Fiołkowa PolanaPoszukiwanie sojusznika.

Polana usłana kwieciem, fiołkami, niezapominajkami i wrzosami. Położona na południe od Kryształowego Królestwa, gdzieś pod wzgórzami Thenderionu. Zamieszkana przez dwie lisołaczki. Siostry: Amertin i Farico. Wcześniej zamieszkiwali ją ich rodzice: Tenor i Arya.
Zablokowany
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Poszukiwanie sojusznika.

Post autor: Groszek »

Podróż na Lotce była monotonna. Ptak szybował w jednostajnym tempie, na wysokości z której wszystko w dole rozmywało się w jedną wielką plamą zieleni. Początkowy zapał Groszek szybko osłabł, a po kilku godzinach siedzenia w niewygodnej pozycji na grzbiecie skrzydlatego pomocnika, wróżka zaczęła wiercić się niespokojnie, co jeszcze bardziej irytowało Lotkę. Zielono - żółty ptak okazał się małomówny i wyjątkowo nietowarzyski. Większość tematów podejmowanych przez Groszek, Lotka zbywała w kilku słowach, szczególnie robiąc się drażliwa gdy wróżka poruszała kwestię jej odwagi.
Teoretycznie Lotka należała do grupy strażników chroniących Błyszczące Jezioro, co oznaczało że na co dzień ryzykowała swoim życiem dla zapewnienia bezpieczeństwa wspólnocie wróżek, w praktyce zaś ptak bała się wszystkiego. Od jastrzębi, które widziała w każdym większym przelatującym cieniu, po deszcz i wiatr, a kończąc na kolorowych wstęgach rozmieszczonych na polach. Groszek pragnęła by wreszcie coś się zaczęło dziać ale nie miała pojęcia że owo „coś” będzie oznaczało kulenie się pod liściem, tylko dlatego że gdzieś tam wysoko krąży coś co chce pożerać nieszczęsną Lotkę.
- Ile jeszcze? – Spytała Groszek.- Przecież musi mu się w końcu znudzić.
- Cicho. I przestań ruszać liśćmi. – Syknął Lotka.
- Skoro nie możemy lecieć to dlaczego nie pójdziemy piechotą?
- Zwariowałaś? Wiesz ile niebezpieczeństw czeka na małego ptaka tutaj na ziemi? Lisy, kuny, łasice i węże. Poza tym idąc ścieżką byłybyśmy doskonale widoczne dla powietrznych drapieżników. To może od razu połóżmy się i poczekajmy jak coś urządzi sobie z nas pyszną przekąskę… - Zdenerwowana Lotka przerwała w pół zdania. Zarośla w których ukrywały się obie podróżniczki zaczęły się ruszać, a z szeleszczących gałęzi tuż nad głowami Groszek i Lotki wyłonił się włochaty pysk z wilgotnym nosem. Ptak natychmiast rzuciła się do ucieczki.
- O matko! Ryś! Uciekaj! Nie, nie tędy. Nie w górę. – Krzyczała Lotka wykonując przy tym całą serię krótkich podskoków i powietrznych akrobacji. Niewiele zastanawiając się nad tym z czym mają do czynienia, wróżka rzuciła się w ślad za przyjaciółką. Groszek chciała uspokoić będącą na skraju załamania nerwowego towarzyszkę. Pościg za ptakiem trwał dobre kilkadziesiąt metrów w czasie których Groszek cały czas słyszała ujadanie biegnącego z tyłu drapieżnika. Wreszcie chwytając za uzdę i siodło, pociągnęła za sobą skrzydlate zwierzątko, szukając dla nich obu bezpiecznego schronienia.
- Szybko! Tędy. Właź do środka. Tu nas nie znajdzie. – Upierała się wróżka na siłę wpychając swojego wierzchowca do wiszącej na gałęzi torby podróżnej, którą sama Groszek brała za niewielką dziuplę
- Postradałaś zmysły? Tylko nie tu. – Usiłowała protestować Lotka, na oślep wymachując skrzydłami. Jednak wróżka pozostała nieugięta, nie dając za wygraną dopóki obie nie znalazły się w środku.
- Co to za zapach? – Dziwiła się Groszek.
- To koniec. Jesteśmy zgubione. – Płakała Lotka.
- Że niby koniec tak pachnie?
Wróżka ostrożnie wyjrzała na zewnątrz. Przez chwilę nie widziała nic poza niewielką polaną i czymś przypominającym ognisko. „Rysia” nigdzie nie było. Nagle pole widzenia wróżki zasłonił rękaw mocno wysłużonej tuniki.
- Elfy? – Szeptem zastanawiała się Groszek. Obie z Lotką podróżowały w stronę Szepczącego Lasu mając nadzieję uzyskać pomoc od mieszkańców kryształowego Królestwa. Królowa Wróżkowej Polany była przekonana że właśnie przedstawiciele tej rasy najszybciej będą skłonni zaangażować się w misję Groszek.
- Błagam cię, przestań gadać. To nie są ziemie elfów. – Rozpaczała Lotka. - Musimy spróbować uciec gdy tylko otworzy torbę.
- Chcesz powiedzieć że… - usiłowała wtrącić wróżka, jednak skrzydło na jej twarzy stłumiło pytanie. Świadomość że siedzą w czyimś podróżnych chlebaku, brzmiała niedorzecznie, ale przynajmniej tłumaczyła skąd brał się ten dziwny, zupełnie obcy jej zapach.
Awatar użytkownika
Taka
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taka »

Taka dałby sobie rękę uciąć (i to tępym nożem), że dobrze przywiązał psa. Usłyszał jednak szczekanie Nandy, które nauczył się znakomicie odróżniać od wszystkich innych wydawanych przez nią dźwięków. Oznaczało coś w rodzaju: “ofiara, widzę, ucieka, szybko, goń, zabij”. Nanda zwykle wydawała je, gdy znikała w krzewach za zwiewającym spiesznie zającem, zupełnie głucha na Takę, który naprzemiennie ją wołał i przeklinał na dziesięć pokoleń wstecz.

Wyprostował się znad pniaka, z którego ociosywał korę i mniejsze gałązki. Przekonał się zaraz, że Nandę rzeczywiście przywiązał porządnie. Tylko młodziutka brzoza, do której przytwierdził rzemienną smycz, musiała być spróchniała w środku, bo złamała się w pół pod nie tak znowu wielką siłą charta.

Taka nie zamierzał gonić psa, bo jakie miałby szanse? Ale na szczęście Nanda daleko nie pobiegła, wlokąc za sobą górną połowę nieszczęsnej brzózki. Łukiem okrążyła obóz i ujadała teraz na torbę Taki, przewieszoną przez gałąź.

- Ej. EJ! - zawołał Taka na psa. - Siad!

