Oglądasz profil – Gaia

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Gaia "Pani Czarnych Chmur"
Rasa:
Czarodziej
Płeć:
Kobieta
Wiek:
579 lat
Wygląda na:
30 lat
Profesje:
Mag, Włóczęga
Majątek:
Dostatni
Sława:
Nieznany

Aura

Już z daleka można dostrzec siłę tej emanacji i otaczające ją intensywne światło o barwie obsydianu. Powierzchnia pokryta została mnóstwem srebrzystych run bardzo trudnych do odczytania, ale wyglądających nadzwyczajnie na kobaltowym tle. Tu i ówdzie znajdują się także miedziane gwiazdki oraz rtęciowe księżyce występujące głównie u góry i na dole. Wprawne oko może się również dopatrzyć barachitowych listków porozrzucanych w losowych miejscach. Aura manifestuje się również przez różne dźwięki. Na początek słychać stały, głęboki ton, po czym niespodziewanie się urywa, by ustąpić miejsca rumorowi spadających głazów, tak nagłemu niczym prawdziwa lawina. Następnie pojawia się kakofonia dźwięków, liczne głosy, a każdy kompletnie inny od poprzedniego. Ponadto emanacja zaczyna się dziwnie zachowywać, ponieważ jej odcienie przez dłuższą chwilę całkiem się zmieniają na swoje przeciwieństwa. Na szczęście później wszystko powraca do normy, a niepokój całkowicie znika po usłyszeniu śmiechu dzieci oraz trzaskach płomieni kojarzących się jednoznacznie z ciepłym wieczorem przy ognisku. Wszystko ostatecznie znika w przedziwnej ciszy pochłaniającej każdy nawet najdrobniejszy hałas. Wokół czuć woń kadzideł i prastarych ksiąg skrywających w sobie liczne sekrety. W dotyku powłoka jest twarda, aczkolwiek jednocześnie niebywale giętka i elastyczna. Posiada ostre brzegi dobrze ukryte pod aksamitnym puchem. Smak aury można uznać za lepki, jednak nieliczni będą twierdzić, iż jest ona sucha.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Gaia
Grupy:
Płeć gracza:
Kobieta

Skontaktuj się z Gaia

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
6
Rejestracja:
6 lat temu
Ostatnio aktywny:
1 rok temu
Liczba postów:
14
(0.02% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.01)
Najaktywniejszy na forum:
Księstwo Karnstein
(Posty: 11 / 78.57% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
Taniec ze śmiercią
(Posty: 11 / 78.57% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:wytrzymały
Zwinność:szybki, precyzyjny
Percepcja:dobry wzrok, dobry słuch, szczątkowy węch, wyostrzone czucie, czuły zmysł magiczny
Umysł:bystry, błyskotliwy, b. silna wola
Prezencja:Ładny, godny

Umiejętności

Czytanie aurEkspert
Wprawdzie Gaia i tak bliższych relacji nawiązywać nie może z nikim, jednak umiejętność wyczucia różnicy między istotą neutralną, a taką, która mogłaby potencjalnie chcieć twojej śmierci, jest przydatną umiejętnością. Zwłaszcza gdy poluje na ciebie bliżej nieokreślony mroczny byt. Posiadająca czułe zmysły oraz setki lat doświadczenia czarodziejka potrafi wyczuwać niuanse w cudzych aurach nawet z dość dużej odległości. Komuś, kto sam nie para się magią, trudno ukryć przed nią wrogie zamiary.
Czytanie i pisanieEkspert
Matka nauczyła młodą czarodziejkę czytać i pisać, choć podczas spędzonego głównie w lasach i wioskach dzieciństwa nie było to konieczne, w późniejszym okresie życia Gaia nie mogłaby się obejść bez podstawowej wiedzy. Spędziwszy niezliczoną ilość godzin na wertowaniu prastarych ksiąg w alarańskich bibliotekach, trudno zaskoczyć ją słowem, którego by nie znała.
Pismo runiczneBiegły
Nie tylko język powszechnie używany, ale także znajomość pisma runicznego była i jest potrzebna czarodziejce do kontynuacji poszukiwań sposobów na zdjęcie ciążącej na niej klątwy oraz do szukania skutecznych metod walki z TYM.
Wiedza tajemnaBiegły
Lata spędzone na bezowocnych próbach pozbycia się uciążliwej klątwy pozwoliły Gai zdobyć wiedzę tajemną.
PrzetrwanieBiegły
Gdy prześladujące cię złe moce nie pozwalają zatrzymać się w miejscu na dłuższy okres czasu, zmuszony jesteś do nieustannej podróży. A w trakcie takowej nigdy nie wiadomo, gdzie i w jakich warunkach przyjdzie ci spędzić noc lub dwie, względnie jakiś miesiąc. Umiejętność przetrwania jest w takich chwilach kluczowa.
UnikiOpanowany
Czarodziejka rzadko miewa okazję, by stawać z kimś w otwarte szranki - zwłaszcza że nie potrafi precyzyjnie posługiwać się żadną bronią - ale wie, w jaki sposób nie dać się trafić jakimś perfidnym zaklęciem.
AlchemiaOpanowany
Jedna z nauk, w której tajniki Theria postanowiła wdrożyć córkę. Obecnie Gaia nie korzysta z niej zbyt często, gdyż zazwyczaj nie ma ku temu większej potrzeby, ale wciąż pamięta wiele z tego, co przekazała jej matka.
PoliglotyzmOpanowany
Elficki, Czarna mowa
TropienieOpanowany
W przypadku Gai zdolność ta skupia się raczej na posiadaniu wiedzy na temat tego, jak się zachować, by zatrzeć ślady swej obecności i nie zostać wytropionym - oraz na stosowaniu tej w praktyce.
KulturoznawstwoOpanowany
Gaia podróżowała wzdłuż i wszerz całej Alaranii, zgłębiła zatem tajemnice wielu kultur, co znacznie ułatwia wpasowanie się w tłum, by uniknąć przyciągania niepotrzebnej uwagi.
DemonologiaOpanowany
Nie mając informacji na temat tego, czym jest TO, Gaia nieustannie poszukuje odpowiedzi na to pytanie, przy każdej nadającej się okazji badając także to, co związane jest z mrokiem i otchłanią.
AktorstwoOpanowany
Ta umiejętność bardzo przydaje się Pradawnej, gdy nie chce ujawniać swojej prawdziwej twarzy.
BestiologiaPodstawowy
Podobnie jak w przypadku demonologii, istnieje szansa, że ta dziedzina nauki może skrywać dane, które dla czarodziejki mogą okazać się przydatne.
AnatomiaPodstawowy
Czarodziejka posiada wiedzę pozwalającą na dość ogólne określenie uszkodzeń, jakie dana rana mogła wyrządzić jej lub komuś innemu.
JeździectwoPodstawowy
Umiałaby utrzymać się w siodle podczas przeciętnego galopu, ale to by było na tyle.
SzamanizmPodstawowy
Tonący brzytwy się chwyta, jak to mówią, dlatego też od niedawna czarodziejka próbuje zdobyć wiedzę w zakresie guseł - a nuż gdzieś tutaj skrywają się odpowiedzi na nurtujące ją pytania lub choćby jakieś wskazówki...?
ŚpiewPodstawowy
W zamian za naukę magii, uczeń Gai Saiyon nauczył ją swych rodowych pieśni - od tamtego momentu czarodziejka, gdy czuje się bardziej samotna niż zazwyczaj, spędza czas ćwicząc śpiew - w ten sposób niejako oddaje hołd swemu zmarłemu uczniowi.
KartografiaPodstawowy
Umiejętność posługiwania się mapą kobieta opanowała już w dość wczesnej młodości, sama jest w stanie także stworzyć prostą mapę na własny użytek.
BotanikaPodstawowy
Wie co nieco na temat niektórych roślin, ale to raczej zwykłe ciekawostki.

Cechy Specjalne

UtajenieFenomen
Aby zachować anonimowość i zapewnić ludziom bezpieczeństwo, Gaia razem z klątwą otrzymała Moc, która sprawia, że znika z pamięci innych lub zapisuje się w niej jako sen. Kiedy chce, chętnie wykorzystuje tę zdolność.
Czarne ChmuryKlątwa
Klątwa, przez którą Gaia, mimo charyzmatycznego podejścia, nie może kontaktować się z ludźmi. Za każdym, gdy nawiąże z kimś bliższy kontakt, temu komuś dzieje się krzywda – stopień krzywdy zależy od rodzaju uczucia Gai i drugiej osoby (np.: niewielkie zranienie jak złamana kończyna, w najgorszym wypadku śmierć lub klątwa).

Magia: Rozkazy

ZiemiMistrz
ChaosuAdept
PustkiUczeń
ŻyciaUczeń
OgniaNowicjusz

Przedmioty Magiczne

Buty druidaBaśniowy
Wewnątrz nich rośnie trawa o leczniczych właściwościach, jednak niemiłosiernie łaskocze noszącego [loteria].

Charakter

Lata życia w klątwie, a później w ukryciu, sprawiły że Gaia w znacznym stopniu rozwinęła zdolności aktorskie. Potrafi przywdziać prawie każdą maskę, choć nie zawsze przychodzi jej to z łatwością. Zazwyczaj, nie chcąc przyciągać innych do siebie, udaje chłodną i obojętną, choć tak naprawdę odczuwa przemożną chęć do wdawania się w interesujące dyskusje. Cechuje ją wyjątkowa erudycja; czarodziejka potrafi rozmawiać na każdy temat. Posiada dość cięty język i cieszą ją bitwy słowne - tak długo, jak długo są one żartobliwe i nie mają na celu obrażanie niczyich uczuć. Jej sarkazm, który Pradawna kreuje na oziębły, tak naprawdę jest pełen przekory, a ona sama - bardzo empatyczna. To prawdziwy wulkan emocji, mimo że nigdy (lub prawie nigdy) w najmniejszym stopniu nie daje po sobie tego poznać.
Pomimo tego, iż jej ideały upadały jeden po drugim, w głębi duszy Gaia wciąż pozostaje optymistką, wierzącą iż dzięki swej determinacji i wysiłkowi, będzie w stanie odnaleźć upragnione miejsce w świecie i przeżyć prawdziwą miłość.
Zarówno ze względu na klątwę, jak i niezbyt wysokie poczucie własnej wartości, czarodziejka nie lubi znajdować się w centrum zainteresowania. Chętnie dzieli się swoją opinią, lecz stresują ją sytuacje, gdy musi podjąć decyzję, mającą wpływ na losy kogoś innego niż ona sama. Nie lubi, gdy jej ktoś rozkazuje - przywykła do bycia szefem dla samej siebie i, cóż tu dużo mówić, duży wpływ mają tu nauki matki, która na swe podobieństwo chciała uczynić z Gai niezależną kobietę.
Różnorakie przeciwności losu zahartowały czarodziejkę i uczyniły ją bardzo zaradną. Dzięki nim, Gaia zyskała również zimną krew, dlatego niewiele jest rzeczy, które potrafią wywołać u niej lęk. Jej jedynymi obawami jest ponowne stawienie czoła TEMU oraz śmierć w samotności. Kobieta boi się, że przez jej klątwę, nikt nigdy nie zdoła się do niej zbliżyć, przez co gdy umrze, nie pozostanie w pamięci nawet jednej osoby.
Wszystkie działania czarodziejki sprowadzają się do jednego celu: sprawić, by jej życie miało sens. By choć raz mogła usłyszeć “dobrze, że jesteś”.
Ponadto Gaia ma słabość do jedzenia (zwłaszcza pieczonego mięsa), muzyki oraz pięknych krajobrazów. Dawniej fascynowały ją podróże; obecnie jednak jedyne czego pragnie, to chwila wytchnienia w ustronnej chatce gdzieś w górach.

Wygląd

Gaia niewiele różni się wyglądem od przeciętnego człowieka; nie posiada żadnych szczególnych cech, co ułatwia jej wtopienie się w tłum. Szare, połyskujące ciekawością oczy oraz gęste brązowe włosy, sięgające do połowy pleców i rumiana cera - wygląd zwyczajnej, prostej osoby. Dużą zaletą czarodziejki są jej piękne, pełne usta. Posiada też stosunkowo duży, prosty nos. Łagodne, a zarazem wyraziste rysy twarzy przywodzą na myśl poważną, majestatyczną kobietę.
Czarodziejka ubiera się skromnie. Jedyną ozdobą, jaką zwykła nosić, są klejnoty rodzinne - kolia wysadzana szmaragdami oraz nietypowe bransoletki, oplatające nadgarstki i środkowe palce. Jej codziennym strojem są długie szaty w barwach ziemi; brąz, popiel, matowe złoto, czasem zieleń.
Wzrost Gai nie jest szczególnie imponujący; Pradawna ma niecałe sześć stóp wzrostu. Figurę czarodziejki można określić jako kobiecą; nie jest idealna, ale do brzydkiej również jej daleko. Wszelkie atuty kobieta zazwyczaj ukrywa pod obszernymi szatami.
Jej sposób poruszania się zależy od sytuacji; przy ludziach ruchy Gai są ostrożne, dokładnie przemyślane, natomiast kiedy jest sama, czarodziejka pozwala sobie na większą swobodę.
Pradawna została obdarzona melodyjnym, niskim jak na kobietę głosem. Ze względu na rozważny sposób bycia, mówi spokojnie, z dbałością o dobór słów, jednakże w chwilach zapomnienia, kiedy obdarzy kogoś zaufaniem i czuje się dobrze w towarzystwie tej osoby, jej wypowiedzi stają się znacznie bardziej entuzjastyczne i szczere.

Historia

Dawno, dawno temu… Tak, mam wrażenie, jakby od dnia moich narodzin upłynęły całe tysiąclecia. W trakcie mego życia czas płynął na przemian powoli i spokojnie, to znów przyspieszał, nie dając chwili na złapanie oddechu między epizodami. Obecnie tkwię w jakiejś dziwnej stagnacji, nie mogąc zdecydować co dalej… Więc może, póki nie wzywają mnie żadne przyziemne sprawy, zacznijmy od początku.

Czas marzeń

Jeśli jest na tym świecie miejsce, które mogę nazwać swoją ojczyzną, to jest nim Arrantalis. Na wyspach spędziłam większą część tego, co nazywamy “dzieciństwem”.
Przyszłam na świat na mniejszej z dwóch wysp, jako córka pięknej, samotnej czarodziejki imieniem Theria. Matka lubiła mawiać, że z wyglądu bardzo ją przypominam - ja jednak nigdy nie potrafiłam dostrzec niczego, co by nas łączyło. Obie miałyśmy długie włosy - i na tym kończyła się lista naszych podobieństw. Podejrzewam, że tak naprawdę urodę odziedziczyłam po ojcu, lecz matka zabraniała poruszać jego kwestii; do tego stopnia, że stała się ona w pewnym sensie naszym tematem tabu.
Dorastałam, podróżując po wyspie razem ze swoją rodzicielką. Przez pierwsze lata byłyśmy ze sobą blisko; matka była mi mentorką, powierniczką i opiekunką. W miarę upływu czasu, gdy wraz z wiekiem wzrastały moje umiejętności, między nami pojawił się dystans, którego nie byłam stanie pokonać, mimo podejmowanych przeze mnie licznych prób. Matka tak bardzo skupiła się na dbaniu o moją samodzielność, że utraciłyśmy więź, jaka powinna łączyć rodzica z jego dzieckiem. Gdy miałam problem, z którym nie potrafiłam sobie poradzić, gdy czegoś się bałam, lub gdy po prostu nachodziła mnie ochota, by z kimś porozmawiać, po kilku dniach spędzonych samotnie w lesie na zbieraniu ziół - zawsze zostawałam odprawiona do kolejnego zadania z tymi samymi słowami.
“Jesteś silną, niezależną kobietą. Jedyne czego potrzebujesz to magia i praca własnych rąk.”
(Owa sentencja utkwiła mi głęboko w umyśle i, jak na ironię, po dziś dzień traktuję ją jako swoistą mantrę.)
Nigdy nie zgadzałam się z poglądami matki, ale kierowana miłością, posłusznie poddawałam się jej rozkazom.
Mimo to - a może właśnie dlatego - byłam dzieckiem bardzo towarzyskim. Szybko zawierałam znajomości w każdej napotkanej wiosce. Dni spędzałam na nauce magicznego rzemiosła, wieczorami wymykałam się w las z okolicznymi rówieśnikami, a noce obfitowały w sny i marzenia. Ale, w przeciwieństwie do mojej matki, nie marzyłam o byciu najpotężniejszą czy też najmądrzejszą czarodziejką w całej Alaranii. Moja życzenie było zdecydowanie skromniejsze. Chciałam tylko znaleźć swoje miejsce w świecie i ludzi, których będę mogła obdarzyć zaufaniem - i którzy to zaufanie odwzajemnią. Przy naszym wędrowniczym trybie życia, szanse na to, by moje marzenie się ziściło, były niewielkie, lecz nie przeszkadzało to w tworzeniu idealistycznych wizji przyszłości, w której byłabym niezależna i zdolna jak matka, a równocześnie kochana przez ludzi i moją własną córkę.
Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że życzeniom tym nigdy nie dane będzie się spełnić, a nauki matki staną się moim małym prywatnym dekalogiem, dzięki któremu mogę teraz przetrwać w świecie, w którym marzenia są jedynie odległą iluzją pozostałą z czasów, kiedy cena za popełniane błędy nie była jeszcze tak wysoka.

W poszukiwaniu siebie

Mijały lata, a ja wciąż trwałam przy matce, zdawałoby się niezmieniona. Pod jej okiem rozwijałam przydatne zdolności, takie jak kartografia, zielarstwo czy sztuka przetrwania. Poza tym, oczywiście, dążyłam do osiągnięcia perfekcji w różnych dziedzinach magii. Najbardziej upodobałam sobie magię ziemi i ten właśnie rodzaj praktykowałam z zamiłowaniem wskazującym na coś więcej niż tylko zwykłą chęć do nauki.
Dopiero kiedy weszłam w czwarte ćwierćwiecze, matka uznała, że nauczyłam się wystarczająco dużo, by samodzielnie przetrwać w tym okrutnym świecie. Któregoś dnia, w trakcie naszego pobytu na wyspie Arrante, obudziłam się w pustym pokoju, należącym do pewnego owdowiałego kupca; mogłyśmy u niego nocować w podzięce za wyleczenie jego ran, które otrzymał podczas niezbyt udanego polowania. Gdy zeszłam na dół, do jego skromnej kuchni, dowiedziałam się, że matka moja zniknęła zanim jeszcze zaczęło świtać, pozostawiając po sobie jedynie garstkę monet, które miałam zachować na czarną godzinę.
Kiedy skończyłam siedemdziesiąt pięć lat, zostałam osamotniona po raz pierwszy. Tak stałam się niezależną czarodziejką.
Przez jakiś czas - zdaje mi się, że nie więcej niż kilka miesięcy, ale wspomnienia z tego okresu są nieco zamglone - bawiłam w Arrante, trudniąc się pomaganiem mieszkańcom miasta w rozwiązywaniu problemów, którym sami nie umieli sprostać. Nie pamiętam dokładnie, co skłoniło mnie do opuszczenia Arrantalis; raczej nie doskwierała mi samotność (wśród tylu życzliwych dusz, którym zdarzyło mi się pomóc, trudno o bycie samotnym), nie miałam też problemu z konkurencją ani z brakiem zajęć. Po prostu… znudziło mnie monotonne życie na wyspie. Chciałam skosztować wrażeń innych niż te, które mogły zaoferować moje rodzinne strony. Dlatego wykorzystałam złoto, pozostawione przez matkę i, wynająwszy statek, pożegnałam kraj lat dziecinnych; nigdy już tam nie wróciłam.
Prawie pół wieku spędziłam, podróżując wzdłuż Jadeitowego Wybrzeża, zgłębiając tajniki magii i podejmując od czasu do czasu jakieś ciekawsze zadanie od napotkanych na drodze ludzi. Mimo upływu czasu, nie zapomniałam o swoim marzeniu z dzieciństwa, choć z biegiem lat stawało się ono coraz bardziej nierzeczywiste. Aż do dnia kiedy, przemierzając rozległe Równiny Theryjskie, natknęłam się na przystojnego mężczyznę imieniem Er.
Nasze spotkanie zawsze wspominał w ten sam sposób.
“Spadłaś mi z nieba, choć nie ma w tobie nic z Anioła.”
Było to niedługo po tym, jak moje zainteresowanie zwróciło się w kierunku magii chaosu, kiedy to zafascynowana niemal nieograniczonymi możliwościami, pozwalałam sobie na dość częste jej praktykowanie. Oczywiście wszystko w imię nauki. Tamtego pamiętnego dnia, postąpiłam nieroztropnie i dziecinnie jak na moje sto czterdzieści lat. Do dziś nie rozumiem, co we mnie wstąpiło, że wspięłam się na najwyższe drzewo w okolicy, gotowa poeksperymentować z zaklęciami na pierwszej karawanie kupieckiej, która przeszłaby traktem. Efekt tego był taki, że w wyniku wywołanego przeze mnie chaosu, gałąź na której siedziałam, złamała się z głuchym trzaskiem, a ja sama, niczym dorodna brązowowłosa gruszka, spadłam dwadzieścia stóp w dół… prosto na kark biednego, niczego nieświadomego mężczyzny - pozbawiając przytomności nas oboje.
Ów mężczyzna, Er, okazał się być podobnym do mnie wędrownym czarodziejem, specjalizującym się właśnie w magii chaosu. Nie wierzyłam, że nasze spotkanie było przypadkiem. Ani wtedy, ani nigdy potem.
Razem udaliśmy się do Nandan-Theru, ucząc się od siebie nawzajem. Er był wspaniałym mentorem i kompanem, a przy tym oczarował mnie swoim urokiem osobistym i troską. Nie wiem czy sprawiły to jego starania, czy była to kwestia braku ojca lub jakiejkolwiek bliskiej osoby w moim życiu, jako że matki za takową już nie uważałam - z tego czy innego powodu, Er stał się ważnym elementem mojej codzienności. Uwaga jaką mi poświęcał, czułość objawiająca się w drobnych gestach… - to wszystko sprawiło, że poczułam się doceniona. Poczułam, że przy nim jest moje miejsce; to, które usilnie starałam się znaleźć odkąd opuściłam Arrantalis. Czas, który spędziliśmy razem w pięknej krainie lasów i jezior, był najszczęśliwszym etapem w moim życiu. Miałam wrażenie, że żadne zło nie ma prawa mnie dosięgnąć. Że ta idylla będzie trwała wiecznie.
Po latach wniosek nasuwa się sam: myślałam, że dojrzałam. A w rzeczywistości wciąż byłam tym samym naiwnym dzieckiem.

Upadek ideałów

Rododendronia jest miejscem, w którym osiadłam na dłużej; spędziłam tam aż sto pięćdziesiąt lat. Chwilowo miałam dosyć wędrówek przez kontynent, więc wizja przeżycia kilku wieków w pięknym miejscu u podnóża gór Fellarionu była jedną z przyjemniejszych. Er, na ten czas mój szczęśliwy kochanek, także nie miał nic przeciwko temu. Decyzja więc zapadła.
Pierwsze dwadzieścia lat było pasmem niekończącej się sielanki. Potem w nasze życie wkradła się rutyna - normalna kolej rzeczy. Czułam, że przestałam się rozwijać; mój umysł był głodny wiedzy, zaś mój duch - nowych doświadczeń, które mogłyby pomóc mojej magii stać się odrobinę bardziej doskonałą. Aby nie popaść w apatię, podejmowałam się nawet drobnych zadań, czekając w nadziei, że któregoś dnia zdarzy się coś, co sprawi, że moje życie znów będzie ekscytujące.
Los widocznie znał moje myśli, bo postanowił spłatać mi figla na miarę stulecia.
Na początku nawet go nie zauważałam. Podążał za mną jak cień od któregoś z moich nocnych wypadów poza miasto. Kiedy w końcu go poznałam, okazał się być jeszcze dzieciątkiem. Dwudziestodziewięcioletni człowiek o miłym dla ucha imieniu Saiyon. Był niebywale sprytny i zwinny; na śledzeniu mnie przyłapałam go tylko i wyłącznie dlatego, że zbytnio zbliżył się do mnie, nie wiedząc o tym, że do pewnego stopnia rozwinęłam umiejętność wykrywania źródeł magii. Był nieco speszony, ale wyjawił mi powód, dla którego od kilku tygodni niestrudzenie podążał krok w krok za moją osobą.
Jak się dowiedziałam, był pół-człowiekiem, synem kupca i czarodziejki.Chciał, bym uczyła go posługiwania się magią.
Z początku stanowczo odmówiłam - w końcu, mając ledwie dwieście lat, sama nie byłam doświadczoną Pradawną - i odmawiałam mu przez kolejną dekadę. Ale obserwując jego upór, gdy dzień w dzień zakradał się, by mniej lub bardziej otwarcie obserwować moje sekretne treningi, w końcu przeprowadziłam z nim długą rozmowę i zapytałam, dlaczego tak bardzo pragnie uczyć się magii. Jego odpowiedź coś we mnie poruszyła.
“Chcę tylko stać się godzien, by poznać swą matkę.”
To przypomniało mi samą siebie, gdy byłam dzieckiem. Też pragnęłam choć raz spotkać się z ojcem. Przyjęłam więc Saiyona na swojego ucznia i szkoliłam go najlepiej jak potrafiłam przez blisko ćwierć wieku. Przez ten czas chłopiec - a w zasadzie już mężczyzna - stał się mi bardzo bliski. W zamian za naukę o magii, on pokazywał mi swój lud i jego kulturę, uczył mnie pięknych tradycyjnych pieśni. Gdy któregoś dnia zapytałam go, kiedy będzie czuł się na tyle dobry, że wyruszy w poszukiwaniu matki, opowiedział mi:
“Już ją znalazłem”.
To były chyba najpiękniejsze słowa, jakie usłyszałam w ciągu mojego ponad pięciuset-letniego życia.
Jednak, jak już wspomniałam, moje marzenie o ciepłym miejscu wśród drogich mi osób, nie miało się spełnić.
Przez cały ten czas, Er dawał mi do zrozumienia, że nie podoba mu się ilość czasu, który poświęcam na szkolenie Saiyona. Starałam się pogodzić obowiązki mentora z rolą kochanki; wydawało mi się bowiem, że kochałam mojego wybranka - a może po prostu kochałam sam fakt bycia kochanym…? W każdym razie zazdrość i nienawiść rosły w Erze wraz z każdym kolejnym tygodniem. Do końca jednak próbowałam udawać, że tego nie zauważam; tak bardzo pragnęłam zachować obecny stan rzeczy…
Był to chyba największy błąd, jaki popełniłam. Błąd, który mój drogi uczeń przypłacił życiem.
Znalazłam jego ciało w miejscu, gdzie spotykaliśmy się, by ćwiczyć umiejętności praktyczne. Okropne, zwęglone, ze śladami użycia magii. Er przyznał się do zabójstwa. Jego zadaniem uchronił mnie od hańby, jaką okryłabym się, zdradzając go z “bękartem”. Poczułam jak moje serce zostało złamane podwójnie. Powstrzymując łzy, oznajmiłam mężczyźnie, że zabijając mojego ucznia, zabił szansę na to, bym mogła żyć z nim w zgodzie i miłości.
Wtedy Er stracił nad sobą panowanie i wypowiedział kilka słów, które przypieczętowały mój dalszy los.
“Zatem bądź przeklęta, Gaio. Przez twą niewdzięczność, nigdy już nie zyskasz nikogo u twego boku.”
Tak właśnie rozpoczęła się moja tułaczka.

Klątwa odosobnienia

Po tragicznych wydarzeniach w Rododendronii, wyruszyłam w podróż, która trwa po dziś dzień. Nie mogłam dłużej zostać w tej wspaniałej krainie, gdzie każdy młody mężczyzna przypominał mi zmarłego Saiyona. Początkowo wędrowałam z grupą starszych ludzi, których wioska doszczętnie spłonęła przed kilku laty. Nazywali mnie swoją opiekunką, a ja czułam się przy nich tak… swojsko. Do czasu, gdy pewnej nocy zastałam obozowisko wymarłe. Dosłownie. Choć na żadnym z ciał nie znalazłam nawet najmniejszego zadrapania, nie poruszyła się żadna pierś, nie słychać było ani jednego uderzenia serca. Byłam przerażona. Korzystając z mocy, w porywie emocji sprawiłam, że ziemia pod nimi zapadła się, grzebiąc ich z całym dobytkiem.
Jeszcze kilka razy próbowałam szczęścia w innych grupach, raz znalazłam sobie maleńką chatkę w jednej z wiosek na Równinie Maurat - za każdym razem z tym samym skutkiem: wszystkim tym, którzy nawiązali ze mną jakąkolwiek bliższą relację, przydarzyło się coś złego. Im bliższa dla mnie stawała się dana osoba, tym gorszy los ją spotykał. Po czterdziestu latach miałam na sumieniu pokaźną liczbę ofiar.
Zdążyłam już zrozumieć przyczynę tych nieszczęść; klątwa nałożona na mnie przez mego byłego kochanka. Klątwa, która nie pozwala nikomu trwać u mojego boku.
Klątwa, która uczyniła mnie samotną na resztę życia.
Nie mogąc nawiązywać relacji z ludźmi ani elfami, błąkałam się po całej Alaranii, poszukując rasy odpornej na moją klątwę. Przemierzyłam Równiny Andurii, byłam w Ostatnim Bastionie, zapuściłam się nawet na skraj Doliny Umarłych… Bezskutecznie.
Znalazłam za to sposób na unikanie zacieśniania więzi z napotkanymi na drodze istotami. Odkryłam, że posiadam Moc, dzięki której mogłam sprawiać, że wspominania ludzi o mnie znikały lub były uznawane za sen. W umysłach innych nie było czarodziejki Gai. Wymazywałam swoje istnienie ze świadomości. Jeśli nikt o mnie nie pamiętał, nie mógł o mnie myśleć, a co za tym idzie, nie mogła nas połączyć żadna więź. Byłam jedynie jak mara senna, którą w niektórych kręgach straszy się dzieci.
“Jeśli będziesz niesforny, nawiedzi cię we śnie Pani Czarnych Chmur i sprowadzi na ciebie nieszczęście.”
Od czasu do czasu zdarzało mi się znaleźć kochanka, jednak gdy ów pechowiec zaczynał skarżyć się na wyjątkowo nieprzyjemne zbiegi okoliczności - musiałam usuwać się w cień.
Tak było bezpieczniej.
Ale przez to też na zawsze pozostawałam samotna. Bolesna pustka tkwiła w mojej piersi jak wielka czarna dziura, pochłaniająca wszelkie inne emocje. Choć jednej rzeczy nie udało jej się zniszczyć.
Nadziei.
Nadziei na to, że kiedyś odnajdę sposób na zdjęcie klątwy. Dlatego nie ustawałam w wysiłkach i rozpoczęłam poszukiwania, nie wiedząc nawet, za czym konkretnie się rozglądałam.
Do tej pory nie udało mi się przybliżyć do rozwiązania problemu, ale za to posiadłam szeroką wiedzę i nauczyłam się o sztuce przetrwania o wiele więcej niż zdołała przekazać mi matka. Lecz kiedy zdarzały się dni, gdy samotność doskwierała mi bardziej niż zazwyczaj, powtarzałam sobie słowa, słyszane w dzieciństwie.
Jestem silną, niezależną kobietą. Jedyne czego potrzebuję to magia i praca własnych rąk.
I z tą myślą przemierzałam kolejne krainy w nadziei, że zdołam odwrócić los.

>Bezpieczne miejsce…?

TO zdarzyło się dokładnie 148 lat temu.
Przebywałam wtedy na pustyni, planując dalszą trasę wędrówki, tak abym mogła po drodze odwiedzić najrozmaitsze biblioteki - źródła mądrości różnorakich ras. Była to noc. Wyjątkowo ciepła jak na pustynię. Leżałam na piasku, patrząc w gwiazdy w całkiem przyjemnym letargu. I wtedy TO się zaczęło.
Choć nie poruszyło się najmniejsze ziarenko piasku, powiało chłodem. Ale nie był to jeden z suchych pustynnych wiatrów; zimny, paraliżujący prąd przebiegł przez moje ciało. Nie mogłam się poruszyć. Nie byłam w stanie rozglądać się na boki. Słyszałam jedynie złowrogi szelest skrzydeł, zbyt małych, by mogły należeć do Upadłego. A potem kroki, coraz bliższe. Sięgnęłam po magię, by odstraszyć intruza za pomocą jakiejś przerażającej iluzji… lecz nic się nie wydarzyło. Nie mogłam użyć mocy. Na nic mi przyszło ponad czterysta lat praktyki; byłam całkowicie bezbronna. Nigdy w życiu się tak nie bałam. Kiedy otworzyłam usta do krzyku, nie wydobyła się z nich nawet jedna głoska. Czułam jak energia witalna powoli odpływa z mojego ciała. Pamiętam tylko jeden dźwięk, skrzekliwy, jakby krakanie. Potem przed moimi oczami rozlała się ciemność.
Gdy odzyskałam przytomność, poczułam ciepło ogniska. Pierwszym, co ujrzałam, był jego blask. A dalej, w cieniu siedział mężczyzna. Odczytawszy jego aurę, poznałam, że jest wampirem. Miał średniej długości włosy w kolorze wiśni. Bez słowa podał mi pojedyncze czarne pióro. Zapytałam, kim jest i dlaczego mnie ocalił. Pierwsze pytanie pominął milczeniem, na drugie zaś odpowiedział, iż przypominałam mu jego żonę; spiesząc mi na ratunek, sądził że uratował ją. Mimo iż jego małżonką oczywiście nie byłam, pozwolił mi towarzyszyć mu w drodze do miasta, gdzie sama zdecydowałam się odejść; nie chciałam bowiem narażać mego wybawcy na zbawcze działanie mojej klątwy. Wielokrotnie usiłowałam dowiedzieć się od czerwonowłosego wampira, w jaki sposób zdołał pokonać TO. Po wielu próbach nakłonienia go do rozmowy, udało mi się dowiedzieć, że jedyną formą obrony jest ukrycie tożsamości. Skuteczny atak nie istnieje lub do tej pory nie został odkryty. Otrzymałam także dobrą radę na dalszą drogę.
“Musisz zniknąć. Nie przebywaj zbyt długo w jednym miejscu i nie zdradzaj nikomu, dokąd zmierzasz. To jedyny sposób, by przeżyć.”
Tak właśnie uczyniłam. Podróżowałam wyłącznie za dnia, zaś nocami niespokojnie czuwałam w obawie, że TO powróci.
I powracało.
Dokładnie osiem razy. Za każdym razem, kiedy myślałam, że znalazłam bezpieczne miejsce - TO wracało. Do tej pory udawało mi się ujść z życiem, lecz w obliczu śmierci, kiedy twoją duszę przepełnia paniczny lęk, trudno tak wyciszyć umysł, by stał się niewidoczny dla innych.
Zrozumiałam, że “bezpieczne miejsce” nie istnieje. Stałam się zwierzyną łowną. Jak długo żyłam, tak długo musiałam uciekać przed TYM. Nawet nie wiem czym TO jest. Jedyną wskazówką, jaką posiadam, jest dziewięć piór o barwie mroku w najgłębszych czeluściach krainy umarłych. Kruczych piór.
Obecnie od roku ukrywam się w Ostatnim Bastionie. Miejscu trudno dostępnym i odosobnionym. Wiem, że wkrótce TO ponownie mnie odnajdzie. Nie wiem, co powinnam uczynić. Jestem już zmęczona nieustannym uciekaniem. Jaki sens ma życie, kiedy nie czerpiesz z niego żadnych korzyści i niczego po sobie nie zostawiasz…?
Zapewne jednak niebawem znów wyruszę w dalszą drogę. Nie mogę się poddać z kilku powodów.
Jeśli umrę, TO może zacząć prześladować innych.
Jeśli umrę, nie pozostawię po sobie nawet najmniejszego wspomnienia.
Jeśli umrę… nie uda mi się odnaleźć sposobu na zdjęcie klątwy, a moje marzenie nie będzie miało szans się spełnić.
Dlatego właśnie nie wolno mi umrzeć. Jest jeszcze wiele rzeczy, których pragnę doświadczyć.
Nawet jeśli przyjdzie mi spędzić kolejne pięćset lat na nieustannej tułaczce.
  • Najnowsze posty napisane przez: Gaia
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Taniec ze śmiercią
             … Tak, właśnie dlatego Gaia nie cierpiała arystokratycznych skupisk. Może i była osobą, której należał się szacunek ze względu na jej wiek i umiejętności, ale w głębi serca była przede wszystkim prostą…
    44 Odpowiedzi
    17268 Odsłony
    Ostatni post 7 miesiące temu Wyświetl najnowszy post
  • Taniec ze śmiercią
             Oczywiście, że się tego spodziewała.          Nie było możliwości, by jaśniezołza Vonderheide powstrzymała się od jakiegoś wrednego komentarza, nawet mimo tego, iż czarodziejka właśnie uratowała jej ar…
    44 Odpowiedzi
    17268 Odsłony
    Ostatni post 1 rok temu Wyświetl najnowszy post
  • Taniec ze śmiercią
             Czemu, och czemu Gaia nie mogła polubić Loneyethe? Chociaż tak troszkę. Dosłownie odrobinkę. W sam raz, żeby klątwa aktywowała się na tyle, by wampirzyca nagle upadła i sobie to piękne oblicze pokieres…
    44 Odpowiedzi
    17268 Odsłony
    Ostatni post 1 rok temu Wyświetl najnowszy post