Góry Druidów[Thenderion i okolice] Czas na zmiany

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

[Thenderion i okolice] Czas na zmiany

Post autor: Valerian »

        Nie mając środków na utrzymanie domu i z obławą na niego panującą w małej wiosce w Szepczącym Lesie, Valerian musiał opuścić swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania, a za namową Nevan udali się w tę podróż, w końcu ona tu była szefem. On sam nie rozumiał po co to wszystko i dlaczego by nie zostać w Lesie, jedynie zmienić okolicę, jednakże nie miał jakoś serca jej odmówić i tak skończyli na kupieckim wozie zmierzającym do Gór Druidów purpurowym szlakiem handlowym, po tym jak wilk odgonił od podróżującego bandę rozbójników. Zmiennokształtny nie wiedział jak ma się zachować, kiedy mężczyzna mu dziękował, a wtedy mała wyskoczyła z dołączeniem się do kupca w drodze szlakiem. Ona była niezwykle szczęśliwa, że wdzięczny za ratunek człowiek podarował im nieco srebrnych orłów, za to wilkołak najbardziej ucieszył się z jedzenia, jakim mężczyzna poczęstował swoich nowych towarzyszy, a przede wszystkim tanią ochronę w drodze do domu.

        Oboje spali na wozie kiedy dojeżdżali do . Valerian w wilczej postaci drzemał zwinięty w szary kłębek, do którego wtulała się kasztanowłosa dziewczynka, przykryta jego ogonem. Szybko się jednak zbudził i z niezadowoleniem zawarczał w stronę kupca, gdy ich transport wjechał na kamienną drogę, a koło najechało na niewielką dziurę.
        - Bez stresu włochaty przyjacielu, to tylko niewielka koleina. Możesz się jeszcze położyć, do mojego domu został kawałek drogi, ale z racji tego, że czuwałeś całą noc powinieneś jeszcze odpocząć. - Odezwał się łagodnie mężczyzna, z pobrzmiewającą w głosie radością radością. Bardzo się cieszył, że jest już w domu. - W końcu zobaczę się z dzieciakami, twoja siostra będzie miała się z kim bawić, bo oczywiście zostaniecie u mnie przez jakiś czas? - zapytał, chociaż ugoszczeniem ich mógł się odwdzięczyć.

        Wilk zmienił postać i się przeciągnął. Burknął jedynie w odpowiedzi na pytanie kupca i czujnie rozglądał się po okolicy. Zaraz jednak obudziła się też dziewczynka nie mając miękkiego oparcia pod głową i ciepłego okrycia tworzonego przez ogon swojego opiekuna. Ona jednak potrzebowała znacznie więcej czasu by się porządnie obudzić, nawet jeśli jej brzuch już domagał się jedzenia. Valerian słysząc to nie zamierzał cierpliwie czekać, aż dojadą do celu i zostaną nakarmieni, nie zważając na nic zeskoczył z wozu i węsząc jak jakieś zwierze w powietrzu ruszył w stronę straganów na miejskim rynku.

        Z początku chciał biec tak jak uczyła go Nevan, jednakże co rusz jego bose nogi się plątały, przez co tracił równowagę, ale w porę ją odzyskiwał nie doprowadzając do pocałowania swoim szanownym tyłkiem kamiennej drogi. Szybko się przez to zniechęcił do tej "normalności" i przekładając cały swój ciężar na wszystkie kończyny dużo szybciej znalazł się na targu, gdzie z powrotem się wyprostował. Szedł po ludzku między mieszkańcami, którzy potrącani przez niego wykrzykiwali za nim i obrzucali wyzwiskami. Wilkołak nic sobie z nich nie robił, bo nie rozumiał tych słów, nawet jeśli wydawało się, że ci ludzie mówią jak jego mała towarzyszka. Po jakimś czasie w końcu udało mu się dotrzeć do źródła tego niezwykle smakowitego zapachu. I rzeczywiście, znalazł się ostatecznie przed straganem z jagnięciną i baraniną. Oczy od razu mu się zaświeciło, a z kącika otworzonych ust z wywalonym językiem poleciała stróżka śliny.
        - Ej, panie, ogarnij się bo mi klientów odstraszasz. Kupujesz coś, albo nie zajmuj kolejki. - Warknął sprzedawca, patrząc na dziwnego mężczyznę z niejakim przestrachem.

        Słysząc jego wrogi ton, zmiennokształtny podniósł na niego swoje żółte ślepia i nieznacznie obnażając swoje nieludzkie zęby, zawarczał cicho, po czym zawinął barani udziec i rzucił się do ucieczki. Traf niestety chciał, że daleko nie uciekł wpadając na mężczyznę ze szpiczastymi uszami i brodą, był jednak dużo za mały na elfa. Czarnowłosy przekoziołkował upuszczając kawał mięsa, a kiedy pozbierał się z ziemi przyjął wilczą postać i przyglądał się przez moment niskiemu ludkowi. Zaraz jednak widząc nadbiegającego rzeźnika chwycił w zęby swoją zgubę i zamierzał wznowić ucieczkę, gdyby nie tłum ściśniętych gapiów ciekawych całego zamieszania.

        Kupiec, z którym podróżowali od razu po zostawieniu powozu pod swoim domem, zabrał z sobą Nevan i ruszył na poszukiwania zmiennokształtnego, wiedząc do czego niecywilizowany mężczyzna jest zdolny i chyba tego obawiając się najbardziej. Z tłumu wyłonili się kiedy, wilk miał zamiar uciekać dalej. Bała się konsekwencji za to co zrobił Valerian, ale widząc jaki jest zagubiony w nowym miejscu i zaniepokojony taką ilością przechodniów, bez namysłu do niego podbiegła i obejmując szyję zwierzęcia wtuliła się do niego. Tylko przy nim czuła się naprawdę bezpieczna odkąd jej ojciec zmarł.
Awatar użytkownika
Tivo
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tivo »

W kopalni rubinów pod Thenderionem wszyscy zdążyli już przywyknąć do nowego towarzysza, jakim był Tivo Baskervil, górski skrzat o nieprzeciętnym umyśle i umiejętnościach. Ta niepozorna i zazwyczaj spokojna istota spędzała całe dnie na najniższych poziomach, drążąc własne korytarze i wydobywając z nich drobne odłamki drogocennego kruszcu, odciążając tym samym pracujące wyżej krasnoludy. Nikt nie śmiał przeszkadzać mu w pracy, lecz nie ze względu na trudności, a na dziwne eksperymenty, które lubił przeprowadzać. Tego dnia jednak przeszedł samego siebie, wysadzając jeden z większych głazów, który blokował mu dostęp do pojedynczego złoża. Huk eksplozji uderzył o ściany kopalni, a białe światło zwabiło kilku karłów w jej pobliże.

- Znowu?! - zawołał szef kopalni, podążając wzrokiem za osmalonym skrzatem, który ocierał gogle rękawem kurtki. - Co tym razem znalazłeś, węgiel?
- Śmiej się, śmiej - odparł mu Tivo z przekąsem, machając do dwóch nordów, by weszli do korytarza, gdy tylko kłęby dymu się stamtąd ulotnią. - Ale znalazłem bryłę większą niż ty i jestem przekonany, że mógłbym za nią kupić połowę miasta.
- Co najwyżej jedną czwartą - sprostował górnik, którego głowa zniknęła w korytarzu i nie mal natychmiast powróciła. - Ale znalezisko piękne. Będą ze cztery skrzynie.
- A nie mówiłem? - Skrzat wypchnął dumnie maleńką pierś i ruszył w stronę wyjścia na zasłużoną przerwę.

Po drodze wciąż rozmyślał nad wydarzeniami sprzed kilku tygodni. Wciąż nie mógł uwierzyć, że pozwolono mu dołączyć do zespołu górników, a jeszcze bardziej w to, że został przyjęty z otwartymi ramionami. Krasnoludy rzadko dzieliły się wiedzą z zakresu górnictwa, ale najwyraźniej dla niego zrobili wyjątek. Tivo wielce przysłużył się miastu i kopalni, a nabyte umiejętności potrafił doskonale wykorzystywać, co zbudowało mu całkiem dobrą reputację. Mimo niskiego wzrostu pracował równie ciężko co inni, ale z powodu wieku musiał też częściej i dłużej odpoczywać, dlatego jego nieobecności nigdy nie są brane pod uwagę. Teraz jednak miał przerwę i postanowił spożytkować ją na spacer po targu.

Thenderion już budził się do życia, a pierwsi jego mieszkańcy wylali się na brukowany rynek jak woda rozpływająca się po gładkiej podłodze. Zaraz też obudziły się ich gardła: kupcy przechwalali się swoimi towarami, ludzie targowali ceny, a dzieciarnia biegała wszędzie wokół nie patrząc pod nogi. W takich miejscach skrzat naprawdę żałował, że nie ma przy nim Zory, ale niestety nawet on nie może pracować i jednocześnie niańczyć brązowopiórej sowy.
Spacerując między straganami Tivo wspinał się po niektórych z nich i poddawał się rozmową z ulubionymi kupcami, od których zawsze dostawał coś ekstra. Tym razem musiał uzupełnić zapas alchemicznych proszków, których sporą część wykorzystał do wysadzenia skały.

Nim jednak udało mu się przydreptać do kupca, drogę przeciął mu szary wilk z udźcem w paszczy, którego o mały włos nie upuścił skrzatowi na głowę. Tivo uskoczył w ostatniej chwili, by zobaczyć jak zwierzę próbuje uciec, lecz okrąg ciekawskich zamknął się na dobre, niwelując jego plany. Zaraz za nim nadbiegł też rzeźnik, który próbował coś wysapać, ale bieg odebrał mu tchu. Nie należał on bowiem do zbyt wysportowanych.
- O co ta afera panie rzeźniku? - zapytał skrzat, biorąc się pod boki. - Psa z nożem gonicie?
- Jaki tam pies - mruknął rzeźnik. - Jeszcze przed chwilą był człowiekiem. Udziec mi z kramu zwinął, złodziej przebrzydły.
- Bo może głodny - skontrował Tivo, kiedy nagle do wilka podbiegła mała dziewczynka, rzucając mu się na szyję. - To twój przyjaciel?
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Sytuacja nie wyglądała dobrze. Wnerwiony kradzieżą mięsa przez zwierze, rzeźnik porwał ze swojego stoiska tasak, którym porcjował sprzedawaną przez siebie surowiznę i rzucił się w pogoń za złodziejaszkiem. Wilk był bardziej niż pewien, że zgubi brzuchatego mężczyznę w tłumie i między straganami, ale przez tłok, który dodatkowo się powiększył przez zaciekawionych całym zajściem gapiów, jego plan się nie powiódł i ostatecznie została mu odcięta droga ucieczki. Skulił się jeżąc futro na grzbiecie i warcząc kiedy ścigający go się zbliżał. Spojrzał zaskoczony na małego ludzika, słysząc jego słowa, które brzmiały jakby chciał usprawiedliwić drapieżnika i jednocześnie ochronić go przed gniewem rzeźnika. Chciał wykorzystać tę okazję i uciec tą droga jaką tu przybył, przebiegając specjalnie jak najbliżej grubaska w brudnym od zwierzęcej krwi i tłuszczu fartuchu, aby ten się przewrócił, dając mu w ten sposób nauczkę, ale w tym właśnie momencie poczuł jak otacza go znajomy zapach, a małe ramionka obejmują go wokół szyi, by następnie ich właściciel wtulił się w jego futro.

        Słyszał nierówny oddech półelfki i przyśpieszone bicie serca, świadczące o tym, że i ona biegała, choć zapewne szukając zmiennokształtnego.
        - Tak - mruknęła krótko w odpowiedzi na pytanie skrzata, na którego podniosła rozgniewane i zaniepokojone spojrzenie. Zaraz jednak jej wzrok złagodniał, a jej twarz się rozpromieniła na widok małego mężczyzny. Nigdy w życiu nie widziała takiej istoty i była nim przez to niezwykle zaciekawiona. Sytuacja jednak nie pozwalała na dziecięce dociekania względem tego.
Wilk skulił się nieco, spuszczając głowę i kładąc po sobie ze skruchą uszy. Czuł bijącą od niej złość na niego samego i wiedział, że zaraz zostanie skrzyczany.
        - Oddaj to Val! - odezwała się do zwierzęcia chwytając obiema rączkami za trzymany w jego pysku udziec i ciągnąc, chcąc go wyrwać z jego paszczy. On trzymał jednak z całej siły warcząc cicho i zadzierając łeb do góry, albo uciekając nim na boki, żeby uniemożliwić towarzyszce pozbawienie go mięsa. - Val... - mruknęła przez zaciśnięte zęby surowym tonem. Wilkołak westchnął i puścił swoją zdobyć, a dziewczynka upadła na tyłek. - Dziękuję - kiwnęła mu głową, wstała otrzepując się z pyłu na swoim zadku i podeszła do rzeźnika z obślinionym kawałkiem mięsa, w którym były głęboko odciśnięte wilcze zęby, mogące bez problemu ogryźć nie tylko jej, ale i dorosłemu mężczyźnie, rękę.

        - Bardzo przepraszam za mojego przyjaciela. Pierwszy raz jest w dużym mieście, ale obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. - Uśmiechnęła się przyjaźnie, naiwnie myśląc, że już po całej sprawie.
        - Ty chyba sobie żartujesz ze mnie, gówniaro. - Ryknął oburzony sprzedawca odpychając od siebie oddawane mięso, które wytrącone jej z rąk upadło na ziemię. - Zapłać za to, albo skończycie w więzieniu!
        Zwierzak od razu zareagował, kiedy tylko mężczyzna podniósł na Nevan głos. Obnażając wściekle zęby i warcząc groźnie, zamierzał bronić przyjaciółki, ale kupiec, z którym tu przyjechali złapał go za ogon uniemożliwiając mu zaatakowanie tłuściocha.
        - Bardzo bym prosił nie podnosić głosu na niewinne dziecko. - Wtrącił się ten człowiek i idąc po małą wręczył okradzionemu sakiewkę z dwudziestoma ruenami.

        Ten jednak i ich nie przyjął, z chciwością w oczach wyszczerzył swoje przeżarte próchnicą, pożółkłe zęby.
        - Sto ruenów, albo ten pies, przydałby mi się taki do pilnowania mojego gospodarstwa - zachichotał podstępnie, gdyż takie zwierze mógłby nawet wystawić do walk, lub sprzedać jakiemuś myśliwemu, bądź wojskowemu za niemałe pieniądze. - W przeciwnym razie dopilnuję, aby wasza dwójka zgniła w miejskim lochu.
Awatar użytkownika
Tivo
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tivo »

Tivo obserwował całe zajście z lekkim zainteresowaniem. Nie codziennie w końcu można być świadkiem podobnego zajścia, w którym miejski rzeźnik będzie ścigać przez pół targu ogromnego wilka. Nawet jeśli ten, jak sam twierdzi, był w rzeczywistości człowiekiem.
- Ale po co od razu podnosić głos? - zapytał spokojnie skrzat, a następnie zerknął na dziewczynkę, która siłą próbowała zabrać przyjacielowi posiłek.

Wilk był sporo większy niż jego leśni odpowiednicy, co Tivo wziął za skutek wychowania wśród ludzi i zmienioną dietę. Wszak mała na pewno karmiła go czym lepszym niż mięso saren, na które jej zwierzak z pewnością sam by polował, gdyby nie opuszczał lasu. Nie mniej ludzkie siedziska nie wywierały na nim strachu. Wilk z pewnością widział już nie jedno miasto, ale wyglądało na to, że pierwszy raz jest w tak dużej metropolii jak Thenderion, gdzie zaczyna brakować miejsca nawet dla ludzi. A co dopiero mówić o zwierzętach.

Z zamysłu wyrwał go dopiero upadek małej dziewczynki i groźne słowa rzeźnika o wtrąceniu jej do lochu.
- Dziecko będziesz zamykał w więzieniu? - powtórzył Tivo, unosząc lekko głos, by zebrani dookoła widzowie dobrze go usłyszeli. - Z powodu kawałka mięsa. Na dodatek nie do końca świeżego.
- Że co?! - twarz rzeźnika zalała się czerwienią. - Że niby mój towar jest nie świeży. To najlepsze mięso jakie kiedykolwiek jadłeś.
- Wątpię - mruknął karzeł, składając drobne dłonie na piersi. - Widzisz, ja nie jadam mięsa, a twojego nie wziąłbym do ust nawet gdybym zmienił dietę. Z tego co widzę również muchy omijają twój stragan.

Rozmowa z rzeźnikiem rozkręcała się na dobre i gdyby nie pojawienie się kupca, który powstrzymał wilka przed skokiem na grubasa, doszłoby do tragedii.
- Jakie tam niewinne - oburzył się rzeźnik, wskazując na małą końcówką tasaka. - Kryje złodzieja. Każę was wszystkich aresztować. Ciebie, dziewczynę, pchlarza i kurdupla.

Tego, co zdarzyło się potem nikt nie mógł przewidzieć. Tivo, na ogół spokojny skrzat, pracujący w kopalni, sapnął gniewnie i sięgnął po niewielkich rozmiarów nożyk, którym zaczął wymachiwać na wszystkie strony.
- Ja ci dam kurdupla! - zawołał, zmierzając jego stronę, lecz zatrzymała go silna ręka kupca, która uczepiła się jego ciała. - Puszczaj mnie pan, muszę komuś przywalić. Chodź no tu bęcwale! Ja ci zaraz pokażę, będziesz zęby z bruku zbierał.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Im dłużej się wszystko ciągnęło tym bardziej zwierz stroszył swoje futro i głośniej warczał. Widać po nim było, że rozumiał wszystko co zostało tu wypowiedziane - w mniejszym bądź większym stopniu, ale rozumiał - a przez to był jeszcze bardziej zdenerwowany i kupcowi trudniej było go utrzymać spokojnie. Trzymany za futro na karku wilk szarpał się, okręcał, stawał na tylnych łapach starając wyrwać się mężczyźnie, z którym tu przyjechali, a do tego wściekle ujadał. Nienawidził takich sytuacji. Przede wszystkim przez brak możliwości obrony ze swojej strony, ponieważ kiedy się broni to rani, albo zabija, a jak zabija to wszyscy od razu chcą go zabić. Nie było to sprawiedliwe, ale odkąd pamięta ludzie mieli dziwną definicję sprawiedliwości i każdy swoją własną.

        Dokoła było słychać szepty na temat jakości towaru sprzedawanego przez awanturującego się grubasa i przez jego bezduszne postępowanie. Nie wierzyli własnym uszom, że na co dzień spokojny i miły facet, z taką łatwością i bez zastanowienia groził dziecku więzieniem, jak jakiemuś dorosłemu. Podnosząca się z ziemi dziewczyna sama była zaskoczona oraz przerażona taką postawą mężczyzny. Nawet oczy jej się zeszkliły od wzbierających łez. Zbliżyła się do włochatego przyjaciela i się do niego wtuliła chowając twarz w jego sierści, przez co drapieżnik się jakby uspokoił.
        - Raz jeszcze proszę, aby się pan uspokoił. Więcej niż 50 ruenów nie dam, a co do... psa... Niech mi pan wierzy więcej z nim problemów niż się wydaje. - Kupiec cały czas starał się o spokojny i stanowczy ton głosu. Był raczej tchórzem i wolał unikać takich akcji, niż w nich uczestniczyć, ale obecnie nie miał innego wyboru jak spróbować za wszelką cenę załagodzić całą sytuację.

        Było jednak coraz gorzej gdyż Valerian postanowił pokazać wszystkim swoją ludzką postać tuląc do siebie małą towarzyszkę jak swój najcenniejszy skarb w obawie przed zabraniem mu go, a do tego niski górnik, któremu rzeźnik najwyraźniej tym wyzwiskiem trafił w jego czuły punkt, zamierzał rzucić się sprzedawcy do gardła. Zapewne zabawnie by to wyglądało i byłoby niezwykle upokarzającym, gdyby okazało się, że ten kurdupel jest lepszym wojownikiem od zarzynającego świnie i dzielącego na sztuki mięso, grubasa, ale Marik nie mógł na to pozwolić i w porę zatrzymał skrzata, a przynajmniej tak mu się wydawało dopóki zaskoczony nie spostrzegł stojącego obok siebie Valeriana, trzymającego za ubranie nad ziemią niskiego mężczyznę, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Kupiec rozumiał, że zmiennokształtny mógł nigdy w życiu nie widzieć takiej istoty, ale sam czuł się zawstydzony tą sytuacją. Od razu zaczął przepraszać skrzata za to nieporozumienie i nieodpowiednie zachowanie swojego małomównego towarzysza.

        Tłuścioch nie zamierzał odpuścić. Rozejrzał się po zebranym i plotkującym o nim tłumie gapiów i jedynie zaklął pod nosem spluwając obleśnie na ziemię.
        - Ażeby was wszystkich zaraza zeżarła - burknął odwracając się zrezygnowany i zaczął wracać do siebie, nie chciał narażać się mieszkańcom, w końcu to dzięki nim jego mały stragan wciąż mógł oferować swoje towary.

        - Ej Val! Odstaw pana na ziemi! - Warknęła z niezadowoleniem dziewczynka do zmiennokształtnego, który przerywając swoją fascynację małym człowieczkiem, wykonał jej rozkaz. Nie bardzo jednak do niego docierało, że skrzat był dorosłym facetem, dlatego poklepał go lekko po głowie jak małe dziecko, kiedy postawił go na kamiennej drodze.
        - Przepraszam pana raz jeszcze, ale i dziękuję, że wstawił się pan w obronie moich... nierozgarniętych kompanów. - Odetchnął z wyraźną ulgą, choć równocześnie był poirytowany i zmęczony już wybrykami tej dwójki.
Awatar użytkownika
Tivo
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tivo »

- Co do czarta?! - zawołał z oburzeniem Tivo, kiedy wyczuł brak podłoża pod swoimi butami. Zaraz po tym dostrzegł kątem oka czyjąś dłoń i odwracając się w jej stronę, jego oczy napotkały ciekawski wzrok półnagiego mężczyzny, który stał w miejscu wilka i bacznie mu się przyglądał.
- Puszczaj mnie! - wypalił do niego od razu, lecz widząc brak efektu od razu zaczął się szarpać. Choć był z natury spokojny i cierpliwy, podnoszenie i wywyższanie się nad skrzatem doprowadzało go do szału. Całe życie pracował na to, by traktowano go jak zwykłego mieszkańca Thenderionu, a nie jak kalekę czy inne magiczne stworzonko, nad którym trzeba się litować. Mimo rozmiarów Tivo był bowiem bardzo zaradny i jeśli napotykał jakieś trudności, szybko je zwalczał, ponownie ciesząc się i zarażając wszystkich dobrym humorem.

Dopiero kiedy zainterweniowała dziewczynka, Tivo ponownie znalazł się na szarym bruku, a otrzepując kurtkę z niewidzialnego pyłu, wydobył z siebie jedynie ciche mruknięcia.
- Nie ma o czym mówić - dodał skrzat, stając między dziewczynką a kupcem, w lekkim oddaleniu od zmiennokształtnego, który dalej patrzył na niego jak na towar na wystawie. - Ale na przyszłość pilnuj pan tej zgrai. Rzeźnicy to parszywcy i łatwo nie odpuszczają, a ten pański cudak najwyraźniej lubi pakować się w kłopoty. Dam wam więc małą radę, trzymajcie się z dala od rynku w godzinach szczytu.

Następnie ludek poprawił gogle na bulwiastym nosie i gwizdnął krótko, wyciągając z małej sakwy ciastko, mogące być dla nieznajomych najwyżej okruchem. Nie minęło jednak wiele czasu jak nad głowami tłumu przeleciała brązowa sowa, która trzepocząc skrzydłami wylądowała na kilka centymetrów przed skrzatem. Przez pierwszy szereg przeszła fala zdziwienia bowiem sowy w mieście nie występowały na co dzień, zwłaszcza za dnia i to z ekwipunkiem podróżniczym na grzbietach. Ta posiadała własny pasek wokół tułowia, do którego przymocowane były kuferki, worki oraz mały, drewniany fotelik z wysokim oparciem. Sam zwierzak zdawał się nie zwracać uwagi na ciężar, mało tego, wyglądał jakby był już przyzwyczajony do roli podróżnego wierzchowca.

Na dźwięk łamanego okrucha sowa przechyliła ciekawsko łepek i w locie złapała rzucony jej przez skrzata kawałek, po czym ukłoniła się nisko i pozwoliła się mu dosiąść, skrzecząc przy tym jakby zobaczyła mysz.
- Zora, cicho - upomniał ją Tivo, a następnie odwrócił się w stronę kupca.
- Może da się pan zaprosić na obiad? - zapytał tamten, wskazując na żółtą kamienicę na końcu rynku. - Mieszkam tu zaraz na parterze i chętnie ugoszczę. I tak mam już dwójkę na głowie, jeden dodatkowy gość nie zrobi mi różnicy.
- Czy ja wiem - zaczął Tivo, lecz na widok szklistych oczu dziewczynki, która patrzyła na niego z zaciekawieniem, skinął tylko głową i strzelił lejcami, zmuszając swoją towarzyszkę do lotu w stronę kamienicy kupca.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

         Nie chcąc narażać się na kłopoty, a tym bardziej złość Nevan, wilkołak postawił nieznajomego z powrotem na ziemi, jednakże wciąż mu się bacznie przyglądał pierwszy raz spotykając się z takim małym człowiekiem. Zaraz się jednak zastanowił i przestał patrzeć na skrzata, jak na kawał soczyście krwistego mięsa, uznając mężczyznę za dziecko jakiejś dziwnej rasy, może półzwierzęcej biorąc pod uwagę jego bujne owłosienie na twarzy. Od razu się rozweselił pokazując szereg swoich nieludzkich zębów, a w oczach migotało mu szczęście, gdyż wierzył, że znalazł kolejnego towarzysza zabaw takiego, jak towarzysząca wilkowi dziewczynka.

        Gdyby nie pojawienie się sowy, zmiennokształtny przybrałby zwierzęcą postać i rzuciłby się na skrzata, aby go powalić na ziemię i z radością wylizać jego twarz przyciętym językiem. Po przybyciu ptaka, automatycznie zmienił się obiekt jego zainteresowania, ślepia błysnęły mu nieznacznie, a źrenice się lekko zmniejszyły, on sam pochylił się i nieco przykulił, aby położyć na ziemi dłonie zakończone długimi, czarnymi pazurami. Wyglądał jak polujące zwierze, a tym co zostało z jego ozora oblizał sobie usta i uszykował się do skoku na wierzchowca małego brodacza. Westchnął jednak ciężko z rezygnacją kiedy dostrzegł, że obrośnięty na twarzy "chłopiec" siada na sowie. W tym momencie mózg wilka "eksplodował", a on patrzył na wszystkich błagalnie ze zdezorientowanym, nierozumiejącym spojrzeniem, domagając się odpowiedzi na nieme pytanie. Z jego perspektywy to wyglądało jakby ten nieznajomy chciał kopulować z ptakiem. Valerian nie wiedział, że tak można, nie wiedział, że to w ogóle możliwe, ale zaczął się zastanawiać jak musi wyglądać potomstwo takiej pary. Nie bardzo mu to jednak wychodziło, a w pewnym momencie nawet zakręciło mu się w głowie i zrobiło nie dobrze. Nie wyobrażał sobie jak można krzyżować ze sobą dwa zupełnie różniące się od siebie stworzenia. Fakt, nie znał się na tych tematach w końcu, w całym swoim życiu był zainteresowany tylko jedną wilczycą w jego stadzie, która dała mu kosza i odeszła za starym przywódcą, ale i tak widział coś dziwnego w tym związku skrzata ze skrzydlatym drapieżnikiem.

        Kupiec z zakłopotaniem podrapał się po karku, przez wcześniejsze przyczajenie wilkołaka na sowę. Ten jednak zaraz, widząc zachowanie towarzysza powtórzył to, myśląc, że też tak powinien zrobić w ramach przeprosin za podniesienie skrzata. Dziewczynka natomiast, przyglądając się przyjacielowi, roześmiała się głośno, aż z kącika jej oczek uleciały pojedyncze łzy. Mężczyzna, który przywiózł tu tą dwójkę, spojrzał na małą poirytowanym spojrzeniem i westchnął jedynie nie mając do niej siły, a wilkołak tak jak poprzednio i to zmałpował po młodszym wiekiem od siebie kupcu. Widząc, że Nevan ma z tego niezły ubaw od razu pomyślał, że to jakaś zabawa i z błogą nieświadomością i naiwnością w oczach zaczął już robić wszystko co Marik, przez co ten zaczął się powoli wściekać na wygłupy ich obojga.

        Nie było jednak za wiele czasu na dyskusję, ponieważ po niedługiej chwili karzeł poderwał sowę do lotu, a mała półelfka wraz z wilczym przyjacielem zadarli głowy do góry z zachwytem podążając wzrokiem za ptakiem. Długo też nie trzeba było czekać na jakąś reakcję, gdyż Valerian zaraz porwał małą w objęcia i rzucił się w pościg za odlatującym nieznajomym, wydając z siebie zniekształcone dźwięki, jakby szczekanie. Kupiec nie mając szansy na dłuższą zwłokę, a tym bardziej zatrzymanie swoich towarzyszy, pobiegł zaraz za nimi. Przez kłopoty jakich przysporzył mu zmiennokształtny po przyjeździe do miasta, zapomniał wspomnieć żonie o dodatkowych gościach przy dzisiejszym obiedzie, jednakże wierzył, że nikt nie zostanie o pustym żołądku. Nie bał się też żadnej awantury ze strony ukochanej, gdyż była ciepłą i towarzyską osobą, częściej się uśmiechającą, niż wkurzającą się. Za to dzieciaki będą miały argumenty, aby pójść później spać. Jedyne z czym mógł być problem to z zapewnieniem całej trójce godnego noclegu. Ale na ten czas nie zaprzątał tym sobie głowy. Nie wiedział jakie plany mieli jego goście, a nie chciał też się narzucać z oferowaniem im zostania na noc.

        W końcu zatrzymali się przed kamienicą i półnagi mężczyzna, noszący na twarzy i kończynach tatuaże, z dziewczynką siedzącą mu na barkach wszedł do budynku, jak do siebie zostawiając za sobą zdyszanego oraz krzyczącego za nimi kupca. Od razu przywitał go przerażony krzyk gospodyni, a dzieci kupca z piskiem pochowały się po kątach.
        - Złodziej, włamywacz. Ludzie, pomocy!
        Valerian nie wiedział co się dzieje i za co jest okładany miotłą. Przykulił się lekko osłaniając sobą Nevan, próbującą wszystko wyjaśnić kobiecie, ale ta nie chciała słuchać, a jej strach i ciągłe bicie zmiennokształtnego tylko zaczynały go powoli denerwować co charakteryzowało ciche warczenie z jego strony.

        - Lira, stój! Przestań! To nasi goście, zapomniałem ci o nich powiedzieć bo ten tu wybiegł w miasto. Ale z tą małą mnie widziałaś. - Zaczął na szybko wszytko tłumaczyć żonie stając między nią i rozdrażnionym wilkołakiem, którego starała się uspokoić dziewczynka.
        Nie do końca się to udało, gdyż urażony wilk poczuł się niechciany, więc wyszedł przed dom i tam został nie ruszając się z miejsca. Zmienił się jedynie w zwierze, aby było mu ciepło kiedy położył się na bruku pod ścianą. Nie słuchał nawet próśb swojej towarzyszki, która w końcu zrezygnowała i poszła bawić się z dziećmi kupca.
        - Przepraszam, że cię nie uprzedziłem. - Westchnął ze zmęczeniem. Chwilę po tym jak opanował napad paniki u kobiety, zaprosił do środka gnoma, upewniając się jeszcze, czy i on nie zostanie obity miotłą.
Awatar użytkownika
Tivo
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tivo »

- Ładnie się zapowiada - mruknął Tivo, bardziej do siebie i Zory, niż do nadbiegającego kupca, który z czerwoną od wysiłku twarzą wpadł przez próg i natychmiast rzucił się do pomocy okładanego miotłą zmiennokształtnego. Fakt, iż ten nie zna ludzkich zwyczajów w ogóle nie zdziwił skrzata, gdyż pracujące z nim krasnoludy również miały spore braki w manierach i etykiecie. Val, jak zwracała się do niego dziewczynka, najwyraźniej nie wiedział do czego służyły drzwi, za co musiał teraz pocierpieć. W przeciwnym razie na pewno dostałoby się jemu i jego przyjaciółce, gdyby skrzat w porę nie zwolnił, by nie stawić się w domu kupca przed nim. Z wysokości piętra doskonale widział rozgrywającą się w dole scenę i uśmiechnął się pod nosem, kierując sowę do pomieszczenia. Jeśli kobieta tak zareagowała na gościa, ciekawe jaki wybuch nastąpi na widok skrzata i żywego ptaka przy stole.

Zora, skrzecząc i trzepocząc skrzydłami zrobiła kilka kółek po kuchni i salonie, a następnie grzecznie przysiadła na oparciu dębowego krzesła, uginając się jak do pokłonu, by siedzący na niej skrzat mógł bez trudu zejść. Dom kupca był obszerny, jasno oświetlony. Dwa duże okna wychodziły z przedsionka na rynek, dając światło w salonie i połączonej po lewej kuchni, podczas gdy reszta pomieszczeń znajdowała się po drugiej stronie kamienicy. Lekkie prześwity pod drzwiami wskazywały na to, że i w nich musiały być okna.
- Przyznam, że mieszkam w Thenderionie od kilkudziesięciu lat, ale za nic nie kojarzę tej strony rynku - powiedział Tivo, przechadzając się po stronie, zerkając co jakiś czas na żonę kupca, czy przypadkiem nie sięga po miotłę. Nie za bardzo miał ochotę być brany za pająka i być zbitym, w charakterze gościa.
- Chodź no tu do nas wilku - zawołał po chwili do mężczyzny na zewnątrz, posługując się przy tym mową zwierząt.

Widać jednak było, że Val nie zamierza się ruszyć z miejsca, choćby go ciągnięto siłą za smycz. Jego towarzyszka dość szybko zrezygnowała też z namawiania go do wejścia, ale skrzat mimo to postanowił spróbować. Z jednej strony nie ładnie było wywalać kogoś za drzwi, z drugiej Tivo nie chciał być jedynym obiektem ciekawskich spojrzeń.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Reakcja na dzikiego ptaka, szalejącego po domu była taka jakiej można się było spodziewać. Kobieta zmieniła swój cel na latającego skrzata i już zamierzała się na tę dwójkę zamachnąć, gdyby wtedy nie zareagował Marik. Wilkołak był wściekły i nie tylko wydawane przez niego dźwięki o tym świadczyły, ale przede wszystkim gniew bijący z jego skrzących, wilczych ślepi. Niewątpliwie rzuciłby się na kobietę i nie miało tu żadnego znaczenia to, że mężczyzna wtargnął do jej domu. Go w żadnej mierze nie można było postrzegać jako człowieka, przez kierujące nim w większości zwierzęce instynkty. Jego zdenerwowanie jedynie było dodatkowo potęgowane wspomnieniami nagonki, jaki na niego urządzono kiedy mieszkał w Szepczącym Lesie, a Nevan i jej ojciec starali się ucywilizować zmiennokształtnego. Niestety jak widać jedyną oznaką jakiegoś postępu w tej kwestii było to, iż wilk przynajmniej nie paradował już nago kiedy przebywał w ludzkiej formie.
        - Val, spokój. Nic się nie dzieje - zaczęła powoli dziewczynka patrząc przyjacielowi prosto w oczy. Nie przynosiło to żadnych rezultatów, gdyż bała się niemowy widząc go w takim stanie, z żądzą mordu mieniącą się ledwo dostrzegalnymi iskierkami w srebrnych oczach. - Nic ci nie grozi, przecież pan Marik jest z nami. - Kontynuowała, ale wilkołak wtedy wyszedł.

        Kolejne próby kończyły się pogardliwym prychaniem ze strony zwierzęcia, albo jego ułożeniem się na ziemi grzbietem do niej i ignorowaniem jej.
        - Ale ty jesteś głupi! - Zdenerwowała się w końcu na niego i tupnęła nóżką, nadymając policzki, które zaczęły czerwienieć. Komicznie to wyglądało - mała dziewczynka udzielająca reprymendy dzikiemu zwierzęciu, które i tak ma ją w głębokim poważaniu. - Jesteś jak małe dziecko! Żałuję, że nie ma już taty, go się przynajmniej słuchałeś. - Krzyknęła, ale jedyną odpowiedzią na to było zatrzepotanie ucha zwierzęcia tylko przez to, że usiadła na czubku mucha.

        Zrezygnowana Nevan wróciła do domu ze łzami migoczącymi w kącikach jej oczu, ale nie chciała się rozpłakać, bo wiedziała, że wilk zacznie szaleć tylko po to, aby znaleźć sposób jak ją pocieszyć. Po powrocie do pomieszczenia spojrzała tylko na rozmawiającego ze skrzatem kupca, krzątającą się w kuchni kobietę, wciąż nieco zszokowaną całą sytuacją, przygotowującą posiłek dla wszystkich, i bawiącą się w salonie dwójkę dzieci, bliźniaków, zerkającą co jakiś czas w stronę dorosłych. Bez wytatuowanego mężczyzny u boku, półelfka w ogóle nie wiedziała co ma z sobą zrobić, była zagubiona i jeszcze bardziej chciała się gdzieś ukryć przed światem i rozpłakać.
        - Powiem, że nie wiele osób w ogóle wie o tej części miasta. Całe życie Thenderionu kręci się wokół głównego placu, poza tym spójrzmy prawdzie w oczy, to nie jest małe miasto. Mieszkam tu od małego i wciąż nie znam wszystkich zakątków, a nawet nazw ulic. - odpowiedział skrzatowi kupiec, nalewając mu i sobie szklankę siwuchy.
        - I tak jest to nie potrzebne komuś, kogo więcej w naszej mieścince nie ma, niż jest. - Wtrąciła się kobieta, patrząc na zagubioną dziewczynkę, która zerkała przez okno na wilka. - Chcesz mi pomóc z nakryciem do stołu, słoneczko? - zapytała ją przyjaźnie.
        - Nie jestem Słoneczko tylko Nevan - mruknęła, ale ochoczo zabrała się za pomoc gospodyni, przynajmniej miała jakieś zajęcie.
        - Jest z tego więcej pieniędzy, niż z prowadzenia kramu oferując miejscowe pierdoły.
        - Przynajmniej mam pewność, że mój mąż wróci do domu. Diabli wiedzą co się czai na szlakach handlowych - tym o to pięknym akcentem zaczęła się małżeńska, stara jak świat kłótnia.

        Wilk nawet nie zareagował na zaczepki i zaproszenia gnoma, a swój szary łeb podniósł słysząc narastające kroki. W jego stronę zmierzała blond włosa, piegowata, młoda dziewczyna z zawiązaną białą chustą na głowie i z fartuszkiem na oliwkowej sukience. Niosła koszyk z warzywami i pieczywem do domu, przy którym leżał. Uśmiechnęła się pogodnie do drapieżnika i pochyliła, aby go pogłaskać. Valerian wtulił pysk w jej delikatne dłonie, wesoło uderzając o bruk ogonem i z radością na mordce otworzył pysk i wywalił swój ucięty jęzor na bok paszczy.
        Znów usłyszał kroki i głos brodacza. Otworzył oczy i się rozejrzał. Nigdzie nie było młódki, a z powietrza ulatywał zapach ostatnio przybyłych do kamienicy. Usiadł, aby podrapać się tylną łapą za uchem i spojrzał w stronę dziwnego człowieka, który jeździł na sowie. Zwierz przechylił głowę na bok z niechęcią i lekko zmarszczonym pyskiem, okazując tym, że nie do końca wyzbył się całego gniewu, ale westchnął i wstał na tylne łapy, aby zaraz znów stać jako człowiek. Podrapał się pod brodą z głęboki zamyśleniem na twarzy i dopiero po dłuższej chwili, jakby właśnie sobie przypomniał, zapukał we framugę otwartych od kuchni, drzwi, a po zaproszeniu wszedł do środka i spięty oraz zdezorientowany usiadł obok Marika, który był naprzeciwko skrzata. Nevan widząc tą zmianę w zachowaniu przyjaciela rozpromieniła się i żywiej wykonywała swoje zadanie.
Awatar użytkownika
Tivo
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tivo »

- Ja miasta nie miałem okazji dobrze zwiedzić, bo w końcu jak miałbym się po nim poruszać? Ale z lotu ptaka jestem w stanie wskazać co większe obiekty. Na co dzień przesiaduję jednak w kopalni rubinów i razem z krasnoludami pracujemy nad ich wydobyciem. Robota, jak to robota, ciężka, ale nie narzekam. Mam przynajmniej jakieś zajęcie.
Następnie Tivo wyraźnym gestem odmówił polania sobie siwuchy i poprosił o zwykłą wodę, razem z kawałkiem jabłka i kilkoma jagodami.
- Tak odżywiają się skrzaty - wyjaśnił, wyciągając na stół jeszcze jednego herbatnika, by jego przyjaciółka również mogła zjeść. - Mięso i przetwory nam szkodzą, w ostateczności mogę zajadać chleb, ale wszystko inne, co nie jest owocem... no... dopowiedz sobie sam.

Zerkając ukradkiem na dziewczynę, zastanawiał się co musiało się wydarzyć, że została ona "nianią" dorosłego zmiennokształtnego. Z tego, co czytał, likantropi żyli w stadach, sforach, między ludźmi próbowali ukrywać swoją naturę, ale zew gdzieś siedział głęboko w nich zakorzeniony. Val wydawał się jednym z takich, którzy zostali wyciągnięci z lasu przed totalnym zdziczeniem, ale jednak jego obecność nasuwała pewne pytania. Tivo nie zamierzał jednak w to wnikać i dopytywać, podrapał się tylko po brodzie i zerknął na Nevan, która rozkładała naczynia.

- Uśmiechnij się dziecko - powiedział spokojnie. - Śmiech jest lepszy od płaczu. Od śmiechu rodzą się wróżki - dodał, zajmując miejsce. To samo zrobił kupiec i wilk, który zdecydował się jednak wejść do środka, a także Zora, która przycapnęła za skrzatem i schowała głowę między skrzydła.

- Co was sprowadza do Thenderionu? - zapytał po chwili, by podtrzymać atmosferę przy stole. Z racji rozmiarów, jako jedyny siedział na blacie, rozdzielając na pół jagody i wyjadając ich środek.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        - Tylko owoce? - zdziwił się kupiec nie polewając gościowi alkoholu, a za to podając kubek z wodą i miskę z leśnymi owocami. - Nie mi to oceniać, każdy je to co lubi - uśmiechnął się przyjaźnie i wypił całą zawartość swojego kieliszka. Skrzywił się z początku, a po tym znów skupił uwagę na skrzacie. - Nie jesteś stąd prawa? Skrzat w środku miasta to rzadki widok. Do krasnoludów wszyscy się już przyzwyczaili, ale wy jesteście mniejsi z tego co widzę, prawda? Nie dziwię się dlaczego wolisz przemieszczać się na... Sowie, niż spacerować ulicami miasta. - Znów sobie nalał i odstawił resztę siwuchy na półkę, z której ją wziął, upewniając się, że będzie poza zasięgiem jego dzieci. - Tak w ogóle jestem Marik, to moja żona Lira i synowie Dion i Kas. A ta dwójka to Nevan i... Jak on tam miał... - zamyślił się mężczyzna, co nie uszło uwadze małej półelfki, która zaraz się oburzyła.
        - Val... Valerian, od takiej ładnie pachnącej rośliny, sama go tak nazwałam - powiedziała, ale zaraz kupiec jej się wtrącił w słowo.
        - No właśnie. Pilnowali, znaczy przede wszystkim ten wilkołak pilnował, abym bezpiecznie dotarł do domu, nie martwiąc się o utratę życia z rąk bandytów na szlaku. Ta mała w sumie tylko wyżerała moje zapasy i kontrolowała swojego przyjaciela, żeby nie atakował tych co nie powinien. - Wyjaśnił i podał skrzatowi dłoń po tym jak się przedstawił.
        - Niewdzięcznik - mruknęła z niezadowoleniem pod nosem i obrażona zajęła się swoim zadaniem.

        - Wróżki? - zainteresowała się dziewczynka patrząc migoczącymi oczkami na brodacza. Od razu się rozpromieniła od ucha do ucha i podskoczyła z radości - Chcę zobaczyć wróżkę! - zawołała wesoło myśląc, że od tego pojawi się przed nią ta maciupka naturianka, choć Tivo wyraźnie powiedział, że się rodzą, a nie pojawiają.

        Nevan z uśmiechem już na twarzy pomagała dalej gospodyni i zaraz sama usiadła przy stole, na którym zaczęły pojawiać się naczynia: kociołek z gulaszem warzywnym, miska pełna kaszy i dzbanek z wodą, na której powierzchni pływały dwa listki mięty. Dziewczynce na sam widok porządnego jedzenia zaburczało w brzuszku. Podczas całej podróży z kupcem jedli tylko jego paskudne zapasy w postaci strasznie słonego i twardego, suszonego mięsa, albo jakieś ohydztwa, które Valerian przynosił z lasu do ich ogniska. Wydawał się wtedy szczęśliwy samym pościgiem za czymś, niż faktem tego, że coś zje. Spojrzała na swojego przyjaciela z ostrzeżeniem w oczach, aby się grzecznie zachowywał. Wilk widząc jej niemą groźbę lekko się skulił i nawet nie drgnął siedząc na krześle. Patrzył jedynie jak wszyscy sobie nakładają apetycznie wyglądający i pachnący posiłek, a on został przy pustym talerzu. Mała z irytacją oddała mu swój talerz z nałożonym obiadem i wzięła jego, raz jeszcze biorąc sobie jedzenie i wraz ze wszystkimi zaczęła jeść nie przejmując się tym, że likantrop nie używał w tym celu sztućców. To była kolejna rzecz, której nie dał się nauczyć tak samo jak dbania o swoje długie włosy, zarost i zakładania butów zawsze jak gdzieś wychodzi, a tym bardziej do miasta.

        Kupiec nie odpowiedział na to pytanie, ponieważ stwierdził, że nie było kierowane do niego skoro obecnie przebywali w jego domu. Valerian za to chciał wyjść na normalnego człowieka i zaczął odpowiadać skrzatowi serią sapnięć i warknięć, a także zdeformowanych szczeknięć, ale wyglądało jakby nikt go nie rozumiał. Nevan odchrząknęła teatralnie i wytarła sobie buzie w rękaw bluzki kiedy skończyła już jeść.
        - Musimy zarobić pieniądze, żeby kupić sobie dom - odpowiedziała, a zmiennokształtny zrobił poważną minę i pokiwał głową, widząc ostrzeżenie w oczach przyjaciółki, wrócił prędko do jedzenia. - Może znów pojedziemy z jakimś kupcem, który będzie bał się jechać sam i zapłaci nam za to, że Val się będzie bił z innymi. A właśnie obiecałeś nam zapłacić - zwróciła się do Marika bez grama szacunku, jakby był jej rówieśnikiem, a nie osobą, która mogłaby być jej ojcem.
        - Miałem zapłacić, owszem, ale podliczając ile musiałem przez was wydać, aby pokryć wyrządzone szkody nie tylko w moich towarach, ale biorąc też pod uwagę sytuacje takie jak dziś, powinnaś się cieszyć, mała, że to ja nie domagam się od was pieniędzy. - Odparł spokojnie popijając nalany wcześniej kieliszek siwuchy, wodą podaną do obiadu.

        Otworzyła buzię zdenerwowana i już miała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Nadęła z oburzeniem policzki jak jakaś żaba i odeszła od stołu wraz z kobietą, zaczynając powoli sprzątać. Wilk chciał być pomocny i po wylizaniu do czysta swojego talerza i oblizaniu się pozostałością po języku wstał, aby pomóc gospodyni i przyjaciółce.

        Lira zlękła się kiedy tylko obcy facet się do niej zbliżył, by zabrać naczynia i prędko pogoniła go, mówiąc, że same sobie poradzą. Westchnął ciężko i ze znudzeniem wrócił na swoje krzesło przy stole nie wiedząc co ma robić. Słysząc jednak po chwili śmiechy bawiących się chłopców uśmiechnął się lekko i poszedł do nich mając nadzieję na wspólną zabawę. Niestety żona kupca i na to mu nie pozwoliła wyzywając wilkołaka od zboczeńców i dewiantów, kiedy tylko zaczął się z nimi bawić drewnianymi lalkami rycerzy. Po tym żeby mieć święty spokój znów wrócił do mężczyzn i już się nie ruszył z miejsca, nawet kiedy zaczął przysypiać.
Awatar użytkownika
Tivo
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tivo »

- Niestety tak - odpowiedział skrzat i sięgnął po okazałych rozmiarów malinę, którą porozdzielał na pojedyncze różowe granulki. - Widzi pan, panie Marik, ja jestem Naturianinem czyli istotą, która w całym swoim postępowaniu wyraża szacunek dla otaczającej nas przyrody. Z tym wiążą się pewne przeszkody. Mięso jest dla mnie szkodliwe, dlatego go unikam. Podobnie zresztą jak alkohol i inne przetwory. Żywię się jedynie owocami, wodą i chlebem.
- I tak i nie - przyznał, przysiadając się bliżej kupca. - Urodziłem się na Dalekiej Północy, ale większość życia spędziłem właśnie tutaj. Od małego żyłem wśród krasnoludów, znam ich język, zwyczaje, tradycje. Do pracy w kopalni przywykłem, choć gabarytami daleko mi do nich. Mimo to nigdy się nie poddaję i zawsze daję z siebie wszystko. Jestem też inżynierem tutejszych wojsk garnizonowych, choć ostatnio pełnię bardziej funkcję konsultacyjną.
- Tak, ten sposób podróżowania jest znacznie łatwiejszy. Zora to wspaniała towarzyszka i przyjaciółka, ale miewa czasem humorki.
Jakby na potwierdzenie tych słów pierzasta dama zaskrzeczała i trąciła swojego pana w bok, zmuszając go do wypuszczenia z rąk granulków malin, które następnie rozdziobała.

- Może kiedyś zobaczysz - powiedział z uśmiechem Tivo, odwracając się do dziewczynki. - Wyglądają podobnie, lecz są szczuplejsze i ładniejsze, a z ich pleców wyrasta para przezroczystych skrzydeł. W przeciwieństwie do chochlików czynią wiele dobrego i opiekują się przyrodą.

Następnie dokończył w spokoju posiłek i pomógł swojemu zwierzakowi oczyścić pióra, gdyż ten pobrudził je jagodami.
- Chyba byłaś głodna, co? - zapytał małą w odpowiedzi na jej błyszczące oczy kiedy na stół weszła prawdziwa strawa. Brodacz był obeznany w tutejszej kuchni, jego towarzysze z kopalni sami gotowali gęste i bogate w mięso gulasze, których zapach docierał nawet na sam dół szybu, robiąc smaka innym, ciężko pracującym na drugiej zmianie. Skrzat rzecz jasna umiał się powstrzymać.

- Chcemy zgrywać zaradną, tak? - Tivo nie krył zdziwienia, gdy usłyszał odpowiedź z ust Nevan. - Ale to nie takie proste... - zaraz jednak zamilkł, nie chcąc psuć dziewczynce wyobrażenia o świecie i popatrzył na kupca. - Strata czy nie, dotarliście tu bezpiecznie, prawda panie Marik? Zapłaćcie im tyle ile ustaliliście i rozejdziecie się w zgodzie. Szkoda panu kilku srebrnych na nich. W Thenderionie nie żyje się wcale łatwo.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        - Ma humorki jak każda kobieta. - Zaśmiał się z rozbawieniem kupiec, ale po chwili przykulił się, chowając się przed ciosem swojej żony.
        - Nie mądruj się, tylko idź napalić w piecu i uszykować kąpiel oraz pokój naszym gościom. - Powiedziała oburzona przez to co powiedział, zmywając naczynia po zjedzonym już obiedzie. Cały czas jednak obserwowała czujnie, z nieufnością wytatuowanego mężczyznę. Nigdy nie spotkała tak dziwnego osobnika jak on, a jej kobieca intuicja wyła przeraźliwie na alarm, kiedy tylko zbliżył się do jej synów. Nie uśmiechało jej się, aby on został u nich na noc, ale widząc jak ważny był dla pomagającej jej dziewczynki, nie mogła tego zrobić.

        - Kiedyś prawie udało mi się taką zobaczyć, ale nie zdarzyłam, bo Val ją zjadł. - Odparła Nevan ze smutkiem na to wspomnienie, zaraz jednak się zaśmiała pod nosem. Dała wtedy wilkowi popalić, że aż jej unikał przez trzy dni.
        - Jak to nie jest proste? - spytała nie rozumiejąc co skrzat miał na myśli. - Słyszałam, jak kiedyś mój tata mówił, że odkąd pojawił się u nas Val, wszystko stało się o wiele łatwiejsze. Polowania zawsze się udawały, nawet dwa razy więcej zwierząt oboje przynosili do domu, przez co dwa razy więcej mój tatuś mógł sprzedawać skór.

        Zmiennokształtny ożywił się kiedy wspomniany został ojciec dziewczynki. Czuł do niego ogromny szacunek, ponieważ na to zasługiwał i dlatego chciał się zaopiekować jego córką, najlepiej jak potrafił. Nie do końca rozumiał, czemu wszystko kręci się wokół pieniędzy, ale widział, że są one podstawą życia na tym świecie, a przez to priorytetem było ich posiadanie. Fakt daliby radę przeżyć jakiś czas z majątku jaki został po myśliwym, ale prędzej czy później i tak musieliby znaleźć sobie jakąś pracę. Spojrzał hardo to na Marika, to na Nevan, której pokręcił jedynie głową widząc, że chciała dyskutować ze skrzatem, że przecież oni z rana i tak prawdopodobnie opuszczą to miasto z innym kupieckim powozem.

        - Ano prawda, prawda... - westchnął z rezygnacją mężczyzna, po czym oddał niechętnie dziewczynce malutką sakiewkę z pięcioma srebrnikami. - Ucierpiałaby moja reputacja, gdyby ktoś się dowiedział, że nie dotrzymałem kupieckiego słowa. - Po tych słowach wyszedł, aby wypełnić polecenie żony o przygotowaniu posłań i kąpieli.
        Nevan spojrzała na skrzata z radosnym uśmiechem na twarzy i nie mogąc się powstrzymać podbiegła do brodacza i go uściskała mocno z wdzięczności, zasypując gradem podziękowań. Po tym doskoczyła do wilkołaka, którego też uściskała. To były jej pierwsze zarobione pieniądze, a przez to jej wiara w osiągnięcie ich celu wzrosła, marzenie o posiadaniu znów domu wydawało się bardziej realne i bliższe zrealizowaniu o tych pięć srebrnych orłów.

        Wilk się do niej uśmiechnął równie wesoło co ona, ale strasznie to wyglądało przez jego zwierzęce zęby, nie wydawał się jednak podzielać jej entuzjazmu, pogrążony myślami. Obecnie głowę zaprzątała mu dziewczyna, która przyszła do niego a po tym zniknęła. Było to tak realne, że nie wiedział, iż był to zwykły sen.
Awatar użytkownika
Tivo
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tivo »

- Zjadł wróżkę?! - Tivo aż podskoczył, po czym obrzucił towarzysza dziewczynki badawczym spojrzeniem. - I żadne drzewo nie chciało mu za to przywalić? Nie może być - dodał, przywołując w pamięci kilka nie licznych bajek, które słyszał na swój temat. Według nich wróżki rodziły się by podobnie jak nimfy i driady, chronić drzewa i zwierzęta przed człowiekiem. Informacja iż to pół zwierzę zaatakowało jedną z nich jakoś nie mieściła się skrzatowi w głowie. Chochliki natomiast stworzone zostały do natarczywych wypadów na ludzkie domy, by uprzykrzać im życie wszelkimi dostępnymi sposobami.

Tivo aż uśmiechnął się w myślach do tych ostatnich. Niby należał do tego gatunku, ale wolał majsterkować niż psuć wszystko na swojej drodze. Większą miał z tego uciechę.
- A no posiada humorki - przyznał skrzat, drapiąc przyjaciółkę pod skrzydłem. - Ale nie wyobrażam sobie życia bez niej. To nie tylko środek transportu, ale też ktoś z kim można pogadać kiedy doskwiera samotność. Chyba, że strzeli focha, co kobiety też mają w naturze...

Czując, że i jemu może się oberwać, Tivo zamilkł i oddalił się z zasięgu szmatki, którą żona kupca mogła w każdej chwili się na niego zamachnąć. Nie chciał denerwować gospodyni, ale też kończyć przyjemnej konwersacji z jej mężem, który nie próbował się wywyższać w jego obecności, jak inni ludzie mieli to w zwyczaju. Jak się nad tym zastanowić to tylko krasnoludy traktowały go jak równego sobie.

- Nie chciałbym psuć twoich marzeń, ale dom jest o wiele droższy, a przecież musicie jeszcze jeść, coś nosić, gdzieś spać. Wygodniej by wam było zbudować własne cztery ściany w sąsiednim lesie niż kupować w mieście. Nawet znalazłbym wam ekipę, która postawi go za darmo, ale sam koszt materiałów wyniesie dużo.

Dziewczynka wydała się skrzatowi dużo doroślejsza niż inne dzieci w jej wieku, dlatego Tivo wolał rozmawiać z nią odpowiednio do roli, którą odgrywa w tym "związku". Jej towarzysz wyglądał raczej jak ktoś wyrwany z lasu i szybciej dogadałby się raczej z dziwaczałym pustelnikiem, niż magnatem, ale nie jemu było to oceniać.
- Jeśli szukacie pracy, w Thenderionie zawsze się coś znajdzie. Val wygląda mi na silnego, więc nie będzie z tym kłopotu. Nawet w mojej kopalni znajdzie się dla niego jakieś zajęcie. Pytanie tylko czy jesteście zainteresowani.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        - Tak mi się wydaje, ponieważ wcześniej rozkopał króliczą norkę i po zabawie w gryzionego berka z nimi, a po tym zaczął się wokół niego kręcić taki dziwny motyl, po którym zostały tylko skrzydła jak otworzyłam mu paszczę, żeby uwolnić biedaka. - Wyjaśniła nie rozumiejąc o co mu chodziło z tym drzewem. Pamiętała jak tata jej opowiadał, że to driady opiekują się drzewami w lesie i jeśli umiera jej drzewo, ona także. Nie wiedziała czy jest to prawda, ale ogromnie w to wierzyła i zawsze gdy wchodziła do lasu starała się nie połamać żadnej gałązki na zdrowym drzewie podczas zabaw zielonych koronach, nie zrywała także owoców, ani liści. Uśmiechnęła się z rozbawieniem na wspomnienie swojego taty i zachowania nierozgarniętego jeszcze wtedy wilkołaka.

        Marik chciał kontynuować ze swoim gościem temat kobiet, chociażby dla własnej radości, że sobie trochę pożartował i nagrabił u żony, ale ta dała mu zadanie do wykonania i wiedział, że choćby chwila zwłoki kosztowałaby go spaniem poza domem, albo na strychu lub też piwnicy, więc szybko zajął się tym czym miał. Najpierw rozpalił w piecyku i dorzucił do ognia aby woda i pomieszczenie się powoli rozgrzewało, a w między czasie począł przygotowywać gościom posłania. Musieli mu wybaczyć spanie na podłodze, ale nie mieli żadnego pokoju gościnnego.

        - Ma pan rację, wciąż rosnę i muszę mieć co jeść - powiedziała przejmując się jedynie tym. Nie przeszkadzało jej spanie pod gołym niebem, bo wiedziała, że Valerian nie pozwoli, aby coś jej się stało. Najgorsze właśnie było to, że wilk dzielił się z nią jedzeniem kiedy coś sobie upolował, ale właśnie. On nie potrzebował uprzedniego obrobienia mięsa. Zębami obdzierał zdobycz ze skóry i zjadał po prostu surowe, ona tak nie mogła, chociażby ze względu na to, że widziała jakim uroczym stworzeniem było niedawno jej ofiarowane śniadanie.         - On zje wszystko. Raz nawet widziałam jak włóczył się po wiosce, w której mieszkałam i jadł śmieci. - Skrzywiła się, a na jej twarzy zawitał grymas charakterystyczny dla nadchodzących mdłości. Nie wyobrażała sobie jak można jeść takie paskudztwa, ale życie zaskoczy ją jeszcze zapewne nie jednym.

        - Naprawdę? Mógłby nam pan pomóc?! - omal się nie posiała ze szczęścia i znów uściskała skrzata. Val patrzył w ich stronę i tylko przekrzywił głowę na bok zastanawiając się co się robi w takiej "kopalni". Widząc jednak szczęście małej nie mógł jej odmówić i postanowił nie sprawiać kłopotów w nowej pracy. Nie mniej był zagubiony i niepewny wszystkiego co się wiązało z jego przyszłością. Nie lubił wychodzić za bardzo do przodu, bo sobie tego nie wyobrażał przez swoje zwierzęce przyzwyczajenia. Wolał się skupiać na tym co jest obecnie, jedynie zapewnienie Nevan dachu nad głową było jego jedynym planem długoterminowym.

        Jego kąciki lekko uniosły się ku górze w uśmiechu i skinął skrzatowi głową w podzięce. Po tym spojrzał na Marika, który własnie wrócił do kuchni po uprzednim posłaniu swoich dzieci do łóżek.
        - Kąpiel już gotowa, tak samo jak łóżka. - Poinformował ich i przysiadł się do stołu pomiędzy mężczyzn.
        - To kobiety mają pierwszeństwo! - wypaliła od razu zrywając się z miejsca i pognała się wykąpać ze śmiechem. Brakowało jej tego, dawno się porządnie nie wyszorowała w gorącej wodzie. Gospodyni widząc jej zapał i radość uśmiechnęła się rozbawiona i poszła za dziewczynką zanieść jej ręcznik i jedną z piżam swoich synów, aby mała mogła się w coś czystego przebrać.

        Wilkołak na wzmiankę o kąpieli zadrżał z przestrachem w oczach, ale nie ruszył się z miejsca patrząc to na jednego to na kupca, to na skrzata przy stole i westchnął opierając się wygodniej o oparcie i zamykając oczy. Wiedział, że nie jest zdolny do komunikacji z innymi ludźmi, a przede wszystkim to inni nie chcą go zrozumieć, dlatego zawsze wolą się od niego trzymać z daleka, mając go ja jakiegoś dewianta, dziwaka i potwora. Czasami z jakiegoś powodu się zastanawiał czy nie powinien zostawić Nevan u jakiejś rodziny albo w sierocińcu, a samemu wrócić do lasu skąd przyszedł.
Awatar użytkownika
Tivo
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tivo »

- Nie, nie, nie - wymamrotał jedynie skrzat, kiedy dziewczynka podniosła go wysoko z zamiarem przytulenia. Ze wszystkich rzeczy, których nienawidził, podnoszenie znajdowało się na samym szczycie listy, którą Tivo systematycznie uzupełniał w miarę, jak przybywało mu lat. Zupełnie przypadkiem odkrył, że im starszy był, tym więcej rzeczy i zachowań nie przynosiło mu już uśmiechu na ustach, a jedynie zniesmaczenie lub gniew. Ten ostatni objawiał się przy nierównym traktowaniu skrzata w społeczeństwie. Tivo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest niski i nie tak silny, jak ludzie, ale radził sobie na wszystkie znane sobie sposoby, wykazując się samowystarczalnością i zaradnością. Nie mógł co prawda dźwigać i pracować równie ciężko, ale nigdy nie odpuszczał, dlatego nie mógł zrobić tego także teraz. Wszystko musi mieć swój porządek.
- Nie podnoś mnie więcej, dobrze, strasznie tego nie lubię - wyjaśnił dziewczynce, kiedy ta go odstawiła na blat stołu, by w następnej minucie zniknąć w sąsiednim pokoju razem z żoną kupca, który przygotował im gorącą kąpiel.

- Pomogę wam, choć nie wiem czy tego nie pożałuję - powiedział skrzat, kiedy został przy stole sam na sam z Valem i Marikiem. O ile drugi czuł się swobodnie we własnym domu, pierwszy wydawał się niespokojny i nieobecny, kiedy zniknęła Nevan. - Wydajecie się kompletnie zagubieni w sytuacji, a ja zdobyłem o was nie najgorsze zdanie, ale to nie znaczy, że będzie łatwo już na samym początku.
- Kopalnia - zaczął wyjaśniać Tivo Valowi, by jako tako przybliżyć mu sprawę pracy, skoro to on miał ją wykonywać. Jednocześnie chciał uprościć przekaz, by towarzysz dziewczynki wszystko zrozumiał. - To miejsce, gdzie wydobywamy z ziemi kamienie różnej wielkości i robimy z nimi to, co uważamy za słuszne. Z jednych budujemy, innymi palimy w piecach, a jeszcze inne przerabiamy na kolczyki i inne takie. Ty, wilczy kolego, pomożesz mi przy wydobyciu. Tyle chyba dasz radę robić, co?

Następnie Tivo zerknął na kupca, od którego oczekiwał w tej sprawie jakiegoś wsparcia. Skrzat mieszkał w jednej z wież Thenderionu, a właściwie na jednej z nich, ówcześnie przygotowawszy tam gniazdo dla Zory i niewielką chatkę pomiędzy stropami. Standardy w jakich żył były dalekie rozmiarowo od tych, które prezentowali jego towarzysze, a skoro ze znalezieniem chwilowej kwatery był problem, Tivo liczył na pomoc kupca i to, że przenocuje on na kilka dni Vala i Nevan. Przynajmniej do czasu, aż nie zarobią na dom lub nie wynajmą pokoju w karczmie. Zarobki z pracy w kopalni nie były za wysokie, ale starczały na wszystkie potrzeby, co, zważywszy na oszczędność małej, zaowocuje sporym zapasem gotówki na ich wymarzony dom. Oczywiście najpierw musieliby sprawdzić się w pracy. Val wydawał się naturianinowi silny i zręczny, choć mało rozgarnięty. Przy dźwiganiu kamieni nie wymagano większych kwalifikacji, a fakt, iż mężczyzna był zmiennokształtnym mogło okazać się atutem.

- Jeśli można prosić o podwiezienie pana Vala pod wrota wschodniego szybu, byłbym wdzięczny - przemówił Tivo do kupca, wyciągając z kieszeni kawałek mapy z narysowanym układem budynków. Skrzat nie posiadał jednej, dużej, więc porozcinał taką i podpisał, zabierając ze sobą tylko te, które mogą mu się w danej chwili przydać. Banki, koszary, szyby, czy też pałac, wszystko miał pod ręką lub w jukach na siodle Zory. - Ranną zmianę zaczynamy o świcie, ale godzina dziesiąta jest bardziej odpowiednia. Unikniemy wtedy zbędnych formalności kogo to ja wprowadzam do środka. Na warcie pracuje wtedy mój przyjaciel.

Po tych słowach, Tivo wdrapał się na sowę i stuknął piętami jej boki, zmuszając ją do rozprostarcia skrzydeł i podjęcia lotu. Skrzat wolał nie zostawać na noc, głównie ze względu na ptaka oraz nadużywanie gościnności.
Zablokowany

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości