Vetera urodziła się w małym miasteczku w górach, jako trzecie dziecko a pierwsza córka prostych, zamożnych ludzi. Była oczkiem w głowie rodziców i starszych braci, jednak nigdy nie kusiło jej życie, które oferowała jej rodzinna miejscowość. Ciągnęło ją do przygód, chciała zwiedzać najdalsze zakątki Alaranii, a przede wszystkim – uczyć się magii, do której talent wykazywała od dziecka. Mając lat szesnaście czy osiemnaście (sama nie jest pewna) opuściła rodzinę, zabrawszy ze są sporo pieniędzy i zapału. <br>Jej pierwszym nauczycielem miał być legendarny Zinder Wielki, najbardziej znany czarodziej w tych czasach, w tej części świata. Odnalezienie go nie było trudne – gdziekolwiek się nie pojawił, natychmiast tworzono opowieści i pieśni na jego cześć, które bardowie przekazywali sobie nawzajem. Niemożliwe okazało się jednak namówienie go do przyjęcia Vetery na uczennicę. Ba, spojrzawszy na mizerną, potarganą dziewczynę, prychnął pod nosem, skrzywił się z niesmakiem i bez słowa obrócił w drugą stronę. Tygodniami próbowała przekonać czarodzieja o swoim talencie, zapale do nauki, sile woli i determinacji. Im dłużej próbowała, tym bardziej docierało do niej, że nie tylko jej wysiłki idą na marne, ale sam Zinder Wielki okazuje się być, w gruncie rzeczy, samolubnym bucem. Po kolejnej upokarzającej potyczce słownej z magiem Vetera zebrała manatki i ruszyła w kolejną podróż. Tym razem do największego rywala Zindera Wielkiego, maga imieniem Zuko.<br>Zuko, poza drobnymi wadami (na przykład ogromnym kompleksem na punkcie Zindera), okazał się być doskonałym nauczycielem, a w dodatku niezwykle szlachetnym i dobrym człowiekiem. Nie afiszował się żadnymi tytułami jak Zinder Wielki, choć wiele mu nadano, jak na przykład Miłosierny czy Hydrobójca. Gdy usłyszał, że z Veterą łączy go wspólna niechęć do Zindera Wielkiego, chętnie przyjął ją na naukę. Był mistrzem magii harmonii i z wielką radością obserwował jak szybko jego podopieczna przyswaja podstawy tego arkanu. Władał również magią ognia oraz powietrza, jednak żywioły nie chciały dać się opanować Veterze.<br>Spędziwszy u mistrza Zuko siedem lat, Vetera postanowiła pożegnać się i podjąć kolejną wędrówkę. Stało się to niedługo po tym, gdy Zuko pokonał swojego odwiecznego wroga Zindera Wielkiego w pojedynku magicznym. <br>Następne lata spędziła w Górach Druidów, przekopując się przez tamtejsze biblioteki i pobierając nauki od licznych druidów. To wtedy Vetera naprawdę zjednoczyła się z przyrodą, odstawiła mięso i przyswoiła ogromną wiedzę na temat ziół, roślin i zwierząt. Druidzi nauczyli ją budowy ludzkiego (i nie tylko) ciała oraz uzdrawiania. Udostępnili jej również wiedzę na temat pisma runicznego, której nie znalazłaby nigdzie indziej, nawet w najstarszych księgach czy u największych mędrców. Kolejni druidzi uczyli Veterę w Szepczącym Lesie, do którego udała się za namową przyjaciół. Ponad rok spędziła na nauce u szamana, który potrafił oswoić każde, nie wiadomo jak potworne i przerażające stworzenie. <br>Vetera w końcu znudziła się spokojnym życiem druidów i wyruszyła w dalszą podróż. Odwiedziła Jadeitowe Wybrzeże, równiny Driviii i Theryjskie. Miała w międzyczasie dwóch nauczycieli, którzy pomogli jej w lepszym zrozumieniu magii harmonii, a także odkryli przed nią magię emocji oraz przestrzeni. Podczas tych podróży poznała swojego pierwszego męża, dość szalonego czarodzieja imieniem Uther. Wcześnie miała licznych kochanków, od rolników po polityków, od bogaczy po biedaków, kilka z tych romansów mogłoby nawet wywołać skandal obyczajowy. Uther był jednak pierwszym, z którym chciała się związać na stałe – zabawny, szczery, ciekawski i o silnym charakterze. Uwielbiał prowadzić liczne, dość niebezpieczne eksperymenty i zgłębiać tajniki wiedzy, których dotychczas nikt nie tknął. To dzięki niemu udoskonaliła kreomagowanie i alchemię. Wspólnie podróżowali, uczyli się i cieszyli magią, jednak sielanka trwała zaledwie pięć lat. W wyniku dość podręcznikowego błędu jeden z eksperymentów magicznych zakończył się wybuchem tak gwałtownym, że z Uthera właściwie nie było co zbierać. <br>Śmierć męża była dla Vetery dużym ciosem i pół roku w ogóle nie chciała posługiwać się magią. Był to czas doskonalenia zupełnie innych umiejętności. Jej nauczycielem stała się doskonała, owiana złą sławą złodziejka – Tianna li’Sevral. Choć Vetera nie towarzyszyła Tiannie w jej spektakularnych skokach, u jej boku nauczyła się targować, kłamać jak z nut, przekabacać i sporządzać trucizny. Istotna była także umiejętność powożenia zaprzęgiem, gdy wspólnie uciekały przed strażnikami z dopiero co okradzionej przez Tiannę posiadłości. Tianna nauczyła Veterę posługiwania się bronią białą, głównie mieczami jedno i dwuręcznymi oraz różnego rodzaju sztyletami. Kobiety musiały się jednak w końcu rozstać, gdyż Tia zaszła w ciążę ze swoim długoletnim partnerem i postanowiła wreszcie się ustatkować. <br>Vetera zatęskniła w końcu za magią, zwłaszcza odkrywszy trudy samotnej wędrówki bez wspomagania się czarami. Pomogło jej w tym poznanie tajemniczego maga, który początkowo pojawiał się w różnych miejscach – a to w podrzędnej knajpie w Arturonie, a to na targowisku w Serenie – przyglądał jej się, czasem pomagał, a następnie znikał bez słowa. Gdy poznali się lepiej, stał się jej kolejnym nauczycielem, będąc absolutnie najlepszym czytaczem aur jakiego kiedykolwiek poznała. Z czasem zostali kochankami, aż w końcu podjęli decyzję o ślubie. Niestety, małżeństwo to nie było kolorowe – jej mąż, Riccone, chciał się gdzieś osiedlić i założyć rodzinę, podczas gdy Vetera ciągle czuła potrzebę podróżowania, zmian i nauki. W końcu dała się namówić na zapuszczenie korzeni gdzieś w okolicach Błyszczącego Jeziora. <br>Vetera miała wtedy już prawie czterdzieści lat i postanowiła, że jeśli ma się osiedlić, być może powinna zacząć nauczać innych i przekazywać dalej zdobywaną latami wiedzę. Pierwszych uczniów podsyłali jej dawni przyjaciele i mistrzowie, z którymi cały czas utrzymywała kontakt listowny. Nigdy nie szkoliła więcej niż trzech adeptów naraz, całkowicie skupiając się na zrobieniu z podopiecznego najlepszego maga. W zależności od predyspozycji młodego człowieka, nauczanie trwało od pół roku do kilku lat. Przy doborze uczniów kierowała się (i do dziś kieruje) głównie instynktem – nie miała dla niej znaczenia płeć, rasa, wiek czy pochodzenie. <br>Problemy z mężem się nasilały, zwłaszcza, że w Riccone odezwała się chorobliwa zazdrość. Pewnego dnia wyzwał na pojedynek ucznia Vetery, którego podejrzewał o romans z kobietą. Vetera próbowała załagodzić konflikt, zwłaszcza, że młody chłopak zakończył już szkolenie i miał udać się w dalszą drogę. Niestety Riccone nie dawał za wygraną i… zginął w pojedynku z uczniem żony. Wiedźma, nie czując szczególnego bólu i żalu po stracie męża, spakowała swój dobytek i ruszyła w podróż.<br>Dalej szkoliła młodych adeptów sztuki magicznej. Czasami pomieszkiwała u ich rodzin – zwłaszcza jeżeli akurat pochodzili ze szlachty czy bogatej rodziny kupieckiej. Czasem wraz z uczniem czy uczniami przemierzała Alaranię. Dłuższy przystanek – około sześcioletni – zrobiła u przyjaciółki nazywanej przez miejscowych Wiedźmą z Głuszy, u której sama doszlifowała swoje umiejętności z zakresu przygotowywania rytuałów, zielarstwa i wiedzy tajemnej, a także magii emocji. Wspólnie szkoliły młode dziewczęta i przygotowywały je do roli wiedźm. To od Wiedźmy z Głuszy dostała kiedyś na urodziny zaczarowaną laskę rzeźbioną w liście, która służy jej do dziś. Jednak i to życie w końcu znudziło się Veterze, zwłaszcza, że mieszkały nad ponurym bagnem i miały dość napięte stosunki z sąsiednią wioską. <br>Gdy wyruszyła w ponowną wędrówkę, miała już dobre 65 lat. Właściwie myślała sobie, że jest wariatką – zamiast dożyć swoich dni u boku przyjaciółki wiedźmy, zapakowała dobytek do tobołków i znów wyruszyła w świat. Nie myślała nad tym zbyt długo i po prostu poszła. <br>Swojego ostatniego ucznia, dobrze zapowiadającego się chłopaka, bękarciego syna jakiegoś szlachcica, pożegnała pół roku temu. Choć czuje w kościach wiek, choć kondycja już nie ta i ludzie stukają się w głowy jak ją widzą, choć większość jej przyjaciół z młodych lat już zmarła – Vetera nadal wędruje. Ma mnóstwo młodszych od siebie bliskich, ciągle pełno pomysłów i energii. Szuka sobie nowego ucznia, a trzeba przyznać, że jest w tym względzie bardzo wybredna. <br>Z racji wieku i dla świętego spokoju nabyła jednak kilka lat temu mały domek na skraju lasu, dzięki czemu ma dokąd wracać. Nie żeby bywała tam często. Wraz ze swoim wiernym psiakiem Porto przemierzają Alaranię, ciągle czując zew przygody.