zaakceptuję to, a ty pozwolisz mi ułożyć sobie życie na nowo, póki jeszcze nie jestem stara." Jej słowa wstrząsnęły mną do głębi. Pojąłem, że swym zachowaniem wszystko tylko pogorszyłem, że prawdopodobnie moja małżonka cierpiała dużo bardziej niż ja. Nie mogłem sobie wybaczyć, że mogłem być tak ślepy i egoistyczny. Spakowałem się więc, pożegnałem i opuściłem dom na zawsze.

II

Choć początkowo byłem tak rozbity, że jedyne co mogłem zrobić, to zaszyć się w niedostępnej, górskiej jaskini, by nie myśleć o niczym poza sobą samym, szybko zrozumiałem jedno: muszę skonfrontować się z przeszłością, gdyż uciekanie od niej jest nieskuteczne, a nawet krzywdzące. Wróciłem więc do rodziców, by się z nimi pożegnać i wyruszyłem w moją pierwszą samotną wyprawę poza góry. Pod postacią smoka łatwiej było łagodzić niecierpliwość. Szybko dotarłem tam, gdzie już dawno powinienem postawić stopę – w Akademii Czarodziejów. Wiele lat później zastanawiałem się czy była to najgorsza z moich decyzji, czy o wszystkim nie przesądziła. Dzisiaj twierdzę, że była to naturalna kolej rzeczy, nie do uniknięcia.

Alhazema nie było. Dowiedziałem się, że kilka miesięcy wcześniej wyruszył na Pustynię Nanher w celach naukowych. Badał zagadnienia magii rytualnej tamtejszych ludów, oddających cześć lokalnym smokom. Znów byłem więc w drodze. Musiałem go odnaleźć, inaczej moje życie na zawsze pozostanie egzystencją błąkającej się zjawy.

Nie łatwo było odnaleźć tę konkretną karawanę na złotych pustkowiach, w końcu jednak przed oczyma mignęły mi akademickie barwy.

Bałem się tego spotkania. Kiedy wylądowałem na rozgrzanym piasku, myślałem, że to ja sam tak płonę. Alhazem jednak poznał mnie od razu. Przywitał mnie wylewnie, gdy byłem jeszcze w smoczej postaci i powiedział, że przez te wszystkie lata próbował być blisko mnie badając smoczą magię. Nie rozumiałem tylko, dlaczego przez ten czas ani razu mnie nie odwiedził. Wtedy jednak już się to nie liczyło. Moje serce na nowo zaczęło pompować krew. Odżyłem i wiedziałem, że nareszcie zrobiłem coś co należało. Dołączyłem do jego karawany i od tamtej pory przez kolejne lata podróżowaliśmy razem poświęcając się jego badaniom i znów poświęcając mojej magicznej edukacji. Było idealnie. Aż do dnia, w którym zmieniło się wszystko.

Badania nie zawsze były ciekawą i przyjemną przygodą. Wiara i praktyki niektórych ludów były niebezpieczne. Któregoś razu trafiliśmy na chyba najważniejsze odkrycie – Lud Ognia, który czcił potęgę smoczej natury. Najważniejsza w ich mniemaniu była niszczycielska moc, którą dysponowały. Kiedy więc zobaczyli mnie, byli zachwyceni. Moją niezdolność do zmiany w człowieka i posiadania skrzydeł w postaci hybrydy uważali za znak od bogów. Ludzie są słabi, hybrydy nijakie, tylko postać prawdziwego smoka zasługuje na uznanie. Za każdym razem przekonywali mnie, bym poświęcił swe życie prawdziwej, smoczej naturze. Byłem przerażony. Słusznie.

Pewnego dnia pokłóciliśmy się z Alhazemem. Chyba uważał, że dalsza wyprawa i wspólne badania są zbyt niebezpieczne i powinienem go opuścić. Obiecał, że do mnie powróci, ale oboje wiedzieliśmy, że może to potrwać jeszcze lata. Nie chciał jednak porzucić badań na rzecz... Byłem wściekły. To była próba dla nas obojga. Wyszedłem poza teren wioski, by się uspokoić. Po chwili dołączył do mnie jeden z przedstawicieli Ludu Ognia. Mówił, że nie powinienem tłumić złości, gdyż właśnie teraz przemawia przeze mnie smocza natura. Doprowadził mnie na skraj wytrzymałości. Raptem zamieniłem się w smoka i zaatakowałem go. Usłyszał to Alhazem i przybiegł na pomoc. Wykrzykiwał słowa, którymi chciał mnie doprowadzić do porządku, szykował jakieś formuły magiczne. Ale ja wtedy nie myślałem już o niczym innym poza wściekłością i pragnieniem jej rozładowania. Alhazem był najbliżej. Kiedy zaatakowany członek Ludu Ognia leżał już rozszarpany na piasku, odwróciłem się w stronę przyjaciela. Błagał mnie bym przestał, bym się uspokoił, ale ja... Ogień wystrzelił z mojego pyska prosto w najdroższe mi ciało. Ogień ogarnął go w jednej chwili. Ogień unicestwił miłość. Ogień zabił Alhazema. Ja zabiłem Alhazema. Pozostał po nim tylko popiół, który po chwili za sprawą wiatru, zmieszał się z piaskiem.

III

Nie opuściłem Pustyni. Stała się ona nie tylko grobem Alhazema, ale i moim. Przynajmniej w takim przeświadczeniu żyłem przez pierwsze lata. Stałem się nomadem, pustelnikiem unikającym ludzi w obawie przed skrzywdzeniem ich. Zaburzyłem harmonię. Równowagę swojego życia i całego świata. Żyłem więc samotnie umartwiając się i pogrążając jeszcze bardziej. Nie przemieniałem się w smoka, nawet, kiedy naprawdę tego potrzebowałem. W końcu jednak zmęczyło mnie to. Zrozumiałem, że nie dążę donikąd, a przecież mam siłę, by jakoś zrekompensować światu swoje błędy. Dołączyłem więc do napotkanej grupy nomadów i żyłem wraz z nimi przez długi czas. Oddałem się im z postanowieniem zrobienia czegoś dobrego. Pomagałem im korzystając z magii harmonii i broniłem zarówno włócznią, jak i smoczym ogniem. Nie powiedziałem im jak bardzo boję się, że mogę skrzywdzić nieodpowiednią osobę. Nie mogłem, gdyż wtedy zwątpiliby we mnie i ja sam - także. Była to dla mnie próba. Wtedy zacząłem pracę nad sobą. Doskonaliłem wszystkie swoje umiejętności i wyciszałem umysł. Próbowałem też stać się człowiekiem. Wierzyłem, że dzięki ciężkiej pracy nad sobą, dam radę kiedyś przyjąć ludzką formę. Widziałem to niejako niczym szansę na odkupienie. W mojej głowie człowiek był uosobieniem łagodności. Przez swą słabość nie byłbym w stanie nikomu zagrażać. Nie chciałem się wyrzec swojej smoczej lub połowicznie smoczej postaci. To był... A właściwie nadal jest, po prostu mój mistyczny cel.

Poza tym nie dawałem się już ponosić emocjom. Czasem było ciężko, ale przy wsparciu mojej nowej rodziny, w końcu nauczyłem się żyć teraźniejszością. Pomocna była ich mądrość i wesołe podejście do życia. A przecież ich egzystencja była naznaczona wieloma cierpieniami, głodem, przeciwnościami losu. Każdy dzień był wyzwaniem i wielką niewiadomą. Nie przeszkadzało to jednak tańczyć do rana i śpiewać najpiękniejsze pieśni wychwalające bogów. Zrozumiałem jak bardzo byłem zapatrzony w siebie przez te wszystkie lata. Żyłem sobą i jednocześnie nie doceniałem siebie. Nie myślałem o innych. To był samotny byt.

W końcu jednak zdecydowałem, że muszę opuścić moją nową rodzinę. Wróciłem w Góry Druidów, akurat by spędzić czas z ojcem, w jego ostatnich chwilach. Kiedy umarł ruszyłem w kolejną podróż. Sam, ale już nigdy samotny. Ciągnie się ona do teraz. Przemierzam krainę Alaranii, pracując nad sobą, wyrzekając się zbytku, sławy i szlifując własny umysł oraz ciało. Ciało, które - jak uczyli mnie mądrzy pustynnej rodziny - jest dowodem wewnętrznej równowagi, ale również narzędziem do jej osiągnięcia. Tak... Pielęgnuję swoją naturę. Przede wszystkim jednak dbam o harmonię. Zarówno w swoim życiu, jak i innych. Harmonia stała się moją wiarą. Wolność zaś niezbędnym narzędziem do jej osiągania. Nic jednak nie zmieni jednej rzeczy: choć nauczyłem się jak żyć teraźniejszością, przeszłość wciąż mnie nie opuszcza. Niczym stary, jak ty sam, wróg. Niczym klątwa.
  • Najnowsze posty napisane przez: Øra
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Re: [Ujście Starii] Brzęk monet i melodia życia
            Smokołak nie należał do osób, które łatwo zaczynały darzyć innych nieprzychylnymi uczuciami. Nie łatwo było go wytrącić z równowagi, nie przejmował się też błahostkami, a w większości rozumnych istot do…
    36 Odpowiedzi
    14305 Odsłony
    Ostatni post 4 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Ujście Starii] Brzęk monet i melodia życia
            Strach.         Ciepłe ramię tuż przy twoim, a potem zimno. Chłód oczu spoglądających na ciebie z lękiem. To było niczym cios zadany prosto w serce. Jeśli smokołak przez kilka dziwnych chwil czuł nierac…
    36 Odpowiedzi
    14305 Odsłony
    Ostatni post 5 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Ujście Starii] Brzęk monet i melodia życia
             Øra-Áhu'sen milczał przez większość czasu poświęconego dotarciu na brzeg. Zdecydowanie nie podobała mu się sytuacja, w którą sam się dał wplątać, powodowany szlachetnym impulsem. Mimo to wiedział, że p…
    36 Odpowiedzi
    14305 Odsłony
    Ostatni post 5 lat temu Wyświetl najnowszy post