Zatopione Miasto[w korytarzach ruin] ponowne spotkanie

Miasto zatopione pod pisakami pustyni. Niegdyś tętniące życiem, dziś opustoszone i zaniedbane. Nad murami tego miejsca zapanowała cisza i tylko nocami gdzieś miedzy domami można usłyszeć cichy szept wiatru.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

[w korytarzach ruin] ponowne spotkanie

Post autor: Rakhszasa »

Znalezienie się ponownie w osamotnieniu Rakhszasa przyjęła niemalże z wdzięcznością. Zawiłości psychiki innych istot, knowania, niezgodności charakterów - na dłuższą metę zawsze ją to męczyło. Życie w społeczeństwie... pfff.
Odgoniła wszystkie myśli związane z piekielnymi i Satorią. Nie miała czasu na roztrząsanie tego, jak potoczyła się między nimi wymiana zdań. Bardziej jednak martwiła się faktem, że jej działalność mogłaby zostać przez kogoś ukrócona. Ta sytuacja w ruinach była co najmniej dziwna. Zastanawiające było to, że w Thenderionie rzeczywiście czuła się obserwowana... jednak zbyła to myśląc, że tak długo nie pojawiając się w społeczeństwie ludzi nabrała dystansu i zbytniej ostrożności. Nie znalazła też żadnych śladów, które mogłyby ją naprowadzić na trop ewentualnych przeciwników. To tylko oznaczało, że jeśli naprawdę istnieją, będzie w niebezpieczeństwie...
Będąc na pustyni przed wejściem do ruin spostrzegła, że zapadły się one tylko w niewielkim stopniu. Weszła jak najszybciej do jednego z korytarza, chroniąc się przez upałem panującym na pustyni podczas zachodu słońca. Tam usiadła, uwalniając część swojej energii magicznej i regenerując swoje ciało. Zaspokoiła się uczuciem sytości i pozbywając się pragnienia, czy zmęczenia. Wolała być tym razem dobrze przygotowana na ewentualną walkę.
Usiadła ze skrzyżowanymi nogami na kamiennej posadzce w jednej z wejściowych sal. Nie była tu wcześniej, ponieważ portal wysadził ją w innym miejscu w ruinach. Być może znalazłaby tu wiele cennych wskazówek dotyczących obyczajów starożytnych elfów i ludzi... jednak chciała jak najszybciej znaleźć się w miejscu, z którego została przeteleportowana. Trzeba było ocenić zniszczenia, odnaleźć resztki biblioteki, sali... Zresztą, była prawie pewna tego, że ten przyjemniaczek w zbroi ją oszukał. To była iluzja. Gdyby naprawdę tyle korytarzy miałoby się zawalić, reszta ruin też by upadła. Jednak tak się nie stało. A może jest tego taka pewna tylko dlatego, że chciałaby wierzyć w tę wersję...
Siedziała zastanawiając się nad tym, czy starczy jej mocy, gdyby ewentualnie znowu wpadła w pułapkę. Cóż, to wszystko zależy od tego, ilu ich tam może być... Wzięła głęboki oddech i próbowała uwolnić swój zmysł magiczny. Cholera, jeśli ktokolwiek rzeczywiście znajdował się w tych ruinach, nie używał żadnych czarów. Starożytna magia emanowała z tego miejsca w tak silnym natężeniu, że trudno byłoby wychwycić użycie pomniejszych zaklęć, jeśli takowe zostałyby rzucone. Przez korytarze dźwięk niósł się bardzo dobrze, a nie słyszała echa żadnych rozmów. Jeśli kogoś miałaby tam spotkać, to pewnie jakieś hieny rozgrzebujące ruiny w poszukiwaniu czegoś względnie cennego. A Rakhszasa chciała im to uniemożliwić. Teraz, kiedy brała pod uwagę, że nie tylko ona poszukuje artefaktu, tym bardziej nie chciała, żeby trafił on w niepowołane ręce.
Te myśli sprawiły, że nieco ignorując potencjalne niebezpieczeństwa, wreszcie wstała chwytając pewnie swój kostur w rękę. Poruszała się bardzo cicho, jednak szybko i pewnie. Lepiej odnajdowała się na otwartych przestrzeniach, choć tym razem dopisało jej szczęście. Szybko znalazła się w korytarzu, w którym spotkała Jona. Stąd droga już była prosta.
Przechodząc przez korytarz powoli zwalniała kroku, aż tuż przed wejściem do sali, zaczęła się bardzo ostrożnie skradać. Tak jak przypuszczała, miejsce to nie było aż tak zniszczone. Część kolumn, która przedtem "runęła", była na swoim miejscu i podtrzymywała całkiem kompletne sklepienie.
Uśmiechnęła się z satysfakcją na ten widok.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Ruiny jak to ruiny, ciemne korytarze, chłodne powiewy wiatru wewnątrz i wilgotne, gdzieniegdzie porośnięte mchem kamienie. Tylko archeolodzy i tacy jak ta pradawna wiedzą, co w nich jest wyjątkowego. Szaraki szukające łatwego zarobku tu po prostu giną, nie znając zasad przetrwania w takich miejscach. Ślady starożytnej magii były odczuwalne bardzo wyraźnie do dziś, zwłaszcza przez taką czarodziejkę, jak Rakhszasa. Przyrównując do sali, z której musiał za jej przyzwoleniem, lub bez ewakuować ją Jon ruiny teraz wydawały się być zupełnie inną przestrzenią. Cisza pozwalała z początku usłyszeć każdy krok na bardzo dużą odległość, cudownie, prawda? Nasza pani archeolog też nie miała na co narzekać, póki co, bo odżywiła się swoimi czarami, a przemierzając korytarze nie wyczuła większych zagrożeń, przynajmniej magicznych.
Nagle idąc w przód mogła dosłyszeć krakanie ptaków, nie było to daleko od wejścia do ruin, ale... to były kruki. Na oko około tuzina, żerujące przy jakiejś padlinie. Dwa ludzkie ścierwa i jeden duży sęp, który pewnie myślał, że czeka go obfita uczta. Jego wnętrzności w kruczych dziobach były tak piękną alegorią do tego jak łatwo z myśliwego można stać się ofiarą. Rakh, nie oczekujesz tu niczego i nikogo, prócz tego artefaktu i biblioteki, prawda? Gdy kobieta zbliżyła się, chmara wzleciała w górę i z głośnym trzepotem skrzydeł poleciały wgłąb ruin. Jeden z nich, który poleciał jako ostatni wcześniej spojrzał krótko na czarodziejkę, a jego ślepia były inne, jasne i szkarłatne. Chwilę później ptak był już na ramieniu właściciela, dużo wcześniej niż ona wkroczyła do sali. Wykrakał kilka "słów", po których Frey uśmiechnął się sam do siebie. Był w ludzkiej formie, która zdecydowanie różniła się od tej właściwej, ruszył kilka kroków w przód i położył się na środku sali, a ptaki obległy go jak martwe ciało podczas posiłku. Jego aura również była wytłumiona, więc wchodząca wewnątrz Rakh nie mogła go poznać, choć z pewnością ostrożność zachować musiała, tak, czy siak. Ah, obok ciała leżało kilka pergaminów, taka prymitywna przynęta. Piekielny był ciekawy, jej postać niemal spędzała mu sen z powiek! Cóż, gdyby spał, to pewnie by tak było... Ciekawe czy tęskniła. Jest cholernie ambitna, jeśli wciąż chce odnaleźć tę rzecz. Może domyśliła się o iluzji, dobrze, że teraz nikt nam nie będzie przeszkadzał. No dalej złotko, jak blisko podejdziesz? Czekał. Rakh może jeszcze nie do końca zdawała sobie z tego sprawę, zaślepiona żądzą osiągnięcia swojego celu, ale sama podała mu się na talerzu. Frey, właśnie tak lubisz być piekielnym najbardziej, co? Kruki naturalnie rozleciały się po sali, gdy się zbliżyła. Szkarłatnooki ponownie odsunął się jako ostatni, a siadając na jednej z kolumn bacznie ją obserwował swoimi ślepiami.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

- Czy ty chcesz mnie obrazić!? Nie pajacuj, wstawaj, cuchniesz piekielnym na kilometr. – powiedziała, zaśmiawszy się uprzednio wyjątkowo złośliwie. Poczuła energię życiową, która tliła się w ciele mężczyzny. Zbadała dokładnie zmysłami magicznymi to miejsce. Łatwo było wywnioskować, że to ciało nie mogło sobie tutaj ot tak umrzeć, nie było innych śladów działalności tego mężczyzny w korytarzach prowadzących do sali. Tutaj również nie znalazła nic, co mogłoby go zabić; a nawet zagrożeń było mniej w porównaniu do jej pierwszej wizyty w tym miejscu. Wiedziała jedno – biblioteka jest blisko, a przed nią stoi po prostu kolejna przeszkoda. W dodatku, piekielny. Zastanawiała się, czy jest to ten sam, czy może tym razem spotka jeszcze innego i jeszcze głupszego.
Udała, że wzdycha i wzrusza ze zrezygnowaniem ramionami, jakby była szaloną młodą dziewczyną, która zawiodła się oczekując na dobrą zabawę. Zaśmiała się ponownie, pod nosem.
Tych kruków również nie powinno tu być. Takie stworzenia nie wytrzymałyby w temperaturze pustyni, chwiejących się amplitud, ani w podziemnych korytarzach bez pożywienia i słońca.
- Nie wiem, dlaczego to robisz, ale zrobię wszystko, żeby uniemożliwić ci posiadanie tych skryptów, cukiereczku –syknęła, ponownie przyjmując pozycję bojową, groźnie ściągając brwi i mrużąc oczy.
Rakhszasa była zbyt blisko znalezienia się w miejscu, w którym wreszcie mogła zacząć kontynuację swoich badań. Obecność innych teraz tylko działała jej na nerwy. Cała ta sytuacja była tak dziwna, że czarodziejka nie marzyła o niczym innym, jak tylko o pogrążeniu się w lekturze starożytnych zwojów. Nawet sen musiała odpuścić, żeby móc się dostać z powrotem do ruin. Cóż... nie należała do osób cierpliwych. Zapewne będzie tego za niedługo żałować, ponieważ nie poświęcając czasu na regenerację, nie miała dostatecznej ilości energii magicznej, żeby pokonać wymagającego przeciwnika.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Odwrócił głowę w jej kierunku, kiedy się zaśmiała. Przybrał minę wyraźnie zaskoczonego jej obecnością, choć pewnie oboje wiedzieli, że tylko grał. Chwilkę później po prostu usiadł na przeciwko, nie bardzo przejęty przybyciem pradawnej odpowiedział na jej uwagę.
- Od razu cuchnę, też mi coś. Jak wolisz piekielnych pachnących fiołkami, to trzeba było zostać z tamtym lalusiem. - uśmiechnął się pogardliwie na myśl o Jonie i jego niezbyt pasującym do rasy charakterze. - Aż tak za mną tęskniłaś? - zapytał badając ją wzrokiem od góry do dołu w sposób nie koniecznie sugerujący, że bada jej uzbrojenie, aurę, czy takie tam. Cóż, instynktów się nie oszuka. Frey podniósł się po chwili i spokojnym krokiem podszedł bliżej. Spokojnym krokiem, powoli. Stanął na przeciw Rakhszasy.
- Wiem czego tu szukasz i myślę, że mógłbym Ci pomóc, ale na pewno nie na takiej zasadzie jak tamten. - tu postąpił nieco pewniej kolejne kroki w jej kierunku, mając nadzieję, że nie oberwie żadnym zaklęciem podchodząc na długość wyciągniętej dłoni do kobiety.
- Więc co Ty mogłabyś mi zaoferować kruszynko? - spojrzał na nią z góry dość wymownie. Kobieta dość wątłej budowy w porównaniu do Freya była po prostu... mniejsza. Nie zamierzał walczyć tym razem, a nawet przeszła mu przez głowę myśl, że mógłby jej pomóc. Może to te oczy, albo dekolt... Kto wie. Aczkolwiek z początku, gdy zadał jej ostatnie pytanie wcale nie myślał o bezinteresownej pomocy. To nie ten typ.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Ta jego minka, kiedy wstawał… ciekawe, ile ten piekielny może mieć lat, pomyślała. Wydawało jej się, że to zachowanie było śmieszne i dziecinne. Taka gierka… trudno było jej spodziewać się po nim czegokolwiek. Chyba po prostu chciał się z nią zabawić, nie mówiąc o tym, że oprócz tego mógł stanowić realne zagrożenie. Po słowach Jona teraz miała tak duży mętlik w głowie, że nie wiedziała, czy słusznie byłoby podejrzewać go o współpracę z jakąś zorganizowaną grupą szpiegów, czy też poszukiwaczy skarbów.
Jednak stało się coś, co akurat podejrzewała – człowiek okazał się być tą samą osobą, przez którą ruiny zostały zawalone i z którą walczyła, zanim Jon jej nie przeteleportował. Obserwowała bacznie jego ruchy, zaciskając dłoń na kosturze.
Zaczął mówić od razu o Jonie, co było trochę śmieszne. Rakhszasie zdawało się, że Frey chciał jej zaimponować w jakiś sposób swoją osobą. Chciał być pociągający? Coś w jego sposobie poruszania się było takie, że na to wskazywało – nonszalancja, swobodne ruchy ramion, odważny wzrok. A raczej, bezczelny wzrok – wyglądał, jakby chciał ją nim rozebrać. W dodatku, ten tekst – „tęskniłaś za mną?”.
- Cukiereczku, to ty tu na mnie cały czas czekałeś – odpowiedziała, uśmiechając się dumnie. Jeśli tak stawiał sprawę, postanowiła, że i ona użyje swojego seksapilu. Dlatego też nie zawahała się, kiedy podchodził bliżej. Jego słowa teraz zaświadczyły o tym, że jego wcześniejsze działania miały tylko wywołać chaos. Zero jakichś większych zamierzeń… Ale i tak piekielny mógł coś wiedzieć…
Przejechała dyskretnie językiem po wargach. Zniosła jego samcze spojrzenie, kiedy ją obserwował. Ona zaś patrzyła w jego oczy lodowatym wzrokiem, zastanawiając się, jak duża „nagroda” mogłaby satysfakcjonować Freya. Oczywiście, przez myśl jej nie przeszło, żeby brać tą seksualną aluzję na poważnie. Raczej chodziło o jego udział w poszukiwaniach…
Minęło trochę czasu, zanim wreszcie przemówiła. Zaczęła swobodnie, przechadzając się po sali, omiatając nieuważnie przestrzeń wzrokiem. Ładnie porusza biodrami, swoją drogą…
- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, czego szukam. Skoro jednak powiedziałeś, że coś wiesz, zastanawiam się, czemu nie chcesz odnaleźć tego sam. Najprawdopodobniej motywowałby cię zysk. Ja jednak chcę odnaleźć resztki tej cywilizacji z szacunku dla dziedzictwa. Zależy mi na tym, żeby kryształ i jakikolwiek inny artefakt nie dostał się w niepowołane ręce. Chcę je zbadać. – Odwróciła głowę i spojrzała na niego spod rzęs – Nie wiem, czego ty oczekujesz. Nie wyglądasz na biednego…. Na żądnego potęgi? Sławy? Co mogłoby cię zadowolić? – zrobiła krótką pauzę, jakby się namyślała nad czymś, jakby dostrzegła coś w jego oczach, ale po chwili odwróciła wzrok.
– Ja jestem gotowa zrobić wszystko, żeby dostać się do kryształu – dodała, ponownie łapiąc z nim kontakt wzrokowy.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Ah te czułe słówka, te kocie ruchy. Ewidentnie między nimi iskrzyło, tylko żeby do spięcia nie doszło, bo wysadzą te ruiny zupełnie tak, jak to było przy tamtej iluzji. Była taka pewna siebie, albo jedynie taką grała. Bez różnicy, bo kręciło go to bardziej niż zastraszone dziewczynki. Jednak nie chcąc ujmować jej inteligencji stwierdził, że i tak czarodziejka dobrze wie, że powinna zachować całkowitą ostrożność, cóż Frey nie jest typem piekielnego, który przeprasza kobietę za "przypadkowe" dotknięcie. Ta chłodna determinacja w oczach, z których z łatwością można było odczytać, że Rakh nie odpuści póki nie dojdzie do celu swojej wyprawy. Dobrze. - pomyślał. Takie charaktery się ceni, co by nie było ciężko nawet w tej krainie o tak uparte w dążeniu do celu istoty. Na swój sposób ta parka przypominała ogień i wodę. Trzaskające płomienie i chłodny wartki strumień. Przeciwieństwa ponoć się przyciągają, ale z jakim skutkiem? Frey był pewien, że choćby nie wiadomo jak nie czarowała kobieta nie będzie w stanie zgasić jego charakterku.

Nie miał żadnych skrupułów by powoli i całkowicie bezpośrednio podążać za nią wzrokiem, cóż... właściwie to śledził wyłącznie ruchy jej bioder. To straszne jak tak inteligentną, bystrą i piękną kobietę mógł spłycić po prostu do obiektu seksualnego, ale był Freyem. Ten typ tak już ma. Ależ finezyjnie zarzuciła włosami, gdy odwróciła się by posłać mu ponownie to chłodne spojrzenie. Odpowiadając jej stał tak na przeciwko i wypowiadał słowa bez większej gestykulacji, a jedynie z tym swoim niegrzeczno-uprzejmym uśmieszkiem na bladej twarzy.
- Zysk, sława, po cholerę mi te manie śmiertelników? Potęga? Tej akurat mi nie brakuje. - musiał, po prostu musiał to powiedzieć. Oczywiście ujmując najskromniej jak potrafił, bo nie wypada się tak przechwalać już na drugim spotkaniu z kobietą. Zagryzł swoją dolną wargę i uśmiechnął się jakby sam do siebie, pod nosem powtarzając sam do siebie. - wszystko.

Iskierki w jego oczach podpowiadały, że nie myślał o niczym uroczym, ale też nie było to to, na co wyglądało. To skomplikowane, ważne że sam Frey wiedział już czego może się spodziewać. Zabawne jak mówiąc tak niewiele kobieta zdradziła o sobie właściwie wszystkie najpotrzebniejsze informacje, a i na dodatek nie oszczędziła owianych tajemnicą artefaktów i celów swoich poszukiwań. Piekielny, który wcześniej wiedział tylko o bibliotece, a jej zapiski przestudiował niezbyt dokładnie był zadowolony z takiego zastrzyku informacji.
- Mogę Cię zaprowadzić do biblioteki. Pewnie już się domyśliłaś, że nie została ona zniszczona. - uśmiechnął się pewnie.
- A co do tego co ja będę z tego miał... cóż, jeszcze się zobaczy. Za mną. - odwrócił się i po prostu ruszył w kierunku jednego z korytarzy. On w przeciwieństwie do niej znał już dokładnie plan tych ruin. Posłał jej tylko spojrzenie i uroczy uśmiech przez ramię, sprawdzając czy ruszyła za nim.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Och, zawiodłam się... - przeszło jej przez myśl, kiedy czuła wpatrzone w nią spojrzenie piekielnego. Cóż, nie do końca tego się po nim spodziewała. Przy pierwszym spotkaniu, oprócz ukazania przez niego swojej potęgi miała nadzieję, że rzeczywiście jest w tej sytuacji bardziej obeznany. Jednak zobaczyła, że ona powiedziała mu więcej, niż sam wiedział, co było dla niej niezbyt dobrą informacją. W dodatku to pożądliwe spojrzenie utkwione w jej kołyszących się biodrach... Nie zadał sobie nawet trudu wypaść mniej bezczelnie. Ale w końcu to piekielny... chociaż z tą rasą to było coś dziwnego. Jeden z nich dopiero co ją przepraszał za złapanie za rękę i wydzierał się jak dzieciak "Nie będziesz mi mówić, co mam robić!". A teraz ten drugi odegrał małe przedstawienie, naprawdę obrażając jej inteligencję. Och, och. To wszystko miało jedną zaletę - Frey zdawał się być kontent próbą współpracy. Czego dokładnie chciał? Rakhszasa podejrzewała, że pomysł z szukaniem owych tajemniczych starożytnych pozostałości po cywilizacji go ciekawi. Może propozycja czarodziejki połechtała jego ambicje. Jak tylko dojdą do miejsca, w którym zjadą zwoje, dziewczyna musi w jakiś sposób spróbować nieco uzależnić piekielnego od siebie. Dzięki temu może zyska jakąś większą kontrolę nad sytuacją?
Nie podobało jej się, że Frey jest tu po to, żeby jedynie wprowadzić chaos. Nie wydawało jej się, żeby był aż tak dobrym "tajnym agentem", żeby teraz udawać kogoś, kto kompletnie nie wie o co chodzi i tylko przyszedł poprzeszkadzać. Rakhszasa nawet nie chciała po sobie pokazywać, jak bardzo zdenerwowało ją jego działanie. Czuła wiele silnych emocji na raz - między innymi to, że znów jest tak blisko celu! Dlatego najlepszym rozwiązaniem było wszystko przyjmować na chłodno. Już przed chwilą zdołała w jakimś stopniu dać upust emocjom, przez co niepotrzebnie zmarnowała energię magiczną. Obawiała się, że za jakiś czas osłabnie z sił, kiedy zaklęcia podtrzymujące ją sytą i wypoczętą przestaną działać.

Zawahała się na ułamek sekundy, zanim podążyła za nim. Miała nadzieję, że tego nie zauważył, chociaż jego uśmieszek, którym nią poczęstował w momencie, kiedy oglądał się za siebie mógł zdradzać właśnie to, że się domyślił, że nie do końca mu ufa. Co było logiczne, jednak mogłoby to być również zrozumiane jako to, że czarodziejka w pewnym sensie się piekielnego boi. A ona się go nie bała, a wręcz przeciwnie - poczuła przemożne pragnienie zdominowania go. Och tak, on jeszcze mnie posłucha. Zrobi to, czego będę od niego wymagać. A jestem wymagająca.

Kroczyli po korytarzach, nie odzywając się do siebie. Raz na jakiś czas jedynie Rakhszasa zatrzymywała się, obserwując dokładnie ściany murów. Zdołała przekalkować kilka symboli - co ciekawe, w tym miejscu jej kostur mógł płonąć białym światłem, więc nie podążali w mrokach. Zastanawiała się, czy każdym rodzajem magii można tu czarować, czy jakaś jego gałąź - a może to określone zaklęcia? - są tłumione jak na początku ruin. Jednak ani słowem nie odezwała się do Freya, czasami rzucając mu tylko zimne spojrzenie. Chociaż, nie było to jedynie chłodne, nienawistne spojrzenie... a może nawet uwodzicielskie?... na pewno było na tyle tajemnicze, że nie dało się odgadnąć, o czym właścicielka tych oczu myśli.
Teraz posłusznie szła za nim, pewnie stawiając kroki, nieco niecierpliwiąc się tym, że tak długo muszą iść, aż znajdą się w bibliotece. A może to nie tam prowadzi ją Frey?
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Szedł tak pewnie i spokojnie, jakby znał te ruiny na pamięć. W rzeczywistości może i nie było to zupełnie tak, ale dobrze jest sprawiać dobre wrażenie. Frey całkowicie ignorował zagrożenia jakie mogą skrywać kręte, podziemne korytarze ogarnięte całkowitą ciemnością. Jego wysokie poczucie mniemania i ego skutecznie przysłaniały mu wzrok, poza tym ostrożność i niepewność zupełnie nie pasują do postaci piekielnego, przynajmniej nie do tego. Czarodziejka już po kilku chwilach wyczarowała drobne światełko, ten nawet się nie odwrócił, choć równie dobrze mogłoby to być zaklęcie ofensywne wymierzone w jego plecy, cóż wykluczył tę możliwość z góry. Sposób w jaki pewność siebie piekielnego wpływała na jego zachowanie był co najmniej niebezpieczny, całkowita ignorancja, choć zwracał uwagę na każdy nawet najdrobniejszy szczegół. Stanął, gdy korytarz rozdzielał się na trzy kierunki. To nędzne delikatne światełko go poirytowało, zacisnął na krótką chwilę lewą dłoń w pięść, spory płomień rozbłysł oświetlając ciemne korytarze znacznie lepiej niż światełko Rakh. Poza tym ręka Freya od przedramienia była czarna, a zakończona ostrymi pazurami. - Nie przemęczaj się ślicznoto. - rzucił do niej krótko, a w jego głosie można było dosłyszeć nieco dumy, bo w końcu znowu był w czymś od kogoś lepszy. Nie wiadomo, czy wiedział o tym, że czarodziejce z czasem i to całkiem niedługo może zacząć brakować energii, czy był to ślepy traf. Więc trzy korytarze przed nimi. Spojrzał w stronę każdego z nich i zanim Rakhszasa zrobiła to samo ruszył. Oczywiście przed siebie, bo jakże inaczej. - Za mną. - wybrzmiało pewnie.

Korytarz był nieco węższy i znacznie dłuższy od poprzednich, więc oboje musieli zdzierżyć swoje towarzystwo w ograniczonej przestrzeni jeszcze przez jakiś czas. - Opowiesz coś o sobie? - zapytał nagle przerywając monotonne trzaskanie płomienia przy jego dłoni. Warto znać swojego przeciwnika, a jeszcze lepiej być z nim blisko, więc czemu miałby nie zainicjować rozmowy. Jego ignorancja na pewno nie będzie pomocna w tejże czynności, a jeśli czarodziejka zdecyduje się być małomówną, lub co gorsze tajemniczą to będzie musiał zadowolić się niemą towarzyszką. Uśmiechnął się sam do siebie. Stanęli przed krętymi schodami po kilku chwilach. Spojrzeli w górę, dostrzegając, że część ruin zawaliła się i tędy na górę już raczej nie wejdą. To dziwne, bo jeszcze niedawno można było tędy przejść. Czyżby znowu coś chciało przeszkodzić Czarodziejce w sięgnięciu celu?
- Te schody prowadziły niemal bezpośrednio do biblioteki. - oznajmił, opierając się jedną stopą i plecami o ścianę, spojrzał na nią z błyskiem w podłych oczętach.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Pewność w chodzie Freya utwierdziła Rakh w przekonaniu, że piekielny musiał już długo być tu przed nią. Jednak jego pobyt w tych ruinach zdawał się być przypadkowy, a przynajmniej Łowca dobrze udawał swoją tożsamość. Cóż, w każdym razie był lepszym "piekielnym" niż Jon. Jednak oprócz tej wiarygodności, nadal wiedziała o nim za mało. Przez ten ironiczny uśmieszek i przerośnięte ego miała ochotę poznać go lepiej, oh tak, ten chłopczyk powinien okazać jej więcej szacunku, a Rakh pokaże mu, co potrafi. Przestałby się tak wywyższać.
Wygląda na to, że zdominowanie Freya stało się cichym pragnieniem czarodziejki.
W końcu przestała robić notatki z korytarzy ruin, gdyż natrafili ma miejsca, gdzie na ruinach namalowane były jedynie ozdobne motywy roślinne i zwierzęce. Rakhszasa nie znała się dobrze na sztuce i architekturze tej starożytnej cywilizacji, którą studiowała, jednak pomyślała, że jest to mało ważne. W każdym razie nie wyglądało to na nic, co miałoby jakikolwiek związek z ichnimi wierzeniami. W takim razie ogarnięcie tego mogło zejść na dalszy plan.
- Od jak dawna tu jesteś? I KIM jesteś? - zwróciła się do niego, a echo jej pytania jeszcze chwilę pobrzmiewało wśród kamieni Zatopionego Miasta. Zatrzymała się, czekając, aż i on odwróci się w jej stronę i odpowie. Jej idealna twarz była oświetlana przez nikłe, zimne promienie kostura. Patrzyła na niego surowym wzrokiem, analizując i jego spojrzenie. Chociaż rozpraszał ją ten cyniczny uśmieszek, nie dała tego po sobie poznać. Czasami tylko jej oczy z kontaktu wzrokowego zerkały, na ułamki sekund, na jego usta. Mimowolnie. Mimo to, kiedy Frey odwrócił się i z powrotem zaczął ją prowadzić, skarciła się w duchu za danie mu takich sugestii. To mogło wyglądać dwuznacznie.
Bez cienia uśmiechu również patrzyła na niego, kiedy ukazując swoje możliwości - i niepotrzebnie marnując energię - użył zaklęcia, dzięki któremu rozproszył mroki ruin. Bez słowa dmuchnęła na kostur, gasząc jego nikłe światło, niczym zapaloną zapałkę.
Przygryzła dolną wargę, z determinacją wpatrując się w ściany kamiennego korytarza.
Zwłaszcza, że ów korytarz zaczynał się zwężać. Cudownie, dlaczego ten mężczyzna tak bardzo musiał działać jej na nerwy!? Jednak w tej sytuacji musiała stawić mu jakiś rodzaj oporu, coś, co sprawi, że stanie na stanowisku w tej dziwnej relacji wyżej od niego.
Nadarzyła się ku temu okazja, gdyż tym razem to on zapytał ją o to, by powiedziała coś o sobie. Akurat stała tuż za nim, a ponieważ korytarz opadał, jej usta były na wysokości jego uszu. Celowo więc pochyliła się, żeby móc wyszeptać mu:
- A co chciałbyś o mnie wiedzieć, kwiatuszku? - uśmiechnęła się. - Skoro pytasz, może wyrażasz ochotę poznania mnie bliżej? - zakończyła niskim, melodyjnym, kobiecym głosem. Wtedy odsunęła się od niego i zachichotała - jednak nie był to dziewczęcy śmiech, a ten dojrzały, uwodzicielski. Uśmiechała się delikatnie, z widocznym małym triumfem w oczach. Teraz czekała jedynie na jego reakcję.

- Cudownie, coś przypadkowo zasypało nam przejście do biblioteki? - patrzyła na niego nieufnie, z rozchylonymi wargami. Podeszła bliżej, stając przed nim - stopień wyżej, tak by być dokładnie naprzeciw jego oczu, i odezwała się cichym, równie kobiecym co wcześniej, głosem:
- Nie wiem, czego mogę po tobie oczekiwać. Nie wiem, czego chcesz i do czego cię to prowadzi. Jeśli znasz te ruiny, to znaczy, że i ty czegoś tu szukasz. Mimo to kiedy mówiłam o artefakcie wyglądałeś na kogoś, kto nic o tym nie wie. Teraz albo przypadkowo coś zasypało nam przejście, albo zawiodłeś mnie w ślepą uliczkę. Kogo udajesz? Nie wierzę, żebyś dla kogokolwiek pracował, tacy jak ty są zbyt dumni, żeby być najemnikami. Robisz coś na własną rękę. - syknęła. Przysunęła się jeszcze o centymetr bliżej - Tylko co?
Zacisnęła mocniej palce na kosturze, po chwili odsuwając się od niego, choć była tak blisko, że niemalże mógłby skraść jej pocałunek. Teraz, z dystansu, nadal podtrzymywała z nim kontakt wzrokowy. Machnęła kosturem w kształt półokręgu, dzięki czemu stworzyła roślinne sklepienie na murze wokół schodów, a kamienie kawałek po kawałku ustępowały jej przejście. Potężne, grube konary chroniły korytarz przed zawaleniem się. Rakhszasa była ostrożną kobietą.
Strzepała pył z sukienki w okolicy bioder.
- Za mną - powiedziała stanowczo, naśladując Freya. Dopiero wtedy oderwała do niego wzrok, ruszając przodem po schodach.
Gdyby to miejsce okazało się kolejną pułapką, magiczne rośliny z łatwością oplotą Łowcę i go unieszkodliwią.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Kwiatuszku... jakby Frey był rośliną to z pewnością cholernie trującą i rzadko spotykaną. Chodź te szpony na czarnym przedramieniu mogły przypominać kolce, a sam płomień jakby na chwilę przybrał kształt kwiatu róży. Dobrze, że nie przystawił go jej do twarzy, bo powąchała. Pewnie pachniało zwęgloną skórą, albo siarką, mało romantycznie. Ciężko, oj ciężko jest romantycznej duszyczce osoby o lodowym skamieniałym sercu i tak ognistym temperamencie. - Powiedz jakie znasz arkana magii i co jeszcze potrafisz. - zapytał tak po prostu, bo uznał, że to jedna z ważniejszych kwestii w sprawach dowodzenia i obierania taktyki na ewentualne walki. Poza tym lepiej dobrze znać potencjalnego wroga, ale o tym akurat Frey w tamtym momencie nie pomyślał. Może to dobrze wróży tej relacji, której status z góry ustalony był na skomplikowany. Te charaktery nie dogadają się, chociażby tylko dlatego, żeby zrobić sobie na złość. Zignorował uwagę o zablokowanym przejściu. - Czegoś. Wszyscy uganiacie się za jakimiś materialnymi bzdetami. - Patrzył jej pewnie w oczy i uśmiechnął się tak chłodno i cudownie, a wyraz jego twarzy zdradzał, że już dawno mógłby wziąć od niej to, o co się tak prosi, ale nie robi tego tylko po to, by dać jej swoistego pstryczka w nos.

Oczywiście piekielny puścił kobietę pierwszą po schodach, kiedy już umożliwiła im przejście. Nie mógłby zrobić inaczej, po tym jak strzepnęła pył z okolic swoich bioder... tfu, znaczy savoir vivre nakazuje by kobiety szły pierwsze po schodach. Przecież nic innego nie kierowało Freyem, w końcu to szanujący się gentleman. Tylko wzrok jakoś ciężko było mu podnieść wyżej niż z wysokości jej tyłka, może to zmęczenie, bidulek w końcu czekał na tę jedyną czarodziejkę, która go odwiedziła dość długo, bo wcześniej musiała się przecież pobawić w opiekunkę piekielnych i innych istot z rozdw... roztrojoną jaźnią. Cóż, każdy ma swoje priorytety Rakh.

Mimo wszystko piekielny kroczył dość ostrożnie, a w miarę jak postępowali coraz wyżej po schodach musiał oderwać wzrok od subtelnie kołyszących się bioder czarodziejki. Obserwował, czy żadna nowa przeszkoda nie pojawi się przed nimi, odwracając się praktycznie co chwilę w tył. Mruknął do niej dość cicho. - Głazy były ułożone bardzo nienaturalnie, pilnuj się Kwiatuszku. - nie uważał, że mogła tego nie zauważyć, ale lepiej się upewnić, że oboje będą mieć oczy dookoła głowy. Nie chcieliby przecież wpaść w zasadzkę, choć oczywiście Frey i tak nie obawiał się zbytnio. Przecież ktoś z jego potęgą i talentem takim jaki posiada Rakh nie powinien. W jego umyśle po prostu chyba brakowało jednego słowa. - porażka. Wykluczona z góry w każdym planie, żadna myśl nawet nie zahaczała o to słowo, aż w końcu z biegiem lat zniknęło ze słownika piekielnego budując jeszcze większą pewność siebie, zdobytą zresztą wraz z rozwojem umiejętności.

Pokonując schody urocza parka dotarła do wielkiej hali biblioteki w kształcie kuli, na prawdę dużo tu było miejsca, księgi i papiery walały się nawet po podłodze, a w trzech miejscach kręte schody prowadziły na wyższą kondygnację. Przestrzeń była tak duża, że łatwiej byłoby się rozejrzeć osobno, ale czy rozdzielanie się jest bezpieczne z perspektywy tego, że może ich tu spotkać wszystko. Absolutnie wszystko. Halę owiewał potwornie chłodny wiatr, a płomień Freya zmienił barwę na błękitną i stał się całkowicie zimny, co sugerowało, że magia jest tutaj dezintegrowana przez starożytną energię. Urocza towarzyszka piekielnego będzie musiała uważać i postarać się znacznie bardziej by uzyskać zaklęcia i efekty, których zapragnie. Mężczyzna zgasił ogień i rozejrzał się, kilka świetlistych sfer oświetlało otoczenie, zdawały się świecić bez przerwy od czasu antycznej cywilizacji... całość była co najmniej imponująca, Frey miał jedynie nadzieję, że nie podnieci to wszystko Rakhszasy bardziej niż on... to chyba złudna nadzieja.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Kobiecy, zalotny, choć jednocześnie zdystansowany uśmiech nie zszedł z twarzy Rakh, kiedy usłyszała, jakie pytania zadał jej Frey. Dokładnie czegoś takiego się spodziewała i byłaby wielce zdziwiona, gdyby podchwycił jej ton głosu i odbił pałeczkę, próbując ją uwodzić. Nie, ona wiedziała, że to nie w jego stylu. Grał na innych zasadach, do których czarodziejka z łatwością się dostosuje.
Przemknęło jej przez myśl, że ognisty kwiat w dłoni piekielnego wygląda pięknie. Już sekundę później dziękowała w duchu za to, że Frey nie jest w stanie czytać w jej myślach.
Niczym nie zrażona więc jego tonem głosu i pozornym zignorowaniem jej zalotności, odpowiedziała mu:
- Byłam pewna, że zdołałeś się domyśleć. Nie wyczytałeś tego z mojej aury? - po chwili ciszy dodała - Zajmuję się magią istnienia i ducha.
Nic więcej nie powiedziała, a jej uśmiech został jedynie tajemniczym cieniem na jej ustach. Jej wzrok błądził po kamieniach, a o czym ona sama myślała? Nikt, nawet ona sama, nie potrafiła tego powiedzieć.

I on nazwał ją kwiatuszkiem, co akurat było już bardziej trafnym określeniem. Przypomniała sobie ognistą różę. Odwdzięczyła się za nią, kiedy więc przechodzili pod roślinnym łukiem podtrzymującym sklepienie, na konarze wyrósł piękny kwiat. Widać było jednak, że jest magiczny - miał nieregularny, choć piękny kształt, duże płatki i w dziwny sposób migotał... Do tego śliczny, słodki choć uwodzicielski zapach. W sumie, ta woń kojarzyła się z Rakhszasą. A co do ostrożności, tej czarodziejce nigdy nie brakowało. Oczywiście pod jednym warunkiem - kiedy była zdenerwowana, potrafiła zrobić wszystko.
Czarnowłosa szła po tych schodach powoli, żeby nie narazić się na niebezpieczeństwo, chociaż w duszy czuła, że z chęcią pognałaby po tych schodach najszybciej jak potrafi, skacząc po nich jak podekscytowane dziecko. Zresztą, czuła nutkę podniecenia w podbrzuszu, niemalże potrafiła wyczuć pod palcami ziarnistą fakturę pergaminu, wysuszoną na wiór lub nieco zamokłą... Czekają ją długie godziny spędzone nad rozszyfrowywaniem antycznych zapisków. Zastanawiała się tylko, czy będzie to robić w jego towarzystwie...
Rzuciła mu przeciągłe spojrzenie przez ramię, jednak z jej wzroku trudno było cokolwiek wyczytać. Tak samo jak i z emocjo, które się w niej kłębiły na myśl o piekielnym. Czarodziejka była mądra na tyle, żeby wiedzieć, że przede wszystkim powinna postępować racjonalnie i tak, by mieć dla siebie jak najwięcej korzyści, jednak mimo to jego obraz przysłaniało jej pragnienie zdominowania go w jakiś sposób. Czy chce prowadzić z nim jakąś tanią gierkę? Niee... tu chodziło o coś zupełnie innego, tak samo jak odnalezienie artefaktu było dla Rakhszasy ważne na tyle, że zdołałaby się poświęcić, tak samo jego udział w tym przedsięwzięciu nie mógł być przypadkowy i pozbawiony większego znaczenia. Trzeba tylko trzymać swoje emocje na wodzy...

Przy kilku ostatnich stopniach Rakhszasa siłowała się ze sobą, żeby nie przyspieszyć, jednak istniała możliwość, że przejście jest w jakiś sposób magicznie chronione - dlatego wstąpiła do pomieszczenia powoli i godnie, dumnie unosząc głowę i uśmiechając się z satysfakcją. Skoro Frey był tu wcześniej i zaprowadził ją tutaj nie po to, by ją zwabić do tego miejsca, powinien zastawić tu jakąś pułapkę - jednak Rakhszasa nie wychwyciła tu śladów magii. Co ciekawe, mało było tu również śladów tej starożytnej energii... cóż, może biblioteka chroniona była inaczej? Za niedługo czarodziejka mogłaby sama się o tym przekonać, przekopując się przez setki zwojów, jakie były w tym pomieszczeniu.
Wyszła kilka kroków wprzód, żeby zrobić przejście dla Freya (w końcu jego ego też musiało się gdzieś zmieścić), obracając się w miejscu i śmiejąc się euforycznie. Wciąż z uśmiechem na twarzy patrzyła, jak ogień piekielnego zmienia się w swoje zupełne przeciwieństwo. Uczucie triumfu i radości z odnalezienia tego miejsca, na które tak długi czas czekała, musiała odłożyć w czasie. Zbyt łatwo zaślepiają ją emocje, Rakhszasa wiedziała o tym, ale wady nie eliminują się same.
Bez słowa obejrzała się na światła, które od wieków rozpraszały mroki biblioteki - jakie to dziwne, czemu wcześniej ich nie spostrzegła? Nie poczuła też ich siły magicznej. Postanowiła podejść do jednego z nich.
- To miejsce chyba rządzi się innymi prawami, niż każde inne... - stwierdziła, przyglądając się jakby perłowej kuli, która rozświetlała przestrzeń.
- Zastanawiam się, czy jeśli czar nie miałby przeciwieństwa, zapanowałby chaos? - dodała, idąc w stronę pierwszej kolumny zastawionej księgami. Szukała jednej, konkretnej, nazywanej Dziennikiem Zandera. Chyba bardziej z ciekawości niż z konieczności postanowiła coś sprawdzić... oddaliła się od półek, żeby móc użyć czaru przywoływania.
Uniosła kostur i... dookoła niej i Freya zaczęły latać jak wściekłe osy fragmenty kart, papirusów, pergaminów i notatek wyrwanych jakby z zeszytów.
- DOŚĆ! - wrzasnęła kobieta, uderzając kosturem o posadzkę, akurat wtedy, kiedy i z półek zaczęły unosić się książki. Wszystkie opadły na podłogę, robiąc przy tym duży bałagan - każda z nich teraz leżała gdzieś wśród chaosu. Tylko jedna nadal była na swoim miejscu... Właśnie w tamtą stronę udała się Rakhszasa.

Jak pieszczotliwie dotykała opuszkami palców okładki, nabożnie naśladując jej złote ornamentacje palcem wskazującym. Westchnęła cicho, a kiedy już była pewna, że może bezpiecznie otworzyć księgę, przewertowała jej zawartość.
Nienawidziła takich momentów, w których jej wielka radość zostaje zastąpiona zawodem. Walczyła ze sobą, jednak wściekłość zalała jej umysł tak dużą falą, że nie była w stanie jej stłumić. Lekko dygocząc, skierowała się w stronę Freya, jakby dopiero teraz przypominając sobie, że jest obecny razem z nią w tym miejscu.
- Ktoś wyrwał stąd strony... ktoś kto był tu przede mną... - syknęła, pozornie spokojnym i ściszonym głosem.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Odpowiedź Rakszasy odnośnie jej zdolności była równie wymijające, co pytanie Freya niekonkretne. Czyżby czarodziejka, a raczej jej urok osobisty rozpraszał na tyle, że mężczyzna nie mógł się skupić na myśleniu? Piekielny w konsekwencji nie dowiedział się niczego nowego, chociaż szczerze wątpił, że to wszystko co potrafi czarodziejka. Z drugiej strony nic dziwnego, to mądra decyzja by zachować kilka tajemnic o sobie i umiejętności na czarną godzinę. Cóż, gdyby grali w pokera to liczba asów w talii z pewnością by się nie zgadzała, bo każde z nich miało ich sporo w rękawie, z tym, że na tym poziomie rozgrywki nie ma miejsca na niższe karty, prawda?

Czarodziejka będąc tak blisko swojego celu zdawała się na chwilę wyłączyć racjonalne myślenie, wstępując do biblioteki wyglądała mniej więcej jak mała dziewczynka, którą tatuś właśnie zabrał do sklepu pełnego różowiutkich laleczek. Tak Rakh, malutka, urocza i zupełnie niegroźna dziewczynka. Ładne porównanie, prawda? Frey stanął obok niej i uśmiechnął się delikatnie, po czym spokojnie ruszył za nią, gdy zaczęła tak radośnie hasać między półkami. Moc magiczna tej kobiety była z pewnością imponująca i dająca do myślenia komuś takiemu, jak ten piekielny. Z pewnością warto mieć taką sojuszniczkę, tylko czy jej temperament i charakterek dadzą za wygraną? Wątpił, ale tym lepiej, bo wyzwania lubił od zawsze. To dość patowa sytuacja, kiedy spotykają się dwa charaktery, które za wszelką cenę pragną się zdominować. Niby odrzucając od siebie takie myśli, bo w końcu są inne priorytety, ale jednak trzeba zrobić drugiemu na złość, okazać się lepszy, w każdym nawet najdrobniejszym szczególe, być zawsze o krok do przodu. Cholernie budujący rodzaj rywalizacji, to trzeba przyznać. Toteż Rakh specjalnie nie ukrywała tego ile mocy drzemie w tym stosunkowo drobnym kobiecym ciele, gdy poskromiła cały chaos jednym słowem, gestem właściwie. Frey przez chwilę poczuł się zazdrosny, dotykała tę księgę tak czule i uroczo, może z nią serio jest coś nie tak, jeśli woli papirus od niego? Zaśmiał się cicho, niefortunnie dokładnie w tym samym momencie, kiedy się do niego odwróciła i syknęła jakby oskarżając go. Przybrał poważną minę i spojrzał na nią pewnie.
- Mówiłem już, schody wcześniej nie były zablokowane. Ktoś musiał nas uprzedzić, sporo tu się kręci poszukiwaczy skarbów... albo innych grupek. - zastanowił się chwilę. - Ty... nie podpadłaś kiedyś jednej z takich organizacji? - zapytał tak, jakby właśnie jego umysł złączył kilka elementów w spójną całość, a jego mina nie wyglądała na zbyt zadowoloną. Spojrzał jej w oczy i czekał na odpowiedź z niewielką dozą niepewności przy tym jego cynicznym uśmieszku.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Rakhszasa, zanim jeszcze się odezwała, przez pewien czas wwiercała się spojrzeniem w piekielnego. W tym szaleństwie musiała być jakaś metoda. Analizowała jego wzrok, uśmiech, wyraz twarzy. Każde drgnięcie mięśnia na jego twarzy mogło oznaczać, że kłamie, oszukuje, albo gra. Bordowe tęczówki, przymrużone nienawistnie, błądziły więc w poszukiwaniu prawdy, studiując ciało Freya. Ach, gdyby częściej przebywała wśród ludzi, może mogłaby ocenić to lepiej i szybciej. Wtedy przypomniała sobie o Jonie i odrzuciła myśl integrowania się z innymi. Przynajmniej nie z mocno przeciętnymi istotami, albo z... nieco chorymi psychicznie (Satoria).
Jeszcze przez jakiś czas, pochłonięta myślą o spełnieniu swoich pragnień - znalezieniu dziennika, niemalże zapomniała o obecności mężczyzny. Teraz znów musiała odrzucić chęci zanurzenia się wśród zaszyfrowanych informacji o antycznym ludzie, o szukaniu kryształu, cała sprawa nabiera innego wyrazu.
Jedno jej nie pasowało, w tym całym scenariuszu była dziwna luka...
- Ty... - wskazała kosturem Freya, mrużąc groźnie oczy. - Byłeś tu cały czas. W bibliotece znalazłeś się, zanim postanowiłeś zaatakować mnie i Jona. Nazwałeś go swoim wspólnikiem, choć zdaje mi się, że kogoś takiego jak ty, ten niedorozwinięty piekielny nie zadowoliłby jako przydupas - mówiła cicho, sycząc niemalże jak sprowokowany do ataku wąż. Przyjęła postawę lekko nachyloną, tak, by łatwiej jej było rzucić czar, jeśli zostanie do tego zmuszona. Zaczęła powoli krążyć wokół mężczyzny, jak drapieżnik wokół ofiary.
- Przebywałeś wśród tych ruin, kiedy zakradałeś się do biblioteki, a później zaatakowałeś nas. Musiałeś słyszeć, jak przejście się zawala. Co robiłeś w tym miejscu? Skąd o nim wiedziałeś? Nie wierzę w przypadek.
Cholera, jak bardzo to wszystko do siebie nie pasuje. Jeśli Frey jest jej wrogiem, dlaczego zaprowadził ją tutaj? Chciał, żeby konfrontacja przebiegła w tym miejscu, gdzie każdy czar jest swoim zaprzeczeniem? Możliwe, skoro prócz magii władał bronią białą.
Rakhszasa syknęła.
- Tyle czasu zajęło mi dojście tutaj. Nie pozwolę sobie odebrać dziedzictwa.
Zdecydowała się na atak, jej przewagą mogło być to, że zrobi to z zaskoczenia. Jeśli więc normalnie posługuje się magią istnienia, na jej miejsce wejdzie magia pustki. Magia życia stanie się magią śmierci. Pora dać upust swoim emocjom, po raz kolejny.
- Zaczniemy bawić się w kotka i myszkę, co!? Kruki i ja mamy ograniczoną liczbę informacji odnośnie Kryształu. Inne poszlaki, idziemy inną drogą - zaczęła podniesionym głosem, a wokół niej energia magiczna zaczęła się kumulować, jednak z powodu zakłóceń, jakie tworzyła biblioteka, zdawała się być nieuporządkowana i chaotyczna. Chociaż tak samo gniewna, jak czarodziejka.
Machnęła kosturem w stronę Freya, rzucając go do ściany. Chciała, żeby kamień, lub rośliny oplotły go, pozbawiając możliwości ruchu, jednak ruiny tylko w nieznacznym stopniu przytwierdziły go do muru.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Frey może i nie poczuł się jakoś specjalnie przejęty brakującymi stronami, ale to pewnie dlatego, że dalej próbował pojąć tę wybuchową naturę małej dziewczynki, którą skrywała w sobie Rakhszasa, robiąc zupełnie wszystko by dostać upragnionego cukierka. Podły uśmieszek nie schodził mu z twarzy, ale o tym już chyba nawet nie trzeba wspominać. Pokaz latającego... wszystkiego był z pewnością widowiskowy, ale i nie bez powodu, z pewnością pochłonął znaczną część zapasów energii czarodziejki. Piekielny zdawał się zupełnie nie przejmować brakiem kartek, ale wyglądało to tak, jakby robił jej po prostu na złość. Ruszyła wzburzona w jego kierunku, nawet nie próbując ukryć buzujących w niej emocji, bo w końcu znów coś oddala ją od tego upragnionego celu. Pokrzyczała, pogroziła, snuła intrygi. Na końcu sama nakręciła się tak bardzo, że pchnęła Freya na jedną ze ścian biblioteki, ku jego niemałemu zdziwieniu. Był zaskoczony, że kobieta może być aż tak zdeterminowana, ale właściwie było mu to na rękę.
- Nie unoś się Skarbie, bo Ci zmarszczki zostaną na starość. - zaśmiał się cicho.
- I nie powinnaś tu tak stać i rzucać mną po ścianach, bo na to jeszcze będziemy mieli czas. A osoby, które zabrały te potrzebne Ci notatki mogą być blisko, bo przejście jeszcze niedawno nie było zawalone. Powinniśmy ruszać za nimi. - powiedział pewnie i dość przekonująco, wbijając swoje piekielne spojrzenie w jej ciało tak jak lubił najbardziej, pewnie i nieco perwersyjnie, bo kto mu broni?
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Cudownie, po prostu wspaniale. Rakhszasę nosi, a piekielny jeszcze jej ciśnienie podnosi. Ne odpowiedział na jej domysły. To wszystko było strasznie dwuznaczne - z jednej strony mógł próbować odwrócić jej uwagę na coś innego, żeby móc znowu ją zwieść, a jeszcze inaczej - na prawdę zagrażało im coś znacznie większego. Stanęła w miejscu. W końcu zrezygnowała i z pozycji bojowej, skoro nie otrzymała żadnego kontrataku ze strony Freya. Wyprostowała się, jednak nadal ważyła jego słowa w myślach, zanim zdecydowała się na konkretne działanie.
W końcu ostatecznie przekonało ją dudnienie, które rozlegało się w innej części ruin. Niewiele myśląc pognała schodami w dół, chwytając dłoń Freya i ciągnąć go za sobą.
- Jeśli wykradną mi te notatki, przyrządzę cię na rożnie i dam do zjedzenia wilkom, a jak nie posmakuje im twoja piekielna wątroba, to cię poćwiartuję i wyrzucę twoje resztki do wulkanu przy Thenderionie! Specjalnie się tam pofatyguję, żeby cię odesłać z powrotem do piekła, tam skąd przyszedłeś zniszczyć mi plany! - warknęła, schodząc w dół; kierowała się tam, skąd przyszli. Czyżby znowu musieli walczyć w wielkiej sali?
Strategicznie było to najlepsze rozwiązanie, gdyż większość korytarzy jest zbyt wąska na konfrontację, a inne pomieszczenia mają zbyt wiele przeszkód w postaci gęsto postawionych kolumn, lub nieregularnego kształtu, czy są częściowo zawalone. Dlatego z pełną determinacją biegła w tamtą stronę. Po drodze słyszała jakby tłumione wybuchy, co tylko ją utwierdziło w przekonaniu, że właśnie tam znajdują się jej wrogowie. Czy była to nowa pułapka, w którą chce ją zaprowadzić piekielny? Hah, może tym razem będzie tam Jon i powie "Jak dobrze, że go tu wreszcie przyprowadziłeś"... Uśmiechnęła się półgębkiem na to głupie wyobrażenie.
Nieco wpiła swoje paznokcie w dłoń Freya, kiedy byli już blisko wejścia do sali. Puściła go dopiero wtedy, zerkała na niego, patrząc, jaki ma wyraz twarzy. Czy czegoś nie szykuje?
Z jego wyrazu twarzy nie potrafiła doczytać się śladów zdrady. Jej uważny wzrok wpajał spojrzenie w te jego szare oczy.
- Walcz u mego boku.
Jeszcze zanim weszli, rozległ się kolejny wybuch dochodzący z wielkiej sali. Rakhszasa nie przestała utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego.
- Wynagrodzę ci to.
Sekundę później otworzyła wrota, ostrożnie wkraczając z nim do sali. Zaraz za nimi zostały one zamknięte i zaryglowane. Dopiero wtedy pojawił się przy nich dziwny mężczyzna. Miał na sobie czarny płaszcz, a na twarzy białą maskę z dużym, zakrzywionym dziobem.
- W samą porę. Obawialiśmy się, że już cię nie zastaniemy.
- Białe kruki... - szepnęła, chwytając mocniej w rękach kostur i przyjmując pozycję bojową. Nagle zaczęli wyłaniać się z cienia - było ich razem pięciu, okrążali ich.
- My mamy to, czego szukasz, a ty wiesz, jak to odczytać, moja droga. Czyżbyś była chętna przystać na naszą, jakże kuszącą, ofertę?
Jego głos był niski, nieco charczący. Mówił przeciągle i dość głośnie, choć bardzo spokojnie. Mówił dalej, co Rakhszasa wykorzystała do próby kontaktu z Freyem.
Użyła magii emocji, żeby dostać się do jego umysłu.
Oni nie są czarnoksiężnikami, ale potrafią przybierać postać cienia dzięki artefaktom. Atakują z zaskoczenia, sztyletami. Choć mogą zniknąć, najważniejszym jest, żeby nie dopuścić ich blisko siebie. Unikaj cienia. Tam, gdzie go nie będzie, nie są w stanie przybrać jego postaci.
- My zaprowadzimy cię do naszego szefa, zapewni ci wygody - zaśmiał się gardłowo. - Na takie, na jakie zasługujesz, o jaśnie pani. Już wystarczająco utarłaś nam nasze nosy, jednak łaskawie możemy ci wybaaczyć i... nie zostaniesz stracona. Wyłącznie lekko draśnięta, za nieposłuszeństwo.
Nie atakujmy z flanki. Najlepszym rozwiązaniem będzie stworzenie silnej wiązki światła w centrum i odpieranie ich ataków, przynajmniej na początku. Nie będą mogli się do nas dostać. Jeszcze nie wiem, jak my dostaniemy się do nich, ale... improwizuj.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

No pięknie, po części piekielny sam "wykrakał" sobie te kruki. Przez swoją ambicję i chorą żądzę osiągnięcia celu Rakh zaprowadziła ich prosto w zasadzkę tej tajemniczej organizacji. Nie żeby Frey uważał, że mogą oni stanowić jakiekolwiek zagrożenie dla niego i czarodziejki, na pewno nie w tej liczbie, jednak fakt, że atakują z cienia był dość niepokojący. Zupełnie odruchowo stanął przed kobietą zasłaniając ją swoim ciałem i przyglądał się twarzy, a raczej masce faceta, który zdawał się znać całkiem dobrze jego towarzyszkę. Cóż, szkoda, że nie będą mieli okazji pogadać na osobności, ale piekielny nie lubi takich zamaskowanych organizacji. Z góry uznał ich za bandę tchórzliwych rzezimieszków. Skoro w przeszłości gardził nawet swoją własną armią, to nie trudno się dziwić, że w kwestii takich ugrupowań był bardziej niż pewny, że są to wyłącznie nędzni nieudacznicy, cokolwiek by o nich nie mówiono. Jakkolwiek by nie zagrali. Podły uśmieszek zagościł na jego twarzy, gdy wyczuł gęstniejącą w powietrzu atmosferę, niemal czuł jak płomienie rwą się do ataku, taki to ognisty temperament.
- Jak chcecie mojej czarodziejki, to ją sobie weźcie. - powiedział spokojnie wyzywając ich i wyraźnie zaznaczając słowo "mojej", w tym miejscu puścił jej niewinnie oczko.

Miał jedynie nadzieję, że nie ułatwił sobie za bardzo zadania, gdy w krótkiej chwili przekształcił się w pierwotną, piekielną formę, w pełnej zbroi i z wielkim mieczem w dłoni, zaśmiał się pewnie. Zastanowił się, czy ich nożyki będą w stanie chociaż drasnąć tę stal, cóż trzeba przyznać, iż cicho liczył na jakieś wyzwanie. Cicho mruknął w odpowiedzi do Rakh.
- Stań plecami do mnie i spróbuj nie zginąć. - rzucił jej ten swój piekielny uśmieszek i wyciągnął ostrze przed siebie, wyczekując ataku Kruków. Pomimo, że miecz do najlżejszych nie należał, to Frey dzierżył go pewnie w jednej dłoni, drugą zacisnął w pięść i przygryzł wargę. Długo na to czekał, oj długo.

Gdy cień otoczył ich i chwiejnie tańczył wokół dwóch postaci za sprawą delikatnie migoczącego światła zdawało się w nim przebywać znacznie więcej osób niż na początku. Trudno było się nie domyślić, że są to jakieś parszywe sztuczki tych patałachów, którzy nie potrafili stanąć do bezpośredniej walki. Mieli przewagę zaskoczenia, to na pewno, ale czy wystarczająco znaczną, by pokonać tę dwójkę? Uśmieszek Freya wciąż podpowiadał, że z góry są na przegranej pozycji, obejrzał się jeszcze krótko na Rakh upewniając się, że będzie ona gotowa, by odeprzeć atak. Wtedy pojawiła się przy nim parka Kruków, wyskoczyli z cienia szybko i precyzyjnie atakując sztyletami w odsłonięte punkty, których zbroja nie zasłaniała, a było ich na prawdę niewiele. Piekielny ugiął lekko nogi w kolanach i obrócił się do nich bokiem, odpychając jednego z nich mocnym machnięciem ramienia, drugiego raniąc przy tym cięciem długiego miecza. Rana na jego nieosłoniętym zbroją ciele momentalnie zajęła się ogniem, a zaskoczenie w ich oczach zdawało się napawać Freya piekielną satysfakcją, gdy wbił ostrze w klatkę leżącego krew trysnęła obficie na ostrze, które częściowo zapłonęło przy kontakcie z posoką.
Zablokowany

Wróć do „Zatopione Miasto”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości