Maagoth[Las wokół miasta] Zabić boga

Niezwykle malownicze miasteczko położone na wschodnim stoku gór, nad rzeką Sangral spływająca z wysokich szczytów. Mieszkańcami Maagoth są głównie górnicy pobliskiej kopalni srebra i drwale. Ludzie tutaj są raczej skryci, ale przyjaźnie nastawieni do przybyszów.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

[Las wokół miasta] Zabić boga

Post autor: Mniszek »

        Poranek był słodki i rześki jak nektar zmieszany z rosą spijany z dziewczęcych ust. Wiosna już kilka tygodni wcześniej wkroczyła na zalesione stoki Gór Druidów z całym swoim majestatem, sprawiając że gałęzie drzew i krzewów, a także niewielkie kobierce łąk powstałych w miejscach powalonych żywiołami gigantów, pokryły się drobnymi szmaragdowymi koralikami pąków i listków. Noce i poranki bywały jeszcze chłodne, a gdy między koronami drzew przeświecały pierwsze klarowne promienie słońca, wszystko pokrywała orzeźwiająca rosa, której krople były piękniejsze od najszlachetniejszych diamentów - pajęczyny nią pokryte stanowiły niedościgniony wzór do naśladowania dla jubilerów, którzy za możliwość wykonania równie subtelnej, eleganckiej i urodziwej kolii bez wahania sprzedaliby duszę diabłu.
        Piękno tego krajobrazu podziwiała jednak tylko jedna osoba - reszta jeszcze o tej porze smacznie spała w swych domostwach w dolinach, błogo nieświadoma co właśnie ich omija. Pojedynczy widz kiedyś szczerze ich żałował z tego powodu, teraz jednak jego myśli nie zaprzątały podobne troski. Cieszył się tym, co miał. W ciszy i zupełnym bezruchu stał między drzewami, podziwiając piękno gór, których strzegł, które stanowiły dla niego najcenniejszy skarb. Na odsłoniętej skórze jego ramion pojawiła się gęsia skórka, gdy chłodny, wilgotny powiew pomknął między pniami w stronę szczytów. Strażnik westchnął z przyjemnością, mrużąc przy tym powieki. Gdy znów je otworzył, jego spojrzenie skupiło się na wzorze z rosy, który rysował się na liściach paproci. Powoli wyciągnął przed siebie szczupłą dłoń i na opuszek palca zebrał pojedynczą kroplę, która dzięki subtelności jego ruchów zachowała kształt. Teraz mógł podziwiać las skupiony i odwrócony w jej wnętrzu, tak malutki a jednocześnie tak wyraźny. Fascynował go ten widok, wydawał mu się o wiele bardziej magiczny niż czary, które mógł rzucać. Po chwili jednak ściągnął wargami rosę ze swojego palca z pietyzmem, jakby był to najzacniejszy trunek z królewskiego stołu. Ruszył przed siebie chwilę później, a z poruszonych jego krokami liści paproci spadł drobny deszcz.

        Przez ostatnie kilka dni Mniszek kręcił się znacznie bliżej Maagoth niż przez ostatnie lata. Pewien niepokój podobny do tego, który odczuwa się przez niezałatwione sprawy, nie pozwalał mu trzymać się lubianych i bezpieczniejszych wyższych partii lasu. Coś wisiało w powietrzu… Dwa dni wcześniej natknął się na wnyki zastawione przez kłusowników, w których leżała martwa łania. Przekonany, że to było źródło odczuwanego zewu, zajął się stosownie tymi, którzy doprowadzili to piękne zwierzę do śmierci w przerażeniu i męczarniach, lecz ukojenie jakie po tym poczuł nie trwało długo. Ledwo rozpoczął swoją drogę powrotną do leża znajdującego się w niedostępnej dla przeciętnego śmiertelnika części lasu, znowu ogarnął go niepokój pchający go w stronę doliny. Zdążył zaznać chwili snu nim ponownie ruszył w stronę dolin. Obudził się jak zawsze skoro świt, witając piękny poranek jak ukochanego, którego ma okazję widzieć tylko przez te kilka chwil w ciągu dnia, później zaś wrócił tam, gdzie wołał go zew lasu. Jak zawsze biegł lekkim truchtem, stawiając długie kroki jak łania, która na wszelki wypadek woli oddalić się od nieznanego sobie stworzenia. Był przy tym cichy jak polująca sowa - nie chciał przeszkadzać mieszkańcom lasu swoją obecnością. Był ich strażnikiem i dobrym duchem, nie władcą, który wymagał atencji i uwagi.
        Koło południa dotarł do miejsca położonego już w zdecydowanie bardziej ucywilizowanej części lasu, o ile oczywiście można mówić o czymś takim. Znajdowały się tu już jednak trakty, ścieżynki wykorzystywane przez drwali i miejsca, gdzie zbłąkani bądź biedni wędrowcy nocowali na łonie natury zamiast w ciepłych łóżkach w zajazdach. Dla Mniszka były to miejsca wręcz zatłoczone, ale coś czuł, że to była właśnie ta okolica, w której powinien teraz przebywać, by zająć się kolejnym problemem, z którym borykał się jego ukochany las.
        By dać odrobinę odpocząć nogom, złotowłosy elf udał się w stronę jednego z wielu znajdujących się w tej okolicy źródełek, specjalnie wybierając jednak takie, przy którym rzadko pojawiali się podróżni i ci, którzy pracowali w lesie. Nie chciał nikogo spotkać. A na dodatek miejsce, które sobie wybrał, było wyjątkowo piękne i cieszyło zmysły. Woda wypływająca ze skalnej szczeliny spływała między pokrytymi mchem i porostami kamieniami, aż w końcu rozdzielona na dziesiątki pojedynczych strużek spadała do niewielkiej sadzawki tak przejrzystej, że widoczne były cętkowane wzory na kamieniach na jej dnie. Wokół latały piękne ważki przypominające barwne szlachetne kamienie, a ciche brzęczenie ich skrzydeł połączone z pluskiem wody niesamowicie koiło. Na dodatek w okolicy rosło wiele krzaków jagód, można było więc posilić się do woli. Elf chętnie skorzystał z tej możliwości, po czym ugasił pragnienie kilkoma łykami krystalicznie czystej, lodowatej wody i umył w niej pobrudzone i lepkie od soku ręce. Dając sobie jeszcze chwilę na odpoczynek, wspiął się na skałę powyżej źródełka, z której wszystko doskonale widział samemu pozostając niewidocznym, i tam ułożył się do drzemki, która jednak nie nadeszła tak szybko - wszystko przez tą zimną wodę, którą wypił.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Świat w pełni budził się do życia po niedawnym zimowym śnie. Dla Hope nie zmieniło się nic. Kolejne miesiące i rotujące się pory roku nieodmiennie odnajdywały dziewczynę w drodze. Krajobrazy niby inne, ale w oczach Indigo wszystko pozostawało takie samo. Miejsca choć różne miały jedną wspólną cechę, nigdzie nie powinna się zatrzymywać. Czasem nawet wędrówka głównym traktem była prośbą o kłopoty. Tak jak tym razem. Góry nie należały do gościnnych miejsc dla wędrowców nie znających ich tajemnic. Tylko dlatego Hope zrezygnowała z podróży knieją i szła utartym szlakiem, mijając po drodze Maagoth. W takich chwilach biały ogier, jakby unikając zbytniego tłoku, znikał w miejscach znanych tylko sobie. Nawet nie wiedziała kiedy się oddalał ani jak później ją odnajdywał. Jednak zawsze ponownie zjawiał się u jej boku, niczym wierny pies lub prywatny prześladowca.
Minął ledwie dzień, a o zmroku, na trakcie dopadły ją konsekwencje obrania drogi uczęszczanej przez wielu podróżnych. Trzech jeźdźców. Widząc pościg zboczyła z drogi. Nie miałaby szans na ucieczkę przed wyszkolonymi tropicielami. Zwykła gra na zwłokę, nic więcej, nie liczyła im zbiec, a jedynie znaleźć korzystniejsze miejsce do walki.

        Również tym razem dotrwała kolejnego poranka, który chłodem powitał podróżniczkę będącą na nogach od wielu godzin. Mimo wyczerpania nie wróciła na trakt. Zgubienie pościgu było praktycznie niewykonalne, ale zaszycie się w ostępach by uniknąć ponownego namierzenia, zwykle zdawało egzamin. Zaraz po zwycięstwie, roboczo opatrzyła rany i niezwłocznie oddaliła się od martwych Ukrytych, do tej pory nie zatrzymując się ani razu.
        Promienie wczesnego słońca przemykające między liśćmi nie dawały jeszcze wiele ciepła, zarówno przez wczesną porę dnia jak i wciąż młodą wiosnę. Tym bardziej w górach, gdzie klimat był ostrzejszy niż na łagodnych równinach. Dla jednych taki ranek był przyjemnie rześkim wytchnieniem nim nadejdą letnie skwary, Indigo zwyczajnie marzła. Włosy i ubrania dziewczyny były wilgotne od rosy osiadającej nad ranem, co potęgowało odczucie zimna. Jednak to wyczerpanie było ostatecznym ciosem.
Szła jeszcze wolniej niż zwykle i ze znacznie większym trudem. Zmęczone nogi prawie odmawiały postawienia kolejnego kroku. Obite i pęknięte żebra sprawiały, że oddychała płytko i ciężko. Teraz, gdy jeszcze nie nadciągnął kolejny pościg, jej największym przeciwnikiem stało się ułomne ciało, które z każdym uderzeniem serca mocniej buntowało się przed dalszym wysiłkiem. Mimo to zawzięcie parła naprzód. Krok za krokiem, wdech za wdechem. Jak najdalej od uczęszczanej części lasu. Jak najdalej od ludzi i zagrożenia.
        Walczyć po raz kolejny nie dałaby rady. Ledwie trzymała się na nogach po tym pojedynku. Umykała więc prawie jak okaleczone dzikie zwierzę, które szuka zacisznego miejsca by odpocząć. Hałas jaki czyniła, również przypominał ranną zwierzynę. Łamała gałązki, potknęła się kilka razy, a jej krok był nierówny. Widziała jak przez mgłę, a utrzymanie wpółotwartych oczu stało się wysiłkiem. Nawet nie była senna, co skrajnie wycieńczona.
Chwiejnie oparła się o pień drzewa, mętnym wzrokiem rozglądając się po okolicy. Wszędzie panowała cisza i spokój. Może kiedyś doceniłaby niespotykane piękno otoczenia z niewielkim wodospadem. Dzisiaj urok krajobrazu nie miał znaczenia. Łapiąc kolejny urywany i bolesny oddech, pogodziła się z faktem, że dalej nie zajdzie. Zboczyła ze ścieżek dawno temu. Nie wiedziała co prawda jak wiele przeszła, ale tyle będzie musiało wystarczyć. Miała źródło wody, a miejsce wydawało się dobrym do odzyskania sił, w każdym razie znalezienie lepszego nie było jej dane.
        Częściowo zsunęła się po pniu, częściowo upadła, gdyż nogi nie wytrzymały większego wysiłku. Z ciężkim westchnięciem przetoczyła się na chory bok, usztywniając go odrobinę ułatwiając sobie oddychanie. Dziewczyna zamknęła zmęczone oczy i skupiła się na szmerze wody. Do bólu przywykła już dawno. Nigdy za to nie przyzwyczaiła się do specyficznego zapachu gojących się ran. Woń niczym niepodobna do fetoru śmierci czy rozkładu. Nie zapach gangreny i starych ropiejących obrażeń. A jednak równie przytłaczająca, znienawidzona i niezbywalna, mieszanina metalicznego odoru krwi z poszarpanymi tkankami. Towarzysząca jej tak często, że powinna przywyknąć. Indigo zaś miała wrażenia, że było odwrotnie. Zamiast się przyzwyczajać po każdej walce czuła ten zapach mocniej. Skrzywiła się nieznacznie i wstrzymała na krótko oddech. Ciężko powiedzieć, czy przez myśli czy coś mocniej dokuczyło dziewczynie.
W ciszy Hope powoli zaczęła odpływać w przyjemną nicość, gdzieś na pogranicze jawy a snu. Letarg, w którym nie było ani bólu, ani uciążliwych myśli.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek leżał na wznak i patrzył na wiecznie żywy cętkowany wzór, który poruszane wiatrem liście tworzyły na tle błękitnego nieba. Na mgnienie oka gałęzie ułożyły się w kształt, który przypominał elfowi sokoła w locie, a kilka chwil później dostrzegł tancerkę w długiej spódnicy. Podobała mu się ta zabawa - przez lata życia w zupełnej dziczy nauczył się cieszyć takimi drobiazgami. Jeszcze dzień był taki przyjemny - coraz cieplejszy, lecz nadal rześki przez bliskość wody. Każdy powiew wiatru był jak tchnienie zimy, która nie chciała odpuścić. Pod jego wpływem włosy leśnego strażnika poruszały się jak miękkie pędzelki ozdobnych traw, częstokroć wpadając mu do oczu. Mniszek za każdym razem zdmuchiwał je z czoła i dalej patrzył w niebo nad sobą, przysłonięte częściowo gałęziami. Przekonywał sam siebie, że poleży jeszcze tylko chwilę i ruszy w dalszą drogę, by znaleźć to co go tak trapiło. Ale to za chwilkę...
        Nowe zmartwienie przyszło jedno do niego samo, nieproszone. Elfik, znający doskonale odgłosy lasu, od razu usłyszał ciężki i toporny krok jakiegoś stworzenia i trzaskające pod jego nogami gałązki. Gdyby mógł, zastrzygłby uszami, nasłuchując, lecz nie poruszył się ani odrobinę, nawet nie rozejrzał, bo wystarczył mu sam słuch. Szybko dotarło do niego, że ma do czynienia z istotą dwunożną - pewnie człowiekiem, bo tych było w okolicy najwięcej. Nie poruszał się on jednak w typowy sposób, przez co Mniszek z góry założył, że to ktoś chory. Na co, tego jednak jeszcze nie wiedział. Nadal nie ruszył się z miejsca i słuchał - kroki stawały się coraz głośniejsze, więc ta tajemnicza osoba zbliżała się do miejsca, gdzie wypoczywał, wystarczyło po prostu cierpliwie poczekać. W końcu nieznajoma dotarła nad sadzawkę i zatrzymała się. Strażnik lasu powoli, by nie robić zbędnego hałasu, obrócił się na bok i podniósł lekko na łokciu, wyglądając zza brzegu skały, która go skrywała. Dostrzegł wspartą o pień drzewa kobietę - ciemnowłosą, bladolicą, uzbrojoną. Widział, że jest wyczerpana, stała na nogach z kolanami skierowanymi do środka, walcząc o utrzymanie pionu, a wszystkie jej kończyny drżały z wycieńczenia. Oczu prawie nie otwierała. Jej widok zaniepokoił i zmartwił Mniszka, był jednak zbyt ostrożny, by tak od razu się ujawnić i do niej podejść. Obserwował, nasłuchiwał i czekał - może ktoś lub coś przyjdzie jej tropem, choć wydawało mu się to mało prawdopodobne, bo gdyby jakiś drapieżnik chciał ją dopaść, uczyniłby to już dawno. Jeśli jednak ścigał ją inny człowiek, sytuacja mogła być bardziej skomplikowana, bo ci akurat lubili pastwić się nad swoimi ofiarami i dawać im złudną nadzieję, by rozpacz po jej odebraniu była jeszcze większa. Szybko jednak elf przekonał się, że dziewczyna nie miała ogona… Nie miała też sił, by chociażby swobodnie usiąść. Runęła na ziemię jak powalone nawałnicą drzewo, ledwo asekurując się o pień przy którym stała. Położyła się i prawie od razu ułożyła do snu. Musiała być bardzo wyczerpana, skoro nie przygotowała sobie obozowiska, nie zdjęła z siebie zbędnych elementów odzieży. Mniszek przyglądał się jej jeszcze przez moment, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej. Jego włosy sterczały w nieładzie we wszystkie strony, tworząc wokół głowy świetlistą aureolę, gdy tylko padały na niego promienie słońca. Ona jednak tego nie widziała. Co więcej, pewnie nawet go nie słyszała, choć nie starał się skradać. Powoli wstał i nie spuszczając z niej nawet na moment oka zszedł ze skał. Zbliżył się, idąc na miękkich nogach, pochylony lekko do przodu jak ciekawskie zwierzątko. Słyszał jej urywany, płytki oddech, widział, że jej blada cera niekoniecznie była efektem unikania słońca, a raczej zmęczenia. Zrobiło mu się jej żal. Choć to wcale nie ona była źródłem zewu jaki go pchał do działania, zamierzał jej pomóc. Zbliżył się jeszcze odrobinę i usiadł jakieś dziesięć stóp od niej, złączone nogi odwodząc w bok jak dziewczyna ubrana w spódnicę. Zarzucił lekko głową, by zabrać z twarzy kosmyki, które wpadły mu do oczu i jeszcze chwilę jej się przyglądał. Biedaczka wyglądała, jakby stoczyła naprawdę ciężki bój, była poobijania, miała liczne rany i otarcia. Sama potrzebowałaby wielu dni jeśli nie tygodni, by wylizać się z tego stanu…
        Do świadomości nieznajomej przebił się nagle cichy śpiew. Głos był wysoki i młodzieńczy, a słowa piosenki nieznane, jednak na swój sposób kojące. Pierwsze dźwięki przypominały mruczaną pod nosem kołysankę, która później przeszła w szybki trel, którego linia melodyczna wznosiła się i opadała na zmianę, by zaraz zostać przerwana przez wysoki zaśpiew. Ciało dziewczyny jakby reagowało na dźwięki - najpierw ogarnęło je przyjemne ciepło, podobne do tego, które odczuwa się po wypiciu ciepłej herbaty z miodem, a potem ból płynący od ran powoli zaczął odpuszczać. Wkrótce mogła swobodnie oddychać. Teraz miała do wyboru dwie drogi - zasnąć, by zaznać komfortowego, regenerującego wypoczynku, którego nie utrudniałby żaden ból, albo otworzyć oczy. Wtedy zobaczyłaby tego, kogo śpiew przywrócił jej siły - drobnego młodzieńca o złocistych włosach, który siedział przed nią jakby nigdy nic i ani na moment nie przerywał swojego występu, bo jeszcze wiele miał do zrobienia, by jej ciało wróciło do pełnej sprawności. Gdyby zasnęła, zobaczyłaby go również po przebudzeniu, bo gdy Maorcoille się o kogoś zatroszczył, nigdy nie robił tego na pół gwizdka - musiałby się upewnić, że jest zdrowa i bezpieczna, nim by ją opuścił.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Monotonny szmer wody i szum lasu swoją kojącą muzyką zapraszały do pogrążenia się we śnie. Ból i zimno zlały się w jeden znajomy dyskomfort, kołysząc Hope do płytkiej drzemki na równi z szeptami idyllicznej okolicy. Pełna świadomość szybko opuściła dziewczynę, gdy wycieńczony organizm przegrał ze zmęczeniem. Każdy miał jakieś granice wytrzymałości. Po ich przekroczeniu hart ducha czy upór przestawały mieć znaczenie. Nie mogąc znieść więcej, ciało poddawało się, niezależnie czy miejsce było bezpieczne czy nie. Dlatego właśnie Indigo starała się uciec jak najgłębiej w las. Zdawała sobie sprawę ze swojej bezbronności oraz tego jak bardzo się ona pogłębi, gdy siły całkiem ją opuszczą.
        Podróżniczka była zupełnie nieświadoma obecności obserwatora. Nie usłyszała też jego nadejścia. Chłodna i wilgotna trawa była teraz posłaniem milszym niż najlepsza pościel. Twarda ziemia kołysała do snu skuteczniej niż wygodne łoże. Ziąb i odrętwienie, które ogarnęły Hope, jej umysł i ciało, stały się najsłodszą ucieczką. Gdyby jeszcze obojętność sięgnęła koszmarów, które tylko czekały chwil snu by wypełznąć ze swoich kryjówek. Najwyraźniej wytchnienie nie było jej pisane nawet podczas odpoczynku. Dziewczyna zdążyła do nich przywyknąć tak samo jak do bólu. Jak on były nieodłącznym elementem jej żałosnej egzystencji.
Tym razem jednak czające się w cieniu mary nie nadeszły. Zamiast nich pojawiła się nieoczekiwana pieśń. Westchnęła głębiej, gdy drzemiąc dosłyszała cichą kołysankę. Jej łagodne brzmienie, tak niepodobne do niczego znanego, lepiej niż najzdrowszy sen otuliło wymęczone zmysły wojowniczki. Nuty delikatne i jednocześnie pełne ukrytej w nich mocy, budziły nieznane ciału ciepło i koiły skołataną duszę dziewczyny. Niepojęty i nieznany nigdy wcześniej spokój prowadził Hope w objęcia snu. "Czy to śmierć?", pytanie przemknęło przez znużone myśli dziewczyny. Może wreszcie dane jej będzie odpocząć, zakończyć wieczną tułaczkę. Bezwiednie zacisnęła dłoń na trawie, wtulając twarz w ziemię jakby chciała przytulić upragnione wybawienie, a pojedyncza łza pojawiła się pośród rzęs.
Ulga nie trwała długo. Wraz ze znikającym zmęczeniem budził się rozsądek, a z nim obawy. Było zbyt cudownie, stanowczo zbyt idealnie, by mogło być prawdziwe. Mimo wewnętrznego pragnienia pogrążenia się w odprężającym śnie, Indigo zaczęła wracać do rzeczywistości. Obudziła się gwałtownie łapiąc oddech, zupełnie jakby coś dziewczynę wystraszyło. Otworzyła szeroko oczy, ale spojrzenie było wciąż zasnute mgiełką snu. Nim na dobre zaczęła rozróżniać detale otoczenia, w polu widzenia dostrzegła zarys sylwetki. Szybko podparła się na rękach by usiąść i sięgnęła do rękojeści miecza. Była gotowa na walkę, ale na pewno nie na to co dostrzegła, gdy wreszcie odzyskała ostrość widzenia. Zatrzymała dłoń w połowie ruchu patrząc oniemiała na domniemaną kostuchę.
Jeśli jednak była to sama śmierć, nie budziła grozy. Przed nią siedziała istota tak śliczna i delikatna, że nie sposób było poczytać jej za zagrożenie. Złociste włosy, lekkie niczym pajęczyna, układały się swobodnie na głowie i twarzy nieznajomego. Spod grzywki zaś spoglądały na nią duże lazurowe oczy. Oparła rękę z powrotem na trawę przyglądając się postaci zbyt powabnej by nazwać ją męską, a jednocześnie zdecydowanie nie kobiecą. Najlepszym określeniem dla przybysza byłoby chyba - chłopięcy.
Spoglądała na złotowłosego chłopca, próbując zrozumieć co się właściwie działo. Nic jednak nie potrafiła złożyć w większą całość. Zaskoczona nawet nie zauważyła braku bólu. W zamian dostrzegła spiczaste uszy chłopięcia. Pierwsze skojarzenie przywodziło na myśl elfa, ale dłuższe uszy nie były cechą zarezerwowaną tylko dla nich. Na kilka uderzeń serca zapatrzyła się w oczy zbyt śliczne dla niejednej dziewczyny i dopiero po chwili wróciła do rzeczywistości.
        - To ty śpiewałeś? - odezwała się ochrypłym głosem. Dziewczyna odwykła od częstych rozmów, a dodatkowo zaschło jej w gardle, co wywoływało szorstkie brzmienie głosu. Dopiero teraz zorientowała się, że powinna niepokoić się czymś więcej niż tylko obecnością nietypowego gościa. Oddychała bez najmniejszego trudu. Bez problemu poruszyła też ranioną ręką. Nic nie piekło, nie rwało, zniknęło nawet zmęczenie.
        - To twoje dzieło? - zadała kolejne pytanie, podnosząc dłoń i poruszając palcami, których po ostatniej walce nie potrafiła ścisnąć w pięść. Nie wiedziała jeszcze co powinna zrobić. Czując się w pełni sił, powinna w tej chwili zerwać się na nogi i odejść jak najdalej. Może nawet powinna zabić siedzącą naprzeciw kruszynę, pozbywając się świadków i źródła niezrozumiałych czarów. Indigo jednak, całkowicie na przekór racjonalnym pomysłom, nie drgnęła jakby bała się wystraszyć siedzącego naprzeciw chłopca.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek dość szybko dostrzegł, że jego śpiewane zaklęcia przynoszą efekt. Ściągnięte bólem i troskami oblicze dziewczyny odrobinę się wygładziło i złagodniało, zmarszczka między brwiami uległa spłyceniu. Później poprawił się jej oddech - stał się głębszy, bardziej regularny, po prostu zdrowszy. Elf od razu domyślił się, że nieznajoma miała obite albo połamane żebra. Gdy jednak zostały one zasklepione przy pomocy czarów, następne dźwięki śpiewanej przez strażnika lasu kołysanki sprawiły, że ze skóry nieznajomej zniknęły zadrapania. Potem jakby nie działo się nic, Mniszek był jednak całkiem rozgarniętym chłopakiem i kiedyś nawet pojętnym uczniem, wiedział więc, że jeszcze nie może przestać, bo wielu ran i obrażeń mógł nie widzieć, mógł nawet nie podejrzewać ich istnienia. Dlatego w spokoju kontynuował czekając, aż poczuje pewien charakterystyczny opór, jakby próbował dokładać do pełnego worka. Trochę do osiągnięcia tego stanu mu zabrakło, lecz zdrowy rozsądek kazał mu zamilknąć. Dostrzegł, że dziewczyna zaczęła się budzić i coś w jej ruchach wskazywało na niepokój, ostrzegało elfa przed tym, co mogło się wydarzyć. Mniszek zakończył więc swoje magiczne trele i czekał na dalszy rozwój wydarzeń, gotów w razie czego czmychnąć albo rzucić jakieś ochronne zaklęcie. Nie było jednak całe szczęście takiej potrzeby. Wytatuowana dziewczyna najpierw otworzyła szeroko oczy, natychmiast starając się wyłapać jak najwięcej szczegółów, przypominając w tym momencie łanię, która usłyszała trzask łamanej gałązki. Poderwała się i sięgnęła do broni, było jednak w tym geście coś nieuchwytnego, co uspokoiła Mniszka, że nie zostanie zaatakowany. Dlatego spokojnie siedział i czekał. Nieznajoma zmrużyła oczy ogniskując na nim wzrok i chyba nie dowierzając w to, co widziała. Strażnik był przyzwyczajony do tej reakcji - ludzie zawsze byli niezwykle zaskoczeni, gdy nagle stawali twarzą w twarz z lokalną legendą. Dziewczyna jednak zachowywała się trochę inaczej niż inni: tamtych ogarniała euforia albo przerażenie na myśl, że na wyciągnięcie ręki mają mistycznego strażnika lasu, bożka, którego setki osób proszą o opiekę, a ona jakby po prostu spotkała kogoś, kogo się nie spodziewała. To było na swój sposób odświeżające i intrygujące. Dziewczyna musiała być z daleka, skoro o nim nie słyszała. Patrzyła mu w oczy, a on nie uciekał wzrokiem, na jego drobnych ustach błąkał się cień dobrotliwego uśmiechu, zbyt subtelny, by mieć absolutną pewność, że się tam znajduje. Wzdrygnął się lekko słysząc jej głos.
        - Hm - mruknął, kiwając głową w odpowiedzi na pytanie. Jego włosy zatrzęsły się przy tym delikatnie, łapiąc nawet najdrobniejsze promienie słońca, które wydobywały złociste refleksy na każdym kosmyku. Uśmiech na jego wargach wyraźnie się poszerzył, nadal nie był on jednak od ucha do ucha, radosny, raczej jakby po prostu był zadowolony, bo mógł pomóc. Nagle jednak dostrzegł na obliczu nieznajomej jakiś niepokój wywołany chyba refleksją, która naszła ją nie w czasie. Wychylił się lekko w niemym pytaniu “coś się stało?”. Szybko jednak jej pytanie rozwiało wątpliwości strażnika - po prostu była zaskoczona efektem działa jego pieśni.
        Tym razem odpowiedzi nie towarzyszył żaden dźwięk - elf jedynie pokiwał głową. Usłyszał jak chropowaty głos miała nieznajoma i domyślił się, że pewnie zaschło jej w gardle. Nie przypuszczał przy tym, że ona tak samo jak on mogła odwyknąć od zwykłego mówienia. W tym momencie jednak nie miało to znaczenia. Strażnik lasu bez żadnych pytań czy zapewnień wstał i podszedł do sadzawki. Przyklękając na jedno kolano urwał duży liść jednej z rosnących na brzegu roślin, po czym zwinął go w ciasną tutkę. W ten niewielki naturalny kubeczek nabrał zimnej źródlanej wody i już miał wstać by zanieść go czarnowłosej dziewczynie, gdy usłyszał świergotliwy głos ptaka, który przysiadł na skale tuż obok niego.
        - Maorcoille! Maorcoille! - wołał go rudzik, aż podskakując w miejscu z podekscytowania. Wystarczyło jedno pytające spojrzenie elfa, by ptaszek zaraz zaczął mu wszystko tłumaczyć.
        - Myśliwi! Bardzo groźni! Bardzo dużo! Szukają ciebie! Maorcoille! Maorcoille! - ćwierkał jak oszalały. Mniszek zamrugał w wyraźnym zaskoczeniu, bo zrozumiał, że ci myśliwi polują na niego. Czy to możliwe? Czy ktoś chciałby polować na bożka? Szybko odpowiedział sobie na to pytanie, wystarczyło mu wspomnienie tej pamiętnej wizyty w mieście, gdy przekonał się jak chciwi są ci, którzy posiadają za dużo - tak, to było możliwe. Elf przez moment był wyraźnie wystraszony, bo przecież w tej postaci nie miał wielkich szans przeżyć ewentualnego polowania. Lecz zaraz przypomniał sobie, że Maorcoille by go obronił… To go trochę uspokoiło, zaraz jednak naszła go kolejna refleksja: nieznajoma dziewczyna. Co by jej zrobili, gdyby ją tu spotkali? Czy ona nie wskazałaby im kierunku, w którym uciekł? Zostawienie jej tu było niebezpieczne, dla niej albo dla niego. Dlatego musiał działać.
        Elf, stawiając szybkie i drobne kroki, wrócił do nieznajomej. Kucnął przy niej i podał jej rożek z wodą, delikatnie ujmując ją przy tym za dłonie, by na pewno dobrze złapała i liść się nie rozwinął, rozlewając zawartość. Gdy tylko się napiła, złapał ją za ramiona i lekko pociągnął, by wstała. Wydał z siebie dźwięk, który brzmiał jak westchnienie albo jęk, było to jednak bardzo cicho i nieśmiało wypowiedziane elfickie “chodź”. Chciał ją zabrać ze sobą w bezpieczne miejsce i dało się to dostrzec, gdy tylko spojrzało się w jego oczy: przejęcie i troska wyraźnie rysowały się w jego błękitnych tęczówkach. Jeśli trzeba było, ponaglił ją troszkę głośniej, nadal nie mówiąc jednak nawet w połowie tak głośno, jak podczas normalnej rozmowy.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Złotowłosy chłopaczek odpowiedział twierdząco na oba pytania, chociaż nie były to najbardziej wyczerpujące odpowiedzi, jakie słyszała w swoim życiu.
Indigo nie rozumiała dlaczego udzielił jej pomocy. Znając życie nigdy by o nią nie poprosiła. Nawet ciężko powiedzieć by była wdzięczna. Było to pewne ułatwienie podróży, nic więcej. Normalnie już byłaby na nogach, ale patrząc w błękitne oczy emanujące dobrocią, nie potrafiła burknąć czegoś na odczepne i ruszyć przed siebie. Na uśmiech też nie potrafiła się zdobyć. Zresztą tak dawno się nie uśmiechała, że pewnie wyszedłby jej jakiś grymas a nie pogodna mina. W zamian szepnęła ciche "dziękuję", które musiało wystarczyć.
        Dziewczyna spięła się prawie niezauważalnie, gdy uzdrowiciel wstał, zaskakując ją i budząc instynkty już szykujące Indigo do walki w razie potrzeby. Zaraz jednak uspokoiła się, widząc jak przybysz odchodzi. Przez chwilę myślała, że ten wykonawszy swoją misję czy zadanie, już ją opuszcza. Na moment Hope opuściła zwykła obojętność i obserwowała zgrabny krok nieznajomego z pewnym zauroczeniem, które przytłumiło naturalną podejrzliwość dziewczyny. Zdziwiła się po raz kolejny, gdy obcy zamiast zniknąć wśród drzew klęknął nad wodą. Nie miała pojęcia co osobliwa persona planowała, pozostało jej czekać aż sprawa sama się wyjaśni. Usiadła więc wygodniej, opierając plecy o pień drzewa i przyglądała się poczynaniom wybawiciela.
Z zaciekawieniem patrzyła jak chłopczątko sprytnie nabiera wody, używając do tego liścia. Oko wojowniczki dostrzegło też jak zamarł w bezruchu, wyraźnie czymś zaniepokojony. Nagłego wzrostu czujności nie powiązała z obecnością rudzika, ale domyśliła się, że złotowłosy wyczuł coś niedostrzegalnego dla niej. Oszczędnym ruchem poprawiła miecz, by był lepiej dostępny i dalej obserwowała rozwój wydarzeń.
        Nie spodziewała się, że czerpana woda była dla niej. Niby łatwo powinna połączyć fakty, ale w zachowaniach spotykanych osób prędzej upatrywała się nadchodzącego zagrożenia niżeli dobroci, co w wypaczony sposób wyczulało dziewczynę na wszelkie najdrobniejsze zwiastuny niebezpieczeństwa jednocześnie przytępiając oczekiwanie życzliwości.
Nieco podejrzliwie spoglądała na niecodziennego gościa, ale nie wzbraniała się przed oferowaną wodą i nawet pozwoliła poprowadzić swoje dłonie. Z przyjemnością ugasiła pragnienie, które zaczynało jej coraz mocniej doskwierać. Znów jednak nie był to koniec dziwnej znajomości. Drgnęła jakby ktoś wrzucił jej sopel lodu za kołnierz, gdy ręce nieznajomego ujęły ją za barki, skłaniając do wstania. Zaniechała jednak buntu, wpatrując się w lśniące oczy o barwie pogodnego nieba. Była przekonana, że przebija z nich niepokój i na przekór swoim przyzwyczajeniem posłuchała obcego, nie doszukując się możliwej pułapki. Skinęła mu głową i wstała tak jak nalegał podążając w ślad za nim.
Coś w złotowłosym uspokajało dziewczynę, jakby mówiło, że jego nie musi się bać, że w czynach nie ma podstępu.
O dziwo wierzyła tym przeczuciom. Jednocześnie w myślach uznała chłopca za elfa. Cichy dźwięk, który wydał był niewyraźny, ale brzmiał dziwnie podobnie do elfickiego. Roboczo postanowiła trzymać się tej etykietki. Łatwiej było myśleć o nieznajomym jako o elfie, pomagało to w przynajmniej częściowym uporządkowaniu myśli, które pomalutku rozpoczynały gonitwę. Zaczynały właśnie od bombardowania Indigo pytaniami na, które nie znała odpowiedzi. Dlaczego zaufała komuś całkiem obcemu, bo dobrze mu z oczu patrzyło? Dokąd szli? Czemu nie uczyła się na błędach?
        Starała się możliwie nie zostawać w tyle. Nie miała co prawda szans z lekkimi krokami stawianymi przez elfika, ale w miarę swoich możliwości próbowała nie być balastem. Po szybkiej magicznej kuracji, przynajmniej była pełna sił. Nauczyła się całkiem sprawnie żyć ze swoimi ułomnościami, dzięki czemu teraz nie potykała się i bez większego wysiłku pokonywała naturalne leśne przeszkody. Poruszała się też względnie cicho. Może znów do elfich umiejętności nie miała porównania, ale zachowywała się zręczniej niż przeciętny człowiek. W ruchu zdjęła miecz pleców i teraz niosła go w ręku. W razie potrzeby, wciąż będąc w pochwie służył jej nie gorzej niż laska. W gęstym lesie zaś mogła go znacznie szybciej wyciągnąć. Niepokój uszatego był wystarczającym argumentem, by dziewczyna wypatrywała ewentualnej napaści za każdym pniem.
Nie odzywała się do chłopaczka, w pełnie skupiając się na marszu i lesie. Nawet cieszyła się, że nie trafiło na gadułę. Nigdy nie była trajkoczącą duszyczką, a teraz jeszcze przywykła do wędrówek w ciszy. Doceniała ją więc jak mało kto. Kilka rzeczy jednak powinna wiedzieć, dlatego zdecydowała się przełamać milczenie.
        - Ktoś cię ściga? - szepnęła prawie bezgłośnie, tak by nie zwabić nieproszonych gości, jeżeli tacy faktycznie podążali za elfem lub za nią. Jedynie złotowłosy znajdujący się blisko miał szanse dosłyszeć cokolwiek.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Dziewczyna kojarzyła się Mniszkowi z dzikim psem, co nie było wcale obelgą - po prostu z jednej strony była ufna, a z drugiej podejrzliwa. Jakby gdzieś tam głęboko tkwiła w niej jeszcze wiara w ludzkie dobro i bezinteresowność tylko coś jej to wszystko przysłaniało i z definicji podchodziła do wszystkiego z dystansem aż do ostatniej chwili. Dlatego też elf starał się jej nie spłoszyć. Był delikatny i ostrożny w ruchach, a przy tym bardzo czuły. To działało, nieznajoma robiła to, co on jej sugerował - bardzo dobrze, bo mogło jej to tylko pomóc. Mniszek z zadowoleniem przyjmował jej współpracę i tę odrobinę ulgi, którą dostrzegł na jej twarzy, gdy napiła się wody z jego zrobionego z liścia kubeczka. Szkoda, że nie mogli tak po prostu posiedzieć i odpocząć…
        Elf nie uciekał na złamanie karku, pewnie gdyby nie widoczny w jego oczach popłoch można by przypuszczać, że to tylko bardziej dziarski spacer w górę zbocza. Pościg był jednak daleko, a strażnik lasu nie chciał forsować dziewczyny, którą niedawno uleczył - mogła jeszcze nie odzyskać pełni sił. Radziła sobie jednak bardzo dobrze, widać była dużo silniejsza i wytrwalsza niż przeciętna kobieta w jej wieku. No tak, nosiła miecz - to wiele wyjaśniało. Gdy jednak Mniszek się nad tym zastanowił, było to dla niego coś nietypowego: większość dziewczyn, które miał w życiu okazję spotkać, zajmowała się domem, gospodarstwem, a najgroźniejszą bronią w ich rękach była miotła albo wałek. Wojowniczki spotykał bardzo, bardzo rzadko i tak naprawdę z reguły przyglądał im się tylko z daleka. A teraz miał jedną tuż obok siebie, mógł ją bliżej poznać…
        Mniszek przystanął, słysząc pytanie wypowiedziane prawie ciszej niż szept. Obrócił wzrok na dziewczynę i prawie od razu pokręcił głową. Wyglądało to całkiem wiarygodnie aż do momentu, gdy elf spuścił wzrok i zacisnął lekko wargi. Nie umiał kłamać i chociaż nie zrobił tego w pełni z premedytacją, zaraz poczuł wyrzuty sumienia. Zerknął na Indigo spod kosmyków grzywki i znowu uciekł wzrokiem. Lekko wzruszył ramionami, jak dziecko przyłapane na psoceniu, które próbowało udawać, że nic wielkiego się nie stało, że wszystko w porządku. W końcu jednak westchnął i ze zrezygnowaniem pokiwał głową. Widać było, że trudno mu się pogodzić z tą sytuacją - wcześniej nikt go nigdy nie ścigał. Był Maorcoille, strażnikiem lasu, ludzie się go bali albo go kochali, ale nikomu nigdy nie przyszło do głowy, by go złapać - był uznawany za mit, zabobon albo w najlepszym razie coś absolutnie nieuchwytnego, mimo że przecież zostawiało materialne ślady (zwłaszcza tam, gdzie rozprawiało się z bandytami czy kłusownikami). Czemu na niego polowano? Zupełnie tego nie pojmował. Był jednak stworzeniem dość płochliwym, więc ucieczkę podjął bez chwili zastanowienia. Teraz jednak, jakby dziewczyna wyrwała go z jakiegoś dziwnego stuporu, ocknął się i zdecydował, że nie podkuli ogona pod siebie tylko spróbuje coś zrobić. Wtedy coś w nim zaskoczyło - jakby wszystkie elementy układanki znalazł się na swoim miejscu. To chciał mu przekazać las, po to ciągnął go w doliny: by pokazać mu zagrożenie i powiedzieć “broń się nim będzie za późno”.
        Elf obrócił się twarzą do czarnowłosej wojowniczki i przestąpił z nogi na nogę, jakby chciał jej coś powiedzieć, lecz jednocześnie nie mógł. Nawet zacisnął swoje drobne dłonie w pięści z desperacji. W końcu jednak zerknął nad jej ramieniem w dół zbocza, gdzie spodziewał się dostrzec pościg i wtedy jakby odzyskał rezon. Położył dziewczynie palec na ustach, a potem zaraz przełożył go na swoje wargi w geście milczenia, po czym zszedł ze zwierzęcej ścieżki, którą szli. Wyciągnął do nieznajomej dłoń, by poszła za nim. Trawersując zbocze dotarł do miejsca, z którego widać było sadzawkę, przy której niedawno siedzieli. Tam przykucnął, kryjąc się wśród zarośli i skał. Teraz na dole roiło się wprost od myśliwych. Mniszek dostrzegł jakieś pół tuzina mężczyzn z bronią, ubranych w charakterystyczne ubrania ze skóry. Część przyglądała się śladom, pojedynczy zaś gasili pragnienie źródlaną wodą. Ich widok wywołał u elfika konsternację, która objawiła się przygryzaniem warg i przestępowaniem z nogi na nogę. Lecz już po chwili, ku jego wielkiemu zaskoczeniu, jeden z łowców machnął na resztę ręką, wydał komendę i wszyscy zaczęli schodzić w kierunku doliny. Mniszek po chwili aż jęknął z wrażenia i klapnął na tyłek, wyciągając przed siebie nogi. Jak to możliwe, że nie podążyli jego tropem?
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Wędrówka lasem nie była dla Indigo jakoś szczególnie uciążliwa. Prowadzący elf nie pędził przed siebie, a trasę obrał bazując na zwierzęcej ścieżce, dzięki czemu nie musiała pokonywać ciężkich przeszkód. Dziewczyna pokusiłaby się wręcz o stwierdzenie, że nogi lekko ją niosły. Wszystko chyba przez czary uszatego. Wojowniczka nie pamiętała kiedy ostatnio czuła się tak wypoczęta.
Idąc rozglądała się, większą uwagę przykładając do otoczenia niż dzikiego duktu. Nawykła do wędrówek w różnych warunkach, nie musiała patrzeć pod nogi by iść płynnie, bez potykania się. Może Hope nie była najzwinniejszą niewiastą i nieraz okaleczone ciało zwiększało jej ograniczenia, ale wciąż była przede wszystkim wojownikiem, a nie zapiecuszonym mieszczuchem, nieradzącym sobie w ostępach.
        Ledwie zadała pytanie, a musiała zatrzymać się gwałtownie, wyrwana z lustrowania okolicy poprzez postój chłopaczka. Spojrzała na przewodnika, marszcząc nieco brwi. Skoro nikt go nie ścigał, to w jakim celu leźli w las? Jeśli zaś cała jego odpowiedź miała polegać na pokręceniu głową, dlaczego się zatrzymał? Przyglądała mu się uważnie, gdy niespodziewanie zaczął plątać się w swoich zeznaniach. Zaczął umykać oczami kryjąc je pod złotą grzywką. Wzruszał ramionami, kręcił się i wił jakby mu urządziła przesłuchanie. Indigo zaś widząc kombinacje, tym uważniej przyglądała się uszatemu, chcąc jasno wiedzieć na czym stała. Na koniec elfik pokiwał głową z westchnięciem, jakby przygniótł go wielki ciężar. Informację przyjęła ze spokojem i założyła, że ruszą w dalszą drogę. Potem każde udałoby się w swoją stronę i nastąpiłby koniec dziwnej znajomości, która wprowadzała zamęt w uporządkowany świat dziewczyny. Elf chyba widział sprawę inaczej. Odwrócił się w jej stronę, po raz kolejny zbijając dziewczynę z tropu.
        Elfik jakby wahał się chwilę, sprawiał wręcz wrażenie bezsilnego. Skupiła się na jego ruchach z nich starając się wyczytać co elf chciał przekazać. I tym razem oczekiwała czegoś odrobinę innego. Podążyła głową za jego wzrokiem. Nie dostrzegła nic nietypowego. Zdążyła na powrót odwrócić się w stronę elfa, gdy szczupły palec dotknął jej warg. Wstrzymała oddech i zmrużyła ostrzegawczo oczy. Uszaty albo nie znał podstaw taktu, albo się nimi nie przejmował. Za taki numer każdy inny straciłby rękę. Znów nie wiedziała, czemu nie zareagowała tak jak zwykła. Czy dlatego, że elf był niespotykanie łagodny i delikatny? Czy przez jego kruchą aparycję, której w żaden sposób nie potrafiła postrzegać jako zagrożenia, a może jedno i drugie w osobliwym połączeniu w postaci złotowłosego chłopca tak działało na Indigo, która obdarowała go sporą taryfą ulgową, będąc w sprzeczności ze swoimi instynktami, przyzwyczajeniami i jakimkolwiek rozsądkiem.
        Zamiast atakować kruszynę, ponownie skupiła się na jego gestach.
Jeśli mieli być cicho, wystarczyłoby przecież by zademonstrował na sobie, bez gwałcenia jej strefy komfortu. Odetchnęła jednak głębiej uspokajając się i przytaknęła dłuższym przymknięciem powiek. Podążyła za złotowłosym, ale nie chwyciła wyciągniętej w jej kierunku ręki.
Wrócili nad sadzawkę, zaraz dowiedziała się czemu. Kucnęła obok chłopaczka, podpierając się na mieczu, w przeciwieństwie do niego zamierając w bezruchu jak drapieżnik przed atakiem.
Skryci wśród drzew, krzewów i głazów mogli obserwować co działo się w dole. A mieli co oglądać. Szóstka czy siódemka ludzi krzątała się w miejscu, w którym jeszcze chwilę temu się znajdowali. Indigo swoją uwagę dzieliła pomiędzy wyraźnie poddenerwowanego elfa a agresorów. Odzienie mieli typowo myśliwskie, ale jednocześnie przypominające lekkie zbroje, jakby szykowali się nie na zwykłe łowy, a polowanie na grubego zwierza czy bestię jakąś.
Nieznajomi kręcili się intensywnie po polanie i przy źródle. Dwóch oglądało miejsce, w którym leżała oraz kierunek, z którego nadszedł elf i naradzali się przy tym między sobą. Każdy jak jeden uzbrojony był w porządną kuszę z nie byle jakiej jakości bełtami na większą zwierzynę. Dostrzegła też przybory do zastawiania wnyków. Choć z tej odległości nie widziała wszystkiego, zdążyła wyrobić sobie jako taki osąd o grupie.
        O dziwo nie ruszyli ich tropem. Hope szybko uznała, że albo zmyliły ich podwójne ślady, albo coś planowali. Z doświadczenia bardziej skłaniała się ku drugiej opcji. Pytanie, które żądało odpowiedzi brzmiało - dlaczego ścigali złotowłosą chłopaczynę. Na przestępcę nie wyglądał. Spojrzała na elfa nerwowo przestępującego z nogi na nogę. Zaprawionym uciekinierem raczej też nie.
Kolejne pytanie zabrzmiało - po co w ogóle się tym przejmowała? Nie jej cyrk, nie jej małpy. W te pędy powinna zabrać rzyć w troki zanim wpakuje się w jakąś kabałę. Mało miała swoich własnych kłopotów? Zerknęła na elfa, gdy ten właśnie oklapł bezgłośnie na tyłek, chyba przytłoczony nowymi informacjami. Najwyraźniej nie doceniał skali problemu.
Westchnęła bezsilnie i zaczęła nad czymś rozmyślać. Głowiła się wyraźnie, patrząc w miejsce gdzie zniknęli łowcy. W końcu odezwała się ewidentnie wciąż kombinując. Elfickim nie mówiła od bardzo dawna i teraz znalezienie właściwych słów przypominało nerwowe nakładanie strzały na cięciwę, gdy zbliża się wróg. Słowa umykały a myśli się plątały, jak palce na lotce. Liczyła jednak, że może gdy użyje elfickiego, złotowłosy oszczędzi jej pantomimy i naruszania strefy osobistej a zamiast tego spróbuje przemówić.
        - Jak cię nazywać? - W końcu znalazła właściwe słowa i zaczęła od czegoś, co wydawało jej się proste. Słowa brzmiały nieco sztywno, ale były czytelne. Chętnie zapytałaby też dlaczego go ścigają, ale elfik wyglądał na zaskoczonego, postanowiła więc odrobinę zmodyfikować pytanie.
        - Wiesz kto to lub dlaczego cie szuka? - mówiła równie cicho jak podczas wędrówki. Mimo to, nawet szepcząc jej głos był niezmiennie chropowaty i szorstki jak u starego pirata.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszkowi nie umknęło spojrzenie, jakim obdarzyła go dziewczyna, gdy zatkał jej usta, myliłby się jednak ten, kto pomyślałby, że to go obeszło. Był zbyt zaaferowany pościgiem, by dostrzec subtelny wyrzut w jej oczach. W innych okolicznościach może by się zreflektował i przeprosił, teraz jednak miał zupełnie inne priorytety. Pobiegł z powrotem nawet nie nalegając, by ona poszła razem z nim. Ale poszła.
        Gdy patrzyło się na Mniszka i czarnowłosą dziewczynę czających się w krzakach można było łatwo dostrzec, które z nich miało naturę jakiego zwierzęcia. Ona była drapieżnikiem, panterą: spokojnie obserwowała i czekała na odpowiedni moment do ataku. On był zającem - ciekawskim, lecz płochliwym, nieskorym do walki. To była co prawda jedynie połowa prawdy, lecz jego druga natura była na razie głęboko, głęboko ukryta. I strażnik lasu wolałby, by nigdy nie wyszła ona na światło dzienne, obawiał się jednak, że nie da rady tego uniknąć.

        Elfik nagle drgnął i podniósł wzrok na czarnowłosą dziewczynę, jakby po raz pierwszy widział ją na oczy i w ogóle jakby podkradła się do niego jak złodziej - tak zaskoczyło go to, że mówiła po elficku. Rozumiał oczywiście również we wspólnym, a to że do tej pory tylko kiwał i kręcił głową wynikało z natury zadawanych pytań - dało się na nie odpowiedzieć “tak” lub “nie”, a Mniszek nie był osobą, która odzywała się chętnie. Teraz sprawiał na przykład wrażenie, jakby pytanie o imię wywołało u niego duże zakłopotanie. Musiał odpowiedzieć normalnie.
        - Ma… - zaczął, uciął jednak nagle. Jego głos był bardzo cichy, ale i tak można było poznać jego barwę, tę samą zresztą, co w śpiewanych przez niego czarach: wysoką, chłopięcą, całkiem jednak przyjemną dla ucha. Chciał jej powiedzieć, że jest Maorcoille, ale nagle naszła go myśl, czy to na pewno dobry pomysł, by o tym wspominać. Zapytała w końcu jak ma go nazywać, a on najbardziej lubił, gdy mówiono do niego po imieniu. Wahał się tylko przez to, że wydawało mu się to nieuczciwe: zatajać przed dziewczyną to, przez co był rozpoznawany… I pewnie ścigany. W końcu jednak tęsknota wygrała z pragmatycznością.
        - Mniszek - powiedział cichutko, patrząc na dziewczynę z nadzieją, jakby prosił ją, by to powtórzyła. Widać było, jak przez moment zbiera się w sobie, aż w końcu wykrzesał z siebie pytanie.
        - A… a ciebie? - upewnił się, o dziwo mówiąc we wspólnym.
        Dziewczyna jednak zadała kolejne pytanie, złożone. Widać było, że elfik po raz kolejny się zmieszał. Przyciągnął kolana do piersi i położył na nich dłonie. Bębniąc palcami w cholewki swoich butów popatrzył w miejsce, gdzie zniknęli mężczyźni i zacisnął na moment wargi. W końcu pokręcił głową.
        - Myśliwi? - powiedział, bo nie był wcale pewny, czy nie będą to jacyś łowcy nagród czy jeszcze inni specjaliści. Wyglądali na bardzo dobrze uzbrojonych. - Chyba… Nie, nie wiem - jęknął, kuląc się.
        - Nie rozumiem - burknął, cały czas skulony, przez co jego słowa były źle słyszane, ale przy odrobinie dobrych chęci zrozumiałe. Faktycznie, nie wiedział czego od niego chcieli. Polegał tylko na ostrzeżeniu tamtego rudzika, ale to mu tak naprawdę nic nie dawało. Mogli chcieć go złapać tylko po to by mieć dowód, że istnieje. Mogło im chodzić o rogi, pazury, futro - jakby był zwykłą zwierzyną… Albo mogli chcieć go tak po prostu zabić. Bo się go bali, bo go nienawidzili, bo przeszkadzał im w polowaniach albo wycince, bo byli fanatykami innego kultu. Nie wiedział kim byli ani czego chcieli.
        - Ale… Bo… - dukał cicho, próbując ułożyć jakąś sensowną myśl. Podniósł wzrok na dziewczynę, szukając w niej wsparcia, lecz ona sprawiała wrażenie niewzruszonej. - I tak muszę ich przepędzić - mruknął w końcu, a jego spojrzenie znowu uciekło gdzieś w bok, oczy skryły się za przydługą grzywką. - Nie mogą zostać w lesie.
        Mniszek pociągnął nosem, choć nie zbierało mu się na płacz, to był raczej jakiś nerwowy tik, po którym wstał i otrzepał spodnie, jakby był zdecydowany do działania. To wrażenie znikało jednak jak sen złoty, gdy widziało się wyraz jego oczu. “Nie jestem gotowy”, mówiło jego spojrzenie. Przestąpił z nogi na nogę, po czym w końcu zdecydował się zejść. Nasłuchiwał co szeptały drzewa i zwierzęta i od nich wiedział, że teren był bezpieczny. Chciał zobaczyć ślady tamtych myśliwych, sprawdzić skąd przyszli i czy to na pewno byli wszyscy: może część z nich odeszła już wcześniej? Wolałby oczywiście, by nie było nikogo więcej, bo już sama myśl o konfrontacji z tą grupą była dla niego trudna do zniesienia.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Niespokojne drgnięcie elfa sprawiło, że i Indigo spięła się nerwowo. Szybko jednak zorientowała, że nie dzieje się nic niepokojącego, a jedynie jej własne pytanie zaskoczyło tymczasowego towarzysza. Stresował się jakby mu najprawdziwsze przesłuchanie urządziła. Nie widząc efektów, przez moment wystraszyła się, że znów będzie próbował używać gestów, by odpowiedzieć na pytania. Pojedyncza sylaba, jaka dobyła się z ust elfa wcale nie dodała Hope otuchy. Mimo to jednak ze spokojem i cierpliwością czekała aż chłopaczyna wyduka coś więcej, albo rozpocznie cyrkowy pokaz.
Cierpliwość się opłaciła, moment później elfik wydobył z siebie pełne słowo. Hope kiwnęła mu głową, z możliwie łagodnym wyrazem twarzy. Powoli dochodziła do wniosku, że nie tylko ona dziwnie się czuła przebywając z obcymi. Nawet jeżeli siedzący obok elf, lubił być namolny ze swoim dotykiem, wyglądał jakby czuł się wcale nie bardziej swobodnie niż ona.
Dziewczyna poprzestałaby na oszczędnym geście, gdyby nie wielkie oczyska chłopca nie dające jej spokoju.
        - Mniszek... - odezwała się nie głośniej niż uszaty - Jak polny kwiat? - upewniła się dziewczyna.
W myślach i z pewną pogodą ducha stwierdziła, że imię pasowało jak ulał do chłopaczka. Uśmiech co prawda nie pokazał się na twarzy wojowniczki, ale nastrój brunetki przez moment był łagodniejszy niż zwykle.
Słysząc nieśmiałe pytanie uniosła jedną brew w niedowierzającej minie. A jednak umiał mówić i we wspólnym. Trafił jej się niezły cudak - bezpośredni nieśmiałek. Nie bał się łapać za ręce, czy tkać człowieka bez powodu lub uprzedzenia o swoich zamiarach, ale już wymówić swoje imię, albo coś więcej, było dla niego wyzwaniem.
        - Indigo - łagodnie podała przezwisko, które lata temu do niej przylgnęło i z którym utożsamiała się bardziej niż z imieniem nadanym przy narodzinach. Później czekała spokojnie aż elf znów się wysłowi. Tak jak się obawiała, niewiele udało jej się dowiedzieć.
Mimo to przytaknęła nieznacznie, gdy Mniszek wystękał "myśliwi". Patrzyła na jąkającego się i coraz bardziej zdołowanego elfa, z rosnącym żalem chyba, albo współczuciem. Dziewczynie, która z obojętnością podchodziła do wielu spraw, szkoda robiło się nieporadnej złotowłosej kruszyny. Nie dała rady stłumić cichego westchnięcia, gdy przyjrzała się skulonemu Mniszkowi. Niestety nie wróżyła mu zbyt długiego życia. Biedulek nie wiedział, że wcale nie musiał rozumieć, by niektóre sprawy toczyły się swoim biegiem bez względu na zamieszane w nie osoby.
Na moment spuściła chłopaczka z oczu, by przyjrzeć się polanie, a ten nagle wstał oznajmiając, że zamierza wystraszyć zbrojnych i zaczął schodzić w dół.
        - Tak, świetny plan - burknęła dziewczyna, widząc jak nieprzystosowane do walki stworzenie zwinnie drepcze w dół zbocza.
Odetchnęła głęboko, z wyraźną irytacją. To właśnie był moment gdy powinna iść w swoją stronę. Nogi poniosły ją jednak śladem Mniszka. Zajęło jej to trochę więcej czasu. Schodząc jednak nie marnowała chwil. Nie wiedzieć czemu w myślach zaczęła rozważać możliwości i planować kroki.
        - Lepiej się schować. Jeśli cię nie znajdą, powinni sobie pójść... - starała się przemówić do rozsądku elfa.
        - W ogóle niby jak chcesz ich wystraszyć? - stanęła obok źródełka, opierając się o miecz i spoglądając powątpiewająco na drobinkę, gdy ten rozglądał się po otoczeniu.
Moment później sama również zaczęła badawczo obchodzić polanę, oceniając ślady na swój sposób. Dziwni myśliwi nie dawali jej spokoju. Przyszli tutaj, rozejrzeli się i zniknęli w lesie. Widać było jak przyglądali się śladom, co znaczyło iż je dostrzegli. Dlaczego więc zamiast podążyć tropem poszukiwanego, odeszli? To samo tyczyło się ich uzbrojenia. Z tej odległości wypatrzyła mało szczegółów, ale jednego była pewna. Nie nosili broni na drobnego elfa. Nawet nie zastawili pułapek, chociaż przecież mogliby. Indigo krok po kroku dochodziła do wniosku, że może nie tyle szukali, nie zastawiali pułapek, co zwyczajnie zarzucili przynętę.
        - Mniszek - zaczęła łagodnie, starając się przyciągnąć uwagę elfa - Wiesz, że pójście za nimi to to, czego prawdopodobnie oczekują. Jeśli to na ciebie polują, teraz pewnie czekają aż udasz się ich tropem. - próbowała wytłumaczyć swój punkt widzenia.
        - Iść za nimi za dnia, gdy nie masz żadnej przewagi, to samobójstwo - mówiła spokojnie, licząc, ze elf zastanowi się nim popełni jakąś głupotę.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Gdy Indigo powtórzyła jego imię i co więcej w mig załapala skąd się ono wzięło, twarz elfa rozświetlił jeden z piękniejszych uśmiechów, jakie pewnie w życiu dane jej było zauważyć - szczęśliwy i ciepły, jakby wcale nie rozmawiali o tak prozaicznych rzeczach jak polne kwiaty, tylko jakby usłyszał co najmniej wyraz wsparcia w chwili, gdy wszyscy się od niego obrócili. Pokiwał zaraz głową, a gdy delikatne włosy grzywki wpadły mu do oczu, poprawił je momentalnie, od niechcenia zaczesując dłonią do tyłu, tak że przez moment sterczały jak lwia grzywa, nim ułożyły się znowu w typowy dla niego chaos. Jeśli ktokolwiek miał do tej pory wątpliwości co do genezy jego imienia, widząc ten przypadkowy gest mógł się już wszystkiego domyślić - złote jak mlecz, lekkie jak dmuchawiec…
        Mniszek lekko się spiął, gdy na twarzy dziewczyny pojawiło się niedowierzanie. Powiedział coś nie tak? Obraził ją swoim pytaniem? Zaraz w jego głowie pojawiła się myśl, czy przypadkiem nie miał do czynienia z jakąś arystokratką, która nie życzyła sobie spoufalania się z takim dzieciakiem z lasu - pasowałaby do niej ta chłodna poza, jasna cera i włosy, lecz z drugiej strony była trochę zbyt obdarta jak na pannę z dobrego domu. I nie była to wcale kwestia tych ran, które zaleczył - widział, że miała starsze kontuzje, że jej ubranie też nie było pierwszej świeżości. Że nie została przypadkiem napadnięta przy przejażdżce, tylko podróżuje od dłuższego czasu. W końcu jednak odpowiedziała i to tonem, który zdusił wszelkie obawy. Mniszek od razu dokonał w myślach samokrytyki i przypomniał sobie własną reakcję na podobne pytanie. Uśmiechnął się do Indigo z wdzięcznością.

        Elfik obrócił się słysząc kąśliwą uwagę dziewczyny po tym, jak wyjawił swoje zamiary. Lekko otworzył usta, zaraz je jednak zamknął. Wyglądał na smutnego, ale nie odezwał się słowem, nie nazwał swoich emocji ani motywacji. Trudno było mu o tym mówić, tyle musiałby opowiedzieć, a czy ona by zrozumiała… To mało kto rozumiał, większość się bała, a on nie chciał jej straszyć. Przecież taki nie był - nie był Maorcoille, był Mniszkiem. Demon w jego wnętrzu nie był nim, choć dzielili jedno ciało.
        Mniszek pokręcił głową nie obracając się nawet do Indigo.
        - Nie pójdą - powiedział stanowczo jak uparte dziecko. Wiedział, że nie odpuszczą wcale tak łatwo, bo gdyby tak miało być, las by go tu nie wołał. Indigo jednak była nieustępliwa w swoim przemawianiu do zdrowego rozsądku elfa i w końcu zadała pytanie, które pewnie nurtowało wiele patrzących na Mniszka osób. Leśny strażnik nie miał wyboru, musiał przystanąć i z nią porozmawiać. Obrócił się do niej, jedną ręką złapał za łokieć drugiej i odpowiedział.
        - To mój las… - mruknął, zerkając gdzieś w bok. - Już wielu stąd wygoniłem, gdy byli zagrożeniem…
        Elf pokręcił głową, jakby spodziewał się, że dziewczyna i tak go nie zrozumie. Musiałby jej tyle powiedzieć, tyle wytłumaczyć. A tymczasem jego myśli były zajęte czym innym. Oglądał ślady bytności myśliwych nad źródełkiem i starał się dojść do tego z kim miał do czynienia. Nie zostawili żadnego przedmiotu po sobie, nawet przerzutej wykałaczki, jedynie kilka wygniecionych w trawie miejsc i śladów butów w miękkiej ziemi przy brzegu. Mniszek stanął nad takim śladem i przekrzywił głowę, jakby dzięki temu mógł lepiej widzieć. Przystawił swoją stopę do odcisku by spostrzec, że różnica wynosiła grubość dwóch złączonych ze sobą palców, nie umiał jednak powiedzieć, czy go to zaskoczyło czy też nie: przecież widział tych mężczyzn z daleka, wiedział, że nie są chucherkami. W jego wnętrzu narastał niepokój, który był jak żar rozdmuchiwany pod piecem, który miał w końcu wybuchnąć, uwalniając Maorcoille…
        - Tak? - Mniszek natychmiast odwrócił się do Indigo, gdy ta wezwała go po imieniu. Dziewczyna wyrwała go z negatywnych myśli i teraz sprawiał wrażenie psa wywołanego podczas polowania, który bardzo pilnie słuchał swojej pani. Jego mina markotniała jednak z każdym wypowiedzianym przez wojowniczkę zdaniem, aż w końcu elf westchnął. Nie miał chyba wyboru, musiał odsłonić karty.
        - Ale… - mruknął, po czym nagle spojrzał Indigo prosto w oczy. - Ale ja jestem Maorcoille - oświadczył, jakby to miało wystarczyć za całe wyjaśnienie. Cóż, dla niego tak właśnie było. I dla większości tych, którzy znali te lasy albo lubili opowiadane w karczmach historie. Indigo pewnie taka nie była, lecz tego leśny strażnik nie wiedział.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Indigo słuchała z cierpliwością znosząc upór elfa. Niestety Mniszek nie podał ani jednego logicznego argumentu, ani nawet uzasadnienia samego w sobie. Jego prawie-wyjaśnienia nie przekonywały wojowniczki. Chciał ich wystraszyć? Ciekawe jak. Stukając patykami, pohukując? Nie widziała jakich ludzi przeganiał z lasu, ale dziewczyna obawiała się, że ci byli zupełnie inni od intruzów dotychczas spotykanych przez elfa, który mienił się właścicielem lasu. Gdyby uparciuch budził inne wrażenie, pewnie życzyłaby mu powodzenia i ruszyła w przeciwnym kierunku. Jak najdalej od niego, by uniknąć podziwiania przykrej porażki. Mniszek jednak nie tylko stwarzał wątpliwości co do umiejętności zadbania o siebie, ale był też przesympatycznie uroczy. To jak ucieszył się, gdy dziewczyna wypowiedziała jego imię czy to jak na nie zareagował. Jak wszystkie emocje od razu wpływały na zachowanie złotowłosego. Wszystkie te drobiazgi nie mogły pozostać bez echa. Indigo zwyczajnie nie potrafiła zostawić pociesznego stworzenia samemu sobie.
Pewnie umiał zadbać o siebie w lesie, potrafił magicznie leczyć i może faktycznie straszył ludzi o niewłaściwych intencjach, ale w oczach Hope było to znacznie zbyt mało. Te same cechy, które zatrzymywały dziewczynę w miejscu, wpływały na jej negatywną opinię co do zdolności chłopaczka do walki.
        Przez chwilę każde z nich zajęło się oględzinami polany, co jakiś czas odzywając się krótkimi zdaniami. Żadna z wypowiedzi dziewczyny oczywiście nie przekonała Mniszka. Nawet nie irytowała się, co zwyczajnie czuła bezsilność. Jak przekonać długouche stworzenie, że jego pomysł wcale nie był tak dobrym jak mu się wydawało? Wtedy elf postanowił pogrążyć siebie ostatecznie. Wojowniczka zatopiła się w błękicie oczu i całkowitym bezsensie zasłyszanych słów. "Tak, to wszystko wyjaśniało" - pomyślała sarkastycznie. Chociaż po minie chłopaczka, po tym jak się wahał przed zdradzeniem jakiegoś chyba wielkiego sekretu, wynikałoby, że powinno.
        Indi oczywiście nie mówiło to nic. Wolałaby, gdyby Mniszek stwierdził, że ma w odwodzie półtuzina elfich łuczników. Byłaby to informacja jasna i dająca czytelny pogląd na posiadaną siłę, którą można było przeciwstawić tym myśliwym czy najemnikom. Albo gdyby chociaż stwierdził, że sam jest doskonałym łucznikiem. Wtedy całą potyczkę można by zaplanować odpowiednio i wykorzystać przewagę broni miotającej. Nawet uznanie, że jest mistrzem zapasów byłoby bardziej miarodajną, choć niewiarygodną informacją. Kruszyna jednak uznała, że jest Maorcoille, cokolwiek to było. Może jakaś legenda lokalna lub inny zabobon. To znów sprowadziło pragmatyczną dziewczynę do wniosków ze stukaniem patykami, stawianiu strasznych totemów i budowaniu przerażającej opinii na ściemach. Od tego droga była prosta i krótka do stwierdzenia, że czymkolwiek by nie był, to pewnie zginie marnie, jeśli mu nie pomoże. Chociaż patrząc na liczebność wojowników i ich przygotowanie, to śmierć pewnie nadejdzie, ale by wraz z Mniszkiem zabrać Indigo. To dla odmiany nie było aż tak złą perspektywą. Zginąć w walce i wreszcie uwolnić się od tułaczki.
        - To w końcu jesteś Mniszek czy Maorcoille? - zapytała spokojnie, ostrożnie wchodząc w las.

        Z premedytacją ominęła miejsce, którego użyli mężczyźni i zaczęła iść w pewnej odległości od ich szlaku. Skradała się powoli, nasłuchując i rozglądając się uważnie jak drapieżnik na obcym terenie. Nie znała lasu, ale uważnie obserwując i pilnując się nie powinna zgubić kierunku. Cel był jeden. Zamierzała zbliżyć się do obozu dziwnych ludzi i chociaż orientacyjnie oszacować ich liczbę. Bezpośrednio po ich śladach nie chciała iść, obawiając się pułapek. Założyła również, że tę stronę będą obserwować najuważniej, traktując swoje ślady jak wabik na to co miało ich wytropić. W tym wypadku na Mniszka, a przy okazji i na nią. Zamiast więc pakować się w paszczę lwa, chciała na wilczą modłę obejść ofiarę i mieć nadzieję, że paszcza będzie w tym czasie zwrócona w innym kierunku.
Poranny las był rozświergolony i radośnie głośny. Co i rusz coś trzaskało w poszyciu, stawiając zmysły dziewczyny w pełnej gotowości. Te same odgłosy co powodowały wzmożone napięcie paradoksalnie też uspokajały wojowniczkę. Jeśli las żył swoim życiem, to był jasny komunikat, że zagrożenia nie ma w okolicy. Mimo wszystko nie ignorowała szelestów, zatrzymując się uważnie i nasłuchując. Wznawiała podchody dopiero gdy upewniała się co do natury szmerów. Zdecydowanie nie była najszybszym stworzeniem w tej kniei, ale swoją drogę pokonywała metodycznie i względnie cicho. W trakcie wędrówki oceniała również teren. Szukała punktów orientacyjnych i miejsc mogących dać potencjalną przewagę zarówno im jak i ich wrogom.
Co za absurd. Kiedy ostatnio myślała o kimś i sobie w kategoriach zespołu i towarzyszy? Sytuacja była jednakowoż nietypowa i wymagała takiego postępowania. Gdyby jeszcze elfik raczył nie odstawić czegoś nierozważnego, byłoby to sporym ułatwieniem.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek w pierwszej chwili słysząc pełne sceptycyzmu pytanie Indigo zamrugał i szeroko otworzył usta. Dotarło do niego, że dziewczyna nie miała pojęcia, co znaczy imię starożytnego strażnika lasu, nie była więc tutejsza i co więcej pewnie nawet po drodze nie zahaczyła o Maagoth, gdzie mogłaby usłyszeć legendę o nim w jednej z karczm czy od grajka na placu targowym. To go trochę zmartwiło, bo teraz musiał wszystko wytłumaczyć by udowodnić, że nie jest aż tak bezbronny, za jakiego go najwyraźniej uważała, lecz z drugiej strony… Może nie było sensu? Miło byłoby przebywać z osobą, która widziała w nim po prostu jego samego, elfa, który mieszkał w lesie. Nie mówiła do niego z nabożną czcią i trwogą, nie klękała, nie uciekała… Tylko co jej powiedzieć? Zadała pytanie, a zostawienie go bez odpowiedzi byłoby bardzo niegrzeczne.
        - Mniszek - wybrał z dostępnych opcji. - I Maorcoille - dodał po chwili wahania. - Tak… nazywają mnie ludzie z miasta. Myślałem, że słyszałaś… - mruknął cicho, już zupełnie pozbawiony pewności siebie. Nie zastanawiał się nad tym jak mylącej informacji jej teraz udzielił: zupełnie jakby był po prostu jakimś chłopakiem, któremu marzyła się sława, a nie leśnym bożkiem, któremu już dziesięciolecia składano ofiary na stokach tych gór. Co za ironia. Lecz w gruncie rzeczy zaspokajało to jego trochę samolubną potrzebę bycia w jej oczach zwykłym chłopakiem.
        - Indigo - wezwał ją. - Gdzie idziesz?
        W jego głosie mieszały się w równych proporcjach ciekawość i niepokój, jakby bał się, że zostanie sam. Potruchtał zaraz za nią i nawet wyciągnął rękę, jakby chciał się jej uczepić, gdy jednak już się zbliżył, opuścił swobodnie dłoń. Domyślił się kierunku, jaki obrała.
        - Nie idź - poprosił, stając w miejscu. - Indigo, nie idź tam.
        Czyżby w tym słodkim głosiku pojawiła się nuta stanowczości?
        - Oni zrobią ci krzywdę - powiedział. - Bo na pewno nie są dobrzy i zrobią to dla samej satysfakcji. A ty jeszcze nie całkiem wyzdrowiałaś, jeszcze ich jest więcej… Chodź tu.
        Mniszek poszedł w bok, kiwając na dziewczynę ręką. Nie mówił tak jakby przywoływał psa tylko wskazywał jej drogę, nie musiała wcale go słuchać. Niemniej widać było, że nie zależy mu jedynie na zejściu z oczu myśliwym, lecz doskonale wiedział gdzie iść. W końcu - tak jak jej to już raz powiedział - to był jego las i może od ostatniej jego wizyty w niskich partiach gór minęły miesiące, ale i tak pamiętał gdzie są zwierzęce ścieżki nieznane nawet wytrawnym kłusownikom. I jak dotrzeć nimi do miejsc, które pozwalają widzieć dużo, dużo więcej…
        Droga przez pewien czas trawersowała zbocze, lekko nawet wznosząc się ku górze, czyli cały czas prowadząc ich nie w tym kierunku, w którym teoretycznie powinni się udać chcąc zdobyć jakieś informacje o tamtych mężczyznach. Mniszek jednak prowadził wojowniczkę niezmordowanie i nawet jeśli wyrażała na głos jakieś wątpliwości, zapewniał ją, że wie co robi, nawet posuwając się do powtarzania argumentu, że to jego las. Całe szczęście jego plan dość szybko wyszedł na jaw - nagle zbocze zaczęło łagodnym łukiem wysuwać się ku północy i obniżać swój bieg. Mniszek jeszcze chwilę piął się w górę, by wejść na najwyższy punkt wzniesienia i tamtędy szybko udać się dalej, nie napotykając żadnych przeszkód w postaci drzew czy trudnych do obejścia kamieni - zupełnie jakby dawno temu biegła tamtędy droga…
        Nagle elfik się zatrzymał i pokazał Indigo bardzo wąskie przejście między skałami, które sprawiało wrażenie nie dość, że prowadzącego donikąd, to jeszcze zupełnie nieuczęszczanego. Jednak leśny strażnik bez wahania wszedł między głazy, z gracją łasicy przechodząc na drugą stronę. Był pewien, że miejsca było dość również dla Indigo. Gdy zaś oboje przeszli na drugą stronę, stanęli na wygodnej maleńkiej polance, która była niedostępna z żadnej innej strony, stanowiła za to świetny punkt widokowy na dolinę.
        - Tam - powiedział cicho Mniszek, wskazując miejsce gdzieś daleko przed nimi. Owszem, jak na dłoni widoczne było stąd obozowisko myśliwych, maleńkie jak makieta stratega, lecz z możliwymi do rozróżnienia kształtami i - przede wszystkim - postaciami. Elf zapatrzył się w tamto miejsce, przykucając i opierając dłonie na kolanach. Przez swoje żółte włosy i zwiniętą w kulkę sylwetkę wyglądał trochę jak gapiący się na zdobycz kurczaczek.
        - Dużo ich - mruknął z niezadowoleniem. - Są okropni.
        Na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka będąca widzialnym śladem toczącej się w jego głowie gonitwy myśli.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Tak... chłopczyna był mistrzem precyzyjnych i klarownych odpowiedzi. Westchnęła cicho, uznając, że zostanie przy wołaniu go Mniszkiem. Chyba wolał to imię. Nie będzie się wydzierać po lesie wołając zabobonów gdyby przyszła taka potrzeba. No i przede wszystkim było łatwiejsze do wymówienia.
Po przerwie jaką ostatnimi czasy miała, dziwnie było z kimś rozmawiać, ciężko dziewczynie było powiedzieć czy było to uczucie miłe czy odwrotnie, uciążliwe. Wciąż jednak rozmawiali, z przestojami dłuższymi bądź krótszymi, ale jednak ciągle.
        - Nie słucham ludzi - odpowiedziała delikatnie, by dodatkowo nie speszyć blondaska. Przez moment Indi stwierdziła, że może włosy miał jak mlecz, ale delikatny był właśnie jak dmuchawiec. Trąć za mocno i wszystkie nasionka opadną i polecą wraz z wiatrem. Już nie tłumaczyła, że nie tylko nie słucha ludzi, ale zwyczajnie stara się ich unikać. Jakby mogła to popłynęłaby na jakąś bezludną wyspę albo zaszyła się w górach niedostępnych dla ludzkiego gatunku.
Odwróciła głowę w stronę wołającego ją elfika.
        - Znaleźć ich obóz - odparła prosto, jakby była to jedna z bardziej oczywistych na świecie rzeczy. Zaraz znów musiała się odwrócić, ale tym razem też przestała iść. Popatrzyła na uszatego pytająco. Nie przestawał jej zadziwiać. Nie znał jej, a jakby obawiał się o nią. Był niespotykanie wręcz niepewny i jednocześnie stanowczym głosem kazał jej zmienić plany.
        - Najpierw musieliby mnie złapać - podsumowała spokojnie, jak przystało na kogoś kto całe swoje życie spędził w podobnych sytuacjach.
To, że nie wyzdrowiała również nie było dla dziewczyny żadną nowością. Żyła od pojedynku do kolejnej potyczki, a była tylko człowiekiem. Niektóre rany potrzebowały tygodni, a były momenty, że miała ledwie kilka dni wytchnienia, zaś niektórych ran nie dało się wyleczyć nigdy. Nawet jeszcze za lat dziecinnych, trening poprzedzał kolejny trening, a je ścigał następny nadchodzący sparing. Nie było czasu na leczenie siniaków, zwichnięć, obić czy nawet poważniejszych obrażeń. To był jeden z elementów szkolenia. Wyrabiał hart ducha, upór i odporność.
Natomiast rozmijało im się chyba pojęcie dobrzy. Gdyby nie byli dobrzy, Indi by się nie martwiła. Obawiała się, że właśnie nie powinni spodziewać się niczego innego jak właśnie tego, że byli dobrzy.
Idąc jednak tokiem myślenia Mniszka, też szybko doszłaby do takich wniosków jak elf. Dobrzy ludzie prawie nie istnieli. Jeżeli jakiś się gdzieś pojawiał szybko ginął. Cała reszta dzieliła się na tych mających odwagę by nie kryć się ze swoją podłą naturą i tych raniących i zdradzających innych na inne sposoby. Może nie zawsze dosłownie i literalnie, nie mieczem, nie mordując, a i tak czynili wcale nie mniej bólu.
Może gdyby bywało jej do śmiechu, zaśmiałaby się na odkrycie matematyczne Mniszka. Więcej... nawet dwóch było od niej więcej.
Pokręciła głową i westchnęła ciężko, ale poszła za elfem. Dziwne to złotowłose chłopie było, ale jako jedno z niewielu stworzeń dodałaby go na listę tych dobrych. Według Hope równało się to z listą następnych ofiar do odstrzału przez brutalny świat. Świata zmienić nie potrafiła, ale może udałoby się ocalić chociaż to jedno stworzonko. Poza tym jednego elf dowiódł - znał las, swój las, jak podkreślał.
Nie przejmowała się, że droga wiła się i szła w zupełnie przeciwnym kierunku. Zdała się na elfika. Przez jedno tchnienie pomyślała, że może chce ich odciągnąć jak najdalej, ale zaraz przypomniała sobie mniszkowe próby zatajenia lub niepowiedzenia czegokolwiek. Nie. Od razu by się sam wydał. Szła więc cierpliwe za przewodnikiem ścieżkami i skalnym przesmykiem, aż wyszli znaleźli się na niewielkiej polance czy skalnej półce. Podeszła do krawędzi. Elfik nawet nie musiałby wskazywać strony, w którą powinna patrzeć. Wprawiony wzrok szybko wyłapał ruch niewielkich postaci.
Przyklęknęła swoim zwyczajem, odciążając felerne kolano i znieruchomiała śledząc obozowisko.
        - Dużo. - Kiwnęła głową.
        - Ale to nie wszyscy - odpowiedziała prawie bezgłośnie, w międzyczasie nie patrząc na elfa, a zapamiętując szczegóły obozu.
        - Popatrz, brakuje widocznych większych ilości zgromadzonego prowiantu. Nie ma koni, a na pewno nie dali rady przynieść tego samodzielnie - szeptała spokojnie wodząc wzrokiem po polanie.
        Z dwóch stron obozu stał wkopany w ziemię ostrokół. Należały im się brawa za przezorność. To dawało potencjalnym intruzom, czyli im, jedynie dwa wejścia. Jeżeli zaś już się weszło w takie miejsce, wyjść zawsze było znacznie trudniej. Do tego mogła postawić swoją głowę, chociaż jakoś specjalnie nie była do niej przywiązana, że w wolnych wejściach na pewno czekało coś kreatywnego.
        - To nie jest główny obóz. To ich punkt wypadowy oraz przynęta i pułapka zarazem - tłumaczyła powoli ręką wskazując punkty które zwróciły jej uwagę.
Nie miała pojęcia jak bardzo Mniszek orientuje się w takich sprawach. Był doskonałym nawigatorem i świetnie radził sobie w lesie, ale bała się, że miał zamiar wpaść prosto w obozowisko. Takie odniosła wrażenie nad ruczajem. Teraz wyglądał rozsądniej, ale w końcu skąd mogła wiedzieć co plotło się pod złotą roztrzepaną czupryną elfika.
        Indigo nie zamierzała szybko stąd odejść dlatego zmieniła pozycję na bardziej komfortową do dłuższej obserwacji. Położyła się na brzuchu, miecz kładąc zaraz przy swoim boku i na powrót zamarła w bezruchu.
Nieznajomi wyglądali jak jakieś wpół zdziczałe wojsko albo zorganizowana grupa najemników.
Jakby na zawołanie wąskim przesmykiem z lasu wyjechało dwóch jeźdźców, jeden na czele, drugi zamykał korowód, między sobą prowadzili trzy juczne konie obładowane do granic możliwości. Z tak daleka nie dostrzegała zawartości pakunków, ale nie oczekiwała niczego miłego.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek cały czas siedział w kucki, z dłońmi opartymi na kolanach. Jego mina wyrażała przede wszystkim żal, lecz z czasem zaczęła się na nim pojawiać determinacja. Nie mógł w końcu tego tak zostawić - był odpowiedzialny za ten las, a ci ludzie stanowili zagrożenie. Dla niego osobiście, a przez to również dla boru, bo kto będzie się nim opiekował, gdy zabraknie Maorcoille? Oczywiście, przed jego pojawieniem się przyroda radziła sobie sama, lecz ludzie potrzebowali czegoś, czego by się bali i dla równowagi kogoś, kogo by lubili - dostali te dwie osoby w jednej, uroczego młodzieńca przemieniającego się w krwiożerczego potwora. ”Ciekawe, czy polują tylko na demona czy na nas obu?”, zastanowił się przez moment Mniszek. Że chcieli dopaść jego rogate wcielenie, to było dla niego oczywiste, bo może nie był wybitnym łowczym, ale umiał dostrzec, że chociażby ich bełty do kusz były dużo większe niż takie używane przez myśliwych, nawet tych polujących na niedźwiedzie.
        Indigo za to podchodziła do tematu jak profesjonalista, a przynajmniej za taką uważał ja Mniszek, gdy tak spokojnym tonem wskazywała na wszelkie odstępstwa od normy. Elfik patrzył na nią swoimi wielkimi sarnimi oczami z ogromną uwagą i kiwał głową za każdym razem, gdy powiedziała coś, co w jego odczuciu było mądre. Na koniec znowu skupił wzrok na obozowisku.
        - Ale jak to nie jest główny obóz, to ile ich jest? - zapytał szeptem z niedowierzaniem. Nie był mistrzem rachunków, ale i tak był przekonany, że ta ilość myśliwych wystarczyła nawet na tak dużą bestię jaką był Maorcoille. Jeśli więc Indigo miała rację, to albo uważali, że jest dużo większy, albo musieli być bardzo zdesperowani…
        - Może myśleli, że im szybko pójdzie? - podsunął elfik. - I dlatego nie mają zapasów… Nie, to chyba bez sensu - stropił się i już więcej nie odezwał słowem, tylko w milczeniu obserwował ruch w dolinie. Szybko dostrzegł zbliżających się jeźdźców i aż wyciągnął szyję, by im się dokładniej przyjrzeć, choć oczywiście był to daremny trud. Mniszek jednak miał na to pewien sposób i gdy dwóch nieznajomych wjechała za ostrokół, strażnik lasu nagle zagwizdał. Indigo mogła się zerwać i chcieć go uciszyć, lecz elfik nie gwizdał jak żołdak za dziewczyną, a wydał z siebie długi dźwięk kojarzący się z nawoływaniem ptaków. Skojarzenie było jak najbardziej słuszne, gdyż wkrótce w jego stronę podleciał mały leśny ptaszek, który bardzo ufnie usiadł na wyciągniętej ręce Mniszka, ćwierkając przy tym wesoło jego imię.
        - Sprawdź dla mnie co tam jest - powiedział cicho chłopak drugą ręką wskazując obóz, po czym wypuścił swojego małego posłańca w drogę. Chwilę odprowadzał go spojrzeniem, nim obrócił wzrok na Indigo.
        - On może podlecieć bliżej - wyjaśnił jej, choć jak zawsze była to informacja mętna i niezwykle nieprecyzyjna. Ktoś mógłby próbować wytknąć Mniszkowi, że mógł wpaść na to wcześniej, lecz on wiedział swoje. Zwierzęta na co innego zwracały uwagę i inaczej postrzegały rzeczywistość, nie można było ślepo polegać na ich słowach, bo ptak nie zobaczy głębokiego rowu, a niedźwiedź nie zlęknie się pojedynczego myśliwego, przez co o nich nie wspomną. Istniało ryzyko, że ptaszek i tak nic ciekawego im nie przekaże, ale skoro tylko siedzieli i obserwowali, nie tracili nic wysyłając za ostrokół swojego posłańca.
        - Indigo… - Mniszek zwrócił się nagle do dziewczyny, przerywając zaległą między nimi ciszę. - Jesteś myśliwym? Żołnierzem?
        Takie były jedyne dwa strzały, jakie przyszły mu do głowy. Może była to kwestia tego, że na przedstawicieli tych dwóch profesji trafiał całkiem często i potrafił ich rozpoznać. Ona nie pasowała tak w stu procentach do żadnej z nich, ale nawet jeśli się pomylił, był pewien, że zostanie poprawiony.
        - Jak polujesz, to możesz mi powiedzieć - zastrzegł. - Ja nie robię krzywdy myśliwym.
        No tak - kolejne rozbrajające wyznanie w ustach kruszyny, która wyglądała jakby nawet muchy nie umiała skrzywdzić, a nazywała siebie strażnikiem lasu… Mniszek chyba dawno nie miał okazji patrzeć w lustro, skoro nie rozumiał jak bardzo absurdalnie to brzmi. Z drugiej zaś strony zdążył już przywyknąć, że wiele osób go rozpoznaje i nawet w swoim prawdziwym ciele jest traktowany z szacunkiem i pewnym lękiem zarezerwowanym dla istot nadprzyrodzonych.
        Tymczasem w obozie na dole panowało poruszenie związane z nową dostawą sprzętu i prowiantu. Łowcy sprawnie zajęli się objuczonymi prawie do granic możliwości końmi i rozmieszczali zawartość tobołów w miejscach im przeznaczonych. Jednocześnie jeździec, który prowadził wcześniej temu małemu pochodowi, podszedł do przywódcy bandy i pokazał mu pewien całkiem okazały zwój z wieloma pieczęciami. Obaj bez zbędnych komentarzy zniknęli w jednym z namiotów.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Z subtelną ulgą powitała rozsądne zachowanie elfika. Ten nie tylko nie zbiegał wzdłuż zbocza, ani nie zaczął biegać wokół obozu stukając patykami czy uskuteczniając inne gusła, jakiekolwiek praktykował, do odstraszania agresorów. Dzięki temu mieli chwilę na prawdziwe plany.
Hope zupełnie nie znała się na grupowych polowaniach. Może też nie była wielką specjalistką w sztuce wojennej, ale od laika w tej materii trochę ją dzieliło. Był to dość naturalny dla dziewczyny grunt. Patrząc na reakcje elfika, na pewno naturalniejszy niż dla niego. To co odgrywało się przed ich oczyma całkiem zgrabnie dało się podciągnąć pod działania wojskowe, więc Indigo szybko przeszła w tryb działania. Mówiąc skupiała się bardziej na obozie niż towarzyszu, ale kątem oka rejestrowała też reakcje blondaska. Mniszek wpatrywał się w nią tymi swoimi sarnimi szklistymi oczyma i przytakiwał co jakiś czas, sprawiając, że dziewczyna czuła się co najmniej niezręcznie. Mimo to starała się utrzymać kamienną twarz.
        - I to jest dobre pytanie - odpowiedziała cicho. Ilu ich było naprawdę. Czy reszta czekała w odwodzie, czy tylko zaopatrywała grupę do zadań specjalnych w niezbędny sprzęt i prowiant, by ci mogli się zająć tylko i wyłącznie swoją robotą. Kto nimi dowodził. W fakt, że dowódca tej zgrai i zleceniodawca łowów byli jedną osobą nie wierzyła ani odrobinę. Przedsięwzięcie było zbyt wielkie i zanadto kosztowne, by zostało zorganizowane przez zwykłych myśliwych. Za tym stało coś więcej i ktoś więcej. Ktoś, kto miał dość funduszy by nie tylko opłacić ludzi ale i rozmaity sprzęt.
Wysłuchała elfika z uwagą. Rozważyła jego pomysł ale też szybko go odrzuciła. Tego typu ludzie jeśli liczyli na łatwą robotę, nie przygotowywali się tak dokładnie. Nie robili zasieków, ograniczyli swoją liczebność by większa kwota przypadała na łebka. Miejsce dodatkowego ekwipunku, zajęłaby jedna czy dwie beczułki napitku do uczczenia polowania lub poprawienia morale przed nim. Nie zbijała pomysłu elfa, szybko jednak sam zarzucił własne wytłumaczenie. Delikatnie skinęła mu głową.
        Słysząc cichy gwizd, odwróciła się w stronę Mniszka. Elf zaskoczył dziewczynę, ale Indigo zachowała względny spokój, płynnym ruchem zwracając się w kierunku blondynka, a mimo szoku, nie uciszała chłopaczka.
Znała podobne sztuczki. Sekretne sygnały przypominające zwierzęce nawoływania sprawdzały się doskonale w takich sytuacjach. Indigo wreszcie odrobinę uwierzyła w możliwą skuteczność Mniszka. Przekonana była, ze właśnie wołał elfie posiłki, albo chociaż zwiadowców. Teraz wszystko nabierało więcej sensu i szans. Wreszcie dostrzegła rozsądek w postępowaniu uszatego. Niestety na krótko. Wraz z momentem gdy przyfrunęło wsparcie, wszelkie namiastki nadziei runęły z łoskotem.
Dziewczyna przewróciła się na bok, podpierając na łokciu. W tej chwili to co działo się w obozie zeszło na drugi plan. Wpatrywała się w Mniszka niedowierzającym wzrokiem, gdy ptaszek usiadł na jego ręce. Cudowny plan. Elf właśnie stwierdził, że jakiś wróbel czy inne pierzaste stworzonko zrobi dla nich rekonesans. Nie miała nawet dość siły by westchnąć. Przez mgnienie, przemknęło jej przez myśl, że może mocno uderzono ją w głowę, albo nawdychała się czegoś, albo elf sknocił leczenie. Mimowolnie powiodła wzrokiem za zwierzątkiem i wróciła do oblicza elfika. Wzrok dziewczyny pełen był zagubienia i niezrozumienia. Pewnie gdyby nie wrodzona powściągliwość i restrykcyjny trening, otworzyłaby jeszcze usta. Twarz dziewczyny pozostała nieporuszoną, ale oczy aż prosiły o wyjaśnienia. Najlepiej takie logiczne i możliwe do przyjęcia przez pragmatyczny umysł wojowniczki. Podróżowała z dziwnym białym koniem, który notabene zaginął na wyjątkowo długo. Czasami wierzchowiec rzeczywiście wydawał jej się niepokojąco bystry, ale zlecać zwierzęciu zadania... to było dla Indigo skrajnie nierealne. Słyszała o różnych niespotykanych zdolnościach elfów czy innych ras bliskich naturze. Jednym jednak było o tym słuchać czy czytać, innym zobaczyć, a czymś całkiem odmiennym uwierzyć.
Gapiłaby się pewnie jeszcze do powrotu ptaszka i dłużej, gdyby uszaty się nie odezwał.
Zamrugała kilkukrotnie, starając się otrząsnąć z myśli o ptasim zwiadzie. Większość ludzi, nie znających legend o leśnym strażniku, pewnie parsknęłaby śmiechem słysząc groźby mniszka. Żaden odgłos jednak nie wydostawał się z gardła dziewczyny, która w zamian cicho odezwała się na postawione pytanie.
        - Można powiedzieć, że jestem żołnierzem - odpowiedziała łagodnie, oszczędnie przytakując.
        - Na zwierzęta poluję rzadko, tylko by zaspokoić głód - celowo dokładnie sprecyzowała swoją wypowiedź. Świadomie nie wykluczyła w niej polowania na inne istoty. Gdy ktoś polował na nią, Indigo zdarzało się odwracać role. Często przerywała ucieczkę i stawała do walki, ale czasem też tropiła swoich prześladowców i rozpoczynała pojedynek na własnych zasadach.
Zablokowany

Wróć do „Maagoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości