Oglądasz profil – Skowronek

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Skowronek
Rasa:
Leśny Elf
Płeć:
Kobieta
Wiek:
120 lat
Wygląda na:
27 lat
Profesje:
Złodziej, Skrytobójca, Szpieg
Majątek:
Dostatni
Sława:
Rozpoznawalny

Aura

Błyszcząca aura o barwie złotej niczym oczy właścicielki, poznaczona jednak smugami żelaznego koloru. Lekka, podobna do mgły poświata ma barwę bursztynu, unoszą się w niej niewielkie, topazowe drobinki. Nieskalana dźwiękiem emanacja idealnie wplotła się w balsamiczną woń igliwia, wilgoci i wosku. Wrażenia dotykowe przywodzą na myśl kota: aura jest miękka, gładka i bardzo giętka, a miejscami ostra niczym jego pazury. W smaku niezwykle lepka i gorzka.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Skowronek
Grupy:
Płeć gracza:
Kobieta

Skontaktuj się z Skowronek

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
9
Rejestracja:
9 lat temu
Ostatnio aktywny:
1 rok temu
Liczba postów:
281
(0.30% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.08)
Najaktywniejszy na forum:
Ekradon
(Posty: 256 / 91.10% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi
(Posty: 160 / 56.94% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:raczej wytrwały, wrażliwy
Zwinność:niezwykle zręczny, błyskawiczny, perfekcyjny
Percepcja:wyostrzony wzrok, dobry słuch, b. wyostrzone czucie, pozbawiony zmysł magiczny
Umysł:Żelazna wola
Prezencja:piękny, nieokrzesany

Umiejętności

Walka bronią białą [noże]Mistrz
Noże to broń lekka, łatwa do ukrycia i bardzo skuteczna w rękach kogoś, kto jest zręczny i szybki. Krótko mówiąc - idealny wybór dla Skowronka.
UnikiMistrz
Skowronka nigdy nie ma tam, gdzie była przed chwilą. Cóż się dziwić, z jej posturą każdy przyjęty cios może być tym ostatnim.
Warzenie truciznMistrz
Skowronek była wychowanką Mistrza Trucizn, nic więc dziwnego, że trochę się na tym zna. Nie zna oczywiście receptury na Przywiązanie ani na odtrutkę do niego, ale poza tym może stworzyć nawet truciznę, która nie będzie miała smaku, zapachu i sprawi, że zgon będzie wyglądał na śmierć z przyczyn naturalnych.
Otwieranie zamkówMistrz
Uniwersalność to uniwersalność - Skowronek jest zarówno dobrą skrytobójczynią, jak i włamywaczką. Nie ma zamka, którego nie dałaby rady otworzyć.
SkrytobójstwoMistrz
Ulubiony rodzaj zleceń Skowronka - skrytobójstwa. Elfka zna tysiące sposób na podejście ofiary i pozbawienie jej życia i nie robi jej różnicy, czy ma działać dyskretnie i zabić kogoś w jego łóżku, czy efektownie sprawić, by ofiara wyzionęła ducha na środku ruchliwego placu.
Kradzież kieszonkowaBiegły
Ofiara Skowronka musi być naprawdę czujna i znać większość sztuczek kieszonkowców, by zorientować się, że właśnie coś zostało wyjęte z jej kieszeni. Skowronek może nawet zdjąć kolczyki jakiejś niefrasobliwej pannie.
GimnastykaBiegły
Szpagat? Drobnostka. Skowronek jest bardzo rozciągnięta i gibka, bez problemu wykona takie akrobacje, które pozwolą jej wejść w miejsca dla innych niedostępne.
Skradanie sięBiegły
Umiejętność przydatna zarówno w trakcie kradzieży, jak i morderstw - podejść ofiarę tak, aby nie wiedziała, co ją trafiło. Drobnostka. Skowronek porusza się cicho i niezauważenie jak kot.
AktorstwoZaawansowany
Przydaje się zarówno przy podchodzeniu ofiary, jak i przy ucieczce, strażnicy widząc drobną, przerażoną dziewczynę gonioną przez dwóch goryli nie będzie zadawało pytań tylko zaraz staną w jej obronie. Co z tego, że właśnie pomogli złodziejce, która w kieszeni wyniosła z posiadłości złoto i brylanty warte więcej niż ich żołd z ostatnich dziesięciu lat?
Unieszkodliwianie mechanizmówOpanowany
Rzadko się zdarza, by Skowronek na swej drodze znajdowała pułapki, dlatego też nie jest specjalnie biegła w ich rozbrajaniu, ale z niektórymi sobie poradzi. I tak przede wszystkim będzie starała się je ominąć.
AnatomiaOpanowany
Rosomak miał bardzo praktyczne podejście do tematu, gdy uczył swoją wychowankę anatomii. Po co było jej znać nazwy jakiś enzymów, kosteczek, połączeń? Nie lepiej pokazać jej te miejsca, które wystarczy lekko nacisnąć, aby spowodować olbrzymi ból? Albo takie, w które wystarczy wbić szpilkę, by unieruchomić połowę ciała? To jest coś, co Rosomak nazywał praktyczną anatomią i co przekazał Skowronkowi. A tych wszystkich kosteczek w nadgarstku do tej pory nie umie nazwać.
ImprowizacjaOpanowany
Ciekawa umiejętność, której Skowronek nabyła jeszcze na etapie dobierania dla siebie broni. Mianowicie w pewnym stopniu jest ona w stanie walczyć prawie wszystkim, co weźmie do ręki. Nie chodzi tylko o miecze, buławy, łuki - patelnia też się nada. Improwizowaną bronią walczy na poziomie, na jakim określona jest umiejętność improwizacji.
Jazda konnaOpanowany
Umiejętność nieodzowna, gdy istnieje potrzeba częstej podróży, Skowronek jednak nie nadaje się do szaleńczej gonitwy, gdyż z pewnością spadnie z siodła.
MedytacjaOpanowany
Medytacja to przydatna sprawa. Pomaga wyciszyć umysł, zapomnieć o bólu, pozwala dłużej wytrzymać bez snu i zachować przy tym wszystkie zmysły.
SzpiegowstwoOpanowany
Poznanie ofiary to czasami najlepszy sposób, aby zlecenie wykonać w elegancki sposób, bez rozgłosu i niepotrzebnie rozlanej krwi. Skowronek wie w jaki sposób zdobyć te najbardziej niezbędne informacje o większości osób.
Walka wręczOpanowany
Nie ma tego wiele, głównie przez to, że Skowronek nie dysponuje zbyt wielką siłą i z reguły nawet nie staje do walki bez broni. Jej umiejętności ograniczają się do samoobrony i kilku subtelnych ciosów, które wymagają dużej precyzji i powodują spory ból.
WspinaczkaOpanowany
Z reguły wejście z poziomu gruntu nie jest najbezpieczniejszym i najdyskretniejszym rozwiązaniem. Czasami lepiej wspiąć się na balkon i dopiero z niego wejść do środka. Skowronek jest w stanie zrobić coś takiego, o ile będzie miała chociaż drobną pomoc w postaci bluszczu czy rynny.
TorturowanieOpanowany
Wiele tortur Skowronek zna z obu stron, zarówno jako kat, jak i ofiara. Rzadko korzysta z tej umiejętności, gdyż woli swoją pracę wykonywać cicho i bez zbędnego bałaganu, lecz czasami nie można uniknąć małego przesłuchania. Skowronek posługuje się przede wszystkim metodami, które nie wymagają od niej użycia siły, często ucieka się do bolesnych form akupunktury bądź przypalania.
Podrabianie dokumentówOpanowany
Skowronek nie jest mistrzem w podrabianiu dokumentów - takowi siedzą z reguły gdzieś w swoich dobrze ukrytych warsztatach i są w stanie stworzyć każdy dokument, podrabiając nawet królewską pieczęć i podpis. Jej aż tyle nie potrzeba, czasami po prostu potrzebuje jakiejś przepustki czy rozkazu, którym pomacha komuś przed twarzą i nie pozwoli na wczytywanie się w treść.
TropieniePodstawowy
Bywają sytuacje, gdy ofiarę trzeba wytropić przed zabiciem. Skowronek z pokorą przyznaje, że nie jest w tym najlepsza, ale coś tam umie. Na pewno nie pomyli tropów człowieka i niedźwiedzia.
PrzetrwaniePodstawowy
Czasami i to jest potrzebne, zwłaszcza gdy ze względów bezpieczeństwa lepiej unikać traktów. Skowronek jako-tako poradzi sobie z rozpaleniem ognia czy stworzeniem sobie jakiegoś miejsca na nocleg.
MedycynaPodstawowy
Z dziedziny medycyny Skowronek zna się jedynie na opatrywaniu ran i to też tym najbardziej powierzchownym, który pozwoli nie wykrwawić się przed dotarciem do porządnego medyka.
AlchemiaPodstawowy
Alchemii zdarzyło jej się liznąć gdy uczyła się o truciznach - większość z nich wykonuje się w tradycyjny sposób, jednak niektóre wymagają udziału odrobiny sztuk magicznych i ona w zasadzie tylko tę odrobinę opanowała. Żelaza w złoto z pewnością nie zamieni.
PływaniePodstawowy
Skowronek utrzyma się na wodzie i chwilę wytrzyma pod wodą, ale syrenką z pewnością nie jest.
PoliglotyzmPodstawowy
Skowronek oprócz mowy wspólnej zna jeszcze język elfów.

Cechy Specjalne

Odporność na truciznyAtut
Skowronek jest praktycznie odporna na działanie większości trucizn - te słabsze wypije jak zwykłą wodę, a te silniejsze odchoruje, ale nie umrze od nich.
Dwie krople wodyZaleta
Nie jest to ani zaleta, ani wada - Skowronek po prostu czasami, bardzo rzadko ale jednak, czuje jakby emocje innej osoby. To zasługa Pliszki - jej brata bliźniaka, o którego istnieniu niczego nie wie, lecz nadal odczuwa z nim silną mentalną więź. To on gdy targają nim bardzo silne emocje (co zdarza się niezwykle rzadko) wpływa również na jej nastrój. To samo działa zresztą w drugą stronę - emocje Skowronka wpływają na Pliszkę. Oboje znacznie silniej odczuwają tę więź podczas snu, a elfka również podczas medytacji, gdy jest znacznie bardziej otwarta na świat duchów.
Widzenie w słabym świetleRasowa
Cecha wrodzona elfów, dzięki której Skowronek może przy świetle księżyca widzieć równie dobrze, jak za dnia. Bardzo przydatna cecha dla kogoś, kto chce widzieć a przy tym nie zostać zauważonym.
Odporność na chorobyRasowa
Kolejna cecha wrodzona leśnych elfów, którą dodatkowo wzmacnia działanie Przywiązania, dzięki temu Skowronkowi niestraszny jest jesienny deszcz i podłe jedzenie serwowane w karczmach w gorszych dzielnicach.
PrzywiązanieKlątwa
Subtelny i jakże skuteczny sposób na to, aby żadnemu Przyjacielowi nie przyszło do głowy, aby zdradzić bądź też zawieść swoich towarzyszy. Przywiązanie to trucizna, którą dostaje każdy nowy nabytek Przyjaciół - śmierć, którą ona przynosi jest długa i bolesna. Od wystąpienia pierwszych objawów jej zażycia aż do zgonu mijają średnio dwa tygodnie, w międzyczasie ofiara powoli traci kontrolę nad swoimi mięśniami (z początku są to tylko mało podejrzane skurcze, tuż przed śmiercią zaś ofiara przestaje zupełnie kontrolować swoje ciało), z czasem zaś pojawia się krwawienie z naturalnych otworów ciała oraz spod paznokci i z pępka, czasami zdarzają się przypadki, gdy tuż przed śmiercią otwierają się stare, zabliźnione rany. Na Przywiązanie istnieje odtrutka, która blokuje działanie trucizny na kilka dni bądź też nawet miesięcy, w zależności od przyjętej dawki. Działanie odtrutki jest widoczne po zmianie koloru oczu ofiary - zaraz po przyjęciu specyfiku stają się one złote i z czasem tracą kolor na rzecz naturalnego pigmentu tęczówki. Gdy ofiara odzyska całkowicie swój naturalny kolor oczu, trucizna zaczyna działać. Plotka głosi, iż nieliczni Mistrzowie znają recepturę na ostateczną odtrutkę, która usuwa Przywiązanie z organizmu, jednak nikt nigdy tego nie potwierdził.

Magia:

Nowicjusz

Przedmioty Magiczne

Mroczny

Charakter

Skowronek to niebezpieczne małe zwierzątko. Raczej nie była taka od urodzenia, jednak Przyjaciele włożyli wiele starań w to, aby była psychicznie gotowa na to, co ją czeka. Ciężko ją z początku rozpracować. Chodzi z wysoko podniesioną głową i zadartym nosem, całą sobą pokazuje, że jest z lepszej ligi niż ktokolwiek, kto na nią patrzy. Mężczyznom patrzy w oczy z wyzwaniem (“wyciągnij po mnie rękę, jeśli się ośmielisz”) albo wzgardą, zależy od tego, co chce uzyskać, czy chce owinąć ich sobie wokół palca, czy też ich zniechęcić. Nie ma oporów, by uwodzić, ale sama jest nieczuła na zaloty i jeśli nie może dzięki temu niczego zyskać, w brutalnych słowach odtrąca adoratora, za żadne skarby też nie pozwoli, by którykolwiek zanadto zawrócił jej w głowie - flirt jest dla niej narzędziem, a nie czymś przyjemnym, chociaż może sama się oszukuje… Z kobietami sprawa ma się dość podobnie, chociaż na nie Skowronek patrzy głównie ze wzgardą. Swoją płeć uważa za słabą pod każdym względem, a siebie traktuje jako wyjątek, powstały dzięki ciężkiej pracy Przyjaciół. Aby kobieta zyskała w jej oczach szacunek, musi być bardzo silnym egzemplarzem, kobietą, która nie kłania się mężczyznom. To wszystko sprawia, że Skowronek uważana jest za osobę butną i zarozumiałą. Bliżej poznana, okazuje się być płochliwa i nieufna. Chociaż nie zawsze trzyma dystans, zawsze panuje nad sytuacją. Śpi czujnie i nie rozstaje się z bronią, nawet podczas kąpieli ma przy sobie nóż. Nie wierzy też w bezinteresowną pomoc - sama takiej nie oferuje, a gdy ktoś zechce jej pomóc z czystej dobroci serca, zapyta wprost, jaka jest cena i raczej nie uwierzy w zapewnienia o altruistycznych pobudkach. Gdy coś ją zaskoczy, reaguje szybko i bez namysłu, jednak zaatakowana raczej nie ucieka, jeśli nie ma ku temu bardzo konkretnego powodu, podejmuje walkę albo od razu zabija. Sama nie prowokuje walk, podczas zleceń woli działać dyskretnie i jeśli dostrzeże jakąś lukę, z pewnością ją wykorzysta. 
Skowronek nie jest typem damy, ma zresztą wiele braków, jeśli chodzi o dobre maniery - po co uczyć kogoś tych wszystkich ukłonów i gładkich słówek, skoro i tak nie będzie miała gdzie tego wykorzystać? W rozmowie jest bardzo bezpośrednia i nie boi się dosadnego słownictwa, nigdy nie zwraca się do innych “panie”, nawet do króla mówiłaby na ty. Gdy może, chętnie pije w karczmach, chociaż nie ma mocnej głowy.

Wygląd

Ludzie “z branży” spojrzą na Skowronka i powiedzą: “Tak, to z pewnością jest dobra złodziejka”. Wszystko przemawia na jej korzyść. Jest niewysoka, ma raptem 160 cm wzrostu. Zarysy szczupłego, przyjemnego dla męskiego oka ciała zdradzają, że elfka jest wysportowana, ale przy tym niespecjalnie silna, ma smukłą sylwetkę, bez zbędnej muskulatury, wyraźnie wciętą w talii, o miłej krzywiźnie bioder i ud. Złodziejskie dłonie mają długie, chude palce z pomalowanymi na czarno paznokciami w kształcie migdałów. Czarne włosy Skowronka sięgają pasa, są gładkie i lśniące jak aksamit. Prawie nigdy ich nie splata, a gdy już naprawdę nie może pozwolić sobie na komfort pozostawienia ich bez kontroli, upycha je raczej pod ubraniem. Z włosami kolorystycznie kontrastuje jej skóra, blada, ale nie w chorobliwy, a raczej arystokratyczny sposób, z lekkimi ciepłymi tonami, równie gładka i bez skazy co włosy. Na jej tle wyraźnie odznaczają się brwi i długie, bardzo uwodzicielskie rzęsy, okalające oczy o wyraźnych, czystych białkach i niezwykłych tęczówkach. Niezwykłość oczu Skowronka polega na ich barwie - uważny obserwator zauważy, że zmieniają one kolor i tak jak na początku są złote, po kilku dniach stają się niebieskie. Błękitny pigment rozchodzi się od źrenic aż do brzegów tęczówki, sprawiając, że mężczyźni nie mogą od niej oderwać wzroku, zafascynowani głębią jej spojrzenia. Z takimi oczami nie trzeba już poprawiać swojej urody, przez co Skowronek nie maluje się, jeśli nie wymaga tego od niej aktualne zlecenie. Rysy twarzy ma miękkie, regularne i dziewczęce, co dodatkowo potęgują jej usta o dość przeciętnym wykroju i różowej barwie. Charakterystyczne dla elfów szpiczaste uszy Skowronka są wrzecionowate i dość długie, utrudniające noszenie kapelusza, o ile chciałaby kiedyś coś takiego założyć.
Ubrania Skowronka są dość zróżnicowane. Podczas wykonywania zleceń wymagających dyskrecji ubiera się w skórzany kombinezon, który ciasno opina jej sylwetkę, ale nie krępuje ruchów. Jest on wyposażony w wiele kieszonek i sprzączek, do których może poprzyczepiać najpotrzebniejsze rzeczy albo schować ukradzione łupy. Gdy porusza się w mieście również nie rezygnuje ze skóry i pokreślania swojej sylwetki. Prawie zawsze ma na sobie skórzane spodnie i takież buty, oprócz tego zakłada różnego rodzaju bluzki, kamizelki. Lubi odsłaniać ramiona i dekolt, aby wszyscy myśleli, że nie ma nic do ukrycia. Nie przepada za biżuterią - jedyną ozdobą, którą nosi, są dwa kolczyki w lewym uchu, różne w zależności od jej kaprysu. Chociaż zawsze jest uzbrojona, jej broń nigdy nie znajduje się na widoku.
Skowronek porusza się w sposób, który wielu kojarzy się z kotem albo falującą na wietrze trawą - miękko, płynnie, z gracją. Jest zwinna i szybka, może wyciągnąć rękę po cudzą sakiewkę i z łatwością ją sobie przywłaszczyć, nie zauważona ani przez ofiarę ani przez osoby postronne. Wyraz jej twarzy sugeruje, że ma się do czynienia z osobą pewną siebie. W uśmiechu z reguły nie pokazuje zębów, gdyż dla niej to synonim zwierzęcego szczerzenia kłów, zawoalowana groźba. Także jeśli Skowronek uśmiechnie się do ciebie szeroko, a jej wargi odsłonią białe, drobne zęby… Już jest prawdopodobnie po tobie.
Skowronek ma niski, bardzo miły dla ucha głos, chociaż często pobrzmiewają w nim negatywne emocje - kpina, wrogość, niechęć.

Historia

Przeszukiwałem dom. Wiedziałem, że Darrian nie ukrywa nic cennego, był na to za głupi. Był tak głupi, że zaciągnął u Wilgi dług, którego nie umiał spłacić, co najlepsze, znając warunki, na jakich działają takie… przysługi. Ale to nie był mój problem, nie moje pieniądze. Darrianem zajmowała się Wilga, wzięła ze sobą Głuszca, aby młody się uczył, co się robi z tymi, którzy nie dotrzymują umów. Ja poszedłem dla towarzystwa, z nudów. Klitka zajmowana przez tego długoucha nie była za wielka, wąska i wysoka, wciśnięta między inne tego typu budynki w dzielnicy biedoty. Była tu masa komórek, zakamarków i załamań. Miałem gdzie myszkować. 
Dziewczynka. Na łóżku w jednym z pokoi siedziała dziewczynka. Z początku pomyliłem ją z lalką, pewnie bym ją zignorował, gdyby nie mrugnęła. Coś mi przyszło do głowy.
- Hej, mała - przywitałem się w ten obrzydliwie słodki sposób, w jaki mówi się do dzieci. - Mieszkasz tu?
Dziewczynka pokiwała jedynie głową. Chyba się mnie bała, ale nie przeszkadzało mi to - ważne, że odpowiadała.
- Jak się nazywają twoi rodzice? - kontynuowałem. Uklęknąłem przy niej, aby móc lepiej się przyjrzeć. Każdy dorosły zorientowałby się, że bezczelnie ją wyceniam, jak przedmiot, na którego mam chętnego kupca.
- Darrian i Leya - odpowiedziała mi, bardzo cicho, musiałem mocno wytężyć słuch.
- Tatuś kazał, byś ze mną poszła - powiedziałem, biorąc ją na ręce, aby się nie wyrywała. Była jeszcze bardzo mała, niedożywiona jak to dziecko z ubogiej dzielnicy, ale to były detale, do naprawienia.
Zszedłem na dół. Ten cały Darrian leżał na ziemi, a Wilga wbijała mu obcas w policzek, Głuszec wykręcał mu ręce. Oboje odstąpili od maltretowanego, gdy wszedłem.
- A to co? - zapytała Wilga, wskazując dziewczynkę na moich rękach.
- Jego. - Ruchem głowy wskazałem długoucha. - Chcę ją. Zapłacę ci.
- Rozumiem - przyznała Wilga. Splunęła na swoją ofiarę. - Masz szczęście, jesteśmy kwita. Więcej lepiej ze mną nie zadzieraj.
- Nie, proszę, zostawcie ją… - jęczał pobity mężczyzna. Głuszec nie miał do niego cierpliwości, kopnął go w głowę i pozbawił w ten sposób przytomności. Poszliśmy.

Nie pamiętam tego. Ani momentu, gdy Rosomak zabrał mnie z rodzinnego domu, ani nic, co działo się wcześniej. Gdy myślę o dzieciństwie, jedyne co czuję, to zapach wosku i wilgoci, nic poza tym. Rosomak nie opowiadał mi o ludziach, od których mnie zabrał. Powiedział, że miałam ojca nieudacznika, który potulnie pozwolił, by mnie zabrano. Matki nie znał, nigdy jej nie widział. A ja nie miałam o nich żadnych wspomnień.
Rosomak należał, ja zresztą też teraz należę, do organizacji, która nie miała nazwy, jednak na potrzeby rozmów nadano nam miano Przyjaciół. Lubimy, gdy się tak o nas mówi. Gdy ma się przyjaciół, zwraca się do nich ze swymi troskami, a oni pomagają. My też tak działamy - pomożemy każdemu. Ale za odpowiednią opłatą. Nie zawsze są to pieniądze, niektórym pomaga się za przysługi, innym za dobra. Mój głupi ojciec za pomoc Przyjaciół zapłacił mną, nie z własnej woli, ale skoro nie miał nic innego, co przedstawiałoby jakąkolwiek wartość… Znał warunki umowy. Co robimy? Powiedziałabym, że wszystko. Pożyczamy pieniądze, dajemy schronienie, pomagamy rozpocząć nowe życie, odciąć się od starego. Odzyskujemy stracone rzeczy i pomagamy usunąć przeszkody z drogi, jakie by one nie były. Mówi się, że jesteśmy mordercami, złodziejami i bandytami. To nie tak. Jesteśmy Przyjaciółmi. A przyjaciele sobie pomagają.
Nie wspominam dobrze pierwszych miesięcy u Przyjaciół. Wiele musiało się we mnie wtedy zmienić. Rosomak był moim mentorem, ojcem i nauczycielem. Wśród Przyjaciół nosił miano Mistrza Trucizn. Nadał mi imię i zajął się tym, bym nie martwiła się przeszłością. To był… bolesny proces. Podawał mi truciznę, która wymazała wszelkie moje wspomnienia, później zaś dawał mi coś, co uodporniło mnie na wszelkie inne trucizny. Poza jedną, chociaż wtedy jeszcze tego nie wiedziałam.
Rosomak trzymał mnie na krótkiej smyczy. Szkolił mnie na dobrego Przyjaciela, takiego, który pomoże każdemu, a przede wszystkim naszym najbardziej wpływowym i bogatym znajomym, którzy zawsze mieli wygórowane wymagania. Pamiętam, jak po wymazaniu wspomnień on i kilku innych Przyjaciół zebrało się, aby mnie obejrzeć. Wyliczali wszystko, co można by dzięki mnie zrobić, zwrócono uwagę na moje cechy rasowe, wygląd i budowę, pochwalono Rosomaka za trafny wybór. Uznano, że nie ma sensu się rozdrabniać, że jestem na tyle dobrym materiałem, bym mogła zostać wszechstronnym, samodzielnym Przyjacielem, a nie Mistrzem jednej dziedziny. Rosomak wziął sobie to do serca. Z początku było całkiem spokojnie, zajął się moim rozwojem fizycznym, ćwiczyłam pod jego czujnym okiem, a on doprowadzał mnie do porządku - byłam niedożywiona i bardzo marna, włosy wypadały mi garściami z głowy, a zęby się chwiały. Gdy mój stan zaczął go zadowalać, zaczęły się dla mnie ciężkie czasy. Ćwiczyłam fizycznie, aż nie miałam siły stać na nogach, z wysiłku zdarzało mi się wymiotować. Walczyłam z dorosłymi, bo Przyjaciele nigdy sobie nie pobłażali. Gdy przestawałam dawać radę fizycznie, zaganiano mnie do nauki. Rosomak cały czas oceniał moje postępy i zmieniał zasady mojej nauki. Z początku robiłam wszystko po trochu - uczyłam się posługiwania wszelkim orężem, wszelkich technik kradzieży i zabijania, przeróżnych technik przesłuchań i podrabiania dokumentów. Z czasem okazało się, że nie do wszystkiego się nadaję albo że niektóre umiejętności będą mi zbędne i szkoda poświęcać na nie czas. Gdy osiągnęłam dojrzałość fizyczną dopasowano mi broń. Wybór padł na noże i krótkie miecze, w tym miałam osiągnąć mistrzowski poziom pod okiem innym Przyjaciół. Nadal jednak pamiętałam niektóre informacje o innych typach oręża, miałam fantazję, by z nich korzystać i zaskakiwać nauczycieli. Doceniono to we mnie.
Bycie Przyjacielem to nie tylko walka, nie tylko umiejętności fizyczne. Chodziło również o psychikę - musiałam być jak skała. Nie do złamania, nie do pokonania, miałam nie znać strachu i nie mieć słabych punktów. Brutalnie zabrano się do hartowania mego ducha. Nie pamiętam dokładnej kolejności wszystkiego, co mi robiono, było tego zbyt dużo. Rosomak pozwalał mi poczuć na sobie działanie halucynogenów i używek, które podawał mi w taki sposób, bym już nigdy nie wzięła ich do ust, by nie osłabiały mojego umysłu. Torturowano mnie, abym nie bała się bólu, nauczono medytacji i panowania nad emocjami w mistrzowski wręcz sposób. Gdy osiągnęłam dojrzałość płciową i zaczęłam interesować się mężczyznami, Rosomak w brutalny sposób wyperswadował mi, bym wybiła sobie takie tematy z głowy. Mógł zdusić we mnie chemicznie te ciągoty, ale tego nie zrobił, wiedziałam jednak, że nie mogę liczyć na szczęście - zorientowałby się, gdybym coś do kogoś poczuła, a wtedy byłabym trupem, krwawą miazgą nie do zidentyfikowania. Z czasem to stało się do zniesienia, przestałam interesować się chłopakami i po prostu przeszłam nad tym do porządku dziennego. Wtedy jednak zorientowałam się, jak wielką siłą jest pożądanie i jak łatwo dzięki niemu manipulować ofiarami - zaczęłam to wykorzystywać, często zachowywałam się jak pospolita dziwka, by uśpić czujność tych, którymi miałam się zająć w ramach zlecenia.
Nie spieszono się z moją nauką - zarówno ja, jak i mój mentor byliśmy długowieczni, mogliśmy wszystko zrobić dokładnie. Nie pamiętam, ile lat to trwało - gdy już miałam jakieś podstawy, zaczęłam brać udział w jakiś małych robótkach, bardziej wybrykach niż konkretnych zleceniach. W międzyczasie szlifowałam swoje talenty. Przyjaciele nigdy nie wierzyli na słowo honoru, że coś potrafię - zawsze musiałam udowodnić swoje umiejętności, czy to w terenie, czy to robiąc coś na ich oczach. Szczególnie w pamięć zapadło mi to, jak sprawdzaliśmy się na sobie nawzajem, kradliśmy sobie różne przedmioty, czy w inny sposób udowadnialiśmy, co potrafimy. Popularne było przyczepianie kolorowych szpilek do ubrania tak, aby ofiara nie poczuła i się nie zorientowała - każda taka szpilka oznaczała wyimaginowany zgon, w ten sposób ćwiczyliśmy podchodzenie ofiary. To była tylko zabawa, może nasi mentorzy nawet o tym nie wiedzieli, a my nie wprowadzaliśmy zbędnej psychozy. Ktoś wbił szpilkę w twój kołnierz - cóż, był lepszy od ciebie. Nie udało ci się - cóż, masz czujnego kolegę. Mnie podczas nauki wbito dwie szpilki. Obie należały do tego samego mężczyzny, który kilka lat później został Mistrzem Ostrzy, czyli głównym skrytobójcą Przyjaciół.

Inną ciekawą sytuacją z samego początku treningu była pewna misja, w której nakazano mi tylko stać i patrzeć - miałam brać udział w werbunku, dość nietypowej akcji, gdyż Przyjaciele woleli raczej pracować nad dzieciakami, które są jeszcze bardzo elastyczne, niż męczyć się z dorosłymi i ich wyrobionymi nawykami i poglądami. Prawdopodobnie nie brałabym w tym udziału, gdyby całą misją nie zajmował się Gekon - Przyjaciel, który miał do mnie wyjątkową słabość, podyktowaną jednak względami czysto profesjonalnymi, a nie romantycznymi. Uwielbiał zabierać mnie ze sobą i pokazywać jakim to nie jest specjalistą i za każdym razem powtarzał, bym patrzyła i wyciągała wnioski. Wtedy nie miałam możliwości odmowy, więc poszłam z nim. Tamtego dnia nie zapamiętałam imienia osoby, którą mieliśmy zwerbować, w pamięć zapadł mi jednak wygląd tamtego mężczyzny - wysoki, muskularny, ubrany jak szmaciarz, o oczach tak żółtych, że niewiele różniły się od naszych złotych. Odmówił propozycji Gekona, a Przyjaciel najwyraźniej nie liczył się z taką opcją - nie wiem czy był to nakaz Mistrzów, czy też jego własna inicjatywa, ale gdy miał już pewność, że nie zwerbuje tamtego mężczyzny, zaatakował go. To była krótka i spektakularna egzekucja - oddzielona od ciała głowa Gekona potoczyła się pod moje stopy, a ja zostałam sam na sam z oprawcą mojego opiekuna. Byłam już wtedy na tyle dobrze wyszkolona, że nie okazałam strachu, wiedziałam jednak, że nie mam szans się z nim mierzyć. Uniosłam ręce nad głowę.
- Jestem nieuzbrojona - powiedziałam. - I nie kazano mi dokończyć jego dzieła. Nic do ciebie nie mam. Pozwól mi odejść, a więcej się nie spotkamy.
Nieznajomy żółtooki puścił mnie wolno, a ja zamierzałam dotrzymać danego mu słowa, lecz okazało się, że nie było mi to dane. Nie miałam żadnych nieprzyjemności z tytułu tamtego wydarzenia, choć niektórym zdawać by się mogło, że powinnam solidarnie dać się zaszlachtować. Mistrzowie docenili informacje, które im przyniosłam, Gekona nazwali głupcem i powiedzieli, że dobrze iż chociaż jedna osoba wróciła z tej akcji, a z werbowania tamtego mężczyzny zrezygnowano, uznając, że skórka niewarta jest wyprawki.

Po latach przestałam się uczyć i nadszedł czas, bym zaczęła przyjmować poważne zlecenia i wykonywać je samodzielnie - zostałam pełnoprawnym Przyjacielem. Wtedy też Rosomak wytłumaczył mi fenomen naszych oczu - wszyscy Przyjaciele mieli złote tęczówki. On nazwał to Przywiązaniem - trucizną, którą dostawał każdy z nas już podczas pierwszych dni nauki. Nie była to substancja, która zabijałaby od razu, a jej działanie można było opóźniać odtrutką wręcz w nieskończoność. Tylko Mistrzowie znali recepturę odtrutki i mogli ją sporządzić. Rachunek zdawał się być prosty: każdy Przyjaciel musiał wracać co jakiś czas do swoich przełożonych, aby zdać raport, przyjąć nowe zlecenie i odtrutkę. Gdyby ktoś zawiódł, dałby się złapać albo próbował uciec, po prostu by umarł. Działanie trucizny widoczne było w naszych tęczówkach - gdy były złote, oznaczało to, że jesteśmy bezpieczni. Odzyskanie naturalnego koloru oczu oznaczało początek działania Przywiązania. Śmierć, którą przynosiła ta trucizna, była powolna, ale nieunikniona, o ile nie wróciło się do Przyjaciół na czas. Nie przerażał mnie ten los - byłam lojalna, a moje wyszkolenie nie budziło zastrzeżeń, nie groziła mi porażka.
Pamiętam, że był jeden taki, który chciał z Rosomaka wyciągnąć sekret przygotowywania odtrutki na Przywiązanie. Nazywał się Pliszka - przez pewien czas był uczniem i współpracownikiem mego opiekuna, ale nie widywaliśmy się zbyt często. On miał być typowym trucicielem, a mnie często wysyłano w teren. Jednak dobrze go zapamiętałam - leśny elf, całkiem przystojny, interesujący, chociaż trochę wariat. Zdawało się, że nie miał uczuć, a był przy tym tak bezczelny... To jednak nie zrobiło na Rosomaku najmniejszego wrażenia, bo on takich zbyt bezpośrednich chłystków zjadał na śniadanie i to bez popitki. Od razu pokazał mu gdzie jego miejsce i co się stanie, jeśli będzie się za bardzo wychylał, ale jednak przyjął go na nauki. Pliszka był dobry w te klocki i pewnie kiedyś stałby się Mistrzem Trucizn jak Rosomak... Ale nagle odszedł. Tak po prostu, poszedł i nie wrócił. Przyjaciele oczywiście go szukali, on jednak zapadł się pod ziemię. Uznano, że ma sensu się nim martwić - skoro nie było go w miastach, to nie stanowił dla nas żadnej konkurencji i nie mógł nikomu donieść, a jeśli siedział w lesie, to tym bardziej nie było sensu go szukać. Pewnie wpełzł pod jakiś krzak i tam zdechł. Szkoda, bo był naprawdę niezły. <

Wiele czasu zajęło mi, nim skojarzyłam kim jest stojący przede mną nieznajomy. Od naszego pierwszego spotkania minęło ze dwadzieścia lat, a on nie postarzał się ani o jotę (ja zresztą też nie). Jakoś spodobało mi się to, że samodzielnie tyle czasu utrzymał się w branży i nadal był na szpicy. Tym razem zapamiętałam jego imię - Samiel. Był asasynem, o którym krążyło już wiele historii - po tej wspólnej akcji (gdzie kilka osób na raz zajmowało się eliminacją wszystkich gałęzi jednej rodziny wyjątkowo utrudniającej życie polityczne naszego zleceniodawcy) zaczęłam zbierać informacje i plotki o tym mężczyźnie. Nie było tego specjalnie dużo, jednak wystarczyło, by wyrobiła sobie zdanie, że tego osobnika lepiej mieć po swojej stronie niż przeciw sobie.
nnym razem udało nam się nawet przez chwilę porozmawiać osobiście. Nigdy nie dążyłam do nawiązywania przyjaźni, wtedy jednak przedłużyło się nasze czekanie na spotkanie ze zleceniodawcą. By zabić czymś ciszę, wspomniałam, czy pamięta mnie z tamtej niefortunnej rekrutacji i jakoś to poszło. Profesjonalizm nie pozwalał mi na zadawanie niektórych pytań, chętnie jednak weryfikowałam plotki, o których słyszałam - czy to prawda, że śmierć takiego a takiego to jego sprawka? Czy to prawda, że był w tym i tym miejscu? Czy naprawdę zabił aż tylu ludzi z półświatka, bądź co bądź swoich braci? Wyłonił mi się z tego przesłuchania pewien obraz profesjonalisty z wypracowanym przez lata kodeksem zachowań. Czułam, że coś przede mną ukrywa, ale przecież ja też miałam przed nim swoje tajemnice, jak chociażby Przywiązanie. Nie drążyłam, nie wnikałam - czasami im człowiek mniej wie tym lepiej, mniej zdradzi na przesłuchaniu. Upewniłam się jednak, że on nie pasowałby do naszej zgrai Przyjaciół - byłby zarzewiem konfliktów, nie dostosowałby się, a nawet gdyby, straciły wtedy wiele ze swych zalet. Od tamtej krótkiej rozmowy już go nie spotkałam.

Już od wielu lat jestem jedną z lepszych Przyjaciółek. Rosomak może być ze mnie dumny - nie zmarnowałam przekazanej mi wiedzy, brałam każde zlecenie, które mi podsunięto i zawsze wykonywałam je bez zbędnych komplikacji. Unikam monotonii i biorę różne zadania. Nie kwestionuję decyzji starszych, którzy wciskają mi czasami jakiegoś młodzika, by ten uczył się w terenie razem ze mną, ale wolę działać sama, bez zbędnego balastu. Oczywiście, wiem, kiedy należy zacisnąć zęby i przyjąć pomoc innego Przyjaciela, istnieją wszak miejsca, gdzie nie wejdzie się w pojedynkę i przeciwnicy, których nie da się tak łatwo zabić. Nie, żebym czasami nie próbowała - wszak raz na jakiś czas trzeba pokazać, kto tu rządzi.

AKTUALNIE
Zupełnie przypadkiem Ekradon stał się moim głównym obszarem wykonywania zleceń. Przebywałam tam na tyle często, że zdołałam stworzyć sobie siatkę informatorów, pomocników i strażników, którzy byli mi przychylni. Oczywiście za odpowiednie przysługi czy dobra, bo nic w życiu nie jest za darmo. Dzięki temu jednak mogłam brać coraz lepsze i coraz bardziej zuchwałe roboty, jak na przykład kradzież pieczęci Sądu Najwyższego, którą przybijało się wyroki i postanowienia. Zlecenie było dobre, miało jednak pewien znaczący minus: przydzielono mi do niej nowicjusza, którego nie za bardzo mogłam zostawić w bazie - był protegowanym zbyt wysoko postawionych osób. Niechętnie więc wlokłam go za sobą, choć stanowił same problemy: najpierw ktoś go zauważył i zapamiętał, przez co mieliśmy pościg na karku, a potem jeszcze okazało się, że gnojek nie umie pływać, więc nie mogliśmy przekroczyć rzeki, bo przez burzę zamknięto przeprawę. Czekając w ostatniej karczmie przed miastem natknęliśmy się na pewnego smoka i zmiennokszałtnego. By nie przedłużać historii, smok chciał nas wynająć - mnie i tamtego hienołaka, Bariusa, bo towarzyszący nam przyjaciel posłużył za karmę - i prawie mu się to udało, lecz kobyła się spłoszyła i poniosło ją w las, a my jakoś nie mieliśmy ochoty wracać do niedoszłego zleceniodawcy, bo skórka niewarta była wyprawki. Zamiast tego postanowiliśmy wrócić do miasta, by skorzystać z zamieszania po mojej poprzedniej kradzieży i nieco się obłowić. Już od dawna miałam na oku pewien dom jubilerski, więc udaliśmy się prosto do niego. Było całkiem nieźle, szaleliśmy jak lisy w kurniku, bo chociaż ochrona była liczna, to z siłą mojego kolegi mało kto mógł się mierzyć. Sprawy jednak skomplikowały się, gdy nakryto nas w gabinecie właściciela domu - nagle zaroiło się od ochroniarzy, od stłuczonych lamp ogień szybko rozprzestrzeniał się na cały budynek... Nie ryzykowałam, tylko zwiałam czym prędzej zostawiając Bariusa na pastwę losu. Cóż, życie.
Później zaś nastąpił ciężki dla mnie okres - zlecenie, które wykonałam, nie doczekało się szczęśliwego końca, gdyż nim je wykonałam, zleceniodawca został pochwycony i zabity. Zgodnie z polityką naszej grupy miałam przyczaić się na kilka miesięcy, by nikt nie mógł do mnie dotrzeć, a co za tym idzie, nie mógł dotrzeć do organizacji i narobić nam kłopotów. Problem polegał jednak na tym, że mnie takie przymusowe wakacje strasznie nudziły i w końcu postarałam się o godną rozrywkę, zupełnie nie przypuszczając, że wplączę się w totalne bagno... Mgliste Bagno.
Zaczęło się totalnie niewinnie - włócząc się po okolicy trafiłam do Kamiennego Targu, wioski drwali i wypasaczy owiec. Kręcąc się po okolicy trafiłam na jakiś lokalny wiec i uznałam, że posłucham co w trawie piszczy. Szybko dowiedziałam się, że jakiś syn lokalnego władcy miał romans z córką sąsiada, za co został poszczuty psami i walczy o życie, a ją wysłano do Ekradonu, by tam szybko wydać za mąż, by nie przyszło jej do głowy ciągnąć tego romansu. Dziewczyna nazywała się Eldine Styfing, a chłopak Guly Ulka. Mieszkańcy Targu nie mogli tego tak zostawić i postanowili dziewczynę uprowadzić, by ożeniła się z ich chłopakiem - plan idealny. Do którego przypadkiem zostałam wmontowana. Nie zgłosiłam się do tej roboty - po prostu za bardzo odstawałam. A że udawanie tutejszej w żaden sposób by mi się nie przysłużyło, powiedziałam kim jestem i dobiliśmy targu. Najgorszego targu w moim życiu, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam.
Wyruszyliśmy prawie od razu. Ja, brat przyszłego pana młodego Sjans, jego znajoma para Ily oraz Ważka i Botan - tępy osiłek. Myślałam, że to będzie łatwa robota, lecz kłopoty zaczęły się niemal od razu. Oczywiście, pierwszą złą decyzją było pójście na skróty, gdzie natknęliśmy się na głodne, wściekłe bestie z zagrody Styfinga i jakiś miejscowych, którzy nie chcieli z nami rozmawiać i woleli profilaktycznie zabić. Później było jeszcze gorzej, bo trafiliśmy na trzeciego brata Ulkę - Cryfa. Coś mnie podkusiło, by udawać przed nim księżniczkę Danae, Arolę, chyba po to, by coś od niego zyskać. Na pewno dostaliśmy od niego orszak, w skład którego wchodził nadgorliwy zadufany w sobie dupek Fydlon. Botan kilka razy w trakcie podróży chciał go zabić, przed czym ja go powstrzymywałam - wcześniej kilka razy okazał, że zależy mu na moich względach i miałam na niego dzięki temu jakiś wpływ. Musieliśmy się jednak pozbyć tego przeklętego orszaku, bo mieli nas doprowadzić do Danae, a nam zależało na dotarciu do Ekradonu. Przy pierwszej lepszej okazji postarałam się więc uciec, podając ludziom Cryfa mylny trop, a samej wracając do swoich ludzi z Kamiennego Targu i dalej idąc już bez przeszkód.
W Ekradonie pojawiły się kolejne komplikacje. Okazało się, że Eldine zniknęła z zamku, uciekła kilka dni wcześniej i nie wiadomo gdzie przebywa. Rozdzieliliśmy się, by łatwiej było szukać, ale przez to nie nad wszystkim i wszystkimi dało się panować, przez co doszło do tego, że któreś z dzieciaków - Ily albo Ważka, ale prędzej Ily - podsunął Botanowi pomysł, by mi się oświadczyć. Dzięki temu dostałam krowę i szafę pełną ubrań, która chyba nadal stoi w “Kochanej teściowej” i czeka na odbiór, a krowa lezie za mną z uporem maniaka. Poważnie nie wiem czemu się tak do mnie przywiązała, ale jest to całkiem urocze… Na pewno bardziej niż ten, który mnie nią obdarował. Ten oszołom jest nieobliczalny, a ja nie wyczułam tego w porę i go nie spławiłam, co miało mi się jeszcze nieraz odbić czkawką.
W każdym razie w końcu udało nam się odnaleźć Eldine w domu jej służki. Uciekliśmy, robiąc sprytną zasadzkę na śledzących nas ludzi jej ojca i rozdzieliliśmy się - część pojechała wozem przez główną bramę miasta, a pozostali mieli opuścić z nią Ekradon przez slumsy. Jakoś się to nam udało, chociaż musieliśmy się zmierzyć z miejscowymi gangami, silnorękimi, wynajętymi zbirami i bezdomnymi wariatami mieszkającymi w kanałach. Potem już w lesie nie umieliśmy się nawzajem poznajdywać, a na koniec zaliczyliśmy spotkanie z niedźwiedziem, którego Botan zabił swoim toporem, a na koniec podarował mi jego serce, bym je zjadła - cóż za romantyk. Nic to, że wcześniej próbowałam mu dać kosza, ale zrobiłam to zbyt subtelnie i nie zrozumiał.
W każdym razie udało nam się odnaleźć i mogliśmy już udać się dalej - Sjans zarządził, by zacząć od wizyty w siedzibie Gryfonów, elitarnego oddziału ekradońskiego wojska, bo tam przebywał książę Soren, który mógł pobłogosławić Guly’emu i Eldine. Pomysł był niezły, a jego poważna wada ujawniła się dopiero pod samą bramą garnizonu - na miejscu był Fydlon. Ten idiota szukając mnie udał się do Danae i tam narobił afery, która przybrała rozmiar międzynarodowego skandalu. Musiałam się tłumaczyć przed księciem i w tym celu wcisnęłam mu bajeczkę, że podszywałam się pod księżniczkę, bo byłam zakochana w Cryfie i chciałam zdobyć jego uwagę. Książę bajeczkę kupił i nawet zgodził się pomóc w zamian za to, że udam się do Danae i wszystko opowiem, a przy okazji przekażę list dla jego ukochanej księżniczki Aroli, ale niestety to nie doszło do skutku. Botan - znowu Botan! - narobił nam kłopotów, bo z jakiegoś powodu zaczął ujeżdżać najgroźniejszego gryfa w całym garnizonie. Soren chciał go pochwycić, ale nie udało mu się i upokorzony kazał nas złapać, ale jakimś cudem zwialiśmy i dotarliśmy do Pustelniak - elfa, u którego leczony był Guly. Na miejscu była również Kliri, córka Sjansa, która powitała nas całą gamą przeróżnych pułapek rozstawionych wokół… w powody lepiej wnikać nie będę. Doszło jednak do tego, że w tej małej pustelniczej chatce spotkali się ludzie z Kamiennego Targu, ścigający ich Soren i - uwaga! - Arola we własnej osobie, która przybyła na wezwanie swego, jak się okazało, kuzyna Pustelnika. Przyszło mi się tłumaczyć tu i teraz, mając przeciwko sobie księżniczkę, która okazała się być podłą zimna suką, Fydlona, który próbował się za wszelką cenę wybielić i w ogóle co tam się nie działo… W negocjacjach polegliśmy i miałam zostać zabrana do Danae, ale że byłam “swoja”, to ludzie z Kamiennego Targu próbowali mnie odbić. Kliri wzięła księcia za zakładnika, a gdy doszło do pata, ja podjęłam negocjacje i jakimś cholernym cudem udało mi się przekonać wszystkich do złożenia broni, a Sorena do wzięcia sprawy w swoje ręce i w ten sposób książę zadecydował, że da ślub Eldine i Guly’emu, a Arola wspaniałomyślnie postanowiła się przyłączyć. Mnie odpuszczono winy, a strażnik pałacowy, który z takim zaangażowaniem próbował mnie spacyfikować, nagle zrobił się zaskakująco miły i przez całe wesele mi nadskakiwał, jak zresztą połowa tych niewyżytych żołdaków przy wakacie kobiet na weselu. Miałam szczęście, że sama wtedy nie zostałam żoną, bo Botan najwyraźniej rozważał taką opcję. Już myślałam, że to koniec i wszystko ułożyło się dobrze, ale niestety - Styfing chyba wpadł na nasz trop i postanowił podpalić las, by nas wykurzyć. Zwiewając, być może prosto w jego łapska, straciliśmy Sjansa, który wpadł w jeden z niezabezpieczonych wilczych dołów. Wróciłam się po niego i z pomocą Betty jakoś go wyciągnęliśmy. To jednak nadal nie był koniec kłopotów, bo okazało się, że ognia nie podłożył teść Guly’ego (który to nie wiedział jeszcze, że tymże teściem został), a - uwaga! - Cryf Ulka. Idiota uznał, że jednak chce wrócić w glorii i chwale i przejąć władzę w Kamiennym Targu, gdzie nie zostanie przywitany jak swój, chociaż teoretycznie ta władza mu się należała. Potrzebował tylko przewodnika, a jedynym na tyle głupim gościem do tego zadania był - oczywiście - Botan. Chcąc nie chcąc musiała go ratować, bo byłam jedyna, której Botan by się słuchał i która miała realne szanse wpłynąć na niego bardziej niż Cryf. W tym celu razem ze Sjansem weszliśmy do obozu jego brata, tam jednak zostaliśmy rozdzieleni - gdy przeszukiwałam obóz odnalazł mnie... Zaskroniec, który kazał mi przerwać misję, bo wzywali mnie Mistrzowie, którzy nie chcieli, by nasza organizacja była kojarzona z tym całym zamieszaniem. Pod groźbą nieotrzymania odtrutki musiałam się zgodzić. I tak zakończyła się moja przygoda ze Sjansem i jego towarzyszami - nie wiem nawet jaki był finał tej historii i czy ślub doszedł do skutku.
Moja niesubordynacja z tamtego czasu odbiła się jednak dla mnie czkawką. Widziałam, że popadłam w niełaskę, lecz misję w Trytonii potraktowałam jako możliwość odkupienia swoich win - dostałam zlecenie na morderstwo, które musiałam jednak wykonać z członkiem lokalnego gangu, aby nie wywoływać wojny między naszymi organizacjami. Tak poznałam Cienia - dziwnego chłopaka, który miał być moim informatorem i przewodnikiem. Faktycznie, prowadził mnie po mieście od jednej kryjówki mojego celu do drugiej, a w pewnym momencie nawet pomógł mi, wyciągając skazanego z pościeli prosto na ulicę, bym mogła go zabić bez świadków. Był jednak... cholernie dziwny. Nie spodziewałam się, że przyjdzie nam jeszcze kiedyś pracować razem, ale taka sytuacja zdarzyła się wyjątkowo szybko. Mój cel przed śmiercią okazał się być wyjątkowo gadatliwy. Wiedział jak działa Przywiązanie i od razu spostrzegł, że mam błękitne oczy - w jego laboratoriach była rozpylona substancja niwelująca odtrutkę, by eliminować takich jak ja. Moi przełożeni to wiedzieli - wysłali mnie, bym pozbyła się wrzoda na tyłku, a przy okazji ja jako kolejny wrzód również miałam zginąć. Nie muszę mówić, że się wkurzyłam. Zawiązałam sojusz z moją niedoszłą ofiarą - on dał mi odtrutkę, a ja darowałam mu życie. A później zaczęłam wprowadzać swój plan w życie - musiałam zniknąć tak, aby moi byli już mistrzowie myśleli, że nie żyję. Potrzebowałam do tego pomocy i właśnie wtedy ponownie spotkałam się z Cieniem - zleciłam mu upozorowanie mojej własnej śmierci. Chyba z początku nie chciał się na to dać namówić, ale później się zgodził. Znalazł jakąś dziwkę, kazał mi się za nią przebrać, a ją ucharakteryzował (chyba magią) by wyglądała jak ja. Później poszczuł na nią jakiegoś brutala, który ukręcił jej łeb. Bardzo czysta robota, choć nie wiem jak się ona skończyła dla pozostałych - nie obchodziło mnie to, bo dla mnie najważniejsze było, aby uznano mnie za martwą. Teraz miałam czas i możliwości, aby pokazać moim byłym mistrzom, że ze mną się nie zadziera.

Towarzysz

Imię:Betty
Gatunek:Krowa
Płeć:Samica
Wiek:8 lat

Betty to krowa, którą Skowronek dostała od swojego adoratora, Botana. To bardzo samodzielne zwierzę, które chadza swoimi drogami niczym kot, ale zawsze pojawia się w pobliżu, gdy jej pani potrzebuje pomocy. Jest odważna, waleczna, a gdy trzeba potrafi też być całkiem szybka jak na krowę. Skowronek lubi ją i docenia jej towarzystwo, choć wcale o nie nie zabiegała - to krowa sama ją wybrała. 
Betty ma brązowo-białe umaszczenie.
  • Najnowsze posty napisane przez: Skowronek
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • [Miasto] Przyjaciele aż po grób
            Skowronek uśmiechała się zdawkowo, już teraz wczuwając się w swoją rolę i nie wypadając z niej - im dłużej będzie w niej trwała, tym łatwiej będzie jej to przychodziło, to zawsze tak działało, nawet jeś…
    150 Odpowiedzi
    25035 Odsłony
    Ostatni post 1 rok temu Wyświetl najnowszy post
  • [Miasto] Przyjaciele aż po grób
            Wśród chłodnej cichej nocy nagle zrobiło się nieznośnie gorąco i duszno. Skowronek głębiej nabrała tchu stojąc przed Samielem. Wiedziała, że to był dobry moment, tylko nie chciała sama przed sobą przyzn…
    150 Odpowiedzi
    25035 Odsłony
    Ostatni post 1 rok temu Wyświetl najnowszy post
  • [Miasto] Przyjaciele aż po grób
            Skowronek wzruszyła ramionami jak nastolatka, która ma w nosie to co myślą sobie dorośli.         - Wierz mi, dobrze wykonuję swoją robotę – oświadczyła pozornie bez związku i niby lekko obrażonym tonem…
    150 Odpowiedzi
    25035 Odsłony
    Ostatni post 2 lat temu Wyświetl najnowszy post