Oglądasz profil – Hyiaxinthe

W tej karcie postaci zostały wprowadzone zmiany i wymagają one ponownej akceptacji
Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Hyiaxinthe "Feniks Błękitu" z rodu Ostatniego Pocałunku
Rasa:
Przemieniony
Płeć:
Kobieta
Wiek:
15 lat
Wygląda na:
21 lat
Profesje:
Inna
Majątek:
Bez grosza
Sława:
Rozpoznawalny

Aura

Cechą tej aury jest jej nieobecność, a właściwie brak. Nie da się tu zobaczyć jakiejkolwiek barwy czy też poświaty. Dźwięki i zapachy również tu nie istnieją. Próba dotknięcia powłoki zazwyczaj kończy się porażką. Na podniebieniu również nie pozostawia żadnych śladów.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Hyiaxinthe
Grupy:

Skontaktuj się z Hyiaxinthe

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
9
Rejestracja:
9 lat temu
Ostatnio aktywny:
1 rok temu
Liczba postów:
48
(0.05% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.01)
Najaktywniejszy na forum:
Czarna Puszcza
(Posty: 14 / 29.17% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
Przygoda
(Posty: 14 / 29.17% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:niezbyt silny, niezbyt wytrwały, wrażliwy
Zwinność:niezbyt zręczny, powolny, niedokładny
Percepcja:pozbawiony węchu, pozbawiony smaku, pozbawiony czucia, pozbawiony zmysł magiczny
Umysł:niepojętny, tępy, b. silna wola
Prezencja:olśniewający, odszczepieniec

Umiejętności

Podstawowy

Cechy Specjalne

Dar CzarodziejkiDar
Jej dziadkowie byli czystymi krwią czarodziejami, tak samo jej rodzice przynależeli do tej rasy. Z tego też powodu urodziła się ona jako czarodziejka z krwi i kości, przynajmniej fizycznie. Z tego też powodu posiada część charakterystycznych zdolności, które drzemią w niej od chwili narodzin aż po dziś dzień. Mianowicie bez większego trudu odczytuje ludzkie myśli, nawet niezbyt celowo, gdyż jest to dla niej tak samo naturalne, jak odbieranie dźwięku. Oznacza to, iż słyszy myśli wszystkich osób i istot w jej pobliżu, bez względu na rasę. Jedyną ochroną przed jej zdolnością czytania w myślach jest specyficzna cecha bądź przedmiot, pozwalający na zablokowanie swojego umysłu przed intruzami z zewnątrz. Kolejną i zarazem ostatnią cechą wynikającą z jej pierwotnej rasy jest zdolność teleportacji, pozwalająca na przemieszczeniu się z jednego punktu w drugi w mgnieniu oka. Jest to jednak niezwykle kosztowna zdolność, gdyż czerpie ona moc z sił życiowych Hyiaxinthe. Poza tym może się teleportować tylko w znane jej miejsca bądź takie, które widzi, w przeciwnym wypadku może skończyć, na przykład, w ścianie. Ostatnią wadą jest to, iż obecnie za każdym razem, przed i po teleportacji, wokół dziewczynki powstaje drobna eksplozja błękitnych płomieni, które mimo wszystko mogą spowodować pożar.
Dar OpiekunkiDar
Kto by pomyślał, iż ktoś w tak młodym wieku i z... dosyć rzadkim poziomem inteligencji może zostać Opiekunem. Być może to pochopna decyzja jej rodziców, a może przeznaczenie. Jednak co faktem się stało, faktem zostanie — Hyiaxinthe oficjalnie zyskała ten tytuł poprzez rytuał, w którym przysięgła trzymać się dwóch najświętszych zasad i dzięki któremu zyskała nowe zdolności. Pierwszą z nich jest rozumienie mowy zwierząt oraz roślin, dzięki czemu potrafi komunikować się z nimi, kiedy tylko chce, bez żadnego problemu, czy ograniczenia. Jednak o wiele ciekawszą i zarazem bardziej widowiskową mocą jest przemiana w feniksa, gdyż właśnie feniks został poświęcony w rytuale przejścia. Przemiana zajmuje kilka sekund, jednak nie wyczerpuje ona w jakikolwiek sposób energii dziewczynki, a także może tego dokonać zawsze i wszędzie, bez większego trudu czy skupienia. Pod postacią feniksa potrafi wciąż korzystać ze swoich innych, specjalnych zdolności.
Dar PrzemienionejDar
Wystarczyła jedna kula ognia, by rytuał, który miał uczynić z niej opiekunkę, zyskał nieciekawe efekty uboczne. Z tego powodu śmiało można zaklasyfikować Hyiaxinthe jako istotę przemienioną na skutek potężnej magii, wyzwolonej w chaotyczny sposób przez ten jeden, nieszczęśliwy wypadek. W wyniku tego jej istota uległa dwóm konkretnym zmianom. Pierwszą z nich jest, niewidoczny jak dotąd, fakt, iż jeśli los będzie dla niej łaskawy, będzie jej dane przeżyć o wiele, wiele więcej lat niż zwykłej czarodziejce, co można określić mianem długowieczności. Druga, bardziej rzucająca się w oczy zmiana, to fakt, iż jej aura... cóż, nie istnieje. Zamiast emanacji, którą powinno się wyczuć wokół niej, można doznać czegoś, co przypomina nicość. Owa pustka nie posiada żadnych cech, takich jak na przykład kolor, twardość czy smak. Ciało Hyiaxinthe także uległo zmianom zewnętrznym, większym bądź mniejszym, przez co jest dosyć charakterystyczna i raczej ciężko znaleźć drugą taką osóbkę.
Dziecięca EmpatiaZaleta
Ci, którzy widzieli zwykłe dziecko, wiedzą, jak głębokim uczuciem serduszka tych młodych istnień mogą otaczać osoby, które na to nawet nie zasługują. Dla przemienionej, która umysłem wciąż zdaje się być dzieckiem, wszyscy i wszystko zasługuje na jej miłość, współczucie i przyjaźń. Nieważne czy chodzi o starca, który uśmiechnął się do otulonej płomieniami istoty, o najemnika, który szykuje się do zadania morderczego ciosu, czy choćby o kamień, który leży na ziemi, bo tak — w każdym wypadku Hyiaxinthe będzie chciała z daną istotą, rośliną, przedmiotem czy wytworem wyobraźni porozmawiać, spróbować pomóc jak tylko może czy też poprzytulać się, choć to ostatnie już do najbezpieczniejszych czynności nie należy. Inną sprawą, choć nieodchodzącą od tematu, jest to, iż dziewczynka nie potrafi odczuwać zarówno bólu, jak i gniewu, smutku, wściekłości czy jakiegokolwiek innego, negatywnego uczucia.
Przybrana Córa Błękitnych PłomieniKlątwa
Ciężko wyobrazić sobie życie, w którym każdy dotyk oznacza spopielenie wszystkiego, co w zasięgu rąk, w którym każdy krok to wypalony ślad stopy w podłożu i w którym ciało spowijają wieczne, błękitne języki ognia, bezlitosne dla wszelkiej materii. Tak właśnie wygląda życie przemienionej od czasu nieszczęsnego rytuału, który został naruszony i który sprowadził na nią tę klątwę. Zarówno w postaci feniksa, jak i człowieka, wnętrze jej ciała osiąga temperaturę przewyższającą kilkukrotnie tę, którą można odczuć podczas kąpieli w magmie. Jej skóra nie jest już tak gorąca, lecz wciąż na tyle, by doprowadzić do podpalenia, odparowania bądź stopienia większości przedmiotów, substancji czy istot żywych. Tuż nad całą powierzchnią jej ciała oraz na jej głowie skrzą się wesoło niebieskie ognie, które tak samo gorące są, jak powierzchnia jej ciała. Owe płomienie nie potrafią podpalić czegokolwiek czy kogokolwiek, gdyż są w pewien specyficzny sposób powiązane z dziewczynką, co sprawia, iż są groźnie tak długo, jak stoi się tuż obok czarodziejki. Ciekawą rzeczą jest fakt, iż ciepło, które wytwarzają zarówno ognie, jak i ciało przemienionej, nie jest przenoszone przez powietrze, co oznacza, iż poparzyć się można tylko poprzez bezpośredni kontakt. Przez swą specyficzną istotę atrybuty fizyczne dziewczynki (Kategorie: “Krzepa” oraz “Zwinność”), jej siła życiowa oraz to, co można określić mianem głodu, zależą od temperatury otoczenia, co oznacza, że wraz ze wzrostem temperatury rośnie ona w siłę, a “głód” cieplny zanika. W drugą stronę działa to na odwrót, co oznacza, iż im zimniej, tym łatwiej ją zabić, a ona odczuwa coraz większy dyskomfort spowodowany brakiem ciepła (Atrybuty podane w karcie postaci przedstawiają ją w temperaturze pokojowej [około dwadzieścia pięć stopni Celsjusza] i wzrastają/maleją co dwadzieścia pięć stopni. Przy minus pięćdziesięciu stopniach Hyiaxinthe umrze). Poza tym Hyiaxinthe jest odporna na wysoką temperaturę, a jej ciało nie musi być odżywiane przy pomocy jedzenia.

Magia: Intuicyjna

ŻyciaNowicjusz
Być może jedyna rzecz, inna niż podstawowe funkcje życiowe, jaką udało jej się opanować choćby w podstawowym stopniu, choć właściwie ciężko tu powiedzieć o jakiejkolwiek nauce. Pewnego wieczora, kilka tygodni po nieszczęsnym rytuale, odkryła, iż gdy się skupia, potrafi nasiąknąć magią Życia ogień, sprawiając, iż ten przestaje parzyć, a zamiast tego przyśpiesza regenerację wszystkiego, czego sięgnie. Ogień ów gaśnie bardzo szybko, a jego wytworzenie kosztuje Hyiaxinthe sporą część energii magicznej, gdyż ledwie jedna setna tego, co przemieniona zużywa, nie przepada w eter i wywołuje ów efekt, gdyż dziewczynka nie jest w stanie efektywnie kontrolować przepływu magii.

Przedmioty Magiczne

Odzienie Czarodziejskiego BrzdącaBaśniowy
Stworzone tuż po jej narodzinach, przy użyciu magii, przez jej babcię, ojca i matkę. Składa się na nie czarna niczym noc toga, pokryta niebieskim wzorem przy krawędziach, który skomponowany jest z następujących kolejno po sobie trójkątów, bielizna o takim samym wykonaniu oraz dwa kolczyki w kształcie czaszek. Tkanina, którą nosi, jest niesamowicie gładka i delikatna w dotyku, a kolczyki przypominają nieco wyrób wykonany z kości. Owo ubranie jest wykonane w całości z magii i powiązane z Hyiaxinthe w taki sposób, iż nie ma na to żadnego wpływu. Dzięki temu niemożliwe jest ubrudzenie w jakikolwiek sposób jej ubrania, a w dodatku jest całkowicie odporne na temperaturę. Cały jej ubiór potrafi zregenerować — czy też raczej odtworzyć się — nawet po całkowitym zniszczeniu, a także zawsze jest idealnie dopasowany do jej ciała, bez względu na to, ile lat minie. Nadmienić trzeba, iż ubiór ów nie zapewnia Hyiaxinthe jakiejkolwiek ochrony przed czymkolwiek. Gdy przemieniona przybiera postać feniksa, toga, jak i cała reszta nie dopasowują się do jej zwierzęcej formy i najzwyczajniej w świecie opadają na ziemię.

Charakter

Ciałem Hyiaxinthe przypomina co najmniej dwudziestoletnią kobietę, ponętną i dojrzałą. W rzeczywistości dziewczyna ma ledwo piętnaście lat, w co trudno uwierzyć, szczególnie gdy zrozumie się, że przemieniona zachowuje się niczym dziesięcioletnie dziecko. I nie jest to żadna metafora, gdyż naprawdę, czasami ciężko uwierzyć, że taka osobowość została osadzona w takiej istocie.

Czarodziejka wprost uwielbia wszystko, co piękne, kolorowe oraz interesujące. Tykanie czy smyranie tego, czego jeszcze nie tyknęła lub nie smyrnęła jest dla niej szczytem marzeń. Uwielbia także bawić się w cokolwiek, byle by coś się działo. Lubi też pomagać - bez dwóch zdań można stwierdzić, iż jest ona wniebowzięta za każdym razem, gdy widzi, że udało się jej w jakikolwiek sposób podać pomocną dłoń komukolwiek, lub czemukolwiek. Kocha się śmiać, co właściwie robi niemal zawsze, gdy tylko jest do tego okazja, a nawet gdy takowej nie ma.

Dosyć interesującą rzeczą odnośnie do Hyiaxinthe jest to, iż potrafi zaakceptować wiele rzeczy i wydarzeń tego świata, bez względu na ich charakter - nieważne czy chodzi o tak brutalne wydarzenia, jak wojna czy mord, a nawet niewolnictwo, czy o bardziej błahe rzeczy typu kłamstwo. Nigdy nie wpajano jej, że to jest złe - mówiono jej, że takie rzeczy po prostu są i czasami należy zrozumieć, że są one potrzebne, by równowaga trwała. Dla niej wszystko, co istnieje, jest właściwe i istnieć powinno, gdyż całość tworzy równowagę.

Hyiaxinthe nigdy nie zastanawiała się nad tym, jaka jest - nie widziała w tym potrzeby, gdyż nie dość, iż było to nieco bez sensu dla niej, to w dodatku takie rozmyślanie bywa dla niej nudne. Inni jednak doskonale widzą, na co składa się wszystko, co tworzy charakter tej istoty - dziecinność. Nic dodać, nic ująć, ta dziewczynka już taka jest i będzie przez jeszcze długi kawał czasu.

Przemieniona ma przed sobą jeden cel, o którym pamięta - wywiązać się z przysięgi, jaką złożyła podczas rytuału, który był ostatnimi chwilami życia jej rodziców. Choć nie do końca zawsze jest skupiona na tym, lecz na pewno nie zapomni o tym, gdyż mimo wszystko, jest to dla niej zbyt ważne.

Wygląd

Niewielu osobom dane było ujrzeć błękitne płomienie, które są niczym zwiastun nadejścia Hyiaxinthe. Jeszcze mniejszej grupie dane było ujrzeć to, co skryte pod płomieniami, a było co ukrywać, gdyż bez względu na to, pod którą postacią się znajduje, jest ona na tyle piękna, by nawet najwytrwalsi przekręcili swój wzrok w jej stronę z miną bezdomnego, widzącego jeszcze cieplutką i świeżą dziczyznę. Aż trudno uwierzyć, iż tak dojrzała z wyglądu istotka jest w rzeczywistości tak młoda, zarówno ciałem, jak i umysłem.

~~~
Postać człowieka
~~~

Jest ona niezwykle wysoka jak na swój wiek, gdyż mierzy ponad jeden sążeń wysokości (około sto osiemdziesiąt centymetrów), a waży niemal dwa cetnary (około osiemdziesiąt kilogramów), co oznacza, iż jest dosyć dobrze odżywiona, a głodówka jest jej raczej obca. Nie jest umięśniona ani trochę, lecz na pewno brakuje jej też sporo do zaniku mięśni. Najbardziej pasowałoby określenie, iż jest ona niezwykle zgrabna, a jej kobiece atuty, zarówno te na klatce piersiowej, jaki i te osadzone z tyłu, poniżej pasa, są dosyć spore i krągłe, kusząc wdzięcznymi proporcjami godnymi cudownej, dojrzałej kobiety. To jednak, co dosyć mocno rzuca się w oczy, to jasna, sina skóra, będąca w dotyku aksamitnie delikatna, choć piekielnie gorąca, dosłownie. Jej gęste, kręcone włosy, błękitne niczym niebo w bezchmurny dzień, u podstawy są tym, czym włosy być powinny, to niżej jednak gładko przechodzą w płomienie, zupełnie jakby to było coś naturalnego. Ręce Hyiaxinthe są delikatne i dziewczęce, tak samo, jak reszta jej cudownego ciała. Twarz zaś jest charakterystycznie kobieca i blada, przyozdobiona parą wesołych, wiecznie iskrzących szczęściem oczu, o kolorze płomieni, które ją otaczają, zgrabnym noskiem, dosyć wąskim, aczkolwiek uroczym. Jej usta, drobne i wydatne, są niezwykle urodziwe, a wargi o odcieniu ciemnego szafiru tylko potęgują ten efekt. To, co pod nimi zaś może zszokować, gdyż uzębienie jej wygląda, niczym u piranii lub innego stwora, co lubi zatapiać swe usta w mięsie żywych istot, co jest jednak złudnym przypuszczeniem. Uszy jej są niezwykle spiczaste i to nawet bardziej, niż te, które przysługują prawdziwym elfom, co może zmylić na pierwszy rzut oka.

Jej ubraniem od zawsze było utworzone magiczne odzienie, z którym nigdy jak dotąd nie rozstawała się na dłużej. Jedwabiście gładka toga, o kolorze mroczniejszym niż nocne niebo, sięga aż do ziemi, zapewnia dużą swobodę ruchu, a także przyozdabia i zakrywa przepiękne ciało przemienionej oraz jej spodnią odzież, a mianowicie dolną część tejże, gdyż tylko tę posiada. O to, by toga nie ześlizgnęła się z jej ciała, dba jedynie drobna spinka, wyglądająca niczym wykonana z kości, a wyrzeźbiona w dosyć uproszczony kształt czaszki. Podobne czaszki służą jej za kolczyki, które różnią się od spinki jedynie wielkością.

Ogółem mówiąc, Hyiaxinthe na pierwszy rzut oka wygląda niczym dorosła dama, która swoje przeżyła i za której sercem wielu się uganiało. Lecz wystarczy pobyć z nią trochę dłużej, by zauważyć, że pod tym dojrzałym ciałem skrywa się wesołe dziecko o pięknym głosie, który jest wiecznie żywy i skoczny, niczym muzyka barda podczas uroczystości. Poza tym, przemieniona nie dba o to, by jakoś wyglądać czy się zachowywać. Jeśli coś chce zrobić, to to zrobi, nieważne czy chodzi o wskoczenie na drzewo ot tak, czy poturlanie się po ziemi z nudów, gdy ktoś w międzyczasie gada o czymś, co ją nie interesuje. Nie obchodzi ją także zbytnio jej chód, któremu brakuje elegancji i wyczucia.

Mimo wszystko, jedno jest pewne - nieważne, kto na nią spojrzy, nieważne, jaka to będzie pora dnia czy nocy, czarodziejka jest tą, która swym wyglądem potrafi skraść najbardziej lojalne innej kobiecie serca i rozgrzać te, które dawno nie zaznały ciepła na widok powabnej damy.

~~~
Postać feniksa
~~~

Pod tą postacią, jest rozmiarów dorosłego, przeciętnego feniksa - jest wtedy długa na mniej niż jeden sążeń (około metr czterdzieści), rozpiętość jej skrzydeł o jeden łokieć większa od jej długości (około dwa metry), a skrzydła długie na około jeden łokieć (około pół metra). Ciało jej zaś ma wtedy wagę jednego kamienia (około dziesięć kilogramów), co także jest raczej przeciętne dla feniksa. Pióra, w dotyku niezwykle delikatne i miękkie, mają koloryt wahający się od rażącej bieli po jasnoniebieski, co jednak trudno zauważyć przez szalejące wokół jej ciała, błękitne ognie, które przy okazji sprawiają, iż na pierwszy rzut oka wygląda ona pod tą formą niczym uformowana z czystych płomieni. Dziób jej oraz szpony są z jakiegoś powodu w takim samym odcieniu jak pióra. Nawet w tej formie jest niezwykle urodziwa, przez co inne uskrzydlone zwierzęta nieraz przyglądają się jej i ćwierkają wesoło, a czasem próbują odegrać dla niej swe ptasie zaloty.

Głos jej wtedy traci ludzki charakter, a zamienia się w skwirzenie, podobne do tego, które wydaje jastrząb, lecz o wiele łagodniejsze. Sposób, w jaki lata, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Tylko czasami, gdy w tej formie jest na ziemi, zdarza jej się próbować iść w sposób, jaki chodzi w ludzkiej formie, co może wyglądać zabawnie.

Historia

“Magia jest zmienna niczym los i przybiera przeróżne formy. Może być decyzją, działaniem, a nawet naszym życiem. W niektórych przypadkach jest strasznym przekleństwem, które rani głębiej niż ostrze. Tak więc, nigdy nie uznajcie magii jako siły wyższej od innych, inaczej pochłoną was zguba oraz  wasza własna pycha.”
~Czarodziej Artymenix, 305 Rok Ery Alariańskiej, jedna z pierwszych lekcji, jaką udzielił swym uczniom.

~~~
Rozdział 0 - Ostatni Pocałunek
~~~

Czarodzieje opiekunowie tak szybko, jak powstali, tak szybko znikli. Lecz nie chodzi tu o to, że przestali istnieć, a o fakt, iż niemal natychmiast udali się tam, gdzie będą mogli egzystować w spokoju. Większa część wyruszyła do lasów bezkresnych, w których opiekowali się naturą oraz tym, by ci, którzy się z nią stykali, byli bezpieczni. Niektórzy udali się tam, gdzie skrajność była codziennością, czyli na przykład na wiecznie mroźną północ, bądź też w sam środek pustyni, gdzie słońce nie zna litości. Niektóre, dosyć niepewne przekazy mówią o takich, co zbudowali swój dom w chmurach dzięki potędze magii, a jeszcze inni mieli niejako stworzyć pod ziemią własne społeczeństwo, dla którego słońce jest zbędne. Krążą też pogłoski o tych, co nawet zrzucili swą śmiertelną powłokę, by sprawować pieczę nad równowagą Świata Ducha, choć są to jedynie pogłoski, co do których prawdziwości należy wątpić.

To, czego można być pewnym, to tego, iż właśnie potomek jednego z pierwszych czarodziejów opiekunów, którego imię brzmiało Wymirax, postanowił opuścić kontynent, by osiedlić się wraz ze swoją brzemienną ukochaną, Andrymidą, na Wyspie Syren. Czemu akurat tam - sami pewnie nie byli pewni. Wiedzieli jednak, że potrzebują chwili spokoju, z dala od Alaranii, gdzie o kłopoty można się dosłownie potknąć. Nim jednak opuścili granicę, wspólnie ucałowali ziemię, którą mieli opuścić. Podobno właśnie od tego wydarzenia ich ród miał być ochrzczony mianem rodu Ostatniego Pocałunku, jako pamiątki jego powstania i straty, która nadeszła niedługo po ich wejściu na pokład statku. W czasie podróży, tak mniej więcej w połowie drogi do miejsca, gdzie mieli zamieszkać w spokoju i szczęściu, rozpętał się potężny sztorm. On zginął, zgnieciony przez bezlitosne fale, a ona resztę drogi przepłynęła samotnie, targana smutkiem, który popychał ją coraz dalej na skraj szaleństwa. Na wyspę dotarła w jednym kawałku i choć negatywne emocje wciąż pożerały ją od środka z każdą chwilą, nadal potrafiła zachować trzeźwość umysłu, by móc uratować siebie i swoje nienarodzone dzieci.

Tak oto zaczęła się historia rodu na Wyspie Syren. Andrymida, zdana wyłącznie na siebie, odnalazła schronienie w jaskini, znajdującej się u szczytu Smoczej Paszczy, miejscowego wulkanu. Skała, z której było uciosane to miejsce, dawała się łatwo kształtować z pomocą magii, a wciąż bijące serce wulkanu dawało ciepło w noc. Tutaj postanowiła zamieszkać i wychować swoje dzieci, które wkrótce miały po raz pierwszy ujrzeć świat poza łonem matki. A gdy w końcu nastał dzień, w którym Andrymida wydała na świat bliźniaki - córkę oraz synka, których nazwała kolejno Erydia i Metnor - ich “dom” był gotowy. Czarodziejka do tego czasu nie próżnowała i pomimo swojego stanu dawała radę zbierać zapasy pożywienia, pogłębiać i kształtować wnętrze groty oraz przynosić takie rzeczy jak liście i trawy na posłanie. Efektem tego było miejsce wykute w wulkanie, które, choć cudem architektury nie było, to dawało schronienie i zawsze było lepsze niż dwa patyki na krzyż, udające szałas.

O dzieci dbała całym sercem, które, choć płakało za ukochanym, to widziało jego cząstkę w życiu, które spłodzili razem, co tylko determinowało ją, by te były jak najszczęśliwsze. Jednak obraz tego, jak powinno wyglądać ich szczęście, został zniekształcony przez cały ten ból, który odczuła. Winiła świat za to, że odebrał jej tego, którego darzyła swoją miłością. Teraz jedynym śladem po nim były dzieci przez niego spłodzone. Nie chciała także ich stracić, więc postanowiła całkowicie odciąć je od świata, choćby miało to oznaczać dokonania naprawdę straszliwych i niemoralnych uczynków.

Andrymida starała się, jak mogła, by jej dzieciątka były całkowicie odizolowane od świata zewnętrznego, przynajmniej przez pierwsze lata życia. To właśnie to, co czaiło się poza jaskinią, w której teraz mieszkała, zabrało jej tego, którego dzieci powinny zwać swym ojcem. Bała się, że i to, co spłodzone dzięki niemu, odejdzie tak samo, jak on, z powodu kaprysu świata. Podobne obawy miała wobec żywych - skoro sama natura potrafiła zrobić coś tak potwornego, to czemu ktoś z wolną wolą miałby nie móc? Dlatego też długo wpajała synowi i córce do głów, by ufały tylko swej rodzicielce, sobie nawzajem oraz magii.

Właśnie wokół tych trzech rzeczy, które były niczym świętość, krążył główny sens nauki bliźniaków. Czarodziejka nie opowiadała im o tym, jaki jest świat poza ich domem, w obawie przed ciekawością, która może sprowadzić na nich zgubę. Pociechy nie wiedziały nawet, że istnieje taki kontynent jak Alarania, gdyż ich matka także to skryła skrzętnie przed nimi. Obce im także były bożki, legendy czy baśnie. Najogólniej można powiedzieć, iż o wielu rzeczach nie słyszeli, w tym o przeszłości. Choć ich z początku ciekawiło to, co było przed, to kilka przekonujących słów ich rodzicielki sprawiło, iż ważna była dla tej dwójki tylko teraźniejszość.

Pomimo tego, jak wiele informacji mijało potomków Andrymidy, to przyznać trzeba, iż to, czego byli uczeni, szło im doskonale. Nic nie rozpraszało ani jego, ani jej, gdyż nie znali pojęcia pokus czy żądz. Dzięki temu pamiętali każde słowo swej matki, a nauka magii szła im doskonale. Nim nastał czas, który określa się dorosłością, ta dwójka prześcignęła swoją w każdej dziedzinie magii, jaką tylko dane im było poznać. Po pewnym czasie byli na tyle uzdolnieni, by Andrymida postanowiła przeprowadzić rytuał, który w pewnym sensie nadał im tytuł opiekunów - W pewnym, gdyż o ile zasadę zachowania równowagi przestrzegali, to jednak pomóc nie mieli komu, gdyż nikogo nie znali.

W międzyczasie, z każdym mijającym rokiem, więź łącząca brata i siostrę rosła. I choć może się zdawać, że nic w tym złego, to jest to fałszywe przeczucie, ponieważ uczucie, jakie łączyło dwójkę bliźniaków, było napiętnowane tym, co jest esencją miłości, jaką darzą osoby zakochane. Nie był to jednak przypadek - do tego doprowadziła ich własna matka. Nigdy nie powiedziała im, że istnieją pewne granice, których rodzeństwo nigdy, ale to nigdy nie powinno przekraczać. Sama podsycała płomień zakazanej miłości, wpajając obojgu, iż to całkowicie normalne i że nawet tak należy postąpić, co tylko coraz mocniej wiązało grzesznym uczuciem Metnora i Erydię.

Uwiązana przez łańcuchy szaleństwa, biczowana przez ból przeszłości i zaślepiona swym uczuciem wobec osoby, której już na świecie nie było, Czarodziejka była gotowa zrobić wszystko, by nie stracić jedynej pamiątki po swym ukochanym, czyli dzieci. Wiedziała jednak, że nawet jeśli nie zginą, to prędzej czy później, w momencie gdy nie będzie miała sił ani serca ich powstrzymać, postanowią opuścić ściany swojego domu by odnajdą kogoś, w kim się zakochają. To jednak oznaczało, iż dziedzictwo jej najdroższego zostanie splugawione, gdyż kolejne pokolenie nie będzie w pełni jego potomkiem. Nie chciała tego, dlatego też postanowiła dokonać tego, co się dokonało.

Gdy tak mijały lata, miłość między bliźniakami rosła do momentu, gdy uczucie przemogło ich oboje. Skonsumowali swą miłość, nie wiadomo dokładnie kiedy, lecz dokonali tego. Owocami tego aktu była brzemienność Erydii oraz euforia zarówno zakochanego rodzeństwa, jak i matki. Później wystarczyło tylko czekać, aż na świat przyjdzie kolejny członek rodu Ostatniego Pocałunku. Rodu, który zbezcześcił podstawowe zasady moralne.

~~~
Rozdział 1 - Dziecko inne niż wszystkie
~~~

Od pierwszych chwil swego żywota Hyiaxinthe była inna niż typowe dziecko czarodzieja, co zauważyła tylko jej babcia. Malutka pomimo mijających lat zdawała się przyswajać wiedzę i informację czy nawet podstawowe umiejętności, takie jak chodzenie czy mówienie, niezwykle powoli. Swoje pierwsze kroki postawiła w wieku około ośmiu lat, a mówić płynie i zrozumiale udało jej się dopiero w wieku dziesięciu.

Jej rodzice nie znali się na tym, więc nie widzieli w tym nic złego. Szczególnie, iż całkiem inna cecha ich dzieciątka wciąż odwracała ich uwagę i to pozytywnie. Ich córka była wiecznie uśmiechnięta, nigdy nie zapłakała, nigdy nie była smutna. Potrafiła cieszyć się z każdego momentu, dając swym rodzicom powód do radości. Jednak to, co im dawało radość, budziło zgorszenie i gniew Andrymidy, która sama nie mogła uwierzyć, że to jej własna wnuczka. Że tak tępa istota może być spokrewniona z nią czy jej dziećmi. Chowała jednak to w sercu, mając nadzieję, że z czasem to przeminie i wyrośnie z niej mądra czarodziejka, na którą ród zasługiwał. I choć zarówno ona, jak i Erydia wraz z Metnorem próbowali ją uczyć z całych sił, to był to trud daremny.

Właśnie w momencie, gdy Hyiaxinthe miała już dziesięć lat, jej rodzice po raz pierwszy mogli bez nadzoru swojej matki opuścić swój dom wykuty u zbocza wulkanu, wraz z małą oczywiście. Dla Andrymidy był to pretekst, by odejść z dala od dziecka, które budziło w niej mroczne myśli, a dla młodych rodziców była to okazja, by pozachwycać się tym, co wokół nich się znajduje, wraz ze swą córką.

Właśnie podczas jednych z takich chwil młoda czarodziejka wraz ze swoimi opiekunami natknęła się na parę feniksów - samca i samicę, o imionach Amminextiuibilis i Heryxinta. Dzięki temu, iż dorośli znali mowę zwierząt, potrafili nawiązać z nimi rozmowę. Okazało się, iż były one tak stare, iż ich własna pamięć nie potrafiła dokładnie określić, ile wiosen mają na swych ptasich karkach. Jednak pomimo tego były one w wielu miejscach, widziały wiele zdarzeń i krain, ich wiedza była rozległa, a umysły czyste i rozsądne. Dzięki temu zdobyły zaufanie dwójki czarodziejów opiekunów, którzy, choć byli nieco odcięci od reszty świata, to byli wspaniałymi towarzyszami rozmów. Serce tych niezwykle inteligentnych zwierząt uchwyciło to, jak czysta od zła i podłych emocji była dusza małej dziewczynki.

W ten sposób czas mijał i mijał. Andrymida coraz bardziej oddalała się zarówno od swej wnuczki, jak i swoich dzieci, przez co jedynymi momentami, kiedy się widzieli, była noc, gdy wszyscy zbierali się w jaskini, by usnąć. Hyiaxinthe miała już około dwanaście lat, przy ciele dojrzalszym o co najmniej sześć lat, a umyśle zacofanym o cztery lata. Jej babcia nienawidziła jej skrycie z całego serca, a rodzice wręcz przeciwnie. Erydia i Metnor, po długim rozmyślaniu, wspartym przez feniksy, które zawsze zdawały się gotowe im pomóc, w końcu postanowili przekazać swej córce tytuł Opiekunki. Zwierzęciem poświęconym podczas rytuału miała być Heryxinta, gdyż ona sama to zaproponowała, z sobie tylko znanego powodu.

Na drodze do rytuału stały dwie rzeczy - samo jego przygotowanie oraz brak narzędzia, zdolnego uśmiercić na stałe feniksa. Pierwszą rzeczą zajęli się rodzice młodej czarodziejki. I choć trwało to niemal dwa lata, to jednak w końcu cały rytuał był gotowy. Narzędzie zaś zdobył Amminextiuibilis, przylatując z zaklętym sztyletem w swych szponach kilka tygodni po tym, gdy rodzice Hyiaxinthe wykonali swoją część pracy. Wszystko było gotowe.

Przy następnej pełni odprawili rytuał. Wszystko szło dobrze, mała, choć nie od razu, zrozumiała przysięgę, która była związana z rytuałem - obietnicę pomocy innym i zachowania równowagi świata, którą obiecała z całych sił wypełniać do ostatniego momentu. W części, która miała ukoronować to wszystko, czyli w momencie, gdy młoda czarodziejka musiała odebrać życie feniksowi przy pomocy sztyletu, młoda, ze względu na swą naturę, zawahała się, jednak pocieszyły ją słowa, iż Heryxinta przeżyje jako jej część. Dokładnie w momencie, gdy wbiła ostrze w ciało stworzenia, oszalała ze wściekłości Andrymida wyszła z ukrycia. Niedawno dowiedziała się o tym, co miało to się stać, i nie chciała dopuścić, by ktoś taki, kto samą swoją istotą był hańbą dla czarodziejów, został opiekunem. Jedna celna kula ognia miała zatrzymać rytuał, lecz zamiast tego naruszyła całą jego strukturę.

W wyniku tego zginęła zarówno ona, jak i jej dzieci, a rodzice Hyiaxinthe. A skoro o niej mowa, to powiedzieć trzeba, iż rytuał się udał, lecz powstał straszliwy skutek uboczny - jej ciało spowiła wieczna warstwa błękitnych płomieni, a jej wnętrzności stały się gorące niczym serce wulkanu. Z początku wystraszona tym wszystkim, uspokojona została przez jedyną istotę, która to przetrwała - Amminextiuibilisa, który po kilku chwilach odrodził się z popiołów. Uspokoił ją swymi myślami, które dziewczynka mogła usłyszeć i które uniosły ją na duchu po tym, co się stało.

Dalsza część historii jest prosta i dla niektórych może być znajoma - po odpowiednim uczczeniu śmierci swoich rodziców, Hyiaxinthe, wzięta - dosłownie - pod skrzydła swojego nowego opiekuna, zaczęła wraz z nim brnąć dalej, by nie zapomnieć przeszłości, która zrodziła teraźniejszość i która może być źródłem ich przyszłości. Kto wie, co może spotkać taką istotę w przyszłości.

~~~
Rozdział 2 - [Trwa]
~~~

...
  • Najnowsze posty napisane przez: Hyiaxinthe
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • [Centrum miasta] Trafił swój na swego
            Mimo płonącego skrzydła, które skutecznie blokowało jej poczynania, Hyiaxinthe była niestrudzona. Wyciągała swe gorące rączki, jakby sam fakt tego, że to robiła, miał jej pomóc w sięgnięciu Niphreda, kt…
    14 Odpowiedzi
    7949 Odsłony
    Ostatni post 3 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Centrum miasta] Trafił swój na swego
            Definicja szaleństwa? Feniks może nie był pewny, jaka dokładnie jest, ale ostatnie wydarzenia dały mu wystarczająco dużo, by mógł ją sam określić. Po kilku chwilach rozmyślania w obliczu dantejskich sce…
    14 Odpowiedzi
    7949 Odsłony
    Ostatni post 4 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Centrum miasta] Trafił swój na swego
            Zielonowłosy był zabawny. Jego uśmiech czasami przybierał barwy czerwieni! I to takiej szkarłatnej, błyszczącej w świetle czerwieni. Czy to nie była przypadkiem krew? Czyli to oznaczało, że był ranny? M…
    14 Odpowiedzi
    7949 Odsłony
    Ostatni post 5 lat temu Wyświetl najnowszy post