Zwierzę usiadło i spojrzało na Takę ciemnymi, okrągłymi oczami. Był w nich wyrzut, który Taka trochę rozumiał. Nanda urodziła się, by polować, a on od dobrego tygodnia nie wypatrzył wartej zachodu zwierzyny. Mieli jeszcze suszonego dzika, czas ich nie gonił, nie rozdrabniał więc się w zasadzaniu na drobiazg. Ale skoro nogi przywiodły ich wreszcie do Szepczącego Lasu, słynnego ze swej bogatej fauny, prawdopodobnie Taka wkrótce znów chwyci za łuk, a Nanda wybiega się po wsze czasy…

Na razie Taka sięgnął do torby, by wyjąć kawałek mięsa. Nandzie rzadko kiedy zdarzało się go słuchać i siadać, kiedy należy, więc zasługiwała na nagrodę skoro chociaż raz polecenia odniosły skutek. Zamiast jednak na spodziewany bałagan, Taka natrafił twardą, podrapaną dłonią na coś pierzastego, ciepłego i bez wątpienia żywego.

Błyskawicznie opanował zdziwienie, schwycił mocno stworzenie i wyciągnął z torby… ptaka!

Nanda zapiszczała, a gdy na nią spojrzał, trąciła go przednią łapą jak zwykła czynić, gdy chciała by jej rzucił patyk. Najwyraźniej ptakiem też chętnie by się pobawiła, ale Taka tylko przydeptał smycz i począł oglądać niespodziewanego, pierzastego pasażera ze wszystkich stron.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Groszek i Lotka w napięciu wyczekiwały na moment w którym człowiek uchyli górną część torby. Miały nadzieję wykorzystać tą krótka chwilę w której będą wstanie wydostać się na zewnątrz. Niestety obie próbowały ratować się w tym samym czasie, wybierając identyczny kierunek ucieczki, w skutek czego zamiast znaleźć się na wolności, wróżka i ptak zderzyły się z sobą na powrót lądując na dnie chlebaka. Chwilę później wielkolud chwycił Lotkę i wyciągnął ją z torby.
Przerażona Groszek wyjrzała przez otwór w którym obie dostały się do środka. Pierwszy raz w życiu naprawdę się bała. Widok olbrzyma trzymającego w dłoni trzęsącego się z strachu ptaka, paraliżował możliwości działania wróżki. Groszek miała już do czynienia z niebezpiecznymi przeciwnikami. Rogaty chrząszcz jelonek - sokownik był groźny. Czarna osa również. Nigdy jednak wróżka nie stanęła przeciwko komuś kto może zdusić cię jednym zaciśnięciem dłoni. Mimo wszystko musiała coś zrobić żeby pomóc nieszczęsnej przyjaciółce.
Na szczęście wielkolud był tak zaabsorbowany analizowaniem niewielkiego siodła na grzbiecie ptaka iż nie zauważył jak Groszek powoli przeciska się przez szczelinę w jego torbie. Wróżka gorączkowo rozglądała się za czymś co może wykorzystać w starciu z człowiekiem. Obrzucenie wielkoluda tuzinem szyszek prawdopodobnie nie zrobiłoby na człowieku żadnego wrażenia. Groszek potrzebowała czegoś wielkiego. Spojrzała w kierunku stojącego przy mężczyźnie rysia. Ponieważ nigdy wcześniej wróżka nie miała do czynienia z psami, cały czas uważała że zwierzę towarzyszące człowiekowi jest właśnie tym za co wzięła je Lotka. Z ich dwójki to właśnie ptak uchodziła za tą mądrą, mającą wiedzę o świecie.
„Ryś” przywiązany był do człowieka długą smyczą która ten ostatni przydeptywał do ziemi. Właśnie ten fakt miał być poszukiwaną przez wróżkę szansą. Groszek była pewna że zwierzak ją zauważy. Robiąc trzy głębokie wdechy, wróżka wzbiła się w powietrze, a następnie nabierając prędkości przeleciała tuż nad nosem rysia. Gdy tylko zwróciła na siebie uwagę stwora, zaczęła krążyć wokół kolan człowieka, a biegnący za nią zwierzak nieświadomie oplątywał smyczą nogi swojego pana.
Teraz wystarczyło tylko odlecieć, by związany człowiek nie miał szans przy szarpnięciu swojego pupila. Na szczęście ryś okazał się mało zdyscyplinowany i wbrew rozkazowi wielkoluda, ochoczo gonił za swoją ofiarą. Groszkowi pozostało wbić się w powietrze i schować w gęstwinie liści potężnego buka. Kątem oka widziała jak człowiek traci równowagę. Miała nadzieję że upadając olbrzym wypuści z rąk biedną Lotkę, co pozwoli ptakowi wydostać się na wolność.
W starciu wróżka kontra człowiek, pierwszy punkt należał się drobnej skrzydlatej istocie.
Awatar użytkownika
Taka
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taka »

Taka faktycznie kontemplował siodło na grzbiecie schwytanego ptaka. Kto i po co je założył? Różne możliwości przyszły mu do głowy, nade wszystko taka, że śliczne stworzenie uciekło ze złotej klatki w jakimś bogatym domu, gdzie przybierano go w taką dziwną uprząż. Możliwe też - chociaż Taka aż uśmiechnął się z niedowierzaniem na samą myśl - że ptak faktycznie służył komuś za wierzchowca.

Czuł bicie serduszka małego zwierzęcia, wyraźnie przerażonego całą sytuacją. A potem poczuł coś jeszcze. Smycz, owijającą się mu wokół nóg.

- Nanda, co ty odsta… - Nie dokończył, bo szczęka mu opadła. Chart gonił za drobną, skrzydlatą istotką w zielonej sukience, świetnie pasującą do siodła na grzbiecie ptaka, którego Taka wciąż trzymał.

Długo się nie napatrzył, bo Nanda pognała za istotką ku drzewu, grunt uciekł Tace spod nóg i wyrżnął o ziemię z impetem, który wydusił mu powietrze z płuc. Ptaszynę oczywiście wypuścił. Patrzył za nią, gdy uciekała, usiłując złapać oddech. Potem usiadł.

- Wystarczy już tego - rzekł z pewną irytacją, przyciągając do siebie Nandę. - Wystarczy.

Przywiązał psa, tym razem do porządnego drzewa i butem zgarnął do kupy ogniskowy stos.

- Daliśmy się przerobić i to z twojej winy - powiedział do suki.

Z jednej strony, było to bardzo denerwujące. Nie tylko dlatego, że Taki zupełnie nie słuchał jego własny cholerny pies, ale także ponieważ został właśnie powalony przez istotkę - wróżkę, jak zgadywał - którą mógłby bez większych problemów zmiażdżyć w dłoni. Gdyby ją złapał i miał na to ochotę.

Cała sytuacja była też jednocześnie dość zabawna, więc Taka zwalał swoją irytację raczej na karb całodziennego zmęczenia.

Zdjął torbę podróżną z gałęzi i przejrzał jej zawartość. Miał wszystko, jego niespodziewane pasażerki nic nie ukradły, to znaczy na ile pamiętał, co tam się w ogóle walało. Wyjął trochę mięsa i położył przed Nandą. Wziął w dłoń jej wąski pysk.

- No i co? - mruknął, pieszczotliwie drapiąc psa po szyi. - Skompromitowałaś nas.

Nanda oblizała nos, zamerdała ogonem i wzięła się do jedzenia, gdy tylko Taka ją puścił. On wyjął sobie kolejny skrawek mięsa oraz kromkę chleba, suchą jak wiór, twardą jak kamień, smakującą jak coś pomiędzy. Usiadł przy ognisku i zabrał się za tę ubogą kolację.

Przez cały czas, bez chwili przerwy, wodził wokół oczami i nasłuchiwał czujnie, czy wróżka i jej ptaszyna nie dadzą znaku życia. Miał nadzieję, że znalazły się w torbie przypadkiem, a nie są żadnym złodziejskim niedorośniętym gangiem czy czymś w tym rodzaju, ale ciekaw był, dokąd zamierzają się udać. Może byłby w stanie wytropić je - w końcu jak szybko mógł lecieć taki mały ptak? - i dostać się ich śladami do jakiejś magicznej krainy wróżek.

Nie, żeby wierzył w jej istnienie albo miał po co ją odwiedzać… ale mogłoby to być ciekawe.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Ukryta w koronie drzewa wróżka przyglądała się poczynaniom człowieka. Teraz gdy sytuacja się uspokoiła, a Lotka była bezpieczna, Groszek miała czas by dowiedzieć się coś więcej o wielkoludzie. Był to jej pierwszy kontakt z ludzką rasą, a ciekawska natura brała górę nad potrzebą zachowania ostrożności. Wbrew oczekiwaniom, człowiek nie zdradzał oznak gniewu. Nie pomstował, ani nie próbował mścić się na małej skrzydlatej istocie która doprowadziła go do upadku. Co więcej mężczyzna zdawał się być wyrozumiały również w stosunku do rysia, przez którego spotkały go wcześniejsze nieprzyjemności.
- Spójrz, wygląda na to że ten człowiek opiekuje się zwierzakiem. – Powiedziała do Lotki która przysiadła na tej samej gałęzi wciąż dygocząc z strachu. Zdaniem Groszek ktoś kto troszczy się o inne stworzenia, nie mógł być zły.
- I co z tego? – Prychnęła ptak – To człowiek. Oni są podli, okrutni i bezwzględni. Urwą ci skrzydła tylko po to by zobaczyć jak będziesz się męczyć?
- Ale przecież potrzebujemy pomocy kogoś takiego jak ten tu aby dotrzeć do drugiej Jarzębiny. – Nie dawała za wygraną wróżka.
- Wcale nie. Przecież i tak cię nie zrozumie. Uciekajmy. Poszukajmy jakiegoś elfa albo driadę. Byle dalej od tego monstrum co to zabija jedynie dla przyjemności.
- Gdyby dało się go przekonać może ochroniłby nas przed jastrzębiem?
- Tak, trzymając w klatce. Chociaż raz posłuchaj tego który się zna … - upierała się Lotka. Nagle oczy ptaka zrobiły się jakby większe a jego ciało przechyliło się do przodu, tak że o mały włos lotniczka nie spadłaby z drzewa. – O w dzioba! Patrz. CHLEB!
- Co takiego?
- Chleb! Uwielbiam go! Musze go mieć. – Nie czekając na protesty wróżki, Lotka sfrunęła z gałęzi i w krótkich, intensywnych podskokach ruszyła w kierunku kromki pozostawionej przez człowieka. Na szczęście zajęci jedzeniem mężczyzna i jego ryś, patrzyli w przeciwnym kierunku, póki co nie dostrzegając żółtego ptaka.
Groszek instynktownie rzuciła się na pomoc przyjaciółce. Nie po to ryzykowała życiem by teraz pozwolić Lotce zginąć w tak głupi sposób. Mając w pamięci wszystkie opinie wygłoszone wcześniej przez skrzydlatą, wróżka była gotowa z nią walczyć byle tylko nie dopuścić do tego aby ptak ponownie została schwytana. Obie podróżniczki szarpały się miedzy sobą, turlając się po trawie i okładając ciosami. Lotka dziobała gdzie popadnie w czasie gdy wróżka usiłowała wyrwać jej pióra. Ostatecznie siła zwierzęcia przeważyła. Ptak kontynuowała swój marsz w kierunku resztek chleba, a uczepiona jej ogona wróżka, ciągnęła się za swoim wierzchowcem, za wszelką ceną próbując przeszkodzić w tej samobójczej misji.
- Mówiłaś że to niebezpieczne! – Próbowała argumentować wróżka.
- Zapomnij co mówiłam. To chleb!
- Dlaczego ty zawsze masz inne zadanie niż ja. Głupi ptak!
- Puszczaj. Wezmę tylko kawałek.
Groszek i Lotka nagle przerwały walkę i spojrzały ku górze, dostrzegając wpatrzone w siebie dwie pary ciekawskich oczu. Były teraz na wyciągnięcie ręki od człowieka. Obie zamarły z strachu.
Awatar użytkownika
Taka
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taka »

Nanda nagle wybuchnęła ujadaniem, trochę niewyraźnym, bo pysk miała pełen nieprzełkniętego mięcha. Taka widział powód nagłego wybuchu - ku jego zdziwieniu skrzydlata istotka i jej ptak ani myśleli uciekać. Wręcz przeciwnie, zbliżali się ku niemu.

- Cicho! - krzyknął na charta, który przymknął się posłusznie i zaraz kłapnął szczęką, by złapać rzucony w nagrodę kawałek dzika.

Taka nie ruszał się, żeby nie spłoszyć dwóch małych intruzów. Wróżka i ptak najpierw tarzali się w trawie, a później pierzasty drobiazg zaczął wytrwale brnąć ku niemu. Widok był doprawdy komiczny, zwierzątko nie dawało bowiem za wygraną, chociaż jego towarzyszka mało nie wyrwała mu piór z kupra. Taka ledwo tłumił śmiech.

Gdy wreszcie przypomniano sobie o jego skromnej osobie i Taka ujrzał wbite w niego dwie pary oczu, cała sytuacja przestała go bawić, a wywołała w nim niewielką, ale jednak falę współczucia. Wróżka wyglądała na przestraszoną i jej przepełniona zgrozą twarz bynajmniej nie budziła śmiechu. Pewnie łatwo było rechotać, będąc tym większym i bardziej niebezpiecznym.

Taka poruszył się bardzo powoli, by nie spłoszyć nagłych gości. Skruszył trochę chleba i podsunął go w stronę ptaka na wyciągniętej dłoni.

- Mam nadzieję, że naprawdę nie jesteście złodziejkami - mruknął. - Nie, żeby było tu coś kraść - przyznał po krótkim namyśle.

