Arrantalis[Uliris i okolice] Jak jest źle, to może być tylko lepiej

Arrantalis leży daleko na Oceanie Jadeitów, zajmuję dwie wyspy – Arrante i Talianis, których jedynym połączeniem jest kamienny most. Rządzi mim piękna anielica królowa Delia.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

[Uliris i okolice] Jak jest źle, to może być tylko lepiej

Post autor: Natanis »

        Ze wzniesienia doskonale widoczna była panorama miasta – rząd budynków otoczonych murem z jednej strony, a morskim wybrzeżem z drugiej; promienie słońca w swej maksymalnej dzielnej sile mieniły się w błękitnej wodzie, niezmąconej zbyt wieloma okrętami. Może jakiemuś romantykowi spodobałby się ten widok, ale Natanis wiedział, iż oznaczał on, że czeka go bardzo dużo pracy; stał teraz na owej półce skalnej, przypatrując się zabudowaniom. Nawet z zewnątrz jego uważny wzrok mógł przyuważyć, że wiele pracy trzeba poświęcić, aby doprowadzić to miejsce do jakiegoś porządku. Obawiał się, co może zastać, gdy spojrzy w te rejony, gdzie wzrok nie sięga – w serca ludzkie oraz w sieci powiązań, które roztaczają się nad nimi wszystkimi. Budowle nie mogły mu powiedzieć najważniejszego – kim właściwie są ludzie je zamieszkujący. Duch Światłości, odziany w swój skórzany, podróżniczy strój, przymknął oczy, zagłębiając się w zamyśleniu. Przerwał je dopiero znajomy świat oraz ciężar na ramieniu; Chmura przysiadła na nim, pocierając łebkiem o jego policzek, zaniepokojona znieruchomieniem niebianina. Ten uśmiechnął się i pogładził ją po piórach, uspokajając.
        - Już dobrze, mała. Nic się nie stało, po prostu... zamyśliłem się.
        Zadowolona z pieszczoty samiczka wydała z siebie przeciągły gwizd, po czym rozłożyła skrzydła i wbiła się w powietrze, powracając do swojego wcześniejszego zajęcia; krążenia wysoko nad głową białowłosego oraz wypatrywania wszelkiego znaku zagrożenia. Niebianin uśmiechnął się, śledząc jej lot wzrokiem, ale po chwili przeniósł go na zupełnie inny krajobraz, malujący się nie tak daleko od niego; zbiór drewnianych chat porozrzucanych po obu stronach rzeki, z polami rozciągającymi się wokół nich i polną drogą zdającą się łączyć wszystkie pokrętnym szlakiem, który prowadził do miasta pomiędzy lasami i wzgórzami. Wieś Ustronie, jak to zostało mu wyjaśnione jeszcze w stolicy. Ta, która ostatnimi czasy nie została wyczyszczona przez wojska królową.
        Pół godziny później Natanis znalazł się już u jej bram, przechadzając się pomiędzy zalanymi wzrastającym zbożem polami, czując delikatną bryzę dochodzącą od strony wybrzeża. W ciągu kilkunastu minut zdołał przyjrzeć się większością pól uprawnych i stwierdził, że ich liczba nie mogła być zachwycająca; zdecydowanie było to za mało, aby wykarmić miasto oraz wieś, dlatego zmuszone było do importu jedzenia z dalszych regionów, co niosło ze sobą rzecz jasna koszta. Koszta jakby nie patrzeć nie tak potrzebne; zresztą Duch spodziewał się, że wiele takich przykładów jeszcze zdąży ujrzeć, mając w pamięci to, kto poprzednio zarządzał tym miastem.
        W końcu jednak zdecydował się udać pomiędzy zabudowę, chcąc bliżej przyjrzeć się ludziom – jako, iż dochodziło południe, wioska była zajęta pracą. Rolnicy zajmowali się wypadaniem bydła – gdyby była to wcześniejsza wiosna, bez wątpienia pracowaliby teraz w polu – pomniejszymi budowlami oraz całą gamą zajęć, których można się było spodziewać. Natanis przechadzał się ulicą, nie wzbudzając aż tak wielkiego zainteresowania, jak zwykł to robić; gdyby Chmura nie latała wysoko nad dachami, ale siedziała na jego ramieniu, bez wątpienia wzrok wszystkich natychmiast skierowałby się na niego, co, delikatnie mówiąc, niezbyt podobało się niebianinowi. Nawet teraz jednak jego wyraźnie obce, białe włosy sprawiały, że zwracał na siebie niemałą uwagę, ale Duch starał się trzymać fason i nie zwracać na to zbyt wielkiej uwagi, zajęty przypatrywaniem się temu, co działo się wokół i udając zwykłego podróżnego.
        Szybko doszedł do wniosku, że wioska zdecydowanie nie ma problemu z małą liczbą ludności – rąk do pracy było aż nadto. Problem jednak objawiał się w tym, że po pierwsze byli biedni – może nie uderzało to tak, jak widok slumsów w wielkich miastach, ale po uważniejszej obserwacji dało się dostrzec objawy braku pieniądza – a po drugie, co wiązało się z pierwszym, brakowało im odpowiednich narzędzi, dzięki którym ich praca natychmiast stałaby się wydajniejszą. Do tego uważał, że można by rozbudować wioskę, dając domy tym, którzy musieli mieścić się w jednej izbie, a także nadać im więcej ziemi; więcej pól nie tylko równało się większej ilości pożywienia, zysku, ale także zajęcia dla wieśniaków. Powoli przestawały go dziwić kolejne oznaki niegospodarności, których dopuszczał się poprzedni zarządca tego regionu.
        Poszedł na ubocze, zatrzymując się z tyłu postawionej na uboczu stodoły, obierając się o jej ścianę oraz wyjmując z torby swój notes oraz węglowy rysik; otworzył niewielką książeczkę i zaczął zapisywać obserwację. W tej czynności jednak przerwał mu rozpaczliwy okrzyk, który nagle doszedł go dokładnie zza jego pleców. Obrócił się, rozglądając, ale gdy rozległy się kolejne głosy, zrozumiał, że dźwięki dochodzą z wnętrza budynku.
        - Do bardzo ładnego gniazdka czmychnęłaś, sikoreczko.
        - Od razu widać, że nie mają w tej dziurze żadnego prawdziwego mężczyzny. Masz szczęście, że trafiłaś na nas.
        - Ludzie! Pomocy!
        - Nikt cię tutaj nie usłyszy.
        - Tylko ty i my... lepiej nie opieraj się, to ci się to spodoba.
        Natanis zbladł, kiedy zorientował się, czego za chwilę stałby się świadkiem; wsłuchiwanie się w okrzyki dziewczyny było czymś okropnym, na co nie mógł pozwolić. Tyle, że ewentualna ucieczka byłaby czymś jeszcze gorszym... Rozejrzał się, ale nie dostrzegał w pobliżu nikogo, kto mógłby pomóc; zanim zdąży kogoś takiego znaleźć... Duch przełknął ślinę, uświadamiając sobie, co musi teraz zrobić. Wiedział, że nie ma czasu do stracenia, więc nie mógł pozwolić sobie na chwilę głębokich oddechów przed ruszeniem do działania; adrenalina już na samą myśl o tym, co ma zrobić, napłynęła mu do żył. Biegiem ruszył w stronę drogi, okrążając stodołę. Zbliżył się do wielkich, drewnianych drzwi i pośpiesznie je otworzył, co wcale nie było takie łatwe. W środku znajdowała się wielka przestrzeń, zapełniona sprzętem oraz ogromną liczbą siana. Oprócz tego była też czwórka ludzi; trzech z nich odzianych było w mundury straży, ostatni zaś... ostatnia miała na sobie prostą, chłopską suknię. Wiła się właśnie, trzymana przez jednego z mężczyzn, podczas gdy jego kompan zaciskał dłonie na materiale jej dekoltu, powoli go rozrywając – wyraźnie po części mu się już to udało, ale na całe szczęście Natanosowi widok zasłaniał trzeci z mężczyzn, stający z boku i przyglądający się temu z uśmiechem. Wszyscy trzej spojrzeli ze zdumieniem w stronę drzwi, gdy te się otworzyły z donośnym dźwiękiem. Duch zatrzymał się, przyglądając się z obawą trzem strażnikom miejskim.
        - Ej, a ty tu czego? - warknął trzeci z mężczyzn, obracając się w jego stronę. Wszyscy pozostali obecni w stodole przypatrywali się ich dwójce.
        - Nie myślcie sobie, że jesteście bezkarni – powiedział Natanis, starając się opanować drżenie jego głosu. - Jak się nazywacie?
        Był zdecydowany wyciągnąć konsekwencję z tego, co zobaczył. Tym bardziej że przecież lada chwila cała ta trójka będzie pośrednio odpowiadać właśnie przed nim. Teraz jednak... Strażnicy roześmiali się.
        - Ej, patrzcie, jakiś przybłęda będzie nam grozić – zarechotał mężczyzna, który nie był teraz zajęty dzierlatką, wpatrującą się w Natanisa z rozpaczliwą nadzieją. - Nie przeszkadzajcie sobie, chłopcy, ten kmieć nic nie zrobi.
        Rechoczący strażnicy powrócili do swoich zajęć, czemu towarzyszyły rozpaczliwe okrzyki dziewczyny. Natanis zacisnął pięści, zbliżając się i chcąc coś zrobić, ale mężczyzna poradził sobie z nim bez problemu – Duch Światłości upadł na ziemię, na bok, ocierając krew, która pojawiła się na jego policzku.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Obok ciała niebianina pojawiła się jak znikąd pewna dość wysoka postać z ubioru przypominająca podróżnika, tak jak on, tylko z tą różnicą, że spod płaszcza odrzuconego do tyłu wynurzył się masywny skórzany gorset z typowymi dla kobiecej anatomii wypukłościami. Młoda dziewczyna, o niespotykanej urodzie i pięknych długich jasnych włosach opadających jak wodospad na okryte ciemnobłękitną koszulą ramiona; sprężystym krokiem podeszła do typa, który uderzył chłopaka i położyła mu coś ciężkiego na lewym barku. Ostry, zimny brzeg klingi dotknął mu skóry na szyi. O ile bandyta poczuł ciężar półtoraręcznego miecza, o tyle groźny chłód powinien zwrócić na nią całą jego uwagę, jednak nie odważył się odwrócić w jej stronę.
Ariela zauważyła, że pozostali dwaj strażnicy zbytnio byli zajęci dobieraniem się do dziewki, żeby orientować się w zmieniającym się otoczeniu, więc użyła swojego głosu.
- Puście ją.
To krótkie polecenie uważała za wystarczające. I okazało się skuteczne, lecz tylko w połowie. Dwaj strażnicy przestali już rozrywać sukienkę ofiary, jednak i tak pozostawiając ją prawie półnagą. Jeden z nich będący po jej prawicy puścił ramię szamoczącej się dziewki i położył rękę na rękojeści miecza.
- Bo co? Zabijesz nas? - uśmiechnął się nieprzyjemnie, ale mina mu zrzedła, kiedy Palladynka popatrzyła na niego z takim beznamiętnym spojrzeniem jakby była wnet spełnić jego życzenie. Spokój i opanowanie obcej, uzbrojonej nastolatki - ze względu na oszałamiającą urodę często przypisywano jej młodszy wiek - zasiał w jego myślach ziarno niepewności.
- Nie. Okaleczę, a potem pod sąd zaprowadzę - oznajmiła Ariela głosem miłym dla ucha, zupełnie nie pasującym do treści wypowiedzi. A ta wydawała im się tak absurdalna, że wszyscy trzej wybuchnęli śmiechem. Trzeci, dotychczas trzymający półnagą dziewczynę dla żartu puścił ją i uniósł ręce nad głowę wołając: - Poddaję się!
Ariela spojrzała na chłopaka obok swoich stóp. Nie chciała tu robić scen, a jedynie dać szansę na ucieczkę kobiecie. Na nieszczęście gość, którego trzymała pod mieczem podjął złą decyzję i przykucnął chcąc wydostać się z zasięgu ostrza miecza. Ariela nie protestowała, ale też nie opuściła miecza celując nim w czoło tego z lewej. Wszyscy trzej dobyli mieczy, a kobieta stuliła się w stogu siana zakrywając biust ramionami.
Palladynka wolała to załatwić inaczej i ciągle miała nadzieję, że przestępcy w uniformach strażników odstąpią i posłusznie oddadzą się pod sąd. Jej pochodzenie nie miało tu większego znaczenia.
Błękitne oczy dziewczyny nabrały groźniejszego wyglądu, gdy, już w komplecie, strażnicy ruszyli na nią.
- Jak wam się wydaje, co wam grozi za napaść na palladynkę? - zapytała znienacka zaskakując niedoszłych napastników.
Wszyscy trzej znieruchomieli i popatrzyli po sobie.
- Nie jesteś palladynką. Od razu byśmy poznali - odrzekł jeden z nich.
- Oni są starsi - dodał drugi.
- Znawcy się znaleźli - skwitowała kpiąco Palladynka. Opuściła miecz chcąc w ten sposób ostudzić atmosferę. - Wynoście się stąd i żałujcie tego co zrobiliście tutaj i wcześniej inaczej osobiście was dopadnę i pod sąd zaciągnę - zagroziła żelaznym jak kowadło tonem głosu.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Natanis ze zdumieniem przeniósł wzrok z parszywych strażników na osobę, która pojawiła się znienacka tuż obok niego; pojawienie się kobiety, w dodatku odzianej w tej sposób, tak pięknej oraz dzierżącej w ręku miecz, który teraz nieco bliżej zapoznał się z jednym z mężczyzn, było zdecydowanie czymś, czego kompletnie się nie spodziewał. Uniósł się lekko, jako iż sytuacja mu na to pozwoliła, przysłuchując się wymianie zdań pomiędzy nieznajomą, a gwałcicielami; był zaskoczony sposobem, w jaki mówiła, który to u niego raczej nigdy nie był obecny. Gdyby znał się na takich rzeczach nieco lepiej, mógłby się domyślić, że trwała teraz swoista próba sił, która była ważniejsza od samego starcia. Jednak niebianin nigdy nie był konfliktowy, choć napięcie udzieliło się i jemu.
        To, że strażnicy puścili kobietę, przyjął z ulgą; przynajmniej nie musiał się obawiać, że lada chwila coś jej zrobią na jego oczach. Natomiast w słowach nieznajomej... spodobało mu się, że mówiła o okaleczeniu zamiast zabijania. Pod sąd... gdyby nie to, że jego umysł był teraz tak zajęty zaistniałą sytuacją i jej powagą, pomyślałby teraz, że najprawdopodobniej to on sam przecież osądzałby mężczyzn. Natanis dźwignął się na ramionach i podniósł się na równe nogi, stając obok kobiety, którą na ten moment uznawał za sojusznika; cios zadany mu bolał, jednak przywykł podczas swojego życia do znacznie silniejszego i długotrwałego bólu. Spoglądał z zagryzioną wargą to na kobietę, to na napastników. Podniósł wysoko brwi, gdy usłyszał, iż nieznajoma jest palladynką; spoglądał na nią w zdumieniu, które wnet przerodziło się w radość. ”Palladynka! Pan jednak czuwa nad moimi ścieżkami i dba o swoje sługi! Oh, dziękuję, o Najwyższy, iż sprowadziłeś ją na moją drogę. Chciałbym móc sam pomóc, ale Ty znasz moją duszę i wiesz, że zrobiłem wszystko, co byłem w stanie; dziękuję, iże znalazłeś w sobie taką wyrozumiałość!”
        Spojrzał już nieco pewnie, a może mniej strachliwie na mężczyzn; teraz wstąpiła w niego wiara oraz czuł niemal obecność nadludzkiej istoty czuwającej na jego barkach. Mężczyźni spoglądali po sobie niepewnie, a miecze w ich dłoniach drżały; kobieta zdołała zrobić na nich niezwykłe wrażenie oraz straszliwie ich speszyć, dlatego teraz każdy z nich czekał na ruch kolejnego. Jeden z nich zacisnął zęby.
        - Ta mała po prostu chce dołączyć do zabawy – wyrzucił w końcu z siebie, starając się brzmieć pewnie. - Dalej panowie, jak tylko ją zwiążemy to przesta...
        Jego słowa przerwał wściekły pisk oraz pojawienie się w powietrzu białej smugi, która to uderzyła w niego, lądując na ramieniu, wbijając pazury do skóry, a dziobem sięgając twarzy. Jeden z mężczyzn, który wcześniej spoglądał na palladynkę z rosnącym strachem, podskoczył, po czym z krzykiem rzucił miecz na ziemię i wypadł ze stodoły, uciekając, nie spoglądając nawet, co było źródłem dźwięku. Jego towarzysz z wielkim zaskoczeniem spojrzał na niego, po czym przeniósł wzrok na swojego kompana, który teraz siłował się ze śnieżnobiałą, skrzydlatą drapieżniczką, po czym na waleczną kobietę, uświadamiając sobie w ułamku sekundy, że nie może liczyć na pomoc w walce z nią.
        - Szlag by to... - Rzucił broń i dołączył do swojego mniej odważnego towarzysza, wypadając z karczmy. Podobnie zrobił ostatni z mężczyzn, którego Chmura nękała, przytrzymując w żelaznym uścisku rękę, w której trzymał broń; szamocąc się z ptakiem, wypadł z karczmy, a jego rozpaczliwe krzyki po chwili ucichły. Natanis i nieznajoma zostali sami, jeżeli nie liczyć patrzącej w zdumieniu na ich dwójkę kobiety ukrytej w sanie. Niebianin przez chwilę jeszcze oddychał ciężko, czując adrenalinę w żyłach, po czym nagle uderzyła w niego fala gorąca, gdy zorientował się, że pozostał sam na sam z kobietą!
        - Emm... dziękuję za twoją pomoc – powiedział wciąż drżącym głosem. - Bez ciebie... byłaś niezwykła. Naprawdę jesteś palladynką?
        Natanis spoglądał na nią lśniącymi oczami, ale nie było to spowodowane tym, że dziewczyna mu się podobała, a raczej owym nieziemskim podziwem, który zaczął do niej odczuwać odkąd się pojawiła i samymi słowami uwolniła kobietę, a także faktem, iż należała do rasy wspaniałych wojowników Pana; pojawienie się jej przyjmował jako dar od Niebios i traktowanie jej niczym anioła było bardzo, bardzo adekwatne do tej sytuacji.
        - Ja...
        Nie zdołał powiedzieć nic więcej, kiedy uderzył w niego biały kłębek piór, od czego zachwiał się, o mało nie przewracając. Chmura wtuliła się w jego klatkę piersiową, łebkiem ocierając się o jego policzek. Po chwili oddaliła go i przekrzywiła, spoglądając na niego swoimi rozumnymi oczami oraz szukając śladów jakichś większych zranień niebianina – po małym rozcięciu na policzku, spowodowanym ciosem okutej w żelazo rękawicy, nie pozostał już żaden ślad poza kilkoma kroplami krwi zastygłymi na twarzy, ale orlica i tak zaskrzeczała, zaniepokojona.
        - Spokojnie, już nic mi nie jest – powiedział, gładząc jej plecy. - Dzięki niej.
        Chmura przeniosła wzrok na palladynkę i zanim ta zdążyła zareagować, znalazła się przy jej nogach, obejmując delikatnie skrzydłami jej nogę oraz ocierając łeb o spodnie w poufałym geście. Natanis poczuł się zmieszany, przełknął ślinę i odchrząknął.
        - Wybacz, jest nadopiekuńcza, a w ten sposób okazuje wdzięczność.
        Przeniósł spojrzenie na niedoszłą ofiarę mężczyzn. Zdecydowanie przydałaby się jej jakaś zasłona; niebianin bez żalu rozstałby się ze swoim płaszczem, ale... jego niepewny wzrok powędrował na palladynkę. Powinien wychodzić z inicjatywą? To w sumie ona ją uratowała, atak Chmury tylko była kroplą, która przelała czarę zapełnioną przez kobietę. Z drugiej strony to on był mężczyzną i powinien pewnie zareagować tak, jak to na niego przypadało... Ale z kolei to kobieta pokazała się jako ta odważna i tak naprawdę dużo bardziej zdecydowana od niego. Spoglądał na nią niepewnie, gotów podejść do pokrzywdzonej dziewczyny, jeżeli tylko nieznajoma nie zdecyduje się zrobić żadnego ruchu.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Nie byłby to pierwszy raz, kiedy spuściła łomot kilku opryszczkom i nawet nie zmieniał tego fakt, że w tym wypadku miałaby przeciw sobie chłopów umiejących machać mieczami. Albo przynajmniej posiadających jakąś znikomą wiedzę jak ten oręż choćby trzymać prawidłowo. Nie mniej Ariela miała waleczne serce i charakter zawadiaki. Lubiła porządną bitkę i chciała kiedyś zmierzyć się z prawdziwym przeciwnikiem, a nie tylko ze średnio inteligentnymi łajzami. Taki diabeł... to byłoby coś. Albo Pokusa. Czuła się trochę niedoceniana przez Pana, bo przeczuwała, że to z jego inicjatywy, jakoś Piekielni omijają ją jak rwąca rzeka przęsło mostu.
W odpowiedzi na groźbę gwałtu na jej osobie, aż nie mogła się powstrzymać i uniosła lewą brew w zdumieniu, a kąciki jej ust uniosły się w powstrzymywanym wybuchem śmiechu. Nasłuchała się już dość podobnych pogróżek i szczerze nie rozumiała tych samczych zapędów. Już by bardziej to rozumiała, gdyby była nieuzbrojona i wyglądała słabiej, ale oni za każdym razem, z uporem maniaka reagują tak samo. Jakieś niewyżyci ci faceci.
Była gotowa zaprosić ich do spróbowania ich sił, a przede wszystkim umiejętności władania mieczem, ale zanim zdążyła odpowiedzieć na odważną fantazję strażnika, coś białego spadło mu na głowę jak grom z jasnego nieba. Ariela wyglądała na równie zaskoczoną, co sam atakowany.
To był dobry moment, żeby spojrzeć na pobitego chłopaka, który stanął po jej prawicy z zatwardziałą miną dziecka, który poczuł się pewnie za sukienką mamy i gra palcami na nosie drwiąc z kolegów, którzy właśnie mieli spuścić mu łomot. Zauważyła po nim brak jakiejkolwiek reakcji, pochodnej zaskoczenia, albo wystraszenia. A to by znaczyło, że wielki ptak był z nim.
Reakcja strażników była słuszna. Porzucając swą oręż wybiegli ze stodoły tylnym wyjściem, budząc w Arieli zmieszanie. Właściwie powinna ruszyć za nimi w pościg. Złapanie ich i doprowadzenie pod wymiar sprawiedliwości miałaby bardzo ułatwione, bo głupcy zostawili tu swoje miecze.
A skoro niebezpieczeństwo uciekło, wsunęła swój miecz do pochwy przy pasie i pod pretekstem zebrania klamotów strażników odsunęła się od nieznajomego. Zebrawszy dwa miecze popatrzyła na płaczącą dziewczynę, a potem na Niebianina. Wzięła go za jakiegoś włóczykija, który znalazł się w złym miejscu o złym czasie.
Słysząc słowa podekscytowanego chłopaka, Ariela poczuła się nieswojo. Nie przywykła do takiego entuzjazmu w związku z jej profesją. Odrzuciła niesforne fale włosów do tyłu i kiwnęła głową.
Wtem zdarzyło się coś co teraz ją kompletnie zdziwiło. Wielki ptak powrócił i wtulił się w pierś swojego pana. Ariela myślała, że widziała już wiele, ale to ją przerastało. To co potem zrobiła orlica w związku ze słowami chłopaka wywołało u niej strach. Starała się nie stracić równowagi, kiedy jej lewa noga została przywłaszczona przez niezwykłego ptaka. Dziób ocierający się o jej spodnie wywołał u dziewczyny odruch strachu. Wiedziała, że zwierzę ma dobre intencje i że jest w jakiś sposób inne od innych ptaków, i to nie chodziło i łaszenie się jak kot, ale o inteligencję z którą jak dotąd nie spotkała u innych ptaków, nawet tych wielkich.
- To... bardzo miło - zawahała się próbując ustać w tej dziwnej pozie z uniesionymi rękoma i orłem przytulonym do nogi. - Ale chyba tak dłużej nie ustoję - poinformowała Natanisa dając mu do zrozumienia, żeby coś zrobił ze swoją pieszczochą.
Sama chciała by mieć jakiegoś kompana, ale nigdy nie miała okazji spotkać odpowiedniego.
Cisza i spojrzenie Natanisa na roztrzęsioną dziewkę w sianie nakazała Arieli działać. Gdy tylko uwolniła kończynę od ptaka spojrzała na biedną dziewkę i rzekła w jej stronę.
- A ty co tutaj jeszcze robisz? Wracaj do siebie i ubierz się zanim kolejna horda debili cię przyuważy.
Jej głos był szorstki i tak nie pasujący do tego co sobie o niej myślał Natanis. Pewnie posąg, który wybudował sobie w myślach, legł teraz w gruzach. Wprawdzie język jakim się posługiwała Palladynka pasował do jej wieku, a gdyby jeszcze chłopak wiedział jak zirytowana była przedłużającą się podróżą, to mógłby śmiało stwierdzić, że to była wyjątkowo łagodna, delikatna, stonowana prośba.
Ariela podeszła do chłopaka i przycisnęła mu dwa miecze do piersi, trzymając je tak długo, aż ich nie pochwycił. Wtedy minęła go i wyszła ze stodoły nie przejmując się ani losem sponiewieranej dziewki, ani zdezorientowanego chłopaka.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Natanis gwizdnął w charakterystyczny sposób, a Chmura spojrzała na niego, przekrzywiając łebek i odrywając go od nogi dziewczyny, po czym odpowiedziała własnym gwizdnięciem, puszczając palladynkę, skokami oddalając się na pewną odległość, po czym wyskakując w powietrze, wykonując zwrot oraz lądując na jednej z belek ponad ich głowami; nie była to pierwsza chwila, gdy białoskrzydła sprowadzała na niego podobnego rodzaju sytuację, ale nie potrafił się na nią gniewać. Była zbyt rozczulająca. No i nie pozwoliłaby mu na to.
        Duch Światłości był dosyć silnym realistą – choć nieco zmiękczyła to twarde stąpanie po ziemi wizyta w Niebiosach – i nie spodziewał się, żeby palladynka zachowywała się jak jakaś arystokratka z dworu; zresztą Natanis niezbyt za takowymi przepadał. Zdążył poznać w Planach oraz podczas swojej wędrówki kilku palladynów i szybko przekonał się, że są to osobniki dosyć szorstkie w obyciu. Był nadzwyczaj wdzięczny kobiecie oraz Panu za to, że pojawiła się akurat w takiej sytuacji, oszczędzając mu dotkliwszego pobicia i zmuszenia do przyglądania się, jak strażnicy biorą wieśniaczkę siłą. Dodatkowo imponowała mu jej pewność siebie, której jemu w dość dużym stopniu brakowało. Ale żeby coś więcej... Taka sytuacja miała miejsce raz w jego życiu, czego niemym świadkiem był obraz wiszący na jego plecach, tuż pod płaszczem, i wciąż nie przestała na niego mieć swoje olbrzymiego wpływu. Dlatego też, kiedy nieznajoma dosyć szorstko potraktowała niedoszłą ofiarę, jedynie się zdziwił – podobne słowa chyba jedynie w ustach typów ewidentnie spod ciemnej gwiazdy były spodziewane. O wiele większą konsternację wywołało u niego to, że dziewczyna z jakiegoś powodu wepchała mu miecze w ręce; spoglądał na nią w niezrozumieniu, gdy chwytał rękojeści, jednak nie otrzymał odpowiedzi, a kobieta odwróciła się i wyszła.
        Niebianin spojrzał na ostrza; nigdy w życiu nie zranił, ani też tym bardziej nie zabił żadnej istoty, a broń jako taka wywoływała w nim raczej niezbyt pozytywne odczucia. Rozumiał ją, gdy służyła obronie, tak jak ostrze palladynki wycelowane w strażników gotowe było chronić niewinną, jednak dotykanie jej... Natanis odrzucił je pośpiesznie na bok, wzdrygając się. Zdecydowanie dziwnie się czuł z bronią w ręku. Spojrzał za palladynką w zadumie. Był pewien, że ich spotkanie nie mogło być przypadkowe, zwłaszcza iż obydwoje byli niebianiami. Nieznajoma zdradziła to bez chwili wahania, jednak on... aj, powinien to zrobić wcześniej! Skarcił się za to. A teraz... Westchnął. Czekał na misję czterdzieści lat, dlatego miała ona dla niego nadzwyczaj istotna. Nie miał zamiaru ignorować sygnałów i tracić ewentualną pomoc jedynie dlatego, że nie potrafi rozmawiać z ludźmi. Ułożył sobie wszystko w głowie, po czym ruszył za palladynką, wychodząc ze stodoły i doganiając ją.
        - Czekaj... - zrównał się z nią w idealnym momencie, aby dostrzec Chmurę, lądującą na gałęzi drzewa i wpatrującą się w niego wzrokiem, który zdawał się mówić „tak, możesz to zrobić, dalej, ja w ciebie wierzę!”. - Przedstawiłaś się dosyć widowiskowo, ale ja nie miałem okazji... Jestem Duchem Światłości. Nazywam się Natanis. Zostałem wybrany przez Najwyższego do pewnej misji, którą teraz realizuję, ale nie znam się na wojaczce, a po takim przywitaniu w tych okolicach...
        Jego myśli szalały, kiedy palladynka wpatrywała się w niego. Szanował jej rasę za oddanie Panu oraz niezwykłe umiejętności, których jemu samemu w nadzwyczajnym stopniu brakowało, jednak kłopotliwe wśród nich było to, że trudno właśnie było nawiązać kontakt; zabójcy piekielnych nie prezentowali się jako istoty nadzwyczaj towarzyskie czy też wyrozumiałe do nieco mniej społecznie przystosowanych osobników. A takim zdecydowanie był Natanis. Starał się skupić na zdaniach, które w jego głowie brzmiały przekonująco, ale im dłużej mówił, tym bardziej się zastanawiał, czy jest w nich jakikolwiek sens.
        - Ci strażnicy... na pewno mnie zapamiętają, te włosy... ty jednak tak porządnie ich wystraszyłaś... a mam sprawę w mieście. Dosyć ważną. I wiesz... nie chciałbym ryzykować, aby przez tamtych trzech moja misja mogła zostać przerwana... Panu na pewno by się to nie spodobało... więc mogłabyś... wiesz, towarzyszyć mi w drodze tam? Jeżeli oczywiście to ci po drodze lub masz czas, aby jej lekko nadłożyć dla innego sługi Najwyższego... No i mogę ci też zapłacić. To znaczy...
        Chmura opuściła dziób, zasłaniając oczy skrzydłem. Natanis doszedł do wniosku, że powiedział coś, co mogło obrazić palladynkę. W końcu czy nie sugerował, że jest chciwa? Podjął więc potrzebne kroki, aby naprostować swoje słowa. Co oznaczało zdenerwowane wyrzucanie z siebie całego potoku słów.
        - To znaczy, nie sugeruję, że jesteś chciwa czy coś, po prostu... ech, no wiesz, ja na przykład od czasu śmierci nie muszę niczego jeść i pieniądz to w sumie dla mnie rzecz nie do końca potrzebna, a na pewno nie niezbędna, ale ty najpewniej musisz jeść oraz pić, dlatego bez wątpienia przydałoby ci się nieco grosza, jak podejrzewam. Chociaż z drugiej strony nawet nie wiem, czy palladyni też mają te potrzeby, bo nigdy jakoś nie przyszło mi do głowy, aby się jakiegoś spytać, a z żadnym też nie podróżowałem zbyt długo... Znaczy wiesz... nie mówię, żebyśmy dokonali tutaj typowo ludzkiej transakcji, a raczej taką... wymianę przysług! W końcu obydwoje służymy Najwyższemu, więc wspieranie się nawzajem, aby uzupełnić nasze niedoskonałości, powinno nas interesować, prawda? Dla ciebie posługiwanie się tym mieczem nie sprawia większej trudności, dla mnie znalezienie odpowiedniej sumy... To w sumie nieco łączy się z tym moim zadaniem... ale wiesz, jeżeli nie potrzebujesz pieniędzy, a mógłbym za taką przysługę odpłacić inną... to po prostu powiedz. Chyba że kompletnie cię to nie interesuje...
        Natanis złapał oddech po wyrzuceniu z siebie całej tej wiązanki, która mogła być całkiem imponująca; ze zdenerwowaniem przypatrywał się palladynce, oczekując jej reakcji, choć jego niepokój nie był wywołany nią samą, a jego brakiem umiejętności przekazania drugiej istocie, o co dokładnie mu chodzi. Nie cierpiał sytuacji takich, jak ta...
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Ariela nie przykładała dużej wagi do tego, co tutaj zaszło, ale uratowanie kobiety nie było jej całkiem obojętne. Nie była bez serca i w pewnym stopniu solidaryzowała się z bezsilnymi dziewczynami, nienauczonymi jak bronić się przed podobnymi napastnikami. Tylko że w przeciwieństwie do nich, Ariela nie miała wyboru. Miała stanąć w zastępach Najwyższego i tępić zło grasujące na świecie, a one wręcz przeciwnie. Mogły nauczyć się walczyć albo chociaż bronić. Nikt z góry ich nie skazywał na rolę kury domowej. Ariela tego nie rozumiała, żyjąc w zupełnie innym świecie.
Kroki Natanisa usłyszała z daleka, ale nie odwróciła się. Właściwie to czekała aż ją dogoni, bo tylko o takie intencje podejrzewała chłopaka. Wzrok zwróciła na białego jak śnieg, orła lądującego na gałęzi drzewa. W tej samej chwili dogonił ją Natanis.
Popatrzyła na niego, kiedy zaczął mówić. Jego towarzystwo było jej obojętne, aż do czasu, kiedy zauważyła coś, czego się nie spodziewała. Nawet zwolniła kroku, niechcący dając mu czas na dokończenie zdania.
- Duch Światłości? - zapytała, zatrzymując się i patrząc z niedowierzaniem na pewien punkt na jego twarzy.
Zamierzała coś sprawdzić. Nawet lekko uniosła dłoń, ale opuściła ją, kiedy ten znowu zaczął paplać.
Wsłuchując się z widocznym rozbawieniem w jego dość oryginalną propozycję, doszła do wniosku, że jest z niego całkiem niezły kombinator. Miała z początku wątpliwości wobec tego, co nim kieruje proponując jej towarzystwo w jego "misji". Tak się składało, że też miała swoją i Duch mógłby okazać się całkiem pomocny. Jej entuzjazm nieco przygasł, kiedy chłopak powołał się na służbę Najwyższemu, a potem jeszcze mocniej pogrążył się, wmawiając jej jakieś niedoskonałości. W rezultacie zaczęła się zastanawiać czy ten biedak jest po prostu speszony, czy po prostu sam nie wie, co tu na tym świecie robi.
Łaskawie pozwoliła mu skończyć przedstawienie. A nóż powie jeszcze coś interesującego. Tak jak po występie artysty żąda się od niego czegoś na deser, drobną dokładkę, puentę jakiej nikt się nie spodziewał, czyniącą jego półtoragodzinny pokaz jedynie przystawką do zwieńczenia jego talentu w zaledwie jednym zdaniu na żądanie.
Oczekiwała tego, co już nie nastąpiło, aż zatrzymała się i uniosła rękę. Zupełnie znienacka, a jednak powoli, aby go nie wystraszyć, dotknęła kciukiem jego policzka. Dotknęła miękką skórę, ścierając z niej zaschniętą krew i szukając rany.
- Niezwykłe - oceniła z uznaniem dla jego niecodziennej umiejętności. - Mówisz prawdę - dodała, jakby tym stwierdzeniem otworzyła się na dalszą znajomość. Wyraz jej twarzy złagodniał niemal od razu, a delikatny uśmiech na jej jasnej twarzy mógłby stopić nie jeden lód w sercu. Nie robiła tego specjalnie - po prostu taka była. Dla obcych groźna, ale dla "swoich" była kimś zupełnie innym. Mogła wtedy zachowywać się naturalnie, bez wstrętnych masek obojętności, które musiała przywdziewać dla dobrego imienia Palladynów w całej Aralanii.
- Jesteś odważny i dzielny, ale pięściami nic nie zdziałasz przeciw mieczom, co najwyżej rozśmieszysz wroga - zauważyła, kładąc mu rękę na barku w przyjacielskim geście. - A ja nie będę wiecznie przy tobie, żeby cię chronić. Widzisz, ja też mam swoją misję w Uliris.
Zabrała dłoń. Widziała w nim coś poza zniewalającą urodą. Poczuła w środku pewne ukłucie, które towarzyszyło jej od początku życia w Akademii. To, czego jej zawsze brakowało i o czym wolała nie myśleć.
Była coraz bardziej pewna, że to spotkanie to nie przypadek i powinna mu pomóc.
- ... ale pomogę ci. Tamtych nie musisz się obawiać. Ich ucieczka nie oznacza kresu ich problemów. O to bądź spokojny.
Dotarło do niej, że się nie przedstawiła.
- Ariela jestem. Dokąd się wybierasz, Natanisie? - zapytała, mając nadzieję, że do Uliris. Nie widziało się jej zbaczać z kursu, tym bardziej że miasto było właściwie na wyciągnięcie dłoni.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Cisza, która zapadła po tym, jak Duch skończył mówić, była chyba najgorszym, co mogło się przytrafić – ta chwila, kiedy druga osoba już usłyszała wszystko, co miał do powiedzenia, zdążyła go już osądzić, a teraz zmuszony był tylko czekać na ów osąd, pod przenikliwym spojrzeniem istoty świadomej nie tylko siebie, ale i jego. Dlatego też to, co zrobiła palladynka, kompletnie go zadziwiło; przypatrywał się z wysoko uniesionymi brwiami jej dłoni, która zmierzała w kierunku jego twarzy. W jego umyśle przewinęło się stado zupełnie odmiennych, co po niektórych szalonych myśli, aż w końcu ciepły palec kobiety dotknął jego policzka, co było... bardzo nietypowe. Dopiero gdy usłyszał jej słowa, zdołał wszystko poukładać sobie w głowie. Na całe szczęście jednak we wszystkim znajdował się racjonalny powód; Natanis znowu mógł oddychać.
        Po chwili ponownie uniósł brwi w wyrazie zdziwienia, gdyż oto mowa ciała palladynki stała się o wiele bardziej otwarta oraz cieplejsza, co znacząco pokrzepiło niebianina, który uśmiechnął się nieśmiało do niej, czując, że może jednak nie będzie tak źle. Zadowolona za swojego „małego niebianiunka” Chmura wzbiła się w powietrze, po czym zaczęła krążyć nad ich głowami, wypatrując zagrożenia. Spojrzał ze zdziwieniem na dłoń na swoim ramieniu – czegoś takiego zupełnie się nie spodziewał.
        - Nie uważam, aby odwaga należała do moich zalet, ale... nie potrafiłem nie zareagować. I spokojnie, zdaję sobie z tego sprawę, nie jestem stworzony do walki takiego rodzaju. Nie spodziewałem się po prostu, że trafię tutaj na coś takiego... zupełnie mnie ta sytuacja zaskoczyła. - ”Oby był to wyjątek, bo... ehhhhh...” Spojrzał na nią dosyć poważnie, zupełnie inaczej, niż mogłaby się tego po nim spodziewać, a ton jego głosu niósł ze sobą jakby ukrytą treść. - Zdecydowanie nie ujdzie im to na sucho.
        - Oh, bardzo miło mi cię poznać, Arielo. Zmierzam do Uliris. W sumie nieco nadłożyłem drogi, bo mogłem być tam już wcześniej, ale wtedy nie mógłbym być tutaj i kto wie, jak by się to skończyło... Tak czy owak, miasto nie jest daleko, chodźmy.
        Obydwoje podróżowali już od dłuższego czasu, dlatego droga zdecydowanie się im nie dłużyła; w końcu te kilka ostatnich procent zawsze wydaje się już być samym celem. Szli wiejską, polną drogą, aż do czasu, gdy ich buty nie zaczęły stukać o brukowaną drogę, zdecydowanie handlową, prowadzącą już bezpośrednim szlakiem do samego miasta. Nad ich głowami krążyła Chmura, wypatrując wszelakiego zagrożenia, gotowa poinformować niebiania o jakichkolwiek czających się na nich kłopotach. Teraz jej wzrok szczególnie wypatrywał mundurów miejskich. Natanis nie inicjował rozmowy, dlatego jakakolwiek pogawędka pomiędzy dwoma sługami Pana musiałaby zostać rozpoczęta przez samą palladynkę. Jeżeli ta jednak poruszyłaby jakiś temat – a jej miłe nastawienie bardzo ku temu sprzyjało - to Duch był gotów całkiem go wyeksploatować, może nawet nieco demonstrując swoje gadulstwo, które w niektórych sytuacjach miało prawo się objawić. Ostatnim niebianinem, którego widział, była królowa Delia, ale przy niej – choć była miła – nie był w stanie zupełnie się rozluźnić, zszokowany majestatem, przed którym stał, a którego pieczęć niósł teraz w torbie. Od kilku tygodni był podróży, dlatego pogadanie z człowiekiem – a tym bardziej niebianinem – było dla niego całkiem miłą możliwością.
        Po około kwadransie Chmura wypatrzyła mundury straży miejskiej, a dokładniej dwa... migoczące w słońcu po obydwu stronach bramy miejskiej. Strażnicy bramy obrzucili ich zaciekawionymi spojrzeniami, wyraźnie znudzeni swoją wartą. Natanis skupił swój wzrok na murach, które może i nie były w opłakanym stanie, ale zdecydowanie mogłyby być w lepszym. Starał się unikać wzroków mężczyzn, który spoczął na jego białych włosach, ale bardzo szybko przeniósł się na jego towarzyszkę. W głowie jednego z nich pojawiła się myśl, aby zatrzymać gości, a następnie spróbować wmówić im, że muszą ich najpierw „przeszukać”, ale jego wzrok natrafił na miecz palladynki, przez co stwierdził, że jednak takie ryzyko się nie opłaca.
        Dwójka niebian wkroczyła do miasta i tutaj uwaga Natanisa kompletnie już została pochłonięta, gdy jego wzrok przeskakiwał na kolejne budynki oraz ludzi, analizując miasto od podszewki. Co jakiś czas dało się dostrzec jakiś zniszczony bądź opuszczony budynek, ale nie był to jeszcze ten poziom, który zwiastował ruinę. Kiedy tylko wkroczyli pomiędzy targowiska, dało się usłyszeć skargi na ceny produktów oraz próby wyjaśnienia bezsilnych kupców, którym nie pozostawało nic innego, jak tylko dostosowywać się do trudnych warunków i zawyżać ceny. Brakowało tutaj... handel zdecydowanie kulał. A to już było niepokojące. Również to, jak często widzieli jakichś żebraków, których nie brakowało nawet w tych lepiej utrzymanych dzielnicach. Wniosek był bardzo prosty; miasto objęte było poważnym kryzysem, z którym sobie zwyczajnie nie radziło. Natanis zaczynał dostrzegać, dlaczego Pan wysłał go do tego miejsca; miał nadzieję, że zdoła podołać postawionemu przed nim wyzwaniu. Tymczasem... po jakimś czasie Natanis spojrzał na Arielę i zapytał:
        - Dokąd właściwie się udajesz? Ja muszę udać się do ratusza, mam sprawę do rady miasta... Bardzo byłoby mi miło, gdybyś mi jednak tam towarzyszyła. - ”Przynajmniej nie musiałbym stanąć przed tymi wszystkimi ludźmi zupełnie sam...”
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

- To niekoniecznie prawda - odpowiedziała na jego osąd w kwestii jego waleczności. Nasłuchała się i naoglądała tchórzostwa ludzi. Szczególnie brzydziła się obojętnością. To chyba gorsze od strachu. Sama go nie znała. Nie było jej dane zasmakować trwogi, a właściwie nawet nie miała okazji do zapoznania się z tym uczuciem. O ile Palladyni w ogóle znali strach.
Bardzo się ucieszyła, kiedy poznała cel wędrówki młodego chłopaka. Ulżyło jej, że nie będzie musiała nadkładać drogi, bo w ciemno obiecała mu pomóc. A słowa zawsze dotrzymywała.
Poszła z nim traktem wiodącym do miasta. Przy bramie zachowywała się raczej naturalnie, ale nie obdarzyłaby zaufaniem dwóch strażników przy wejściu do miasta. Szkoda, że nie umiała czytać w myślach. A może na szczęście.
W środku plener nie przedstawiał się najlepiej. Mur okalający miasto to jedno, ale ubóstwo i smród dochodzący z rynsztoków wywołały u niej same negatywne emocje. Oczywiście... to nie jej problem, aczkolwiek była ciekawa, czy sakwa gubernatora jest równie uboga.
Zacisnęła dłoń w pięść, przechodząc dalej i rzucając okiem na opartych o ścianę jednego z domów dwóch strażników. Ciekawe było to, że było ich dwóch, a opartych o ścianę włóczni było aż cztery. W dodatku stali przy drzwiach jak przystało na stróżów pilnujących, aby nikt niepowołany przypadkiem nie wszedł do środka. Przymrużyła oczy, widząc jak strażnicy spojrzeli na nią.
Odwróciła wzrok i szła dalej. Nic nie powiedziała o swoim spostrzeżeniu i podejrzeniach Natanisowi. Chłopak miał mężne serce, ale był porywczy. A sama nie dałaby rady zwalczyć zarazy nękającej miasto. Nie sama przeciw całej armii. Musiała skupić się na swoim powołaniu, a do tego trzeba jej było wyszkolenia. Sam miecz czasami nie wystarczy.
W przeciwieństwie do Natanisa, Ariela wolała skupić się na poważniejszych problemach, tych, z którymi zwykli śmiertelnicy nie dadzą sobie rady. Kto wie, może ktoś tutaj zyskuje na popularyzacji korupcji i degeneracji. Może to robota Piekielnych?
Tego chciała się dowiedzieć, a gdyby to jej się udało wieść o jej dokonaniach obiegłaby całą Aralanię i w środowisku Palladynów zyskałaby sławę. Jednakowoż nie dla sławy chciała rozwikłać tę zagadkę. Nie tylko dla niej. Bo sława była przydatna. Działała jak magnes na Piekielnych i straszak na nieposłusznych władców. Wzbudzał respekt i zmuszał do podwójnej ostrożności.
Oderwała wzrok od jednego z domów, na który akurat patrzyła. Zwróciła swoje oczy na chłopaka.
- Szukam księgarni "Literatura". Prowadzi ją niejaki Protos. Mam od niego odebrać coś ważnego - zauważyła proszącą minę Natanisa i postanowiła go uspokoić.
- Nie obawiaj się. Księgarnia mi nie ucieknie, a Protos nie umrze. Facet ma podobno ponad dwie setki, więc poczeka jeszcze trochę. Wiesz, gdzie jest ratusz? - zapytała, chcąc mu jakoś pomóc. - Możemy zapytać o drogę - zaproponowała i poprawiła włosy, zaczesując je do tyłu. Nie lubiła ich uwiązywać w kitki ani warkocze. Ta fryzura była jednak bardzo niepraktyczna i czasami nawet przeszkadzająca, ale był to rodzaj manifestu jej wolności i niezależności.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        - „Literatura”...? Hmm, jestem pewien, że nietrudno będzie ją znaleźć. I oh... w takim razie rzeczywiście nie ma się co zbytnio śpieszyć. Hmm. - Natanis na pytanie, gdzie znajduje się ratusz, rozejrzał się wokół, analizując pewne charakterystyczne elementy każdego miasta. - Przepływ ludzi wygląda na stosunkowo jednostronny, zważając na godzinę, która teraz jest... no i jeszcze na ten układ ulic... chodź za mną.
        Duch poprowadził ją labiryntem uliczek, który dla niego układał się w całkiem logiczny wzór; wraz z kolejnymi minutami ulice robiły się coraz porządniejsze, o wiele rzadziej można było dostrzec oznaki kryzysu, zaś budynki prezentowały się coraz to bardziej okazale. W końcu dwójka niebian wyszła na otwartą przestrzeń; płaski, prostokątny rynek, otoczony sklepami i porządnie utrzymanymi kamienicami – przechadzało się po nim o wiele mniej ludzi, niż do tego przywykł Natanis. Okazywało się, że nawet centra miast mogły nosić blizny złych powodzeń. Jednak powód, dla którego Duch nagle zatrzymał się jak wryty, wpatrując się przed siebie ze zdumieniem, był wprost zgoła inny; na środku placu wznosił się bowiem wielki pomnik, przedstawiający anioła z rozpostartymi skrzydłami, opartego na klindze miecza. Rzeźba miała dobre siedem metrów wysokości – razem z oskrzydleniem – oraz wykonana była z połyskliwego, bez wątpienia dosyć cennego stopu metali. Natanis powoli podszedł do niego, po czym wyciągnął rękę, gładząc jego powierzchnię. Bez wątpienia musiał być wart niezłą fortunę. Dla jednego człowieka zapewniłoby to bardzo, ale to bardzo dobry byt do końca życia. Duch pamiętał, co mówiono mu o poprzednim burmistrzu – anioł pyszny oraz chciwy. Teraz oto niebianin miał na to dowód. Podczas gdy miasto powoli się staczało, rynek ozdabiało takie oto coś...
        Nagle Natanis przypomniał sobie o obecności palladynki. Obejrzał się na nią, a po jego wyrazie twarzy kobieta mogła rozpoznać, że zdecydowanie nie był zadowolony z tego, co zobaczył. Przeprosił ją, mówiąc, iż „zamyślił się”, po czym stwierdził, że najlepiej będzie udać się czym prędzej do ratusza. Ten górował nad okolicznymi budynkami swoją wieżą zegarową oraz szeroką zabudową. Widok był imponujący, godny jednego z większych miast na kontynencie. Tym bardziej uderzało to, że znajdował się akurat w takim jak to... Niebianie podeszli do wejścia, ale tam zatrzymało ich dwóch strażników.
        - Hej, czego tu szukacie, młokosy? - rzucił jeden z nich żartobliwie. - Po coście się tu przypałętali?
        - Chcemy wejść do środka – powiedział Natanis, siląc się na spokój.
        - Lepiej wracaj do...
        Na swoje szczęście mężczyzna nie zdążył dokończyć wypowiedzi, bo w tej chwili Duch Światłości wygrzebał ze swoich pakunków niewielki zwój, przyozdobiony oficjalną pieczęcią samej królowej, po czym pokazał go strażnikom tak, aby doskonale widzieli, kto go przysyła. Mężczyźni spojrzeli po sobie, po czym pośpiesznie wyprostowali halabardy i przyklęki, wbijając wzrok w ziemię; taka reakcja nieco zaskoczyła Natanisa, który spodziewał się jakiejś refleksji, ale zdecydowanie nie tak gwałtownej.
        - W-wybacz nam panie, rada miasta w-właśnie obraduje i otrzymaliśmy r-rozkaz, aby nikogo nie wpuszczać do środka – powiedział jeden z nich przestraszonym głosem.
        - Ja dostałem inny rozkaz – powiedział nie do końca pewnie Natanis, ale to wystarczyło, aby oczy strażników rozszerzyły się do granic możliwości, gdy pomyśleli, kto ów wydał i jak bardzo wyżej znajduje się ta osoba od radnych miasta.
        - O-oczywiście. Ś-śmiało, panie.
        Czując się nieco nieswojo, Natanis minął wciąż klękających przed nim strażników i wszedł do swoistego przedsionka, choć oczywiście z odpowiednią skalą. Kobieta obsługująca gości chciała ich zatrzymać, ale pokazanie królewskiej pieczęci po raz kolejny rozwiązało problem. Kobieta nawet wyszła zza lady i odprowadziła ich do odpowiedniego pomieszczenia, oczywiście wcześniej oferując im zostawienie swoich płaszczy. Duch wolał jednak swój zachować; czuł się w nim pewniej. Po kilku korytarzach i kilkunastu stopniach schodów zaczęli zbliżać się do dwuczęściowych drzwi, zza których dobiegały odgłosy rozmowy:
        - ...urządzonego z prawdziwym rozmachem.
        - Nie jestem przekonany, czy to dobry pomysł...
        - Ależ mój drogi przyjacielu, pół życia spędziłem przy aniele. Wiem, że niebianie lubią takie rzeczy. Przepych, chwała, rozmach... to jest właśnie to, co lubią. Nieprawdaż, Alriku?
        - Zmuszony jestem przyznać rację. Odkąd żyję, zaobserwowałem, że wszyscy uskrzydleni mają słabość do takich rzeczy. Trochę błyskotek, formalności, wielkich mów i zaraz są usatysfakcjonowani. Całkowicie.
        - Ten nie jest skrzydlatym.
        - Wybacz, figura retoryczna.
        - Nie chodzi mi tutaj o odpowiednie słówka. Wątpię, aby organizowanie takiej parady było dob...
        Drzwi otworzyły się, co ucięło wszystkie rozmowy. Dwójka niebian mogła ujrzeć dosyć przestronne pomieszczenie, stylizowane na niewielką halę; przy ścianach znajdowało się kilka zbroi, pomiędzy którymi wisiały ozdobne gobeliny. Imponujący żyrandol rzucał światło na całkiem długi stół, przeznaczony dla do jedenastu osób – pięć krzeseł ułożonych było po bokach, jedno naprzeciwko wejścia. Przy stole siedziało osób dziewięć – w dwóch z nich Natanis rozpoznał ludzi, których miał okazję poznać jeszcze w stolicy; spoglądali teraz na niego ze zdziwieniem, ale i z zadowoleniem. Ci jako pierwsi wstali, witając go przyjaznymi spojrzeniami. Obydwaj byli mężczyznami w średnim wieku, odzianymi w dworskie, porządne szaty; tutaj jednak podobieństwo się kończyło. Jeden z nich był łysy, z pokaźnym zarostem – Arrz, specjalista od gildii rzemieślniczych – drugi natomiast posiadał burzę jasnych włosów i ani włosa zarostu – Iglir, znawca morskich tajemnic. Pozostali siedzący przy stole spojrzeli na siebie niepewnie, po czym ich wzrok skierował się na osobę siedzącą na krześle – choć chyba odpowiedniejszym słowem byłoby „fotelu” naprzeciwko wejścia. Mężczyzna w solidnym wieku, z siwizną i niepokojącym spojrzeniem, ale także i pokaźną sylwetką. Nie wyglądał może aż na wojownika, ale na słabeusza także nieszczególnie. Przez chwilę myślał, po czym podniósł się, za czym podążyli wszyscy pozostali.
        - Natanis, jak podejrzewam? - spytał się, a wtedy wszyscy pozostali członkowie rady się podnieśli.
        - Owszem... - Duch poczuł się nieco niepewnie, czując wzrok tylu ludzi na sobie, lustrujących go z ciekawością, badających każdy jego ruch. Odetchnął głębiej, krzepiąc się przyjaznymi spojrzeniami dwóch znajomych. O ich intencje mógł być spokojny, więc poczuł się nieco raźniej.
        - A kim jest twoja... towarzyszka? - spytał, dziwnie wymawiając ostatnie słowo. - Spodziewaliśmy się, że przywitasz do nas samotnie.
        - Pomogła mi w czasie podróży – powiedział wymijająco, pozwalając jej wcześniej się przedstawić. Zbliżył się do krzesła zajmowanego dotąd przez przewodniczącego rady, który spojrzał na niego spojrzeniem, które bynajmniej podobało się Natanisowi. Siwy mężczyzna przyjął od niego list, przełamał pieczęć i pośpiesznie przeczytał treść. Chrząknął, po czym kiwnął głową z szacunkiem i odsunął się, zasiadając po prawej stronie krzesła, które wcześniej zajmował; właśnie dwa miejsca tuż przy krańcu stołu pozostawały puste. Natnis usiadł na miejscu przewodniczącego rady. Zdumiał się, jak to krzesło jest wygodne. Wróć, nie krzesło... tron w zasadzie. ”Skrzydlaci lubią takie rzeczy, co? Ehh...”
        Zerknął na palladynkę, po czym na miejsce po swojej lewej stronie.
        - Zechcesz usiąść.
        Po sali poniósł się szmer, od którego zrobiło się Natanisowi nieco goręcej. Jeden z mężczyzn, przyodziany w mundur straży, ale nadzwyczaj bogaty, odezwał się.
        - Przy stole nie powinni siedzieć...
        - Uratowała mnie przed powrotem do Niebios – mruknął Natanis.
        - A co było takim zagrożeniem? - spytał nieco jadowicie mężczyzna, który bez wątpienia był kapitanem straży. Natanis przeniósł wzrok na Ariel, niepewny, co chce zrobić. Chciał zobaczyć, czy usiądzie i czy jakkolwiek odpowie mężczyźnie, zanim sam cokolwiek zrobi.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Ariela powierzyła swoje zaufanie przeczuciu Natanisa. Przez całą drogę zachowywała się jak grzeczna turystka oprowadzana przez kompletnie nieznane uliczki, których nazw nie sposób spamiętać, skupiwszy swą uwagę na patrzące na nich z góry szklane oczy okiennic wyzierających z zagłębień posępnych domostw ściśniętych i przyległych do siebie tak ciasno, że trudno by w tym zamyśle architektonicznym dopatrzyć się jakiejś zamierzonej koncepcji. Dla niej to był jeden wielki chaos, tak jak kierunki, które obierał - zdawałoby się - losowo Natanis.
A mimo to chłopak wydawał się prawie pewny tego, że nie warto pytać mijanych mieszkańców o drogę.
I w sumie miał rację. Albo szczęście. Bo trafili wreszcie na rynek. Duży, jak się spodziewała, plac, okrążony z każdej z czterech stron wysokimi kamienicami i salonami pod ich stopami. Ariela pierwszy raz w życiu widziała takie cuda. Chociaż Natanis pruł do przodu, prawie się na nią nie oglądając, nie mogła się powstrzymać, żeby nie podejść bliżej do jednego sklepiku, na wystawie którego rozwieszone były piękne, różnobarwne suknie. Atłasowe materiały lub jedwabne szale wywołały u niej zdumienie. Zachwyt wywołała u niej prześliczna, długa suknia, o rudobrązowej barwie z czerwoną wstęgą na wysokości brzucha. Ariela zatrzymała się przed wystawą, oglądając swoje odbicie dopasowujące się do sukni. Oczami wyobraźni widziała się w niej w salonowej scenerii pośród równie ładnie przybranych dam i przystojnych książąt...
Chwila zawahania kosztowała ją więcej z rzeczywistości niż ułamek sekundy fantazji, której się dopuściła. Zamrugała, szybko pozbywając się resztek złudzeń i odszukała wzrokiem Natanisa, który stał jak słup soli przy okazałym pomniku.
Domyśliła się, że nawet nie zauważył, że nie jej przy nim, dlatego miała nadzieję, że nie gadał tam pod tym aniołem do siebie jak jakiś wariat. Pośpiesznie dołączyła do niego i również spojrzała z dołu na imponujący posąg. Ariela w przeciwieństwie do Natanisa nie widziała w nim nic złego. Uznała nawet, że lepszy drogi posąg anioła, niż diabła. Dobrze, że nie podzieliła się tym spostrzeżeniem z Duchem.
Na jego przeprosiny tylko uśmiechnęła się lekko.
Ratusza trudno było nie zauważyć. Był okazalszy od najbardziej okazałych budynków. Poszła za nim po schodach do drzwi, których pilnowali dwaj bardzo niegrzeczni strażnicy. Miała ochotę coś im odpyskować, ale Natanis był od niej szybszy od jej ostrego języka. Wyciągnął rulon z pieczęcią, której nie sposób było pomylić z inną lub nie zauważyć. Reakcja dwójki ochroniarzy zaskoczyła nie tylko Ducha, ale i Palladynkę. Ariela uznała to za bardzo dobry znak.
Więc jeszcze jakaś świętość do nich przemawiała. Pomyślała w duchu.

Wsłuchując się z Natanisem w rozmowy toczące się za zamkniętymi drzwiami obserwowała uważnie reakcję Ducha Światłości. Popatrzyła za siebie, na zachowanie kobiety, która ich tu zaprowadziła. Wyglądała na mocno zestresowaną całą tą niespodziewaną wizytą. Nie podobało się to Arieli. Miała przekonanie graniczące z pewnością, że Natanis może mieć niebawem bardzo duże kłopoty. Oczywiście nie zamierzała mu o tym mówić, aby zachowywał się naturalnie i szedł z falą, z jaką uderzył w ratusz niczym tsunami, gotów roznieść w proch ten gmach jednym ruchem tajemniczego zwoju.
Jego udawana pewność siebie była zabawna i nawet Ariela dostrzegała w nim drobne wahanie. Niezależnie co zamierzał, postanowiła mu towarzyszyć, dopóki nie uzna, że raptem nie wyjdzie z zaułka jakiś szemrany typ i nie pośle Ducha z powrotem do Nieba.
Natanis otworzył drzwi z rozmachem, z jakim rozsuwają się kotary teatru. Palladynka jak zwykle wyglądała na niewzruszoną zdziwieniem i mierzącymi ją niezbyt grzecznymi spojrzeniami. Już przywykła do tego, że ludzie patrzyli na nią jak na chodzącą zagadkę. Z chęcią zobaczyłaby ich miny, gdyby wkroczyłaby tu w tej sukni, którą przymierzała w marzeniach przed tamtejszą witryną sklepową.
Nie odzywała się, nawet kiedy zapytano o jej obecność przy boku chłopaka. Białowłosy słusznie nie zagłębiał się w szczegóły mówiąc w zasadzie tylko to, co powinni wiedzieć. Ale od początku Ariela była przekonana, że jej wizyta tutaj będzie źle odbierana. O ile Natanis był uprawniony do obecności, a nawet i może przejęcia przewodnictwa w radzie - jak się domyślała - to ona była tu w ich mniemaniu zwykłą obcą dziewczynką, bawiącą się drewnianym mieczykiem.
Jakże mocno się mylili. Nawet Natanis prawdopodobnie nie miał pojęcia, jakie uprawnienia mieli Palladyni i jak wielkie wpływy miał jej zakon.
W każdym razie bez wahania usiadła na miejscu wskazanym po zaproszeniu jej towarzysza. Zrobiła to mimo natychmiastowego protestu ze strony ubranego w dowódczy mundur jegomościa. Kamienna twarz Arieli nie zdradzała wezbranej w niej satysfakcji, bowiem oburzenie radnych wystarczyło jej, by dobrze ocenić, z jakimi głupcami mają do czynienia. Zauważyła jak na razie tylko dwóch, wydających się przyjaźnie nastawionych do Natanisa i nieszemrających bezczelnie w towarzystwie jak cała reszta.
Miała ochotę publicznie zganić dowódcę, który podniósł cały ten protest, ale w sumie pochwaliła go w myślach za odwagę, bowiem tylko on powiedział głośno to, co inni tylko tchórzliwie powtarzali od ucha do ucha.
- To, co być powinno ratunkiem - odpowiedziała wyzbytym z emocji głosem. Sądząc, że to nie wystarczy, dodała prędko - Racz wiedzieć, że od dzisiaj toczyć się będzie bardzo wnikliwe postępowanie wyjaśniające w sprawie moralnych i prawnych uchybień w pańskiej jednostce. Ponadto proszę zapamiętać, jako uprzejmość z mojej strony, że uprzedziłam pana o planowanej kontroli dokumentacji zwerbowanych członków straży i przesłuchań w związku ze skargami pod pańskim adresem.
Ariela mówiła płynnie i bez zająknięcia jak rasowy urzędnik czytający zawiłą klauzulę. Pewność siebie dodawała jej znajomość tego typu postępowań, które były jednym z wielu wałkowanych lekcji, których akurat nieprzypadkowo nie przespała. Obawiała się tylko jednego. Że będzie musiała przez to śledztwo zostawić na jakiś czas Natanisa, a tego obawiała się coraz mocniej. Chłopak mógł nazbierać sobie wrogów, a jeśli tutejszy stróż porządku jest skorumpowany, mogło dojść do nieszczęśliwego wypadku.
Ariela zdawała sobie sprawę z tego, że mogła przesadzać, ale jej wewnętrzny głos mówił jej, że powinna go pilnować.
Pozostała jeszcze sprawa dowódcy, który mógł się nie przestraszyć jej chłodnego podejścia. Kusiło ją, żeby spojrzeć mu w oczy, ale to oznaczałoby chęć do dalszej dyskusji, a tej nie miała, dlatego jej wzrok pozostał utkwiony w miejscu gdzieś w niewidocznym punkcie na stole.
- Proponuję kontynuować obrady - i tu spojrzała na Natanisa, który mógł zobaczyć w jej oczach drobną, figlarną iskierkę, która na pewno dodała mu otuchy.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Natanis był nadzwyczaj zaskoczony podstawą, którą przyjęła Ariela; nie dość, że z miejsca zaakceptowała nową rolę – Duch obawiał się, czy nie uzna, że na nazbyt wiele sobie pozwala – a w dodatku zaczęła zachowywać się tak, jakby doskonale się w owej odnajdywała, natychmiast odpowiadając kapitanowi straży w sposób, którego chyba nikt się nie spodziewał. Mężczyzna aż zarumienił się z przejęcia, a w jego spojrzeniu pojawił się ostrzegawczy błysk wściekłości. Niebianin przeniósł wzrok na palladynkę, która spoglądała na niego figlarnie; owszem, w pewnym stopniu było to pokrzepiające, jednak konsekwencje... imponowała mu pewność siebie niebianki, której mu wiecznie brakowało. Jednak tutaj potrzebna była także i rozwaga oraz wyczucie. Kiedy wkraczało się pomiędzy wrony... zdecydowanie nie można było pokazać, że jest się orłem. Może i było się silnym, ale to był ich teren... no i mieli zdecydowaną przewagę liczebną. Widząc, że kapitan już otwiera usta, aby coś powiedzieć, Natanis zdecydował się zrobić krok.
        - Trójka strażników próbowała zgwałcić wieśniaczkę – powiedział, a na sali zrobiło się cicho jak makiem zasiał. - Kiedy chciałem ich powstrzymać, zostałem zaatakowany.
        - Panie... - Oczy kapitana rozszerzyły się. - To wyjątek, zapewniam cię. Dopadnę tych nicponi oraz przykładnie ukarzę. Eh, dopilnuję, aby nikomu więcej taka durna myśl nie wpadła do głowy. A jeżeli to się jeszcze kiedyś powtórzy... oj, wtedy, to mnie popamiętają.
        - Mam nadzieję, że tak się też stanie – powiedział spokojnie Natanis, po czym oparł się o oparcie „tronu”. Zdecydowanie będzie musiał zmienić to siedzisko na normalniejsze krzesło. Było tak wygodne, że aż go od tego bolały kości. - Jakie jeszcze kwestie są do poruszenia?
        - Rada zaplanowała paradę z okazji pańskiego przybycia...
        - Miasto stać w ogóle na coś takiego?
        Wzrok wszystkich zebranych przeniósł się na mężczyznę w średnim wieku, odzianego w nadzwyczaj elegancki strój, z pierścieniem w kształcie monety na palcu; bez wątpienia miejscowy skarbnik. Ten spiął się nieco.
        - Cóż, została miastu udzielona odpowiednia pożyczka...
        - Na kwotę...?
        - Stu dwudziestu tysięcy ruenów...
        - Te pieniądze zostaną wykorzystane w innym celu, parada zostanie odwołana.
        - Ależ panie... dla splendoru wymagany jest...
        Skarbnik umilkł, gdy Natanis obdarzył go spojrzeniem, o którego możliwość zaistnienia palldaynka najpewniej nawet go nie podejrzewała.
        - Jak wygląda stan miejskiego skarbca?
        - Och, określenie tego nie jest takie łatwe, to...
        - Rozumiem świetnie. Wierzę, że sporządzisz odpowiedni raport, jeżeli otrzymasz odpowiednio dużo czasu?
        - Och, oczywiście, panie.
        - Masz trzy dni.
        Mężczyzna pokiwał energicznie głową, ale po jego spojrzeniu widać było, że nie czuje się zbyt zadowolony z roli, jaką mu powierzono. Rada przeszła do omawiania kolejnego zagadnienia, którym okazało się miejsce zamieszkania Natanisa. Sam Duch stwierdził, że równie dobrze może zatrzymać się w jakimś przybytku, ale Rada zgodnie stwierdziła, że nie jest to najlepszy pomysł – nawet ludzie Delii, a to już coś znaczyło. Dla niebianina już wcześniej przygotowany został specjalny dworek, w którym mieszkał wcześniej poprzedni zarządca miasta, położony na perypetiach; choć może „przygotowany” nie było dobrym słowem. Lepiej było powiedzieć „zachowany”. Służba wciąż robiła tam swoją robotę, a budynek był gotowy, aby w każdym momencie przyjąć nowego właściciela. Natanisowi nie spodobało się określenie „dworek” oraz wszystko, co mogło się z tym wiązać, ale uznał, że tak będzie teraz najprościej, więc zgodził się go zająć na własność. Zwłaszcza że radni stwierdzili, iż w ten sposób wszystko będzie realizowane w jak najprostszy sposób, gdyż są przyzwyczajeni do wysyłania tam wszystkich wieści i dokumentów.
        Kolejne sprawy dotyczyły rozpoczęcia procedur, w wyniku których Natanis jak najlepiej zapozna się z sytuacją; Duch zlecił dokonanie odpowiednich raportów, oprócz tego także ostrzegł każdego z radnych, że w kolejnych dniach złoży im wizytę w miejscach pracy, aby lepiej zapoznać się z danym aspektem funkcjonowania miasta. Nie określił, u kogo dokładnie kiedy się pojawi. Także został mu przedstawiony zwyczajowy sposób funkcjonowania Rady – zbierała się co dwa tygodnie, ale w każdej chwili jej przewodniczący mógł zwołać zebranie nadzwyczajne. Kiedy już Natanis stwierdził, że na ten moment to chyba wszystko, odezwał się kapitan straży.
        - Nalegałbym, aby towarzyszył ci, panie, przynajmniej jeden członek straży w charakterze obrony. - Wyraźnie nie było mu najłatwiej mówić, gdy Natanis zerknął przelotnie na palladynkę, czym chyba dosyć wyraźnie przypomniał, jakie póki co towarzyszyły mu doświadczenia ze strażą. - Ostatnimi czasy doszło w mieście do... kilku ataków na niebian.
        - Ataków? - Natanis teraz naprawdę się zaniepokoił.
        - Tak, straż już zajmuję się tą sprawą. Brak jakiegokolwiek powiązania pomiędzy ofiarami poza faktem, że należeli do jakże szlachetnych ras. Obawiam się, że i pan może zostać zaatakowany, a...
        Kapitan ugryzł się w język, zanim powiedział o tym, że Natanis nie wygląda na wojownika, ale to niebianinowi zupełnie by nie przeszkadzało.
        - Dziękuję za pańską troskę. Zebranie skończone.
        Radni zaczęli powstawać i wychodzić, a wkrótce w sali został tylko wciąż siedzący Natanis oraz palladynka. Duch wziął głęboki wdech, po czym z ulgą wypuścił powietrze, opadając całkowicie na swoje siedzisko. Przeniósł spojrzenie na palladynkę, z zamyśleniem.
        - Przepraszam, że ci wcześniej o tym nie powiedziałem, ale jakoś... no, jakoś tak wyszło. To właśnie ta moja misja. Mam odbudować to miasto. Choć po tym spotkaniu zaczynam się obawiać, czy mnie to nie przerośnie. - Uniósł dłoń, po czym przejechał nią po twarzy, chcąc się otrząsnąć ze wszystkiego, co przed chwilą zaszło. Następnie spojrzał z zainteresowaniem na Arielę. - Posłuchaj... jak słyszałaś, przydałaby mi się ochrona. Wiesz, że nie potrafię walczyć, a... a myślę, że świetnie sprawdziłabyś się w tej roli. Jak mogłaś słyszeć, na pewno nie będziesz przymierać głodem. A oprócz tego... pewnie ty także mogłabyś się stać celem ataku. Myślę, że razem będzie trzymać się raźniej. O ile oczywiście nie przeszkadza ci zostać w mieście zbyt długo. A do tej księgarni tak czy siak się przejdziemy.
        Po omówieniu z palladynką tej kwestii, udali się na zewnątrz. Tam już czekał na niebianina powóz, ale odprawił go do dworku, chcąc wcześniej przejść się z Arielą do księgarni. Oprócz tego także chciał samemu poznać drogę do swojego nowego domu, z perspektywy innej niż z wnętrza powozu.
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Ariela tak naprawdę wcale nie zamierzała jakoś zbyt długo buszować w koszarach niezbyt przyjaznych mężczyzn. Gdy wreszcie wyjawi swoją rasę, może zyskać trochę więcej ostrożności ze strony napalonych zbirów w mundurze, ale w końcu znajdzie się taka grupka, która zechce spróbować... A wtedy mogłaby wpaść w kłopoty. Wszystko tak naprawdę zależało od tego, czy dowódca mówił prawdę. Starała się nie oceniać go z góry, bo nawet najbardziej wymowne pozory mogą kłamać.
Zwróciła uwagę na wahanie Natanisa, gdy została poruszona kwestia jego ochrony. Wiadomość o zamachach na Niebian bardzo ją zaniepokoiła i nawet nie przyszło jej przez myśl, co planuje jej towarzysz. Byłaby nawet wdzięczna za małą eskortę, bo wbrew temu, co myślał o niej Natanis, nie była Aniołem i miała ograniczone umiejętności bojowe. Oczywiście była wspaniałą wojowniczką, dzielną, sprytną i bardzo zręczną, ale wciąż śmiertelną. W zakonie nie miała sobie równych we władaniu mieczem i wytrwałości, lecz zaskoczona może popełnić katastrofalny w skutkach błąd.
W tej materii wykazywała się godną pochwały roztropnością. Chociaż Natanis odmówił, zależało jej, aby zmienił zdanie, o czym zamierzała z nim pomówić po obradach.
Przez całe posiedzenie słuchała uważnie wymiany zdań na tematy zarówno parady, jak i ich kwaterunku, o którym jeszcze nie pomyślała. W zasadzie myślała, że księgarz, z którym miała się spotkać, użyczy jej kawałek podłogi. Za nic nie śniło jej się spania w dworskich komnatach. Nie miała nic przeciw temu, nawet mimo krzywej miny Ducha Światłości, któremu ten pomysł nie przypadł do gustu. Patrzyła na niego wnikliwie, mając nadzieję, że nie odmówi i zabierze ją ze sobą.
Zastanawiało ją, kim był jej druh, skoro wywoływał swą obecnością w tym mieście tak spore zamieszanie. Posłannik królowej, ale z jakiej przyczyny i jaką rolę miał odegrać w tym mieście. Od samego początku Natanis zaskakiwał ją.

Po tym, jak rada się rozeszła odetchnęła z ulgą prawie tak samo, jak Natanis. Nie lubiła tych nudnych posiedzeń. W komnacie zrobiło się duszno i strasznie nudno i nawet freski na ścianach nie mogły w żaden sposób wyrwać jej z tego bagna, w którym utknęła. Z uprzejmości wyglądała cały czas na zainteresowaną, chociaż myślami wędrowała już po sklepowych witrynach ciesząc oczy znakomitościami, na które nigdy nie byłoby ją stać.
Uśmiechnęła się, widząc minę chłopaka.
- Nie czuję się obrażona. To miło, że królowa posłała tu ciebie — odparła mu i popatrzyła, jak ociera twarz zmazując z niej zdeterminowanie, którym postawił na baczność całą zgnuśniałą świtę.
- Hm? - przyjrzała się mu z ciekawością, kiedy poprosił ją o atencję.
Im dłużej mówił, tym bardziej czuła, że się zapada w fotelu — choć jej siedzisko nie było tak miękkie, jak jego. Ona? Celem ataku? Może to do niej wcześniej nie dotarło albo umknęło w plątaninie trosk, którymi oplatała osobę Natanisa. Nie było jej marzeniem polec od sztyletu wbitego w plecy!
Rysy jej twarzy wnet się wyostrzyły.
- Jeśli jest tu śmiałek dość odważny, żeby rzucić się na ciebie lub mnie, to mam nadzieję, że prędko się pokarze - powiedziała, wstając z krzesła. Poprawiła ubiór i kiwnęła głową na Natanisa.
- Mogę tu zostać tak długo jak zechcę. I dziękuję za zaproszenie, z chęcią z niego skorzystam — odparła Duchowi, a potem razem ruszyli na miasto.

Ariela wcale nie spieszyła się z wizytą do dworku. Natanis mógł podziwiać, jak z wojownika zmienia się... w zwykłą dziewczynę, która wpadła w zachwyt nad biżuteriami, artystycznymi rzeźbami, rękodziełami no i prześlicznymi kreacjami wieczorowymi. Wydawać by się mogło, że zupełnie zapomniała o Natanisie, który cierpliwie chodził za nią i czekał na nią, gdy oglądała towary na sklepowych półkach.
Mimo tego całego zachwytu nic sobie nie kupiła, chociaż nie raz jej ręka sięgała do kieszeni pod płaszczem. Szczególnie podobał się jej zrobiony z białego bursztynu wisior w kształcie łabędzia. Och, jak go obracała w dłoniach i jak bardzo długo oglądała się z nim przy lustrze.
Opamiętała się, dopiero kiedy zauważyła, jak mija ich patrol strażników. Żywe ogniki w jej oczach natychmiast przygasły, a wisior nagle stracił całe jej zainteresowanie. Odłożyła go na ladę i podziękowała starszej kobiecie. Nie omieszkała ją przy okazji zapytać o drogę do księgarni "Literatura". Starsza pani odrzekła:
- Literatura. Hm... To chyba w północnej alejce skarbie. Jaa nie czytam książek, ale wydaje mi się, że widziałam tam szyld z takim napisem.
- Bardzo pani dziękuję. — Ukłoniła się Ariela. - Jeszcze tu wrócę. — Uśmiechnęła się do właścicielki, która odwzajemniła uśmiech, najwyraźniej ciesząc się, że Niebianka jeszcze ją odwiedzi.
Ariela wyszła na zewnątrz i opowiedziała Natanisowi o wskazówce, którą otrzymała. Razem z nim udała się na drugi koniec placu, celując krokami w wąską alejkę, która bardziej przypominała wejście na podwórze niż na deptak. W każdym razie bez obaw poprowadziła tam chłopaka i wypatrywała jakiegoś szyldu. Jak się okazało, trafili w dziesiątkę.
Stary, dębowy szyld wisiał na czarnym łańcuchu nad wejściem do ponurej kamienicy. Nosił na powierzchni wyryty napis "Literatura" i ikonę otwartej księgi. Kiedy otworzyli drzwi, powitało ich dzwonienie małego dzwoneczka zawieszonego na drzwiach. W środku panował półmrok, a powietrze wypełniał charakterystyczny zapach papieru. Była to bardzo stara księgarnia. Książki i zwoje, które nie mieściły się już na półkach leżały względnie poukładane na stosach zajmujących większość podłogi. Pokój nie był zbyt duży albo był, tylko był okropnie zagracony, gdzie okiem sięgnąć mapy, zeszyty, książeczki i wielkie księgi.
Ariela podeszła do lady jedną z niewielu dróg prowadzących między górami ksiąg. Zajrzała za nią, ale nikogo nie zobaczyła.
- Hej, jest tu kto? - zawołała, trochę się martwiąc.
- Tak! - wydobył się jakiś zachrypnięty głos zza alejki regałów. - Chwilunia, zaraz przyjdę.
Ariela w duchu odetchnęła z ulgą. Popatrzyła na Natanisa.
- Może i ty znajdziesz tu coś interesującego? - zapytała Ducha, myśląc, że może i on skorzysta z okazji.
Zza regałów wynurzył się starszy, posiwiały mężczyzna o lasce. Ubrany był dość przeciętnie, ale na uwagę zasługiwała jego zielonkawa, błyszcząca kamizelka.
- Dzień dobry. Nareszcie się zjawiłaś Arielo! - dziadek ucieszony zatarł ręce, wprawiając palladynkę w zakłopotanie.
- Skąd wiesz jak mam na imię? - zapytała zdumiona.
- Ja wiem wszystko o wszystkich. — Pokiwał grożąco kościstym paluchem. Potem popatrzył na Natanisa. - A i ciebie zaszczyt gościć w moim domu, Natanisie.
Ariela speszona popatrzyła na Ducha.
- Twoja sława cię wyprzedza. — Popatrzyła z powrotem na starca. - Wiesz zatem, po co przyszłam?
- Ależ oczywiście! Tylko księga nie jest jeszcze gotowa. Będzie za dwa, może trzy wschody. Przybyłaś za wcześnie. Było przecież ci powiedziane, że przepisywanie ksiąg to czasochłonny proces.
Ariela lekko kiwnęła głową, nie zamierzając się kłócić ze starszym, bardzo mądrym — z tego, co słyszała - półsmokiem.
- Wybacz mi, po prostu droga mi się dłużyła, więc trochę przyspieszyłam marsz. Zatem nie będziemy ci przeszkadzać...
- Ależ skądże! - przerwał jej staruszek. - Jak macie ochotę, to się rozejrzyjcie. Może coś wam wpadnie w oko - zachęcił ich wymachiwaniem dłonią. - Ja jestem na zapleczu, jakbyście mnie potrzebowali. Jestem już za stary na stanie za ladą. Młodzi niech stoją, ja mam już swoje lata.
Dziadek odwrócił się, żeby wrócić do swojej "regałowej norki" z której wyszedł. Ariela stała i starała się jakoś nie wyglądać na zawiedzioną. Popatrzyła na Natanisa decyzję pozostawiając jemu.
- Ja tutaj i tak jeszcze wrócę, ale ty niekoniecznie. Chcesz coś stąd? - zapytała, w zasadzie nie mając tu nic do roboty.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Natanisa ucieszyło, że palladynka zdecydowała się zgodzić na jego propozycję; co prawda jej odwaga oraz chęć spotkania się z owymi tajemniczymi mordercami niebian nieco go niepokoiła, jednak stwierdził, że najwidoczniej Ariela jest w gorącej wodzie kąpana. Pewnie dosyć istotna cecha, kiedy jest się wojownikiem – w walce wszak nie można czekać i wypatrywać ostrożnie okazji, tak jak Duch to robił z wieloma aspektami życia; a przynajmniej tak wydawało mu się, kompletnemu laikowi w kwestii jakichkolwiek potyczek. ”Zaproszenie... kto by pomyślał, że pewnego dnia będę zapraszał do własnego dworu... i to taką osobę... Przedziwna jest dola sługi Pana, ale chyba nie można się było spodziewać, iż wszystko będzie się działo... po ludzku.”
        Spodziewał się, że od razu udadzą się do księgarni – po owym posiedzeniu naprawdę to, co mu się marzyło, to chwila samotności. Przynajmniej względnej. Pośród regałów z księgami mógł się czuć nadzwyczaj spokojnie – we dworze będzie musiał wcześniej zapewne spotkać się z całą służbą, zająć się kilkoma sprawami i zanim w końcu zyska możliwość prawdziwego odpoczynku, minie trochę czasu. Dlatego też nie miał nic przeciwko chwili relaksu w „Literaturze”. Ku jego zdumieniu jednak Ariela okazała się nadzwyczaj zainteresowana sklepami oraz straganami poustawianymi na rynku. Zdaniem Natanisa obecność ich wszystkich tutaj, szczególnie z takim, a nie innym rodzajem towarów, była dowodem na znaczący podział społeczeństwa. Praca u podstaw była czymś, co Duch uważał za rzecz konieczną dla rozwoju miasta. Podążał jednak za Arielą, przekonany, iż tak, jak on nie ma pojęcia o walce mieczem, tak pewnie i ona słabo orientuje się w tych zależnościach i widzi tu po prostu ciekawy towar. Był ciekaw, czy coś kupi, ale ostatecznie powstrzymała się od jakiejkolwiek transakcji.
        W końcu jednak Ariela wyszła ze sklepu oraz powiedziała, że wie, dokąd mają się udać. Przeszli do odpowiedniej części miasta i odnaleźli księgarnie bez większego trudu. Gdy weszli do środka, Natanis uznał, że zostanie z boku, jednak słowa niebianki go zainteresowały. Rzeczywiście mógłby odnaleźć tutaj coś ciekawego. Zerknął z ciekawością na mężczyznę, który się pojawił, unosząc brwi, kiedy wymówił jego imię; szczególnie że stwierdził, iż posiada wiedzę wykraczającą poza zasięg zwykłych śmiertelników. Z tego, co mówiła palladynka, nie był niebianinem, więc w sercu Ducha pojawiło się ziarenko nieufności. Speszony nie odpowiedział na słowa ani mężczyzny, ani też Arieli. Dopiero gdy ta zapytała, czy coś chce, zerknął na regały.
        - Mogę się nieco rozejrzeć...
        Buszował pomiędzy nimi dobre kilka minut, po czym podszedł do lady z wcale nie małym naręczem ksiąg; mężczyzna, który wyszedł z zaplecza, uśmiechnął się, widząc stertę ksiąg, którą niebianin położył na drewnianej powierzchni. Pierwszym z nich był niezbyt gruby, ale szeroki atlas zwierający mapy miasta, okolic oraz całej wyspy – od tych najprostszych, politycznych, aż po mapy handlowe oraz zawierające plany budowy, dawniejszych oraz aktualniejszych. Względy oczywiście czysto praktyczne. Następną księgą był opasały tom „Architektura Alarańska”, napisany dosyć trudnym jerzykiem, ale zawierający niesamowitą ilość informacji oraz wiedzy, w której Natanis zdecydowanie mógł się podszkolić. Ostatnią księgą był niewielki tomik wierszy o miłości; Duch zawahał się przed zabraniem go, ale ostatecznie zdecydował, że niech ludzie myślą sobie co chcą. Uiścił zapłatę, po czym schował tomik wierszy do torby, pozostałe dwie księgi natomiast chwycił pod pachę, całkiem wygodnie. Podziękował księgarzowi oraz zerknął na Arielę pytająco. Wkrótce wyszli z „Literatury” i mogli w końcu udać się w stronę dworka.
        Natanis ponownie bez większego problemu znalazł drogę; znaleźli się szybko w dzielnicy dosyć zadbanych domów obdarzonych ogrodami, bez wątpienia należącymi do lokalnych możnowładców. Duch podejrzewał, że w tych ścianach znajduje się bardzo wielka część bogactwa całego miasta – kto wie, czy nawet nieprzeważająca. Nie za bardzo podobało mu się takie sąsiedztwo, gdyż po części był uprzedzony do arystokracji, a w dodatku myśl, że w takich czasach ktoś zachowuje takie bogactwo dla siebie... pomyślał jednak, że może nie będzie tak źle i możni sąsiedzi okażą się skłonni do współpracy.
                Natanis zastanawiał się, jak zdoła poznać ich posiadłość, ale gdy dostrzegł wielki dwór, górujący nad innymi dachami, obdarzony bez wątpienia trzema piętrami oraz dwoma pobocznymi skrzydłami, nie wspominając już o imponującym ogrodzie, naszła go obawa, że to właśnie ten. Szczególnie gdy zbliżyli się do bramy stylizowanej na anielskie skrzydła, zamykające się w łuk nad głowami przechodzącego – pomiędzy nimi znajdował się pozłacany herb miasta, jednoznacznie wskazując, kogo jest to rezydencja. Bo bokach bramy stało dwóch strażników miejskich, którzy jednak okazali się o wiele lepiej poinformowani oraz przygotowani do tego, aby przywitać gości; wyprostowali się i stuknęli obcasami, stając na baczność, po czym otworzyli bramę dla Natanisa oraz Arieli. Duch zerknął jeszcze na palladynkę, po czym wszedł do ogrodu. Ten z tej strony pełen był kwiecistych krzewów oraz takowych drzew, prezentując sobą przepiękną mozaikę dla każdego, kto przechodziłby ulicą; nie był dość obszerny, ale wszystko wskazywało na to, że wprost przeciwnie jest po drugiej stronie budynku. Pomiędzy roślinami dało się dostrzec dwa marmurowe posągi – jeden przedstawiał anielskiego, męskiego wojownika w zbroi oraz z mieczem w dłoni, drugi natomiast anielicę, pochylającą się opiekuńczo oraz wyciągając dłoń do osoby nieujętej w posągu. Chociaż widok był imponujący, to Natanis czuł się naprawdę głupio, zdając sobie sprawę, że będzie mieszkał w tak bogatym budynku. Tego rodzaju splendor tym bardziej mu się nie podobał, że tego dnia widział aż zbyt wiele biedoty. Musiał jednak wziąć głęboki wdech i pamiętać, że wszak robi to wszystko dla tych ludzi.
        Szybko dotarli do wejścia – dwuczęściowych drzwi, przy których czuwało kolejnych dwóch strażników, tak samo witających przybyłych, jak ich poprzednicy. ”Priorytety, co? Szkoda, że tak ochoczo nie pilnują wieśniaków... albo innych obywateli potrzebujących pomocy.” Te drzwi także zostały przed nimi otworzone, a gdy znaleźli się w środku, przed ich oczami ukazał się korytarz, całkiem sporych rozmiarów, choć zdecydowanie niebędący jeszcze halą, jakiej można się było spodziewać w pałacach, prezentując się nieco bardziej swojsko, choć także bogato. Pod ścianami stały arrasy oraz zbroje, stylizowane na anielskie. W samym centrum korytarza, tuż przed nimi, znajdowała się natomiast dojrzała kobieta w ozdobnej sukni, której towarzyszyły dwie podlotki w podobnych, ale prostszych strojach – nie były to suknie przeznaczone na bale czy dwory, ale wyraźnie dla służek, choć były wyjątkowo dobrej jakości. Spojrzenie kobiety prześlizgnęło się pod Arieli, po czym skupiło na Natanisie. Uśmiechnęła się i zbliżyła.
        - Witamy, paniczu, w nowym domu – powiedziała, kłaniając się lekko, a dwie służące dygnęły. - Pozwólcie, że zajmiemy się waszymi bagażami. Nazywam się Magarianna i wraz z szambelanem Harlerlem utrzymujemy ten budynek w porządku. Szambelan niestety uległ pewnej kontuzji i obecnie nie jest dysponowany, dlatego też przejęłam jego obowiązki i to ja będę się zajmować zmianą pańskiego słowa w czyn.
        Dwie służące zbliżyły się do Natanisa i jego towarzyszki; Duch wręczył im księgi, płaszcz oraz swoją torbę, zaprotestował jednak, gdy dziewczyna chciała zdjąć z jego pleców pakunek, który teraz po raz pierwszy stał się widoczny – dosyć długi oraz szeroki futerał, idealny na obraz, twardy, wytrzymały i wzmocniony. Druga z dziewek zbliżyła się do Arieli, aby od niej zabrać wszystko, czego nie potrzebowała mieć przy sobie; wkrótce zniknęły razem, kierując się na piętro, a Magarianna zaprosiła ich za nią – ruszyli śladami służących.
        - Podejrzewaliśmy, że będziesz głodny po podróży, dlatego przygotowaliśmy specjalną kolację. Jestem pewna, że będzie panicz zadowolony – nasze dwie kucharki mają doprawdy złote ręce. Artu... poprzedni rezydent był nadzwyczaj zadowolony z ich potraw.
        - Emm... to bardzo miło, ale obawiam się, że nie będę mógł jego spożyć.
        - Od razu obowiązki wzywają? - W głosie Magarianny dało się dosłyszeć zdziwienie.
        - Nie... chodzi o to, że... istoty takie jak ja nie jedzą.
        Kobieta natychmiast się zatrzymała, zdumiona, a razem z nią Natanis.
        - Ale w takim razie...
        - Jestem pewien, że moja towarzyszka bardzo chętnie zje za mnie – powiedział pośpiesznie Duch.
        - Och, w porządku...
        Ruszyli dalej, choć dało się wyczuć pewne zmieszanie, a po kobiecie intensywne myślenie. Wkrótce jednak dotarli do ozdobnych drzwi z płaskorzeźbami przedstawiającymi fragmenty Planów Niebieskich.
        - Będziemy oczekiwać was na dole, w jadalni. Po kolacji zostaną przedstawione wszystkie kwestie niecierpiące zwłoki. Tymczasem z pewnością zechcecie się odświeżyć i nieco zrelaksować. Wystarczy zadzwonić w jeden z dzwonków, aby wezwać służącą. Przygotowanie kąpieli nie będzie większym problemem.
        Dygnęła ponownie, po czym zostawiła ich w samych. Natanis spojrzał na palladynkę, po czym westchnął i popchnął drzwi. Zdecydowanie nie był gotów na to, co zobaczy. Sypialnia była wielka, podobnie jak łóżko, zdające się przeznaczone wręcz dla trzech osób, przyozdobione purpurowym baldachimem. Wielka przestrzeń pomieszczenia została podzielona na część sypialną oraz biurowa, choć nie dzieliła ich żadna ściana ani inna wyraźna granica. W sypialnej oprócz łoża znajdowały się kanapy oraz naziemne siedziska, przypominające wręcz salon, wiele rzeczy, o których przeznaczeniu Duch nie miał żadnego pojęcia, ale wszystkie wyglądały nadzwyczaj luksusowo. Durga część natomiast pełna była szafek, położonych wokół wielkiego, misternie wykonanego biurka, zaokrąglonego tak, aby zamykać siedzącego przy nim niemal z trzech stron. Oprócz tego w pomieszczeniu znajdowało się wiele elementów, z którymi umysł Natanisa nie mógł sobie poradzić wszystkimi naraz; szafy na ubrania, pułki pełne cennych rzeczy, a także wiszące na wszystkich ścianach obrazy. Widoczne były także dwa drzwi, jedne bez wątpienia wiodące do łazienki, drugie zaś... no właśnie, dokąd? Kiedy Duchowi powrócił oddech, spojrzał na Arielę z szokiem na twarzy.
        - Ja... nie spodziewałem się tego... - zdołał z siebie wyrzucić, ale na szczęście po chwili przypomniał sobie o naglącej sprawie. - Emm, gdzie w zasadzie będziesz spać? Jestem pewien, że mają tu mnóstwo pokoi gościnnych, ale jeżeli masz mnie strzec... tym strażnikom tak niezbyt ufam... to... wiesz, wynajmowałem kiedyś ochronę i ci ludzie spali tuż przy drzwiach osoby, którą mieli chronić... nie mówię, że i ty musisz! Ale ten pokój... nie żebyś miała spać w tym łożu! Ale tutaj jest tyle miejsca, że mógłby się zmieścić niewielki dom... a na pewno można załatwić drugie łóżko... No i...
        Natanis wziął głęboki wdech, po czym wypuścił powietrze.
        - Więc... jak myślisz?
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Ariela bardzo się ucieszyła, kiedy Natanis poszedł buszować w księgarni. Sama nie miała dość pieniędzy, żeby zapłacić za coś ponad zamówienie, więc ograniczyła się tylko do tego, co zaplanowała nabyć. Za kilka dni będzie miała swoją lekturę, która stanie się jej elementarzem.
Widząc ile książek wybrał Natanis uniosła wysoko jedną brew. Stary księgarz potraktował Natanisa wyjątkowo uprzejmie dając mu spory upust. Zapewne był to jeden z jego z lepszych utargów od wielu miesięcy. Ariela cały czas przenikliwie obserwowała starszego mężczyznę. Z ciekawością i fascynacją. Jak zdołała wydedukować z samej obserwacji, domyślała się już, co w nim ją tak interesowało. Jako Palladynka miała doskonałą intuicję. Dotychczas nie wierzyła w bajkę o starym księgarzu-półsmoku, ale teraz zmieniła zdanie. Był z pewnością zielony tak jak jego tunika, o drobnych, trochę wypłowiałych łuskach. Zastanawiała się, jak wygląda w tej drugiej formie. Z jego oczu wyzierało tyle wiedzy i doświadczenia, że wstyd było jej w nie patrzeć.
Opuściwszy "Literaturę" udali się wreszcie do nowego domu Natanisa. Ariela szła obok towarzysza, przypatrując się mu z dużą ciekawością. Obserwowała go tak od chwili, kiedy przekroczyli mury miasta i głęboko coś w środku analizowała. Jego nieukrywane, skrajne emocje wywoływały u niej zdumienie, skutecznie ukrywane pod maską niewzruszonej obserwatorki, jaką wolała pozostać, dopóki nie uzna, że nadszedł moment na szczerą rozmowę.
Młoda dziewczyna kroczyła równo obok towarzysza, piekące słońce i parne powietrze sprawiło, że w końcu i ona zaczęła odczuwać lekkie zmęczenie. Na szczęście przed pałacykiem gwardia była przygotowana na ich przyjęcie. Kiedy mężczyźni stanęli na baczność, Ariela popatrzyła na Natanisa. Wyglądał tak, jakby na sam widok przeogromnej posiadłości miał zemdleć. I nic dziwnego. Dwór, czy raczej — pałac, zapierał dech w piersiach. Sama brama zapraszająca gości — tylko tych wybranych rzecz jasna — wzbudzała respekt i poczucie bezpieczeństwa. Takie, jakie czuło się wpadając pod skrzydła Anioła. W przeciwieństwie do Natanisa, Ariela była wręcz zachwycona wspaniałością tego miejsca. Mało powiedziane. Aż trudno jej było zachować taką obojętność, kiedy mijali pachnący setkami kwiatów i róż.
Swoje westchnienia zostawiła jednak dla siebie, a wnioskami podzieli się ze swoim przyjacielem trochę później.
Gdy opadną emocje.

W środku Ariela oddała swój płaszcz. Z ulgą pozbyła się ciążącej jej na plecach nieoddychającej warstwy ubioru. Nieadekwatnej do pory roku, ale niestety niezbędnej w podróży, zwłaszcza w trakcie chłodnych nocy lub ulewnych deszczy.
Powierzyła też, służącej, swój tobołek z kocem i ubraniami i rzeczami osobistymi, a potem podążyła za Magarianną i Natanisem. Na wieść o wystawnej kolacji odezwały się w niej wyobrażenia o fantastycznie udekorowanym stole wypełnionego po brzegi pachnącymi potrawami. Jeszcze bardziej od głodu pragnęła odświeżającej kąpieli i czystych ubrań.
Kiedy zostali sami, a Natanis otworzył komnatę, myślała, że ugną się jej nogi w kolanach. W tym miejscu w małym stopniu trochę podzieliła zdanie Natanisa. Apartament był trochę przesadnie duży i urządzony z jeszcze większą przesadą przepychem.
Weszła do środka z Natanisem rozglądając się w górę i na boki. Westchnęła ciężko. To był iście królewski apartament. Jej wzrok sięgnął ogromnego łoża i purpurowych kaskad baldachimów zawieszonych nad atłasowymi poduszkami. W porównaniu do celi w jej klasztorze wyglądało to wszystko jak ze snu. Bardzo śmiałego snu.
Powędrowała wzrokiem do biurka i z rozbawieniem odpowiedziała Natanisowi.
- Przynajmniej masz dość miejsca do pracy — nie powiedziała nic więcej. Dopóki nie usłyszała tego, co dalej rzekł do niej Duch Światłości. W rzeczywistości zdziwiło ją, że od razu nie zaproponowano jej drugiego apartamentu. Nie, żeby miała coś przeciwko dzielenia jednego pokoju z Natanisem, ale dwór wydał się jej na tyle duży, że nie wierzyła, że nie znajdują się tu pokoje dla mniej ważnych gości.
Uniosła jedną brew, kiedy między zdaniami wyłapała coś o niespaniu w tym wielkim łożu. Prawdę mówiąc, chciała zatopić się w tych poduszkach i miękkiej pościeli, ale nie protestowała, chociaż miała przeczucie, że znalazłoby się dla niej podobnej wielkości łoże z identycznym asortymentem, gdyby o nie poprosiła. Ale nie miała sumienia odmówić Natanisowi, więc pozostało się jej zgodzić na jego propozycję.
- Wezmę kąpiel i przebiorę się, potem zejdę coś zjeść. Jeśli nie masz nic przeciwko.
Wcześniej zauważyła, że ich rzeczy leżą złożone w dalszym kącie pokoju. W tym książki Natanisa. Podeszła do nich i wyciągnęła ze swojej torby pogniecione spodnie i białą, złożoną białą koszulę, która i tak uległa pognieceniu. Ariela przyzwyczaiła się do niewygód i tego, że nie wszystko było zawsze idealne, poukładane i zaplanowane.
Podobnie jak Natanis, Ariela uznała, że jedne z drzwi prowadzą do łazienki, gdzie się udała. Obejrzała się jeszcze na Natanisa.
- Trochę głupio mi... Ale, czy mógłbyś poprosić, żeby przygotowali mi kąpiel? - poprosiła pierwszy raz, nie będąc taka pewna siebie, wszak on tu był głównym gościem, a ona nie była nawet przystawką. Właściwie to nigdy nie zobaczyłaby tego pałacu, gdyby nie jego uprzejmość. Mógł jej przecież tylko podziękować i pójść własną ścieżką. Ariela była wdzięczna losowi, że się poznali. Mogła mu pomóc i jednocześnie pomóc temu miastu.

Łaźnia — bo łazienką tego nie można było brukać — była wręcz ogromna. Całe pomieszczenie było wyłożone marmurem. Dookoła, pełniące funkcję filarów, posągi przedstawiające nimfy, patrzyły w centralny punkt, którym była wielka, pozłacana wanna. W sali znajdowała się też zagłębiona w podłodze wielka balia z parującą wodą. Pomieszczenie było oświetlone naturalnym światłem padającym ze szklanej kopuły, jaka zastępowała dach. Po lewej i po prawej znajdowały się też meble z ręcznikami i całymi regałami perfum i olejków. Nie zabrakło też egzotycznych mydeł, których woń wywoływała prawdziwy zawrót zmysłów.
Ariela podchodząc do nich, nachylała się nad każdym specyfikiem. Brała w dłoń każde mydło i wąchała je, zapamiętując zapach. Miętoliła w dłoniach mięciutkie ręczniki.
Odwróciła się, kiedy ktoś wszedł do łazienki. Dopiero teraz zauważyła drugie drzwi dla służby, którymi weszły do środka dwie kobiety. Niosły po dwa wiadra gorącej, parującej wody. Chociaż ciężar na pewno był spory, nie dawały po sobie poznać zmęczenia. Arieli zrobiło się głupio i w pierwszym odruchu pomyślała o tym, co pomyślałby o niej Natanis, gdyby to teraz zobaczył, ale z drugiej strony nie wierzyła, że chłopak pójdzie się kąpać nad rzekę. W trakcie przygotowywania kąpieli, Ariela zdjęła swoje ubranie i grzecznie poprosiła służące o przepranie ich. Poczuła się głupio, ale miała już dość przepoconej koszuli i brudnych spodni.
Kiedy kobiety wyszły z pomieszczenia drzwiami dla służby, Ariela wreszcie wyszła zza parawanu i podeszła do wanny. Ręką zbadała temperaturę wody. Gorąco wywołało u niej dreszcz. A spotęgowało to jeszcze bardziej to całe to miejsce. Naga na tak wielkim przestrzeni czuła się skrępowana. Nic dziwnego, że każdy jej zmysł był teraz maksymalnie wyczulony. Stłumiła je dopiero gorąca, relaksująca woda, w której zamoczyła się aż po szyję. Przymknęła oczy i pozwoliła kojącym olejkom rozluźnić napięte mięśnie.
Awatar użytkownika
Natanis
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Duch Światłości
Profesje: Urzędnik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Natanis »

        Natanis jedynie mruknął potwierdzająco i uśmiechnął się uprzejmie do Arieli, kiedy ta wspomniała o fakcie, że zdecydowanie nie zabraknie mu miejsca do pracy. Nie był tylko pewien, czy jest na tak gwałtowną skrajność gotowy – jak dotąd przywykł do tego, że swoją pracę wykonywał w ciasnych pokojach oraz mieszkaniach bardziej przypominających trumny niźli miejsca dla żywych istot. Tutaj zaś... ta przestrzeń zdawała się wręcz próbować rozerwać go na strzępy i dostać się do wnętrza jego ciała. Potrząsnął głową. Nie mógł się spodziewać, że ta praca będzie podobna do jego starej, nie miał co narzekać na swój los; szczególnie że ktoś inny na jego miejscu byłby zachwycony takim obrotem spraw. ”Ze slumsów aż do niemalże królewskiego pałacu, co?”
        Przekazanie kłopotliwej kwestii – przynajmniej dla niego – jak zwykle okazało się wyzwaniem, z którym Natanis musiał się zmierzyć. Na całe szczęście paladynka jak dotąd okazywała się nadzwyczaj wyrozumiała i nie robiła nawet uwag na temat sposobu mówienia Ducha, zupełnie jakby było to coś normalnego – niebianin był jej za to stokrotnie wdzięczny.
        - Ależ skąd! Czuj się, jak u siebie w domu. Myślę, że mi samemu trochę to zajmie... - Natanis podrapał się po głowie. - Myślę, że możemy zjeść razem. W sensie ja nie mogę niczego wziąć do ust, ale... patrzenie też może być miłe. W sensie na jedzenie, a nie... to jest, nie mówię, że brakuje ci urody, jesteś bardzo ładna, ale... no... ekhem, myślę, że przy posiłku madam Mag... madam będzie chciała omówić kilka spraw. Lepiej, aby połączyć miłe z pożytecznym. Oh, oczywiście, żaden problem, zaraz się tym zajmę.
        Natanis odnalazł położony na jednym z mebli dzwoneczek, po czym nim zadzwonił; po chwili w drzwiach pojawiła się służąca, wyglądająca na około siedemnaście lat. Kiedy wyjawił jej swoją prośbę, ta dygnęła z uśmiechem i po chwili już zniknęła z jego pola widzenia. Duch powiedział „zrobione”, mając nadzieję, że Ariela go usłyszy. Ta cała przestrzeń sprawiała, że jakoś nieswojo byłoby mu krzyczeć, a i do łazienki nie miał zamiaru zaglądać. Zamiast tego podszedł do jednego z dwóch wielkich okien i otworzył je na oścież, wpuszczając do środka świeże powietrze. Nie podobał mu się zapach przepychu, który unosił się wewnątrz pomieszczenia. Zerknął na zewnątrz, a jego oczom ukazał się całkiem pokaźny ogród, mogący pełnić funkcję niewielkiego parku – oprócz mozaiki niezwykłych roślin, zdobiła go brukowana białym kamieniem dróżka, posągi oraz altanka położona nad oczkiem wodnym. Natanis westchnął. ”Jakim cudem ten anioł mógł być tak bardzo chciwy i upaść dopiero kilka miesięcy temu?”
        Nie zamierzał jednak krytykować zawiłej i nieosiągalnej woli Pana, zamiast tego postanowił zając się ogarnięciem pomieszczenia na tyle, aby mógł poczuć się w nim w miarę wygodnie. Zaczął od obrazów, które wszystkie pościągał i złożył na jednej z komód, która wydawała się na tyle miękka, aby ich nie uszkodzić. Miał zamiar większość z nich sprzedać – były piękne i poznawał po nich rękę prawdziwych mistrzów, dlatego dzieła te musiały być naprawdę sporo warte. Warto także było przyjrzeć się korytarzom w budynku, czy aby nie ma takich małych arcydzieł więcej – bez wątpienia będą w stanie zasilić skarbiec miasta, który nie brzmiał na zbyt pusty; Natanis miał obawy, czy aby nie zapuka w jego drzwi i nie usłyszy tępego echa. Oczywiście czysto metaforycznie. Tylko jeden obraz nie został przeznaczony do sprzedania – obraz mężczyzny o jasnych, długich włosach i białych skrzydłach, ostrych, pięknych rysach twarzy oraz błękitnym spojrzeniu. Bez wątpienia poprzedni zarządca. Obecnie jego skrzydła były „nieco” ciemniejsze, więc obraz, tak czy owak, nie był adekwatny. Natanis zdjął misternie wykonaną ramę, a samo płótno rzucił na ziemię.
        Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Uznał, że ściana nad biurkiem będzie doskonała. Zdjął z pleców swój drogocenny pakunek, po czym rozluźnił zaczepy go zabezpieczające. Po chwili wyjął z pokrowca własny obraz; uniósł go, a jedną dłonią pogładził po namalowanym policzku elfki, wpatrującej się w patrzącego. Stała bokiem, obracając szyję tak, aby twarz była malowana niemal całkowicie od frontu. Jej elfie ucho było jednak doskonale widoczne. Natanis uśmiechnął się ciepło, po czym zawiesił obraz – idealnie tak, aby był tuż nad nim, kiedy będzie pracował i by mógł nim cieszyć wzrok, kiedy będzie w łóżku. Przechylił głowę i westchnął z rozmarzeniem, wpatrując się w swoje najwspanialsze dzieło – obraz wyszedł mu nadzwyczaj dobrze – nigdy nie udało mu się narysować coś choćby zbliżonego poziomem – a elfka wyglądała niemal jak żywa. Bez wątpienia było to jego magnum opus.
        Udało mu się odwrócić wzrok od portretu na tyle długo, aby przebrać się po podróży – zrzucił swój strój wędrowca, zamiast tego odziewając się w swoją białą szatę, spływająca mu aż do nóg. W niej wyglądał już jak prawdziwy sługa Pana, a jego „anielskość” była bardzo silnie zaakcentowana. Zrzucił z siebie buty, które zostawił obok łóżka – na miękkich dywanach, których w środku było pełno, mógł bez problemu chodzić na bosaka. Zbliżył się ponownie do biurka, spoglądając jeszcze raz – tylko na chwilę! - na rysy twarzy Skowronka. Uniósł dłonie i położył je sobie na sercu. Jego myśli odpłynęły w jej kierunku. Zastanawiał się, co by powiedziała, gdyby mogła go teraz zobaczyć. Nieco niepokoju wywoływała w nim myśl, że może wkrótce być zmuszony do zwalczania ludzi, którym bardzo blisko do jej fachu. Czy w mieście obecni byli Przyjaciele? Cóż, pewnie niedługo się o tym przekona, choć jeżeli sięgaliby aż tutaj wpływami, to byłby pełen podziwu. Szansa, że spotkałby tu akurat ją... były niezwykle mikroskopijne, ale i tak od samej myśli bicie serce Natanisa przyśpieszało. ”I tak by mnie nie poznała. Natanis to nie jest rzadkie imię, a ja... zmieniłem się bardzo. Kiedyś miałem włosy o barwie burty statku... zresztą... tak czy owak pewnie mnie nie pamięta. Przecież na drodze jej życia byłem tylko niewielkim strumieniem, który na chwilę spowolnił drogę. Ile rzek czy może nawet mórz spotkała przez te wszystkie lata?”
        - Przepraszam – słodki głos służącej sprawił, że Duch nieomal nie podskoczył; szybko opuścił dłonie i spojrzał na dziewczynę, rumieniąc się nieco. Ta spoglądała na niego z uśmiechem, a w jej oczach błyskały iskry. Spuściła głowę, starając się stłumić dziwną radość, która ją naszła i drżała w jej głosie. - K-kolacja jest gotowa.
        - Oh, roz-rozumiem – powiedział Natanis, przełykając ślinę. Podszedł do drzwi prowadzących do łazienki i przystanął przed nimi. Chwilę się wahał, zagryzając wargę, po czym zapukał, spuszczają i odwracając wzrok. Czuł się nadzwyczaj niezręcznie. - Arielo? Wszystko w porządku? Nie, żeby woda była dla ciebie jakimś zagrożeniem czy coś, ale długo tam już siedzisz, a kolacja jest już gotowa. Znaczy, możesz tam spokojnie siedzieć ile chcesz, nic mi to nie przeszkadza, ale jeżeli się nie pośpieszysz, to wszystko wystygnie i...
        Czoło Natanisa uderzyło o drewniane drzwi, gdy nieomal się nie załamał, uświadamiając sobie, co właśnie wygaduje. Nie pomyślał jednak, że głuchy dźwięk uderzenia będzie doskonale słyszalny po drugiej stronie, a palladynce nie zajmie zbyt długo domyślenie się, co właśnie zrobił. Zerknął na służącą, która wpatrywała się w niego jak w anioła. Coś z nią zdecydowanie było nie tak...
        - Ale wcześniej chciałbym porozmawiać... w cztery oczy.
        Służąca pośpiesznie dygnęła, po czym opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi; dało się słyszeć jej prędkie kroki na korytarzu, gdy nieomal gdzieś biegła. Natanis odetchnął z ulgą, po czym cofnął się od drzwi do łazienki, aby przypadkiem wychodząca palladynka na niego nie wpadła – tego mu jeszcze w tej chwili brakowało...
Awatar użytkownika
Ariela
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Palladynka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariela »

Spod przymrużonych powiek Ariela w błogostanie patrzyła w światło padające przez witraże małych okienek na jednej ze ścian. Różnojakich kształtów i kolorów, małe szkiełka tworzyły obraz białych róż. Ten widok przypominał jej ogród starego Lucjana, ogrodnika Akademickiego, który miał, zdawało się, dar do opieki nad roślinami. Wspomnienia pobiegły dalej do pierwszego spotkania z aniołem... już nie pamiętała jego imienia, bo była wtedy ledwie małą dziewczynką co na chleb mówiła jeszcze "pleb". Spotkanie to wywarło na niej ogromne wrażenie. Szczególnie wygląd anioła wzbudził jej podziw. Był ubrany cały na biało. Nawet jego włosy były jak śnieg. Ukoronowaniem tego wyglądu miały był wspaniałe, ogromne pierzaste skrzydła — naturalnie też koloru białego.
Choć wspomnienia czasów akademickich miały swoje mile kawałki, wolała do nich nie wracać nazbyt często, ale jeśli miałaby coś już tak wspominać, to dzień, w którym opuściła progi klasztoru i ruszyła w nieznane.
Czas płynął szybciej, niż myślała, choć dla niej zdawał się zatrzymać w miejscu. Od snu, który powoli przejmował nad nią władzę, uchroniło go ciche pukanie dochodzące z drzwi. Ariela gwałtownie uniosła głowę i rozejrzała się zdezorientowana, jakby całkowicie zapomniała gdzie się znajduje i na nowo musiała zarejestrować każdy szczegół otoczenia.
Słowa Natanisa, uroczo jąkającego się, przegnały rozciągnięte w półśnie obrazy i wywołały u niej panikę.
- Tak, tak. Już kończę!
Ariela dosłownie wyskoczyła z wanny, rozchlapując wodę na podłogę, która od tego stała się zaskakująco śliska. Zapewne architekt wziął pod uwagę wyłącznie wizualne aspekty zastosowania błyszczącej posadzki, przekładając wygląd nad bezpieczeństwo. Ariela poślizgnęła się od razu na śliskiej powierzchni. Bose stopy wyhamowały dopiero przed wieszakiem z ręcznikiem, którego złapała się, aby uchronić się od upadku. Niestety wieszak okazał się niestabilną podpórką i runął na podłogę wraz z dziewczyną.
- Nic mi nie jest! - krzyknęła w stronę drzwi, biorąc ręcznik i podnosząc się z podłogi. Jeszcze tego by brakowało, gdyby się tu połamała. Rozmasowała obolały tyłek i zawinęła się ręcznikiem.
- Już wychodzę - zapowiedziała, robiąc kilka energicznych kroków do drzwi. Położyła rękę na klamce, nacisnęła ją i pchnęła drzwi, za którymi zobaczyła Natanisa z miną jakby zobaczył ducha. Roznegliżowanego ducha. Zauważyła, jak uciekł od niej wzrokiem. Jedak bardziej niż jego nagłym spuszczeniem wzroku, zdziwiła ją jego szata, która robiła ogromne wrażenie. Ariela zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów i musiała to skomentować.
- Wyglądasz bardzo ładnie - pochwaliła jego ubiór. - Zdecydowanie ładniej.
Nie umiała lepiej tego określić, ale jeśli już o ubiorze mowa, to chyba zapomniała o swojej koszuli, którą zostawiła w łazience.
- Och. Jeszcze chwila.
Odwróciła się i wróciła do łaźni, zamykając drzwi. Natanis przez chwilę mógł zauważyć, jak znad opuszczonego na jej plecach ręcznika wyziera znak Najwyższego wytatuowany na jej prawej łopatce. W środku zrzuciła ręcznik i nałożyła na siebie białą koszulę i naciągnęła spodnie. Była jeszcze trochę mokra, ale jej zastępczy ubiór był dość przewiewny i zanim dojdą do jadalni, powinna wyschnąć.
Szybko przebierając nogami, dotarła do drzwi, które ponownie otworzyła i pokazała się Natanisowi już w pełni ubrana. Zauważyła, że Duch jakby się lekko rozluźnił, co od razu przypisała do swojego wybryku z ręcznikiem. Jej też nie podobało się bieganie półnagą przy osobniku płci męskiej, ale czasami zapominała o kulturze i przez zwykły pośpiech mogła zapomnieć zakryć to i owo. I tu na szczęście niczego nie zapomniała zakryć, ale i tak wywołało to lekki wstyd u ich obojga, choć Ariela przypuszczała, że Natanis mógł już w swoim życiu oglądać podobne widoki.
- Widzę, że się tu już ugaszczasz - zauważyła. Płótno leżące na podłodze, z wizerunkiem anioła, wywołało u niej mieszane uczucia. Mogła się domyślać, kim jest ten anioł, ale niestety nie znała szczegółów, o których wiedział jej nowy znajomy.
Zgadzała się z nim w pełni, muszą porozmawiać w cztery oczy. Nawet ciepła kolacja mogła zaczekać w sytuacji, kiedy Natanis potrzebował z nią porozmawiać.
Palladynka rozpuściła mokre włosy pozwalając im obeschnąć, zanim znów je zwiąże w warkocz. Popatrzyła na Natanisa.
- O czym chciałbyś porozmawiać?
Powędrowała wzrokiem do biurka, nad którym zauważyła nowy portret przedstawiający piękną kobietę. Jak błyskawicznie się zorientowała była to zapewne jego wybranka. Nie znała się na sztuce, ale obraz był namalowany inaczej niż inne. Wydawało jej się, że żyje i patrzy na nią. Mimo tak wielu wniosków na portret popatrzyła ledwo przelotnie, nie dając po sobie poznać rozbawienia, które teraz ją nawet rozczuliło.
Rysy twarzy Arieli złagodniały powtórnie jak w chwili, kiedy ścierała skrzepłą krew z jego policzka, a błękitne oczy dziewczyny zawiesiły się na jego oczach. Cóż tak ważnego miał jej do powiedzenia?
Zablokowany

Wróć do „Arrantalis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości