Oglądasz profil – Ysil

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Ysil Erkevar Erve
Rasa:
Lich
Płeć:
Mężczyzna
Wiek:
1962 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Już z oddali można odczuć sporą siłę emanacji, która aż onieśmiela każdego, kto zechciałby podejść i odczytać resztę jej sekretów. Różni się nieco od innych swym kościanym szkieletem ze srebra, wokół roztacza się iluzja świecących ścian w odcieniu ametystu. Dopiero po dłuższej chwili można dostrzec bursztynowe wnętrze, które swym blaskiem zaczyna przebijać zewnętrzną powierzchnię. Na górze zaś gdzie występuje złącze kości, został wetknięty okrągły, kobaltowy kamień szlachetny. Jest niebywale ważny, bo bez niego wszystko by się zawaliło. Na dole natomiast unosi się delikatna, rtęciowa mgiełka. Wokół słychać krzyki agonii, mrożą krew w żyłach, ponadto częste szlochy i błagania o litość wywołują dziwne uczucie straty i stagnacji. Nagłe uderzenie młota kowala jakby wymazuje wszystko, co działo się przed chwilą. Wtedy też niezidentyfikowane pchnięcia jakiejś niewidzialnej siły próbują zmusić czytającego, aby nie zagłębiał się bardziej. Jednakże, jeśli się to przezwycięży, to emanacja tym razem atakuje dezorientującą kakofonią dźwięków i licznych głosów znikających i dochodzących z całkiem innego miejsca niż wcześniej. Dodatkowo wszelkie barwy i natężenie zaczyna się chaotycznie zmieniać. Na koniec nastaje spokój, a głęboka melodia jest jakby symbolem zwycięstwa i przepustką do innych wrażeń zmysłowych. Woń pergaminów i kurzu przywodzi na myśl prastare księgi skrywające niewyobrażalną wiedzę. Po pierwszym zanurzeniu palców w tym magicznym tworze towarzyszącemu praktycznie każdej istocie rozumnej można się nieco rozczarować. Niebywale miękka jednak po chwili dzięki swej elastyczności znów podejmuje walkę i ucieka w różne strony, kryjąc swą aksamitność i niechlubne chropowate miejsca. Od czasu do czasu bez powodu sztywnieje, jednak wtedy jej bronią stają się ostre jak brzytwa kolce na brzegach. Jedynie ci najodważniejsi, co ośmielą się skosztować, odczują gorzki posmak oraz niebywałą suchość, która, gdy ów osoba zechce ugasić pragnienie, stanie się lepka i wręcz uniemożliwi otwarcie ust na pewien czas.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Ysil
Grupy:
Płeć gracza:
Mężczyzna

Skontaktuj się z Ysil

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
6
Rejestracja:
6 lat temu
Ostatnio aktywny:
-
Liczba postów:
14
(0.02% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.01)
Najaktywniejszy na forum:
Szczyty Fellarionu
(Posty: 12 / 85.71% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[Na zachód od Rododendronii] Światło i Mrok: Powrót
(Posty: 12 / 85.71% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile

Brak profili posiadających połączenia.

Atrybuty

Krzepa:słaby, wytrwały, wrażliwy
Zwinność:fajtłapa, szybki, dokładny
Percepcja:przygłuchawy, pozbawiony węchu, pozbawiony smaku, szczątkowe czucie, wyczulony na magię
Umysł:niezwykle bystry, błyskotliwy, Żelazna wola
Prezencja:maszkaron, arytokratyczny, władczy

Umiejętności

Zastawianie PułapekMistrz
Będąc samotnym wędrowcem, który musi żywić się magią należy wiedzieć jak przetrwać. Podczas gdy ludzie udają się na polowania do lasu, on najczęściej starał się stworzyć dobrą pułapkę, czasami żywiąc się na niczego niespodziewającym się wędrowcu... A czasami udało się upolować coś znacznie większego i bardziej odżywczego. Nie sposób także polować na gargantuiczne bestie jakimi są smoki, będąc jedynie rozpadającym się workiem gnatów.
KreomagowanieMistrz
Jedna z jego ulubionych dyscyplin. Coś, co również przez jakiś czas było jego bezpośrednim źródłem utrzymania. Magotwórstwo Ysila sięga niepamiętnych czasów, co pozwala mu tworzyć przedmioty o dość niecodziennych właściwościach. Biorąc pod uwagę jego staż magiczny, przedmioty z jego pracowni mogą cieszyć się naprawdę mistrzowskim wykonaniem.
NekromancjaMistrz
Powiadają, że im dłużej pozostaje się nieumarłym, tym lepiej rozumie się niektóre niuanse tego osobliwego stadium. Lisze zaś znane są ze swojej perwersyjnej wręcz smykałki to tej właśnie dziedziny nauki.
Pismo RuniczneMistrz
Runy z ojczystych ziem tego lisza stanowią już dawno zapomniane, martwe pismo. Nadal jednak pozostaje w nich ukryta moc, sprzężona z mocami, które do końca nie są znane nawet Ysilowi. Mimo iż runy te wymagają ogromnego nakładu pracy i niewiarygodnej precyzji, Ysil nauczył się jakoś je składać do kupy i tworzyć za ich pomocą złożone słowa i zdania. Ponadto większość zwojów i ksiąg magicznych zawiera najbardziej podstawowe pismo runiczne, którym posługuje się biegle.
Odnajdywanie PortaliBiegły
Podczas wielu podróży i szwędania się po świecie, nim osiadł na stałe w dolinie, Ysil podróżował dość często. Problemem lisza była jednakowoż duża odległość i niechęć do tracenia czasu oraz energii na zbędne łażenie pomiędzy jednym, a drugim miejscem. W swoich badaniach nad magią, wiele czasu poświęcił również nad odnajdywaniem węzłów, czy innych oscylatorów energii magicznej.
Czytanie AurBiegły
Czasami nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy ktoś jest doskonałym kłamcą, jakie ma intencje, co siedzi... W środku. Kiedy zawodzą oczy i zwykłe wyczucie pobudek, z pomocą przychodzi próba poznania prawdziwej natury istoty, z którą mamy styczność.
StrategiaOpanowany
Ongiś posiadał on ciekawe zainteresowanie. Podróżując po krainach widywał bitwy i starał się analizować pobojowiska pod względem strat i taktyki. Mimo iż nie otrzymał formalnego wyszkolenia wojskowego, ma pewne pojęcie o dowodzeniu, zaopatrzeniu i ogólnej strategii wojennej na duża skalę.
TaktykaOpanowany
Wraz z obserwacją wielkich bitew, przychodziły także mniejsze potyczki czy działania partyzanckie. Sam nie raz stawał się ofiarą takich działań zaczepnych, co pozwoliło mu nauczyć się niektórych taktyk stosowanych przez oddziały zwiadowcze, czy zrozumieć istotę wysyłania małych oddziałów szturmowych na mniej chronione pozycje wroga.
AlchemiaOpanowany
Mimo wszelkich badań i talentu jaki okazywał w tej dziedzinie, po przemianie w nieumarłego zwyczajnie zarzucił rozwijanie się w tej dziedzinie. Potrafi przygotowywać balsamy, dekokty czy inne napary od ręki, jednakże bardziej skomplikowane i mniej stabilne mieszanki na pewno zajmą mu więcej czasu i będą wymagały dużo większej precyzji.
JeździectwoPodstawowy
Nie jest on może woltyżerem, czy jeźdźcem pierwszej kategorii, ale podstawy jeździectwa opanował. Pomaga mu w tym fakt również fakt dobrze dobranego wierzchowca. Potrafi utrzymać się w siodle, popędzić konia do galopu czy zapanować nad nim, lecz na pewno jest zbyt sztywny by choć obrócić się w siodle.

Cechy Specjalne

Słowa MocyFenomen
Najwięcej czasu lisz poświęcił jednak na poznanie samej istoty magii oraz próbę odnalezienia porozumienia, swego rodzaju pomostu między różnymi sposobami rzucania zaklęć. Inkantacje były stanowczo zbyt nieporęczne, bedąc zbyt długimi i czasochłonnymi. Moce zaś były zbyt... Nieprzewidywalne i kapryśne. Gros badań pochłonęła więc nauka nad metodą, którą w końcu udało mu się opracować. Słowa Mocy stanowią wypadkową pomiędzy inkantacjami, pozwalając osiągnąć ich bardziej precyzyjne i kontrolowane rezultaty, łącząc je ze spontanicznym sposobem stosowania i łatwością użycia mocy.
Brak Potrzeb FizjologicznychZaleta
Lisze nie jedzą, nie piją, a co za tym idzie nie wydalają. Gdyby jednak jakiemuś przedstawicielowi tej rasy zdarzyło się zjeść ludzki pokarm, czy wypić wodę, tudzież alkohol taki delikwent skończy wymiotując. Poza tym liche nie potrzebują również snu.
Błogosławiona IgnorancjaSkaza
Tak samo przez te same setki lat pozostawał odcięty od świata, lub wykazywał nim praktycznie zerowe zainteresowanie, by przejmować się takimi rzeczami jak konwenanse, etykieta czy historie pomniejszych rodów. Czas stracił dla niego tak bardzo na znaczeniu, iż nie miał najmniejszej ochoty martwić się co jest modne, taktowne czy uprzejme. Dla niego liczyła się tylko wiedza, władza i potęga, którą gromadził przez stulecia swojej egzystencji. Brakuje mu więc rozeznania w technologii, granicach państw czy historii powszechnej, czyniąc go istotą która wiecznie żyje przeszłością i wyznaje bardzo archaiczne i mocno zaśniedziałe wartości.
Nienawiść SmokówSkaza
Ysil przez setki lat parał się wszelkimi eksperymentami, walką i tępieniem każdego rodzaju smokowatych, które tylko mogły wpaść mu w ręce. Tak bardzo jak on sam ich nienawidzi, tak może się liczyć z tym, że i one dołożą wszelkich starań, aby zemścić się za stulecia okrucieństwa i animozji, jakich dopuścił się przeciwko nim czarnoksiężnik.
Głód EnergiiKlątwa
Liche pożywiają się wyłącznie energią magiczną, muszą ją spożywać, tudzież „wysysać” z obiektów, czy też osób. Bez tego ich ciało zacznie się starzeć, a co za tym idzie umierać.

Magia: Intuicyjna

ŚmierciMistrz
MocyMistrz
ChaosuAdept
UmysłuAdept
PustkiUczeń

Przedmioty Magiczne

DraakveigTajemny
Potocznie zwana zgubą smoków. Laska była przez dobre sto lat tworzona z odłamków smoczych kości, ścięgien i drobnych elementów pochodzących od tak znienawidzonej przez czarnoksiężnika rasy. Nic więc dziwnego, że sama w sobie laska doskonale rezonuje i wzmacnia potencjał magiczny jej własciciela. Ponadto jest jego katalizatorem i rezerwuarem magicznym, który wspomaga jego żywotność. Przedmiot ten pochłonął niejedną duszę i zniewolił tym samym ogromne pokłady energii. Nic więc dziwnego, że Ysil nie jest skory rozstawać się ze swym kosturem, choćby na chwilę.

Charakter

Ysil to pragmatyk, który swoje lata bycia złym, dla faktu bycia złym zostawił dawno za sobą. Jego fascynacja śmiercią i potęgą już stulecia temu zaczęła ustępować praktyczności wykonania i dokończenia wszelakich planów. Za młodu raptowny, obecnie stał się dużo bardziej wycofany i spokojny. Stulecia spędzone w samotności nauczyły go cierpliwości. Kiedy czas stracił na znaczeniu, on sam zaczął zagłębiać się w dywagacje na temat przemijania czy marności ludzkiej egzystencji. To pozwoliło mu rozłożyć ludzkie i nieludzkie życie na czynniki pierwsze. Czarnoksiężnik więc został sytuacyjnym filozofem, który chętnie rozprawia na tematy życia, śmierci oraz przemijania.
hr
Nie można go jednak wrzucić do jednego wora ze zgrają pseudo-inteligentnych, zarośniętych dziwaków, którzy spędzają pół życia na słupach modlitewnych. Jak wspomniane zostało już wcześniej, Ysila cechuje pragmatyzm i utylitaryzm. Rzadko pozwala sobie na sentymenty, wiedząc iż prowadzą one tylko do zguby. Traktuje więc gros ludzi jak przedmioty, pionki na szachownicy, które musiały zostać tam ustawione. Dzięki temu jednak mają jakąś rolę i mogą spełnić swoje zadanie. Już dawno temu nauczył się, że wolność to li tylko iluzja, a my sami stanowimy jedynie tyle, na ile sami jesteśmy w stanie sobie to wypracować. On zaś postawił sobie za cel honoru nie tylko zyskać w tej szalonej grze jak najwięcej... Chciał także zburzyć porządek i ład, który tak długo dyktował tym światem. Wiedział jednak, że nim się to stanie, miną jeszcze setki, jeżeli nie tysiące lat przygotowań. Miał jednak czas... Czas był jedną z tych rzeczy, której czarnoksiężnik miał naprawdę pod dostatkiem.
hr
Z pasją nienawidzi smoków. Dla niego stanowią epitom tego, co tak naprawdę jest... Nie tyle złe, a raczej niewłaściwe w tym świecie. Idąc tym torem rozumowania – powinny zostać raz na zawsze unicestwione. Chciwe, pazerne i roszczeniowe... Taki obraz już na zawsze gościł w umyśle Ysila. Względem wszystkich smokopodobnych, nie ma on najmniejszej dozy współczucia. Dla niego każdy przejaw smoczej krwi musi zostać wymazany i unicestwiony z powierzchni tego świata.
Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, tak jest on opiekuńczy i protekcjonalny względem swojej świty, uczniów i istot które postanowiły za nim podążyć. Pytanie tylko czy traktuje ich z ojcowską miłością, czy tylko pięknie udaje, licząc iż wzbudzi w nich dzięki temu nieprzejednaną lojalność. Pozostaje więc jednak zapytać... Czy jest on przebiegłym kłamcą, czy wyrafinowanym psychopatą? To pytanie w najlepszy sposób obrazuje rozbieżność pomiędzy naturą czarnoksiężnika. Z jednej strony jest on niczym przebiegła łasica, sprytny złodziejaszek czy złotousty łotr - tak jak oni prezentuje odmienne zagrożenie niż wszelacy brutale czy psychopaci, jednakże wciąż prezentują ogromne niebezpieczeństwo. Tacy ludzie prędzej pchną kogoś sztyletem pod żebra kiedy będzie spał, niżeli staną z nim do otwartej walki. Co więcej, posuwając się dalej można wrobić kogoś w morderstwo i podsunąć go lokalnym władzom, by potem z satysfakcją oglądać jak zostaje publicznie powieszony. Tak diaboliczni manipulatorzy przędą swe sieci intryg gdziekolwiek się nie znajdą... Wiedzą co i komu powiedzieć by zyskać dokładnie to czego chcą.
Z drugiej jednak strony... Znany jest on ze swojego okrucieństwa i braku litości, co stawia go w innym świetle. Niektórzy bowiem skupiają się wyłącznie na czynieniu zła, niźli osiągnięciu w ten sposób jakiegoś celu. Pławią się w zabijaniu, zadawaniu bólu i sianiu rozpaczy pośród serc tak swoich wrogów jak i niewinnych istot. Metody istot psychopatycznych są bardzo indywidualne i specyficzne. Niektóre bowiem istoty narodziły się już z takim stanem umysłu. Żyją one, wciąż zachwycając się ogromem śmierci i zniszczenia jakie mogą siać wokół siebie. Niektórzy spośród nich są cisi i bardzo dokładni w tym co robią. Robią wszystko by nie pozostały żadne dowody wskazujące na mordercę. Inni z kolei są mniej subtelni i nie boją się dokonywać otwarcie wielkich mordów, podpaleń czy rzucać potężnych czarów by tylko uprzykrzyć innym życie. Tak właśnie jest w przypadku smoków.
hr
Cóż więc, czasami ciężko jest zdecydować, do której konkretnej grupy zalicza się nasz czarnoksiężnik... Śmiało można jednak powiedzieć, iż z całą pewnością ma cechy obydwu...

Wygląd

Prawie dwa milenia temu, Ysil był ongiś całkiem urodziwym człowiekiem. W dawnych czasach kiedy ludzie mierzyli jeszcze wzrost wysoki, on oznaczał się takowym. Mierzył sobie przeto ponad trzy łokcie, co stanowiło zapewne o jego szlachetnych korzeniach. W jego żyłach płynęła magiczna krew, a on sam odznaczał się... Osobliwym urokiem. Włosy ongiś białe jak śnieg, oczy zaś złote i przenikliwe. Jakże bardzo się zmienił na skutek swych czynów. Obecnie, ani trochę nie przypomina on swojego dawnego siebie. Jedyne co pozostało to wzrost i przenikliwe oczy, jarzące się z pustych, wyschniętych oczodołów. Zapytacie więc, jak zachował się nasz czarnoksiężnik? Otóż... Ciało jego na dzień dzisiejszy uległo już pełnemu ogołoceniu. Szkielet został doszczętnie pozbawiony jakichkolwiek elementów skóry, mięśni czy organów wewnętrznych. Gołe, miejscami pożółkłe lub brązowe kości świadczą niewątpliwie o tym, kim się stał. Jedyne co przez lata jednak pozostało, to trzymające się w jakiś osobliwy sposób szczątki białych włosów, suche i zniszczone. Nie sposób więc jest opisywać jego sylwetki, czy rozwodzić się nad jego niebywałą urodą. Zwyczajnie jest on jej kompletnie pozbawiony. Wprawne oko zauważy przy tym, że niektóre części jego ciała mogą nieco różnić się od pozostałych. Jednakże po dłuższym obcowaniu z eklektycznym czarownikiem, wszystko wydaje się być na miejscu. Być może czasem uzupełnia on swoje ciało o świeże kości, które z czasem kształtują się na wzór oryginału, jaki posiadał właściciel. On sam twierdzi iż fizyczne ciało jest jedynie smutnym naczyniem. Głos jego jest przenikliwy i drapiący. Ci którym dane było z nim rozmawiać, relacjonują iż przypomina on dobywający ze studni dźwięk wleczonego metalu.
hr
Wypada jednak zwrócić uwagę na to, czym przykrywa on swoje ciało. Ysil być może jest stary i pamięta dawne czasy. Sam nie reprezentuje swoją urodą absolutnie niczego... Jednakże próbuje swym przyodziewkiem prezentować się niczym arystokrata. Jego ciało pozbawione jest ograniczeń fizycznych, toteż nie czuje zmęczenia, nie wydziela potu, nie śmierdzi. Od stuleci przywdziewa te same, mocno nadgryzione zębem czasu szaty, których dominującym kolorem jest czerń, szarości oraz od czasu do czasu srebro lub złoto. Kroje pamiętają jednak zamierzchłe czasy, toteż lisz stanowić mógłby idealny wzornik dawnej garderoby dla co poniektórych artystów, pragnących nawiązać do antycznych czasów. Kiedyś ubiór mógł być dopasowany, może nawet naprawdę dobrze skrojony. Dziś jednak wydaje się być workowaty i powłóczysty, z uwagi na brak ciała. Szaty wiszą na nim i łopoczą, gdy przez jego ciało przenika wiatr. Z biegiem lat wypracował sobie również pewien osobliwy, militarny styl. Na modłę dawnych władców-wojowników, postanowił przyozdobić się różnymi elementami pseudo-pancerza, które służyły bardziej jako rachityczna dekoracja, aniżeli praktyczna forma obrony. Zwieńczeniem egocentryzmu przedwiecznego czarnoksiężnika jest zaś korona, którą nosi na swej głowie. Wykonał ją bowiem ze smoczego kośćca, kształtując go odpowiednio i sprawiając by przyjął pożądaną formę. Jak sam twierdzi, ma to być symbol jego nienawiści do smoczej rasy. Ten sam materiał posłużył również do wykonania jego kostura. Niespotykanym jest spostrzec Ysila, który akurat nie posiada przy sobie Draakveiga – kostura który sam stworzył. Wysoki na prawie dwa metry, ukształtowany w prosty drąg zwieńczony nieregularnymi wypustkami, niczym zdeformowana klatka żebrowa, z której szczytu wystawaje długie ostrze. Kościste palce zaciskają się na rdzeniu przez cały czas, jak gdyby stanowił on przedłużenie jego samego.
hr
Jedyną częścią garderoby jaką Ysil zmienia regularnie są... Buty. Skóra ma tendencje do butwienia i zużywania się, zwłaszcza gdy od wewnątrz jest ona trącana przez ostre, kościste palce. Buty zaś nosi z przyczyn czysto praktycznych. Do czego bowiem przyczepiłby ostrogi? Ponadto można przy jego podwójnym pasie odnaleźć zakrzywiony sztylet, narzędzie rytualnych mordów, które pamięta niezliczone ofiary. Nie przyozdabia się on żadną biżuterią, twierdząc iż jest to zbytek próżności, a błyskotki są dobre dla paniczyków i zniewieściałych elfów.

Historia

Słońce oświetlało swoimi promieniami pradawną dolinę. Tu skąpane w jego promieniach stały ogorzałe już ruiny dawno zapomnianej cywilizacji. Biały kamień, niespotykany w tej części świata stał i przypominał tym samym o swoim archaicznym pochodzeniu. Omszałe ruiny bowiem pamiętały jeszcze dawne czasy. Czasy gdy jego rodzina żyła tu i cieszyła się prominentnym statusem arystokracji. Obleczony w swe czarne regalia, szkielet czarnoksiężnika stał na jednym z filarów i wlepiał swe ślepia w dal. Palące promienie letniego słońca oblewały tym samym ogołoconą czaszkę, gubiąc się w matowych włosach lisza, które to delikatnie smagane były wiatrem buszującym w dolinie. Sięgnął pamięcią do dawnych lat, odtwarzając tym samym konstrukcję swojego rodzinnego domu. Trzypiętrowy dworek i długi, piętrowy dom dla służby. Była też stajnia. Z zamyślenia wyrwał go szyderczy chichot jednej ze zjaw, które pojawiły się obok niego. Mały skrawek dymu z ledwie widoczną gębą w kolorze zbielałej kości. Jedna z wielu manifestacji znajomych duchów i upiorów, które często bywały w tych okolicach. Istota rzekła zaś swym zgrzytliwym, paskudnym głosem.<br>- Robisz się miękki na starość synu Archibalda...<br>Ysil zaś nie reagował, wciąż próbował odtworzyć wizję dawnych lat i przypomnieć sobie czasy młodzieńcze. Było to jednak daremne. Szczęśliwe czasy i piękno które ongiś gościło w jego życiu były już tak paskudnie odległe, iż były niczym marzenie, mrzonka. Zjawa wykonała piruet w powietrzu i zaniosła się cichym chichotem.<br>- Oni i tak nie wrócą! Idź sobie, to nasz dom!<br>Kolejne łopotania, strużki dymu. Zjawa zatoczyła kilka razy krąg wokół głowy lisza, po czym nagle zawyła i eksplodowała bez większego uprzedzenia. Gdyby czarnoksiężnik miał mięśnie twarzy, te nie drgnęłyby ani na jotę. Mimo iż to on był sprawcą eksplozji, nie czuł w sobie nic. Bardziej drażniła go chaotyczność i uciążliwość zmory aniżeli to co z siebie wypluwała. Z lekkim chrzęstem poruszył się i zeskoczył w dół, lecąc pod siebie. Szaty uniosły się nieco, a po chwili wyhamował przy ziemi. Obute w wysokie buty stopy dotknęły niskiej trawy. Potem zaś ruszył przed siebie, powoli znikając w gęstwinie, która prowadziła ku wyjściu z doliny. <br><br><hr><br><br>Przerażony, skulony mężczyzna w podartym ubraniu siedział na przewróconym korycie. Wokoło tańczyły płomienie, a w oczach osamotnionego człowieka widać było szaleństwo. Kiedy podeszliśmy bliżej bełkotał "Śmierć wokół nas tańczy, Pan Śmierci pośród nas, wielkie plony zbiera". Odnoszę wrażenie, że ma to związek z tym co tu zaszło. Treg i Varia zaginęli trzy dni temu. Zostaliśmy ja, Bodar, Mirsha i Vel. To coś tu jest, ale do dziś nie wiemy czego chce... Wieczorem dokonaliśmy makabrycznego odkrycia, każda chata miała wymalowana krwią pradawny symbol śmierci na drzwiach lub ścianach. Czyżby zostali poświęceni? Mirsha krzyczy... Płacze... Chyba znaleźli Trega. <br><br>- Dziennik Galvusa Ferro, młodego alchemika <br><br><hr><br><br>Białowłosy młodzieniec miotał się po swoim laboratorium, rozrzucając przy tym poszczególne elementy oprzyrządowania. Małe skrawki runopisarskiego rzemiosła wzleciały w powietrze i rozsypały się na ociosanej, kamiennej podłodze. Młoda kobieta ubrana niczym typowa awanturniczka podeszła i zaczęła spokojnym tonem.<br>- Proszę... Uspokój się. Nie powiedziałam, że to przepadło. Po prostu daj nam więcej czasu.<br>Argumentacja kobiety widać nie przyniosła pożądanego skutku. Czarnoksiężnik wstał na równe nogi, po czym rzucił jej pełne jadu spojrzenie. Odburknął tym samym.<br>- Nie płacę wam za starania, ale za efekty. Jeżeli będzie trzeba, to zatrudnię kogoś innego.<br>Kobieta przełknęła ślinę i przygryzła wargę. Wizja pustego żołądka, nawet mimo jej wybitnych zdolności, okazała się jak zwykle bardziej przekonująca niż duma czy godność. Westchnęła i spuściła głowę.<br>- Tak jest, mój Panie. - Odrzekła cicho, ostatnie zaś słowo wypowiedziała prawie szeptem. Nie czuła wobec niego nienawiści, bardziej względem samej siebie. Zarzekała się, że potrafi znaleźć urnę nieśmiertelności. Tym samym powzięła na siebie ten ogromny obowiązek, coś czemu zdawało się, miała wkrótce nie sprostać. Białowłosy siadł więc na jednym z zydli, po czym wziął głęboki wdech. <br>- Odejdź Sirias, masz co robić. Macie pół roku, inaczej nie będę już tak... Wyrozumiały.<br>Dźwiek jego głosu rozbrzmiał cicho, ale bardzo stanowczo. A ona nie chciała się mu sprzeciwiać. Wiedziała do czego był zdolny gdy się wściekał. Wiedziała też kim byli Ci, którzy strzegli jego laboratorium... Oraz tym, czym stali się po śmierci.<br><br><hr><br><br>"On nigdy nie potrzebował powodu. Zawsze gdy się pojawiał, w oczach ludzi gasła nadzieja, a w ich duszach rodził się strach. Skóra biała jak śnieg... Te oczy..."<br><br>- Berf, lokalny karczmarz <br><br><hr><br><br>"Ja... Od wielu lat mieszkam w mieście. Ale jak żyje, nigdy nie widziałem kogoś... Czegoś takiego. Pamiętam dzień w którym przybył do miasta, ponoć miał jakieś sprawy z Namiestnikiem. Potem... Potem wszystko zaczęło się zmieniać. Nie patrz tak na mnie! Może jestem strażnikiem i żyje tu od małego, ale noc nigdy nie była tu tak straszna jak dziś."<br><br>- Brynnwyck, strażnik bramy <br><br><hr><br><br>	Wszysto wokół pulsowało. Ciało zdawało się nie mieć już ciężaru, nie czuł krążenia, nie oddychał. A jednak żył! Dobrą chwilę trwało nim odzyskał świadomość. Jeszcze dłużej zajęło mu opanowanie motoryki jego nowej powłoki. Jego dusza chciała czuć ból, choć tak naprawdę nie czuł już absolutnie niczego. Całe jego ciało, nagle stało się niczym... Zasuszona kukła. Mięśnie uległy wyschnięciu, pozapadały się i stworzyły osobliwą, zmumifikowaną otoczkę, która przypominała raptem karykaturę człowieka. Wokół krążyły jeszcze barwy i uczucia... Moce i fluktuacje które sprawiały iż wszystko to zlewało się, to rozdzielało na części. Koniec końców padł na wznak i legnął zasuszonym cielskiem w rytualnym kręgu...<br>	Nie wiedział ile czasu minęło. Nie miał też pojęcia co się stało. Jednakże gdy w końcu wszystko zakończyło się, a on sam ocknął się... Jego ciało podniosło się do góry i wstało najpierw do klęczek, a następnie już do wyprostowanej postaci. Awanturniczka leżała zasuszona obok, zupełnie jak gdyby jej truchło leżało tu kilka lat. Po śladach rdzy na ostrzu można było wnieść iż faktycznie mogło się tak zdarzyć... Nie zajęło mu długo odkrycie tej strasznej prawdy. Dopiero zaś kiedy wyszedł ze swego leża, pokierował się kanałami i wyszedł na powierzchnię, dostrzegł zniszczenia jakich dokonał rytuał. Najwyraźniej całe miasto zostało poświęcone. Kobiety, starcy i dzieci... Czuł iż ich energia życiowa napełniała go na wskroś. On zaś... On mógł cieszyć się nieśmiertelnością i stać się prawdziwym panem życia i śmierci. Od teraz czas był dla niego li tylko śmieszną teorią. Odrzucił swe śmiertelne ciało i ruszył przed siebie, pozostawiając resztki upiornego miasta za sobą. Przynajmniej ich poświęcenie nie poszło na marne. Tak też... Ysil wyruszył w swą podróż, by dokonać czegoś, czego jeszcze nie dokonał do tej pory nikt.<br><br><hr><br><br>Mrok zimnej jaskini był bardzo przenikliwy. Tristan nie mógł powstrzymać się przed spenetrowaniem pieczary. Wokoło szalała burza, a przynajmniej tu – w podziemiach mógł znaleźć schronienie. Jego ciało całe drżało przemoczone od deszczu. Choć tu, w tak niegościnnym miejscu odnalazł odrobinę pokoju, którego tak bardzo wyczekiwał. Jego ciało drżało, a umysł wypełniały dziękczynne nawoływania do wszystkich lokalnych patronów. Powoli zdjął z siebie przemoczony płaszcz i rzucił torbę pod ścianę. Zatarł dłonie, po czym uśmiechając się sam do siebie, przywołał w dłoniach małą kulę ognia. Początkowo jawiła się jak złudna iskra, ale z czasem nabrała na mocy. Ciepło jakie wypełniało ową kulę rozniosło się po całej jamie. Emanacja mocy młodego maga oświetliła także całe to miejsce, w którym się znajdował. Nie była zbyt głęboka, a przynajmniej tak się mu zdawało. Uszedł więc nieco w głąb i tam odnalazł... O dziwo! Zapomniane ognisko. To było zbyt piekne, by mogło być prawdziwym, ale jednakże, było. Chłopak nie posiadał się z radości, widząc jak fortuna mu sprzyja. Zatarł ręce i cisnął ogniem w miejsce gdzie powinno znajdować się ognisko. Popiół wzbił się na chwilę, po czym opadł prędko. Tristan nie musiał już podtrzymywać magii, wszystko działo się samo. Wtem jego żołądek zaczął wydawać przeraźliwe dźwięki. Młodzieniaszek przypomniał sobie, iż był całkiem głodny, a ucieczka przed ulewą tylko wzmożyła apetyt. Nie musiał długo myśleć, sięgnął tym samym do swojej torby, która... Właśnie była celem zainteresowania małego zwierzęcia futerkowego. Nim młody adept zdążył się zorientować, istotka porwała jego dobytek i znikła gdzieś w ulewie.<br>- Nie, nie, nie! Wracaj tu, ale już!<br>Jęki Tristana dało się słyszeć odbite echem po ścianach jamy. Wrócił do ognia i klapnął przy nim, po czym zaczął się weń wpatrywać. Brzuch jednak ani myślał dać za wygraną, wygrywając kolejną odę do jedzenia. Młodzian schował twarz w dłoniach i przeczesał rude kudły. Westchnął, postanowił rozejrzeć się po jamie. Nie musiał zaś zbyt długo czekać, nim jego wzrok dostrzegł coś, co leżało pod ścianą. Był to nieboszczyk. Okutany w czerń, sam prezentował się jako mag. Tristan był w sumie takim samym, wędrownym magiem. Ten jednak zdawał się dokonać tu żywota. Powstając, ruszył ku niemu i przyklęknął oglądając go. Miał saszetkę przewieszoną przez tors, podobną do niego. Czyli jednak... Był wędrowcem.<br>- Ech przyjacielu... - zaczął Tristan – Tobie się nie poszczęściło, ale może mi uratujesz życie.<br>Po czym młodzian zebrał się do plądrowania zwłok. Ostrożnie sięgnął po saszetkę i spróbował ją otworzyć. Przystanął na chwilę, bojaźliwie spoglądając na objedzone ze skóry oblicze trupiego maga. Skarcił się w myślach, po czym machnął ręką i parsknął. Tristanie, dlaczego boisz się tego jegomościa? On od dawna przecież już gryzie piach. Zaczął grzebać więc pośród dobytku nieszczęśnika. Jego palce spoczęły na czymś metalowym, gdy nagle kościste dłonie wystrzeliły ku jego twarzy. Trupie dłonie objęły twarz rudego chłopaka, zaś czaszka uniosła się razem ze zwłokami. Po chwili ozwał się paskudny, głęboki głos.<br>- Nikt nie nauczył Cię... Żeby nie okradać grobów?<br>W tej samej chwili ryży wydarł się pod niebiosa, czując lodowaty uścisk na swojej twarzy. Z każdą chwilą gdy szkielet obejmował jego oblicze, czuł jak jego siły życiowe odpływają, jak jego energia słabnie... Czuł jak jego płomień gasł na jego własnych oczach. Im dłużej zaś to trwało, tym spokojniejszy był. Krzyk zagłuszany przez ulewę powoli spadł do lichego charczenia, zaś jemu zaczęło chcieć się spać. Myśli zaczęły odpływać, a płomień ogniska gasnąć. Jego blada skóra powoli stawała się sina, a powieki opadły. Lisz powstał i trzymał jeszcze przez dobrą chwilę wiotkie ciało młodego. Wyglądał licho. Gdyby nie ewidentne kształty ludzkie, w rękach lisza wyglądałby jak źle zrobiona kukła, lub stary płaszcz. W momencie gdy zgasła ostatnia iskra ognia, lisz upuścił bezwładne ciało na ziemię. Upadło ono z niejakim łoskotem, wysączone z życia i energii magicznej. Nieumarły przez chwilę rozglądał się po miejscu zdarzenia, a deszcz z wolna ustawał. <br>- Wystarczy... - skwitował sam do siebie, a jego obute stopy powoli zaczęły iść w kierunku wyjścia. Echo złowrogo wtórowało jedynemu dźwiękowi podkutych butów, które kierowały się do wyjścia z pieczary.<br><br><hr><br><br>Nad doliną Freil powoli wstawało słońce. Okutany w czarne szaty szkielet siedział na skalnej iglicy i wpatrywał się w krajobraz. Często zdarzało mu się tak zawieszać, zwłaszcza odkąd opuścił rodzinne strony, by zamieszkać tutaj. Przygnał go tu nie tyle przypadek, co chęć studiowania. W tym oto miejscu znajdował się bowiem potężny węzeł energetyczny. Co ważniejsze, był to węzeł śmierci. Prymalna energia nieżycia kotłowała się w podziemiach jego miejsca zamieszkania, napełniając je osobliwą aurą. Miejsce to jednak nie wskazywało ani trochę na fakt posiadania takowego węzła. Wokoło rosła bujna roślinność, a teren był całkiem malowniczy. Być może to dlatego, że węzeł był w formie neutralnej. Ysil nie mógł nadziwić się, że coś takiego mogło istnieć. Wszystkie badania wykazywały dotychczas iż tego typu węzły istnieją lub tworzą się wyłącznie na antycznych cmentarzyskach, lub po prostu same wypaczają naturę, wyjaławiając teren. Widać... Coś umknęło jego badaniom. Od dwustu lat próbował poznać przyczynę, dlaczego ten oto węzeł nie wypacza lokalnej aury. Dlaczego też, wchodząc w synergię z jego własnymi zdolnościami – nie zdeformował miejsca na jakiś upiorny sposób. Odpowiedź pozostawała tajemnicą, ku zgryzocie kościanego maga. Wtem jednak coś przykuło uwagę nieumarłego. Szybki ruch ręką sprawił, iż przed nim pojawiło się dryfujące oko. Chwilę później rozmyło się w przestworzach, a lisz skupił się na wizji, które mu dawało. Zobaczył zaś coś, czego się nie spodziewał. Oto bowiem na centralnej iglicy w dolinie – od jakiegoś czasu widać gościli zakonnicy. Dalsza obserwacja dowiodła, że był to zakon jak najbardziej zbrojny i... Po chwili uświadomił sobie, że byli to Praveryci. Wywodzili się początkowo z rodzin zabójców wampirów, ale z czasem przeistoczyli się w zakon kanoniczny i powzięli sobie za punkt honoru wyjść naprzeciw wszystkim żywym trupom. Słyszał przy tym, że cieszyli się niezłą estymą, sami parając się magią śmierci. Intrygująca sytuacja... Czyżby nie zdołali wykryć jego obecności? A może to węzeł był zbyt potężny i zagłuszał skazę, jaką sam sobą roztaczał... Zabawne. Wstał i wyciągnął kościste dłonie ku miejscu budowy. Pierwszą jego intencją było zetrzeć to miejsce z powierzchni ziemi. Jednakże... Już gdy kończył pierwszy splot zaklęcia, naszła go myśl. Skoro do tej pory go nie odkryli... To może warto było to wykorzystać? W końcu jaki lisz może cieszyć się protektoratem samych Praverytów. Ysil wydał z siebie krótki śmiech, który wypłynął spomiędzy jego kościanego uśmiechu. Opuścił dłonie i spojrzał w dół, a następnie dał krok. Jego ciało wylądowało miękko na ziemi, a szata po chwili opadła w dół. To będzie zaiste, bardzo ciekawe i bardzo ironiczne. Mag złączył swoje kościste dłoni za plecami i począł iść znaną sobie tylko ścieżką, oko oddaliło się i pękło na pył, nie pozostawiwszy śladu swojej egzystencji. Ysil wiedział już, że będzie to ciekawa symbioza... A na pewno stałe źródło pożywienia.<br><br><hr><br><br>	Obleczony w czerń szkielet maga powoli przyglądał się pykającej kolbie. Reagenty alchemiczne które znajdowały się w niej były wyjątkowo niestabilne. Odruchowo potarł kościstą żuchwę, przyglądając się zachodzącej reakcji. Tynktura zmieniła kolor już dwukrotnie podczas całego procesu, a wydawało się prawdopodobnym, że stanie się tak jeszcze kilka razy. Wtem w umyśle czarnoksiężnika zagościła osobliwa myśl... A co gdyby dodać do tego... Jednakże prywatne dywagacje lisza zostały bardzo brutalnie przerwane. Wzgórze doznało osobliwego wstrząsu, a tylko dzięki intuicji samego nieumarłego, udało mu się w porę zasłonić wlot kolby dłonią, na którą osypał się z sufitu pył. Taka domieszka mogłaby skończyć się katastrofą. Jednakowoż, cóż takiego mogło wywołać tak potężną reakcję? Należało to sprawdzić, dla własnego bezpieczeństwa. Ysil schwycił więc swój kostur, po czym położył na kolbie małą deseczkę. Na wszelki wypadek, jakby coś jeszcze planowało do niej wpaść. <br>	Kiedy już znalazł się poza wyjściem ze swojej pieczary, zdążył mu mignąć błękitny kształt na niebie. Gdyby nie fakt, iż pałał się wykorzystywaniem i mordowaniem tych istot, pomyślałby pewnie, że to nic groźnego. Jednakże... Był to smok. Młody, błękitny smok. Cóż takiego ta pokraczna gadzina robiła tutaj w dolinie? Nim lisz zdążył sam do tego dojść, otrzymał dość wyraźną odpowiedź dochodzącą z góry. Klasztor który się nad nim znajdował, właśnie otrzymywał srogie cięgi od młodego gada. Po raz kolejny przeleciał i zionął ogniem. Czarnoksiężnik aż zatarł ręce z uciechy na to całe przedstawienie, po czym wsparłszy się na swej ladze ruszył w górę. Nie mogło ominąć go to przedstawienie. Już tu, u podstawy swego małego, wydeptanego pomostu postanowił zacząć gromadzić energię. Smok być może był i młody, ale nadal pozostawał śmiertelnie niebezpieczną bestią. Cóż... Wypadało postawić wszystko na jedną kartę, skoro jego domostwo i tak zostało odkryte. Dziękować przypadkowi, że to właśnie młody smok postanowił raptownie i w samotności powziąć odwet za krewnych. Strach pomyśleć jakie konsekwencje mógł mieć zorganizowany najazd tych gadów, kiedy on najmniej by się tego spodziewał. Widać był obserwowany już od jakiegoś czasu. Lisz stawiał swe stopy miarowo i równo, idąc pod górę i mamrocząc od czasu do czasu coś pod nosem. <br>	Dotarłszy na samą górę, widział zdewastowane ruiny klasztoru, które płonęły żywym ogniem. Smok może był i młody, ale jego płomień zdawał się być nader gorący. Było to rzadkie, choć niespotykane zjawisko. Przekroczywszy bramę klasztorną, Ysil czuł iż miejsce to straciło swoją aurę spokoju i protekcji jaką roztaczało wokół ich bóstwo. Czyżby ich pan postanowił ich przetestować? A może zwyczajnie ich opuścił... Bogowie bywali tacy kapryśni. On zaś stanął w końcu na środku placu, dając tym samym zauważyć się bestii. Wbrew wszelkim powodom, była to dobra strategia, zwłaszcza że smoki bywały próżne i chętnie chełpiły się przed bitwą. Tak też stało się i tym razem. Smok zapikował w dół, po czym z niemałym tąpnięciem opadł na główną kaplicę klasztoru. Jego palące żądzą zemsty ślepia spoczęły na nieumarłym magu. Paszcza stwora rozwarła się lekko, wyszczerzając się w groteskowym uśmiechu. Smok wydał z siebie upiorny ryk, po czym przemówił.<br>- Więc, to ty! Nie spodziewałem się iż tak marna istota była przyczyną upadku mego przodka. - smok zaczął swą tyradę, po czym uniósł nieco łeb, patrząc na maga z góry. - Pokonałem Twe sługi i zniszczyłem twierdzę, coś czego nie udało się żadnemu z mych braci!<br>Lisz patrzył na smoka z tym samym grobowym spokojem, który odmalowywał się na jego pozbawionej skóry i mięśni twarzy. Wiedział iż to je irytowało, mało było bowiem osób, które potrafiły gapić się na te bestie. Tym niemniej lisz pozwolił mu mówić, samemu zbierając tym samym energię. Jego przeciwnik był młody, ale bardzo dobrze rozwinięty. Biorąc pod uwagę zniszczenia jakich dokonał oraz tąpnięcie, które nastąpiło po jego lądowaniu na budynku... Musiał być ciężki. W głowie nieumarłego zaczął tworzyć się plan, jak by tu gada unieruchomić. Tym samym rozgadany smok kontynuował swoją tyradę.<br>- Nic nie rzekniesz!? Spodziewałem się czegoś bardziej wzniosłego niż zwykła kupa kości w łachmanach podpierająca się kijem! - tu prychnął, a z jego nosa buchnęły strużki płomieni. Niewidoczne sploty mocy zaczynały się układać, a w głębi umysłu nieumarłego maga poczęły objawiać się słowa... Na początku niewyraźne, chaotyczne. Choć powoli, w miarę upływu czasu zaczynały się klarować, a wibrująca energia oscylowała dokoła nich, napełniając je prawdziwą mocą. Kościana dłoń schwyciła pewniej kostur i powiodła po rdzeniu. Smok zaniósł się śmiechem, po czym wzniósł tryumfalnie swe skrzydła i machnął raz, wzbijając się w powietrze. Szaty lisza załopotały smagane podmuchem wiatru, on sam zaś pozostał niewzruszony. Arogancja smoka była bardziej nużąca niż zatrważająca, choć Ysil nie mógł się zdecydować. Na pewno pomagała mu jednak na osiągnięcie swojego celu. Niech prawi swoje duby, kiedy on po prostu przygotuje swe zaklęcie. Utrzymując się w powietrzu, gad kontynuował.<br>- A teraz płoń! Płoń w imieniu tych, co polegli z Twych plugawych rąk, nieumarła bestio! Wiedz, że smoki nigdy nie zostawiają niedokończonych spraw!<br>Wraz z ostatnimi słowami wygłoszonymi przez smoka, umysłem i spętaną z nieumarłym ciałem duszą wstrząsnęła energia. Oczy lisza zapłonęły lekką łuną, a on sam utkwił swe spojrzenie w adwersarzu, po czym wypowiedział słowa, które tak bardzo cisnęły się do świata materialnego. Nagle rozbrzmiały niczym uderzane młotem, białe z gorąca żelazo. Wokół smoka rozpostarła się studnia grawitacyjna, której zadaniem było zwielokrotnienie jej na danym obszarze. <br>- W dół... - rozległy się słowa kościanego, a grawitacja wokół smoczych skrzydeł po chwili stała się dużo, dużo mocniejsza. Zaskoczona bestia nie wiedziała co się dzieje, a widać był zbyt młody i niedoświadczony, by wiedzieć na co stać starego lisza. Smok runął na ziemię, a pole grawitacyjne objęło go w całości. Próbował wierzgać i uwolnić się, ale zarówno jego odporność na magię, jak i sama siła nie były wystarczające by wyzwolić się z prostego zaklęcia. Musiał jednak przyznać, iż gad odznaczał się znaczną siłą, nawet jak na takiego młodzika. Czyżby był jednym z tych osławionych smoków nowego pokolenia? Lisz czuł jak jego moc napotkała w końcu większy opór. Bestia usilnie próbowała wydostać się spod kontroli czarnoksiężnika. Oczy gada zapłonęły jeszcze większą nienawiścią, gdy próbował wycharczeć coś w stronę swego adwersarza... Jednakże na próżno. Ysil zaś zaczął powoli próbował dalej splatać magię, na początku prymalną i czystą, musiał zdecydować o losie pokonanego, a zapewne zajęło by mu to chwilę. Nie rzekł ani słowa, był stanowczo zbyt skupiony na utrzymaniu zaklęcia, chcąc przy tym by smok widział i był świadom każdej chwili, jaka mu do tej pory pozostała. To nie miała być heroiczna śmierć, żaden z nich nie mógł tak umrzeć. Po co tworzyć ofiary? Niech ginie jak głupiec, skoro przybył tu, tak młody i niedoświadczony. Pod warunkiem, że udałoby mu się dopleść drugi czar... Bestia szarpnęła po raz kolejny, wciąż nie mogąc oderwać się od ziemi. Każde zaś mocniejsze szarpnięcie było kolejnym nadwątleniem spójności splotu zaklęcia. Lisz zaczął odczuwać niepokój, czyżby przeliczył się ze swoim przeciwnikiem? Musiał szybko wymyślić jak temu zaradzić... Nim jednak zdołał cokolwiek uczynić, zza pleców dobiegł go warkot młodej istoty. Na chwilę przerwał splatanie czaru, spoglądając w bok. Obok niego mignął kształt młodej blondynki o złotych włosach, która schwyciwszy halabardę porwała się z nią na bestię. Doprawdy... Czarujące. Sytuacja rozbawiła lisza na tyle, iż postanowił zobaczyć co też kobieta ma zamiar osiągnąć. Podtrzymywał wciąż parcie grawitacyjne, by smok pozostał przygwożdżony. A nuż... Bestia dozna śmierci z rąk ludzkich, czyż to nie byłoby bardziej haniebne? Młody mściciel padający ofiarą motłochu.<br>	Kobieta zaś w pełnym szale i z okrzykiem bojowym na ustach dopadła do łba bestii i z pełną precyzją ugodziła go zębem halabardy w oko. Gardłowy okrzyk gada rozniósł się po całej dolinie, a krew trysnęła zeń jak fontanna. Prowadzona jak gdyby boską ręką, dziewczyna stanęła na pysku potwora i zaczęła uderzać ostrzem dokładnie w sam środek czaszki smoka. Skąd mogła wiedzieć, że było to akurat dobre miejsce? Jej ciosy przypominały finezją uderzenia robotnika budowlanego, który kafarem wbijał pale w ziemię. Jednakowoż... Były one skutecznie. Najsłabsze miejsce powoli zaczęło pękać, a łuski razem z kawałkami ciała odpadały na wszystkie strony, odsłaniając wyrąbaną część w miejscu łączenia się płatów czaszki gada. Nim kobieta zadała ostateczni cios, kolejny raz ząb halabardy uderzył – tym razem w drugie oko – rozłupując je na pół. Przez cały ten czas dolinę wypełniały co raz to bardziej żałosne jęki smoka. Jego ostatnie dogorywania przypominały wręcz szloch, kiedy kolejne części jego ciała odlatywały na boki. W końcu dziewczyna zdecydowała się na ostateczny cios i zatopiła sztych broni w wyrąbaną część głowy. Ta zaś zanurkowała aż do połowy drzewca, natychmiast zabijając bestię na miejscu. <br>	Dysząc jeszcze chwilę, młoda kobieta puściła w końcu drzewiec broni, odwróciła się i poczęła na miękkich nogach iść w kierunku lisza. Nim jednak dotarła choć w połowie do niego, padła na klepane podwórze i upuściła halabardę zmęczona. Ysil postąpił kilka kroków w jej stronę. Zaczął przy tym mówić, swym upiornym i głębokim głosem.<br>- Jesteś tu sama, dziecko... Jeżeli zaś tu zostaniesz, czeka Cię smierć... - wiedział że go słyszy, na wskroś czuł jej energię. Kobieta była wyczerpana, ale nie martwa. - Zaś Twą przyszłość spowija mrok. Twój lud czeka zagłada...<br>Młódka poruszyła się nieznacznie, próbując wstać. Udało się jej wesprzeć na jednym ręku i podnieść głowę. Twarz umorusana krwią i kurzem, spoglądała na coś, co było prawdziwym adwersarzem każdego Praveryty – na lisza. Jej bóg nie mówił już nic, a lisz stał nad nią i zdawał się do niej przemawiać. W końcu zrobiło się jej jaśniej na umyśle, a gniew odpłynął daleko. Poczęła słuchać cóż takiego mówił.<br>- Ta antyczna bestia, to dopiero początek... Pragnę stworzyć wielką armię i odwiedzić każdą z krain... Będziemy kroczyć dopóki żadna z tych bestii nie padnie z naszych rąk... <br>Kolejny przypływ siły sprawił iż młoda kobieta spięła się na tyle, by zebrać się na klęczki. Dudniący głos nieumarłego brzmiał wciąż.<br>- Ty zaś jesteś silna... A ja jestem ponad wszelką ludzką siłą... Jam jest kresem twej drogi... <br>Tu zaś lisz wyciągnął swą kościstą dłoń w jej kierunku, jak gdyby chciał podać jej dłoń, na znak pokoju. Chwila zdawała się trwać wieki, a bystre oczy młódki wpatrywały się w złote ślepia nieumarłego. Przyjrzawszy się jej, ocenił iż stanowczo była ona raptem nastolatką... Na dodatek człowiekiem. Ysil uznał to za ciekawy zbieg okoliczności, albowiem to właśnie ludzie zwykli pokonywać bestie. To przecież wbrew naturze tak, by potwór zgładził potwora. Wiedział iż gdzieś tam, pierwiastek ludzki będzie musiał zadziałać. A dziewczyna zdawała się być... Osobliwa, ale przyjemna z wyglądu. Jej ciało było miękkie ze zmęczenia oraz mokre i gorące od wyprowadzonych chwilę temu ciosów. Zdecydowanie chwyciła kościstą dłoń i spojrzała na niego z determinacją i pewnością siebie. <br>	Gdyby na twarzy lisza mogły gościć jakiekolwiek emocje, te wyrażałyby zaskoczenie. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, a tym bardziej nie oczekiwał czegoś takiego po kapłance Gaarusha. Uścisnął jednak jej dłoń i pomógł jej wstać. Otrzepała się z kurzu, a sam czarnoksiężnik obrócił się i zaczął iść przed siebie.<br>- Chodź dziecko...<br>Młódka obróciła się tylko by raz jeszcze spojrzeć na truchło smoka, a potem dotruchtała do swego nowego towarzysza. Razem od dziś, mieli stawić czoła wspólnemu wrogowi.
  • Najnowsze posty napisane przez: Ysil
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data