Ferrkon narodził się w Thenderionie. Jego ojcem był Lucas Lerton, oficer wojsk Thenderionu, weteran walk z nieumarłymi z Maurii. Matką Ferra była Allana Lerton, uzdrowicielka, która niestety zmarła przy porodzie. Dla Lucasa było to ogromnie ciężkie przeżycie, gdyż kochał życie Allany nad własne – uratowała go niegdyś od pewnej zguby, dlatego też się w niej zakochał. Gdy otrząsnął się ze śmierci żony, upatrzył w swoim synu jedyną istotę, jaka była mu bliska, dlatego też zajął się nim jak umiał. Dzięki swoim zasługom w wojnie zdołał przekonać swoich przełożonych, że zasługuje na odpoczynek i osiadł niedaleko Thenderionu, dzięki swojemu żołdowi mogąc poświęcić się tylko swojemu synowi i hodowli koni i krów.
Chociaż Lucas był budzącym strach wojownikiem i świetnym dowódcą, spokojne życie zaczęło mu się coraz bardziej podobać. Kochał swojego syna i widział w nim wiele cech swojej matki. Był nietypowo spokojnym dzieckiem. Nie lubił szaleć i krzyczeć, wolał słuchać opowieści swojego ojca i bawić się ze zwierzętami. Zaniepokoił pod tym względem ojca, gdyż nie przepadał też za kontaktami z rówieśnikami, ale w końcu się przekonał i zaprzyjaźnił z chłopcami ze wsi. Szczególnie upodobał sobie towarzystwo syna lokalnego kowala, Alberta, a wkrótce także i jego siostry, Kayli. Niedługo dnie spędzał już albo na zabawach z przyjaciółmi, albo na zajmowaniu się końmi, co także stało się jego pasją. Nie tylko zresztą konie – wszystkie zwierzęta. Chłopak miał z nimi dobry kontakt, samodzielnie wytresował swojego psa, w wieku dziesięciu lat świetnie jeździł konno. Lucas uczył go też od małego walki i łucznictwa – jako że Ferrkon miał doskonały wzrok i zręczność, niedługo strzelał już świetnie... Niestety szczęście nie mogło trwać przesadnie długo i Lucasa wezwano na front. Nie mógł zostawić syna, więc zabrał go ze sobą.
Nie mógł zajmować się nim cały czas, więc odesłał małego do tego, co kochał najbardziej – zwierząt. Trzynastoletni Ferrkon zaczął zajmować się końmi i trzodą armii, jako jeden z wielu innych młodych chłopców i dziewcząt. Trafił pod opiekę Kernela Virana, weterana bez nogi i dłoni, który niegdyś był jednym z najlepszych jeźdźców w armii Thenderionu. Zauważył ile potencjału jest w synu oficera i korzystając z faktu, że opiekowali się wierzchowcami, starał się wsadzać go na siodło jak najczęściej się dało. Uczył go także o ziołach i wiele opowiadał mu o zwierzętach, bestiach i własnych przeżyciach. Sam Ferrkon zaprzyjaźnił się z innymi opiekunami zwierząt. Pewnego razu podczas czyszczenia koni, pewien chłopiec o imieniu Ravenes prawie został stratowany przez konia samego Lucasa, zaś Ferr w ostatnich chwili uspokoił rumaka, ratując chłopakowi życie – od tamtego momentu stali się swoimi dozgonnymi przyjaciółmi. Ravenes, zdecydowanie bardziej społeczny niż Ferr, zapoznał go z innymi. Wkrótce, chociaż w porównaniu z innymi był bardzo milczący, uznawano go za swego rodzaju bohatera, rozmawiającego ze zwierzętami, a swoją skromnością tylko pogarszał sprawę.
Wkrótce do armii dołączyły posiłki – jak się okazało, z przyjaciółmi Ferra. Ojciec Alberta i Kayli dołączył by dbać o sprzęt oficerów, a oni zasilili szeregi opiekunów zwierząt. Lata mijały, a sam Ferr zaczynał zakochiwać się w Kayli, lecz z powodu braku śmiałości, nigdy nie posunął się za daleko. Kiedy skończył 16 lat, zaraz zauważono, że jest wyjątkowo sprawny i dołączono go do oddziałów zwiadowczych, znając jego talent do jazdy konnej i strzelectwa. Jego towarzysze w większości dołączyli do piechoty... Niestety, początek służby rozpoczął się jednak niezbyt szczęśliwie, z powodu śmierci jego mentora, Kernela Virana. Później zaś nie było wcale lepiej...
W oddziałach zwiadowczych czuł się bardzo dobrze. Jego ogromna celność, spostrzegawczość i szybkość przemieszczania się z koniem służyły doskonale. Początkowo należał do jednego z wielu oddziałów zwiadowczych, lecz wystarczyło kilka miesięcy służby, by zaczęto wykorzystywać go jako pojedynczego agenta. Często wysyłany za linie wroga, potrafił zapamiętywać ogromną ilość szczegółów, a nieumarli nie byli dla niego problemem – radził sobie z nimi szybciej, niż zdążyli go zauważyć, dzięki łukowi... Pewnego razu jednak, po powrocie do obozu zauważył ogromne poruszenie – nieumarli nagle zaatakowali oddział patrolowy... Ku przerażeniu Ferrkona, okazało się, że był to oddział do którego należał Albert.
Śmierć pierwszego przyjaciela była dla Lertona ogromnym przeżyciem. Wtedy też postanowił dołączyć do oddziałów łuczników, jak się okazało, miał służyć u boku Kayli. Oboje pałali nienawiścią do nieumarłych. Do momentu, aż oboje skończyli 20 lat, walczyli nieugięcie na froncie. Wkrótce oboje stali się sławnymi postaciami, dzięki swojej celności, a gdy większość łuczników była obiektem drwin z powodu swojej siły wśród innych żołnierzy, sam Ferr był daleki od tego i wielu wojowników z pierwszych szeregów nie równało się w walce wręcz z Lertonem. Jego ojciec był z niego ogromnie dumny, lecz niestety, to nie był koniec cierpień Ferrkona.
Podczas jednej z bitew, mimo ogromnych starań, Kayla straciła życie. Ferr nie mógł wyobrazić sobie większego nieszczęścia, gdyż jego młodzieńcze uczucie nadal trwało. Dzięki pomocy ojca i Ravenesa zdołał to przetrwać, lecz ku ich zdziwieniu, poradził sobie z tym dość szybko. Doświadczenia strasznej wojny przeciw nieumarłym uodporniły go na tego typu ból – tracił wielu kolegów... Niestety dwa lata później życie stracił także Ravenes, co dla Ferra była bolesne, lecz spowodowało tylko większą wściekłość. Był jednym z najbardziej szanowanych przez oficerów wojowników na polu bitwy – wtedy jednak wrócił do bycia zwiadowcą. Z nowym doświadczeniem, był jeszcze bardziej przydatny. Dostał także młodego kasztanowatego rumaka, pochodzącego od dwóch ogromnie inteligentnych koni zwiadowczych, którego nazwał Pustułką i razem powrócili do sprawdzania ruchów armii wroga...
Po kilku latach działań, Ferr zauważył, że jego niemłody już ojciec, posiadający stanowisko generała coraz częściej wzywał go do siebie. Podejrzewał, że ktoś planuje na niego zamach, pragnąć przejąć jego pozycję. Uważał, że nieumarli zinfiltrowali już wojska i chcą je zniszczyć od środka. Chociaż nikt mu nie wierzył, jego syn który widział w tym okruch prawdy, wiedział, że jego ojciec nie jest szalony, jednak nie mógł nic zrobić. Był tylko prostym żołnierzem. Niestety, wkrótce dotarła do niego wieść, że jego ojciec zmarł z powodu choroby gardła... Ferr wiedział, że jego ojciec na nic nie choruje, więc zrozumiał, że ten został otruty. Jego miejsce zajął generał Larvin Caluvale i natychmiast potajemnie wydał rozkaz pojmania Ferrkona. Lerton obezwładnił tych, którzy mieli go pojmać i wiedząc, że i tak nie znajdzie tutaj sojuszników a wszyscy jego bliscy nie żyją, postanowił uciec jak najdalej stąd i znaleźć inny sposób na życie. Podjął tą decyzję wiedząc też, że skoro w armii mogły istnieć tego typu intrygi, to nawet najlepsi wojownicy nie mogli wygrać tej wojny.
Natychmiast obwołany dezerterem, uciekł na południe, na Równiny Andurii. Zmylił pościg kilkakrotnie a w Valladon, starł się z nimi, nie zdołał jednak całkowicie pozbyć. Gdy zabił większość ścigających go, uciekł do Szepczącego Lasu i jego pograniczem dotarł aż do Jeziora Czarodziejek, po drodze widząc wiele rzeczy, o jakich wcześniej nie marzył. Starł się z kilkoma potworami, polował, opiekował się Pustułką i zobaczył, że w trasie czuje się doskonale. Od Jeziora Czarodziejek dostał się do Leonii, gdzie zatrudnił się jako kurier. Od tamtego czasu zdołał zjeździć prawie całe Równiny Theryjskie, a także ukrywając się przez władzami Rówiny Andurii. Zapuścił się nawet do Rówiny Maurat, lecz teraz znajduje się w okolicy Leonii, czekając na kolejne zlecenia...