~* Część pierwsza - Poznanie*~
Kaarlen z gracją zaszła, a raczej spłynęła ze schodów, obdarzając czekających na nią ludzi łaskawym uśmiechem. Jej ojciec wziął ją pod rękę i
przestawił.
- Panna Kaarlen, w domu Ainalin, moja wspaniała córka - uśmiechnął się do niej, a ona, niby to zawstydzona skłoniła jasnowłosą głową.
Gospodarz przestawił pozostałych gości. Dziewczyna, jak kazał obyczaj, drgnęła uprzejmie, zatrzymując wzrok na ciemnowłosym młodzieńcu,
który jako jedyny jest w jej wieku. Zauważyła, ze on również się w nią wpatruje. Uśmiechała się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.
Tak to się zaczęło.
~ 3 miesiące później~
- Muszę uciekać - Edrian rozejrzał się płochliwie, kurczowo trzymając ją za dłonie. Ogród był ciemny i cichy. Nie było w nim nic podejrzanego,
jednak anioł wolał się upewnić. Spojrzał prosto jej oczy, które w tym świetle zadawały być się być ciemnoniebieskie. Edrian wiedział, że jej oczy
są koloru zielononiebieskiego, barwy morza.
- Mogą się tu zjawić w każdej chwili. Już widzą, jestem już pewien - mówił przyciszonym głosem, gorączkowo i natarczywie.
- Nie ma innego sposobu? - spytała, tłumiąc płacz.
- Nie ma. Inaczej bym został, przecież wiesz. Musisz mi obiecać, ze będziesz na mnie czekać. Bo ja wrócę. Na pewno wrócę do ciebie. Wierzysz
mi? - jeszcze mocnej ścisną jej dłonie, patrząc głęboko, hipnotyzująco w jej oczy.
- Wierzę ci. Będę czekać - powiedziała łamiącym się głosem. Przytuliła się go niego, pozwalając by łzy skapywały na jego ramię.
-Kocham cię - wyszeptał w jej włosy. Delikatnie odsuną ją od niebie, pogłaskał po policzku ścierając łzy i rozwiną czarne jak noc skrzydła.
Widziała, ze kiedy się poznali były śnieżno białe. Poświęcił dla niej to, co było dla niego najważniejsze, swoją służbę Panu. Stał się upadłym
aniołem, by z nią być.
- Ja też cię kocham - powiedziała w niebo, gdzie widać było znikającą w oddali postać - będę czekać - uśmiechneła się położyła sobie ręką na
brzuchu, w ruchu, który zna każda matka nosząca swoje dziecko - oboje będziemy - szepnęła.
~*Część druga - Ucieczka*~
Pojawił się nagle jak błysk. Zachwiał się niepewnie, rozglądając po saloniku zdziwionym wzrokiem. Jego wzrok zatrzymał się na płowowłosej
postaci siedzącej przed kominkiem. Spała. Edrian widział, jak ją postarzały te dwa lata. Wciąż była piękna, ale już nie urodą młodziutkiej
dziewczyny, którą była kiedy się poznali, tylko dorosłej kobiety. Nagle po pokoju wbiegła mała, może dwuletnia dziewczynka. Śmiała się, ale
umilkła, widząc ogromną, ciemną postać pochylająca się nad jej Kaarlen. Włożyła do buzi koniec ciemnego warkocza. Dopiero po chwili zobaczył
skrzydła na jej plecach, dostrzegł podobieństwo do śpiącej kobiety. I do siebie. Zrozumiał, kim była mała, skrzydlata istotka, wpatrująca się w
niego bez lęku oczami barwy morskiej wody. Była jej córką.
~ Jakieś 13 lat później~
- Szybciej Flo! Wykrok, atak, odskok! Dobrze, jeszcze raz. A gdzie była parada? Ile razy trzeba ci powtarzać? Po odskoku zawsze następować
na parada, wyrzut klingi chroniący głowę i kark! Zawsze!
- Nawet gdy walczę tylko z jednym przeciwnikiem?
- Nigdy nie wiesz, z czym walczysz, Flo. Nigdy nie wiesz, co jej za tobą. To musi być odruch. Odruch, rozumiesz? Nie wolno co o tym
zapominać, Flo! Zapomnisz w prawdziwej walce u już po tobie. No, pokaż jeszcze piruet i cios w tył.
- Haaa!
- Dobrze, Flo. Bardzo ładnie córeczko. Możesz zdjąć opaskę z oczu.
~Później~
- Jeszcze raz. Przećwiczymy to wolniutko, tak, żebyś mogła opanować każdy ruch. Zobacz, atakuję cie teraz, składam się jak do sztychu...
Dlaczego się cofasz?
- Bo wiem jak uderzysz! O tak! A ja się cofnę i sparuję kontr-wypadem!
- A jak zrobię tak?
- Auuu! Miało być wolniutko! Co zrobiłam źle?
- Nic. Po prostu jestem wyższy i silniejszy.
- To nieuczciwe!
- Nie ma czegoś takiego jak uczciwa walka. W walce wykorzystuje się każdą możliwość i każdą sposobność, jak się nadarzy. Cofając się, dałaś
mi możliwość włożenia w cios większej siły. Zamiast się cofać, należało zastosować pół piruet w lewo i spróbować ciąć z dołu, w gardło albo
policzek.
- Akurat być mi pozwolił! Zrobisz odwrotny piruet i sięgniesz mnie w lewą stronę szyi , zanim zdążę złożyć paradę! Skąd mam wiedzieć co
zrobisz?
- Musisz wiedzieć. I wiesz.
- Akurat!
- Posłuchaj Flo. To, co robimy to walka. Jestem twoim przeciwnikiem. Chcę i muszę cię pokonać, bo tu idzie o moje życie. Jestem od ciebie
wyższy i silniejszy, wiec będę szukał okazji do ciosów, którymi zbiję twoją paradę. Po co mi piruet! Cóż prostszego, jak uderzyć pod pachę, na
wnętrze ramienia> Jeśli rozetnę tętnice, umrzesz w ciągli kilku minut. Broń się! Dobrze! Dalej dalej! No! Nareszcie to to pojęłaś córeczko! O
psiakrew!
- Przepraszam, tato. Nic ci nie jest?
- Nie martw się, to tylko skaleczenie. Jestem z ciebie dumny, Florence.
~*Część trzecia - Żałoba*~
Flo z ojcem w milczeniu patrzyła, jak jej matka jest powoli opuszczana w dół. Nie uroniła ani jednej łzy. Wypłakała się wcześniej. Ciało Kaarlen,
takie zmaltretowane za życia, było zasłonięte. Edrian stał obok, obejmując ja ramieniem. Wspólnie zasypali grób i ruszyli w drogę, by znaleźć
uzdrowiciela, który uleczy zmaltretowane plecy dziewczyny. Wyglądały okropnie. Florence widziała, jak jej ojciec z trudem powstrzymuje gniew
patrząc na ślady po biczu, którym ją częstowano, po rozgrzanych do białości obcęgach w kształcie pazurów ptaka na ramionach, na ledwo co
zasklepione rany od noży na dłoniach. Wiedziała to. Ale już nic ją to nie obchodziło.
~* pięć lat później*~
Kiedy ostatni przeciwnik padł, Florence rozejrzała się, szukając wzrokiem znajomej sylwetki. Zobaczyła, jak upada na kolana, na ziemie.
- Nie tato!- wrzasnęła! Uklękła obok niego, rękami spróbowała zatamować krwotok z ramienia.
- Flo - stękął jej ojciec - trzymaj to - wepchnął jej do dłoni wisiorek. Uśmiechną się do niej, jakby z oddali.
- Tato! Nie odchodź!
- Kocham cię, córecz... - zadławił się, wyprężył konwulsyjnie. I umarł na jej rękach.