Oglądasz profil – Broer

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Broer Sigin-Tarâg
Rasa:
Krasnolud
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
198 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Nieznana.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Broer
Wiek:
47
Grupy:

Skontaktuj się z Broer

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
10
Rejestracja:
11 lat temu
Ostatnio aktywny:
11 lat temu
Liczba postów:
6
(0.01% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.00)
Najaktywniejszy na forum:
Archiwum Alarańskie
(Posty: 2 / 33.33% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[Brama kupiecka] Gdzie jest wielbrąd?
(Posty: 2 / 33.33% wszystkich postów użytkownika)

Podpis

Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie — nieskończoność czasu.

Połączone profile

Brak profili posiadających połączenia.

Atrybuty

Krzepa:stalowe mięśnie, niezłomny, odporny
Zwinność:przeciętna
Percepcja:dobry wzrok, dobry słuch, kiepski węch, pozbawiony zmysł magiczny
Umysł:bystry, ineligentny, Żelazna wola
Prezencja:brzydki, nieokrzesany, szarak

Umiejętności

BestiologiaBiegły
Władanie ToporamiMistrz
TaktykaBiegły
UnikiBiegły

Cechy Specjalne

Szał BerserkeraFenomen
Podczas furii berserker nie uważa na swoje bezpieczeństwo. Jego głównym zadaniem jest wybić jak najwięcej przeciwników. Swe własne życie stawia na drugim miejscu. Nie przerwie on nawet walki, gdy będzie wiedział, że dalsze działania przyniosą mu pewną śmierć.
Wykrycie KłamstwaDar
Postać wyczuwa intuicyjnie kłamstwo.
Wola ŻyciaZaleta
Potrafi wytrzymać znacznie dłużej po otrzymaniu śmiertelnych obrażeń w oczekiwaniu na pomoc medyczną.
SzczęściarzZaleta
Wyjątkowe szczęście nie raz pomoże wykaraskać się z najcięższych opresji.

Magia: Intuicyjna

Nowicjusz

Przedmioty Magiczne

Zirak-zigilBaśniowy
Pradawny topór runiczny wykuty przed wiekami przez najzacniejszych spośród krasnoludzkich mistrzów. Broń dzięki runom ugodzić potrafi tak zwyklych smiertelników, jak i istoty których zwykła broń się nie ima. Ponadto jest niemal niezniszczalna.
BransoletaZaklęty
Pokryta runami srebrna bransoleta, chroniąca właściciela potworami wpływającymi na umysł za pomocą iluzji, czy próbującymi opanować umysł. Gdy jakakolwiek istota próbuje zawładnąć umysłem właściciela on natychmiast o tym wie.

Charakter

Ścieżki jakimi potoczył się jego los spowodowały, iż ponurą personą się stał. Mrukliwy, samotnik raczej i choć z gruntu praworządny dobrym go 

nazwać nie sposób. Do świata dosyć neutralny stosunek posiada i choć przemierza ścieżki w poszukiwaniu bestii które mógłby ubić stara się
równowagi nie naruszać. Do ras rozumnych odnosi się z ironią i złośliwością zazwyczaj. Nie lubi towarzystwa choć ma świadomość, że czasem
okoliczności wymuszają by w jakowymś się obracał. Nie stroni od alkoholu i czasem bez umiaru spić się potrafi, tedy lepiej w spokoju go zostawić
bo nie dość że złośliwość w nim ponad miarę narasta to jeszcze zapasy cierpliwości się jakby kurczą.

Wygląd

Jak każdy z jego pobratymców Broer choć niewysoki, ubity jest i muskularny.  Oczy szarego koloru bystro na świat spoglądają. Broda, duma 

każdego khazada wedle modły klanu zapleciona w warkocze ubarwiona na wściekle pomarańczowy kolor. Włosy na głowie wystrzyżone i ustawione
w czub koloru takiegoż co broda. Fizjonomia dość ponura i raczej niezbyt przyjemna dzięki bliznom i tatuażom. Przez lewe oko nad brwią się
zaczynając a na policzku kończąc szrama paskudna przebiega. Blizny owe po spotkaniach z potworami różnorodnymi, nosi z chlubą. Tatuaże od
przedramion do barków ramiona zdobiące a jedynie wtajemniczonym zrozumiałe będące. W uszach kółka złote, na nadgarstkach zaś runami pokryte
bransolety ze srebra przez kowali run zrobione. Ubiera się zazwyczaj w kaftan skórzany bez rękawów, spodnie także skórzane i buty z cholewą
wysoką, gdy trza, pancerz przywdziewa na stój opisany. Przyodziewku dopełnia płaszcz brązowy wełniany z kapturem szerokim na dni chłodne lub
dżdżyste.

Historia

Podniósł głowę znad kufla i spoglądając mimo kompana rozejrzał się po głównej izbie gospody. Karczma jak karczma, drewniane pociemniałe ze 
starości belki sufitu i takież podpierające strop, deskowana podłoga posypana piaskiem by łatwiej było doprowadzić do porządku po gościach.
Ogromy kominek spełniający zarazem rolę rożna w którym piekło się słusznych rozmiarów prosię rozsiewając aromatyczny zapach ziół i
pieczystego po całej gospodzie a i zapewne wabiący podróżnych zatrzymujących się dla zmiany koni czy popasu przy gospodzie. Karczma stała
zresztą przy dosyć mocno uczęszczanym trakcie prowadzącym do stolicy, takoż gwar był znaczny a stoły w większości zajęte mimo
wczesnej dość pory. Przeniósł wzrok na swego kompana podnosząc kufel.

- Co mówiłeś mości śpiewaku? - zapytał odrobinę nieprzytomnie.

- Opowiedz mi swoją historię mości krasnoludzie – powiedział bard.
- A cóż tu do opowiadania jest bajarzu, hańba sama, nic o czym warto mówić.
- Mimo to opowiedz – poprosił
- Ehh, skoro nalegasz, dzban piwa jeno zamów, co by mi w gardle nie zaschło.
Bard skinął na dziewkę służebną i złożył zamówienie gdy podeszła. Broer odprowadził ją wzrokiem, próbując poukładać w myślach fakty i wydobyć
z zapomnienia wydarzenia przeszłości.
Musisz wiedzieć, że nie zawsze tak wyglądałem – spojrzał znacząco na pokryte tatuażami potężne przedramiona. Niegdyś nie różniłem się niczym
od moich pobratymców, no może tężyzną jeno bo z rodu wojowników znamienitych i siłaczy pochodzę, a właściwie pochodziłem - zamilkł z
ponurą miną Broer. Bard złapał w pośpiechu dzban i napełnił krasnoludowi kufel na zachętę.
Broer pociągnął potężny łyk i wznowił opowieść.
Jako rzekłem, pochodzę z rodu wojowników, ojciec mój Nalvar Gillyr był przywódcą klanu, po nim tytuł przypadł mojemu bratu Morvarowi, a ja
przyuczany byłem na wodza naszej drużyny. Miałem zawsze smykałkę do wojaczki i lubiłem to co robiłem toteż nauka szła mi nad wyraz dobrze.
Jeszcze jako gołowąs potrafiłem pokonać większość wojowników naszego klanu, więc gdy nadszedł czas próby, pewny własnych umiejętności
poprowadziłem swych ludzi przeciwko pustoszącym okolice bandom. Dali się nam we znaki tego roku i ojciec kazał mi zrobić porządek
z nimi. Ruszyliśmy więc na wyprawę karną. Wszystko szło zgodnie z planem, pierwszego dnia trafiliśmy już na silną czeredę wracającą z wyprawy
łupieżczej, roznieśliśmy ich w puch nie pozostawiając żywego ducha. Taka była moja inicjacja jako wojownika i dowódcy. Moi podkomendni
postanowili uczcić ten sukces, gdy wieczorem, po bitwie znaleźliśmy się w karczmie jakiegoś przygranicznego miasteczka, przez które
przechodziliśmy i w którym nocować mieliśmy. Zaczęła się zabawa, piwo i gorzałka lała się strumieniem, karczma do nas właściwie należała, bo
pozostali goście widząc taką kompanię, do tego pijaną wolała odpocząć w pokojach, natomiast miejscowi tego wieczoru w domach pozostać
postanowili. Nie dziwić się w sumie bo nas dwudziestu zaprawionych w boju, groźnie wyglądających w krasnoludzkich pancerzach i przy
toporach było. Zachowywaliśmy się butnie i głośno jak na zwycięzców przystało. Hulanka toczyła się beztrosko, aż do pojawienia się nowego
gościa. Noc już w pełni była, a my dosyć opróżniliśmy już beczek z krasnoludzką gorzałką z zapasów gospodarzy, tako więc coraz odważniejsi
byliśmy i bardziej skorzy do awantury. Ja piłem najmniej ze wszystkich, świadom tego ze następnego ranka znów na szlak ruszyć musimy, a ja za
moich ludzi odpowiedzialny jestem. Nie oznacza to żem trzeźwy był, ale mniej pijany od pozostałych. Gdy do karczmy weszła i kaptur zsunęła
zapadła cisza. Elf, a właściwie Elfka, bo to panna była. Czarno odziana, w czarny płaszcz okryta. Włosy jak skrzydło kruka, głownia miecza znad
ramienia wystawała. Powiodła spojrzeniem po gospodzie i skierowała się ku szynkowi. Stanęła przy kontuarze i melodyjnym głosem zamówienie
złożyła ignorując nas całkowicie. Towarzysze moi rozochoceni gorzałką pomrukiwać pod nosami zaczęli, że to porządna gospoda, i takich jak ona
nie powinno się tu wpuszczać, że jej miejsce w stajni z końmi. Elfka nie reagowała na te docinki, co tylko powodowało, że kompani moi z każdą
chwilą ostrzej sobie poczynali. W końcu co jedna Elfia panna mogła przeciwko dwudziestu brodaczom. Jeden miecz przeciw dwudziestu
toporom. Elfka nie szukała zwady i cierpliwie znosiła grubiaństwo moich kompanów. Ja jako dowódca powinienem był powstrzymać to co
nastąpiło, ale młody byłem i nie chciałem stracić w oczach starszych kompanów, choć coraz mniej podobała mi się cała ta sytuacja. W końcu
nastąpiło to na co od początku się zanosiło. Kilku co bardziej podpitych spośród mych towarzyszy postanowiło zrobić to co jak twierdzili
należało. Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Czterech z mych wojów, ruszyło ku szynkowi by pochwycić Elfkę i wyrzucić ją z gospody.
Gdy zbliżyli się i brutalnie chwycili Pannę, ta zwinnym obrotem wyrwała się z ich łap. Chwyciła miecz. Błysnęła stal, na to pozostali moi kamraci
ruszyli na pomoc owym czterem. Topory zagrały złowieszczo przecinając powietrze, jednak Elfka nie miała zamiaru się poddać. Uczyniła jakiś
ruch wolną ręką i czterech prowodyrów poleciało jak odrzuconych niewidzialną ręka w tłum kłębiący się za nimi. - Wiedźma! - Zawołał ktoś - Elfia
czarownica. - Szał jakby trafił w mych towarzyszy. Rzucili się, jak do walki o własne domy. Elfka walczyła dzielnie, miecz śmigał jak srebrna
błyskawica parując i blokując ciosy, ale choćby i mistrzem szermierki była, szans wygrać nie miała. Musiała ulec, potknęła się, czy ze zmęczenia
czy tracąc koncentracji i pierwszy cios trafił w ciało. Zadrasnął co prawda ale wystarczyło. Nagle, sam nie potrafię powiedzieć jak i dlaczego
znalazłem się przy jej boku, zaśpiewał topór, gdy zawinąłem się w obrocie rozganiając kilku z atakujących. Moi towarzysze zatrzymali się w pół
kroku skonsternowani. Zastanawiali się czy zaatakować buntownika stającego przeciw swoim w obronie Elfiej czarownicy. Jednak moja pozycja
w klanie wzięła chyba górę i odstąpili. Cofnęli się do stolików, gdzie zbili w ciasną grupę i zerkając w naszym kierunku nieżyczliwie. Ja nie bacząc
na towarzyszy zwróciłem się ku Elfce. 
– Przepraszam Pani, za ich zachowanie. Zwę się Broer. Wszystko z tobą w porządku?
- Ulliar, dziękuję za pomoc, poradzę sobie.
Zebrała płaszcz, który upadł w ferworze walki i utykając skierowała się ku piętru, gdzie znajdowały się pokoje gościnne. I ja straciłem chęć do
zabawy, obrzuciłem wzrokiem teraz wrogą mi grupę pobratymców i podążyłem śladem Elfki do swego pokoju.
Zapadła chwila ciszy, krasnolud upił spory łyk z kufla, otarł ze złością usta i kontynuował opowieść.
Rano, gdy zszedłem do głównej sali karczmy moi towarzysze już czekali na mnie z ponurymi minami. Spośród wojów wystąpił najstarszy i
poinformował mnie, że w obliczu wydarzeń poprzedniego wieczora, postanowili powrócić do domu i radzie klanu zdać relację z wydarzeń, które tu
nastąpiły. Po czym ruszyli w drogę nie oglądając się na mnie. Po tym wystąpieniu potwierdziły się obawy z jakimi poprzedniego wieczora
zasypiałem w swoim pokoju. Będę miał szczęście, jeśli będę mógł pozostać w klanie po tym co zrobiłem. Nie pozostało mi nic innego, jak za
przykładem powierzonego mi oddziału wrócić do domu.
Po powrocie było tylko gorzej, na mój widok dawni przyjaciele i towarzysze odwracali się lub milkli, drzwi zamykały się przede mną. Drugiego dnia
po powrocie wezwany zostałem przed oblicze ojca i rady klanu. Zapadł wyrok i przyszedł czas by mi go ogłosić. Wszedłem do Sali Rady i już
wiedziałem…. Będzie źle, wszyscy w Sali miny poważne mieli, a niektórzy wręcz wrogie. Ojciec spoglądał na mnie ze smutkiem.
- Decyzją Rady, za hańbę jaką okryłeś siebie i nas, stając przeciwko swoim pobratymcom w dodatku walcząc z nimi u boku Elfa zostajesz
wygnany z klanu i pozbawiony pozycji, a także nazwiska. Do zmroku opuścić masz wioskę i więcej nie pokazywać się tu pod groźbą śmierci.
Taka jest wola Rady. Stałem przez chwilę jeszcze, po czym wyszedłem odprowadzany ponurymi spojrzeniami. Tego samego dnia spakowałem
swój dobytek, matka dała mi trochę złota i ruszyłem w świat szukać swojego miejsca. Okryty hańbą, bez klanu i rodziny. Bez majątku,
zastanawiałem się nad dalszą drogą. Przez czas jakiś włóczyłem się po świecie szukając swego miejsca i dojrzewając do tego co powinienem
zrobić. Imałem się różnych zajęć, ale w końcu me przeznaczenie dogoniło mnie. Nie mogłem pokazać się w żadnej krasnoludzkiej osadzie, bo
wieści o mojej hańbie rozniosły się wśród Brodaczy. Jedyne co mi pozostało to zmyć tą hańbę krwią, jedyne co mogłem zrobić to zostać Zabójcą
Potworów i w walce z nimi odkupić swe winy. Krasnolud zamilkł zapatrzony ogień kominka, pogrążony we własnych wspomnieniach.
-Ehh, smutna twa historia mości krasnoludzie, smutna zaprawdę – rzekł Bard i posmutniał.
  • Najnowsze posty napisane przez: Broer
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Re: [Brama kupiecka] Gdzie jest wielbrąd?
    Zaczął wygodniej mościć się w swym legowisku, pewien że do świtu nic ciekawego się nie wydarzy. No, przynajmniej nic co z tej odległości mógłby dostrzec. Krasnoludy mają co prawda dobry wzrok, ale nawet one nie…
    31 Odpowiedzi
    17441 Odsłony
    Ostatni post 11 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [Brama kupiecka] Gdzie jest wielbrąd?
    "Na pradawnych, co ja robię pośród tych stepów, gdzie nie uświadczysz ni pożądnej góry ni nawet wzgórza większego" zastanawiał się Broer leżąc w jakimś wykorcie i obserwując obozowisko nomadów. Od dłuższeg…
    31 Odpowiedzi
    17441 Odsłony
    Ostatni post 11 lat temu Wyświetl najnowszy post