Oglądasz profil – Theotar

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Theotar
Rasa:
Półelf, Półczłowiek
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
45 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Przeciętnej siły aura, której kolor dumnie reprezentuje jasny odcień barachitu zmieszanego z żelazem. Jej poświata natomiast jest spowita ametystem. Sama z siebie nie wydaje zbyt wiele dźwięków, są to raczej odgłosy przyrody, które przylgnęły do niej i brzmią w niej odbijając się echem. W zapachu również prym wiodą wszelkie leśne aromaty i zapachy. W dotyku aura zdaje się prezentować niemal wszystkie pozytywne aspekty, jest dość twarda, a jednocześnie miękka i giętka przy czym równocześnie ostra i gładka. W smaku gorzka i kwaśna.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Theotar
Wiek:
39
Grupy:

Skontaktuj się z Theotar

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
10
Rejestracja:
11 lat temu
Ostatnio aktywny:
7 lat temu
Liczba postów:
46
(0.05% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.01)
Najaktywniejszy na forum:
Równina Maurat
(Posty: 29 / 63.04% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[Obrzeża Meot] Początek wyprawy
(Posty: 29 / 63.04% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile

Brak profili posiadających połączenia.

Atrybuty

Krzepa:wytrwały, wytrzymały
Zwinność:bardzo zręczny, bardzo szybki, perfekcyjny
Percepcja:sokoli wzrok, czuły słuch, wyostrzony węch
Umysł:bystry, ineligentny, b. silna wola
Prezencja:Ładny, przekonywujący

Umiejętności

PływaniePodstawowy
Skradanie sięBiegły
WspinaczkaBiegły
Walka bez broniMistrz
Opisuje umiejętność postaci do walki bez użycia jakiejkolwiek broni. Częste bójki z rówieśnikami wmsierocińcu pozwoliły opanować tę sztukę prawie do perfekcji
Walka bronią dystansową - procaBiegły
Opisuje umiejętność postaci do posługiwania się procą w walce. Theotar zrobił własnoręcznie procę, strzelanie do wyimaginowanych celów było jego ulubioną formą zabijania czasu.
PrzetrwaniePodstawowy
Cięzkie życie w sierocińcu nauczyło Theo radzić sobie w trudnych okolicznościach.
ŚpiewPodstawowy
UnikiMistrz
Podobnie, jak w przypadku Walki bez broni, częste bójki z wieloma przeciwnikami nauczyły go uników.
GimnastykaOpanowany
Bójki, a później ich unikanie, zmusiły Theo do opanowania kilku niezbędnych piruetów i salt.
Kradzież kieszonkowaPodstawowy
Niestety czasem Theo musiał się do niej posunąć, by mieć co jeść

Cechy Specjalne

Komunikacja ze zwierzętamiZaleta
Podświadome odczytywanie myśli i nastrojów zwierząt, a także przekazywanie im własnych.
Widzenie w ciemnościZaleta
Nawet w najciemniejszych pomieszczeniach Theotar widzi, jakby miał przy sobie świecę.
Chłonny umysłDar
Nauka nowych umiejętności przychodzi mu z wyjątkową łatwością. Do przyswojenia prostych czynności wystarczy mu tylko obserwacja. Jeżeli ktoś będzie mu tłumaczył coś bardziej skomplikowanego, nie będzie musiał dwa razy powtarzać. Ponadto czuje pęd do wiedzy, nie przepuści okazji, by dowiedzieć się lub nauczyć czegoś nowego.

Magia: Intuicyjna

Nowicjusz

Przedmioty Magiczne

Mroczny

Charakter

Theotar jest bardzo nieśmiały, niewiele mówi, za to bardzo dobrze potrafi słuchać. Jeżeli już zabierze głos, oznacza to, że to co powie jest ważne. 

Jest osobą dobrą, ceni życie, nigdy nie odebrałby go komuś, choćby zwierzęciu, bez powodu. Nawet, gdy je mięso czuje się źle, że przez niego
zginęło jakieś stworzenie. Ma pragmatyczne podejście do życia i prawa: czasem trzeba złamać prawo, by przetrwać lub dla osiągnięcia wyższego
celu. Jest osobą tolerancyjną i zawsze gotową do pomocy. Jego serce jest czyste i szlachetne.

Wygląd

Theotar ma pociągłą twarz z dobrze zarysowanym, lekko wystającym podbródkiem. Kości policzkowe łagodnie wyeksponowane. Posiada wąskie 

usta, między którymi znajdują się bardzo białe zęby. Ponieważ bardzo rzadko się uśmiecha, ciężko je zobaczyć w pełnej krasie. Na ramiona opadają
mu zmierzwione, brązowe włosy ukrywając zupełnie jego uszy. Oczy Theo są brązowe, widać w nich spokój i opanowanie. Jego wygląd może
podobać się kobietom, ale na pewno nie można go nazwać przystojniakiem.

Theotar wygląda jak typowy szczupły ludzki mężczyzna. Stoi miękko na nogach. Jest zawsze czujny i gotowy, by wykonać ruch. Ciało ma jędrne i
gibkie, aczkolwiek szczególnie na plecach, udach oraz rękach, pokryte jest szeregiem drobnych blizn. Ponadto, w środkowej części pleców znajduje
się podłużna blizna, długa na około 20cm - ślad po uderzeniu biczem.

Historia

Przedwiośnie roku 729 ery alarańskiej należało do wyjątkowo ciepłych. Właściwie można było powiedzieć, że była to już wiosna, gdyż po śniegu
nie pozostało już żadnego śladu, a temperatura sięgała nawet 20 stopni. Na drzewach pojawiły się pierwsze pąki kwiatów i liści, a każdego
poranka z ich koron słychać było radosne ćwierkanie ptaków zadowolonych najwidoczniej, że zima się skończyła i w końcu łatwiej będą mogły
zdobyć pożywienie.

W Meot, około sto stóp od karczmy ''Pod Zielonym Kotkiem'' znajdował się duży budynek otoczony wysokim na około dwa metry żelaznym
ogrodzeniem, które składało się z setek metalowych prętów zakończonych grotami przypominającymi grot włóczni. Posiadłość została zbudowana
około 100 lat wcześniej przez Lithiana Londervolta, jednego z możnych Meot, którego chore ambicje polityczne doprowadziły do śmierci przez
powieszenie. Po straceniu Lithiana nieruchomość przejęło miasto i urządziło w niej sierociniec.

Konstrukcja budynku została wykonana na planie litery ''C''. Na pięć stóp od ziemi wznosiła się podmurówka wykonana z kamienia bazaltowego.
Osadzono na niej trzy piętra wykonane z cegły pokrytej ciemnoszarym tynkiem. Całość została zwieńczona dwuspadzistym dachem pokrytym
dachówką koloru rdzawego. Wokół rozpościerał się spory ogród, w którym rosły wiekowe dęby i kasztanowce, tak okazałe, że ich wielkie,
rozłożyste korony praktycznie nie dopuszczały światła słonecznego do gruntu tworząc tym samym latem przyjemny cień i dając dzieciom miejsce
do różnych ciekawych zabaw.

Pewnego poranka, tuż o świcie, Matkę Opiekunkę Adice obudziło kołatanie do drzwi. Wstała z łóżka, ubrała na siebie stary, mocno już znoszony
szlafrok i udała się w kierunku drzwi wejściowych. Powoli otworzyła lewe skrzydło wysokich na trzy metry wrót, a twarz jej została oświetlona
ostrym słońcem, co wywołało u niej grymas i skrzywienie, które z resztą rzadko kiedy znikało z jej twarzy.

Za drzwiami nie było nikogo. Adice pomyślała, że to kolejny dowcip jednego z jej wychowanków i że już ona wytropi tego smarkacza, a później
da mu tak popalić, iż nawet nie pomyśli o dotknięciu tej kołatki. Kobieta zamykała już, gdy coś zwróciło jej uwagę. Tuż przy prawym skrzydle
drzwi pozostawiony został wiklinowy kosz wypełniony biała tkaniną. Podeszła bliżej i ujrzała leżące w nim około dwumiesięczne niemowlę. Dziecko
leżało bardzo spokojnie, nie spało i z zaciekawieniem spoglądało na dwudziestoletnią kobietę. W prawej rączce trzymało kawałek papieru, na
którym ktoś zręcznie napisał tylko jedno słowo: ''Theotar''.
- ''Świetnie! Kolejny bachor! Jakbym ich tu miała mało'' - pomyślała Adice i zaczęła się uważniej przyglądać niemowlęciu.
- Człowiek. Przynajmniej tyle dobrego. - wyszeptała pod nosem, po czym chwyciła kosz i wniosła do środka.

***
- Matko Opiekunko! Proszę spojrzeć! - zawołała uradowana Siostra Guen.
- Czego tam? - odpowiedziała Adice wchodząc do izby.
- Proszę zobaczyć! Mały Theo chodzi! - odparła zachwycona Guen.
- Niemożliwe! Przecież on ma dopiero pół roku. - powiedziała Matka Opiekunka nie kryjąc swojego zdziwienia.
- Dopiero co postawił swój pierwszy krok, a wygląda jakby chodził od bardzo dawna! - kontynuowała w zachwycie Siostra.
Tymczasem Theotar radośnie dreptał po izbie, od stołu do drewnianej skrzyni znajdującej się w drugiej części pomieszczenia, gaworząc przy tym
i uśmiechając się do wszystkich. Nie raz zmieniał kierunek lub zatrzymywał się na dłuższy czas, by chwilę poobserwować otaczający go świat z
nowej perspektywy.

***
- Guen!!! Guen!!!
- Tak Matko Opiekunko?
- Zamiotłaś już podwórko?
- Tak Matko Opiekunko.
- Kuchnia jest już czysta?
- Tak Matko. Hali i Adrian posprzątali ją na błysk.
- To się zaraz okaże... - powiedziała Adice planując już w głowie dokładną inspekcje kuchni i po chwili dodała :
- to zrób pranie, bo te smarkacze narobiły już całkiem sporą stertę.
- Dobrze Matko, zrobię pranie jak tylko nakarmię Theo. - oznajmiła Guen.
- Nie powinniśmy karmić tego opóźnionego w rozwoju podrzutka. Ile on ma lat? Cztery? I jeszcze sam jeść nie potrafi. Mizerny jest strasznie,
wygląda i zachowuje się, jakby miał góra półtora roku, dalej się moczy. Nic dobrego z niego nie wyrośnie!
- Ależ Matko ... - rozpoczęła mówić Guen głosem pełnym smutku i troski.
- Co Matko? co? - przerwała jej Adice - mamy go niańczyć jeszcze 14 lat, a może dłużej, karmić go, przebierać, podcierać mu tyłek, a jak
osiągnie pełnoletność wystawimy za drzwi, gdzie po kilku dniach zemrze z głodu, bo sobie rady nie da zacofaniec jeden? Szkoda naszej pracy,
lepiej teraz dać mu zdechnąć i oszczędzić sobie trudu.
- Ale prawo... - wtrąciła nieśmiało Guen.
- Tak wiem, prawo nakazuje wychowywać nam dzieci do osiągnięcia przez nie pełnoletności rasowej, niezależenie, czy jest niedorozwojem, czy
nie. Kto wymyśla takie chore prawo? Prawo powinno nakazywać zabijanie takich jak on, a nie puszczać ich na ulicę. - powiedziała Adice - a ty
co tak stoisz? Czemu jeszcze nie karmisz tego swojego bękarta? Pranie czeka! - dodała srogim głosem.

***
Był środek letniej nocy Siostra Guen cicho otworzyła drzwi do pokoju i najciszej jak tylko mogła weszła do izby, w której na piętrowych łóżkach
spały dzieci w wieku od pięciu do dziesięciu lat. Pomieszczenie dość małe. Prostopadle do ścian były poustawiane łóżka, a na przeciwko drzwi
znajdowało się duże okno, przez które wpadł blask księżyca oświetlając pokój na tyle, że niepotrzebne było żadne dodatkowe źródło światła.

Guen podchodziła kolejno do każdego łóżka sprawdzając, czy dziecko śpi i czy jest dobrze przykryte. Przy ostatnim zatrzymała się na dłuższą
chwilę i zamyśliła się.
- Mój biedny Theo, co ty ze sobą poczniesz? - pomyślała - masz już siedemnaście wiosen, jeszcze rok i skończy się moja opieka nad tobą. Jak
ty sobie poradzisz w tym okrutnym świecie? Przecież wyglądasz i zachowujesz się jak siedmiolatek.
Kończąc swoje przemyślenia Guen pochyliła się nad śpiącym dzieckiem, by ucałować go w czoło. Theotar spał twardo. Zupełnie nie wyczuł, że
Siostra stoi nad nim, całuje go, czy głaszcze jego długie kasztanowe włosy. Guen lubiła bardzo zaczesywać ręką włosy Theo za jego uszy,
wydawał jej się wtedy taki słodki. Zrobiła to i tym razem, ale to, co zobaczyła przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Ucho dziecka było
spiczaste.
- ''Półelf!'' - wykrzyczała w duchu Guen, a radość przepełniła jej serce - Mój drogi Theo nie jesteś żadnym zacofańcem, żadnym opóźnionym w
rozwoju bachorem, jak nazywa cię Adice, jesteś półelfem i to dlatego rozwijasz się tak powoli! Teraz śpij smacznie - wyszeptała i po cichu
wyszła z pokoju.

Półelfy w Alaranii nie są niczym wyjątkowym. Zdarzają się romanse między elfkami i ludźmi, czy też pomiędzy elfami, a ludzkimi kobietami. Dzieci
zrodzone z takich związków zawsze posiadają spiczaste uszy już od urodzenia. Jednak, jak pokazał przypadek Theo, którego uszy zmieniły
kształt dopiero po siedemnastu latach od narodzin, nie jest to regułą.

Nazajutrz Siostra poinformowała Matkę Opiekunkę o swoim odkryciu. Ta z początku nie wierzyła, ale po obejrzeniu uszu Theotara również nie
miała wątpliwości. Ponad tydzień Adice chodziła grzmiąca jak chmura burzowa, gdyż nie podobało jej się, że będzie musiała niańczyć tego
bachora jeszcze przez czterdzieści lat, a może nawet dłużej.

Dzięki swojemu rodowodowi Theo został uratowany od niechybnej śmierci, ale jego kłopoty miały się dopiero zacząć.

***
Kolejne piętnaście lat w murach sierocińca upłynęło Theotarowi dość spokojnie. Czas spędzał na zabawach z rówieśnikami, drobnych
obowiązkach, które musiało wykonywać każde dziecko, takich jak: sprzątanie kuchni, pokoi, zamiatanie podwórza, czy drobne prace ogrodnicze.

Theo nie miał w zasadzie przyjaciół. Prócz niego w sierocińcu mieszkały tylko ludzkie dzieci, a jak wiadomo ludzie dojrzewają o wiele szybciej niż
elfy, czy półelfy, także nawet jak Tkeo znalazł z jakimś innym wychowankiem wspólny język, to tylko na parę miesięcy, bo ludzkiemu dziecku
zmieniał się pogląd na świat, na zabawy, zmieniały się zainteresowania. Jedyną osobą, z którą Theotar utrzymał bliski i długi kontakt była Siostra
Guen, która bardzo się do niego przywiązała i obdarzyła go szczególnym uczuciem, traktowała go jak własnego syna.

Niestety w 761 r.e.a. Siostra Guen zmarła. Miasto borykające się z problemami finansowymi postanowiło nie zapełniać wakatu po zmarłej
opiekunce. Od tej pory cały sierociniec należał do Adice, która teraz bez żadnych przeszkód mogła wprowadzać swoje okrutne metody
wychowawcze.

Dla Theo rozpoczął się jeden z najtrudniejszych okresów w życiu. Po pierwsze, stracił jedyną życzliwą i bliską mu osobę, a po drugie wchodził
właśnie w burzliwy okres dojrzewania, burza hormonów w jego organizmie właśnie zaczęła przybierać na sile.

Po śmierci Siostry Guen sytuacja w sierocińcu zmieniła się diametralnie. Matka Opiekunka Adice wprowadziła rządy terroru. Każde, nawet
najdrobniejsze przewinienie, było karane surowo, najczęściej za pomocą kary cielesnej lub kilku dni izolacji w jednym z pomieszczeń piwnicznych
sierocińca. Stosunki między dziećmi bardzo się pogorszyły. Wychowankowie stali się sobie wrodzy i często dochodziło do bójek między nimi.

Adice nienawidziła Theotara. Matka Opiekunka była rasistką i nie mogła znieść myśli, że pod jej dachem jest jakiś mieszaniec, dlatego przy każdej
możliwej okazji obrażała go, poniżała, zlecała najgorsze i najtrudniejsze do wykonania prace, a co gorsza nastawiała inne dzieci przeciwko niemu.
Dlatego też, udział Theo w bójkach był regularny. Oczywiście to nie on był prowodyrem walk, a inni wychowankowie, którzy padli ofiarą
rasistowskich indoktrynacji Adice. Z początku półelf zawsze dostawał lanie, a jakby tego było mało, wina za każdy taki incydent spadała na
niego i musiał spędzać kilka dni w piwnicznym odosobnieniu.

Dni spędzone w karcerze dały młodemu Theotarowi czas do rozmyśleń. Spędzając długie godziny w tym małym, ciemnym pomieszczeniu bez
okien, zastanawiał się czemu spotkał go taki los, dlaczego cały świat sprzeciwił się przeciwko niemu. Nieraz płakał długimi godzinami, czasem z
żalu, czasem z tęsknoty za Siostrą Guen, a czasem z bólu od urazów doznanych w bójce lub oparzeń od gorącego sztyletu - ulubionej kary
Adice przewidzianej specjalnie dla niego. Kilkukrotnie na myśl przychodził mu pomysł popełnienia samobójstwa, miał już dość takiego życia.
Jednak siły w nim drzemiące, wewnętrzne pragnienie i poszanowanie życia, skutecznie wypierały myśli samobójcze.

Z czasem żal, rozgoryczenie i smutek został zastąpiony przez złość. Ta emocja dała mu siły, by odmienić swój los. Zamiast leżeć bez ruchu na
kamiennej podłodze karceru, Theo zaczął wykonywać ćwiczenia fizyczne: przysiady, pompki, podskoki i wszystkie inne, do których nie były
potrzebne żadne dodatkowe przyrządy.

Wysiłek włożony w ćwiczenia szybko przyniósł rezultaty. Żaden, nawet starszy, chłopiec z sierocińca nie był w stanie w pojedynkę pokonać
Theo w walce wręcz. Ale gdzie jeden nie mógł, tak kilku dawało radę. Oczywiście, jak zwykle winą za całe zajście obarczany był Theo i musiał
spędzać kolejne tygodnie w karcerze, który został okrzyknięty ''pokojem Theotara''.

***
- Wzywałaś mnie Matko Opiekunko? - spytał bojaźliwie Theotar.
- Podejdź tu mieszańcu - powiedziała Adice ignorując pytanie półelfa.
Theotar powoli podszedł do wielkiego dębowego biurka, przy którym siedziała Adice. Wiedział, że dzisiejszego dnia nie spotka go już nic dobrego.
Każda taka wizyta kończyła się karcerem, a w najlepszym wypadku czyszczeniem wychodków. Tym razem jednak, o czym miał się zaraz
przekonać, skończyła się znacznie gorzej.
- Gdzieś ty się szlajał cały dzień? Dlaczego liście w ogrodzie nie są pograbione? - spytała gniewnie Adice.
- Ależ Matko, zgrabiłem je z samego rana. Mamy przecież jesień, cały dzień wieje wiatr, musiało nawia...
- Milcz! - przerwała mu - nie chcę słuchać żadnych tłumaczeń!- krzyknęła - Trzy dni karceru! - dodała.
- Matko proszę... - próbował tłumaczyć się Theotar, ale kobieta przerwała mu.
- Jesteś taki sam jak ta ladacznica Guen!
- Zamknij się ty stara wiedźmo! - nie wytrzymał Theotar. Był w stanie znieść ból, upokarzanie, niesłuszne kary, obelgi, ale nie mógł pozwolić, by
obrażano dobre imię jedynej osoby, która była mu życzliwa.
- Guen nie była ladacznicą! - krzyczał, a jego głos przepełniony był gniewem - to była dobra kobieta! Jeśli spotkałem jakąś ladacznicę, to ty nią
jesteś stara raszplo! - kontynuował swój histeryczny krzyk Theotar.
- Wiedźmo? Raszplo? Jak śmiesz tak do mnie mówić ty śmierdzący pomieszańcu? Już ja cię nauczę pokory i respektu mojej osoby! - powiedziała
dziwnie spokojnym tonem, jakby spodziewała się takiej reakcji półelfa, jakby na nią liczyła, jakby właśnie po to wezwała go tutaj. Na jej twarzy
pojawił się grymas przypominający złowieszczy uśmiech, a oczy jakby zapłonęły.
- Ligrik, Hadro, Ruel, Jorhi! - krzyknęła. Po chwili drzwi do gabinetu otworzyły się. Do izby wbiegło czterech chłopców w wieku około osiemnastu
lat i momentalnie złapało i obezwładniło Theotara.
- Postawcie go tam pod ścianą - powiedziała Adice wskazując na najdalszą ścianę w tym pomieszczeniu. Po czym wyciągnęła spod blatu biurka
skórzany bicz i powiedziała:
- Popatrz bękarcie na moją nową zabawkę, zaraz się pobawimy!
Chłopcy wedle rozkazu ustawili Theotara pod wskazaną ścianą. Każdy z nich złapał jedną z kończyn półelfa i przyciągnął do siebie tak, że ciało
chłopca przypominało literę ''X''. Słychać było tylko cichy świst. Końcówka bicza szybko rozdarła koszulę półelfa, a na jego plecach pojawiła się
długa krwista pręga. Chłopcy poczuli jak maleje napięcie mięśni Theo. Chłopak bezwładnie osunął się na ziemię. Zemdlał. Miał przecież dopiero
trzydzieści dwa lata, czyli około dwunastu ludzkich.
- Szkoda. Liczyłam na więcej - powiedziała nieukontentowana Adice.
- Do karceru z nim - rozkazała.
Chłopcy złapali półelfa za ręce i nogi i wynieśli z pokoju. Gdy wrzucali go do jego piwnicznego przytułku Theo odzyskał przytomność. Postanowili,
więc poprawić dzieło swojej Matki Opiekunki. Bili go i kopali, aż ten znów zemdlał.
-Dobrze ci tak mieszańcu - powiedział Jorhi, po czym wyszli i zamknęli za sobą z hałasem drzwi.

***
Powoli z nieprzeniknionej ciemności zaczął wyłaniać się obraz. Z początku niewyraźny, z czasem przybierał barw i ostrości. Theo ujrzał niewielką
leśną polanę, przez której środek wartko przepływał niewielki strumyk o krystalicznie czystej wodzie. Z jego koryta, w niektórych miejscach,
wychylały się większe kamienie, o które woda ochoczo się rozbijała wyrzucając setki kropel na kilka cali w górę. Promienie słońca radośnie
odbijały się od spiętrzonych wód strumienia tworząc przepiękną grę świateł i cieni, a przy wystających kamieniach malutkie tęcze. Wokół
strumienia rozciągało się wielobarwne morze kwiatów, czerwonych, niebieskich, zółtych, granatowych, pośród których słychać było trzepot
skrzydeł owadów zaabsorbowanych zbieraniem ich pyłków.

Theotar poczuł delikatny ruch powietrza, a w raz z nim jego zmysł węchu został zaatakowany tysiącami nowych zapachów. Półelf był
przyzwyczajony do stęchłego miejskiego powietrza, które albo nie niosło ze sobą żadnych zapachów, a jeżeli już, to był to smród potu lub
fekaliów. Jakież inne było to powietrze, jak wspaniale się czuł mogąc nim oddychać.

Tuż na skraju polany stał pochylony nad strumieniem śnieżnobiały jednorożec i pił wodę. Widząc go Theotar czuł, że musi się do niego zbliżyć.
Powoli ruszył w jego kierunku. Pod stopami czuł przyjemne miękkie podłoże, które pieściło jego skórę. Wraz z kolejnymi krokami Theo uświadamiał
sobie, że w tym miejscu chciałby spędzić swoje życie, że chciałby nazywać tę polanę, ten las swoim domem. Gdy zbliżył się na kilka stóp do
mitycznego zwierzęcia, jednorożec podniósł głowę znad strumienia i spojrzał głęboko w oczy półelfa. Theotar poczuł ogromną dobroć, mądrość i
inteligencję od zwierzęcia. Mimo, iż nie padło żadne słowo, Theo odczytał intencje białego rumaka, wyczuł, co ten chciał mu przekazać. Usłyszał
w głowie głos:
- Mój biedny Theo! Wiele wycierpiałeś, ale kto nigdy nisko nie upadł, ten nigdy nie powstanie. Znajdź swoją drogę mój drogi.
Jednorożec podszedł bliżej, zniżył głowę i przytulił ją Theotarowi do klatki piersiowej. Ten poczuł dobroć i ciepło jednorożca. Zrobiło mu się błogo i
zamknął oczy.

Gdy otworzył oczy nie było już jednorożca, nie było już magicznej polany, nie było już tysięcy zapachów. Znów leżał na kamiennej posadzce
piwnicznego karceru. Dobroć i ciepło zamieniło się w ból, w ból z każdej części jego dotkliwie pobitego ciała. Theotar spróbował się podnieść, ale
nie był w stanie, ból był zbyt duży. Znów zasnął, tym razem była tylko czerń.

Gdy się obudził w pomieszczeniu było jasno, jakby ktoś zapalił w nim świecę. Theotar spróbował się podnieść, tym razem z powodzeniem udało
mu się usiąść. Rozejrzał się wokół siebie, ale nie znalazł źródła światła. Po chwili zdziwiony zorientował się, że potrafi całkiem dobrze widzieć w
ciemności.

Po chwilowym szoku, w jakim znalazł się Theo, wyczuł, że jest obserwowany. Obrócił się i zobaczył w kącie pomieszczenia szczura, który mu się
nerwowo przyglądał. Półelf czuł, że zwierze się go boi i rozważa myśl o ataku. - ''Spokojnie przyjacielu'' - pomyślał Theotar - ''nic ci nie zrobię.'' -
kontynuował swoją myśl, a szczur zdawał się go słuchać - rozluźnił mięśnie, oderwał wzrok od Theo i zaczął wesoło ruszać nosem, po czym
spokojnie podszedł do siedzącego półelfa.

Theotar tego nie wiedział, ale właśnie zaczęła się budzić z długiego snu jego elfia natura.

***
W przeciągu kolejnych miesięcy wzrok i słuch Theotara bardzo mocno się wyostrzyły. Jego ruchy stały się o wiele szybsze i płynniejsze. Półelf
stał się bardzo zwinny, zręczny i zyskał niesamowity refleks. Swoje nowe umiejętności miał szanse testować w kolejnych bójkach z kolegami z
sierocińca, z których tym razem, nawet przy ogromnej przewadze liczebnej przeciwników, wychodził zwycięsko. Z czasem częstotliwość tych
walk zaczęła gwałtownie maleć, gdy chłopcy zorientowali się, że nie mają szans z młodym półelfem. Nawet jeśli już odważyli się zaatakować,
Theotar zręcznie jej unikał i uciekał napastnikom.

***
Matka Opiekunka trzymając w ręku długą świecę powoli otworzyła drzwi i zaczęła powoli schodzić w dół do piwnicy po stromych kamiennych
schodach. Pośród kamiennych korytarzy cicho odbijała się echem piękna, a zarazem bardzo smutna pieśń. Zaciekawiona kobieta poczęła
podążać w kierunku źródła dźwięku. Ballada wydobywała się zza ciężkich drewnianych drzwi, które zamknięte były tylko na zasuwę. Gdy je
otworzyła śpiew ustał. Jej oczom ukazał się młody, mniej więcej szesnastoletni, chłopak, który siedział oparty plecami o ścianę pomieszczenia.
Nie spodziewała się nikogo zastać w piwnicy. Zanim zdążyła otworzyć usta ten rzekł:
- Kim jesteś Pani?
- Nazywam Joanna Kleis i jestem Matką Opiekunką tego sierocińca. Kim ty jesteś, co tutaj robisz?
- A Adice? - chłopak zdawał się nie słyszeć jej pytania.
- Matka Opiekunka Adice nie żyje, zmarła zeszłego poranka - odpowiedziała kobieta. Theotar wstał,a z jego twarzy można było wyczytać
ogromną ulgę.

***
Pod opieką nowej Matki Opiekunki sytuacja w sierocińcu wróciła w końcu do normalności. Skończył się rasizm i przemoc. Zapanowała bardziej
przyjacielska atmosfera. Theo otrzymał nawet własny pokój na poddaszu tylko dla siebie, z okien którego mógł podziwiać panoramę Meot.

Ostatnie lata w sierocińcu były bardzo spokojne. Theotar nie miał już zbyt wiele obowiązków, więc zyskał sporo czasu wolnego, który najczęściej
spędzał poza sierocińcem. Często korzystając ze swojej zręczności wychodził przez okno własnego pokoju, a następnie ostrożnie schodził po
ścianie budynku, po czym kilkoma zręcznymi ruchami wdrapywał się na drzewo,a z jego gałęzi do pokonania ogrodzenia dzielił go już tylko niedługi
skok.

Theotar lubił włóczyć się długimi godzinami po mieście i obserwować życie jego mieszkańców. Początkowo przemykał szybko bocznymi uliczkami,
chował się w zaułkach, a na większych przestrzeniach krył się zawsze za jakąś przeszkodą, tak że mało kto zdawał sobie sprawę z jego
obecności. Później odkrył, że znacznie lepsza perspektywa jest z góry, więc wspinał się na budynki, a po mieście poruszał się najczęściej po
dachach zwinnie i niepostrzeżenie jak kot.

Czasem zdarzało mu się wykorzystywać swoje umiejętności, by dokonać małej kradzieży, ale kradł przeważnie tylko jedzenie, gdyż racje w
sierocińcu były bardzo mizerne. Bardzo lubił spędzać czas w parku, gdzie choć trochę mógł obcować z przyrodą, na łonie której czuł się bardzo
dobrze.

***
- Wzywałaś mnie Matko Opiekunko? - spytał się Theo wchodząc do gabinetu.
- Tak, siadaj proszę - odparła. Theotar zasiadł na drewnianym krześle na przeciwko Joanny Kleis.
- Mój drogi Theo, z kroniki wynika, że mieszkasz tu już czterdziesty piąty rok. Wygląda na to, że osiągnąłeś już pełnoletność rasową. Niestety
czas już, abyś opuścił nasze mury. - oznajmiła, po czym wyciągnęła z szuflady monetę i podała ją Theo.
- Oto jeden srebrny orzeł, tylko tyle mam ci do zaoferowania, tyle daje miasto na twój start w społeczeństwie. Przykro mi, że tak musimy się
rozstać, ale taka jest kolej rzeczy.
- Dziękuje Matko Opiekunko. - odpowiedział pokornie półelf.
- Zapomniałabym - powiedziała wyciągając skórzaną torbę - to taki mały prezent ode mnie. W środku znajdziesz prowiant, który powinien
starczyć ci na parę dni.

Następnie wstała, podeszła do Theo, przytuliła się i wyszeptała: ''Idź w spokoju dziecko. Niech los okaże ci więcej łaski''.

***
Theotar stał naprzeciwko sierocińca i spoglądał na niego. Tak wiele lat marzył, by opuścić to miejsce, a teraz, gdy nadeszła ta chwila, on miał
wątpliwości, czy właśnie tego chce. Nie wiedział co ma teraz robić, na niczym się nie znał, nikt go niczego nie nauczył, nie umiał czytać i pisać.
Ręką dotknął przewieszonej przez ramię torby. ''Jedzenia starczy mi na góra dwa dni, a później?'' - pomyślał. ''Gdzie ja będę spał?'' - martwił się.

Obrócił się zostawiając bramy sierocińca za plecami i powoli zaczął iść przed siebie.
  • Najnowsze posty napisane przez: Theotar
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Re: [Obrzeża Meot] Początek wyprawy
    - Dzięki za troskę... - mruknął Darshes. Tuż obok pojawiła się Kelisha, która pochyliła się nad uśpionym dzieckiem. Theo chwilę zapatrzył się na dziewczynę, która bacznie przeglądała rany chłopca. Półelf zauważ…
    89 Odpowiedzi
    37912 Odsłony
    Ostatni post 10 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Obrzeża Meot] Początek wyprawy
    Gdy tak patrzył na małego przestraszonego chłopca, który opowiadał im swoją historię, wróciły półelfowi wszystkie najgorsze wspomnienia i uczucia z dzieciństwa. Samotność i bezradność to dwa najgorsze z nich. -…
    89 Odpowiedzi
    37912 Odsłony
    Ostatni post 10 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Obrzeża Meot] Początek wyprawy
    Theotar dopiero zaczął dochodzić do siebie po bardzo dziwnym śnie. Mgła dopiero opuszczała oczy chłopaka, powoli zaczął łapać ostrość spojrzenia, gdy w jego kierunku popłynął potok poleceń: - A Ty na co czekas…
    89 Odpowiedzi
    37912 Odsłony
    Ostatni post 10 lat temu Wyświetl najnowszy post