Nie był do końca pewien, czy suchy chleb to najlepsza metoda na przełamanie międzygatunkowych lodów, ale hej, życie nauczyło go, że improwizacja jest lepsza od bierności!
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Na widok zbliżającej się do niej wyciągniętej dłoni człowieka, Groszek instynktownie podciągnęła kolana pod brodę, kuląc się z strachu. „Nie rób mi krzywdy” krzyczała w myślach, mając nadzieję że mężczyźnie wystarczy sama świadomość z odniesionego zwycięstwa. Świeżo wyryte w pamięci informację od Lotki na temat tego jak ludzie zwykli postępować z słabszymi od siebie, dodatkowo paraliżowały możliwości działania Groszek. Po raz pierwszy wróżka pożałowała że to ona została wybrana na misję ratowania Jarzębiny. Być może jakaś inna skrzydlata, obdarzona większym talentem do dyplomacji, byłaby w stanie wpłynąć na postępowanie człowieka. O ile rzecz jasna wcześniej udałoby się jej nawiązać kontakt.
Ludzkie ucho, w odróżnieniu na przykład od elfów, nie było w stanie usłyszeć szeptu wróżek. Groszek mogłaby rozmawiać z nieznajomym tylko w sytuacji gdyby stała mu na ramieniu i krzyczała bezpośrednio do jego głowy. Mimo iż ona sama doskonale rozumiała co mówi człowiek, w odpowiedzi nie pozostawało jej nic więcej jak posługiwać się językiem gestów i znaków.
Przez kilka następnych nieskończenie długich sekund nic się nie stało, a gdy wróżka nabrała wreszcie odwagi by otworzyć oczy, ujrzała Lotkę ochoczo pałaszującą pokruszone pieczywo znajdujące się na dłoni człowieka.
- Jak możesz tak szybko zmieniać zadanie? A co z tą całą gadką o ludziach i wyrwanych skrzydłach? – Oskarżycielsko spytała Groszek.
- Nie wtedy gdy mają chleb. – Odpowiedział ptak.
- Obyś pękła z obżarstwa.
Wróżka podniosła się z ziemi siadając z podkurczonymi nogami. Z każdym takim gestem rosły jej szansE na to, że jednak zdoła uciec w przypadku gdyby człowiek zdecydował się na atak, a co za tym idzie rosła jej pewność siebie. Groszek spróbowała porozmawiać z mężczyzną. Chciała mu wytłumaczyć iż one obie nie są złodziejkami, jednak przede wszystkim zależało jej na tym by człowiek odsunął od nich rysia, któremu wróżka ufała jeszcze mniej niż wielkoludowi.
Poprzez wyszczerzone zęby oraz dwa palce wskazując przyłożone do kącików ust, a mające imitować kły, Groszek chciała zwrócić uwagę na włochatą bestię. Następnie wróżka ruchem rąk naśladującym przeciąganie liny, przekazała człowiekowi prośbę by ten przywiązał rysia z dala od niej i Lotki. Gesty te wróżka powtarzała kilkakrotnie chcąc się upewnić ze człowiek zrozumie iż właśnie próbuje nawiązać z nim nić porozumienia.
Dopiero później wróżka spojrzała w górę. Niczym ptak zaczęła wymachiwać rękoma, a następnie kłapiąc dłońmi tuż nad Lotką, obrazowo pokazała jastrzębia pożerającego mniejszego ptaka. W ten sposób usiłowała wytłumaczyć że obie znalazły się tutaj szukając schronienia.
„To będzie trudniejsze niż myślałam” – zrozumiała Groszek. Nigdy w życiu nie uchodziła za jakąś szczególnie wygadaną, a tym bardziej nie uważała siebie za najlepszą w sprawach nawiązywania nowych trudnych znajomości. Z drugiej strony skoro królowa zdecydowała wybrać do ich wyprawy kogoś takiego jak Lotka, to być może posłanie na misję Groszek również miało głęboko ukryty sens.
Tymczasem ptak zakończywszy posiłek na chwilę zdawała się odzyskać zdolność racjonalnego myślenia. W odróżnieniu od wróżki, Lotka nie rozumiała ani słowa z tego co wypowiadał człowiek, za to doskonale zdawała sobie sprawę że Groszek może być jej tłumaczką.
- Dałabyś radę spytać czy ma tego więcej? – Z nadzieją w głosie powiedziała Lotka.
Awatar użytkownika
Taka
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taka »

Taka zauważył dziwne kalambury odstawiane przez wróżkę i doszedł do wniosku, że ten chleb był jednak wcale niezłym pomysłem. W końcu zawiązywała się właśnie jakaś nić porozumienia między nim i małą istotką. I to pomimo faktu, że…

- W ogóle nie rozumiem, o co ci chodzi, ale nie jestem wampirem - rzekł Taka. - Teraz nawet bardziej nie rozumiem - dodał, gdy wróżka zaczęła machać rękami. - Ach. Chodzi o Nandę? - dotarło do niego możliwe znaczenie pierwszych tajemniczych znaków "rozmówczyni". - Nie ma sprawy.

Odłamał kawałek chleba, podzielił na małe kawałki i rzucił ptakowi. Resztę kromki wcisnął do ust. Trzeba powiedzieć, że dużo tego nie zostało.

Podszedł do Nandy i odwiązał jej smycz od drzewa. Suka już zjadła i przez cały czas obserwowała jak jej pan wykazuje objawy utraty zmysłów, rozmawiając z potencjalnym obiadem.

- No chodź, maleńka - rzekł Taka. - Nasi drodzy goście chcą cię poznać.

Cóż, nie zinterpretował wysyłanych mu sygnałów do końca poprawnie, ale nawet domyślenie się, że chodzi o psa wymagało jednak odrobiny intelektualnego wysiłku.

Taka skrócił smycz, mocno ściskając ją w garści, przestąpił nad chudym grzbietem suki i przytrzymując ją między nogami, żeby się nie wyrwała, podprowadził do gości. Złapał Nandę za pysk i podsunął jej nochal tuż obok dziobiącego okruszki ptaka i wróżki.

- Nie rusz, Nanda - przykazał, gdy suka spróbowała się wyrwać. - Nie rusz.

Pies uniósł ciemne oczy, popatrzył mu w twarz jakby się spodziewał dostrzec oblicze wariata, ale jednak zamerdał cienkim ogonem i z trudem wypchnął z pyska różowy jęzor, żeby polubownie polizać wróżkę.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Przez chwilę wyglądało na to że wszystko idzie zgodnie z planem. Na twarzy człowieka pojawił się wyraz zrozumienia, a ryś został zabrany z dala od małych podróżniczek. Uznając że proste gesty mają już za sobą, Groszek zaczęła zastanawiać się w jaki sposób mogłaby przekazać wielkoludowi bardziej zawiłe kwestie. Na przykład te związane z historią Jarzębiny i potrzebą niesienia jej pomocy. Czegokolwiek by nie wymyśliła, wiedziała ze w dużej mierze będzie musiała opierać się na bystrości ludzkiego umysłu i jego umiejętności analizowania faktów.
Nieoczekiwanie z zadumy wyrwał wróżkę pysk zwierzęcia podsunięty prosto pod jej drobne ciało. W jednej chwili Groszek zdała sobie sprawę z tego jak bardzo pomyliła się w ocenie sytuacji. Nie miała pojęcia co takiego strzeliło człowiekowi do głowy, by oczywiste gesty wróżki, odebrać jako zachętę do tego, by wykorzystać małą podróżniczkę jako karmę dla rysia.
- Nie. Czekaj, co ty wyprawiasz!? – Piszczała Groszek, chcąc zwrócić na siebie uwagę człowieka. Wróżka wymachiwała na oślep rękoma wyciągniętymi w stronę Taki, usiłując dać mu do zrozumienia że cokolwiek robi, powinien przestać. – Miałeś go za… aa… a…
Ryś przeciągnął swój wilgotny jęzor po całej sylwetce Groszek, od stóp do głowy pokrywając wróżkę obślizgłym, lepiącym się do wszystkiego śluzem. Skrzydlata istota czuła się jak świeży plaster miodu. Zmagając się z wszechobecną mazią, Groszek usiłowała odzyskać swobodę ruchów, jednocześnie z przerażeniem obserwowała dalszy ciąg zapoznawczej ceremonii. Po wróżce przyszła kolej na niespodziewającej się niczego Lotkę.
Zajęty konsumpcją ptak, całkowicie dał się zaskoczyć, do tego stopnia że zupełnie zapomniał o przełykaniu. Trzymany w dziobie okruch pieczywa, utkwił w gardle Lotki, a ta zaczęła się dusić. Widząc kłopoty przyjaciółki Groszek skoczyła jej na pomoc. Wagowo wróżka była trzykrotnie lżejsza od swojego wierzchowca, toteż chcąc pomóc Lotce, nie bawiła się w żadne ceregiele, a zwyczajnie zaczęła skakać po grzbiecie ptaka. Akrobatyczne wyczyny Groszek po jakimś czasie dały upragniony skutek. Pechowy kawałek chleba wylądował na ziemi, a oblicze Lotki na powrót nabrało intensywnych barw. Pozostawało mieć nadzieję że człowiek nie spróbuje interpretować tych wyczynów jako kolejny przekaz rzekomo kierowany w jego stronę.
- Takiś wielki a rozum jak gąsienica! - Krzyczała na człowieka podenerwowana wróżka. Chcąc sobie ulżyć, Groszek podeszła prosto do buta mężczyzny i z całych sił kopnęła go w kostkę. Skutek tych działań był taki że stopa wróżki zaczęła promieniować bólem. Obrażona na wszystkich, Groszek usiadła na ziemi, plecami do człowieka, chcąc mu w ten sposób dać do zrozumienia że zrywa znajomość. Tymczasem dla rysia taka postawa stanowiła idealną zachętę by jego jęzor zapoznał się z skrzydłami wróżki.
- No nie wytrzymam, co ja ci takiego zrobiłam? – Pomstowała wróżka oczyma wyobraźni widząc siebie jak namawia gniazdo szerszeni do pogonienia kudłatego stwora. Na szczęście tym razem to Lotka przyszła jej z odsieczą. Siadając na głowie rysia, ptaszyna zaczęła dziobać w kark zwierzęcia z szybkością która zawstydziłaby niejednego dzięcioła.
Przełamanie dzielącej wróżkę i człowieka bariery nieufności okazało się dużo bardziej skomplikowane niż sama Groszek skłonna była przyznać.
Awatar użytkownika
Taka
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taka »

Taka nie wytrzymał. Widok lepkiej od śliny, popełniającej teatralnego wręcz focha wróżki to już było zbyt wiele. Mężczyzna sapnął i roześmiał się szczerze. Nie przestał nawet, kiedy ptak zaatakował Nandę tak zajadle, że suka zaczęła kręcić się i piszczeć. Jej delikatna skóra i krótka sierść nie spełniały się jako ochrona przed twardym dziobem.

- No już, sio - powiedział Taka, machnięciem ręki odganiając ptaka.

Wypuścił Nandę, która natychmiast przypadła płasko do ziemi i zaczęła obwąchiwać wróżkę. Do niej fochy nie docierały. Chciała się bawić, najlepiej tym małym, latającym stworzeniem… no ale skoro Taka nalegał, mogła odpuścić te elementy zabawy, które obejmowały gonienie i międlenie w paszczy.

- Chodź, chodź - powiedział Taka do suczki, odciągając ją i na powrót wiążąc do drzewa. - Nie obrażaj się - rzekł następnie do wróżki. Wydobył zza pazuchy płócienną chusteczkę do nosa. Czystą, może trochę pachnącą kiełbasą, którą kiedyś w nią zawinął. - Masz, wytrzyj się. Nanda chciała się tylko przywitać - rzekł, okrywając małą istotkę chusteczką jak ręcznikiem.

Znów zaczął czegoś szukać w torbie. Wydostał wreszcie mapę. Trochę potarganą, wystrzępioną, poplamioną, ale w miarę czytelną. Jeszcze.

- Pokaż lepiej, gdzie się wybieracie - rzekł do wróżki, rozkładając papier na ziemi, blisko ognia i przyciskając kamieniami, by nie porwał go żaden nieoczekiwany podmuch.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Wróżka z ulgą przypatrywała się jak człowiek wiąże rysia, robiąc to w bezpiecznej odległości od tych którym zwierzak najbardziej zagrażał. Nareszcie zrozumiał. W ostatecznym rozrachunku mężczyzna okazał się być niegroźny, chociaż podążanie za tokiem jego rozumowania sprawiało Groszek nie lada trudność. Nie ogarniała na przykład tego, dlaczego otrzymała od wielkoluda wielką płachtę materiału.
- Czy to znaczy że ja też powinnam ci coś dać? – Spytała samą siebie, jako że człowiek nie mógł jej usłyszeć. Wróżce trudno było wyobrazić sobie coś mniej użytecznego niż przekazaną jej tkaninę. Nie miała pojęcia co to w ogóle jest. Namiot, obrus, chorągiew, żagiel? Z całą pewnością materiał był zbyt duży by drobna Groszek mogła go gdziekolwiek zabrać, czy swobodnie się nim posługiwać. Pomysł z użyciem jej jako chusteczki sam w sobie wydawał się absurdalny. Wróżka pytająco uniosła brwi, nie mogąc zrozumieć jak to możliwe że człowiek nigdy nie poślizgnął się w śluzie ślimaka, albo nie włożył rąk po łokcie w drzewną żywicę. Wcieranie w siebie tego typu mazi było najgorszą rzeczą pod słońcem.
Mimo wszystko wróżka zdecydowała się postąpić zgodnie z protokołem dyplomacji. Nie chciała przynieść wstydu swojej rasie. Skoro sama coś dostała, to również poczuła się w obowiązku przekazać drugiej stronie upominek. Strząsając z siebie resztki śluzu, gestem przywołała Lotkę by przeszukać pakunki umieszczone na siodle ptaka. Groszek wybrała z nich jedną z swoich licznych rezerwowych czapek. Nakrycie głowy wykonane z żołędziowego kapelusza było dla wróżki świętością. Jako że nie wszędzie rosną dęby, Groszek zawsze starała się mieć zapas tego typu garderoby, na wypadek nieprzewidzianych sytuacji.
- Proszę bardzo. To dla ciebie. – Rzekła wyciągając w kierunku człowieka cenny podarek.
Jak się okazało nie był to koniec dziwnych zachowań z strony wielkoluda. Ledwo zakończyli jedną ceremonię, nieznajomy podsunął pod stopy wróżki kolejny dziw z swojego świata. Niczego nieświadoma Groszek, weszła na mapę z zaciekawieniem oglądając znajdujące się na niej symbole. Nie miała pojęcia o kartografii ani o tym jak bardzo rozległy jest świat poza Błękitnym Jeziorem. Poza tym oglądanie tego typu rysunku z perspektywy wróżki, przypominało podziwianie obrazu z nosem przyłożonym do płótna. Nawet gdyby bardzo się starała wróżka nie była w stanie ogarnąć całego szkicu. Chciała jednak jak najlepiej spełnić prośbę człowieka.
I wówczas przyszło olśnienie.
- No jasne przecież mogę ci wszystko narysować. – Uradowała się Groszek, wyciągając z torby rysik i barwnik, po czym z zapałem zaczęła szkicować swoje bohomazy na wolnej przestrzeni mapy. – To nawet łatwiejsze niż pokazywanie. A więc to jest moja przyjaciółka Jarzębina. Łatwo ją poznać po sukni do samych kostek i długich kręconych włosach. Chociaz moim zdaniem w tym stroju nie da się swobodnie poruszać. No i nie mam złocistej kredki. A tu ten wielki to osoba mentalnie z nią związana. Czekaj dla jasności narysuję obok jeszcze siebie. I pra-drzewo. I jezioro. I Peonię.
Chociaż sama uważała dokładnie odwrotnie, Groszek nie miała talentów malarskich. Poza tym wszystkie jej szkice były w skali wróżkowej, co oznaczało że swoją wielkością nie przekraczały rozmiarów jej dłoni. Nawet gdyby Taka dysponował lupą, rozeznanie się w licznych zakreśleniach, strzałkach i odnośnikach wymagało nie lada biegłości jako że na niewielkiej powierzchni wkrótce zawarty został niemal cały życiorys Groszek.
- Teraz rozumiesz? – Spytała wróżka, dla pewności raz jeszcze wskazując niewielki symbol zawarty w malowidle. – Elfy. - Dodała, odsłaniając pukiel włosów i wskazując człowiekowi swoje spiczaste ucho.
Awatar użytkownika
Taka
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taka »

Taka przyjął żołędziowy kapelusz.

- Dziękuję… nie trzeba było - zapewnił.

No bo naprawdę nie trzeba było, nie wiedział w końcu, co niby ma z tym drobiazgiem zrobić. Stwierdził, że może przyda się jako, hmmm, naparstek, poza tym darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, więc wrzucił kapelusz do torby. Zawsze, gdy coś tam wkładał, to z nadzieją, że nie zaginie na zawsze. Najczęściej płonną.

W czasie, gdy zastanawiał się nad żołędziem, wróżka zdążyła pokryć bazgrołami skrawek jego mapy. Taka pochylił się, próbując coś z tego odcyfrować. Przez chwilę walczył, ale szybko się poddał.

- To w ogóle litery czy obrazki? - spytał. - I czy mogłyby być… nie wiem… większe? Wiesz co, może po prostu narysuj strzałkę w kierunku, w którym zmierzacie - zaproponował. - Tylko dużą - zaznaczył. - Nie widzę tych drobiazgów, o zrozumieniu nie mówiąc. A uszy masz bardzo ładne - zreflektował się.

Istniały całkiem duże szanse, że wróżka zmierza dokładnie w tę samą stronę, co Taka i Nanda, ponieważ myśliwy wybierał się kompletnie donikąd i chociaż nie uśmiechał mu się powrót po własnych śladach, w każdą inną stronę był skłonny skręcić, by potowarzyszyć tej niespodziewanie napotkanej, małej podróżniczce.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Człowiek zadawał coraz to dziwniejsze pytania. Najwyraźniej talent malarski Groszek spodobał mu się tak bardzo, że wciąż było mu mało bez względu na to że sama wróżka właśnie stworzyła największe dzieło w swoim życiu. Wprawdzie sama twórczyni podchodziła do swojej sztuki bardziej krytycznie, jednak nawet ona nie mogła zaprzeczyć iż gabarytowo właśnie to malowidło jest największe z wszystkich nad jakimi miała okazję pracować. Znalazły się na nim wszystkie znajome wróżki, najistotniejsze elementy doliny w której Groszek mieszkała wraz z odnośnikami kto co robi i z kim jest powiązany, a nawet takie osobowości jak Lotka i jej chleb. Ptak zaglądający artystce przez ramie, nieustannie upierał się że bez leżącego obok chleba, człowiek mógłby jej nie poznać.
Oczywiście Lotka wnosiła do dyskusji także dużo cenniejsze uwagi. Gdy już obie z Groszek doszły do wniosku że człowiek chce im pomóc, a one zdecydowały się z tej pomocy skorzystać, ptak zauważył problem.
- Będzie nas opóźniał. Ludzie przemieszczają się bardzo powoli i szybko się męczą. A ten tu nie ma swojego wierzchowca.
- Może pojedzie na rysiu? – Zastanowiła się wróżka, po czym obie przyjaciółki spróbowały wyobrazić sobie jak taka sztuka mogłaby wyglądać. Po krótkiej medytacji Groszek i Lotka doszły do wniosków że mimo pewnych niedogodności i technicznych problemów, wielkolud dałby radę.
- Ale nadal będzie zbyt wolny. – Uznał ptak.
- Spokojnie. Wytłumaczę mu wszystko. – Pewna siebie oznajmiła Groszek.
Wróżka dała znać człowiekowi aby chwilę na nią zaczekał, po czym odleciała na polanę. Wciąż miała w zanadrzu kilka argumentów. Komunikacja za pomocą samych gestów była możliwa, chociaż skomplikowana. Rysowanie sprawdziło się znacznie lepiej ale pomysłowej Groszek wciąż to nie wystarczało. Wróżka zdecydowała się skorzystać z kolejnej formy nawiązania dialogu jaką były rekwizyty. Po kilku minutach skrzydlata istota wróciła na miejsce niosąc z sobą cały arsenał przedmiotów.
Na pierwszy ogień szedł ślimak ustrojony w mech. Groszek ustawiła mięczaka na mapie Taki. Raz jeszcze pokazała człowiekowi zęby i palce imitujące kły, wyjaśniając że chodzi o rysia. Następnie obok ślimaka stanęła Lotka. Gdy już wszystko było gotowe, wróżka zaczęła przesuwać swoje pionki, przy czym ślimak-ryś wędrował powoli, a Lotka szybko, tak że odległość miedzy nimi cały czas się zwiększała.
Przekonana że mężczyzna musiał ją zrozumieć, wróżka zdecydowała się przejść do innej jakże ważnej a zaniedbanej kwestii. Tyle już czasu poświęciła na zapoznanie się z człowiekiem a wciąż nie powiedziała mu jak ma na imię. Na szczęście na okolicznej polanie udało jej się znaleźć kwiaty groszka wiosennego. Trzymając w dłoniach czerwono-fioletowy kielich, Groszek podleciała na wysokość twarzy człowieka, po czym wskazując to na kwiat to na siebie przekazała roślinkę w dłonie wielkoluda.
Wróżce trudno było sobie wyobrazić bardziej jasny i czytelny przekaz.
Awatar użytkownika
Taka
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Taka »

Taka czuł narastającą frustrację, bo z każdą chwilą mniej pojmował z tej dziwacznej konwersacji, a wróżka najwyraźniej uważała, że jest na odwrót.

- Po prostu pokaż w stronę, w którą lecicie - zaapelował do jej rozsądku i sumienia.

Na szczęście artyzm wróżki wypalił się szybko. Następny kalambur, ze ślimakiem w roli głównej, był już dla Taki nieco jaśniejszy.

- Nie poruszam się wolno jak ślimak - rzekł z urazą. - A Nanda już na pewno nie. Żebyś widziała jak wyrywa za zającem! Co nie, Nanda?

Obejrzał się na suczkę. Spała, zwinięta w kłębek blisko ogniska. Na znak, że słyszy swoje imię, poruszyła jednym uchem. Z pewnością nie wyglądała w tej chwili na demona prędkości. Taka westchnął ciężko i znowu zwrócił się do wróżki:

- W porządku, zawsze możemy dotrzeć gdzieś, gdzie jest cywilizacja i złapać wóz. Wozem na pewno byłoby szybciej. Albo, jeszcze lepiej, konno. Co dalej?

Dalej zaczęto mu wachlować przed nosem jakimś chwastem. Taka musiał zrobić zeza, jeśli chciał w ogóle pomarzyć o zidentyfikowaniu go. Przez chwilę obserwował wróżkę, która bardzo intensywnie starała się mu coś przekazać. Szybko załapał.

- Kwiatek? Tak się nazywasz? Ja jestem Taka. Miło mi.

Chwycił między kciuk i palec wskazujący drobniutką dłoń wróżki i potrząsnął nią lekko. W zasadzie, potrząsnął całą Kwiatek. Dotarł do niego surrealizm tej sytuacji. Oto w środku gąszczu napotkał bajkową istotkę, najwyraźniej niemą, ale bardzo intensywnie próbującą się z nim porozumieć. Stwierdził, że na trzeźwo nie zdoła jednak tego przetrawić. Nawet wyraził swoje wątpliwości w tym względzie na głos:

- Wiesz co, Kwiatek? Zamierzam się napić.

Wyjął z torby małą butelkę piwa, którą zakupił w ostatniej gospodzie, jaką mijali z Nandą. Trzymał ją na specjalne okazje, odkąd przekonał się, że w Szepczącym Lesie ciężko o jakiekolwiek zajazdy czy choćby ludzkie towarzystwo. Spotkanie wróżki spełniało definicję specjalnej okazji według Taki.

Otworzył butelkę, nasączył kawałek chleba dla ptaszyny, a wróżce podał wypełnioną napojem nakrętkę.

- Zdrowie - rzekł dziarsko i pociągnął łyk rozkosznie gorzkiego, złocistego płynu.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

Wróżka nie potrafiła zrozumieć jak to możliwe że człowiek nie jest w stanie właściwie zinterpretować jej wskazówek. Podejrzewała że przyczyną tego iż wielkolud nie rozpoznał nazwy rośliny którą pokazywała mu Groszek, jest słaby wzrok nieznajomego. Wróżka starała się temu zaradzić, podlatując bliżej i praktycznie wpychając kwiat w gałki oczne mężczyzny.
Niestety zabieg ten nie przyniósł pożądanych efektów, a człowiek podenerwowany swoją niemocą, potrząsnął wróżką z taką siłą, że Groszek zakręciło się w głowie. Krótko po tym wielkolud wcisnął jej w dłonie jakiś dziwny napój. Magiczna istotka szybko przekonała się że najpierw będzie musiała wytłumaczyć nieznajomemu czym w ogóle jest imię.
- Jestem taka? Znaczy się jaka? Wielka, silna, dziwna? Co do pleśni ma to oznaczać? – Zastanawiała się na głos wróżka. - Tylko mi nie mów że z ludźmi jest jak z mrówkami. Pewnie nawet sobie nie wyobrażasz jak ciężko się z nimi rozmawia gdy zbiorą się w grupę?
Groszek nie przepadała za wspomnianymi przez siebie owadami, głównie dlatego że istoty te nie używały nazw własnych. Co dziwne mówiąc do siebie „ta mrówka”, one zawsze wiedziały o jaką z nich konkretnie chodzi. Tymczasem nawet dla najbardziej bystrego obserwatora wszystkie mrówki wyglądały identycznie. Może i były w większości pożyteczne ale do dyskusji nie nadawały się wcale.
- Nie możemy tego tak zostawić. Jeśli mamy razem podróżować to musimy cię jakoś nazwać. – Postanowiła Groszek. – Nawet nie miałam pojęcia że jesteś rodzaju żeńskiego.
- Chleb. – odezwała się uradowana Lotka, co wróżka przyjęła za propozycję odnośnie aktualnie prowadzonego tematu.
- No może być Chleb. Dziwnie brzmi, ale czemu nie.
Groszek postanowiła raz jeszcze udać się na polanę. Jeśli zbierze więcej różnych kwiatów i wyjaśni człowiekowi że chodzi jej o ten jeden jedyny gatunek, to być może Chleb zrozumie że wróżek nie można nazywać „kwiatem” czy „motylem” bo to nazbyt duże uogólnienie. Coś jakby człowieka nazwać dwunogim.
Nie było jej ledwie chwilę, jednak czas ten wystarczył by po powrocie zupełnie nie poznała swojej przyjaciółki. Lotka zataczała się w koło, na głowie miała puste naczynie które wróżka otrzymała od człowieka, dziób zadzierała ku niebu, a swoim drobnym skrzydłem wygrażała niewidzialnemu przeciwnikowi.
- Nie boję się ciebie! Jestem orłem! Zleć na ziemię a skopię ci kuper! – Krzyczał ptak, próbując jednocześnie wzbić się w powietrze, jednak wszystko wskazywało na to iż Lotka chwilowo ma problemy z określeniem kierunków takich jak góra i dół.
- Co tu się wyprawia? – Dziwiła się Groszek.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Idąc przez las robiła łomot porównywalny do zaciężnego wojska. Łamanie krzaczków i gałęzi słychać było z odległości dobrych kilkuset metrów, ale mimo najszczerszych chęci nie była w stanie ograniczyć hałasu. Robiąc każdy kolejny, ciężki krok wspominała osobliwą sytuację i popatrzyła na wilka wymownym wzrokiem, w trakcie mozolnej przeprawy przez gąszcz. Czarna bestia odwzajemniła spojrzenie, można by przysiąc, że poirytowane i warknęła nie mniej niezadowolona niż ona, jakby nie było też mu się oberwało, a do tego musiał nieść jej juki, które wcale nie były lekkie.
- Tak, wiem, że to nie było specjalnie, ale żeby nic więcej nie wyczuć – na głos odezwała się do wilka, który tylko fuknął w odpowiedzi opuszczając łeb.
Cóż, polowanie nie poszło tak jak planowali, w sumie można by powiedzieć, że poszło w pewien pokrętny sposób lepiej, ponieważ złowili zamiast jednej zdobyczy, aż dwie, ale nie były to łatwe łowy i przypłacili je kilkoma poważniejszymi obrażeniami. W zamierzeniu tropili dzika, a w bonusie dostali tygrysa, który właśnie dusił ich niedoszły przyszły obiad. Próbowała się wycofać, wytłumaczyć i ułagodzić drapieżnika, ale kot poirytowany bezczelnym przeszkodzeniem w posiłku nie chciał słuchać wymówek i zwyczajnie, bez ogródek zaatakował. Zarówno ona jak i gajłak nie mieli najmniejszej ochoty stać się zakąską, ucieczka nie wchodziła w grę, gdyż zwyczajnie w takich okolicznościach nie powiodła by się, więc stawili zdecydowany opór agresorowi. Wywiązała się krótka i zażarta walka. Miecza nie było sensu dobywać, broń tego gabarytu przy zwinnym drapieżniku jedynie by zawadzała, to samo tyczyło się świeżo wystruganej na dzika dzidy, pozostał jej wierny niezastąpiony nóż, mało bezpieczne rozwiązanie i jeszcze mniej estetyczne, jeżeli chodziło o skutki używania, ale jak mus to mus. Tygrys mimo ich przewagi liczebnej nie chciał ustąpić, zdając sobie najwyraźniej sprawę z dramatycznej obrony, osobliwej dwójki. Przeliczył się jednak, co zakończyło się zgonem uparciucha.
Szkoda było zostawić odyńca, był tylko trochę ośliniony, szkoda też było porzucić wielkiego kota na zmarnowanie w lesie, w końcu mięso jak mięso, nie widziała specjalnego problemu w zjedzeniu pasiastego. Skóra co prawda nie nadawała się na sprzedaż, gdyż nosiła ślady zażartej walki z wilkiem i uzbrojonym w nóż centaurem, ale od dawna myślała o płaszczu na zimę, a taki podbity futerkiem byłby w sam raz. Tak też razem z wilczą pomocą wciągnęli truchła na jej grzbiet i objuczona, ważąc w zasadzie drugie tyle co zwykle, ruszyła razem z Baalem przez las, w poszukiwaniu miejsca nadającego się do odpoczynku i sprawienia zdobyczy. Lekkiego stąpania nie ułatwiało rozharatany od kłębu po przednią nogę bark, a innych zadrapań nawet nie brała pod uwagę. Wyczerpana i ranna ku swojej wielkiej uldze wreszcie spostrzegła, że las się przerzedza i za moment powinni dotrzeć do jego skraju.
Musiała rozbić obóz, umyć się, opatrzyć obrażenia i przede wszystkim odpocząć. Walka i teraz wędrówka z balastem nieźle ją wykończyły, wilk też nie wyglądał kwitnąco. Wtedy też najpierw usłyszała głos, później poczuła zapach dymu i ulgę szybko zastąpiła niepewność. Najwyraźniej jej upragniona polanka była zajęta, ogień powinna wyczuć wcześniej, ale aktualnie węch przytłumiony miała przez dojmujący zapach krwi, a hałasu robiła tyle, że ciężko było usłyszeć coś po za własnymi krokami czy zmęczonym oddechem, puki nie podeszło się dość blisko. Najciszej jak tylko potrafiła przybliżyła się do granicy drzew, by ustalić z kim będzie miała do czynienia. Ostatnio gdy spotkała obozujących dwunogów skończyło się bójką. Radośnie powitani przez nią okazali się być bandytami, nie miała dość doświadczenia by być w stanie rozpoznać takowych po pierwszym spojrzeniu. Przekonana, że są to wędrowcy tak jak ona, zawiodła się sromotnie, gdy „podróżnicy” chcieli ją obezwładnić i spętać. Całe szczęście w walce była znacznie lepiej obeznana niż w kontaktach społecznych. Mimo to jednak wolała by nie powtarzać tego doświadczenia, szczególnie teraz gdy była ranna.
Stała chwilę w ukryciu z drzew, obserwując sytuację. Przy ognisku spał pies, czerwono-włosy mężczyzna sam do siebie wznosił toast z manierki. Po chwili stwierdziła, że toast pił do komicznie zataczającego się i ćwierkającego w niebogłosy ptaszka. Z powodu zmęczenia i pewnie też dlatego, że nigdy nie widziała i niestety nie słyszała o takich bytach, doświadczenie w dziedzinie istot zamieszkujących Alarnię dopiero zdobywała, nie spostrzegła trzeciej osoby, w postaci małej wróżki. Stwierdziła, że dwunóg albo nie podobnie do swej rasy rozmawia ze zwierzętami, więc może uda się z nim porozumieć bez walki, albo jest zwyczajnym wariatem, nieszkodliwym, ponieważ siedzącym w pojedynkę.
- Pozdrowienia – odezwała się lakonicznie, wyłaniając się z chaszczy i skłaniając na powitanie głowę. Padnięta i głodna wolała zaryzykować pacyfikację jednego człowieka niż kontynuować tułaczkę, tym bardziej, że do zachodu słońca było coraz bliżej.

Martwiła się, czy nie powinna obawiać się obozowicza, ale tak naprawdę to sama wyglądem była przeciwieństwem budzenia zaufania. Umorusana na twarzy i rękach błotem zmieszanym z krwią, sierść w zasadzie na całym grzbiecie ulepiona posoką własną i taszczonych zdobyczy, przez grzbiet przewieszony martwe zwierzęta, a w dłoni miecz, ponieważ na plecach przeszkadzał. Obok niej czerwonooki wilk, wyglądający wcale nie lepiej i wcale nie czystszy. Stanęła na trzęsących się już od wysiłku nogach, czekając reakcji.
Ostatnio edytowane przez Nemain 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zablokowany

Wróć do „Fiołkowa Polana”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość