Ostatni Bastion[Miasto] Lamento eroico

Kraina Górskiej Twierdzy, jedynym zamku jaki pozostał po Wielkiej Wojnie. Tutaj spotkać Cię może wszystko, napotkasz na swojej drodze złodziei i hulaków, ale także nadobne panny i dostojnych rycerzy. Pamiętaj jednak że jedyną osoba której możesz ufać jesteś Ty sam.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

[Miasto] Lamento eroico

Post autor: Dżariel »

        Nad równiną malachitowych traw poprzetykanych plamami polnych kwiatów niebo płonęło. Tuż nad linią horyzontu widniała czerwona kreska, niczym zbierająca się na brzegu rany krew. Ten kolor stopniowo przechodził w intensywny pomarańcz pokreślony złotem w miejscach, gdzie ostatnie promienie słońca zza horyzontu jeszcze sięgały brzegów chmur. Po gorącym dniu rozgrzana ziemia i niebo stygły i im więcej nad głowami podróżnych pojawiało się granatu i białych iskierek gwiazd, tym robiło się chłodniej… Lecz na razie nadal wszystkim doskwierał upał dnia, którego nawet zimno wiekowych murów nie było w stanie złagodzić. Może ten wiatr, który pędził równinami, dałby mieszkańcom Ostatniego Bastionu chwilę wytchnienia… On jednak wolał prostą drogę, wolał po łuku minąć olbrzymią warownię niż piąć się na jej mury i przeciskać wśród ruin. Dlatego w mieście wszystko było jakby senne, jego mieszkańcy woleli siedzieć w cieniu i oszczędzać siły, by ożyć dopiero po zmierzchu, wyjść na ulice i zacząć rozmawiać, kupować, bawić się. Ponoć ta pora roku - sam środek lata - zawsze tak tutaj wyglądała.

        Dżari stracił rachubę dni. Od chwili tajemniczych zdarzeń w Trytonii niczym w amoku niestrudzenie parł od miasta do miasta, pieszo czy też na skrzydłach, byle szybciej, byle sprawdzić jak najwięcej miejsc. Wiedział, że Dżariel był w mieście portowym tej samej nocy co on, że to spod jego ręki wyszedł ten papierowy żuraw…

        Pierwszy taki list Dżari otrzymał, gdy był jeszcze nastolatkiem. Znalazł go wsuniętego między struny pozostawionego na dworze guzhengu i niewiele brakowało, by go zignorował. Wiedział oczywiście, że Dżariel składa takie zwierzęta z papieru i z reguły je komuś daje, dlatego nie szukał w tym specjalnego sensu. Aż nie dotknął papieru i nie poczuł przepełniającej go magii. Po rozłożeniu kartki znalazł w środku zaproszenie brzmiące mniej więcej: "Wpadnij do mnie wieczorem" czy równie prozaicznie. Niemniej Laki poszedł wieczorem do swego przyjaciela i zastał go w bibliotece z butelką ratafii. Uśmiechał się szeroko i oczy mu błyszczały.
        - Widzę, że dotarła do ciebie wiadomość - zagaił.
        - Dotarła. Czemu bawiłeś się w takie podchody?
        - Byś tylko ty mógł to odczytać. Musimy się kryć przed Tallasem, bo trzeba coś wymyślić na jego dwudzieste pierwsze urodziny...


        I tak się zaczęło - niewinny spisek sprzed ponad stu lat przerodził się w rytuał i gdy Dżariel chciał rozmawiać tylko z Dżarim, zawsze posyłał mu figurkę z papieru z treścią wypaloną niewidzialnymi literami magii tworzenia. Prawdopodobnie nikt poza dwojgiem bezpośrednio zainteresowanych nie wiedział o tym sposobie komunikacji, więc nikt nie mógł się podszyć pod anielskiego maga. Dlatego teraz Laki tak kurczowo uczepił się tej poszlaki. Czuł żal w sercu na myśl, że wtedy, w Trytonii, jednocześnie wysmyknął mu się z rąk Dżariel i w tajemniczy sposób zniknęła też Laura - jakby ktoś na górze chciał, by jeszcze przez chwilę blondwłosy wojownik doświadczył samotności.
        Dżari należał do aniołów, które nie wstydziły się swojej przynależności rasowej i nie robiły z jej tytułu problemów, dlatego też chodząc po ulicach nie ukrywał skrzydeł i nie udawał, że nie potrafi latać. W mieście pojawił się dwa dni wcześniej, gdy dotarł tu z jakiejś wioski bez nazwy. Tego dnia wiatry dobrze niosły, drogę więc pokonał bez problemu i wysiłku - szybując. Wylądował lekko, przebiegając jeszcze kilka kroków i stając naprzeciw oniemiałych i osłupiałych z zaskoczenia mężczyzn, którzy wracali z polowania. Pozdrowił ich skinieniem głowy i tak ich pozostawił, by mogli sami dojść do tego, czy widzieli prawdę czy też fatamorganę. Na ulicach zaś bywało różnie: jedni gapili się na niego z daleka, inni go ignorowali, jeszcze inni uciekali albo wręcz lgnęli do niego, prosząc o błogosławieństwo albo po prostu chcąc nawiązać znajomość z tak niecodzienną istotą. Dżari wykorzystywał to zainteresowanie na swój sposób: pytał. Tak jak prawie bez przerwy od opuszczenia Trytonii, jak katarynka zadawał cały czas to samo pytanie: “Czy znasz ten symbol?”. Wtedy też wyciągał z kieszeni kartkę, na którą wiernie przeniósł atramentem magiczną wiadomość swego przyjaciela-maga. Na samej górze widniała krótka wiadomość: przekreślone “zawróć” i zaraz obok “uważaj na siebie”, tym razem nieprzekreślone. To na pewno było pismo Dżariela - pełne zawijasów, z pełnymi brzuszkami i zamaszystymi zwieńczeniami liter takich jak “s” czy “z”. Poniżej zaś na prawie całą karteczkę namalowany był symbol: wąski deltoid z krzyżem pośrodku. Nikt nie znał tego znaku, a na kolejne pytanie - “czy był tu przede mną inny anioł?” - twierdząco odpowiadali jedynie nieliczni. Dżariego niepokoił fakt, iż niektórzy mówili o blondynie, a inni o brunecie - bał się, by nie podążał złym tropem, gdyż nie wiedział, po czyich śladach jest wiedziony i kim może się okazać drugi złotowłosy anioł.

        Anioł szedł powoli, ostrożnie stawiając bose stopy na ciepłym bruku ulicy. Jego spojrzenie było nieobecne, lecz mimo to na nic ani na nikogo nie wpadał ani niczego nie strącał skrzydłami. Po zakrzywionej linii jego ramion dało się poznać, że był zmęczony - miał za sobą kolejny dzień bezowocnych poszukiwań. Machinalnie podniósł do oczu wymiętą karteczkę z tajemniczym symbolem i wpatrywał się w niego, jakby ten miał mu sam udzielić odpowiedzi w nagrodę za upór w poszukiwaniach. Niestety nic z tego, to nie bajka. Dżari westchnął i odchrząknął - zaschło mu już w gardle od tego całego gadania i biegania, dlatego też uznał, że czas najwyższy tego dnia odpocząć i najwyżej po zmierzchu podjąć poszukiwania. Udał się w miejsce, gdzie przebywało najwięcej podróżnych i gdzie było najwięcej karczm. Nie pchał się nigdzie do środka, gdyż nie znalazł do tej pory miejsca, gdzie swobodnie mógłby się rozsiąść bez chowania skrzydeł. Całe szczęście na jednym z większych placów było kilka ławek i sprzedawców z mikrymi stoiskami - Dżari u jednej z takich osób kupił cydr i z butelką w garści usiadł pod ścianą jednego z budynków. Nie krępował się, rozłożył skrzydła na całą szerokość, by swobodnie oparły się o bruk i mur. Jedną nogę wyciągnął przed siebie, a na drugiej zgiętej oparł wyprostowaną rękę, w której trzymał butelkę. Rozglądał się i patrzył na twarze osób, które przewijały się przez plac. Od samego rana czuł na ulicach woń palonych włosów. Nie był to prawdziwy zapach, który razem z wiatrem dociera do nozdrzy, tylko ten, który czuje się dzięki magii - w mieście byli Piekielni. Dżari do tej pory na nich nie trafił, chociaż cały czas miał się na baczności. Takie pozostawanie od świtu w gotowości męczyło i sprawiało, że anioł naprawdę pragnął zrobić sobie przerwę, przeżyć coś, co chociaż na moment uwolni go od trosk i rozpaczy, która spozierała na niego z niepozornego kawałka papieru, który miął w dłoni. "Dżariel, dlaczego nie chcesz spojrzeć mi w oczy?", pytał, lecz kartka z uporem milczała.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

W środku pomieszczenia panował istny rozgardiasz. Różnokolorowe chusty unosiły się nad głowami tancerek, których krańce ozdobione zostały lekkimi blaszkami cekinów. Słońce z pewnością ugościłoby pomieszczenie oślepiającymi światełkami odbijając promienie od ogromu ozdób, ale niestety, przebieralnia z oknem, w której gościłyby widok rozebranych dziewcząt przykułby uwagę niejednego mężczyzny i właściciela karczmy, czy jak kto wolał to nazywać - „Domu uciech”. Nazwa ta jednak nie odzwierciedlała mechanizmu tego miejsca. Nie był to burdel. Oberża po prostu przyciągała klientów najważniejszą atrakcją, czyli właśnie tańczącymi kobietami.
Szale zakołysały się pod wpływem nieznacznego wiatru wywołanego przez jedną z akrobatek. Przebijała się przez resztę towarzystwa biegając z kąta w kąt w poszukiwaniu wszystkiego, o czym chwilę później zapominała, a cała ta sytuacja spowodowana była nadmiarem listy powinności do zrobienia. Było tu zaledwie pięć uczestniczek występu, a hałas panował tam tak głośny, że nawet psy z daleka poczęły szczekać w odpowiedzi. Próby uciszania się nawzajem były istnym niewypałem, szczególnie, że im bliżej było do głównego występu, tym częściej występowały krzyki.
Tylko jedna z nich siedziała malując swoje ciało farbą, której jasny kolor szybko dostosował się do barwy skóry. Robiła to z niebywałą precyzją, wręcz z nadmierną dbałością dociągała niektóre kreski. Minę miała wielce skupioną, gdyż język delikatnie wysmyknął się spomiędzy warg i tylko jedno oko bacznie obserwowało następujące ruchy, drugie zaś skryte było pod cienką, zmarszczoną powieką. Chmury z pudru oraz mgiełka perfum nie zdołały wybić jej z tak ważnej czynności. W tym całym chaosie ona sama trwała w bezwzględnej ciszy, aż do momentu rzucenia podstawowego hasła „Idziemy!”.
Dziewczęta bujnymi ruchami przebrnęły przez w połowie wypełnioną karczmę uzyskując już na samym wstępie ogrom oklasków. Rzucane uśmiechy skrywały się pod cienką warstwą materiału, dzięki czemu widoczne były jedynie mocno wycieniowane oczy. Na samym końcu kolorowego łańcuszka wyszła Shantti. Poprawiała to i owo w swoim ubiorze wstrzymując się tuż przy głównym wejściu. Rozchyliła drzwiczki stając w progu i obserwując niewielką scenę, którą wystawiono właśnie tego ranka.
Tuż przy drewnianej konstrukcji z niewielkim podestem rozmieszczone zostały kwadratowe stoły, przy których miejsca były już skrupulatnie zajęte przez widzów. Niektórzy z nich przesiedzieli tutaj cały dzień, co widać było po czerwonych policzkach ujawniających się pod wpływem rozweselających napoi. Dzisiaj był to kolejny występ grupy tanecznej, ale dla Shantti był to moment zbliżającego się jej pierwszego, własnego występu! To właśnie dla niej sprowadzono z dalekich obszarów Pana Timbo! Dlatego ten dzień miał należeć do wyjątkowych i całkowicie idealnych.
Elfka ocknęła się, gdy jedna z dziewcząt krzyknęła i machnęła ręką by dołączyła na scenę. Niewielkie westchnięcie oraz naciągane zażenowanie zachęciło ją do zbliżenia się do platformy. W trakcie jakże prostej drogi dało się słyszeć kilka mało skromnych żarcików, oklasków i świstów. Wszyscy tego dnia wyczekiwali właśnie tych godzin. Shantti zaś była coraz bliżej ujawnienia swojego talentu. Przesiedziała bowiem w Opuszczonym Bastionie już jakiś czas, uciekając od zimowych chłodów, które powoli obejmowały Nową Aerię. Elfka niezbyt dobrze znała geografię Środkowej Alaranii, dlatego zabrała się z pierwszą lepszą grupą kupców, którzy dowieźli ją właśnie tutaj. Kolejne akcje potoczyły się jakoś samoistnie. Jedno piwo w karczmie, kilka rozmów z dziewczętami, frywolne tańce pod wpływem muzyki i w taki oto sposób została tu na dłużej. Dziś zaś zatańczy we wspólnym i dzikim tańcu z Timbo, pośród gwiazd oraz wznoszącego się księżyca. Jej ciało zabłyśnie magiczną farbą, której wzory ujawniają się właśnie pod płachtą nocy. Był to póki co najlepszy zakup w Środkowej Alaranii jakiego dokonała. Teraz zaś pozostanie cichą myszką w tle głównych tancerek.
Muzykanci, którzy również przesiadywali przy scenie, poczęli grać na swych instrumentach, tworząc naturalną melodię o pierwotnym rozdźwięku. Bongosy, grzechotki oraz flety poszły w ruch tak samo jak wszystkie roztańczone kobiety. Ze środka rozbiegły się na boki, niczym dojrzewający kwiat, którego płatki rozchylały się ku ziemi. Z początku spokojne i płynne ruchy przerywane były gwałtownymi skokami oraz przerzutami. Taśmy barw przewijały się po całej długości scenerii, a biodra, jak i dłonie, brzęczały błyskotkami. Pierścienie, naszyjniki czy też bransolety teraz miały pole do popisu bawiąc się wraz z zachodzącym słońcem. Wszystko zaczęło być coraz szybsze, jakby wirowało, szalało aż wreszcie wybuchło gamą narzutek okrywających wcześniej znaczną część ponętnych ciał. Teraz kobiety prezentowały się w typowy stroju dla tancerek brzucha. Każda z nich obdarowana została swoim indywidualnym kolorem, przy czym pozostawały połączone jedynie akcentami tej samej biżuterii.
I tak też wirowały w kolejnych układach. Były bliskie ukończenia kolejnej prezentacji. Shantti odliczała każde odbicie wyczekując swojej chwili. Jeszcze tylko ten taniec, jeszcze tylko ostatnia melodia bębenków. Teraz wszyscy giną w hałasie pijackich opowieści, porównań kobiecych krągłości oraz wołań o kolejne kufle, ale za niedługo się to zmieni. Wszyscy zatoną w istnej ciszy, gdy niebo sięgnie ciała pustynnego ducha. Wtedy im pokaże… Oj pokaże!
Wszystko szło jak po maśle, gdy podczas jednego z półobrotów przed twarzą elfki pognał świst. Tancerka wstrzymała się na scenie. Zastygła, podobnie jak reszta grupy. Kobiety spojrzały na widownię, która teraz była tłumem. W nim zaś rozpoczęła się burda. Krzyki, hałasy, strzelanie z łuków i wymachiwaniem mieczem. Jeden z buraków spojrzał na Shantti.
- Ja chcę tę! – Wskazał mieczem i już miał piąć się na scenę, gdy drugi chwycił go za ramię i powalił na ziemię. Wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa wojna.
Pięści poszły w ruch, a zwykłe groźby nagle stały się jakby bardziej realne. Ktoś rzucił kuflem, inny sztyletem. Dziewczęta zapiszczały i zeskoczyły ze sceny chowając się gdzieś po bokach, zaś jedna zdezorientowana Shantti została na scenie.
- Uważaj! – pisnęła akrobatka.
Pustynna elfka gwałtownie przykucnęła, ześlizgnęła się niczym wąż z drewnianej areny i wskoczyła pod stół. Nikt nie zwrócił uwagi na uciekinierkę. Zgarnęła włosy bliżej twarzy, tak by żaden kosmyk nie zdradził jej obecności, szczególnie, że jej fan począł ją wołać.
- Gdzie moja luba?! Wybranka?! Hahahaha! No gdzie ona? Przecież ją sobie wybrałem! Gadać! – I tłukł wszystkich po kolei oczekując odpowiedzi.
Serce elfki stanęło, gdy ów „luby” stanął tuż przy jej kryjówce. Shantti widziała go już wcześniej. Zdawał się być obrzydliwy od momentu przekroczenia progu głównych drzwi do karczmy. Czaił się na nią od dawna i kilkakrotnie dotknął czy też klepnął pośladki nie mając na to pozwolenia ze strony dziewczyny. Dzisiaj zaś miała wrażenie, że czatuje na nią od samego rana, a teraz nadszedł moment kulminacji napaleńca.
Tancerka liczyła na to, że uda się jej niemalże przeniknąć między nogami rozbestwionych mężczyzn, ale jak na złość, gdzie ona chciała ruszyć tam stanęła gruba noga wielbiciela. Shantti wykrzywiła usta w niezadowoleniu, w którym kryła się delikatna obawa, czy wyjdzie z tego cało. Słyszała spod stołu jak ktoś rozwalił krzesło o czyjąś głowę, a darcie się na siebie nie miało końca. Chwyt za koszulę, delikatne rozprucie oraz kilka mocnych uderzeń, ot co słyszała Shantti. Wszystko jednakże ucichło, gdy okazało się, że główny prowokator skutecznie oberwał.
Wielbiciel padł na ziemię z rozkwaszoną gębą. Krew pod wpływem upadku trysnęła w stronę kryjącej się tancerki. Shantti przetarła twarz otwartą dłonią wybrzydzając przy tym wystającym językiem. Usłyszała, jak wolny krok zbliża się do niej. Wzrokiem wędrowała za śladem dźwięku, a gdy chciała umknąć do przodu było już za późno. Silna, męska dłoń chwyciła ją za kostkę i jednym ruchem pociągnęła w swoją stronę. Elfka automatycznie przygotowała się na kopniaka z drugiej nogi, ale nieznajomy miał niesamowity refleks. Wstrzymał atak łapiąc ją za stopę, co wyglądało dosyć zabawnie.
Dziewczyna sięgnęła więc po najbliższy kamień by celować nim prosto w twarz napastnika lecz wstrzymał ją głos współuczestniczki.
- Shantti, nie!
Elfka spojrzała na dziewczynę, by po chwili znów przykuć uwagę na nieznajomego. Dorosły mężczyzna o młodzieńczej twarzy. Posiadał czarne włosy i niebywale ciemne oczy, prawdopodobnie w odcieniu czekoladowego brązu, chociaż teraz bardziej kryły się pod czarną osłoną.
Shantti nie za bardzo wiedziała jak reagować. Nie wiedziała kim jest, ani dlaczego ma go nie uderzyć. Chciała wstać.
- Może pomóc? – spytał niebiańsko brzmiącym, niskim głosem.
- N…nie, nie trze… aaaj!
Nie oczekując końca odpowiedzi jednym ruchem pomógł stanąć dziewczynie na równe nogi. Tancerka od razu wyrwała się z jego uścisku i pogłaskała w uciśniętym miejscu. Zmierzyła go niepewnym wzrokiem, aż wreszcie jeszcze raz przyjrzała się ofierze zamieszania. Chłop był zboczony, napity, ale czy zasługiwał na taki los? Shantti tak nie uważała.
- Koniec przedstawienia! Rozejść się!
- Cccco?! - zbuntowała się elfka. – Jak to?!
Mężczyzna w odpowiedzi tylko uniósł brew. Dla niego to wszystko było oczywiste. Chciał ruszyć dalej, ale dziewczyna szarpnęła go za ramię.
- Mówię do ciebie!
- Shantti, spokojnie! – zwróciła jej uwagę akrobatka. – To jest współzałożyciel… Mówiłam ci o nim… - szepnęła w stronę pustynnego ducha.
- Ou…
Mężczyzna na słodkie „ou” zwrócił się ku Shantti i od razu obdarował ją półuśmiechem. Objął dłonią okrągłą twarz dziewczyny, jakby przegłaskał w prostym ruchu.
- Bezpieczeństwo moich tancerek przede wszystkim – podsumował swą opinię w jednym zdaniu i zwrócił się ku karczmie.
- Ej… ale… jak to? Przecież… - pojękiwała elfka stawiając niedbale kilka kroków w przód. Tłum zaczął się posłusznie rozchodzić, całkiem jak na rozkaz. – Ale ten człowiek… on się tu wykrwawi! – zauważyła Shantti wskazując na swego wielbiciela, którego nie lubiła, ale też śmierci mu nie życzyła. Wnet obok niej jawiło się kilku osiłków sprzątających wszelkie ofiary z terenu karczmy oraz wszelkich okolic budynku. – A jeśli on zginie?!
- I co z tego? – rzucił współzałożyciel z irytacją oraz kryjąc się wewnątrz oberży.

