Mroczne Doliny[Okolice Maurii] Ze Śmiercią za pan brat

Tajemnicza kraina, nad którą od wieków zalega mrok. Słońce świeci tu niezwykle rzadko. Nie ma tu tętniących życiem wiosek, jedynie jedno, warowne miasto ostało się w tej czeluści mroku, a i o nim nie można powiedzieć, pełne życia...
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

[Okolice Maurii] Ze Śmiercią za pan brat

Post autor: Aldaren »

Poprzednia część

        Przez kilka dni Aldaren pozostawał nieprzytomny, albo raczej spoczywał w głębokim, wampirzym letargu w domu swojego przyjaciela, który opiekował się cmentarzem pod Danae. W tym czasie ktoś z rodziny grabarza zajmował się nieumarłym, albo doglądał czy jego stan się nie poprawił, "wlewając" przy tym kilka kropel swojej krwi do jego ust, aby szybciej wrócił do zdrowia. Nie był to najprzyjemniejszy okres w ich życiu, a już w szczególności nie dla Zabora, który wbrew temu co zwykle narzekał, bardzo się martwił o towarzyszącego mu krwiopijcę. Na szczęście przed końcem pełnego tygodnia wampir zaczął się budzić, co od razu rozwiało obawy kłębiące się w głowach wszystkich osób znajdujących się w tym domostwie. Demon miał szczerą nadzieję, że skoro Aldaren był taki czas nieświadomie karmiony krwią przez grabarza, jego przygarniętego syna i synową, to lazurowooki na nowo powróci do dawnej diety charakterystycznej dla każdego wampira. Niestety, przeliczył się w tej kwestii i to dość poważnie. Chłopak wciąż nie zamierzał złamać nałożonego na siebie postu, jednakże ogar nie zamierzał się tym przynajmniej na razie przejmować skoro przez tych kilka dni, codziennie Aldaren pojony był świeżą juchą, więc przez jakiś czas można było o tym nie myśleć. Dodatkowo syn grabarza, Lekro dzięki swojej pomysłowości zdołał napełnić zaklętą piersiówkę nieumarłego przyjaciela nim ten wraz z Zaborem udali się w dalszą drogę.

        Po dwóch dniach od obudzenia się krwiopijcy ruszyli na zachód kontynentu obładowani przygotowanym na podróż prowiantem i innymi potrzebnymi rzeczami przez swoich jeszcze nie tak dawnych gospodarzy.
        - Dokąd tak właściwie teraz idziemy i czemu nie mogliśmy zostać już na stałe w Danae u Derima? - zapytał zaskoczony, nie rozumiejąc pośpiechu wilka, który miał swoje pomysły na przywrócenie kompanowi zdrowego rozsądku i zmuszenie go do regularnych "posiłków".
        - Mówiłeś przez sen, że musisz szybko pojechać coś sprawdzić w ruinach zamku Mistrza, więc tylko wypełniam twoje polecenie - odparł demon idąc przy boku wynajętego na tę podróż konia, na którym jechał chłopak. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca i ogar perfidnie kłamał, ale najważniejszym było dla niego to, że Aldarenowi takie tłumaczenie wystarczyło, albo nie miał ochoty drążyć tematu. To już była jego sprawa.

        Gdy zostawili za sobą Szepczący Las, na nowo dopadły Zabora obawy i rozdrażnienie, ponieważ wampir ogarnięty głodem upierał się, że nie będzie zabijał, ani krzywdził innych tylko po to by się pożywić przez co spacer w pełnym słońcu przez równiny był nawet bardziej niż męczący. To była prawdziwa katorga. Z początku wystarczającym było, że młodzian założył kaptur i pochylał lekko głowę, aby promienie nie dotykały jego twarzy, ale po wymianie konia w Ekradonie i przejściu przez Smoczą Przełęcz, nawet dwu godzinne przebywanie na słońcu będąc niemalże całym przed nim osłoniętym, kończyło się tym, iż wampir tracił przytomność i czasami spadał przez to z wierzchowca. Nie było wtedy innego wyjścia niż trzymanie się podnóża druidzkich gór, gdzie zawsze można było znaleźć choćby niewielką wnękę do ukrycia się przed światłem dnia, a wędrówka wznawiana była po zachodzie. Niekiedy udawało się natrafić na jakiś bandytów, którym Zabor mógł upuścić krwi i wlać ją do gardła nieprzytomnego towarzysza. To były najlepsze momenty całej podróży, bo wtedy mogli jechać non stop, ale wieści o nich szybko się rozeszły i takie spotkania stały się rzadkością na ich drodze do Maurii.

        Po dotarciu do nieumarłego miasta Aldaren i demon zostali szybko rozpoznani przez niektórych tamtejszych mieszkańców. W większości byli to starzy przyjaciele i znajomi młodego Van der Leeuwa, których obecność poprawiała humor osłabionemu krwiopijcy i zwykle kończyła się w bardziej cenionych oberżach, gdzie otaczany był przez niewielką grupkę dawnych towarzyszy i chętnych do zapoznania się z nim dziewcząt. Raz czy dwa zdarzyło się, że został pobity przez dawnych służących jego Mistrza, chcących się zemścić na młodzieńcu za śmierć Fausta i zniszczenie zamczyska, ale na szczęście, w porę pojawiał się Zabor, który uniemożliwiał im potraktowanie chłopaka srebrem albo obcięcie mu głowy. Nie może być przecież zawsze kolorowo.

        - Kopę lat, Aldarenie. Usłyszałam niedawno, że wróciłeś do miasta, opowiadaj jakie są tego powody i gdzie zniknąłeś na taki szmat czasu? Doszły mnie też słychy, że jakiś czas temu doszło do niezłej masakry na ostatnim wampirzym balu w Elfidranii. Jestem bardzo ciekawa co się tam wydarzyło. - Zagadnęła do niego anielsko piękna wampirzyca czystej krwi, drobniutka i krucha, ale zachwycająca swoimi wdziękami. Postawiła też przed nim kieliszek płynu przypominającego czerwone wino.

        Przebywał w mieście już kilka dni, zostawiony sam sobie, gdyż Zabor po przekroczeniu murów po prostu gdzieś zniknął i przybywał jedynie kiedy wampirowi coś groziło. Aldaren nie rozumiał jego zachowania i powodów, dla których tu przybyli, ale z drugiej strony się nad tym za bardzo nie zastanawiał. Prawdę mówiąc nawet się cieszył w duchu, że są w miejscu pełnym nieumarłych, bo przynajmniej jeśli straciłby nad sobą kontrolę to nikogo tu nie da rady zabić bez użycia specjalnych i trudno tu dostępnych broni. Na samym początku przyjazdu wynajął sobie pokój w karczmie "Trupia Główka" jednej z najbardziej przyzwoitych w mieście i to zazwyczaj w niej pijał ze znajomymi, przynajmniej choć w małym stopniu spożywał krew zmieszaną z alkoholem.

        - Długo by rozmawiać Tiva, a wierz mi nie mam na to ochoty. - Odparł dziękując jej skinieniem głowy za postawioną kolejkę, którą opróżnił po delikatnym stuknięciu w kieliszek wampirzycy. Ta się do niego jeszcze bardziej przybliżyła niemal przyciskając swoje pełne piersi w wyuzdanym odzieniu podkreślającym to co powinien.
        - Wybacz, faktycznie możne nie powinno się o takich sprawach mówić w takim tłumie, co byś powiedział na nieco spokojniejszy kącik? - zamruczała mu do ucha jak marcująca kotka.
        - To my już pójdziemy, Al. Miłej nocy. - Powiedział siedzący z nim lich uśmiechając się jednoznacznie i poklepując przyjaciela po ramieniu kiedy wstał, po czym wraz z dwójką innych znajomych wampira, przesiedli się do innego stolika i zaczęli grać w karty.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Mauria zawsze napawała istoty żywe wstrętem i irracjonalnym strachem. Okolica, gdzie Śmierć straciła władzę nad pierwiastkiem cielesnym, gdzie tryumf święci plugawa czarna magia i panują bluźniercze praktyki. Jednakże, nawet mieszkańcy Maurii zapominają o tym co ostateczne, co zawsze czeka na końcu drogi pod postacią ostatecznego unicestwienia. Śmierć jest wszechobecna, trwała i niezmienna. Przybiera różne oblicza, aby poprowadzić istoty różnego sortu ku ich przeznaczeniu. Bo śmierć i przeznaczenie to jedność, nierozerwalne rodzeństwo. Gdy ktoś spróbuje oszukać którekolwiek z nich, niezaprzeczalnie skazuje się na zagładę. Przed tym rodzeństwem nie ma ucieczki, nawet w krainie gdzie na pierwszy rzut oka Śmierć nie ma władzy. A rozgniewana Śmierć potrafi stać się prawdziwie złośliwa i zacząć się upominać o dawno zapomniane dusze, którym wydawało się, że wymknęły się spod lodowatych palców ostateczności...

Drzwi prowadzące do głównej izby powszechnie szanownej w mieście oberży skrzypnęły przeraźliwie, wpuszczając do środka chłód i tajemniczego przybysza, zawiniętego w czarne pasma ciężkiego materiału. Nowy klient odkaszlnął niewyraźnie, obrócił się na obcasie z drogiej skóry i zatrzasnął drzwi. W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Martwe spojrzenia ożywionych spoczęły na przybyszu, który powolnym, ciężkim krokiem, jakby zmęczonym, zbliżył się do murowanego kominka i zdjął skórzane rękawice, chcąc ogrzać dłonie. Parę ust w izbie mlasnęło, gdy wrażliwe wampirze nosy poczuły zapach obcego człowieka. Najprawdziwszy człowiek! Tutaj w nieumarłej dzielnicy Maurii! Pod nosem samej wampirzej domeny. Przybysz kilka razy złożył i wyprostował palce u dłoni, po czym podniósł się i rozejrzał po izbie. Westchnął cicho, chociaż nie był to odgłos przerażenia. Raczej znudzenia. Mężczyzna odwinął zgrabnymi dłońmi ozdobny, czarny szal, który odkrył jego blade, ale wciąż pełne kolorów lico. Odrzucił ciężki kaptur, ukazując schludnie uczesane kruczoczarne włosy. Cisza panowała nadal, jakby wszyscy trwali zamrożeni nagłym wkroczeniem rarytasu w leżę wilków. Wtedy jednak człowiek zdjął całkowicie szał, a na jego łabędziej szyi dało się zobaczyć parę charakterystycznych ranek po Ugryzieniu. Żywiciel - ugryziony, zaklepany. Czyjaś własność. Zrezygnowani Nieumarli już mieli powrócić do przerwanych rozmów, gdy aksamitny głos przybysza uciszył wszystkich na powrót.
- Pan Faust pragnie pozdrowić was wszystkich. - Rzekł donośnie młodzian, nie robiąc sobie nic z szeptów, które zapanowały po jego pierwszych słowach.
- Pan Faust liczy, że większość z was nie zapomniała o swoich obowiązkach i powiązaniach z nim. Dlatego liczy na to, że zaszczycicie dzisiaj o północy ruiny jego dawnej siedziby. Zebrał tam dla wiernych przyjaciół prawdziwie wyrafinowane słodkości, których smak zniewoli każdego krwiopijcę. Ci zaś, którzy nie stawią się o północy na zamku, o świcie zawisną jako przykład na resztkach murów, pozostawieni na pastwę słońca. Taka jest wola mojego pana. - Młodzieniec bez emocji spoglądał teraz na wzburzoną grupę krwiopijców, która otoczyła go ciasnym kręgiem.
- Kłamstwo to! Faust nie żyje! Masz czelność, człowieczku, by tu przychodzić i nas podjudzać! Może on od pogromców?
- Głupiś! Pachnie on wampirzym jadem. Za parę godzin padnie i wstanie jako nowonarodzony. Ale racja. Faust został unicestwiony. Skąd mamy wiedzieć, że mówisz prawdę? - spytał jeden z byłych służących wampirzego mistrza.
Chłopak nic nie odpowiedział, sięgając za pazuchę płaszcza. Wyciągnął coś, zaciskając dłoń w pięść, by po chwili upuścić na dywan sygnet o tak znajomym wszystkim wyglądzie.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Już był gotowy grzecznie odmówić jej propozycji tłumacząc się zmęczeniem i niskim samopoczuciem, lecz wtedy do przybytku wtargnął - to było najlepsze określenie jakie cisnęło się na myśl Aldarenowi, gdyż kulturalny klient nigdy nie zrobi gdziekolwiek "wielkiego wejścia" - odziany na czarno jegomość. Po pierwszym zapadnięciu całkowitego milczenia wszystkich obecnych, pojawiły się krótkie szepty pełne oburzenia, którego powodem był brak manier przybysza, nawet Tiva wysyczała wampirowi do ucha swoją pełną niezadowolenia uwagę, a po tym znów zapanowała cisza. Lazurowooki przyglądał mu się z zaciekawieniem, ponieważ rzadko zdarzało się spotkanie człowieka w tej dzielnicy, no chyba, że miał w planach podpisać kontrakt z jakimś nieumarłym, ale cel wizyty tego osobnika był zupełnie inny przez już widoczne rany na szyi młodzieńca. Jego obecność nie wróżyła niczego dobrego i Aldaren zaczął żałować, że jednak nie zgodził się na propozycję towarzyszki. Ale czasu już nie cofnie.

        Po chwili odwrócił się do swojego pustego kieliszka, którego w tym zamieszaniu nikt nie zdążył jeszcze napełnić, jednakże kiedy tylko nowy klient się odezwał, krwiopijcą od razu targnął lekki dreszcz i na powrót wróciło mu zainteresowanie tym mężczyzną. Nie rozumiał co to wszystko ma znaczyć i był równie oburzony co wszyscy, gdy tylko tamten zaczął się powoływać na jego dawno zmarłego mistrza, którego część "duszy" miał zamkniętą w swoim mieczu. Wiedział natomiast, że na pewno uda się o północy do ruin, nie przez strach czy zachętę tymi "smakołykami", ale dla zaspokojenia swojej ciekawości i wyjaśnienia całej tej sprawy.
        - Jakiś podstawiony pomyleniec. To zapewne pułapka pogromców, albo jakiś wyjątkowo niesmaczny żart - burknęła oburzona Tiva tylko do uszu Aldarena, jakby bała się przedstawić swoje zdanie innym gościom karczmy. - Jak dalej tak będzie się plątał po przyzwoitych oberżach i wygadywał bzdury, nie doczeka dnia swoich ponownych narodzin. - Prychnęła, podnosząc po chwili zdziwione spojrzenie na wstającego towarzysza. - Gdzie ty idziesz...?
        - Późno się już robi, dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa - odparł do niej lazurowooki kłaniając jej się przed odejściem z gracją i muskając ustami jej bladą dłoń, po czym przepchnął się przez tłum do nieznajomego czując narastającą atmosferę, która rychło mogłaby się źle dla tego człowieka skończyć.

        Nie zdążył do niego dotrzeć, a powstałą ponownie ciszę wypełnił zagłuszony dźwięk odbijającego się od dywanu sygnetu. Po tym nastąpiło grupowe westchnięcie i ci co ciasno otaczali chłopaka, cofnęli się kilka kroków jakby leżący pierścień miał im wyrządzić jakąś krzywdę. Akurat tak się zdarzyło, że Aldaren wtedy znalazł się w pierwszym rzędzie grupy z jednej strony i również z niedowierzaniem patrzył na znajomy herb wyrzeźbiony w oczku sygnetu.
        - Nie dość, że kłamca to jeszcze złodziej! Hiena cmentarna! - ryknął jakiś krwiopijca który pierwszy otrząsnął się z tego transu i przepchnął się do środka kręgu, z gotowością do wymierzenia młodzianowi karcącego uderzenia.
        - Możesz mieć rację - odezwał się Aldaren, błyskawicznie stając między przybyszem, a oburzonym byłym majordomusem Fausta. - Ale możesz się również mylić. W tym przypadku warto było by najpierw sprawdzić wiarygodność tego posłannictwa, a dopiero po tym zastanowić się czy należy brać się za wymierzanie kar. - Wyjaśnił spokojnie i logicznie, chcąc przemówić agresorowi i innym do rozumu, nim podejmą się osądzania. Niektórzy posłuchali i spuścili nieco z tonu kiwając głowami i szepcząc między sobą.
        - Na twoim miejscu bym się w ogóle nie wypowiadał, szczeniaku, bo to przez ciebie Faust teraz nie żyje - warknął wcale nie tracąc gniewu i szarpnął młodszego krwiopijcę za kołnierz jego płaszcza, przyciągając go groźnie do siebie z zaciśniętą drugą pięścią.
        - Jeśli myślisz, że się wystraszę i zgodzę z twoimi słowami, to się grubo mylisz. Takim zachowaniem wcale nie dowodzisz słuszności swojej racji, ani ważności swojej osoby. Sądzę, że wypadałoby chociaż sprawdzić czy w ruinach nie zadomowili się jacyś bandyci, albo wygnańcy... - Podjął na nowo przybrany syn Fausta, lecz nim dodał coś więcej, został uciszony silnym ciosem w twarz, po którym zachwiał się na nogach i świat mu zawirował przed oczami. Osłabienie i odmawianie sobie świeżej krwi od dłuższego czasu robiły swoje. Napastnik widząc to puścił jego kołnierz i patrzył jak lazurowooki pada na ziemię.
        - Dobrze zrobisz jeśli wyniesiesz się z tego miasta raz na zawsze, inaczej osobiście dopilnuję byś już nigdy nie zobaczył wschodu słońca. - Splunął na niego nim odszedł, a kiedy przepychał się w stronę wyjścia, kilka wampirów podzielających jego zdanie poszło za nim rzucając w stronę młodego Van der Leeuwa niezbyt przyjemne uwagi.

        Ból promieniujący od policzka promieniował mu na całą głowę, ale zaraz po odejściu byłego majordomusa podniósł się chwiejnie z ziemi i otarł krew z pękniętej wargi. Paru bardziej przychylnych mu klientów karczmy, nie tylko krwiopijców, wyraziło chęci pogoni za agresorami i wymierzenia im zadośćuczynienia, ale nieumarły ostudził ich zapał kręcąc jedynie głową po czym odwrócił się do chłopaka i wręczył mu w dłoń upuszczony sygnet.
        - Nie wiem na ile prawdziwe jest twoje posłannictwo, ale lepiej zrobisz jak już pójdziesz i przestaniesz się kręcić po tej okolicy. - Odpowiedział Aldaren słabo i uśmiechnął się do niego lekko, a następnie z ponurym wyrazem twarzy poprosił oberżystkę o jeszcze jedną kolejkę i swój klucz. Do północy miał jeszcze chwilę, którą chciał spędzić na pogrążeniu się w zadumie samotny w czerech kątach zanurzonych w mroku.

        Tak też zrobił, ale nie udało mu się dojść choćby do jednej klarownej i sensownej refleksji, a niestety nie miał już więcej czasu. Zostawił swoje rzeczy w dość luksusowo urządzonej sypialni, zamknął za sobą drzwi i oddał klucz karczmarce przed wyjściem z lokalu. Kilka osób z zaciekawieniem, nieufnością, ale również niepokojem poszło za nim. Jeszcze inni zbierali się dopiero jakiś czas po nim, a na miejscu okazało się, że niektórzy już od dobrej chwili czekają na to tajemnicze przedstawienie. Aldarena zakuło w sercu kiedy zobaczył zarastające mchem i bluszczem ruiny dawnego domu, nad którymi unosiła się delikatna mgiełka budująca klimat grozy i niezwykle charakterystyczna dla Mrocznych Dolin. Nie małym zdziwieniem było dla niego, że na jednym ze zniszczonych murów stał sobie dostojnie Zabor frontem skierowany w stronę przybywających, jakby to on stał za całym tym zamieszaniem. Wampir chciał stanąć obok demonicznego towarzysza i wypytać się o co chodzi, ale ten nawet go nie zauważył, kiedy młodzian przedarł się na początek zbiorowiska.
        - Niezły tłumek się zebrał co? - zapytała z podnieceniem Tiva od razu przytulając się do ramienia spadkobiercy tego terenu, ruin zamczyska i skarbów ukrytych pod jego gruzami. - Nie zgadniesz kto nawet postanowił przyjść mimo swojej wcześniejszej niechęci. - Dodała ruchem głowy wskazując skrytych w cieniu dawnej wieży strażniczej, majordomusa i jego kompanów, którzy nie chcieli być widziani na tym zebraniu.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Noc owinęła nieprzeniknionym płaszczem ciemności pozostałości po zamku Fausta. Prócz paru ścian wewnętrznego muru i dwóch wież, stojących niemalże w równej linii z wejściem na dziedziniec, niewiele pozostało z posiadłości wampirzego mistrza. Tłumy krwiopijców zebrały się na dziedzińcu, rozglądając się niespokojnie dookoła, jakby spodziewając się dostrzec błysk srebra lub blask ognia w którymkolwiek z ciemnych zakątków ruin. Z całości resztek budowli dziedziniec prezentował się najlepiej. Pozostałości po stajniach i donżonach straszyły niczym drewniane krypty, niedbale pozostawione po pogromie sprzed wielu lat. Szkielet bramy dziedzińcowej przypominał obecnie makabryczny łuk triumfalny, przez który ostrożnie przechodziły kolejne grupy wampirów, niegdyś powiązanych z Faustem. Całości dopełniała gęsta, wzorzysta mgła, powoli sunąca pomiędzy wybrakowanymi zabudowaniami i resztkami budynków gospodarczych. Krwiopijcy, w mniejszym lub większym zagęszczeniu zebrali się na dziedzińcu, stając dookoła kraty studziennej, pod którą dawniej rzucano skazanych na śmierć głodową. Z tłumu nieumarłych w pośpiechu wyłonił się służący Fausta, niosący jedyne źródło światła- prostą latarnię drogową. Zbliżał się on po kolei do połowicznie zburzonych ścian dziedzińca i od krzesiwa zapalał przyczepione do nich pochodnie, ignorując przyczajonego na murze monstrualengo wilka, który warczał gardłowo ilekroć chłopak w czerni zbytnio się doń zbliżył. Po chwili mroczny dziedziniec przybrał barwę ognistej czerwieni, rozświetlony tuzinem jasnych pochodni. Wtedy to krwiopijcy ujrzeli niewyraźne kształty przykryte czarnym materiałem w pobliżu schodów prowadzących do jednej z wież. Rozległy się niespokojne szepty, gdy z tłumu wyszła druga zakapturzona postać, zbliżająca się wraz z czarnowłosym młodzieńcem do zakrytych kształtów. Po chwili czarnowłosy uniósł dłonie, a gdy zapadła grobowa cisza, odłożył latarnię i przemówił:
- Mistrz Faust dziękuje wam za przybycie. Okazaliście wierność, która będzie wam wynagrodzona po stokroć. Oczekujcie teraz nadejścia waszego pana, przywróconego do nie-życia na mocy pradawnego układu. - Czarnowłosy dał sygnał, a zakapturzona postać ściągnęła materiał z niewyraźnych kształtów, ukazując trzy ciała ludzkie, trupioblade i brudne od krwi. Mężczyzna, kobieta i dziecko.
- Dusza mordercy, cudzołożnicy i niewinnego dziecka zostały zesłanie do otchłani. To zagwarantowało powrót tego, który jest oczekiwany. - Wyrecytowała cienkim głosem zakapturzona postać i, razem z czarnowłosym, odeszła na bok. Gdy zakapturzona sylwetka weszła w krąg światła i przechodziła obok przybranego syna Fausta, ten ujrzał jej twarz i szeroki uśmiech malujący się na niej. Twarz była młoda i szczupła oraz trupioblada, zaś w uzębieniu posiadała dwie ziejące pustką szpary. Były to miejsca, gdzie każdy wampir ma kły. Mgła zaczęła gromadzić się wokół ciał, zaś mury zaczęły być obsiadywane przez czarne ptactwo, które łakomie czekało na swój udział w trupiej uczcie. Jednak Kruków było dużo, o wiele za dużo. Poza tym, wszystkie milczały, podobnie jak zebrani, jakby w oczekiwaniu. Nie wydawały ani jednego dźwięku. Zebrana mgła zaczęła ustępować, ujawniając skrytą w niej szczupłą sylwetkę w starych, zakurzonych i przegniłych szatach z drogiego materiału. Jej twarz była zakryta szalem, ale od całości biła potężna, wampirza aura. Chude, trupioblade szpony zdobiły drogie kamienie, a znad materiału szala wyglądały tak dobrze znane wszystkim, mroczne oczy.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldaren nie powędrował za jej wzrokiem w stronę wspomnianego Hanzo, ale rozejrzał się dyskretnie po zebranych. Sporej części w ogóle nie znał, ale sądząc po ich poddenerwowanych sylwetkach i tym, że trzymali się raczej na samym końcu grupy, wywnioskował, iż musieli przybyć tu z czystej ciekawości, albo zwabiła ich obietnica darmowego pożywienia i to wcale nie jakiegoś tam podrzędnego, tylko prawdziwych delicji. Do pominięcia należała też informacja o przybyciu również innych nieumarłych, ale ci jedynie przyglądali się zamieszaniu z bezpiecznej odległości nie chcąc niepokoić wampirzych pobratymców. Zwłaszcza, że to do nich w większej mierze należała władza nad tą częścią Maurii.

        W trakcie gdy wampir starał się wszystko racjonalnie poukładać w swojej głowie i spróbować odpowiedzieć sobie na gnębiące go pytania donośnie całego tego zamieszania, Tiva cały czas mu trajkotała nad uchem przekazując mu zasłyszane plotki o tej czy o tamtej wampirzycy, bądź całym rodzie, narzekając na całkowity brak szacunku i gustu, że wszyscy musieli tak stać jak te cielęta czekające na ubój przy świetle pochodni, naśmiewała się również z tego hipokryty Hanzo, który był wcześniej taki oburzony tymi bredniami, a teraz sam w nich brał udział, mimo swojego zdystansowania. Równocześnie starała się coraz bardziej pobudzić Aldarena by zwrócił na nią uwagę i udał się z wampirzycą w nieco spokojniejsze miejsce, choćby do na wpół zawalonej baszty.

        Z każdą chwilą był coraz bardziej poirytowany jej zachowaniem, tym bardziej, że ona lekceważąco odnosiła się do tego miejsca i samej osoby Fausta, a akurat te dwa były dla lazurowookiego jednymi z najważniejszych rzeczy na ziemi. Odetchnął głęboko pragnąc się powstrzymać przed staniem się dla towarzyszki niemiłym i spojrzał na nią surowo, prosząc o ciszę, bo widocznie cała "ceremonia" się już zaczęła.
        Stał w napięciu, wpatrując się w osoby skierowane do tłumu i słuchał w skupieniu słuch młodzieńca. Nie rozumiał co przemawiający miał na myśli i jaki był cel tego wszystkiego, tym bardziej, że z jakiegoś powodu zaczął w nim wzbierać niepokój i potworny chłód. Z malującą się w oczach paniką, zerknął w stronę znudzonego tym wszystkim Zabora, który, był bardziej niż pewien, wiedział co to wszystko ma znaczyć. Wilk jednak i tym razem nie zaszczycił go spojrzeniem. Zdawał się przysypiać, jednakże w rzeczywistości czekał na scenę główną całego przedstawienia i tylko lustrował od czasu do czasu swoimi trzema parami oczu cały tłum. Aldaren zaczął się domyślać, że został okłamany przez demona, wyłącznie po to by przybyć w odpowiedniej chwili do Maurii, aby nieświadomie pomóc mu w zrealizowaniu zapewne potwornego planu. Wezbrał w nim gniew kierowany do ogara, ale w chwili obecnej nie mógł w żaden sposób się z nim rozmówić na ten temat.

        Gdy swoją część "obrzędu" wymówił zakapturzony "kapłan", przez tłum znów przeszła fala szeptu, tym razem nie były to pełne szyderstwa i znudzenia uwagi, ale iście zaniepokojone głosy. Aldaren z trudem opanowywał dreszcze, które powoli pragnęły zawładnąć jego ciałem i no najwyżej wciąż lekko trzęsły się jego dłonie zaciśnięte w pięści. Wampirzyca od razu to zauważyła i zaraz podniosła pytająco spojrzenie na przyjaciela, który miał mięśnie napięte do granic możliwości jak struny i jeden nieuważny ruch mógłby bez trudu sprawić, aby popękały, nie odezwała się jednak tylko bardziej wtuliła do jego ramienia, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że może na niej polegać, że nie jest sam. Lazurowooki natomiast nie mógł oderwać oczu od odprawiającej te obrzędy dwójki, aż jeden z nich nie skupił na sobie jego wzroku przechodząc mu niemal przed nosem. To co wtedy nieumarły dojrzał w uśmiechy zakapturzonego osobnika, albo raczej braki w jego uzębieniu, sparaliżowało go do żywego. Nie mógł uwierzyć w to co zauważył i wmawiał sobie, że to nie może być przemieniony przez niego chłopiec, a jeśli to on, to Gregevius...

        Atmosfera na dziedzińcu zaczęła stawać się coraz bardziej przytłaczająca i przerażająca, a zlatujące się ptaki nie wróżyły niczego dobrego. Aldaren był prawdziwie przerażony i nie tylko on, gdyż zdawało się, że zgromadzone wampiry zbiły się w zwartą grupę podzielając jego niepokój. Któryś z obcych krwiopijców nie związanych z Faustem, a zwabiony tu jedynie szansą na zdobycie dobrego pożywienia ośmielił się wystąpić przed właściwą grupę i zbliżyć do powstającego z grobu Mistrza.
        - Panie mój, twe zmartwychwstanie ochrzczone wielką radością niechże będzie. Twój uniżony sługa, wielce rad... - błyskawiczna i dość brutalna reakcja Zabora nie pozostawiła pozostałym nieproszonym gościom żadnych wątpliwości. Ogar bez żadnego ostrzeżenia dopadł do chciwego nieszczęśnika, niczym wygłodniały lew i od razu pozbawił go tego nędznego żywota miażdżąc jego głowę w swoich kościstych szczękach. Liczący na darmowe pożywienie przybysze umknęli szybko z ruin zamku, jak stado przerażonych szczurów, do których szczerze powiedziawszy nie było im tak daleko.

        W tłumie kilka osób przełknęło głośno ślinę, inne zdusiły przerażone piski, a niektórzy odetchnęli z niepokojem. Całe zbiorowisko jednak, jak jeden mąż, cofnęło się o dwa kroki zostawiając osamotnionego Aldarena na przodzie w tej niewielkiej odległości odsuniętego od tej zbitej gromadki. Jeden z trzymających się na końcu krwiopijców, który jako służący u Fausta wielokrotnie podprowadzał jego pieniądze i nastawiał innych przeciwko niemu, nie mówiąc o tym, że był pierwszym, którego radowała śmierć Mistrza, rzucił się do ucieczki z dzikim krzykiem wydobywającym się z gardła, chcąc skryć się w mieście, ale tego akurat dopadła część siedzących dokoła kruków, nim ten oddalił się znacząco od pozostałych.

        Lazurowooki choć widział - nie wierzył. Stał osłupiały z szeroko otwartymi oczami i starał się pojąć to co się zdarzyło, ale nie umiał sobie tego odpowiednio poukładać w głowie. Nie słyszał szeptów, które za nim na nowo rozbrzmiały, głosów mieszających w sobie niemały strach, ale również dużą dawkę szczerej radości. Nie dotarły do niego słowa majordomusa, drżące od duszonych w nich łez szczęścia:
        - Mistrzu... Witaj w domu.
        A następnie szelest gniecionego materiału, kiedy ten z czcią padł na kolana wraz ze swoją świtą, a w ślad za nim padli na ziemię pozostali w niemym hołdzie powstałemu z grobu, choć wciąż byli tym zszokowani. Po chwili stojący z tłumu zaproszonych pozostał tylko sparaliżowany Aldaren, ale szybko się otrząsnął, gdy tylko klęcząca przy nim Tiva szarpnęła go kilka razy za materiał płaszcza u dołu i spojrzała na niego ze zmartwieniem. Nadal był otępiały, ale zrobił to samo co wszyscy, nie ośmielając się już podnieść głowy, jak inni nim nie dostaną na to zgody od ich Mistrza. Dla młodego Van der Leeuwa tak było nawet lepiej, bo nikt nie mógł przez to zauważyć ronionych przez niego łez, ani tego, że całe jego ciało nie czując już żadnych oporów zaczęło lekko drżeć. Tak bardzo tęsknił za Faustem przez ten cały czas, że kiedy go zobaczył miał wielką ochotę wtulić się do niego jak małe dziecko, ale wiedział, że to nie byłoby odpowiednie zachowanie. Podobnie jak reszta był osłupiały nie rozumiejąc co się tak naprawdę stało, był również przez tą niewiedzę przerażony, ale coraz silniejsza stawała się radość podsycana jedynie myślą od tym, że oto jego ojciec powrócił do "żywych".
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Na dziedzińcu oświetlonym tuzinem pochodni, po raz kolejny zapadła przejmująca cisza. Wszyscy, zbici w mniejszą o darmozjadów grupę, klęczeli przed zmartwychwstałym wampirem, który stał w bezruchu w towarzystwie przyszłego nowonarodzonego krwiopijcy o czarnych włosach i milczącego, wampirzego chłopca o jasnych pasmach na głowie. Żaden z zebranych nie ważył się podnieść wzroku na Mistrza, zaś ten nawet nie drgnął, nie uczynił żadnego gestu w kierunku klęczących. W końcu jednak uniósł wychudzone palce na wysokość twarzy i delikatnymi ruchami, aby paznokciami nie poszarpać materiału, zaczął zdejmować szal okalający jego twarz. Oblicze zmartwychwstałego okazało się być wychudzone, nienaturalnie białe, nawet jak na wampira i widocznie przemęczone, jakby Faust pozbawiony był pożywienia od dłuższego czasu. Odwrócił wzrok w kierunku wilka i skinął w jego stronę głową, po czym cicho zagwizdał i zastukał palcami w kościste udo ukryte pod przestarzałym materiałem szaty. Zabor, niczym monstrualny ogar myśliwski, ochoczo podreptał w kierunku Mistrza, a ten zaś spojrzał na czarnowłosego i kiwnął przyzwalająco głową. Młodzieniec zniknął w ciemności w pośpiechu. Faust z powrotem spojrzał na klęczących i powoli, chwiejnym krokiem, zaczął wchodzić w krąg światła, w towarzystwie blondyna i demonicznego wilka.
- Minęło tyle lat. Tyle ciężkich lat spędzonych w otchłani z woli mściwego niebianina. To surowa kara, nawet dla nieśmiertelnego pasożyta jakim jest każdy wampir. - Mistrz mówił szeptem, ale wszyscy dokładnie go słyszeli. - Czemu tak patrzycie? Dlaczego tak mówię? Wierzcie mi, demony otchłani z wielkim zapałem udowadniały nieustannie, jak marny byłem i jestem. Jak żałosną istotą jest każdy z nas. - Westchnięcie nieumarłego zabrzmiało jak szelest papieru. - Ale powróciłem. Znów jestem wolny, wśród wiernych mi istot. Powróciłem, by dalej dręczyć świat moim istnieniem. Strasznie mnie to cieszy. - Wychudzony cień Mistrza stanął przy klęczącym Aldarenie. - Wstań, synu. Wstańcie wszyscy. Czemu wierni cieniowi mojej osoby mieliby klęczeć? Wstańcie i delektujcie się tym, co mam wam do ofiarowania, jak przyobiecałem, choć wielu zapewne nie było w stanie w to uwierzyć. - Spojrzenie Mistrza spoczęło na majordomusie i jego towarzyszach. Wtem w ciemności rozległ się brzęk łańcucha. Powrócił czarnowłosy, prowadząc szarpiące, pachnące perfumami ludzkie sylwetki. W kręgu światła pojawił się sługa Fausta, a z nim razem osiem młodych, zarumienionych i skromnie ubranych dziewcząt, prawdopodobnie wieśniaczek z ludzkich siedlisk.
Faust obserwował uważnie szarpiące się śmiertelniczki, po czym machnął dłonią na zebranych krwiopijców.
- Pożywcie się, przyjaciele. Pożywcie się, póki na to jest czas... Aldarenie... - Zaczął wampirzy mistrz, ale przerwał mu swym wysokim głosem do teraz milczący blondynek.
- Powoli, Faust, powoli. Dotrzymano części umowy. Warunek zapisu został spełniony, a mój pan zezwolił Ci na powrót do materialnego ciała. Teraz Twoja kolej na wypełnienie obietnicy. Oddaj mi chłopaka. - Spojrzenie blondyna wbiło się w klęczącego jeszcze Aldarena.
- Nie ma takiej opcji. - Odrzekł spokojnie Faust, a blondyn cofnął się o pół kroku, zdziwiony. - Uwolniłem się od układów z Gregeviusem. Podobnie Aldaren. Nie jesteśmy nic mu dłużni. Odejdź stąd w pokoju.
Blondyn przygryzł wargi wybrakowanym uzębieniem.
- Ciesz się więc nowym życiem. Nie potrwa ono zbyt długo, zapewniam. - Wyszeptał zimno blondyn i powoli wycofał się w mrok, co uczyniły także tajemnicze kruki, odlatując w nieznane.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Wszyscy jak jeden mąż wsłuchiwali się z ogromnym skupieniem i szacunkiem w słowa jednego z pierwszych wampirów osiadłych w Maurii. Dla większości to co mówił było całkowicie niezrozumiałe, gdyż nie wiedzieli o układzie Starszego z aniołem śmierci. Powściągnęli jednak swoją ciekawość i ludzką chęć poproszenia o bardziej szczegółowe wyjaśnienia, jednakże z czci jaką ta część darzyła Fausta, się powstrzymali, mając jednak nadzieję na to, że wszystkiego się dowiedzą z najbliższych plotek. Oczywiście byli również i tacy, którzy mieli okazję być nawet bezpośrednimi świadkami przy paktowaniu tych dwóch niebezpiecznych istot, nawet jeśli mogli już nie pamiętać, albo nie być wtajemniczonymi w szczegóły tej "umowy". Na pewno nikt z przybyłych, oprócz zapraszających i Zabora, nie miał pojęcia, że wieść poniesiona przez posłańca będzie miała taki finał. Z każdą chwilą strach im coraz bardziej mijał zastępowany szczęściem i wiarą w to, że wkrótce stary Faustowy dwór również powróci do dawnej świetności.

        - Wybacz, Mistrzu. Przez oddanie twojej osobie nie mogłem dać wiary słowom chłystka mówiącym w twoim imieniu. - Wyszeptał z niemałą skruchą Hanzo, był nawet gotów ponieść za swoją nieufność odpowiednią karę, ale i tak nie zminimalizowałoby to w przyszłości jego ostrożności, tym bardziej, że po śmierci Fausta znalazło się w mieście kilku bezrozumnych wampirzych śmiałków starających podszyć się pod bliskich krewnych zmarłego, albo nawet pod samego Aldarena tylko po to, by zagarnąć dla siebie cały majątek ze spadku. Właśnie wtedy takie osoby, jak wyczulony na punkcie swojego Mistrza majordomus, zajęły się przywracaniem im rozumu, albo eliminacją takich osobników kiedy te upierały się przy swoim. W końcu każdy wampir z domu Van der Leeuwa pamiętał z kim pracował, tym bardziej, że głowa rodu rzadko zmieniała swoją służbę lub werbowała kogoś spoza "swojej" linii krwi. Przez to w zamczysku mieszkali wyłącznie przez niego przemienieni, choć swoje gościnne pokoje miało też kilku przedstawicieli Czystej Krwi.

        Po tej krótkiej wymianie słów, zaczęły się podnosić pierwsze niepewne spojrzenia na powstałego Mistrza, a głowy pozostałych podniosły się gwałtownie na brzęk łańcucha wygrywający niemal potępieńczy podkład muzyczny do lamentów i łkania przyprowadzonych niewiast. Aldarenem jak na zawołanie zawładnął nieodparty głód, podobnie jak innymi, ale on nie ruszył się z miejsca na przyzwolenie swojego ojczyma. Ba, on dalej klęczał przed swym Mistrzem podczas, gdy pozostali świętowali i częstowali się podarkiem od Fausta. Wbrew wszelkim wyobrażeniom nie rzucili się na chłopki i nie zaczęli walczyć o nie między sobą. Pierwszeństwo mieli starsi i pełniący ważniejsze funkcje w dawnym zamczysku, ale ci zważając na innych nie wysuszali do samego końca kobiet i zostawiali dla swoich młodszych pobratymców.

        Lazurowookiemu chłopakowi serce załopotało mocniej w piersi, kiedy tak bardzo znajomy i bliski mu głos wymówił jego imię. Westchnął cicho z ogarniającą go euforią i kiedy tylko miał pewność, że opanował pozostałe, cisnące mu się do oczu łzy szczęścia, wtedy dopiero podniósł na Fausta uradowane spojrzenie. Radość mu jednak szybko zaczęła wygasać, słysząc słowa pozbawionego kłów chłopca. W tym też czasie wstał z poważną i spokojną miną, lecz w jego oczach na powrót zaczął wzbierać niepokój, przez nierozumienie sytuacji. Po chwili również się dowiedział, choć się tego domyślał, kto był inicjatorem całego zdarzenia, ale mimo to i tak był zaskoczony słysząc imię, z którym sam jakiś czas temu zawarł układ. Nie wiedział czego ten niebezpieczny niebianin mógłby od niego chcieć, ale z jakiegoś powodu w piersi poczuł przypływ ciepła, gdy tylko się domyślił, że Gregevius musi być gdzieś w pobliżu, ewentualnie na terenie miasta.

        Ta niewielka kłótnia jaka się między powstałym wampirem i młodym blondynem wywiązała, nie napawała Aldarena optymizmem i wietrzył wiszące w powietrzu nieszczęście. W końcu paktów z potężnymi mocami należy przestrzegać choćby się paliło i waliło. I... Z jednej strony sam by się udał do anioła, nawet z uśmiechem na twarzy, ale... Patrząc na stan w jakim znajdował się jego ojczym i fakt, że poważnie przeżył jego śmierć, nie mówiąc o ogromnej tęsknocie kiedy już go zabrakło... Nie mógł go tak zostawić, ale nie chciał też by przez złamanie umowy Starszy miał później jakieś nieprzyjemności. W tej chwili był wewnętrznie w strzępkach nie wiedząc, w którą stronę się udać i jaką decyzję podjąć. Wiedział, że tylko jedna była prawidłowa, ale nie miał pewności, która.

        - Mistrzu, nawet nie wiesz jak się cieszę, że mogę cię znów ujrzeć, jednakże... - podniósł na wampira harde spojrzenie, w którym widniał cień jego niezdecydowania, ale również zarysy podjętej przez niego decyzji. - Sam mnie uczyłeś, że słowa należy dotrzymywać... - zawahał się przez moment i odetchnął głęboko, prostując się tak jak na honorowego mężczyznę przystało i uśmiechnął się do niego ciepło, wciąż młodzieńczym uśmiechem, dzięki któremu z taką łatwością potrafił powiększyć swoje grono prawdziwych przyjaciół i towarzyszy. - Nie martw się o mnie, jeśli będzie taka możliwość postaram się Mistrza odwiedzać i pomóc w odbudowaniu dworu. - Dodał pewniej i nie powstrzymując się już w żadnym stopniu, przyparł do ojczyma i uściskał go uważając oczywiście, na jego delikatniejszą obecnie postać, dając upust swojej tęsknocie i radości.

        Po tym krótkim pożegnaniu, którego nie podsumował słowami: "żegnaj", bądź "do widzenia", odszedł od właściciela tych ruin i ruszył za blondynem, nie odwracając się przed zniknięciem raz jeszcze w stronę Starszego, by ta rozłąka nie była dla nich zbyt bolesna. Chłopiec dość szybko zniknął Aldarenowi z oczu i miał wielką ochotę zmienić się w kruka, aby wypatrywać go z powietrza, ale przez swój post nie miał na to siły. Zdał się na instynkt, kierujący go w stronę jedynego przez niego przemienionego, choć wiedział, że bezpośrednia konfrontacja znów wywoła u niego ogromne wyrzuty sumienia spowodowane zniszczeniem życia tej małej istotki, ale musiał dotrzeć do Gregeviusa. Dodatkowo nie dobrze mu się już zaczynało robić od zapachu niewieściej krwi i wiedzy, że w zasięgu wzroku czeka na niego świeży i pełnowartościowy posiłek. Nie wiedział czy dalej byłby w stanie się powstrzymywać przed rzuceniem na kobiety, gdyby został tam jeszcze chwilę dłużej.

        Na bezpośredni rozkaz Fausta, Zabor ruszył za lazurowookim nieumarłym, ale trzymał się w znacznej odległości, mając za zadanie pilnować i obserwować, ale starać się nie interweniować. Przez to Mistrz mógłby mieć młodzieńca wciąż na oku, przy jednoczesnym zapewnieniem mu tej "nieograniczonej" swobody. Wierzył, że Aldarenowi uda się wywiązać ze swojej obietnicy i nie raz jeszcze ujrzy syna, a może nawet ramię w ramię będą pracowali nad odbudową zamczyska.

        - Hej, zaczekaj! Zaprowadź mnie do swojego pana! - krzyczał zdyszany już tym pościgiem, potykając się przez osłabienie o własne nogi. Stanowczo wolałby teraz być w przestworzach, jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnął zmienić się w kruka jak właśnie teraz, ale mógł być jedynie sam sobie wdzięczny, bo gdyby regularnie spożywał krew nie miałby teraz takich problemów.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Blondyn przez długi czas jeszcze brnął w ciemność, nie zwracając najmniejszej uwagi na bięgnącego za nim skrzypka. Dopiero w odległości jakiejś mili od ruin, przemieniony chłopak odwrócił się twarzą do nieumarłego i skrzyżował ramiona na piersi.
- Cóż za spotkanie. Trochę czasu minęło, chociaż krwiopijcy mają słabą tendencję do starzenia się, co, niestety, już zauważyłem. Postąpiłeś w odrobinę inny sposób niż się spodziewał. Liczył na to, że będzie musiał przyjść po Ciebie z bandą wskrzeszonych łowców wampirów, prawdziwie pałających nienawiścią do tych stworzeń. Nie spełniłeś więc jego oczekiwań. Będzie rozczarowany, że nie będzie mógł wygnać Fausta do Otchłani. Wygląda na to, że także przeznaczenie ma swoją cenę... - Blondyn skończył monolog i taksująco spojrzał na Aldarena. - Wyglądasz na wycieńczonego. Wracajmy do miasta. On tam nas oczekuje. - Nie mówiąc już nic, jasnowłosy odwrócił się plecami do skrzypka i ruszył w dalszą drogę, nieco wolniejszym krokiem.
Tymczasem, biegnący za wampirami Zabor wyczuł obecność jeszcze jednej osoby, bardzo szybko się zresztą poruszającej, mimo minimalnego wysiłku. Po chwili u boku demona stanął ciemnowłosy sługa Fausta, uśmiechając się nieprzejednanie. Teraz jednak jego oblicze mocno się zmieniło. Rysy twarzy znacznie wyostrzyły się, ślady po ugryzieniu zniknęły, a oczy stały się groźnie błękitne. Czarnowłosy lewitował nieznacznie w powietrzu, krzyżując ramiona na piersi i spoglądając za znikającymi w ciemności krwiopijcami.
- Poszło nieco łatwiej niż się spodziewałem. Nie liczyłem na jakiś honor czy uczciwość dzieciaka. Zaskoczył mnie... I oszczędził wiele cierpienia swojemu mistrzowi. Cóż, niech dalej wiedzie swój plugawy żywot wśród jemu podobnych. Teraz, gdy zezwoliłem mu na powrót na ten padół, nie możesz mieć do mnie urazy, prawda, Zabor? - Anioł uśmiechnął się jeszcze bardziej tajemniczo, delikatnie kładąc bladą dłoń na łbie wilka i lekko go głaszcząc, wiedząc że demon go nie skrzywdzi, zwłaszcza teraz, gdy życie jego mistrza zależy od Aldarena, który z kolei zdany jest na łaskę Żniwiarza.
- Możesz iść za nim, nie przeszkadza mi Twoja obecność. Jego los i tak został zapisany w Zwojach Przeznaczenia, których jestem strażnikiem. To co w nich zawarte, ujawnia się tuż przed spełnieniem, więc jestem pewien swojego zwycięstwa. - Archanioł pochylił się nad uchem wilka, a jego oczy błysnęły przeraźliwym błękitnym blaskiem. - Do zobaczenia na Cmentarzu, Demonie. Przekonasz się, dlaczego niektóre anioły bardziej zasługują na potępienie niż diabły. - Anioł pogłaskał jeszcze raz monstrum po grzbiecie, wyczuwając drganie jego łap i karku. Był na skraju wytrzymałości. - Każdy kiedyś musi odejść, Zabor. Jah'rean Thornhor Rhegean (A mój taniec trwa). - Gregevius wyprostował się i wzniósł z powrotem w powietrze, znikając w mrocznej mgle cienia. W tym samym czasie dwa wampiry powoli zbliżały się do miasta pod osłoną nocy...
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Z przebiegnięciem kolejnych odległości sznura, wampirzy skrzypek coraz bardziej tracił resztki swoich sił, kilkakrotnie potykając się nawet o własne nogi. Nie zamierzał jednak odpuścić, mając w głowie wciąż odbijającą się echem sprzeczkę Fausta z blondynkiem. Nie chciał myśleć o tym, że jego ojczym znów miałby umrzeć, zwłaszcza, że ten dzień był nie małym świętem dla wampirów, które mu lojalnie i z radością na twarzach służyły w zamczysku. To właśnie z tej nadziei, że starszy wampir będzie żył po kresy świata, brała się cała siła i determinacja Aldarena w pościgu za chłopcem przemienionym w krwiopijcę. Lazurowooki nie krył jednak swojego wyrazu ulgi, kiedy blondyn się w końcu zatrzymał i do niego odwrócił, zapewne w celu podjęcia jakiegoś dialogu.

        Zasapany wampir zgiął się w pół, kiedy w końcu stanęli, opierając się dłońmi o swoje uda i rzęził jakby łapczywie łapał powietrze. Miał wielką ochotę poddać się grawitacji i upaść na zadek, ale będzie miał jeszcze czas na odpoczynek. Obecnie jego priorytetem było podjęcie próby ocalenia Fausta i ujrzenie ponownie Gre...
        - Wybacz, że straciłem wtedy nad sobą kontrolę... - powiedział ze szczerą skruchą i niemałymi wyrzutami w głosie, co dzień od tamtego felernego zdarzenia nie mógł sobie tego wybaczyć i potwornie żałował, że zniszczył życie jasnowłosego chłopca. Oczywiście wyrzucił z siebie te słowa dopiero po dłuższej chwili, kiedy oddech mu się w końcu uspokoił.
        - Łowców? - zapytał z niepokojem od razu jak tylko padło to z ust wampirzego sługi Żniwiarza. Nie pojmował jeszcze, dlaczego anioł miałby tak postąpić, ale samo słowo wystarczyło, by na nowo zasiać w sercu pięćsetletniego ziarno strachu i przywołać przykre wspomnienia - najpierw jego dorosłego już syna wcielonego do szeregu łowców, a którego niestety zabił w obronie własnej i swojego Mistrza, a dość dłuższym czasie współcześni Łowcy zabili właśnie Fausta, który sam nadział się na ostrze w obronie Aldarena. Nie powinno więc nikogo dziwić, że to jedno słowo aż tak bardzo przestraszyło nieumarłego skrzypka.

        Młody Van der Leeuw był na tyle oszołomiony tym co się wydarzyło i informacjami jakie właśnie usłyszał, że nie był nawet w stanie się uśmiechnąć na pocieszenie i machnąć ręką, bagatelizując swoje osłabienie, nie mówiąc już o wypowiedzenie klasycznej formułki: "Nic mi nie jest, nie przejmuj się." Kiedy mniej więcej się już otrząsnął, westchnął ciężko wyrzucając z siebie resztki napięcia i ruszył za chłopcem, ostatecznie równając z nim krok i dokładając wszelkich starań, aby utrzymać jego tempo, a co za tym idzie - nie zostać w tyle.

        - Skąd ja wiedziałem, że nie będziesz cierpliwie czekał w swojej przeklętej norze na rozwój wypadków, tylko bezpośrednio będziesz maczał we wszystkim swoje łapska. - Burknął z poirytowaniem Zabor, ale słyszalne było, że starał się być jak najbardziej miły dla tego, który wskrzesił jego dawnego pana. Nie było też dla niego zdziwieniem, że niebianin raczej prędzej, niż później, dowie się o szpiegowskim zadaniu demona. Na jego pytanie warknął tylko cicho pod nosem i przeniósł wzrok z anioła na zmierzającą w stronę miasta dwójkę śledzonych przez niego wampirów. - Jesteś bezdusznym, wyrachowanym sukinsynem... - prychnął z kpiącym wyrazem kościanego pyska, a ogniki w jego oczodołach nieco mocniej zalśniły. Postanowił postarać się zdobyć interesujące go informacje, bezpośrednio od tego skrzydlatego intryganta.
        - Jaki masz w tym wszystkim interes? Bo wątpię byście mieli stworzyć cudowną rodzinkę i zacząć kicać za rączkę po kwiecistej łące sławiąc jaki to świat jest wspaniały. - Jego gardłowy, nieprzyjemny głos miejscami drżał od tłumionego warczenia. Wiele go kosztowało by nie rzucić się temu lalusiowi do gardła. - Prędzej podejrzewałbym cię o to, że zrobisz z niego swojego kolejnego pieska, albo zabijesz, bo przecież jest niemal identyczny do swojego ojca, a twojego kochanka. Tak, tak, nie tylko ty potrafisz mieć dostęp do dość interesujących informacji. - Wykrzywił się w prowokacyjnym uśmiechu i przekrzywił lekko głowę by spojrzeć na lewitującego towarzysza kątem oka.

        - Twój koniec też kiedyś nastąpi, więc nie chełpiłbym się tak na twoim miejscu, szczeniaku. Jeszcze dostanę szansę, aby porachować ci kości i pozbawić kilku piór. - Burknął nie bardzo przejmując się słowami niebianina. Nikt nie żyje wiecznie, nie ważne czy ktoś zapada w wieczny sen, czy zostaje zabity, albo niszczeje pod wpływem starości. - Szczerze powiedziawszy ty i on - tu potrząsnął łbem w stronę, gdzie już jakiś czas temu zniknęły za drzewami sylwetki młodych krwiopijców. Miał na myśli Aldarena - jesteście siebie warci. - I tymi słowami kategorycznie zakończył rozmowę z Gregeviusem, zastanawiając się czy nie powinien czasem wrócić do Fausta, nie chciało mu się znów włóczyć z młodym krwiopijcą, może jeszcze uda mu się wyperswadować wampirzemu Mistrzowi, że najlepiej przestać się interesować młokosem skoro podjął dobrowolną decyzję o swoim odejściu.

        Aldaren już niemal słaniał się na nogach, a oczy skrzyły mu się niemiłosiernie czerwienią, od momentu kiedy przechodząc obok jednej z opuszczonych uliczek uderzyła w niego woń krwi i ofiary, z której mógłby się pożywić bez żadnego problemu, nawet będąc tak słabym jak obecnie. Mimo to nie zatrzymywał się i wciąż dzielnie szedł za blondynem, choć kroczył już od jakiegoś czasu za nim. Na szczęście w końcu zatrzymali się przed budynkiem, w którym prawdopodobnie przebywał anioł. W lazurowookim ponownie wezbrał niepokój, ale również zaciekawienie oraz radość, choć jeszcze sam przed sobą otwarcie nie przyznawał, że Żniwiarz interesuje go w tym samym stopniu i znaczeniu, co Mistrz i stąd brał się jego wcześniejszy dylemat z kim zostać, aby wszyscy byli szczęśliwi.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Budynek nie prezentował się zbyt okazale. Wręcz przeciwnie, był po prostu starą, zaniedbaną i konstrukcyjnie niestabilną ruderą. Puste dziury po oknach ziały pustką, kontrastując z omszałymi dachówkami, brudną cegłą i przeżartymi rdzą metalowymi zdobieniami. Blondyn jako pierwszy śmiało wszedł po groźnie wyglądających schodach i uchylił olbrzymie, dębowe drzwi, gestem zapraszając starszego wampira do środka. Wnętrze budynku nie wyglądało ani trochę lepiej, ale było nieco "żywsze", ze względu na obecność żywych ludzi. Około tuzina mężczyzn rozsiadło się w rozległej izbie wewnątrz rudery, zawalając jedyny w niej stół różnego rodzaju bronią i ekwipunkiem. Płomienie radośnie hulające w zrujnowanym kominku rzuciły blask na długie, srebrne póltoraki, małe toporki do rzucania, różnego typu noże i sztylety, kołczany wypełnione bełtami i monstrualne kusze, na całe szczęście nienaciągnięte. Mężczyźni w większości byli w kwiecie wieku, olbrzymi, brodaci, w twardych skórzanych butach, lekkich zbrojach lub kolczugach. Śmiali się głośno, jedząc pieczoną sarnę przy olbrzymim stole, hojnie zakraplając ją winem. Nie zwrócili uwagi na przybyłych, dopóki blondyn nie wszedł do izby, cicho zajmując miejsce w jej zakurzonym kącie. Wtedy to jasnowłosy mężczyzna o twarzy brutala, rudawych skręconych i brudnych odrostach na brodzie, ciężko podniósł się od stołu i zmierzył ponurym spojrzeniem stojącego w wejściu panicza. Nie miał rękawów, toteż jego żylaste mięśnie były idealnie widoczne w rozświetlonej przez płomienie izbie. Twarda dłoń mężczyzny spoczęła na rękojeści miecza, który pociągnął za sobą, gdy obchodził stół w kierunku Aldarena.
- Ja tam ni' rozumiem na co 'aśnie wi'lmożnemu plugawy krwiopijca... - Łowca stanął przed skrzypkiem i buchnął mu w twarz oddechem składającym się z zapachu alkoholu i mocno przyprawionego mięsa.
- Niby ma to jaki sens, żeby mieć jednego z nich podczas ataku na leże wąpierzy, ale ten jakiś cherlawy wydaje się, jakby niedożywiony. Może jarosz, co, chłopaki? - Rechotowi przywódcy zawtórowało jedenaście męskich basów. Jednak przerwał śmiech demoniczny warkot, który wydobył się z gardła Zabora, niechętnie wchodzącego do zatęchłej rudery. Łowca powoli wciągnął powietrze, jednak po chwili uśmiechnął się drwiąco.
- Jest i demoniczny pchlarz. Spokojnie, Wilczku, jaśnie wi'lmożny ostrzegł nas przed Tobą. - Brodacz sięgnął za kołnierz skórzanej kamizeli. W blasku płonącego ognia błysnął runiczny medalion, którego ręcznie rzeźbiony kryształ błysnął czerwienią, wprawiając w drganie deski podłogi wokół niego. Wściekłe warknięcie wyrwało się z gardła Zabora, gdy poczuł ciepłą i odrzucającą aurę wokół Łowcy.
- Wracając do Ciebie, krwiopijusie... - Jasnowłosy powoli unosił miecz, by przyłożyć srebrny sztych do jego piersi, gdy w izbie zabrzmiał nowy głos, wyprany z emocji i nieznoszący sprzeciwu.
- Dość. - Rzucił czarnowłosy mężczyzna, który nie wiadomo skąd wziął się na krześle przy kominku, jeszcze przed chwilą zajmowanym przez przywódcę osiłków. Mężczyzna ubrany był jak arystokrata. Z jego ramion spływał czarny jak smoła płaszcz, idealnie komponujący się z tegoż koloru kubrakiem, wyszywanym złotymi i purpurowymi nićmi. Jedną dłoń schowaną miał w rękawicy, druga zaś, ozdobiona kosztownymi kamieniami powkładanymi w złote i srebrne obrączki, uderzała rytmicznie palcami o blat stołu. Palcami schowanymi w rękawicy muskał delikatnie cienkie ostrze miecza, typowego dla modnego arystokraty, o szpiczastym końcu i zdobionej głowni. Skryty za swą magiczną iluzją Anioł podniósł się z siedzenia i wolnym krokiem podszedł do rosłego łowcy, kreśląc powoli koła sztychem swej fantazyjnej broni. Oprócz bufiastych spodni, jego stopy ochraniały buty z mocnej skóry, z wysoką cholewą i srebrnymi klamrami u szczytu każdej. Arystokrata umieścił ostrze broni pomiędzy łowcą i wampirem, uśmiechając się zimno.
- Starczy, Broch. Nie ma potrzeby abyś krzywdził naszego przewodnika. Jeszcze ubrudzisz się wampirzą krwią, gwarantuje. - Wycedził słodko anioł, a łowca odruchowo skłonił głowę, chowając miecz do pokrowca i cofając się parę kroków. Arystokrata tymczasem spojrzał na nieumarłego i rozłożył ramiona w przesadnym geście przywitania.
- Witaj, wampirzy przyjacielu. Jestem Morthius De Greverie herbu Onyksowy Sierp. Mam zaszczyt mienić się największym magnatem handlowym trumien i akcesoriów ostatniej podróży w całej Maurii. Cieszę się, że znalazłeś chwilę w swej bezustannej służbie, aby zapoznać się z moją ofertą. - Pan Greverie oparł się biodrami o blat stołu chwycił kieliszek z grubego szkła, który jakby jego właśnie tam oczekiwał, gdyż nigdzie dookoła nie było widać butelek z winem, a naczynie bez wątpienia było wypełnione najprzedniejszym trunkiem w tej części regionu.
- Nie przedłużając, by nie zabierać Tobie i twemu demonicznemu przyjacielowi czasu, wprowadzę Cię w sprawę. Otóż od pewnego czasu prowadzę interesy z jednym z zamożniejszych rodów wampirzych w tej okolicy, dostarczając im przednie meble, trumny i inne akcesoria odpowiadające gustowi głowy rodu. Jednakże ostatnimi czasy nasze interesy nieco uległy pogorszeniu, albowiem nie doczekałem się zapłaty za ostatnie trzy dostawy. Nie byłoby zapewne nic w tym złego, gdyby nie fakt, że po okolicy krążą plotki o młodym dziedzicu owego rodu, który zbiera drużynę młodych krwiopijców, aby obalić rządy swego ojca i zgarnąć majątek. Oczywistym jest więc reakcja patriarchy, który od dwóch tygodni ściąga nieumarłe istoty z całej Maurii, aby dołączyły do jego Gwardii Strażniczej. Nie mając nadziei na uregulowanie pokaźnego długu, zwróciłem się z pytaniem do młodego panicza, czy nie zechciałby go spłacić, w zamian za poparcie moje i moich chłopców w swojej sprawie. A więc oto tu jesteśmy. Posłużymy Paniczowi jako dywersja, aby prosty lud nie ubzdurał sobie czegoś o ojcobójstwie czy innym, godnym pomsty i potępienia grzechu niezmazywalnym. W końcu któż mógł przewidzieć nocny atak łowców, z tak fatalnym skutkiem jak zgon seniora rodu? Hm? To co zagrabimy podczas "napadu" jest nasze, a i nowy patriarcha rodu nie zapomni o spłacie należności. Gdzie w tym Twoja rola? Hah, otóż ze swych prywatnych źródeł wiem, że w posiadaniu tego rodu jest coś, co dla osoby takiej jak ja miałoby wielką, przeogromną wręcz wartość. Ten mały najazd zaś stanowi idealną sposobność, aby owo coś zdobyć. Ty posłużysz mi za przewodnika, podczas gdy chłopcy będą odwracać uwagę nieumarłej zgrai. Mniemam, że ten herb jest Ci znany? - Anioł uśmiechnął się samymi ustami i wyciągnął z zza pazuchy złożony kawałek materiału, wyglądający na wydarty z czyjegoś ubioru. Gdy Pan Greverie go rozłożył, zza pleców skrzypka wydobyło się zaskoczone stęknięcie monstrualnego wilka.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Stan w jakim znajdował się ten budynek, nie napawał wampira zbytnim optymizmem, tym bardziej pamiętając nadal ostatnią sytuację z rozpadającym się domem, z tą różnicą, że tamten nie wyglądał na tak zaniedbany jak ten piętrzący się właśnie przed nimi. Skrzypek przełknął z obawą ślinę. Nie tego się spodziewał po niebianinie tak wysokiego stopnia jak Gregevius, którego wierzył, że tu spotka. Nielogiczne byłoby w przeciwnym wypadku zatrzymanie się tu blondyna.

        Aldaren jeszcze przez chwilę przypatrywał się kamienicy z pesymistyczną miną i westchnął ciężko zbierając w sobie odwagę i resztki siły. Może kiedy już będzie po rozmowie z aniołem, będzie miał możliwość wrócić do karczmy, gdzie obecnie wynajmował pokój, w którym zostawił większość swojego ekwipunku. Może nawet Tiva będzie miała nadal ochotę na wspólne spędzenie nocy i będzie mógł się napić kapkę jej krwi, aby nie paść na ziemię ususzony jak krucha gałązka, albo co gorsza nie zamienić się w pył. Zaraz po pojawieniu się tej myśli, odpowiedział na zaproszenie chłopca i wszedł do środka. Wnętrze prezentowało się nieco lepiej, ale nie łagodziło to niepokoju nieumarłego, który był pewien, że belki podtrzymujące sufit równie dobrze mogły wytrzymać jeszcze sto najbliższych lat, albo bez ostrzeżenia zawalić się na głowy obecnych w każdej chwili.
        - Dobry wieczór, panom. - Przywitał się łagodnie, zmuszając się do nieokazywania niepewności. Zaraz po tym powiódł spojrzeniem po obecnych, mając cichą nadzieję, że znajdzie wśród nich anioła. Kiedy się jednak nie dopatrzył znajomej czupryny, zerknął z niemym pytaniem w stronę chłopca siadającego właśnie w cieniu, gdyż chciał już przeprosić za pomyłkę i wyjść z budynku. Zachowanie bezzębnego wampira go jednak powstrzymało.

        Atmosfera jaka zaczęła wypełniać pomieszczenie, po tym jak łowcy skupili swoją uwagę na wampirzym szlachcicu dawała jasno do zrozumienia, że wynikną z tego spotkania niemałe kłopoty, a to sprawiło, że Aldaren znów się zaczął niepokoić. Dotarło przez to do niego coś bardzo interesującego, a mianowicie to, że przez brak spożywania krwi nie tylko przestał się godnie prezentować i stanowczo osłabł fizycznie, ale również psychicznie i dużo łatwiej opanowywał go właśnie strach oraz chęć ucieczki. Może faktycznie kategorycznie przesadził z tym swoim postem i nie powinien był tak dziecinnie postępować. Miał nadzieję, że po tym spotkaniu, dostanie jeszcze możliwość odwrócenia swojego błędu i powróci do dawnego stanu.

        - Pragnąłbym, aby zważał pan na język. - Mruknął ze strachem w oczach zastępowanym niezadowoleniem przez ton głosu łowcy i jego obraźliwe sformułowanie skierowane właśnie w stronę osłabionego, ale wciąż trzymającego się na nogach skrzypka. Gdyby musiał zabić go w obronie własnej, nie byłaby to wina lazurowookiego. Mógłby wtedy się nieco posilić i choć trochę zregenerować swój stan. To był dobry pomysł, ale nie zamierzał prowokować brodacza, aby doprowadzić do jego zrealizowania. Aldaren usunął się od drzwi, kilka kroków w bok i oparł się o ścianę, aby nieco odciążyć nogi, które nieznaczne zaczynały mu drżeć i groziły obaleniem się na ziemię.

        O ile mógł jeszcze zignorować jedną obelgę z ust prawdopodobnie przywódcy tej bandy, o tyle już ciężko było mu zdzierżyć wysłuchiwania szyderstw i wywołanych nimi śmiechów z gardeł pozostałych. Nieumarły zacisnął pięści, powstrzymując się jeszcze przed zaatakowaniem mężczyzny, ale lazurowe oczy błysnęły czerwienią w słabym świetle płomienia jaki docierał do miejsca, w którym wampir stał. W tym wszystkim nie zwrócił uwagi na pojawienie się znajomego demona. Może nie pierwszy raz był celem drwin ze strony innych, ale przez jego status społeczny, związany z tym w czyim domu się wychował i kto go przemienił w wampira, nie zdarzało się coś takiego często (pomijając oczywiście nastawienie do niego samego Zabora). Nie był przez to do tego przyzwyczajony i ciężko było mu znieść coś takiego, gdyż żył w błogim wyobrażeniu, że na świecie jest więcej przyjaznych, bądź neutralnych osób niż takich podobnych do tych niewychowanych łowców; że takie negatywne zachowanie będą go zazwyczaj omijać szerokim łukiem. Niestety obecnie się przekonał, że były to jedynie marzenia ściętej głowy, a co za tym idzie szybciej stawał się rozdrażniony.

        - Jeszcze jedno słowo na temat tego szczeniaka, albo nazwij mnie ponownie Wilczkiem, a gwarantuję, że nie doczekasz wschodu słońca, nędzny śmiertelniku - zawarczał wściekle demon przestępując przez próg drzwi. Jego szał jeszcze wzrósł, kiedy łowca wyciągnął demonstracyjnie ochraniający go talizman, ale mimo swojego gniewu i szczerzenia się niebezpiecznie, wilk nie ruszył na prowokującego mężczyznę, a nawet cofnął się o pół kroku.
        - Raz jeszcze proszę o rozwagę... - wyrzucił z siebie Aldaren, dostrzegając wstrzymywanie się Zabora. Nie wiedział czy spowodowane to było faktycznym strachem, czy raczej wiedzą co się stanie kiedy tylko znajdzie się w bezpośrednim kontakcie z aurą ochranianego przez ten kryształ człowieka. Nie mógł jednak dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż jasnowłosy znów postanowił się popisać przed kompanami swoją bezkarnością i pewnością siebie. - Drugi raz, nie będę powtarzał, szanowny panie. - Odezwał się ponownie prostując się dumnie pod ścianą, choć przyciskał się do niej całymi plecami kiedy sztych dotknął materiału na jego klatce piersiowej. Zamknął oczy myśląc, że to już jego koniec. Zaskoczony był tym, że wcale się w tej chwili nie bał, nie mówiąc już o tym, że chciał wyglądać godnie i dumnie...

        Na szczęście do niczego nie doszło i wampir odetchnął cicho z ulgą, kiedy wszyscy zwrócili swoją uwagę na obecności nowej osoby w pomieszczeniu. On również spojrzał w jego stronę myśląc, że może właśnie przybył anioł i w końcu wszystko się wyjaśni, ale... Jakoś ostatnio nie bardzo szło mu z urzeczywistnianiem się jego nadziei, jednakże na to nic nie mógł poradzić. Niemniej jednak cieszył się w duchu z takiego obrotu spraw, przynajmniej jeszcze trochę dane mu będzie po-nie-żyć. Rozgniewany wilk łypnął najpierw oskarżycielsko na nieumarłego udzielając mu niemej reprymendy, że się w ogóle nie bronił tylko stał jak słup, biernie czekając na swoją śmierć, po tym spojrzał na jegomościa i zmrużył oczy.

        - Przepraszam panie, ale my nie... - odezwał się skrzypek po powitaniu arystokraty. Był poważnie zbity z tropu i zrozumiał, że przez całą sytuację rozumiał coraz mniej. Nie zapomniał jednak o manierach i skłonił się tyle, na ile mógł w swoim stanie, aby okazać szacunek majętnemu mężczyźnie. - Miło pana poznać... - dodał i już na nowo otwierał usta by samemu się przedstawić (w końcu tak by wypadało, mimo że magnat prawdopodobnie go już znał), jednakże Greverie po uprzednim zwilżeniu gardła podjął się zaraz wyjaśnienia całej sprawy i powodu, dla którego Aldaren został tu przyprowadzony.

        Uważnie słuchał jego wypowiedzi, ale i tak chcąc wszystko odpowiednio pojąć oraz sobie logicznie poukładać - pogubił się chyba z pięć razy. W którymś momencie nawet zaczął obawiać się czy nie chodzi czasem o Fausta i już miał zacząć się tłumaczyć niemal skomlącym głosem, że on nigdy nie chciał przejąć majątku ojczyma i go zabić, że jego Mistrz niezwłocznie ureguluje wszelkie zaległości, nawet wypłacając odsetki, ale nie chcąc gospodarzowi przerywać, poczekał z tym do końca. Kiedy znał już całą sytuację, cieszył się jak nikt, że nie zaczął wchodzić arystokracie w słowo i wybraniać siebie oraz Fausta, gdyż to przecież nie o nich chodziło. Aldaren jednak się nie uspokoił kiedy poznał swoje zadanie, miał oto zaprowadzić bandę pełnych nienawiści łowców do jakiegoś wampira i całej jego rodziny, by ci mogli się pozbyć wszystkich krwiopijców. Tak przynajmniej to interpretował i wcale mu się to nie podobało. Nie chciał być zdrajcą własnej rasy. Niestety obecnie próba odmowy prawdopodobnie źle, by się dla niego skończyła. Z sercem w gardle zerknął na wydarty z ubioru herb, obawiając się, że ujrzy zaraz znajomą sobie róże z której łodyg po obu stronach wyrastały skrzydła nietoperza a jej odpadające płatki przypominały krople krwi. Tym razem szczęście go jednak nie opuściło, choć trumna z odnóżami i głową pająka była mu równie znana co jego własny herb. Może i Biron nigdy nie chciał płacić nawet za swoje "piwo", ale nie był złym wampirem, a nawet mimo swoich kilku wad był jednym z lepszych przyjaciół lazurowookiego. Skrzypek miał zamiar iść w zaparte, albo spróbować jakoś inaczej rozwiązać tą sprawę, ale odgłos który wydał z siebie Zabor szczerze go zaskoczył i nieco zaniepokoił.

        Wspomniany herb należał do rodziny wampirów Czystej Krwi, a jego głową był jeden z niewielu Pierwszych wampirów w Maurii. Moss był starszy od Fausta, a kto wie czy nawet przewyższał swoim wiekiem nawet samej Wampirzej Królowej. Ciekawie się wszystko zapowiadało.
        - Za przeproszeniem, jeśli wolno spytać... - wydukał nieumarły zasłaniając sobą Zabora i spojrzał, na powrót swoimi niebieskimi oczami, na arystokratę - jakie konkretnie zamierzasz podjąć działanie, panie? Chodzi mi o to, co zamierza pan uczynić jak już dotrzemy do poszukiwanych... wampirów? - starał się najlepiej jak mógł ukryć swoją niepewność i niechęć do podjęcia współpracy.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Arystokrata z pewną dozą litości spojrzał na trzęsącego się jak osika wampira. Pokręcił z westchnieniem głową i zgrabnym ruchem bioder odbił się od stołu, zbliżając się do Aldarena, jednak nie spoglądając na niego, ani na Zabora. Zakręcił leniwy młynek swym cienkim ostrzem i stuknął dwa razy jego płazem o podłogę, przywołując do siebie blond chłopca. Ten zbliżył się powoli, podając długą, zdobioną srebrem laskę, która najwyraźniej służyła Greviere'owi za pokrowiec, gdyż gdy tylko ją pochwycił z rąk dzieciaka, płynnym ruchem schował broń do wydrążonego wnętrza. Pan Morthius odstawił laskę na bok, opierając ją o blat stołu, po czym zwrócił się do małego wampira, klepiąc go po głowie.
- Dobry z Ciebie sługa, nawet bardzo dobry jak na cenę, którą dałem. Ten obdartus chyba nie wiedział kogo sprzedaje, ale cóż, sam nie był w najlepszym stanie.. Gdyby nie to, że nie masz kłów, co pozwala mi kontrolować Twoje posiłki, już dawno wysłałbym Cię na ogień. Póki co, jesteś jednak przydatny. Idź teraz po piersiówkę i moje uzbrojenie. - Arystokrata klepnął chłopaka w ramię, a ten, kłaniając się, odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Słysząc wzmiankę o uzbrojeniu, Broch wstał gwałtownie od stołu i charkotliwym tonem zarządził:
- No, Chlop'ki! Szykujta się na jazdę, za godzinkę wyjeżdżamy!
Zawtórowało mu parę radosnych okrzyków, zaś w izbie zaraz rozpoczęła się krzątanina, chociaż wszyscy starali się nie zbliżać ani do magnata, ani do rozstrzęsionego wampira.
- Wracając do Twego pytania, drogi chłopcze - kontynuował spokojnie Greviere, ponownie opierając się biodrami o blat stołu. - Postaramy się osobiście nie brać zbyt wielkiego udziału w walce. Chłopcy są od niej i od chronienia naszych pleców. My w zamku tej zakurzonej mumii mamy zupełnie inny cel do realizacji, który dokładnie Ci przedstawię już na miejscu. Prócz tego drobnego odstępstwa, zgodnie z umową będziemy wspierać młodego dziedzica, palić, grabić i mordować. Czy taka odpowiedź Cię zadowala?
Nie czekając na odpowiedź skrzypka, możnowładca skierował spojrzenie na powracającego blondyna, niosącego pięknie przyozdobioną skórą i piórami manierkę oraz ciężki pakunek zawinięty w czarny materiał, który w zetknięciu z twardym blatem stołu wydał głuchy, metaliczny odgłos. Greviere chwycił bukłaczek i odkorkował go. W drugą dłoń pochwycił kieliszek, z którego jeszcze przed chwilą pił i wlał doń ciemnoczerwoną substancję. Blondyn odruchowo się oblizał, czując metalicznie intensywny zapach świeżej krwi. Szlachcic postawił kieliszek przed Aldarenem i zaczął odwijać ciężki pakunek, stając do skrzypka plecami.
- Wyglądasz jak sama Śmierć, mój drogi, toteż mniemam, że przyda Ci się wzmocnienie. To dziewicza krew, rarytas ostatnimi czasy. Nie musisz wypić całej, może Ci zaszkodzić. Oddaj resztę mojemu pachołkowi...
Oczy blondyna błysnęły radośnie, podczas gdy czarnowłosy odwiązał pakunek. Odwrócił się na powrót do skrzypka, zdejmując kolejno płaszcz, rękawice i piękny kubrak. Pod spodem nosił białą koszulę o bufiastych rękawach, której kolor niemal idealnie pasował do jego bladej cery. On również na swej szczupłej szyi nosił ochronny talizman, wykonany z krwawego kryształu i run ochronnych. Blondyn rzucił się do pomocy Magnatowi, pomagając założyć mu grubą i ciepłą przeszywanicę.
- Widzisz pan, Panie wampir, umowy to ważna kwestia w naszym życiu. Są symbolem naszych ambicji i honoru. Nasz świat natomiast składa się z dwóch rodzajów istot: składających propozycję i tych, którzy muszą je przyjmować. Dotrzymywanie tych układów z obu stron jest rzeczą najistotniejszą w życiu każdego z nas... - szlachcic zdjął pierścienie z palców i zastąpił je grubymi rękawicami pojedynkowymi. Na przeszywanicę powędrował prosty kirys z czarnej, podwójnej stali, naramienniki i podobne do nich nagolenniki, które bronić miały jego nóg. Na całość uzbrojenia wrócił płaszcz, dodatkowo okryty krótkim futrem. Swe czarne włosy arystokrata przykrył modnym kapeluszem, ozdobionym piórami ptasimi przeróżnego rodzaju. Greviere chwycił swoją laskę i delikatnie zważył ją w dłoniach, spoglądając przez ramię na swoich podkomendnych. Ci również byli uzbrojeni w podobne kirysy i skórzane elementy ochronne. Niektórzy nosili srebrne póltoraki na plecach, inni sprawdzali mechanizmy kuszy, a kolejni ostrzyli ostrza noży. Broch ważył w dłoni dwa krasnoludzkie topory, mocując je po chwili na plecach. Wszyscy okryli się grubymi płaszczami, podobnie blondyn, który uzbroił się jedynie w krótki sztylet i lekką kuszę myśliwską. Przywódca łowców, ignorując powarkiwanie Zabora, chwycił Aldarena za kołnierz i "pomógł mu" wyjść na zewnątrz. Łowcy zebrali się w półkolu, po środku zaś stanął pan Morthius.
- Niezależnie co pan uważa, panie wampir, są rzeczy, na które nie ma się wpływu. To kwestia przeznaczenia, jak mniemam. Ale cóż. Na koń, kamraci! Po złoto i chwałę ludzi! - Okrzykowi arystokraty odpowiedziały gardłowe okrzyki jego podkomendnych. Przygotowano pochodnie, które po chwili zapłonęły upiornym blaskiem, a ze stajni przyprowadzono czarne jak słoma ogiery.
- Dzisiaj poleje się plugawa krew nieumarłych!
Z pobliskiego płotu i dachów zabudowań w lot wystartowały czarne kruki o purpurowych oczach.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Obserwował uważnie postać arystokraty, którego zachowanie i postawa wydawały się być już wystarczającymi odpowiedziami na to co miało się zdarzyć w rezydencji pana Mossa. Nie był z tego powodu zadowolony, czuł jakby znajdował się między młotem a kowadłem, ponieważ czego nie postanowi i tak ześle na swoją głowę nie małe kłopoty. Nie wiedział tylko, która z konsekwencji swojej decyzji będzie dla niego bardziej przykra - śmierć z ręki tego jegomościa, kiedy postara się mu odmówić i wycofać do Fausta, czy może nienawiść ze strony innych wampirów, kiedy rozejdzie się wieść, że to on doprowadził łowców do rezydencji rodu Arachound'ów. Nim jednak zdążył dojść do podsumowania swoich rozterek i wybrania odpowiedniego dla niego rozwiązania, magnat wezwał do siebie wampirzego chłopca. Spodziewał się zignorowania majętnego mężczyzny, ale widząc posłuszeństwo małego, aż zaniemówił ze zdziwienia. Może doszło do jakiejś pomyłki, może pomylił tego bezzębnego chłopaczka, z tym który służył Gregeviusowi. Nie pojmował tego co właśnie mówił do niego magnat, ani tego co właśnie miało miejsce. Czyżby tym wspomnianym obdartusem był anioł? Czy naprawdę byłby zdolny komuś bez wahania sprzedać życie i przyszłość tego dziecka? Nie mieściło mu się to wszystko w głowie, więc tylko stał jak wryty i przypatrywał się ich czynnościom. Zabor natomiast nieco się uspokoił i pogrążył we własnych myślach.

        Odpowiedź Greviera na temat tego co się zdarzy w rezydencji tylko potwierdziła wcześniejsze domysły skrzypka, który westchnął cicho z rezygnacją. W sumie, jakby się bardziej nad tym zastanowić to przecież wesprze swojego przyjaciela w tej rodzinnej batalii, a jeśli inne wampiry będą widziały tylko to, że młody Van der Leeuw zdradził - zawsze mógłby wtedy po prostu opuścić Maurię i już nigdy do niej nie wracać. Niemniej jednak nie ukrywał tego, że nie był zadowolony z zadania jakie ich czekało. Nic więcej nie mógł na to poradzić. Cały czas jednak przypatrywał się badawczo mężczyźnie, który przez swoją czarną czuprynę nieco przypominał mu anioła. A może mu się zwyczajnie wydawało, przez niemal szaleńcze pragnienie spotkania się znowu z niebianinem i porozmawianiem.

        Greviere nie musiał wcale stawiać przed wampirem kieliszka wypełnionego czerwonym płynem, by nieumarły zidentyfikował czym jest wypełnione naczynie. Tym bardziej nie musiał tego mówić, gdyż Aldaren wyczuł metaliczną woń krwi, w trakcie jej nalewania. Nieco odwrócił wtedy głowę na bok krzywiąc się lekko, jakby z obrzydzeniem mieszanym razem z ogromnym pragnieniem. Przytknął zewnętrzną część swojej odzianej w czarną rękawicę, dłoni do ust i nosa, by choć trochę uwolnić się od tego mamiącego go zapachu.
        - Nie chcę... - wyszeptał słabo pod nosem, powstrzymując się, aby nie spojrzeć szkarłatnymi oczami na oferowany napój. - Dziękuję, panie, za twój gest... Ale nie potrz... - powtórzył z trudem, normalnym głosem by to magnat mógł już usłyszeć. Było jednak sporo sprzeczności w tym co właśnie powiedział, a faktem, że jego palce właśnie zaciskały się na kieliszku, aby podnieść go zaraz do swoich ust. Upił jedynie jeden łyk, szybko orientując się w tym co właśnie robił i szybko, ale ostrożnie odstawił kieliszek na blat stołu, uciekając w bok skrzącym się spojrzeniem czerwonych oczu. Chciał udawać, że nic się nie stało i to nigdy nie miało miejsca.

        Chłopiec od razu po tym przechwycił kieliszek i sam go opróżnił oblizując się z entuzjazmem, po osuszeniu naczynia, jak dziecko podczas jedzenia czekolady, albo zimnego deseru. Aldaren nie dziwił się zachowaniu małego, tym bardziej, że blondyn przez brak kłów był w tej kwestii zdany na łaskawość innych. Skrzypek wciąż był słaby, w końcu jeden łyk to nic w porównaniu z całymi dniami, które pościł, ale to wystarczyło, by nie wyglądał już jak chory, wychudzony i suchy żebrak. Dodatkowo już stał pewniej na nogach, nie jego krok nie przypominał pijackiego.
        - Twoja siła woli jest godna... - mruknął Zabor z niekrytą ironią w głosie. - Pożałowania oczywiście - dodał, aby nie zostawić żadnych wątpliwości.

        Aldaren go zignorował i obserwował jak Greviere jest szykowany do czekającej ich walki. Na łowców wcale nie patrzył najważniejsze dla niego było, aby się nie zbliżali.
        - Rozumiem, że dane słowo jest święte, ale... Nie dałoby się tego załatwić w inny sposób? Dlaczego Biron postawił, akurat na was, a nie wynajął po prostu jakiś skrytobójców, albo najemników. - Odezwał się pewniej niż dotychczas. Miał więcej sił i odwagi, wciąż jednak zwykły cios mieczem, czy przebywanie na słońcu mogło być dla niego przykre w skutkach, a ponad to nadal nie był w stanie w pełni korzystać ze swoich mocy, na przykład przemiany w kruka. - Przemoc rodzi jedynie przemoc i nie jest żadnym sposobem na rozwiązywanie problemów. - Dokończył swoją myśl, ale miał dziwne wrażenie, że do nikogo nie docierają jego słowa. Mógł się tego domyślić, że pragnienie bitki było silniejsze, niż zdrowy rozsądek.

        Zrezygnował z dalszych prób i oddając się poddańczo w objęcia losu, chcąc już pójść pokornie za arystokratą, ale został szarpnięty przez Brocha i wyrzucony przez drzwi. Kiedy upadł na ziemię wyszczerzył na łowcę zęby i posłał mu groźne spojrzenie, jednak nie zaatakował i powstrzymał się od rzuceniu w jego stronę jakiejś niezbyt sympatycznej uwagi. Po chwili wstał i otrzepał swój płaszcz. Westchnął ciężko starając się uspokoić i zbliżył się z obojętnością do kręgu mężczyzn. "Przepraszam panie Moss, Bironie", pomyślał ze smutkiem i dosiadł konia, którego przyprowadzono również jemu, a kiedy reszta była już gotowa skierował się w stronę północnej bramy miasta, do zamczyska Arachound'ów stojącego tam niczym baszta strażnicza na niewielkich równinach między górami a lasem. Jechał na samym przodzie całej grupy skoro był ich przewodnikiem, a przed wyruszeniem zaciągnął na głowę kaptur od swojego płaszcza i jechał z nieco pochyloną głową, jakby nie chciał zostać rozpoznany przez znających go mieszkańców. Nie zauważył przez to znajomej chmary purpurowookich kruków.

        Ptaki nie umknęły jednak uwadze wilka, który z niezadowoleniem szedł przy boku konia Aldarena, a po zauważeniu cichej chmury czarnych skrzydeł od razu zwolnił kroku, aby zrównać się z arystokratą.
        - Jak rozumiem dobrze się bawisz, nieprawdaż? - zawarczał cicho, ale nie podnosił na niego wzroku. Dodatkowo trzymał się w takiej odległości, by nie czuć się zagrożonym przez talizman. - Nie pojmuję jednak twojego okrucieństwa i wyrachowania. Robisz to przez zemstę za to, że jego ojciec cię zdradził, czy po prostu dla własnej, chorej zabawy? - dodał półtonem, uważając by ich rozmowa nie została usłyszana przez innych. Nie krył tego, że przejrzał przebranie anioła.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Szlachcic zacisnął dłonie na uździe, a jego blade wargi zamieniły się w prostą kreskę. Demon chyba umyślnie uderzał w jego słaby punkt, choć Gregevius nie miał zielonego pojęcia skąd Zabior miałby wiedzieć o pakcie z ojcem Aldarena. Nie mniej jednak, ukryty anioł postanowił zachować spokój i nieco zwolnił kłusującego konia, aby móc zrównać się bardziej z biegnącym wilkiem. Odpowiadał szeptem, tak aby nikt ze zgromadzonych nie mógł go usłyszeć, szczególnie krwiopijca.
- Stawiasz mnie na równi ze sobą i swoimi pobratymcami bezpodstawnie, Zabor. Nie czerpię przyjemności z bólu jaki odczuwa Aldaren, mimo że jako nasienie krzywoprzysięzcy, właśnie na takie cierpienie zasługuje. My, aniołowie, nie szwendamy się po śmiertelnym padole na modę demonów, ku zgubie wszystkiego co żyje. Działamy i pracujemy stale, wykonujemy nasze zadania. Cała ta szopka nie miałaby miejsca, gdyby nie była elementem mojego planu, który realizuje. Fakt, że raz udało wam się go mi pokrzyżować, ale Śmierci nie da się odwlec na długo. Nic jej nie zatrzyma. Wiedz także, że nie dążę do zniszczenia Aldarenowi życia i postaram się, by wyszedł z tej sytuacji obronną ręką. Tobie zaś radzę się nie wtrącać. - Anioł pognał konia na przód kolumny, wyrównując go z przywódcą łowców. Minęli parę zabudowań dla służby i przejechali przez kamienny most, zatrzymując się jednak tuż za nim, w dość znacznym oddaleniu od zamku. Na sygnał arystokraty wszyscy zsiedli z koni i przywiązali je w wysokiej trawie, pod mostem, przy korycie rzeki. Pogasili pochodnie i zanurzyli się w ciemności.
- W pobliżu mostu jest wejście do ścieków połączonych z rzeką. Przejdziemy podziemia i zaatakujemy z zaskoczenia. Oczywiście wy, mości panowie, zajmiecie się dywersją bezpośrednią. Ja natomiast zrealizuje nasze cele pośrednie.
Po tych słowach łowcy rozproszyli się, poszukując wejścia do kanałów. Po paru minutach błądzenia w ciemności, jeden z pogromców przywołał resztę, wskazując na stare, przerdzewiałe kraty, blokujące ziejący wilgocią i zgnilizną otwór w podmurowaniu mostu. Szlachcic zbliżył się do wejścia i obejrzał dokładnie przerdzewiałą kłódką trzymającą blokadę w jako takiej całości.
- Stare zabezpieczenia. - Mruknął ukryty anioł i pochwycił zamek w dłonie. Ten przez chwilę zaczął drgać w jego dłoniach, by po chwili po prostu rozsypać się na drobne kawałki. Anioł odsunął się gwałtownie, gdy kraty runęły do przodu, odsłaniając wejście do kanalizacji.
- Proszę bardzo, droga wolna, moi mili. Czas to zemsta. Czas to pieniądz. Czas nas goni.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Ta krótka pogawędka z aniołem utwierdziła Zaborowi kilka interesujących go kwestii, a także dostarczyła mu informacji, które z pewnością uspokoją, jeśli nie ucieszą, nadopiekuńczego Fausta, martwiącego się o swojego adoptowanego syna, jak jakiś zwykły, żałosny śmiertelnik. Widać unicestwienie z rąk łowców nic go nie nauczyło, demon miał tylko nadzieję, że jego prawdziwy pan nie popełni drugi raz tego błędu... Chociaż dla pewności ogar mógłby pomóc nieco losowi w rozwikłaniu tej sprawy, może nie koniecznie prawdziwymi informacjami, ale jeszcze nie zdarzyło mu się słyszeć, by kłamstwo było czymś złym, albo po prostu sam nie chciał do siebie dopuszczać takiej klasyfikacji, że nieprawda jest potępiana przez społeczeństwo. Ale to jak wykorzysta zebrane wiadomości zależało jedynie od niego. Obecnie chełpił się tym, że wiedział jaki temat podjąć, gdzie nacisnąć niebianina, aby najłatwiej wbić mu szpilę, ewentualnie wyprowadzić z równowagi. Oba rozwiązania były niezwykle satysfakcjonujące. Posłuchał Gregeviusa jedynie w jednej kwestii - nie zamierzał się wtrącać do jego przedstawienia, a nawet nie chciał w nim uczestniczyć i kiedy skrzydlaty spiął swojego konia kończąc kategorycznie ich konwersację, Zabor odbił od całego orszaku i leniwym krokiem ruszył w stronę ruin zamczyska Fausta.

        Aldaren w tym czasie jechał przed siebie pogrążony we własnych myślach. Nie chciał uczestniczyć w tym konflikcie, tym bardziej, mając świadomość, że inne wampiry zaczną go unikać kiedy tylko rozniesie się wieść, że poprowadził łowców do starego Mossa, albo chociażby to, że szedł w ich grupie i nie został przez nich zabity. Zaczynał żałować powrotu do rodzinnego miasta, do którego zwabił go Zabor i nadzieja, że uda się lazurowookiemu spotkać z Gregeviusem, przeprosić go za ich konflikt jaki wystąpił w lesie po zabiciu nekromanty i spróbować jakość to zrekompensować, albo wynagrodzić... Jemu oraz temu chłopcu, którego pozbawił możliwości przejścia przez życie jako zwykły, śmiertelny człowiek. Wciąż ciężko było mu uwierzyć, że anioł sprzedał wampirka i wierzył, że doszło do jakiegoś nieporozumienia, ale w obecnej chwili nie było ku temu okazji, gdyż mieli konkretne zadanie do wykonania.

        - Przepraszam panie - odezwał się kiedy koń niosący na grzbiecie arystokratę przemknął obok niego. - Z całym szacunkiem, ale chciałbym prosić o pozwolenie oddalenia się, kiedy dotrzemy na miejsce. To ojciec mojego przyjaciela, nie chcę uczestniczyć w ataku na niego i jemu podległych. - Powiedział z mieszaniną stanowczości, strachu i niechęci widoczną w jego oczach. Źle się czuł z samą myślą o tym po co tam jadą, a co dopiero gdyby miał w tym uczestniczyć, ale... Magnat, albo go nie usłyszał, albo zignorował, gdyż zaraz dojechali do mostu, przy którym zostawili konie i zostały wydane łowcom rozkazy.

        Z niepokojem przyglądał się temu, co arystokrata zrobił z kratami od wejścia do kanałów i starał się nie myśleć o tym, co by się stało gdyby mężczyzna tak go dotknął. Przełknął z obawą ślinę stojąc przed tunelem obok magnata i przepuścił przodem pogromców, mając nadzieję, że uda mu się od tego wszystkiego wymigać, gdy uda mu się zamienić ze sprzedawcą trumien kilka słów na osobności. Kiedy tylko dostał taką okazję, powtórzył to z czym wcześniej się do niego zwrócił, kiedy Greviere wysunął się koniem na przody całej kolumny. Zrezygnował jednak z tego w pół słowa i westchnął ciężko wchodząc posłusznie za resztą do cuchnącego tunelu wypełnionego mrokiem. Nie rozumiał czemu tak postąpił, ale nie wiedział także dlaczego w ogóle się opierał wobec własnej natury, przed czym tak uciekał i dlaczego zachowywał się jak dziecko, wyrządzając sobie jedynie krzywdę wymyślnymi zasadami, godnymi co prawda mnicha, ale bezmyślnymi w przypadku wampira. Miał jednak świadomość, że nie ważne było to co myślał, gdyż i tak zmieni swoje postępowanie dopiero po jakimś późniejszym czasie.

        Idąc za łowcami przez mrok, naciągnął bardziej na głowę kaptur od swojego płaszcza mając nadzieję, że nie rozpozna go żaden mieszkaniec tej rezydencji. A w całym przedsięwzięciu postara się trzymać tylko i wyłącznie arystokraty, jakby miał być jego żywą tarczą i mieczem.
Gregevius
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 50
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregevius »

Szlachcic uśmiechnął się podstępnie i niejednoznacznie, gdy cała jego drużyna zatopiła się w mroku tuneli, demoniczne wilczysko wróciło do swojego cuchnącego zgnilizną Mistrza. To tylko ułatwiało całe przedsięwzięcie i pozwalało panu Greviere zachować kilka swoich kart nieodkrytych. Wystarczy odpowiednio skierować łowców, by wszczęli zaplanowany rwetes, a później cichutko odłączyć się od grupy. Maszerowali więc śmierdzącymi wilgocią kanałami, z uwagą wysłuchując bardziej prowokujących do ostrożności dźwięków. Póki co jedynie nawiedzały ich piski pojedynczych szczurów, które czmychały z przerażeniem do swych własnych tuneli, słysząc tyle ciężkich kroków. Szlachcic posuwał się ostrożnie za wszystkimi, gdyż nie był najwyraźniej przyzwyczajony do poruszania się w tego typu środowisku. Po dłuższej chwili atmosfera jednak opadła. Pogromcy nieco się rozluźniły i opuścili miecze, wraz z pierwszymi strumieniami księżycowego światła, które padło na ciemny korytarz przez ściekowe kratki. Nad nimi zadudniły odgłosy wampirów oraz jakichś podkutych zwierząt, najpewniej koni.
- Musimy być pod dziedzińcem teraz... - mruknął odkrywczo Broch. Jego oczy miały dziwny poblask w ciemnościach, dosyć nietypowy dla człowieka. Chociaż równie dobrze mogło być to powiązane z aurą tajemniczych amuletów ochronnych. Kiedy Aldaren zatrzymał się, przełykając głośno ślinę i z niepokojem patrząc w górę, magnat prychnął lekceważąco i trącił wampira końcem swojej buławy, na tyle mocno, aby go zabolało.
- I tak nie ma możliwości, abyś się teraz wycofał, drogi Paniczu. Zresztą, nie do końca rozumiem twoje nieme protesty. Wspomożesz swego przyjaciela w walce o należne miejsce, czyż nie? To szlachetny czyn, nawet jeśli sama idea jest niezbyt honorowa. Nie widzę żadnego problemu. - Mruknął Anioł i ponownie pchnął skrzypka, nieco mocniej, aby cała kompania ruszyła dalej. Łowcy szeptali pomiędzy sobą, a co jakiś czas któryś z nich wybuchał stłumionym śmiechem. Światło stawało się coraz słabsze, toteż prawdopodobnie musieli wejść pod jakiś budynek. Ciemności i półmrok, gdzie widać było tylko to co najbliżej, ponownie zamknęły usta najemników, którzy stali się cisi i niesamowicie czujni. Hałaśliwie dźwięki dziedzińca już dawno pozostały za nimi, zaś tutaj akompaniowało ich wędrówce jedynie nieustanne kapanie wody. Wtem, na końcu korytarza można było dostrzec niewyraźne światło, które nieraz pewnie wskazywało drogę szczurołapom oraz ludziom podobnej im profesji. Szlachcic cicho wciągnął powietrze, gdy zaczęli zbliżać się do małej rozmiarów latarni, która z kolei oświecała pokaźnych rozmiarów kratę i schowane za nią drewniane drzwi. Łowcy zatrzymali się przy przejściu, jakby niepewni, co zmusiło pana Greviere do ponownego skorzystania ze swych umiejętności. Stanął przy karcie i chwycił jej krawędzie, te prawie natychmiast zaczęła pokrywać rdza, zaś w następstwie tego, powoli się rozsypywały. Zaledwie po paru nieprzyjemnych chwilach, resztki metalowej kraty spoczęły u stóp arystokraty, zaś on, teatralnym gestem, wskazał łowcom i skrzypkowi wejście do zamkowych piwnic.
Zablokowany

Wróć do „Mroczne Doliny”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości