Historia Shantti jest wbrew pozorom bardzo bogata w doświadczenia. Sama niewiele mówi o swoich początkach, co nadaje jej tajemniczości. Z pewnością elfka urodziła się na pustyniach poza Środkową Alaranią. Gdzie się znajduje pustynia i jak wielki skrawek na łusce Prasmoka obejmuje rodzinny teren, wie tylko Shantti, aczkolwiek tej informacji również nie zdradza. Nie widzi takiej potrzeby, ponieważ obecnie znajduje się w zupełnie innym miejscu niż początkowo. Swój dom widzi w gwiazdach, które wskazują jej drogę, ale tylko tyle można z niej wycisnąć. Kocha tę nienaganną prywatność w swoim sercu, to nienaruszalne miejsce. Tak więc i sam początek opisu nie będzie zbytnio wielki…
Żyła w niewielkim plemieniu, który przemierzał dalekie drogi pustyni nigdy nie opuszczając łysych terenów. Jedynie wojownicy, by zaspokoić swą ciekawość, korzystali z okazji zwiedzenia tundry czy też przy wielkim szczęściu lasów, gdy plemię na kilka dni zasiedliło się gdzieś niedaleko granic pustyni. I tak też żyli, wędrując i co jakiś czas rozkładając tipi czy też inne, podobne, kolorowe namioty. Lud więc ten, choć niewielki bo składał się zaledwie z kilku, czy też kilkudziesięciu jednostek, został namaszczony nazwą Piaszczy Szlak.
Piaszczysty Szlak głównie składał się z mężczyzn, ale także znalazło się miejsce dla młodej Shantti, która urodziła się w trakcie wyżu plemiennego. Pustynne elfy z tego kręgu można uznać za prawdziwych dzikusów! Aczkolwiek niezwykle wesołych, rozśpiewanych i roztańczonych. Był to lud bardzo oddany ziemi, słońcu i naturze, chociaż trafiały się długie dni bez wody. Największy odcisk w życiu Shantti pozostawił jednak ich szaman, który nie odbiegał za bardzo od norm podstawowych wyobrażeń. Stary, wychudzony i szalony. Na jego głowie znajdowała się masa piór i rzadko kiedy ochraniał się toną materiału przed ognistą kulą, dlatego jego skóra była wyjątkowo ciemna, bo wiecznie opalona i zniszczona od nadmiaru promieni słonecznych. Część jego słów nie była komentowana, gdyż często miewał różne przebłyski, albo też myślał na głos i lubił gadać do siebie, ale wbrew pozorom zdobył szacunek plemienia. Dlatego też wszelkie swoje troski zdradzało się właśnie jemu. Pustynnemu Duchowi.
Szczególnie Shantti nawiązała z nim niezwykłą więź…
Szaman często kładł się na ziemi za dnia, czy też nocą i obserwował niebo lub też płachtę materiału nad jego głową oraz wędrujące cienie. Elfka zaś nie rzadziej przychodziła kłaść się koło niego, a wszystko to stało się za młodu, gdy jako dziewczynka nie rozumiała po co to robi.
***
Mała elfka przychodziła co jakiś czas i kładła się na ziemi. Po twarzy smagały ją pióra, drażniąc mały nosek, którego boczne płatki co chwila unosiły się i opadały. Staruch nic nie mówił tylko gapił się w słońce. Wielokrotnie obrażona wstawała, otrzepywała się z piasku, burknęła coś obrażona. Ziemia parzyła jej delikatną skórę, a słońce oślepiało dziewczynkę do skrajności. Nie rozumiała dlaczego ten głupi wariat wciąż kładzie się na ziemi gapiąc się przy tym bezustannie w niebo. Zresztą, uznała go za bardzo zdolnego, bo ona nie mogła tak długo wpatrywać się w rozjaśnione niebo. To jednak spowodowało, że mała elfka jeszcze bardziej chciała zrozumieć dlaczego to robi!
Pewnego razu przyszła więc pod wieczór, gdy gwiazdy powolutku zgłaszały swą obecność a księżyc rozjaśniał niebo bez nadmiernego oślepiania obserwatora. Bo skoro słońce tak razi, a on i tak się kładzie, to trzeba było przyjść po prostu w odpowiednim czasie!
Elfka położyła się na powoli schładzanym przez mróz piachu. Długo miała zamknięte oczy, jakby bała się spojrzeć w niebo. Nie chciała być oślepiona i znowu wrócić do namiotu bez dodatkowej wiedzy. Była bardzo spięta, zacisnęła bardzo mocno powieki, aż cała drżała na ciele z nerwów. Nie czuła piór, tylko delikatny wiatr i piach, który opływał jej małe ciałko. W końcu wypuściła powietrze, a wraz z nim otworzyła oczy. Oczarował ją widok, oczarowało ją to uczucie.
-Wooooooow…-szepnęła z zachwytem próbując objąć wzrokiem całe niebo. Staruszek nic nie odpowiedział, chociaż jego kąciki ust delikatnie uniosły się ku górze. Usłyszała brzęczenie jego kolczyków. Słyszała ciszę, później trzask płomieni, ściszone głosy, a po chwili także usłyszała ziemię. Jak tętni życiem oraz czuła niebo, którego życie tętniło w migoczących gwiazdach. Gdy przeszło to pierwsze, przecudowne wrażenie szaman rzekł:
-Czasem potrzeba czasu by zrozumieć.
***
Shantti była już dorosła. Przez lata tańczyła, bawiła się, brzęczała instrumentami, jak i błyskotkami. Nie bała się słońca ani nocy. Plemię uwielbiało malować swoje ciała, zdobić swoje namioty. Wówczas Shantti nauczyła się tkać. Ile lat minęło nim sama utkała sobie płachtę na swoje tipi! Bo taką też mieli tradycję. Należało samemu zdobyć materiały by zasłużyć sobie na własny zakątek prywatności. Później było się odpowiedzialnym za swój niewielki dobytek, nosić go i taszczyć kilometrami, dlatego kobiety w głównej mierze dołączały się do mężczyzn by to raczej oni mieli ten obowiązek na swoich barkach. Tancerce jednak to nie przeszkadzało, bowiem była bardzo dumna ze swej pracy, a Piaszczysty Szlak mógł jej tylko pozazdrościć! Stąd też nauczyła się jako tako polować, tropić czy też nawet wystrugać sobie broń, chociaż nim tego dokonała to dorobiła się na swoim koncie wielu żartów. Ona sama śmiała się do rozpuku widząc swoje pierwsze dzieła oraz patyczkowatość włóczni, które nie były skuteczne w walce, gdyż szybko się łamały. Z drugiej strony to właśnie sprawiło, że Shantti posiada w sobie wiele samozaparcia. Woli zrobić coś sama niż komuś coś oddać w ręce do zrobienia. Plecenie bransoletek ze sznurków, nabijanie koralików a nawet zdobywanie ozdóbek bardzo ją wkręciło, ale nie mniej niż …sam taniec!
Bo to właśnie kochała robić! Tańczyła dniami i nocami. Była dzika, szalona w swych ruchach. Potrafiła zakręcić się wokół włóczni lub wskoczyć wymalowana między swoich i się powyginać. Często więc porywała ludzi do aktywności, zabaw, dzięki czemu jej życie wypełnione było słońcem.
Tylko coś nie mogła dorobić się własnego mienia w plemieniu…
***
Był środek nocy a ponad dwudziestoletnia elfka nie spała. Nie miała koszmarów, nawet nie próbowała spać. Leżała w swym tipi obserwując po raz setny wzory, które utworzyła. Trójkąty, koła, zakreślenia… Gdy Piaszczysty Szlak ugasił ognisko, pogrążył się w głębokim śnie, ona wyszła. Odeszła niewielki kawałek od obozowiska. Zamknęła oczy, rozłożyła ręce. Czuła jak delikatny wiatr unosi łagodnie końce włosów, jak porusza i szeleści materiałami namiotów, jak ozdoby brzęczą, jak ziemia oddycha, jak piach natchnął jej ciało energią. Zaczęła tańczyć śledząc blask księżyca, dotykając dłonią gwiazd. Wybijała się, kłaniała nocy, zamaszyście przesunęła stopę a piach wzniósł się za jej śladem. Ręce zwróciły ku niebu, objęły po chwili cały świat w gładkim obrocie, dłonie dotknęły się z ziemią tworząc zamknięty krąg.
Stary szaleniec wyjrzał za swej rudery materiałowej. Od razu dojrzał elfkę, bowiem wokół niej ujawniły się niebieskie płomienie. Wznieciły się i gasiły nawzajem, innym razem niczym pył rozprysły w piruecie, płynęły wzdłuż odchylenia ciała. Tańczyła, dała się ponieść szaleństwu, wariowała, trzęsła, płynęła po czym stanęła by na nowo rozpocząć burzę. Aż wreszcie usłyszała wesoły śmiech szamana, który tańczył, a raczej podskakiwał wokół własnej osi. Gdyby miał kwiaty w koszyku z pewnością rozrzucałby je na boki.
Wystraszona elfka zatoczyła się, ale złapała równowagę. Było jej odrobinę głupio, że staruch przyłapał ją w takiej sytuacji, chociaż przecież nie wstydziła się aż tak (w tamtym momencie) swego tańca. Płomienie zgasły, a wszyscy poczęli spoglądać zirytowani pobudką w środku nocy. Przecierali oczy, część prychnęła, że staruszkowi znowu odwala. A on wciąż śmiał się i darł, aż w końcu stanął ze swym badylem, który gdzieś porwał w między czasie. Zaszeleścił liśćmi, wstrząsnął ozdobami na swym kiju i rzekł:
-Oblubienica Gwiazd.
W ten sposób tancerka zyskała swe mienie. Najpóźniej z plemienia.
***
Od tamtej pory historia Shantti toczyła się dosyć szybko. Przez kolejne lata zagłębiała się w tajniki szamanizmu. Szalony staruszek wzbudził w niej Pustynnego Ducha, którego dojrzał tamtej pamiętnej nocy. Ile to musiała się biedna namęczyć nim wytańczyła deszcz, chociaż zdarzało się jej wezwać pioruny bądź inne, mniej korzystne warunki pogodowe. Piaszczysty Szlak nieco na tym ucierpiał. Wielokrotnie widziała nic nie komentujące miny, które tylko czekały aż wreszcie opanuje praktyczną wiedzę szalonego staruszka. Także w tym czasie zyskała mowę węży, może raz czy dwa razy ujawniły się elfce Pari, ale widziała, że jeszcze długa droga przed nią. Staruszek był perfekcyjny w swej robocie. Zawsze wiedział co robi, posiadał niesamowitą pewność siebie, ale z czasem i Oblubienica Gwiazd zyskiwała jej coraz więcej.
Wszystko toczyło się tak jak zawsze, aż do momentu gdy plemię zapadło na tajemniczą chorobę…
Zaczęło się oczywiście od jednej, czy też dwóch osób. Zaraza jednak powoli obejmowała każdego po kolei, aż wreszcie sięgnęła nawet szamana. Jedynie Shantti nie została zarażona. W ostateczności w końcu sama musiała zdobywać pożywienie, wodę, zajmować się całym plemieniem. Był to niezwykle trudny dla niej okres, w którym wylała wiele łez.
Kilka osób porwał już duch czasu, a ona teraz wyciskała szmatkę w namiocie starucha nic się nie odzywając, chociaż czuła, że mentor chce coś powiedzieć.
-Jesteś skazana na gwiazdy i niebiosa. –zaczął wolno, ale elfka nic nie odpowiedziała. Jedynie zadrżała i skrywała się za własnymi plecami, obrócona tyłem do elfa. – Wszyscy myśleli, że jesteś córką słońca, że jesteś promieniem, który rozświetla każde serce. Ale…hehe… Ale ja wiedziałem, że tak nie jest. – pochwalił się kasłając. – Ja zawsze wiem lepiej!
Oblubienica Gwiazd jedynie zmarszczyła brwi. Jak zawsze zadufany w sobie, nawet w trakcie zagrożenia życia. Odwróciła się do niego. Teraz była odważniejsza, bo nie mówił nic znaczącego dla niej, co odmieniłoby jej życie. Jego czas więc nie nadszedł, dlatego mogła stawić temu wszystkiemu czoła. Wciąż jednak milczała opatrując ranę na przedramieniu.
- Jesteś Panią Nocy. – ponowił w końcu monolog. – Zrozumiałaś ziemię dzięki gwiazdom. Czekałem… Oj ile ja się naczekałem żebyś w końcu miała swe własne mienie. Myślałem, że nie dożyję starości. – Shantti delikatnie się uśmiechnęła, a nawet próbowała powstrzymać od śmiechu. Pomachała tylko głową nie dowierzając, że szaman ma jeszcze siłę tak sobie żartować. – Ja wiedziałem, że to gwiazdy wskażą Ci drogę…
***
Powoli umierali. Jeden po drugim. Aż w końcu zmarł także on, pustynny duch. Shantti starała się z całych sił podtrzymać go przy życiu, bo został ostatnim, bo był mądrym człowiekiem, bo był jedynym. Obejmowała jego głowę i ciało na pustynnej ziemi, gdyż zażyczył sobie połączenia właśnie z nią. Elfka płakała, kazała nie odchodzić, nie opuszczać, a on objął jej twarz i szepnął do ucha:
-Shantti, de lavup. Ma duech tavi intre-we. – spojrzał na niebo i wzniósł dłoń- Gave miya We dared.
Elfka kompletnie nic nie zrozumiała. Spojrzała na szamana jak na idiotę, ale jego duch wypłynął wraz z tymi słowami. Buchnęła gromkim płaczem i jeszcze długo obejmowała ciało szamana…
***
Kolejne trzydzieści lat leżała wśród namiotów swego plemienia i obserwowała gwiazdy. Nie robiła nic więcej. Sama żyła wśród stojącego obozowiska, nie dając go tknąć żadnemu dzikiemu zwierzęciu, co swoją drogą raczej rzadko się zdarzało. Wówczas pojęła zależności w gwiazdach, ich układy oraz specyfikę. Zauważyła również, że piach przesypuje się między jej dłońmi, a każdy dzień i każda noc jest właśnie jak on. Przemijający. Wciąż trwał, lecz spływał i tracił się w rękach elfki, zupełnie jak jej życie. Wtedy wiele zrozumiała. To o czym mówił szaman o czasie, o jego przemijaniu o tym, że przybył z innych krain i że czas ma wielkie znaczenie. Wszystko powoli zaczęło się kleić i lepić. To właśnie on nauczył ją czasologii, którą kreowała przez kolejne lata.
Oblubienica Gwiazd leżała na brzuchu podpierając głowę na skrzyżowanych przedramionach. Ta noc i ten dzień miał należeć do kolejnych zmarnowanych, jednak jej oczom ujawniły się one. Niebieskie płomyki. Zaskoczona uniosła wzrok. Płomyk uparcie palił się tuż przed nią i nie miał zamiaru zniknąć. Elfka niepewnie wstała, jakby właśnie spotkała obcego nie z tej krainy. Odsunęła bezpiecznie, chciała wycofać, ale wówczas ujawniło się więcej Pari. Tancerka wyprostowała się, rozluźniła, nie czuła niebezpieczeństwa. Piach w jej dłoniach uleciał, a ona spoglądała jak mija na jej oczach. Ponownie zwróciła oczy w kierunku małych duszyczek. Ujęła w dłonie włócznie, odpowiednio się ubrała, jak wojownik.
Po trzydziestu latach ruszyła dalej. Pozostawiła obóz, pozostawiła ciała, pozostawiła za sobą Piaszczysty Szlak. Ruszyła by odnaleźć rozerwaną ziemię, gdzie czarodzieje pragnęli zawładnąć czasem, jednak jedyne co po nich pozostało to piach. To był jej cel, to była jej podróż.
***
W ten sposób Shantti zaczęła przemierzać różnorodne krainy. Można by tutaj rozpisać kolejną księgę zdarzeń, które choć miały na dziewczynę duży wpływ to w żadnym z tych miejsc nie zasiedliła się na stałe. Były jedynie podrozdziałami w życiu tancerki wciąż dążącej do Środkowej Alaranii.
I po kolejnych wielu latach dostała się właśnie tu. Do Thenderion.
Trafiła do miasta zbudowanego z kamienia, niezwykle mosiężnego, dzięki czemu zyskiwał miano ogromnego w oczach tancerki. Zachwyciła się przepięknymi rubinami, poznała czym jest wytapianie żelaza. Była zachwycona nowym, choć bardzo przytłaczającym miejscem. Nie przywykła do takich tłumów, ale to właśnie tutaj zyskała największą pewność siebie. Jej taniec oraz egzotyczność działała w zupełnie inny sposób niż na innych. Jakby magia sprowadziła ją zupełnie do innego miejsca, jakby przeszła przez magiczne drzwi i już nie mogła wrócić. Oczywiście charakter Shantti nie pozwolił na to by nie zapoznać się z wieloma ludźmi, krasnoludami czy gnomami. Bawiła się tutaj przepysznie, poznała kilka ciemnych stron miasta, ale to nie było dla niej przeszkodą. Mimo, że wpadła w niejedne tarapaty! Ale to właśnie tutaj los elfki kompletnie się odmienił i sprawił, że życie tancerki naprawdę wypełniło się grozą…
***
Przechodząc po raz setny przez te same ulice, w których wciąż się gubiła, w jednej z wnęk zauważyła człowieka. Skulony obejmował dłońmi swoją głowę i drżał. Elfka czuła jego ból i cierpienie, strach oraz kompletny wir negatywnych uczuć. Zbliżyła się o krok, wyciągnęła delikatnie rękę, gdy nagle usłyszała:
-Larey, przyjdź! Coś Ci pokażę!
Pustynna elfka spojrzała w bok. Uśmiechnęła się i pobiegła, bowiem takie nowe imię akurat sobie wybrała. Brzmiało bardziej rozsądnie, jak i klimatycznie niż jej prawdziwe i te które nadał jej szaman.
Jednak człowiek ten wciąż pojawiał się na drodze tancerki. Widywała go codziennie, aż wreszcie odcięła się od wszystkich. Nie planowała żadnych spotkań, żadnych tańców, jedynie rozmowę z nieznajomym. Stanęła w uliczce, zbliżyła się do niego, przykucnęła. Widząc jak mężczyzna kieruje na nią wzrok od razu się uśmiechnęła, ale jego głowa wolno opadała w dół przez co i kąciki ust Shantti poszły tym samym śladem. Zadawała mu kilka pytań: kim jest, skąd jego smutek, ale nie odpowiadał pogrążony we własnej tragedii. Kilka dobrych dni przychodziła go zagadywać pytając o wszystko co się tylko da, jaki lubi kolor, czemu jest tu sam, czy chciałby coś zjeść, a on całymi dniami nic nie odpowiadał. Aż w końcu dziewczyna poczęła drążyć temat rodziny ów nieznajomego.
-…hm… A dzieci? Miałeś dzieci? Jakie są? Pewnie mają pocieszne twarze i promienne uśmiechy. Latają rozrabiając gdzieś dookoła… Chyba, że już dorosły… Ale kiedyś…kiedyś na pewno miały pyzate buzie!
-Dzieci… Moje małe dzieci… -odezwał się gość, a Shantti nie wierzyła, że cokolwiek słyszy z jego strony.
-T…tak… -odpowiedziała niepewnie – Miałeś dzieci! Znaczy… masz…
-Miałem… Moje małe dzieci… -załkał chowając twarz w przedramionach.
-Och…-westchnęła przejęta elfka. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Wyobrażała sobie tragedię jaką musiał przeżyć ów biedaczyna. Utrata najcenniejszego w życiu…żony, dzieci. To nie mogło się równać z żadną inną tragedią. Największe skarby ludności, bezwzględna miłość i wierność, bo przecież tak małe istotki nie rozumiały jeszcze wszystkiego. Nie rozumiały nawet do końca czym jest zło, ale te dzieci nie cierpiały z powodu ciągłej krzywdy, braku miłości. One za szybko odeszły z tego świata. Nie mogły zaznać szczęścia, nie mogły nauczyć się życia. Teraz były gdzieś zupełnie indziej ograniczając się jedynie do duchowego istnienia.
Shantti ze smutkiem i rozpaczą spojrzała na nieznajomego. Szukała słów, które mogłaby wypowiedzieć, ale czy w takim momencie cokolwiek wydaje się odpowiednie? Przyglądając się tragedii i ciężarowi jaki nosił mężczyzna dojrzała coś jeszcze. W rozszarpanych włosach kryły się malutkie rogi, a spod warstwy płaszczy wyjrzał trójkątny ogon. Cierpiący uniósł twarz. Była obrzydliwa, stara, wymarszczona i pociągnięta w dół. Oczodoły obwisłe odsłaniały delikatnie wewnętrzną część oka. Elfka nabrała wdechu, oczekując dalszych słów w napięciu.
-Zarżnąłem jedno z nich z głodu.
Grobowa cisza zapadła między dwojgiem. Do tancerki nie docierał sens słów.
-Miałem dzieci i byłem chciwy… Chciałem żyć jak król, przeto obiecałem żonie, że będziemy. Ale mieliśmy mnóstwo dzieci, a one potrzebowały jedzenia… Wciąż ledwie donosiłem chleb. Nie miałem sił pracować bo jedno, w tedy jak to nazywałem, „bachorów” musiało żreć za mnie. Byłem strasznym ojcem. Biłem, krzyczałem, katowałem do krwi… Nie ma na to usprawiedliwienia. Nie ma usprawiedliwienia dla mnie za to, że ściąłem jeden łeb by mieć ciągle jedną porcję więcej… Żonę okłamywałem, że dziecię zaginęło. Ale prawda ma taki zwyczaj, że lubi wyleźć na światło dzienne… I tak też było. Nie wytrzymywała ze mną wcześniej, a to co zrobiłem sprawiło, że odeszła… Wszystkie dzieci wzięła ze sobą. Długo nie wiedziałem co się z nimi stało, czy umarli z głodu, czy ich ciała leżą w grobie…W tedy mnie to nie obchodziło… Teraz zaś moje myśli tkwią tylko w tym jednym wspomnieniu… Dlaczego ludzie sprowadzają na siebie tak okrutny los? Dlaczego wciąż zaślepiają się własnym egoizmem? Byłem i jestem słabą istotą… Takie życie mi się należy, a nawet gorsze, bo moje własne dzieci żyły z potworem… Nie zasłużyłem na nie, na skarb jakim były dzieci…
Elfka siedziała zamurowana informacjami jakie usłyszała. Obróciła się i oparła plecami o zimny budynek, który miał ją rozbudzić. Nie spodziewała się takich wyznań, nie spodziewała się takiego potwora tuż obok siebie.
-Żyliśmy w tak skrajnej nędzy… Ale nawet nędza nie może mnie wytłumaczyć, nie może mnie odkupić… Nic nie odkupi takich grzechów. Przed śmiercią, gdy ich los powoli nie przestawał mi być obojętny, dowiedziałem się, że wszyscy trafili na dworek. Ona, moja miła, teraz była żoną dobrego mężczyzny, który zapewnił jej wszystko. Jej, jak i dzieciom… Wpadłem w szał, upiłem się i ktoś kto chciał mnie okraść odebrał mi życie. A nie miałem złamanego miedziaka przy sobie… Żyłem w nędzy, umarłem jak nędzarz, ale… byłem spokojny, że oni są bezpieczni. A teraz odbywam moją karę…
Shantti nie wiedziała kim jest mężczyzna, ale czuła wewnątrz serca, że chciałby zrobić coś… coś dobrego. Nie dlatego by się odkupić, ale dlatego że chciał. Wzięła go więc ze sobą. Do swojej rozwalonej kamieniczki, gdzie chwilowo mieszkała pod dziurawym dachem. Obmyła, obcięła, zakryła rogi i ogon szatami, tak by widać było jedynie jego twarz a raczej oczy, które również przysłoniła czarną siatką. Wędrowała z nim kilka dni po mieście, tak by oswoił się chociażby z niewielką okolicą. Wraz z Shantti był w stanie pomóc biednym dzieciakom, które ukradły jabłka ze stoiska. Aż pewnego dnia, gdy dostał wielki kosz żywności z wdzięczności za pomoc jednej z babuń kowala postanowił sam zanieść żywność kradnącym dzieciakom. Sobie niczego nie zostawił, jedynie Shantti wskazała mu drogę do młodzieniaszków. W tedy jego dusza została odkupiona. Potępieniec stał się wolny, a jego dusza zyskała spokój…
W późniejszym czasie elfka na swej drodze napotkała jeszcze dwóch potępieńców, ale sama nie wiedziała kim są te istoty. Najwidoczniej ta część świata była wypełniona takimi przypadkami, choć nie każdy zasługiwał na odkupienie. Zrozumiała, że sami muszą dojść do pewnych wniosków by móc się wyzwolić, ale czasem potrzebowali bodźca zewnętrznego jak np. umycie, obcięcie…
Nie sądziła jednakże, że ta sprawa może obróci się przeciwko niej. Bowiem wieść się rozniosła o pewnym elfie bądź elfce… O Łowcy Potępieńców, który wchodzi w drogę piekielnym. Ani diabły ani pokusy, ani żaden inny mieszkaniec piekła z wyższych półek nie lubi, gdy odbiera się im zniewolone zabawki…
Shantti raz na swej drodze spotkała piekielnego, który wprowadził niezłą rozróbę w Thenderion. Rozwalał budynki, zniewalał, był naprawdę silny. Nawet odkrył kim jest ów przysłowiowy Łowca Potępieńców… Chociaż Shantti wcale nie prosiła się o taki przydomek! Pragnęła jedynie pomóc, a niestety tkwiła przed obliczem rozwścieczonego diabła, który w głowie już szykował wiele pięknych tortur dla swej ofiary. Szczęście w nieszczęściu, że krasnoludy tak bitewne i tak wierne swym bliższym znajomym, że rzuciły się do walki w obronie tancerki. Kazali uciekać Shantti, a sami zatłukli diabła. Wówczas elfka skryła się w tunelach Gór Dasso, a tam… a tam ruszyła dalej w świat z obawą w sercu. Teraz wiedziała, że musi być o wiele ostrożniejsza, że teraz skazała się na poszukiwania ze strony przerażających istot.
***
<i> Dzieje Alarańskie </i>
Shantti wyruszyła za plotkami o królestwie zamieszkałym przez każdą możliwą rasę. Słyszane pogłoski wzbudziły w niej przekonanie o świecie idealnym, bez rasizmu, lecz obraz ten zamazał się wieloma wątpliwościami, gdy tylko przekroczyła mur Ostatniego Bastionu. Niemniej jednak, uparta elfka zatrzymała się na dłużej. Zliczyć można, iż zatrzymała się na czas około ponad miesiąca, w przypadku wędrowca jest to dosyć długo. Szybko dołączyła jako tancerka do jednej z karczm, gdzie występowały także inne dziewczęta. Te występy dawały jej satysfakcje więc niezbyt spieszyła się ze zmianą środowiska. Nie czuła się całkowicie bezpiecznie w królestwie, ale zapewne dłużej by w nim zasiedziała, gdyby nie pewne spotkanie z aniołem…
Tego dnia poznała także Phelana, elfiego wojownika, który spędził z dwojgiem niewiele czasu. Pomógł on jednakże znacząco w poszukiwaniach Dżariego. Shantti po raz pierwszy na swej drodze napotkała istotę ze skrzydłami, w dodatku o niebywale klarownej duszy. Po drodze natrafili na diabła, a w potyczce z nim dołączyła jeszcze trzecia postać. Tallas – jeden z najlepszych przyjaciół Lakiego. Artystka z przyjemnością zaprosiła dwójkę niebian do swoich tymczasowych, czterech kątów. Tam zaś umocniły się więzy między Shantti a Dżarim. Najwspanialszy w tym wszystkim był lot nad miastem. Widok zapierał dech w piersiach, a pierwszy lęk zdusiło poczucie wolności oraz zbliżenie do gwiazd. Dla pustynnego lądowca był to zawsze krok bliżej nieba niż kiedykolwiek!
Elfka była przez pierwsze chwile nie do zniesienia przez gadulstwo i nieokiełznany zachwyt niespotykanym przeżyciem. Spokój tej nocy miał jednak odebrać gwiazdozbiór królika, który zsyła zdarzenie…
Cała trójka pokierowała się w wyznaczony przez Phelana budynek. W nim spotkali paskudnego z charakteru mnicha, który szantażem zmusił bohaterów do zejścia do podziemi. W tym momencie z oczu zniknął Tallas czym wywołał niepokój Shantti. Elfka na głowie miała jednak większy problem w postaci szantażysty o imieniu Nehiel. Ku wielkiemu zaskoczeniu, on również okazał się aniołem, a relacje z nim do teraz pozostają mocno niedopracowane. Zarówno Shantti, jak i Laki byli zdani na wiedzę, jaką posiadał Nehiel na temat drugiego przyjaciela skrzydlatego, który zaginął o zbieżnym imieniu – Dżariel.
Po wielu godzinach błądzenia po labiryncie w podziemiach, mnich doprowadził dwójkę do celu. W pomieszczeniu czekał zaginiony Dżariel. Lęk przed tym spotkaniem rozbiło prawdziwe przywitanie się przyjaciół. Aniołowie padli w swoje ramiona, ale po Avrze, jak na dłoni, widać było wycieńczenie. Prawda okazała się o wiele bardziej bolesna niż domniemany upadek Dżariela. Przyjaciel Lakiego opuścił Plany Niebiańskie nie będąc w stanie wykonać przydzielonego mu zadania. Przy zachowaniu największej dyskrecji miał on znaleźć zdrajcę, którego ruchy wysłały wielu młodych wojowników na śmierć. Dżariel - ku własnemu zdziwieniu i rozpaczy - odkrył, że to Tallas wszystkim kierował. Skonfrontował z nim swoje podejrzenia, Tiirun jednak niczemu nie zaprzeczył, a wręcz wykpił maga i ostrzegł go, że jeśli ujawni prawdę, głową odpowie za to najpierw Dżari, a dopiero potem mag we własnej osobie. To pchnęło Avrę do ucieczki bez informowania nikogo o swoich planach.
Nie trzeba było długo czekać na ostateczną potyczkę. Tallas, krótko po wyjaśnieniach pojawił się w zasięgu wzroku trójki bohaterów wraz ze swoimi pomagierami. Niehiel próbował rozdzielić grupę Tallasa z grupą Dżariego, lecz powstała bariera doprowadziła do całkowicie odmiennego podziału. Tiirun i Laki byli po jednej stronie, zaś Shantti i Avra po drugiej. Toczące się walki były zacięte, lecz nie sama potyczka była pierwszą z tragedii tego wieczoru. Shantti po raz pierwszy przebiła serce żywej istoty jaką był człowiek.
Przerażona tancerka nie mogła uwierzyć w to co uczyniła. Przeżyła głęboki kryzys w decydującej walce i trudno było jej ustać na nogach. W rosnącej rozpaczy, elfce pomógł Avra. Objął dłonie dziewczyny i zapewniał o słuszności w tej absurdalnej sytuacji, w której to Tallas okazał się zdrajcą. Shantti jeszcze przez kilka chwil walczyła sama ze sobą.
Narastające przeciwności nie mogły jednakże sprowadzić ją na drogę zemsty, chociaż bardzo tego chciała. Ważył się właśnie los życia Dżariego, tuż za prześwitującą, magiczną ścianą. Shantti wraz z Avrą zdołali pokonać własnych przeciwników, ale Laki tkwił w niebezpieczeństwie. Schwycony w siatkę przez posłusznego diablika, szarpał się by zyskać wolność. Nad głową anioła zabłysło ostrze i tylko sekundy sprawiły, że cios ostatecznie przebił nie to serce. Gdy tylko bariera opadła, Avra rzucił się by pomóc przyjacielowi i to właśnie go zabił Tallas. Tej nocy przeważył się także los samego Tirruna, który chwilę później zginął z rąk Lakiego. Dżari żegnał oboje, jak prawdziwych przyjaciół. Na prośbę konającego Dżariela, mężczyzna zaśpiewał mu pieśń. Jeszcze kilka dłuższych chwil spędzili w podziemiach. Shantti próbowała pomóc przyjacielowi pozbierać myśli. Widziała jego ból i cierpienie, rozumiała to. Nie była w stanie całkowicie oczyścić jego negatywnych myśli, ale na szczęście Laki nie załamał się całkowicie. Tancerka musiała nacieszyć się faktem, że nie zechciał zostać w labiryncie na kilka wieków lub nawet do końca swoich dni. Razem podźwignęli się na równe nogi. Zebrali ze sobą również rannego Nehiela, a następnie udali się do wyjścia.
Tam też, poprzez przebite ściany, przywitało ich słońce. Tym razem drażniło ono nos i oczy pustynnej elfki. Z wielkim wysiłkiem udali się do świątyni, jakiej służyli aniołowie. Shantti pierwszy raz miała okazję ujrzeć tak odmienną kulturę od samego środka. Samo przywitanie niebian wywoływało w niej dezorientację, gdyż nie rozumiała tej hierarchii jaka panuje pośród wiernych Pan Planów Niebiańskich. Kleryk oraz młodzian okazali się jednakże bardzo dobrymi ludźmi o złotych sercach. Tancerka do teraz uśmiecha się ciepło na wspomnienie o nich, ale przyszedł ten czas na kolejne smutki. Pożegnanie.
Było to bardzo trudne dla Shantti, ale rozumiała potrzeby Dżariego. Musiał uwolnić się od nękających go dramatów. Potrzeba na to czasu, sama doskonale to rozumiała, a gdy przyszedł czas rozstania, okazało się to nie aż tak ciężkie, jak sądziła. Złożyli sobie obietnicę o ponownym spotkaniu. Oboje w to wierzą, choćby czas ten miał przyjść za kilkaset lat. W ramach wdzięczności otrzymała o Dżariego pióro, które ma stanowić amulet chroniący elfkę. Następnym razem to ona mu podaruje coś podobnego!