***
Shantti siedziała patrząc jak rozbierają jej scenę. Miała mieć piękny występ, zalśnić tej nocy, a teraz siedzi czekając na księżyc. Reszta uczestniczek już dawno zebrały się do przebieralni, ale pustynna elfka nie mogła przegryźć całej tej sytuacji. W końcu zaczęto chować stoły, dlatego też artystka bezpiecznie usunęła się w stronę dalszej części placu. Schowała dłonie w kieszenie zwiewnych spodni i zgarbiła się pod naporem nieszczęścia, które ją spotkało. Kątem oka dostrzegła jak pracownicy chowają duży, wiklinowy kosz. W nim właśnie syczał samotny Timbo. On też zapewne jest zawiedziony, że nie pokazał się tego dnia na scenie. Cóż jednak mógł zrobić? Tylko pogodzić się z losem.
Tancerka szła przesuwając palcami drobne kamyki wpadające tuż pod bose stopy. Odczuwała chłód kamiennego bruku, który za kilka godzin będzie ją szczypał zimnem. O wiele bardziej wolała chodzić po rozżarzonych węglach niż po mroźnych kamieniach.
Śledziła wzrokiem uciekający odłamek bruku, gdy nagle jej oczy napotkały inne bose stopy.
Shantti wspięła się wzrokiem. Od kostek, po łydki, uda, brzuch, a gdy dostrzegła białe pierze od razu objęła wzrokiem całą postać.
Z krzykiem odskoczyła od skrzydlatej istoty. Znieruchomiała jakby za chwilę miało stać się coś strasznego, ale on tylko spokojnie siedział przyzwyczajony do takiego typu reakcji. Elfka poruszyła gałkami ocznymi na prawo i lewo upewniając się, że żadne większe nieszczęście tego dnia na nią nie spadnie. Rozluźniła się dopiero w momencie, gdy ujrzała cydr w ręku nieznajomego.
W głowie elfki kłębiło się wiele pytań. Skąd skrzydła? Dlaczego chodzi boso (a z pewnością tancerzem nie jest!)? Czemu jest taki smutny? Gdzie jego myśli wędrują? Kim jest? Co tu robi?
- Mogę się napić? – spytała nie szukając na nic więcej odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Phelan
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Phelan »

         Wycieczka po Ostatnim Bastionie nie należała do najprzyjemniejszych, które Phelan odbył w swoim trochę ponad stuletnim życiu. Już przed główną bramą czuł, że coś z tym miastem jest nie tak, wyglądało inaczej, niż je sobie wyobrażał podczas podróży. Oczyma duszy widział niezdobytą od wieków twierdzę, która chroniła nie tylko ludzi, ale również tajemnice wywodzące się jeszcze z czasów Środkowego Królestwa. Tymczasem już z daleka można było dojrzeć, że zamek, który architekci oraz budowniczowie z takim zapałem i poświęceniem wydarli skale, teraz toczyła dziwna choroba. Chociaż zdawało się, iż grube na szerokość kilku ludzi mury wyglądają porządnie, to brakowało im tego czegoś….. tej wyniosłości, czy może wrażenia potęgi i niemożności odbycia na nie szturmu, które widział chociażby w Ekardonie. I nasz Długouchy się nie pomylił, kiedy wkroczył na pierwszy z sześciu poziomów osady, zobaczył coś, co nie podchodziło pod określenie "obraz nędzy i rozpaczy". Czas po prostu i dosłownie rozwalał wszystko, co tylko mógł. Co prawda nie biegał tam jasnowłosy chłopak z ekipy wyburzeniowej dzierżący w dłoniach młot większy od niejednego krasnoluda i nie niszczył każdego napotkanego budynku na drodze przy okazji krzycząc " CHĘDOŻYĆ WSZYSTKO I WSZYSTKICH!", ale robił w to bardziej wyrafinowany, chyba nawet gorszy sposób. Otóż czas powoli wgryzał się w ściany, dach oraz fundamenty, rok po roku, kawałek po kawałku, tym samym osłabiając coraz bardziej fasadę, by w końcu zawalić ją z ostatnim przedśmiertnym stęknięciem biednej budowli. Można to było zaobserwować na każdym z pierwszych czterech poziomów (choć w różnym stopniu zaawansowania, najgorzej było na najniższej części miasta, a później im wyżej tym było lepiej) tego miejsca, na których nie dało się uświadczyć żywego ducha. Całkiem prawdopodobne jest, że mieszkańcy owych poziomów po prostu siedzieli w swoich rozlatujących się domostwach, chociaż Niebieskowłosy nie wyobrażał sobie życia w takich warunkach. To miejsce napawało go dwoma przeciwstawnymi uczuciami, z jednej strony było to zafascynowanie i chęć sprawdzenia każdego kąta w tym rejonie, z drugiej było to przerażenie wywołane ciszą oraz brakiem żywego ducha na horyzoncie. Pierwszy raz w swoim życiu nie słyszał najcichszego dźwięku i to było straszne, nic, zero, kompletna cisza... wydawało się, że to miejsce omijają szerokim łukiem nawet owady a co dopiero inne zwierzęta. Z tego powodu i nasz Elf udał się dalej, szukając jakiegoś w miarę taniego, ale również przyzwoitego miejsca do noclegu. Uznał, że resztę tamtego dnia powłóczy się po mieście, a jutro poszuka jakiegoś zajęcia lub dorywczej pracy. Robił tak od kiedy tylko wyruszył z domu, był ciągle w drodze i poszukiwał prac, do których nie trzeba było fachowca, a w zamian otrzymywał dach na głową oraz wikt albo gotówkę. Był już pomocnikiem murarza, drwalem (choć tą pracę przyjął z ciężkim brzemieniem winy na duszy, ale nie miał innego wyboru, nie miał pieniędzy, a głód nie wybiera), pracował na budowie czy przy zbiorach letnich na wsi. Chciał spróbować wszystkiego, chciał poznać życie z każdej możliwej perspektywy i cieszyć się faktem, że dane mu jest spędzić te chwile w Aralanii, chciał być wolny, robić wszystko podług własnej woli i niczego nie żałować. Od kilku miesięcy, choć nie liczył czasu, czuł się naprawdę spełniony i jak nigdy wcześniej szczęśliwy. Mógł żyć „pełną piersią”, a teraz zamierzał się zabawić i zobaczyć występ tancerek, który odbywał się na najwyższym piętrze miasta. Jednakże, kiedy dotarł na miejsce spektaklu, ten już dawno się zakończył.

        Nagle coś poruszyło się w kapturze, potem znowu i dało słyszeć się ciche ziewnięcie. Innis! Młody wojownik tak nawykł do swojego podopiecznego (który swoją drogą spał niezwykle spokojnie), że całkowicie o nim zapomniał. Jednakże kotek nie potrzebował pomocy. Wyjrzał zza grubego materiału, określił wysokość oraz rodzaj podłoża, po czym szybkimi i widać już wyćwiczonymi ruchami po prostu zeskoczył po swoim panie na bruk. Stworzonko ziewnęło po raz kolejny tym razem bardziej przeciągle, prezentując przy tym swoje uzębienie i różowy języczek, „kładąc” przy tym uszka. Po czym wyciągnął przednie łapki maksymalnie przed siebie, a tył ciała wysoko jak umiał, by się przeciągnąć i wygnać z siebie resztę snu. „Mały, biały tygrys”, jak lubił go nazywać Niebieskowłosy, zobaczył coś w oddali i popędził tam z cichym dźwiękiem, który był podobny do pisku radości pomieszanej z podnieceniem. Elf stanął jak wryty, bo jego pociecha nigdy w ten sposób się nie zachowywała i z ciekawością podążył za nią. Okazało się, że istotka okrążała właśnie jakąś parę, przyjmując przy tym „przyczajoną” pozycję. Ta para wyglądała dziwnie, to znaczy, może nie tyle dziwnie co niecodziennie. Oboje byli bosi, mieli długie włosy, kobieta miała na sobie dość ciekawie wyglądające odzienie (ze względu na jego skąpość) a jej ciało było umalowane jakąś farbą lub pigmentem. Mężczyzna był postawny, nawet trochę przystojny, jednakże to, co najbardziej przyciągało wzrok innych to były miecze zawieszone u pasa. I to właśnie na nieznajomego mały kotek rzucił z dzikim „miaaau!!”, atakując pazurkami i ząbkami nagą kostkę jegomościa. Długouchy przypatrywał się temu w niemym szoku oraz strachu, jednak szybko się otrząsnął i zaczął krzyczeć:

- Innis! Innis! Zostaw! Nie wolno! Zły kot! - Biegł w stronę swojego pupila, by spróbować załagodzić całą sytuacje. - Co ci strzeliło do łba, żeby takie rzeczy robić!? - spytał w języku zwierząt.
- No ale Pheluś... przecież mówiłeś, że ptaszki mogę! A zobacz, jakie to jest wielkie ptaszysko i na dodatek chyba stare albo chore, bo ma pióra tylko na skrzydłach… Akurat na zjedzenie a ja głodny jestem! - odpowiedział kotek, nadal walcząc z kostką Anioła.

I wtedy właśnie Phelan zobaczył skrzydła nieznajomego, ogromne i długie na ponad sążeń. W tym momencie przedstawiciel leśnej rasy zbaraniał, otworzył usta i patrzył się w zachwycie na młodzieńca o złotych włosach. Do tej pory słyszał tylko pogłoski i legendy o prawdziwych Aniołach, którym zresztą nie dawał wiary. A teraz spotkał żywego Niebianina… chciał coś powiedzieć, ale był zbyt zestresowany całą sytuacją, jak i faktem, że wcześniej nie zobaczył wielkich opierzonych skrzydeł. Nie wiedział, jakim cudem do tego doszło, musiał być chyba zbyt skupiony na Innisie albo zbyt męczony po odbytej podróży. Zdołał tylko wydukać:

- Prze… Przepraszam… mój kot nigdy się tak nie zachowywał… nie gniewaj się...
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Pogrążony w swoich myślach Dżari przestał w końcu zwracać uwagę na otoczenie, przymknął oczy i oparł głowę o mur za sobą, jakby chciał się opalać w ostatnich promieniach wieczornego słońca. Myślami błądził gdzieś daleko w przeszłości, próbując dojść do tego, co mogło skłonić Dżariela do ucieczki, która trwała już tak długo. Nie, by wcześniej Laki nie prowadził takich rozważań, gdyż praktycznie codziennie od momentu gdy została mu powierzona ta misja zastanawiał się, co wydarzyło się w Planach, co mu umknęło, co przeoczył. Upatrywał swoją winę w tym, że mag stał się uciekinierem - wszak znali się tak dobrze, że powinien wcześniej, dużo wcześniej, zorientować się, że z jego przyjacielem dzieje się coś nie tak. Zareagować, odwieść go od błędu. Jednocześnie jednak Dżari nie potrafił przyjąć do wiadomości, że ściga uciekiniera, kogoś, kto zrobił coś złego. Cały czas był przekonany, że to jakieś nieporozumienie, no bo przecież Dżariel nie mógłby tak postępować. Był najłagodniejszą osobą jaką znał, o najczystszym sumieniu i myślach, niezachwianym spokoju. Nawet Tallas taki nie był, bo mimo dobrego serca, gdy dochodziło do walki, odnajdywał w sobie agresję i bezwzględność potrzebne do zwycięstwa. Dżari również wiedział czym jest szał i zwątpienie i jeśli miałby spomiędzy ich trójki wytypować jednego, który jest najmniej godny zaufania i skłonny do upadku, wskazałby na siebie, a nie na najstarszego z nich. Był wszak okres w jego życiu, gdy wątpił w swe powołanie do dzierżenia miecza i gdyby Dżariel nie przeprowadził z nim poważnej rozmowy, nie rozwiał jego wątpliwości i nie podniósł na duchu, naprawdę różnie mogłoby się to skończyć. Jak ktoś taki mógłby działać przeciw Panu?
        Dżari westchnął głęboko, nie otwierając przy tym ust. Swym zmysłem magicznym poczuł jakąś postać idącą bardzo blisko niego. Wyczuł otaczający ją zapach pustyni, wyraźną mieszaninę barw wskazujących jednoznacznie na wędrowną artystkę - na podstawie tego uznał, że raczej nie jest to osoba, która mogłaby czegoś od niego chcieć i pewnie tylko przechodzi, nie otworzył więc nawet oczu i tylko podciągnął nogę, by nieznajoma się o niego nie potknęła. Chwilę później usłyszał krzyk trwogi. Wzdrygnął się ledwo zauważalnie, po czym rozchylił powieki. Nie zareagował specjalnie gwałtownie, gdyż spodziewał się, co tak przestraszyło krzyczącą kobietę - wokół nie dało się wyczuć aur plugawych stworzeń ani specjalnego poruszenia, więc przyczyną jej strachu był pewnie on sam. Nie pomylił się - od razu po otwarciu oczu dostrzegł wlepiony w siebie zaskoczony wzrok elfiej dziewczyny. Przyjrzał się jej pobieżnie. Ładna, zgrabna kobieta ubrana w trochę zbyt kuse, zwiewne szaty - na pewno była artystką, to dało się poznać bez odczytywania aury. Aktorką, tancerką albo jedną z tych dziewczyn, które pomagają w występach iluzjonistom, tego akurat Dżari nie był pewny. Na plac przybył za późno, by oglądać występ i brać udział w bójce, która wybuchnęła później, więc nie znał całej tej historii.
        - Nie ma powodu do krzyku. Jestem łagodny - zapewnił bardzo spokojnym, może tylko trochę rozbawionym głosem. Tyle razy już miał do czynienia z takim zachowaniem, że nie reagował już nerwowo na strach innych. Rozumiał, że wiele osób spotykając go widzi anioła pierwszy i zarazem ostatni raz w życiu. Pytanie artystki jednak bardzo go zaskoczyło, odruchowo zerknął na trzymaną w garści butelkę cydru.
        - Nie przeszkadza ci pić z obcym z jednej butelki? - upewnił się wstając z bruku. Rękawem wytarł ustnik nim podał flaszkę elfce z uprzejmym "proszę". Był osobą, która zawsze się podzieli, o ile nie będzie miała naprawdę dobrego powodu by odmówić.
        - Nie widziałaś nigdy wcześniej anioła? - zapytał, gdy już przyjęła od niego cydr. Nie lubił tak zadawać dwa pytania pod rząd, bo zdawało mu się, że to strasznie nachalne, zwłaszcza, że oba były raczej retoryczne, gdyż na podstawie dotychczasowych zachowań można było śmiało obstawiać, że elfka dwukrotnie zaprzeczy. Nadzieja jednak umiera ostatnia.
        Skupiony na elfce anioł nie dostrzegł czającej się na niego bestii, po prostu nagle poczuł ukłucie bólu w kostce. Na jego twarzy pojawił się krótki tik i nawet syknął cicho, gdy jednak spuścił wzrok by zobaczyć, co też go pokąsało, uśmiechnął się ciepło pod nosem. Mały kotek z walecznością dorosłego tygrysa atakował jego nogę - to było na swój sposób urocze.
        - Innis! Innis! Zostaw! Nie wolno! Zły kot! - Na dźwięk tych słów Dżari podniósł wzrok na biegnącego w ich kierunku elfa. Zwrócił uwagę na nietypową barwę jego włosów i to, że nawet bez odczytywania jego aury dało się poznać w nim wojownika. "To jego kotek? Ciekawe zestawienie...", uznał w duchu, po czym na moment spuścił wzrok na niezaprzestającego ataku kociaka. Zaśmiał się pod nosem, słysząc jego tłumaczenie, na razie jednak wolał skupić się na właścicielu zwierzaka. Cierpliwie czekał, aż elf otrząśnie się z pierwszego szoku i przez jego ściśnięte gardło przecisną się jakiekolwiek zgłoski. Zbył jego przeprosiny gestem dłoni.
        - Nic się przecież nie stało - zapewnił szczerym, ciepłym głosem, po czym w końcu skupił się na swym oprawcy. Ukradkiem schował swoją kopię wiadomości od Dżariela do kieszeni, a następnie schylił się i delikatnie podniósł kotka za futerko na karku. Posadził go na drugiej dłoni tak, by mieć go na wysokości wzroku.
        - Niestety nie jestem ptakiem, tylko aniołem - wyjaśnił mu w mowie zwierząt. - I chyba jestem troszkę za duży na posiłek dla ciebie. Znajdziemy ci coś innego do jedzenia.
        Dżari pogłaskał kotka i oddał go w końcu właścicielowi. Lubił zwierzęta i chętnie potrzymałby Innisa dłużej na rękach, ale co za dużo to niezdrowo - jeszcze elf pomyślałby, że chcą mu ukraść towarzysza.
        - Uważaj na swojego małego rozrabiakę - zasugerował. Spojrzał uważnie na wojownika i artystkę, jakby oceniał, czy mu się przydadzą. W końcu wyciągnął schowaną niedawno kartkę.
        - Pozwolicie, że zajmę wam chwilę... Poznajecie ten symbol? - zapytał po raz nie wiadomo który tego dnia, bo uznał, że lepiej wykorzystać każdą sposobność. Podał świstek papieru dziewczynie, ten jednak wypadł mu z dłoni, gdy anioł gwałtownie syknął i złapał się za skroń. Bardzo blisko siebie poczuł nagły rozbłysk magicznej emanacji, w której wyczuwał duszącą woń smoły pomieszanej z... kwiatami? Prawie jakby poczuł lilie, to było jednak niemożliwe, przecież w okolicy nie było ponoć żadnego anioła poza nim. Uczucie jednak błyskawicznie minęło i Dżari słyszał tylko powoli niknące dziwne dźwięki, których nie potrafił jednoznacznie zaklasyfikować. Ten incydent go zaniepokoił, nie chciał jednak straszyć nieznajomych bardziej niż to zrobił do tej pory. Podniósł na nich lekko zbolały wzrok, po czym uśmiechnął się przepraszająco.
        - Jestem przemęczony - usprawiedliwił się, schylając się po upuszczoną kartkę i znowu im ją pokazując.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Jego niebiański głos od razu zmieszał całkowicie elfkę. „Jestem łagodny” – w jego ustach i z takim wydźwiękiem z pewnością uwierzyła w to niejedna istota. Shantti również od razu dałaby się ponieść tej fali akustycznej o namacalnie łagodnym tonie, ale widząc pierwszy raz w życiu niebywale dziwaczną istotę ze skrzydłami miała prawo zwątpić.
Gdy wstał ona dla upewnienia cofnęła się o mało znaczący krok. Wewnątrz serca, tak naprawdę, przestraszyła się skrzydeł. Nie wiedziała na jakiej zasadzie działa ów osprzęt w ciele mężczyzny. Czy umie go dokładnie kontrolować i czy to nie jakaś sztuczka albo przebranie, ale flaszka cydru skutecznie ją uspokoiła. To była jej odpowiedź na pytanie skrzydlatego, a na kolejne bała się odpowiedzieć.
- Anioła...? – wyszeptała nieznane dla niej dotychczas słowo. Głos miała zamyślony. Tępo wpatrywała się w oczy jasnowłosego, a usta niemo poruszały się tym samym zapamiętując i ucząc się wypowiedzianego hasła.
Ciało elfki wzdrygnęło, gdy tylko zorientowała się, że już na samym początku strzeliła niezłą gafę! Tak chciała zlać się z tłem tutejszych istot, a jej głupie powtarzanie i nauczanie się słówek wzięło górę! Oby tylko nie zauważył, że nie pochodzi stąd! Zaraz rozniesie się po okolicy, że jest jakimś Łowcą Potępieńców, o których w sumie… niewiele wiedziała. Z pewnością nie pragnęła powrotu istoty o czerwonej skórze i z rogami, posiadającej chęć czystego mordu i wręcz kipiącą nienawiścią. Coś takiego chyba nazywano tu „diabłem”. Nieświadoma Shantti niestety nie zdawała sobie sprawy z niemalże namacalnego powiązania między Niebianami a Piekielnymi. Nawet jeżeli rzeczona więź była negatywna. Tylko krasnoludy z Thenderion wiedziały o sytuacji z czerwonoskórym. Reszcie zaś nie śmiała się przyznać, bo za bardzo bała się powrotu takiej istoty.
Zaśmiała się nerwowo i machnęła luźno ręką.
- Ach… No tak, anioła…! – Szybko upiła łyk cydru by nieco się zamaskować. – Wybacz, ale w tym mieście jeszcze nie widziałam nikogo o białym upierzeniu! – dodała całkiem swobodnie wykorzystując wszelkie swoje aktorskie możliwości. – Tutaj są same upiorne klimaty! Sam zresztą widzisz… a ty na tle tych zimnych murów rzucasz się w oczy – przyznała całkiem szczerze.
Na ratunek przybyła nieświadomie miniaturka tygrysa oraz jego właściciel. Shantti z wielką ulgą odetchnęła w głębi duszy i od razu zwróciła wzrok w stronę zbliżającego się wojownika. Tutaj był ich aż nadmiar, ale on wyróżniał się barwą włosów. Oczy elfki zabłysnęły widząc ten ciekawy odcień, ale ponownie zbeształa się w myślach zaciskając delikatnie pięść. Czy on również był kimś typowym w Środkowej Alaranii czy może jednak przybył z dalekich krain podobnie jak ona?
Usta tancerki wygięły się w przyjaznym uśmiechu, ale jej głowa wypełniona była nadmiernym stresem. Szkoda, że zima w Nowej Aerii przybyła tak strasznie szybko. Tam czuła się bezpiecznie, a Ostatni Bastion był na pewno ostatnim bezpiecznym miejscem w tej części świata. Teraz czuła jeszcze większy lęk niż przed swoim występem, ale najważniejsze to jest się nie zdradzić!
Elfka nieco z zaskoczeniem spojrzała na gadającego do kota anioła i to jeszcze w kocim języku. Ciekawy czy tak potrafią rozmawiać wszelcy jego pobratymcy. A może wyuczył się tego w podobny sposób jak ona? Ach ta jej zabójcza dociekliwość i nadmierna ciekawość! Chyba powinna jeszcze więcej wypić dla ulżenia sobie samej…
Tak też zrobiła. Tylko tym razem naprawdę się zaciągnęła alkoholem.
A następnie serce skradł jej futrzak, który ukradkiem spojrzał na nią, gdy przenoszony był do rąk właściciela. Shantti aż chciała piszczeć i skakać z zachwytu z powodu tej przesłodkiej kulki! I miał takie piękne oczy, i takie małe łapki, i takie długie, ale cienkie wąsiki oraz mięciutkie futerko…
- Ojej! Jaki przesłodki! Prawie, jak Pan Timbo! Tylko on syczy… - zauważyła, ale śmiało wyciągnęła dłoń w stronę kociaka. Kilka delikatnych ruchów za uszkiem spowodowały, że Innis zamruczał z zadowolenia przez co artystka nie zwróciła uwagi na przyglądającemu się obojgu (a może raczej trojgu) anioła. Jednak od razu zareagowała na ostatnie słowa skrzydlatego zwracając się ku niemu twarzą, a raczej w stronę kartki.
- Och… w porządku? – zmartwiła się Shantti w momencie… tego dziwnego uczucia. Jakby fali, odbicia dźwięków, pulsacji – w ten sposób mogła określić to nagłe zaburzenie w przestrzeni. W tym samym momencie nieznajomy jakby zasłabł więc pustynnej elfki wcale nie zmartwiła „falą” a stan anioła. Nie obyło się z jej strony od wsparcia ręką, a nawet pochylenia w stronę jasnowłosego.
Shantti nawet nie zdała sobie do końca sprawy z tego czym mogła być ta energia, ale przejęta skrzydlatym szybko zapomniała o zaistniałych faktach, których przez to nie połączyła.
- Ach… Tak… - mruknęła przyciągając do siebie ręce, bo nie chciała się narzucać. Szczególnie czemuś czego i kogo nie znała. Chodziło oczywiście tylko o same cechy rasowe!
Przyjęła z ostrożnością w obie dłonie karteczkę przyglądając się znakowi. Na chwilę znowu się odrobinę zlękła, że może to jakiś znak, który powinna znać, ale anioł pytał o karteczkę w zupełnie inny sposób. Nie sprawdzający. Poczuła jego determinację, zawód, a nawet odrobinę desperacji. Przelotnie uniosła wzrok na skrzydlatego i ponownie wróciła na napis. Tak jak jeszcze nauczyła się mówić językiem wspólnym (chociaż nadal miewała spore problemy i długo walczyła o pozbycie się akcentu!) tak z czytaniem miała już o wiele większy problem. Jednak nieznajomy użył słowa „symbol” – to oznaczało tylko jedno. Wcale nie musiała umieć do tego czytać. Był to znak, a nie litera!
- Nie… Niestety nie kojarzę. Może ty… e… Wybacz, nie znam twego mienia elfie. – Podrapała się palcem po policzku z delikatnym zakłopotaniem. – Aby nie było nieswojo, nazywam się Shantti. – Uśmiechnęła się do mężczyzn oddając uszatemu skrawek papieru.
- Ehm… - zająknęła się tancerka. – Zgaduję, że oboje jesteście przemęczeni. Może chcielibyście znaleźć nocleg na ten jeden wieczór? Aaa… akurat pracuje w jednej z oberż niedaleko. Załatwiłabym wam jakiś upust, jadło… Szczególnie ty a… an… A nie znam twojego imienia również – zauważyła artystka, chociaż sama najchętniej po prostu posiedziałaby na zewnątrz gapiąc się w gwiazdy i siedząc na jakiejś ławeczce lub też trawie. O tak! To się jej zdecydowanie marzyło! Jednak Shantti należała do osób, które przedkładały dobro innych nad własne. Szczególnie, że anioł przyznał się do przemęczenia, a elfi wojownik, jak to wojownik, zapewne szykował się do jakiejś kolejnej wyprawy.
Awatar użytkownika
Phelan
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Phelan »

        Innis nie był zbytnio pocieszony faktem, że został przekazany w ręce jego pana. Toteż nie namyślając się długo, wydał z siebie ciche, pojedyncze „miau”, które nic nie miało znaczyć i zaczął powoli, acz pieczołowicie schodzić na bruk. Najpierw jął wspinać się na ramię Phelana używając swoich drobnych pazurków. Przy czym niezbyt przejmował się delikatnością podczas swojej wspinaczki i nie żałował swego opiekuna - przecież mu i tak wybaczy. Kiedy osiągnął już swój cel, swój upragniony koci najwyższy szczyt Fellarionu począł niczym kozica schodzić w dół po pelerynie. Jak górscy wspinacze rozbijają bazy, aby odpocząć tak samo i kotek zatrzymał się kilka razy, aby odsapnąć, lecz w końcu udało się, a jego łapki dotknęły zimnego kamienia. Mógł spojrzeć na właściciela, ale w sumie po co? Toteż nie uraczył Niebieskiegowłosego nawet spojrzeniem i z dumnie zadartym ogonkiem pomaszerował do nowo poznanego dwunoga oraz wielkiego, chorego ptaszyska. Co prawdo ptaszysko coś mówiło, że nie jest ptaszyskiem, ale kto by się przejmował takimi rzeczami, na pewno nie Innis. On miał teraz bardzo ważną misję przyjrzenia się bliżej dwunogowi, który śmiesznie piszczy i robi dużo hałasu. Z tego, co się orientował, to chyba był dwunóg samica, bo coś mu kiedyś Pheluś tłumaczył, że jak dwunóg ma takie śmieszne garby pod górnymi łapami, to jest samicą. Mówił też, że te garby mogą być różnej wielkości albo może nie być ich wcale, ale wtedy samica jest ciągle samicą, dla małej kociej główki to było strasznie skomplikowane. Dlatego nasz mały futrzak nie rozmyślał nad tym dłużej i w kilku susach znalazł się przy obiekcie swoich obserwacji i usiadł przed nim (a raczej przed nią). Przechylił łepek i przyjrzał się baczniej - to był typowy dwunóg. Brak futra oprócz tych dziwnych kłębów na głowie, długie, chude łapy i te dziwne cosie, które miała na sobie. Każdy dwunóg miał różne od innych dwunogów cosie na sobie, które zdejmował do snu i to było chyba najdziwniejszy rytuał, jaki kotek widział w swoim krótkim życiu. No bo przecież równie dobrze on też mógł ściągać swoje futerko, zanim zasnął, ale wtedy musiałby spędzać bez futerka większość dnia. A po wtóre futerka nie dało się ściągnąć z grzbietu, ale powiedzmy, że kociątko nie musiało wszystkiego rozumieć. Najważniejsze, żeby dwunogi dobrze karmiły, bawiły i opiekowały się zwierzątkiem, wtedy ono mogło im wybaczyć ich udziwnianie i komplikowanie wszystkiego. A jeżeli już była mowa o zabawianiu to Innisek, jak to typowy kot, uznał, iż dawno nie poświęcano mu uwagi i nie bawiono go. Dlatego przewrócił się na plecki i wydał dwunogowi samicy polecenie:
- Głaskaj, głaskaj! - Chociaż nie był pewien czy akurat ten dwunóg zrozumie, bo chyba był z tej głupszej części dwunogów, którzy nie umieli mówić a jedynie wydawać jakieś dziwne dźwięki zrozumiałe jedynie dla innych dwunogów.

         Phelan wziął na ręce swojego podopiecznego, lecz ten nie chciał zbyt długo siedzieć w jednym miejscu i zaczął się wspinać po elfie. Ten drugi był święcie przekonany, że kot wspina się, aby wejść do kaptura płaszcza – miejsca swego odpoczynku, w którym również podróżował. Nic bardziej mylnego, gdyż mały tygrys w kilka sekund znalazł się na twardym podłożu. Podszedł do elfki, po czym usiadł przed nią, by za chwilę przewrócić się na plecki i okazać chęć do zabawy. Niebieskowłosy nigdy wcześniej nie widział, aby jego pupil przejawiał taką aprobatę dla nieznajomych, zawsze raczej unikał nowo spotkanych i zostawał przy swoim panu. A tutaj proszę, widać Shantti miała w sobie coś, co wyczuwały zwierzęta i ufały jej (a przynajmniej nie czuły zagrożenia z jej strony). Z jednej strony to rozumiał, bo przecież kobieta wyglądała na kruchą i niezdatną do agresji tym bardziej wobec zwierząt, ale mogły to być tylko pozory, Phelan bowiem niejednokrotnie przekonał się, iż „słaba” płeć potrafi wykorzystywać stereotypy i ułudę. Wojownik jednak uśmiechnął się i zagadnął w stronę nowo poznanej osoby:
- Ktoś tu chyba kogoś polubił, dalej śmiało! Pogłaskaj go. - I wskazał ręką na pociechę czekającą na pieszczoty. W tym momencie anioł zapytał o jakiś symbol, który chyba był namalowany na kartce, którą „Pierzaty” trzymał w ręce. Chciał najwyraźniej zaprezentować ów znak, ale na jego twarz wpełzł grymas bólu, a on sam złapał się za skronie i syknął cicho z bólu. Trwało to raptem kilka sekund, po czym Niebianin usprawiedliwił się, że to przez zmęczenie podróżą, a przy najmniej tak zrozumiał go Długouchy. Cóż, widać skrzydlaci wojownicy byli bardziej delikatni niż przypuszczał, ale nie wiedział też, jaką drogą nieznajomy przebył. Sam elf był lekko zmęczony, ale na szczęście nie aż tak, aby prawie mdleć. Nasz bohater przyjął kartkę z rąk blondyna i zobaczył kształt jakby wydłużonego deltoidu, a w nim zawarty był prosty krzyż. Wiedział, że gdzieś już widział ten symbol, tylko nie mógł sobie przypomnieć gdzie dokładnie to było, tak jakby ktoś naciągnął na jego pamięć grubą kotarę, przez którą nie można było dostać się do wspomnień. Walczył dłuższą chwilę z samym sobą, za wszelką cenę próbując przypomnieć sobie gdzie wydział podobne malowidło. I w końcu sobie przypomniał! Na jednym z zawalających się budynków na bodajże trzeciej lub czwartej platformie miasta (licząc od samego dołu) widniał taki, a przynajmniej łudząco podobny symbol namalowany czerwoną farbą. Jednakże nie były to pewne informacje, a poszukiwania tego miejsca mogły zając kilka dni. Mieszaniec przygryzł dolną wargę, jak to miał w zwyczaju podczas podejmowania trudnych decyzji i po dłuższym wahaniu się odrzekł:
- Ja… ja chyba widziałem coś podobnego. – Jego głos był najpierw cichy, ale z każdym wypowiedzianym słowem nabierał mocy i pewności. – Tutaj w mieście. Nie jestem pewien, na którym kręgu miasta to było, ale najprawdopodobniej na trzecim lub czwartym. Co do konkretnego miejsca też nie mam pewności, ale raczej z tym nie będzie problemu, gdyż raczej trzymałem się tej „głównej” ścieżki na górę, którą porusza się większość nowo przybyłych tutaj. - Po czym odwrócił się do Shantti i odpowiedział na jej pytanie. – Z chęcią zatrzymam się gdzieś tutaj, a jeszcze chętniej w jakimś przyzwoitym lokum. Tylko jest jeden problem, gdyż nie mam zbyt dużo pieniędzy, ale jutro mam zamiar zaciągnąć się do jakiegoś kupca czy bogatszego mieszczanina w służbę albo znaleźć inne zajęcie. Więc będę mieć, ale jeszcze minie trochę czasu do tego momentu.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari słowem się nie odezwał, chociaż widział, że Shantti nie mówi do końca prawdy - wystraszyła się go i tylko udawała, że zna jego rasę. Nie chciał wywoływać w niej dyskomfortu drążeniem tematu i uświadamianiem jej w temacie swojego pochodzenia, więc tylko się uśmiechnął, niby to dając się nabrać na jej grę. Szkoda, że nie była z nim szczera - naprawdę był niegroźny tak długo, jak ktoś nie zagroził jemu albo kogoś z jego otoczenia i elfka mogłaby wiele się od niego odpowiedzieć, gdyż odpowiedziałby na każde jej pytanie. ”Nie boi się jednak aż tak, skoro nie ma oporów przed częstowaniem się alkoholem od obcych”, skonstatował w myślach. Nieumyślnie rozwiał wątpliwości Shantti w kwestii tego, czy potrafi świadomie poruszać swoimi skrzydłami, bo gdy ona skomentowała kolor jego piór, Dżari rozłożył lekko skrzydła i zerknął na nie - ruch ten przypominał rozkładanie ramion przez osobę, której skomplementowano odzienie i która sama nagle na siebie spogląda jakby zupełnie nie pamiętała co odziała na siebie tego ranka. Widać było, jak przy tym ruchu pod tuniką napinają się mięśnie na jego torsie odpowiedzialne za poruszanie skrzydłami. Wydatna klatka piersiowa jasno świadczyła o tym, jak wielką siłę trzeba włożyć we wzbicie się w powietrze - anioł wbrew łagodnemu obliczu i powierzchownej łagodności nie należał do słabych istot.
        ”Stresuje się”, spostrzegł Dżari, gdy elfia tancerka raz za razem upijała łyk cydru z butelki. Nie była to ilość, którą dziewczyna mogłaby się upić, lecz on i tak miał wyrzuty sumienia. Był to też jeden z powodów, przez które wahał się czy zaczynać z tą dwójką rozmowę, bo jeszcze nigdy nie uzyskał odpowiedzi od kogoś, kto się go bał bądź mu nie ufał. Za odgromnik w tej całej sytuacji nieświadomie posłużył Innis - małe kotki miały w końcu tę cudowną zdolność zjednywania sobie ludzi i topienia nawet najtwardszych serc. Dzięki niemu atmosfera wyraźnie się rozrzedziła, nawet sam Dżari musiał przyznać, że atak kociaka poprawił mu humor i pozwolił się nieco rozluźnić. Szkoda, że te wszystkie zachwiania magii, jakie odczuwał w mieście, nie dawały o sobie na zbyt długo zapomnieć i znowu wywoływały stres i napięcie albo wręcz zamroczenie jak w momencie, gdy pokazywał tej parze kartkę.
        - W porządku - odpowiedział elfce popierając swoje słowa krótkim gestem i niemrawym uśmiechem. Zaczął trochę głębiej oddychać, jakby próbował węchem wychwycić źródło tej irytującej mieszanki zapachów kojarzącej się z jednej strony z Piekielnymi, a z drugiej strony z Niebianami. Nic nie wyczuł, co było oczywiste - wszak aury nie oddziałują na podstawowe zmysły. Z tą myślą uspokoił oddech i tylko patrzył z wyczekiwaniem na tancerkę i wojownika, tylko czasami uciekając spojrzeniem w stronę knującego coś kotka. Odpowiedź dziewczyny wcale go nie zdziwiła, bo podobne zapewnienia słyszał już chyba setki razy.
        - W porządku - uznał na głos i już miał sięgnąć po kartkę, gdy tancerka przekazała ją wojownikowi. Anioł dał mu chwilę na przyjrzenie się symbolowi, chociaż już z góry założył, że nie usłyszy dobrych wieści. Zrezygnowany przykucnął i pogłaskał Innisa po brzuszku, chociaż ten zwracał się do elfki. Dżari nie został jednak podrapany, więc najwyraźniej kotek nie był jakiś bardzo wybredny w kwestii tego, kto poświęci mu uwagę.
        Laki nagle błyskawicznie zabrał rękę i wstał. Z wyrazem niedowierzania i kompletnego zdumienia na twarzy słuchał odpowiedzi elfa, wpatrzony w jego usta jakby nie chciał uronić żadnej zgłoski. ”Czyżby nareszcie mi się udało? Po całych dniach podróży z miejsca na miejsce ktoś nareszcie był w stanie wskazać mi dalszy kierunek?”, cieszył się w myślach, chociaż jednocześnie obawiał się, czy nie jest to radość przedwczesna. Gdy jednak niebieskowłosy wojownik skończył mówić, Dżari odetchnął z wyraźną ulgą - odpowiedź może nie była idealna i celna, ale mocno zawężała obszar poszukiwań i dawała aniołowi nadzieję, że naprawdę uda mu się ruszyć swoje poszukiwania z miejsca. Może nawet zdoła dowiedzieć się, dlaczego jego przyjaciel był zmuszony opuścić Plany? ”To chyba zbyt śmiałe marzenia...”
        - Dziękuję - zapewnił od razu Laki przyjmując z powrotem kartkę z przekalkowaną wiadomością. Złożył przed sobą ręce jak do modlitwy i skłonił się nisko przed elfem. - Naprawdę bardzo dziękuję, bardzo mi pomogłeś…
        Anioł na moment się zawahał - musiał nagrodzić niebieskowłosego za uzyskane od niego informacje, nie wiedział jednak czy powinien zaproponować mu pieniądze czy błogosławieństwo, nie umiał wyczuć co w tym konkretnym przypadku byłoby odpowiedniejsze. Z pomocą pośpieszyła mu dalsza wymiana zdań między tą parą, której przysłuchiwał się jakby nieco z boku.
        - Mów mi Dżari - przedstawił się tancerce, gdy ta wymusiła na nim podanie swego imienia. Nigdy nie przedstawiał się jako Dżariel, nawet tym, którzy nie mieli szans znać jego przyjaciela maga, bo i tak by nie reagował gdyby tak go wołano.
        - Dziękuję za okazaną troskę, lecz nie skorzystam - odmówił starając się mówić jak najłagodniej, by jego słowa nie zostały poczytane za afront. - W tutejszych karczmach sufity są dla mnie zbyt nisko, a pokoje są zbyt małe. Nieustannie coś bym strącał albo kogoś zaczepiał, lepiej bym został na zewnątrz.
        Na potwierdzenie swych słów Dżari szerzej rozłożył swoje skrzydła by zademonstrować, jak wielką one mają rozpiętość - nie było szans, by mógł się z nimi swobodnie ułożyć w zwykłym ludzkim łóżku, a w ciasnej sali dla gości pewnie poprzewracałby połowę kufli na stołach.
        - Pozwól jednak - zwrócił się do mężczyzny. - Że w ramach podziękowania za pomoc w mej misji, zapłacę za jadło i nocleg na tę noc dla ciebie. Jestem ci to winien, bardzo mi pomogłeś. Pójdę jednak kawałek z wami, chodźmy.
        Anioł gestem poprosił Shantti, by ta wskazała im drogę do karczmy, o której wspominała. Chciał zobaczyć co to będzie za budynek, bo może akurat będzie wystarczająco duży i przestronny, by mógł wejść do środka i nie napytać sobie przy tym biedy. Chyba miał ochotę chwilę posiedzieć z tą dwójką i po prostu z kimś porozmawiać, a nie nieustannie gonić za swym celem, zatrzymać się chociaż na chwilę, a następnego ranka zapuścić się na niższe poziomy miasta i poszukać budynku, o którym mówił elf. Był naprawdę ciekaw co tam znajdzie, czy czegoś nowego się dowie. Czy trop okaże się wart uwagi, a nie wyprowadzi go na manowce…
        Idący z tyłu Dżari nagle przystanął - ta sama mieszanina aur, którą wyczuł wcześniej, wybuchnęła po raz kolejny gdzieś w pobliżu. Tym razem jednak znacznie, znacznie bliżej, jakby w jednej z uliczek odchodzących od tego placu. Anioł odruchowo spiął mięśnie i położył dłoń na rękojeści jednego z mieczy, jego twarz stężała i nabrała ostrych rysów, gdy patrzył gdzieś w dal, jakby jego wzrok potrafił przenikać ściany. W końcu jednak zamrugał i obrócił się do towarzyszy. Złapał Shantti za rękę i delikatnym gestem sprawił, że się odwróciła.
        - Idźcie, ja muszę tu zostać. Przepraszam - zapewnił, wciskając elfce do ręki kilka monet, by móc spełnić swoją obietnicę odwdzięczenia się za pomoc z kartką. Później zwrócił się do elfa:
        - Pilnuj jej - poprosił, czy też wręcz zażądał. - Tu zaraz może zrobić się niebezpiecznie.
        Dżari złapał oboje niedawno poznanych za ramiona i pchnął ich w stronę karczmy. Sam odszedł szybkim krokiem w stronę, z której dobiegały go te raz gasnące, a raz wybuchające aury. Nie rozumiał skąd brały się te dziwne zachwiania w sile obserwowanych emanacji i to go dość mocno niepokoiło. Cały czas patrząc przed siebie sięgnął po przytroczone do pasa miecze i dobył ich z cichym sykiem. Jego postawa, determinacja i pewność z jaką dzierżył broń zupełnie nie pasowały do tego, jak wcześniej niewinnie się prezentował.

        Z każdym kolejnym krokiem Dżari wyraźniej czuł piekielne aury i był w stanie w końcu precyzyjnie je zlokalizować. Zdążył już zniknąć z oczu niedawno poznanym elfom, nawet jednak tego nie spostrzegł - przygotowany na konfrontację, jak pies, który złapał trop, niestrudzenie parł do przodu. Daleko zresztą nie musiał iść - chwilę później aury po raz kolejny rozbłysnęły i jedna z nich wyraźnie się ustabilizowała. Piekielna emanacja zdradziła swego właściciela jeszcze nim ten pojawił się w zasięgu wzroku Dżariego i podpowiedziała aniołowi, że ma przed sobą przeciwnika, który jednocześnie potrafi władać bronią i magią zła, a na dodatek cienkie obejmy z platyny spinające aurę świadczyły, że nie jest to byle kto. Obaj przeciwnicy - anioł i diabeł dzierżący zakrwawiony miecz, stanęli naprzeciw siebie i na moment zamarli mierząc się wzrokiem. Z postawy piekielnego biła niezachwiana pewność siebie, która jednak nie naruszyła poczucia własnej wartości Dżariego - Laki również wiedział, że nie jest pierwszym lepszym przechodniem. Żaden nie dał się zastraszyć przeciwnikowi i po chwili jak na komendę ruszyli do walki.
        Na placu otoczonym karczmami dało się słyszeć dobiegający gdzieś z sąsiedztwa bojowy okrzyk, któremu towarzyszył wybuch magicznej energii widocznej tylko dla tych wrażliwych na tego typu fluktuacje energii.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Shantti z niemałą aprobatą doglądała futrzanego zwierzaka. Była obezwładniona puszystością tego stworzenia, a w dodatku tą wewnętrzną magią jaką niosły ze sobą kociaki. Bezapelacyjnie znalazł miejsce w sercu tancerki, przez co głupio elfce było zacząć pieścić pupila. Jeszcze za bardzo by się wczuła, a wiedziała jak to jest, gdy inni nadmiernie zajmują się twoim przyjacielem. Mowa tu oczywiście o zwierzętach! Shantti czasem sama czuła zazdrość, gdy ktoś złapał niesamowity kontakt z jej wężem. Wiedziała, że jest to totalnie głupie, ale uczucia czasem biorą górą. Elfka nie chciała doprowadzić do takowej sytuacji, ale gdy tylko anioł przestał głaskać uszatego wąsacza, ona poszła w ruch za nim. Gdy oddała kartkę w ręce elfa przyklęknęła przy Innisie i zaczęła go głaskać. Najpierw za uszkiem, później nieco odważniej po brodzie, aż w końcu całymi dłońmi przeczesywała go wzdłuż ciała. Kociak zadowolony z owego dopieszczania kręcił się między jej nogami, a gdy zauważył zwisającą błyskotkę od razu począł ją delikatnie łapać pazurkami. Dla Shantti nawet drogocenność materiału nie miała już wtedy znaczenia i sama prowokowała kota do zabawy, jednak swoim czubatym uchem słuchała dialogu mężczyzn. Nawet samą artystkę zaintrygowała ta informacja. Szukała w pamięci obrazu o jakimś wspominał elfi wojownik, ale nie mogła nigdzie go znaleźć. W końcu zgarnęła kotka w objęcia i się wyprostowała.
- Ach… no tak… Wybacz! – skwitowała z wyraźnym uśmiech na twarzy, gdy Dżari zwrócił uwagę na aspekt swoich skrzydeł.
- Nie musisz się akurat o to martwić… Oberża ta wygląda na niewielką, ale sądzę, że i twoje pióra by znalazły tam dla siebie miejsce – dopowiedziała pół żartem pół serio, a potem ruszyła zgodnie z aluzją anioła.
W drodze zaczęła podpytywać elfa o pupila. Jakieś typowe głupotki, typu czy czesze jego futerko, czy go kąpie, czy i czym czyści mu uszy i właściwie co z nim robi gdy walczy. W międzyczasie pojawiło się wiele komplementów na temat Innisa, z którym zresztą zaczęła się bawić w równoważnię. Tancerka wyprostowała ręce, a kot chodził wzdłuż nich. Próbowała go jak najdłużej utrzymać, albo zgiąć łokieć by spróbował przeskoczyć na drugą wolną rękę. Zdążyła nawet przeprosić wojownika za swoją nadmierną aprobatę względem kota.
Nie aby coś, u niej takich małych kociaków nie było. Tylko przerośnięte kotowate kuzynostwo. O tym oczywiście już nie wspomniała na głos. Shantti za bardzo bała się reakcji tutejszych na „obcych”.
W końcu po raz kolejny nadeszła ta dziwna fala w przestrzeni. Tym razem uszata nie potrafiła go zignorować. To było jak łaskotanie źdźbłem trawy po nosie podczas twardego snu – chcąc nie chcąc nochalem i tak się pokręci, a pobudka jest nieodłącznym elementem tego irytującego uczucia.
Shantti odruchowo i nieco otępiale rozejrzała się po okolicy. Nozdrza automatycznie się jej poruszyły mając nadzieję na wyłapania może jakiegoś tajemniczego zapachu? Nim jednak zdołała dokładnie przeanalizować sytuację, skrzydlaty popchnął dwójkę elfów w stronę oberży.

Tancerka nieco zdezorientowana nagłą sytuację mimo wszystko zaprowadziła elfa do kraczmy. Phelan mógł dojrzeć pięknie wyrzeźbiony szyld „Pod skrzydłem”. Teraz ta nazwa nabrała nowego znacznie dla Shantti. Tak czy siak, cała budowla była bardzo dobrze zadbana. Nie było niepotrzebnych drzazg w ścianach, ani wydrapanych ławeczek przed kawerną. Jedynie co, to może ślady po mieczach na kolumnach budowli.
W środku było… było bardzo tłoczno. Dym tytoniu, kadzideł, głośne rozmowy, śmiechy, a gdzieś między tym wciąż przechadzały się tancerki. Teraz już ubrane w swoje wygodne wdzianka mogły swobodnie spędzać wolny czas. Kilka z nich zauważyła wkraczającą Shantti. Gdzieś im na chwilę zniknęła i nieco obawiały się o jej los.
Shantti jednak bez obaw znalazła wolny stolik dla Phelana. Ba! Po prostu zrobiła dla niego wolne miejsce. Jednemu i drugiemu klientowi coś nagadała na ucho. Z wyraźnym zadowoleniem odeszli od stołu, po czym tancerka chwyciła za dłoń elfa i sama go posadziła w nieco bardziej ustronnym miejscu. Tak, żeby zmniejszyć jego szansę na niepotrzebne zaczepki ze strony innych. W tym całym chaosie zdołała mu powiedzieć jedynie tyle, że idzie zająć mu pokój i załatwić jakieś smakowite jadło.
I rzeczywiście, chwilę później na jego stoliku pojawił się gulasz z królika, porcja zupy, jakieś dodatkowe słodkości na przekąskę. No i nie mogło zabraknąć dwóch kufli piwa! Jednak sama Shantti zniknęła na dłuższą chwilę…

Shantti poczuła ciepły oddech na swoim odsłoniętym ramieniu. Od razu się obróciła.
- No chyba się na mnie nie obraziłaś za to co ci powiedziałem – odpowiedział jej szef tym swoim piekielnie niskim tonem głosu o nadmiernej melodyjności.
- Powiedzmy… - odburknęła i właśnie chwytała za tacę, gdy czarnowłosy ją powstrzymał. Tacą zajęła się kelnerka, która w milczeniu zaniosła jadło w odpowiednie miejsce.
Shantti z podejrzliwością spojrzała na współzałożyciela karczmy.
- Musisz na siebie uważać – poinformował ją mężczyzna. – Tacy biali, pierzaści zawsze ciągną za sobą kłopoty. A wiesz dlaczego? - Nawet nie czekał na odpowiedź tylko kontynuował dalej. – Ponieważ muszą je rozwiązywać. A to oznacza, że na swoim ogonie wciąż kogoś mają.
Czarnowłosy pochylił się w jej stronę i dodaj nieco ciszej:
- A chyba żadne z nas nie chce byś czuła na swoim karku chłód śmierci.
Później Shantti zmuszona została, niby to przypadkiem, do pomocy w wycieraniu naczyń. Naburmuszona i wściekła siedziała ze ścierką w dłoni, ciągle bez możliwości przebrania się. Elfka chciała wyjrzeć zza kotarki czy wojownik wciąż siedzi w karczmie, ale ochroniarz, który siedział i jej pilnował tylko chrząknął i przestawił jej krzesło tuż przy oknie.
Wytarła dopiero kilka szklanek, ale jej myśli i tak krążyły gdzieś wokół dwóch podróżników. Z elfem jeszcze miała szansę się zobaczyć, ale tym aniołem, bo chyba tak się nazywała jego rasa, była mocno zaintrygowana. Szczególnie tym połączeniem między rzutami magii, a jego osłabnięciem oraz późniejszym zniknięciem. Gapiąc się ślepo w przestrzeń za oknem dostrzegła coś. Coś… niebieskiego.
Niebieski płomyk.
Shantti rozwarła oczy, ale szybko odwróciła głowę by najemnik nie dojrzał jej zaskoczenia. Pari! No to teraz nie było bata! Elfka teraz wiedziała, że… musi widzieć!
Napakowana przyzwoitka wstała jak na rozkaz i stanęła tuż przy wejściu do pomieszczenia, w którym obecnie była uwięziona artystka. Usłyszała, jak kelnerka zagadała tę masę mięśni, a ona nie miała zamiaru czekać. Otworzyła skrzypiące okno, które choć niewielkie dawało jej szansę przeciśnięcia się. Odstawiła wszelkie gary i naczynia na boki, po czym wpakowała się do szpary. Najgorzej było z pośladkami, które utknęły jej w oknie. Próbowała się szarpnąć, ugnieść jakoś swoje ciałko i dopasować do przejścia, ale zawisła w ścianie. Elfka westchnęła z istną rezygnacją. Przyłapią ją na gorącym uczynku ucieczki i co dalej?
Kolejny płomyk zapłonął w powietrzu, tym razem nieco dalej.
„O nie! Muszę się jakoś przecisnąć!”. Na nowo zaczęła się szarpać. W końcu wypadła przez okno, jakimś cudem, a może za sprawa jakiegoś błogosławieństwa, a skórę na tyłku miała czerwoną od podrażnień. Nieważne! Wygrzebała się, to jest najważniejsze! A że zabukowała dla elfa pokój to wiedziała, w które okno celować. Na początku oczywiście rzucała drobnymi kamyczkami, ale nikt się nie wychylał. Zdeterminowana i zdenerwowana faktem, że Pari zaczęło znikać, chwyciła większy kamień. Rzuciła nim w szybę, którą wybiła. Shantti syknęła łapiąc się za głowę, ale dojrzała niebieską czuprynę w dziurze.
- Phelan! – zawołała szeptem. – Chodź! Chodź ze mną! Tutaj masz poddasze, będzie ci łatwo zeskoczyć!
Elfka nie dała mu nawet szansy sprzeciwu, gdy machnęła mu ręką, w którą stronę mają się kierować i właśnie tam kawałek pobiegła by nie ukryć się przed ewentualnym zauważeniem.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Shantti nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co działo się z Phelanem przez ten czas, gdy wojownik posilał się w samotności. Czy też raczej tylko chwilę był sam, bo zaraz dosiadła się do niego jakaś dziewoja. Zjawiskowa panna wyraźnie zalecała się do wojownika i czyniła to z takim zaangażowaniem, że wkrótce Phelan nie widział poza nią świata. Nie zwracał nawet uwagi na to ile razy tego wieczoru napełniono jego kielich, chociaż w pewnym momencie zwrócił uwagę na to, jak jest mu błogo i przyjemnie.
        - Źle się czujesz? - zapytała z troską jego nowa znajoma. Zaraz uznała, że wojownik jest pewnie zmęczony i powinien odpocząć, zaproponowała więc, że odprowadzi go do pokoju i nawet zrobi mu odprężający masaż, a któremu mężczyźnie przyszłoby do głowy odmawiać tak pięknej kobiecie tej niewinnej przyjemności? Phelan zdążył już zapomnieć, że miał jakieś zobowiązania wobec Shantti i Dżariego i całe szczęście, że pamiętał jeszcze o dbaniu o swojego kotka (który zresztą sam potrafił dopominać się o swoje głośnym miauczeniem).

        Dźwięk zbitego szkła sprawił, że Phelan podniósł głowę. Prawie zasnął pod wpływem cudownego dotyku jego nowej znajomej, czuł się jakby opuściły go wszelkie boleści związane z podróżą. Nie mógł jednak zignorować tego, że ktoś wybił szybę w jego pokoju, wymruczał jakieś przeprosiny i wstał, by wyjrzeć na zewnątrz, jednak jego adoratorka przytrzymała go za rękę.
        - To pewnie jakieś podrostki, zostaw, nie warto. Postaram się, byś nie zmarzł w nocy - obiecała wibrującym szeptem, który mógł przyprawić każdego mężczyznę o szybsze bicie serca. Phelan natychmiast uległ jej namowom i wrócił do łóżka, pozostawiając tancerkę i anioła ich własnemu losowi. Cóż, Pokusy mają swoje sposoby, by zatrzymać przy sobie śmiertelnika, którego sobie upatrzyły.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Przeciwnik Dżariego był bardzo silny i wytrzymały, lecz przy tym niezgrabny. Anioł nie mógł pozwolić mu się sięgnąć, bo tak potężny cios z pewnością zakończyłby walkę. Całe szczęście uciekanie przed ostrzem jego miecza nie było trudne. Gorzej, gdy Laki przeszedł już do natarcia - wtedy napotkał niemożliwą do sforsowania ścianę obrony diabła. Kilkukrotnie jego ostrze dosięgło ciała piekielnego, uderzenia były jednak za słabe by naruszyć pancerz - Dżari musiałby się bardziej skupić i w końcu wycelować w jakieś newralgiczne miejsca, w zgięcie szyi, pachwinę, pod kolano.
        - Słabniesz, niebianinie - zakpił diabeł, gdy jeden z jego ciosów zachwiał Lakim i zmusił go do wycofania się. - Po cóż się wtrącałeś? Nie przybyliśmy tu po ciebie.
        - Pokrzyżuję wasze plany - zripostował natychmiast Dżari, nie zastanawiając się nawet nad sensem słów swego przeciwnika, bo nie zamierzał go zabić, a pokonać, by móc wyciągnąć z niego jak najwięcej. Wierzył, że obecność diabła w mieście nie była przypadkowa, że ma związek z poszukiwaniami, jakie prowadził. Że ma związek z Dżarielem. Uderzył po raz kolejny w sekwencji naprzemiennych ciosów, po czym gwałtownie odskoczył w towarzystwie łopotu własnych skrzydeł. Niewiele brakowało, by po przełamaniu jego ataku diabeł sięgnął go swym zakrwawionym ostrzem.
        - Nawet nie wiesz o co walczysz! - zaśmiał się piekielny, na to jednak Laki nie miał już odpowiedzi. Zacisnął zęby i chwilę balansował ciałem nie robiąc ani jednego kroku w przód czy w tył. Zdawało mu się, że kątem oka dostrzega przyczajone sylwetki postaci, które ewidentnie się na niego czaiły, jednak nie mógł tego zweryfikować na podstawie aur, gdyż ta bijąca od jego aktualnego przeciwnika była zbyt przytłaczająca. Żywiąc nadzieję, że mogą to być jedynie gapie, nie pozwalając sobie jednak na utratę czujności, po raz kolejny ruszył do ataku. Jeden cios, drugi, trzeci, później wzbił się w powietrze i z rozmachem kopnął diabła kolanem w podbródek. Piekielny się tego nie spodziewał, oberwał, a Dżari wykorzystał moment jego zamroczenia. Runął na niego, kładąc sobie wojownika pod nogi. Wzniósł miecz do ciosu, który miał zakończyć to starcie, nagle jednak z głębokich cieni ścielących się pod ścianami kamienic wychynęły dwie sylwetki sojuszników powalonego rogacza. Jeden z nich od razu rzucił czymś w anioła - był to mały nóż, podobny do tych, których używa się w cyrkowych pokazach. Dżari odruchowo uchylił się przed wymierzonym w pierś pociskiem, stracił jednak w ten sposób wyrobioną przewagę. Teraz musiał na dodatek poradzić sobie z trojgiem piekielnych na raz. Mimo to pozostawał pewny wygranej: ci dwaj nowi byli słabi, stanowili raczej dywersję niż główną siłę tej grupy. Musiał tylko szybko wyeliminować ich z gry...
        Metalowe elementy w pancerzach noszonych przez dwóch dywersantów zajarzyły się pomarańczowym światłem, czemu towarzyszył syk, skwierczenie i zapach palonej skóry oraz włosów. Krzyk bólu pojawił się później, był jednak bardzo krótki - obaj poparzeni padli bez ruchu na ziemię, jakby martwi, chociaż Dżari doskonale wiedział, że jeszcze oddychają, czuł ich migoczące aury. Diabeł chyba nie miał tak czułego zmysłu magicznego jak Niebianin, gdyż zaśmiał się gardłowo widząc padających towarzyszy i patrząc aniołowi w oczy pozwolił sobie na złośliwy komentarz.
        - Czy takie brutalne zabijanie przystoi słudze Pana? - zakpił. I tym razem jednak Laki nie odpowiedział na zaczepkę. Zdawało mu się, że jego przeciwnik rzucił kąśliwym "mało rozmowny jesteś", zagłuszył go jednak łopot skrzydeł, gdy Dżari ruszył do ataku. Żarty się skończyły, należało zakończyć to starcie.
        Klingi starły się po raz kolejny, ze szczękiem i zgrzytem zderzonego z wielką siłą metalu i w aureoli iskier, które posypały się spod ostrzy. Bliskie, szybkie starcie, syk przecinanego powietrza, jęk stali, łopot skrzydeł i klaskanie bosych stóp na bruku, ledwo słyszalne w chwilach, gdy o kamień chrzęszczały płytowe buty diabła. Dla postronnego obserwatora Dżari zaskakująco często tracił rytm, powodem tych potknięć nie był jednak brak wprawy, a magiczne ataki, krótkie i kąśliwe, które nieustannie wykonywał diabeł. Na dodatek dopiero teraz zrozumiał jedną bardzo ważną rzecz: ten z którym walczył nie był tym, którego szukał. Gdzieś w mieście czaił się inny piekielny, który był źródłem tych dziwnych fluktuacji magii…
        Dżari krzyknął nagle w sposób, w jaki mężczyźni zagrzewają się do walki - musiał zakończyć to starcie. Zacisnął zęby, wyskoczył pomagając sobie dodatkowo skrzydłami i uderzył w diabła oburącz, wkładając w cios siłę własnych mięśni i impet upadku. Nim ostrza dosięgły jednak przeciwnika, jego umysł przeszył nagły impuls bólu, który pozbawił anioła siły. Laki miał jednak jeszcze coś w zanadrzu, gdyż ułamek sekundy przed otrzymaniem magicznego ciosu, sam rzucił zaklęcie, od którego jego miecze zajęły się żywym ogniem i chociaż nie zdołały przeszyć pancerza diabła, dotkliwie go poparzył. Obaj przeciwnicy cofnęli się, by zebrać siły. Dżariemu stały łzy w oczach - uderzenie piekielnego było bardzo silne, pewnie szykował się do niego od jakiegoś czasu. Całe szczęście anioł również go poturbował, szanse się wyrównały.
        Nie było więcej słów i stroszenia piór - obaj mężczyźni już po samych swych ruchach poznawali co nastąpi. Tak jak w tym momencie, gdy bez słowa przygotowali się na atak. Skoczyli ku sobie, Dżari jednak zbyt późno zorientował się, że diabeł wcale nie chce się z nim zetrzeć, a staranować go i minąć. Machinalnie przeczesał okolicę swym magicznym zmysłem, by może po aurach poznać co też planował ten piekielny. Nie wyczuł blisko siebie niczego podejrzanego, żadnej aury niebianina czy piekielnego… Tylko jedną, elfią, lekką i zwiewną jakby uszytą z tiulu. ”Shantti”.
        Diabeł z impetem uderzył w bark Dżariego i przedarł się przez niego. Lakiemu złapanie równowagi zajęło ułamek sekundy, lecz nim podjął pościg, piekielny znowu uderzył w niego zaklęciem z dziedziny zła. Tym razem dostał w serce tak mocno, że aż stracił dech i zgiął się wpół, obie dłonie dociskając do mostka. Na oślep wzniecił płomienie na drodze swego przeciwnika, nie wiedział jednak nawet czy go one dosięgły. Przed jego oczami na moment zrobiło się ciemno, a gdy był już gotów podjąć pościg, czart był już daleko. Dżari nie rozdrabniał się na uprawianie sprintu - od razu rozpostarł skrzydła i zerwał się do lotu.
        - Shantti, uciekaj! - zawołał do elfki gdy był już nad dachami budynków. Jednocześnie w pośpiechu uformował ognisty pocisk i posłał go w stronę piekielnego, ten jednak jakby przeczuwał ten niehonorowy atak w plecy i zdołał go uniknąć. Małym zwycięstwem Dżariego było jednak to, że wyhamował jego szarżę.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Shantti odrobinę za późno zorientowała się, że po raz kolejny wepchnęła się w pierwsze szeregi ponownie wystawiając się na niezły kąsek, a przy okazji ucieleśniając przydomek „Łowcy”.
Wybiegła zza budynków grzechocząc milionem cekinów, które jeszcze lśniły w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Dojrzała, jak przeciwnik skrzydlatego taranuje go swoją postacią. Elfka zachłysnęła się powietrzem z zaskoczenia i obejrzała za siebie.
- Phe… - syknęła widząc, że za swoimi plecami nikogo nie ma.
Dziewczyna ugięła kolana pod naporem kolejnego zderzenia obu mężczyzn. Spięła całe swoje ciało widząc, jak skrzydlaty cierpi, ale druzgocącym jednakże okazał się fakt ujrzenia kim jest faktyczny przeciwnik Dżariego. Czerwona skóra, niezwykła siła oraz nadmierna pewność siebie, nawet w krytycznej sytuacji zmierzającej ku przegranej, która łączy się z tą emanującą od niego aurą. Napełniała ona elfkę strachem, nie tylko z powodu samego pochodzenia z czeluści piekła, ale także felernego napotkania jednego z jego braci już kiedyś.
Tancerka wolno spojrzała na anioła słysząc jego krzyk i rzeczywiście szybko zniknęła z oczu sługi Pana. Dżariemu mogłoby się wydawać, że go usłuchała, ale nic bardziej mylnego. Nie Shantti. Na jego nieszczęście, ta dziewucha posiadała w sobie więcej chęci pomocy niż niejeden niebianin, szczególnie, że już kiedyś raz jej już ktoś pomógł w tak nielichej sytuacji.
Shantti przedzierała się przez miasto najszybciej jak potrafiła, a nie było to rzeczą trudną, gdy zna się miasto niemalże na wylot. Chociaż mieszkała w Ostatnim Bastionie zaledwie miesiąc to już zdołała zapoznać zakamarki miasta na tyle by wiedzieć gdzie się schować i gdzie uciekać lub, jak kto woli, za kim gonić.
Serce waliło jej jak młotem z przerażenia, a zarazem z determinacji. „Co ja wyprawiam?” pytała siebie samą słysząc wyłącznie swój głos w głowie. Zgiełk nadchodzącej nocy kryjący w sobie miauczenie kotów, hultajstwa oraz krzyki kłócących się handlarzy, którzy pakowali swój dobytek, był gdzieś daleko, poza granicami słyszalnych dźwięków wznoszącej się adrenaliny Shantti. Nic nie było w stanie jej powstrzymać. Nawet cała armia aniołów. Ona po prostu kierowała się swoimi własnymi zasadami. Zdawała sobie sprawę z ogromu niebezpieczeństwa w wyniku starcia z piekielnym, ale Dżari nie zetknął się z nim bez powodu – przynajmniej tak myślała elfka. Skoro kiedyś krasnoludy uratowały jej cztery litery, ona teraz za wszelką cenę pragnęła się odwdzięczyć. W końcu dobre uczynki wracają z podwójną siłą, prawda?
Tancerka z lekką zadyszką stanęła na drodze piekielnego spory kawałek dalej, ale tak by ów skupił na niej swoją uwagę. Byłaby niechcianym punkcikiem do odepchnięcia na bok, gdyby nie to, że Shantti jako artystka naprawdę potrafiła skupić na sobie uwagę. Szczególnie teraz, gdy ciało elfki poczynało błyskać się malunkiem delikatnych linii na ciepłym odcieniu skóry. Gdy tylko zwrócił na nią swoją uwagę, nawet te z chęcią unicestwienia jej, ona zaczęła wykonywać płynne ruchy. Rozpoczęła swój taniec od głównych atutów - bioder i niemałych piersi, które poruszały się oddzielnie, we własnych kierunkach, a jednak tworzyły spójną całość. Brzuch to na zmianę krył się w cieniach i blaskach malowideł, a dłonie gładząc go przy konkretnym kroku wędrowały powoli w górę odrzucając włosy na dziewczęce plecy. Cała więc uwaga zeszła na kobiecą twarz, gdzie najwyraźniejszym punktem okazały się oczy elfki. Wpijała swój wzrok w otumanianego diabła wytwarzając między dwojgiem niezwykle pikantną więź. Pozwoliła mu czuć swoje przerażenie, niepokój, to czym się karmił i chełpił, ale także pragnęła się do tego zbliżyć. Zapoznać ze smakami jakie wytwarzał.
Shantti bardzo ostrożnie, jakby balansując na cienkiej nici, wprowadzała piekielnego w stan hipnozy. Zapraszała go gestem dłoni do siebie sama zbliżając się do niego o kolejne, kocie ruchy. Byli coraz bliżej, jakby zamykając wokół siebie przestrzeń. Elfka nie zwracała szczerej uwagi na to czy anioł biernie obserwuje dwójkę. Skoncentrowała się całkowicie na swojej „ofierze”, ponieważ każdy nieproszony ruch mógłby wszystko zaburzyć. Tak więc brnęli do siebie przekraczając granicę własnych aur. Shantti czuła się przygnieciona piekielną siłą. Skórę elfki pokrył skroplony pot, który wbrew pozorom wydał się jeszcze bardziej pociągający dla piekielnego. Miałaby go na swoje usługi, gdyby nie krzyk jakiegoś jegomościa z boku.
- Ty czarownico! – krzyknął chłop. – Zostaw go! Natychmiast… zostaw!
Jakiś starszy mężczyzna biegł niemalże potykając się o swoje własne nogi i je łamiąc, ale był równie zdeterminowany do przerwania transu co Shantti do złapania diabła. Wieśniak trafił w idealny moment, bo „ofiara” zbudziła się potrząsając głową tuż nieopodal piersi tancerki, która niczym zamrożona stanęła w jednym momencie wykonywanego ruchu.
Oczy piekielnego szybko zapłonęły wściekłością. Nabuzowany agresją gwałtownie chciał chwycić w łapska elfkę, ale ta wyślizgnęła mu się prędko kucając, a następnie wykonała skromnego fikołka w bok by uciec spod pochylonego ciała diabła.
- Ty… - syknął przez zęby dobywając miecza i w miarę zgrabnie zamachując się na artystkę.
Shantti była o wiele szybsza i zgrabniejsza w ruchach, a błysk przeczucia kazał jej wykonać salto przeskakując tuż nad ostrzem. Tego tańca jeszcze nie wykonywała.
Hm...cóż, "Taniec ostrzy" brzmi bardzo kusząco.
Elfka stanęła na równe nogi by po chwili kapryśnie i na złość piekielnemu unikać jego ataków. Mimo to Shantti zdawała sobie sprawę, że to nie może trwać w nieskończoność, bo przecież wystarczy jedno potknięcie by ją przechwycił i połamał żebra jednym uderzeniem. Skoncentrowana na próbie uniknięcia ataków nie pomyślała o możliwości rzucania zaklęć. Diabeł z uśmiechem na gębie zaobserwował jak Shantti zajęczała z bólu, gdy posłał jej jedno z zaklęć z dziedziny zła i gdyby miał czas, to z wielką chęcią poznęcałby się nad tym pozornym niewiniątkiem. Uniósł miecz by wykonać ostateczny cios. Wówczas elfka szybko coś wydukała pod nosem, po czym z całych sił machnęła ręką przed siebie wypuszczając mocne uderzenie fali magicznej w przestrzeń. Piekielny momentalnie osłabł zataczając się w przód i prawie wypuszczając miecz. Oboje zasłabli w swojej walce, ale Shantti czuła się o wiele gorzej. Chwyciła się za głowę wplątując palce w brązowe loki i szarpiąc, a na sam koniec jakby rzeczywiście się wyrwała z jakiegoś uścisku. Diabeł zaś zdawał się sapnąć w obronie przed wyrwaniem części siebie, a raczej części duszy, do której przeniknęła elfka.
- …dziwko – dokończył wreszcie swoje zdanie piekielny.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Wzbicie się w powietrze nie było wcale tak dobrym pomysłem jak się z początku wydawało, z jednego prostego powodu - architektura Ostatniego Bastionu skutecznie utrudniała aniołowi utrzymanie kontaktu wzrokowego z diabłem i elfką. Dżari na dodatek widział w ciemnościach jak normalny śmiertelnik, więc przy aktualnym oświetleniu łatwo było zniknąć mu z oczu... Jednak całe szczęście czułość jego magicznego zmysłu nie była zależna od pory dnia - dzięki temu był w stanie mniej więcej ocenić, gdzie była Shantti i ścigający ją diabeł. Anioł był w tym momencie zbyt skupiony nad tym, by nie zgubić tej dwójki i w końcu móc się włączyć do walki i ją zakończyć, lecz wcześniej w jego głowie zaświtało pytanie: "dlaczego ten diabeł z takim uporem ściga Shantti?". Dżari nie znał jej historii jako łowcy potępionych, widział w niej tylko elfią tancerkę, miłą i niegroźną dziewczynę. Teraz jednak roztrząsanie tego tematu nie miało sensu, ba, było wręcz niewskazane - teraz trzeba było działać, na filozofowanie czas przyjdzie później.
        Jedno potężne uderzenie skrzydłami wzniosło anioła o kilka sążni wyżej, na pułap, z którego teoretycznie powinien więcej widzieć. Była to jednak tylko teoria, nadzieje, które okazały się płonne. Dżari nadal widział niewiele lepiej, dlatego zdecydował się na zgoła odmienną strategię. Złożył skrzydła i zapikował. Jak atakujący sokół doskonale wiedział, kiedy musi je znowu rozpostrzeć, by nie zamienić się w krwawą plamę na bruku. Momentowi temu towarzyszył krótki łopot i dźwięk przypominający suchy grzmot napiętego z ogromną siłą płótna. Siłą, którą zresztą anioł dobitnie poczuł na własnych ramionach, gdy skrzydła stawiły opór, a ciało szarpnęło w dół ciągnięte siłą rozpędu. Dżari jednak utrzymał się w powietrzu i zaraz podjął lot, ledwo prześlizgując się nad dachem jednego z domostw. Był teraz bardzo nisko, dzięki temu mógł szybciej wylądować i zareagować.
        Gdy jednak przyszło co do czego, anioł wcale tak szybko nie ruszył do akcji. Nie do końca po prostu wiedział, co widzi przed sobą. Shantti stała na środku ulicy naprzeciw diabła, który wcześniej tak zawzięcie ją ścigał, a teraz nagle zamarł w bezruchu. Ciało elfki pokrywały fantazyjne, fosforyzujące wzory, które nie były jednak efektem działania magii, a jakoś wcześniej Dżari ich nie dostrzegł i w pierwszej chwili go zaniepokoiły. Na dodatek elfka najwyraźniej trzymała diabła pod wpływem jakiegoś zaklęcia, którego anioł nie potrafił zidentyfikować - nie słyszał wokół niej dźwięków, które mogłyby mu się kojarzyć z którąkolwiek dziedziną umożliwiającą takie unieruchomienie przeciwnika. Laki byłby w stanie przysiąc, że ma do czynienia z pokusą, gdyby nie był pewny co do jej rasy - miała władzę nad diabłem, jakby ten był zwykłą kukiełką. Nie, to złe porównanie - raczej jak kobra ze swoją ofiarą. Cha, któż by przypuszczał, że tak niewinna na pierwszy rzut oka dziewczyna może zostać nazwana wężem...
        Dżari już wcześniej zaczął bokiem zbliżać się do tej pary złączonej działaniem zaklęcia, dlatego gdy nagle do całej sytuacji wtrącił się jakiś przypadkowy przechodzień, mógł szybko zareagować. Niestety, nie dość szybko, bo chociaż ruszył natychmiast gdy usłyszał głos starszego mężczyzny i dostrzegł skąd on nadbiega, Shantti już straciła koncentrację i okowy jej czaru puściły jak pajęcze nici zerwane jednym nieostrożnym ruchem. Anioł mijając ich kątem oka dostrzegł jak dziewczyna zastyga w bezruchu, a w oczach diabła budzi się płomień świadomości. Nim któregokolwiek wykonało ruch, Laki zdołał zagrodzić biegnącemu starcowi drogę i go zatrzymać.
        - Nie wtrącaj się! - nakazał mu ostrym tonem, którego przeciętny śmiertelnik nie mógł nie posłuchać. Dżari cofając się uchwycił wlepione w siebie spojrzenie pełne trwogi i niedowierzania, uznał jednak, że osiągnął swój cel i ten dziadek nie będzie już stanowił problemu. Mimo to oplótł jego serce kojącym zaklęciem dziedziny dobra, by z tych emocji nie przestało ono bić. I dopiero wtedy był w stanie wrócić do diabła i elfiej tancerki - zdawało mu się, że wszystko trwało wieki, a tak naprawdę był to jedynie krótki moment. Mimo to sytuacja zdążyła nabrać nieciekawego obrotu. Anioł w mgnieniu oka dostrzegł, że piekielny i jego ofiara zataczają się z bólu i wysiłku, jednak ani na niej ani na nim nie było widać fizycznych ran… Za to atmosfera wokół nich drżała niczym rozgrzane powietrze od krążącej magii. Można by pomyśleć, że wystarczy iskra, by to wszystko wybuchło… Dżari jednak nie ograniczył się do jakiejś śmiesznej iskry. Zaklęcie, którym przebił ścianę magii dzielącą walczących było jednym z silniejszych jakie potrafił rzucić w tak krótkim czasie. Spiętrzoną falą przetoczyło się po wąskiej przestrzeni między diabłem i tancerką, zawirowało niczym poderwane do lotu jesienne liście, a jego spiralne wstęgi sięgnęły i objęły kulącą się Shantti, tworząc wokół niej ochronny kokon, zrywając jednocześnie zaklęcie rzucone przez nią i przez jej przeciwnika. Elfka mogła poczuć ciepło i błogość podobne do tych, które odczuwa się, gdy po bardzo ciężkim dniu zapada się w miękką, świeżą pierzynę. Diabeł z oczywistych względów nie doświadczył podobnej przyjemności - dziedzina dobra wysysała z jego ciała siłę niczym zimna woda ciepło krążące razem z krwią. Piekielny krzyknął i zebrał w sobie siły, by jednym desperackim rzutem wyrwać się spod władzy anioła. Udało mu się to, lecz tylko przez to, że Dżari sam puścił, nie chcąc tracić energii na bezsensowną przepychankę. Zaraz osłonił tancerkę własnym ciałem, a w jego dłoniach błysnęły miecze, jako jasne ostrzeżenie, by tę walkę zakończyć tu i teraz. Diabeł był chyba podobnego zdania.
        - Cofnij się - poprosił Dżari szeptem, mając nadzieję, że tym razem Shantti go usłucha. Odpowiedzi nie usłyszał - chwilę później ulica rozbrzmiała szaloną kakofonią, na którą składał się szczęk broni i oręża, łopot skrzydeł i urwane jęki, gdy obaj przeciwnicy dawali z siebie wszystko, aby tylko zwyciężyć. Anioł miał tym razem jednak wyraźną przewagę nad przeciwnikiem i w mgnieniu oka zepchnął go do defensywy. Już miał zakończyć walkę i go rozbroić, gdy nagle przez miasto znowu przetoczyła się ta przedziwna fala magii, sprawiając, że Dżari zatoczył się, zamroczony jej siłą. Diabłu nie trzeba było lepszej zachęty - zaraz wzniósł miecz do ciosu, by pozbawić życia przeszkodę dzielącą go od upragnionej zdobyczy. Laki dostrzegł ten ruch i jedyne co zdążył zrobić, to osłonić się przed nim… Lecz zamiast zimnego żelaza przecinającego tkanki poczuł ciepłą, lepką ciecz spływającą po ramionach. Z opóźnieniem rozpoznał mdlący chrzęst i mlaśnięcie, tak charakterystyczne dla momentu, gdy broń przebija pancerz i chronione przez niego ciało… Nie jego ciało. Dżari zmrużył w końcu oczy i dostrzegł zaskoczone oblicze diabła, który patrzył na wystające z jego piersi potężne ostrze włóczni, która przebiła go na wylot. Chwilę później gruchnął bez życia na ziemię, a Laki w tym samym momencie wstał. Zdawało mu się, że rozpoznaje broń, która pozbawiła życia jego przeciwnika i co więcej, wyczuwa osobę, do której ona należała… To byłoby jednak zbyt nieprawdopodobne.
        A jednak. Gdy Dżari podniósł wzrok, dostrzegł sylwetkę skrzydlatego mężczyzny, który powoli obniżał lot, by wylądować w uliczce, gdzie rozegrała się walka.
        - Tallas! - ucieszył się na głos Laki. Gdy patrzyło się na niego z boku, można było odnieść wrażenie, że właśnie stoi przed nim dawno zaginiony brat - był tak szczęśliwy, że aż mu oczy błyszczały, a usta zdobił najpiękniejszy uśmiech. Gdy drugi anioł w końcu wylądował, obaj mężczyźni padli sobie w ramiona, śmiejąc się radośnie.
        - Dobrze cię znów widzieć, grajku - odezwał się ten nazwany Tallasem. Gdy w końcu się puścili, Shantti miała okazję im się przyjrzeć i nie sposób było ich nie porównywać, bo chociaż byli bardzo do siebie podobni, jednocześnie pod wieloma względami się różnili. Dżari, chociaż wydawał się być dobrze zbudowany, był drobniejszy od Tallasa, którego muskulatura przywodziła na myśl drwala. Twarz nowego anioła była dużo mniej szlachetna niż jego młodszego przyjaciela, wręcz pospolita, ale jej wesoły wyraz sprawiał, że łatwo było się do niego przekonać. Włosy miał bardzo awangardowo przystrzyżone - przez środek długo, a po bokach krótko, prawie na zero, i chociaż była to fryzura dzikich wojowników, nadal wyglądał przyjaźnie.
        - Shantti, jesteś cała? - zatroszczył się Dżari, chowając miecze i podchodząc do tancerki. Tallas za jego plecami wyszarpnął ze zwłok diabła swoją włócznię i złożył składające się z trzech części drzewce. Dopiero gdy zatknął ją za pas, podszedł do reszty.
        - Shantti, to mój przyjaciel, Tallas - przedstawił go natychmiast młodszy anioł. - Tallas, to Shantti.
        - Zaszczyt poznać - zapewnił z uśmiechem krótkowłosy wojownik, kłaniając się przed tancerką. Dał jej chwilę na dojście do siebie i Dżariemu na zajęcie się jej ewentualnymi ranami, nim przyciągnął do siebie przyjaciela i zwrócił się doń teatralnym szeptem.
        - Czy to jest to, co myślę? Nie no, Dżari, muszę przyznać, że faktycznie te twoje półtora wieku celibatu było tego warte. Jest piękna.
        - Co ty insynuujesz? - spiął się momentalnie młodszy anioł.
        - Pasujecie do siebie.
        - Nic nas nie łączy - obruszył się Laki, strząsając z ramienia dłoń przyjaciela, Tallas spojrzał jednak na niego z pobłażaniem, jakby i tak wiedział swoje, takim sławnym "Stara matka wie lepiej". Uwielbiał drażnić Dżariego na płaszczyźnie relacji damsko-męskich.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Shantti nie miała zamiaru dyskutować z aniołem. Machinalnie wykonała kilka kroków w tył, głównie dlatego, że była mocno zdezorientowana. Po kontakcie z piekielną duszą czuła się co najmniej obrzydliwie w środku, jakby zbrukana, paląca i śmierdząca. Niewyobrażalnie paskudne uczucie, które potrzebowało chwili na wystygnięcie.
Elfka zdołała złapać wdech, gdy po raz kolejny rozniosła się magiczna fala. Tancerkę aż ścisnęło w żołądku od nadmiaru energii, która co jakiś czas wybuchała w okolicy, a w dodatku to na krótką chwilę spotęgowało paskudztwo jakie się w niej ulokowało. Ciało dziewczyny wzdrygnęło, ale ona od razu wyciągnęła dłoń w stronę Dżariego, czy też może raczej diabła, widząc jak ten zamierza się do ubicia skrzydlatego.
- Dżari! – krzyknęła. – Och… - jęknęła widząc, jak włócznia przebiła ciało diabła.
Bursztynowe punkciki zwróciły się ku nowo przybyłemu. Elfka była w delikatnym szoku, chyba Ostatni Bastion słynął takimi stworzeniami jakimi były anioły. W dodatku najwidoczniej był to dobry przyjaciel Dżariego oceniając jego reakcję na Tallasa.
Oczywiście ciekawska Shantti nie stroniła od skrajnie bezczelnego przyglądania się nowemu. W końcu widzi drugiego osobnika tejże rasy! To było dla niej tak fascynujące! Niby tacy podobni, a zarazem różni. Trochę jak z biedronkami. Pospolity gatunek biedronki ma czerwony pancerzyk oraz czarne kropki, niby to samo, ale ilość kropek i ich rozmieszczenie sprawiało, że to są dwa różne stworzenia. Dziwną rzeczą było porównywanie aniołów do owych owadów, aczkolwiek czy kiedykolwiek ktoś widział biedronkę na pustyni? Shantti ujrzała to dziwactwo tutaj, w Środkowej Alaranii więc był to dla niej rodzaj nowości. Tak samo jak pierzaści ludzie.
- O. U. Bleh! – Wstrząsnęła swoim ciałem jakby strzepywała z siebie resztki jakieś brudów, gdzie po części tak było. To był gest, dzięki któremu pozbyła się resztek piekła z siebie.
- Tak, w porządku… Tylko… Fleh! Nie sądziłam, że te czerwonoskóre istoty są tak obrzydliwe!
Na te słowa Tallas idealnie wycelował z dźwiękiem wyciąganej włóczni, która przecięła ostatki trzymających flaków diabła. Shantti delikatnie skwaśniała mina. Wisienka na torcie jeżeli chodzi o możliwość obrzydzenia tej chwili jeszcze bardziej. Przyjaciel Dżariego jednakże szybko zrekompensował się przyjaznym uśmiechem oraz bijącą od niego anielską energią, w którą Shantti jakoś nie umiała zwątpić.
- Mnie również jest bardzo miło ciebie poznać! – Uśmiechnęła się promiennie elfka, chociaż nie dygnęła. Nie umiała dygać, a jedynie przytulać, ale zrezygnowała z tego pomysłu. To byłoby chyba zbyt mocne spoufalanie się!
Dziewczyna parsknęła chichotem słysząc, jak Tallas przekomarza się z Dżarim. Zakryła niewinnie usta, ale szybko się wyprostowała i zarzuciła ogrom loków na plecy. Artystka ani trochę nie poczuła się onieśmielona słowami starszego anioła. Właściwie to już przywykła do takowych insynuacji. Ilu to jej partnerów nie przypisano w życiu? Gorzej, jak czasem trafiła na zazdrosną kobietę, która z chęcią powyrywałaby jej włosy. Teraz jednak otoczona była mężczyznami, gdzie jeden z nich był nieco bardziej uszczypliwy dla drugiego.
- Dżari ma rację, aczkolwiek widzę, że to was łączy coś szczególnego. I nie mówię tu o przyjaźni… - zaczęła zaczepnie tancerka uśmiechając się nieco wyzywająco.
- Oboje jesteście przystojni – przyznała na głos bez zbędnych ceregieli i puszczając obojgu oczko.
Miłą atmosferę przerwał jednak szloch. Elfka była zdziwiona tymże dźwiękiem, dlatego też obejrzała okolicę dookoła. Dostrzegła siedzącego na posadzce człowieka, który przerwał jej hipnozę. Oczywiście serce Shantti od razu zmiękło, poczuła się paskudnie, chociaż nie miała ku temu żadnego powodu. Nie umiała patrzeć na płaczących ludzi, dlatego od razu skierowała się w stronę wieśniaka.
- Wszystko… w porządku? – spytała troskliwie wyciągając pomocną dłoń w stronę wieśniaka.
- Miał spełnić moje marzenia… Miał mi dać wszystko czego pragnąłem… - szlochał.
- Co?... – spytała niemrawo tancerka nie rozumiejąc sytuacji.
Nim jednak zdołała cokolwiek pojąć, chłop rzucił się na nią z rękoma. Elfka pisnęła czując na sobie mocny uścisk rąk oraz szarpnięcie.
- Dałby mi wszystko! A ty to zniszczyłaś! Teraz ty mi to daj! Daj mi to! – wrzeszczał, a bursztynowe oczy tylko poszerzały się z coraz to większego zdziwienia.
Tancerka odepchnęła od siebie napastnika, tak by ten ją puścił.
- Jesteś pokusą!
- Kim?!
- Widziałem jak tańczysz! Tylko pokusy tak manipulują! Więc ze mną zawrzyj pakt!... Chyba… chyba, że jesteś jedną z tych… Jeżeli nie spełnisz moich marzeń to będzie oznaczać jedno! A wtedy cię znajdą i zabiją… zabiją!
Wieśniak nagle chwycił się za serce, a jego oczy zaszły bielmem. Chrząknął łapiąc ostatni wdech po czym padł tuż przed nogami zdruzgotanej tancerki. Shantti nie musiała sprawdzać czy ten człowiek żyje, bowiem ujrzała ciemną smugę ulatniającą się z martwego ciała. Była to niewyraźna siatka duszy, która powędrowała w świat zmarłych. Chłop jednakże nie zginął z przypadku, czego nie wiedziała elfka. Cienka linia magicznego zaklęcia śmierci dyskretnie ugodziła ludzkie ciało, by pozbyć się niechcianych gaduł. Zaklęcie jednakże było tak nikłe, że trudno było określić źródło jego pochodzenia, a stare ciało człowieka nie potrzebowało więcej by przestało funkcjonować całkowicie.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Zabawnie było patrzeć na reakcje obu mężczyzn na ich wzajemne zachowania, jak i na to, co robiła Shantti. Z twarzy Tallasa prawie nie znikał uśmiech, Dżari zaś wyglądał na niespecjalnie zadowolonego. Gdy na dodatek padły słowa o tym, iż coś ich łączy i wcale nie jest to przyjaźń, długowłosy anioł spojrzał z nieskrywanym zaskoczeniem na tancerkę, a jego przyjaciel niewiele się zastanawiając zaraz podłapał żart i próbował przygarnąć do siebie drugiego wojownika, rzucając lekko “jak się domyśliłaś”. Laki niestety się nie dostosował, tylko płynnym ruchem uciekł w bok póki jeszcze miał okazję. Na jego obliczu odmalowało się rozbawienie, gdy Shantti dokończyła zdanie, bo chociaż odznaczał się wyjątkową cnotliwością, i tak zdążył swoje pomyśleć i w tym momencie śmiał się sam z siebie. Tallas był za to niezmiernie wręcz uradowany.
        - Cha, widzisz, masz u niej szanse! - zauważył, trącając w bok Dżariego, po czym dramatycznie przygładził włosy i kontynuował. - No i zauważ, że o mnie też powiedziała, że jestem przystojny.
        - I żonaty - zripostował zaraz Laki, a Tallas spojrzał na niego z nieskrywanym wyrzutem. Nie, by miał problem z przyznawaniem się do swojej żony, bo byli bardzo udanym małżeństwem, ale szczątkowe poczucie humoru jego przyjaciela czasami było przykre. Włócznik już miał odciąć się jakąś kąśliwą ripostą, lecz nagle uwagę całej trójki przykuł szlochający starzec. Dżari spojrzał na niego z zaskoczeniem - przez to, że niedawno używał na nim magii, obawiał się, że coś zrobił w pośpiechu nie tak i może wyrządził mu krzywdę. Już chciał podejść, gdy Shantti go wyprzedziła i długowłosy wojownik uznał, że nie ma sensu tłoczyć się wokół dziadka, bo jeszcze jego stan się pogorszy ze stresu. Szybko przyszło mu żałować tej decyzji, gdy nieznajomy szarpnął tancerką - obaj aniołowie jak na komendę postąpili krok do przodu łapiąc za broń, lecz sytuacja rozwiązała się szybciej, niż zdążyli zareagować. Elfka wyrwała się z uścisku mężczyzny i zamieniła z nim jeszcze kilka zdań pod czujnym spojrzeniem wojowników… A i tak gdy śmierć nagle zabrała starca, żaden z nich nie zdążył zareagować. Nawet tak wprawny w czytaniu aur Dżari nie dostrzegł niczego przed ani po, bo skupiał się na zupełnie innych aspektach. Pod wpływem odruchów podszedł do świeżego ciała i sprawdził, czy może coś jeszcze zrobić z pomocą magii, było już jednak za późno. W wymowny sposób pokręcił głową, po czym zamknął denatowi oczy, a w tym czasie Tallas objął tancerkę za ramiona i delikatnie odprowadził ją z tamtego miejsca. Milczał aż nie dołączył do nich Laki.
        - Zabierajmy się stąd - zarządził długowłosy wojownik. - Jak się trzymasz, Shantti, wszystko w porządku? Gdzie Phelan, myślałem, że poszliście razem do karczmy. Spokojnie, nie bierz sobie do serca tego o pokusach, on bredził. Niemniej to co robiłaś było… nietypowe. To nie było zaklęcie, powiesz mi więc, co widziałem?
        Obaj mężczyźni ruszyli, nieważne gdzie, byle przed siebie. Z dala od martwych ciał leżących na ulicy, po które wkrótce z pewnością ktoś się pofatyguje, czy będzie to jednak osoba, która zapewni martwym godny pochówek, czy też zbezszcześci ich ciała, tego nikt nie mógł wiedzieć. Nie była to jednak troska skrzydlatych wojowników, którzy woleli zająć się sprawami żywych.
        - Jak tu trafiłeś? - zapytał po chwili Tallas. Z jego głosu zniknęła wesołkowatość i pojawiło się napięcie, jakby poruszył trudny temat, którego nie mógł niestety uniknąć.
        - Ścigałem Dżariela aż na Wybrzeże Cienia… Ale tam go nie znalazłem. Znalazłem jednak ten symbol, on na pewno jest z nim powiązany - w oszczędnych słowach wyjaśnił Dżari, podając przyjacielowi kartkę, którą pokazał wcześniej Shantti i Phelanowi. Tallas gapił się na te kilka prostych kresek z obliczem stężałym z napięcia.
        - Skąd masz pewność, że one są powiązane? Że to ma z nim związek? - drążył.
        - Bo to wiadomość od niego. Nie poznajesz pisma na górze? - podpowiedział Dżari, a Tallas tylko bez entuzjazmu pokiwał głową. Poznawał, oczywiście, że poznawał, tylko Dżariel stawiał takie fikuśne literki.
        - A ty jak tu trafiłeś? - upewnił się długowłosy anioł, gdy milczenie się przedłużało.
        - Za diabłami - odparł Tallas, kiwając głową w stronę, z której szli. Później zaczął mówić w języku Niebian, gdyż nie chciał, by Shantti go rozumiała. Niektóre rzeczy powinny pozostawać w gronie najbliższych. - Wydaje mi się, że Dżariel upadł. I zdobył siłę, z którą nie możemy się mierzyć. Nie damy rady go schwytać, musimy…
        - Nie kończ - uciął momentalnie Laki. - To niemożliwe. Muszę się dowiedzieć, co zaszło w Planach. Nie unicestwię go ze strachu…
        - A jeśli on zabije nas oboje? Wie, że go ścigamy. Chcesz podłożyć głowę pod topór? W imię czego? On nam nie ufał, pogrążył się w ciemności, bo miał przed nami tajemnice, odtrącił nas. Dżari, on cię okłamywał, okłamywał nas. Dobrze wiesz, że już w Planach był najsilniejszy z naszej trójki. Teraz nie damy rady go pokonać, nawet gdy staniemy przed nim oboje. Dżari, nie możemy się wahać. Wiesz dobrze, że dzierżenie miecza pańskiego ma swoje prawa i obowiązki. Nic na to nie poradzimy.
        Dżari nie odpowiedział. Zacisnął mocno wargi i pokręcił głową, a w jego oczach zaszkliły się łzy. Nie dopuszczał do siebie możliwości, że Dżariel mógł upaść i obrócić się przeciw nim. Może czasami o tym myślał, ale nigdy w to nie wierzył. Za bardzo ufał magowi, uważał go za bratnią duszę… Przed nim nie miał żadnych tajemnic, już prędzej przed Tallasem zdarzyło mu się coś zataić, lecz Tiirun miał jego serce jak na dłoni. ”Lecz on chyba nie ufał ci do końca, skoro nie powiedział ci o tym, co pchnęło go do ucieczki”, odezwał się z tyłu głowy kąśliwy głos wątpliwości. Dżari powolnym ruchem złapał się za głowę, wplatając palce między włosy.
        - Nie - tylko tyle zdołał z siebie wydusić. Tallas westchnął i poklepał go po ramieniu, po czym zwrócił się do Shantti.
        - Zafundowałem mu małe załamanie nerwowe - usprawiedliwił się. - Przejdzie mu wkrótce. Zdaje się, że znasz miasto, zaprowadziłabyś nas gdzieś, gdzie on mógłby trochę odpocząć? Zresztą, chyba wszystkim nam się to przyda.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

Shantti odprowadzona przez Tallasa kątem oka spojrzała na martwe ciało. Nieobca była jej śmierć ludzka, jak i nieludzka, ale on umierając nie wyrzucił jej całego zła tego świata, a zesłał jedynie potępienie. Zapowiedział powrót. Powrót stworów o czerwonej skórze.
- Dziękuję, w porządku – zapewniła tancerka, która teraz rozmyślała na temat pokus.
Kim ode dokładnie były? Sprzymierzeńcy tych diabłów? Co za dziwny skrawek świata, gdzie wszyscy ze sobą walczą i są przeciw sobie. Pustynny świat, w którym funkcjonowała, nie był tak urozmaicony. Prosty, oczywisty, czasem nieco skomplikowany, jednakże to koncentracja oraz rozsądek rozwiązywał problemy. Zachowanie czystego umysłu. W Środkowej Alaranii nikt nie dbał o te dobre podstawy funkcjonowania. Czy przebywanie z aniołami wytwarzało jakieś zagrożenie?
- Phelana zgubiłam, gdy biegłam w twoją stronę. Prawdopodobnie został w karczmie…
„O ile nie dostał kamieniem w łeb…”
- Ach, wiesz… - kontynuowała wypowiedź artystka drapiąc się przy tym po głowie. – Taniec potrafi być naprawdę magiczny – wyjaśniła szczątkowo, gdyż serce Shantti zacisnęła nieufność.
Było jej szczerze wstyd przed samą sobą, że zagoniła się w taki kąt. Ona, wiecznie wierząca może i naiwna, ale pewna w tym co robi, teraz kroczyła za dwójką skrzydlatych i wątpiła. Przysłuchiwała się rozmowie, ale tym razem nie tak perfidnie. Słowa same przetaczały się przez jej uszy, trudno było tego uniknąć idąc w towarzystwie rozmówców. Zrozumiała też, gdy poczęli rozmawiać w swoim języku. Shantti na krótką chwilę zatęskniła za swoimi włościami, ale Pari nie poprowadziło ją za Dżarim bez powodu. Czuła na sobie wzrok gwiazd oraz energię nocy, która nakazywała się jej trzymać tej dwójki. Jakieś zdarzenie i któreś miejsce miało doprowadzić do czegoś wielkiego. Jaki udział miała w tym tancerka? Nie wiedziała, ale nie bała się nie dowiedzieć. Nie spełnić woli, która pchała ją wciąż do przodu.
Rozmowa mężczyzn przebiegała przez negatywne nuty dźwięków. Czuła napięcie między nimi oraz wyparcie jakie gotowało się w młodszym aniele.
Niepewność, strach. Tallas ruszył w pogoni za diabłami? A jeżeli pragnął dojść do niej? Łowcy potępieńców? Wzrok Shantti wlepił się w kroczące stopy. Brwi delikatnie zmarszczyły pod nadmiarem ciężaru myśli. Musiała wiedzieć więcej. O nich, o aniołach, o diabłach. Chciała więcej wiedzieć o Dżarielu, który był przyczyną tego najwidoczniej całego zamieszania. Dziewczyna rozbudziła się pod wpływem głosu Tallasa.
- Miejsce, gdzie moglibyście odpocząć?... – spytała samą siebie na głos.
Bursztynowe oczy spoglądały na wysokie budowle Ostatniego Bastionu. Shantti miała wrażenie, że teraz nie istniało żadne bezpieczne miejsce dla trójki bohaterów. No… Poza jednym.
- Chodź, poukładasz swoje myśli w nieco bardziej stabilnym zakątku tego miasta – zwróciła się do strapionego anioła, którego chwyciła za dłoń w geście oznaki wsparcia. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Chciała dodać mężczyźnie otuchy, chociaż wiedziała, że to nie rozwiąże problemu.
Kobieta zaprowadziła dwójką w dosyć obskurne miejsce. Między pozornie mniej przyjaznymi murami budynków, stały również ledwie utrzymujące się ruiny. Niewiele niższe od sąsiednich domostw, ale z pewnością mniej stabilne.
- Wiem, że to niezbyt wygląda… - szepnęła do dwójki. – Ale… możecie mi pod tym względem zaufać.
Shantti wprowadziła mężczyzn w tylną część walącej się budowli. Odsunęła płaską płytę i wślizgnęła się do środka. Wspięła się po kilku kolejnych kamieniach w środku i spojrzała za siebie. Widok był imponujący. Umięśnione postacie mężczyzn, od których biła jakaś niesamowita energia. Ich białe skrzydła wyglądały jakoby przypisane zostały właśnie takim obrazom, a raczej wielkim komnatom. Byli lśniący na tle ciemnych ścian. Brakowało jedynie blasku jaki dostarczałby tutaj księżyc, by Shantti zdołała się ugiąć pod potęgą tychże postaci. To wprowadziła ją w zakłopotanie.
Niebianie początkowo mogli czuć się ciasno wkraczając do budynku, jednak po przejściu kilku kolejnych kamieni i po przedostaniu się na jedno z wyższych pięter, mogli odetchnąć pełną piersią. Dziewczyna zaprowadziła ich w część dawnej, dosyć sporej komnaty, której teraz brakowało połowy podłogi. Ściany w głównej mierze były tutaj zachowane i pozwalały utrzymać tę część konstrukcji. W miejscu, gdzie niegdyś znajdywały się okna, teraz tkwiła ogromna dziura. Pozwalała ona na spoglądanie na niebo oraz księżyc, pod warunkiem, że odsłoniłoby się skrawki materiałów. Co jak co, ale w kąciku artystycznej elfki nie mogło zabraknąć kolorowych szali i koców. Jak na warunki, jakie oferowało to miejsce, Shantti nieźle się urządziła. Mimo ruiny w jakiej się mieścili, ten skrawek bił bezpieczeństwem. Czuć było tą cząsteczkę domowego ogniska jakie zasiała tutaj uszata.
- Witajcie w „moich” skromnych progach – zażartowała Shantti wprowadzając mężczyzn do „pomieszczenia”.
- Nie jest to karczma pierwszej klasy, ale przynajmniej nie zabraknie tutaj miejsca na wasze skrzydła.
Dziewczyna zbliżyła się do jednego z koców, który podniosła odsłaniając gamę poduch, a także prowizorycznego, sporego łoża. Wszystko było starannie wypchane sianem oraz grochem i przykryte nietutejszą płachtą dzieł tkactwa.
- Jeżeli jesteście głodni to mam spory zapas owoców, o tutaj – odwiązała jeden z wiszących, wypełnionych szali i ułożyła go tuż przed „łóżkiem”.
- A wodę mogę wam przynieść, niedaleko jest studnia. Nie obawiajcie się wszy albo innych robactw… Wszystko sama zrobiłam. Wypełniłam samymi świeżymi materiałami, dodałam jakiś ziół, które odganiają takie paskudztwa. Przychodzę tutaj dosyć często więc… o wszystko też dbam – elfka mówiła dosyć szybko, jakby nie chciała pogrążać tematu.
O dziwo odrobinę się wstydziła. Właśnie odkryła „swoje” miejsce, swój zakątek przed dwójką praktycznie jej nieznajomych istot. Sama artystka podsunęła sobie jedną poduszkę tuż przy „oknie” i usiadła wygodnie, całkiem rozluźniona. Uśmiechnęła się do siebie, bo właśnie tego poczucia bezpieczeństwa miejsca potrzebowała.
- Mogę wam zadać pytanie?... Albo nawet kilka pytań? – zagaiła niepewnie, a zarazem zdecydowanie. Była zdeterminowana do poznania prawdy.
- Kim… jesteście? – spytała całkiem poważnie wpatrując się to na zmianę to w Dżariego, to w Tallasa.
-Kim są aniołowie? Co wspólnego macie z diabłami? Bo… Muszę się do czegoś przyznać, chociaż wyglądacie na inteligentnych gości, którzy mogą się jedynie domyślać. Snucie jednakże domysłów przyprawia o ból głowy, jak mnie w tym momencie… - mówiła szczerze elfka. – Nie pochodzę z tego skrawka świata. Nigdy nie byłam tutaj i nigdy nie spotkałam… kogoś takiego jak wy. Czym się kierujecie? Wyglądacie na potężne istoty. Potraficie wznieść się w powietrze, latać… To niesamowite! I te diabły… albo… pokusy? Dziwne słowo. Czy oni też się ze sobą wiążą? I czy każdy diabeł jest… taki?
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari nie był aż tak zdruzgotany słowami Tallasa jak to wyglądało na zewnątrz, mocno go one jednak dotknęły. Nurtowało go jak długo jego przyjaciel dochodził do takich wniosków, jakie miał podstawy do ich snucia. No bo faktycznie i w jego głowie pojawiła się ta myśl, ale nie miała ona realnego uzasadnienia - zniknięcie Dżariela nadal pozostawało dla niego zagadką, przez te miesiące pościgu nie dowiedział się niczego nowego, stąd też rodziły się wątpliwości, które jednak odpychał od siebie za każdym razem, gdy znajdował nowy trop. Liczył, że tak jest i w przypadku Tallasa, ale na razie te wątpliwości nie chciały mu przejść przez gardło. Czekał na stosowniejszy moment.
        Dotyk Shantti sprawił, że długowłosy wojownik ledwo zauważalnie drgnął. Zaraz podniósł na nią wzrok i dostrzegł miłe, zatroskane oblicze. Odpowiedział równie delikatnym uśmiechem, któremu towarzyszyło lekkie opuszczenie głowy i patrzenie pod stopy - tak bardzo łatwe do odczytania “to nic wielkiego, nie przejmuj się”.
        - O ile to nie kłopot… - zaznaczył, chociaż elfia tancerka już prowadziła ich zawiłymi ulicami Bastionu. ”Naprawdę nie trzeba obchodzić się ze mną jak z jajkiem albo brzemienną hrabianką… Przecież za chwilę doszedłbym do siebie i wystarczyłoby mi tylko, bym miał chwilę spokoju na uporządkowanie myśli”. Dżari spojrzał na Tallasa z cieniem wyrzutu, że tak bezpardonowo wymusił na kimś pomoc, lecz zamiast pokornego spuszczenia wzroku, otrzymał gest powstrzymujący przed odzywaniem się i jasno dający do zrozumienia “wiem co robię”. ”Oby”, uznał w myślach Laki i już do końca drogi nie patrzył ani na niego, ani na nią, tylko po prostu szedł. Gdy zaś stanęli przed zawalającą się budowlą, do którego chciała ich wprowadzić Shantti, nawet jeden mięsień nie drgnął na jego twarzy, by zdradzić dezaprobatę. Nie uważał tego miejsca za złe, bo w końcu w tym mieście większość domów wyglądała w ten sposób, a poza tym w trakcie podróży wielokrotnie przychodziło mu nocować w znacznie gorszych miejscach… Niewiadomą stanowiło jeszcze co zastaną w środku, lecz patrząc na to, że elfia tancerka sprawiała wrażenie delikatnej i bardzo zadbanej dziewczyny, z pewnością nie prowadziła ich do wstrętnej, zapleśniałej nory. ”Zapleśniałej może nie, ale ciasnej na pewno”, poprawił się Dżari, gdy przyszło mu się przepychać pod kamienną płytą. To nie było wcale łatwe zadanie przy jego ogromnych skrzydłach, z początku nawet nie wiedział jak się za to zabrać. Gdy jednak był już po drugiej stronie, przytrzymał fragment kamienia tak, by jak najbardziej ułatwić przejście Tallasowi. Shantti mogła w tym momencie zobaczyć, jak Laki stroszy piórka niczym utytłany w piasku ptak. Widok był bardzo zabawny i troszeczkę ujmował majestatu tym niebiańskim istotom - można by pomyśleć, że niewiele różnią się od wróbli.
        - Ładne miejsce - ocenił włócznik, rozglądając się po kryjówce Shantti. Szybko oswoił się z nowym miejscem, przygarnął sobie jakieś poduszki i ułożył się na nich swobodnie, jakby już nieraz tu bywał. Dżari był trochę bardziej spięty - przeszedł się po pomieszczeniu, ostrożnie sprawdził stopą stan posadzki tuż przy wyrwie w podłodze, swym zmysłem magicznym sięgnął do pobliskich budynków i na ulicę, by upewnić się, że jest bezpiecznie. Nie usiadł - podszedł do wyrwy po oknie i oparł się ramieniem o ścianę, wzrokiem błądząc po widocznym gdzieś w dole, za nierówną linią dachów i murów, falującym morzu traw.

        Tallas uśmiechał się słuchając całej litanii pytań Shantti, lecz gdy nadeszła pora odpowiedzi wcale się nie odezwał, tylko od razu spojrzał na Dżariego. Młodszy anioł zdawał się być nieobecny duchem, lecz gdy tylko zapadła cisza, podniósł na tancerkę w pełni świadomy wzrok. Domyślał się od samego początku, że to jemu przypadnie w udziale udzielenie odpowiedzi: zawsze gdy w grę wchodziła magia bądź zagadnienia z szeroko pojętego kulturoznawstwa i sztuki, Tallas umywał ręce i dawał się wypowiedzieć bardziej znającym się na rzeczy osobom, czyli któremuś Dżarielowi.
        - Jesteśmy aniołami światła - zaczął powoli długowłosy wojownik. - Urodziliśmy się w Planach Niebiańskich i tam jest nasz dom, również nie możemy powiedzieć, że pochodzimy stąd. Środkową Alaranię znamy jednak dość dobrze, ja lepiej, a Tallas trochę gorzej, gdyż ja częściej trafiam tu na misje. Czym się kierujemy… Wypełniamy rozkazy Pana, każdemu z nas, gdy osiągamy wiek dorosły, przypisywana jest rola i sposób, w jaki będziemy spełniać jego wolę, dążyć do utrzymania harmonii i szerzenia dobra. Jedni ćwiczą młode pokolenia - jak Tallas - inni zostają wojownikami, lecz są też tacy, którzy służą dobru swoją wiedzą, talentem artystycznym, troską. Każdy ma jakiś talent, a Pan wykorzystuje go najlepiej jak umie. Nie jest jednak tak, że jesteśmy w tym zupełnie bezmyślni. Są tacy, którzy nie zgadzają się z rozkazami, kwestionują je i buntują się. To Upadli, istoty, które odwróciły się od Pana i zbiegły z Planów, by uniknąć jedynej przewidzianej za to kary: unicestwienia. Można powiedzieć, że to nasi wrogowie, bo nie mogą już odpokutować swych win i wrócić przed oblicze Pana. Pod tym względem są trochę podobni do Piekielnych: Diabłów i Pokus. Ci wywodzą się z czeluści piekielnych, panuje wśród nich kult siły i przemocy: władzę ma ten, kto najlepiej zabija, kto potrafi podporządkować sobie jak najwięcej poddanych, siłą, gwałtem i terrorem. Jesteśmy naturalnymi wrogami, jak ogień i woda, my dążymy do harmonii, a oni do chaosu. Spotkania jednych z drugimi praktycznie zawsze kończą się walką. Diabły i Pokusy to jednak dwie różne rasy. Ci pierwsi są tacy jak istota, przed którą niedawno stałaś: czerwonoskórzy, z rogami i czarnymi jak smoła oczami. Napędza ich adrenalina i żądze, są naszymi całkowitymi przeciwieństwami. Pokusy to istoty, które możesz znać pod nazwą sukkubów, demonów pożądania, choć są to piekielni a nie demony. Dusze złych kobiet, które po śmierci służą Czarnemu Panu, ich nazwa wzięła się z tego, że kuszą mężczyzn i sprowadzają ich na złą drogę. Posługują się sprytem, a nie siłą, chociaż oczywiście jak od każdej reguły zdarzają się wyjątki. Potrafią dowolnie zmieniać swój wygląd, by jak najlepiej wpasować się w gusta ofiary. - Dżari na moment zawiesił głos, jakby w głowie sprawdzał, czy odpowiedział na wszystkie pytania. - To wszystko? - upewnił się jednak mimo to.
        - Jak mówiłem, Środkowa Alarania także dla nas nie jest domem - kontynuował, gdy już uznał, że Shantti przyjęła i przetrawiła wszystkie podane przez niego informacje. - I tak naprawdę rzadko się nas tutaj widuje, na pewno nie tak często jak ludzi czy elfów. Inna sprawa, że wielu z nas ukrywa skrzydła, by nie wzbudzać sensacji i, cóż, dla wygody. Trudno się z nimi poruszać w ciasnych pomieszczeniach. To, że spotkałaś tutaj nas obu jest przypadkiem, zbiegiem okoliczności. Chociaż może nie tak do końca… - dodał ostrożnie, poważne spojrzenie skupiając na Tallasie, jednak on nie zamierzał dać się teraz wciągnąć w poważną rozmowę i by tego uniknąć, obrócił wzrok na Shantti i to do niej się zwrócił.
        - Korzystaj z naszego towarzystwa, bo to drugi raz się nie powtórzy - zagaił żartobliwie. - Na przykład, jeśli faktycznie boli cię głowa, to uśmiechnij się pięknie do Dżariego, to całkiem niezły uzdrowiciel, ma to po ojcu. Albo założę się, że chciałabyś spróbować latać. Wiesz, wystarczy, że ładnie poprosisz i twoje życzenie może się spełnić - zachęcał z uśmiechem. Młodszy anioł patrzył na niego przez moment z żalem, bo w jego odczuciu to nie była pora na wygłupy i powinni raczej poważnie porozmawiać co dalej, niż zabawiać nowo poznaną dziewczynę, nawet jeśli winni byli jej wdzięczność za udzielenie gościny. Nadal nie dawały mu spokoju wcześniejsze słowa Tallasa i stanowczość z jaką je wypowiedział. I jeszcze te nagłe wybuchy magii, przypominające nadmiernie spowolniony puls, tętnienie serca jakiegoś ogromnego organizmu. Czyżby włócznik ich nie czuł i dlatego był taki beztroski?
Zablokowany

Wróć do „Ostatni Bastion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości