Nigelus urodził się w chacie porośniętej seledynowymi krzewami, wśród trelu rannych ptaków. Jego matka — niedoszła uzdrowicielka umarła w czasie porodu, a dziecko znalazł mag o imieniu Deg. Chłopiec rósł jak na drożdżach. Lata mijały, a dziatek wychowywał się na fermie maga. Matkę zastępowała mu siostra Dega — Yoranna. Wkrótce chłopiec zaczął przejawiać zdolności magiczne. Nigelus wkrótce zaczynał przenosić przedmioty. Dzieciak został posłany na nauki do wielkiego Mistrza Nikasa. Uczył się pilnie, studiując księgi i zaklęcia. Nie spał nocami, a w dzień był pytany przez swego mistrza. Pomagał okolicznym wieśniakom i nauczył się, że magia nie jest wszystkim.
Chłopak kształcił się do osiągnięcia wieku statecznego, a następnie chyżo wyruszył w świat, by nieść pomoc tym którzy jej potrzebowali. Młody czarodziej już na swej pierwszej przygodzie pokonał starego czarownika, odbierając mu Kostur Magiczny, z którym nie rozstaje się, aż do dziś.
---HISTORIA ZDOBYCIA KOSTURA---
Wioska Harrintown leżała wysoko w górach. Latem polany przyodziewały się na czerwono, a szum wiatru przynosił błogość i spokój. Nigelus zatrzymał się w przydrożnej gospodzie i otrzymawszy sporą tacę jadła, zabrał się do pałaszowania. Słońce chyliło się już za czubek wzgórza, a na niebie jęły zapalać się srebrniki wskazujące zbłąkanym drogę. Okoliczni farmerzy po całodniowej pracy wracali do domów, gdzie żony czekały z kolacją, a inni zaś zmierzali do Gospody pod Łysym Żbikiem. Takimi to gagatkami, gdzie nie obchodziły ich żony byli John McColin i Sarvin Ontakin. Mężczyźni usiedli obok czarodzieja i zaczęli dysputę tak głośną, że wszystkie rozmowy ucichły i słuchano ich właśnie.
- Mówię ci John, jest coś nie tak! Dzieci giną i to jeden za drugim – przemówił Sarvin – krępy mężczyzna z włosami ostrzyżonymi od garnka.
– A tamten czarodziej na wzgórku nie chce nam pomóc. Dzieci mojej siostry wyszły tak z wieczoru po wodę, a już nie wróciły.
- Bzdury pleciesz! Moje dziatki do rana bawiły się w sadzie i przecie widziałeś, jak dzisiaj na rynek szły – rzekł drugi, wychylając odrobinę złocistego piwa. Mężczyzna siedzący przy bistrze spojrzał na rolnika i uderzył pięścią w blat.
- Do cholery, McColin! Myślisz, że twoje się uchowają? Moich nie widziałem od dwu tygodni, a ty je do kupca wysyłasz?! Wracaj do chałupy pilnować potomstwa!
- Ta jest!! – ryknął tłum.
Nigelus skończył kurczaka i przez chwilę wpatrywał się w rolników. Co prawda był czarodziejem, ale dopiero co ukończył nauki.
- Jestem czarodziejem i… - rzekł. – I mógłbym pomóc.
Ciżba zarechotała.
- Pozamieniasz nas w żaby, żebyśmy dzieci znaleźli?
- Nie. Mogę porozmawiać z owym czarodziejem ze wzgórza, ale jeśli nie chcecie pomocy… - Wstał od stołu i ruszył do wyjścia.
Pewna kobieta rzuciła mu się do stóp, błagając o rozmowę z czarodziejem. Mężczyzna onieśmielony podarował kobiecie srebrnika i wyszedł, kierując się na wzgórze.
----KWADRANS PÓŹNIEJ----
Drzwi od chaty czarodzieja wyrwało z zawiasów, a zakrwawione ciało skarlało się do wioski.
----KWANDRANS WCZEŚNIEJ----
Nigelus zapukał do drzwi, lecz nikt nie odpowiedział. Wiatr pieścił jego policzki, a gdzieś w zaroślach świerszcze grały swój wieczorny koncert. Nagle drzwi otworzyły się ze skrzypem. Czarodziej wszedł do środka i zaraz się przeraził. Nim zdążył wybiec, drzwi zamknęły się. Mężczyzna oparł się o drzwi, szukając owego czarodzieja, o którym mowa była przedtem. Zaraz znalazł go w kącie. Siedział i palił fajkę, niczym jego mistrz.
- Podobają ci się moje dzieła, chłopcze? - rzekł starzec. – Zwą mnie Normidus.
Nigelus nie mógł powstrzymać łez. Na stołach leżały ciała dzieci. Z wyprutymi wnętrznościami. Otwarte, pusty oczy wpatrywały się w sufit, a krew brodziła na podłodze.
- Ty… je zabiłeś? TO TY PORYWASZ DZIECI? – Ruszył do starca, lecz ten zaraz zmaterializował się przy drzwiach.
- Prowadzę badania i jestem bliski celu. Niebawem powstanie nowa dziedzina magii – Dziedzina Ciała! Wyobraź jaką mocą będą dysponować czarodzieje! Ale ja już się starzeję i ktoś musi mi pomóc…
- Jeżeli masz mnie na myśli, to GORZKO SIĘ MYLISZ! – Nagle uformowane cząsteczki powietrza wbiły się w ciało Normidusa. Starzec trącony zaklęciem uderzył z impetem o drewniane drzwi, te zaś wypadły z zawiasów.
----KILKA MINUT PÓŹNIEJ----
Wieśniacy przybyli na miejsce, niosąc ciało czarodzieja.
- Morderco! Czemu, żeś zabił tego starucha? – rzekła tęga kobieta z biustem jak skały.
- Ja jestem mordercą? – krzyknął Nigelus. – Zobaczcie, gdzie trzymał wasze dzieci!
- Johamnne? Johamnne! – Jedna z matek wbiegła do chałupy.
Wraz z jej krzykiem ustał wiatr i koncert świerszczy. Ciżba wieśniaków wlała się do środka, a Nigelus udał się do parku, nie chcąc oglądać ciał. Zabił go. Pomimo, że był potworem, wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju.
- Synu? – Jego ramię uścisnął mu jeden z rolników. – Znaleźliśmy to w chacie tego mordercy. – Wskazał na Kostur o czerwonej, ostrej barwie.
– Przyjmij go jako zapłatę za pomoc - Chłopak kiwnął głową i złapał kostur i zniknął w krzakach bez: „Do widzenia”. Nie chciał tu wracać.