Opuszczone KrólestwoKompanio, w stronę skarbu: Konsekwencje ignorancji

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Kompanio, w stronę skarbu: Konsekwencje ignorancji

Post autor: Verden »

Poprzedni rozdział

        Elf i krasnolud maszerowali ramię w ramię przez bezkresne, mogłoby się zdawać, równiny Opuszczonego Królestwa, największej znanej i zarysowanej na mapach krainy Alaranii. Szli, trzymając się niezbyt szerokiego, leśnego szlaku, z dala od głównych traktów przechodzących przez to miejsce. Podróż głównymi ścieżkami i drogami handlowymi niosła ze sobą zagrożenie napotkania niegdysiejszych wspólników, a tegoż właśnie Verden chciał uniknąć. Nie spieszyło mu się na konfrontację z arogancką, magiczną lisołaczką Yve i jej przyjacielem, niezbyt rozgarniętym, miejscami szalonym przyjacielem, trytonem Rubinem. Na walkę przyjdzie jeszcze czas, o ile elf nie zdąży dojść do Gór Druidów przed nimi. Teraz, podróżując, układał sobie w głowie taktykę, którą mógłby przyjąć, aby pokonać przeciwników. W przeciwieństwie do tamtych, Verden miał dwie przewagi, oprócz swoich umiejętności. Po pierwsze, nie zależało mu już tak bardzo na samym skarbie. Nie musiał mieć wszystkiego dla siebie. Wystarczy, że druga drużyna nie dostanie ani grosza. Ignorancja Yve na tyle nadepnęła na odcisk elfowi, że za wszelką cenę chciał się zemścić. Trzy razy uratował im ich nieporadne dupy, aż trzy razy! W zamian nie dostał absolutnie nic. Czas, żeby coś im popsuć... Po drugie, cały czas planował, podczas gdy jego rywale raczej by na to nie wpadli. Z tego powodu zwerbował chociażby krasnoluda Yorgena, który, mimo że na szlaku byli zaledwie kilka dni, w drodze okazał się poczciwym i dobrym kompanem, choć o charakterze iście krasnoludzkim. A przynajmniej takim, jak legendy o północnych ludach prawią. Zabrał ze sobą także pożywienie, dzięki czemu nie trzeba było się zatrzymywać na polowanie, wydłużając tym samym czas podróży. Ich życie przez te kilka dni, a także przypuszczalnie jeszcze drugie tyle, ograniczało się więc zaledwie do spania, jedzenia i marszu, z czego to ostatnie wcale nie wychodziło tak źle, jak Verden mógł się spodziewać. Yorgen nie był najszybszy, ale kondycyjnie bez problemu nadążał za elfem, nawet biorąc pod uwagę piekielne moce Aileinów.

        Słońce od jakiegoś czasu było w górze, po jego pozycji elf mógł wywnioskować, że to już południe. Verdena prowadziła determinacja i chęć odegrania się, ale poza tym... Lasy Opuszczonego Królestwa zdążyły mu się już opatrzyć, nie działo się dookoła kompletnie nic. Jednym słowem: nuda.
        - Yorgen, jak w ogóle jest z tymi krasnoludami? - Zagadał elf, próbując zabić nudę, a przy okazji dowiedzieć się paru rzeczy, które go nurtowały. - W Alaranii was mało, żyjecie na północy. Tam, gdzie kiedyś mój lud. Wasza cywilizacja wygląda naprawdę tak, jak w tych wszystkich legendach, że siedzicie w jaskiniach, kopiecie metale i kujecie broń, a ze swoich dziur w ziemi nawet nosa nie wyściubicie?
        Elf wysłuchał uważnie tego, co powiedział mu jego kompan, lecz nie zdążył odpowiedzieć, gdyż przerwał mu roznoszący się po cichym lesie odgłos łamiącej się gałązki. I choć ze słuchu trudno było mu ustalić miejsce, z którego dźwięk doszedł, zwrócił się mniej więcej w tamtym kierunku i swoim elfickim wzrokiem spomiędzy drzew wyłapał jakąś ludzką sylwetkę.
        - Cholera, ktoś tam jest... - Syknął Verden, dobywając momentalnie łuku i nakładając strzałę na cięciwę. Schylił się i cichym krokiem ruszył w stronę sylwetki. - Chodź za mną. Mogą to być bandyci, psia ich mać. Nie chcę mieć potem na plecach jakichś idiotów z kijami.
Ostatnio edytowane przez Verden 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Laven
Rasa:
Profesje:

Post autor: Laven »

        - No i wtedy udało mi się cholerę zakneblować, zwinąć mojego grzyba i zatargać go do wioski po nagrodę - zakończył wywód Erian, trącając przy tym swoje lewe ucho. - Wtedy właśnie prawie straciłem kawałek ucha.
        - Ych - jęknął Laven, pocierając policzek. - Nie do końca o to mi chodziło, mówiąc " Co słychać?". Chodziło mi o jakieś cztery dni wstecz, NIE CZTERY LATA!
        - Mogłeś mi przerwać jeśli cię to nie interesowało - fuknął Erian.
        - Jakbym nie próbował...- wymamrotał, dając jednak za wygraną. Sprzeczanie się o to po fakcie nie miało kompletnie sensu, skoro musieli razem spędzić jeszcze kilka dni w trasie i się nie pozabijać. Kuzyn Erian był niesamowicie pozytywnie nastawionym do życia człowiekiem, nie przejmującym się za nic porażką. Przekładało się to jednak na zbytnią pewność siebie i migrenę u jego rozmówców. Z dwojga złego mógł jednak trafić gorzej jeśli chodzi o kompanów. Jak zapijaczonego krasnoluda, albo aroganckiego elfa.
        - To mogę go dotknąć? - zapytał kuzyn, spoglądając na niego kątem oka.
        - Już ci mówiłem, cielaku głupi, że jak go dotkniesz to wykopyrtniesz się na drodze jak długi i już nie wstaniesz.
        - Słowa, słowa,słowa słowa - zaczął psioczyć Erian, naśladując złośliwie kuzyna. - I sam jesteś cielak. Nie mogłeś wyciągnąć tego miecza ze skały wtedy, w Turmalii, a ja tak!
        - Bo ci go poluzowałem!
        - Akurat!
         Obaj panowie stanęli naprzeciwko siebie, mierząc się swoimi najgroźniejszymi spojrzeniami.
        - Proponuję układ - gardłowo mruknął Erian. - Na trzy obaj powiemy: " Przepraszam".
        - Raz.
        - Dwa.
        - Trzy.
        Gdyby nie obecne na drzewach ptaki, cisza po tych słowach mogłaby wibrować w uszach słuchających.
        - No, teraz to się zawiodłem na nas obu - sapnął Erian, biorąc się pod boki. - Lavenie Greenfold, co by powiedziała twoja matka a moja ciotka, gdyby zobaczyła jak się zachowujesz?
        - Nie Lavenuj Greenfolduj mi tu teraz, Erian, - warknął Laven. - A wciąganie matuli do tej rozmowy jest poniżej pasa. Czy mam ci przypomnieć kto ugania się za uszatym po wszystkich siedmiu kraina...
        Urwał. Erianowi, wpatrującemu się w coś za plecami Lavena, gwałtownie pociemniało w oczach.
        - Co ci jest? Halo? - zapytał z nagłą troską, machając kuzynowi przed oczami. Nie wywołało to żadnej reakcji, obrócił się więc z kierunkiem wzroku bruneta, przetrząsając wzrokiem pobliskie krzaki. Chwilę mu to zajęło, jednak pomiędzy trawami zamigotały mu dwa królicze uszy, strzygące na prawo i lewo. Nim zdążył to przetworzyć, Erian skoczył przed siebie z nożem w dłoniach, a mordem w oczach. Królik, jak można było to przewidzieć, zwinnie odskoczył na bok i pomknął w bok.
        - Nie czekaj z obiadem, dzisiaj w menu królik! - krzyknął kuzyn, zrywając się na nogi i pędząc prawie na oślep przed siebie, widząc zapewne jedynie tył króliczego ogona.
        - Ale ty masz pieniądze na obiad - jęknął Laven, bezradnie słuchając coraz cichszych odgłosów pogoni. Przemknęło mu przez myśl, czy to przypadkiem nie ten sam królik, którego wypuścił razem z Nani. Albo jego kuzyn. Kto tam zrozumie ich króliczą sieć rodową...
        Chwilę stał tak, rozmyślając nad swoją sytuacją, a świadomość spadła na niego z nieba jak kowadło. Nie miał pieniędzy. Nie miał mapy. Na nieznanych terenach. Jeśli szybko czegoś nie wymyśli, będzie musiał grzebać w ziemi w poszukiwaniu korzonków. W zasadzie, jedyne co ze sobą miał, to ten jego przeklęty miecz, ubranie na zmianę, i namiot. Cóż, pół namiotu, bo postanowili się wspaniałomyślnie podzielić ekwipunkiem. Bajecznie.
        Rozważając położenie się na środku drogi i czekania, aż jakiś wędrowny niedźwiedź przechodząc zmasakruje go, faktycznie usłyszał ciężkie kroki. Mając wciąż w głowie tego niedźwiedzia, ruszył przez krzaki w stronę dźwięku, tylko po to, by za jedną z gałęzi nadziać się prawie nosem o wystawioną w jego kierunku strzałę. Zzezował na przedmiot przed swoją twarzą, potem na jej właściciela. Potem rzucił szybkie spojrzenie na jego towarzysza. Powinienem rozkręcić biznes jasnowidza pomyślał przelotnie, po czym podjął próbę asymilacji z tubylcami.
        - Tae..ekke...ekkejer..ekker - przeklął się w myślach, że nie uważał na lekcjach elfickiego. Wątpił, czy jego próby są w ogóle w jakimkolwiek języku.
        Westchnął, po czym uniósł rękę z wyprostowanymi dwoma palcami.
        - Pokój.
Awatar użytkownika
Yorgen
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorgen »

Podróz strasznie dłużyła się Yorgenowi. Wyszedł z jednego lasu, żeby wskoczyć zaraz w drugi. Przynajmniej nie był sam, chociaż Verden do najweselszych nie należał. Dlatego też, kiedy tylko zadał pytanie, krasnolud od razu podłapał temat.
- No, żyjemy w jaskiniach i w jaskiniach się wylęgamy, z brodatych matek - odrzekł zupełnie swobodnie, jednak na widok miny towarzysza parsknął. - Bwahaha...tak na prawdę to nie. To znaczy ja w sumie to z jaskini wylazłem, ale tylko dlatego, że moja matka była zdrowo szurnięta i ze mną w bebzolu kilofem machała. Co do reszty...Rzeczywiście sporo mych ziomków zajmuje się górnictwem, a i pewnie tylu samo młotem o kowadło napiernicza. Ale nie jeden krasnolud i za handel się bierze, albo za inną fuchę. Chyba nawet jednego egzorcystę kiedyś widziałem, ale podobno teraz gdzieś pod Rapsodią siedzi, nieważne. Sam, jak już mówiłem, robiłem sporo rzeczy. Zdażyło mi się być kupcem, farmerem i budowniczym. Tu w Alaranii miałem ładną chatkę z drewna, ale to łatwo się pali, dlatego w Międzygórze - w sensie w moim domu na północy - mamy domy z kamienia, niektóre nawet w samą górę są wbite.
Yorgen powoli rozkręcał się ze swoją opowieścią, w końcu od samej Rapsodii szli w milczeniu,
- A mało nas w Alaranii, bo podróż przez otwartą wodę jest niebezpieczna i pewno większość ginie. Sam był zdechł, ale szczęśliwie piorun mnie trzepnął i za burtę wyleciałem, statek o skały sie robił, a ja nowe przezwisko dostałem, hehe - pogłaskał swoją gęstą brodę. - Co tam jeszcze ciekawego o nas na kontynencie gadają, hm?
Elf jednak mu nie odpowiedział, tylko zaczął nerwowo rozglądać się dokoła.
- Co jest? - zapytał Yorgen, ściągają za wczasu "Ślicznotkę" z pleców. Na komendę Verdena przykucnął nieco i powoli poszedł za towarzyszem. Wtem spomiędzy krzaków wyłonił się łeb. Ludzki łeb z długimi, czarnymi włosami. Właściciel łba próbował coś powiedzieć, ale w końcu się poddał i wyciągnął dwa palce, odzywając się we Wspólnej Mowie.
- Pani się chyba zgubiła - mruknął Yorgen, mierząc przybysza wzrokiem. - Burdele i zamtuzy to w tamtą stronę.
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Verden »

        Zainteresowanie słowami krasnoluda nie przyćmiło czujności elfa, dzięki czemu szybko zareagował na potencjalne zagrożenie. I nim oboje zdążyli się zorientować, spomiędzy drzew niczym pędzący bełt wyleciał ludzki chłopak. Wysoki, ale nie wyglądał na zbyt silnego, a jedynym jego groźnym elementem był miecz na jego plecach. Verden momentalnie odskoczył, naciągając łuk i celując strzałą prosto w przybłędę, który jąkał się, próbując coś wydukać w języku, nie przypominającym elfowi absolutnie nic. Gdy jednak odezwał się w końcu we wspólnym, lodowy opuścił swoją broń i dodał do wypowiedzi krasnoluda parę słówek od siebie.
        - Ano, w tamtą. I to chyba z tydzień na piechotę. Nie wiedziałem, że z nich tak daleko dziewczynki puszczają. - Podłapał elf, ale szybko przeszedł w trochę chłodniejszy i poważniejszy ton rozmowy. - Dobra młody, teraz się pochwal co robisz sam głęboko w lesie. Napędziłeś nam stracha, oboje z kolegą nie przepadamy za podejrzanymi typami na szlakach. A musisz przyznać, błąkanie się w tych borach bez towarzystwa jest cholernie podejrzane... Przy okazji przedstaw się, cholera, to najważniejsze. I módl się, żeby twoja opowieść była wiarygodna.
        Będąc już spokojniejszym o sytuację w lesie, Verden przymknął na chwilę oczy, słuchając wyjaśnień wystraszonego przybłędy. Jego emanacja była słaba, niczym się nie wyróżniająca, a poświaty nie wskazywały na to, żeby był w stanie jakkolwiek zaszkodzić. Mimo to, zawsze lepiej trzymać rezerwę, na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, czy taki pachołek jest sam, czy jest w lesie jeszcze ktoś. Elf, mimo że słuchał, czujnie oglądał się dookoła, wypatrując potencjalnego zagrożenia.
Laven
Rasa:
Profesje:

Post autor: Laven »

        Młody? , nastroszył się. Z tego jak ostatnio liczył wyszło mu, że podchodzi pod trzydziestkę. Ale dało się to zrozumieć; szpiczastouchym ciężko przychodziło mierzenie innych nie swoją miarą. Postanowił to jednak zignorować, unosząc brew i starając się odpowiedzieć składnie na zapytanie.
        - Jeśli ja was przestraszyłem - powiedział, spoglądając po sobie. - To chyba do najodważniejszych nie należycie. No ale cóż, tacy też muszą chodzić po świecie - uśmiechnął się szelmowsko, opuszczając ręce. Jeśli mają go ukatrupić to i tak to zrobią. - A sprawa, która przyciągnęła mnie do tej kupki krzaków i pniaków to mój kuzyn, lub bardziej były kuzyn, jako że pobiegł na oślep w gąszcz za... królikiem.
        Przeszło mu na myśl, że nie zabrzmiało to specjalnie przekonująco, ale nic lepszego obecnie nie miał.
        - Nazywam się Laven, miejsce mojego pochodzenia i tak wam nic nie po- urwał, zauważając przymknięte oczy elfa. - Halo, śpisz? A, dobra, jednak nie. W każdym bądź razie, od mojego szanownego kuzyna wybycia i waszej dwójki lwich serc przybycia nie minęło dosłownie dziesięć minut, tyle mam do wyznania. - Rzucił spojrzeniem po obu postaciach przed nim. - Wy za to wyposażyliście się przynajmniej na kilka dni wędrówki. Gdzie idziecie? Chyba nie do jakiegoś miasta? Nie, raczej nie, mało ich tu, a poza tym logiczniej byłoby wybrać jeden z głównych traktów. Nie znam okolic, mało tu bywałem, ale tu chyba nie ma żadnej większej osady.
         Zamilkł na chwilę, co mu się ostatnio rzadko zdarzało, i zaczął myśleć. Na zachodzie powinny być jakieś miasta, a kilka dni w drugą stronę pustynia, jednak oni nie byli zaopatrzeni jak na wyprawę w piaski; coś w końcu o tym wiedział.
        - Gdzie zatem zmierzacie, jeśli nie wolno zapytać? - powiedział w końcu.
Awatar użytkownika
Yorgen
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorgen »

- Ja mu zaraz nogi z dupy... - Yorgen ruszył na chłopaka, strosząc brodę niczym dziki kot swoje futro. Na szczęście Verden stał w takim miejscu, że świadomie bądź nie, zablokował krasnoludowi drogę. - Że niby tchórz jestem?! Co?! Chodź tu śliczniutki to ci te kudły do uszu napcham i zrobię z ciebie skrzata!
Obrócił się na pięcie i splunął parę razy na ziemię, coby ciśnienie trochę uszło. Kiedy w końcu się opanował, na powrót spojrzał na wciąz siedzące w krzakach przybysza.
- Co tam tak dupę chowasz? Srasz czy co? Wyłaź tu i gadaj z nami jak cyzy...cyliwi...no jak człek! - warknął krasnolud. Czarnowłosy jednak bardziej skupiał się na Verdenie niźli na rudzielcu, co tylko jeszcze bardziej irytowało Yorgena. - Kuzyn, królik?! Czyś ty chłopie z wariatkowa uciekł? A może coś tam wciągałeś? Słyszałem o jednym takim co nawdychał się anielskiego łupieżu i trzy dni nago po lesie latał, aż go znaleźli rozszarpanego. Gnojek wciąż się uśmiechał. Ty przynajmniej ubrany jesteś, mniejszy wstyd będzie przy identyfikacji zwłok.
Laven, ponieważ tym imienie przedstawił się przybysz, wciąż mówił do Verdena i z tego co Yorgen zrozumiał, nie powiedział nic konkretnego. Nie spodobała mu się za to wścibskość mężczyzny.
- Idziemy do naszej cioteczki, Brungi. Braćmi jesteśmy, bliźniakami, nie widać? - prychnął Grom i ponownie splunął, tuż pod nogi Lavena. - Zresztą, Verden, sam się z nim użeraj. Ja pójdę zobaczyć czy gdzieś się jaki miś nie czai, to mu czarnego damy w prezencie.
Krasnolud zostawił dwójkę mężczyzn i zniknął w przeciwległych krzakach z zamiarem podlania leśnej ściółki.
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Verden »

        Przybłęda zaczął od prowokowania. Niemądrze. Wystarczyło tylko parę słów o odwadze, aby Yorgen, prezentując iście krasnoludzki temperament, próbował rzucić się chłopakowi do gardła. Elf postawił krok lekko w bok, żeby zatarasować drogę towarzyszowi, który szykował się już do szarży, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Głupio by było jednak popuścić taką ignorancję wobec drużyny, zwłaszcza że to dwójka podróżników była lepiej wyposażona, a prawdopodobnie też wyszkolona, niż ludzki młodziak.
        - Jakbyśmy się bali, to byśmy się nie skradali, żeby cię zestrzelić. Albo zarąbać toporem. Lubimy improwizować. - rzucił tylko szybko, po czym zamilkł zczytując aurę przybysza. Co było koniec końców trudne. Ekspertem nie był, a nad głową wrzeszczał mu Yorgen, a potem coś świergotał przybłęda, skutecznie komplikując mu robotę. Na bezczelne pytanie chłopaka, który przedstawił się imieniem Laven, odpowiedział tajemniczo. - Obsydian i topaz... Żadnych dźwięków. Jak dla mnie czysty. Ale to, że on jest czysty, nie znaczy że nikogo niebezpiecznego z nim nie ma. Uważaj.
        Po tym, Laven zaczął wypytywać, gdzie zmierzają, co zaczęło denerwować obu poszukiwaczy skarbu. Przez myśl przeszło Verdenowi nawet, że mógłby to być ktoś, kto także chce zawinąć fortunę. Yve wiedziała o tym wszystkim skądś, a nie wykluczone, że ten ktoś również wyruszył w podróż. Paranoiczne myślenie, prawda, ale jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony. Yorgen wypalił chłopakowi z grubej rury, w swoim stylu, przy okazji zdradzając imię elfa. Ten, gdy krasnolud na chwilę ich opuścił, zaczął tym razem swoją rozmowę, bez grubiańskich wrzutek. Były one dość zabawne, prawda, ale zimny, poważny ton zawsze działa najlepiej.
        - Więc, panie Laven - zaczął chłodnym, mało przyjemnym głosem - jak już ci mój towarzysz Yorgen zdradził, nazywam się Verden. Verden Ailein. O kierunek pytać możesz, choć nie mam zamiaru ci go podać. Krasnolud, z tego co się domyślam, również. Zamiast tego wprowadzę cię w sytuację. Twoją sytuację. Nic do ciebie nie mamy, ty raczej też nie masz do nas. Po twojej aurze zresztą widać, żeś nieszkodliwy. Ale nie widzieliśmy jeszcze tego twojego kuzyna, więc grzecznie poczekasz, aż ten do nas przyjdzie z tym twoim królikiem, czy na co on tam poluje. I mam szczerą nadzieję, że będzie to jeden kuzyn, a nie psia mać, piętnastu, z łukami, pałami i nożami. Nie jestem entuzjastą krwawej łaźni. - Zamilkł na chwilę, po czym dodał ostatnie zdanie. - I nie, to nie była prośba.
Laven
Rasa:
Profesje:

Post autor: Laven »

         Odprowadził krasnoluda wzrokiem, po czym osadził wzrok na Verdenie, wskazując kciukiem za siebie.
        - Chyba mnie lubi. Ponoć krasnolud im gorzej o tobie powie, tym bardziej cię lubi. Rudy musi mnie kochać.
        Skrzyżował ręce na piersi, wysłuchując, co miał elf do powiedzenia. Przezornie wypuścił wcześniej z siebie lawinę słów, przyglądając się nerwowym skurczom na twarzy nieznajomego, domyślając się, że coś knuje, jak to elfy. Jego przypuszczenia potwierdziły się, gdy wymruczał pod nosem elementy jego aury; dowiedział się o tym co nieco, gdy Nani starała się wyczytać coś z niego, co z radością jej utrudniał. Skrzywił usta w kpiącym uśmiechu, słysząc potwierdzenie swojej nieszkodliwości. To był często powielany przez innych przy nim błąd.
        - Po pierwsze, skoro jesteśmy już po serdecznym lizaniu sobie ego, dzieciaku - odezwał się w końcu. Mimo że dalej uśmiechał się pogodnie, oczy mu zlodowaciały. - Może i żyjecie dłużej, ale wasze dojrzewanie wcale szybciej nie przebiega. ile ty masz w ogóle lat? Twoje oczy nie widziały dużej ilości zachodów słońca. Wytrzyj więc mleko spod nosa i daruj sobie tego pana - obejrzał się, rozglądając szybko za jakoś nie powracającym jeszcze krasnoludem. Może faktycznie oswaja właśnie niedźwiedzia. Swobodnie przeszedł do pobliskiego drzewa i oparł się o jego pień, cały czas trzymając spojrzenie na Verdenie.
        - Skoro potrzebujesz utwierdzenia się w swoim przekonaniu, proszę bardzo, poczekajmy - potarł się po brodzie, podgryzając policzek od środka. - Tylko może być jeden problem. Erian ma dłuższą historię z tym królikiem, i, co wynika z jego opowieści, ciągle tym samym. Raz przebiegł w poprzek równiny Andurii za długouchym, nie robiąc sobie nawet chwili przerwy. Przyznam, chciałbym mieć taką motywację w życiu. To człowiek niezmordowany, no, a przynajmniej do czasu; może paść w każdej chwili w pół kroku, budząc się kilka godzin później. Do czego zmierzam: Jeśli zobaczył tą futrzastą cholerę, stawiałbym, że po pierwsze, jest już daleko, po drugie, raczej tu nie wróci. I jak ostatnio, zobaczę go dopiero za kilka miesięcy - urwał, zamyślając się. - Tak sobie myślę, że chyba muszę go kiedyś zaciągnąć do znachora. Tak czy inaczej, jeśli ci tak zależy, to mogę poczekać. Mi się nie śpieszy - zmrużył oczy. - A wam?
Awatar użytkownika
Yorgen
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorgen »

- Bezczelny chłystek...ktoś go powinien manier nauczyć - mamrotał wciąż poddenerwowany Yorgen, kończąc właśnie czynnośc fizjologiczną. - Widzi dwóch uzbrojonych typów i wyjeżdża jak do dzieci. Dzień w Międzygórze, a płakałby za mamusią...To muzyka?
Uszu brodacza doszły ciche i wygłuszone nieco dźwięki melodii, oraz jakieś krzyki.
- Bah, cholera...jeszcze nam tu brakuje bandy zbirów leśnych. Pewno od nich jest ten chłoptaś. No nic, trza sprawdzić.
Chwycił "Ślicznotkę" w dłonie i powoli ruszył w stronę muzyki. Wcale daleko iśc nie musiał, bo już po jakichś pięćdzisięciu metrach dźwięki były wyraźne i wystarczyło tylko odsłonić parę gałązek, a oczon krasnoluda ukazało się całe obozowisko. Przynajmniej dwudziestu typa. Dobrze uzbrojeni. Psia krew, trza Verdena ostrzec. Yorgen jednak swoje gabaryty miał i chowanie się po krzakach nie wychodziło mu najlepiej. Starając się wycofać nastanął na gałązkę (cholery wszędzie porozrzucane są) i tym samym wzbudził czujność obozowiczów.
- Słyszałeś to? - wysoki chudzielec, dzierżący łuk, trącił swojego towarzysza w bok.
- To pewnie jakiś lis, albo wiewiórka - ziewnął przeciągle postawny topornik, drapiąc się po zadku.
- A jeśli nie? Idź sprawdzić
- Ja mam iść? Kim ty w ogóle jesteś, że mi rozkazy wydajesz, matole? Sam grzej w liściach się babrać, jak taki chętny.
Łucznik dobył krótkiego ostrza i ruszył w stronę Yorgena. Psia krew, zaraz mnie zobaczy.... Ucieczką ściągnął by na siebie cały obóz, tak samo zresztą jak atakiem. W tej drugiej sytuacji jednak, było by już jednego przeciwnika mniej. Dlatego kiedy niczego nie spodziewający się chudzielec znalazł się wystarczająco blisko, Yorgen wyskoczył z ukrycia z wojennym okrzykiem na ustach i z ciałej siły sieknął go toporem w łeb. Na nic zdał się skórzany czepek i czerep chudzielca rozbryzł się krwistą mazią.
- Alarm! Do broni! - calutki obóz zerwał się w sekundzie na nogi i skoczyli w pogoń za krasnoludem.
- No chodźcie tu, psu braty! - Yorgen przebierał nogami jak tylko mógł, ale jego rasa nie została stworzona do sprintów. Na szczęscie Verden i "ten bezczelny chłystek" nie byli daleko i już po chwili Grom wpadł na znajomą ścieżkę.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia! Broń w łapę i... - krasnolud nie skończył, ponieważ dokładnie w tym momencie na polanę wpadło całe komando drać się i tnąc na oślep.
"Ślicznotka" wędrowała raz po raz w górę i z łoskotem opadała na głowy przeciwników, którzy jak się okazało, rzucili sie również na chłopaka. Brodacz chwycił miecz jednego z poległych i cisnął nim w plecy najmity, który własnie zamierzał zmiarzdżyć Lavenowi klatkę piersiową morgensternem.
- Bierz miecz i się broń, cherlaku!
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Verden »

        Ze wszystkich ludzi w całym cholernym lesie, musieli trafić akurat na tego bezczelnego dzieciaka, Lavena. Na tym etapie Yorgen rozłupałby mu już czaszkę, ale dużo spokojniejszy elf przyjął komentarz młodzika, odpowiadając tylko przeszywającym spojrzeniem. Bezczelne uwagi na temat wieku skwitował natomiast, krótko ucinając temat.
        - Tu nie chodzi o dojrzewanie, bo wiadomo że elfy są zawsze dużo bardziej dojrzałe, niż człowiek może się kiedykolwiek stać. Chodzi o doświadczenie... Panie Laven. Im dłużej kto żyje, tym więcej wie, więcej umie, więcej widział. Na twoim miejscu darowałbym sobie więc komentarze o mleku pod nosem. Po twoim wyglądzie śmiem twierdzić, że jestem z dziesięć razy starszy od ciebie. Jeżeli cię to bardzo obchodzi, to podchodzę pod trzysetkę. Ty pewnie niecałą trzydziestkę, ale twoja naiwna awanturniczość sprawia wrażenie, jakbyś był o połowę młodszy.
        Potem Laven zaczął mówić o swoim kuzynie, lecz Verden niespecjalnie go słuchał. W pewnym momencie doszły do niego dźwięki tupania i łamanych gałązek, a spoglądając w stronę hałasu ujrzał sporą grupę ludzi, goniących Yorgena przez las.
        - Popatrz, chyba nie będziemy długo czekać. Jakich masz ładnych kilkunastu kuzynów. - Rzucił do Lavena, nie ukrywając swojego zażenowania, gdyż był święcie przekonany że to zasadzka, której chłopak jest częścią. Podniósł łuk, który cały czas trzymał, naciągnął cięciwę i przeszył z chirurgiczną precyzją jednego z bandytów, prosto w głowę. Potem, szyjąc niezwykle szybko zdjął jeszcze kolejnych dwóch. Byli dość daleko, bezradni w obliczu strzał elfa, a gdy zaczęli się zbliżać, Verden po prostu wziął łuk na plecy i dobył miecza, którym wymachiwał równie precyzyjnie i zabójczo, jak strzelał. Błyskawiczne półcięcia i ciosy z łatwością wycinały drogę elfowi poprzez tłum przeciwników, podczas gdy walka trwała w najlepsze, a szala zwycięstwa stopniowo przechylała się na stronę Verdena, Yorgena i Lavena.
Laven
Rasa:
Profesje:

Post autor: Laven »

        - Tyle miałeś lat na rozwinięcie swojego ego... - mruknął, jednak nie dane było mu dokończyć wypowiedzi. W mgnieniu oka wyrósł przed nim drab z błyszczącą maczugą nad głową Lavena. Nim zdążył zareagować, z piersi napastnika wyrosło ostrze półkolistego ostrza, stopując jego atak i posyłając agresora na kolana. Powinien w tym momencie odskoczyć na lepszą pozycję, dobyć broni lub cokolwiek rozsądnego. On natomiast wyszczerzył się od ucha do ucha.
        - Czyli jednak ci na mnie zależy! - krzyknął do krasnoluda, po czym zrobił piruet, wyrywając ostrze z przebitego bandyty, jednocześnie dobywając Miecza Duszy. " Tak jeszcze nie walczyłem" pomyślał, rozglądając się po przybyłych. Spora liczba skupiła się wyłącznie na krasnoludzie, który zdawał się być tym niesamowicie uradowany. Elf rozpoczął swój zwinny taniec, wykaszając szeregi wrogów; których łącznie było może z czterech. Mając już dołączyć do Yorgena, dostrzegł nagły błysk z prawej. Autonomicznie zasłonił się obiema klingami, które już wkrótce rozdźwięczały brzękiem uderzającego o nie metalu. Pozwolił sobie na zlustrowanie swojego oponenta. Lekki półpancerz, skórznia, coś na kształt misiurki, a także szabla.
        - Szermierz. Czemu zawsze ja muszę trafić na szermierza w grupie - jęknął, odpychając właściciela szabli. Zdawało się, że trzon walki toczy się wokół nich, nie przerywając ich zmagania.
         Impulsywnie bądź lekkomyślnie zaplanowanie ruszył przed siebie, zadając sztych jednym mieczem, a zasłaniając się drugim. Bandyta sprawnie wyminął jego cios i zamachnął się półkoliście ostrzem, które Laven ominął odginając się do tyłu. Skąd Yorgen ich wytrzasnął? Rozumiał wyposażenie reszty, składającej się na losowo ograbione ze zwłok rzeczy, ten człowiek jednak wydawał się znajdować o klasę wyżej. Zadawał szybkie i precyzyjne ciosy, skupiając się na witalnych narządach Lavena. Wiedział czego chce i jak do tego dojść.
        Laven przeszedł do defensywy, skupiając się jedynie na na odpieraniu ciosów. Ataki tamtego były precyzyjne, wymierzone... i podążające według wzoru. Jak celnie wydedukował, nie był on przeciętnym rzezimieszkiem; prawdopodobnie jednym z trochę niżej urodzonych szlachciców, którzy dołączali do bandyckich grup nie jako pomniejsi łachmyci, tylko jako liderzy - planujący, przewidujący, dowodzący. I zbierający lwią część łupów. To było jednak nieważne - liczyło się to, że odebrałem lepsze szkolenie szermiercze. A lepsze, znaczy schematyczne. Chwilę mu to zajęło, jednak zaczał dostrzegać kolejne kombinacje, łączące się w majace na celu kompletne poszatkowanie wroga serie. Postarał się zsynchronizować z jego tempem ataku, jednak zrozumiał, że nie ma na to czasu. Trzeba było improwizować.
        Odsłonił się na tyle, by tamten dostrzegł okazję i go podciął. Laven zwalił się na ziemię i przekoziołkował do tyłu, przemieszczając się do sypkiej ziemi. Nabrał w rekę piachu, po czym rzucił w stronę szermierza. Tamten zasłonił ręką oczy. Piasek zdążył już opaść, gdy w jego stronę pomknął rzucony przez Lavena miecz. Nawet się nie starał nim zakręcić z pozycji klęczącej, rzucił go więc prosto, wręcz pionowo. Szemierz nie widząc zagrożenia złapach ostrze w locie, szczerząc się kpiąco. Jego radość nie trwała jednak długo, gdy zaczął czuć odrętwienie płynące z ręki. Spojrzał przerażony na trzymany miecz o niecodziennym wyglądzie, czując, jak traci panowanie nad własnym ciałem. Nie zdążył się zasłonić, gdy Laven znalazł się pod jego gardą i ciął na ukos, prześlizgując się na kolanie pod nim. Mężczyzna upadł bez życia, z równie przerażonym spojrzeniem co za życia. Laven odetchnął, wracająć i podnosząc swój miecz.
        - Nie ufaj broni swojego oponenta - sapnął, spluwając obok jego zwłok. Rozejrzał się za swoimi towarzyszami, sprawdzając jak sobie radzą.
Awatar użytkownika
Yorgen
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorgen »

- No dalej, psie wypierdki! - krasnolud wydzierał się na wrogów, jakby chciał ich powalić samym swoim głosem. Topór był jednak bardziej skuteczny. Towarzysze Yorgena zwinnie przemieszczali się między przeciwnikami, tnąc na różne sposoby. Techniką Groma była za to czysta, nie poskromiona siła. Kolejny bandyta doskoczył do topornika, z zamiarem zatopienia sztyletu w jego piersi. Na szczęście zrobił to ze zbyt dużym impetem i po prostu wpadł na gotowego już Yorgena. Ten złapał drapichrusta i bezceremonialnie rozkwasił mu nos własnym czołem.
- Wspaniały dzień, nieprawdaż!? - wrzasnął do Verdena. W tym momencie, jakby znikąd, w jego kierunku wystrzelił łańcuch. Owinął się wokół rękojeści "Ślicznotki" i wyrwał krasnoludowi broń z rąk.
- Co do...Oddawaj mój topór! - Yorgen rzucił się za łańcuchem, odpychając pozostałych przy życiu bandytów. Drugą końcówkę łańcucha trzymał dobrze zbudowany mężczyzna. Był to najpaskudniejszy osobnik, jakiego Yorgen w życiu widział. Całą jego twarz znaczyły głębokie blizny i poparzenia, z czubka głowy zwisały pojedyncze kosmyki włosów, nie wspominając już o stanie jego uzębienia.
- Chcesz go? To chodź tutaj! - paskuda drażnił się z Gromem. To znaczy chciał się z nim drażnić, ale NIKT nie ma prawa tykać "Ślicznotki". Krasnolud zrobił krok wprzód i całej siły grzmotnął paskudę w brzuch. Zaraz potem wyprowadził kolejny cios, tym razem pod żebra. Przeciwnik nie spodziewał się tak szybkiej reakcji, jednak szybko otrząsnął się i wyprowadził kontrę. Zamachnął się łańcuchem nad głową i z ciężkim łoskotem spuścił go na kark Yorgena. Ten na szczęście w ostatnim momencie zdołał złapać nadlatujący kawał żeliwa. owinął go sobie wokół ręki i pociągnął. Jak się okazało, drugi koniec w jakiś sposób przytwierdzony był do ręki mężczyzny, toteż razem z łańcuchem na ziemię poleciał i on. Grom kopnął leżącego w głowę, ogłuszając go, podniósł topór i z okrzykiem na ustach trzasnął nim paskudę w kręgosłup.
- Leżeć! - krew Yorgena buzowała, serce waliło jak szalone, ale jak się okazało, walka dobiegła końca. Krasnolud wrócił do Verdena i Lavena, którzy doprowadzali się do porządku.
- Agh! Tego mi było trzeba! - zakrzyknął, ocierając krew i brud z twarzy.- I żeby było jasne śliczniutki, uratowałem ci tyłek, żebyś pomógł! Verden...Verden! Tu niedaleko mieli obóz. Może będzie tam coś przydatnego. Na przykład dyby, w które zakujemy szanownego pana Lavena.
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Verden »

        Yorgen w walce był przeciwieństwem Verdena, skupiając się na swojej brutalnej sile jako głównym atucie. Elf miał inny sposób, bardziej polegający na technice i szybkości. Każde jego błyskawicznie wyprowadzone cięcie przechodziło w inne, spychając przeciwników do obrony, którą ledwo potrafili utrzymać. Pierwszemu wystarczyły dwa ataki, cięcie wyprowadzone z dołu, a zaraz po nim poziome, posyłające go już permanentnie do piachu. Kolejni również padali pod ciosami, atakowani raz za razem, bez czasu na kontrę czy nawet bloki. Walka Verdena wyglądała nie jak taniec, w przeciwieństwie do wszelkich szermierzy bawiących się w piruety i płynne ataki, ale jak praca maszyny, bezduszna i systematyczna. Bez krzty finezji. Padało jedno błyskawiczne cięcie, po którym elf zatrzymywał się na dosłownie ułamki sekund, a potem znów, z ogromną akceleracją wyprowadzał kolejny cios, na tyle szybki, że na te parę sekund jego ruch potrafił się rozmyć.
        Niedużo czasu minęło, a zagrożenie już zostało zażegnane. Walka trwała krótko i nie sprawiła większego problemu. Cała drużyna miała kończyny na swoim miejscu... czego nie można było powiedzieć o bandytach. Usłanie niewielkiego obszaru leśnego kilkunastoma trupami spowodowało, że ziemia zabarwiła się na czerwono i rozmiękła, tworząc krwiste błoto. Elf przyjął ten widok z charakterystyczną dla niego obojętnością, wycierając właśnie miecz z krwi o koszulę jednego z martwych.
        - Wspaniały dzień, powiadasz? - Wzruszył ramionami, zwracając się do krasnoluda. - Dla mnie dzień jak co dzień. A obóz... Obóz brzmi jak dobry pomysł. Możemy go przeszukać, coś tam wartościowego musi być. Dyby chyba będą niepotrzebne - zwrócił swój wzrok ku Lavenowi - chłopak był przydatny. Zresztą nie bardzo chce mi się wierzyć, że jako bandyta nie wbiłby nam noża w plecy. Możemy go już zostawić.
        Verden chciał kontynuować wypowiedź, ale jedna rzecz zwróciła jeszcze jego uwagę wśród trupów. Na szyi jednego z nich, spod krwi, wydobył się błysk. Elf podszedł bliżej i znalazł zakrwawiony, srebrny łańcuszek. Martwemu się już nie przyda, żywym owszem. Bez wahania więc zerwał go, jako przystawkę dla skarbu, zastanawiając się jak dużą częścią finalnego celu jest ten skromny łup.
        - Przedsmak zwycięstwa. - Rzucił Verden, chowając zdobycz do kieszeni. - Yorgen, dawaj, prowadź do tego obozu.
Laven
Rasa:
Profesje:

Post autor: Laven »

        - Panie krasnoludzie, a już myślałem że zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi - odpowiedział, obscenicznie urażony. Chwilę później obrócił się, jeszcze raz zamiatając pole walki wzrokiem, aż jego spojrzenie padło na jego niedoszłego oponenta. Uklęknął na stopie, biorąc w palce dłoń tamtego, jeszcze niedawno względnie czystą i zdrową, teraz mogącą równie dobrze być ręką starca; zmarszczona skóra była teraz tylko cienkim strzępem owijającym się wokół zmurszałych żył i sypiących się kości. Patrząc wyżej, taki sam widok zastał na jego twarzy. Wciąż przerażonej tym, co się jej przytrafiało. Pierwszy raz od dawna jego twarz przybrała chmurne oblicze. To nie tak, że nie zabijał od czasu pozyskania swojej broni - po prostu nigdy nie zdarzyło mu się jeszcze zrobić to w taki sposób. Co innego po prostu przebić kogoś ostrzem, a zmusić jego ciało do zapadnięcia się w sobie. Skrzywił się z niesmakiem. Wątpił czy było to w jakikolwiek sposób humanitarne. Ludzkie.
         Wyprostował nogi, doprowadzając się do porządku, po czym odwrócił się do swoich towarzyszy broni.
        - Idę z wami - oznajmił. Burczenie w brzuchu przypomniało mu o jego obecnym stanie finansowym. - Myślę, że zarobiłem na swoją skromną część. Śniadanie było dawno temu nie tego dnia, a całe moje oszczędności zostały porwane przez upośledzonego królikobójcę.
Awatar użytkownika
Yorgen
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Yorgen »

- Hola hola! Jakie "idę z wami"?! Co my jesteśmy? Pomoc dla sierot? - Yorgenowi nie podobało się ciągać lalusia ze sobą, ale Verden stwierdził, że ten był przydatny. - Psia krew z wami...niech będzie.
Opuściwszy ręce w geście bezsilności, ruszył w stronę wspomnianego obozowiska. Jako że cel nie znajdował się daleko, dotarli tan szybko i co ważniejsze, bez kolejnych zbędnych ekscesów. W takich miejscach rzadko bywa, nawet względny, porządek, ale burdel jaki zastali zaskoczył nawet krasnoluda. Namioty były w większości popalone, albo podarte. Wszędzie walały się zniszczone ubrania i broń.
- No no...niezły kepisz tu zrobili... - pociągnął kilka razy za swą długą brodę i splunął na ziemię. - Jak tu coś znajdziemy, to jestem mała Helga z Kamieniostanu.
Odłączył się od towarzyszy i z zaciekawieniem począł przerzucać sterty szmat i popiołu. Znajdował głównie więcej szmat i popiołu, co niezwykle go irytowało. Miał nadzieję chociaż na trochę złota, albo jakieś ładne...coś. Cokolwiek. Dlatego jak tylko ręką wyczuł coś metalowego wyszczerzył się od ucha do ucha.
- Mamusia zawsze marzyła o córce...Verden! Chodź tu! Coś znalazłem - wygrzebał znalezisko, małą stalową skrzynkę, spod ziemi. Była zamknięta na kłódkę, ale wystarczył jeden porządny cios rękojeścią, aby ta rozpadła się na dwie części. Yorgen z wywieszonym ozorem otworzył kuferek, licząc na widok lśniących monet. W środku jednak były tylko jakieś papiery i podłużne węgielki, służące zapewne do pisania.
- Bah! Śmieci! - już miał cisnąć znalezisko za plecy, gdy jego wzrok przykuło jedno słowo, widoczne na papierze - "skarb". - Chociaż...
Zaczął pobieżnie czytać zapiski, ale nie podobały mu się ani trochę. Zbliżył się do elfa, tak aby Laven nie słyszał ich rozmowy.
- Albo Góry Druidów to jeden wielki, chędożony skarbiec, albo chętnych na nasz skarb jest znacznie więcej. Zobacz.
Awatar użytkownika
Verden
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Verden »

        - Jak dla mnie, Laven na posiłek zasłużył. - Elf zwrócił się do krasnoluda, ukracając pierwszą oznakę nienawiści do nowego, można by już powiedzieć, towarzysza. - Walczył dobrze, jest przydatny. Znajdziemy mu coś na ząb. Chyba nie masz z tym dużego problemu, prawda? Nie mówię, żeby go ciągać przez całą drogę, jednakże coś mu się należy. - Bezsilny Yorgen w końcu przystał na to, opuszczając bezsilnie ręce i poprowadził drużynę do obozowiska niegdysiejszych bandytów, którzy stanowili już teraz wyłącznie karmę dla kruków. W międzyczasie, Verden nie omieszkał wyłożyć nowemu towarzyszowi drogi zasad. - Słuchaj Laven, zgodziliśmy się na to, żebyś z nami poszedł. Nakarmimy cię jakoś, ale potem decydujesz sam. Możesz lecieć w długą, lub podążać naszym szlakiem, choć uprzedzam że do cywilizacji długo nie dojdziemy. Jeśli się zdecydujesz na nasze towarzystwo, kilka zasad. Yorgen jest doświadczonym topornikiem, ja wojownikiem i nie tylko. Idąc z nami, nie oddalasz się bez naszej zgody. Nie wyrywasz się do walki, dopóki nie będzie trzeba. Nadążasz za nami bez jęczenia. Zrozumiałeś?
        Obozowisko faktycznie nie było wcale tak daleko. I nie wyglądało też zbyt imponująco. Ot jakieś namioty, zresztą w niezbyt dobrym stanie, szałasy, nadal tlące się palenisko na środku. Wszystko wyglądało jak skręcone naprędce, w parę sekund wolnego czasu. Raczej nie chcieli zawitać tu na długo. Nad ogniem podwieszony był garnek, cały osmolony od zewnątrz, ale w środku było coś, co ucieszyło zarówno elfa, jak i na pewno ucieszy Lavena. Jedzenie, a konkretniej potrawka z królika. Świeża, cieplutka, dopiero co zrobiona. Bandyci musieli robić sobie właśnie posiłek. Garnek starczy spokojnie na całą trójkę podróżników. Szybki rzut okiem na namioty, dał do zrozumienia że dookoła panuje wszechobecny syf i burdel. Nie wyglądało, jakby cokolwiek poza jedzeniem miałoby przyciągnąć uwagę... A jednak! Po chwili rozległo się wołanie Yorgena. Elf podszedł, spojrzał na kartkę, i momentalnie mina mu zrzedła. Wydusił z siebie tylko jedno słowo.
        - Sukinsyny...
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości